Schody ciągnące się od parteru aż po siódme piętro. Nieraz złośliwe, kiedy tylko znajdziesz się na stopniach, one poruszą się i dotarcie do celu zajmie ci dwa razy więcej czasu niżbyś się spodziewał... Zdarza się też, że są w lepszym humorze i ułatwią ci dostanie się z jednego piętra na drugie. Posiadają niezliczone dziury, często ukryte i tylko dzięki doświadczeniu w wpadaniu w nie można się nauczyć, które schodki należy omijać. Ściany dookoła zdobią niezliczone, ruszające się portrety mniej i bardziej znanych postaci.
Jej głos - wyostrzony, donośny - mógłby mieć parę skrzydeł. Miał wrażenie, że wznosi się i wznosi wysoko aż po sklepienie zamku, wibruje w ramach obrazów, przesiąka w ściany jak wilgoć podobna do tej osadzonej w spojrzeniu, dryfuje między szczękami podobnie migrujących schodów, a więc ma skrzydła, więc wzbija się w powietrze jak ptak. Jej głos był ostry jak nagłe, rozjuszone szarpnięcie jak kotwica szybującego ponad zarysem ziemi drapieżnika. On jednak wciąż był spokojny, bo w końcu sam ją poprosił o takie zachowanie, o szczerość choćby brutalną. Miał ciemny, pochmurny wzrok, wydawał się dużo bardziej zmęczony niż poddenerwowany nadchodzącą w tej chwili odpowiedzią, zupełnie tak jakby jego umysł zestarzał się dużo szybciej, jakby nie znał wytchnienia, jakby nie znał dzieciństwa i młodości, jakby ciało którym był obdarzony było zbyt małe, ciasne, pokryte zbyt gładką skórą bez żadnych sędziwych plam. - Powiem ci, co to było - obiecał jeszcze na wstępie. Przeżywał to w inny sposób. Wszystkie, kiełkujące emocje tłamsił zazwyczaj w środku, dlatego był tak oziębły, tak odległy, dlatego zawsze tak trudno go schwytać w garść. Proste pytanie i równie prosta odpowiedź, absolutnie na temat. - Strach. To było akurat oczywiste, to mogła wiedzieć nawet bez wyjaśnienia. Nie mógł wobec niej kłamać, nie mógł również powiedzieć jej obnażonej prawdy. Część jego żałowała, że ma się przed nią otworzyć, otwarcie się jest słabością, a on nie ufał jej jeszcze, nie na tyle by sądzić że nie użyje podobnych, tak kluczowych momentów kiedyś przeciwko niemu. - Zwykły, zwierzęcy strach - ludzie zapominali, jak wiele odczuć jest prostych i zwierzęcych, jak wiele mają wspólnego z tym co uznawali za gorsze, za instynktowne. Zapominali, że wcale nie są szlachetni i staranna hodowla nie jest w stanie wyplenić z nich pierwotnych zachowań. Czy właśnie teraz, w tej chwili zaczynał bawić się grę na sobie znanych zasadach? Prosta, szybka odpowiedź nie była w stanie przecisnąć się przez jego gardło. Nie był podobnie pewny czy Imogen potrafiła go zrozumieć, jakkolwiek. Możliwe, że to dlatego ją testował. Wystawiał na swoją próbę. - Bałaś się kiedyś czegoś? - zapytał nagle z powagą, niemal absolutną, śmiertelną. - …tak, jakby miało od tego zależeć twoje życie?
