Za wioską rozciąga się gęsty las. Drzewa sięgają tutaj nieba, pnąc się ku niemu z zadziwiającą łatwością, wyciągając ku niemu swe gałęzie, zupełnie, jakby chciały pochwycić chmury. Pełno tutaj półcieni i tajemniczych prześwitów, blasków i gry świateł, które każdego mogą oszołomić. Panuje tutaj dojmująca cisza, przepełniona starą, oszałamiającą magią, która zdaje się trzymać to miejsce w ryzach, kryjąc je zapewne przed niepowołanymi spojrzeniami.
Za płotem odgradzającym wioskę Papy Świąt od dzikiego, otwartego świata, rozciąga się łąka przysypana śniegiem. Za nią, z półmroku, wyłaniają się młode drzewa i niskie krzewy, które kołyszą się lekko na wietrze, niknąc pośród cieni wielkiego, starego lasu. Nieprzebytej puszczy pnącej się ku niebu, zasypanej śniegiem, oprószonej szronem, lśniącej w księżycowym blasku. Szeroka furta prowadzi na ścieżkę, która biegnie wprost do tego tajemniczego lasu.
Dzwonki, które uwiązane są na długich brodach kozłów polarnych Papy Świąt, podzwaniają z każdą chwilą coraz głośniej. Zwierzęta niecierpliwie uderzają kopytami o zmrożoną ziemię, rozgrzebują śnieg, tym samym wyrażając swoje niezadowolenie i rozglądają się dookoła, wyraźnie gotowe do drogi. Każdy z nich przyodziany jest w piękną, zdobną uprząż, oplecioną mirtem i jemiołą, a za ich ogonami znajdują się niewielkie, zwrotne i poręczne sanie, na których można znaleźć kosze i liny, najwyraźniej przygotowane na szyszki, jemiołę, irgę, ostrokrzew i chrust, jak również i samą choinkę.
Gdzieś tam, pośród wysokich drzew, kryje się sosnowa szkółka, pełna drzewek przygotowywanych od lat na czas świąt. To gdzieś tam czekają choinki, które mają uświetnić święta, które mają przystroić się w bombki i inne ozdoby, by rozjaśnić swym blaskiem dzień Bożego Narodzenia. Najpierw jednak trzeba do nich dotrzeć!
Do biegu gotowi...
Przed wami całkiem spora gra terenowa, której głównym celem jest zebranie jak największej liczby jemioły, szyszek, gałązek irgi i ostrokrzewu albo chrustu, które będzie można wykorzystać do stworzenia świątecznych ozdób. Na końcu drogi czekają na was choinki, bo bez nich święta będą puste. Kiedy powrócicie do wioski, wasze sanie powinny uginać się pod ciężarem znalezionych dóbr i pamiętajcie, że nie rywalizujecie ze sobą wzajemnie, ale z Elge, który - a jakże! - depcze wam po piętach.
By w pełni zrozumieć zasady, przed rozpoczęciem gry, a także w jej trakcie, zapoznajcie się z przygotowaną mapą, która rozjaśni wam kwestie przechodzenia z pola na pole i korzystania z występujących między nimi skrótów. Znajdziecie ją tutaj lub u dołu postu w pomniejszonej wersji.
Reguły gry • Celem gry jest zdobycie jak największej liczby dóbr, a nie dotarcie jako pierwszemu do szkółki sosen. • Każde z was rzuca co post jedną kość k6, która określa, o ile pól do przodu przesuwa się wasza postać. Pamiętajcie, że jeden rzut = jeden post, a zatem każdy z nich musicie opisać w oddzielnym poście. • W czasie całej gry możecie skorzystać jedynie cztery razy ze skrótów. Pamiętajcie, że możecie poruszać się nimi w przód i w tył mapy! By skorzystać ze skrótów, musicie znajdować się na polu, na którym zaczyna się dana ścieżka, przejście po niej zabiera wam jedno oczko z rzuconej przez was kości k6 na ruch. Po przejściu przez ścieżkę poruszacie się dalej, zgodnie z tym, ile pól macie do przejścia.
Znajdujecie się na polu 10 i chcecie cofnąć się, żeby spróbować zdobyć więcej dóbr. Wylosowaliście na ruch 3. Oznacza to, że tracicie jeden punkt ruchu na przejście z pola 10 na pole 3 i pozostają wam jeszcze dwa ruchy. Ostatecznie stajecie zatem na polu 5.
• Jeśli ponownie staniecie na tym samym polu, rozgrywacie raz jeszcze przypisane do niego wydarzenie. Sytuacja taka może mieć miejsce jeden raz. W przypadku, gdybyście ponownie stanęli na tym samym polu, nic się nie wydarzy. Jednocześnie jednak nie możecie w ten sposób po raz kolejny zdobyć punktów kuferkowych albo znaleźć przedmiotów, te przysługują wam tylko raz na całą grę. • Pola oznaczone czerwonym kolorem, to pola, na których mierzycie się z działaniami Elge. Nie musicie spotkać go tam osobiście, ale możecie wpaść prosto w jego pułapkę. • Duchy polarnych lisków, które wam towarzyszą, mogą w czasie gry wam pomóc albo zaszkodzić. Określają to opisy poszczególnych pól, które znajdziecie poniżej. • Kiedy przekroczycie pole 24 i skierujecie się do szkółki sosen, będzie obowiązywał was jeden rzut kością literową, która określi zdarzenie, jakie będziecie musieli tam rozegrać. Wskaże wam również choinkę, z jaką powrócicie do wioski. • Każdy post musi zostać opatrzony kodem, podanym na samym dole.
Pola Choinkobrania:
1. Zaraz kiedy znajdujesz się na ścieżce prowadzącej do sosnowej szkółki, musisz nieco zwolnić. Sanie nie suną już tak raźno, jak na szerokiej drodze, a kozioł stawia ostrożnie nogi w wysokim śniegu. Pełno tutaj patyków, które świetnie nadają się na chrust. Jeśli się po nie schylisz, zbierzesz ich pięć i dostaniesz za nie 5 punktów uratowania świąt. Jeśli towarzyszący ci lis jest pasjonatem gier miotlarskich albo transmutacji możesz zebrać aż dziesięć patyków i zyskać wtedy 10 punktów uratowania świąt. 2. Sanie suną raźnie przez śnieg, choć ścieżka się zwęża, a gałęzie drzew uginają się pod ciężarem śniegu. Niektóre z nich zahaczają o twoją głowę i ramiona, uderzają w latarnię przyczepioną do sań, zupełnie, jakby chciały cię porwać. Okolica jest tak piękna, że na chwilę zapominasz, po co się tutaj znalazłeś. Jeśli towarzyszący ci lis to dusza artystyczna, a jego ulubiona zdolność to działalność artystyczna, znajduje dla ciebie samorysujące pióro (+1 DA). 3. To zabolało! Twoją dłoń trąciły dość ostre liście, a ty próbujesz zatrzymać pędzącego kozła, by zorientować się, co się właściwie stało. Przyświecając sobie latarnią, a może zaklęciem, dostrzegasz, że twoja skóra została rozcięta, a gdy zaczynasz się rozglądać, by zorientować się, co się tutaj właściwie stało, okazuje się, że zahaczyłeś o ostrokrzew. Przepiękny, wielki ostrokrzew, który aż się prosi, żeby go ze sobą zabrać. Towarzyszący ci lis wydaje się niezbyt przekonany do tego pomysłu i jeśli jego ulubioną dziedziną jest cokolwiek innego niż uzdrawianie, nie zamierza ci pomagać. Musisz rzucić jedną kość k6, gdzie wynik 1 i 2 oznacza, że kiepsko sobie radzisz i prawie nic nie znajdujesz, chociaż otrzymujesz 5 punktów uratowania świąt, wynik 3 i 4 oznacza, że mogłoby być lepiej, ale nawet się nie zraniłeś i poza ostrokrzewem zdobyłeś 10 punktów uratowania świąt, a wynik 5 i 6 oznacza pełen sukces, przepiękny ostrokrzew i 15 punktów uratowania świąt. Jeśli twój lisi towarzysz jest faktycznie pasjonatem uzdrawiania, pomaga ci cały czas, a ty radzisz sobie znakomicie i zyskujesz 15 punktów uratowania świąt. 4. Kozioł, który do tej pory ochoczo ciągnął sanie, przystaje i wydaje z siebie zirytowane okrzyki. Dzwonki na jego brodzie podzwaniają, z jego pyska unosi się para, niespokojnie tupie kopytami i pochyla łeb, jakby zamierzał z czymś walczyć. W otaczającym was półmroku nic nie widzisz, a blask latarni niewiele ukazuje. Wtem z drzew przed tobą zaczyna opadać śnieg, sople, wszystko, co można na nich znaleźć! Lecą nawet gałęzie i Merlin raczy wiedzieć co jeszcze. Wygląda na to, że wpadłeś w pułapkę! Rzuć jedną kość k100, by dowiedzieć się, jak radzisz sobie z tą przeszkodą - do wyniku możesz dodać wszystkie swoje punkty z zaklęć, transmutacji albo gier miotlarskich, w zależności od tego, jak próbujesz pokonać tę przeszkodę. Im wyższy wynik, tym lepiej ci idzie, im niższy - tym gorzej, a ty tracisz czas. Jeśli twój wynik to mniej niż 40, musisz cofnąć się na pole numer dwa. 5. Jadąc przez las, dostrzegasz nagle ruiny chaty wystające spomiędzy śniegu. Jest ciemno, trudno więc ocenić ci, od jak dawna to miejsce jest porzucone, nie widzisz również żadnych charakterystycznych znaków, które mogłyby ci podpowiedzieć, z czym dokładnie masz do czynienia. Czy to dawna pracownia, a może coś zupełnie innego? Jeśli towarzyszący ci lis jest pasjonatem historii dowiesz się, że to dawna szopa, w której mieszkały kozły polarne. Niewiele z niej zostało, a jej historia nie jest zbyt przyjemna, na pewno nieodpowiednia do opowiadania w czasie świąt, ale i tak dociera do ciebie, że doszło tutaj do tragedii, jaka po dziś dzień męczy Papę Świąt. Ta wiedza daje ci 1 punkt z historii magii. 6. Droga nie jest wcale taka prosta, łatwa i przyjemna, jak się może wydawać. Trudno powiedzieć, czy bardziej męczysz się ty - ze względu na swój brak doświadczenia, czy kozioł - ze względu na naglącą potrzebę zjedzenia czegokolwiek. Zwierzę meczy, niezbyt zadowolone z tego, co się dzieje, aż w końcu, tupiąc uparcie nogami, skręca ze ścieżki i zatrzymuje się przy niskich, płożących krzewach, które przebijają się przez śnieg. Kozioł sięga do czerwonych owoców, ignorując twoje namowy, ale dzięki temu masz okazję zdobyć nieco irgi. Jeśli towarzyszy ci lis, który jest świetnym opiekunem magicznych stworzeń to prędko zagania kozła na ścieżkę, a ty zostajesz z niczym, jeśli jednak towarzyszy ci inny lis, spokojnie zbierasz irgę i zyskujesz za nią 10 punktów uratowania świąt. 7. Powoli wspinacie się pod spore zbocze, na którego szczycie dostrzegasz stare, potężne dęby, pokryte kulami jemioły. Jest ich niesamowicie wręcz dużo, choć trudno się do nich dostać i gdy się im przypatrujesz, wiesz, że to nie będzie łatwe zadanie. Jeśli towarzyszący ci lis zna się doskonale na wróżbiarstwie albo opiece nad magicznymi stworzeniami może ci pomóc, wskazując ci właściwą drogę na szczyt drzewa albo też prosząc o pomoc gnieżdżące się tutaj istoty - wtedy zdobywasz aż 15 punktów uratowania świąt. W innym przypadku nieźle się trudzisz, ale ostatecznie udaje ci się zdobyć jemiołę – rzuć jedną kość k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że zdobywasz w sumie tyle jemioły, że otrzymujesz 5 punktów uratowania świąt, z kolei wynik nieparzysty oznacza, że uda ci się zdobyć 10 punktów uratowania świąt. 