Szeroka i skalista, ozdobiona strzelistymi skałami pokryta śniegiem pozostałym z zimy, zmierzająca w kierunku szczytu ukrytego w chmurach, stroma jednak nie pozbawiona półek na których można rozbić małe obozowisko. Nie jest miejscem łatwo dostępnym, a tym bardziej przyjemnym, jednak wytrwałym zapewni widok jakich mało na świecie, a tym poszukującym wyzwań zapewni satysfakcje jeśli ją zdobędą.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście.:
2, 3 – udaje Ci się wejść 1, 4, 5, 6 – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Cóż, on z pewnością prowadziłby ten tłum albo byłby tym, który rozkazy wydaje. Wszyscy znamy grę Simon/Szymon mówi, nieprawdaż? Zmieniając nazwę na Gilbert mówi można byłoby wiele rzeczy zyskać. Znasz zabawę Gilbert mówi? Tak? To zagrajmy. Gilbert mówi, umrzyj. Eh tyle między nimi różnic, a gdzie jakieś podobieństwa? Musieli mieć ze sobą cokolwiek wspólnego biorąc pod uwagę fakt, że żadne jeszcze nie uciekło z krzykiem od drugiego, a przeciwnie znosili się ostatnio aż w nadmiarze. No i skąd to się niby brało? Tego jak widać nie wiedział nikt, trzeba szukać podobieństw cały czas. - A skąd pewność, że nie nudzę się z tobą już teraz? - chłopak skierował swoje spojrzenie w dół oczywiście kierując wzrok na dłonie dziewczyny, które złapały za nadrukowane cycki wokalistki na koszulce Gilberta. No kto by się spodziewał, że puchonka była aż tak napalona, że musiała macać naprasowane kobiety na koszulkach żeby chociaż w minimalnym stopniu zaspokoić swoje wiecznie niepohamowane żądze? Ale to z pewnością plus. Gilbert na pewno przepadał za takimi zbereźnicami, no to jest ja myśle jasne i oczywiste, że aż nie muszę tłumaczyć. Ah te wiecznie napalone niewiasty i ten ich urok osobisty, coś w tym jest nieprawdaż kochana? - Jesteś dobrym człowiekiem, choć troszeczkę zagubiony. Ja jestem tylko zagubiony. Jesteś ode mnie lepsza - odparł dopiero po jej stwierdzeniu, że są siebie warci. I w jego przypadku szczerość była dzisiaj w miare prosta, minimalnie do ogarnięcia. Jakimś cudem z niego wychodziła. Może nie do końca tak jak powinna to robić i to wszystko nie było idealne, romantyczne i inteligentne, ale na pewno doceniała jego niesamowite starania, to przecież takie miłe z jego strony, że aż nie do uwierzenia. Miała swoje ideały, do czegoś dążyła i przynajmniej kierowała nią jakaś ambicja. Może nie były zdrowe, poprawne i właściwie, ale przynajmniej były. On ich nigdy nie miał. No chyba, że założył się z kimś kto zrobi większą głupotę albo szybciej opróżni jakąś tajemniczą buteleczkę. I nigdy nie chciał byc dobry, perfekcyjny, jakikolwiek. Zawsze mu wszystko zwisało. I znowu wielka różnica miedzy nimi, niesamowita przepaść i całkowite przeciwieństwo. Ale tak już miał, żył z dnia na dzień w kompletnym niebycie. To dopiero było niezdrowe, to dopiero było niewarte niczego, w przeciwieństwie do niej. - Nie musimy, po prostu chciałem - no tak, ten jego sławetny nietakt i zdolność zadawania nieodpowiednich pytań. Przynajmniej potrafił się do tego przyznać. Przynajmniej potrafił wsunąć ręce pod jej bluzę i rozgrzewać ją jeszcze bardziej przez kolejne głaskanie. Przynajmniej nie próbował jej zmuszać choć może nieświadomie wywoływał na niej lekką Persję.
Cassandra czasem naprawdę martwiła się o ten tłum. Wszyscy bezmyślnie przytakiwaliby Gilbertowi, nieważne co by mówił, robił czy też myślał. Dopóki nie znalazłby się ktoś, kto bardziej odpowiada ich wymaganiom. Ma na przykład dłuższe włosy czy lepiej zrobiony kaloryfer. Cassandra sama nie byłaby pewna, czy po tej rozmowie nie spełniłaby jakiś zachcianek w stylu „Gilbert mówi wypij mleko”. Podobieństw przecież mieli wiele, po co mam Cię uświadamiać, ile ich łączyło, przecież Ty to wiesz w głębi swojego dobrego serduszka! - Bo byś już dawno sobie stąd poszedł – pewność jej głosu była naprawdę zadziwiająca. Co powinna robić z człowiekiem, którego nie można było zrozumieć, przewidzieć? Przecież najcudowniejsze, bądź najgorsze zależy jak na to spojrzeć, było to, że nie wiedziała, czy zaraz nie skoczą z tych skał z jakimiś dziwnymi zabezpieczeniami i znajdą się w zupełnie innej krainie, w której dla niego nie brak czekolady, a dla Cassandry deszczu, wody, ciszy. Próbowała przez chwilę porównać piersi wokalistki do swoich, nawet specjalnie odsunęła się od Gilberta, patrząc to na koszulkę to na siebie. I uznała, że zdecydowanie było w nich coś dziwnego! To coś to chyba silikon się nazywa. Przeniosła dłonie pod bluzkę chłopaka, tam wolno jej wierzchem zaznaczała tor od żeber po samo biodro. Prawdaż, prawdaż, urok, czar, wyjątkowość, brałabym. - Na Merlina, Gilbert, jesteś wspaniały, dobrym, szalonym człowiekiem, nie wątp w siebie. Uwielbiam Cię, więc wiesz, doceń, zapisz sobie te słowa, czytaj przed pójściem spać i po wstaniu z łóżka. – rzekła z lekkim uśmiechem, gryząc go za tę niewiarę w szyję. W końcu tylko tam dosięgała z tej pozycji. Doceniała dzisiejszą każdą sekundą spotkania, bo doprawdy nigdy w taki sposób nie rozmawiali, a widocznie było potrzebne, zarówno Gilbertowi jak i Cassandrze. Czy ideałem można nazwać bycie perfekcyjną? Zrobienie tortu, takiego, aby nikt nie mógł powiedzieć, że robił to jakiś amator i nigdy nie spróbowanie tej całej bomby kalorycznej? Cassandra już dawno przestała chcieć walczyć w imię dobra. W pracy nie była aż tak zaangażowana jak zwykle, a studia szły jej jak po gruzie. Cassandra na dzień dzisiejszy chciała być w końcu szczęśliwa, pragnęła nie zasypiać sama, płacząc do poduszki i nie łapać za swoje ciało, łudząc się, że jak pociągnie mocno to te wielkie zapasy tłuszczu jakimś cudem po prostu wylecą spod skóry, a ona będzie wolna. Może na tej zasadzie przeciwieństwa się przyciągają? - Chciałeś zapytać o co? – spytała, pragnąć wiedzieć, co tak naprawdę go trapi. Dlaczego to robi, dlaczego mając takie ciało, go nienawidzi, dlaczego nie potrafi dobrze żyć w relacjach ludzkich i tym podobne? Westchnęła ciężko, unosząc głowę, aby spojrzeć na niego. Nawet podciągnęła się nieznacznie ku górze, podciągając tym samym mu koszulkę. Otuliła ich bardziej bluzą. Samo patrzenie jak on leży tu przy niej w samej bluzce otulony materiałem sprawiało, że czuła, iż jest jeszcze zimniej. – Jeśli wiem, że jestem czyjaś, jakkolwiek Ci to zabrzmi, że nie jestem sama w tym popieprzonym świecie, to wszystko jest w porządku. Nie miał pewnie pojęcia, jakie te słowa, ta rozmowa była dla niej trudna. Znów zebrały się jej łzy, które próbowała zatuszować poprzez zamknięcie oczu. O dziwo, gdy dotykał brzucha dziewczyny, pleców, nie miała wcale ochoty strzepnąć jego dłoni, aby zostawił to paskudne ciało. Przysunęła się po prostu bliżej tak, aby dzieliły ich ciała zaledwie milimetry i wtedy złożyła pocałunek na jego szyi, zakończając go malinką (może nie taką którą Ci pokazywałam).
