Łazienki znajdują się w dogodnym miejscu - między Wielką Salą a drzwiami wejściowymi. Korytarz w nich jest wspólny, dopiero w połowie drogi rozwidla się na toalety damskie i męskie. Łazienka jest utrzymana nieco w staromodnym stylu, krany jęczą i czasami plują kolorową wodą. Uwaga pod nogi, gdy woźny umyje podłogi to można się porządnie wyłożyć na podłodze.
Autor
Wiadomość
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Niezręczność przekraczała wszelkie granice przez ostatnie dni. Trzymałam się jak zwykle z Julką, mocno jednak przygaszoną wydarzeniami na boisku. A jeszcze częściej wściekłą. To był naprawdę tragiczny i smutny moment, a ja nie wiedziałam co teraz robić. Moje rozmowy z Brooks były sztywne, pozbawione wcześniejszego luzu. A żadna z nas nie chciała gadać o tym co się wydarzyło. Równocześnie bardzo usilnie próbowałam nie złapać kontaktu wzrokowego z Boydem na jakiejkolwiek lekcji czy przerwie; nawet raz postanowiłam odmówić sobie obiadu, uciekając z Wielkiej Sali kiedy okazało się, że niechcący siedzimy naprzeciwko siebie w swoich stołach. Nie byłam odważna w takich kwestiach, które nie można rozwiązać inaczej niż rozmową, a nie pięściami czy czynami. Bolą mnie słowa, które usłyszałam od niego, boli mnie ze ja go zraniłam, boli mnie to jak się zachowałam. Od czasu meczu czuję, że coś jest nie tak, a mimo wszystko odmawiam szczerej konwersacji z kimkolwiek. Stoję przy umywalce, myjąc ręce i przeglądając się w lustrze. Rzucam na ziemię plecak, by rozplątać swoje włosy, gdyż mój kok opadł mi smętnie na bok. Zdejmuję gumkę i zaczynam zarzucać kudłami, by spróbować je jakoś ujarzmić. Czuję, że ktoś pojawia się obok mnie i zerkam przelotnie na osobę obok, by aż zwolnić tempo ze zdziwienia. Pewnie najzwyczajniej na świecie nie zorientował się, że ja tu stoję. Na pewno nie po tym co mu powiedziałam, nie stałby tutaj spokojnie. Dopiero kiedy natrafiamy na swoje spojrzenia w lustrze orientuję się, że dobrze wiem co zaraz zrobi. Wyjdzie, ucieknie, by uniknąć kolejnej konfrontacji. A nasza krótka relacja została tylko przyjemnym norweskim epizodem, a potem wielkim rozczarowaniem. Wtedy też orientuję się, że ja wcale tego nie chcę i mimo że bałam się ponownego odrzucenia, przekleństwa, wkurwienia, zanim odchodzi prędko ruszam się z miejsca i łapię go za rękę. Tytanową. - Lubię ją - mówię, nie gapiąc się gdzieś po ścianach, bez zawstydzenia i z pewnością. Bo musiałam przyznać się do błędu i kłamstw rzucanych na wiatr. Przecież mówiłam mu, że tego nie robię. - Twoją rękę. Uważam, że jesteś z nią atrakcyjniejszy niż cała banda frajerów w całym zamku z dwoma, niby sprawnymi, rękami. A jak będziesz umiał się nią posługiwać równie sprawnie co kiedyś prawą... myślę, że będzie tak dużym atutem, że nawet sobie nie wyobrażasz - dodaję w gwoli ścisłości, nie tłumacząc za wiele, ale dzielnie stawiając czoła przeciwnościom. - Chciałam żebyś był tak kurewsko zraniony jak ja, dlatego tak powiedziałam wtedy - oznajmiam na koniec, dopiero wtedy pesząc się kiedy muszę wyjawić swoje uczucia, dlatego puszczam rękę chłopaka, odwracając się do lustra, by spojrzeć na swoją chujowo smutną mordę, pozwalając mu odejść.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nawet jeśli stał godzinę pod gorącą wodą, tak miło wypalająca skórę, to nie umiał się wyzbyć z siebie nieprzyjemnego zapachu jedzenia. Czuł się jakby pracował w pato-gastro, które udaję, że ich jedzenie jest świeżę, chociaż już jako zepsute trafiło w ich ręce. A kto pracował w gastro, ten w Hogwarcie się nie śmieje. Albo na odwrót, bo czasami to aż ciężko stwierdzić. - Stara, musisz mi pomóc - podszedł do Krukonki trochę jak ekshibicjonista w długim, tajemniczym trenczu i zaciągnął ją nieśmiało do łazienki. Cóż, zapewne Wacław obnażający się w Hogwarcie publicznie byłby zaskoczeniem przed pierwsze dwie sekundy, a później każdy machnąłby na to ręką, ale tym razem chodziło o coś więcej niż o niewyrzeźbioną klatę i zawartość spodni. Dziś, wyjątkowo, chodziło niechlujstwo, męczące obecnie niejednego Puchona. Przynajmniej Wacek miał taką nadzieję, bo w kupie raźniej a on zupełnie sobie nie radził z tym wszystkim. Dopiero w łazience, za jakimś winklem, pośpiesznie zdjął z siebie płaszcz. A pod nim, zamiast ciała słowiańskiego boga, ukazała się tłusta plama po kurczaku. I to nie po jakimś upadłym, pojedynczym skrzydłaku, a całej dupie martwej kury pieczonej długo w piecu. Wodzirej westchnął ciężko, opierając się plecami o ścianę i zjechał tak w dół, aby z tej pozycji spojrzeć błagalnie w stronę Viksy-Piksy. - Nie wiem już, co mam ze sobą zrobić. - Jak na zawołanie, kolejny kuchenny skrzat zjawił się nad głową Polaka z porcją jedzenia. - Te słodziaki ciągle mnie napadają i jeśli na kogoś nie wpadam to one wpadają na mnie z jedzeniem i kończy się to właśnie tak - ujął skrzata w ręce, żeby blado się do niego uśmiechnąć. Ten znikł, zjawiając się po chwili z deserem.
Victoria w swoim życiu przeżyła już naprawdę wiele, wiele rzeczy widziała, ale nie wpadłaby na to, że może zostać kiedykolwiek poproszona o pomoc w taki właśnie sposób. Gdyby nie to, że zdążyła nieco wydorośleć i nie zachowywała się już jak skończona kretynka w sytuacjach, które zdecydowanie tego nie wymagały, zapewne zaciągnęłaby Wacława natychmiast przed oblicze dyrektora albo przynajmniej do profesora Walsha, oznajmiając mu, że jeden z jego Puchonów zachowywał się co najmniej niestosownie. Teraz jednak uznała, że może go wysłuchać, że może przekonać się, cóż to za wielki problem spotkał studenta, chociaż na pewno całą sobą okazywała, że jest niesamowicie czujna. Wrażenie to zapewne potęgowały jeszcze jej włosy przypominające miękkie pióra i pociemniałe oczy, które z jakiegoś powodu zaczęły przypominać te należące do sowy. Cała stała się jakaś dziwnie filigranowa, a kiedy się poruszała, wydawało się, iż unosi się ponad ziemią. I zapewne nie zwróciłaby na to żadnej uwagi, gdyby nie to, że spostrzegła swoje odbicie, na którym skupiła się na moment, w którym Wacław właśnie dokonywał odsłonięcia swojego problemu, a następnie został uraczony skrzatem, jedzeniem i kolejnymi problemami. - Merlinie, daj mi siły - powiedziała, przykładając palce do czoła, by zaraz później założyć ręce na piersi, mając wrażenie, że sterczą na środku korytarza jak jakieś niemądre kołki w płocie, pomiędzy tymi toaletami, odbywając na dokładkę jedną z bardziej absurdalnych rozmów. - Rozumiem, że nie rozmawiamy tutaj o zwykłym Chłoszczyść, bo to rozwiąże problem jedynie na chwilę? Może dałoby się sięgnąć po Morfio, zmieniając materiał twojego ubrania, szukając czegoś, co nie będzie chłonęło wszystkich sosów i brudu. Chociaż nie jestem pewna, czy chciałbyś chodzić w czymś, co przypomina ceratę - stwierdziła, unosząc lekko brwi, czekając na to, co Puchon miał do powiedzenia, jednocześnie zastanawiając się nad tym, jakich zaklęć mogłaby jeszcze użyć, żeby jakoś mu pomóc.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Przecież to nie było tak, że Wacek poprosił o pomoc pierwszą, wyróżniającą się z tłumu osobę. Absolutnie nie. Wziął pierwszą z tłumu osobę, która wydawała się mieć równie abstrakcyjne problemy w tych trudny, szarych dniach ponurych. Czy Puchon prędko pożałował? Nie. Może przez moment Victoria zdawała się przypominać łownego ptaka gotowego zrobić sobie z niego przekąskę, jednak czym jest marazm dnia codziennego, który nawet takim działaniom uprzykrza życie? Obecnie, momentalną cudownością. Generalnie, wszędobylskim utrapieniem. - Aw, Chłoszczyć - uśmiechnął się jak na wspomnienie starego przyjaciela, którego już nie ma w swoim życiu, ale pamięć o nim tli się wyjątkowo ciepłym płomykiem. - Zapomniałem, że to zaklęcie istnieje - wyznał to wielce nierozsądnie, gdyż poświąteczna codzienność jeszcze chłopaka nie opuściła a w rodzinnym domu przypomniał sobie o przyjemności codziennych czynności. Chociażby o tym jak bardzo lubi zmywać. A teraz? Śmierdział jedzenie i to bliżej nieokreślonym. Skrzaty stalkowały go gorzej niż ten typ z You, zaś prozaiczne zaklęcia zdawały się poza jego konstytutywnym myśleniem. - Generalnie, ja stwierdziłem, że użyję sobie Lapifors na tej plamie - pochwalił się z uśmiechem i radością, a skrzat przyłasił się do jego nogi, brudząc nogawkę spodni jagodami i lukrem. - Ale nie wiem jak wygląda magiczne gotowanie i ta plama sobie hasa nie w taki sposób jaki chcę - nawet zaprezentował przed Krukonką zaklęcie, które stworzyło kilka małych króliczków z jego plamy. Ta zaś rozlała się po jego koszuli jeszcze bardziej. - O, właśnie, stało się tak - dodał smutny, ale jego główka jeszcze nie zarejestrowała, że powiększył plamę i chyba dalej wypierała istnienie czegoś takiego jak Chłoszczyć.