8. Towarzyszący ci duch lisa zaczyna się najwyraźniej nudzić i wybiega gdzieś w przód. Nie jakoś szczególnie daleko, ale nie jesteś w stanie go dostrzec, aż nieoczekiwanie dostajesz w głowę szyszką! Twój nowy, psotny przyjaciel najwyraźniej postanowił pomóc ci w poszukiwaniach! Teraz pozostaje ci rzucić kością literową, żeby zobaczyć, ile udaje ci się zdobyć szyszek. Wynik od A do E oznacza, że to pięć szyszek, a zatem zdobywasz 5 punktów uratowania świąt, zaś wynik od F do J oznacza dziesięć szyszek i daje ci 10 punktów uratowania świąt. 9. Z oddali dobiega do ciebie podzwanianie dzwonków i początkowo uznajesz, że słyszysz innych czarodziejów zmierzających saniami wprost do szkółki sosen. Prędko jednak orientujesz się, że to coś zupełnie innego i kiedy tylko wyjeżdżasz spomiędzy drzew, dostrzegasz kozły polarne, które zdają się paść pomiędzy śniegiem, wygrzebując spomiędzy niego jakieś smakowite kąski. Widzisz również irgę, która dumnie przebija się przez lodową pokrywę, miejscami obskubana przez głodnych roślinożerców. Jeśli się pospieszysz, na pewno zbierzesz część rośliny! Musisz tylko przecisnąć się między zwierzętami, a te meczą uparcie na twój widok, więc lepiej uważaj na to, co robisz! Rzuć jedną kość literową, która wskazuje, że zostałeś kopnięty przez któreś ze zwierząt – jeśli wyrzucisz spółgłoskę albo tez uchodzisz stąd cały i zdrów – jeśli wyrzucisz samogłoskę. Niezależnie od wszystkiego udaje ci się złapać kilka gałązek irgi i dzięki temu zyskujesz 5 punktów uratowania świąt. 10. Niespodziewanie wyjeżdżasz spomiędzy drzew i początkowo wydaje ci się, że znajdujesz się na otwartej, spokojnej przestrzeni. Dopiero po chwili dociera do ciebie, że to, co brałeś wcześniej za skały, jest tak naprawdę lodowymi, koszmarnymi rzeźbami, które sprawiają wrażenie, jakby ktoś wygryzł je w materiale. To małe dzieła Elge, które najwyraźniej znajduje przyjemność w straszeniu wszystkich wkoło. Problem polega na tym, że rzeźby niespodziewanie się poruszają. Przyspieszasz, ale musisz rzucić jedną kością k6. Jeśli twój wynik to 1, 2 lub 3 tracisz kilka zebranych dóbr - patyków, szyszek, irgi, etc. oraz 5 punktów uratowania świąt. Wynik w przedziale od 4 do 6 oznacza, że udaje ci się bez problemu uciec. 11. Sanie nagle podskakują. Jesteś pewien, że przejechałeś po czymś, po czym zwyczajnie nie powinieneś i przez chwilę pewnie zastanawiasz się, co się stało. Kozioł zwalnia, a później spogląda na ciebie, jakby chciał zapytać, czy nie zamierzasz sprawdzić, na co udało ci się trafić. Ostatecznie więc faktycznie ruszasz, żeby upewnić się, czy nie zrobiłeś komuś krzywdy albo nie uszkodziłeś płóz sań, bo na pewno nie byłoby ci wygodnie i miło dalej podróżować. Pochylasz się i spoglądasz na ziemię, ostatecznie uznając, że to musiał być jakiś kamień albo spory kawałek lodu. Jeśli jednak twój lisi towarzysz jest pasjonatem astronomii wciska ci uparcie zmrożony przedmiot w ręce, a ty możesz się później przekonać, że to mały teleskop (+1 astronomia). 12. Masz wrażenie, że trafiasz na polankę, na której puszczają sztuczne ognie. Prędko jednak orientujesz się, że to chyba świetliki, choć te przecież nie powinny znajdować się tutaj o tej porze roku. Jest ich tutaj jednak pełno, unoszą się, to opadają, przypominając iskry. Musisz uważać, żeby się do nich nie zbliżyć, a jeśli towarzyszący ci lis kompletnie nie zna się na zaklęciach musisz dodatkowo pilnować również jego, bo skłonny jest łapać te błędne ognie i jeszcze poparzy sobie pysk! Uważaj, żeby samemu nie nabawić się drobnych ranek albo spalonych rękawiczek, lepiej rzuć jedną kość k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że nie masz już osłony dla dłoni, bo świetliki cię dopadły, a wynik nieparzysty oznacza, że w porę opuszczasz to miejsce. 13. Docierasz nad strumień. Nie jest głęboki, w miejscu, w którym ścieżka go przecina, musi znajdować się bród. Dostrzegasz bowiem drewniane słupy wyznaczające drogę, a na ich szczycie powiewają kolorowe proporce. Jest zbyt ciemno, żebyś dostrzegł ich barwę, czujesz również, że wiatr jest tutaj o wiele mniej przyjemny, a już po chwili przechodzą cię dreszcze. Kozioł zwalnia, a później bardzo ostrożnie wchodzi w wodę, by już po chwili zatrzymać się i poruszyć uszami. Ty też wiesz, że coś jest nie w porządku i już po chwili zdajesz sobie sprawę z tego, że poziom wody niebezpiecznie się podnosi! Rzuć jedną kość k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że nie jesteś zbyt szybki, sanie się wywracają, a ty tracisz część zdobytych dóbr i 5 punktów uratowania świąt, musisz jakoś wygrzebać się na brzeg; a wynik nieparzysty oznacza, że poganiasz kozła i udaje się wam wymknąć na brzeg, zaś kątem oka dostrzegasz Elge. 14. Za strumieniem teren dość mocno się wznosi. Drzewa rosną tutaj stosunkowo rzadko, a na samym szczycie wzgórza rośnie potężny buk, którego gałęzie zdają się sięgać w każdą stronę, zupełnie, jakby zamierzał przytulić cały las. W księżycowym blasku dostrzegasz na nim wiele jemioły, która jedynie czeka, byś sięgnął po nią i spróbował coś z nią zrobić, a najlepiej zapełnił koszyki na saniach. Zatrzymujesz kozła, a potem wspinasz się pod drzewo, choć nie jesteś w stanie tego zrobić, jeśli towarzyszący ci lis doskonale zna się na obronie przed czarną magią. Duch wie, co to za miejsce, i że lepiej do niego nie podchodzić, więc nie pozwoli ci tego zrobić. W innym wypadku zbliżasz się do buku i musisz rzucić jedną kość k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że wszystko jest w porządku i nie uruchamiasz starych zaklęć, udaje ci się zdobyć sporo jemioły i 15 punktów uratowania świąt; a wynik nieparzysty oznacza, że uruchamiasz zaklęcia i obrywasz jedną z klątw, czując, jak twoje dłonie zamieniają się w sople lodu. Lepiej stąd uciekaj! Najwyraźniej zaklęcie ma związek z drzewem, więc jeśli stąd odejdziesz, wszystko powinno być dobrze. 15. Trafiasz na powalone drzewo. Będziesz musiał je z całą pewnością ominąć, bo inaczej nie przedostaniesz się na drugą stronę ścieżki, ale nim to nastąpi, lepiej pozbierać patyki, których jest tutaj cała masa. Część z nich sprawia wrażenie giętkich, inna wygląda na dobrą podpałkę, ale wszystkie najpewniej do czegoś się przydadzą w wiosce Papy Świąt. By przekonać się, jaki odnosisz sukces, rzuć jedną kość k100, gdzie wynik do 50 włącznie gwarantuje ci 5 punktów uratowania świąt, a wynik od 51 w górę gwarantuje ci 10 punktów świąt. 16. Pośród drzew majaczy niewielka szopa, dość mocno oświetlona. Znajduje się na rozdrożu ścieżek i umieszczono przy niej wyraźny znak, wskazujący dalszą drogę do szkółki sosen. Dookoła tego miejsca roznosi się zapach, który kojarzy ci się z miksturami, przeplatany wonią herbaty, miodu i kawy, wszystkiego, co dobre, co smaczne, co przyjemne. Możesz się zatrzymać i posilić, a jeśli zmarzłeś, na pewno od razu poczujesz się lepiej! To zwyczajnie przyjemny przerywnik, czyż nie? Ale jeśli towarzyszy ci lis pasjonujący się eliksirami wskaże ci ukryty tutaj eliksir szybkości, jaki możesz spokojnie podać swojemu kozłowi i zyskujesz możliwość cofnięcia się o dwa pola. Eliksir możesz wykorzystać tylko w tym miejscu. 17. Powoli przejeżdżasz między gęsto rosnącymi drzewami i wydostajesz się na niewielką polankę, którą porastają różne krzewy. Są tutaj ostrokrzewy, a przynajmniej tak ci się wydaje w półmroku, dostrzegasz też coś, co mogłoby być irgą, wszystko jednak jest daleko od ścieżki, a kozioł nie chce zwolnić. Jeśli towarzyszący ci lis jest pasjonatem zaklęć albo magicznego gotowania niewątpliwie pomoże ci z tą trudnością i zdobędzie dla ciebie kilka gałązek, za którymi wypatrujesz oczy. Wtedy uzyskasz 5 punktów uratowania świąt, jednak jeśli twój lisi towarzysz nie znosi zaklęć albo magicznego gotowania musisz obejść się smakiem tych roślinnych ozdób. 18. Przed tobą rozwidlenie dróg, którego się nie spodziewałeś. Odnosisz również wrażenie, że kozioł jest zdezorientowany, przestępuje z nogi na nogę coraz wolniej, aż w końcu się zatrzymuje. Obie ścieżki są wąskie, równie ciemne i biegną tuż obok siebie, więc trudno powiedzieć, która z nich jest właściwa. Może jedna z nich jest iluzją? Trudno ci powiedzieć. Musisz wybrać jedną z dróg, a kiedy ruszysz przed siebie, rzuć jedną kość literową gdzie spółgłoska oznacza, że to dobra ścieżka i nie dzieje się nic złego, jeśli jednak wylosujesz samogłoskę wpadasz w pułapkę Elge. Pełno tu rozpuszczonego śniegu, błota i kamieni, a sanie od razu w tym grzęzną – przez to tracisz jedną możliwość wykorzystania skrótu, nie masz po prostu tyle czasu przed zapadnięciem nocy, a kozioł będzie ciągnąć cię ku choinkom. 19. Droga wydaje ci się niesamowicie długa, zupełnie, jakbyś w ogóle nigdy nie miał dotrzeć do szkółki sosen, ale też tak po prawdzie bardziej rozglądasz się dookoła, starając się dostrzec coś, co mógłbyś wykorzystać. I w końcu dostrzegasz przepiękny ostrokrzew, do którego musisz podjechać. Znajduje się bowiem nieco dalej niż biegnie ścieżka, a kozioł ciągnie do niego, jakby był niesamowicie głodny. Uważaj, bo jeszcze za chwilę faktycznie rzuci się na tę roślinę! Jeśli towarzyszący ci lis nie ma pojęcia o magicznym gotowaniu razem z kozłem faktycznie postanawiają skubać ostre liście, co wcale nie kończy się dobrze, a ty musisz im natychmiast pomóc. Przynajmniej tyle, że wiesz, co zrobić, żeby je stąd odgonić i pomóc z drobnymi rankami, zanim dobiorą się do owoców, niestety przez to tracisz możliwość zdobycia ostrokrzewu. W innym wypadku udaje ci się zdobyć nieco tej rośliny, choć kozioł niecierpliwi się, więc musisz się spieszyć. Ostatecznie otrzymujesz 10 punktów uratowania świąt. 