Imogen wielokrotnie, jeśli nie była w stanie zrozumieć do końca sytuacji, potrafiła reagować w sposób wręcz absurdalny, którego to każda zdrowa na umyśle osoba, powinna się wstydzić. Problem polegał na tym, że Imogen było bardzo daleko do wspomnianego opisu. Sama niejednokrotnie zachowywała się irracjonalnie, mając tego pełną świadomość. Jak choćby teraz, gdzie po prostu napadła swoim zachowaniem na Maurycego, nie potrafiąc wytłumaczyć tego w żaden sposób. Niemniej, nie mogła inaczej. Nienawidziła z całego serca bycia ignorowaną, a właśnie to miało miejsce w trakcie i po sytuacji, która ich spotkała. Chłopak owszem mógł mieć swoje powody i Gryfonka powinna je bez zastrzeżeń uszanować, tyle że nie mogła tego uczynić. Musiała znać prawdę, dlatego też na jej licu odmalowała się w końcu tak silna nieustępliwość. Wpatrywała się w niego błękitnymi tęczówkami, z których to niemalże ciskały pioruny. Domagała się odpowiedzi tu i teraz, nie przyjmując do wiadomości innego rozwiązania. Dumnie uniosła podbródek ku górze, w wyraźnie wyzywającej postawie, która zdawała się krzyczeć, że Skylight nigdzie się nie ruszy bez żądanych odpowiedzi. Tyle że tego, co usłyszała później, kompletnie się nie spodziewała... - Strach? - powtórzyła po nim, marszcząc brwi. Zbił ją z pantałyku, toteż i jej bojowa postawa zelżała zauważalnie. Zaraz to jednak Imogen odchrząknęła, odrzuciła zbłąkany kosmyk włosów na plecy. - Jak to strach? - ponownie spróbowała przybrać bojową postawę, choć tym razem z o wiele mniejszym zaangażowaniem niż jeszcze kilka sekund temu. Dostała odpowiedź, choć nie takiej konkretnie się spodziewała. Ta była tak... ludzka i prosta, że aż zupełnie odrealniona względem ich sytuacji. Nic dziwnego, że Imogen, w swojej prostocie, nie była w stanie jej do końca zaakceptować. Jej umysł wykluczał tę odpowiedź jako nazbyt oczywistą, co nijak miało się do ich sytuacji. Oparła się tyłkiem o kamienny gzyms schodów, dalej czekając na te, które zabiorą ją w odpowiednie miejsce. Tyle że nawet schody uznały, że muszą porozmawiać, bo żadne nie pojawiały się na horyzoncie. W końcu Imogen westchnęła i znów przeniosła spojrzenie na Maurycego, szukając w jego oczach wyjaśnienia. Zamiast tego otrzymała pytanie, które ni jak nie pasowało do tego, co właśnie się działo. - Myślę... że chyba nie - odparła w końcu cicho, dalej nie rozumiejąc. - Ale co to ma do rzeczy? - dodała. Powaga sytuacji jej się udzieliła bo i jej własny głos daleki był do tego sprzed kilku minut. Ten był bardziej powściągnięty, jakby zachęcający do zwierzeń. Niemożliwe? A jednak.
Świat mógł się skończyć, kiedy był jeszcze chłopcem - nagle i nieuchronnie, świat mógł się skończyć w momencie kiedy patrzył na rekwizyty nieżywych, tak dobrze znajomych ciał (mógł stać się tak samo martwy, tak samo zimny jak oni), świat mógł się skończyć po cichu, bez krzyków rozdzierających mu przewężenie krtani, wylanych raptownie niczym wrzątek do pokoju. Świat mógł się wtedy zatrzymać, mógł ale nadal, jak na złość, postanowił iść dalej swoim niezmiennym pędem, obracać skrzyżowaniem wskazówek. Teraz znów było cicho, a wspólna chwila milczenia napięła się niczym struna do niemal nieznośnych granic, odczuł wrażenie, że byłaby w stanie rozciąć mu policzek. Nie wiedział, jakiej odpowiedzi spodziewała się Imogen. (Jakiej powinna się spodziewać?) - Nie zrozumiesz emocji, których nigdy nie czułaś - nie zrozumiesz, a przynajmniej nie w pełni. Odezwał się do niej ciszej, głos wysunął się, wątły i anemiczny jak garść sekretu powierzonego jej w pełnym zaufaniu. Chciał się dowiedzieć, czy miała również te blizny, podobne do tych rozciągających się na krajobrazie jego skóry. Domyślił się, że nie miała, to pewnie dobrze, tak pewnie powinno być. Niewiele osób mogło konkurować z nim w ilości nieszczęścia odciśniętego na stosunkowo krótkim, nieopierzonym życiu. - Te uroki, rzucone na mnie w labiryncie - dodał - namieszały mi w głowie. Tak jakbym widział bogina - oddech, kolejny oddech jak zapora kotwicy która była w stanie go utrzymać. Dobierał słowa starannie, wiedząc, że nie kłamał na tyle by stracić na swojej autentyczności. Strach który przecież okazał był zbyt namacalny, mogłoby go odczytać z jego twarzy nawet dziecko. - Lepiej ci tego nie wyjaśnię - podsumował. Było to również ostrzeżenie, ton napomnienia by nie szukała więcej, nie próbuj, to bezcelowe. Nikt nie rozmawia o swoich największych lękach ze znajomym ze studiów. Nie sądził oprócz tego by było to tematem ich rozmowy, prędzej czymś więcej, czymś sięgającym znacznie głębiej, pod wszystkie wrażliwe tkanki. Musieli na tym poprzestać, przynajmniej w tym momencie. Zastukał palcami w rzeźbioną, kamienną balustradę. Schody krzątały się ponad ich głowami, jeszcze nie racząc się pojawić w długo wyczekiwanym miejscu. - Jeśli nadal nie jesteś zadowolona - rzucił jej znów spojrzenie - najwyżej wynagrodzę ci to w inny sposób - w jego głosie nie utknęło nic na pozór szczególnego, nic co pozwoliłoby jej rozczytać prawdziwe znaczenie słów, zupełnie jakby dał jej w tym całkowicie wolną rękę - mogą stać się tym, co uważasz.
