Szeroka ulica biegnąca przez całą długość czarodziejskiej wioski, oświetlana po zmroku przez stojące na poboczach latarnie. Z okazji różnych świąt często ustawiane są tu stragany jarmarczne, ozdoby lub rzeźby, często odbywają się tu również konkursy lub loterie.
Dziewczyny wyszły z lasu. Amen. Zoiś była w wspaniałym humorze. Bardzo lubiła towarzystwo Elliott, choć sama nie do końca wiedziała dlaczego. Dziewczyna odgarnęła swoje pasemka (dziś były różowe, że aż bolały od nich oczy) i spojrzała na dziewczynę. - Często sama machasz nożem w lesie ? –spytała, chcąc przerwać ciszę, która robiła się coraz bardziej nie do zniesienia. Zoey szła ulicą, po kostki w śniegu. Wrr… jak ona nienawidziła zimy. Najgorsza pora roku z możliwych. Ale z drugiej strony, gdyby nie było zimy, nie cieszyłaby się tak z powodu nadejścia wiosny. Jak to mówią mugole – coś za coś.
Tak! W końcu pośród ludzi. Nigdy nie była zestresowana z powodu ich braku. Dzisiaj zdarzyło się to pierwszy raz i modliła się, by to uczucie nie powracało. Nie żeby nie lubiła towarzystwa. Co to, to nie! Ale czasami samotność jest sprzyjająca. Można dzięki niej przemyśleć niektóre sprawy i zrozumieć wiele rzeczy. Jedynie samotność jest w życiu człowieka stanem graniczącym z absolutnym spokojem wewnętrznym,z odzyskaniem indywidualności. Tylko w pochłaniającej wszystko pustce samotności,w ciemnościach zacierających kontury świata zewnętrznego można odczuć, że się jest sobą aż do granic zwątpienia, które uprzytamnia nagle własną nicość w rosnącym przeraźliwie ogromie wszechświata. Ale dość już o tym. - Cóż... czasami bywa. Wiesz, trenuję. Kiedyś ta umiejętność może się przydać. A ty? Często sama spacerujesz po lesie?
Zoey nie lubiła samotności. Czuła się w tedy taka pusta i niepotrzebna. Za to mając przy sobie kogoś, czuła się wartościowa. Może i była nienormalna i miała ADHD, ale zdecydowanie była osobą która dawała się lubić. - Nie, nie. Potrzebowałam chwili samotności, żeby coś przemyśleć. I w sumie nie wiem, jak się znalazłam w tym lesie. Zaśmiała się. To było dziwne, ale gdy musiała się nad czymś pomyśleć, zupełnie się wyłączała. Szła przed siebie, nie wiedząc dokąd idzie. - Może kiedyś mnie pouczysz, jak tak wymachiwać nożem. Szczególnie, jeśli tan wampir to nie żart. A wiedziała, że to nie żart. Nikt nie byłby na tyle głupi, aby żartować na ten temat. A Zoey, Elliott za głupią nie uważała.
No to miały coś wspólnego! Elliott też ma ADHD i jest nienormalna. Chociaż Zoey przynajmniej nie gada sama ze sobą i kontroluje w pełni swoje odruchy. Gryfonka zresztą także je kontrolowała, ale niektóre jej ruchy były tak mechaniczne, że nie zdawała sobie z nich sprawy, póki nie było za późno. - Czasami się tak zdarza, zapomina się o całym świecie nurkując w otchłań własnego umysłu. - Pokiwała ze zrozumieniem głową, ale po chwili wybuchła śmiechem. Dawno nie mówiła tak... uczenie. Aż dziw, że coś takiego potrafi. - Jasne, bardzo chętnie. Choć na razie możemy zacząć od jakiejś atrapy ze stępionymi brzegami. Jet bezpieczniej. - Wyszczerzyła się do studentki. - A wampir to niestety nie żart. Choć bardzo bym tego chciała.
