W tej średniej wielkości klasie znajdującej się na pierwszym piętrze, od lat odbywają się zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Ze względu na średnie wymiary pomieszczenia, dwa rzędy ławek są stosunkowo blisko siebie ustawione. Nie jest to najlepiej oświetlona klasa. Jednak ściany zdobią różne lampy dające nieco jasności. W rogu pomieszczenia, nieopodal biurka nauczyciela, znajduje się gablota na której można znaleźć wiele nieco poniszczonych już książek dotyczących OPCM.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - OPCM
Wchodzisz do Klasy Obrony Przed Czarną Magią, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Obronę Przed Czarną Magią. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Aash Al Maleek. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak działa zaklęcie Riddikulus? Na czym się go używa? 2 – Jak bronić się przed dementorem? Opisz działanie odpowiedniego zaklęcia. 3 – Podaj trzy odmiany zaklęcia Protego i opisz każdą z nich. 4 – Podaj trzy sposoby na wykrycie trucizn. 5 – Jak postępować w przypadku natknięcia się na podejrzane, magiczne artefakty? 6 – Wymień trzy zaklęcia niewybaczalne i opisz je.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Obroń się przed zaklęciem Drętwota trzema różnymi zaklęciami defensywnymi. 2 – Znajdź i zneutralizuj trzy pułapki magiczne. 3 – Zastaw dwie pułapki - na człowieka i dowolne stworzenie. 4 – Ukryj się przed członkiem komisji, używając nie więcej niż trzech zaklęć. 5 – Pokonaj trzy boginy. 6 – Używając tylko zaklęć defensywnych, przez dwie minuty nie daj przeciwnikowi do siebie podejść.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - OPCM:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Na ostatniej lekcji Swanna Maili nie była. Obiło jej się jednak o uszy co nieco i nie była przekonana czy dalej chce uczestniczyć w lekcjach profesora. Ostatecznie jednak stwierdziła, że nie miała nic do stracenia i jeżeli jej nastawienie do zwierząt miało się kiedykolwiek zmienić – mogło tylko na lekcjach onms. Tak więc poszła na kolejną lekcję dość zdecydowanym krokiem. Nie wiedziała czy bardziej ona wyciągnęła na nią @Ophélie Zakrzewski czy odwrotnie, ale razem szły przez szkolny korytarz kierując się do klasy opcm. Maili nie wiedziała czemu akurat ta klasa, ale właściwie chyba średnio ją to obchodziło. - Nie mam pojęcia. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to nic do czego trzeba mieć szczególne podejście, ani nic co będzie chciało nas zjeść. Chociaż zwierzęta za mną nie przepadają, więc w sumie każde może chcieć mnie zjeść. – odparła i wzruszyła ramionami. Wkrótce potem były już w sali i Maili zmarszczyła brwi widząc dziwnie ustawione krzesła. Przeniosła wzrok na napisane na tablicy słowa i jej brwi jeszcze bardziej się obniżyły. Nie miała pojęcia czego się spodziewać, prawdę mówiąc gdzieś z tyłu głowy świtało jej do czego służyło to zaklęcie, ale nie była stuprocentowo pewna. Orłem z zaklęć to ona nie była.
w parze z Ophélie!
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris nie rzucała się w oczy. Chodziła na wszystkie zajęcia, ba, nawet na te dodatkowe, pilnie wchłaniając przydatną wiedzę. Nie sposób ukryć, że to lubiło, a ONMS od dawna był najgorętszą pasją Krukonki. Potrafiła pochłaniać z zaangażowaniem nawet najżmudniejsze rozdziały książek o magicznych zwierzętach i nie męczyła się najbardziej wyczerpującymi zadaniami przy praktyce. Mimo, że była wszechobecna to pozostawała skryta z boku, zupełnie niepozorna, rzadko odzywająca się na forum klasy. W gruncie rzeczy izolowała się od kilku dni... tygodni... miesięcy. Na lekcję Swanna pójść musiała - uwielbiała nauczyciela, a zwłaszcza jego niecodzienne, dość nieostrożne podejście do pracy. Chciała wyzwań i niebezpieczeństw, opieka nad grzecznymi stworzeniami nie wystarczała już Krukonce. Potrzebowała możliwości rozwoju. Nie wiedziała, co nauczyciel zaplanował, skoro mają spędzić czas w klasie do OPCM - ale czuła, że będzie ostro. Należało więc zapiąć pasy i wybrać się. Uczesała włosy, przeraziła się, że nie może znaleźć swojego ulubionego pióra, wskoczyła w wyprasowany mundurek i w końcu wyszła z dormitorium. I zaraz odnalazła się obok @Riley Fairwyn, które obdarzyła zmieszanym uśmiechem. Skinęła jedynie głową, jeszcze nieco zdezorientowana nagłym spotkaniem (jak się rozmawiało z ludźmi? help!). Popatrzyła na chłopaka z nieco pytającą miną, gdy wspomniał o zapisach. - O, to świetnie. - skomentowała z drobnym opóźnieniem. - I to jest błąd, Riley. Ja już kiedyś tak grałam i nie pamiętam, żeby poszło jakoś tragicznie. Nawet fajnie jest się czasem tak zintegrować. Starała się brzmieć pewnie, ale tak naprawdę często wybuchały kłótnie i sprzeczki między domami. Wolała jednak trzymać się drużyny Ravenclawu... Zamierzała oczywiście wziąć udział, czego można było się domyśleć od samego początku. - Wiesz, że podobno będziemy mieć nowego kapitana? - zapytała za to nagle, tak cicho, żeby tylko Riley mógł usłyszeć. Z jej tonu mogła wywnioskować, że jest nieco zmartwiona. - Nie wiem, czy to jakieś żart, czy Calum Dear nagle pokochał siedzenie na miotle... Lepiej mu wychodzi na dywanie. A co jeśli wpadnie na taki pomysł podczas meczu? Spojrzała z niepokojem na Krukona, przed oczami mając wizję kapitana Kruków wlatującego na boisko na dywanie. Lubiła młodego Deara, głównie, bo był znajomym Lotty, ale nigdy nie wiedziałaby o niczym, co wskazywałoby na jego miłość do Quidditcha. Pamiętała tylko, że wybili mu ząb w Grecji, a poza tym nie widywała go na żadnych treningach. Był całkiem miły i sprytny, dlatego też nie zamierzała go z góry skreślać na tej nowej, odpowiedzialnej funkcji. Po prostu chciałaby, żeby drużyna Ravenclawu odnosiła same sukcesy... - Powinnam mieć więcej wiary. I nie plotkować. - mruknęła, zajmując jakieś miejsce między paroma osobami. Akurat dostrzegła, jak wspomniany Krukon próbuje pomóc Gryfonkom, ale jedynie robi bałagan... Westchnęła, współczując mu tych wszystkich zawstydzających sytuacji. Zobaczyła @Ezra T. Clarke i uniosła rękę w geście powitania, ale dostrzegła, że Krukon wygląda jakoś niemrawo i patrzy na jakąś śliczną Puchonkę, a nie w jej stronę. Dziwacznie więc przekierowała dłoń, niby to w zamiarze odgarnięcia włosów z czoła. Zbyt dyskretne to to nie było. Żenujące, Sourwolf...
Swann dziwił się arogancji uczniów, którzy najwyraźniej go nie zauważali. Miał wrażenie, że zachowywali się bardziej zwierzęco niż stworzenia w Zakazanym Lesie. Na dodatek o wiele bardziej dziko niż wtedy, gdy zabierał ich na zewnątrz. Czyżby męczyły ich cztery ściany? Mówił Ursulli Bennett, że lepiej byłoby przeprowadzić te zajęcia na błoniach, lecz ta uparła się na klasę obrony przed czarną magią. A skoro tak, to nie odpowiadał za wszelkie zniszczenia. - Panno Dear, minus pięć punktów dla Gryffindoru za prowokowanie kolegi – odparł, nie ruszając się z miejsca, póki sytuacja tego nie wymagała, choć kusiło go, by wyrzucić wszystkich za drzwi. Póki się nie mordują, nie było chyba jednak takiej konieczności. - Panie Jonson, minus dziesięć. Jeśli tak cię ciągnie do wody, możesz czyścić toalety w ramach szlabanu, więc to pierwsze ostrzeżenie. Proszę doprowadzić się do porządku. Kiwał głową na powitanie pozostałym uczniom, zastanawiając się, za jakie grzechy go tutaj umieszczono. Jeśli te dzieciaki miały się czegoś nauczyć, oczywistym było, że musiały poznać prawdziwy świat, a nie obrazki z podręczników, jak na zwyczajnej obronie przed czarną magią. Sam pamiętał swoje zajęcia i to, że wilkołaka widział jedynie na zdjęciu w książce, zanim został podróżnikiem. - Myślę,że zna już pan odpowiedź na swoje pytania, panie Vaughn – odparł krótko, nie chcąc wdawać się w dyskusje na temat odgórnych zaleceń. - Proszę się uspokoić – dodał, gdy wybuchło małe zamieszanie, które najchętniej uspokoiłby jakimś zaklęciem. Właściwie to jako nauczyciel chyba nie powinien. Jego obowiązkiem było wyłącznie to, by nauczyli się jakoś chronić, a że postanowił do tego wykorzystać swoje doświadczenia z podróży to już inna sprawa. - A jeśli chodzi o lekcję w lesie, ta kwestia pozostaje jeszcze do ustalenia. Czekał, aż pozostali pojawią się w sali, a gdy każdy zajął miejsca, raz jeszcze poprosił o spokój i nie rzucanie się piórami, które były potrzebne do zadania. - Niech was nie zmyli zaklęcie napisane na tablicy – zaczął swój monolog, bo nie sądził, by ktokolwiek z usadzonych w kole (albo raczej prostokącie) uczniów chciał go słuchać. - Nie będziemy dziś walczyć na różdżki, bo nie jestem profesor Bennett, by bawić się w pojedynki. Chcę wam opowiedzieć o sposobie, którego nauczyło mnie plemię Verdedigers, co w językach afrykańskich oznacza „obrońców”. – Podszedł do tablicy i zapisał nazwę na wypadek, gdyby jednak ktoś chciał poczytać coś więcej na ten temat. Ale tę grupę trzeba było zobaczyć na własne oczy, bo żadna księga nie była w stanie opisać ich pracy należycie. - Są absolwentami Drakensbergu i Uchawi, szkolą się też wiele lat po skończeniu szkoły, by przemierzać kontynent i chronić wioski – głównie te mugolskie – przed niebezpiecznymi stworzeniami. Można ich rozpoznać po amuletach, które sami wykonują i rzucają na nie zapisane na tablicy zaklęcie. Wierzą, że to ich ochroni przed wilkołakami, a czasem wykorzystują je także w walce, gdy znajdą się zbyt blisko przeciwnika. Wyciągnął z kieszeni swojej szaty medalion, który przypominał nieco łapacz snów, choć był o wiele mniejszy. Błyszczał się od przytwierdzonych do niego łusek skorpeny i piór żmijoptaka barwionych na złoto, by przypominały nieco te znikacza. - Nie jest to tylko piękna ozdóbka, a silny magicznie przedmiot. Każdy element jest odpowiednio dopasowany i ma swoje znaczenie. Łuski skorpeny i pióra żmijoptaka są uważane za najpotężniejsze do ochrony, dlatego też otrzymują je najlepsi członkowie Verdedigers. Na wasze szczęście udało mi się trochę ich zdobyć, dlatego przydzielę je najlepszym, by zachować tę tradycję. Więcej informacji możecie znaleźć w podręczniku przy znaczeniach poszczególnych stworzeń. Kiedy już stworzycie amulety, w parach poćwiczycie Adolebit Lupum, zaklinając swoje prace. Gdy zaklęcie się uda, będziecie tego świadomi bez potrzeby atakowania przedmiotem wilkołaka. Jeśli ktoś nie czuje się na siłach, by brać udział w tej lekcji, może udać się do Skrzydła Szpitalnego na końcu korytarza. Rzucił spojrzenie w stronę @Mefistofeles E. A. Nox, który nie wyglądał najlepiej i Swann dziwił się, że Ślizgon w ogóle pojawił się w klasie. Jeśli jednak planował zostać, powinien sprawiać pozory w miarę ogarniętego, by nie wystraszyć pozostałych uczniów lub nie dostać alergii na któreś z piór.
Pierwsze zadanie polega na stworzeniu amuletów na wzór tego, który pokazał Swann. Jak jesteście ambitni, możecie nawet narysować to, co stworzyliście, a nauczyciel na pewno doceni inwencję twórczą jakimiś dodatkowymi punktami. Liczę na Waszą kreatywność i możecie patrzeć do spisów z roślinami i zwierzętami. Korzystacie z materiałów, które leżą na wspólnym dla wszystkich stole. Rzucacie jedną kostką, by zobaczyć, co Wam wyszło. Za każde 5pkt z działalności artystycznej możecie zrobić jeden przerzut. Przy 20 i więcej pkt z działalności artystycznej możecie uznać, że wypadła Wam kostka 6 (chociaż to nudne, a bez ryzyka nie ma zabawy!).