20. Jemioła! Jesteś pewien, że to właśnie ona, pełno jej tutaj na drzewach, które okalają wąską ścieżkę. Musisz jednak wstrzymać kozła i spróbować ją jakoś zdobyć, jeśli chcesz się do czegoś przydać Papie Świąt. Trochę się z tym mozolisz, ale ostatecznie znajdujesz kilka ładnych gałązek i zyskujesz 5 punktów uratowania świąt. Jeśli jednak wykorzystasz do tego jakieś sprytne zaklęcie i podkreślisz to w tekście albo też towarzyszący ci lis to zapalony zielarz, możesz zdobyć więcej jemioły i tym samym zyskać 10 punktów uratowania świąt. 21. Kozioł zwalnia na chwilę, potrząsając głową, a dzwonki na jego brodzie dają o sobie znać, dzwonią coraz to głośniej. W końcu przystaje, by podrapać się po nodze, a ty możesz dostrzec zwierzynę zebraną przy paśniku. Dostrzegasz również stos z przygotowanym chrustem, po który możesz swobodnie sięgnąć i nim ruszacie dalej, pakujesz do kosza dziesięć pięknych gałęzi, zdobywając przy tej okazji 10 punktów uratowania świąt. Jeśli twój lis jest pasjonatem gier miotlarskich kradnie ci jednak część gałęzi, by móc się pobawić, a ty zdobywasz o 5 mniej punktów! 22. W czasie drogi wjeżdżasz pomiędzy olbrzymie świerki, pnące się wyraźnie ku niebu. W blasku latarni dostrzegasz dookoła wiele szyszek, które zaściełają ziemię pod drzewami, chowając się pod ich iglastymi sukienkami. Kozioł posłusznie się zatrzymuje, a ty bierzesz się do zbierania rozrzuconych wszędzie, gdzie to możliwe, szyszek. A jest ich tutaj naprawdę niesamowicie wiele! Rzuć jedną kość k100, gdzie wynik do 25 włącznie daje ci 5 punktów uratowania świąt, wynik od 26 do 50 włącznie pozwala ci zdobyć 10 punktów uratowania świąt, wynik od 51 do 75 włącznie daje ci 15 punktów uratowania świąt, a wynik od 76 do 100 pozwala ci uzyskać 20 punktów uratowania świąt. Jeśli twój lisi towarzysz ma wiedzę o starożytnych runach, pociąga cię za sobą i pokazuje ci prastary krąg, w którym najwyraźniej odbywały się różnego rodzaju rytuały. Ledwie widać go pod opadłym igliwiem, ale możesz odczytać znaki, jakie wykuto w kamieniach. Dzięki temu zyskujesz 1 punkt ze starożytnych run. 23. Przed tobą zdają się migotać światła. Jesteś prawie pewien, że zbliżasz się już do szkółki sosen, niemalże widzisz przed sobą płot, który majaczy za drzewami, a i kozioł przyspiesza, ciągnąc o wiele radośniej sanie. Mkniesz przed siebie, gdy wtem wpadasz w pułapkę, coś obkleja twoją twarz, na chwilę tracisz dech, a później zaczynasz kaszleć i zdajesz sobie sprawę z tego, że tracisz orientację w terenie. Dajesz się pociągnąć dalej i zwyczajnie pomijasz ostatnie pole, wjeżdżając prosto do szkółki sosen, gdzie duchy polarnych lisów obskakują cię z każdej strony, próbując ci pomóc. Jesteś tak oszołomiony, że niestety nie możesz zdobyć wyjątkowej choinki, nawet jeśli kostki ci na to pozwolą. 24.To się porobiło! Wyjeżdżasz z wąskiego przesmyku pomiędzy świerkami i sosnami, które rosną tutaj niesamowicie gęsto i zdajesz sobie sprawę z tego, że pod płozami sań coś nieznośnie głośno trzaska. Po chwili orientujesz się, że to szyszki, które zwyczajnie zgniatasz, niszcząc eleganckie ozdoby, których mógłbyś użyć do przystrojenia świątecznego stołu. Mógłbyś tak naprawdę zrobić z nimi cokolwiek, a tymczasem część z nich połamałeś. Musisz teraz ostrożnie je wydobyć, więc rzuć jedną kość k6, gdzie wynik parzysty oznacza powodzenie tej operacji i otrzymanie 5 punktów uratowania świąt, a wynik nieparzysty całkowitą porażkę. Dodatkowo, jeśli towarzyszący ci lis nie znosi zielarstwa nie jesteś w stanie uratować żadnej szyszki, bo duch po prostu uparcie je gryzie i niszczy. Wtedy musisz obejść się smakiem.
Szkółka sosen:
A Masz przed sobą niewielką choinkę, to niska sosna, która sięga ci do pasa, może niżej, może wyżej. Musisz jednak przyznać, że jest całkiem zgrabna, zupełnie, jakby cały swój wysiłek włożyła w masę, a nie wzrost. W śniegu prezentuje się naprawdę gustownie i kiedy przyświecasz sobie, by dobrze ją obejrzeć, ze zdziwieniem odkrywasz, że ktoś powiesił na niej galeony! Doliczasz się aż 20 sztuk, które możesz ze sobą zabrać. Ostrożnie wydobywasz choinkę wraz z korzeniami, a lis pomaga ci ją przenieść do właściwego kosza wraz ze zbitą ziemią. Otrzymujesz za nią 10 punktów uratowania świąt. B Trafiła ci się naprawdę wyrośnięta choinka! Szkoda tylko, że nie jest zbyt, cóż, szykowna. Można powiedzieć, że jest dość rachityczna, jak na panujące tutaj warunki, więc nie do końca jest się czym chwalić, choć jednocześnie wiesz, że kiedy drzewko zostanie odpowiednio przybrane, będzie się i tak naprawdę ładnie prezentowało. Jesteś o tym przekonany, a może próbujesz sobie to wmówić, trudno powiedzieć. Jednak towarzyszący ci lis jest wyraźnie zachwycony i pomaga ci wydobyć ją z ziemi, by później ostrożnie ułożyć korzenie choinki w koszu na saniach. Zyskujesz 5 punktów uratowania świąt. C Na Merlina, a cóż to? Podchodzisz do sosny, a ta nagle, dosłownie na twoich oczach, zamienia się w wielkiego grzyba! Cóż to za szaleństwo? Przecież nie możesz przystroić tak po prostu muchomora. To wyglądałoby ciekawie, ale należy mieć wątpliwości co do tego, czy inni ludzie byliby zadowoleni. Pytanie co teraz? Jeśli towarzyszący ci lis jest pasjonatem transmutacji szczekając z niezadowoleniem, przywraca sośnie jej właściwy kształt, a ty zyskujesz 5 punktów uratowania świąt. W innym wypadku przemykasz się dalej i szukasz innej choinki – rzuć jeszcze raz kość literową! Nie możesz ponownie wylosować litery C, jeśli tak się stanie, rzucaj do skutku! D To nie trafia się codziennie, to trzeba przyznać. Masz przed sobą wyjątkową choinkę, jest nie tylko wysoka, ale niesamowicie gęsta, zupełnie jakby doskonale wiedziała, że rosła specjalnie po to, by uświetnić święta. Ma w sobie jakiś niepowtarzalny urok i jesteś pewien, że dookoła niej unosi się jakaś magia, której nie jesteś w stanie nawet opisać. Z pełnym szacunkiem i pomocą lisa wydobywasz ją z ziemi i bardzo ostrożnie umieszczasz w koszu na saniach, wiedząc, że trafiłeś na wyjątkowy prezent. Otrzymujesz aż 30 punktów uratowania świąt. Jeśli wcześniej wylosowałeś kość, która nie pozwala ci na zdobycie tej choinki, rzuć jeszcze raz kość literową! E Nie możesz się zdecydować. Chodzisz z miejsca w miejsce i rozglądasz się bez przekonania za drzewkiem, bo jakoś żadne ci się tak naprawdę nie podoba. Trudno powiedzieć dlaczego, ale jakoś każdemu czegoś brakuje. Jeśli towarzyszący ci lis jest świetnym zielarzem wskazuje ci ostatecznie na naprawdę urodziwe drzewko, na dokładkę zdrowe i prężnie rosnące, a później pomaga ci wydobyć je z ziemi i umieścić w saniach. Dzięki temu zyskujesz 20 punktów uratowania świąt. W innym wypadku szukasz dalej sam, aż w końcu trafiasz na całkiem zgrabną sosnę, za którą zyskujesz 10 punktów uratowania świąt. F O rany, tyle tutaj tych sosen, że naprawdę trudno się na coś zdecydować. Ta jest niska, ale gęsta, ta strzelista, choć nie tak piękna, ta ma krzywe gałęzie, ale jakiś niesamowity urok, a tamta coś, co mówi ci, że to będą niezapomniane święta. Miotasz się trochę, ale w końcu idziesz za głosem serca, a może robisz jakąś wyliczankę, a może po prostu wyciągasz przed siebie rękę i łapiesz, co znajdziesz. Tak czy inaczej, masz szczęście, bo drzewko ma w sobie naprawdę coś czarownego, a ty przenosząc je wraz z lisem na sanie, by ostrożnie umieścić je w koszu, zyskujesz 15 punktów uratowania świąt. G Co do gumochłona? Drzewko przed tobą nagle znika! Dosłownie, wybucha jakby w mglistą ciemność igieł i tyle po nim, a ty nie jesteś pewien, co się tutaj właściwie wydarzyło. Towarzyszący ci lis wściekle coś oszczekuje, ale ty nie jesteś w stanie nic zobaczyć, dopiero później znajdujesz błękitną łuskę, choć nie wiesz skąd pochodzi. Nie masz zbyt wiele czasu na działanie, tym bardziej że czujesz w tym miejscu jakąś moc zaklęć, i ruszasz na dalsze poszukiwania. Musisz jednak zadowolić się czymkolwiek i zyskujesz tylko 5 punktów uratowania świąt. H Chyba zrobiłeś wrażenie na towarzyszącym ci lisie, może cię polubił, a może chodzi o coś innego, ale ciągnie cię za sobą, jakby znał jakąś tajemnicę. Zabiera cię w dość odległe miejsce szkółki sosen i tam z dumą siada pod jednym z drzewek. Musisz przyznać, że jest naprawdę niesamowicie ładne, zupełnie jakby faktycznie rosło z nadzieją na to, że uświetni jakieś święta nim powróci do lasu. I tym sposobem mozolisz się z lisem, by donieść je ostrożnie do sań, przy czym zyskujesz 20 punktów uratowania świąt. I Wahasz się, bo trudno powiedzieć, które drzewko jest najładniejsze. Każde z nich ma w sobie coś naprawdę ciekawego, ale nie wiesz, co dokładnie. Starannie oglądasz każde z nich z każdej strony, wiedząc, że lis depcze ci po piętach, a kozioł nie jest zbyt zadowolony z tego, że musi tyle czekać. Znajdujesz w końcu piękne drzewko, które zdecydowanie warte jest 15 punktów uratowania świąt, ale kiedy wracasz do sań, orientujesz się, że kozioł zdołał coś zniszczyć, zjeść albo nabałaganić inaczej, więc tracisz 5 punktów uratowania świąt. J Wybrana przez ciebie sosna topi się na twoich oczach, jakby ktoś oblał ją czymś mocno żrącym. Aż strach pomyśleć, co by było, gdybyś wcześniej wyciągnął do niej rękę! Na szczęście tak się nie stało, a ty jesteś bezpieczny, tyle dobrego. Lis warczy wściekle, a ty słyszysz… Coś. Nie wiesz, czy to świst powietrza, czy coś podobnego, ale jeśli twój towarzysz jest biegły w działalności artystycznej rozumiesz, że to jest jakaś pieśń. Tak czy inaczej, lis prowadzi cię do podobnego drzewka i uważnie je sprawdza, a kiedy ma pewność, że jest bezpiecznie, pomaga ci je wydobyć z ziemi i zanieść do sań. Zyskujesz ostatecznie 10 punktów uratowania świąt.