Tak co do mleka to dopiero teraz zauważyłem, że mój Knox ma nietolerancje laktozy. No jakich to się człowiek rzeczy dowiaduje, kto by pomyślał? Po prostu musisz mi zrobić wykład na ten temat żebym ja biedny i durny jakiej gafy nie popełnił. A tłum miałby się bardzo dobrze. Skoro w ogóle zdecydował się iść za Gilbertem to powinien być pewny, że nie spotka go nic normalnego i w ogóle będą zachowywali się jak stado debili. I może trafiłby ię ktoś napakowany z włosami do pasa, ale czy znalazłby się ktoś z większym urokiem osobistym niż panicz Slone? Nie wydaje mnie się, heheszki. Jak ja dawno nie mówiłem heheszki, musze to zmienić. - Lubie te pufy - fuknął niezadowolony, że śmiała spróbować z nim wygrać. On sobie na takie akcje nie pozwoli, musi być przecież zawsze górą. Oczywiście kiedy sprytnie go podejdzie i sformułuje pytanie inaczej i w innej chwili to on z głębi serca przyzna, że uwielbia jej towarzystwo i nie ma zamiaru się stąd ruszać. Ale próbowała wydobyć od niego coś miłego podczas słownych przepychanek? Ha, dobre sobie. Na to kompletnie nie miała szans i powinna to wiedzieć. Mimo jego nieprzewidywalności to takie sprawy się przecież o nim wie, no ludzie kochani. - Przecież wieeem. Co nie zmienia faktu, że jesteś ode mnie lepsza. Kobieto, do cholery, ja ci próbuje powiedzieć komplement, a ty co ze sobą wyprawiasz - no wreszcie na horyzoncie pojawiał się Gilbert jakiego wszyscy znamy i kochamy. Niezwykle skromny, to przede wszystkim. Uśmiechnął się wreszcie zadowolony czując ugryzienie w szyje i jej kokoszenie się. No po prostu był przeuroczy jak zwykle, ale naprawdę się bardzo starał być dla niej jak najlepszy, co w jego przypadku naprawdę było sporym wyzwaniem. On to pod żadnym względem nigdy nie był i nie chciał być perfekcyjny, nie miał też tak prostych marzeń jak ona. Czy on w ogóle miał jakieś marzenia? Zapewne tak idiotyczne jak wypicie beczki Felixa albo skoczenie na tym całym mugolskim bungee z wieży Hogwarckiej czy cokolwiek w tym rodzaju. Na pewno nic głębokiego, inteligentnego i przydatnego jego osobie, a co dopiero światu. No tak się już dzieje kiedy człowiek jest płytki i co poradzisz no? Nic, trzeba z tym życ. - A co, czujesz się jak bezpański pies? Ja cie chętnie przygarnę, będę karmił i wyprowadzał na spacery. Tylko mi powiedz dlaczego potrafiąc tak uwielbiać drugiego człowieka potrafisz jednoczenie nienawidzić siebie i wplątywać się w tak destrukcyjne sytuacje? - oh malinka którą mi pokazywałaś była doprawdy urocza. Wyglądała doć brutalnie, ciekawe ile ich tam dokładnie było... no nieważne, Slone i tak zaśmiał się zachwycony jej podejściem. Ale nie ma łatwo, musiał szybko spoważnieć, bo to poważny temat. Oczywiście nie wiedział praktycznie nic na temat jej historii. Zapewne po prostu stwierdził, że skoro nie dość, że ma anoreksje to jeszcze wplątała się swego czasu w jakieś dzieci i małżeństwo to naprawdę miała destrukcyjne popędy. I to myśli człowiek, który chce się hajtać, a to niespodzianka. Istnieje też ewentualność, że nie pasował mu jej mężczyzna, ale cóż w nim mogło być złego, tego nie wie nikt. Może to po prostu pies ogrodnika? Nie zdziwiło by nas to.
Spoko, udzielę Ci wszystkich informacji jak to fajnie jest nie tolerować laktozy, zwłaszcza gdy idzie się z kimś na czekoladę, ciastko cokolwiek. Nauczę Cię tak gotować, że wiesz, będziesz takim mistrzem, że nic, tylko dać Ci fartuszek i Cię podziwiać. To będzie przeżycie Twojego życia, uwierz mi. Zaufam w tej kwestii, wierząc, że wiara zawsze spoko, nawet jak jest dość ograniczona i lata ze swoimi opiniami jak chorągiewka. - Tak, pufy. – rzekła lekko zgaszona, wykonując głową pełny obrót, czując swoją obolałą szyję i kark. – Skoro towarzystwo jest niefajne, to mogę wrócić na tę zimną pufę – wskazała pusty fotel tuż obok nich. Zdecydowanie wolał jakieś wypchane materiały i w ogóle znowu była gorsza, chociaż nie powinna brać przecież tego do siebie, ale mimo wszystko nie trudno było powiedzieć, że cholera „dobrze mi z Tobą”. Już nawet podniosła się na chwilę, aby opuścić jego pufę i całe to szaleństwo, ale gdy otuliło ciało dziewczyny zimno, wręcz wskoczyła ponownie pod bluzę, położyła na nim łapki oraz nóżki i jedyne, co chciała mówić to „błagam ogrzej, ogrzej, świat mnie tam chciał zabić paskudnym zimnem!”. - Dziękuję, co z Tobą wyprawiam czy z sobą? – złapała go za słówko, bo przecież według Cassandry jej ciało było bardzo bliskie celu, jeśli można w ogóle go tak nazwać. Ucałowała go w polik za ten komplement, że jest jakże dobra, lepsza i pewnie w ogóle najlepsza w jego myślach, ale to zostawmy na potem. Perfekcyjność urodziła się w domu, wtedy gdy Cassandra zaczęła być uważana za odmieńca, puchona wśród ślizgonów, który musiał robić wszystko, aby nie był „dnem” Lancasterów. Może anoreksja była tak naprawdę wołaniem o pomoc, chęcią bycia z kimś? Pragnęła, aby ktoś się nią zaopiekował tak, utulił do snu i odpędził koszmary. Cassandra nigdy nie piła Felixa. Bała się go spróbować, nie wiedziała, czy byłaby w stanie wytrzymać taką dozę szczęścia. Może jednak to dobre rozwiązanie, może powinna włamać się do składziku na eliksiry i tam się porządnie tym zaćpać. Jeśli dzięki temu nie będzie nic czuć, na drugi dzień kac nie rozwali głowy blondynki i w ogóle, to dlaczego nie? Stanie się ćpunka, będzie wszystko łatwiejsze. Ćpać, spać, jedzenie wypadnie z jej obowiązków. Cudny plan! - Przygarnij mnie, zaopiekuj się mną – zabrzmiało to nieco jak pijacki bełkot, bowiem schowała usta w materiał jego koszulki i mówiła cicho, chociaż w miarę wyraźnie. Może upiła się czekoladą, która na pewno miała jakieś dziwne składniki, które Gilbert sam dodał, aby ta zaczęła mówić prawdę? Zarumieniła się, kryjąc się jeszcze bardziej w materiale. – Bo Ty to Ty, Ty „możesz odejść ode mnie w każdej chwili, ja od siebie nie mogę”. Było ich multum, ale to szyja, więc tam może być multum. Cassandra na daną chwilę nie mogła powiedzieć, że w ogóle tkwiła w jakimś związku. Była sama, wolna, która walczyła o miłość, której może nawet nie było, a ona się łudziła i bardziej wolała umrzeć niż wiedzieć, że jest po wszystkim pozamiatane, a w dodatku sama zepsuła całą relację. Zdecydowanie jej humor teraz sięgał jakiegoś rowu w oceanie spokojnym. Odsunęła się od niego lekko, chowając twarz w dłoniach, tak jakby załamała się nad sobą, nad wszystkim i w ogóle zaliczyła największego facepalma w życiu. - Upij się ze mną, naćpaj, nie wiem, co można jeszcze ze sobą, aby stracić zmysły.