Dokładnie! Czasem człowiek odpłynie w najgorszym momencie i musi się tłumaczyć. Raz kiedyś tak odpłynęła na Historii Magii, i przez pół roku wołali, że jest zakochana bo marzy na lekcjach. Ale co na to poradzić ? - Okej. Tylko uprzedzam, że przebywanie ze mną to nie przelewki. Trzeba mieć nerwy ze stali. Zaśmiała się. Jej przyjaciele zawsze jej to powtarzali. Albowiem, nasza studentka także nie kontrolowała niektórych odruchów. Robiła je z przyzwyczajenia, i często miała z tego powodu kłopoty. - Pamiętam… Jak spotkałam wampira. Byłam w tedy mała i niedoświadczona. Gdyby nei mój przyjaciel, teraz by mnie tu nie było. Uśmiechnęła się nikle. Po co się odzywała na ten temat? Może Ell pomyśli, że jest jakąś nienormalna, żeby zwierzać się z takich rzeczy. Trudno, stało się.
Ileż to razy zamyślała się na lekcjach i została na tym przyłapywana... Och, nawet nie ma co próbować ich liczyć. Nikt co prawda jej nie posądził o zakochanie się, ale szlabanów kilka dostała. - W takim razie masz szczęście, gdyż iż takowy człek przed tobą stoi. - Zaśmiała się i wyprężyła dumnie pierś. Nerwy może i ze stali miała, gorzej z sercem, które bardzo uczuciowe było, choć nie wyglądało na to z zewnątrz. Pokiwała ze zrozumieniem głową. Ona też przeżyła coś podobnego. - Wiem, co się wtedy czuje. Miałam nieszczęście znaleźć się w podobnej sytuacji, ale z opresji wyciągnął mnie ojciec na spółę z kuzynem. - Wzdrygnęła się na samo wspomnienie. Najokropniejszy dzień jej dzieciństwa, nie licząc zniknięcia Perry'ego i śmierci Mistrza.
Droga z wiszącego mostu wprost do głównej ulicy miasteczka może nie była długim dystansem, ale śnieg i mróz podczas wędrówki zrobiły swoje. Czas dłużył się niesamowicie a pogoda wręcz nie zachęcała do tego, żeby ktokolwiek przeszkadzał jej dziś w przepływach mocnych, mroźnych wiatrów, leżącego naokoło puszystego śniegu. Trudno było sądzić, że wiosna zaraz nadejdzie- lepsze stwierdzenie było, iż na pewno się spóźni. Ale były także plusy- można było bez zbędnych komentarzy wejść do jakiegoś ,,baru" i napić się czegoś rozgrzewającego. Prawdę mówiąc, jedynie o tym( zapewne wszyscy, a jak nie to większość) zomyślało się chodząc po jakże zimnym śniegu.
- Pogoda nie zachęca do spacerów, co? - zagadał cicho, zakrywając nos szalikiem, który w czasie marszu spadł. Namida nie cierpiał zimna, i chodzenie tak po śniegu nie było zbyt fajne, szczególnie w zimowych, niewygodnych butach... Ah, co on by dał, aby znowu móc założyć trampki! Wszystko normalnie! - Na całe szczęście, pub jest całkiem niedaleko. - pocieszył i siebie, i Julie, śmiejąc się szczerze spod szalikowej osłony. Chciałby już usiąść, napić się czegoś rozgrzewającego i i lepiej poznać tą dziewczynę...
-Wcale. Nie cierpię zimna. Czasem dochodzi do tego, że boję się wyjść na dwór na taki mróz. Och, kiedy w końcu przyjdzie wiosna?- wzniosła oczy ku niebu jakby to mogło w jakiś sposób przyśpieszyć przyjście ciepłych wiatrów. -To co? Idziemy do Trzech Mioteł czy... czy może preferujesz coś innego?- spojrzała na jego prawie całkowicie zakrytą twarz i się uśmiechnęła. Prawdę mówiąc jakoś przez tyle lat nie zajrzała- nigdy!- do Trzech Mioteł ani oczywiście do Świńskiego Łba. Słyszała opowieści, że można się tam natknąć na naprawdę niezwykłe i dziwne osoby...