Kod
Każdy z postów w Choinkobraniu musi zostać opatrzony poniższym kodem. Pamiętajcie proszę, żeby sumować wasze zdobycze i wyraźnie zaznaczać, kiedy skorzystaliście ze skrótu. Kostkę na to, jaką zdobyliście choinkę, możecie rzucić dopiero w momencie, w którym znajdziecie się faktycznie za polem 24 i zdecydujecie się wkroczyć do sosnowej szkółki.
Pamiętajcie żeby ostatni post podlinkować w temacie z z rozliczeniami eventu. Uwzględnijcie w tym poście wszystkie swoje zdobycze, w tym również punkty uratowania świąt. Przypominam, że rozliczacie się z całego eventu, a nie jego poszczególnych etapów.
Kod:
<zgss>Wynik rzutu kością K6:</zgss> <zgss>Pole:</zgss> <zgss>Wykorzystane skróty:</zgss> x/4 <zgss>Zebrane dobra:</zgss> wpisz wszystko, co udało ci się znaleźć <zgss>Zdobyte punkty uratowania świąt</zgss> wpisz wszystkie <zgss>Choinka:</zgss>
______________________
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Wynik rzutu kością K6:5 Pole: 5 Wykorzystane skróty: 0/4 Zebrane dobra: Zdobyte punkty uratowania świąt Choinka: Lisek:Millie fajtłapa
Christopher odnosił wrażenie, że śni. Że naprawdę śni, a nie tylko tak mu się wydaje, bo ostatnie, czego się spodziewał, to znalezienie rano na łóżku lisich duchów, prezentów, które okazały się świstoklikami i odkrycie, że oto miał możliwość udać się do wioski, jaka zawsze jawiła mu się jako legenda, nic więcej. Był nieco zagubiony, gdy czytał list, a później również Proroka Codziennego, donoszącego o niezwykłości wydarzeń, jakie właśnie miały miejsce, a jednocześnie odnosił wrażenie, że za moment zacznie podskakiwać w miejscu, jak jakaś mała piłka. Był, co nie ulegało wątpliwości, szaleńczo wręcz podekscytowany z powodu tego, co się działo i widać było po nim, że niemalże chciał od razu chwycić za przyniesiony mu przez Millie prezent. Jednocześnie jednak było widać, że duch lisa polarnego równie mocno go ciekawił, pozostając wciąż blisko paczki, pokazując tym samym, że był związany z osławionym Papą Świąt i samą Merfox Village, która znajdowała się Merlin raczy wiedzieć gdzie. A Christopher, co nie ulegało wątpliwości, chciał się przekonać, gdzie to gdzieś było. Ponieważ zaś Josh sprawiał wrażenie, jakby był równie podekscytowany i zachowywał się, jakby za chwilę miał zacząć chodzić po suficie, ubrali się cieplej, a później rozbawieni jak małe dzieci, dali się porwać świstoklikom, by już po chwili wylądować na środku starej, niesamowitej wioski. Pełno tutaj było cudów, na jakich z chęcią można było zawiesić oko i prawdę mówiąc, aż trudno było powiedzieć, czym należało zająć się w pierwszej kolejności. Nigdzie nie było co prawda widać niebezpieczeństwa, o którym była mowa w liście Papy Świąt, ale często tak bywało, że właśnie to, co złe, kryło się gdzieś w ciemności, unikając spojrzenia innych. Albo też, co było również prawdopodobne, siedziało zwyczajnie na widoku, po prostu pokazując całym sobą, że oto właśnie proszę, było złem, ale nikt nie zwracał na to uwagi. - Millie! - rzucił Chris, kiedy towarzyszący mu duch polarnego liska trafił pyskiem w ścianę jednego z budynków i następnie wpadł w zaspę, jakby stracił przytomność. Zielarz od razu ruszył w jej kierunku, kręcąc głową i wyciągnął ją z białego puchu, starając się sprawdzić, czy nic sobie nie zrobiła, orientując się, że to, co robił, było szalone, bo duch, cóż, jak to duch, nieco się przelewał przez ręce. Christopher zaśmiał się ciepło, kręcąc głową i wtedy spostrzegł kozły polarne zaprzężone do sań, wokół których kręcili się inni, nawołując się i mówiąc coś o konieczności przywiezienia do wioski chrustu, choinek i drobnych ozdób. - Chodź, Josh, wygląda na to, że możemy się faktycznie do czegoś przydać. Millie, to akurat był płot - dodał, chwytając męża za rękę i pociągnął go za sobą, śmiejąc się znowu cicho, obserwując, jak duch liska sadowi się na jednych saniach, zupełnie, jakby chciał go poprowadzić. Było to nieco komiczne, ale skoro tak się stało, to Chris nie zamierzał odmawiać i po prostu spróbował przekonać się, jak owe sanie się prowadzi, już po chwili starając się zapanować nad kozłem, który wyrwał do przodu, jak szalony. - Hola, hola! - rzucił, ale kozioł jedynie szarpnął mocniej i dopiero po dłuższym próbowaniu znalezienia równowagi, zatrzymali się na chwilę przy jakimś starym budynku, na który Millie łypnęła z niezadowoleniem. Wyglądała, jakby nie miała ochoty dłużej tutaj przebywać, ale Chris z zaciekawieniem spoglądał na budynek, próbując zgadnąć, z czym ma do czynienia, kontrolując również napięcie w rękach, jakie czuł po próbach zapanowania nad kozłem, jaki właśnie zameczał i zaczął ryć śnieg, wyraźnie gotów do dalszej drogi, do szkółki sosen, bo podobno taki był cel tej drogi.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Wynik rzutu kością K6:5 Pole: 5 Wykorzystane skróty: 0/4 Zebrane dobra: +1 pkt z historii magii Zdobyte punkty uratowania świąt Choinka: Lisek:Toto
- Znalazłam cię. Dokładnie tak. Dokładnie to oznajmiła Maxowi, kiedy dopadła go w okolicach płotu, wielce z siebie zadowolona, we wdzięczny sposób odgradzając mu możliwość powrotu do wioski. Stali więc pomiędzy saniami, pomiędzy kozłami, zupełnie, jakby tutaj właśnie znajdowało się ich miejsce, jakby tutaj należeli, jakby tutaj najlepiej się bawili. Co, a jakże, było możliwe, ale jednocześnie oczywiste było, że dla Carly to było za mało. Skoro już znalazła się w tej wiosce, to zamierzała się przekonać, co tu się właściwie działo i czego mogła się spodziewać, licząc również na to, że dostanie coś, co dostać chciała. Jakąś magiczną i niesamowitą recepturę, jaką mogła wykorzystać w przyszłości, z daleka od tego miejsca, jaka mogło przejść przez jej ręce, jaka mogła stać się jej udziałem, całkowicie i absolutnie niezapomnianym. Nie mogła mieć pewności, że coś takiego tutaj istnieje, ale, co nie ulegało wątpliwości, mogła tego zwyczajnie szukać. - Spodziewałam się, że postanowisz sprawdzić, co to za ambaras z tymi lisami, a skoro już cię tutaj mam, to na pewno cię nie puszczę. Podobno na końcu tej ścieżki, o tam, są choinki do zabrania, ale wiesz, damie nie wypada jeździć samej po lesie, a to oznacza, Max, że pojedziesz ze mną - powiedziała, uśmiechając się do niego uroczo, przeciągając nawet słowa, co niesamowicie ją bawiło, nim zaśmiała się i chwyciła Toto, starając się jakoś oswoić go i wsadziła lisa do koszyka, pozwalając na to, by się tam wygodnie rozsiadł. Oznajmiła mu, że on również jedzie na wycieczkę, bo skoro już postanowił się z nią zaprzyjaźnić, to teraz nie zamierzała go zostawiać i spróbowała pospiesznie zorientować się, jak prowadzi się sanie. - Myślisz, że mam na niego gwizdać? Czy założyć, że wie gdzie są patyki? - zapytała rozbawiona Maxa, nim nagle kozioł wyrwał do przodu, a ona spróbowała złapać równowagę, chwytając również Toto, prosząc, żeby jej nie zgubił. Widać prośba ta była dla niego całkiem ważna, bo już po chwili, a przynajmniej tak się jej wydawało, lis wstrzymał kozła i wykorzystując swoją wiedzę, w jakiś magiczny sposób opowiedział jej historię szopy, przy której się znaleźli. A ona nastawiała uszu, jakby to było coś niesamowicie niesamowitego. - Max! Słyszałeś? - rzuciła, nie mając pojęcia, gdzie dokładnie był jej przyjaciel.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Prezent jako świstoklik, duch liska polarnego będący bardziej uroczy niż straszny i nagła podróż do wioski Papy Świąt - nie mogło być lepszego rozpoczęcia świątecznego okresu niż to. Z szerokim uśmiechem i błyszczącymi oczami złapał za cieplejsze ubrania, aby niewiele później znaleźć się w naprawdę magicznej wiosce. Jako dziecko pamiętał opowieści ojca o Świętym Mikołaju, a później babci o Papie Świąt. Było to jedno i to samo, wierzył, że po prostu był naprawdę taki ktoś, ale jak wszystko wokół niego funkcjonowało, to zależało od kultury, od wszystkiego właściwie, w czym się człowiek wychowywał. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby się okazało, że mieszkańcy, chociażby Stanów Zjednoczonych widzieliby w tym miejscu coś zupełnie innego, niż oni. Inne sanie, inne stworzenia do nich przypięte, inną scenerię, choć pozornie byliby w tym samym miejscu. Spojrzał na liska od Chrisa, który zachowywał się, jakby był fajtłapą, w przeciwieństwie do odważnej Mable. Jego lis rozglądał się uważnie wokół, jakby zamierzał go bronić przed czymkolwiek, co czyhało między drzewami. Niewiele później otrzymał potwierdzenie swoich myśli, gdy Mable zaczęła warczeć na dziwne kozy, które miały ciągnąć sanie, do których podszedł. - Wygląda na to, że musimy jechać osobno - zauważył, spoglądając na męża, czując mimowolne ukłucie żalu, pomimo ekscytacji, która po chwili znów odbijała się w jego spojrzeniu. Ochoczo wskoczył na sanie z duchem lisa obok siebie i dał sygnał kozłom do startu. Ruszyli lekko, sunąc po śniegu równym tempem, któremu daleko było do tempa Chrisa i Josh nie musiał długo czekać, aby zielarz zniknął mu z oczu. Uśmiechnął się lekko, z czułością, postanawiając skupić się bardziej na tym, co go otaczało. Ścieżka, która się zwężała, była piękna. Gałęzie uginały się pod ciężarem śniegu, który czasem strącał przypadkiem sobie na głowę, gdy nie zdołał się schylić. Okolica była po prostu piękna, aż tracił pewność, po co tu przybył. Dopiero kiedy sanie nieco mocniej szarpnęły, otrząsnął się z oczarowania i spojrzał na towarzyszącego mu ducha. - To co tam Mable, jakie mamy plany? Zbieramy ozdoby... Mam nadzieję, że mi pomożesz - powiedział, a widząc mądre spojrzenie lisa, zaśmiał się cicho pod nosem. Zdecydowanie zdołał dostroić się do Chrisa, odkrywając zamiłowanie do stworzeń, ponieważ teraz miał ochotę po prostu zatrzymać ducha przy sobie.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Wynik rzutu kością K6:6 Pole: 11 Wykorzystane skróty: 0/4 Zebrane dobra: Zdobyte punkty uratowania świąt Choinka: Lisek:Millie fajtłapa