To musi być okropny smuteczek nie móc opierdolić tabliczki czekolady na raz, naprawdę. No po prostu wpieram cie i ubolewam razem z tobą, mnie by pewnie szlag jasny trafił. Co z tego, że mnie nie stać na tabliczkę czekolady no. Jakby było stać to na pewno by mnie trafiał, że nie moge jej zjeść. Jak to mawiał wieszcz Komoro, łącze się z tobą w bulu i nadzieji. - Zostań - odpowiedział właściwie natychmiast kiedy tylko się uniosła chcąc przenieść się na drugą z puf. Mimo, że wciąż gdzieś tam był otulony, natychmiast poczuł zimno przeszywające go w całym ciele. Nic dziwnego, że gwałtownie ją do siebie przyciągnął i otulił chcąc rozgrzać zarówno ją jak i siebie. A właściwie miał nadzieje, że i ją powinien. Wydawała się dość niezadowolona kiedy się od niego odsunęła, pewnie też poczuła ten zimny podmuch, no przecież tak nie moze być, żadne z nich nie jest na to gotowe. - Ogrzej mnie miłości, której nie znam jeszcze z wiosennych bzów liliowych deszczem przyjdź i ogrzej mnie - zanucił szeptem piosenkę, a właściwie poezje śpiewaną o którą nikt nigdy by go nie podejrzewał. To ten człowiek zna się na czymkolwiek co nie jest łupaniną do której można podskakiwać i rozpychać sie jak opętany? Albo coś w czym co drugie słowo nie brzmi kurwa ewentualnie cycki? No naprawdę ciekawa niespodzianka. Czy miła? Ho, to już kwestia gustu. Jak widać chłopak potrafi zaskoczyć każdego. - Ze mną nie dzieje się absolutnie nic dziwnego - oj nie ma tak łatwo, na takie tanie teksty to ona go nie wyrwie. Tu trzeba emocji, wyczucia sytuacji, głębi i intelektu albo po prostu ładnych cycków, które się chętnie pokazuje. Ciekawe jaki procent jego, ekhem, znajomych wyrwało go na pierwszy sposób? Łącznie z Szarlosią. No dobra, nie zagłębiajmy się lepiej w ten temat, bo sie robi niebezpiecznie. - A kto powiedział, że chce? - niezbyt dokładnie zrozumiał jej pierwsze zdanie, ale na szczęście przezornie się troszeczkę przesunął żeby jak najdokładniej słyszeć co ma mu dalej do powiedzenia. Znów oczywiście nie miał pojęcia dlaczego miała taki sposób mylenia, nie rozumiał właściwie ani słowa z tego całego bełkotu. A może to była sugestia, że ma sobie iść, a on jej nie pojął? Kurcze, jeśli tak to zaraz nastąpi niezręczna sytuacja. Albo coś w stylu, że ma zostawić sam siebie? Zmienić się czy najlepiej odejść z tego świata? Ojej, to też możliwe. W sumie w porządku, dlaczego by nie? Choć to zbyt przyjemne dla niego nie będzie, żyje ze sobą od dwudziestu lat i nagle się tak zostawić? Chyba będzie tęsknił. - Oj bardzo wiele rzeczy, rozmawiasz z ekspertem - zapewne gdyby nie zasłoniła sobie widoki łapkami widziałaby jak Gilbert sięga do kieszeni spodni i coś z nich wyjmuje żeby zaraz owym czymś przejechać jej po dłoniach. Owe coś było ciepłe, szklane, tak przyjemnie gładkie. Zupełnie nie pasowało do klimatu panującego wokół. Ah no tak, słynny Felix rozprowadzony po szkole jak nienormalny w bliżej nieokreślony sposób i z bliżej nieokreślonych źródeł, w końcu taki eliksir nie powstaje w godzinie. Ale takie drobnostki nigdy go nie obchodziły.
Dlaczego wszyscy rozpaczali tylko nad czekoladą? W końcu w życiu było coś o wiele lepszego od czekolady na przykład herbata. Ona była przytuleniem w kubku, czekoladą dla nieczekoladoholika i prawie wszystkim, czego samotny człowiek nie mógł mieć, późnym wieczorem. Czasem z cytryną, aby dodać nieco kwasku do swojego życia, czasem z rumem, aby zapomnieć, a czasem z miodem, żeby osłodzić sobie smutny czas. Herbata była dobra na wszystko, co tam czekolada, dupa rośnie. - Na pewno? – na pewno mnie potrzebujesz?. Litości, Cassandra, jaka Ty jesteś żałosna, po prostu żal. Zamiast patrzeć na gesty, upijasz się słowami. Ogarniczonaś! Chociaż sama już się gubiła we wszystkim, co oni w ogóle tu razem robią? Czy on nie powinien być z Szarlotką, a Cassandra… sama ze sobą? Może przestałaby się uganiać za marzeniami i zajęła się w końcu własnym życiem, nadrobiła zaległości ze studiów, odnalazła własne ja, zaczęła pracować tak jak należy, wszystko byłoby w należytym porządku. A ona, głupia, cieszyła się, że tak mocno ją do siebie przytulił. Może powinni wziąć jakiś termos z ciepłym napojem? Rozgrzaliby się też od środka, poczuli prawdziwe ciepło, które nie było pod wpływem chwili, chemii (lovki lovki) czy samego osamotnienia. Nie wiedziała, co znaczyły jego słowa, wszak nie znała się na tym, jednak poczuła się o dziwo naprawdę wyjątkowo. Nawet spojrzała mu w oczy, nie przejmując się tym, że jej są zaszklone i pewnie chwila a wybuchnie i będzie uciekać od niego, bo płakać przy kimkolwiek. Zawsze jak zalewała się łzami wychodziło jej na coś okropnego. Zdecydowanie nie powinniśmy ulegać słabościom. Może i kojarzyło się go z wielkim pogo, irokezami i w wszystkim, co imprezowe i buntownicze, jednakże każdy ma swoją stronę delikatną, nawet jeśli jest to morderca. - Nic się nie dzieję, a ostatnio dopiero dziś widzę Cię trzeźwego? - spytała, gładząc policzek chłopaka. Naprawdę, jeśli o kogoś powinniśmy się tu martwić to o Gilberta Leona Slone! Ona nie upijała się aż tak, nie łaziła nago po Hogwarcie i ogólnie radziła sobie czasem sama ze sobą. Oczywiście chciała odwrócić od swojej osoby uwagę, stąd lekkimi muśnięciami na nowo poznawała zarys żuchwy chłopaka, odtrącając od siebie myśl, z kim tak naprawdę powinien być na Skalnej Grani. Ładnie wdrapała się na niego, rozchylając lekko nogi dla własnej wygody, aby nie leżeć na nim plackiem. Podciągnęła się jeszcze wyżej, zatapiając smukłe palce w jego włosach. Nawet zaczęła się zastanawiać jak mógł sobie tak wygolić boki i tył głowy. Stąd skupiła się na czubku głowy, lekko go za niego ciągnąc. - Kto Cię tam wie. A nie chcesz? – bo w końcu ona sama chciałaby odejść od siebie, uderzyć taką osobę avadą i w ogóle sprawić, żeby zniknęła, a co dopiero on skoro tyle ze sobą przeżyli i naprawdę mógłby nie znosić Cassandry. Nie pozwoliłaby mu teraz odejść, przyczepiłaby się do niego jak małpka kapucynka, oplatając nogami i w ogóle mówiła, że sobie bez niej nigdzie nie pójdzie. Chodziło jej o to, że skoro uwielbia chłopaka, nie oznacza, że może kochać też siebie. W końcu reakcja chemiczna zachodziła w tym przypadku w jedną stronę, co wbrew pozorom było niemożliwe, ale załóżmy taką sytuację. Pokłady uwielbienia wyczerpały się na jego skromną osobę. Poczuła ciepło, bardzo przyjemne, na swoich dłoniach i rozchyliła je lekko. Zobaczyła szklaną buteleczkę, nie mając pojęcia, co to w ogóle jest, spojrzała na niego zdziwiona. Oczywiście Gilbert był ekspertem od używek, co nie zmieniało faktu, że Cassandra w tej kwestii była naprawdę niedoświadczona. - Co to? – spytała zaciekawiona.
