Nieopodal ostatnich zabudowań wsi widać szuwary tutejszego jeziora. Jednak, choć okolica zachęca do tego, żeby wręcz wbiegać do wody, mieszkańcy przestrzegają przed wszystkimi szuwarami z uwagi na zamieszkujące je utopce, które atakują każdego, kto tylko się zbliży.
Lokacja zabroniona dla uczniów! Wejście tutaj grozi większymi konsekwencjami
Walka z utopcem - można podejść do niej tylko raz w tej lokacji Kiedy zbliżasz się do wody, nagle słyszysz bulgotanie wody i nagle stworzenie rzuca się na ciebie, próbując wciągnąć pod chłodną taflę. Musisz szybko działać, jeśli chcesz wyjść z tego cało!
Etap I - wyrwać się z uścisku Utopiec zaskoczył cię swoim atakiem, objął cię mocno i stara się wciągnąć pod wodę. Bez względu na to, czy jesteś w stanie sięgnąć po różdżkę, czy próbujesz odepchnąć go gołymi rękoma, nie jest to takie proste. Rzuć 2x k6 na siłę utopca oraz 2x k6 na własną siłę. Jeśli nie uda ci się odepchnąć utopca, ten wciąga cię do wody i podtapia - w kolejnym etapie masz -10 do k100. Jeśli uda ci się wyrwać z jego uścisku - w kolejnym etapie masz +20 do k100.
Etap II - pokonać utopca Masz różdżkę w dłoni, a utopiec wyraźnie jest rozzłoszczony. Wydaje z siebie wrzask i rzuca się na ciebie, zamierzając ranić cię, zagryźć, pozbawić sił do dalszej walki. Musisz działać szybko i z rozmysłem, w końcu jesteś na jego terenie! Rzuć k100 na atak, gdzie wynik: 1-50 - nie zdołałeś go pokonać, utopiec dopada do ciebie i zatapia zęby w twoim ciele. Czujesz gwałtowny spadek sił i potrzebujesz pomocy, żeby wyjść z opresji cało - jeśli jesteś tutaj z kimś, twój towarzysz może ci pomóc (rzuca wówczas k6, gdzie wynik 2-5 oznacza sukces), jeśli jesteś sam, albo towarzysz nie zdołał ci pomóc, mdlejesz, a po ocknięciu się w domu szeptuchy dowiadujesz się, że znaleźli cię mieszkańcy ledwie żywego. Jesteś zarażony wodnymlicem - konieczna jest jednopostówka na 2k znaków opisująca proces leczenia. 51-70 - idzie ci całkiem dobrze, co prawda udaje ci się przegonić utopca, ale odkrywasz, że zdołał cię dotkliwie ranić - jeśli nie masz 20 pkt w uzdrawianiu konieczna jest jednopostówka u szeptuchy 71 i więcej - nic cię nie zaskoczy, pokonujesz utopca i jesteś pewien, że możesz ponownie przyjść w to miejsce, nie martwiąc się o żaden atak ze strony stworzenia, które ucieka ranne i przerażone przed tobą.
Modyfikatory * Do wyniku k100 można dodać punkty z zaklęć i opcm, jednak nie więcej niż 40. * Jeśli jesteś silny jak buchorożec, albo gibki jak lunaballa - możesz przerzucić jedną k6 dotyczącą twojej siły.
Siła utopca:8 Moja siła:6 Walka:85 -10 za siłę utopca + 40 za kuferek = 105
Był to już schyłek wakacji, czas ostatnich spraw, zwiedzania ostatnich miejsc, żegnania się z ostatnimi zakamarkami Podlasia. Wyszedł na spacer późnym popołudniem, kiedy słońce już nie prażyło tak niemiłosiernie w głowę, niepomny chyba swoich tragicznych przygód z utopcami, przekonany, że po tych kilku potyczkach jednak już będzie miał święty spokój. Nieroztropnie, a nieroztropność nie była jego cechą - zazwyczaj doświadczony w pracy z magicznymi stworzeniami (ale i potworami) nie pozwalał sobie na taką sielankę, w tych okolicach jednak, zdawało się, że i poczucie odpowiedzialności Atlasa było na wakacjach. Z gazetką w ręku poszedł nad rzekę, gdzie w szuwarach znalazł nieco płycizny, by usiąść sobie i zamoczyć nogi w zimnym nurcie wody. Zupełnie niespodziewanie, choć powinien był być ostrożniejszy, złapany został przez jednego z topielców, który bez cienia litości wciągnął go głębiej do wody, zaskakując mężczyznę na tyle, że zgubił on swoją książkę na brzegu i całkowicie zanurzył się w wodną toń. Kiedy wyrwał się z jego uścisku, wyskoczył na brzeg, czując gotujący się w nim z wolna gniew, wyjął różdżkę gotów do ataku. Przegrać z utopcem, będąc opiekunem zwierząt, to niemal potwarz, a niczego Rosa Atlas nie znosił ciężej niż takich porażek. Pokręcił głową przecząco, do stwora wydającego z siebie nieludzkie dźwięki i wycelował w niego różdżkę, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało niebezpiecznie blisko "Wybrałeś zły dzień, skurwysynu". Błysk zaklęcia posłał stworzenie daleko w głąb przybrzeżnej gęstwiny, a sam Atlas dziwił się sobie, że to był jedynie expeliarmus, a nie, no na przykład, bombarda. Przynajmniej ryby miałyby co jeść. Osuszył ubrania i chyba w celu dopełnienia osobistej wendetty usiadł dokładnie tam, gdzie siadł na początku, celem przeczytania książki, którą od początku planował przeczytać.
Może faktycznie rybki poszły spać i dlatego nie sposób było ich teraz spotkać w tym małym bajorku do którego Imogen i Lockie dotarli. Na tyle, na ile jej nieco podchmielony umysł jej podpowiadał, chłopak mógł mieć rację. Pewnie dlatego Gryfonka wzruszyła tylko lekko ramionami, jakby przyznając mu słuszność, że tak, przecież rybki też potrzebowały odpoczynku. Tylko dlaczego akurat teraz, jak ona naprawdę chciałaby je zobaczyć? Bezsensu to wszystko... - Dobra, pamiętam! - zarządziła po czym powoli zaczęła podnosić się z kamienia, na którym siedziała obok chłopaka, aby przygotować się do tego, że trzeba będzie zanurzyć się w wodzie. Z tego, co zdążyła zauważyć mocząc w niej stopy, to nie była ona jakoś super zimna, toteż akurat tym się nie przejmowała. Nieco martwił ją fakt, jak bardzo Lockie wypominał, że mieli kąpać się nago. Imogen nie miała problemów ze swoim ciałem z jednego, bardzo prostego względu; była jedną z niewielu osób, które mogły je kształtować dowolnie wedle własnej woli. Jej naturalne ciało również prezentowało się całkiem nieźle i nie miała czego się wstydzić, niemniej, Merlin jej świadkiem, nigdy nie kąpała się nago przy obcym facecie. I chociaż była odważna, pewna siebie, tak nieco się skrępowała w tym momencie. Na szczęście, alkohol krążący we krwi podpowiadał jej, że to przecież nic takiego, toteż idąc za przykładem Swanseya w końcu zdjęła przez głowę swoją bluzkę. Dopiero, kiedy to zrobiła, zobaczyła jak bardzo jego ciało było poznaczone w różnoraki sposób. Nie mogła nic poradzić na to, że zrobiła nieco zdziwioną minę, bo jednak był to niecodzienny widok. Nie zamierzała jednak pytać, co to wszystko oznacza. Jakaś głupia myśl podpowiadała jej, że to nie jest jej interes i nie powinna się tym interesować. - Masz nadzieję, że? - zagadnęła, ciekawa jego niedokończonej myśli. Zaraz to skupiła się na tym, aby pozbyć się spodni, co wcale nie szło jej nader dobrze, ponieważ długie nogawki były niezłym utrapieniem, kiedy alkohol krążący w jej organizmie nieco zaburzał jakiekolwiek poczucie równowagi. Raz czy dwa zaklęła siarczyście pod nosem, potknęła się całe dwa razy i tylko cud uratował ją od upadku i potłuczonych kolan. Ale w końcu wyswobodziła się ze spodni i z zadowoloną z siebie miną stanęła naprzeciwko Lockiego. - Obiecałam, że będę naga, ale nie możesz podglądać - ostrzegła, celując w niego palcem. Jej mina zmieniła się na nieco groźną, bo naprawdę miała nadzieję, że w ten sposób "powstrzyma" go od podglądania. W innym wypadku zamierzała wejść do wody w bieliźnie i dopiero, kiedy będzie nią zakryta po samą szyję, pozbyć się zbędnego odzienia. A może metamorfomagią wydłuży sobie tak włosy, aby wszystko pozakrywały? Wiele myśli kołatało się w jej głowie i wiele rozwiązań ewentualnego problemu.