Victoria zmarszczyła lekko brwi, jakby miała ochotę zapytać Puchona, czy on aby na pewno był do końca świadom tego, co się dookoła niego działo, odnosząc wrażenie, że jednak żył w jakimś innym świecie. Byłaby nawet skłonna podejrzewać go o to, że był pod wpływem jakichś substancji czynnych, gdyby nie to, że wszystko dookoła nich przestało być tym, czym powinno być. Magia naprawdę zwariowała, a cały zamek miał na nich większy wpływ, niż do tej pory im się wydawało. Przenosił na nich te czary, które były wplecione w jego strukturę i tworzył z tego prawdziwe cuda natury, które ostatecznie okazywały się niezbyt użyteczne. - Patrząc na to, co się dzieje, to zaklęcie raczej na długo ci się nie przyda - stwierdziła, ale mimo wszystko spróbowała rzucić Chłoszczyść, starając się pozbyć plam, jakie zostawiał na spodniach jej rozmówcy skrzat, ale efekt był mizerny. Wystarczyło tylko na chwilę się odwrócić, by problem powrócił, jeszcze bardziej uporczywy, niż chwilę wcześniej, ale może z powodu tego, że skrzat z jakiegoś powodu postanowił ukryć się za Puchonem. Zupełnie, jakby obawiał się, że Krukonka również na niego rzuci zaklęcie czyszczące, co skwitowała wywróceniem oczu, a potem z zaciekawieniem spojrzała na te plamy, które Wacławowi udało się transmutować. - Nie mam pojęcia, jak mogło do tego dojść. Być może chodzi o magię, jaką stosują skrzaty przy gotowaniu, a wtedy nie sądzę, żebyśmy mogli temu zapobiec. Ale jeśli pozwolisz, to spróbuję zmienić materiał twoich spodni na coś bardziej odpornego. To tylko propozycja, ale wydaje mi się, że wtedy będzie ci łatwiej pozbyć się plam. Mogłabym jeszcze spróbować potraktować twoje ubrania Absorptio, chociaż nie jestem pewna, jak zadziałałoby w zestawieniu z Aquamenti - powiedziała, przesuwając palcami po brodzie i wargach, wyraźnie zastanawiając się, jak mogłaby rozwiązać ten problem, nie mając pojęcia, że jej włosy poruszyły się jakby zamierzały ułożyć się w jakiś nastroszony pióropusz, zaś jej oczy jeszcze bardziej pociemniały.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Tak będąc szczerym to Puchon rzeczywiście miał swój mały świat, w którym funkcjonował. Otoczenie nigdy go nie interesowało zbytnio. Przecież - po co przejmować się opinią ludzi, którzy cie nie obchodzą? Zaś ci, którzy naprawdę się liczą u kogoś w życiu, nie krzywdząc brutalnymi słowami albo opiniami. Stąd też miejsce, w którym się znajdowali było dlań jakże niewinnym i godnym tejże rozmowy. - Dlatego o nim nie pamiętałem - poza tym Chłoszczyć to takie zwykłe zaklęcie użytkowe, a Wacek z ledwością potrafił zapalić światełko na końcu swojego magicznego kijka. Cóż, z łatwością akceptował swoje braki w sztuce, dlatego może oddał się miłości do eliksirów? Chociaż to temat nie na teraz. Tak, a niepamięć o zaklęciu, bo było nieadekwatne to lepsza wymówka niżeli niepamiętanie o zaklęciu, bo się go nie pamięta. - Hej, a może masz ochotę upiec chleb bananowy? - Zapytał przestraszonego stworka przy swojej nogawce, chcąc się go pozbyć z myślą: o, przecież chleb bananowy tak nie brudzi. No, oby nie brudził, czasem nie wiadomo, co hogwardzka kuchnia wymyśli. - Jeśli rzucisz Absorptio na moje spodnie to może z potencjałem. Ale jeśli rzucisz je źle to czy nie będzie pobierać wody z mojego organizmu dopóki nie zgniją mi nogi? - Teza obrzydliwa, ale zdawała się naturalną reakcja obronną na Sowią Damę, która poniekąd Wacława straszyła a poniekąd absorbowała jego uwagę, oddając w tym ciekawość. - Nie dowiemy się, jeśli nie spróbujemy - dodał pełen ekscytacji. Sam nawet chwycił różdżkę pewniej. - Jeśli zacznę krzyczeć to znaczy, że wyszło źle - ale był gotów na przeciwzaklęcie.