Ano, musieli jechać osobno. Chris daleki był od tego, żeby trzymać się kurczowo swojego męża, w końcu potrafił żyć bez niego, radził sobie bez niego i zwyczajnie nie potrzebował go do tego, żeby w ogóle istnieć, ale żałował nieco, że będą musieli przeżyć część przygód oddzielnie. Z drugiej strony, jak przystało na Gryfona, nie lubił się zatrzymywać, nie lubił tak zwyczajnie zostawać gdzieś w tyle, kochał wyrywać do przodu, kochał właśnie te szaleństwa, te przygody, jakie czasami go nawiedzały, aczkolwiek starał się trzymać z daleka od niebezpieczeństw, wiedząc, że to nie było coś, co go bawiło. Miał niektórych rzeczy zwyczajnie dość, wolał ich unikać, wolał oszczędzić sobie problemów, ale nie spodziewał się, żeby tutaj, w Merfox Village, miało wydarzyć się naprawdę coś złego. Owszem, miał świadomość, jak pokazano w liście, że czai się tutaj ktoś, kto zdecydowanie nie przepada za świętami, ale też nie zakładał, żeby Papa Świąt wezwał ich tutaj, gdyby to była naprawdę niebezpieczna jednostka! Dlatego też nie wstrzymywał nawet szczególnie mocno kozła, mając również problem z zapanowaniem nad nim. Millie zaś wolała siedzieć w koszyku, jakby obawiała się, że wystawienie z niego nosa będzie nie do końca właściwe, a kiedy tylko ruszyli spod szopy, wyraźnie się uspokoiła. Zmieniło się to, gdy niespodziewanie podskoczyli w górę, na jakimś kamieniu, czy czymś podobnym, a lisek wypadł, lądując w zaspie. Zielarz natychmiast się zatrzymał, starając się zorientować, co się stało, nie dostrzegł jednak nic groźnego i ruszył na pomoc swojej towarzyszce. - Muszę na ciebie zdecydowanie bardziej uważać, Mille. Może powinienem okryć cię kocem? - stwierdził łagodnie, kiedy odkładał ją ponownie do koszyka, upewniając się, że wszystko jest w porządku, nim kozioł pociągnął go ponownie przed siebie.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Kiedy tylko udało mi się złapać pudełko, które uciekało po mojej kołdrze razem z towarzyszącym mi liskiem polarnym zostałem przeniesiony... No właśnie. Gdzie? Rozejrzałem się zaskoczony po okolicy. Dookoła wszędzie jak okiem sięgnąć były drzewa pokryte śniegiem. To wszystko przypominało mi krainę jakby ze snu. Ten tajemniczy prezent musiał być świstoklikiem. Całe szczęście, że zanim złapałem pakunek zdecydowałem się ubrać! Bez problemu transmutowałem koszulę w bardziej odpowiadającą warunkom puchową kurtkę z kapturem i rozejrzałem się. Pomiędzy drzewami zobaczyłem pasące się stadko kozłów polarnych. Jeden z nich spojrzał na mnie po czym spokojnie zajął się dalszym rzuciem siana z paśnika. Coś zaczęło mi się układać w głowie. Prezent, kraina śniegu, oswojone kozły... Czyżbym trafił do krainy Dziadka Mroza?
Wynik rzutu kością K6: Pole: Wykorzystane skróty: x/4 Zebrane dobra: wpisz wszystko, co udało ci się znaleźć Zdobyte punkty uratowania świąt wpisz wszystkie Choinka: Lisek:Diabeł skonsternowana Lola
Ten dzień mógł zacząć się inaczej, spoglądała na liska, który wręczył jej prezent, sam lisek też wydawał się zdezorientowany, a przynajmniej na chwilę sam zapomniał, że trzymał dla niej jakiś prezent, a gdy ujęła w dłoni paczuszkę przeniosło ją w całkowicie inne miejsce. Jak dobrze, że wcześniej odpowiednio się ubrała, co nie zmieniało faktu, że chłód, mróz i biegające po ziemi kozły nie były dla niej codzienna atrakcją także z zaskoczeniem przyglądała się otoczeniu nie do końca wiedząc gdzie sama wylądowała i to w jakim miejscu. Trochę przypominało to krainę Dziadka Mroza, ale na temat tych rzeczy to raczej słyszała plotki albo nawet coś w stylu legend. Ocknęła się gdy coś dotknęło jej nogi, spojrzała w dół i spojrzała na liska, który chodził wokół jej nogi węsząc coś po śniegu. Uśmiechnęła się i kucnęła niedaleko zwierzaka, wystawiła dłoń w jej stronę. - Hej, dasz się pogłaskać? - spytała jakby miała nadzieję, że zwierze ją faktycznie zrozumie, a przecież szansę byłyby na to niewielkie. Ku jej zaskoczeniu lisek podszedł, obwąchał jej dłoń, a po chwili podszedł jeszcze bliżej i dał się pogłaskać po głowie. - Chyba w tej krainie mam nowego towarzysza - zaśmiała się pod nosem sama do siebie. Dopiero potem zaczęła się rozglądać dookoła siebie, skoro ją tu przeniosło to inne osoby zapewne też. W niedalekiej odległości spojrzała na plecy nieznajomego, nie, to ktoś kogo już z raz czy dwa widziała. Yuri? Pomyślała, choć nie odezwała się do niego próbując zrozumieć gdzie się właśnie znalazła.
Wynik rzutu kością K6: Pole: Wykorzystane skróty: x/4 Zebrane dobra: wpisz wszystko, co udało ci się znaleźć Zdobyte punkty uratowania świąt wpisz wszystkie Choinka: Lisek:Nugget
Kiedy tak patrzyłem na kozły nagle coś usłyszałem. Niby był to płacz, niby wycie ale w rzeczywistości nie przypominało niczego co kiedykolwiek słyszałem. Rozejrzałem się dookoła starając się zlokalizować źródło dźwięku i wtedy zobaczyłem znajomą postać. Za moimi plecami stała nieco zdezorientowana Allison. Podszedłem do dziewczyny szybkim krokiem przedzierając się przez śnieg. -Ali? Ty też tutaj trafiłaś? Gdzie my właściwie... Nagle poczułem uderzenie w zgięcie kolan i poleciałem prosto do przodu. Odruchowo złapałem się Ali za ramiona. Następnie poczułem że wpadam twarzą w twarz Ali. Sekundę później uświadomiłem sobie z przerażeniem, że to miękkie coś na co natrafiły moje usta są ustami Ali. Szybko zerwałem się do pozycji pionowej czerwony jak cegła. -Przepraszam. Po prostu coś mnie popchneło... - obróciłem się do tłu widząc uradowanego liska. -Zatłukę wszarza. Żartowniś się znalazł - warknąłem ze złością. Lisek dla bezpieczeństwa zaczął popierdalać w kierunku najbliższych drzew ja z kolei obróciłem się z powrotem do Ali. -Jeszcze raz przepraszam. Nic ci się nie stało? Nie uderzyłem cię za mocno?
Wynik rzutu kością K6: Pole: Wykorzystane skróty: x/4 Zebrane dobra: wpisz wszystko, co udało ci się znaleźć Zdobyte punkty uratowania świąt wpisz wszystkie Choinka: Lisek:Diabeł skonsternowana Lola
Nie sądziła, że znajdzie tutaj jakąś znaną twarz i to tak szybko i tak blisko, ale co do znanej twarzy to raczej miała coś innego na myśli patrząc na to co zaraz się wydarzy... Uniosła dłoń i pomachała w jego kierunku. Jednak nie sądziła, że ich spotkanie będzie takie... bliskie, tego się nie spodziewała. Widziała przez krótki moment wszystko jak w zwolnionym tempie jak Yuri leci, spodziewała się wszystkiego, ale nie... pocałunku! Jej automatyczną reakcją było położenie dłoni na ramionach chłopaka by go od siebie odsunąć, jej myśli pędziły jak pędziwiatr i nie do końca wiedziała co się działo. Jedyne co wiedziała, a co raczej czuła, że w jednej sekundzie jej lekko rumiane policzki zrobiły się niemal czerwone i nikt [jeszcze] do końca nie wiedział, czy to było ze złości, czy jednak zawstydzenia, albo jedno i drugie, coś jak mieszanka wybuchowa. - Yuri... - wycedziła przez zęby patrząc na niego, a potem na lisa, który spierdolił ile sił miał w łapach tylko by nie poczuć na sobie konsekwencji swoich działań. - Masz po... - Nie zdążyła skończyć, a "coś" podbiegło między moje nogi, które spowodowały, że Ali straciła grunt pod nogami, w pierwsze reakcji wzięła i chwyciła Yuriego za kurtkę i pociągnęła za sobą, jak się okazało, Allison spadła plecami na śnieg, a Yuri na nią, tylko, że głową w śniegu [w sensie jego głowa była nad jej ramieniem tylko w śniegu xD]. Okej, czy to nowa seria niefortunnych zdarzeń? Być może. - Zamorduje tego lisa - wycedziła przez usta z nutą mordu, ale póki co to musiała się uporać z facetem, który dopiero co na nią wpadł, ale fakt, że upadli tak niefortunnie mogłoby ją nawet bawić gdyby nie fakt, że to dotyczy akurat ją. No a lis wcale teraz jej nie pomagał nic a nic, była coś pomiędzy chęcią mordu lisa a zakłopotaniem i złością jednocześnie, ale działo się tak dużo, że nie miała zielonego pojęcia co sie dzieje.
Wynik rzutu kością K6: Pole: Wykorzystane skróty: x/4 Zebrane dobra: wpisz wszystko, co udało ci się znaleźć Zdobyte punkty uratowania świąt wpisz wszystkie Choinka: Lisek:Nugget
Nie minęła nawet chwila kiedy zostałem pociągnięty przez Ali na ziemię i wylądowałem na niej i głową wpadłem w śnieg. Lepiej już jednak to niż z ustami na jej ustach. Tym bardziej, że bardzo tego chciałem. Wyciągnąłem głowę z zaspy i energicznym ruchem otrząsnąłem się ze śniegu. Spojrzałem z bliska w oczy Ali. -No to chyba mamy remis - powiedziałem z delikatnym uśmiechem. Wstałem i chwyciłem Ali pod pachy po czym bez problemu postawiłem ją na nogi. -Chodź. Musimy znaleźć jakieś wyjście z tego lasu przed zmrokiem jeśli nie chcemy tu zamarznąć. Kiedy ruszyliśmy przed siebie przypomniało mi się, że dziewczyna zaczęła coś mówić zanim upadliśmy w śnieg. -Zaczęłaś coś do mnie mówić zanim wylądowaliśmy w śniegu ale nie zdążyłaś skończyć... - zacząłem temat.