Po części spodziewał się po niej, że jednak spietra. Gryfoni to tacy już byli hej do przodu, dopóki akcja nie zaczynała gęstnieć i ich odwaga weryfikowała się w przeciągu kilku uderzeń serca czy pięści. Sam bez większych oporów ściągnął co na sobie miał i zaczął powoli ładować się do ciemnej wody, macając stopami ostrożnie, by się nie poślizgnąć na mulistym dnie. No i gdzieś z tyłu głowy wciąż miał myśl o druzgotkach gryzących go w dupę czy inne klejnoty, wolał je wypłoszyć piętą od razu, niż żyć w niepewności. - Że jednak nie spotkamy druzgotków. - dokończył, kłamstwem wprawdzie, bo nie to miał na myśli wcześniej, ale teraz zdawało się to średnio ważne. Zatrzymał się, jak woda sięgnęła gdzieś okolic jego podbrzusza, pępka, patrząc w czarną toń, bo jednak choć bliżej powierzchni była cieplejsza, to rzeczne głębiny nocą otulały jego kostki znieczulającym chłodem. - Hm? - obejrzał się na nią, całą taką zaperzoną groźnie w tej swojej kusej bieliźnie i parsknął - Wiem, że może być Ci w to trudno uwierzyć, ale widziałem w życiu cycki. I cipki. O ile nie masz trzeciego sutka na brzuchu albo fujary do kolan, obiecuje się nie gapić. - położył jedną dłoń na piersi, drugą unosząc do góry - Słowo harcerza. Którym nigdy nie byłem. - to oznajmiwszy, zgiął kolana, by zanurzyć się w wodzie głębiej, robiąc kolejnych kilka kroków. Zimno obmywającego jego ciało nurtu było bardzo przyjemne, a skóra pozbawiona zbędnego materiału, wystawiona na ten chłód, robiła się niezwykle wrażliwa, reagując dreszczem na najdrobniejsze muśnięcia wodnych glonów, czy właśnie tych rybek, które przecież powinny spać, a nie podglądać ich nocą. Moment później zanurkował, znikając pod lśniącą taflą wody na dłuższą chwilę. Cały taki skulony w tej czarnej toni, nawet otwarłszy pod wodą oczy, nie widział nic, nie słyszał nic, jedynym zmysłem, jaki go dotyczył, był zmysł dotyku, zawsze szczególnie intensywny w jego przypadku. Był przecież człowiekiem zawsze chodzącym w golfie i długich rękawach, toteż nawet przypadkiem nic nigdy go nie muskało. Wychylił z wody mokry łeb i potrząsnął włosami, rozglądając się za Imogen. W końcu, w jakimś tam stopniu, obiecał jej, że jej przypilnuje.
Nie zdążył ugryźć się w język, a widząc, że Ola jedynie mocniej zaszlochała poczuł kolejną falę irytacji, jaka nagle go zalała. Nie wiedział, co miałby jej powiedzieć, więc milczał, ale to również nie wydawało się właściwe. Szczęśliwie po chwili zorientował się, że Ola doszła już do siebie, więc kontynuował swój wywód, czując się z tym co najmniej źle, ale nie był w stanie inaczej podchodzić do całej sprawy. Roy w końcu usiadł na jego kolanach i położył na nim głowę, cicho skomląc ze zmartwienia, więc jedynie uśmiechnął się do niego ukradkiem. Potrzebowali kierować się do szeptuchy, tego był pewien, ale nie mogli zrobić tego od razu, bez chwili na ochłonięcie. Miał też wrażenie, że jeśli w tym miejscu nie powiedzą sobie wszystkiego, później nie będą mieć takiej możliwości. - Nad gniewem harpii panuję w pełni, więc nie musisz się tego obawiać w przyszłości - powiedział spokojnie, po czym westchnął ciężko. Rozmowa go przerastała, czuł to, do tego wciąż jeszcze czuł się w jakiś sposób zdradzony, czy może odrzucony, choć były to naprawdę beznadziejne uczucia. Ostatecznie nie zdążyli nic sobie wyjaśnić, kiedy Ola musiała wyjechać, a po pół roku miał wrażenie, że wiele się zmieniło. Choć może chodziło jedynie o te wyrzuty sumienia, które każde z nich czuło? Jedno było pewne - nie zamierzał kończyć tej relacji, zamykać się na nią, czy zapominać. Dlatego, kiedy tylko dziewczyna złapała go za rękę, zacisnął na jej dłoni mocno palce, zmuszając, żeby na niego spojrzała. - Więc nie określajmy niczego i daj znać, gdy będziesz mieć trochę wolnego od pracy. Wciąż mamy wino do wypicia z Venetii, a z tego co pamiętam, u ciebie jest wciąż książka, którą muszę oddać w bibliotece - powiedział, uśmiechając się lekko kącikiem ust, mając nadzieję, że przy następnym spotkaniu zdołają jakoś przejść nad tą niezręcznością do zwyczajnej relacji, jak wcześniej. Zaraz też złapał fogsa i trzymając Olę za rękę teleportował ich do szeptuchy.
