Szeroka i skalista, ozdobiona strzelistymi skałami pokryta śniegiem pozostałym z zimy, zmierzająca w kierunku szczytu ukrytego w chmurach, stroma jednak nie pozbawiona półek na których można rozbić małe obozowisko. Nie jest miejscem łatwo dostępnym, a tym bardziej przyjemnym, jednak wytrwałym zapewni widok jakich mało na świecie, a tym poszukującym wyzwań zapewni satysfakcje jeśli ją zdobędą.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście.:
2, 3 – udaje Ci się wejść 1, 4, 5, 6 – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Rzut kośćmi
'Kostki' :
______________________
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Długo wyczekiwał wiadomości o terminie i lokalizacji gdzie miał się pojedynkować. Więc kiedy ją dostał nie czekał długo i ubierając się w wygodne ubrania teleportował się wysoko w szczytach górskich. Wędrował po nich chwilę zanim wypatrzyli go sekundanci. Wręczyli mu maskę którą bardzo chętnie nałożył. Zawsze podobał mu się ten element. - Rozumiem, że po walce mogę zatrzymać maskę? - zagadnął sekundantów słysząc nie swój głos wydobywający się z maski.
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Ciekawość i pragnienie ćwiczenia były silniejsze od mojej zwyczajnej zachowawczości. Na co dzień, mimo dość specyficznej profesji dość mocno unikałam ryzyka, a udział w nielegalnym pojedynku był lekko mówiąc cholernie ryzykowny, szczególnie biorąc pod uwagę opinię rodziny Therrathiel oraz moje wysokopiastowane stanowisku w Minsiterstwie. A jednak stałam tu i odziana w odpowiednie ciuchy zapewniające anonimowość celowałam różdżkę w równie nieodgadniają postać naprzeciwko mnie. Musiałam się słuchać zasad wyznaczonych przez sekundantów, miałam jednak przeczucie, że podczas tej zabawy łatwo będzie stracić nad tym kontrolę. - Cistam Dolorum - wyszeptałam niemal bezgłośnie, licząc, że zaklęcie dosięgnie mojego przeciwnika.
Pojedynek (I)
Zaklecie: Cistam Dolorum Atak: 2 ->6, 6 (Pierwszy przerzut) Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Mam przy sobie Ostrze Karona (+10 cm)
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Jego przeciwnik lub przeciwniczka długo kazał na siebie czekać. Patrząc jednak na wysokość, budowę ciała i grację z jaką się poruszała, domyślał się, że była to raczej kobieta. Nie zastanawiał się dalej kim mogła być, bo nie to było teraz najważniejsze. Wyciągnął swoją różdżkę i wciągnął mocno chłodne powietrze, orzeźwiająco działające zarówno na umysł jak i ciało. Pojedynek przynajmniej zaczął się szybko. Przeciwnik zaatakował jako pierwszy. Znał to zaklęcie i był przekonany, że rzucając je jedynie się rozgrzewała. - Protego Maxima! - wypowiedział kontr zaklęcie, nie starając się nawet by tarcza odbiła czar w jego właścicielkę, lecz zupełnie w bok. Skupiając się tylko na obronie.
Pojedynek (I tura)
Zaklecie: Protego Maxima Obrona:6, 2->1->2 (2 przerzuty) Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Po tym wykonał szybki ruch nadgarstkiem i wypowiedział formułkę zaklęcia: - Fractum Phalanges! - wypowiedział za metalicznym głosem. On również nie zamierzał startować mocniejszymi zaklęciami.
Pojedynek I tura
Zaklecie: Fractum Phalanges Atak:5,2 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Musiałam przyznać, że mój przeciwnik miał naprawdę dużą sprawność magiczną - tyle lat doświadczenia nauczyło mnie, że wyczarowanie dobrej tarczy to naprawdę rzadka umiejętność, nawet wśród mocnych przeciwników. Wiedziałam, że nie mogę go lekceważyć i że może naprawdę mnie zaskoczyć. Skoro już tu byłam i zależało mi na wygranej, to zdecydowanie musiałam docenić człowieka stojącego po drugiej stronie. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na skomplikowane planowanie taktyki, bo mężczyzna (a przynajmniej tak przypuszczałam?) przystąpił do ataku. Miałam świadomość, że tak jak ja rozpoczyna pojedynek od delikatniejszych zaklęć, żeby nie pokazywać na samym początku ile potrafi. Nie myśląc zbyt wiele niewerbalnie wyczarowałam tarczę, która okazała się skuteczna.
Pojedynek (I)
Zaklecie: Protego Maxima Obrona: 5,2 Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Sekundant raczej nie spodziewał się, że uczestnik pojedynku postanowi nawiązać z nim jakąś rozmowę. Raczej do tego nie przywykł. Gdyby nie fakt, że jego twarz również była dobrze ukryta za czarną maską, dało by się zauważyć wysoko uniesioną brew. -Są numerowane. Wracają do mnie. - magicznie wzmocniony głos oraz różdżka w dłoni upewniły chłopaka w przekonaniu, że nie ma co dyskutować na ten temat. Na szczęście nie miał za dużo do roboty. Trafiło mu się pilnowanie dwóch naprawdę dobrych zawodników, którzy ewidentnie nie po raz pierwszy w swoim życiu dzierżyli w dłoniach różdżki. Tylko że nikt, nawet on sam, nie mógł przewidzieć tego, że skalna grań nie jest jednak idealnym miejscem do prowadzenia pojedynków. Na wskutek rzucanych zaklęć, jedna ze skał osunęła się niebezpiecznie w kierunku kobiety oraz mężczyzny i gdyby nie szybka reakcja sekundanta, zapewne raniłaby ich dotkliwie. Choć w sumie... czy powinien się tym przejmować? On miał tylko pilnować, aby się tutaj nie pozabijali...