Victoria nie skomentowała w żaden sposób tych rewelacji na temat zapomnianego podstawowego zaklęcia, koncentrując się bardziej na skrzacie, który z jakiegoś powodu nie chciał ich opuścić. Nie wiedziała, czy jakaś magia przywiązała go do Puchona, czy chodziło o coś innego, ale odnosiła wrażenie, że ubranie jej rozmówcy z każdą kolejną chwilą staje się coraz pełniejsze plam. Być może za sprawą królików, które udało mu się wyczarować i przemienić z brudu, jaki wcześniej się na nim znalazł, a może z uwagi na skrzata, który mu towarzyszył. Albo też, dokładnie takie było jego przekleństwo, jakie wyniósł z pokojów własnego domu. W końcu Victoria również nie prosiła się o to, żeby być sową, a odnosiła wrażenie, że jeszcze chwila, a jej usta zamienią się w dziób. - Nie sądzę, żeby doszło do czegoś podobnego. Ostatecznie Absorptio nie jest w stanie samo pobierać z otoczenia właściwości wybranych przez samą magię. Skoro wtłoczę w materiał wodę, powinno skoncentrować się na zaklęciu, jakie wykorzystałam, ale jeśli coś pójdzie nie tak, po prostu wszystko cofnę. Wtedy będziemy mogli wrócić do pierwszego pomysłu albo spróbować stworzyć inne wzory na materiale. Być może nawet z wykorzystaniem tych plam, jeśli nie można się ich w żaden sposób pozbyć - powiedziała spokojnie, z wyraźnym namysłem, marszcząc lekko brwi, starając się ocenić, czy jej plany miały jakikolwiek sens, czy raczej całkowicie traciły na logice. Ostatecznie jednak westchnęła, zacisnęła palce na różdżce i wycelowała ją w nogawki spodni Puchona, by zaraz wykonać właściwy ruch. - Absorptio - wypowiedziała płynnie, by już po chwili skierować w to samo miejsce proste aquamenti, czekając na to, co się za chwilę wydarzy.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Gdyby z Krukonką stał na bliższej stopie koleżeńskiej to zapytałby się jej prosto w dziób czy coś jej się dzieję, bo zaczyna się martwić. Tak tylko martwił się po cichu, bo przecież nie wypada zwracać ludziom uwagi na to jak wyglądają albo na to, co robią ze swoim ciałem. U Wacka było nieco inaczej, bo jego strój nie miał własnego wyboru i był skazany przez Wszechświat na wielką niełaskę. Niemniej Victoria - zdawało się - chciała pobić Dodżę Kat z ostatniego czerwonego dywanu. O ile ta wiedziała, że taka mugolka istnieje. Twarz Wacława mówiła rób co musisz, chociaż serce kołatało, więżąc w gardle każde słowo, chcące przez nie przejść. Cały proces, który Krukona wytłumaczyła uderzył w chłopaka z dozą niepewności. Ufał jej czy jej nie ufał - nie stanowiło to problemu. Magia musiała zadziałać. A przynajmniej musiała się zadziać. To, co z tego wyjdzie będzie już tylko historią. - Czuję się dobrze - powiedział, odsłaniając twarz. Sam nawet nie wiedział, kiedy zasłonił ją dłońmi. Przecież nie mogło być tak, że bał się, iż skutki ich zabawy będą opłakane w skutkach? To zdanie się nie klei równie bardzo, co pewność Wacka, że im to wyjdzie. - Chyba trzeba sprawdzić czy działa - no i Puchon nie chciał tego robić, ale zaklaskał, wyczekując pojawienia się kuchennych skrzatów. Zjawiły się trzy. Jeden wprost w dłoniach chłopaka. - Ale przed tym pytanie czy chcesz kawałek tatara? - Dopytał się zanim postanowił zdziałać cokolwiek. - A czy ty nie potrzebujesz siebie wspomóc jakimś prostym zaklęciem? W sensie wiesz... zmienić ci włosy w kwiaty? Albo pióra w... we włosy właśnie? - Zreflektował się jeszcze, bo skoro poczęli sobie pomagać to miłym byłoby zrobić to w dwie strony.
Victoria nie miała tak naprawdę pojęcia, co się wydarzy. Ostatecznie bowiem magia była prosta jedynie w założeniu, a później działy się rzeczy, jakich nie była w stanie przewidzieć, rzeczy, o jakich nawet nie myślała, jakie nie przyszłyby jej do głowy. Mimo to kochała testować, kochała sprawdzać to, jak daleko może się posunąć, starając się jednocześnie nie używać zbyt niebezpiecznych zaklęć, by przypadkiem nie zrobić komuś krzywdy. Jeśli już chciała coś testować, jeśli chciała coś sprawdzać, to zdecydowanie wolała robić to sama, wiedząc, że istniało pewne ryzyko jej posunięć. Tutaj raczej się go nie dopatrywała, zakładając jedynie, że w najgorszym wypadku Puchon będzie zostawiał za sobą kałuże, co nie byłoby aż tak złe, w związku z tym, co działo się z niektórymi Gryfonami. - Właściwie to jestem trochę głodna, ale to chyba nie jest najlepsze miejsce na posiłek - stwierdziła z powątpiewaniem, spoglądając na nogawki spodni Puchona, nie dostrzegając jakiegoś wodospadu, czy Merlin raczy wiedzieć czego jeszcze, więc chyba zestawienie czarów podziałało, aczkolwiek odnosiła wrażenie, że plamy jedynie nieco bardziej się przemieszczały. - Posłuchaj, a gdybym dodała do tego jakieś wzory? Żeby ewentualnie zamaskować to, czego nie uda się ukryć? - zapytała jeszcze, nim zmarszczyła brwi. Spojrzała ponownie na swoje odbicie, odkrywając, jak bardzo przypominała w tej chwili sowę, dostrzegając, że stroszy pióra i uśmiechnęła się rozbawiona, co wyglądało jednak nieco koszmarnie w jej obecnej prezencji. Potrząsnęła głową, dostrzegając, że faktycznie prezentowała się nieco niepokojąco, żeby nie powiedzieć groźnie. - Nie sądzisz, że z kwiatami zamiast piór będę wyglądała jeszcze dziwniej? Ale możesz spróbować, dlaczego nie, być może uda ci się cofnąć ten efekt. Najwyraźniej sowy faktycznie upodobały sobie Krukonów i niewiele na to poradzimy - powiedziała, przekrzywiając lekko głowę, w istocie przypominając jednego z tych ptaków. - Ciekawe, czy ta magia ma związek z transmutacją. Może dałoby się po prostu cofnąć te efekty?
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Odmówienie jedzenia to jak godzenie Puchonowi w serce. Wacek powinien się wręcz zapytać czy Victorii nie boli nóż w jego plecach. W jego borsuczym serduszku! Chociaż odchodząc już od stereotypu i skupiając się bardziej na samym Polaku, poczułby się obolały psychicznie o wiele bardziej, gdyby ktoś mu odmówił wspólnego kielicha. A teraz to w ogóle winni się skupić na operacji związanej z ciuchami. - Jeśli przerobisz mi ten strój na Oscara Issaca w czasie premiery Moon Knighta to mógłbym się na to zgodzić, ale twoje propozycje zdają się intrygujące i szałowe jednocześnie. - Zastanowił się chwilę, bo skoro miał już na sobie zaczarowane gacie to wypadało pomyśleć o konsekwencjach. - Czy jeśli zaklęcie przestanie działać to skończy się efektem jakby odeszły mi wody? Bo to będzie trochę przykre. - Wodzirej nie chciałby być w ciąży. Rzucił również zaklęcie Disclore, aby zobaczyć czy plamy z koszuli rozpędzone w króliczym pędzie zniknął. Nie zniknęły, a szkoda. - Chyba, że spalimy moje ubrania w ofierze dla Marzanny a ona obłaskawi mnie czystością? Frgidum Ignio byłoby idealne, ale czy spalanie ubrań w rytuałach wiążę się jakoś z transmutacją? - Nie, ale wolał to usłyszeć od kogoś. - O! Jest takie zaklęcie, które zmusza animaga do cofnięcia swojej przemiany - odsłonił rękawy, poszukując na nim różnych zapisków, na których ostatnio się uczył.- Bo wątpię, żeby zwykłe Finite zadziałało. Finite - żachnął się bez zaangażowania, aby sprawdzić tezę. Nic się nie stało. Trudno. Przynajmniej skrzaci poręczyciel z ciastem bananowym przybył na miejsce i niczego nie ubrudził. - Lividus Fera, tak, super - zasłonił rękawy. - Brzmi jak pojebane, nigdy w życiu go nie rzucę. Ale jest inne zaklęcie cofające! - Wyciągnął różdżkę, poprawiając na niej swój chwyt. - Enutitatum - wyczytał spod nadgarstka. Przekręcił kark w prawo. - Enutitatum - powtórzył, czekając aż coś się zadzieję, ale efekty były dość opłakane w skutkach. Na pocieszenie Wacek zjadł kawałek bananowego chlebka. - Najwyżej mogę ci zrobić jakiś eliksir, aby ci z tym pomóc - tyle umiał zaoferować.