Ale przecież herbatę ci wolno. Ba, pijesz ją jak jakaś nienormalna. To jet dopiero fascynujące, uzależnić się od herbaty i zupy, heheszki. A czekolady nie wolno i dlatego bardzo cie wspieram. Wole ją jakoś od herbaty. Szczególnie tą moją. Jejku jaką mam chcice na nią to jest po prostu nielegalne. Mniej więcej taką jak ty wczoraj na ty i owo. I przedwczoraj. I dzisiaj. I jutro. - No masz, jak dwa i dwa to cztery - no jak mogła w ogóle wątpić w jego słowa? Chociaż dobra, mogła. On powinien tu siedzieć z Szarlosią, otulać ją grubą bluzą i zapychać jej gardło czekoladą. A ona powinna siedzieć w zamku i rozmawiać z Bartkiem, który będzie w stanie ją zrozumieć i powiedzieć jej cokolwiek inteligentnego. To, że Gilbert robi dokładnie to czego nie powinien było dość normalne, no ale ona? To się po prostu nie godzi, powinna się ogarnąć czy coś w tym rodzaju, toż to skandal. I on chętnie ją rozgrzeje. Rozgrzeje całe jej ciało i na zewnątrz i nawet trochę w środku. If ju noł łot aj min. Oj, udziela mi się twoje zboczone podejście do właściwie wszystkiego co jest na tej planecie. Mały napaleniec. Naprawdę mały. Metr pięćdziesiąt w skarpetkach, że przypomnę. O właśnie, przerób kartę Cass na tą nową wersje, da mi to więcej fascynujących informacji ułatwiających Bartkowi wyrwanie jej. - Właśnie dlatego, że nic się nie dzieje jestem trzeźwy. To ty tutaj zatracasz się w jakim chorym niebycie czy jak to się mówi poetycko - tym razem to on gładził po policzku ją, przechodząc tylko na moment na czubek nosa. Była przecież taka smutna, zaczynały go już dobijać te jej szklące się oczy mieszane z radością i pewnością siebie oraz dziwnymi tezami. O wiele prościej byłoby ją po prostu pojmować. Żeby ona była dokładnie jak on lub by on był dokładnie jak ona. A tu proszę, dobrały się takie dwa przeciwieństwa i nie wiadomo kompletnie o co drugiemu chodzi. Chociaż o co chodzi panience Lancaster to było chyba jasne. Oj czemu mnie to nie dziwi? Już jej jedno w głowie było, już nogi rozkładała, że niby tak dla wygody i żeby żadnego z nich nie pognieść. Bujać to my, ale nie nas. Już ja tam swoje wiem i nie ukryjesz tak łatwo co chodzi po głowie niewinnej puchoneczki. Zresztą, pod tym względem ona taka niewinna jak i on. - Zabiegałbym w ogóle o twoje wybaczenie gdybym nie chciał? - oj widać, że blondynka. Zero logicznego myślenia, naprawdę. Sama mu jeszcze przed chwilą sugerowała, że musi ją lubić skoro siedzi tutaj z nią już od dłuższej chwili, a teraz sama na to nie wpadła i zadaje trudne pytanie. No tak to już jest z kobietami, jakoś musi to przeboleć. Można teraz liczyć na wielkie olśnienie, wszystko stanie się dla niej jasne i w ogóle. A moze w głowie rozjaśni jej dopiero eliksir? Otworzył buteleczkę, podsunął ją sobie pod nos, sztachnął się porządnie. Oh to takie niechemiczne! Normalnie pamiętam jak nam w gimnazjum tłumaczyli, że tak nie wolno niczego w laboratorium wąchać tylko machać łapką jak pojebany licząc, że opary z owego czegoś dotrą do naszych nozdrzy. W sumie w liceum też nam to mówiła. Ale tam postanowiła nas sprawdzić parę lekcji potem podsuwając nam amoniak. Taaa, nie muszę chyba mówić co się działo. - Płynne szczęście, pozwoli ci ię oderwać od wszystkiego choć na parę chwil. Wyjątkowo przyjemna sprawa, jak będzie, skusisz się na łyk? - podsunął ciepłą buteleczkę pod jej nos również narażając ją na bardzo ryzykowne sztachniecie się kompletnie nie w stylu laboranta.
Od razu nienormalna! Zgrozo, to tylko koło 3 litrów dziennie, zakładając, że nie siedzę po nocach. Po prostu wolisz czekoladę od herbaty, bo masz beznadziejną herbatę w domu. Zrobię Ci kiedyś taką przepyszną, że w ogóle och, ach! Właśnie, wstawię wodę. Wiesz, chemicy mają to do siebie, że z niczego potrafią stworzyć coś, co jest niesamowite. Z racji tego, że lubisz słodkie herbaty (zgrozo!) to powinieneś wiedzieć, że są karmelowe, toffi, truflowa na pewno też jest. A Ty zwykłą czarną, nudzisz. - Szalony matematyk z Ciebie – skomentowała, chociaż sama zaczęła się zastanawiać czy na pewno dwa plus dwa to cztery, bo i możemy traktować oddzielnie jako zbiory liczb czy liczby zespole i wtedy w tym szaleństwie totalnie się zatracimy i co jeśli lewa strona nie będzie równała się prawej? To było dopiero przerażające. Skąd w ogóle założenie, że Gilbert nie powie jej coś inteligentnego i równie dobrego? Zwłaszcza, że teraz niestety ją oczarował, a nie powinien tego robić, nie wtedy gdy Szarlotka nosi pierścionek zaręczynowy albo w ogóle ma taki status. A pff, w środku ogrzewa herbata, a Gilbert sobie chyba za dużo wyobraża. I nie będę Ci nic ułatwiać, smuteczek, zua ja. - Aha, czyli jak się dzieje, to jesteś nietrzeźwy a jak jest niedobrze to jesteś trzeźwy? Gdzie tu logika? – spytała, ignorując w ogóle wstawkę o niebycie, zwłaszcza, że niektórzy palą po to, aby umrzeć, a ona żyje, aby umrzeć, nie je, aby umrzeć i wszystko brzmi tak smutno! W końcu pewnie dla Gilberta już w ogóle powinna być tu naga, tańczyć przy nim, na nim, obok niego i w ogóle pod nim, na tym szalonym zimnie. Za marzenia nie idzie się siedzieć, więc może o tym sobie spokojnie śnić, a potem opowiedzieć Cassandrze jak wiele dały jej lekcje baletu i jak bardzo jest cudownie wygimnastykowała. Jednak z racji tego, że to będzie kryło w podświadomości Gilberta, pozwól, że nie będę się w to zbytnio zagłębiać. Może rzeczywiście to nie była zbyt dobra pozycja dla spódnicy i kolorowych rajstopek… Mimo wszystko było jej wygodnie dosięgnąć do szczęki chłopaka. Nawet chciała rzucić mu paskudną uwagę, że powinien zapuścić lekki zarost, jednak ugryzła się prędko w język, kładąc głowę gdzieś tam w okolicy mostka. - Nie wybaczę Ci jeśli będziesz mnie napychał czekoladą, ale jesteś jak najbardziej czarujący w całej swojej krasie. Przekonałeś mnie tą bluzką. – rozbawiona znów za nią złapała, zaraz jednak wstała z niego, zabierając od niego buteleczkę, którą miała tuż pod nosem. Powinieneś naprawdę zacząć mnie słuchać, zwłaszcza ostrzeżenia, chociaż może dzięki szalonemu zapachowi amoniaku nie będziesz farbować włosów. Trzęsła się, bo zimno otuliło całkowicie jej drobne ciało, było jej totalnie źle, ale trzymała eliksir, trzymała coś co należało do niego i obydwoje tego tak bardzo pragnęli, chociaż Cassandra naprawdę nie wiedziała, co to w ogóle jest. Stąd uśmiechnęła się do niego, chwyciła czekoladki, zapięła swój płaszczyk. - Złap mnie, jeśli potrafisz i Ci wybaczę – zaczęła po prostu biec, co prawda nie za szybko, ale jednak i normalnie potem byli tak szaleni, że pewnie naćpali się Felixem i rzucali skórkami od pomarańczy do celu. [zt]
Angelus czytał ponownie list od nieznajomej dziewczyny. Chciała się z nim spotkać na Skalnej Grani. Nie miał pojęcia czy jest śliczna, chuda czy przy tuszy. Co będzie jeśli okaże się, że jest pryszczata i brzydko pachnie? Po prostu powie, że go z kimś pomyliła i opuści w spokoju to miejsce. Mimo wszystko zabrał jednak ze sobą swoją gitarę w futerale. Chciał zagrać coś dla nieznajomej niewiasty a dodatkowo poćwiczyć trochę przed pracą. Nie wiedział czemu wziął prysznic, założył elegancką koszulę i nowo wyprasowane spodnie. Jakby mu zależało. Jednakże coś w tym było. Chłopak chciał zrobić dobre wrażenie na nieznajomej i po prostu wypaść tak jak powinien. Teraz rozejrzał się wokół skał ale nie dostrzegł tutaj żywej duszy. Dochodziła już prawie 20.00 więc wyciągnął gitarę z futerału i zaczął na niej pobrzdąkiwać wygrywając sobie tylko znany rytm, przyjemny a jednocześnie hipnotyzujący duszę.
Sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła. Może chciała już wreszcie zapomnieć o Gabrielu, który tak bardzo ją zranił i potrzebowała, żeby ktoś zajął jego miejsce? Może chciała się po prostu zabawić? Nie potrafiła tego określić. Szła wolno, uśmiechając się lekko do siebie. Wieki temu była ostatni raz na skalnej grani, z które roztaczał się przepiękny widok. Gdy usłyszała dźwięk gitary podążała za nim jak za przewodnikiem. Sama także postarała się, na dzisiejsze spotkanie nie przyszła w spodniach i luźnej bluzeczce, jak zawsze. Założyła granatową spódniczkę, czarną, koronkową bluzeczkę i czarne szpilki. Nie przeszkadzały jej one ani trochę w poruszaniu się po skałach, bo chociaż nie nosiła ich za często, to była mistrzynią w chodzeniu w nich. Dodawały jej także odrobiny pewności siebie - to kolejny powód, dla którego nie założyła balerinek albo adidasów. - Cześć - uśmiechnęła się lekko, gdy zobaczyła chłopaka, który wywarł na niej tak wielkie wrażenie na korytarzu w Hogwarcie. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej. Może Amelia powinna częściej pisać listy do nieznajomych? Uczyniłoby to jej życie znacznie ciekawszym. - Z góry przepraszam, że Cię tu wyciągnęłam. Chciałam sobie umilić wieczór tajemniczym spotkaniem.. - dodała tylko z lekkim uśmiechem, poprawiając długie blond włosy tak, żeby nie leciały jej na twarz, ponieważ wiał lekki wiaterek. - No i nie wiedziałam, że grasz na gitarze. Teraz podobasz mi się jeszcze bardziej - Amelia była tak oczarowana chłopakiem, że właściwie nie wiedziała co mówi. Gdy już zrozumiała, że to co chciała zatrzymać tylko dla siebie, w myślach, wypłynęło z jej ust tak po prostu, lekko się zarumieniła. Nie sprostowała jednak tego w żaden sposób.
Angelus nie odrywał się od gitary, zrobił to dopiero w momencie gdy usłyszał cześć rzucone nad jego ramieniem. Podniósł głowę i na moment przestał szarpać struny gitary. O dziwo dziewczyna nie okazała się ani gruba, ani też brzydka. Jak jej się przyjrzał bliżej to nawet była ładna no i nie miał okazji być jeszcze z dziewczyną o tak jasnych wlosach więc byłaby pierwszą ? Prawda, że to duży zaszczyt? Wybiła by się na sam przód listy. -Cześć. Angelus, a jak brzmi twoje imię?- zapytał, nadal jednak nie odkładając gitary na bok. Zaraz znowu na niej zagra coś fajnego a zarazem śmiesznego. -Teraz już wiesz, jeszcze śpiewam, tańczę street dance i gram na perkusji w Felix Felicis. Co teraz powiesz piękna nieznajomo?- zapytał z szerokim bananem na twarzy. Sam jego wzrok był jednak bardzo poważny. Może jednak ten wieczór nie zostanie zaliczony do nieudanych a wręcz przeciwnie?
Przez chwilę zastanawiała się na tym, co tak właściwie zrobiła. Jaka dziewczyna zaprasza obcego sobie chłopaka na spotkanie? Nie wiedziała nawet czy był wolny, czy zajęty. Nie wiedziała z jakiego jest domu, a jego imię właśnie usłyszała po raz pierwszy w życiu. Śmieszne. Sama nazwałaby taką dziewczynę wiadomo jak. Po co pakowała się cały czas w dziwne sytuacje? Na to pytanie nie znała odpowiedzi i z pewnością nie pozna jej tak szybko, jak jej się wydaje. - Amelia - powiedziała odruchowo, zapytana o imię. Nie zastanowiła się ani chwili. Może mogła po prostu odpowiedzieć, że nie jest to istotne? Po co chłopak miał znać jej imię? Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem Krukonki, więcej się przecież nie spotkają. Nutka tajemniczości byłaby wręcz wskazana. Jednak panna Wotery zdecydowanie nie była zbyt dobra w stopniowaniu napięcia między nią i kimś nowo poznanym, nieważne kto to ma być. - Piękna? - uniosła brew, udają niedowierzanie. Udając, ponieważ dobrze wiedziała, jak odbierają ją faceci, szczególnie Ci, którzy lubią dziewczyny na jedną noc. Piękna było określeniem niewłaściwym w odniesieniu do Amelii. - Powiem, że jeszcze bardziej mi się podobasz, niż trzy minuty temu, gdy wypowiadałam to samo zdanie - zaśmiała się cicho, przekrzywiając głowę i obserwując chłopaka z lekkim rozbawieniem. Zastanawiała się, co myślał sobie o niej ten nieznajomy człowiek, siedzący naprzeciwko niej. Co ona pomyślałaby sobie w takiej sytuacji?
Angelus uniósł wyżej brew. Dziewczyna była ładna i zgrabna, jednakże widocznie nie miała zbytnio gadanego. Zastanawiało go dlaczego się tutaj z nim umówiła, no ale fakt, przyszedł więc to powinno ją ucieszyć. Zazwyczaj nie pozwalał dziewczynom przejmować pałeczki. To on zapraszał dziewczęta a nie one jego. Tak powinno być, chociaż ostatnio coraz częściej pozwalał się im totalnie omotać. -No dobrze Amelio, a potrafisz powiedzieć coś więcej czy za kolejne 3 minuty usłyszę znowu to samo zdanie?- zapytał odrobinę żartobliwym tonem. Odłożył gitarę i schował ją do swojego futerału a potem zaczął obracać w dłoniach swoją różdżkę. -W jakim celu zapraszasz nieznanego ci chłopaka w tak odludne miejsce? Mógłbym ci z łatwością zrobić krzywdę skarbie. Oczywiście nie zrobię tego, bo szanuję cię już za to, że pierwsza wyciągnęłaś rękę- oznajmił z powagą w głosie. -A ty masz może jakiś talent, hobby poza powtarzaniem jaki to jestem wspaniały?- zapytał siadając na jednej ze skał.
Amelia nie miała gadanego? Owszem, miała gadane. Tylko teraz czuła się zakłopotana i trochę zmieszana, ponieważ nie zapanowała nad swoimi czynami. Czuła się dziwnie, że to ona zaprosiła chłopaka, jeszcze do takiego miejsca, tak daleko od ludzi. Co ona sobie właściwie myślała? Przecież nie powinna się tak zachowywać. Trudno, teraz trzeba się jakoś ratować. - Spokojnie, o mnie się nie martw. Nie zaprosiłabym tu nikogo, gdybym nie potrafiła o siebie zadbać - zaśmiała się pod nosem, słysząc słowa chłopaka, który nie wiedział, że tak naprawdę to ona może zrobić mu krzywdę. Gdyby tylko ktoś zrobił jej coś dzisiaj, bo jakimś cudem nie udałoby się jej obronić, to ona odwdzięczyłaby się podwójnie podczas najbliższej pełni. Z pewnością nie pozwoli zrobić sobie krzywdy, o nie. - Przepraszam, już biorę się w garść. Właściwie to trochę mi głupio. Zaprosiłam Cię tu, bo chciałam Cię bliżej poznać. Miejsce jest przypadkowe, po prostu lubię widok, jaki można stąd podziwiać - uśmiechnęła się słodko, przekrzywiając głowę. - No i miałam ogromną ochotę na spacer - to prawda. Dawno nie opuszczała murów zamku, a tereny wokół niego już się jej znudziły. Była studentką trzeciego roku, co sprawiało, że może odwiedzać Hogsmeade kiedy tylko chce, na szczęście. - Otóż, mój drogi, jestem mistrzynią w eliksirach - mrugnęła do niego wesoło. - Uwielbiam ważyć, odmierzać, dodawać, mieszać.. taka moja mała pasja - tak właśnie było. Nie wiedziała co może jeszcze o sobie powiedzieć, więc zamilkła na chwilę, czekając na odpowiedź chłopaka. Zresztą, po co miał wiedzieć cokolwiek więcej? Nic nie grało tu większej roli. Tylko oni dwoje i ten piękny widok.
-Masz rację, nie zwykłem atakować niewinnych dziewcząt, jestem raczej typem dżentelmena. Z chęcią stworzę piosenkę o tobie i jeszcze zagram ją w najbliższy weekend w Felix Felicis. Dla pięknej kobiety jestem w stanie zrobić wiele- powiedział uśmiechając się przy tym szeroko. To że czasem bywał odrobinę zbyt pewny siebie i odrobinę nieprzyjemny w słowach to trzeba mu było wybaczyć, taki juz był z niego typ. Podobało mu się to, że zmusił ją do mówienia, a ona tym samym się przed nim lekko otworzyła. Chociaż tyle na dobry początek. Z jego ust nie schodził uśmieszek, zupełnie tak jakby miał go przyklejonego do twarzy. Powiedziała o swoich zainteresowaniach, które trochę niestety odbiegały od jego zainteresowań. -Studiujesz prawda? - zapytał z zainteresowaniem w głosie - ja bardziej lubię zmieniać, przetwarzać, przemieniać, transmutacja, to jest to co lubię poza oczywiście śpiewaniem i graniem. Chociaż nigdy nie zastanawiałem się nad aktorstwem- stwierdził sam zastanawiając się nad tym. -Amelio, czy lubisz tańczyć? Jeśli tak, czy mógłbym panią prosić do niezobowiązującego tańca w tym jakże cudnym, jak sama stwierdziłaś miejscu?- zapytał wyciągając w jej kierunku rękę niczym prawdziwy dżentelmen.
Wybaczyć bycie chamskim? Nic prostszego w wykonaniu Amelii. Ona naprawdę była dobra w wybaczaniu ludziom różnych rzeczy. Szkoda tylko, że później przez to cierpiała. Mimo wszystko jednak jej główną zasadą, którą kierowała się w życiu było dawanie drugich szans, nieważne jak wiele mogła na tym stracić. Sama chciała, żeby ktoś kiedyś dał jej jeszcze jedną szansę, więc postępowała zgodnie z tym, czego oczekiwała od innych. W przypadku Ślizgona będzie to po prostu nie zwracanie uwagi na jego dogryzanie dziewczynie. - Daj spokój, taka znów piękna to ja nie jestem.. - dobrze, że nie znasz mnie w momencie, gdy zamieniam się w potwora. Amelia uśmiechnęła się lekko do chłopaka, przekrzywiając głowę. Była piękna i dobrze o tym wiedziała. Jednak po co aż tak bardzo to okazywać? Zawsze to miło posłuchać komplementów od innych facetów. - Owszem, studiuję. I podejrzewam, że jestem nawet odrobinę starsza od Ciebie. W ogóle, znaleźć w zamku mojego rówieśnika to wielki problem - westchnęła ciężko, zerkając na niego odrobinę zdołowana. Ludzie zawsze byli młodsi od niej. Mimo że nie wiedziała ile Angelus ma lat stwierdziła, że śmiało może tak powiedzieć. Pewnie się nie pomyliła. - Taniec tutaj? Ten wieczór zapowiada się na jeszcze ciekawszy, niż na samym początku.. - uśmiechnęła się słodko i podała mu rękę, zbliżając się odrobinę do chłopaka i zarzucając rękę na jego szyję. Głowę trzymała jednak w dość sporej odległości od jego twarzy, co nie przeszkodziło jej ani trochę w zaglądaniu mu w oczy tak głęboko, jak się tylko da.
-Odrobinę starsza ode mnie? Amelio, matka mnie nauczyła, że kobiet o wiek się nie pyta, a ty wyglądasz zarówno młodo jak i ślicznie. Jaki to ma sens ile mam lat, już od dawna pełnoletni i bardzo legalny- oznajmił z szerokim uśmiechem na twarzy. Spojrzał na swoją gitarę i nagle wpadł mu do głowy bardzo ciekawy a zarazem zwariowany pomysł. Najpierw przy pomocy odpowiedniej magii i ruchu różdżką sprawił że w górze pojawiły się neony w powietrzu, które wprawiły to miejsce w lekko romantyczny nastrój, a potem rzucił kolejny czar. Tym razem na swoją gitarę której struny teraz same zaczęły grać spokojną romantyczną melodię. Potem podszedł i szybko przyciągnął ją do siebie. -Tańczyć też potrafię, zarówno szybkie jak i wolne tańce- powiedział pewnym siebie tonem, obejmując ją rękoma w talii, bardzo blisko pupy. Gitara zaś grała melodię zupełnie tak jakby ktoś niewidzialny siedział tam i szarpał kolejno odpowiednie struny. -Jeśli będziesz szukała partnera do tańca na bal to jestem do usług- dodał ponieważ dobrze tańczył i lubił tańczyć, chociaż przed kumplami zbytnio się tym nie chwalił, no bo przecież facetowi nie wypada prawda? Także no, teraz kołysał się z Amelią w rytm tej melodii na gitarze. Ciekawe co będzie dalej. -Gdyby tak księżyc świecił, uwielbiam blask tego nocnego słońca a ty?- zapytał z uśmiechem na twarzy.
Uśmiechnęła się słodko do chłopaka, słuchając jego wypowiedzi na temat tego czy można spytać kobietę o wiek czy nie. Właściwie, po to zadał chyba jej pytanie o to, czy studiuje, prawda? Ułatwiła mu to mówiąc, że jest starsza od niego. On ułatwił jej resztę przyznając się, że jest już pełnoletni i Amelia może zrobić co jej się tylko podoba, a nie zostanie posądzona o molestowanie. - Bardzo mnie to cieszy. Na to liczyłam zapraszając Cię tutaj. Legalny to takie piękne słowo - wymruczała cicho, podchodząc do niego i dając się porwać do tańca. Sama zarzuciła mu ręce na szyję, przysuwając się do chłopaka tak blisko, jak to możliwe bez zbytniego nacisku. Ocierała się delikatnie piersiami o jego klatkę piersiową, co jakiś czas zbliżając głowę do jego szyi, coby trochę na nią pochuchać. - Bardzo dobrze, zawsze mam problem ze znalezieniem partnera na bal. Tym razem będę o Tobie pamiętać - mówiła to cichym, przyjemnym głosem, prosto do jego ucha, przybliżając się jeszcze bardziej do chłopaka. Kończąc zdanie delikatnie przygryzła płatek jego ucha, jedną ręką przytulając go delikatnie w talii, dłonią niby to przypadkowo muskając jego pośladek. - Blask księżyca uwielbiam.. w niektóre dni. Lubię, gdy jest zaokrąglony jak rogalik - powiedziała, zerkając w niebo. Co prawda zaczęło się już ściemniać, jednak pogoda nie była do końca udana na obserwowanie gwiazd. Właściwie - nie przyszła to aby obserwować gwiazdy, a rozerwać się, odpocząć. Może zaprosi chłopaka do swojego domu? Byłby pierwszą osobą od.. bardzo dawna, której udałoby się dostać do tego miejsca.
Oczywiście każdy usłyszał odpowiedź właśnie taką jaką chciał usłyszeć chociaż nie od razu przedstawioną wprost za pomocą prostego pytania "ile masz lat luby/luba" . Schlebiało mu to, że dla odmiany to nie on musiał bajerować dziewczynę a to ona się do niego zalecała. Uśmiechnął się i po prostu pozwolił jej na obmacywanie swojego tyłka a także chuchanie ciepłym powietrzem na jego szyję. Sam w pewnym momencie po prostu wargami musnął jej ucho ot tak po prostu niby to przypadkiem. -Pracuję w Felix Felicis, jeśli chciałabyś kiedyś posłuchać jak gram i śpiewam na scenie to zapraszam- wyszeptał jej na ucho. -Co do księżyca wolę pełnię, wtedy jest strasznie jasno, poza tym nie ma romantyczniejszej kolacji z dziewczyną niż ta przy świetle pełni księżyca- wymruczał cicho. Muzyka oczywiście nadal grała im tak że mogli kołysać się w jej rytm. -Powiedz mi Amelio, czy masz jeszcze jakieś inne talenty którymi mogłabyś się pochwalić poza warzeniem eliksirów?- zapytał się jej po czym cofnął się na moment od niej ale tylko po to by ją obrócił wokół własnej osi w tańcu a potem znowu do siebie przyciągnąć.