Pierwsze zadanie:
1 Części,z których masz stworzyć arcydzieło, nie są zbyt przyjemne, dlatego okropnie pocą Ci się ręce i przez to nie możesz prawidłowo przytwierdzić elementów do swojego amuletu. Może masz alergię? Wszystko rozpada się, więc Swann nie jest tym zachwycony i każe Ci zaczynać od początku, ponieważ bez amuletu nie wykonasz kolejnego zadania. Rzucasz kostką jeszcze raz, jeśli znów wypadnie Ci 1, nie możesz podejść do zadania drugiego (możesz tylko wesprzeć partnera w zaczarowaniu jego amuletu). 2 Próbowałeś ułatwić sobie zadanie zaklęciem, ale akurat na tę sekundę przypadło zakłócenie i zamiast przytwierdzić na stałe łuskę, która Ci się spodobała, podpaliłeś ją, wywołując w klasie okropny smród ryby. Swann musiał przez Ciebie przewietrzyć, dlatego wszyscy koledzy z klasy denerwują się, że po raz kolejny będą marznąć na zajęciach z podróżnikiem, a Ty tracisz 5 pkt. 3 Nie potrafisz się zdecydować na to, z czego stworzyć swoje dzieło, ponieważ niezbyt uważałeś, gdy Swann tłumaczył, czego najlepiej używać, gdy chce się ochronić przed wilkołakiem. Ociągasz się, próbując podpatrzeć u kolegów, jak wykonać swoją pracę i ostatecznie dobierasz losowe pióra, które akurat przypadły Ci do gustu. Nauczyciel nie jest z tego powodu zadowolony, ale przynajmniej wygląda to całkiem ładnie, więc możesz odetchnąć z ulgą, bo nie zwraca Ci uwagi. 4 Próbujesz pomóc sobie nieco magią, by Twój amulet wyglądał dokładnie tak samo, jak ten pokazany przez profesora, ponieważ bardzo Ci się spodobał. Dlatego rzucasz jeszcze jedną kostką, by sprawdzić, jak Ci poszło: parzysta: niestety zaklęcie Ci nie wyszło i przez to narobiłeś zamieszania, bo rozsypałeś wokół wszystkie elementy potrzebne do pracy pozostałym uczniom. Swann odejmuje Ci za to 10 pkt i każe posprzątać; nieparzysta: zaklęcie się udało, a Twój amulet wygląda tak dobrze, że dostajesz dodatkowo łuskę skorpeny, by efekt końcowy wyglądał tak samo, jak ten plemienia, o którym mówił nauczyciel. 5 Twój amulet nie jest może najpiękniejszym dziełem na świecie, ale wszystko ładnie się trzyma i nie odpada, kiedy nim poruszasz. Swann kiwa z uznaniem głową, zważywszy na to, że wykonałeś go bez użycia magii, dlatego otrzymujesz 5pkt dla swojego domu. 6 Swann dostrzegł w Tobie potencjał twórczy oraz wszechstronną wiedzę na temat właściwości ochronnych niektórych zwierząt, którą kierujesz się przy tworzeniu swojego amuletu, dlatego otrzymujesz dodatkowe 10pkt dla swojego domu i pióro żmijoptaka, które możesz dołączyć do swojej pracy.
Drugie zadanie musicie wykonać w parach przydzielonych przez Swanna, ponieważ zaklęcie jest bardzo trudne do wykonania, a na dodatek musicie je wykonać dwa razy, by zaczarować oba amulety. Rzucacie dwiema kostkami i sumujecie ich wyniki, by dowiedzieć się, jak poszło zaczarowanie tylko waszego talizmanu. W postach uwzględniacie jednak, że rzucaliście urok razem. Przy każdych 15 pkt z zaklęć i opcm lub 10 z onms możecie dokonać jednego przerzutu.
Drugie zadanie:
2 – 3 Zaklęcie jest na tyle trudne, że nie wiecie, jak się za to zabrać i przez to właściciel amuletu przypadkiem go uszkadza. Wasza praca jest przez to spowolniona, bo trzeba naprawić przedmiot z resztek tego, co zostało na stole. Niestety musisz ponownie wykonać pierwsze zadanie, a potem znów rzucić na drugie. 4 – 6 Najwyraźniej jedno z Was nie radzi sobie tak dobrze, bo srebrzyste światło wydobywa się z tylko jednej różdżki, przez co nie jesteście pewni, czy amulet na pewno będzie działał. Gdy pytacie o to Swanna, ten rzuca zaklęcie testujące, którego nauczył się od plemienia. Rzuć jeszcze jedną kostką: parzysta oznacza sukces, nieparzysta – spróbuj jeszcze raz (rzucasz ponownie dwiema kostkami, ale tracisz też 5pkt za nieuwagę). 7 – 9 Próbujecie, ale za pierwszym razem zupełnie nic się nie dzieje. Dopiero ponowna próba sprawia, że z Waszych różdżek wydobywa się delikatne, srebrzyste światło. Zaczarowaliście amulet, ale mogliście się trochę bardziej postarać. 10 i więcej Najwyraźniej jesteście bardzo skupieni, a na dodatek obrona przed czarną magią jest Waszą mocną stroną, bo w momencie wypowiedzenia formuły z waszych różdżek wydobywa się srebrzyste światło, które świadczy o tym, że udało Wam się bez problemu zakląć amulet. Otrzymujecie po 5pkt dla swoich domów.
Macie czas do 18 marca. Możecie też sobie rozbić to na kilka postów, byle do wyznaczonego terminu wykonać całość. Wszelkie pytania kierować do @Margo Hayder.
Kod:
<zg>Pierwsze zadanie:</zg> <zg>Drugie zadanie:</zg> <zg>Kuferek działalność:</zg> <zg>Kuferek OPCM/ONMS:</zg> <zg>Rysunek:</zg> wklej link. Jeśli nic nie zrobiłeś, usuń tę opcję.
Nie uwierzyła mu. Chociaż znała go tak krótko, przeczuwała, że @Ezra T. Clarke kłamie i wcale nie chodzi o to, że się nie wyspał. Nie wnikała jednak, nie chcąc go do niczego zmuszać, tylko podsunęła mu pod nos kolejną wiadomość.
Jeśli będziesz chciał porozmawiać, chętnie Cię wysłucham.
Nie sądziła, aby jej zaufał, zwłaszcza że była dla niego praktycznie obcą osobą, ale czasem tak jest lepiej. Nie chce się zdradzać swoich tajemnic komuś bliskiemu, kto od razu będzie oceniał i o wiele łatwiej porozmawiać jest z kimś spoza własnego otoczenia. Zaraz jednak pojawiła się @Bridget Hudson, więc Margo odwróciła się do niej, by przywitać się w języku migowym. Nadal jednak martwiła się Ezrą, który nie wyglądał dziś najlepiej. Zdawało jej się, że ta lekcja zupełnie nie miała sensu, skoro połowa klasy była jej przeciwna lub wyglądała jak kupka nieszczęścia. Jej uwaga została rozproszona pojawieniem się kolejnych osób. @Ewan Lanceley wszedł do klasy w towarzystwie Ślizgonki ze swojego roku. Posłała mu równie szeroki uśmiech, ale i tak pokręciła z politowaniem głową na sposób, w jaki przywitał Ezrę. Czy chłopcy naprawdę musieli okazywać sobie nienawiść nawet w klasie? Nigdy tego nie rozumiała, bo starała się być miła dla wszystkich, ale nic nie mogła na to poradzić. Starała się słuchać wykładu profesora Swanna, ale za nic nie mogła się skupić, przejmując obecnością niektórych osób i martwiąc o inne. Może dlatego też nie do końca wiedziała, jak powinna się zabrać za swój amulet, gdy przyszła do tego pora. Lubiła różne zabawy plastyczne, ale nie miała zbytnio humoru, by radzić sobie samodzielnie, więc korzystała z pomocy podręcznika. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie dodała czegoś od siebie, więc zgarnęła jedną z muszli, która najwyraźniej znalazła się na stoliku podchwytliwie i uznała, że umieści ją na środku gałązkowego kółka. Spróbowała zrobić w niej dziurki różdżką, by łatwo przewlec sznurek, ale zakłócenie sprawiło, że zamiast zaczarować ten drobny element, zdmuchnęła wszystkie suszone kwiaty na ziemię. Nauczyciel odjął jej za to dziesięć punktów, więc zawstydzona musiała posprzątać cały ten bałagan. Dlaczego musiała być taką łajzą? Wstała z krzesła i zaczęła zbierać rośliny. Starała się zrobić to jak najszybciej, aby nie zmarnować czasu na to, co nie było tematem lekcji. Zrezygnowała napisała coś szybko do Ezry, uznając, że nie ma wyboru i musi go jednak zaczepić i popchnęła pergamin wraz z muszelką w jego stronę.
Pomożesz mi zrobić w niej dziury na sznurek?
Miała nadzieję, że Clarke okaże trochę litości.
Pierwsze zadanie: 4 > 6 Drugie zadanie: 4 i 6 Kuferek działalność: 3 Kuferek OPCM/ONMS: 1 z onms Rysunek: *klik
Lettice Callaghan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : brak lewej nogi do 1/3 łydki, piegata twarz, krótkie włosy, blada, lekko zielonkawa cera, nieprzyjemny wyraz twarzy;
W tej całej sytuacji najśmieszniejsze było chyba to, że brzmiała jak kaczka. Zmuszona do oddychania przez usta męczyła się dwa razy szybciej i miała problem z wykonywaniem każdej najprostszej czynności życiowej. Zastanawiające było, dlaczego czarodzieje nie wymyślili jeszcze maseczki zapobiegającej zarażaniu grypą i innymi równie nieprzyjemnymi schorzeniami. Czasem wydawało jej się, że są zdecydowanie za bardzo zacofaną grupą i zazdrościła tym prze obrzydliwym brudnym mugolom ich zaradności — dlaczego oni, jako czarodzieje nie radzili sobie równie dobrze? Podobno byli tymi bardziej rozwiniętymi, mieli magię, moc, którą mogli rozdysponować na wiele różnych sposobów, a nie korzystali z niej w ten odpowiedni sposób, zajmując pierdołami, totalnymi głupotami. Na chwilę oderwała się od rozmowy z chłopakiem, swymi rozmyślaniem wybiła z nurtu; słowa o bogatym narzeczonym sprawiły, że humor trochę się poprawił, rozbawiona ślizgonka spojrzała na chłopaka. — Jak sobie pomyślę o tych wszystkich bogaczach w naszym wieku, to mam ochotę zwymiotować na tę kamienną posadzkę. — na chwilę przerwała i z udawanym zdegustowaniem zaczęła taksować Ewana od stóp do głów, by dodać. — Czasem wydaje mi się, że jesteś jednym rozgarniętym w tym tłumie przygłupów, — wzdrygnęła się z obrzydzenia i zrobiła dziwną/głupią minę —ale to trochę tak jakbym miała urodzić dzieci własnego brata; chociaż co w rodzinie to nie zginie. — wzruszyła ramionami, puentując ostatecznie. Zanim lekcja się rozpoczęła, Sałata zdążyła trzy razy kichnąć i dwa razy kaszlnąć; poranek miała ciężki, więc nie posiadała przy sobie ani chusteczki, ani szmatki, ani czegokolwiek co skutecznie mogłoby wchłonąć kręcące w nosie i niepożądane smarki. Stała sobie taka biedna w oczekiwaniu na zbawienie, nie za bardzo przywiązując uwagę do tłumaczeń nauczyciela. Spoglądała na COLDa stojącego obok Gryfonek i uśmiechała się ładne w jego stronę, oczekując na chociaż jedno spojrzenie. Często zastanawiała się nad tym czy czasem nosi przy sobie ten wyjątkowo gustowny, ale damski srebrny medalion ze zdjęciem, który wysłała mu na święta — raczej w formie żartu, niż poważnego prezentu. Wydawał się bardzo w porządku, a ona odkąd posiedzieli chwilę w tamtej sali, nie miała czasu pogadać z nim gdziekolwiek indziej. Znów odleciała, gdzieś w nieznane krainy myślami, by zostać wybudzoną prawie brutalnie jednym głupim i wprawiającym w większą kontemplację pytaniem. Wyraźnie zmarszczyła czoło i pytająco spojrzała na blondyna stojącego obok, bo pierwszy raz słyszała o glutołapce. Czy chodziło mu o jakiś dziwny mugolski przedmiot tortur albo inny magiczny wynalazek, którego powstania nie była świadomie. Dopiero po dwóch — trzech minutach uświadomiła sobie, że chodzi mu o chusteczkę do nosa, głupi wyraz pojawił się na twarzy dziewczyny. — Chętnie przyjmę ten skromny podarek — powiedziała ściszonym tonem tak, by nie przeszkadzać uczniom i mówiącemu nauczycielowi — Niech Merlin Ci w dzieciach wynagrodzi — podziękowała ładnie, tak jak na panienkę z dobrego domu przystało i złapała chusteczkę w łapę. Zaciekawiona patrzyła na zbiorowisko piór, kamieni, łusek i innych części ciała zwierząt; jako że nie słuchała, totalnie nie wiedziała co, jak i gdzie, spojrzała więc na przedmiot dzierżony przez Swana w dłoni. Przez chwilę w głowie pojawił się pomysł całkowitego odtworzenia wyglądu nauczycielskiego amuletu, ale Lettice nie potrafiła stworzyć czegoś tak.. Nudnego. Uprzednie smarkając trochę za głośno, schowała chusteczkę do kieszeni, zakasała rękawy i wzięła się za tworzenie. Proces twórczy był ciekawy i trochę przypadkowy, wzięła pióra i łuskę, które najbardziej jej się podobały i nie zwracając całkowicie uwagi na to, co i jak, zaczęła sklejać swoje dzieło. Tęczowe piórka i czerwona łuska, należące do całkowicie nieznanych dla dziewczyny zwierząt, ozdobiły zielone gałązki wilczej jagody. Zadowolona spojrzała na efekt swej pracy, dumna wypięła pierś do przodu i rzuciła w stronę Ewana. — Ja rzucę sobie na to dzieło jakieś zaklęcie, by zostało przy mnie na całą wieczność, chyba — była bardzo zadowolona ze swego dzieła — a Ty, co wyczarowałeś? — dodała zainteresowana, spoglądając na amulet przyjaciela. Wolała takie zajęcia dużo bardziej niż jakieś hasanie po lasach i udawanie, że rozumie się cokolwiek z tego, co przekazywał im profesor. Wiedzy pragnęła to prawda, ale nie w obrębie zwierząt, bo i po co; nigdy nie miała ręki do istot żyjących i jedynie z czymś, co nie prychało, ziało, szczekało czy skrzeczało, chciała mieć kontakt. Przeciętnym zainteresowaniem darzyła nawet swego własnego kota, a co dopiero jakieś smoki czy inne niebezpieczne dziady, które mogły usmażyć, zatopić, podrapać, ukąsić, uszczypać i ogólnie pokiereszować na wiele sposobów.