z.t. x2
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Skoro powiedziało się "a", to chyba należało wypowiedzieć wszystkie inne literki alfabetu. A przynajmniej z takiego założenia musiał wyjść Lockie, skoro chwilę po tym, jak Imogen została w samej bieliźnie, zdjął z siebie wszystko, co tylko miał i wlazł ochoczo do wody. Imogen patrzyła na to z nieskrywaną fascynacją, bo mimo wszystko ona była nieco skrępowana tym wszystkim. Alkohol przyćmił jej zdrowy rozsądek i dalej zamierzała kąpać się nago w wodzie, ale jednak, gdzieś tam czuła, że chyba nie powinna. - Nie mam trzeciego sutka ani fujary - oznajmiła oburzonym tonem i prychnęła, dla pokreślenia absurdalności tego stwierdzenia. Zaraz to wyszczerzyła się szeroko w jego stronę i dodała - Ale jak Cię to jara, to mogę sobie dorobić. - uniosła brwi kilkukrotnie ku górze z szerokim uśmiechem wymalowanym na ustach. Co prawda nigdy nie kręciło jej bycie facetem, jednak jako metamorfomag mogła sobie pozwolić na to, aby tego spróbować. Wiedziała, że jej brat wielokrotnie korzystał z takowego przywileju idącego za ich wyjątkową umiejętnością, ale ona sama jakoś tego nigdy wcześniej nie robiła. W końcu wzięła głęboki oddech i kiedy Lockie odwrócił się do niej plecami, zdjęła stanik, a następnie majtki i rzuciła je gdzieś za siebie na kamień, który dopiero co służył im za ławeczkę. Weszła do wody, dosyć szybko, z jej gardła wyrwało się głośne "o kurwa!" kiedy zimna woda dotknęła jej podbrzusza. Musiała się na chwilę zatrzymać, aby przyzwyczaić do temperatury wody. Niemniej nie chciała świecić swoją golizną, toteż zmusiła swoje włosy do tego, aby znacząco urosły i tym samym zasłoniły całe jej piersi bez zbędnego wysiłku ze strony dziewczyny. Zerknęła na ślizgona, ale ten zniknął gdzieś pod powierzchnią wody, toteż po dłuższej chwili, kiedy jej ciało przyzwyczaiło się do bądź co bądź, zimnej temperatury wody, Imogen wzięła głęboki oddech i również zanurzyła się całkowicie we wodzie. Ta uderzyła w jej dość rozgrzane ciało w bardzo przyjemny i niecodzienny sposób. Kiedy tak nie była przez nic osłonięta, odczuwała to wszystko inaczej. Otworzyła pod wodą oczy, jednak nie widziała kompletnie nic. Podsunęła nawet swoją dłoń pod nos z nadzieją, że to dostrzeże, ale dalej niewiele to dało. W końcu, kiedy jej płuca zaczęły wołać o tlen, wynurzyła głowę nad powierzchnię wody, choć cała reszta jej ciała pozostawała skryta w głębinach. Odgarnęła z twarzy mokre, o wiele dłuższe włosy i odnalazła wzrokiem Lockiego. - Ej, to naprawdę jest zajebiste uczucie - oznajmiła, uśmiechając się przy tym szeroko. Naprawdę nie spodziewała się tego, że to będzie tak przyjemne uczucie. Choć opuszki palców powoli jej cierpły od temperatury wokół, to wcale nie żałowała, że jest w tej wodzie. Żeby nie zmarznąć przepłynęła kilka metrów dalej żabką do miejsca, gdzie było na tyle głęboko, że mogła być praktycznie zakryta po barki bez uginania kolan.
- Rozsądek każe mi odmówić, ale nie mogę powiedzieć, żeby perspektywa trzech cycków mnie nie zaintrygowała - przyznał, nim nie pozwolił rzece robić ze swoim ciałem cokolwiek. Zachichotał po pijacku na jej okrzyk zimna, bo co tu dużo mówić, kiedy wlazł poprzednim razem to wydał z siebie jeszcze bardziej niewieści pisk - teraz już przynajmniej wiedział czego się spodziewać. Gdyby to były którekolwiek inne wakacje, gdyby to były któreś z minionych ferii, gdyby to było przypadkowe spotkanie w Dolinie - nie pokusiłby się na takie wygłupy. To, co jednak przeszli z Maxem w parnej, dzikiej, kolumbijskiej dżungli w jakimś stopniu przewartościowało jego głowę wystarczająco skutecznie, by teraz już przejmować się jeszcze mniejszą ilością rzeczy niż do tej pory. Powoli podpłynął do Imogen, by złapać ją za ramię i przyłożył palec do ust. Chwytając jej skórę, miał wrażenie najpierw, że złapał martwą rybę, dopiero po chwili, w tej czarnej, zimnej toni, miejsce, gdzie dwa ciała zetknęły się zdawało się być nieprawdopodobnie ciepłe. Wpatrywał się w nią chwilę, zanim jego wzrok nie uciekł ku trzcinom. W momencie całkowitego bezruchu słychać było tylko ten mały świat wokół rzeki. Cichy świergot świerszczy, buszujących gdzieś w wysokiej trawie, niskie wibracje rechotu żab w dalszych sektorach wody, do których uciekły przed tymi dwoma pijanymi najeźdźcami, małe kropki świetlików, uciekających od zimnego prądu powietrza, ciągnącego nad taflą płynącej wody. Podniósł wzrok wyżej, niebo jak czarny tusz, usiane gęstwiną białych kropek, których światło było niezmącone miejską łuną, pojedyncze strzępki chmur, rozwleczone bezładnie jakby w poszukiwaniu księżyca, który zdawało się, ukrywał się gdzieś, za linią dalekich, wysokich sosen, w tych ciemnościach będących jedynie postrzępioną linią, odgradzającą czerń lasu od ciemnego granatu horyzontu nieba. Oczy nawet przywykłe do tej ciemności, widziały przecież niewiele ponad to, co dostrzec było można w tym słabym, gwiezdnym blasku, wodne pałki widoczne w odbijającym się od powierzchni wody świetle. Puścił jej ramię, zauważając, że to miejsce, w którym skóra ze skórą utrzymywały w czarnym zimnie namiastkę ciepła, niemal odrętwiało w dziwnym termicznym szoku braku tego kontaktu. Skupił się na bodźcach, tak dziwnych, innych niż to, co można było odczuwać na co dzień. Jak na uleżanej, odrętwiałej kończynie, która nawet dotknięta, wydawała się czuć wszystko inaczej, tak i to zmarznięte ciało, odbierało sygnały pojedynczych ździebeł podwodnych traw, nieokreślonych obłych i śliskich kształtów ryb, może żab?, czasem zderzających się z bladym ciałem. Wyciągnął dłonie z wody, zagarniając mokre włosy z twarzy i wpatrzył się w swoje zimne palce, białe i obce, nim nie odwrócił się do Imogen z uśmiechem: - Przyjdź tu kiedyś sama, tak, żeby się nie wstydzić - starał się mówić cicho, ale woda i tak niosła jego głos - i nic nie rób. Pozwól rzece się ponieść kawałek, zaczepić o sitowie, posłuchaj, pobądź. - brzmiało to strasznie jak jakiś narkotyczny odpał niespełnionego naturysty, ale to, co się działo w głowie Swansea od czerwca trudno było nazwać nie-odpałowym, kiedy zdawało mu się, że wszystkiego w życiu uczy się na nowo raz jeszcze, włącznie z czuciem.
