Post pracowniczy (czerwiec 2024)
Rozejrzał się w zadumie po swojej sypialni, która od kilku miesięcy służyła mu również za biuro, a którą miał zamiar niedługo opuścić. Miał tu ciszę i spokój, wygodne biurko i liczne udogodnienia, jednak ciężka atmosfera, jaką pamiętał tak dokładnie z czasów dzieciństwa i wakacyjnych przerw jako nastolatek, dusiła go i sprawiała, że naprawdę miał ochotę się stąd wynieść.
Wybuch jego uczuć do Bridget i fakt, że kupiła jacht z myślą o ich przyszłych badaniach, wiele ułatwil. Właściwie nie wiedział, w którym momencie podjęli decyzję, że Wally wprowadzi się na jej łódź w ciągu tygodnia - tyle mniej więcej potrzebował na ukończenie książki, która spływała z jego palców, a raczej z jego pióra, z niebywałą łatwością, zwłaszcza odkąd w jego życiu pojawiła się muza w postaci Bridget.
Teraz już był pewien, że tę książkę zadedykuje właśnie jej. Zwykle tego nie robił - ograniczał się do obszernych podziękowań dla swoich współpracowników i znajomych, którzy pomogli mu w ten czy inny sposób, jednak nigdy nie zadedykował nikomu książki. Być może było to w jakimś sensie smutne, bo gdyby się nad tym zastanowić, w jego życiu po prostu były tylko dwie osoby, którym chciał cokolwiek zadedykować: Louise i Birdy. Tej pierwszej nie zadedykował nic, bo rozstali się, zanim zdążył opublikować swoją pierwszą książkę, a potem byłoby to tylko bardziej bolesne i niezręczne. Drugiej również nie poświęcił tych kilku słów na początku książki, zwykle i tak pomijanych przez czytelników, a przecież tyle znaczących dla osoby, której imię zostało tam wspomniane - czuł do siebie żal, że nie potrafił przy niej wytrwać, że porzucił siostrę i wyjechał do Australii, mimo że tak bardzo go potrzebowała. Dedykowanie jej książki wydawało się oszustwem, skoro nie potrafił prowadzić z nią normalnej korespondencji, być obecnym w jej życiu naprawdę, a nie tylko na kartach książki czy arkuszach papeterii. Dlatego żadna z jego książek nie nosiła takiego śladu.
Aż do tej chwili.
Tytuł napisał odręcznie, stawiając duże, zamaszyste litery i czując mocne bicie serca, gdy pod spodem napisał kilka skromnych słów, z których jednak jasno wynikało, że książkę tę napisał z myślą o Bridget. Uśmiechnął się jak zakochany idiota (którym zresztą był), po czym wrócił do przeglądania pierwszego rozdziału, wprowadzając drobne zmiany i poprawki. Mruczał pod nosem, dopieszczając każde zdanie, czasem czytając je na głos, żeby się upewnić, że brzmi dokładnie tak, jak powinno. Mimo że krzywił się lekko przy każdym kiksie i niezręczności językowej, oczy miał pogodne, a po jego ustach błąkał się lekki uśmieszek. Pisał tę książkę z czułością i wiedział, że jest dobra. Że być może jest to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek napisał - nie tylko dlatego że badania dna fiordów i wód północy były niebywale interesujące i malownicze, ale również dlatego że po raz pierwszy pisał książkę z myślą o konkretnej osobie, wyobrażając sobie jej radość, kiedy będzie w swojej wyobraźni podążała jego śladem, oglądała mieniące się wszystkimi kolorami tęczy olifanty morskie jego oczami, słuchała za jego pośrednictwem pieśni cete i czuła to głębokie wzruszenie, jakiego on sam doświadczał, patrząc na zorzę polarną.
Co jakiś czas wstawał z miejsca i krążył po pokoju, mrucząc pod nosem poszczególne zdania, szukając w nich fałszu, zgrzytu albo elementu, który sprawiał, że nie płynęły z taką lekkością, jakiej by oczekiwał. Powtarzał całe frazy, obracając je uważnie w ustach, badając językiem i marszcząc brwi, ilekroć nie spełniały jego oczekiwań. Był to bardzo intymny proces i Wally nigdy nie pozwalał, by ktokowiek go przy nim zastał. Zaklął cicho pod nosem, kiedy jego samonotujące pióro nie wytrzymało i pękło z trzaskiem, dając mu do zrozumienia, że dosłownie je zajechał swoją skrupulatnością i dążeniem do ideału. Westchnął, pokręcił z żalem głową, po czym wrzucił pióro do kosza i z szuflady wyjął kolejne, nowe i nieświadome tego, co je czeka.
Stracił poczucie czasu, po raz kolejny przedzierając się przez gąszcz słów i wrażeń, przeżywając je po raz kolejny i próbując znaleźć najlepsze słowa, które pozwoliłyby jego czytelnikom odbyć tę podróż razem z nim, nie ruszając się z wygodnego fotela.
Z.T.
#nacechowany : słaba psycha (wrażliwy)