Wyglądało na to, że mieli z Wacławem więcej punktów spornych, niż wspólnych, ale nie było sensu o tym w tej chwili rozmawiać, skoro koncentrowali się na czymś innym. Na działaniu, co jak zawsze najbardziej odpowiadało Victorii, niezmiennie skoncentrowanej na tym, by szukać celów, by szukać małych sukcesów, by coś zmieniać, by robić rzeczy, o jakich inni nawet by nie pomyśleli. To było coś, co ją fascynowało, coś, po co chciała sięgać na każdym kroku, a nie tylko oglądać się za siebie, czekać na jakiś cud albo na instrukcje, które mogły nigdy nie nadejść. Wolała, zdecydowanie wolała, sama kreować świat, tworzyć go na nowo, szukać czegoś, czego nie znalazł do tej pory nikt. I chociaż nie miała pojęcia, o kim dokładnie mówi Wacław, nie zamierzała się poddawać. - Mogę spróbować stworzyć coś, co nie będzie wyglądało, jak bardzo brzydkiej jakości obrus, ale musisz mi dać chwilę - powiedziała, nim ten zaczął zadawać swoje pytania, po czym zamrugała, zastanawiając się nad kwestiami, o których mówił i przekrzywiła lekko głowę. Przez to zaś zaczęła jeszcze bardziej przypominać sowę, co było na swój sposób zabawne i straszne. - Sądzę, że jako pierwsze wyczerpie się aquamenti. To nie jest zaklęcie nieograniczone, wszystko ma swoje limity, więc kiedy absorptio zacznie się rozpadać, zacznie się również rozpadać nałożony na nie efekt. Woda po prostu wyparuje - stwierdziła z namysłem, a później naprawdę nie wiedziała, co miałaby powiedzieć, odnosząc wrażenie, że Wacław naprawdę odleciał w miejsca, o jakich nie dało się powiedzieć nic więcej, niż to, że były absolutnie i całkowicie szalone. Dlatego też stwierdziła, że nie widzi żadnego powiązania między rytualnymi ofiarami a transmutacją, chociaż nie może być pewna, czy w przeszłości czegoś podobnego nie było. Później zaś pozostało jej jedynie czekać na działania, jakie podejmował chłopak, zdając sobie sprawę z tego, że z każdą kolejną chwilą robiło się to coraz zabawniejsze. Czuła się, jakby była kawałkiem słupa, jaki ten próbował zaczarować, tylko że absolutnie nic nie działało. Nic zatem dziwnego, że zaśmiała się w końcu cicho, dochodząc do wniosku, że musieli wyglądać w tej chwili skrajnie niepoważnie i z jakiegoś powodu właśnie to okazało się dla niej takie komiczne. - Może spróbuj z tymi kwiatami? A ja faktycznie stworzę dla ciebie niepowtarzalne ubranie?
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Z obawami to już tak było, że kiedy człowiek raz się ich nabawił to trudno było mu je odpuścić. Trwały tak i trwały a niekiedy tylko absurd był drogą do uwolnienia od nich bez jakieś dziwnych i ekscentrycznych poczynań typu omdlenie. Chociaż to poważna sprawa i wcale nie jest śmiesznie. Wcale. - W teorii brzmi to dobrze, ale to transmutacja, a ja nie jestem pewien czy nie ominęliśmy czynników zewnętrznych, które mogą wpłynąć na działanie zaklęcia. Wciąż, obracając się wokół teorii, nie będzie to coś odpornego na brud i plamy, ale na wodę. - Podrapał się po wąsie w wielkim zastanowieniu. - Płaszcze przeciwdeszczowe dla czarownic i czarodziejów są tworzone ze specjalnego materiału czy są zaklinane w taki sposób, aby deszcz ich nie dosięgał? - Jeśli Krukonka przypadkiem posiadała taką wiedzę to już mieli punkt wyjścia jak w najprostszy sposób zrealizować swój mały plan. - Okey, możemy się tak umówić - powiedział to z pewnym dziecięcym niesmakiem. Takim tonem głosu, w którym jedenastolatki boją się podziękować prosto w twarz, ale czują ogromną wdzięczność, iż ktoś postanowił im oszczędzić kompromitacji, wyciągając pomocną dłoń. Takie rzeczy były delikatnie i bardzo subtelne do wyczucia. - Herbifors - zaakcentował jakże słodkim głosikiem zaklęcie, aby zadziałać coś na sowią metamorfozę. Prędko ścisnął usta w wąską kreskę, bo o ile samo zaklęcie udało mu się niewiarygodnie dobrze to efekt finalny był dziwny i mógł się Victorii nie spodobać.
- Wybiera się właściwy materiał, a później nakłada się na nie właściwe zaklęcia, najczęściej odpychające - powiedziała bez wahania, bo doskonale wiedziała, jak sprawa wyglądała, w końcu jej mama była świetną krawcową i większość kreacji, jakie nosiła Victoria, wychodziło spod jej rąk. Dlatego też miała pojęcie o tym, jak ten świat był zbudowany i mogłaby oczywiście zastosować coś podobnego tutaj, ale jak zaznaczyła po chwili, zaklęcia stosowane przy wyborze właściwego stroju, miały inną naturę i z reguły były ustawione przeciwko zjawiskom atmosferycznym, nie zaś tak szalonym rzeczom i sprawom, jak lejący się z nieba kompot. Owszem, znajdowało się to niewątpliwie w obszarze cieków, ale to nadal nie było to, o co dokładnie chodziło. Victoria odetchnęła głęboko, gdy zakończyła ten wywód, a pióra na jej głowie opadły, ona zaś wyglądała, jakby już się mimo wszystko zmęczyła. - Zakładam, że te zaklęcia, których użyłam, nie zrobią ci krzywdy i nie skończysz w kałuży - dodała jeszcze poważnie, by ostatecznie faktycznie sięgnąć po morfio, starając się zamienić jego ubrania, czy raczej ich materiał, w coś, co byłoby mniej chłonne, powlec je powłoką, jakiej używało się przy tworzeniu nieprzemakalnych i niechłonnych obrusów, co wydawało jej się w tej chwili bardzo istotne. Spróbowała również dodać na jego ubrania wyobrażone wzory, które pasowałyby do tych królików z plam, co wyglądało co najmniej oryginalnie. Zerknęła później w lustro, uśmiechając się kącikiem ust, dochodząc do wniosku, że wyglądali w tej chwili jak para skończonych dziwaków i szaleńców. Nic zatem dziwnego, że westchnęła ciężko, pokręciła głową, przy czym jej przemienione w kwiaty włosy zafalowały, a następnie zaproponowała, żeby jednak udali się już do własnych spraw. Miała świadomość, że wszyscy będą się im teraz przyglądać, ale liczyła na to, że nie będzie to jednak aż tak nachalne. I, że za chwilę Wacław nie skończy oblany sosem, bo nie ręczyła za to, czy przemiany, jakich dokonała na jego ubraniu, będą odpowiednio trwałe.
z.t x2 +
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Nie posiadała się ze szczęścia - wygrały w Bludgera! Zapisując się na te rozgrywki w ogóle nie spodziewała się przetrwania eliminacji, nie wspominając już w ogóle o wejściu do finału! Miała ochotę biegać po szkole i krzyczeć, że dokonały tego wspólnie z Adelą, ale przed podjęciem tego pomysłu powstrzymywał ją jedynie fakt, że była cała w farbie. I choć sama oberwała tłuczkiem tylko raz (!!!), to później dość mocno wyprzytulała umorusaną w wielu kolorach przyjaciółkę, przez co sama miała plamy wszędzie, nawet na twarzy. Nienawidziła być brudna, toteż zanim podjęła się wycieczki aż na siódme piętro, wstąpiła do łazienek na parterze, by choć trochę doprowadzić się do porządku. Weszła do środka z miotłą pod pachą, na wstępie odstawiając ją na bok i opierając jej trzonek o ścianę w rogu, by nie zsunęła się z łoskotem na posadzkę. Spojrzała na upstrzone farbą witki i westchnęła ciężko, bo pamiętała jak potwornie długo zajęło jej wywabianie tego cholerstwa z ubrań ostatnim razem. Aż strach pomyśleć ile zajmie jej czyszczenie miotły... Na szczęście drewno trzonka nie uległo większym uszkodzeniom, przez co rozchmurzyła się nieco i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wygrały to! Odkręciła kran w umywalce, chcąc nabrać wody w dłoń i zająć się ścieraniem farb z policzka. Jednak zamiast krystalicznie czystego, przezroczystego płynu, poleciała jakaś tęczowa oranżada. Kate spojrzała na zlew z zaskoczeniem, po czym zakręciła go, bo przecież zamierzała się umyć, nie pobrudzić bardziej. Podeszła do drugiej umywalki, ale i w niej napotkała podobną przeszkodę. - Niech to szlag - mruknęła pod nosem, przymierzając się do trzeciego stanowiska.
