Łazienki znajdują się w dogodnym miejscu - między Wielką Salą a drzwiami wejściowymi. Korytarz w nich jest wspólny, dopiero w połowie drogi rozwidla się na toalety damskie i męskie. Łazienka jest utrzymana nieco w staromodnym stylu, krany jęczą i czasami plują kolorową wodą. Uwaga pod nogi, gdy woźny umyje podłogi to można się porządnie wyłożyć na podłodze.
Autor
Wiadomość
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
- Z-zawsze spadam na cztery łapy, Nei... Przeniósł spojrzenie z jego ran na twarz, aby delikatnie przekręcić głowę do boku. - Może dlatego chcę zostać weterynarzem, a nie uzdrowicielem - odparował, zanim zaczął szukać różdżki, trzymając wciąż jedną rękę Chapmana w dłoni. Przynajmniej do momentu, aż nie rozpętało się niewielkie piekło. Irytek nie zwracał jego uwagi tak, jak poruszenie gdzieś na granicy pola widzenia. Chociaż czy tak właściwie mógł być pewnym, że to nie kolejne wybryki ducha? Zdążył już poodkręcać wodę i narobić szumu. Rudzielec puścił dłoń Charliego, aby ogarnąć wzrokiem chaos dziejący się w niewielkim pomieszczeniu. Źrenice zwęziły się, gdy dostrzegł podnoszącego się Thomena. Zbyt późno, aby zareagować, zamknięty został w duszącym uścisku. Odruchem osoby, jakiej odcinają dostęp do tlenu, złapał Ślizgona za rękę, spinając mięśnie. Nie szarpał się jednak. Prawda, starał się odciągnąć kończynę z własnego gardła, niemniej nie wykonywał poza tym żadnych dodatkowych ruchów. Rozglądał się, zamierzając wykorzystać otoczenie. Znaleźć cokolwiek, czym może ogłuszyć chłopaka. Tylko po to, aby jego uwagę ponownie skupił na sobie Charlie. Zabawnie to wyglądało. Dla kogoś z boku zapewne podejść by ta scena mogła pod zmowę na Neirina. Oto jeden go dusi, a drugi mierzy doń z różdżki. Chapman miał szczęście, że jakimś cudem trafił w Thomena, a nie rudzielca. Jeszcze w tym chaosie brakuje zdrady i samobója. Zaklęcie śmignęło tuż obok, oplątując przeciwnika linami. Kilka z nich opadło na Neirina, najważniejsze jednak, że jakimś cudem zabrało rękę duszącą Puchona. Charknął, do tej pory stojąc w miarę nieruchomo. Nie chciał marnować tlenu, potem zamierzał ułatwić Charliemu wycelowanie. Teraz jednak, kiedy był już wolny, odsunął się, biorąc głęboki wdech i ściągając z siebie zarzucone przez Irytka liny. Ma szansę - to pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, czy też inne zmysły, gdy podziwiał majestatyczny (wcale nie) upadek Wessberga. Ślizgon wciąż był związany, niezbyt jednak mocno. A to oznaczało, że trzeba działać szybko. Rudzielec złapał się kranu, aby samemu nie upaść, zanim wymierzył zdecydowanego kopniaka w stronę głowy Thomena. Celował w szczękę, zamierzając ją złamać. On zdecydowanie za dużo gada.
Tak naprawdę jego dzisiejszym celem wcale nie było wszczęcie bójki. Zamierzał zjeść coś porządnego, tym razem nie zakradając się do kuchni... Wszystko co najlepsze znajdowało się u góry. W Wielkiej Sali. Dziwny zbieg okoliczności sprawił, że w tłumie tylu osób(jakiś chory żart raczej, to zdecydowanie nie kwestia przypadku) dostrzegł nieznośną istotę, które utkwiła mu w pamięci. I na nieszczęście jednego z Puchonów, właśnie z nią rozmawiał. Jak irytujący był fakt, że on ją znał... A Wessberg utowrzył sobie w głowie jakiś chory plan. Łazienka była kwestią przypadku. Również nieśmiesznego. Charlie jednak z premedytacją dopuścił do tego, co miało miejsce później. Prawdopodobnie Thomen(a jest do dosyć spory procent) odpuściłby i poszedł w swoją stronę, może jedynie trochę drażniąc się z borsuczkiem. Irytek to utrapienie na dupie, jednak wiedział jak z niezłej zabawy, zrobić całkowity rozpierdol. Nawet nie zwrócił uwagi na wycelowaną w jego stronę różdżkę, a może to na wypowiedziane zaklęcie nie zwrócił uwagi. A może zwyczajnie już nie słyszał... Rzeczywistość zaczynała się zaginać, a odzyskał do niej dostęp wraz z pięknym upadkiem na ziemię. Dodatkowo był związany. Nie miał siły, żeby się poruszyć, jednak kiedy liny odpuściły, spróbował podciągnąć się na zdrowej ręce(chyba) I nowa fala uderzenia trafiła w Thomena. Poczuł tylko wzbierającą krew, która zalegała w jego gardle. Przed oczami zrobiło mu się ciemno, a on sam ciężko opadł na plecy. Coś chrząknęła w jego szczęce, a może przeskoczyło? Nie wiedział. Jedyne co słyszał to wciąż powtarzający się głuchy dźwięk łamanej szczęki. Gdyby chciał coś powiedzieć, zapewne coś równie wkurzającego jak dotychczas, nie byłby wstanie. Nie ufał własnemu ciału... Bo całkowicie stracił nad nim kontrolę. Tylko chwila. Potrzebuję tylko jednej chwili. Czemu jest tak morko? Co się tutaj odpierdala?
W tym całym zamieszaniu właśnie brakowało tylko o wyłącznie jego. Irytka. - W-wiem... - odpowiedział cicho i słabo, nie czując się zbyt dobrze, ale przynajmniej jeszcze nie tracąc przytomności. Jeszcze nie, nie zamierzał się tak łatwo poddawać, nawet jeżeli jego upartość była spowodowana tylko i wyłącznie idiotyzmem. Może był osłem, może nie chciał się słuchać, co nie zmienia faktu, że zwyczajnie był wdzięczny Neirinowi za wtargnięcie, jak i cholernie na niego wściekły. Dobra, u Charliego wściekłość nie ma jakichkolwiek objawów, aczkolwiek nie chciał w żaden szczególny sposób wpłynąć na pogorszenie się stanu Puchona. Tym bardziej, że ostatnie wydarzenia naznaczyły po prostu za wiele, by móc ryzykować czymś takim. Nie chciał powodować problemów, a ewidentnie je powodował, a mógł odpowiedzieć na pytanie Wessberga i nie potoczyłoby się to aż tak tragicznie. Nie bez powodu był tak nazywany ten Poltergeist, aczkolwiek mógł naprawdę nie wpływać na akcję, która to postanowiła się tutaj wydarzyć. Wszystko wydawało się iść po myśli, no ba, nawet zaklęcia działały! Niemniej jednak wyjątkowo upierdliwe stworzenie magiczne postanowiło być jeszcze bardziej upierdliwe, powodując większe zamieszanie niż kiedykolwiek. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że hałasy wydawane przez cholerstwo nie będą wystarczająco głośne; nie zmienia to faktu, że wszystko zaczęło się pieprzyć. Zbyt wiele nie widział, czując, jak spodnie opadają na dół, natychmiastowo je podciągnął do góry, unikając fali wstydu otaczającej jego sylwetkę. Nie zmienia to faktu, że niefortunnie poślizgnął się na tyle, że przywalił prosto plecami o twardy grunt, czując, jak jedno z żeber nie wytrzymuje i pęka w natłoku wydarzeń. Zacisnął mocno powieki, nie mogąc złapać wdechu, czując, jak zaczyna mu się jeszcze bardziej kręcić w głowie; resztką siły usunął niepotrzebny materiał z twarzy, starając się odetchnąć głęboko. Ostrożnie przekręcił się na bok, kiedy to poczuł negatywny skutek swoich działań; ewidentnie dwie złamane kości nie są dla niego, ręka bolała niemiłosiernie, zaś ból klatki piersiowej wystarczył, by blady przez chwilę stracił przytomność. Tylko przez chwilę, kiedy to zamknął oczy. Nie zamierzał jeszcze się poddawać, jednak zdołał wyjąkać. - N-Nei, ja tak... bardzo p-przepraszam... - wziął jeszcze raz głębszy wdech, kiedy to krwotok z nosa dał o sobie znać i skutecznie odebrał mu świadomość rzeczywistości.