Aleksander Cortez: Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 6 Dodatkowe przerzuty wynikające z posiadania przedmiotów punktowych: 0 Całkowita ilość przerzutów: 4/6
Aurora Therrathiél: Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 6 Dodatkowe przerzuty wynikające z posiadania przedmiotów punktowych: 1 Całkowita ilość przerzutów: 6/7
Punkty: Aleksander 15:19 Aurora
Tym samym tura 1 kończy się wynikiem: Aleksander 0:1 Aurora
Dodatkowo: Ze względu na osunięcie się skały, oboje zostajecie delikatnie tym faktem rozproszeni. W kolejnej rundzie wasza koncentracja ma poziom -1 na obronę i -2 na atak (Nie ma możliwości zmienienia jej poprzez rzut kością na koncentrację). Należy uważać pod nogi. Kawałki rozbitej skały mogą dosyć boleśnie poranić stopy.
Ponadto: Bardzo proszę, abyście w tej turze wyrobili się w czasie 48h. W kolejnej zasady odnośnie czasu odpisu zostaną delikatnie zmienione, ale do końca 2 tury jeszcze trwają stare.
Rozpoczyna Aleksander
______________________
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Ponumerowane - to słowo mu najbardziej utkwiło w pamięci, odbijało się echem. Ciekawy pomysł, doprawdy ciekawy. Żadnych imion, nazwisk, nawet pseudonimów. Musieli przecież jakoś powiadomić organizatorów o tym kto zwyciężył. Kto miał przejść dalej. I wyobrażał sobie, że w tej wiadomości nie było nic poza jednej zapisanej cyfry. Dla jednych nie znaczącej zupełnie nic, mogącej znaczyć w zasadzie wszystko. A dla organizatorów jasny komunikat która osoba wygrała. Przytaknął jedynie głową na znak, że zrozumiał i przyjął odmowę do świadomości.
Jego przeciwniczka również sprawnie się obroniła i to w dodatku niewerbalnym zaklęciem. Domyślał się, że byle kto nie pcha się na pojedynki, ale jemu trafił się dobry przeciwnik. Wtedy nad ich głowami coś trzasnęło i eksplodowało. Nie do końca wiedział co właśnie zaszło bo był skupiony na kobiecie naprzeciwko niego. Ale ostre kamienie wystarczająco go rozproszyły przez co jego atak wcale nie należał do tych silnych. Rzucił je jednak niewerbalnie by przeciwnik nie wiedział czego ma się spodziewać.
Pojedynek II tura
Zaklecie: STRIDENS CLAMOREM Atak:5, 1 -> 4 (Jeden przerzut) Koncentracja:-2 (utrudnienia w walce) czy odnosi skutek?: TAK
Po tym od razu przeszedł do defensywy mając w głowie wybrane już zaklęcie obronne.
Pojedynek II tura
Zaklecie: Protego Maxima Obrona:3-> 4, 3-> 6 (dwa przerzuty) Koncentracja:-1 (utrudnienia w walce) czy odnosi skutek?: TAK
Wybaczcie dziewczyny, że dopiero teraz ale nie widziałem powiadomienia, że już w poniedziałek pojawił się post MG :<
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Osunięcie się skały mogło nas delikatnie rozproszyć, niemniej jednak w tym momencie nie istnialo nic co mogłoby przerwać nasz pojedynek. Wola walki, ale również naprawdę świetny poziom naszej potyczki sprawiała, że nie chcieliśmy nawet na moment zrezygnować z wymiany ognia. Odparłam zaklęcie mężczyzny, choć dezorientacja sprawiła, że przyniosło mi to naprawdę sporo trudu. Widząc jak zdolny jest mój przeciwnik zrozumiałam, że muszę sięgną po większy kaliber zaklęć. - Ivokaris - powiedziałam celując różdżkę w mężczyźne. Już po chwili żałowałam donośności mojego głosu, bo mężczyźnie udało się obronić.
Pojedynek (II)
Zaklecie:Protego Maxima Obrona: 4,5 Koncentracja: -1 czy odnosi skutek?: TAK
Pojedynek (II)
Zaklecie: Ivokaris Atak: 2>4>6, 5 Koncentracja: -2 czy odnosi skutek?: TAK
Ta runda poszła obojgu zdecydowanie lepiej, co od razu Sekundant zauważył. Niewielkie różnice pomiędzy poszczególnymi zaklęciami tak naprawdę zadecydowały o wygranej kobiety. Z niewielkimi wątpliwościami wskazał więc na nią, jako na zwyciężczynię pojedynku.
Aleksander Cortez: Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 6 Dodatkowe przerzuty wynikające z posiadania przedmiotów punktowych: 0 Całkowita ilość przerzutów: 1/6
Aurora Therrathiél: Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 6 Dodatkowe przerzuty wynikające z posiadania przedmiotów punktowych: 1 Całkowita ilość przerzutów: 4/7
Tym samym tura 2 kończy się wynikiem: Aleksander 0:2 Aurora
Dodatkowo: Brak dodatkowych efektów.
Ponadto: Od teraz każdy z was ma 24h na dokonanie odpisu od momentu pojawienia się ostatniego posta
Rozpoczyna Aurora
______________________
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Delikatna przewaga w drugiej rundzie dała mi wyraźny znak, że muszę postarać się bardziej, żeby wygrać - przeciwnik mnie doganiał, deptał mi po piętach i bez wątpienia prezentował naprawdę wysoki poziom. Dzięki temu walka była wartościowa i bardziej interesująca, ale również dużo niebezpieczniejsza. Jeden błąd mógł zniszczyć wszystko. Starając się wprowadzić element zaskoczenia chwilę przetrzymałam mężczyznę, a następnie rzuciłam zaklęcie niewerbalne - wiedząc, ze z tym przeciwnikiem mogę sobie pozwolić na więcej siegnęłam po Sectumsemprę.