Oj no, Bell akurat o tym nie pomyślała... zresztą czy to dziwne? Jakoś tak miała w głowę taką wizję, że ci co mogli uciekli, zostawiając samym sobie tych, co uciekać nie mieli siły. A czarnoksiężnik potem porwał każdego co się jeszcze ruszał, a resztę, czyli nieprzytomnych i ciężko rannych po prostu zostawił. Nie ma co, kolorowo to wszystko sobie wyobrażała. Cieszyła się, że zaproponował żeby tutaj się pojawili, to z pewnością znacznie ją uspokoi kiedy zobaczy jak to teraz wyglądało... Więc teleportowali się na ulicę główną, niedaleko cukierni, tak, że można było zobaczyć w jakim jest stanie ale znowu za blisko nie podchodzić. - Hmm, chyba wszystko jest okej - dopiero teraz puściła dłoń Felixa, wcześniej nawet nie zauważyła, że ją trzyma... chyba ze zdenerwowania. - To... ym, gdzie to twoje mieszkanie? - spytała, zerkając to na chłopaka to na coś tam. Jakoś nie mogła utrzymać wzroku w jednym miejscu, a zarazem chciała na niego patrzeć, w końcu zawsze spoglądała rozmówcy w oczy, więc teraz nie mogło być inaczej.
Coz widac bylo, ze Bell jest w nie malym szoku po tym wszystkim. Felix nie mogl nic na to poradzic jak tylko po prostu jakos ja rozluznic. Da jej herbaty to na pewno bedzie ok. Chwycil ja za reke i pociagnal wzdluz ulicy. -Wiesz, nie chce zeby ktos nas w jakis sposob dostrzegl. Wiec szybko. Kluczyli pomiedzy uliczkami tak, zeby nikt ich nie zobaczyl po czym, Felix doprowadzil Bell do drzwi. Wyciagnal rozdzke i zastukal w rozne miejsca na drzwiach pojedynczo a niekiedy po kilka razy w okreslonym rytmie. Po chwili bylo slychac szczek zamka i Jerome otworzyl drzwi. Wykazal Bell zapraszajacy gest, po czym gdy weszla zamknal drzwi i znow bylo slychac rytm stukania patykiem o drzwi, tylko teraz w innej kolejnosci. -No to jestesmy. Czuj sie jak u siebie. Przerarl oczy ze zmeczenia, ale nie, nie bedzie spal. -Tam masz salon polaczony z kuchnia. Wskazal palcem prawe dziure w scianie. -Tu w scianie drzwi od lazienki. Klepnal drzwi po lewej stronie, ktore wydaly gluchy odglos, poniewaz najwyrazniej byly puste w srodku. - A drzwi po lewej to moja sypialnia. Troche tu balaganu, ale nie bylem tu od ponad roku.
Kto jak kto, ale czy Nefretete odmówiłaby pomocy przyjaciółce? Oczywiście, że nie. Zwłaszcza, iż Lauren przeżywa dokładnie to samo. Śmierć rodziny, najbliższych osób, których już nigdy nie zobaczy. Wyszła z Hogwartu w samym swetrze. Przecież w domu babcia zrobi ciepłej herbaty, prawda? Poza tym, płaszcz gdzieś zostawiła albo zgubiła. Mniejsza o to. Po drodze wstąpiła jeszcze do Miodowego Królestwa, aby kupić dwie paczki fasolek i kociołkowe pieguski. Dla przyjaciółki i brata. W końcu mały żarłok zawsze oczekiwał drobnego prezentu. Nic dziwnego. W końcu tylko od Naleigh mógł oczekiwać podarunku. Dziadkowie nie żyli, rodzice również. Została siostra. Jednak Nef wcale z tego powodu nie ubolewała. Uwielbiała patrzeć na radosną twarzyczkę brata. Następnie ruszyła w stronę Trzech Mioteł. Stanęła przed pubem, aby w spokoju zaczekać na Krukonkę. W między czasie zastanawiała się co też jej powie. "Bardzo mi przykro" odpadało. Zbyt banalne i wcale nie pomaga. Odgarnęła włosy z czoła i westchnęła. Czas wcale jej się nie dłużył. Wręcz przeciwnie - cieszyła się, że leci tak powoli.