Ścisły początek roku - w zuchwałych oczach Bergmanna - miał prezentować się niebywale nużąco. Cóż; najzwyklejsza rutyna, mieszanina schematów wypełnianych w kolejnych ogniwach dni - niezbyt wyróżniających się swym przebiegiem. Schemat profesji - prowadzone wciąż w różnych gronach lekcje, niekiedy wykłady; niechciane obowiązki dyżurów, sprawdzane stosy przysłanych, domowych zadań i utrzymanie kontroli nad hałaśliwą grupą. Obowiązki - wynikające z dodatku - w końcu był opiekunem Krukonów. Uczta powitalna zdołała być niemniej jednak wypełniona przez nieścisłości - lawirował na pograniczu absurdu, staczał się nieuchronnie z każdą, przemijającą minutą. Wspomnienie nagłej, spowodowanej przez zakłócenia utraty jego pamięci, zmiany barw włosów i ostatecznie nieszczęśliwy los trunku, który niespodziewanie upadł kaskadą kropel prosto na elegancki materiał (całe szczęście, pomyślnie pozbył się owej plamy z zastosowaniem zaklęcia) - niezmiernie gorzko rozlewał się po języku. Daniel Bergmann był niewątpliwie - obecnie - w niezwykle podłym nastroju. Z uczty już zdołał odejść - odszedł możliwie najszybciej, kiedy już przestał być krępowany poprzez słowotok Bennett i konwenanse. Potrzebował - zanurzyć się aktualnie w samotność, krocząc z zaciętą miną oraz zmrożeniem w beznamiętności tęczówek; przemierzał korytarzowy labirynt. Ucieczka - okazała się bezskuteczna. Echo wrzeszczenia Irytka i dodatkowych dźwięków nie mogło być pominięte; natychmiast - zdołało zwrócić uwagę. Mężczyzna zdążał - prosto w kierunku domniemanego źródła, cholerny początek, cholerne - nagromadzenia wypadków. Widok, poprzez ułamek chwili poraził w nieuchronności mężczyznę - nie spodziewał się aż takiego obrotu ewentualnych zdarzeń. Widok - może nie tyle mroził krew w żyłach, co był - po prostu - godny pożałowania. - Czy całkiem jesteście już niepoważni? - rzucił z początku, dając w ten sposób upust nagromadzonej złości; to było - stanowczo zbyt wiele - włączając równie też incydenty z uczty. Miał niebywałą ochotę, aby zwyczajnie westchnąć - teatralnie, co - niemniej jednak powstrzymał podszeptującą pokusę. Należało zareagować - możliwie wówczas najszybciej; każdy z (możliwych) uczestników zbierającego plon starcia był w beznadziejnym stanie. - Macie szlaban - wygłosił, chociaż nie wiedział - czy aby cokolwiek zdoła ze zrozumieniem zagnieździć się wśród ich myśli - tylko jak opuścicie skrzydło szpitalne. - Dodał. Należało obecnie ich wszystkich przenieść - w obręb nadmienionego miejsca. Z całą pewnością - nie mogli narażać się bardziej, kroczyć - o własnych, wytartych siłach. - Slytherin traci dwadzieścia punktów, Hufflepuff trzydzieści - dokończył jakże niezbędną formalność.
|zt, soreczki ale nie mam czasu na większe gry, zwłaszcza że będę wam układała kostki
UWAGA! Jesteście zobowiązani napisać przynajmniej jeden post w skrzydle szpitalnym.
Oboje wychodziliście z łazienek. Oczywiście, Mervyn z męskiej, a An z damskiej, jednak spotkaliście się na połączonym korytarzu tuż po umyciu rąk. O ile wchodząc pamiętaliście o śliskiej podłodze, tak teraz chyba nie stawialiście kroków uważnie, a już na pewno An nie stawiała, upadając na ziemię i przypadkiem potrącając przy tym puchona. Jakby tego było mało, jeden z kranów zbuntował się i trysnął w was solidną dawką czerwonej wody, która pachniała nieciekawie i trudno było porównać do czegoś ten duszący odór. Nie tylko zapach ją charakteryzował. Ciecz obdarzyła was waszymi wzajemnymi, poszczególnymi cechami. Intensywność zmian zależała od tego, jak obficie oberwaliście. Oboje rzućcie kostką, żeby przekonać się o efekcie!
1,2 Na szczęście na ciebie poleciało tylko kilka kropel. W twoim wyglądacie nic się nie zmienia, pewnie dlatego wydaje ci się, że poza okropnym zapachem, zupełnie nic się nie wydarzyło. Dopiero po chwili okazuje się, że potrafisz powiedzieć o twoim towarzyszu w niedoli coś, czego nie wie niemal nikt inny. (Możecie ustalić to między sobą, druga osoba może zdradzić to w poście, lub, jeśli wolicie, oznaczcie mnie, żebym zdradziła kuferkowy sekret danej osoby). 3,4 Czyżby twoje włosy nagle znacznie się wydłużyły? A może wręcz przeciwnie, coś przestało ci ciążyć? Zamiast swojej fryzury do końca wątku będziesz miał fryzurę swojego towarzysza. To pewnie przez to chluśnięcie w twarz, ale mogło być zdecydowanie gorzej. 5,6 Po tym wodnym uderzeniu jesteś mokrym od stóp do głów. Na szczęście, twoja twarz i włosy pozostały nienaruszone. Gorzej z ciałem, bo teraz jest ono dokładną kopią ciała twojego towarzysza.
Zmiany w wyglądzie będą towarzyszyćwam do końca wątku.
W razie pytań i wątpliwości, piszcie śmiało do @Emily Rowle!