Pojedynek (III)
Zaklecie: Sectumsempra Atak: 1>4,1>5 (2 przerzuty) Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Nie rozumiał do końca w jaki sposób oceniał ich pojedynek sekundant. Zakończając już drugą rundę. Bo jak dla niego to walka pomiędzy nimi nie wytypowała pewnego zwycięzce choćby pierwszej rundy. Być może bał się, że mogliby tak przez cały dzień, noc i jeszcze kolejny dzień wymieniać się zaklęciami, a nie wyłoniłoby to zwycięzcy? Ponieważ widząc jak przeciwniczka znów atakuje niewerbalnym zaklęciem, ponownie postawił sprawdzoną już w dzisiejszym pojedynku tarczę. Pojedynek II tura
Zaklecie: Protego Maxima Obrona: [url=https://www.czarodzieje.org/t11259p975-kostki-pojedynki]4,6[/url] Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Pojedynek II tura
Zaklecie: SOLVITOMNIA Atak: [url=https://www.czarodzieje.org/t11259p975-kostki-pojedynki]4,4[/url] Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Nie zamierzał czekać kobiecie, rzucił jedno z tych zaklęć, które sprawiało, że pomoc sekundanta na niewiele się zdawała. Który to miał zdejmować z nich zaklęcia które ich dosięgnęły. Tak w przypadku tego zaklęcia jego przeciwniczka i tak miałaby odczuć w pełni zaklęcie.
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Wiedziałam, że od moich obecnych decyzji zależy cały los pojedynku - odpowiednio dobrane zaklęcie i szybkość reakcji były konieczne, aby już teraz zakończyć tę zabawę (czy to aby na pewno dobre słowo?) i wygrać. Nie chciałam ciągnąć tego dłużej, ryzykować utraty zdrowia, czy problemów z władzą, dlatego zależało mi aby skończyć dosyć szybko. Udało mi się wyczarować naprawdę skuteczną tarczę, choć w obliczu rzuconego przez przeciwnika zaklęcia było dość ciężką ją utrzymać. Odparłam czar, lecz teraz pozostało czekać na werdykt - czy mieliśmy walczyć dalej?
Pojedynek (III)
Zaklecie: Protego maxima Atak:6,3>1>5 (2 ostatnie przerzuty) Koncentracja: - czy odnosi skutek?: TAK
Bardzo skuteczne zaklęcie tarczy rzucone przez kobietę nawet na sekundancie zrobiło wrażenie. Jego moc była na tyle duża, że odrzuciła jej przeciwnika do tyłu. Słychać było jakieś nieprzyjemne chrupnięcie. Zapewne wszyscy sądzili, że sekundant od razu rzuci się na pomoc poszkodowanemu, ale niestety, uczestnicy pojedynku mogli tylko usłyszeć głośny trzask, który obwieścił ucieczkę sekundanta. Cóż, nie każdy musiał być tak odważni jak tych dwoje...
Aleksander Cortez: Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 6 Dodatkowe przerzuty wynikające z posiadania przedmiotów punktowych: 0 Całkowita ilość przerzutów: 1/6
Aurora Therrathiél: Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 6 Dodatkowe przerzuty wynikające z posiadania przedmiotów punktowych: 1 Całkowita ilość przerzutów: 0/7
Punktacja: Aleksander 18:20 Aurora
Tym samym tura 3 kończy się wynikiem: Aleksander 0:3 Aurora
Dodatkowo: W związku z rzuconym przez Aurorę zaklęciem, Aleksander ma złamaną nogę. Musi napisać minimum 1 post w Mungu, gdzie poskładają go do kupy.
Wygrywa Aurora! Gratulacje!
______________________
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Czarna Magia poniekąd stała się jej fascynacją. Nawet nie zauważyła, w którym momencie miało to miejsce. Po prostu to odkryła. I nie, nie zamierzała jej zgłębiać po to, aby używać przeciwko komukolwiek, czynić krzywdę. Chciała poznać jej aspekty tylko po to, by przez to pozyskała jeszcze większą podstawę do zgłębienia hipnozy. Tylko i wyłącznie dlatego interesowała się tym zagadnieniem. Poniekąd hipnoza stała się jej obsesją, choć nie mówiła tego otwarcie, świadoma faktu, że zarówno hunter jak i Eskil w takiej sytuacji zrobiliby wszystko, by położyć kres jej fascynacji. Dlatego nic nikomu nie mówiąc, zamierzała dzisiaj praktykować w samotności. Znalezienie ustronnego miejsca nie było prostym zadaniem, jednak dała radę. Wcześniej przygotowała się odnośnie czaru, który chciała dzisiaj przetestować. Wybrała zaklęcie Corrogo. Książkę, w której było wytłumaczone z jakim zaklęciem ma do czynienia, znalazła w prywatnych zasobach swojego wuja. Dokładnie ją przewertowałam podczas jego nieobecności. Dowiedziała się, jaki powinien być efekt. Po jego zastosowaniu, na ciele ofiary powinny pojawić się paskudne rany, niemalże takie, jak po pogryzieniu przez jakieś duże i groźne zwierze. Przeczytała również dokładną instrukcję na temat tego, w jaki sposób go użyć. Krótkie smagnięcie różdżką, by następnie równie szybko poderwać ją do góry. Wydawało się to być prostym. Nie mogło być tak trudnym, jak się wydawało. Jednak wciąż pamiętała, że czarna magia sama w sobie jest bardzo ciężka i przede wszystkim zdradliwa. Należało przy niej szczególnie uważać. Dlatego też postawiła ogromny nacisk na dokładne nauczenie się sposoby, w jaki zaklęcie powinno być wypowiadane. Artykułowania każdej kolejnej sylaby w poprawny sposób. Tak, aby nic nie mogło jej zaskoczyć, kiedy przyjdzie już czas na zmierzanie się z praktyką. Pierwsze co zrobiła, to wyczarowała fantom, na którym zamierzała ćwiczyć. Nie chciała nikogo fizycznie skrzywdzić, więc to wydawała jej się najbardziej adekwatna opcja. Wahała się jeszcze chwilę czy dwie, naprawdę stresując. Po raz pierwszy miała sięgnąć po czarną magię, bez jakiegokolwiek nadzoru, co nie do końca wydawało się roztropnym. Ale skoro powiedziała już A, to zamierzała wypowiedzieć również inne literki alfabetu. Zastanawiała się, czy na sztucznym materiale będzie mogła osiągnąć taki sam efekt, jak na żywym organizmie, jednak uznała, że to jedyna opcja, innej nie brała nawet pod rozwagę. Powoli uniosła różdżkę do góry, nie do końca zdecydowana na ten krok. Wzięła głęboki oddech, który pozwolił jej nieco uspokoić skołatane nerwy. Pozwoliło jej się to uspokoić, skupić na celu. Tak, skupienie było tutaj najważniejsze, a to ostatnio praktykowała coraz częściej. Odcinała się od tego, co zbędne, skupiona wyłącznie na zadaniu, które przed sobą postawiła. Nic innego nie miało znaczenia. Wszystkie emocje powoli odpływały w niebyt. - Corrogo - zaklęcie wydostało się spomiędzy jej warg. Pewny głos, pewna ręka, która nie zadrżała przy rzucaniu czaru. Wykonała wszelkie ruchy różdżki perfekcyjnie. A następnie obserwowała efekty swoich działań, kiedy niewidzialne szczęki pozostawiały na fantomie ślady paskudnego pogryzienia. Jednak sama Robin była jakby kompletnie obok tego, odcięta uczuciami, myślami, skupiona tylko na celu. Efekt był lepszy, niż mogła przypuszczać. Dokładnie zadbała o to, aby usunąć po sobie wszelkie ślady obecności w tym miejscu. Nawet gdyby ktoś przybył tutaj dosłownie pięć minut później, nie mógł zobaczyć żadnych nieprawidłowości. Kiedy kilkukrotnie upewniła się, że wszystko jest w należytym porządku, udała się z powrotem do domu. Zt.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Kolejny wieczór ślęczała nad książką ojca, w której to opisywał drogę dostania się do przepięknej, magicznej krainy. Na podstawie jego opisów przygód i lokacji sporządzała dokładną mapkę, która miała je doprowadzić do niej przez malownicze i tajemnicze tereny. Je, bo oczywiście, że Remy zaprosiła na przygodę @Valerie Lloyd, to miała być wspaniała podróż! A na wspaniałe podróże trzeba było zapraszać przyjaciół! Nakreślając ostatnią linię, zgasiła świeczkę i poszła spać, musiały wstać bardzo wcześnie rano. O czwartej trzydzieści już była na nogach. Pakowała ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, nie zapominając o magicznym ekwipunku, w tym swoim czekanie południa, który to zdobyła na Lodospadzie. Co jak co, ale podczas tej podróży mógł się przydać. Na wszelki wypadek wzięła nawet czapkę z futra fomisia. Miały osiągnąć niezłe wysokości, musiały więc zabezpieczyć się przed chłodem. O czwartej pięćdziesiąt spotkały się w kuchni, żeby naszykować jedzenie na całą długą podróż. - O matko, ale mi się zieeee… – no dokończyła, bo ziewnęła przeciągle, a zaraz zaśmiała się o przetarła łezki z oczu. – Ale mówię Ci, to będzie tego warte! Opowiadała o niezwykłościach ich trasy, krojąc kolejne kromki chleba, które podawała Val, żeby coś tam dobrego do nich nałożyła. Zgarnęły też dwa garnki i zupy w puszce, w razie jakby chciały coś sobie ugotować nad ogniskiem. - O! Wzięłam też karimaty! – pokazała podpięte do spodu plecaka, zwinięte maty. – Jakby nam zeszło dłużej niż się spodziewamy – nie planowała nocować gdzieś w dzikich odstępach Hogsmade, ale nie wykluczała, że mogło się tak stać. O piątej piętnaście wszystko już miały naszykowane. - To co, do podnóża góry?! – zawołała z entuzjazmem, nagle zapominając o jak wczesnej porze wstały. – Czas na przygodę!
Mechanicznie: Będziemy korzystać z mechaniki lodospadu. Wejdziemy, jak każda z nas osiągnie 200 w sumie w rzutach k100. Jeden post – jeden rzut k100.
Będą też modyfikatory, także wzięte i przerobione z lodospadu.:
1. Odbijające się od pozostałości śniegu słońce razi Cię w oczy. Chwiejesz się niebezpiecznie i masz już wrażenie, że zaraz zawiśniesz na linie, ale na szczęście udaje Ci się odzyskać równowagę. Musisz za to zatrzymać się na chwilę, aż sprzed Twoich oczu znikną bliźniacze mroczki. (-10 pkt) 2. Wspinaczka, choć niełatwa, przebiega spokojnie. Nic się nie dzieje. 3. Czujesz podmuch powietrza – o dziwo całkiem ciepłego. Przyjemnie rozgrzewa i w jakiś sposób dodaje Ci otuchy, jakby ktoś rzucił na Ciebie nieznany Ci wcześniej czar. Czujesz przypływ motywacji, a w ciele zupełnie nowe pokłady energii i siły do dalszej wspinaczki. Przy tym i każdym kolejnym poście rzuć literką, gdzie spółgłoska oznacza +5 pkt. Jeśli po raz drugi trafisz tę kość, zignoruj ją i uznaj, że nic nowego się nie dzieje. 4. Musiałeś wybrać bardzo fartownie trasę! Albo to ten duch alpinisty się w tobie obudził! Cokolwiek by to nie było, znajdujesz idealną trasę, po której wyjątkowo łatwo się chodzi. Ktoś nawet zostawił w kilku miejscach łańcuchy przybite w skale, więc i na nich możesz się podciągać. Z wygodnym podłożem pod stopami i naturalnie wyrzeźbionymi schodami, wspinaczka idzie Ci znacznie sprawniej. (+10 pkt) 5. Choć trasa ta jest trochę bardziej stroma, ma dużo więcej punktów, o które można zaczepić i stopy, i ręce. Trochę jak wymagająca ścianka wspinaczkowa. Może i jest bardziej męcząco dla mięśni, ale czujesz dużo większą stabilność, a wraz z nią pewność samego siebie na tej ścianie, dzięki czemu łatwiej Ci się wspinać. (+5 pkt) 6. Z jakiegoś powodu orzeł zamieszkujące te tereny bardzo sobie Ciebie uwidział. Z początku było to niezwykłe spotkanie z dzikim zwierzęciem, ale za każdym razem, jak chciał podlecieć i usiąść przy Tobie, wznosił tumany kurzu i drobnych kamyczków, co wcale nie ułatwia wspinaczki! Przy tym i każdym kolejnym poście rzuć literką, gdzie spółgłoska oznacza, że orzeł chce przy tobie wylądować, -5 pkt. Jeśli po raz drugi trafisz tę kość, zignoruj ją i uznaj, że nic nowego się nie dzieje.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
- Mówisz, że to będzie warte wstawania o świcie? Mam szczerą nadzieję, że się nie mylisz - odpowiedziała, powstrzymując ziewnięcie. Robiła kanapki półprzytomna, smarowała kromki masłem z przymkniętymi oczami, dodawała do nich ser, szynkę i sałatę. Przez chwilę krzątała się jeszcze po kuchni z Remy, zastanawiając się jak udało jej się na to namówić. Po raz kolejny. Mogło być śmiesznie, pomyślała, zarzucając plecak na ramiona. A potem odpowiedziała przyjaciółce. - Ahoj, przygodo! Komu w drogę temu but na nogę! - i pokazała jej język, wybiegając z kuchni. Zatrzymała się przed wejściem do zamku. Otworzyła wrota, wzdychając świeże, poranne powietrze. Świat dopiero budził się do życia. I choć na ziemi leżał jeszcze śnieg, czuć już było zbliżającą się wiosnę. - No to… w którą stronę, tak właściwie?- zapytała z uśmiechem. No bo przecież to nie ona była nadwornym kartografem!
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Co to za falstart! – pisnęła, wybiegając za nią i nie przejmując się, czy będzie je słychać. Był weekend! Piękna pogoda! Wiosna budziła wszystko do życia, w tym także dusze podróżników i nowe pomysły na przygodę! Remy spojrzała na mapkę, którą nakreśliła. W kartografię była nienajgorsza, nawet dobrze odmierzała odległości i potrafiła czytać z płaskiego obrazu jak poruszać się po nieznanym terenie. Problem był tylko taki, że rysownik był z niej raczej marny, więc chociaż jakość informacji była wysoka, ich wykonanie wyglądało jak coś, co raczej tylko Gryfonka byłaby w stanie zrozumieć. - Kierujemy się na Hogsmade, a przy rzece odbijamy w lewo, w kierunkuuu… – obróciła się z mapką, przyglądając się różnym szczytom. – O! Dokładnie tamtych gór! Droga była przyjemna, poranny chłodek był na tyle słaby, by nie wywoływać uczucia chłodu, ale na tyle zauważalny, by jego rześkość pobudzała. Harmony co chwilę podśpiewywała w głos piosenki harcerskie, których uczył jej ojciec. - Leci bocian, ponad lasem! – wyciągała, śmiejąc się wesoło. – Wymachując swym… OGONEM! Jeżeli Val też je znała i miała ochotę śpiewać, Remy pewnie jeszcze bardziej zaczęła się wygłupiać podczas tych piosenek. A jeżeli nie, to na pewno zaczęła ją uczyć tekstu całego „nie umieraj dżdżownico”, zapowiadając, że jeszcze wiele piosnek umilających marsz przyjdzie im śpiewać. W końcu, w wesołej atmosferze przeszły przez pola, las, kolejne pola i nawet koło jeziorka, by znaleźć się u podnóża gór. - Nie musimy wchodzić na całość, jaskinia jest gdzieś w trzech czwartych wysokości – oznajmiła entuzjastycznie, jakby to wcale nie był długi przemarsz pod stromy stok. – No to co? Chyba czas zaczynać? – zachichotała, ruszając pod górkę. Jak się jednak okazało, wcale nie miało być tak prosto jak się dziewczynie wydawało. Rozpoczęła górską wędrówkę z entuzjazmem i przekonaniem, że skoro na wodospad wlazła, to już nic trudniejszego jej nie czeka. Cóż, może i te góry nie były aż tak wymagające, w końcu nie zwisała na nich pionowo do ziemi, niemniej jednak lekceważenie siły natury prowadzi do… No do sprowadzenia na ziemię. Wesoło przeskakując z nogi na nogę i co jakiś czas podpierając się skał, zaskoczyły ją pozostałości śniegu na pewnej wysokości. Albo raczej to, jak mocno odbijały słońce prosto w oczy. W momencie, odruchowo, zasłoniła się dłońmi i omal przez to nie straciła równowagi! Całe szczęście jej refleksy były na tyle dobre, że w porę złapała się wystających brzegów, ale musiała chwilkę poczekać, żeby mroczki zniknęły jej sprzed oczu. - Chyba muszę bardziej uważać! – zażartowała, kontynuując wspinaczkę.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Val zerknęła przez ramię na mapkę, którą dzierżyła w ręku Remy. I jęknęła. Na Merlina, czy ona cokolwiek z tego rozumiała? Uśmiechnęła się nieśmiało i kiwnęła głową. W stronę tamtych gór? No dobra. - Uff, z moją kondycją to będzie ciężka przeprawa - zażartowała nieśmiało, poprawiając plecak. A potem ruszyła w drogę. Przysłuchiwała się przyjaciółce, która wesoło podśpiewywała harcerskie piosenki, co rusz zaśmiewając się z ich słów. Nie znała żadnej z nich, ale poszczególne linijki często się powtarzały i podśpiewywała właśnie je. A potem zaczęła się uczyć jednej z nich od a do z. Naprawdę była zdziwiona, że ktokolwiek poświęcił dżdżownicom aż całą piosenkę, ale nie zamierzała się kłócić z tą logiką. Zdążyła jeszcze pomyśleć, że ci harcerze to byli jednak dziwni. Gdy doszły do podnóża gór, Val spojrzała ku górze. Ale czeka mnie wycisk, pomyślała i spojrzała lękliwie na Remy, która już była kilka metrów nad ziemią. Mogła mieć tylko nadzieję, że się uda. Zawiązała buty, rozgrzała mięśnie i rozpoczęła wspinaczkę. Szło jej… źle. Być może był to strach, być może brak wprawy - niemniej na górę gramoliła się niezwykle powoli. Harmony była już kilka metrów nad nią, gdy usłyszała jej głos. - Błagam cię, Remy, uważaj na siebie! - krzyknęła mniej więcej w tym samym momencie, gdy zobaczyła szybującego nad sobą orła. Ale co on robi, pomyślała, gdy majestatyczny ptak przy niej usiadł. Niestety, jeszcze bardziej spowolniło to i tak wolną wspinaczkę, bowiem wzniósł przy tym tumany kurzu a drobne kamyczki trafiły w jej twarz. Świetnie, pomyślała, ale wcale nie zamierzała się poddać. Wejdzie na szczyt, choćby zajęło jej to cały dzień. - Harmony, ale poczekasz na mnie na górze? - pozwoliła sobie na nieśmiały żart, bo co jej w tej sytuacji pozostało? Zaśmiała się, wspinając się jeszcze ociupinkę do góry. I jeszcze raz, i jeszcze. W końcu kiedyś stanie na szczycie, prawda?
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nie chcąc ryzykować ani raza więcej możliwością stoczenia się z góry, dziewczyna wzięła swój czekan południa. To był idealny moment, żeby go użyć. - Dobrze, już będę! – zażartowała, krzycząc do przyjaciółki. A gdy się na nią obejrzała… - Ależ orzeł! Czekaj, weź go przytrzymaj jakoś! Muszę zrobić wam zdjęcie! Rozejrzała się dookoła, bo w aktualnej pozycji nie była w stanie sięgnąć po aparat, a nie mogła przecież tego nie sfotografować! Po kilku sekundach wypatrzyła półkę skalną, która wyglądała na tyle stabilną, żeby mogła na niej przystanąć i wyjąć sprzęt. Szybko się do niej przesunęła. - Mamy to drodzy państwo! – zaśmiała się głośno, robiąc jedno zdjęcie po drugim, to było niesamowite! Tak ogromny orzeł tak blisko nich! – Ale będzie co chłopakom opowiadać! A niech tata tylko zaczeka, jak mu o tym napiszę! – podekscytowała się, gotowa na dalszą wędrówkę. Nie dość, że nowa dawka energii w nią wstąpiła, to w dodatku jedna półka skalna okazała się całą, wygodną trasą! Wyglądało to tak, jakby natura specjalnie dla nich wyrzeźbiła schody i w dodatku ktoś już tędy na pewno przechodził, bo wbił metalowe łańcuchy w skałę, żeby ułatwić kolejną wspinaczkę. Wygodna trasa i magiczny czekan zrobiły swoje, bo Harmony poczuła się wręcz jak kozica górska, gdy tak przeskakiwała z półki na półkę i łapała się skał czekanem! Nie wiadomo kiedy i już była w ponad połowie drogi. - Zaczekam i zaparzę herbatkę! – zaśmiała się, kontynuując wspinaczkę.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Choć na początku szło jej mozolnie, jej trud i cierpliwość się opłaciły. Czuła co prawda jak jej mięśnie, tak bardzo nieprzywyczajone do pracy, drżały już z wysiłku ale nie zamierzała się tak łatwo poddać. Można było powiedzieć wiele złego o Val, ale nie to, że łatwo odpuszczała. Uśmiechnęła się z wysiłkiem w stronę Remy, która po prostu nie umiała sobie odmówić tej przyjemności, żeby zrobić zdjęcie. Ona i ten jej cholerny apart, pomyślała Val czując się zupełnie nieładnie. Była spocona i czerwona na twarzy. Z jednej strony fajnie jest mieć pamiątki, zaś z drugiej doskonale sobie zdawała sprawę z tego jak była niefotogeniczna. - Tylko błagam, nie pokazuj tego zdjęcia Artiemu! - wymsknęło się dziewczynie, gdy z trudem wspięła się na skalną półeczkę. Odetchnęła, starają się nie patrzeć w dół. Spokojnie, myślała. Z Remy nic mi się przecież nie może stać. Żałowała jedynie, że nie zna zaklęcia piórkospadania z DnD. Po krótkiej przerwie wspinaczka szła jej o wiele lepiej. Trochę podgoniła nawet Harmony, czując jak dziewczyna wjechała jej na ambicję. Nie żeby była blisko, ale przynajmniej udało jej się zmniejszyć dzielący je dystans. - Zaczekaj, zaczekaj. Poproszę miętę, jeśli będziesz taka miła - krzyknęła Val, narzucając sobie jeszcze szybsze tempo.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nie do końca rozumiała, czemu miałaby tych zdjęć Artiemu nie pokazywać, przecież chłopaka interesowało wiele rzeczy i na pewno byłby zafascynowany zobaczeniem takiego niesamowitego okazu, który jeszcze był tak blisko. Cóż, skoro jednak pierwszoplanowa modelka wolała zachować te zdjęcia dla siebie, Remy nie miała co się z tym kłócić. - Ale sobie do dziennika na pewno zostawię! – odkrzyknęła jej wesoło. Chcąc jednak coś pokazać z tej wycieczki przyjaciołom, zrobiła jeszcze zdjęcie samego orła, który, chociaż już odleciał kawałek od Puchonki, wciąż zdawał się być nią żywo zainteresowany i krążył nad jej głową kilka metrów dalej. Co prawda to trochę spowolniło jej wspinaczkę, ale zdecydowanie się tym nie przejmowała. Kiedy następnym razem będzie miała okazję zobaczyć i sfotografować z tak bliska dzikiego orła? A opatrzność magiczna chyba zdawała się nad nią czuwać i przyklasnąć jej decyzji o podziwianiu natury, bo zaraz poczuła przemiły podmuch wiatru na skroniach, aż od razu łatwiej było złapać powietrze w zmęczone wspinaczką płuca! I w dodatku był tak ciepły, w przeciwieństwie do rześkiego, porannego powietrza, że aż milej jej było się wspinać! - Będę tak łaskawa! – obróciła się, żeby wytknąć na nią język, a zobaczyła, jak Val nadgania we wspinaczce. – O ty skubańcu! Cicha woda z ciebie, zaraz to ty pierwsza nam ognisko rozpalisz! – zażartowała, samej czując potrzebę, żeby podkręcić tempo wspinaczki. Taka mała, przyjacielska rywalizacja.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Za późno ugryzła się w język i mogła mieć tylko nadzieję, że Remy nie skojarzy za szybko faktów. Ostatnimi czasy czuła w towarzystwie chłopaka zbyt wiele emocji, z którymi nie umiała sobie poradzić. Najgorsze było to, że nie do końca umiała dobrze to ukrywać. Odrzuciła od siebie te myśli i postanowiła skupić się na wspinaniu, bowiem szło jej znowu gorzej. Czuła, że mięśnie jej okropnie drżą, a w oczach zbierają się łzy. Na Merlina, jakie to było męczące! Mogła mieć tylko nadzieję, że nie zleci w dół. Do tego ten przeklęty orzeł… Valerie doprawdy nie wiedziała za jakie grzechy czekała ją taka kara. Ptaszysko po raz drugi wylądowało koło niej, wzbijając tumany kurzu. Dziewczyna spojrzała na niego z lękiem, obawiając się, że ją zaatakuje czy coś. Ale nie, on po prostu patrzył. Minęła więc go bez słowa i spojrzała w górę. I to był błąd, bo nagle poczuła jak słońce razi ją w oczy. Zachwiała się, woah, to było niebezpieczne. Ale poczuła też coś, co ostatnio czuć lubiła. Adrenalinę krążącą w jej żyłach. Zatrzymała się na chwilę, próbując uspokoić oddech. Jej serce biło jak oszalałe, ale… nie czuła strachu. Teraz albo nigdy - pomyślała bez lęku. - Oho, ale mi uciekłaś! - krzyknęła do Remy, która była niemal już na szczycie. Narzuciła sobie szybsze tempo, aby odrobić starty.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Na szczęście dla Val, Remy nie była najbystrzejsza w czytaniu takich intencji. Albo inaczej, po prostu wychodziła z założenia, że jeżeli w czymś był głębszy motyw lub drugie dno, to ktoś by ją o tym najzwyczajniej w świecie poinformowała. Nie lubiła grzebać tam, gdzie niczego nie było i wpychać nos w sprawy przyjaciół, w których była nieproszona, więc skoro Val powiedziała, że nie chce pokazywać tego zdjęcia Artiemu, znaczyło to tyle, że nie chciała pokazywać zdjęcia, prawda? Wspinaczka od momentu znalezienia tamtej łatwiejszej trasy szła jej gładko, czuła też bardzo dobrą przyczepność z podłożem, a jej mięśnie chyba musiały się po prostu w pierwszych partiach tej trasy porządnie do wspinaczki rozgrzać, bo teraz jej ciało pracowało jak dobrze naoliwiona maszyna. - Val! – krzyknęła do niej, widząc, jak ta na chwilę straciła równowagę, całe szczęście ją odzyskała. – To uważaj na siebie ma się tyczyć też ciebie, co ja zrobię bez bestie na tej górze?! – zażartowała, choć szczerze się zmartwiła. – Wiesz co, podam ci coś, jeżeli miałabyś się zachwiać, wbij go w skałę, jest magiczny! – wykrzyknęła i spuściła jej na linie swój czekan południa, który dzięki magii w nim zaklętej, wbijał się gładko i mocno w każdą powierzchnię. – Do zwrotu na później – wytknęła na nią język i ruszyła dalej. Już wkrótce była na górze, na właściwej skalnej półce, niedaleko powinno być wejście do jaskini, ale teraz… Teraz chwila oddechu! Wyciągnęła ręce do góry, śmiejąc się w głos, zaraz też zrzuciła plecak z ramion i zaklęciem rozpaliła ognisko, żeby zagrzać obiecaną miętę. Czary z kolei musiały zainteresować orła, bo podleciał trochę wyżej się jej przyjrzeć, więc zrobiła mu jeszcze kilka zdjęć z bliska, ciesząc się obecnością wielkiego ptaka.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
129 + 92 - 5 za orła + 5 za modyfikator = 221 jestem na szczycie c:
Kiwnęła głową na tak, słysząc jej słowa. Nie pomyślała o tym, że przyjaciółka wcale nie ma jak dostrzec tego gestu. W sumie była już taka zmęczona, że w ogóle ciężko u niej było z myśleniem. Z zdziwieniem dostrzegła, że do spuszczonej na dół liny przyczepiony jest magiczny czekan. Skąd ty to masz? Pomyślała szybko i przystanęła na najbliższej skalnej półce. Odwiązała go i krzyknęła w odpowiedzi. - Mam, dzięki! - i po krótkiej przerwie rozpoczęła dalszą wspinaczkę. Pomimo tego, że znowu przeszkodziło jej majestatyczne lądowanie orła, tym razem szło jej o wiele lepiej. Mięśnie chyba przyzwyczaiły się do wysiłku, a ona sama skupiała wszystkie swoje siły jedynie na tym, aby znaleźć w sobie dość... no cóż, siły. Krok po kroku, metodycznie i bez finezji ale w końcu się jej udało! Gdy stanęła na szczycie spojrzała na dół i zakręciło się jej w głowie. - Wow, ale przeprawa - skomentowała, oddając przyjaciółce czekan. Usiadła przy ognisku, wyciągając odruchowo ręce do ciepłego płomienia. - O, nie żartowałaś - zaśmiała się beztrosko, częstując się miętą. Ostatnio głownie to zwykła pić, bo bóle brzucha jej nie opuszczały. Miała nadzieję, że jej chwilowa niedyspozycja rzeczywiście była tylko chwilowa. - No to… co dalej? - zapytała, wyjmując kanapki. Podała jedną z nich Harmony i sama wzięła gryza, popijając go gorącym naparem. W skupieniu czekała na dalsze instrukcje.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Oczywiście, że przygotowała dla nich pierwszy obóz! Przecież to obiecała, a w dodatku ich mięśnie musiały trochę odpocząć. Przygotowała dla Val miętę, a sobie sama zaparzyła swoją ulubioną mieszankę ziołową na czas sezonu – morwa biała, liście malin i korzeń mniszka, wszystko to, co hamowało apetyt. Oczywiście, oprócz tego, czekała przy skarpie na Val, będąc gotowa w każdej chwili rzucać linę, zaklęcie bądź jedno i drugie, żeby pomóc przyjaciółce. Widziała, że na ostatnim odcinku świetnie sobie radziła, ale wolała mieć pewność, że da radę wejść. - Ty no! To było piękne! – pochwaliła ją, klaszcząc w dłonie. – O, i wzięłaś przyjaciela! – zaśmiała się, patrząc na orła, który tym razem przy nich wylądował, badając ciekawie co tam robiły. – No masz – rzuciła mu szynkę ze swojej bułki. Zrobiła jeszcze trochę zdjęć i, jeżeli Val chciała, także strzeliła kilka jej i im obu na pamiątkę. Nie zapomniała też na wstępie uaktualnić dziennika przygód, w którym to zwykła spisywać wszystko w momencie, w którym coś przeżywała, a teraz w jej głowie działo się tak wiele! Ogromna radość, poczucie spełnienia i zew czekającej u progu przygody! - Teraz… – mruknęła, biorąc mały gryz kanapki. Niełatwo było jej jeść. Pod pretekstem sprawdzenia mapy, odłożyła ją do plecaka. Otworzyła dwa sporządzone przez siebie rysunki, jeden całej trasy, drugi wejścia do jaskini. – Powinna być gdzieś w tych skalnych szparach i ścianach – pokazała na masyw po ich prawej stronie. – Na pewno ją rozpoznamy, wygląda o… O tak! – tym razem wygrzebała faktyczne zdjęcie z książki ojca (tak, zrobiła zdjęcie zdjęciu). – Jest dość charakterystyczne, nie powinnyśmy mieć problemu go rozpoznać, jak już je zobaczymy. Najpierw jednak zasłużona chwila odpoczynku przy ognisku, spisywania wspomnień, zdjęć, dokarmiania orła i oczywiście kolejnej nauki zwrotek do „nie umieraj dżdżownico”, Remy w końcu bardzo się upierała, że to istotna tradycja zaśpiewać ją z brzegu skalnej półki.
/zt
+
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Owszem, gdy trochę już odpoczęła chętnie pozowała do zdjęć. W końcu udało jej się wejść na samiusieńki szczyt! Szczerze mówiąc nie spodziewała się, że ma tyle pary w rękach i nogach ale jak widać potrafiła zaskoczyć samą siebie. No i nie miała już na twarzy aż tak przeokropnych rumieńców. Nie umknęło jej uwadze to, jak mały gryz kanapki wzięła jej przyjaciółka. Ona sama ostrożnie pałaszowała swoją, wszak ostatnio doskwierały jej niezbyt przyjemne dolegliwości, ale kawałek po kawałku i myk, już nie było całej. Upiła jeszcze trochę mięty, przysłuchując się słowom Harmony. - No to super, hej przygodo! Ale najpierw, proszę mi grzecznie zjeść kanapeczkę. Cioci Val nie oszukasz, czeka nas długa droga i nie chcę, żebyś mi mdlała ze zmęczenia - zażartowała, doskonale wiedząc, że jeśli ktokolwiek miał padać z braku sił, prędzej byłaby to ona. - Naprawdę nie wiem, jak ty z tej mapy cokolwiek jesteś w stanie rozczytać - mruknęła, zerkając jej przez ramię. - Następnym razem ty piszesz, a ja rysuję. Zgoda? Po niedługiej chwili dziewczęta zgasiły ogień, zebrały śmieci i ruszyły w dalszą drogę. Ich wędrówka dopiero się tu zaczynała! Na polanę wpadli zbóje, po kolana mieli… miecze! Bo to było średniowiecze - podśpiewywała wesoło Val, zastanawiając się, co jeszcze przyniesie im ten dzień.