Przeczytała list i szybko rzuciła się w stronę szafy i innych szuflad, wrzucając wszystko do walizki byle jak. Wiedziała, że z łaski Nal się nie rezygnuje, hy hy. O, swoją drogą, zaczęła już nawet... żartować? W każdym bądź razie poczuła, że naprawdę może być jeszcze szczęśliwa. I zrobiło jej się tak przyjemnie ciepło i miło na myśl o Naleigh. Pierwszy raz od tego czasu z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że zaczyna się układać, a bynajmniej coś się dzieje. I to nie nic złego. Po chwili zauważyła, że schowała też do torby płaszcz i cieplejsze buty. No cóż, nie ważne. Nie chciało jej się tego wyciągać, wyszła więc w bluzce z długim rękawem i siwym sweterkiem z guzikami. A na nogach miała zniszczone i znoszone już, ulubione granatowe trampki. Wyleciała z zamku i ruszyła w stronę Hogsmeade. Gdy już się tam znalazła, zaczęła szukać wzrokiem przyjaciółki. Cóż, nie trwało to zbyt długo. Nal się wyróżniała, co znacznie ułatwiało sprawę. Odetchnęła więc głęboko i ruszyła w jej stronę. - Dziękuję. - wykrztusiła, starając się uśmiechnąć, ale zdołała unieść tylko kącik ust odrobinę do góry. Łaał, jaki postęp! - Obiecuję, że będę pomagała i w razie czego nie bójcie się na mnie nawrzeszczeć, dobrze? Ostatnimi czasy jestem nieznośna. Na przemian wrzeszczę, bądź milczę... Ale ostatnio jest lepiej, co jest twoją zasługą. - stwierdziła, przyciągając do siebie masywną walizkę. Nie wiedziała, co może jeszcze powiedzieć... Ale wiedziała, że Neglect zrozumie, i odbierze jej milczenie we właściwy sposób.
Davis wypadła z Pubu pod Świńskim Ryjem, naprawdę szybkim krokiem. Gdyby na ulicy byli jacyś ludzie z pewnością by się tym zainteresowali, ale dochodziła dziesiąta i robiło się zimno, przez co wszystkie osobniki skryły się w różnych sklepach, domach, czy po prostu w zamku. Davis chciała, a raczej pragnęła dziś zdobyć Amphibię i ruszyła w kierunku bocznicy, gdzie zawsze byli jacyś kupcy, trochę nerwowo, bo bała się, że jej nie dostanie. Biały proszek, który wciągnęła chwilę wcześniej tylko potęgował uczucie braku tabletki. BUM. Nagle w kogoś uderzyła. - Jak łazisz? - Warknęła do chłopaka, który przed nią stanął. - Ooo, to ty Shakur. Gdzieś ty się podziewał przez ten cały czas, gdy się nie widzieliśmy? - Zaciekawiła się, ale przy okazji podrygiwała w miejscu.
Shakur spokojnie uniósł powieki spoglądając na kuzynkę. - Gdzie byłem tyle czasu? Sam nie wiem. - Pokręcił głową uśmiechając się, jednocześnie rzucając wzrokiem gdzieś w dal. - A gdzie ty tak prujesz? Omal mnie nie zabiłaś! - W jego głosie dało się słyszeć nutkę ironii. Smith ciągle patrzył na Angie, która wciąż dziwnie się zachowywała, chyba już nawet wiedział o co jej chodzi.
Przez chwilę spoglądała to w lewo, to w prawo, bez zbytniego celu. Tak sprawdzając czy ktoś nie nadchodzi. Shakur chyba widział, że dziwnie się zachowuje, czyli każda potencjalna osoba również mogła to zauważać, chociaż on był kuzynem, czyli równocześnie znał ją trochę lepiej. Przez kilka sekund zastanawiała się czy zapytać go o Amphibię, w końcu sam handlował narkotykami. To było dla niej długie kilka sekund. - Ja gdzieś pruję? - Zapytała, by dać sobie na czasie. - Palisz coś ostatnio? Albo bierzesz? - Przy tym drugim pytaniu wbiła w niego zaciekawione spojrzenie. Miała nadzieję, że powie, że tak i jeszcze może akurat będzie miał coś przy sobie? Może akurat przybył do Hogsmeade by coś posprzedawać i zarobić? Mogła mu nawet zapłacić, byle coś dostać.
Od razu wiedział o co chodzi Ślizgonce. - Mam zajebisty towar! Od takiego Grubego z Brooklynu... - Popatrzył na Angie badawczym wzrokiem. - Chcesz Pigułę, czy może wolisz coś do fukania? - Wyszeptał obracając się i obczajając czy nie ma nikogo w pobliżu. Ulica była prawie całkowicie pusta, pewnie przez to, że zrobiło się naprawdę chłodno. - Chodzą po dwadzieścia sykli, ale jak dla Ciebie dziesięć, w końcu rodzina... - Dokończył Shakur uśmiechając się szeroko.