Wszystko się pokomplikowało i to już na tyle dawno temu, że Imogen zdążyła już przywyknąć do tego galimatiasu. Musiała przyznać sama przed sobą, że dalej brakowało jej w życiu codziennym Kate, jej śmiechu i bezpośredniego podejścia do życia. Jednak urażone ego było na tyle rozdęte, że nie chciało się zmniejszyć dostatecznie mocno, by Imogen mogła na spokojnie porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko z przyjaciółką. Dlatego próbowała znaleźć sobie zajęcia, które nie wymagały obecności panny Milburn, dzięki czemu mogła zająć myśli i dalej uparcie bawić się w unikanie drugiej Gryfonki. Była już nieco zmęczona tym wszystkim, ale co zrobić, skoro było się na tyle głupim, aby nie móc ustąpić nawet w najmniejszym stopniu? Było już popołudnie, a ona wracała z Wielkiej Sali, gdzie wcześniej spędziła sporo czasu na odrabianiu pracy domowej. Przecierała zmęczone uporczywym wpatrywaniem się w drobny druk oczy, kiedy to powoli człapała w stronę schodów, aby udać się do wieży Gryffindoru. Jeśli tak dalej pójdzie, to w tym roku zakończy semestr z samymi wybitnymi, upomniała samą siebie w myślach. Faktem było, że ostatnio naprawdę bardzo dużo siedziała nad książkami, poniekąd trochę z nudy a trochę dlatego, że faktycznie miała nieco większe ambicje, niż wcześniej. Postanowiła wstąpić jeszcze po drodze do łazienki, w wiadomym celu. Ziewała okrutnie i może właśnie dlatego, kiedy w pierwszej chwili weszła do pomieszczenia, nie zauważyła stojącej przy umywalce Kate. Skonsternowana zatrzymała się w pół kroku, nie do końca pewna, co powinna zrobić. W końcu przetarła oczy, a kiedy zobaczyła płynącą tęczę z kranu, przypomniało jej się coś, co wcześniej słyszała w Wielkiej Sali. - Nie radzę - rzuciła tylko. Poczekała, aż Kate na nią spojrzy czy jakkolwiek pokaże, że w ogóle ją usłyszała. Odchrząknęła i kontynuowała. - Słyszałam w Wielkiej Sali, jak dwóch gówniarzy z Hufflepuffu chwaliło się zaklęciem, jakie rzuciło na krany w łazience. Podobnież, że zaczarowali je tak, aby kolor nie schodził przez najbliższy tydzień, ale może pomylili się w inkantacji. Może to chodziło o te krany? - wzruszyła lekko ramionami, choć ktoś, kto ją znał, na pewno mógł zauważyć napięcie, jakie zgromadziło się nagle w jej ciele. Imogen wzięła kolejny oddech, jakby próbując się w ten sposób uspokoić, przeczesała wolną dłonią rozpuszczone włosy. Szlag... co ona powinna jeszcze tutaj powiedzieć, czy zrobić?
Niby nie było to aż tak dawno temu, ale dla Kate faktycznie czas, który minął od jej ostatniej rozmowy z Imogen, zdawał się niebezpiecznie wydłużać do momentu, w którym ciężko już było jej ignorować ten fakt, a jednocześnie jeszcze ciężej było z nim cokolwiek zrobić. Może gdyby któraś z nich odpuściła wcześniej, pogodziłyby się po jakimś tygodniu i wszystko rozeszłoby się po kościach. Teraz jednak, gdy już przepłynęło tyle wody, strumień wydrążył zbyt głęboką wyrwę w ich relacji, nie pozwalając im swobodnie nad nią przekroczyć. Coś, co początkowo było bardzo trywialną kłótnią, urosło skalą do gry o zachowanie twarzy i honoru, a jako że obie z natury były bardzo dumnymi istotami, unikały się maniakalnie wręcz, nie chcąc prowokować sytuacji mogącej prowadzić do konfrontacji. W gruncie rzeczy jej to przeszkadzało, bo jednak znały się z Imogen nie od dziś i tworzyły wspólnie paczkę z innymi dziewczynami, jak chociażby Adela, Clara, która powróciła z dalekich podróży, a także nowa Clementine, która wcale nie była im tak obca, jak zdawała się czuć. Życie toczyło się jednak w taki sposób, że ich ścieżki nie przecinały się znacząco aż do teraz - w tej cholernej łazience. Kate poniosła głowę znad umywalki, gdy echo cudzego głosu odbiło się od membrany jej ucha, instynktownie wpierw patrząc w lustro, próbując dostrzec odbicie mówiącej do niej osoby. Nie musiała długo patrzeć, by powiązać piegowatą z osobą przyjaciółki. Odwróciła się do niej przodem, w pierwszej chwili nie wiedząc, co miała jej powiedzieć. - O - wymsknęło jej się na początku, nim sama odchrząknęła nieco. - Cóż, dzięki - dodała, bo jeśli to, co mówiła, było prawdą, potencjalnie uratowała ją od kolorowej katastrofy. - To mogło się dla mnie źle skończyć. Już i tak spędzę wieczność spierając z siebie to gówno - skomentowała jeszcze swój ubiór, wymownie pokazując poplamione farbą szaty i uśmiechając się pod nosem lekko. Może jednak wciąż swój dbał o swego?
Imogen skłamałaby mówiąc, że nieobecność w jej życiu Kate, nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Niemożliwość opowiedzenia przyjaciółce o najnowszych wydarzeniach z życia była cholernie przytłaczająca. Niekiedy łapała się na tym, że tylko Kate byłaby w stanie zrozumieć pewnego rodzaju żart, czy wydarzenie z jej życia, była gotowa jej o tym opowiedzieć z wypiekami ekscytacji na twarzy a potem w ostatnim momencie przypominała sobie o tym, że… nie mogła. Że przecież nie rozmawiały ze sobą. I całą ekscytacja, nie ważne jak wielka by ona nie była, ulatywała w nicość, przegoniona przez wyrzuty sumienia, które zaczynały ją coraz bardziej przygniatać. Teraz, kiedy doszło do tak przypadkowego spotkania, Imogen kompletnie nie wiedziała, co zrobić ze swoją osobą. Miała wrażenie, że jej ciało jest zupełnie nieproporcjonalne, że stoi tak jakoś jak nie ona, jej ramiona są zbyt obwisłe, a na twarzy pojawił się niepasujący do niej uśmiech, jak to tylko możliwe. Mimo to, nie mogła zmusić swoich stóp do oderwania się od posadzki i wyjścia z pomieszczenia. Serce łomotało jej jak szalone, kiedy w lustrze napotkała spojrzenie przyjaciółki. To niemalże całkowicie zatrzymało swój bieg, kiedy Gryfonka obróciła się twarzą do niej. Imogen spróbowała przełknąć ślinę, jednak jej gardło stało się nagle tak suche, jak nigdy wcześniej w życiu. Obrzuciła ją spojrzeniem, kiedy Kate wspomniała o swoim wyglądzie. Coś na kształt normalnego uśmiechu odmalowało się na piegowatym licu blondynki, kiedy ponownie spojrzała przyjaciółce w oczy. - Bludger? Ja odpadłam w pierwszej rundzie - nie wiedziała, czemu to powiedziała, ale chyba po prostu próbowała w jakikolwiek sposób nawiązać rozmowę z Kate. Kiedy jednak w końcu miała ku temu okazję, okazało się to niebywale trudne. - Co u Ciebie? - Serio Imogen, tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć?! zganiłą samą siebie natychmiast w myślach, bo nawet dla niej zabrzmiało to tak niepoprawnie, jak to tylko możliwe. Wzięła głęboki oddech, przymknęła powieki, zacisnęła palce u nasady swojego nosa. Kiedy w końcu otworzyła oczy, na jej twarzy odmalowało się tyle bólu, że nawet sama Imogen była tym faktem zaskoczona. - Kate, przepraszam cię, za wszystko, co powiedziałam - wyrzuciła na jednym oddechu. Czuła, że jeśli zastanawiałaby się nad tymi słowami dłużej, w ogóle by ich nie wypowiedziała i uciekła z tej łazienki. Tyle że naprawdę miała dosyć nieobecności przyjaciółki w jej życiu. - C-c-czy możemy być z powrotem przyjaciółkami? - zapytała bardzo cicho, patrząc na nią nawet bez mrugnięcia okiem. Gardło zaczęło jej się niebezpiecznie zaciskać, choć z całych sił próbowała nad tym zapanować. Może jej się uda?