Pierwsze zadanie: 3 Drugie zadanie: w drugim poście Kuferek działalność: 0 Kuferek OPCM/ONMS:0 Rysunek: Chciałam powiedzieć, że nie mam talentu wcale i ogólnie, ale mi się nudziło i chce punkty dla Slutherinu dodatkowe to namalowałam se swój shitty amulet, proszę się z niego nie śmiać i mnie nie obgadywać za plecami memi
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
O proszę. O wilku mowa, a wilk już tutaj. Co prawda mało groźnie wygląda - wręcz przeciwnie, jakby zaraz miał się rozpłakać, bo nie dano mu tabliczki czekolady ani kubka z kakaem z piankami - niemniej jest. Oraz rozwala swoje rzeczy po całym świecie i połowie Ameryki. Neirin schylił się i wziął notes, aby prostując się zderzyć z Jackiem. Musiał nie zauważyć, jak Moment wszedł do klasy, kiedy nurkował pod ławkę w celu dostania zeszytu Noxa. Zerknął na zaaferowanego Walijczyka i potem na fałszoskopy. Tym razem Jack będzie musiał mocno uważać na swoje rączki. Kolejne kleptomańskie zachowania nie skończą się dobrze dla uszu osób obecnych w sali. A także ich żołądków. Denerwowanie się na piszczące przedmioty sprzyja rozwojowi wrzodów. - Znowu? Nie. Przy ostatniej pełni. - Nie rozwijał tematu. To nie była relacja, tylko naprowadzenie towarzyszy na właściwy tok myślenia. Wszyscy, którzy powinni, już wiedzą, co się stało. Reszta prawdopodobnie słyszała plotki. To niewykluczone. Uniósł wzrok, zauważając kolejne poruszenie i dziwne manewry Rivai'ego. - Liam, lubisz Jacka? - Ta poza była dość dwuznaczna... Przynajmniej zanim Puchon jął cytować popularny serial o gotowaniu podejrzanych, niebieskich cukierków. A potem zniżył głos do szeptu, by upomnieć Neia. Na to pouczenie Walijczyk niewiele odpowiedział. Bo i co miał? Liam zaraz znowu się rozgadał. Ten krótki moment powagi szybko utonął pod falą niezorganizowanej rozmowy. Rudzielec powinien wziąć ją za żarty, zbyć albo odpowiedzieć w podobnym tonie. Tymczasem on znów świadomie zdecydował się odebrać wypowiedź szatyna na poważnie. - Gwiazdę? Nie, ofiarę losu. - Pierwszy raz w Zakazanym Lesie i już zostałeś ośliniony przez wilkołaka. Tylko ty masz takie szczęście. Wychylił się, aby spojrzeć na Mefa, wysłuchując przy okazji przepełnionego szczęściem trajkotania Liama. - Chociaż nie taką, jak twój przyjaciel. - Dodał, nim wesołe rozmowy musiały zostać ukrócone. Rzucił szkicownik Ślizgona na swoją ławkę, zapominając zaraz o nim. Skupił się mocniej na wypowiedziach nauczyciela. Skoro nie dostał odpowiedzi w kwestii Noxa, nie mylił się. Gdyby było inaczej, profesor by zaprzeczył. Ale pewna kultura pracy nie pozwala otwarcie przyznać racji na taki zgoła niewygodne kwestie. - Mm. - Mruknął pod nosem, zanim odleciał nieco myślami. Złapał się na tym, że zupełnie nie słucha, co Swann mówi. Zamiast tego skupił się całkowicie na układaniu piórek. Nie zdarzało mu się to często, ale miewał pewne przebłyski autystycznych zachowań. Teraz był tego idealny przykład. Neirina zupełnie pochłonęła praca. Tworzył amulet, układając łuski, pióra i patyczki wielkością oraz kolorem. Skrupulatnie, dokładnie i powoli, nie zwracając uwagi na nic, co działo się wokół. Czyli także na to, jak powinno się prawidłowo tworzyć amulety. Wobec tego jego, choć zdecydowanie zaspokajał gust estetyczny rudzielca, nie był do końca poprawny. - Teraz twoim boginem będzie fałszoskop? - Spytał cicho Jacka, kiedy wyrwał się z pułapki własnej choroby i znów zaczął dostrzegać otoczenie, w którym się znajduje.
Pierwsze zadanie: 3 Drugie zadanie: 5+6 Kuferek działalność: 0 Kuferek OPCM/ONMS: 5/10 Rysunek: Może jutro.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie byłem przekonany i to znalazło odbicie na mojej twarzy. Integracja z innymi domami wydawała mi się w porządku, naprawdę, a jednak okazja do gry w Quidditcha w tak zmienionych składach odrobinę mnie przerażała. Nie potrafiłem latać tak jak inni, którzy na miotłach spędzali całe dnie i latami podnosili własne umiejętności, ale zamiast przedstawiać jej swoje wątpliwości, rzuciłem tylko ciche „może masz rację”. Nie musiała wiedzieć jak słaby czasami się czuję. W dodatku, mecz, a nawet trening zawsze stanowił dla mnie zagrożenie. Podczas utraty przytomności, traciłem także kontrolę nad swoją metamorfomagią, a chociaż personalnie taka sytuacja aż tak bardzo nie mogła mi zagrozić, czułem przed tym irracjonalny lęk. Zupełnie tak, jakby wiedząc o moim oparzeniu, wszyscy mieli się ode mnie odwrócić. Prawda była jednak taka, że im dłużej trzymałem to w sekrecie, tym ciężej miało być mi się później przyznać. Nie wątpiłem, że kiedyś zostanę postawiony w tej sytuacji, a jednak teraz wciąż nie potrafiłem się przemóc, aby komuś jeszcze powierzać swoje tajemnice. Wciąż wydawało mi się, że zbyt wielu ludzi zna mnie aż zbyt dobrze. Zasłuchałem się w słowa Naeris, wpatrując się w jej profil. Z przykrością słyszałem, że naprawdę ją to martwi. Zależało jej na drużynie o wiele bardziej niż mnie, ale ja byłem tylko niedzielnym graczem. - Myślisz, że nie nauczy nas niczego nowego? - Spytałem równie cicho, niepewien jaki powinienem mieć stosunek do tego typu rewelacji. Nie znałem Caluma na tyle, aby oceniać jego umiejętności miotlarskie, ale skoro Nana się martwiła, mnie zaczęło udzielać się to samo. Uśmiechnąłem się lekko. - Może wtedy dopiero da czadu, skoro jest w tym niezły. Czy w szkolnych zasadach znalazła się klauzula o tym, że podczas meczu można korzystać tylko z miotły? - Pytałem pół żartem, a pół serio. - Nie przejmuj się, zobaczymy co potrafi, gdy zorganizuje nam pierwszy trening. Swoją drogą, coś Ci wiadomo czy coś planuje? - Zapytałem jeszcze, zajmując miejsce obok Naeris. Rozejrzałem się pokrótce wokół siebie, ale nie dostrzegłem nigdzie znajomej twarzy Mel. Na mojej twarzy na moment pojawiła się zmarszczka zmartwienia, lecz szybko się jej pozbyłem. Zaczynałem przyzwyczajać się do jej nieobecności i ta świadomość zesłała na mnie więcej smutku, niżbym się spodziewał. Na szczęście, lekcja wreszcie się rozpoczęła, a gdy Swann już uspokoił nastroje w klasie, ja z ulgą zasłuchałem się w jego słowach. Talizmany wydały mi się niezmiernie ciekawe, więc do zadania podszedłem niezwykle ochoczo. Szkoda tylko, że zdolności wyraźnie mi brakowało, ale o tym miałem przekonać się dopiero za chwilę. - Hej, ale fajne zadanie. - Skomentowałem na głos, zagarniając wszystkie części bliżej i połowę podsuwając koleżance. - Masz już jakiś pomysł? - Zapytałem, bo w mojej głowie natychmiast wyklarowała się jasna wizja tego, co chciałbym mieć w swoim amulecie. Niestety, realizacja była trudniejsza niżbym mógł podejrzewać na samym początku. Najpierw moje elementy zaczęły się rozpadać, zupełnie nie trzymając się kupy, a gdy uznałem, że łatwiej będzie gdy zrobię to zaklęciem, ku swojemu przerażeniu podpaliłem łuskę. Moja twarz zrobiła się blada jak płótno i gdyby nie Swann, najpewniej uciekłbym z klasy. Tak czy owak i tak odskoczyłem do tyłu, przewracając krzesło i prawie lądując na podłodze razem z nim. Nie martwiłem się wietrzeniem, utratą punktów ani zupełnie niczym więcej. Ręce mi drżały. Zacisnąłem jedną dłoń na nadgarstku drugiej, starając się uspokoić, gdy z klasy powoli znikał zapach spalonej ryby. - Przepraszam - szepnąłem do Nany, gdy już mogliśmy kontynuować. - Chyba przekręciłem formułę. - Oboje wiedzieliśmy, że tak nie było, ale ja nie drążyłem tematu. Nawet na nią nie spojrzałem, postanawiając skupić się na tworzeniu amuletu. Ostatecznie udało mi się stworzyć okrąg, którego centrum przypominało trochę układ słoneczny, chociaż „planetami” były tylko łuski o różnej wielkości. Pióra zawiesiłem na cienkich drucikach, a wokół całego łapacza utworzyłem sylwetkę smoka. Nie była idealna, byłem tego świadom, ale bardzo przypominała tego gada, który zostawił mi na twarzy pamiątkę na całe życie. Bardzo dużo czasu zajęło mi samo mocowanie łusek. Uśmiechnąłem się przepraszająco do Sourwolf, gdy uświadomiłem sobie, że większość uczniów już dawno zaczarowała swoje talizmany. - Na trzy? - Spytałem, celując różdżką w nasze amulety.
Pierwsze zadanie: 1, potem 2 Drugie zadanie: 1 i 2, potem 6 i 1, potem 4 i 6 Kuferek działalność: 0 Kuferek ONMS: 27
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
W końcu doczekał się rozpoczęcia lekcji. Wysłuchał z nutką ciekawości o tym co miał do powiedzenia profesor. Raz wiedział o czym mówił raz nie, ale kogo to obchodzi? To tylko Bena sprawa czy wyniesie z tej lekcji cokolwiek czy będzie dalej nietypowym uczniem. Na lekcje naprawdę chodził bardzo rzadko, a jedynie na te które go interesowały, wiedział, że obowiązkowe było chodzenie na zajęcia, ale wiele razy nie docierał na nie. Ale kto jak kto, ale on nie miał zamiaru się tym przejmować. Rozejrzał się jeszcze po klasie w poszukiwaniu brata, być może również pojawi się na tych zajęciach, ale na całe szczęście nie było go. Cały czas nie może dojść do siebie po śmierci matki, a jego przyjazd to był totalny bezsens. Wkurzał go swoim zachowaniem, a tu jeszcze musiał dzielić z nim to samo dormitorium, cholera jasna. Nie ma innych pokoi czy jak? Był teraz zwyczajnie na niego skazany. Gdy tylko profesor dał znać, że mogą wziąć się za robotę od razu się za nią zabrał. Na nieszczęście został dobrany w parę z nielubianą koleżanką. Ehh. Dlaczego on ma takiego pecha? No ale lepsza ona niż jego brat, nie? Bez żadnego słowa podszedł do dziewczyny. Czytając instrukcję próbował stworzyć ten amulet. Po kilkunastu minutach był już gotowy. Spojrzał na profesora widział, że mu zaimponował swoją pracą, dlatego lekko się do niego uśmiechnął. Co jak co, ale Benoui bardzo lubił gdy jego prace mu wychodziły i miał się czym szczycić. Mieli zaczarować swój amulet dlatego skierował różdżkę na swoje dzieło i wypowiedział cicho zaklęcie. - Adolebit Lupum. - jednakże nic, kompletnie nic się nie stało. Przeklnął pod nosem, ale na szczęście profesor tego nie usłyszał, bo jeszcze straciłby jakieś punkty, a nie chciał, żeby jego dom przez to ucierpiał jakkolwiek. Wziął głęboki oddech i ciężko wypuścił powietrze. Druga próba? - Adolebit Lupum. - wypowiedział trochę głośniej odpowiednie zaklęcie i jest. Udało się z różdżki wydobyło się delikatne, srebrzyste światło. Jednakże doskonale zdawał sobie sprawę, że nie było to na sto procent wykonane, ale najważniejsze, że się udało. Spojrzał na swoją współpracownicę dumny z tego co zrobił. Jednak dzisiaj, a przynajmniej na tej lekcji nie miał zamiaru jej obrażać czy jakkolwiek z nią zadzierać, zwyczajnie na to nie miał ochoty.