W jej oczach pojawiły się ogniki zadowolenia. To, czego szukała cały wieczór, teraz tak po prostu na nią wpadło. Przestąpiła z nogi na nogę, stwierdzając w duszy, że ona to jednak ma farta. Przetarła nos, jakby myślała, że jeszcze coś białego może się pod nim znajdować, i nawet nie chciała się targować. Gdzie przy takiej zniżce? No chyba, że po prostu ją robił i to tak tanio chodziło, ale jakoś mu wierzyła. - Dziesięć sykli, powiadasz? - Wsadziła rękę do kieszeni szukając drobnych, które pobrzdękiwały denerwująco. W końcu wyciągnęła kilka, i zaczęła szybko je przeliczać. - Masz Amphibię? - Zapytała trzymając już kasę w ręce.
- Mam. - Uśmiechnął się, wyciągając z portfela 3 tabletki amphibii w opakowaniu. - Tylko nie wszystko na raz! To jest towar czterogwiazdkowy kumasz? Na prawdę mocne gówno. - Ostrzegł Angie gestykulując przy tym, jak to zwykle u niego bywa. Podał kuzynce opakowanie odbierając przy tym pieniądze. - Masz teraz jakieś plany? Bo nudy jak chuj. Może gdzieś skoczymy? - Zapytał, gdy nagle, niedaleko nich, spostrzegł znajomą postać.
No kurde, nooo... Zauważył ją, a chciała być jak ninja! Podkraść się po cichu, zerknąć czym tak się ochoczo dzielą, no i w razie czego ponarzekać, że mają jakiś niepewny towar gdy ona była kiedyś dilerką i dobrze wiedzą, że może im coś załatwić! Dla Angie, jako BFF, może nawet za free. - Co tam tak chowacie? - Zapytała jak zwykle wesołym i beztroskim głosem, całkowicie zapominając o klasycznym "Cześć". Nie miała się o co martwić, więc rzadkością był widok Hery bez uśmiechu, więc oczywiście w ramach powitania odsłoniła dla nich bialutkie ząbki. Podeszła do nich bliżej, praktycznie opierając się ramieniem o Shakura, bo jej kondycja nie jest za dobra, a już sobie trochę przeszła piechotą.
Gdyby wiedziała, że w tych okolicach, o tej godzinie pojawi się Hera, to z pewnością nie kupiłaby od Shakura tych tablet... chociaż w sumie zawsze to dzielenie się pieniędzmi z kuzynem, a nie kimś obcym. Davis schowała do kieszeni tablety, widząc, że Shakur utkwił spojrzenie w jednym miejscu, jakby ktoś nadchodził. Okazało się, że niepotrzebnie. - Woo, to ty! - Odetchnęła z ulgą. - A jak myślisz? Musiałam zdobyć coś mocnego, dobrze, że w ogóle się ktoś trafił z towarem. - Nawet nie miała zamiaru pytać co ona robi w Hogsmeade o tej godzinie. Widocznie każdy z nich miał jakiś powód. Wyciągnęła jedną z tablet i połknęła. Mimo, że jeszcze nie mogło to na nią zadziałać, już była rozluźniona. Na samą myśl, na jakim speedzie będzie niedługo. - Słuchaj, je się bierze co jakiś czas, czy po prostu jedna tableta starcza na kilka godzin? - Zwróciła się do chłopaka. Trzygwiazdkowe już brała, ale cztery to była nowość. - Btw, nie za ciepło ci? - Szturchnęła Puchonkę. - Trochę się przeszłaś, hehe.
- Co trzy godziny jedną. - Powiedział do Davis po czym odwrócił się w stronę Haerowen. - Co u Ciebie słychać Hera? - Zapytał Spoglądając jej w oczy, chociaż nie było to łatwe, kiedy ona opierała się o niego. - Gdzie leciałaś? - Uśmiechnął się. Na dworze było już bardzo zimno, Shaka przechodziły lekkie dreszcze, ale od jego koleżanki, która dopiero co przyszła, biło ciepło, gdyż była ona rozgrzana po krótkim biegu w stronę jego i Angie. - Myślę, że powinniśmy wejść do jakiejś chaty, bo tu zamarzniemy! - Powiedział głośno czekając na reakcję dziewczyn.