- Na szczęście jak piję, to meta działa jak chce i wolę nie ryzykować - wzruszyła lekko ramionami, bo oto okazało się, że Lockie jednak nie zobaczy Imogen posiadającą trzy cycki lub wacka. O ile wydłużenie swoich włosów nie stanowiło dla niej żadnego większego problemu, tak jakiekolwiek większe metamorfomagiczne zmiany, kiedy była pod wpływem, mogły być w najlepszym wypadku nieudane, a w najgorszym mogły zakończyć się bardzo źle. Nie ma co, lepiej nie ryzykować w takiej sytuacji. Nie spodziewała się tego, że Lockie nagle znajdzie się tak blisko niej, toteż nic dziwnego, że wzdrygnęła się zaskoczona tym odkryciem. Położył dłoń na jej ramieniu a ona skonsternowana spojrzała najpierw na jego rękę, a potem na jego twarz. Kiedy pokazał jej, aby była cicho, miała ochotę zapytać po chuj? jakby w totalnym odruchu. Niemniej powstrzymała to i faktycznie była cicho. Dopiero wtedy zrozumiała, o co mu chodziło, bo kiedy nie kłapała niepotrzebnie dziobem, usłyszała inaczej to, co do tej pory było oczywiste i normalne. W ciszy, która ich otaczała wcale nie było tak cicho. Rozglądała się zafascynowana tym odkryciem wszędzie i nigdzie. Słyszała świerszcze wygrywające swoje własne koncertowe przeboje w tylko sobie znanym rytmie. Imogen stała w kompletnym bezruchu, bojąc się poruszyć choćby najmniejszym mięśniem w ciele, że w ten sposób przerwie magię tej nocy. Gdzieś daleko usłyszała pojedyncze pohukiwanie sowy, zaraz to jej zmysł słuchu został zaatakowany cichymi dźwiękami jakie wydał z siebie nietoperz polujący na nocne żyjątka. Nie spodziewała się, że tak wiele jest w stanie zauważyć kiedy skupi się na czymś innym niż to, co oczywiste. Że wokół niej, pomimo tego, co mogło się wydawać na pierwszy rzut oka, toczyło się życie tak intensywne i inne od jej własnego, jak to tylko możliwe. Szeleszczące trawy, kumkające żaby, wszystko to stanowiło zupełnie inny system w którym to Imogen była intruzem. Zerknęła zaintrygowana na Lockiego, kiedy zabrał swoją dłoń z jej ramienia i zaczął mówić. Sama nie poruszyła się nawet o milimetr, jakby dalej się bała, że przez to zniszczy cały urok tego miejsca i tej nowej, wykreowanej przez nich tylko dwoje rzeczywistości. Wzięła głębszy oddech, choć starała się, aby i on był na tyle cichy, aby nie przerwać magii tego wszystkiego. - Wiesz, w takim towarzystwie też nie jest źle - zauważyła szeptem. Jej własny głos wydał jej się tak nienaturalnie obcy i niepotrzebny w tym miejscu, jak to tylko możliwe. Uśmiechnęła się lekko do Lockiego po tych słowach po czym zamknęła oczy i z tym uśmiechem na ustach dalej stała w tym miejscu, słuchając tego wszystkiego, co ich otaczało. Kiedy powieki zaczęły jej ciążyć zauważyła, że dzięki temu prostemu zabiegowi jeszcze inaczej odbierała wszystko wokół. Zmysły się jej wyostrzały. Nagie ciało zalewane było taką ilością bodźców... Wzięła kolejny długi, spokojny oddech i pomimo tego, że jej skóra zaczynała powoli cierpnąć od zimna i bezruchu, jakoś nie miała ochoty tego przerwać.
Zrobił lekko zwiedzioną, ale w ten pocieszny sposób, minę: - Zapamiętam. - a przynajmniej postara się zapamiętać - I upomnę się na trzeźwo. - powiedział z przekonaniem, nieco chwiejąc się, kiedy klepnął się ręką w pierś, jakby to było podpisanie jakiegoś piekielnego cyrografu. Potrzebowali tylko kilku chwil, żeby zupełnie zdawałoby się niemagiczny, ale jednak urok tego miejsca, objął ich otumanione łby swoimi wdziękami. Wpatrywał się w nią, kiedy najpierw powoli, a potem z pełnym wachlarzem szczegółów zaczęło do niej docierać, co miał na myśli, mówiąc, że bycie tu nocą było doświadczeniem zupełnie innym, od tego, czego można się było spodziewać. Obserwowanie uwagi, zmieniającej się na jej twarzy, było bardzo artystycznym doświadczeniem, zaciekawiło go to, jak wygładzają się mięśnie mimiczne, kiedy podświadomość nie skupia się na grymasach radości czy śmiechu, a skupia na odbiorze bodźców innych, niż zazwyczaj. Wszystko miało takie przyciemnione kolory, w takim nieba blasku trudno było rozpoznać, czy włosy miała złote, czy może rude, kiedy światło nie odbijało się od nich pełnym zakresem barw. Widział wilgoć, osiadającą na marznącej skórze, kiedy z ciekawością wyciągnął rękę i samym tylko opuszką palca musnął jej bark, by popatrzeć, jak usiana ciemniejszymi kropkami skóra pokrywa się gęsią skórką. Uniósł lekko ramiona, chowając w piersi potrzebę parsknięcia, jak jakiś sześciolatek, co nabroił, ale w takiej skali typu "jestem rebelem, założyłem dwie różne skarpetki". - Że w moim? - zainteresował się, wiosłując nieco dłońmi pod wodą, żeby się zbliżyć - Przypomnę Ci to, jak wytrzeźwiejesz. - zapewnił cicho, kiwając głową z jakąś pijacką minką. Wskazał podbródkiem, by podpłynęli kawałek pod prąd, by akurat dać się ponieść odrobinę nurtowi w drogę powrotną do swoich ubrań. Skoro nie jest źle. Leniwą żabką, między wysokimi trawami, słysząc plumknięcia wskakujących do wody płazów, szelest jakichś nornic, szczuroszczetów, przebiegających po nabrzerzach w poszukiwaniu skorupiaków. Odpłynęli wystarczająco daleki kawałek, żeby sobie pozwolić na takie dryfowanie. - Popłynę przodem, żeby Cię złapać, jak rzeka przyniesie Cię z nurtem. Połóż się, patrz w niebo i nic nie rób. - najtrudniejsze instrukcje w życiu, ale taki był ten cały rytuał. Swansea od-żabkował kawałek z nurtem rzeki, by gdzieś tam dalej również skorzystać z własnych wskazówek. Pilnował jednak, by nie poniosło go za daleko, bo przecież wypadałoby złapać Skylight, zanim dodryfuje do grodu pozbawiona ubrań. No i co on zrobi z jej ubraniami wtedy. Przecież nie założy.
Parsknęła śmiechem, ale to tyle jeśli chodzi o jej reakcję na przyszłościowe dorobienie sobie trzeciego cycka. W zasadzie nigdy czegoś podobnego nie próbowała, więc dlaczego by faktycznie tego nie zrobić? Niemniej, temat ten przeminął, a oni zajęli się o wiele ciekawszymi rzeczami jak chociażby przeżywanie tego, co tu i teraz. Nic ponad to nie miało dla niej w tamtym momencie znaczenia. Zafascynowana pięknem i odmiennością nocnych przeżyć, zapomniała o świecie i jego codzienności. Doświadczała wszystkimi zmysłami tylko dlatego że ten, na którym polegała najbardziej, samodzielnie sobie odebrała. Nawet zapachy zdawały się być inne. Szemrzący strumień w którym to się zanurzyli nie był już śmierdzący, jednak miał w sobie coś z nutki świeżości. Może to okoliczne trawy i łodygi lilii wodnych, ciągle trącane kolejnymi tonami wody, nadawały mu ten specyficzny aromat? A może coś zupełnie innego, czego Imogen nie była w stanie dokładnie zidentyfikować. Świat zdawał się zmienić w tak niecodzienny sposób, jak to tylko możliwe, a Imogen z zachwytem łapała to nowe doświadczenie. Kto by się spodziewał, że pijacka wyprawa nad rzekę skończy się w taki sposób? Na pewno nie ona. Zerknęła na niego, kiedy opuszkami palców dotknął jej ramienia z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Poczuła jak ciarki przeszły przez jej ramię i zagościły w o wiele dalszych zakamarkach jej ciała za sprawą tego dotyku. Dziwnie przyjemny i niecodzienny, jakby pasujący tylko do tego miejsca, do tej sytuacji. W każdym innym wypadku byłby zwyczajną profanacją tego momentu. Miała