Okolica była piękna, ale gdy przypomniał sobie, że tak właściwie miał zbierać ozdoby świąteczne, wszystko wydało się zupełnie inne. Rozglądał się uważnie po okolicznych drzewach, szukając rosnącej na nich jemioły, szukał szyszek leżących na śniegu i nie przejmował się, że przez pewien czas zupełnie ich nie widział. Lekki uśmiech pełen zachwytu nie schodził z jego twarzy, kiedy droga zaczęła prowadzić w górę, a kozły nieznacznie zwolniły, ciągnąc za sobą sanie. Na szczycie zbocza Josh wstrzymał je na moment, gdy tylko dostrzegł między gałęziami dębów duże kule jemioły. Wyraźnie los się do niego uśmiechnął i nie zamierzał przegapić szansy. Nieco żałował, że nie miał przy sobie miotły, gdyż wyglądało na to, że czekała go wspinaczka. Ku jego zdziwieniu Mable wyskoczyła z sań i podbiegła pod drzewo, spoglądając na coś w górę, aż zaczęła wydawać z siebie dźwięki, które dla Josha brzmiały jak nawoływanie. Po chwili po pniu drzewa zeszło na ziemię kilka wiewiórek, przyglądając im się uważnie. Mable podeszła do nich bliżej i Walsh był gotów przysięgać, że jest świadkiem rozmowy zwierząt. Nie wiedział, o co chodziło, aż nie dostrzegł wiewiórek biegnących w stronę jemioły, odgryzających galęzie rośliny, zrzucając je w dół wprost w jego ręce. - To twoja zasługa, prawda? Dziękuję Mable - powiedział cicho, chwaląc liska, który siedział dumnie na śniegu. W końcu miotlarz spakował zebraną jemiołę do sań i dał kozłom sygnał, aby ruszały dalej, samemu rozglądając się za pozostałymi ozdobami.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lisek: Meatball Wynik rzutu kością K6:4 i 11 + 80(transma) = żyję Pole: 4 Wykorzystane skróty: 0/4 Zebrane dobra: - Zdobyte punkty uratowania świąt +5 za kontrolę jakości Choinka: -
Zimowa aura zawsze go przyciągała i o ile towarzystwo lisa, nawet tak uroczego, nie do końca mu odpowiadało, tak już chęć eksploracji tak magicznej krainy była zbyt silna, by się jej oprzeć. Nic dziwnego, że Max w tym wypadku po prostu się ubrał i poleciał jak głupi, biorąc tego świątecznego towarzysza ze sobą. Tak na wszelki wypadek. Właśnie stał i podziwiał niezwykłe widoczki, przy losowym płocie, kopcąc przy tym szluga, gdy usłyszał znajomy szczebiot, a uśmiech na jego ustach od razu się poszerzył. -Wystarczyło zadzwonić, to byś mnie szybciej znalazła. - Zażartował, po czym objął Carly na powitanie, ciesząc się z jej towarzystwa. Wiedział oczywiście, że puchonka to raczej z mugolską technologią nie miała zbyt wiele do czynienia, choć wciąż uważał, że czarodzieje mogliby przerzucić się na szybszą komunikację niż sowy. -Raczej szukam więcej prezentów, bo byłem w tym roku wyjątkowo grzeczny. - Starał się zrobić niewinną minkę ale średnio mu to wyszło. -No pod choinką to na pewno coś na mnie czeka i chętnie Ci to udowodnię. Jak się tam dostać? - Zapytał, czując podświadomie, że odpowiedź musi mieć coś wspólnego z tymi kozłami, które zaprzęgnięto do sań, co swoją drogą było jakieś abstrakcyjnie pojebane, jak na gust Solberga. -Idziesz? - Tym razem zapytał swojego liska, który kręcił się nieopodal. -O chuj z nimi chodzi? - Wyszeptał znów do Carly tak, by przypadkiem nie obrazić zwierzaka, chociaż wątpił, by ten cokolwiek zrozumiał. Na ten moment czuł się raczej nieswojo w takim towarzystwie szczególnie, gdy nie do końca był pewien, czy wróżyło ono sukcesy, czy kolejne życiowe porażki. -Mnie nie pytaj. Ostatnia koza, jaką widziałem, niezbyt mnie polubiła. Może pociągnij za brodę. - Zasugerował równie rozbawiony, wsiadając na swoje sanie i ze zdziwieniem zauważając, że Meatball gdzieś mu spierdolił. Nim jednak zdążył wydrzeć na liska mordę zauważył, że ten przygląda się kozłowi u sań, obchodząc go na około, jakby robił jakiś pojebany test BHP. Klops musiał widocznie uznać, że wszystko jest w porządku, bo zaraz wgramolił się na sanie obok Maxa i razem ruszyli przed siebie, powolutku doganiając Carly i jej Toto. Nie zajechali daleko, gdy uszu Solberga dobiegły jakieś dziwne odgłosy. Ślizgon zasłuchał się w niepokojące dźwięki, ale nie zdążył odpowiedzieć Scarlett, bo już spadały na niego gałęzie, sople i inne kupki śniegu. Na szczęście udało mu się jakoś to wszystko ominąć, ale kilka razy oberwał i był pewien, że zostaną mu po tym niezłe siniaki. -PRAWIE UMARŁEM, ALE JEDŹ SOBIE DALEJ! - Wykrzyknął do puchonki, udając wielkie oburzenie, że nie zainteresowała się jego stanem witalnym.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wynik rzutu kością K6:5 Pole: 5 Wykorzystane skróty: x/4 Zebrane dobra: Zdobyte punkty uratowania świąt Choinka: Lisek:Diabeł skonsternowana Lola
- Ciężki jesteś - wymruczała przez zęby nie za bardzo szczęśliwa z tego powodu, że leży na niej chłop, a ona w aktualnej chwili może ledwo oddychać i to wcale nie było miłe doświadczenie, nic a nic. Dopiero kiedy się podniósł poczuła ulgę, a na dodatek została też podniesiona i postawiona na nogi, na co skwitowała krótkim "dziękuję". - Tak, chciałam powiedzieć czy miałeś pojęcie co zrobiłeś - odrzekła otrzepując swoje ubranie z resztek śniegu, potrząsnęła włosami, ale on nawet tam się dostał, oby się nie roztopił i nie zmoczył jej ubrań. - Ale patrząc na to, że ten incydent zainicjował lis, to mogę równie dobrze stwierdzić, że sytuacja sprzed chwili nie miała miejsce - rzekła oschle, ale jakby nie było, sama aktualnie była w bardzo wielu emocjach naraz i po prostu miała mętlik więc nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić, czy to zwykły wypadek, czy nie koniecznie, ale nie miała za bardzo czasu aby się nad tym teraz zastanawiać, bo jej nogi ruszyły do przodu, potrzebowała świeżego powietrza, którego juz w sumie miała. Może potrzebowała to rozchodzić? Być może.
A potem weszła na sanie i pędziła przed siebie aż dostrzegła jakieś typu ruiny, porzucone i stare, nie wiadomo było ile tutaj stoi, a że było ciemno to też nie mogła dobrze ocenić tego miejsca. Zatrzymała się w tym miejscu ze swoimi saniami. - Lola wiesz coś na ten temat? - spytała lisa, który szedł u jej nogi niczym pies, którego raczej nigdy nie posiadała. Spojrzała na zwierzaka, który jedynie głową pokręcił głową na "nie" co by znaczyło, że jej lis nie lubił za bardzo historii, no nic. A potem spojrzała pytająco na lisa Yuriego, bo może on coś wiedział, bo dla niej to wyglądało jak stare i porzucone ruiny, nic więcej nie mogla powiedzieć jeżeli chodzi o fakty.
Spoiler:
Jadąc przez las, dostrzegasz nagle ruiny chaty wystające spomiędzy śniegu. Jest ciemno, trudno więc ocenić ci, od jak dawna to miejsce jest porzucone, nie widzisz również żadnych charakterystycznych znaków, które mogłyby ci podpowiedzieć, z czym dokładnie masz do czynienia. Czy to dawna pracownia, a może coś zupełnie innego? Jeśli towarzyszący ci lis jest pasjonatem historii dowiesz się, że to dawna szopa, w której mieszkały kozły polarne. Niewiele z niej zostało, a jej historia nie jest zbyt przyjemna, na pewno nieodpowiednia do opowiadania w czasie świąt, ale i tak dociera do ciebie, że doszło tutaj do tragedii, jaka po dziś dzień męczy Papę Świąt. Ta wiedza daje ci 1 punkt z historii magii.
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Wynik rzutu kością K6:2 Pole: 2 Wykorzystane skróty: x/4 Zebrane dobra: wpisz wszystko, co udało ci się znaleźć Zdobyte punkty uratowania świąt wpisz wszystkie Choinka: Lisek:Nugget
Spojrzałem na dziewczynę z lekkim zaskoczeniem. -Ali jesteś naprawdę atrakcyjna ale uwierz mi, że nigdy nie zniżyłbym się do czegoś takiego by wymusić na kobiecie coś co sama nie chciałaby mi dać. Gdyby nie lis... A właśnie. Gdzie się podział mój lis? - rozejrzałem się i zobaczyłem Nuggeta obok ni mniej ni więcej tylko sań zaprzężonych z kozły śnieżne. Poklepałem Ali w ramię i pokazałem jej ten widok a następnie ruszyliśmy do sań. Kiedy doszliśmy uważnie obejrzałem sanie ze wszystkich stron. -Wyglądają jakby czekały na załadunek. Mają przymocowane linki. Możemy założyć, że jeśli zdobędziemy ładunek na jakim im zależy to potem zawiozą nas w bardziej cywilizowane miejsce. Problem w tym, że są jednoosobowe więc każdy z nas musi pojechać osobno. Zgadasz się?
Kiedy dziewczyna się zgodziła wskoczyłem na swoje sanie i ruszyłem z kopyta. Mimo, że początkowo jechaliśmy ramię w ramię po chwili zostałem z tyłu. Niemniej cieszyłem się jazdą. Gałęzie zwisały pod ciężarem śniegu i co chwila zahaczałem o nie głową czy też ramionami. Cały krajobraz był tak pięknie nierealny, że całkowicie zatraciłem się w jeździe nie zauważając nawet, że zostałem daleko tyle za Allison.
Wynik rzutu kością K6:4 i C Pole: 5+4 = 9 Wykorzystane skróty: x/4 Zebrane dobra: Zdobyte punkty uratowania świąt Choinka: Lisek:Diabeł skonsternowana Lola
- To dobrze - skomentowała krótko z lekkim niesmakiem, sama nie do końca wiedziała, co o tym myśleć więc może szukanie znajdziek jakoś ją od tego odsunie i to będzie dla niej dobre. Pojechała zatem dalej zostawiając chłopaka w tyle, co tym razem ją spotka?
Jadąc dalej saniami usłyszała z oddali dźwięk dzwonków i w pierwszej chwili sądziła, że słyszy kogoś innego kto mógłby jechać w jej kierunku? Może Yuri? Rozejrzała sie, ale jego nie było na horyzoncie więc to nie mógł być on. A potem wyjechała spomiędzy drzew dostrzegła inne kozły polarne, takie same, które aktualnie ciągnęły jej sanie. A na dodatek samy wyjadały z ziemi jakieś przysmaki tylko sobie dobrze znane. Widziała w oddali irgę, która wyrastała gdzieś w oddali i jej zielarskie serce zabiło szybciej na ten widok więc chciała, choć spróbować ją zerwać, także pognała w tamtą stronę swoimi saniami, ale jednak nie okazało się to zbyt dobrym pomysłem, bo jeden z kozłów uderzył ją w biodro. - AŁA! - krzyknęła głośniej niż się spodziewała łapiąc się za bolesne miejsce i osunęła się na chwię na swoich saniach. - Co za niewdzięczne kozy, ja chciałam tylko zerwać trochę roślinności! - warknęła na kozły, ale nie było sensu denerwować się na zwierzęta, które w spokoju po prostu zajadły się smakołykami, ból był znośny, ale zaskakująco nie fajny, możliwe, że zostanie po tym jakiś sianiak. Po chwili wpadła na to, że przecież ma różdżkę, więc użyła jej na swoim zranionym udzie przez niefajnego pana kozła. - Levatur Dolor - rzuciła na udo i niemal od razu poczuła się lepiej. No! Teraz mogła ruszać dalej.