Pff... Piguły! Hera jest zwolenniczką koki... i hery. Chociaż te drugie to pewnie przez zrąbaną psyche i objawy masochizmu, ale cii... to szczegóły! - U mnie? Jak zwykle nic. A dokładniej to chciałam przejść się na spacer, ale potem przypomniałam sobie, że nienawidzę spacerować. Prawie umarłam z nudów! Mówią, że sport to zdrowie, ale ja kiedyś obalę te powiedzenie i udowodnię wszystkim, że niewolno się wysilać. - Jak zwykle jak już zaczęła gadać, to nie mogła się zamknąć, ale nie można jej za to winić! To społeczeństwo tak na nią działa, o! - A ja myślę, że chce usiąść. - A może czas popracować nad kondycją? Niee... Po co? Na co? Jej się to na pewno do życia nie przyda. Jak już będzie sławna i bogata, to wynajmie sobie ochroniarzy. Czemu wcześniej na to nie wpadłam?
- Ty myślisz, że zamarzniemy jak tu zostaniemy, ty, że chcesz usiąść, więc proponuję iść do Pubu pod Świńskim Łbem. - Ostatnio bez przerwy tam przebywała, ale co zrobić. Zresztą jak miał na nią działać ten speed, to lepiej w jakimś niegroźnym miejscu, a gdzie można się czegoś napić. Tym razem może nie wyskokowego. - Bo we Wrzeszczącej Chacie to raczej zbyt ciężko nie będzie. Zaczynało się jej robić ciepło. Lubiła to uczucie. Nic ją tak nie ciągnęło by spróbować po raz kolejny, i następny i jeszcze raz, prócz tabletek. Ruszyła z miejsca, ale widząc, że oni jeszcze stoją w miejscu jej usta utworzyły dzióbek. - Chodźcie, chodźcie. Do Pubu marsz. O, btw. wiecie co dziś znalazłam w bibliotece? Taaak, byłam w bibliotece! Ale była tam Czarodziejska Kamasutra. Kminicie to? Ciekawe kto to tam zostawił, bo wątpię, że to zasób biblioteki. Zresztą pieczątki nie widziałam, chyba, że po prostu ją ominęłam. - Już powoli zaczynała mówić szybciej, no chyba, że po prostu nagle dostała weny na tematy. - Co zamierzacie sobie zamówić w Pubie? Ja chyba tym razem soczek, bo już dziś piłam tam Malinowe Whisky. Polecam. Btw, myślałam jeszcze żeby wpaść do Miodowego Królestwa, ale tam ciężko z jakimś miejscem siedzącym to Pub lepszy, no i blisko! - Zdecydowanie gadała trochę dużo. Ach, mogła się wygadać.
- Czym różni się czarodziejska Kamasutra, od mugolskiej? - Dokładnie kiedy skończyła mówić te zdanie, przestało ją to interesować. Tak, skupienie na poziomie wiewiórki. - Nie chce mi się przebierać nogami. - Nie wystarczy, że doszła, aż tutaj? Spojrzała na Shakura i zawiesiła ręce na jego szyi. - Poniesiesz mnie? - Większość osób uznałoby to za wykorzystywanie innych, ale ci co znają Herę, wiedzą, że ona ma tak z natury i nie da się jej tego oduczyć. - Prooooszę. - No ej, nie powinien się opierać, nie może się opierać! Inna sprawa, że to pewnie będzie głupio wyglądało, ale gdyby Haer przejmowała się takimi drobnostkami, to nie byłaby sobą. A tak z innej beczki, pewnie nawet nic nie zamówi w tym pubie, ale koniecznie musi usiąść. Preferuje tylko jeden wysiłek fizyczny, ale o tym nie teraz... dzieci patrzą.
Shakur zaśmiał się. - No jasne, że cię poniosę! - Powiedział to uśmiechając się, po czym chwycił dziewczynę w obie ręce, z taką łatwością, jakby to robił codziennie. Jednak, z drugiej strony, starał się to robić jak najdelikatniej, tak by Haer było wygodnie. - No to idziemy do pubu. - Ruszył w jego kierunku za Angie, a uśmiech ciągle nie schodził mu z twarzy. - Pewnie często Cię tak chłopaki noszą, nie? - Zapytał Smith, puszczając oko do Puchonki.