Zadrżała lekko od jego dotyku, a na jej ustach pojawił się błogi uśmiech zadowolenia. Chciała, żeby ta chwila jeszcze trochę trwała, jednak momentami miała ogromne wątpliwości czy powinna w ogóle tutaj być. Tylko to powstrzymywało ją od teleportowania się stąd do jej domu w Londynie. W sumie, częściowo nie była też przekonana czy powinna zabierać tam ze sobą owego Ślizgona. - Właściwie, dziękuję za propozycję, chętnie skorzystam. Ale tylko jeśli dostanę jakieś darmowe drinki - drugie zdanie dodała już żartobliwym tonem, uśmiechając się lekko do siebie. Lubiła Felix Felicis, właściwie, kiedyś bywała tam bardzo często. Ostatnimi czasy jednak zrezygnowała z towarzyskich imprez i poświęciła się całkowicie nauce, jak to bywa na trzecim roku studiów. Chociaż, po głowie chodził jej plan, coby zostać jeszcze trochę w Hogwarcie. Niekoniecznie była gotowa się z nim rozstać i rozpocząć samotne życie, daleko od tego zamku. - Ja pracuję w cukierni, tutaj w Hogsmeade, więc jeśli kiedyś miałbyś ochotę na jakieś małe słodkości.. zapraszam serdecznie - uśmiechnęła się lekko, odchylając głowę do tyłu i spoglądając w niebo. - Nie mam nic przeciwko pełni księżyca, ale tylko, jeśli spędzam ją w dobrym towarzystwie - musiała chwilę pomyśleć, zanim odpowiedziała chłopakowi. Zaskoczył ją tym ciągłym wspominaniem o księżycu. Czyżby się domyślał? Pokręciła lekko głową, żeby odgonić od siebie te myśli. Nie mógł wiedzieć. Nie wiedział o tym nikt i nikt się nie dowie. - Inne talenty? Właśnie niedawno dołączyłam do szkolnej drużyny Quidditch'a i czuję, że to całkiem niezła sprawa! - faktycznie, miała ochotę ciągle latać na miotle. Wcześniej nie wiedziała jakie to fascynujące.
Angelus uśmiechnął się do dziewczyny. Drżała i to mu się podobało. -Drżysz z zimna czy to z mojego powodu Amelio? - zapytał pewnym siebie tonem po czym lekko złożył mały pocałunek motyla na jej szyi, a było ich kilka. -Darmowe drinki, w takim razie moja droga, musiałbym porozmawiać z moim przyjacielem. To on stoi za barem, do mnie należy tylko cała scena. Zagram nawet specjalnie dla ciebie jeśli tego zapragniesz- oznajmił po czym puścił ją i pokłonił się lekko, nie klękając jednak niczym przed królową. -Co do słodkości, uwielbiam i na pewno odwiedzę, od słodyczy bardziej jednak słodkie są tylko kobiece usta i uśmiech na ich twarzy- stwierdził udając że szczerze się nad tym zastanawia. Muzyka nadal grała on jednak teraz usiadł na skałach przyglądając się Amelii z tym swoim uśmieszkiem na twarzy. -Nigdy nie interesowały mnie miotły. Zdałem niedawno magiczne prawo jazdy więc mogę już legalnie latać skuterem. Bardziej właśnie ta opcja mi odpowiada. Powiedz mi tylko , na jakiej pozycji grasz? Brałaś już udział w jakimś meczu? Może zmienię swoje postanowienia i przyjdę specjalnie tylko po to by zobaczyć jak grasz? - zapytał, chociaż miał nadzieję, że nie będzie musiał co drugi dzień chodzić i oglądać jak ludzie latają na miotłach bo przecież tego by nie zniósł. Po prostu go to nigdy nie pasjonowało.
Zaśmiała się cicho, słysząc słowa chłopaka. Był bardzo pewny siebie. Żałowała, że sama nie potrafi stać się kimś takim. Byłoby jej w życiu o wiele prościej. Nie musiałaby się przejmować tym czy coś wypada oraz co sobie o niej ludzie pomyślą. Byłaby wolna, mogłaby robić co chce. Brzmi jak marzenie? Tego właśnie chciała Amelia w swoim życiu - wolności. - Tym razem to z Twojego powodu, ale nie pochlebiaj sobie zbyt mocno. Dawno nie miałam po prostu okazji do tego, by ktoś dotykał mojej szyi.. - wymruczała mu cicho do ucha, przygryzając jednocześnie jego płatek. Po chwili przeniosła swoje usta na jego szyję, muskając ją delikatnie. Zaraz jednak spojrzała w oczy chłopaka, przekrzywiając zadziornie swoją blond czuprynkę. - Kawałek specjalnie dla mnie? Zatem będę tam częstym gościem - szkoda, że nie będzie darmowych drinków, ale bycie zauważoną przez głównego wokalistę może okazać się jeszcze lepsze. Także odsunęła się od chłopaka, gdy ten wypuścił ją z objęć i usiadła na jakimś kamieniu, rozglądając się dookoła. - Owszem, tu się z Tobą zgodzę, jednak zamienię słowo "kobieta" na "mężczyzna". Wtedy będzie perfekcyjne - mrugnęła do niego wesoło, dodając w myślach, że właściwie kobieta także jej nie przeszkadza. - Prawo jazdy też mam, ale niestety, na razie nie stać mnie chyba na zakup motoru, a co dopiero samochodu, który chciałabym mieć. Poza tym.. latanie na miotle sprawia, że czuję się taka.. wolna. Nie wiem czy wiesz co mam na myśli. Mogę kontrolować swoje życie - nie wiedziała czy to ten nastrój, który wytworzył się na skalnej grani sprawił, że wypowiadała się o lataniu na miotle w taki sposób. Właściwie, do niedawna uważała to za bezcelowe działanie, a teraz, nagle, zaczęło jej to sprawiać ogromną przyjemność i satysfakcję. - Niestety, nie grałam jeszcze w żadnym meczu, do drużyny dołączyłam niedawno. Jestem obrońcą - mrugnęła wesoło, przyglądając się chłopakowi. Nie miała ochoty na poznawanie siebie na wzajem, nie teraz, gdy patrząc na jego usta oblizywała się delikatnie na myśl, jak dobrze byłoby poczuć je na swoim ciele. Była wygłodniałym zwierzęciem, niczym wilkołak podczas pełni - cóż za trafne porównanie, biorąc pod uwagę fakt, że nim właśnie była Amelia.
-Amelio, taki już jestem, że uwielbiam jak mi się pochlebia. W końcu imię do czegoś zobowiązuje. Możesz mi mówić Angel, albo My Angel, a ja przyjdę do ciebie nawet nocą i spełnię twoje najskrytsze marzenia. Co ty na to?- zapytał uśmiechając się do niej swoim radosnym uśmiechem. Machnął różdżką by gitara zaczęła grać coś żywszego, bo mówiąc szczerze miał już dość na dzisiaj wolnych kawałków. No aż taki romantico to z niego nie był nigdy. Usiadł inaczej na skale po czym po krótkim namyśle wyciągnął rękę w stronę jasnowłosej. -Chodź do mnie- powiedział po czym usadził ją sobie na kolanach i zaczął całować najpierw jej szyję, a potem postanowił zasmakować jej ust. Były naprawdę słodkie i takie gorące. Ostatnio nie było mu dane pocałować jakiejś dziewczyny, może po prostu był zbyt zajęty pracą i przeprowadzką. Przygryzał delikatnie jej dolną wargę i ssał. Gdy skończył ją całować, to dał jej delikatnego cmoka w nosek. -Jeśli będziesz chciała więcej to tylko powiedz, nie chcę wyjść na chama i cię wykorzystywać- powiedział, ponieważ miał dobroduszny nastrój dzisiaj. -Co do twojej wolności- wyszeptał jej na ucho- nie wiem jak to jest z lataniem na miotle. Ja czuję się wolny przy pięknej kobiecie, albo będąc na scenie- powiedział i lekko ugryzł ją w ucho w miejscu gdzie nerwy są naprawdę najczulsze. Chciał by znowu dostałą dreszczy. Fajnie też było mieć ją na swych kolanach. -Chodź, pokażesz mi gdzie mieszkasz, bym mógł odwiedzić cię kiedy będę tylko chciał popatrzeć na twój uśmiech- powiedział po czym udali się byle daleko stąd.