Wynik rzutu kością K6:5 Pole: 7 Wykorzystane skróty: 0/4 Zebrane dobra: +1 pkt z historii magii, jemioła Zdobyte punkty uratowania świąt 5 Choinka: Lisek:Toto
- Ale byłoby nudniej – stwierdziła na jego uwagę, zachowując się, jakby nie mogła usiedzieć w miejscu i właściwie coś w tym było. Miała ochotę przekonać się, co tu znajdzie, gdzie to znajdzie i jeszcze co może z tym zrobić. Po prostu była podekscytowana, a świąteczna atmosfera zawsze wprawiała ją w doskonały nastrój, powodując, że miała chęć piec ciastka i robić mnóstwo innych rzeczy, które jej zdaniem były po prostu zachwycające. Nie wiedziała, co prawda, dlaczego wiele osób tego nie lubiło i krzywiło się w każdą możliwą stronę, jakby to było wybitnie nieodpowiednie, ale nie zamierzała się tym jakoś szczególnie mocno przejmować. Skoro dorwała Maxa, a ten najwyraźniej nie zamierzał wracać do domu, to zwyczajnie uznała, że to wykorzysta, niezależnie od tego, co miałoby to być. - O na pewno byłeś niesamowicie grzeczny, nie wierzę w nic innego, jestem przekonana, że Papa Świąt ma dla ciebie super prezenty, o jakich nie wypada nawet mówić na głos – powiedziała, następnie wskazując na sanie i kozły, przy których stali, stwierdzając, że one miały zabrać je na miejsce, ale musieli oczywiście jakoś się wykazać, pozbierać jakieś patyki i inne rzeczy, jeśli chcieli zadowolić wszystkich dookoła. – Jeszcze pytasz – parsknęła, ubawiona, a później podeszła faktycznie do sań, bo przecież nie mogła zostać w tyle, jednocześnie szeptem wyjaśniając Maxowi, że lisy były pomocnikami Papy Świąt, a przynajmniej tak zrozumiała z tego, co się tutaj działo, oczywiście były magiczne, oczywiście miały swoje magiczne imiona, zdolności i Merlin raczy wiedzieć co jeszcze. I oczywiście, Toto był strasznie strachliwy i wstydliwy, więc dzielnie siedział schowany w koszyku, jakby to było najlepsze dla niego miejsce. To znaczy siedział tam, aż do chwili, gdy się zatrzymali, ale nim to nastąpiło, Max miał jakiś niepojęty wypadek, który Carly skomentowała aż piskiem, próbując oczywiście zwolnić, ale nie wyszło to dokładnie tak, jak wyjść powinno. Właściwie wyszło beznadziejnie! Ciągnięcie za brodę nic nie dawało, czy tam krzyczenie na kozła, żeby się opanował, ale w końcu znalazła się w miejscu, z którego widziała jeszcze Maxa, a Toto wszystko jej objaśniał. - No masz placek Merlinie! Ten kozioł w ogóle mnie nie słucha! Ale skoro żyjesz, TO DOBRZE! BAŁAM SIĘ, ŻE JUŻ NIE, A WIESZ, JAK SOBIE RADZĘ Z UZDRAWIANIEM – zakomunikowała, drąc się oczywiście, kiedy Max znalazł się bliżej niej i od razu zapytała go, o co tutaj właściwie chodziło. Problem polegał na tym, że kiedy znowu stanęła na saniach, kozioł ruszył przed siebie, a ona pisnęła. – Hej, hej ty! Koźle! Toto, no weź, zrób coś z nim! I coś zrobił, bo zatrzymali się na jakimś wzgórzu, a ona dostrzegła na drzewie jemiołę, po jaką oczywiście postanowiła się wspiąć, w nosie mając to, że jest w sukience i nie będzie to zbyt wygodne. Pięła się w górę, jak jakaś wiewiórka i chociaż zgrzała się wręcz niemożliwe, ostatecznie zdobyła co chciała i zeskoczyła zadowolona w okolice sań, by znowu zacząć marudzić na nieposłusznego kozła, jaki robił sobie, co chciał.
Wynik rzutu kością K6:2 Pole: 5+4+2 = 11 Wykorzystane skróty: x/4 Zebrane dobra: mały teleskop (+1 astronomia), Zdobyte punkty uratowania świąt Choinka: Lisek:Diabeł skonsternowana Lola
I jak mówiła, tak zrobiła, pojechała saniami dalej rozglądając się dookoła gdzie jest i jakie kolejne przygody na nią czekają, jednak w pewnym momencie wjechała na coś saniami i nie było to za bardzo przyjemne uczucie. Uniosła brew ku górze, a kozły przed nią również zwolniły i spojrzał na mnie, chyba się chciał upewnić czy to sprawdzi. Tak też zrobiła, zeszła z sań i zaczęła się przechadzać zastanawiając się co się mogło stać. Płozy sań były cały i nie były w żaden sposób uszkodzone, pochyliła się i spojrzała na ziemię, ale w sumie niczego nie dostrzegła, po chwili jednak Lola wcisnęła jej jakiś zamrożony przedmiot do ręki. Ali zamrugała zdziwiona. - Co jest... - mruknęła skonsternowana patrząc na podany jej przedmiot, dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to co trzyma w dłoni to mały teleskop. - Dzięki urwisie - mruknęła do zwierzaka i w nagrodę podrapała ją za uszkiem, co prawda korzystała z teleskopu na zajęciach, ale prywatnego nie miała, więc to mogła być ciekawa pamiątka po dzisiejszym dniu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wynik rzutu kością K6:2 Pole: 6 Wykorzystane skróty: 0/4 Zebrane dobra: irga Zdobyte punkty uratowania świąt 5+10(pole)=15 Choinka: -
Ciężko było nie przyznać jej racji. Ostatecznie jednak się tu spotkali i mogli wziąć udział w jakiejś przygodzie, czy to w poszukiwaniu choinki, czy lizaniu śniegu, wszystko mu było jedno, liczyła się rozrywka. -Wiedziałem, że się zgodzisz. Liczę na nową konsolę i może jakąś brykę, ale zobaczymy. Daddy Mróz na pewno mnie nie zawiedzie. - Oczywiście rozumiał jej ironię, ale nie byłby sobą, gdyby w to nie brnął dalej. -Dla Ciebie za to pewnie szykuje worek węgla, co? - Wyszczerzył się mocniej w jej kierunku, gotowy na cokolwiek przypominającego kuksańca lub dobry komentarz. Oczywiście, że pytał, bo nigdy kozła nie powoził, czy jak to tam się poprawnie mówiło. Widząc jednak, jak puchonka wsiada do sań, musiał iść za jej przykładem, czując się nieco dziwnie szczególnie, gdy wokół biegał jeszcze ten przeklęty lis. Więcej zwierzaków chyba nie mieli na podorędziu w tej wiosce. Przewrócił oczami na tę całą historyjkę o pomocnych lisach, bo jego to raczej się po prostu plątał pod nogami, ale niech będzie. Obiecał sobie nie pozwolić, by jakieś futrzane coś zepsuło mu tę wycieczkę. No i obietnicy dotrzymał szybko. Okazało się, że lodowe sople, spadające na łeb, zdecydowanie bardzie psuły radość świąt. Czy Max się dziwił, że wyszedł z domu i coś chciało go zabić? Niekoniecznie, choć spodziewał się tego nieco później. -WIEM I POPROSZĘ CZARNĄ BROKATOWĄ URNĘĘĘĘĘĘĘęęęęęęęęęęęęęęęęęę.... - Przeciągnęło mu się zdanie, gdy jego kozioł gwałtownie się zatrzymał w celu skorzystania z trawiastego bufetu. -Ty tak serio? - Zapytał zwierzęcia, po czym zobaczył coś, co przykuło jego uwagę. -Tym razem Ci wybaczę. Ale tylko tym! - Pogroził mu, po czym wyszedł z sań i zabrał się za zabieranie irgi. Nie nachapał się za wiele, ale zawsze coś miał, po czym wrócił i zmusił kozła do dalszej drogi. -JESZCZE NIE UMARŁEM. ZARAZ CIĘ WYPRZEDZĘ, CZEKAJ NO TYLKO! - Znów krzyknął do Carly, którą dogonił prawie że i mocniej zachęcił kozła do marszu.
Wynik rzutu kością K6:3 Pole: 10 Wykorzystane skróty: 0/4 Zebrane dobra: +1 pkt z historii magii, tracę jemiołę Zdobyte punkty uratowania świąt 0 Choinka: Lisek:Toto
- No, no, ale skromne życzenia - powiedziała, wzdychając ciężko, a później spojrzała na Maxa, zaś jej oczy wyraźnie błysnęły, jakby kryło się w nich coś całkowicie i absolutnie nieprzewidzianego. I gdyby się nad tym poważnie zastanowić, to być może dokładnie tak było. W końcu Carly zaliczała się do tych jednostek, jakie niesamowicie trudno było opanować, nie mówiąc o tym, że ich ujarzmienie było właściwie zupełnie niemożliwe. Były wolnymi duchami, szalonymi i całkowicie nieprzewidywalnymi, nic zatem dziwnego, że uwaga przyjaciela jedynie wywołała na jej ustach uśmiech, świadczący o tym, że doskonale się bawiła. - Ależ dokładnie o to go poprosiłam, Max. W końcu nad takim węglem doskonale wypala się tłuszcz - zakomunikowała, a jej uśmiech stał się o wiele bardziej niebezpieczny, niż jeszcze chwilę wcześniej, jasno pokazując, że nie należało z nią igrać, bo jedynie Merlin wiedział, do czego była zdolna. I właśnie z tymi przyjemnymi myślami ruszyli w drogę! I to jaką! Wyglądało na to, że spokój nie będzie im ani trochę dany, a kręcenie się w kółko i robienie idiotycznych rzeczy zdecydowanie będzie czymś, czym będą się tutaj zajmować do usranej śmierci. I to oczywiście podobało się Carly, która na cały głos darła się na temat odpowiedniego kolumbarium, do którego będzie mogła przyklejać na ślinę kwiatki. Byli niepoważnie i doskonale to było teraz widać, kiedy się przekomarzali, zachowując się jeszcze gorzej, niż ostatnio. - Goń sobie goń, ale najpierw zbierz trochę patyczków, muszę mieć na czym robić szaszłyki - zawyrokowała, gdy na chwilę się zrównali, a ona była pewna, że nic złego się nie stanie. Jemioła i Toto byli na swoich miejscach, i byli tam również, kiedy wjechała między jakieś pokraczne, okropne rzeźby. Byli tam również, kiedy do jej uszu doleciała jakaś okropna pieśń, jakieś zawodzenie, jakiego nie umiała zrozumieć, jakiego nie umiała wyłapać, które niemalże bolały ją w uszy i powodowało, że miała dreszcze. Toto chyba też. A potem wszystko szlag trafił, bo Elge postanowił się zabawić, straciła jemiołę, honor i jeszcze przy okazji poczuła, że nie lubi tego wstręciucha. - Max! MAX! Jak znajdę tego stwora to mu... to mu to, co ma w dupie powyrywam, o!