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
D - chochliki ciągną Cię za ubranie, drapią gdzie popadnie, rozrywają gdzieniegdzie Twoje ubranie zanosząc się przy tym przeraźliwie denerwującym śmiechem. Musisz co rusz się od nich odganiać bowiem ciągną Cię na wszystkie strony jakby próbując Cię oderwać od ziemi i nauczyć niekontrolowanej lewitacji. Niuchacze nie czekają na atencję, rozpierzchają się na wszystkie strony. Co za prędkość… musisz się sporo nabiegać, namachać i zmęczyć aby złapać chociaż jednego złodzieja. Są bardzo zwinny, młode i krnąbrne. Dopiero pod koniec swojego wątku złapiesz jakiekolwiek niuchacza.
Właśnie wychodził z Wielkiej Sali i uznał, że dobrze by było wskoczyć sobie jeszcze przed zajęciami do łazienki, a przy okazji może i zafajczyć, jeżeli nikogo w pobliżu nie będzie. Jego plany jednak szybko poszły w pizdu, gdy ledwo otworzył drzwi, a już usłyszał charakterystyczny, wredny chichot. Dobył różdżki i rozglądał się, czekając na atak małych niebieskich gamoni. Wiedział już, że lepiej nie dawać im się zaskoczyć. Gdzieś obok kostki przebiegł mu nawet niuchacz, ale młody tak zapierdalał, że Max nie miał wystarczająco czasu na to, by go złapać.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Upolitycznianie Hogwartu chyba szło jej całkiem nieźle skoro w czasie spaceru korytarzem obok łazienek postanowiła i na nich przylepić zachęcającą ulotkę Koalicji. Nie wiedziała czemu, ale im dłużej się w nie wpatrywała tym bardziej przemawiało do niej obecne na niej hasło. Czuła, że może faktycznie coś się w tym kryło. Razem silniejsi... Dobre. Niemniej nie miała czasu, by o tym myśleć, bo wkrótce usłyszała dosyć spory hałas dobiegający z jednej z łazienek. Oczywiście, że musiała tam wejść. Tylko po to, by ponownie zobaczyć jaki rozpierdol w zamku robiły te cholerne chochliki przed którymi momentami spierdalały nawet niuchacze. Najgorsze jednak było przed nimi, bo wyraźnie widziała jak dwa z niebieskich chochlików trzymały coś, co niepokojąco przypominało kieszonkowe bagna. Oh crap...
Pozostawione ulotki KC: 2/5
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Właśnie próbował wyplątać sobie z włosów chochlika, gdy usłyszał jakiś dźwięk. Odwrócił się i zobaczył stojącą nieopodal Strauss, z naręczem ulotek w ręku. -Co to? Bawisz się w propagandę? - Zagadnął żartobliwie, przyglądając się, czego dotyczyły plakaciki. Sam nie interesował się zbyt mocno polityką, ale nie podobały mu się akcje SLM, o których słyszał. Według niego naprawdę zaczynała to być przesada. Nie miał jednak chwili by wdać się w tę jednostronną dyskusję na dłużej, bo przed nimi właśnie kwitły kieszonkowe bagna. Nauczony doświadczeniem, od razu rzucił ESSENTIA MIRABILE, by nie udusić ich tutaj smrodem tego gówna. Od razu poczuł w powietrzu słodki zapach bourbonu. Kątem oka dostrzegł spierdalającego przed nim niuchacza, ale najpierw musiał uporać się z zagubionym w jego czuprynie chochlikiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Propaganda... Jeszcze czego. Nie nazwałaby tego tak. Chociaż jakby nie patrzeć Solberg miał rację. Wepchnęła jedynie pozostałe ulotki do przerzuconej przez ramię torby i ignorując ból przeszywający lewą dłoń, postanowiła wkroczyć do akcji. Nieszczęśliwie nie udało jej się trafić zaklęciem na czas chochlika trzymającego kieszonkowe bagno, które rozlało się po chwili po całej łazience w całej swej smrodliwiej prezencji. Tylko nie to... znowu, kurwa. Tym razem nie zamierzała w tańcu się pierdolić i od razu posłała Sectumsemprę w kierunku wcześniej wspomnianego chochlika, przecinając go na pół za jednym razem. Jakby ktoś pytał to po prostu było to zbyt mocne Diffindo, które okazało się zabójcze dla skurwiela. Innej opcji nie było.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kieszonkowe bagna zdecydowanie nie były najbardziej przyjemnym doświadczeniem. Smród, brud i ubóstwo w najczystszej postaci. Na szczęście czynnik smrodu już odszedł, szczególnie, gdy Max dodatkowo otworzył jeszcze okna. Chwila nieuwagi i już widział, jak jakiś krecik przed nim spierdala. Po raz kolejny udało się zwierzakowi uniknąć jego zaklęcia, co wywołało ze strony ślizgona falę przekleństw. Spojrzał na Violę, która bawiła się w chochliczego rzeźnika. Po przygodach z Felkiem naprawdę nie zdziwiłby się, gdyby to było jedno z zakazanych zaklęć. Solberg jednak nie miał zamiaru ani pytać, ani oceniać. Na wszelki wypadek jednak zanotował sobie to wydarzenie w pamięci, gdyby kiedyś miała się ta wiedza przydać. Na samym oglądaniu rzezi nie poprzestał, a po prostu się do niej dołączył, podpalając i tnąc każdego chochlika, który mu się nawinął.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Tak. Doskonale wiedziała, co czuje Max, gdy wydał z siebie serię przekleństw. Sama najchętniej, by to zrobiła, ale nie bardzo miała jak, a nie chciała jak jakiś debil wydawać z siebie jakiegoś niemego krzyku ani nic podobnego. Choć dalej czasami jej wargi układały się w bezdźwięczne bluzgi. Jej uwadze nie uszedł jeden z niuchaczy, który wpadł w bardziej grząski fragment bagna. Strauss ruszyła mh na ratunek, chcąc go wyłowić z odmętów bagnistego bajorka przy czym oczywście wybrudziła błotem swoją szatę, ale kto by się tym przejmował? Najważniejsze, że jej się udało. A w posklejanej sierści niuchacza znalazła coś co wyglądało na... spinkę? Dziwne rzeczy.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pierwszy raz miał aż takiego pecha do tych szkodników. A jakby tego było mało, chochliki zaczęły ciągnąć go za szaty i próbowały unieść go ku górze, by sobie z nimi polatał. Solberg jednak nie był w nastroju na takie wyśmienite zabawy i zaczął ciskać w nie zaklęciami. Mimo, że nie był daleko nad ziemią, upadek na kafelki był dość bolesny. Krew się nie polała, ale uderzył kolanem w nerw i poczuł, jak po jego nodze przechodzi prąd bólu. Rzucił na siebie Durito i już był gotowy do dalszego serwowania wpierdolu. Właśnie rozcinał kolejnego chochlika na pół, gdy kątem oka zobaczył fragment czarnego futerka. Tym razem nie miał zamiaru przepuścić tej okazji i rzucił w tamtym kierunku zaklęcie przylepca.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Pierwszy raz? No to gratulacje, bo niestety Strauss co chwila coś nie szło z tymi cholerstwami. Co chwila coś było źle. A to jakiś ją obrabował, a to po prostu między nogami spierdolił. Ciągle coś. Całe życie krew w oczy pod górkę. No, ale nie ma co... Jednego szkodnika złapała i mogła go umieścić w klatce, a zdobytą spinkę wsadzić do kieszeni. Później zajmie się sprawą jej właścicielki jeśli ta w ogóle szukała zguby. Po zamknięciu niuchacza w klatce usłyszała jak coś gruchnęło głucho o ziemię. Odwróciła się tylko po to, by zobaczyć jak Solberg padł na ziemię i zalał się krwią. Czy te chujostwa tak go urządziły? W sumie... Nie chciała znać odpowiedzi na to pytanie. Wiedząc, że chyba ogień był najlepszym sposobem na poradzenie sobie z tymi niebieskoludkami płynnym ruchem różdżki w powietrzu ognistego węża, który przetoczył się po łazience, zabierając ze sobą życia wielu chochlików.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pierwszy raz nie mógł żadnego złapać. Niestety też został przez te szkodniki parę razy okradziony, a raz nawet dzięki nim nadział się na ostrze, czy dwa. Naprawdę zaczynał wątpić w kreatywność tych stworzeń, skoro co chwilę gdy go widziały, robiły to samo. Podszedł do miejsca, które przed chwilą potraktował zaklęciem i dostrzegł tam aż trzy niuchacze. Szybko wziął je i schował i zrobił to w idealnym momencie, bo Viola postanowiła spalić ich tam żywcem. Spiął się widząc ognistego węża żerującego na niebieskie szkodniki. Jakby ostatnio miał mało przygód z ogniem, krukonka postanowiła obudzić jego PTSD. Zacisnął mocno pięści, wbijając sobie paznokcie w dłonie, aż krew zaczęła się z nich sączyć. Na szczęście nie dał się owładnąć panice. Czekał jednak, aż dziewczyna przerwie swój czar i dopiero wtedy odetchnął z ulgą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Witamy w życiu Krukonki, gdzie ostatnio wszystko się jebie po całości i co chwila wyjebuje jakieś obrzydliwe kieszonkowe bagno. Po protu cudownie, nie ma co ukrywać. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że jeszcze bardziej dobija Solberga efektem swojego zaklęcia. Nie wiedziała o jego traumach, fobiach i przeżyciach. Po prostu starała się użyć jak najszybszego i najbardziej skutecznego sposobu na to, by w końcu pozbyć się tych jebanych szkodników. I chyba jej się udało, bo mogła odetchnąć z ulgą, nie dostrzegając już większych skupisk chochlików. Niektóre pewnie uciekły, ale nie było to ważne. Ważne było to, że udało jej się dostrzec jeszcze jednego niuchacza w wodzie, którego śmiało zgarnęła do klatki i spojrzała na znajdującego się w pobliżu Maxa, by upewnić się, co do tego czy na pewno wszystko w porządku i nie potrzebuje pomocy.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mogli sobie tutaj podać ręce. Jak to mówią "jak się jebie to wszystko naraz". Max jednak bardzo sprytnie udawał i to przed samym sobą, że przecież nic takiego się nie dzieje. Ognisty wąż w końcu rozpłynął się w powietrzu, a podłogę ozdobił proszek ze spalonych chochlików. Ślizgon powoli rozluźnił dłonie i wytarł w spodnie sączącą się krew. Miał zamiar ogarnąć to później jakimś szybkim zaklęciem leczniczym. Jeszcze raz przeliczył złapane niuchacze, a następnie ruszył do wyjścia. Podziękował jeszcze na odchodnym Violi i zdepnął dogorywającego gdzieś w okolicy jego buta chochlika. Naprawdę miał już tego wszystkiego dosyć. Był już przy drzwiach, gdy przypomniała mu się jedna kwestia. Bagna. Odwrócił się i ze znudzeniem na twarzy zaczął sprzątać ten bajzel. Całkowicie zapomniał, że zamienili łazienkę w mokradła. Dobrze, że jeszcze krokodyli tu nie sprowadzili.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Mogli się wzajemnie ukoronować ludźmi przypału czy coś takiego. Królowa i Król Zjebywania Wszystkiego. To brzmiało naprawdę dumnie. Chochliki unieszkodliwione. Niuchacze w klatkach. Wyglądało na to, że ich misja była skończona. Wzięła do ręki jedną klatkę z psotnikami i spojrzała jeszcze na Maxa, który zaczął sprzątać łazienkę. Sama wyszła już z niej i wpadła pod nią na dziewczynę, która niemal odruchowo zapytała ją o to czy nie widziała aby w środku spinki, którą zgubiła jakiś czas temu. Strauss sięgnęła do kieszeni i wyjęła mały przedmiot, który wyjęła wcześniej z futerka czaro-krecika i wręczyła dziewczynie, która jej podziękowała za ten gest. Całe szczęście wręczanie spinki widziała także jedna z nauczycielek, która podeszła po to, by nagrodzić Krukonkę kilkunastoma punktami dla domu. Nieszczęśliwie... mniej więcej w tym momencie Solberg wyszedł z toalety, wpadając na stojącą wciąż w drzwiach Violettę, co wywołało niewątpliwie konsternację na twarzy kobiety oraz soczysty rumieniec na policzkach młodszej uczennicy, która oddaliła się czym prędzej, by nie widzieć tego, co za chwilę miało się stać. Oczywiście czekało ich niezwykle żmudne i trudne tłumaczenie, że nic właściwie nie zaszło i to zwykłe porozumienie. Strauss nieźle namachała się różdżką, kreśląc w powietrzu kolejne słowa i jeszcze nigdy od czasu wypadku nie żałowała tego, że nie jest w stanie czegokolwiek powiedzieć. W końcu jednak zostali niechętnie puszczeni przez nauczycielkę, która odprowadziła ich podejrzliwym wzrokiem na sam koniec korytarza.
z|t x2
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
W połowie schodów zaklęcie znieczulające przestało działać i wówczas przypomniał sobie, że uniemożliwił należyte zajęcie się swoją nogą. Schylił się do swojej pobrudzonej nogawki i delikatnie rozmasował skórę nad czerwonymi pręgami łudząc się, że to choć trochę umniejszy bólu. Nie zawracał jednak do Lucasa, Skylera i Sophie bowiem noga była niczym w porównaniu z migrenowym pulsowaniem na samym środku czoła. Odpychając się dłonią od poręczy schodów przemknął na parter i pchając ramieniem drzwi wpadł do łazienki. W skarpetkach, brudny od błota, trawy i przygnębiającego zawstydzenia. Wzdrygnął się gdy nieopatrznie wdepnął w niewielkie kałuże na kafelkach, ale nie zatrzymał się dopóki nie znalazł się kranach. Kurek przeklął kiedy go odkręcił na najgrubszy strumień wody. Oparł dłonie o umywalkę i zaciskał mocno oczy nie chcąc patrzeć teraz w swoje odbicie. Na Merlina! Co on tam odjebał... widzieli wszyscy, wyraźnie, włącznie z portretami i przechodzącymi przez pokój wspólny ślizgonami. Teraz dopiero dał powodu do plotek, ale nie to było najgorsze, a uczucie, że przesadził. Nie powinien się tak denerwować, nie miał pojęcia co w niego wstąpiło. Nagle bęc i po prostu miał ochotę uderzyć Skylera prosto w zęby - prefekta naczelnego (!!) Nie chciał wiedzieć jaki srogi szlaban mu się dostanie. To będzie cud jeśli nie zawieszą go w prawach ucznia. Wcisnął głowę pod strumień lodowatej wody w momencie kiedy przypomniał sobie wyraz twarzy Sophie kiedy go zobaczyła. Przez cały ten czas walczył z powracającymi obrazami i było mu po prostu z tym źle. Zimna woda złagodziła ból głowy, który wziął się oczywiście po odezwaniu się wilowatej części jego jestestwa. Nie wytrzymał za długo pod strumieniem, odsunął się i potrząsnął głową, przetarł palcami twarz, a wilgoć wsiąkła w kołnierzyk i część ślizgońskiego swetra, przy okazji naznaczając też ścieżkę na karku. Wykrzywił się do swojego odbicia. Jak można wyglądać tak dobrze skoro jest wykończony, głodny i zmarznięty? Walnął kurek dłonią, by ten się w końcu zamknął i ze zmęczenia usiadł przy jednym z filarów. Zamknął oczy i czekał aż wstyd przestanie palić jego policzki. Musiał oswoić się z myślą, że będzie musiał całą trójkę srogo przerosić za swoje zachowanie. Niełatwo było wypowiedzieć mu takie słowa, nie był przyzwyczajony do proszenia o wybaczenie danego zachowania. Zakrył oczy przedramieniem. Może jednak zapaść się pod ziemię...?
Złość na Eskila przeszła mu już jak opuszcza ślizgońską część zamku. Owszem, to wszystko co zrobił... było nie do pomyślenia. Chciał mu urwać głowę, kiedy dotarły do niego słowa kuzyna, że ten zapuścił się do lasu, uznając, że sobie poradzi z czyhającym tak na niego niebezpieczeństwem. Przecież przez to te tereny były objęte zakazem wstępu dla uczniów. Jak mógł stawić czoła groźnym stworzeniom i całej reszcie, kiedy miał dopiero szesnaście lat? Co z tego, że las go wołał, skoro mógł któregoś razu już stamtąd cały nie wrócić? Starał się teraz jednak o tym nie myśleć, bo widział jak bardzo chłopaka zabolały jego słowa, przez które najprawdopodobniej uświadomił sobie, że jego zachowanie w stosunku do Skylera było bez wątpienia czymś co nie powinno się wydarzyć. Biedny Sky, że też on musiał usłyszeć te wszystkie niemiłe słowa, które Eskil wypowiedział w złości, napędzany harpią naturą, która tylko podsycała jego wściekłość na Puchona. Lucas nie miał pojęcia w której z łazienek szukać kuzyna, jednak los chciał, że znalazł odpowiednie pomieszczenia i wkroczył do niego, od razu zawieszając spojrzenie na Ślizgonie. Przystanął niedaleko i oparł się o jedną ze ścian, milcząc przez chwilę. - Często chodzisz do lasu? - spytał w końcu, przenosząc na niego wzrok, aby po chwili westchnąć. - Chyba jeszcze do końca mi nie ufasz, skoro nie mówisz mi o wszystkim - stwierdził, mając na myśli to, że chłopak nie wyznał mu, że jego zwierzęca natura nie sprowadza się tylko i wyłącznie do niewyjściowej buźki. Liczył na to, że skoro są rodziną i skoro stali się dla siebie bliscy, to będą darzyć siebie nawzajem szczerością, aby dać szansę sobie pomóc.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Drgnął kiedy z bliska usłyszał głos. Pulsowanie w okolicy czoła zagłuszało jego czujność, a tak dobrą sprawę ktokolwiek by tu nie wszedł to nie miał ochoty na pogawędki. Widząc Lucasa powstrzymał grymas zirytowania. Oczywiście przyszedł przypilnować swojego kuzyna. Przecież nie można go dzisiaj już spuszczać z oka bo jeszcze znowu kimś szarpnie… Opuścił ramię na zgięte kolano i odwrócił wzrok, zawieszając go na kapiącym kranie z kurkami przetransmutowanymi przez kogoś w gałki oczne. Ktoś zapomniał posprzątać tego po zabawie halloweenowej. - Według Hogwartu jeden raz to już jest za często. - odpowiedział wymijająco. Z drugiej strony jeśli spojrzeć wstecz na przyczyny nabywania szlabanów to dało się policzyć ile razy tam zachodził w ciągu tych sześciu lat. Teraz kiedy Lucas wypowiedział na głos eskilowy argument użyty przeciwko Skylerowi to zrozumiał jakże żałośnie to brzmiało. Ciągnie do lasu? Mógł wymyślić coś innego! Szkoda, że nie wpadł na żadną ciekawą ripostę czy argument o czasie. Nie był przecież zwierzęciem… no może w połowie ale no! Policzki dalej paliły go wstydem. - A co mam ci mówić? I kiedy? - skrzywił się słysząc swój podniesiony głos. Chrząknął i rozmasował swoją twarz wnętrzem obu dłoni. Dość już naskakiwania, wystarczająco napsuł im dzisiaj krwi. - To niewiele zmieni ale nie chciałem się denerwować. Samo się to wszystko… działo. - próbował się usprawiedliwić, a kąciki ust opadały przy tym zdradzając czającą się w słowach szczerość. Nadal na niego nie patrzył i choć mierziło go, że Lucas nad nim góruje to dalej siedział na kafelkach. - Zajebiście. Pewnie dowali mi niezłą listę kar, co nie? - wykrzywił się, ale najwyraźniej przestał się już buntować przeciwko ukaraniu. Wiedział, że tym razem solidnie zasłużył i nie tylko wycieczką do Zakazanego Lasu, ale swoim zachowaniem i nienormalną postawą. Nie wracał rozmową do wyrzuconym w trakcie kłótni słów. To wszystko ciążyło mu na barkach i nie wiedział co ma Lucasowi powiedzieć. Było mu najzwyczajniej w świecie głupio.
W momencie kiedy wzrok Lucasa napotkał widok Eskila, siedzącego przy filarze, ten nie wyglądał zbyt dobrze. Był blady i widocznie zakłopotany. Czyli prefektowi nie wydawało się - on naprawdę uciekł z pokoju wspólnego, bo dopadły go wyrzuty sumienia. I chociaż nie znał go na tyle, aby stwierdzić to na pewno, tak wierzył, że jest dobrym dzieciakiem, tylko cholernie zagubionym. I przecież nie poszedł za nim, aby go sprawdzać, żeby czasem nie wywinął nic więcej, ale po to, żeby porozmawiać. - Przecież wiesz o co pytam - odparł na jego słowa, odpychając się z tyłu rękoma od ściany i podchodząc do umywalki, aby dokręcić kurek w kształcie oka. Aż kącik ust drgnął mu na ten widok. Odwrócił się i oparł plecami o zlew, pytając o to czemu kuzyn mu nie mówi wszystkiego, po chwili usłyszał nieco pretensjonalną odpowiedź. - Możesz mi powiedzieć o wszystkim. Chciałbym wiedzieć o tym co Cię martwi, co Cie wkurza... Wiesz, żeby Ci pomóc w razie czego. - oznajmił, wbijając w niego zatroskane spojrzenie. Znowu to robił. Znowu był nadopiekuńczy, dokładnie tak samo jak w stosunku do Sophie. Jednak tak już miał, kiedy mu na kimś zależało chciał aby ta osoba czuła się przy nim bezpiecznie. Chciał był przydatny i pragnął w miarę możliwości pomóc. - Dobrze wiesz, że TO nie może się dziać. Nie możesz tak traktować ludzi, Eskil. Ja wiem, że to nie byłeś Ty, ale mimo wszystko... Musisz nad tym zacząć panować, bo kiedyś zrobisz coś czego naprawę możesz żałować - powiedział dosadnie, próbując uzmysłowić mu, że to co się z nim dzieje to nie przelewki. Samo oblicze harpii, które Lucas widział wtedy przy wielkim wahadle może i nie było dużym problemem, ale to jak jego zwierzęca natura wpływała na chłopaka mogło skończyć się kiedyś naprawdę źle. - Słuchaj, stary. - zaczął podchodząc do niego i kucając przy nim. - Jeżeli zasłużyłeś, to konsekwencje muszą być wyciągnięte. Zaatakowałeś Sky'a... Wiem, że to był impuls, ale, na Merlina, Eskil musimy coś z tymi Twoimi napadami złości zrobi. - dodał po chwili, spoglądając na niego. - Chcesz porozmawiać z profesor Whitehorn? Mogę do niej napisać i wyjaśnić jej całą sytuację. Myślę, że zgodzi się poświęcić Ci trochę czasu, a nóż będzie wiedzieć jak zacząć... ćwiczyć panowanie nad tym...
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Kiedy największe emocje dopadły to pojął jak bardzo jest zmęczony i obolały. To bardzo długi dzień, wiele się wydarzyło, a miało być tak pięknie! Chłodny filar pomagał rozluźnić spięte ramiona ale ból głowy powracał, a on nie potrafił wyzbyć się dumy, aby poprosić o pomoc w zaleczeniu tych upierdliwych obrażeń. Wolał już zaciskać zęby. Zerknął na Lucasa z niemym zaskoczeniem, uniósł wysoko brwi i ewidentnie coś mu tu nie grało. - Mogę powiedzieć ci o wszystkim? Nawet o potencjalnym planie złamania jednej z miliona tutejszych zasad? Przecież to pewne, że będziesz mnie od tego odwodzić. Jesteś prefektem. - zabrzmiał dosyć gorzko ale jednak odznaka na piersi Lucasa raziła niczym najostrzejszy promień słońca. Nie było tutaj opcji pomyłki - to Eskil był tym złym, co robił wszystko na opak i łamał zasady, a Lucas był wzorem do naśladowania. W pewnym stopniu go podziwiał jednak nie potrafił przełknąć tej jego potrzeby przestrzegania zasad. - WIEM! - nie krzyknął, ale donośnie zaakcentował świadomość, że to- czyli innymi słowy pokazywanie swojej paszczy harpii - nie powinno mieć nigdy miejsca. Przecież siedział na podłodze w niezbyt czystej łazience, czy to nie jest jasny znak, że jest zawstydzony i sumienie go zżera? Przybrał wojowniczą minę choć trzeba przyznać, że był na tyle wymęczony, że nic dzikiego nie miało się w nim pojawić. Mina zbuntowana, zacięta, a wzrok gotowy do odpierania ataków. Wpatrywał się spod byka na Lucasa i choć chciał go zapewnić, że cieszy się jak cholera, że ten za nim przyszedł to nie umiał tego mu przekazać. - Czuję jakbyś nazwał mnie psychicznym cholerykiem, który skacze do gardła każdemu kto mu odmówi. - rzucił mu te słowa prosto w twarz bowiem miano "napady złości" kojarzyło mu się z rozchwianiem emocjonalnym, a jemu przytrafiło się to pierwszy raz od dziesięciu lat. Biedny, nie wiedział, że to powtórzy się prędzej niż mógłby przypuszczać. Coś się w jego organizmie przebudziło, coś, co też chciało dojrzeć tak jak jego ludzka, nastoletnia część. - Nie chcę gadać z tą starą babą. - skrzyżował ramiona, a teraz wyglądał nie jak dorosły szesnastolatek a jak dzieciak co najwyżej jedenastoletni. - To, że i ja i ona mamy podobne pochodzenie nie znaczy, że będzie mnie rozumieć czy wiedzieć jak to ogarnąć. - opuścił ręce na swoje ramiona i głęboko westchnął. Nigdy nie miał nad sobą zbyt surowego "nadzoru", a wszelkie autorytety miał w poważaniu. Od zawsze problemy sprawiało mu przestrzeganie zasad bowiem w dzieciństwie prawie wcale ich nie miał. Powinien powiedzieć Lucasowi, że eksperymentował z Odeyą? Zmrużył oczy i przyglądał się twarzy starszego kuzyna. To byłaby niezła próba... sprawdzenie czy faktycznie można mu zaufać. - Poznałem fajną dziewczynę i chciała sprawdzić czy umiem ją zahipnotyzować wilowatością. Sprawdzaliśmy i udało się na jakieś dwie minuty. To pewnie przez to dzisiaj tak łatwo szlag mnie trafił. - tak jak wile. Takowe wściekają się na potęgę przy każdej sytuacji kiedy coś nie idzie po ich myśli. Łatwo było im wpaść w gniew, a skoro Eskil świadomie poruszył swoją genetyczną mieszankę to teraz czas zebrać żniwa. - Au. - stęknął i rozmasował nogę. - Naprawisz mi ją? Nie chcę iść do pielęgniarki. - poprosił. Poprosił już ugodowo, łagodniej, tak miękko i spokojnie. Wrząca krew w końcu się uspokoiła, teraz czas ogarnąć ten bałagan który wokół siebie stworzył.
Nie był w skórze Eskila, wiec nie wiedział ile kosztowały go wydarzenia dzisiejszego dnia. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego jak się teraz czuł, jednak chciał mu pomóc. Chociażby rozmową, chociażby przekonaniem go do zastanowienia się nad tym wszystkim co się zdarzyło, aby mógł na przyszłość wyciągnąć wnioski. Wiedział, że chłopak jest jeszcze młody i dodatkowo babcia pozwalała mu na wszystko, przez co teraz nie widział granic i robił to na co miał ochotę, ale musiał w końcu zauważyć, że nie może wiecznie postępować bez jakiegokolwiek zastanowienia, nie bacząc na konsekwencje. - Po to chyba są ograniczenia, żebyśmy nie żyli w dziczy, gdzie każdy robi to na co ma ochotę. Wiesz jakby wyglądała ta szkoła, gdyby nie było tych wszystkich zakazów? - spytał go, widocznie czując, że kuzyn ma do niego żal za to, że nie wstawił się za nim przy Skylerze. Ale jak miał to zrobić, skoro Puchon miał stuprocentową rację? podejrzewał, że złamali regulamin, więc miał prawo ich ukarać. A to, że Lucas był z nim spokrewniony i był przyrodnim bratem Soph nie oznaczało, że ich nie obowiązują zasady. - Eskil, po prostu zastanów się dwa razy zanim coś zrobisz, proszę Cię, okej? - zwrócił się do niego jeszcze po chwili, nie chcąc już więcej tego dnia gnębić go wyrzutami. Ale nie mógł powstrzymać się, aby nie upomnieć go w sprawie jego zachowania względem Schuestera, co widocznie zirytowało Ślizgona. Ewidentnie zbyt dosadnie się wyraził, a chłopak miał już dość jak na jeden dzień. - To nie prawda, wcale tak nie myśle. Gdyby tak było, w ogóle nie przejmowałbym się Tobą i nie przyszedł bym za Tobą tutaj pogadać. - patrząc na niego z bliska, po raz kolejny uznał, że nie powinie go już męczyć, ale musiał "na świeżo" powiedzieć mu jakie jest jego stanowisko w tej sprawie i co jego zdaniem najlepiej byłoby zrobić w tej sytuacji. - A skąd wiesz, że nie zrozumie? Może przechodziła to samo co Ty? A może nie, ale wie jak sobie z tym poradzić? - spytał, po tym jak chłopak wyraził swoją dezaprobatę co do rozmowy z Perpetuą. Sam uważał to za dobry pomysł i dalej będzie go namawiał do tego, aby się z nią skontaktował w sprawie swojej genetyki. Tym bardziej teraz, po tym co Sinclair widział w pokoju wspólnym. Obserwując go, zauważył, że ten myśli nad czymś intensywnie i wątpił, aby zastanawiał się nad rozmową z profesorką, wiec posłał mu pytające spojrzenie, a kilka chwil później usłyszał o możliwym powodzie jego dzisiejszego wzburzenia. Uniósł nieznacznie brwi, słuchając o próbie rzucenia uroku na jakiejś dziewczynie. - Uważasz... że to przez to? - rzucił, jakby sam do siebie, zastanawiając się nad ewentualnym powiązaniem. Nie miał pojęcia jak to działa, ale wiedział jedno: nie chciałby, aby taka sytuacja jak ta względem Sky'a się powtórzyła. Muszą coś z tym zrobić. Koniecznie. Słysząc jego prośbę, dotyczącą obolałej nogi, zlustrował ją wzrokiem. Praktycznie zapomniał o tym, że dalej ma opuchniętą łydkę, a zaklęcie które miało złagodzić dolegliwości, pewnie już dawno przestało działać. - Okej, naprawię. Ale musisz mi obiecać, że pomyślisz o tym co sie dzisiaj zdarzyło. I o tym, aby spróbować nauczyć się... panować nad Twoją naturą - niejako wymusił na nim tę obietnicę, ale wiedział, że chłopak sam chciał, aby miał większą kontrolę nad sobą. Lucas wiedział, że jest mądrym chłopakiem i będzie chciał współpracować. A przynajmniej miał taką nadzieję. Sięgnął po różdżkę i użył ponownie zaklęcia chłodzącego, a także zmniejszającego opuchliznę i przyspieszającego gojenie krwiaków podskórnych, które mimowolnie się wytworzyły. Kiedy skończył, zerknął na niego, po czym wstał na równe nogi i wyciągnął do niego rękę, aby pomóc mu wstać, jeśli potrzebowałby w tym pomocy.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Chcąc nie chcąc musiał Lucasowi przyznać rację choć słuchanie głosu rozsądku było nudne. Westchnął przez zaciśnięte zęby i rozluźnił mięśnie spiętych ramion. Nie komentował już tego choć było widać, że niechętnie musi się zgodzić z tym prefekciarskim spojrzeniem. Zasady są potrzebne ale nie chciał ich respektować kiedy powstrzymywały go przed sięgnięciem do wyznaczonego celu. Co prawda nie miał niczego konkretnego do załatwienia w Zakazanym Lesie bowiem chodziło o sam nastrój jednak teraz już wiedział, że musi pożegnać się z przechadzkami na dobre pół roku zanim na nowo nie uśpi czujności pozostałych. Czy on się kiedykolwiek czegoś nauczy po swoich błędach? Dotychczas niezbyt mu to wychodziło. - Nie jestem głupi, nie muszę się milion razy zastanawiać. Wiem przecież, że nie włazi się do lasu zbyt głęboko. - prychnął i chciał tym samym udowodnić Lucasowi, że wbrew pozorom zdaje sobie sprawę o niebezpieczeństwach czających się w lesie. Nigdy nie wszedł tam na tyle głęboko by trwale ucierpieć. Zawzięcie wierzył, że jego podzielone pochodzenie nie będzie tak mocno wabić drapieżników. Pokręcił nosem kiedy Lucas ponownie zadeklarował gotowość dbania o więzi rodzinne. To było nowe, dziwne, ale przyjemne. Z drugiej strony sumienie Eskila dźgało go czy aby zasłużył na taką atencję. - Tak bardzo dbasz o więzi rodzinne? - zapytał przymykając przy tym jedno oko. - Sophie i Skyler byli bladzi jak ściana a ty zachowywałeś się jakbyś... - zarysował dłonią jakiś bezładny kształt w powietrzu i głos mu na chwilę się załamał. Musiał zaczerpnąć powietrza. - ... a ty rzuciłeś na mnie zaklęcie jak gdyby nigdy nic. Co zrobiłeś? Dlaczego po prostu mnie nie walnąłeś? Każdy normalny by to zrobił na twoim miejscu. - w końcu jak człowiek dostrzeże tuż przed twoją twarzą zdeformowaną gębę harpii to albo postanawia zrobić krok w tył albo chociaż jakoś walnąć - czy to zaklęciem czy pięścią. Lucas zaś wcisnął się przed Skylera jak praworządny Gryfon, a nie Ślizgon, który powinien dbać najpierw o siebie a potem dopiero o resztę. W kwestii profesor Whitehorn podjął już decyzję. Miał szesnaście lat, a dumę bardzo napuszoną, a więc nie ugnie się i nie pójdzie poprosić o pomoc drugą półwilę. Nie i koniec. To byłoby zbyt uwłaczające. Najpierw musi sam siebie ogarnąć, chociażby spróbować. - Jestem przekonany, że to przez ten eksperyment. Nigdy wcześniej to... to w pokoju wspólnym... nie trwało dłużej niż trzy sekundy. A tam było ile? Dwadzieścia minut? - wykrzywił się i zakrył czoło wnętrzem dłoni. Nic dziwnego, że głowa go tak napierdzielała! Czy powinien powiedzieć, że eksperyment mu się podobał, a Robin chciała zobaczyć jego drugą twarz i zapewne będą próbowali ją wywołać? Teraz jak spoglądał na Lucasa zajmującego się opuchniętą nogą to zaczynał wątpić czy plany z Robin nie są zbyt niebezpieczne. Czy o to chodziło kuzynowi kiedy chciał aby dwukrotnie się zastanowić nad kolejną czynnością? Liczył na wątpliwości? Roztarł dłonią gładką skórę łydki, która już nie bolała i nie nosiła na sobie śladów spotkania z diabelskimi sidłami. Uśmiechnął się blado ale wyciągnął rękę do Lucasa i skorzystawszy z jego siły podniósł się do pionu. Przeczesał przemoczone włosy i odkleił wilgotny kołnierzyk do szyi. - A więc mam dwoje kuzynów? - zapytał już pojednawczo, czując się wbrew sobie o wiele lepiej. Nie chciał jeszcze wracać do pokoju wspólnego. Wolał przeczekać tu ten moment zanim Sophie i Skyler sobie gdzieś nie pójdą aby nie musiał patrzeć im w oczy.
Może i znał Eskila dość krótko, ale nieco zdążył już zauważyć. Nie lubił być ograniczany niczym, sam chciał stanowić o sobie i nie obchodziły go jakieś tam zasady. Dlatego trudno było Lucasowi z nim rozmawiać, bo przecież starszy Ślizgon nie upominał go dlatego, że chciał mu zrobić na złość, czy dlatego, że chciał pokazać, że ma jakąś władze nad nim, ale dlatego, że miał na uwadze jego dobro. Każde prędzej czy później wyciąga wnioski ze swoich błędów, jednak chciał aby Eskil marnował czas na tak bezmyślne powtarzanie tego samego. To prawda, Sinclair chciał dbać o ich relację, dokładnie tak samo, jak o relację z przyrodnią siostrą. Jakiś czas temu tylko ona była dla niego ważną osobą w jego życiu. Potem pojawiła się Alina i Max, a teraz Eskil. Dla każdego z nich chciał jak najlepiej i choć jego zachowanie czasami mogło być nie do wytrzymania, przez tą nadmierną opiekuńczość, to i tak był gotowy zrobić wszystko dla najbliższych mu osób. - Mnie Twoja harpia twarz nie przeraża. - powiedział spokojnie, wzruszając lekko ramionami. - Miałem Cię walnąć, żeby Cię jeszcze bardziej rozzłościć? To bez sensu - dodał po chwili, po czym przypomniał sobie, że Eskil pytał jeszcze o to jakiego zaklęcia na nim użył. Odwrócił wzrok i przez chwilę milczał, bo w sumie sam do końca nie wiedział co to było. - Chciałem Cię uspokoić, jednak nie znam takiej magii, która spowodowałaby coś takiego natychmiast. - wytłumaczył, jednocześnie przyznając się do tego, że czuł się wtedy przez chwilę bezsilny, bo nie chciał zrobić mu krzywdy, ale też chciał go powstrzymać. Nie zwrócił uwagi na to, że chłopak płynnie zmienił temat, skutecznie odciągając go od pomysłu rozmowy z nauczycielką uzdrawiania. Ale prędzej czy później pewnie wrócą do tego sposobu. - Fakt, to trwało dosyć długo, ale myślałem, że zdarzyło Ci się to już kiedyś. - naprawdę myślał, że to nie pierwszy raz kiedy Eskil dał się ponieść emocjom i wyszła z niego harpia natura. Pomysł ćwiczenia na kimś wilowatych umiejętności był z jednej strony czymś co mogło przynieść konkretne rezultaty, ale też wiązało się z pewnym ryzykiem. A co jeśli ta jego "przemiana" będzie intensywniejsza i dłuższa niż w pokoju wspólnym? Co jeśli stanie się coś zupełnie nieprzewidywalnego i ktoś na tym ucierpi? Trzeba było trenować, ale w kontrolowanych warunkach. Zajął się jego nogą i choć nie były to jakieś poważne obrażenia, to wierzył, że dla Eskila były one bardzo uciążliwe. Uśmiechnął się na jego słowa, kiedy obydwaj wstali z zimnej posadzki. - Tak. Dwoje. Fajnie, nie? - odparł entuzjastycznie, wiedząc, że w głębi duszy chłopaka bardzo cieszy, że ma większą rodzinę, niż przypuszczał. Lucasa też cieszyło, że Sophie i Eskil się poznali, bo nawet do głowy mu nie przyszło, aby ich sobie przedstawić. Choć ich warunki poznania nie były takie jakich by sobie życzył, ale trudno. - Chodź, możesz wykąpać się w naszej łazience. Mam tam też schowane zapasowe ubrania, na wszelki wypadek. - zaproponował mu, mając na myśli oczywiście łazienkę prefektów, gdzie Ślizgon mógł w spokoju się odświeżyć, bo widział, że nie ma ochoty tak prędko wracać do lochów.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Dobrze wiedzieć, że Lucas jest nieustraszony. Zaczynał go coraz bardziej idealizować co niekoniecznie szło w parze w pełnym zaufaniem, ale był na dobrej drodze. Ta rozmowa przyniosła mu ulgę, rozjaśniło mu się w głowie i choć wciąż dręczyło go sumienie to przynajmniej będzie mógł spokojnie zasnąć. - No i dobrze, że nie przeraża. - tutaj dumnie uniósł podbródek zadowolony jak nigdy, że ma tak odważnego kuzyna, którym będzie mógł się wszystkim pochwalić. Powinien popracować jeszcze jednak nad okazaniem swojej dumy z Lucasa bo póki co wciąż wyglądał jak obrażony dziesięciolatek a nie dorosły szesnastolatek. - W sumie to logiczne. Nie wiem co mi zrobiłeś ale przez chwilę straciłem wtedy wątek co chciałem, ale potem Skyler się odezwał i sobie przypomniałem... - przystroił swoje usta i spojrzenie w przepraszający wyraz, a ręce rozłożył w geście bezradności. Niestety Lucas miał rację, trzeba popracować nad tą harpią paszczą skoro zaczęła się coraz silniej ujawniać. Najwyraźniej Eskil wszedł już w najsilniejsze dojrzewanie, a więc i wilowatość musiała się przy tym odezwać. - Zdarzało, ale jak miałem z sześć lat. Potem już był luz aż do dzisiaj. - wykrzywił usta w grymasie, a przecież odpowiedź była jasna - dorastanie! Kto powiedział, że półwil dorasta tak nieinwazyjnie jak inni nastolatkowie? To przecież musi się wiązać z jakimiś chorymi akcjami zwłaszcza przy tam opornym egzemplarzu półwila jakim akurat jest. - Czadersko. - pokiwał głową z uznaniem i się też uśmiechnął. - Ej, ładną mam kuzynkę. I się nawet idzie się z nią dogadać. Mamy trochę podobne zainteresowania. - a to było odkrycie akurat bardzo fajne bo do tej pory odnosił wrażenie, że on z dziewczynami nie umiał się dogadywać. Miał nadzieję, że Sophie go kiedyś zaakceptuje. - CO?! - wybałuszył oczy na Lucasa. - MOGĘ DO ŁAZIENKI PREFEKTÓW?! - od razu na jego twarzy pojawił się ogromny, rzucający się w oczy uśmiech, a ślepia zaświeciły od entuzjazmu. - Serio? Ale zajebiście! YEY! - zarzucił mu rękę na ramię, a po złym humorze nie było już ani śladu. - NO NIKT MI NIE UWIERZY jakiego mam fajnego kuzyna. Łazienka prefektów, ojacie. - i w akompaniamencie tego typu zachwytów mogli wyjść już z tej paskudnej łazienki. Lucas (nie)świadomie (?) zyskał sobie bardzo, ale to bardzo duży plus u zbuntowanego Eskila.