Nie potrafił usiedzieć w miejscu, dlatego postanowił wybrać się dzisiaj na wyprawę. Zawsze lepiej mu się myślało kiedy znajdował się na świeżym powietrzu, dlatego zabrał wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy (a wiedział, że nie szedł na spacer po polance), trochę jedzenie i cieplejsze ubrania. Przynajmniej to wydawało mu się rzeczami najważniejszymi. Nie wiedział kiedy wróci i gdzie dokładnie się uda... Zobaczy jak go nogi poniosą. Tak bywało w większości przypadków, niestety bądź stety. Zapukał do drzwi dormitorium swojej siostry, jednak jak się okazało... Nie było jej. Coś dziwnego przeszło mu przez myśl, jakoby miała w tym momencie siedzieć wraz z jednym z Gryfonów przy stole w Wielkiej Sali. Pięści powoli się zacisnęły, a widok uśmiechniętej triumfalnie gęby Jerrego nie mogła opuścić jego myśli. Aż go w żołądku skręcało, dlatego postanowił szybko wycofać się z lochów i nawet nie zaglądać do innych pomieszczeń. Mógłby jeszcze dojrzeć coś, co strasznie by mu się nie podobało. Godzinami krążył wokół wioski, coraz bardziej się od niej oddalając. Kiedy wychodził ze szkoły było naprawdę wcześnie, teraz uznał, że minęło południe. Jednak kiedy jego wzrok dostrzegł skalną grań wiedział, że będzie to jego zadanie na dzień dzisiejszy. Jakby w tyle jego głowy powstał cel, który koniecznie musiał osiągnąć... Inaczej nie spojrzy sobie w twarz. A przynajmniej nie będzie próbował. Wsunął ręce w rękawiczki, które zabrał ze sobą. Jakaś dziwna moc musiała mu podpowiedzieć, że mu się zdecydowanie przydadzą. Nasunął na uszy czapkę, które wcześniej ich nie przysłaniała podwinięta do góry. Rozpoczął wspinaczkę, a przy pierwszym postoju myślał, że zaraz wyjdzie z siebie. Mięśnie go piekły, chociaż wiedział, że to dnia jutrzejszego będzie zdecydowanie gorzej. Kiedy obudzi się zmęczony dniem poprzednim. Usiadł na półce i wyjął kanapkę, którą niemal natychmiast wpakował sobie do buzi. Widok nie oszałamiał, bo był dosyć zamazany. Musiał znaleźć się wyżej aby zabrać mu dech z piersi. Podniósł się więc ze swoich czterech liter i rozpoczął ponownie swoją wspinaczkę. Im dalej, tym było coraz gorzej. Kilka razy noga ześlizgnęła się w dół, jednak to jakby jeszcze bardziej go nakręcało. Cudownie. Dopiero na samej górze, oparł zdyszany ręce na biodrach i wyprostował się, wdychając głęboko powietrze, które na tej wysokości smakowało zupełnie inaczej. Było... Nawet on potrafił docenić pewne rzeczy, ta była jedną z nich. Uśmiechnął się do siebie, szeroko, gdyby mógł, gdyby gula w gardle mu nie przeszkadza, zacząłby krzyczeć. Kiedy słońce niebezpiecznie się zniżało... Postanowił zejść, nie chciał zginąć w ten sposób. Tak idiotyczny. Po wszystkim wrócił do zamku.
Cały regulamin nielegalnych pojedynków czarodziei dostępny jest w tym miejscu. Tutaj zostają zawarte najważniejsze zasady, o których Twoja postać musi bezwzględnie pamiętać!
Sekundanci to NPC, zamaskowani, nie do rozpoznania przez nikogo. Zajmują się zdejmowaniem rzuconych przez uczestników pojedynków klątw, pilnowaniem przestrzegania ustalonych zasad, ect.
Wszyscy stają do pojedynku zamaskowani przez co nie ma możliwości, aby jeden uczestnik pojedynku rozpoznał drugiego, nawet jeśli jest to jego bliski znajomy. Maski nakładane przez postacie na czas pojedynku, modulują głos, skutecznie zasłaniają całą twarz. Dopiero w momencie pozbycia postaci maski, można odgadnąć z kim się pojedynkuje.
W czasie trwania pojedynku, po każdej zakończonej turze, będzie się pojawiał post od Mistrza Gry. Ten ma za zadanie podsumować dotychczasowe wydarzenia, dodać "urozmaicenia", coby pojedynki nie opierały się wyłącznie na rzucaniu kostek, ect.
Gracze mają 48h od momentu pojawienia się posta MG na przeprowadzenie całej tury. Jeśli nie wyrobią się w tym czasie, przegrywa ten, który zastopował kolejkę. Wyjątek stanowi zgłoszona w odpowiednim temacie nieobecność, bądź zasygnalizowany brak możliwości zrobienia odpisu w danym czasie przez gracza, do MG prowadzącego.
Atak
Atakująca postać rzuca dwoma kostkami. Jeżeli suma kostek będzie wyższa bądź równa progowi, atak uznaje się za skuteczny, zaś przeciwnik może się przed nim bronić. Wynik rzutu na atak można zmodyfikować poprzez:
Wykonanie dodatkowego rzutu na koncentrację
Wykorzystanie przerzutów (1 przerzut = zmiana wyniku jednej kości)
Jeśli atak się powiódł (suma punktów zdobytych w rzutach kośćmi przekroczyła próg), przeciwnik musi spróbować się bronić. W innym wypadku, od razu przechodzi do kontrataku. Bez względu na wynik, gracz ma obowiązek na końcu, bądź początku swojego posta zamieścić poniższy kod:
Broniąca się postać rzuca dwoma kostkami. Jeżeli suma kostek będzie wyższa bądź równa progowi, obronę uznaje się skuteczną i można przystąpić do kontrataku. Wyniki rzutu na obronę można zmodyfikować poprzez:
Wykonanie dodatkowego rzutu na koncentrację
Wykorzystanie przerzutów (1 przerzut = zmiana wyniku jednej kości)
W przypadku udanej, bądź nie udanej obrony, również należy użyć odpowiedniego kodu na początku, bądź na końcu posta:
Koncentracja nie jest obowiązkowym rzutem, ale już wyrzucona kostka musi być wliczona do tury. Rzuca się nią razem z kośćmi na atak/obronę.
Wartości Koncentracji zostały opisane poniżej w zależności od rzutu kostek:
kostka 1 = koncentracja: +1
kostka 2 = koncentracja: –2
kostka 3 = koncentracja: +3
kostka 4 = koncentracja: –3
kostka 5 = koncentracja: +2
kostka 6 = koncentracja: –1
Wygrana tura
Tura zostaje zakończona w momencie gdy:
Zostanie przekroczony limit czasowy tury.
Tura zostaje wygrana przez jednego z graczy (osiągnięcie większej ilości punktów)
Organizacja
Za nadzór tego pojedynku odpowiedzialna jest @Beatrice L. O. O. Dear. Wszelkie pytania, wątpliwości, skargi należy kierować właśnie do niej. Również ona rozstrzyga wszelkie kwestie sporne, w razie gdyby jakieś się pojawiły.
Warunki pogodowe wokół was zdecydowanie sprzyjały myśleniu. Wieczór nastał dosyć szybko, co pozwoliło wam wcześniej skryć się w jego objęciach i dotrzeć na miejsce pojedynku niezauważonym przez nikogo. Czy aby na pewno? To miało się okazać w najbliższym czasie. Pewne było jedno: każde z was ostrzyło sobie zęby na wygraną i zapewne żadne nie zamierzało ustąpić. Sekundancji wręczyli wam maski, które miały skutecznie skryć waszą tożsamość. Dokonali tego nim mieliście możliwość spojrzeć na swojego przeciwnika. Teraz stajecie naprzeciw siebie, twarzą w twarz (czy może raczej maską w maskę).
Bardzo proszę, aby w pierwszym poście zaznaczyć posiadanie przedmiotów dodających punkty do odpowiednich kategorii!
Aleksander Cortez: ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z ZAKLĘĆ I OPCM: 13 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z CZARNEJ MAGII: 36 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z TRANSMUTACJI: 20 Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 6
Aurora Therrathiél: ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z ZAKLĘĆ I OPCM: 21 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z CZARNEJ MAGII: 30 ILOŚĆ PUNKTÓW KUFERKOWYCH Z TRANSMUTACJI:15 Liczba możliwych przerzutów (tylko punkty): 6
Rzut kością decydującą o rozpoczęciu pojedynku: Nieparzyste – rozpoczyna Aleksander Cortez Parzyste – rozpoczyna Aurora Therrathiél