W tamtym jednym momencie wiele rzeczy mogło pójść nie tak, zarówno z jego jak i jej strony. Wszystko mogło się spierdolić, nieodwracalnie i bezpowrotnie. Tylko tych dwoje mogli zadecydować, jaki ostatecznie los ich spotka. Nikt nie był w stanie określić tego bardziej precyzyjnie. Meandry przyszłości wciąż pozostawały nieodkryte, każda chwila i słowo mogło zadecydować o tym, jakiej relacji się doczekają. Imogen nie czuła się dobrze z myślą, że jednocześnie wszystko, jak i nic, zależało od niej. - Mogę spróbować je pojąć - wyszeptała, jakby w ten sposób chcąc pokazać, prosić, by jej nie przekreślał. By zaufał jej na tyle, aby opowiedzieć jej więcej, dopuścić do siebie. W końcu w jaki inny sposób mogliby zbudować cokolwiek, jeśli nie przez wzajemne testowanie siebie i swoich osobowości? Ile są w stanie udźwignąć, jak wiele cierpienia zadanego z tej drugiej strony zniosą? Odgarnęła kosmyk włosów za ucho, jakby w roztargnieniu, choć w ten sposób chciała jakkolwiek zająć swoje ręce. Czekając na niewypowiedziane jeszcze słowa, czas zdawał się stanąć w miejscu, nieskory do nagłego ruszenia z kopyta. A ona cierpliwie czekała na to, co ten jej przyniesie, w akompaniamencie ślizgońskich ust. Skinęła lekko głową, na znak, że usłyszała go, gdy w końcu zdecydował się mówić. Nawet nie zauważyła, że znów zaczęła obgryzać paznokieć jednego z palców u prawej dłoni, dopóki nie poczuła tego charakterystycznego smaku na czubku języka. Od razu odjęła dłoń od ust, a na jej piegowatych policzkach rozlał się delikatny rumieniec zażenowania. - Rozumiem - oznajmiła w końcu po dłuższej chwili ciszy, podczas której analizowała to, co właśnie jej powiedział. Tak, jakbym widział bogina... Jak ona zareagowałaby widząc swojego własnego bogina? Prawdopodobnie w równie irracjonalny sposób. Niemożliwym atakiem paniki, którego prawdopodobnie nie byłaby w stanie przerwać. - Wiesz, szkoda, że nie powiedziałeś tego wtedy - dodała po kilku sekundach, podnosząc na niego spojrzenie błękitnych tęczówek. Słysząc o wynagrodzeniu, delikatnie przechyliła głowę, jakby z zainteresowaniem. Kącik jej ust, uniósł się nieco ku górze, gdy w jej głowie zaczęły pojawiać się różnorakie myśli. - A w jaki sposób? Może jeszcze opłaci mi się zmienić zdanie - mimowolnie przysunęła się do niego bliżej, by po chwili delikatnie dźgnąć go swoim łokciem w okolicy żeber. W zasadzie to nie wiedziała czemu, ale nie żałowała. Przynajmniej miała sposobność do tego, aby odkryć, jak ładny zapach perfum otulał Maurice'a.