jeszcze powiedzieć coś na zasadzie "a przypominaj", ale nie było sensu się kłócić, czy cokolwiek więcej w tym temacie dopowiadać. Mieli swoje zdanie, każde z nich i to było w tym wszystkim najciekawsze. Zaraz to, w ślad za Lockiem, również zaczęła płynąć wolną i spokojną żabką przed siebie. Próbowała robić to najciszej, jak tylko było możliwe tak, aby nawet najmniejsza fala nie zakłócała gładkiej połaci wody, niemniej, było to niemożliwe. Zadowalała się więc niewielkimi zmarszczkami, które mimo wszystko powstawały. Rozglądała się dalej wokół, wychwytując coraz to ciekawsze widoki i doświadczenia swoimi zmysłami. Zmarznięte ciało przestało jej doskwierać przez niewielką dawkę ruchu, którą właśnie zażyła. - Ale jak mam nic... a dobra - mimo tego, co się tutaj działo i jaka inna magia ich dopadła, Imogen wciąż nie wszystko jeszcze rozumiała. Dlatego chciała protestować, że jednak nie powinna tak po prosty leżeć i dryfować na wodzie, ale Lockie już się "położył" i od niej odpłynął. Zafascynowana przyglądała się temu chwilę, chłonąc wzrokiem jego poznaczone bliznami ciało i nie tylko na torsie zatrzymała swoje spojrzenie. Po chwili przypomniała sobie, że ona też miała dryfować, więc powtórzyła w myślach i szeptem "raz kozie śmierć" i położyła się na wodzie twarzą ku niebu. Jej uszy od razu znalazły się pod wodą, odcinając ją w większości od wszystkich dźwięków. Imogen dryfowała zgodnie z nurtem rzeki w powolnym tempie, patrząc na usiane gwiazdami niebo. Na jej twarzy odmalował się bezbrzeżny zachwyt okolicznościami, które się tutaj wykreowały. Wszystko to było niemalże magiczne i tak cudowne, że dzięki tym chwilą skłonna była stwierdzić, że wyjazd na Podlasie w końcu na coś się przydał. Jej ciało obmywały niewielkie ilości wody, niedługo potem zapomniała, że była taka, jak ją ci na górze stworzyli, bez żadnego odzienia zakrywającego jej ciało. Płynęła tak niewielki czas aż w końcu przerwała to dryfowanie i z zachwytem na twarzy stanęła na swoich własnych stopach. Dźwięki ponownie zaatakowały jej uszy, a teraz ta cisza wydawała jej się najgłośniejsza na całym świece. Tak różnoraka, kolorowa, cudownie chaotyczna! - To było... wow! - brakowało jej słów, aby opisać to, co właśnie doświadczyła, niemniej miała wrażenie, że Lockie doskonale mógł wyczytać to wszystko z jej twarzy.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
To wszystko przez tę Kolumbię i tego pierdolonego szamana. Znajdował w sobie jakieś pokłady potrzeb i emocji, których nie zauważał wcześniej. Które wcześniej ignorował. Których wcześniej mieć nie chciał, bo komplikowały mu życie. Dużo inaczej było żyć bez ciągłego bólu, bez świadomości, że masz termin ważności i to krótki, bo niesięgający nawet najbliższej Wigilii. A teraz? Błąkał się po Podlasiu jak nowo narodzone niemowlę, pierwszy raz poznające otaczającą go rzeczywistość. Bo przecież tak było. Pierwszy raz mógł siedzieć na słońcu dłużej niż kwadrans, zanim zaczęła go palić skóra w stopniu przewyższającym granice wytrzymałości. Pierwszy raz mógł jeść i pić co się nawinęło, bez odgórnego założenia, że wszystko jedno co zje, i tak będzie cierpiał, bo za chwilę żołądek odmówi mu współpracy. Pierwszy raz mógł wejść do zimnej wody, pozwolić sobie na skupienie na bodźcach, bo zakończenia nerwowe działały mu tak, jak działały zakończenia nerwowe normalnemu człowiekowi. Czy on miał przejaw ideo, że jest, cóż... normalny? Obserwował gwieździste niebo, pozwalając rzece nieść się przez tę drobną chwilę, poddając się jej nurtowi, lekkim zawirowaniem, które zakręciły jego ciałem w poprzek jej koryta. Oddać ciało w ręce natury bardziej, niż byłbyś na to gotów. Nie, że ufać, po prostu, nie myśleć o tym. Mógłby to robić co noc chyba i za każdym razem podobałoby mu się tak samo bardzo. Kiedy zatrzymał się przy mieliźnie, będącej wyjściem z rzeczki, na którym zostawili swoje graty, złapał pion, zatrzymując się stopami w mulistym dnie. Obserwował, jak z daleka dryfuje po rzece nieruchome, szare ciało gryfonki, które w innych okolicznościach mogłoby być przerażające, ale teraz? Wiedział dokładnie, czego doświadczała. Sam ją do tego nakierował. Wyciągnął rękę, łapiąc ją za kostkę, żeby zasygnalizować, żeby już dalej nie płynęła i kiwnął głową w stronę trzcin. Odrętwiałe z zimna mięśnie wydawały się ukręcone z żelaznych prętów, kiedy kroczył przez opór wody na brzeg, a jednak był to jakiś miły wysiłek. Potrząsnął głową, otrzepując wodę z włosów i zgarnął ciuchy, żeby się w nie ubrać. Użył własnej koszulki, coby trochę osuszyć skórę, by później wysuszyć ją prostym silverto i wciągnąć na grzbiet zaraz po całej reszcie garderoby. Rozejrzał się za swoimi butami, jednocześnie zauważając: - Ej. Chyba ktoś Ci ukradł łapcia. - uniósł brwi, wskazując palcem na pojedynczego klapka, który smętnie stał porzucony blisko linii wody.
Kompletnie nieświadoma tego, jak nowe było to wszystko dla Lockiego, sama rozkoszowała się niespotykanym wydarzeniami, które miały tutaj miejsce. Bo prawdopodobnie, gdyby nie ten Ślizgon, to już dawno pozbyłaby się zapasu swojego piwa i udała z powrotem do grodu, żeby pójść spać. Nie zobaczyłaby takich cudowności, jakie oferowała ta rzeka, w takiej perspektywie. Bo przecież była tutaj przynajmniej kilka razy wcześniej, ale w ciągu dnia, gdzie ciężko było się obegnać od wszechobecnych uczniów i studentów Hogwartu. A tak? Miała niesamowite przeżycie, które na pewno będzie bardzo dobrze wspominać. Wydarzenie, które odciśnie się miłym piętnem na paskudnych wspomnieniach wyjazdu na Podlasie. W końcu nurt rzeki poniósł ich ciała na tyle daleko, że należało się zatrzymać i wrócić do rzeczywistości. Na sygnał przekazany przez Lockiego, Imogen stanęła na własnych nogach i dopiero wtedy doświadczyła, jak bardzo była przemarznięta. Zdecydowanie spędzili tutaj za dużo czasu i mogli to przypłacić przynajmniej katarem, ale jakoś nie miało to dla niej w tym momencie znaczenia. Teraz uważała, że zdecydowanie było warto. Ruszyła za nim w stronę wysokiej trzciny, za którą znajdowały się ich rzeczy. Szczękała zębami tak poważnie, że miała przeczucie, że grozi im połamanie. Wyszła na brzeg za Swanseyem, uważając na to, aby nie rozciąć sobie stopy o jakieś wystające kamienie czy ostre liście. Merlin jej świadkiem, że ciało miała tak odrętwiałe z zimna, że było to bardzo trudne zadanie. Udawała, że nie rusza ją nagi Lockie i zaczęła szybko wycierać się w swoją bluzę. Kiedy miała względnie suche ciało, wciągnęła na nie koszulkę i spodnie, które oczywiście lepiły się niemiłosiernie do wciąż wilgotnych nóg. Właśnie zapinała rozporek, kiedy chłopak wspomniał o jej butach. - Kurwa - jęknęła tylko rozglądając się za brakującą parą obuwia. Wyjęła ze swojej torby różdżkę, rzuciła "accio but", ale ten niestety się nie odnalazł. Zaklęła siarczyście jeszcze raz i schowała drugiego buta do torby. - Chyba muszę iść boso - zawyrokowała z nieco nieszczęśliwą miną. Choć mimo tego, nie żałowała, bo to był dla niej naprawdę przyjemnie spędzony czas. - Ty idziesz do grodu, czy jeszcze gdzieś się szlajasz? - zapytała kontrolnie. W zależności od tego, co jej Lockie odpowiedział, to ruszyła w stronę przyczep.