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Dla Kate obecne napięcie w ich relacji również nie było komfortowe. Nie lubiła mieć na pieńku z ludźmi, a niestety w ostatnim czasie dość często wyjątkowo celnie deptała ludziom po odciskach, z czego wynikały rodzące się animozje. Bycie persona non grata we własnym dormitorium dobijało ją, ale niejednokrotnie widziała w oczach Imogen podobne zacięcie, które rodziło się w niej samej na myśl o przyznaniu się do błędu i wyciągnięciu ręki. Najwyraźniej ich czas jeszcze nie nadszedł. Ale może to był właśnie ten dzień? Poczuła ścisk w brzuchu, gdy ich spojrzenia spotkały się, bo jednocześnie zdała sobie sprawę, jak bardzo tęskniła za nią i jak bardzo bała się konfrontacji z nią. Też czuła, że w tej sytuacji spotyka ją jakieś dziwne odrealnienie, jakby stała obok samej siebie i obserwowała ich rozmowę z boku, boleśnie świadoma ciążącej im niezręczności, w której nie umiały się odnaleźć. Kiedy zgubiły swój wspólny rytm? - Bludger - przytaknęła, uśmiechając się lekko pod nosem. Na pytanie Imogen gestem wskazała swoje umorusane farbą ciuchy. - Może nie wygląda, ale właśnie wygrałyśmy z Adelą wejście do finału - powiedziała, nawiązując do tego, co było najświeższą informacją a'propos "co u niej". I najprostszą do poruszenia, bo co innego miała jej powiedzieć? Że wciąż tkwiła w pracy, która ją nie satysfakcjonowała, a może że przypadkiem rozwaliła związek Veronice Seaver? Bo o uwikłaniu się w jakąś dziwną, niesprecyzowaną, pełną seksualnego napięcia relację z Solbergiem nie mogła szepnąć słówkiem. Zanim jednak podjęła decyzję o tym, jaki z dostępnych tematów poruszyć, Imogen pękła. A wraz z jej drżącym głosem opadły jakiekolwiek wznoszone przez Kate mury. - Imogen, to ja przepraszam! - niemal przerwała jej wypowiedź, od razu zrzucając z siebie ciężar noszonego poczucia winy. - W ogóle nie powinnam mieszać w to wszystko Iris, to było strasznie głupie. I rozumiem, co miałaś na myśli, a nawet zgadzam się, byłam dziwnie obsesyjna i zawiść przysłoniła mi racjonalne myślenie - przyznała się do niemal wszystkich popełnionych w tamtej rozmowie błędów jak na spowiedzi. - My ciągle nimi jesteśmy - odparła na jej pytanie, robiąc tych kilka kroków do przodu i wyciągając ręce w pojednawczym geście - by chwycić dłonie Gryfonki w swoje i zakończyć tym samym ich bezsensowne ciche dni.
To nie powinno wszystko wyglądać w ten sposób, z czego Imogen zdała sobie bardzo boleśnie sprawę podczas tego spotkania. Kate nie powinna patrzeć na nią w taki sposób, w jaki aktualnie patrzyła. Powinna wiedzieć o wszystkim, co działo się w życiu piegowatej blondynki, nie powinno pomiędzy nimi być głupich pytań, takich jak to "co słychać?" Imogen nie powinna uśmiechać się do niej z przesadną uprzejmością, która to nijak nie pasowała do piegowatego lica. Powinna być przy niej sobą, cokolwiek to oznaczało. Każda emocja powinna być szczera i taka, jak ją aktualnie dziewczyna przeżywała, a nie wystudiowana i wyuczona na potrzeby spotkania takiego, jak to tutaj. Nic dziwnego, że w końcu pękła i prawdziwe emocje Gryfonki, wydały się z niej bardzo silnym strumieniem. Nic dziwnego, że chciała, aby przyjaciółka ponownie była obecna w jej życiu, nawet jeśli oznaczało to kolejne awantury czy nieporozumienia. Zwyczajnie brakowało jej Kate i nie chciała tego dłużej ciągnąć. Tama pękła i to zarówno z jednej jak i z drugiej strony. Bezmiar paskudnego poczucia winy przybrał tak silny nurt, że Imogen chciało się płakać. Nic dziwnego, że kiedy przepraszała przyjaciółkę, to oczy jej się zaszkliły i naprawdę bardzo mocno musiała ze sobą walczyć, aby nie popłynąć razem z tymi wszystkimi emocjami i mimo wszystko powiedzieć to, co jej leżało na serduchu. - Nie, to ja przesadziłam. Nie wiem jak wyglądała ta sytuacja, nie powinnam bronić tak zawzięcie Iris - przyznała ze wstydem. Pociągnęła nosem, bo czuła, że zaraz przestanie kontrolować te łzy. - I nie powinnam mówić Ci tych wszystkich paskudnych słów. Powinnam stać za tobą murem i czasami tylko powiedzieć, że jesteś chora psychicznie, tak samo mocno jak i ja, bo jak inaczej wytłumaczyć, że już tyle czasu ze mną wytrzymujesz - uśmiechnęła się przy ostatnich słowach, bo to była najprawdziwsza prawda. Imogen nie była normalna i tylko ktoś równie nienormalny jak i ona, mógł z nią wytrzymać. - Oh, Kate... - jęknęła, słysząc jej kolejne słowa. Chwyciła mocno jej dłonie, zaciskając na nich kurczowo swoje palce, jakby jej przyjaciółka zaraz miała zniknąć. Nie wystarczyło jej to, łzy popłynęły po jej policzkach, a ona przyciągnęła do siebie Milburn i zamknęła ją w swoich objęciach, bezczelnie opierając podbródek na jej ramieniu. Pociągnęła nosem, co by jej się nie rozszlochać w ramię, nie bardzo wiedząc czy z radości, że być może o tym wszystkim zapomną, czy dlatego, że dalej czuła żal i wstyd na wspomnienie tego, jak się zachowała wobec jednej z nielicznych osób, które zawsze stanęły po jej stronie. - Następnym razem, jak odwalę coś takiego, to jebnij mi po prostu w łeb - zażądała od przyjaciółki, śmiejąc się przy tych słowach. W końcu odsunęła się od niej, żeby otrzeć policzki rękawem swojej bluzy no i dać dziewczynie trochę przestrzeni, choć wcale nie miała na to ochoty.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Nie spodziewała się, że ich pojednanie wzbudzi w Imogen tak wiele silnych emocji i chyba widok jej szklących się oczu zadziałał na Kate bardziej niż wypowiadane przez nią słowa czy niepewność w stwierdzeniu, czy nadal mogły się przyjaźnić. To było dla niej oczywiste, że mimo jakiejś głupiej kłótni nadal stanowiły dla siebie wzajemnie ważne osoby w życiu, a ich przyjaźń była jego nieodłącznym elementem, ponad który nie przedłożyłaby niczego innego, a już szczególnie jakichś kwestii związanych z chłopakami. Było jej głupio każdego dnia, gdy się nie odzywały, bo wiedziała, że nie zachowała się w stosunku do niej i do jej młodszej siostry odpowiednio, przecząc swoim podstawowym założeniom, według których zamierzała stawać zawsze po stronie dziewcząt. Jej obsesyjna natura i narastające w niej frustracje wystawiły ją na test, którego nie zdała i to nawarzone, gorzkie piwo sączyła z kwaśną miną przez ostatnie tygodnie, gdy zerkała ukradkiem na Imogen w nadziei, że to spojrzenie odwzajemni i pośle jej znak, że wszystko było okej. Przygarnęła blondynkę do siebie, zamykając ją w ciasnych objęciach, nie zważając na to, że całą ją ubabra ciężką do zmycia farbą z bludgerowych tłuczków. Skylightównie też to najwyraźniej nie przeszkadzało, bo wbiła się podbródkiem w jej ramię, na który to gest Kate położyła jedną z dłoni na głowie przyjaciółki, by czułym gestem przeczesać jej włosy. - Obie jesteśmy siebie warte - powiedziała ze śmiechem, chcąc czym prędzej rozluźnić atmosferę, bo z początkowej wrogiej niepewności weszły na rewir płaczliwego wzruszenia, a była mimo wszystko zbyt podekscytowana świeżą wygraną w półfinałach rozgrywek. - Ty też powinnaś mi dać w mordę kolejnym razem, jak zacznę coś gadać o sama-wiesz-kim - dodała, nawet nie śmiąc wypowiadać imienia Ślizgona. Odpychała natrętnie powracającą ku niej myśl, a raczej wspomnienie słów Imogen o zaznanej z nim wspólnej kąpieli w jeziorze, bo nic jej było do tego i nie powinna się tym w ogóle interesować. - Chcę, żebyś mi przyrzekła, Immy, że nigdy więcej żaden samiec nie stanie nam na drodze - dodała, samej kładąc dłoń na piersi i uśmiechając się do niej ciepło i zachęcająca, niezwykle uradowana, że obie zburzyły zbudowane wokół siebie fortece.