Pierwsze zadanie: 5 Drugie zadanie: 1 + 6 = 7 Kuferek działalność: 0 Kuferek OPCM/ONMS: 0, 0
Trixie nic nie odpowiedziała na słowa Demetrii. Jedynie lekko stuknęła ją w ramię, aby wiedziała, że ją usłyszała. Prawdę mówiąc, żałowała niezmiernie, że nie ma teraz jakiegoś zmieniacza czasu, który mógłby jej pomóc w „przewinięciu” zajęć. Wolałaby od razu przejść do świętowania. Wciąż spoglądała niepewnie na rozbitą głowę kuzynki, ale dzisiaj była o nią wyjątkowo spokojna. Zajęcia w czterech ścianach nie mogły być równie niebezpieczne, jak lekcje ze Swannem na świeżym powietrzu, prawda? Cóż, przynajmniej miała taką nadzieję. Było to dla Trix niesamowicie niecodzienne, a jednak dzisiejszego dnia po prostu nie miała najmniejszej ochoty na bycie ratowaną czy na ratowanie nikogo. Uważała, że przy Swannie, jej kuzynce może stać się zbyt duża krzywda. Wiary w Demi tak wiele. Kiedy przyszło im wysłuchać wykładu, zupełnie się na nim nie skupiała, dzięki czemu później miała okropnie dużo kłopotu w rozeznaniu się. - Co my mamy robić? - Spytała kuzynkę, przesuwając na stole jakieś łuski i pióra. - Po co nam to? - Uniosła też jakieś badyle. Kiedy wreszcie uzyskała odpowiedź i wreszcie wiedziała co ma zrobić, zaczęła tworzyć swój amulet. Związywała ze sobą rzemienie, w które wcześniej wplotła druciki czy coś równie twardego. Sam środek wypełniła łuską, docinając ją zaklęciem, ale w szale swoich twórczości nie dostrzegła, jak w trakcie i tak wszystko kompletnie przerobiła. Ostatecznie jej amulet bardzo przypominał ten, który miał Swann, a otrzymawszy nadprogramową, ładną łuskę, Trixie od razu ją wykorzystała. Poczuła jakby odrobinę sympatii do nauczyciela, gdy już otrząsnęła się z szoku w jaki wpadła, gdy do niej podszedł. Nie przyznałaby się do tego za żadne skarby, ale ten mężczyzna budził w niej jakiś irracjonalny lęk czy raczej niepokój. - Gotowa? - Spytała Demetrię, kiedy wreszcie skończyła dopinać pióra. Wyglądała na zdecydowanie bardziej zainteresowaną niż na początku.
Pierwsze zadanie: 4, potem 5 Drugie zadanie: 3 i 3, dorzuciłam 5, ponowny rzut: 6 i 4 Kuferek działalność: 0 Kuferek OPCM: 5
Nie zdążył się nawet dobrze wyprostować, aby rzucić okiem na zdobyczną kartkę z notatnika Mefistofelesa, kiedy niespodziewanie sam padł ofiarą ataku. Natychmiast odechciało mu się ziewać pod naciskiem Liama, który na krótki moment sprawił, że Jack'owi mocniej w piersi zabiło. - Mae'n flin gen i! - Wyrwało mu się z ust, zanim jego szczęka została unieruchomiona, zaś głowa puchona ułożyła się na jego ramieniu. Zamilkł, po wcześniejszych przeprosinach jakie udało mu się wybełkotać po walijsku. Chociaż tak do końca jeszcze nie wiedział za co przeprasza. Przekonany był, że to znowu ten nieprzyjemny typ od manipulowania fałszoskopami. Najpierw rozwalił Liama w drodze do klasy, a teraz przyszedł Momentowi urządzić koncert po którym ogłuchnie, podczas napadu epilepsji? Tylko po kiego miałby w ogóle to czynić, na dodatek w czasie lekcji... i dlaczego używał takich samych perfum jak Liam? Jack chyba nadal śni swoje koszmary na jawie. - Liii-am? - Skrzywił się spoglądając na puchona z ukosa, kiedy ten w końcu postanowił uwolnić go ze swoich objęć. Taka pobudka była zbyt brutalna jak na dobry początek dnia. Może gdyby Jack nie miał tylu przewinień na sumieniu, to reagowałby na podobne zaczepki odrobię łagodniej. Niestety podręczniki znikały ze swoistą regularnością, a z kufra Rivaia cyklicznie wychodziły kolejne pergaminy. Gdyby chłopak dodatkowo trzymał w dłoni zimny kawałek metalu, w tedy Jack skory byłby uwierzyć w to morderstwo, czy tam niebezpieczeństwo czające się za plecami. Wszak ostatnio jego przyjaciel zrobił się strasznie popularny pośród podejrzanych typów. Jak on to robił? Zapewne musieli mieć na niego zły wpływ skoro takie żarty mu teraz w głowie. - Zapytaj go lepiej, kiedy mnie tak strasznie znienawidził? - Wrócił do angielskiego względnie się uspokoiwszy, zanim puchon ponownie się nań zaparł by móc sięgnąć do ucha Neirina. Powinien się na niego boczyć? Oczywiście, że nie. Tylko odrobinę podniósł mu ciśnienie. Odrzucił trzymaną wcześniej kartkę na stolik i kiedy Rivai skończył go napastować swoim ciałem, sam pochylił się w jego stronę, korzystając z faktu że ten zaczął się rozglądać po sali, aby zauroczyć swoją perfekcyjnością resztę uczniów. - Mam rozumieć, że od dzisiaj to ty będziesz grasować w zakazanym lesie jako śliniąca się paskuda? - Złośliwy uśmiech wykwitł na twarzy Momenta. - To może ja również powinienem prosić o twój autograf. Bo coś mi się zdaje, że pod koniec zajęć nie będziesz się czuł tak rześko jak w tym momencie. - Zerknął na Mefistofelesa krótko, po czym odwrócił się, by śladem Neirina zająć się swoim zadaniem. Nie było sensu dalej się przekomarzać. Tym bardziej teraz, kiedy Rivai w końcu zauważył temat zajęć.
Taki amulet to dobra rzecz. Jeszcze tylko żeby mu dobrze wyszedł i działał jak należy. Zapewne stanie się nieodłącznym elementem jego ekwipunku... zakładając że Tostek go nie znajdzie i nie zeżre chcąc zwrócić na siebie uwagę Jacka. - Fałszoskop? Nie... na pewno nie. - Nic nie jest straszniejsze od tego co mnie czeka jeśli się złamię i zacznę poddawać wpływom ojca. Może jego zachowanie nie wyglądało jak czynny bunt, ale na pewno nim było. Kto wie co ten dziwak jeszcze wymyśli aby zepsuć mu życie. - Nawet nie chciałbym sprawdzać, wiesz? Są gorsze rzeczy, których należałoby się obawiać. - Odparł mu za chwilę zdając sobie sprawę z tego, że zaklęcie zadziałało niekoniecznie tak jakby sobie tego życzył. Łuska zaiskrzyła się stając tymczasowo w płomieniach, po czym zgasła gdy tylko czerwony język znudził się dewastacją, pochłaniając część jego pracy. - Niech to... - Na dodatek śmierdziało gorzej niż w porcie po rozładunku skalopów.
Pierwsze zadanie: 2 Drugie zadanie: 3+3 ->4 Kuferek działalność: 0 Kuferek OPCM/ONMS: 5/1 Rysunek: Pewnie później jak nie zapomnę.
Ostatnio zmieniony przez Jack Moment dnia Pon 12 Mar 2018 - 21:22, w całości zmieniany 1 raz
Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojej czarnej marynarki materiałową, jedwabną chusteczkę i podał ją Lettice. Uprzedzając wszelkie zwroty wraz z zawartością od razu rzucił szarmancko: - Zatrzymaj ją, niewiasto - nie podnosząc zbytnio głosu. Nie chciał znaleźć się na radarze, zwłaszcza, że coś ewidentnie mu nie pasowało. Pomijając fakt, że stoliki nie były ustawione w rzędy, a na środku leżało dużo różnych przedmiotów które już na pierwszy rzut oka miały pochodzenie odzwierzęce. I nie ten nauczyciel... Co tu się od...? - ONMS? Myślałem, że idziemy na OPCM! - wyszeptał do Sałaty, a na jego twarzy malowało się najczystsze przerażenie. Nie lubił się ze zwierzętami zbytnio. Znaczy... To one nie przepadały za nim, a on szanował ich decyzję. Dlatego świadomie unikał zajęć ONMSu, starając się zaliczać wszystko w wyznaczonych terminach, o których istnieniu zwykle informowała go Margo. Nikt jednak oprócz Lanceley'a w żaden sposób nie podważał swojego bycia w tej klasie. Szybko więc się opanował próbując zrozumieć co ma do przekazania stary belfer. Amulet który pokazywał zrobił na Ewanie wrażenie. On sam nie był strasznie utalentowany manualnie ale zdecydował się podjąć rzuconą rękawicę starając się jak najdokładniej odtworzyć to co zaprezentował Swann. Powoli, powoli. Podszedł do tego jednak dość ambitnie zabierając dużo łusek plumpki żółtej i niebieskiej oraz łusek ramory. Do tego jeszcze kolce jeżanki, kolorowe nici, wodorosty i różę, bo skoro leżała, do dlaczego nie. Potem zaczął ostrożnie wszystko nawijać na kolorowe nici. Na koniec za pomocą magii umiejscowił w środku różę i zrobił jeszcze trzymadełko. Na pytanie Callaghan podniósł swoje "dzieło" uważając, żeby nie pokaleczyć się bardziej niż dotychczas żeby pokazać jej co udało mu się wyskubać. - Order chu*ostwa. Podoba Ci się? - zapytał patrząc z zazdrością na jej o wiele delikatniejsze dzieło. Z muszelką, której już dla niego zabrakło. Jednak tak naprawdę liczył na to, że w ogóle zaliczy. Po minie profesora wywnioskował, że nie jest źle, bo dostał od niego łuskę skorpeny. Jak tylko stary odszedł Ewan spojrzał skonsternowany na ten hojny dar. - I co ja mam z tym teraz zrobić? - może Lettice wie? Spojrzał na nią pytająco unosząc do góry jedną rudawą brew.