Poczuł się nieznacznie speszony, kiedy wprost powiedziała, że pytał o różne rzeczy. Jednak nie wycofywał się, czekał po prostu na to, co mogła mu jeszcze powiedzieć. Był zwyczajnie ciekaw jej początków, tego co nią kierowało, kiedy decydowała się na podjęcie wyzwania, jakim mimo wszystko była nauka magii bezróżdżkowej. Liczył, że odpowie na pytania, choć mogła zostawić go w niewiedzy, a gdy kontynuowała, uśmiechał się lekko pod nosem. Wszystko prowadziło do rodzinnej i magicznej biblioteki i choć wiedział od dawna, że powinien tam właśnie szukać informacji, do tej pory jakoś się do tego nie zebrał, nie mając tyle czasu, aby szukać odpowiednich pozycji. Teraz miał pewność, że bez tego nie zdoła ruszyć do przodu, a nie sądził, aby Victoria była chętna dzielić się tym, co sama już potrafiła, choć jednocześnie nie unikała odpowiedzi na jego pytania, za co był wdzięczny. - Widać tu tkwi problem, bo odruchowo szukałem angielskich książek, ale to już ostatnio doszedłem do wniosku, że muszę poszerzyć swoje poszukiwania – powiedział, kiwając lekko głową. – I rozumiem źródło zainteresowania. U mnie jest dość podobne, że tak powiem… Zawodowe – dodał, nim uśmiechnął się lekko, dziękując za odpowiedzi. Były dla niego wskazówkami, według których mógł ruszyć dalej i tym razem faktycznie spróbować sięgnąć po coś, co wcześniej wydawało się tylko elementem bajek dla dzieci. Mimowolnie wrócił wspomnieniami do dni, gdy jego mentor zginął w trakcie akcji, gdy nie byli w stanie w żaden sposób mu pomóc, a pomoc nadeszła za późno. Gdyby znali magię bezróżdżkową, nie byłoby możliwe rozbrojenie ich zwykłym expeliarmus. Szczęśliwie jeszcze nie trafili na przeciwników, którzy nie potrzebowali różdżek, ale zawsze trzeba było być przygotowanym na podobne wydarzenia. - Może uda mi się spotkać podobnego utopca, bo teraz jestem ciekaw ich zdolności – powiedział, nie mogąc sobie wyobrazić, w jaki sposób mówiły, a także jak miały zamiar tak pochwycić czarodzieja, choć może chodziło po prostu o odwrócenie uwagi. – Być może powinienem, ale nie jestem pewien, co powiedziałby na to Shercliffe, gdybym ćwiczył w okolicy rezerwatu, przy stworzeniach. Dlatego postanowiłem tutaj poszukać guza, skoro już jest ku temu okazja. W Himalajach nie byłem sam przy yeti i wolałem się wycofać, niż narażać przyjaciela, który szybciej uzdrowi kogoś, niż powali zaklęciem – dodał, nie kryjąc się z tym, że naprawdę nie miał okazji do częstych walk z magicznymi stworzeniami. Wiedział już, że trening z innym czarodziejem, a nawet walka, nie miały przełożenia na walkę z magicznymi stworzeniami, czy to zwierzętami, czy czymś innym, ale nie był pewien, jak mógłby trenować w Wielkiej Brytanii, bez narażania innych, ani swojej reputacji, zachodząc za skórę pracownikom rezerwatów. Z drugiej strony, w górach słyszał o trollach… - A właściwie, jak o tym mowa, miałaś okazję spotkać górskie trolle? – zapytał, nim zorientował się, że mówi na głos, gdy zastanawiał się, czy Victoria już mierzyła się z podobnymi istotami.
Victoria nie była człowiekiem, który lubił trzymać wszystko w tajemnicy, ale nie ulegało wątpliwości, że nie zamierzała dzielić się wszystkim, co widziała, o czym słyszała. Miała swoje ograniczenia, poza tym chciała zawsze być pierwsza i najlepsza, a to oznaczało, że nie mogła rozdrabniać się i każdemu dawać serca na dłoni. Do tego była również daleka, wiedząc doskonale, ze tak naprawdę nie powinna pewnych rzeczy robić, że nie powinna tak naprawdę pozwalać na to, żeby wszyscy wszystko od niej czerpali. Tak to zwyczajnie nie działało, tak więc dała Nakirowi jedynie podstawy, puszczając go wolno, pozwalając na to, by dalej sam zdobywał wiedzę, by zaczął jej szukać, jeśli naprawdę chciał się kształcić. Jeśli to były jedynie jego mrzonki i czcze gadanie, to nie był już jej problem, bo zdecydowanie nie zamierzała prowadzić go za rękę. - Mam wrażenie, że będziesz miał okazję jeszcze takie zobaczyć, są sprytne, tak samo, jak biesy, chociaż na całe szczęście nie spotkałam ich zbyt wielu. Tubylcy na pewno nie byliby zachwyceni, gdyby okazało się, że próbuję pozbyć się tych stworzeń, zapewne tak samo, jak Shercliffowie w Anglii - powiedziała, choć trudno było stwierdzić, czy za jej wypowiedzią kryło się coś więcej, czy nie. Powszechnie było wiadomo, że Brandonowie nie przepadali za miłośnikami zwierząt, a ci za nimi, postrzegając się wzajemnie, jak głupców. Victoria jednak daleka była od tego, by przedkładać dobro zwierząt nad ludzkie, choć, to również bywało różnie, skoro sama miała kota i uwielbiała go ponad wszystko. - Wydaje mi się, że miałam z nimi przyjemność na Avalonie - stwierdziła, marszcząc lekko brwi, próbując sobie to przypomnieć, jednocześnie traktując tę rozmowę, jak coś, co było niemalże wybawieniem, bo nie musiała rozglądać się dookoła, a to pozwalało jej zapomnieć, że znajdowali się nad wodą, że byli w pobliżu czegoś, co mogło ją bez najmniejszego problemu pochłonąć. Całą, schwytać i nie wypuścić, ani teraz, ani nigdy. Jednocześnie sprawiała wrażenie naprawdę opanowanej, jakby wspomnienie o stworzeniach, z jakimi można było walczyć, nie robiło na niej żadnego wrażenia.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Nakir nie naciskał na nią, próbując wydobyć z niej więcej informacji. To, co usłyszał, było dla niego w tym momencie wystarczające. Wiedział, w jaką stronę powinien się kierować i reszta tak naprawdę zależała już tylko od niego. Nie chciał również zniechęcić do siebie Victorii, z którą nie mógł wykluczyć współpracy w przyszłości. Ostatecznie była członkiem jednego z wielkich rodów, a do tego zajmowała się produkcją magicznych pojazdów, a w tej dziedzinie był chętny na zakup czegoś wyjątkowego. Z tego powodu jedynie uśmiechnął się lekko, skinął głową na znak, że przyjmuje koniec tematu jej nauki i bez problemu przeszedł do rozmowy o utopcach, których natura sama w sobie była dość interesująca. Szczególnie dla niego, gdy nie miał zbyt wielu okazji do mierzenia się z magicznymi stworzeniami. - Ja zdaje się też uciekam biesom, bo choć o nich słyszałem, czy widziałem, to żaden nie był mną zainteresowany na tyle, aby ruszyć za mną – odpowiedział, uśmiechając się nieznacznie. Nie dziwiło go podejście Victorii do biesów i wspomnienia o Shercliffe’ach. Ostatecznie jej rodzina rozwijała się w dziedzinie, w której wykorzystywano magiczne stworzenia, a czasem te stawały się przeszkodą do wprowadzenia niektórych rozwiązań. Jej podejście z pewnością było inne od tego, jakie reprezentowali właściciele największego Rezerwatu w Anglii. Czy któreś z tych podejść było właściwsze? Tego Nakir nie wiedział, ale w kwestii biesów zgadzał się z Victorią. Gdyby jemu coś miało każdego dnia uprzykrzać życie, z pewnością już dawno znalazłby sposób, aby się tego całkowicie pozbyć, zamiast czasowo odstraszać. Pod tym względem nie rozumiał mieszkańców Podlasia, a jednocześnie nie mógł powiedzieć, aby obecność magicznych stworzeń na każdym kroku nie dodawała nut ekscytacji do całego pobytu. - Wiem, że jest jedno miejsce w rezerwacie, gdzie można się na nie natknąć i mówi się, żeby jednak nie chodzić tam w pojedynkę – wspomniał, spoglądając na nią ukradkiem, z niepewnym uśmiechem. – Byłaś tam? W Avalonie nie miałem jeszcze okazji być. Na wyjazd się nie załapałem, a teraz też czasu mniej… Muszę w końcu zobaczyć wyspę – dodał jeszcze, zaraz skupiając się odrobinę bardziej na otoczeniu, choć nie na tyle wystarczająco, żeby nie zostać nagle złapanym przez utopca w sposób nie pozwalający na obrócenie różdżki w dłoni. Czuł, że stworzenie próbuje wciągnąć go do wody, więc mocniej zaparł się o ziemię, starając się wyswobodzić z jego uścisku.
Victoria z pewnością nic więcej by mu nie powiedziała, bo nie lubiła zdradzać niektórych rzeczy, tym bardziej jeśli coś chciała zachować tylko dla siebie. Nie była skłonna w pełni mu zaufać, a poza tym nie była również pewna, czy to, co mówi, ma głębszy sens, czy jest z jej strony jedynie podróżą w nieznane, poszukiwaniem czegoś, czego sama do końca nie rozumiała. Nie chciała mieć się za alfę i omegę, nawet nie próbowała tego robić, więc wolała nie ryzykować, wolała nie pokazywać czegoś, czego nie była w stu procentach pewna. Być może Nakir tego od niej nie oczekiwał, ale prawda była taka, że ona już tego od siebie oczekiwała, a to było trudniejsze do pokonania, by nie powiedzieć, że zwyczajnie niemożliwe do wykonania. - Wolałabym, żeby tak zostało. Nie sprawia mi przyjemności, szarpanie się ze wszystkim, co żyje, chociaż zamknięcie Irytka w piecu było wielce satysfakcjonujące - powiedziała, wzdychając cicho, a później zamknęła na moment oczy, jakby to, co działo się w szkole, było dla niej niesamowicie odległe. I gdyby miała być szczera, musiałaby przyznać, że dokładnie tak było, bowiem była już zdecydowanie zbyt dorosła, by w ogóle przejmować się Hogwartem. Wynikało to z jej charakteru, z jej sposobu bycia, z tego, jaka zwyczajnie się stworzyła i nie zamierzała z tego powodu przepraszać, ani panikować, nie zamierzała również się zmieniać. - Och, doprawdy? - zapytała, jakby chciała mu powiedzieć, że tak naprawdę pokonanie takiej istoty nie było problemem, ale Victoria była niezwykle pewna swych zdolności, nie bała się ich, nie uciekała przed nimi, zapanowała nad nimi i było to teraz widać, gdy osiągnęła, jak się zdawało, pełnię swojego potencjału magicznego. - Jeśli chcesz zwiedzać Avalon, zabierz ze sobą kogoś, kto tam był, bo to jeden wielki labirynt. Głusza, podobna do tej, w której jesteśmy teraz - dodała, nim usłyszała, że coś się do niej zbliża i nie wahając się ani chwili, posłała w tamtą stronę pierwsze zaklęcie, od razu groźne, pozwalając, by fala ognia spadła na szuwary i utopca, jaki się do niej zbliżał, nie czując z tego powodu wyrzutów sumienia.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
- Zrobienie na złość Irytkowi chyba każdemu sprawiało satysfakcję - zauważył, uśmiechając się lekko pod nosem. Co prawda nie miał na swoim koncie wielu podobnych sytuacji, ale też znał smak zadowolenia po uprzykrzeniu życia poltergeistowi. Szczególnie że zawsze sytuacja była odwrotna. Jednak w jego słowach nie dało się znaleźć nostalgii. Nie tęsknił za szkolnymi czasami, zdecydowanie więcej widząc wolności i swobody w tym, czego doświadczał jako samodzielny auror. Owszem, czasem nachodziły go myśli, że mógł coś zrobić, ale... Nie tęsknił za zamkiem i nie planował zbliżać się do niego, skoro nie było już ku temu powodu. Starał się nawet unikać dni gdy przed owutemami trzeba było oddelegować jednego aurora do Hogwartu na spotkanie z młodzieżą. Temat jednak schodził w inne rejony, wywołując nieco zaczepne błyski w spojrzeniu Nakira, gdy Victoria się odezwała brzmiąc tak, jakby była pewna swojej wygranej, bez względu na to, z kim przyszłoby jej się mierzyć. Miał ochotę to sprawdzić, chciał zobaczyć jak silna była Brandon, na której barkach spoczywała przyszłość Fantastycznych Podróży, która była znana ze swojego dość chłodnego i ostrożnego zachowania. Miał również wrażenie, że to o niej słyszał przy okazji organizowanych pojedynków... - A co powiesz na wspólną wyprawę do rezerwatu? Tak dla sprawdzenia, czy plotki są prawdziwe - zaproponował, zanim dobrze zastanowił się nad tym, co właściwie robi. Jednak Victoria była kimś na tyle ciekawym, kogo uważał, że lepiej było mieć po swojej stronie, a jako auror... Mało miał takich osób w swoim otoczeniu, bo i mało osób przepadało za jemu podobnymi. Nie mógł ich winić, sam dobrze wiedział jaką renomą cieszyło się Ministerstwo a liczne wpadki nie poprawiały jego sytuacji. Zaraz jednak urwał, gdy przyszło do walki z utopcem, czy raczej szarpaniną, w wyniku której został ranny, co oczywiście godziło w jego dumę. Nie to, żeby nigdy nie mógł być ranny i nie liczył się z podobnymi obrażeniami. Po prostu nie chciał być ranny przy kimś, kto zdawał się go nieustannie oceniać jako właśnie aurora.
Victoria uśmiechnęła się kącikiem ust, bo musiała przyznać, że owszem, zagonienie Irytka do kąta było tym, co mogło sprawić przyjemność, ale jednocześnie nie było czymś, na czym chciałaby się skupiać. Znowu, była zbyt dorosła na to, by trwać nadal w szkole, by czekać na to, co się tam wydarzy, złożyła dyplom i skierowała się na zupełnie nową drogę, na ścieżkę, jaką szła do tej pory, ale rozwinęła ją o wiele mocniej, zmierzając w stronę, która jej odpowiadała, tym samym biorąc na siebie, całkiem sporo obowiązków związanych z prowadzeniem całych Fantastycznych Podróży. Szła przed siebie z wielkim zadowoleniem, a wyzwolenie się spod wpływów szkolnych było dla niej niewątpliwie wybawieniem, jakie traktowała jak spełnienie marzeń. Nic jej nie ograniczało, nie istniał powód, dla którego miałaby zostać wydalona ze szkoły, a jej rodzice uważali, że miała iść przez życie tak, jak jej to odpowiadało, nie wywierali na nią nacisku, kiwając z zadowoleniem głowami, gdy spełniała kolejne założenia. - Zabrzmiałeś, jakbyś miał w pracy zbyt mało wyzwań – zauważyła, przyglądając mu się uważnie, ale w kąciku jej ust czaił się uśmiech, jakiego nie była w stanie ukryć, coś, co zdradzało, że być może byłaby skłonna wybrać się na taką wyprawę, choć nie oznaczało to, że skoczy w to od razu. Tym bardziej że teraz sprawdzała, jak radziła sobie z przeciwnikami niezbyt ludzkimi, nie mając z nimi właściwie żadnych problemów. Po tym, jak wygrała szkolną ligę pojedynków, nie czuła się, jakby miała jakiekolwiek ograniczenia, więc zmierzała dalej, przed siebie, szukając czegoś, co byłoby dla niej odpowiednie, co by jej pasowało, co pozwalałoby jej tworzyć dosłownie to, co chciała. Ale potrzebowała wyzwań również na innych polach, a to oznaczało, że bez większych trudności, czy lęków zmierzyłaby się z aurorem, tym bardziej że ten dał się zaskoczyć i Victoria zwyczajnie uśmiechnęła się lekko, chwilowo zapominając o tym, gdzie się znajdowali i o tym, że woda była dla niej groźniejsza, niż utopce. - Powinniśmy zabrać cię do szeptuchy, zanim pójdziemy szukać trolli – stwierdziła zadziwiająco nonszalancko, zupełnie, jakby liczyła na to, że postanowi faktycznie stanąć przeciwko niej, że nie będzie się ograniczał i będą mogli wymienić się co najmniej kilkoma ciosami. To było coś, co pociągało ją o wiele bardziej, niż odsyłanie w niebyt nierozumnych stworów.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Nakir Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : dołeczki w policzkach, runa jera na lewym biodrze
Spojrzał na nią uważnie, zastanawiając się, jak powinien jej odpowiedzieć. Całkowicie szczerze, czy nie do końca. Nie chciał zdradzać jej zbyt wiele, ale też nie chciał przekreślać szans na nową, obiecująca znajomość, opartą mimo wszystko na częściowym zaufaniu. - Nie mogę powiedzieć, że mi ich brakuje - odpowiedział dziewczynie, z cieniem namysłu w spojrzeniu, gdy ostrożniej dobierał słowa. - Gdybym tak powiedział, zabrzmiałbym jak jeden z tych aurorów, którzy nie starają się w swojej pracy, a nie ma ich niewielu... Raczej wyzwania, przed jakimi staję są zwykle... Takie same. Ludzkie - dodał ostrożnie. Niemal na potwierdzenie jego słów utopiec pokazał, że potrafi go zaskoczyć. Nie zdołał do prawda wciągnąć Nakira do wody, nie zdołał zranić go na tyle, żeby naprawdę miał mieć problemy, ale nadszarpnął jego dumę. Być może z tego powodu auror posłał w stronę stworzenia jeszcze jedno zaklęcie, pilnując, aby ten nie rzucił się już na nikogo więcej. Nigdy nie uważał, że był na tyle zdolnym aurorem, żeby nie musiał trenować, aby stawać się lepszym. Nigdy tak nie podchodził do samego siebie, zawsze uważał, że mógł dać z siebie więcej, że mógł zrobić coś szybciej, że mógł mieć lepszy refleks i choć nosił na palcu pierścień, który mu w tym pomagał, to wciąż było mało. Chciał bardziej się rozwijać, chciał być lepszy, a do tego potrzeba była treningów wszelkiej maści. Czy mugolskiej wersji walki, sięgając po prostą siłę pięści, czy do mierzenia się z magicznymi stworzeniami. Potrzebował ciągłej akcji, ciągłej stymulacji, a wyglądało na to, że być może znalazł osobę, która miałaby ochotę stanąć z nim do podobnych wyzwań. Albo stanąć przeciw niemu, bo tego nie mógł wykluczyć. - Nie będę twierdził, że nie trzeba. Nie chcę sprawdzać, co utopce roznoszą... I rozumiem, że jak wrócimy mogę proponować wypad do rezerwatu? - zapytał, uśmiechając się nieco niepewnie, kiedy ostatecznie zaczęli odsuwać się od zbiornika wodnego i schował różdżkę do rękawa, mimo wszystko woląc mieć ją pod ręką.
Jeśli czuł, że go oceniała, to z pewnością dokładnie tak było. Victoria zawsze, w każdej kolejnej chwili, kalkulowała, sprawdzała, szukała rozwiązań, jakich inni nie widzieli, szukała rozwiązań, jakie mogły nic dla innych ludzi nie znaczyć, ale dla niej znaczyły o wiele więcej. Budowała wokół siebie mur z osób, jakie były dla niej ważne, ale również cenne, jak choćby Irvette. Dobierała znajomych w sposób podobny, jak pozostali członkowie wielkich rodów, ale robiła to podświadomie, zupełnie, jakby nie umiała inaczej. Nie gardziła innymi, nie spoglądała na nich wrogo, bo była otwarta na wszystko, ale mimo wszystko bliskie jej osoby z jakiegoś powodu miały w sobie zawsze coś wyjątkowego. Jak Maximilian, jak Larkin, jak Irvette właśnie, zupełnie jakby tylko te perfekcyjne, idealne jednostki, miały dla niej jakieś większe, głębsze znaczenie, na jakie mogłaby i chciałaby zwracać uwagę. - Nigdy nie są takie same – zauważyła spokojnie. – Inaczej będziesz walczył z czarodziejem, który zna podstawowe czary, inaczej ze sprytnym eliksirowarem, inaczej z mistrzem transmutacji, a zupełnie inaczej z czarnoksiężnikiem. Każda z tych opcji ma w sobie coś, co może cię rozproszyć – zauważyła spokojnie, wspominając z cieniem rozbawienia, jak Craine dostał zaklęciem rykoszetem, zupełnie nie orientując się w tym, co dwójka studentów robiła w czasie swojego pojedynku. To było ciekawe doświadczenie i Victoria trzymała je blisko swych myśli, wiedząc, że w walce musiała poruszać się ostrożnie, zupełnie, jak wtedy kiedy walczyła z Darrenem. Był lepszy, ale to również było przeszłością, bo kształcąc się nieustannie, sięgnęła o wiele dalej, niż on i była o tym przeświadczona. Osiągnęła prawdziwy sukces, a teraz spoglądając na Nakira, wiedziała, że również mogła szczycić się jakimś sukcesem, chociaż oczywiście nie podobało jej się, w jakim znajdował się stanie. - Najpierw przekonaj się, czy potrafisz tańczyć ze mną – stwierdziła, używając przenośni, jaka jej zdaniem była w tym momencie odpowiednia, potem zaś skinęła na niego głową, dając mu znać, że powinni ruszyć w stronę chaty szeptuchy, dość prędko decydując, że o wiele lepiej będzie, jeśli po prostu ich tam teleportuje, bo jedynie Merlin wiedział, jak rozwijały się rany, jakie człowiekowi zadawały utopce. Wolała uniknąć nieprzyjemności, tak więc podjęła decyzję i zabrała się do jej realizacji, nie mając ochoty mieć kogokolwiek na sumieniu.