Ogromna ulga rozlała się po ciele Gryfonki, kiedy zrozumiała, że Kate jest skłonna jej wybaczyć to haniebne zachowanie, które tak bardzo poróżniło dziewczyny. Imogen naprawdę nie posiadała się ze szczęścia na myśl, że tak to wszystko się potoczyło. Nie było dnia, żeby nie żałowała wypowiedzianych pod wpływem bardzo silnych emocji słów. Na szczęście, wszystko wskazywało, że ten etap dziewczyny miały już za sobą i (oby) nie wrócą szybko do stanu, kiedy jedna nie mogła patrzeć na drugą. Szczęśliwa Skylight kompletnie nie przejmowała się tym, że cała będzie uwalona farbą, bo bliskość przyjaciółki była jedyną rzeczą, o której mogła teraz myśleć. Dlatego uparcie ignorowała wszystko inne, przez dłuższą chwilę rozkoszując się znajomym zapachem i po prostu znajomą osobą. Parsknęła śmiechem, odsuwając się od Kate, kiedy ta zaproponowała, aby w razie czego też dać jej w pysk, jeśli tylko cokolwiek dziwnego zacznie mówić. Imogen pokręciła z niedowierzaniem głową, nie przyjmując tego do wiadomości. - Mów o nim czy o jakimkolwiek innym chłopaku, ile tylko zapragniesz. Nic mi do tego - oznajmiła, szczerząc zęby w jej stronę. I naprawdę tak uważała. Gotowa była słuchać o wszystkim, o czym tylko Kate będzie chciała z nią rozmawiać, o ile tylko dzięki temu wrócą do normalnych stosunków. - Nigdy. Nie ma żadnego faceta, który byłby ważniejszy od naszej przyjaźni - oznajmiła uroczyście, patrząc przyjaciółce prosto w oczy, podczas wypowiadania tych słów. Było to zgodne z tym, co odczuwała. Nie miała pojęcia, jakim cudem wcześniej doszły do tak dziwnej sytuacji, gdzie ani jedna, ani druga nie była w stanie przyswoić tego, co miały na myśli, ale teraz nie chciała ponownie doprowadzić do takiej sytuacji. I wiedziała, że pewnie Kate uważa tak samo. Cała jej postawa na to wskazywała. Imogen ponownie zlustrowała przyjaciółkę od stóp po sam czubek głowy. - Więc mówisz, że wygrałyście? Musisz mi sprzedać patent na wygraną, bo ja dostałam srogi wpierdal od Ikego w pierwszym meczu - z niechęcią przyznała się do swojej sromotnej porażki, jednak widziała ekscytację dziewczyny i chciała jak najwięcej z tego czerpać. Nawet jeśli oznaczało to ośmieszenie samej siebie, ale kto by się tym przejmował w takim momencie?
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
W ostatecznym rozrachunku obie popełniły błędy, których zrobić nie powinny, bo chociaż w teorii wypadałoby być rozsądniejszymi dziewczynami w ich wieku. Czasem jednak emocje brały górę i obie wiedziały to lepiej, niż reszta ich koleżanek z grupki. Wybuchały szybciej i spalały się silniej niż którakolwiek z nich, a najwyraźniej potrafiły też przeciągle dymić. Podjęły na szczęście decyzję, by nie rozdmuchiwać tlącego się żaru, a zdusić w zarodku tę zwadę, która lada moment mogłaby zacząć ważyć na ich znajomości. A przyjaźń była dla niej bardziej istotna niż jakiś tam chłopak. Odsunęła się z równie szerokim uśmiechem, gdy już odbiła na Imogen farbę z jej własnych ubrań, przez co teraz obie wyglądały, jakby przed momentem urządziły bitwę na kolory. - Ale też miałaś rację, byłam paskudna. I dziwnie obsesyjna. Ale z tym już koniec, muszę się po prostu zdystansować. Tylko nie od Ciebie, tu nie chcę już żadnego dystansu - zapowiedziała ze śmiechem, ponownie przyciągając ją w swoje objęcia, niemal miażdżąc jej szyję ramionami, bo tak się cieszyła, że nareszcie rozmawiają jak dawniej. Choć cień ich kłótni wciąż czaił się w rogu łazienki, nie miała wątpliwości, że kilka zdań składających się z przeprosin i zapewnień o poprawie wypędzi go całkowicie z ich relacji. - Nie ma! - powtórzyła za nią, uroczyście składając przysięgę, lecz nie umiejąc zachować powagi na dłużej. Chciała wierzyć, że podobna rzecz już nigdy nie zmąci ich przyjaźni, niezależnie od tego jak przystojny, wspaniały, tajemniczy, czy uzdolniony byłby ów chłopiec, który zawróci w głowie albo Kate, albo Imogen. Słysząc jej kolejne słowa, zrobiła dość wymowną minę, po czym nonszalancko cmoknęła i odrzuciła włosy z ramienia. - Ike? Ten sam Ike, którego przed chwilą r o z w a l i ł a m na boisku? - zapytała, podkreślając z premedytacją, że to ona sama rozegrała końcowy pojedynek z bratem Skylight, tym samym zapewniając sobie i Adeli udział w finale. - Muszę Ci powiedzieć, choć wiem, jak zareagujesz, ale czuję, że coś by się mogło skroić z niego i z Adeli. Aż iskrzyło w powietrzu, serio. Kto się czubi, ten się lubi - dodała, ruszając znacząco brwiami.
Nie było sensu rozpamiętywać nieprzyjemnych zdarzeń z przeszłości i w tym wypadku zdecydowanie należało skupić się na przyszłości, co też Imogen bardzo chciała uczynić. Dlatego na wspomnienie Kate, jakoby była paskudna i zachowywała się przynajmniej dziwnie podczas ich ostatniego spotkania, Imogen tylko machnęła ręką, bo faktycznie uważała, że nie było sensu więcej o tym rozmawiać. - Daj spokój, było minęło, nie ma co wracać do tego wydarzenia - i faktycznie tak właśnie uważała. Tamten dzień mocno odcisnął się na Imogen i jej zachowaniu, a teraz dziewczyna zamierzała się skupić na tym, aby w relacji z Kate, powrócić do normalności, cokolwiek ta miała dla nich oznaczać. Nie potrzebowała dramatów i dziwnych sytuacji, roztrząsania, która gorzej się zachowała, bo przecież wiadomo, że obie kompletnie nie popisały się kulturą osobistą, czy elokwencją. Ich język był bliższy rynsztokowemu niż temu, w jaki sposób powinny wyrażać się dwie nastoletnie dziewczyny. Szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy Kate uroczyście powtórzyła jej przysięgę, z równie wielką werwą, co i Imogen to uczyniła. Tak, wszystko po prostu musiało wrócić do normy i nie było innego rozwiązania w tej sytuacji. I już nawet było widać, że zaczęły wracać do tradycyjnego dla nich zachowania i wymiany zdań, kiedy to Kate pochwaliła się tym, jak to rozwaliła brata Skylight w swoim ostatnim meczu. Imogen kopara opadła do samej ziemi i zaraz to zaczęła udawać, że bije pokłony przed swoją przyjaciółką, niczym przed jakąś cesarzową. Bo tak, to naprawdę zasługiwało na ogromne uznanie. - No powiem Ci, że tym bardziej Ci gratuluję! - oznajmiła, kiedy to już zaprzestała bicia pokłonów. Poprawiła włosy na swojej głowie, które to postanowiły rozlać się we wszystkie strony, w kompletnym nieładzie. Zaraz to zaczęła patrzeć na Kate, jakby tej wyrosła przynajmniej druga głowa, kiedy przyjaciółka zasugerowała, że pomiędzy Adelą, a jej bliźniakiem coś iskrzyło na boisku. Uśmiechnęła się po chwili szeroko, zaplatając ręce na wysokości klatki piersiowej - Ike i Adela? Przecież Ike to dupek i skończony kretyn, chyba nie chcemy życzyć Adeli aż tak źle, co? - Sama najlepiej wiedziała, jakim dupkiem potrafił być jej bliźniak, ale jednocześnie zaczęła się zastanawiać nad tym wszystkim. Nie miała problemu, aby zrozumieć dlaczego Ike mógł się komukolwiek podobać. Od lat pokątnie słyszała, że pan Skylight zasługiwał na uwagę kobiet i to bez większego problemu. Ale żeby Adelka? - Chociaż wiesz, może ona mogłaby go naprawić? - zaczęła się zastanawiać na głos, nie do końca pewna, czy mówiła to wszystko do siebie, czy do obecnej tutaj Kate. Jej myśli zaczęły już krążyć wokół tego tematu i jakoś ciężko było powstrzymać tę kakofonię dźwięków w jej głowie.
Cieszyła się, że Imogen pobłogosławiła również ideę puszczenia wszystkiego w niepamięć, bo było jej to jak najbardziej na rękę i nie mogła doczekać się, aż znów będą w stanie normalnie wchodzić ze sobą w interakcje. Wiele ją kosztowały wszelkie próby ignorowania dziewczyny, czego po czasie okropnie żałowała. Na szczęście akurat w tej kwestii nie pozostały sobie dłużne, więc spotykając się pośrodku, po prostu odpuściły wszystkie zwady, przysięgając sobie, że więcej taka sytuacja nie będzie miała miejsca. I Kate zamierzała tej przysięgi dotrzymać! Chwalenie się zwycięstwem przychodziło jej zaskakująco łatwo - może też dlatego, że rzadko kiedy miała się czym pochwalić. Jej losy były zaznaczone pasmem sromotnych porażek od tak dawna, że ten jeden moment podniebnej chwały naprawdę dodał jej skrzydeł. Teraz tylko przyjaciółki rola, by Gryfonka nie obrosła za bardzo w piórka, szczególnie przed finałowym starciem, które nie miało należeć do łatwych. Zaśmiała się dźwięcznie na głos, gdy Imogen tak sprawnie przeszła do besztania swojego bliźniaka, od razu zrównując go z najgorszymi chamami. Ciężko było jej się do tego odnieść, bo poza błyskiem rywalizacji w jego stalowych oczach, miała wyłącznie wyryty pod powiekami obraz jego rzeźbionego podbrzusza, które na moment ukazał podczas ocierania twarzy koszulką. Przebiegły lis doskonale wiedział, co robił, zaszczepiając w umyśle Kate podobne widoki. O tym jednak nie zamierzała mówić koleżance, na pewno nie teraz i raczej nigdy. - A czy to nie do takich ciągnie najbardziej? - rzuciła pytaniem retorycznym, na które obie znały odpowiedź, choć nie spodziewała się, by Immy podjęła temat, jako że obiektem był jej własny, rodzony brat. Ją samą bawiła jednak perspektywa Adeli romansującej ze Ślizgonem. Słysząc dalsze rozważania Skylightówny, ponownie parsknęła, zdzieliwszy ją lekko w ramię, by wybiła się z tych absurdalnych myśli. - Daj spokój, żartowałam sobie tylko. Poza tym... Adela chyba ma na oku innego typka - dodała, wykonując znaczący ruch brwiami, który sygnalizował jedno - miała dobrą ploteczkę! Jeszcze nie zweryfikowała jej u źródła, bo Honeycott skrzętnie unikała wspominania o meandrach swojego życia miłosnego, ale na gust Milburn zdecydowanie zbyt często kręciła się przy cieplarniach, a wszystkie wiedziały że Adela nie umie w rośliny.
Na szczęście dość szybko okazało się, że pomimo niesnasek, które wydarzyły się pomiędzy nimi, mogły bez problemu przejść nad nimi do porządku dziennego i w ten sposób dalej pozostawać w szczerej przyjaźni. Może właśnie dlatego Imogen tak dobrze dogadywała się z Kate? Nie raz i nie dwa skakały sobie do gardeł, mówiły takie rzeczy od których włosy jeżył się na głowie, ale na koniec dnia, potrafiły przyznać do błędu i pójść dalej. Zapomnieć o paskudnych słowach na rzecz silnej relacji, która ich połączyła na przestrzeni lat, bo w ostatecznym rozrachunku, nie przelotne miłostki, ale właśnie ta relacja pozostawała najważniejsza. Dlatego Imogen śmiała się i bez najmniejszych nawet zahamowań mówiła, co sądzi na temat swojego bliźniaka. Wiedziała, że Ike nie jest dobrym wyborem dla nikogo, znała go w końcu od lat. Ale kto wie, może faktycznie Adelka byłaby w stanie "go zmienić" i jednocześnie sprawić, że przestałby być takim kutasem w stronę jakiejkolwiek kobiety, która pojawi się w zasięgu jego wzroku? - Niby tak, ale z drugiej strony, czy znasz takie bajki, w których takie związki kończą się czymś innym niż złamane serce? - Niby wiedziała, że pytanie było retoryczne, ale mimo to ta odpowiedź sama wręcz się prosiła o ujawnienie. Wzdrygnęła się wyraźnie, bo przed oczami stanął jej rodzony brat w dość niedwuznacznej sytuacji z Adelką. Merlin jej świadkiem, że to nie był widok, na który miała ochotę. Na szczęście Kate zdzieliła ją w ramię, dzięki czemu przywołała myśli dziewczyny do porządku i Imogen znów mogła skupić się na prowadzonej tutaj rozmowie. Zamrugała szybko kilka razy na wieść, że przyjaciółka miała kogoś na oku, bo tej nowiny się akurat nie spodziewała. Wyszczerzyła się szeroko po czym oparła tyłkiem o jedną z kamiennych umywalek i dalej patrzyła tak na Milburn z zachwytem. - No teraz to musisz mi wszystko wyśpiewać! - oznajmiła zaraz to, z niecierpliwością stukając paznokciem o kamienny gzyms. Kto jak kto, ale Imogen kochała plotki wszelkiego rodzaju! A jeśli te dotyczyły jej najbliższych znajomych to już w ogóle zajmowały one specjalne miejsce w serduszku Gryfonki.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Postrzeganie Ike'a przez Imogen było z góry obarczone balastem pokrewieństwa. Kate bardzo ciężko było się odnieść do jakiegokolwiek konceptu postrzegania rodzeństwa, ponieważ rodzonego nie posiadała, a jej przyrodnie zaginęło w akcji, będąc dla niej z gruntu obcym człowiekiem, choć połączonym z nią tajemnym zaklęciem. Jedynie od czasu do czasu odczuwała wewnętrzny niepokój związany z faktem zaklęcia bratnich dusz, które nieopatrznie na siebie nałożyli w Himalajach, co świadczyło najpewniej o tym, że wrócił do swojej zawodowej aktywności i niejednokrotnie w powietrzu był w mniejszym lub większym niebezpieczeństwie. Imogen miała inaczej - znała brata jeszcze z matczynego łona i nie dało się ukryć, że posiadali znacznie więcej wspólnego, niż Kate miałaby kiedykolwiek z kimkolwiek. Uśmiechnęła się na wzmiankę o złamanym sercu, bo w sumie nie miała zbyt wiele do powiedzenia w tym temacie. Albo wręcz przeciwnie - miała zdecydowanie za dużo do powiedzenia, ale nic w klimacie, w którym ociepliłaby ich obecną rozmowę oraz odwiodła myśli koleżanki od wyjątkowo ciemnych sfer. Niestety zebrała na razie więcej przykrych doświadczeń uczuciowych niż takich, którymi można było się pochwalić, toteż zamilkła, kierując uwagę na coś znacznie bardziej interesującego - ploteczki o nowych chłopaku Adeli! - Okej, ale nie przyznawaj się, że Ci nagadałam - dodała półgłosem, rozglądając się dodatkowo na boki, by zweryfikować, że rzeczywiście były w łazience same. - Kojarzysz takiego całkiem wysokiego bruneta z Hufflepuffu, co ma takie jasne, rozmarzone oczy? Od dłuższego czasu kręci się na kole z gotowania i ostatnio powiedział Adeli... - urwała, bo jak na złość do łazienki weszła para dziewczyn z Ravenclawu, obrzucając je ciekawskim spojrzeniem. Nie było im się co dziwić - wyglądały jak po dobrej rundzie magicznego paintballa. - Dobra, chodź ze mną do dormitorium. Muszę się przebrać, opowiem Ci po drodze - stwierdziła, zbierając miotłę spod ściany i wychodząc wraz z Imogen, podczas wędrówki na siódme piętro przybliżając szczegóły historii, jak to Nykos wyznał ich koleżance, że była powodem, dla którego w ogóle parał się gotowaniem.