Pierwsze zadanie: 4 (wypadło mi jeszcze 1 i 1, ale wybieram z tego wszystkiego 4), później 5 czyli nieparzysta Drugie zadanie: w następnym poście Kuferek działalność: 12 Kuferek OPCM/ONMS: 6- OPCM, 0- ONMS Rysunek: takie tam, proszę się ze mnie nie śmiać
Oderwała się od notatek, w których zastanawiała się czy duchy są rzeczywistym istnieniem, czy jedynie nieświadomą magią: ostatnim zrywem mózgu targanego silnymi emocjami, zbyt obawiającego się śmierci, by ją zaakceptować. Zastanawiała się, czy duch przypadkiem nie był jedynie efektem zaklęcia, które zamknęło umysł nieboszczyka w eterycznej formie, tworząc jego w pełni samoświadomą kopię. Dlaczego miałoby to być nieprawdopodobne? Czarodzieje znają przecież sztuczną inteligencję - obdarzają nią obrazy - może nie wiedząc nawet, co robią, tworzą w ostatnich sekundach życia inne formy sztucznej inteligencji. Gdyby było to prawdą, można by dywagować, czy duch powstały w ten sposób jest tą samą osobą, co trup, czy jedynie trupa marnym cieniem. Cedar jednakże nie miała już czasu na luźne rozważania - wraz z poleceniami profesora trzeba było zacząć skupiać się na zajęciach. Wsunęła długopis pod gumkę do włosów - lubiła przechowywać w ten sposób przyrządy piśmienne. Dostęp do nich był wtedy tak łatwy! Nie była nigdy artystycznym stworzeniem - wręcz przeciwnie, nawet ładnie "o" napisać nie potrafiła. Wciąż jednak pozostawała geniuszem, dzieciakiem tworzącym roboty zanim trafił do szkoły. Znała dokładność i planowanie, od tego więc zaczęła, nie zastanawiając się nad własnym brakiem umiejętności związanych z estetyką. Przysunęła bliżej notatnik, w którym jeszcze parę minut wcześniej skrobała zawzięcie swoje teorie o życiu pozagrobowym czarodziei - czy też raczej o jego braku. Przewróciwszy stronę na czystą zakreśliła wyciągniętym z kucyka długopisem koślawy okrąg, potem przecięła go dwiema liniami krzyżującymi się mniej więcej na jego środku. Owszem - koślawy, mniej więcej. Nikt nie uprzedził, że powinna ze sobą zabrać na zajęcia zestaw przyborów geometrycznych. Wcisnąwszy długopis we włosy schyliła się ku swojej torbie wiedząc, że gdzieś w jej czeluściach znajdują się ołówek oraz gumka. Nie chciała marnować notatnika na kilka nieudanych zarysów medalionu, kiedy mogła pracować ołówkiem na jednym, narysowanym długopisem modelu. Nie był on co prawda narysowany z dbałością - jednak przez lata nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa Cedar nauczyła się już, że nawet na zajęciach z eliksirów nie trzeba zachowywać aż tak wielkiej dokładności jak podczas odmierzania składników chemicznych. Co tego dowodziło? Choćby fakt, że lekcje eliksirów nie wymagały od uczniów podstawowego odzienia ochronnego - na przykład gogli, by opary nie drażniły oczu. Słowem - Cedar nauczyła się, że magia jest czymś odmierzanym bardzo często "na oko". Zastukała końcem ołówka w papier, rozglądając się po rozsypanych przed nią przedmiotach. Uwagę nastolatki zwrócił na siebie kamyk - od razu oceniła, że musiał na łonie natury spędzić sporo czasu w wodzie. Gładkie, zaokrąglone brzegi i wyszlifowany otwór w jego centrum. Zgarnęła go wolną dłonią nim skusił się nań kto inny. Przetoczyła go między palcami, wprowadzając się w stan skupienia. Czy ten kamyk był magiczny? Czy istniały kamyki posiadające z własnej natury właściwości magiczne, które nie zostały im nadane przez czarodziejów? Czy Istniała magiczna petrologia, czy choćby magiczna petrografia? I dlaczego Cedar musiała zadawać sobie takie pytania choć była już w połowie szóstego roku nauki? Położyła kamyk obok siebie po czym, mrużąc oczy, zaczęła zastanawiać się w jaki sposób stworzyć promienisty układ, mogący podtrzymywać kamyk w centrum okręgu splecionego z gałązek, i się przy tym nie narobić - zdawała sobie doskonale sprawę z własnej niższości w artystycznych pracach, co oznaczało, że im mniej jej praca będzie zakładać przeplatania, wicia i wiązania, tym większą miała szansę na sukces. Okrąg. Pętelka. W jej środku przywiązałaby kamyk na krótkim odcinku sznureczka. Od niego promieniście. a'la ośmioramienna gwiazda, rozchodziłyby się sznurki podtrzymujące pętlę. Mrucząc głupio pod nosem rzeczy takie jak: "Nieee, nie zadziała." lub "Supełki?" szybko przesuwała ołówkiem, szkicując swój pomysł. Skończywszy wrzuciła ołówek do torby i rozejrzała się ponownie po sali, tym razem w pełnym skupienia poszukiwaniu potrzebnych materiałów. Zacisnęła lekko usta wyciągając jednocześnie długopis spod gumki do włosów, zbyt wciągnięta w pracę, by schylać się w poszukiwaniu ołówka. Uznała bowiem, że na ławkach znajdowała się zbyt wiele materiałów w przyrównaniu do elementów, jakie zaplanowała w swoim medalionie - szybko dorysowała na piórkach kształty mające oznaczać łuski. Krytycznie przyjrzała się koślawemu szkicowi. Tak, z łuskami wyglądał mniej "goło". Wcisnęła długopis we włosy i notatnik pod pachę. Podniosła się z krzesła - musiała znaleźć najbardziej elastyczne, giętkie z łusek, jakie przygotował profesor. W związku z tym zdecydowała się, jak mały creep w którego zmieniała się podczas pracy, zanurzyć wewnątrz podkowy jaką tworzyły ławki. Podchodziła do blatów obcych osób i, mrużąc oczy, podnosiła po kolei zwierzęce łuski wyginając je ostrożnie. Nie zastanawiała się nawet nad użyciem różdżki do robienia w nich dziurek przez które będzie można przeciągnąć sznurek - była ostatnią osobą wewnątrz sali, oczywiście według rachunku prawdopodobieństwa, zamierzającą korzystać z czarów. Obliczając to prawdopodobieństwo nie było nawet konieczności brania pod uwagę ostatnich zakłóceń magii - Cedar po prostu była technicznym umysłem przyzwyczajonym do pracy rąk własnych. Nie powinno to nikogo dziwić. Używała lutownicy bez rodzicielskiej opieki jeszcze przed otrzymaniem Hogwarckiego listu. Dwie identyczne, ciemnoniebieskie łuski, połyskujące odrobinę na zielono - przypuszczalnie smocze, Cedar jednak była kompletną nogą z ONMS - wydawały się obiecująco giętkie. Nie powinny popękać podczas prób korzystania z fizycznej siły. Wróciwszy w okolice własnej ławki zgarnęła jeszcze dwa kolorowe piórka - po raz kolejny: ujawniła się jej ignorancja dotycząca ONMS każąc założyć, że profesor, przygotowując materiały na lekcję, wybrał jedynie te o magicznych właściwościach. Przygotowała metodycznie stanowisko pracy - kamyk, piórka, łuski, gałązkowy okrąg, sznurek. Zanurkowała jeszcze w torbie po śrubokręt - kolejna rzecz, która dziwić nie powinna. Torba Cedar była nie tylko torbą kobiecą, ale i torbą miłośnika dłubania, słowem: można było tam znaleźć wiele. Wyciągnęła wraz ze śrubokrętem jakiś ciężki podręcznik, którego zamierzała użyć jak młotka. Zabawnie wysuwając koniec języka manipulowała śrubokrętem i podręcznikiem nad łuskami, w efekcie wybijając w nich trójkątne otwory. W końcu - wszystkie elementy medalionu były gotowe, wystarczało złożyć go w całość. Węzełki, supełki, kolejne węzełki i inne sznureczkowe bajdurzenia. Piórka, dociążone łuskami, kołysały się na sznureczkach pod okręgiem wypełnionym całą masą sznurka i jednym kamieniem z naturalnym otworem. Wyrwana ze skupienia profesorską pochwałą połączoną z punktami dla Krukonów, przypomniała sobie, że mieli zasadniczo pracować w parach. Podniosła rękę rozglądając się za niejaką @Isilia Smith, która została jej przydzielona. - Przepraszam bardzo, czy ktoś widział Isilię? - rzuciła do całej sali z nadzieją, że para sama ją dzięki temu znajdzie.
Pierwsze zadanie: 5 Drugie zadanie: 10 - "postowo" jeszcze nie zrobione Kuferek działalność: 0 Kuferek OPCM/ONMS: 4/ 1 Rysunek: Szkic, który zrobiła Cedar i efekt końcowy. Jestem leniwa, więc nieszczególnie to wygląda pod względem estetycznym ;)
Ostatnio zmieniony przez Cedar Midgley dnia Wto 13 Mar 2018 - 21:50, w całości zmieniany 1 raz
- Kurwa - jęknąłem po polsku na tyle cicho, że nikt oprócz mnie nie słyszał tej frazy. Gdybym wiedział, że będę musiał pisać się na jakieś durne prace plastyczne w życiu bym się tutaj nie pojawił. W kwestiach wszelkich manualnych zadań byłem najgorszą miernotą, więc jedyne co ratowało mnie przed skrajną porażką to fakt, że znałem się na różnych mechanizmach ochronnych, wiec w gruncie rzeczy byłem w stanie skomponować całkiem znośny amulet (w kwestii mocy, nie wyglądu) i rzucić na niego odpowiednie zaklęcia. Ucieszyłem się, gdy okazało się, że jestem w parze z @Bridget Hudson - po pierwsze była miłym towarzystwem, a po drugie trudno ukryć, że w kwestiach artystycznych radziła sobie zdecydowanie lepiej niż ja, więc w pewnym stopniu się uzupełnialiśmy. Przywitałem się z dziewczyną, po czym po krótkiej wymianie zmianie zabrałem się do prac. Trudno ukryć, że podglądałem jak ona i inni radzą sobie z tym zadaniem - nie w kwestii składowych, a raczej samego wyglądu i kierując się tym starałem się sprawić, żeby mój amulet jakimś cudem nie wyglądał jak gówno. Co do dobrania elementów ochronnych - mimo iż nie byłem szczególnie biegły w kwestii onms, to skorzystałem z mojej wiedzy z obrony przed czarną magią - podstawą amuletu była skóra garboroga, użyłem kawałka narośli szczuroszczeta. Całość połączyłem za pomocą brzozowej plecionki, która również miała zdolności ochronne, po czym ozdobiłem całość szałwią. Nie było to jakoś szczególnie piękne, ale jak na moje możliwości prezentowało się przyzwoicie i najwyraźniej miało duży potencjał skuteczności, skoro nagrodził mnie punktami i na dodatek dał mi pióro żmijoptaka, które znacznie wzmacniało ten amulet. Po skończeniu pracy twórczej zabraliśmy się z Bri za czarowanie amuletów - na moim sprawdziło się to idealnie, gdyż z naszych różdżek wydobyła się srebrna poświata. Talizman był gotowy! Nadeszła pora, żeby zaczarować przedmiot Puchonki.
Pierwsze zadanie:6 Drugie zadanie: 6,3->4 Kuferek działalność: 1 XD Kuferek OPCM: 70 (+5 bo różdżka)
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Oczywiście, że nie udało mu się jej nabrać; zresztą wymówka była na tyle licha, że nawet można by stwierdzić, że mu na tym nie zależało. Bo nawet jeśli kłamał, to co z tego? Ezra był mistrzem w milczeniu na ważne tematy. Brał je sobie prosto do serca, nie pozwalając nikomu na odebranie sobie ich ciężaru i upychając je po wszystkich kątach. Nie wiedział jedynie co będzie, kiedy już zabraknie miejsca... Wziął pióro do ręki, zaczynając lubić ten sposób komunikacji z Margo. Pozwalał mu zebrać myśli i nie palnąć żadnej głupoty, nieświadomie urażającej drugą osobę. Nie, nie trzeba - pomyślał, natychmiast się dystanując, ale na pergaminie pod zapewnieniem Puchonki pojawiło się podziękowanie i obietnica pamięci. Ezra doceniał sam fakt, jak miłe z jej strony to było, nawet jeśli nie miał zamiaru z tej grzeczności skorzystać. Przeniósł wzrok na @Bridget Hudson, która się do nich dosiadła. Nieznacznie uniósł kącik ust w odpowiedzi na ten pokrzepiający uśmiech. Czyżby przygnębienie stanowiło jakiś magnez na troskliwe Puchonki? - Cześć śliczna. - Nie był pewny czy powrót do tego określenia nie był zbyt wczesny, dlatego równocześnie obdarzył ją pytającym spojrzeniem. Kątem oka zauważył też wchodzącego @Ewan Lanceley i ordynarny gest w swoją stronę. Wyraz jego twarzy natychmiast zabarwił się wyraźną wzgardą i wyższością; tak prostacki gest nie zasługiwał nawet na odpowiedź. Profesor Swann mówił dużo - Clarke nie podejrzewał, że jest w ogóle w stanie wymówić na raz tyle słów - a jednocześnie mówił ciekawie. Ezra nie słuchał może tego z wielkim przejęciem, ale traktował trochę jako ciekawostkę, którą warto zrozumieć. Pracą zajął się, kierując się przede wszystkim intuicją. Nieszczególnie zwracał uwagę na to, czy dany fragment miał silne czy słabe wartości ochronne - Ezra przede wszystkim był estetą. Dłubanie w amulecie, przymierzanie różnych rozwiązań było dla niego zatem przyjemne i wręcz dawało mu swego rodzaju ukojenie. W momencie, kiedy Margo zdmuchnęła zaklęciem, oderwał się od swojej pracy i przynajmniej pomógł jej pozbierać kwiatki, które spadły najbliżej niego. Jednego z nich nawet podkradł i kiedy dziewczyna usiadła, z małym uśmiechem wsunął jej go we włosy. - Patrz i ucz się - odparł na prośbę dziewczyny, wyciągając różdżkę. Wystarczyło jedno proste machnięcie, aby stało się efektowne... nic. Ezra zmarszczył brwi, bo oczywiście właśnie w tym momencie musiała się zepsuć magia. Akurat kiedy próbował zaimponować dziewczynie... Powtórzył zaraz zaklęcie i tym razem na szczęście w muszelce pojawiła się dziurka. - Proszę. Wrócił do uważnego przeplatania cienkiego, ale sztywnego sznurka zmieszanego z włosami jednorożca przez środek amuletu. Następnym krokiem, który planował, było dołączenie połyskującego śliczną barwą fioletu ametystu. - Moja siostra uwielbia kamienie. Spodobałby jej się - wyjawił Margo, a nutka stęsknienia i zmartwienia pojawiła się w tonie jego głosu. Nieprzyjemny ucisk pojawił się w jego żołądku, jak za każdym razem, kiedy myślał o Felicity w kontekście najbliższych wydarzeń. Zaraz więc zmienił temat - Ale amulet wygląda trochę licho, nie uważasz? Nie podobał mu się. To, że Ezra był utalentowany aktorsko, nie oznaczało, że każda działalność artystyczna przychodziła mu z łatwością. A jednak do każdej podchodził bardzo krytycznie. A mimo to Swann postanowił nagrodzić go dodatkowymi punktami dla domu i ślicznym piórkiem żmijoptaka, które pozostawało mu tylko dopiąć do amuletu. Nie spodziewał się takiej hojności w swoim kierunku. - Gotowa do rzucania zaklęcia?
Pomoc dla Margo 5, a potem 5 z przerzutem na 6 i z przerzutem na 4 (wszystkie wykorzystane) Pierwsze zadanie 6 za kuferek Kuferek działalność 37 Drugie zadanie 6,4 Kuferek OPCM/ONMS 23 OPCM/25 ONMS Rysunek rysunek, nie śmiać się proszę :/
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Stwierdzenie, że czuje się źle, byłoby niedomówieniem. Paskudny humor przyczepił się do Mefistofelesa jak rzep do psiego ogona (ha, ha). Nie odpuszczał ani na sekundę, wspierany przez drażniące bóle ciała przewidującego horror nadchodzącej przemiany. Mógł ignorować wrażliwe zęby, strzelające kolana czy spięte mięśnie; o wiele gorzej radził sobie z koszmarami, dręczącymi go po nocach. Od tygodnia ledwo sypiał, w tym miesiącu wyjątkowo boleśnie to wszystko znosząc; akurat miał nową pracę i zabierał się na poważnie za tatuaże, toteż spadek formy nie był mu na rękę ani trochę. Jakby tego było mało, Blanc dostała szału odnośnie faszerowania go wywarem tojadowym, a Swann zaogniał sprawy i pozwalał na wywlekanie tematu „ataku na Liama”. I, słodka Morgano, uczył zaklęcia krzywdzącego wilkołaki. Jak tu się nie wściec? Złość przemknęła przez Noxowe serduszko, ale ustąpiła miejsca goryczy i rezygnacji. Chwilę obserwował, jak Rivai rzuca się na przyjaciół i ogarnia sytuację, na niego nawet nie spoglądając; Mefisto wykorzystał ten czas na wyplątanie się z torby i odbicie od ławki, na którą uprzednio wpadł. Zerknął na Puchona dopiero w momencie, w którym ten zwrócił na niego uwagę - a właściwie, na jego kocyk. - Uwierz mi, skarbie - zaczął głosem o wiele bardziej pewnym, niż sam się spodziewał. Odchrząknął i tak, prostując się nieco i szukając tej swojej beznamiętności, która pozwalała na większe budzenie szacunku, niż tryb chorego wilczka. - Uwierz, że gdybyś miał w taką pogodę zasuwać nago o świcie, to owijałbyś się nawet w firankę. - Nie miał firanek, a głupio było zabierać szkolnych. Mefisto nie mógł jednak nie zauważyć rozczulenia, które ogarnęło ucznia, tak więc uśmiechnął się blado i poprawił kocyk, zsuwający się lekko z ramienia. Nie musiał chyba werbalizować zapewnienia, że prezent był jak najbardziej trafiony? Już i tak pozwolił sobie na niezwykle łaskawe spojrzenie, pełne nieskrywanej wdzięczności. - Radzę sobie - zapewnił go, nie odmawiając odrobiny wsparcia mentalnego. Postawił kubek na ławce i usiadł grzecznie obok chłopaka, po drodze zgarniając zagubione rysunki. Chciał jakoś podziękować pozostałym Puchonom za przechwycenie ich, nim zostały podeptane, ale rzucenie kartkami o ławkę ostudziło jego entuzjazm. Ograniczył się do mało morderczych spojrzeń... choć właściwie, to po prostu przekierował je na Swanna. Dopijał jeszcze resztkę dymiącego eliksiru, gdy mężczyzna zaczął lekcję. Nie szykowało się używanie Adolebit Lupum na poziomie @Ezra T. Clarke, co jednocześnie cieszyło i zasmucało Mefisto; w gruncie rzeczy wszystko brzmiało fajnie i ciekawie. Jak na przedszkole. Pełne psychopatów. Zacisnął mocniej szczęki (i rozluźnił je z żalem, bo było to stanowczo zbyt bolesne), ignorując ostatnie zdanie nauczyciela. Ani myślał teraz wychodzić. Zabrał się błyskawicznie za przygotowywanie amuletu, tylko trochę wyklinając wszystkich w myślach. Dostał nawet pochwałę i dodatkowe piórko... wzmacniające „ochronne” działanie amuletu. Nox parsknął z niedowierzaniem, uparcie splatając odpowiednie elementy. Wizję miał, tak więc jego ozdóbka wychodziła naprawdę fajnie - nawet pobawił się w rzeźbienie symbolu łapy na jednej łusce. Szkoda, że całość miała go krzywdzić... Z drugiej strony, dzięki temu pobawił się kolcami jeżanki i nasionkami tojadu, dobierając wszystko to, co było najbardziej niebezpieczne - i dla ludzi, i wilkołaków. - To co, skarbie? Pomożesz mi przekląć to cudo? - Dopytał, podsuwając Liamowi swój amulet. Wyciągnął różdżkę, nie ukrywając niechęci co do rzucania zaklęcia; z tego wszystkiego, pierwsza próba skończyła się fiaskiem. Mefisto nie pokusiłby się o drugą, gdyby nie czujne spojrzenie Swanna. - Adolebit lupum- wyrzucił z siebie z taką nienawiścią, że ledwo był w stanie uwierzyć, że tym razem zadziałało. - Twoja kolej. W oczekiwaniu na amulet Liama, ujął swój w dłoń i aż syknął cicho, zaskoczony pieczeniem. Piórka łaskotały go w palce, piekąc niemiłosiernie. - Ej, działa.
Pierwsze zadanie: 6! Drugie zadanie: 3 i 2, przerzut na 4 i 1, potem na 3 i 6, raz jeszcze 3 i 6 - zatem łącznie 9! Kuferek działalność: 15 Kuferek OPCM/ONMS: 16/25 Rysunek: Ta daam!
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Był to kolejny raz, kiedy Bridget widziała Margo w towarzystwie Ezry i może nie chciała, poczuła się odrobinę zazdrosna z tego powodu. Widać było gołym okiem, że ci dwoje prowadzili już jakąś rozmowę, w którą Bridget bezpardonowo im się wcięła i zrobiło się dziwnie. Poprawiła się na krześle, wodząc wzrokiem po innej części sali, szukając znajomych osób. Na szczęście nie musiała się dłużej martwić, bowiem profesor Swann dosłownie dwie minuty później rozpoczął zajęcia. Bridget z zainteresowaniem słuchała tego, co miał im do powiedzenia. Zanotowała na boku nazwę owej grupy "obrońców", o której opowiadał, gotowa przypomnieć sobie o notatce później i zrobić mały research dla siebie, bowiem to, co mówił nauczyciel, brzmiało naprawdę interesująco. Trochę jej zrzedła mina, gdy okazało się, że mają samodzielnie przygotować, wręcz skonstruować amulety. Przygryzła wargę, bardzo niepewna tego zadania. Nigdy nie była dobra w pracach plastycznych, chociaż miewała momenty, w których radziła sobie dobrze, przeważnie szło jej... No, miernie i bez szału. Zresztą zastanawiała się, jaki cel miało robienie amuletów, skoro mieli się uczyć obrony przed wilkołakami? W sytuacji zagrożenia amulet miał ją ochronić? Mhm... Odwróciła się do Margo, ale okazało się, że już się dobrała w parę z Ezrą (auć), wobec czego ostatecznie wylądowała w grupie z Lysandrem. Obdarzyła go uśmiechem na przywitanie - nie mieli zbyt wiele okazji, by w ostatnim czasie rozmawiać czy widywać się. Dostała zaproszenie na jego urodziny, ale nie dała rady na nie przyjść, wobec tego czuła się też trochę dziwnie. Wydawało się jednak, że chłopak wiedział, co robi, wobec tego Bridget trochę podglądała jego pracę, próbując chociaż odrobinę naśladować kroki, które wykonywał. Nigdy wcześniej nie tworzyła amuletu, wobec czego ostateczny efekt nie był jakiś powalający. Wszystko trzymało się kupy i się nie rozpadało, z czego dziewczyna była dumna. Czarowanie poszło jej nieco lepiej, bowiem efekt ich wspólnie rzuconego zaklęcia na amulet Lysandra okazał się być sukcesem! Zaskakująco zaczarowanie amuletu Bridget również udało im się za pierwszym razem bezbłędnie.
Pierwsze zadanie: 5 Drugie zadanie: 5,5 Kuferek działalność: 10 Kuferek OPCM/ONMS: 20/26 (mam sobie wybrać? XD coś mnie chyba ominęło)
strasznie przepraszam za suchość tego posta, może kiedyś edytuję, ale nie mam siły przeglądać spisów :c
Skinęła Ezrze głową w podziękowaniu za pomoc przy amulecie. Chociaż muszla nie miała dla niej żadnego znaczenia, była symbolem trytonów, a miewała z nimi wiele przygód, zwykle bardzo nieprzyjemnych. Nieświadomie stworzyła chyba po części amulet przeciwko tym mieszkańcom jeziora, na wypadek gdyby znowu ktoś postanowił wepchnąć ją do wody. Szczerze mówiąc, wiele by dała, żeby okazało się, że naprawdę mówiła tylko w trytońskim, bo dzięki temu wydawałaby z siebie jakiekolwiek dźwięki. Przyglądała się przez chwilę, jak pozostali tworzą amulety. Przy niektórych ten jej wyglądał naprawdę mizernie. Mimo to podobało jej się połączenie pióra dirikraka z kłem krokodinara i kwiatem małego różecznika. A jako że udało jej się wywalczyć dwa, drugi podsunęła Ezrze wraz z krótką notką:
Powinieneś go umieścić na swoim amulecie, będzie mniej pusty. Ale i tak jest śliczny. Może daj go siostrze? Na pewno ucieszy się z takiego prezentu.
Nie miała pojęcia, że Krukon miał rodzeństwo. Sama nie wiedziała, czemu uznała, że był jedynakiem. Może po prostu narzuciło jej się to z racji tego, że sama nie posiadała ani brata ani siostry. Najwyraźniej rodzice nie chcieli ryzykować kolejnym dzieckiem bez głosu. Skinęła głową na znak, że była gotowa rzucić dwa razy zaklęcie. Obawiała się trochę tych przeklętych zakłóceń, które już dały jej w kość, ale jakimś dziwnym trafem zaczarowali jej własność perfekcyjnie, co dało się spostrzec dzięki srebrzystej poświacie. Przywiodła jej na myśl trochę księżyc w pełni. Również talizman Ezry został zaklęty bez problemu. Odwróciła się więc w stronę Bridget, by pochwalić jej się, że w końcu jakieś zaklęcie jej wyszło, ale ta była zajęta wykonywaniem zadania z jakimś Gryfonem. Może chciała pracować z Ezrą albo z nią, a oni nie ułatwili jej tego zadania?
Z zainteresowaniem chłonęła wszystkie słowa Swanna o plemieniu, a później o samych amuletach. Zazdrościła nauczycielowi, że zwiedził kawałek świata, podczas gdy ona praktycznie nigdy nie wyjechała nigdzie poza granice Anglii, nie mówiąc już nawet o Hiszpanii, o której mogła jedynie pomarzyć, przynajmniej na tę chwilę. Dalszy ciąg lekcji nie pozwalał jej na wybieganie myślami w ciepłe kraje i brutalnie sprowadzona na ziemię, zajęła się zadaniem. W gruncie rzeczy nie spodziewała się tak przyjemnej czynności na zajęciach u Swanna jak tworzenie własnego amuletu. To była taka miła odmiana. Wszystkie te rozłożone na ławkach przedmioty pobudziły jej wyobraźnię i w głowie rysował jej się już talizman, który spróbuje wykonać. Wystarczyło, że coś ją zachęciło lub wydało się ciekawe, żeby obudzić w niej kreatywność. W innych sytuacjach zazwyczaj jej się nie chciało i nie wysilała się specjalnie, aby cokolwiek z tym zrobić, ale teraz to co innego. Jej partnerka najwyraźniej nie zamierzała się na razie ujawniać, więc ona także postanowiła poczekać i zabrała się za tworzenie swojego amuletu. Przeróżne łuski, pióra, kamyczki i muszelki kusiły fantazyjnymi kolorami, przez co ciężko było spośród nich wybrać jedynie kilka takich, aby do siebie pasowały i całość ostatecznie prezentowała się ładnie. Zaczęła od zrobienia koła z gałązek, przeplotła jego środek kolorowymi nitkami, a następnie dołączała kolejne elementy. Jedną łuskę wycięła nawet na kształt półksiężyca! Ani razu nie pomogła sobie magią i z efektu swojej pracy była bardzo zadowolona. Podniosła głowę, gdy usłyszała swoje imię, szukając źródła głosu i domyślając się, że to jej partnerka jej szuka - w końcu trzeba było jeszcze zakląć amulety, a do tego potrzebne były dwie osoby. Po niedługiej chwili zlokalizowała dziewczynę młodszą od siebie, która siedziała niedaleko i podnosiła rękę. - To ja. - powiedziała głośniejszym tonem i delikatnie uniósłszy swój gotowy amulet podeszła do ławki dziewczyny, aby mogły razem przystąpić do drugiego zadania. - Dobra, jak już wiesz, jestem Isilia. Chętnie poznałabym twoje imię, żeby wiedzieć, jak się do ciebie zwracać. - przyciszyła głos i uśmiechnęła się lekko. Dała znak, że jest gotowa do rzucenia zaklęcia. Z ich różdżek wydobyło się srebrzyste światło, kiedy wypowiedziały zaklęcie i zaczarowały amulet Isilii. Przez te zakłócenia obawiała się kłopotów, jeśli nawet nie porażki, ale przecież pozostawał jeszcze drugi. Musiało się udać i tym razem.
Pierwsze zadanie: 5 Drugie zadanie: 3,3 -> 1,5 -> 6,4 Kuferek działalność: 5pkt Kuferek OPCM/ONMS: 27 OPCM/17 ONMS Rysunek: Jak mi się uda, to jutro/w niedzielę będzie!
Nie wiem, co się dzieje, ale topornie mi idą posty dzisiaj, sorki :/
Bianca siedziała na miejscu i zastanawiała się, czy w ogóle chce ryzykować zaklęciem. Jeśli @Blaithin ''Fire'' A. Dear nie wyszło, to ona praktycznie nie miała szans. Dajmy spokój, Bianca w tej dziedzinie była bardzo, bardzo średnia, a zakłócenia tylko pogarszały sprawę. Siedziała więc oparta o krzesło i postanowiła, że jakoś to przeboleje, albo po prostu zdejmie szatę. Nie wydawało jej się, żeby Swann robił z tego jakiś problem, chociaż prawdę mówiąc zupełnie nie wiedziała co myśleć o tym człowieku. Jej rozmyślania przerwał @Calum O. L. Dear. Spojrzała na niego zmęczonymi oczami, starając się wypchnąć z głowy swoje złe samopoczucie. Postanowiła nie odpowiadać, licząc, że Fire zrobi to za nią. Nie chciała być niemiła dla najlepszego kumpla jej brata, a w tamtej chwili miała ochotę rzucić bombardę na całą szkołę, albo płakać z bezsilności, bo świadomość, że nie wiedziała co się z nią działo ją dobijało. Po chwili poczuła na sobie strumień zimnej wody i z jej ust wydobyło się głuche „och...”. Chciała zaprotestować ponownych prób rzucania zaklęcia przez chłopaka, ale woda wystrzeliła z różdżki jeszcze trzy razy, zanim zdążyła się odezwać. Bianca siedziała tam oniemiała, nie mając zielonego pojęcia co zrobić. Całe szczęście w końcu mu się udało, a ona odetchnęła z ulgą, czując jak jej wargi robią się sine. Nie wiedziała czy była zła, gdyby tylko dobrze się czuła, pewnie byłaby wściekła, ale teraz nie miała na to siły. - Dzięki, doceniam twoją pomoc, ale proszę, więcej tego nie rób... – jęknęła, było jej zimno, zbyt zimno. Próbując się skupić zaczęła słuchać słów nauczyciela, ale co chwilę uciekała myślami gdzieś indziej. Przyłapywała się na dygotaniu i resztkami sił próbowała to powstrzymać. Cała jej energia była wykorzystywana była do prób ogrzania się, które i tak na nic się zdawały. Wykonała zadanie, ledwo kojarząc co się w ogóle działo. Całe szczęście miała zdolności manualne i jej amulet wyglądał całkiem przyzwoicie. W gruncie rzeczy naprawdę jej się podobał i miała nadzieję, że będzie mogła go sobie zatrzymać. Udając, że wszystko jest okej, wyszczerzyła się do najlepszej przyjaciółki. - Jak ci idzie? – zapytała, zerkając na to co zrobiła Fire. Po chwili zaczęły rzucać zaklęcia. Bianca próbowała się skupić z całych sił, ale za pierwszym razem się nie udało. Całe szczęście, gdy tylko spróbowały ponownie zobaczyła delikatne srebrne światło, które oznaczało powodzenie. Zalała ją fala ulgi, czyli nie przyszła na marne.
Pierwsze zadanie: nie rzucam Drugie zadanie: 5 + 4 = 9 Kuferek działalność: 31 Kuferek OPCM/ONMS: 6 i 6 Rysunek: moje zdolności plastyczne ograniczają się do patyczaków
Lettice Callaghan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : brak lewej nogi do 1/3 łydki, piegata twarz, krótkie włosy, blada, lekko zielonkawa cera, nieprzyjemny wyraz twarzy;
Prychnęła cicho rozbawiona; nie rozbawił dziewczyny wygląd amuletu oczywiście, a słowa wypowiedziane przez niebieskiego przyjaciela. - Przylep sobie na piersi i noś jakbyś był prefem, oni też noszą ordery chujostwa, a nuż, widelec staniesz się bohaterem własnego domu, a dzieciaki zaczną Cię pytać o drogę do kibla. - wredny uśmiech pojawił się na ustach ślizgonki. Nie lubiła prefektów, bo tak; potrafili być najbardziej upierdliwymi wrzodami na dupie, jakich można było spotkać w szkole (a to był w oczach Sałaty naprawdę wielki wyczyn). Raczej nie słuchała ich poleceń, bo przecież miała swój rozum, a każde odjęte punkty, najczęściej za totalną głupoty albo po prostu bycie ślizgonem, zapamiętywała i kalkulowała. W przeszłości planowała nawet zemstę na kilku z nich, ale choroba pokrzyżowała wszystkie plany, prefekci się zmienili i stwierdziła, że najzwyczajniej na świecie będzie ich ignorować. Z zazdrością patrzyła na kolegę, któremu wręczono łuskę skorpeny, czuła się potraktowana niesprawiedliwie, bo przecież równie bardzo zasługiwała na ten składnik. Zmarszczyła brwi i trochę spoważniała, prostując się jak struna. - Rzucamy zaklęcie i podobno gotowe. - dodała, wysmarkała nos, po to by żadne gluty nie przeszkadzały w wypowiadaniu zaklęcia. Na chwilę zamknęła oczy, wysiliła wszystkie pozostałe komórki mózgowe i z jak największą dokładnością wypowiedziała pożądane słowa, a idealnie srebrzyste światło wydobyło się z końca różdżki. - Patrz jakie zdolne z nas bestie — powiedziała i popatrzyła na efekty zaklęć reszty klasy.
Pierwsze zadanie: 3 Drugie zadanie: 6+5 = 11 Kuferek działalność: 0 Kuferek OPCM/ONMS:0 Rysunek: Chciałam powiedzieć, że nie mam talentu wcale i ogólnie, ale mi się nudziło i chce punkty dla Slutherinu dodatkowe to namalowałam se swój shitty amulet, proszę się z niego nie śmiać i mnie nie obgadywać za plecami memi
Ha - uderz w stół a odezwą się nożyce. Jasnowłosa dziewczyna, winna bycia przydzieloną młodej Midgley do pary, wyłoniła się spośród uczniów. Wydawała się być starsza: jej twarz w oczach Cedki straciła już wszelkie resztki miękkości dojrzewającej nastolatki, ustępując gładkim rysom dojrzałej młodej dorosłej. - Cedar. Jak drzewo - uśmiechnęła się do przydzielonej partnerki, nie ofiarowała jej jednak dłoni na powitanie. Głównie dlatego, że miały pracować a profesorskie oko raczej z łatwością powinno wyłowić spośród grona uczniowskiego dwie panienki wymieniające się uściskami dłoni, chociaż ich zadania nieskończone. Byłby dyshonor dla całej rodziny! Dyshonor dla krowy, dyshonor dla świerszcza! Szesnastolatka, dociskając jeden z supełków, zdecydowała się na inną formę przyjacielskości. Zerknęła na medalion Isilii. - Ładne ci to wyszło - rzuciła półgłosem, nie mogąc nie docenić ściętej w sierp księżyca łuski. Szczegóły zawsze tworzą całość, nie są jedynie ozdobą. Przygotowała różdżkę z lekka niechętnie - jeśli w Hogwarcie istniała osoba bardziej od Cedar niechętna by używać magii w czasie ostatnich zakłóceń, świat powinien implodować. Odetchnęła głębiej nim rzuciły zaklęcie po raz pierwszy - na pracę Isilii. Powodzenie sprawiło, że Cedar poprawiła, bardziej pewna siebie, ułożenie palców na gładkim sosnowym trzonku. Powtórzyły zaklęcie, tym razem nad amuletem krukonki. Srebro wylało się z końców różdżek, spowiło opleciony sznurkiem kawałek drewna ozdobiony piórkami. Skupienie na zajęciach czasem pozytywnie zaskakiwało. Midgley nie spodziewała się aż tak pozytywnych efektów swojego zaklęcia. Z całą pewnością dostanie kolejne punkty dla domu - ha! Łącznie dziesięć punkciorów w czasie jednej lekcji!
Pierwsze zadanie: 5 Drugie zadanie: 10 Kuferek działalność: 0 Kuferek OPCM/ONMS: 4/ 1 Rysunek: Szkic, który zrobiła Cedar i efekt końcowy. Jestem leniwa, więc nieszczególnie to wygląda pod względem estetycznym ;)
Nie wiem co piszę. Źle się czuję, jakbym była pijana, ale że termin się zbliża :/
O proszę, proszę! Jakiego mamy śmieszka na sali! Lanceley też parsknął cichym śmiechem nie chcąc zbytnio by Swann podszedł do nich i zaczął dopytywać o powód tej średnio kontrolowanej radości. Kiedy przestał się już śmiać wzruszył lekko ramionami i zmienił ton na śmiertelnie poważny. - Na pewno nadejdzie taki dzień, że dostaniesz tą odznakę. Jesteś idealną kandydatką. Nie biegasz jak popie*dolona po korytarzu i nie uciekniesz przed pytaniami obsranych dwunastolatków. Twoja mądrość i spokój na pewno zostaną należycie docenione, Letty. Musisz jeszcze chwilę zaczekać - położył jej dłoń na ramieniu, tak o, po prostu w ramach otuchy. Wiedział jednak jak bardzo w nosie ma tych wszystkich gnojków którym wydaje się, że mają cały zamek dla siebie, bo dostali jakąś fancy broszkę od zarządcy tego ośrodka. - Masz łuskę i nie patrz tak na mnie - przekazał jej ten hojny dar dochodząc do wniosku, że jemu to już nic nie zmieni, a spojrzenie Ślizgonki nieco go przerażało. Wolał dla własnego spokoju i bezpieczeństwa pozbyć się tejże łuski i spać spokojnie, bez obawy, że kiedyś złamie wszelkie zabezpieczenia i udusi go w trakcie snu. Kiwnął głową, wyciągnął swoją ukochaną różdżkę i zaczął czarować wraz z Sałatką. Pierwsza próba na jej medalionie okazała się sukcesem, więc liczył na powtórkę w przypadku jego amuletu. Nie udało im się jednak aż tak spektakularnie jak za pierwszym razem. Dlatego Ewan podniósł rękę prosząc o konsultację szanownego profesora. Okazało się, że udało im się rzucić zaklęcie co Lanceley skwitował krótkim: - Najzdolniejsze - chociaż tak naprawdę nie wiedział czy to stwierdzenie jest zgodne z prawdą.
Pierwsze zadanie: 4 (wypadło mi jeszcze 1 i 1, ale wybieram z tego wszystkiego 4), później 5 czyli nieparzysta Drugie zadanie: 4+2=6 -> 2, parzysta -> sukces! Kuferek działalność: 12 Kuferek OPCM/ONMS: 6- OPCM, 0- ONMS Rysunek: takie tam, proszę się ze mnie nie śmiać
Niby boląca głowa to tylko wymówka, ale jej to naprawdę nie dawało spokoju. Gdyby to jeszcze było spowodowane bliżej nieokreślonym czymś jak to bywało ze zwykłym bólem to byłoby znośnie, ale jej faktycznie się dostało. Siedziała w ławce opierając się na obu dłoniach, prawie ukrywając twarz, nie rozglądała się już za bardzo próbując się koncentrować na słowach nauczyciela. Pomagało, ale tylko trochę. Mruknęła niezadowolona, gdy usłyszała, że już teraz będą musieli się skoncentrować i to na robieniu jakichś amuletów. Normalnie nie miałaby nic przeciwko, bo nawet interesowały ją takie rzeczy, choć wolała robić bardziej praktyczne przedmioty niż jakieś ozdoby. - Mamy zrobić z tego wisiorek, taki jak jego albo wymyślić swój - kiwnęła głową w stronę Swanna, co nie było dobrym pomysłem. Skrzywiła się, kiedy to jej uraz postanowił dać o sobie znać, zajebiście. Dobrze, to teraz zróbmy ten amulet, a przynajmniej próbujmy, bo raczej tak to wszystko wyglądało. W małym przebudzeniu kreatywności stworzyła sobie w głowie wzór własnego, na dodatek nie wiedząc czemu postanowiła sobie wszystko ułatwić używając zaklęć (co nie było w jej zwyczaju, ale cii), a że nie była z nich dobra to... utrudniła tylko pracę innym. Zaklęcie najpewniej podchodziło pod małą, lekko zmodyfikowaną bombardę, bo jedyne co zrobiła to porozwalała materiały swoje i okolicznych uczniów. Przeklęła, choć tylko w myślach, nie chcąc się pogrążać jeszcze bardziej, później spojrzała na kuzynkę wzrokiem 'halp', a potem przeprosiła tym, którym przeszkodziła w tworzeniu. Trzeba było nie przychodzić. Jakby tego było mało teraz znów musieli używać zaklęć, na szczęście tym razem w parach, bardzo liczyła na to, że Trixie jakoś to wszystko udźwignie, ona mogła ją teraz jedynie wspomóc i to najlepiej nie rozwalając już niczego. Rzuciły zaklęcia, udanie i to na oba amulety co było dla niej zaskoczeniem, wyczerpała limit pecha na dziś?
Pierwsze zadanie: 4, parzysta Drugie zadanie: 5 i 1 Kuferek działalność: 0 Kuferek OPCM/ONMS: 2 opcm, 1 onms Rysunek: chyba się nada xD
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire myślała, że spierze Malcolma na kwaśnego gumochłona, kiedy odwalił taką głupotę. Odjęcie punktów (tylko pięciu!) Ravenclawowi w żadnym wypadku nie wystarczało dziewczynie. Nie umiała wybaczać, a tym bardziej nie zamierzała puścić całego zdarzenia w niepamięć. To, że przypadkowo ucierpiała też Bianca tylko podsycało złość Blaithin. Nic dziwnego, że popatrzyła na Caluma, jakby właśnie oznajmił, że zamordował jej salamandrę. - Pewien Krukon idiota. - mruknęła całkiem głośno, dość ostentacyjnie patrząc na niebieski krawat kuzyna. - Wyjątkowo to nie ty. Myśli chyba, że może mi podskakiwać. - wymamrotała, zaciskając wargi w wąską linię. Dawno nikt nie odważył się na oblanie Fire wodą i to na forum klasy. Obserwwowała, jak Calum radzi sobie (albo raczej nie radzi) z zaklęciem. Słaby stan przyjaciółki budził niepokój Blaithin. Wyglądała mizernie i nawet nie denerwowała się za ciągłe oblewanie wodą. To raczej Fire tym razem przewracała oczami i komentowała uszczypliwie pod nosem profesjonalizm Caluma. Fakt, że chłopak chciał dobrze i się starał, wcale nie poruszał Blaithin, która miała zamiar pogryźć następną osobę chętną do oblania Bianci. - Dobrze się czujesz? - zapytała próbując zmiękczyć nieprzyjemny ton. Błękitne tęczówki badały reakcje dziewczyny, próbując zrozumieć, co się działo. Nie umiała jednak nie czuć się wściekła. Zerkała co raz w stronę Malcolma. W normalnych warunkach zaciekawiłby ją temat lekcji - klątwy były niezwykle interesujące... Ale teraz myślała tylko o wypróbowaniu którejś na Jonsonie. Wzięła się za robienie amuletu ze znacznie większym zaangażowaniem niżby się tego po sobie spodziewała. Łączneie piórek i liści było nawet przyjemne, więc odrobinę złości gdzieś się zagubiło. Była nawet zdolna powrócić do dobrego humoru, gdyby nie to, że z przyjaciółką Blaithin najwyraźniej działo się coś niedobrego. Mimo, że w pewnym momencie ćwierćwila obdarzyła rudowłosą uśmiechem, nie był to uśmiech w pełni szczery. Fire westchnęła. - Chyba jest okej, twój wygląda bosko. Tu muszę trochę wyrównać. - wskazała na zaostrzone patyki złączone w niewielki trójkąty. Zamierzała nastroszyć pióra i dodać trochę drobnostek. Ostatecznie była nawet zadowolona z efektu i Swann najwyraźniej też. - A ty jak sobie radzisz, kuzynie? - zagaiła, zerkając do Caluma i bądź co bądź, spodziewając się jakiegoś pogiętego krzaczora. Przy rzucaniu zaklęcia pojawiły się drobne komplikacje, ale dziewczyny szybko się z nimi uporały. Lekkie światło utwierdziło Fire w przekonaniu, że amulet będzie działać, ale... i tak miała ochotę wypróbować. - Hej, Nox, chcesz pomacać? - zapytała głośno, fatygując się ze swojego miejsca, żeby podsunąć @Mefistofeles E. A. Nox pod nos swoje dzieło. Nie zabawiła przy Ślizgonie długo, czasu na to nie starczyło. Lekcje miała niebawem się skończyć, ale cóż, Blaithin miała niedokończone sprawy. Wracając do siebie, dostrzegła całkiem blisko sprawcę całego zamieszania (@Malcolm Braian Jonson. Momentalnie poczuła, że znowu czerwienieje przez gniew. Zazwyczaj hamowała się na lekcjach. To, że wcześniej go nie zaatakowała było wynikiem szoku. Teraz nie umiała się powstrzymać, żeby nie znaleźć się błyskawicznie obok chłopaka i pchnąć go mocno w ramię. Jednocześnie pomogła mu się odchylić w dogodny sposób, żeby kolanem uderzyć w brzuch. Czy musiała cokolwiek mówić? Cokolwiek dodawać? To była jawna zemsta zarówno za nią, jak i Biancę. Była drobna i mimo, że zła, to nie mogła mu faktycznie zrobić krzywdy. Co najwyżej sprawić, ze trochę go poboli. Całe zamieszanie nie trwało długo, mocno skupieni na własnych amuletach pewnie się nie zorientowali. Wzięła głębszy oddech i rzuciła niewerbalne Furnunculus. To, że na twarzy Malcolma pojawiły się białe krosty i bąble nie wywołało uśmiechu Fire. Cofnęła się, żeby przypadkiem Swann nie zechciał jej rozbrajać. Musiała mu oddać, po prostu musiała. W razie czego była jeszcze gotowa na obronę i Protego.
Pierwsze zadanie: 3>2>6 Drugie zadanie: 2 i 5 po przerzutach, 7 Kuferek działalność: 15 Kuferek OPCM/ONMS: 37/15 Na furnunculus 1, przerzut na 4
Skrzywił się nieznacznie, gdy jego niewinne nieoczekiwane przytulenie wyrwało z piersi niższego Puchona tak nieszczęsny krzyk. Liam nie znał walijskiego, samemu posługując się najczystszym angielskim, rodem z dostojnych, londyńskich alejek. Nie przeszkadzało mu jednak roześmiać się na tak gwałtowną reakcję, nawet jeśli uszy szatyna nie były po tym wrzasku tak wesołe jak ich właściciel. - Pfff… Jack? – zapytał łagodniej, nieco wychylając się znad jego barków, by móc zerknąć mu w twarz, póki co ani myśląc się odklejać. Chciał sprawdzić czy żyje; takiego pisku się nie spodziewał. Nim jednak zdążył rzucić mu jakieś przerywane chichotem przeprosiny, zerknął znów na Neirina. – Lubię? Kochamy się, nie widać? – przycisnął się mocniej, robiąc głupiutko-niewinny wyraz twarzy. – Tak się cieszy na moje przyjście, że aż zapomina angielskiego! – usiadł tuż obok Jacka, wciąż potwornie rozbawiony i ułożył dłonie w kształt serduszka. – Też mogę zapomnieć. Aishiteimasu, Jack! - zażartował, a później wysłuchał złośliwego szeptu swojego „nowego kochanka”, który nieco zmazał mu uśmieszek z twarzy. Cóż, widniejący na tablicy napis również nie zachęcał do szczerzenia się dalej, ale Rivai starał się pozostać pozytywnym. Przynajmniej ucieszył go ten koc… Zajął się swoim zadaniem, w pierwszym, dzikim odruchu łapiąc za kolorowe pióra. Cóż.. ktoś wyciągnął mu spomiędzy palców te śliczne, tęczowe lotki żmijoptaka, ale nie czuł się zawiedziony, zostając z nieco mniej ekstrawaganckimi przedmiotami. Przynajmniej udało mu się w ostatniej chwili pochwycić czyjś dość spory ząb, a nawet wygrzebać spod wodorostów smoczą łuskę! Może nie palił się tak zaciekle do drugiej części zadania, która wydawała mu się ostro nie na miejscu, ale nie potrafił nie ucieszyć się na tak kreatywne zadanie w początkowym stadium lekcji. Żadne podręczniki, żadne kartkówki i, chwała Merlinowi, żadnego nocnego łażenia po lesie. Nareszcie mógł się wyżyć artystycznie… … choć szło mu raczej ciężko. Liam wziął sobie za punkt honoru, żeby jego dzieło było ładne, toteż przez całą lekcję raczej nie wyciągał z ust słów, wyglądając na tak skupionego przy siłowaniu się z kamiennymi pnączami, że jeszcze chwila, a mógłby znieść jajko. Przebijanie smoczej łuski, by wpleść w nie wcześniej pościnany rzemyk również nie było zadaniem łatwym… choć wszystko i tak wydawało się dziecinadą przy plątaniu nici wokół skalistego kręgu; to zajęło mu zdecydowanie najwięcej czasu, choć efekt całkiem mu się podobał… było dość krzywo… linki były luźniejsze w pewnych miejscach, a wbite jagody jemioły nieco ciążyły na konstrukcji, ale hej! Trzymało się! - Hm? – zajęty własną pracą był aż podejrzanie cicho podczas całej lekcji. Ze skupienia wyrwał go dopiero głos Mefisto, który wyprostował w zaskoczeniu Liama, jakby chłopak w tym całym pleceniu nitek na okręgu zapomniał, że poza nim i amuletem były również osoby trzecie. – Ah, jasne! – zreflektował się szybko, uśmiechając się do niego wesoło. - … o rany! Nawet wyrzeźbiłeś łapkę na łusce! – poświęcił chwilę, by pochylić się nad dziełem Ślizgona. Pokiwał w uznaniu głową, robiąc nieco żałosną minę. – Aż żałuję, że sam na to nie wpadłem… choć nie wiem czy to by pomogło upiększyć mój amulet. – uniósł kamienny okrąg na wysokość swoich oczu, wpatrując się krzywo w jagody jemioły. – Nawet to znane mugolskie dzieło…. Mm.. Nona Miza? – skrzywił się. Chyba nie tak… – Mona Lisa! Nawet gdybym wyciosał na tym Mona Lisę, chyba niewiele wartości estetycznych by to wniosło. – zaśmiał się sam z siebie, pomagając mężczyźnie zakląć jego amulet. Z uśmiechem zauważył, że zaklęcie najprawdopodobniej się udało, gdy Mefistofeles postanowił sprawdzić jego działanie na własnej skórze. - Nie dotykaj tego! – syknął na niego, aż dając mu po łapach. Co prawda niezbyt mocno, by przyćmić ból bijący od przeklętego przedmiotu, ale wilkołak z pewnością poczuł nawet to delikatne upomnienie ze strony Liama. – Weź… przecież to boli.. – dodał szybko z czymś, czemu najbliżej było do troski. No shit, Rivai, że boli… nie wiedział, że cierpienie fizyczne było jednym z ulubionych zajęć Ślizgona, więc zdecydowanie przejął się tak nieuważnym odruchem. Ależ to zaklęcie było nie na miejscu… aż zerknął niezbyt miło w kierunku Swanna, gdy ten akurat zajmował się inną grupką uczniów. A później wraz z pomocą wilka zaczarował swój amulet… a przynajmniej tak mu się zdawało..? Z różdżki Mefistofelesa wybiegło światełko, acz z jego drewnianego ustrojstwa… nic. Bukowe różdżki bywały naprawdę potwornie kapryśne. - Um.. myślisz, że się udało? – zapytał nieco nieprzekonany, by zaraz podnieść gwałtownie łeb i spojrzeć stanowczo na wilkołaka. – Byle nie sprawdzaj! … jak nie jego, to amulet prefekt Gryffindoru. Powiódł za nią nieco rozczarowanym spojrzeniem. Jasne, najlepiej wszyscy ułóżmy wieżyczkę z wisiorków na łbie Noxa.
Pierwsze zadanie: 5. Drugie zadanie: 4+2=6 (a później 4). Kuferek działalność: 2. Kuferek OPCM/ONMS: 12/3. Rysunek: klik.
Cierpliwie wysłuchała tego krótkiego wykładu profesora, przyglądając się podczas niego tym przeróżnościom rozłożonym na stole. Kiedy usłyszała, co będą dzisiaj robić, wzrokiem odszukała elementy, które chciała mieć w swoim amulecie. Samo stworzenie go okazało się być trudniejsze, niż początkowo sądziła. O ile wybranie elementów, z których będzie się składał i zaczęcie pracy poszło jej sprawnie, tak już z dołączaniem poszczególnych części było gorzej. W sumie to mogła się spodziewać, że wszelkie łuski nie będą przyjemne w dotyku i próby przytwierdzenia ich będą naprawdę ciężkie, ale żeby aż tak pociły jej się przez to ręce, to nawet sobie nie wyobrażała! Po piątej z rzędu porażce spróbowała z kamyczkami, które wyślizgiwały jej się z palców, piórkami, które do nich przyklejały, jagodami jemioły wyskakującymi we wszystkie możliwe kierunki... Podsumowując - amulet, zamiast ładnie tworzyć całość, rozpadał się w rękach. Swann oczywiście kazał jej zaczynać robotę od początku. Była w plecy ze straconym czasem, ale co miała zrobić? Spróbować przecież mogła. Tylko że drugie podejście również okazało się być fiaskiem i nie mogła podejść do drugiego zadania. Super. Jakby to była jej wina, że pociły jej się ręce. Nie odezwała się jednak ani jednym słowem i czekała, aż Maili będzie gotowa do rzucenia zaklęcia na jej amulet, żeby ją wesprzeć.
Pierwsze zadanie: 1 -> 1 Drugie zadanie: 4 i 4 Kuferek działalność: 0! Kuferek OPCM/ONMS: 6 opcm/3 onms