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wynik rzutu kością K6:1 i G Pole: 9 Wykorzystane skróty: 1/4 Zebrane dobra: irga x2 Zdobyte punkty uratowania świąt 15+5(pole) = 20 Choinka:
Jak on uwielbiał ten jej błysk w oczach. Mogło to oznaczać wiele, ale na pewno nie zwiastowało nudy i Max, gdy tylko zobaczył te iskierki, od razu poczuł, jak adrenalina zaczyna działać, a uśmiech na ustach automatycznie jakoś się powiększył. Ta diablica coś knuła, a on nie mógł się doczekać aż odkryje co takiego. -A weź nie przesadzaj. Aż tak nie przytyłaś ostatnio. - Odpowiedział, całkowicie gotowy na oberwanie z jej strony za ten tekst. Co prawda spojrzenie puchonki wyglądało, jakby to jego miała na tym węglu topić, ale na ten moment postanowił udać, że wcale tego nie zauważa. Scarlett prowadziła w wyścigu, który rozpoczął się po jakimś czasie. Nic dziwnego, skoro Maxa co chwilę wszystko chciało zabić. Nie żeby to było coś nowego, ale to już było akurat trochę bezczelne. I to jeszcze w takim miejscu? A nie, jak umierać, to tylko w pięknych okolicznościach, a skoro nie miał jak tu uprawiać seksu, a narkotyków nadal nie tykał, to musiała mu wystarczyć ładna przyroda. -Mam jeden patyczek już nadziany mięsem, mogę Ci go podać. - Zarzucił, bawiąc się jak debil, gdy jego kozioł tak popierdalał przed siebie. -Ale najpierw musisz mnie złapać! - Zobaczył między choinkami małą ścieżynkę i skręcił w tamtą stronę, trochę licząc na to, że nie jest to żadna śmiertelna pułapka. Fakt, nie spotkał może morderczych pegazów, ale już kozy tak. Max miał przejechać obok i w ogóle nie zawracać sobie dupy ich dzwonieniem i żuciem trawy, ale dostrzegł irgę, a takim rzeczom, to oprzeć się nie potrafił. Zastopował więc własnego rumaka i przeszedł do zbierania rośliny. Właśnie wkładał ostatnią porcję do kieszeni, gdy poczuł ogromny ból w okolicy uda, a gdy tam spojrzał okazało się, że jeden z przeżuwaczy po prostu go bezczelnie zaatakował. -Będę mieć krwiaka, baranie jeden! - Zwyzywał kozła, po czym lekko kulejąc, podniósł się na nogi. Jakby nie patrzeć, trochę go tam zblokowało. Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy jego lisek, Meatball, wyskoczył z sań i pobiegł w pizdu, tylko po to, by zaraz wrócić z jakimś listkiem w mordzie, który położył w miejscu zranienia i zaczął trącać Maxa nachalnie nosem, aż ten nie wsadził sobie rośliny prosto na siniaka, który zdawał się nieco złagodzić. - Dobry w to jesteś. Może nie taki z Ciebie klops, jak Cię malują, co? - Poczochrał liska między uszami, bo docenił ten gest, a gdy już poczuł się na chodzie, ruszył dalej, nie wiedząc, że przez całą tę przygodę, nadal był w tyle za Carly.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wynik rzutu kością K6:6 Pole: 5+4+2+6 = 17 Wykorzystane skróty: x/4 Zebrane dobra: mały teleskop (+1 astronomia), Zdobyte punkty uratowania świąt Choinka: Lisek:Diabeł skonsternowana Lola
- Czas jechać dalej, zobaczymy co nas czeka - mruknęła do Loli, a potem sama weszła na sanie. Jeszcze trochę drogi jej zostało, a nie wiadomo kiedy był koniec tej dziwnej wycieczki. Po jakimś czasie wydostała się na niewielką polankę, w której rosły różne krzewy, tyle jedynie mogła przypuszczać w tym półmroku, przez moment nawet przemknął jej pomysł aby je jakoś zerwać, może by się jej do czegoś przydały. Jednak kozły, które pchały sanie miały jednak co do tego nieco inne zdanie, bo nawet na moment nie zwolniły, spojrzała pytająco jednak na Lole, a ta jedynie pokręciła głową na "nie" także jedyne co mogła teraz zrobić to obejść się smakiem i jechać dalej.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Wynik rzutu kością K6:4 Pole: 6 Wykorzystane skróty: 1/4 Zebrane dobra: +1 pkt z historii magii, zdobywam irgę Zdobyte punkty uratowania świąt 10 Choinka: Lisek:Toto
- Och, nie wiesz, że chłopak nie pies i kości nie je? – zapytała go z politowaniem, nim faktycznie wyruszyli w drogę, bawiąc się tym doskonale i wcale nie martwiąc się tym, że zaczepiali się, jakby nie byli do końca poważni. Zupełnie, jak dwójka dzieci, która nie wiedziała, dokąd tak naprawdę zmierza, ale to nie miało dla niej żadnego znaczenia. Po prostu świetnie się bawiła, a to jej wystarczyło, by była w pełni szczęśliwa, bez żadnych problemów, czy dodatkowych pytań, z którymi nie byłaby w stanie sobie poradzić. Bawiła się świetnie, przekomarzając się z Maxem, wielce zadowolona z tego, że go wyprzedziła, ale jak się wkrótce okazało, jej radość nie trwała tak naprawdę zbyt długo, bo wylądowała wywalona i ogólnie smutna, nie miała nawet możliwości odpowiedzieć chłopakowi w sprawie patyków, chociaż bardzo chciała. Bo ogólnie cała ta zabawa z przygotowywaniem smacznego mięsa w pełni jej odpowiadała i pokazywała, że potrafili, a jakże, cudownie się bawić. I w końcu udało jej się pozbierać, jednak jej kozioł… pociągnął ją w inną stronę, niż powinien! Dość szybko zorientowała się, że ruszył nie tam, gdzie powinien, pędząc przed siebie jak szalony, co wcale jej się nie podobało, bo nie miała pojęcia, dokąd tak naprawdę jedzie. Nic zatem dziwnego, że zaczęła krzyczeć do Maxa, mając nadzieję, że ten ją uratuje, ale najpewniej nic podobnego nie miało się wydarzyć, a przynajmniej takie odniosła wrażenie po tym, co się działo. Bo nagle wylądowała w jakiejś trawie czy irdze, jaką udało się jej ostatecznie zebrać, kiedy jej kozioł zaczął jeść trawę, nic sobie nie robiąc z tego, co się działo. - Co to za szaleństwo! Max? Max, słyszysz mnie? – zapytała, kiedy udało jej się zmobilizować kozła do ruchu, ale jej przyjaciel był chyba mimo wszystko za daleko.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wynik rzutu kością K6:3 i nieparzysta Pole: 12 Wykorzystane skróty: 1/4 Zebrane dobra: irga x2 Zdobyte punkty uratowania świąt 20 Choinka:
Co do kwestii chłopaków i kości to tylko jej wytknął, że co koleś, to inne gusta i mogłaby się czasem zdziwić. Dużo gorzej, że zaraz z niego by nic więcej nie zostało, gdy las postanowił poddać go jakiemuś pojebanemu survivalowi. Najpierw atak przyrody, potem atak od kozła... Dobrze, że jego Klopsik miał dobre serduszko i nieco zmniejszył obrzęk po tym wydarzeniu, ale nadal, to po prostu bolało i Max już się bał, że te całe choinki to pewnie będą krwiożercze i ostatecznie stanie przed wyborem: zetnij choinkę, albo ona zetnie Ciebie. -Ej, a Ty gdzie?! - Krzyknął do Carly, gdy jej kozioł nagle zmienił drogę i pobiegł chuj wie gdzie. Solberg nawet próbował skręcić za dziewczyną, ale kozioł miał go w dupie i wolał wlecieć w stado jebiących ogniem świetlików. -Kurwa, zajebiście. - Mruknął do siebie widząc iskry, które zapewne miały go na tej ziemi pogrzebać. Jak wszystko inne zresztą. -Jak znowu wpadnę na taki pomysł, weź mnie zjedz. - Rzucił do Klopsa, po czym pospieszył kozła i w porę wyjechali z tego pola śmierci. Niestety, krzyków Carly nie usłyszał nawet echem...
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Wynik rzutu kością K6:5 Pole: 11 Wykorzystane skróty: 1/4 Zebrane dobra: +1 pkt z historii magii, irga Zdobyte punkty uratowania świąt 10 Choinka: Lisek:Toto
No właśnie, a ona gdzie? Sama nie wiedziała i było jej trudno to powiedzieć, bo kozioł robił co chciał. Toto zaś był zbyt przerażony, żeby była w stanie go jakoś zachęcić do działania i tym właśnie sposobem znaleźli się daleko od Maxa, przynajmniej na jakąś chwilę. Wszystko po to, żeby kozioł się posilił, co nie było dane ani duchowi liska, ani Carly, oni musieli zajmować się czymś innym, jak choćby trzymaniem się sań, kiedy już udało się umieścić irgę w koszyku. Przygoda była, co należało jej oddać, naprawdę szalona i w pewnym sensie nadal jej się podobała, choć żałowała, że nie byli blisko siebie z Maxem. Aż do następnej chwili. - Max, Max, słuchaj, żyję! - krzyknęła, bo dostrzegła go właściwie tuż przed sobą, bardzo blisko, ot, na wyciągnięcie ręki, była o tym przekonana. I miała mu opowiedzieć, co się stało, kiedy nagle podskoczyła w górę, Toto wydał z siebie zdziwione szczeknięcie, a kozioł się zatrzymał. - Masz Merlinie placek! Co teraz? Przejechaliśmy po marchewkach? - wymamrotała, choć właściwie to prawie krzyczała, wyrzucając ręce w górę, kiedy ruszyła sprawdzić, co się stało, jednak prędko doszła do wniosku, że to najwyraźniej był jakiś kamień. Nic zatem dziwnego, że wróciła do sań, zapewniając swoich towarzyszy, że nic się nie działo i mogli jechać dalej, bo takie stanie w miejscu nie było dla nikogo dobre. - Max, czekaj, już cię gonię! Mam nadzieję, że masz patyki, bo robię się głodna! - krzyknęła w stronę przyjaciela, dopóki jeszcze go widziała.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wynik rzutu kością K6:6 i J Pole: 18 Wykorzystane skróty: 1/4 Zebrane dobra: irga x2 Zdobyte punkty uratowania świąt 20 Choinka:
Jechał przez chwilę przed siebie licząc, że Carly tak za bardzo nie umrze i jeszcze się spotkają. Nie miał gotowej mowy pogrzebowej, a i garnitur wypadało kupić nowy. Nie, zdecydowanie nie mogła teraz mu kopyrtnąć. To by było po prostu niesympatyczne z jej strony. I miał rację, bo już zaraz usłyszał jej cudny głosik, wołający jego imię. -Całe szczęście! Nie wiedziałem nawet czy chować Cię w urnie czy w trumnie. Weź następnym razem nie zostawiaj mnie nieprzygotowanego! - Odpowiedział humorystycznie, ale jednak kryła się za tym prawdziwa troska. Meatball spojrzał na Maxa jak na debila, na co chłopak odpowiedział tym samym. Nie będzie go żaden lis krytykował. -Weź tam nie śpij, to będzie nudne zwycięstwo! - Rzucił, gdy dziewczyna znów się zatrzymała. Solberg jednak nie zamierzał czekać, choć po chwili i tak na chwilę przystanął, gdy znalazł się na rozdrożu. Gdy myślał nad tym, którą drogę wybrać, by potencjalnie nie umrzeć, znów usłyszał ten dziwny jazgot, który dotarł do niego na początku wyścigu. -Piękna? Co to tak, kurwa wyje? - Zarzucił do Scarlett, która coś tam gadała o patykach, ale jego bardziej interesowały te nawiedzone jęki, bo śpiewaniem zdecydowanie by tego nie nazwał. -Pamiętaj, brokatowa urna! - Rzucił jeszcze przez ramię, nim wybrał ścieżkę i popędził ponownie swojego kozła. Jak się okazało, tym razem intuicja go nie zawiodła i wyszedł z etapu wyścigu bez szwanku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees