Pośród niewielkich budowli w Hogsmeade na ich tle zawsze wyróżniała się stara wieża będąca w niewielkim lasku nieopodal. Budynek ten od wieków był opuszczony, a wejście do niego było zagrodzone. Jednakże na potrzeby turnieju, a raczej na wyznaczenie wieży, jako idealnego miejsca dla widowni, budowla ta została ponownie otwarta. Mówi się, że grasował po niej przez te wszystkie lata wyjątkowo złośliwy duch, jednakże w obecnej chwili, wyglądało na to, iż dyrektor znalazł mu dogodniejsze lokum. Całość została nieco wysprzątana, tak by uczniowie mogli skorzystać z tego miejsca. Na samym szczycie zostały postawione drewniane ławki wewnątrz całej wieży, ponownie z ozdobami w kolorach pięciu szkół. Każdy kto chciał obserwować reprezentantów mógł wejść na szczyt wieży i zając wybrane miejsce.
Być może dla niej brzmiał on melodyjnie, w jego własnym mniemaniu brzmiał jak gówniarz, który tłumaczy się przed nauczycielem, czy tam dyrektorem. Nie potrafił jej nic wyjaśnić, nie miał nic na swoje usprawiedliwienie - zachował się jak kompletny kretyn, a jednak dalej tutaj była... Co tylko potwierdzało to co myślał - była naprawdę wyjątkowa. Nie różnili się jednak tak bardzo, hm? Oboje chyba nie do końca potrafili mówić, ba, nawet nie potrafili określić co tak naprawdę w nich siedzi, a jednak próbowali to jakoś rozwiązać... Ekhm, to znaczy... Na chwilę obecną Roy starał się wkupić w jej łaski, co chyba słabo mu szło.. A może tak mu się tylko wydawało? Oby. Co zrobiłaby Mercy? Prawdopodobnie masz rację, pewnie by mu wybaczyła, przytuliła... Cóż, może to i lepiej, że Victoria była inna? Może nie zasługiwał na takie ulgowe traktowanie? Widząc jej uśmiech... hmm, uwierzył, że jednak to wszystko pójdzie w odpowiednim kierunku, to dało mu nadzieję, aczkolwiek... Przecież jak sam wcześniej zauważyłem - różniła się od Mercy i być może ten uśmiech wcale nie zwiastował nic dobrego. Kurwa, gdyby tylko nauczył się odczytywać myśli kobiet.. Chłopak dalej klęczał przy fotelu i dalej nie odrywał od niej spojrzenia, starał się nie zrywać kontaktu wzrokowego z dziewczyną, co było trudne, bo miał wrażenie, że przeszywa go wzrokiem na wylot. Odnosił takie za każdym razem, gdy patrzyła mu w oczy. - Nawet nie wiesz jak mi głupio.. - skomentował po raz kolejny to, co zrobił. Nie powinien wychodzić. Victoria nie należała do kobiet, które zostawiało się w nocy. Nie zasługiwała na to. Patrzył na nią spokojnie, z tą pieprzoną obojętnością wymalowaną na twarzy, ale do czasu... Właśnie, do czasu, gdy powiedziała, że wie o listach od jego byłej kobiety. Cholera jasna.. - Ja... Bo tak jest, Victoria, to... To skończone.. - powiedział odwracając wzrok. Nigdy nie czuł się przed nikim taki mały - aż do tej chwili.
Trafne porównanie. Mogła się poczuć jak prawdziwy nauczyciel, a może nawet i dyrektor mający niegrzecznego ucznia na dywaniku. Tylko jakby go tu ukarać, uwagi w dzienniczku, bądź obniżona ocena z zachowania - ani jedno, ani drugie nic by nie zmieniło. Może i ta sytuacja wyglądała jak zaczerpnięta ze szkolnego życia, lecz z tego co widać - ze szkołą niewiele wspólnego miała. Cóż za ironia, cóż za emocje. Od kiedy nauczyciel rozmawia ze swoim uczniem o byłych kobietach i robi mu o nie wyrzuty. A może to tak w ramach douczania, ażeby się biedny chłopiec nie zatracił ? Wkupić w łaski... Tak, próbował. Może i Victoria nie krzyczała, może i była cicho, nie podnosiła głosu.. Uśmiechała się, lecz to nie oznaczało, że jej przechodzi. Po prostu nie miała ani siły, ani ochoty na głośne kłótnie, przecież mogli to rozwiązać zupełnie inaczej, chociażby tym, czym teraz - rozmową. Może właśnie przeszywała go na wylot, wręcz świdrowała spojrzeniem tych błękitnych, zimnych oczu. Może to nie świadczyło o Niej za dobrze, ale... Podobała jej się ta jego uległość. Było w tym coś uroczego, a zarazem cholernie satysfakcjonującego. - Nie, nie wiem jak jest Ci głupio. Nie jestem na Twoim miejscu. - Ucięła. Obserwowała go uważnie, mrużąc oczy i ściągając lekko brwi. - Nie odwracaj wzroku, gdy ze mną rozmawiasz. Mam wrażenie, że mnie okłamujesz. Chyba nie chcesz mnie okłamywać, prawda? - Zapytała, kładąc nacisk na słowo "prawda", ujęła w dłoń jego podbródek i delikatnie uniosła głowę, niemalże zmuszając go do kontaktu wzrokowego. - Jaką mam mieć pewność, że to skończone i, że niczego już nie będzie? - Zapytała zaintrygowana. Ciekawe, co teraz wymyśli na swoją obronę. Znając życie, nieważne co powie - Ona będzie wiedziała swoje.
No cóż, jak już tak rozmawiamy o nauczycielach i niegrzecznych uczniach... Zdajesz sobie sprawę z tego, że to zaczyna brzmieć jak scenariusz taniego pornola? Lepiej zakończmy takie porównania, bo nie wiadomo dokąd nas to zaprowadzi. Pff... Wy i te wasze brudne myśli. No nic. Oczywiście, że próbował wkupić się w jej łaski, ale przede wszystkim zależało mu na tym, żeby mu wybaczyła, żeby znowu było tak jak na początku, no i bardzo chciał tego, by mu po prostu zaufała. Doskonale wiedział, że do tego jeszcze długa droga, ale... Chyba warto było zaryzykować. Była inna niż wszystkie i jak żadna inna potrafiła przywołać go do pionu, miała w sobie coś, co sprawiało, że chciał do niej wracać. I był pewien tego, że by jej nigdy nie zdradził, ponieważ... Nie było od niej lepszych. Najgorsze było to, że nie był do końca pewien co do niej czuje. Jak na chwilę obecną - chciał spędzać z nią jak najwięcej czasu. Najlepiej całe dnie i... Ekhm. Noce. Och tak, noce szczególnie. Mówisz, że podobała jej się ta uległość, hm? No tak, nie często można było go ujrzeć takiego, jaki jest teraz. Zwykle był człowiekiem nie okazującym uczuć, a na pewno nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Nie wiem co ta kobieta z nim robiła, ale na pewno coś robiła. Zmieniała go. Na lepsze? Zobaczymy z czasem... O ile jeszcze spędzą ten czas razem. - Nie chcę. Nienawidzę kłamać. - odparł pozwalając jej ująć się za podbródek i skierować jego spojrzenie na jej oczy. - Nie możesz mieć pewności. Możesz mieć tylko moje słowo. - odparł tym razem nie zrywając kontaktu wzrokowego - taka była prawda. Nie mogła mieć pewności, musiała mu zaufać, a jeśli to nie wystarczy... Cóż, nic na to nie poradzi.
W sumie taki pornol - to nie taki najgorszy pomysł. Na pewno byłaby wysoka oglądalność, jakbyśmy tak napisali cały scenariusz. Od początku, do końca - z każdym szczegółem. Tak dosłownie, jak na początku? Może niekoniecznie, to nie najlepszy pomysł. Głównie z tego względu, iż na samym początku Victoria nie była zbyt przyjaźnie nastawiona i nie można było jej pogratulować kultury, oraz zachowania wobec innych osób. Ogólnie, nie można jej było pozazdrościć zachowania i przystosowania do społeczeństwa, które ją otaczało. Jak można nazwać osobę odstającą od normy i nie potrafiącą żyć wśród normalnych ludzi? Dewiant? Tak, była dewiantką. Dopiero od niedawna normalnie funkcjonuje. Wiadomo, że miała tam jakieś koleżanki, nawet jakiś chłopak się napatoczył, ale tak poza tym... Niewiele mogła powiedzieć o swoim przystosowaniu do środowiska. Również chciała spędzać z Nim mnóstwo czasu. Nie potrzebowała nikogo innego, On zdecydowanie by jej wystarczył. Nie zwróciłaby zbyt dużej uwagi na nagłą śmierć większości osób, liczyłoby się tylko to, że On by przeżył, o ile miały takie szczęście. Niepoprawna romantyczka. Idealne określenie, doskonale opisujące Tori. Okazywała uczucia i miłość na swój chory, dość dziwny sposób. Może jemu jeszcze jej nie okazywała, starała się zachować jako taki dystans, cokolwiek. Z drugiej strony wiedziała, że to postanowienie zda się na niewiele, gdyż z chwili na chwilę coraz bardziej chciała się do Niego przytulić. Nie mogła. Przecież była zła, przecież musiała go opierdolić. - To dobrze, nie lubię kłamstwa. Gardzę czymś takim. - Odparła i gdyby mogła, to by splunęła, tak jak na ogół w tych filmach o Teksasie. - A ile warte są Twoje słowa? Czy mogę Ci ufać? - Zapytała. Czuła się jak na przesłuchaniu.
No w sumie... Z nimi w roli głównej? Myślę, że Harperowi by się to spodobało. Tori powinna go o to zapytać. Prawdopodobnie długo by się nie zastanawiał. He. No, może nie tak jak na samym początku ich znajomości, a raczej od tego momentu, gdy razem poszli do kawiarni... To tam zapoczątkowało się to, co do tej pory jest między nimi - cokolwiek to jest. Od tamtej pory zaczął na nią patrzeć kompletnie inaczej i Victoria na niego chyba też, co? Otworzyli się przed sobą - chociaż w minimalnym stopniu, to jednak otworzyli, co na pewno dla Pana Harpera było czymś nowym, czymś niezwykłym. Ona była niezwykła. Mimo, że tak jak to ładnie określiłaś - Tori była dewiantką, to czuł się naprawdę świetnie w jej towarzystwie i niczego mu przy niej nie brakowało, ostatnim czasem nic oprócz niej się nie liczyło. Prawda - Mercy namąciła mu w głowie, nie wiedział co myśleć, ale wszystkie troski zniknęły, gdy ujrzał ją na tym balu. Wspomnienie spotkania, które odbyło się całkiem niedawno w parku tojadowym kompletnie odpłynęło i znowu w jego głowie była tylko Victoria - której podobno było tam dobrze. Tak przynajmniej mówiła ostatnio, chyba nie zmieniła podejścia, huh? Niepoprawna romantyczka? To pewnie ostatnie miano, które nadałby jej Roy, ale skoro tak mówisz... To nawet lepiej. Zaryzykował bym stwierdzenie, że jest nawet trochę podobna do Mercy pod pewnymi względami, ale gryfon na pewno jej tego nigdy nie powie - pewnie by się bał. - Ja też nie cierpię kłamstwa. - powiedział cicho. Aha, i dobrze, że jednak nie splunęła! Wtedy to poczułby się kompletnie zdominowany, a tak zachował chociaż resztki godności. A filmy o Teksasie są durne. Powinnaś przestać je oglądać. I Tori też. - Jeśli nie potrafisz mi zaufać, to nie powinniśmy się w ogóle spotykać. - odparł całkiem poważnie, ponieważ od zawsze uważał, że związek.. No dobra, to jeszcze nie był związek, ale ku temu to wszystko zmierzało. Tak czy siak... Polegał na zaufaniu. On na przykład był w stanie jej zaufać, ale czy ona jemu też? W sumie... Nie powiedział jej o Mercy. - Powinienem Ci o tym powiedzieć. Nie popełnie więcej takiego błędu.. - kończąc ostatnie zdanie sięgnął swoją dłonią do jej dłoni i splótł delikatnie ich palce - jeśli mu na to pozwoliła. - Nie zdążyłem Ci powiedzieć... Pięknie wyglądasz. - rzucił znacznie ciszej, niż poprzednie słowa. Nie był pewien, czy to już koniec tej dyskusji i czy może sobie na to pozwolić, w końcu na chwilę obecną był tylko gościem, któremu zależało na jej wybaczeniu i naprawdę był w stanie wiele zrobić, byleby tylko przyjęła jego przeprosiny. Ale nie mógł się powstrzymać - była przepiękna, kurewsko podobała mu się w tej sukience.
Wtedy w kawiarni było bardzo miło. Fakt faktem, Victoria nie piła, a jednak coś sprawiło, że uzewnętrzniła się przed Harperem i mimo wyrzutów sumienia, nie żałowała tego. Coś ją wtedy nawet podkusiło do tego pocałunku, dotyku... Do tego wszystkiego co wydarzyło się tamtej nocy. A jednak nie powiedziała mu nie wiadomo jak wiele na swój temat. To jeszcze za wcześnie, będą mięli mnóstwo czasu by rozmawiać o przeszłości, żeby do tego wracać i wszystko opowiadać. A była pewna, że jakby Roy chociaż trochę zapoznał się z jej przeszłością - zrozumiałby jej obawy. Tak jej się przynajmniej wydawało. Jeżeli by nie zrozumiał, to może chociaż by się o to postarał. Miała problem z zaufaniem, to prawda. Ciężko jej było komukolwiek uwierzyć, być może właśnie dlatego była taka dociekliwa, a z Nim rozmawiała niczym na kościelnej spowiedzi. - Nikt nie lubi kłamstwa. - Stwierdziła. No chyba, że jakieś dziwne osoby, które lubiły być okłamywane, chociażby po to by później móc robić wyrzuty i się wykłócać. Trochę ją zgasił tą odpowiedzią. Nie powinni się spotykać, może coś w tym było. Teraz to ona odwróciła wzrok i westchnęła. - Niełatwo jest zaufać, Roy, będąc tak wiele razy zranionym i okłamanym. Nawet jeśli będę się starać, to nie przyjdzie tak łatwo. Potrzebuję czasu, ciężko jest na nowo zaufać, wydaje mi się, że doskonale o tym wiesz. - Odpowiedziała spokojnie, ponownie zerkając w jego kierunku. - Bądź ze mną szczery, to najważniejsze. - Stwierdziła, ponownie się do Niego uśmiechając. Nie miała problemu, gdy splótł ich palce, wręcz przeciwnie. Spojrzała na ręce, później na Roy'a i posłała mu miły, szczery uśmiech. - Nie starałam się by ładnie wyglądać, ale dziękuję. Wiesz... Ty też wyglądasz piekielnie... Dobrze. - Stwierdziła, mierząc chłopaka wzrokiem. - Ogólnie, jak się bawiłeś na tym balu? - Zagaiła. Kto wie, może jej coś opowie i się czegoś dowie, a najbardziej interesowała ją blondynka z którą na nim był.
Chłopak również bardzo dobrze będzie wspominał ich spotkanie tamtego dnia, gdy zdali sobie oboje sprawę, że tak naprawdę nie są sobie obojętni. To był debilizm, po prostu debilizm - to całe ich udawanie, że się nie znoszą... A właściwie, hej, to ona udawała! On był oschły, ponieważ odpłacał jej za to jak go traktowała, ale kto zrozumie kobiety? Serio, macie poprzewracane w głowach. Mnóstwo czasu, żeby rozmawiać o przeszłości, ta? Oj... Nie wiem, czy to będzie takie proste. Spędził z Mercy naprawdę sporo czasu i dalej nie wiedziała wszystkiego o nim, zwyczajnie nienawidził o tym rozmawiać, to był temat tabu... To, co kiedyś się wydarzyło - na pewno zostawiło na jego psychice trwały ślad i na pewno o tym nie zapomni, ale wolał nie rozdrapywać strupów, nie chciał otwierać starych ran. Bo i po co? Liczyło się to co tu i teraz. Muszę przyznać, że jemu również dobrze rozmawiało się z dziewczyną - i wtedy i teraz. Zawsze mu się dobrze z nią rozmawiało, miała coś, co sprawiało, że chciało się przy niej być. Przynajmniej tak widział to Harper, a może to tylko głupie zauroczenie? Z drugiej strony.. Ile on ma lat, żeby zachowywać się jak jakiś gówniarz i uzewnętrzniać się pod wpływem jakichś dziwnych impulsów? - To prawda.. - odparł cicho, to fakt, jeśli gdzieś istnieje człowiek, który lubi być okłamywany, to jest naprawdę dziwną osobą i chyba trzeba mu współczuć. Niestety dalej istniały osoby, które lubiły kłamać, koloryzować. Takich Roy nie cierpiał. - Ja... Rozumiem. Mam nadzieję, że zdobędę Twoje zaufanie. Postaram się być szczery wobec Ciebie... Zawsze. - mówiąc to uniósł jej dłoń do swoich ust i złożył pocałunek na jej zewnętrznej stronie nie odrywając spojrzenia od jej oczu. Podniósł się wreszcie z kolan i usiadł obok niej. - Nie musisz się starać. Według mnie zawsze wyglądasz pięknie.. A bal... Hmm, wiesz, nie jestem fanem takich wydarzeń, ale było w porządku. Okazało się, że dobrali mnie w parę ze starą... znajomą, więc przynajmniej się nie nudziłem.
Takie chwile na ogół najbardziej zapadały w pamięć. Może i to nie było tak dawno, lecz podświadomie czuła, że na pewno nie zapomni o tym spotkaniu, o tej kawiarni, o tym pocałunku, który nastąpił tuż po tym jak wyznała co do Niego czuje. Skrycie miała nadzieję, że On również tego nie zapomni. Chciała, by o tym pamiętał. Mogłaby mu to powiedzieć. Wyznać, że chciałaby żeby uważał ją za wyjątkową, za kobietę, która potrafi go mimo wszystko zrozumieć, jednakże - po co miałaby to mówić? On chyba sam to zrozumie, za jakiś czas. A może i nastąpi to niedługo? Pogoda zdecydowanie była chwiejna. Przed chwilą najbliższa okolica otulana była promieniami słońca, chowającego się niczym złota kula za horyzontem, za tym malowniczym widokiem lasów i łąk... A teraz na niebie pojawiały się ciemne chmury, co chwilę rozwiewane przez wiatr. Na szczęście nie było zimno, wręcz przeciwnie - dość ciepło. Odwróciła głowę w stronę Roy'a, gdy ujął dłoń dziewczyny i ucałował jej wierzch. To było naprawdę słodkie. Przez moment poczuła przyjemne ciepło, które ją wypełniło. Nie była już na Niego zła. Miała wrażenie, że nie potrafiła się gniewać - chciała wszystko wyjaśnić, bez kłótni, na spokojnie. Mimo tego, że oboje raczej nie chcieli się kłócić, to różnie bywało. Nie wiedziała co odpowiedzieć, po prostu przytaknęła ruchem głowy, tasując wzrokiem Harpera. Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc jego słowa i schowała kosmyk włosów za ucho. Naprawdę aż tak dobrze wyglądała? Była pod wrażeniem, nie była przyzwyczajona do takich komplementów. - Dziękuję. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Może to głupio zabrzmi, ale rzadko słyszę i słyszałam takie rzeczy. I stara znajoma... To tylko znajoma, jesteś pewny, że nic poza tym? - Zapytała, posyłając mu pełnie zaciekawienia spojrzenie, a na jej ustach pojawił się figlarny uśmiech.
Jak mógłby zapomnieć, skoro było to jedno z najlepszych wydarzeń ostatniego czasu? Bądźmy szczerzy - rzadko spotykało go cokolwiek dobrego, a jej pojawienie się w jego życiu było w pewnym sensie przełomem. Coś się zmieniło - prawdopodobnie na lepsze, miał nadzieję, że na lepsze. Prawda - była jeszcze Mercy i jakiś głos w podświadomości podpowiadał mu, że to nie jest zamknięty rozdział, coś mówiło mu, że Chartier jeszcze namiesza w jego życiu, ale nie przejmował się tym. Nie przy niej. Najzabawniejsze było to, że podobało mu się w niej wszystko, kochał wszystkie jej zalety, oraz wszystkie jej wady. Podobało mu się nawet to, że była taką zazdrośnicą, choć doskonale wiedział, że ten związek (o ile związkiem można to już nazwać) będzie... Ekhm, burzliwy? To chyba dobre słowo, co? W zasadzie, to mam wrażenie, że nie musi mu nic mówić - dla niego i tak już była wyjątkowa, musiała taka być, skoro czuł się przy tej kobiecie tak swobodnie, nie zachowywał się jak buc. Tak, to na pewno znak, że nie jest zwyczajna. Dość ciepło, mówisz? A może po prostu przy nim było jej tak gorąco, hm? Wcale by się nie obraził, gdyby naprawdę tak było. Właściwie mógłby nawet zostać takim jej osobistym słońcem... Ech. Nie. To brzmi jak tekst z kiczowatego romansu. Zapomnij. Z drugiej jednak strony... Gdyby oboje zostali bohaterami takiego romansidła... Chyba mieliby trochę łatwiej. Nie była już zła, hurra! Ile można, co? Poza tym... Och, zdecydowanie wolałby nie podpadać Victorii. Była kobietą, która, cóż.. Potrafiła postawić na swoim, potrafiła nawrzeszczeć i był pewien, że będzie w stanie bardzo szybko ustawić go do pionu, jeśli będzie taka potrzeba. Może to i lepiej? Mało kto miał na niego wpływ, właściwie.. Chyba nikt nie miał. I pewnie, że wyglądała 'aż tak dobrze'. Dla niego była najpiękniejsza, gdy tylko pojawiła się na tym balu... Cóż, zapomniał o całym świecie, oraz zaczął kompletnie ignorować resztę obecnych tam kobiet. Przyćmiewała je wszystkie - nawet, jeśli nie starała się, by wyglądać dobrze. Szczerze mówiąc dalej było ciężko uwierzyć, że spojrzała na kogoś takiego jak on, skoro mogła mieć każdego. - W takim razie spotykałaś się z kretynami. Zasługujesz na to, by mówić Ci to codziennie. - powiedział całkiem poważnie i nie, nie była to próba podlizania się - naprawdę tak myślał. Mało tego - chciałby zostać osobą, która mówi jej to codziennie, każdego ranka, każdego wieczoru... Westchnął lekko rozbawiony, gdy spytała, czy nic go nie łączy z dziewczyną, z którą bawił się na balu. - Tak, jestem pewien... Nie zaczynaj, zazdrośnico. - zaśmiał się po tych słowach i zajrzał jej prosto w oczy. Zbliżył się do niej i opierając wolną dłoń na jej policzku z delikatnym uśmiechem pocałował ją. Musiał przyznać, że całowanie jej było najprzyjemniejszą rzeczą, jakiej zaznał. Miała cudownie słodkie usta. - Po co miałbym interesować się innymi kobietami, skoro żadna nie jest tak dobra jak Ty? - zapytał szeptem. No... Teraz, to już nie mogła być na niego zła!
Idąc w stronę opuszczonej wieży myślała tylko o tym, że mogła umówić się z Thomasem w innym miejscu i dopiero z nim tu przyjść. Okolica nie była zbyt przyjazna. Szła przez ciemne zarośla, trzymając rękę na różdżce schowanej w kieszeni cienkiego płaszcza. Noce były jeszcze ciepłe, więc nie potrzebowała ubierać się specjalnie grubo. Warto wspomnieć o tym, co znajdowało się w drugiej kieszeni jej płaszcza. Była to butelka ognistej whisky. Ciekawe co dziś przyniesie do picia... Zastanawiała się, kiedy butelka nie bezboleśnie odbijała się od jej gości biodrowej z każdym krokiem. Przynajmniej nie będzie musiała nieść jej w drodze powrotnej. Okej, była już pod wieżą, postanowiła zaczekać już tutaj. Rozejrzała się dookoła i wzięła głęboki oddech. Było dziś na prawdę przyjemnie. Pogładziła kieszeń, która zawierała butelkę - Będę miła i poczekam na towarzystwo. - Ostatnimi czasy zdarzało jej się podpalać, więc sięgnęła po paczkę papierosów i podpaliła jednego z nich. Wokół było niesamowicie cicho, słyszała tylko szeleszczenie swojej kurki, kiedy stąpała z nogi na nogę. No nie lubiła czekać.
Dawno nie widział się z Rose, można by rzec że zbyt dawno. Ale kto by przypuszczał że nie będą mieć w ogóle czas dla siebie. A podobno łączyła ich przyjaźń. Choć wina leżała bardziej po stronie Thomasa który od dawna się do niej nie odzywał możliwe że sytuacja była trochę bardziej skomplikowana. Kiedyś trzeba było zrobić pierwszy krok w stronę odnowy tej relacji. Dlatego Thomas napisał ten jakże nieskomplikowany liścik do panny Nelson. Może szczytem szarmancji i kultury on nie był jednak swoje zadanie spełnił. Stara wieża, jeśli miał być szczery to był tu pierwszy raz. Zdziwiło go jak spokojne to miejsce jest, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W dłoniach niósł dwa kieliszki i czerwone wino. Zupełnie jak by nie znał Rose. Miał kilka spraw z nią do obgadania. Niektórych naprawdę nie dało się na trzeźwo przetrawić. Na szczęście Rosie w jego towarzystwie nigdy nie wylewała za kołnierz, równa babka z niej była więc wieczór zapowiadał się zacnie. Zakradł się do niej od tyłu, korzystając z mroków nocy i wyszeptał do ucha -Nie pal, wiesz że nie lubię całować się z kobietami które palą- po czym zrobił niewielki krok w tył i już pełnym głosem poinformował ją o swoim przybyciu -Cześć Rose, będziemy tu tak stać czy wchodzimy na górę ?
Już kończyła palić, kiedy poczuła ciepły, wilgotny oddech na swoim uchu, który niósł ze sobą głos Thomasa. Oczywiście drgnęła dosyć znacznie, nie spodziewając się, że ktoś tak zbudowany jak on jest w stanie poruszać się tak cicho. Jeszcze ten szept prosto do jej ucha, przez kilka sekund z jej całego ciała nie schodziła gęsia skórka. Uszy miała bardzo wrażliwe. Wypuściła ostatni kłęb dymu z płuc, zagasiła papierosa o ścianę obok której stała i uśmiechnęła się do niego szeroko, zadzierając głowę do góry. Postanowiła puścić mimo uszu jego uwagę o całowaniu, była zbyt trzeźwa (w zasadzie zupełnie trzeźwa), żeby brać to na poważnie. Podeszła bliżej i uściskała go na powitanie, to był bardzo przyjacielski uścisk. - Miło cię widzieć. - Powiedziała z szerokim uśmiechem. - Żebyśmy byli równi to chyba tylko ja musiałabym wejść na samą górę. - Zachichotała i podążyła do wejścia. Szła niespiesznie, kręcąc leciutko biodrami. Miała nadzieję, że nie umknie to uwadze Thomasa, kiedy będzie wchodził za nią. Tak naprawdę powodem ich przerwy w kontakcie był wyjazd Rose, o czym chłopak nie mógł wiedzieć. Przecież nikt nie wiedział. Pewnie wszystko mu opowie, ale spokojnie. Mają dużo czasu
Dobrze że Rose wzięła uwagę Thomasa w kategorii żartu. Na tym mu zależało. To dobra dziewczyna i raczej ciężko było by żyć z myślą że wzięła taki żart do siebie. Ale serio, palące kobiety nie są fajne. Sam uścisk, choć pozbawiony pożądania lub jakiejś głębszej emocji też był naprawdę spoko. Nie da się ukryć że Rose była niesamowicie urodziwą damą więc nic dziwnego że Thomas zareagował entuzjastycznie na takie powitanie -Ciebie też moja droga Różyczko- Odpowiedział odwzajemniając przyjazny uśmiech dziewczyny. Wspominałem już gdzieś że bardzo mu się podobał jej uśmiech? Był taki…. Niewinno tajemniczy? Coś w ten deseń. W każdym razie lubił nim obrywać. –Powiem ci że od naszego ostatniego spotkania nie wiele podrosłaś. Malutka- Nie mógł się powstrzymać przed odbiciem piłeczki w jej stronę. No po prostu nie potrafił. Taki już miał charakter. Akurat ona była jedną z niewielu osób którym pokazywał tą swoją milszą stronę. Nie ma co, osiągnięcie nie w kij dmuchał. Oczywiście że tyłek Rose mu nie umknął. Rytmiczne kołysanie nim na boki wprowadziło by w trans nie jednego faceta. Thomas jednak wiedział że to jest strefa no-touch i choć wiele razy próbował przemycić jakiś najmniejsze dotknięcie jakoś nie miał siły tego zrobić. Nie chciał burzyć jej świata. -No więc od czego zaczynamy?-Powiedział wskazując najpierw na whisky a następnie na wino.-Noc przed nami długa, a gwiazdy świecą jasno- dodał stawiając krok na ostatnim schodku prowadzącym na szczyt.
Zaśmiała się na jego uwagę o jej niedowzroście. - Jem chyba trochę za mało surowego mięsa po prostu. - Odpowiedziała troszkę zgryźliwie. Chociaż cały czas była dla niego miła. Prawie zawsze i prawie dla każdego była miła. Lubiła wywoływać uśmiech na twarzach ludzi. Szczególnie tych ludzi, na których jej zależało. Kiedy tak powoli wchodzili do góry, Rose wręcz słyszała bitwę w głowie chłopaka. Musiała gryźć wargi i policzki od środka, żeby po prostu nie roześmiać się w głos. Faceci są niezwykłymi stworzeniami. Bardzo delikatnie i prawie dla niej niezauważalnie (ale jednak) przez jej głowę przeleciała myśl, że byłoby jej miło, gdyby to zrobił, chociaż narobiłaby wielkiego rabanu i nakrzyczałaby na niego tak, jak nikt jeszcze na niego nie nakrzyczał. Nie, tak tylko myślała o tym krzyczeniu. Ona w sumie nawet nie wie czy potrafi na kogoś mocno nakrzyczeć. Chociaż może gdyby udało jej się wykorzystać te drobne pokłady talentu aktorskiego, to kto wie... Nie mogła się już dłużej nad tym zastanawiać, bo dotarli już na sam szczyt. Czuła, że na biodrze zrobił jej się siniak przez tę cholerną butelkę. Wyjęła butelkę z kieszeni, on stał jeszcze na schodach. Podciągnęła bluzkę tak, że było widać jej pępek i przyjrzała się swojej kości biodrowej. - Do wesela się zagoi. - Mruknęła tylko, a jej bluzka wróciła na miejsce. Odchrząknęła, żeby móc odpowiedzieć mu na pytanie. - Proponuję zacząć od wina. - Przyjrzała się temu, co trzymał w rękach. - Szczerze mówiąc, tylko kwiatów ci brak. - Mrugnęła do niego z uśmiechem (możliwe, że coś sugerując) i odwróciwszy się na pięcie podeszła do jednej z ławek. Odłożyła pod nią butelkę.
Thomas nie mógł nie zgodzić się z tym że Rose jest piękną kobietą. Jednak znał ją i mógł spokojnie przewidzieć dlaczego zachowuje się w ten sposób. Tą dziewczynę bawił flirt, jednak jej granica była bardzo daleko wysunięta. Możesz patrzeć, jednak dotyk? To całkowicie inna sytuacja. W sumie jak jej przyjaciel miał trochę taryfy ulgowej jednak nawet on nie przeginał. Można było powiedzieć że jest dupkiem ale nie zboczeńcem rzucającym się na każde bujające biodra. Rose miała je spektakularne ale też spektakularnie z nich korzystała, wabiąc inne kobiety. Z resztą, na kij mu więcej problemów z kobietami? Zerknął na siniaka odsłoniętego przez Rose -No roztropnie postąpiłaś z tą butelką mała, nie ma co- Zażartował trochę z ogromnego sińca na biodrze. Nie mogła mu po prostu dać tej butelki? Nikt nie kazał jej dźwigać tego szklanego cholerstwa. Potem jeszcze będzie próbowała wymusić na nim poczucie winy! Niedoczekanie, Thomas się tak nie da. Bez względu na to jak sprytna nie była by blond towarzyszka. -Wino będzie dobrym pomysłem. Szczególnie po twoich przygodach z ognistą- Nie mógł się powstrzymać od ciągłego żartowania z przyjaciółki. No już miała coś takiego że musiał i inaczej nie potrafił. -Tak, jeszcze byś się we mnie zakochała. Mało mam zmartwień na głowie?- Westchnął w reakcji na jej uwagę. Usiadł na ławeczce obok niej i rozlał wino do kieliszków stojących obok. -Kobiety to straszne istoty- Rzucił tajemniczo podając kieliszek towarzyszce, samemu biorąc łyk ze swojego.
W zasadzie ona nie powinna nieść tej butelki. Gdyby Thomas był prawdziwym dżentelmenem to wziąłby ją na ręce i bez większego wysiłku wniósłby ją na samą górę. No ale dżentelmenów teraz to ze świecą szukać, naprawdę. Oczywiście, że lubiła flirtować. Szczególnie, że z Thomasem to było o tyle zabawne, że mogła droczyć się z nim na różne sposoby. Mało prawdopodobne jest to, że obraziłby się na nią albo stwierdził, że z nią jest coś nie tak. - Cieszę się, że od samego początku już się ze sobą zgadzamy. - Powiedziała, czekając aż otworzy i rozleje wino do kieliszków. Nastawiła się mocno na picie z nim, dlatego aż nie mogła się doczekać kiedy zaczną. Na razie puściła jego złośliwość mimo uszu, ale na pewno mu się odwdzięczy w odpowiednim momencie. O, właśnie nadarzyła się okazja. - Weź tak sobie nie schlebiaj... Poza tym musiałabym cię całować stając na drabinie albo taborecie, a niestety nie noszę toreb, do których takie gadżety mogłyby się zmieścić. - Powiedziała szybko, mrużąc przy tym lekko oczy. Odebrała od niego jeden z kieliszków, w którym już nalane było wino. Uśmiechnęła się szeroko, zaraz ze smakiem je wypije. - Ja bym chciała wypić za nasze spotkanie. - Powiedziała uroczyście, stuknęła swoim kieliszkiem w jego kieliszek i pociągnęła dwa spore łyki. Chyba dzisiaj szybko się upije. Dobrze, że przy chłopaku nie musiała się o nic bać. Wiedziała, że jeśli będzie trzeba odprowadzi ją w miejsce, gdzie będzie bezpieczna i nie zrobi niczego na co mogłaby się nie zgodzić. Dobrze mieć kogoś takiego.
-Za nasze spotkanie- Powtórzył po dziewczynie dokańczając swój kieliszek wina.-Wybacz nietakt, ciężkie dni- Dodał po sekundzie wpatrując się w jej oczy. Zawsze je lubił. Były takie radosne i pełne energii. Dziwnym trafiem zawsze jej nastawienie mu się udzielało. To była dobra noc na spożywanie alkoholu i flirt. Bardzo dobra można by rzec. Z Rose nie musiał bać się że zostanie jakoś źle zrozumiany albo zbyt poważnie odebrany. Mógł flirciarsko żartować do woli a i tak był poza jej okręgiem zainteresowań. I tak nigdy by na niego nie spojrzała w ten sposób -Już ja cię znam malutka. Najpierw dam ci kwiaty i wino a potem owiniesz sobie mnie wokół palca. Spoko, mogę się zawsze schylić lub Cię podnieść- Powiedział zbliżając się do niej jak by miał ją pocałować. Zawisł dosłownie minimetry nad jej ustami. Wiedział że dziewczyna odbierze to jako żart, choć nigdy nie wiadomo co jej strzeli do głowy. Thomas miał kiedyś taki okres w swoim studenckim życiu że chciał dobrać się do Rose. Dziewczyna w jego typie. Nie dość że zabawna to jeszcze inteligentna. Jednak im dłużej z nią przebywał tym ciężej mu było myśleć o niej w typowo samczy sposób. Zdobyć, zaliczyć, zostawić. Zresztą, sam nigdy taki nie był. Więc klasyczny friendzone mu odpowiadał. -My zawsze się ze sobą zgadzamy moja droga. Druga kolejka za nas- powiedział powoli odsuwając się od jej ust. Jeszcze by pomyślała że serio chce ją pocałować. A to mogło by się skończyć boleśnie -Co robiłaś jak się nie widzieliśmy Panno Flirt?- Zażartował spoglądając w gwiazdy. Oczywistym było że Thomas nie zrobi jej krzywdy, choć dziś nie wiele jadł więc pił na głodnego.
Bywały chwile, w których czuła się leciutko skrępowana przy nim. Wtedy najczęściej stawała się zgryźliwa, próbowała jakoś zamaskować swoje zakłopotanie. Sama nie wiedziała czym mogło być to spowodowane. Starała się nie zastanawiać na tym, bo niby po co... Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że jego zachowanie i wygląd mogłyby ją w jakikolwiek sposób pociągać i przez to krępować. Nienienie, tylko nie Thomas, FUJKA. - Owijanie mężczyzn wokół palca to moja specjalność. - Roześmiała się szczerze. - Z tego właśnie żyję. - Dodała, pocierając o siebie kciukiem i palcem wskazującym o siebie, wizualizując pieniądze. I sekundę później miała jego ciemne oczy tuż przy swoich. Patrzyła szeroko otwartymi oczami, przecież ona tak kocha ciemne oczy! Wstrzymała oddech. Tak, to był właśnie jeden z tych krępujących momentów. WIĘCEJ WINA! Ciężko było jej na trzeźwo znosić jego bliskość, nie potrafiła się tak do końca wyluzować, ale da sobie jeszcze chwilkę... Po alkoholu robił się z tego friendzone z... bonusem. Chociaż może tym razem będzie inaczej. (Ta, jasne.) Był moment, w którym myślała, że ich usta się połączą, ale tego chyba na prawdę by nie zniosła i zaczęłaby krzyczeć. Tak, Thomas doskonale o tym wiedział, dlatego jej obawy były bezpodstawne. Powietrze znów nabrała do płuc dopiero, kiedy nieco odsunął się od niej. Sama była zdziwiona swoją reakcją. Starała się, żeby nie było po niej tego widać. Zaproponował, żeby się napili. Posłuchała bez wahania i już miała pusty kieliszek. Wyciągnęła ku niemu rękę, żeby jej dolał. - Musiałam trochę odpocząć, wyrwać się i skupić na najważniejszym dla mnie w ostatnim czasie. - Zaczęła powoli, wpatrując się w piękne niebo nad nimi. - Z dnia na dzień postanowiłyśmy z Lotką, że nie idziemy na żadne wesele ani nie jedziemy na żadne wakacje. - Teraz popatrzyła na niego z szerokim uśmiechem. - Spakowałyśmy się i wybrałyśmy, uwaga... - Tutaj udawała werble. - Na Hawaje! - Wyszczerzyła się do niego i znów spojrzała w niebo, miała rozmarzony wzrok. - Najlepsze wakacje w moim życiu...
Thomas nigdy nie chciał pociągać Rose. W jego mniemianiu to była spoko koleżanka i tak chciał aby ich relacja wyglądała. Po co było tej relacji coś więcej, oboje czuli się dobrze w swoim towarzystwie, a to chyba najważniejsze. Kogo to obchodziło czy się nawzajem pociągają? Czy każda damsko męska relacja musi się kończyć w łóżku? Była ładna i atrakcyjna, ale bez przesady. Już za dużo miał kłopotów aby zaciągać przyjaciółkę do łóżka. -Wiem, dlatego właśnie tak cwanie z tym walczę.- odwzajemnił jej śmieszek. Jej podejście było całkiem zabawne. Same gesty też. Ale na szczęście na gestach się kończyło, inaczej musiał by tą damę przyprowadzić do porządku. Thomas dobry chłopak, dbał o morale swojej przyjaciółki. Musiała być porządna! A ten niewinny żarcik z zawiśnięciem nad ustami? Przecież powinna doskonale wiedzieć że jej nie pocałuje. Nie rozumiał dość osobliwej reakcji kobiety. Prawie pomyślał że miała na to ochotę! Ha, takie coś to dopiero jak się spije. A dziś jednak może być ciężko o to. No ale cóż, cytując klasyka „Jak nie odpalisz to nie dowiesz się czy trafisz” więc za kołnierz nie wylewał. Zdziwiony jej reakcją uśmiechnął się do niej -Co się spinasz? He?- Puścił jej oczko. Szybkim ruchem znów uzupełnił kieliszek swój i towarzyszki aby za długo nie musiała czekać. To było by postrzegane jako Faux pas. –Hawaje? Dobra opcja. Ja wylegiwałem się na plażach Kolumbii. Było mega spoko, ale wakacje z ukochaną osobą to coś całkowicie innego- westchnął ciężko po wypowiedzeniu tych ostatnich słów. –Pamiętasz tą Gryfonkę co ja z jeziora wyciągnąłem? Zeszliśmy się w Kolumbii ale odjebałem mocno i nie mam pojęcia jak jej o tym powiedzieć.
Po pierwsze w ogóle nie dopuszczała do siebie, że on mógłby fizycznie jej się podobać. Po drugie nawet jeżeli to nie ma opcji, żeby dopuściła do jakiejkolwiek sytuacji łóżkowej. No chyba, że zasnęliby nawaleni razem na jednej kanapie. Oczywiście, że wiedziała, że jej nie pocałuje... Ale co gdyby jednak tak? Rose już dawno o tym zapomniała. To znaczy jakąś sekundę temu, ale nieważne. Na prawdę nie wracajmy do tego. A jednak wrócił do tematu... Uśmiechnęła się tylko. Miała nadzieję, że wygląda to wystarczająco naturalnie, na prawdę nie chciała do tego wracać. To był jakiś krótki moment dziwnej słabości. - Chciałbyś, żebym krepowała się w twojej obecności. - Żeby zakończyć temat po prostu wypiła pół kieliszka wina, które dopiero co zostało nalane. - Dobre. - Skwitowała, podnosząc kieliszek lekko do góry. Kiwała głową, wpatrując się w piękne niebo. Naprawdę było dziś zachwycające. Też miały być z Lotką w Kolumbii, ale jakoś tak wyszło im inaczej. I dobrze. W połowie jego słów już czuła, że coś jest nie tak i zaraz Rose wszystkiego się dowie. Przeczucie jej nie myliło. Powoli obróciła głowę w jego stronę... - Co odjebałeś? - Spytała lekko przerażonym tonem, na prawdę nie wiedziała czego się spodziewać. Tym bardziej, że Thomas był osobą, który dbał o moralność Rose, więc czy byłby w stanie naruszyć granice, których się nie rusza...? To musiało być coś bardzo niedobrego, skoro nawet nie wiedział jak jej powiedzieć. Puchonka wręcz czuła jak zależy mu na tej Gryfonce. Dopiła swoje wina do końca i znów wyciągnęła w jego stronę kieliszek.
-Tak. Chce Cię wyrwać, zaciągnąć do lóżka i sprawić żebyś sama wracała- Westchnął na uwagę dziewczyny. Potrzebował z kimś pogadać, a najlepiej się rozmawia z nią. Nie miał zbyt dużo przyjaciół a w takich wypadkach bardzo potrzebne jest spojrzenie drugiej strony lub płci. Te same emocjonalne bezdroża we dwoje nie wydają się tak straszne i przytłaczająca. Tym bardziej że teraz Thomas naprawdę narozrabiał. No bo jak wyjaśnić inaczej akcje jaką zrobił z Nicol? Nie dość że musiał wstawić nową szybę do kabiny to jeszcze trzeba to jakoś wyjaśnić Uri. No po prostu przesrane. -Istnieje coś takiego jak przypadkowa zdrada?-Wiedział że to idiotyczne pytanie, ale nie wiedział jak zabrać się do tłumaczenia. Rozlał kolejną kolejkę wina, o ile można to tak nazwać i wzniósł toast -Za moją głupotę kochanie- zwilżył usta winem po czym spojrzał smutno w jej stronę.- Całowałem się z Nicol, ale to tak totalnie randomowo. I nie mam zielonego pojęcia jak przyznać się Urane do tego- znów ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. Na tym etapie Thomas już siedział ze zwieszoną głową i wpatrywał się w kieliszek wina.-Nie chciałem jej nigdy zdradzić, ale jakoś nie mogłem jej odepchnąć. Nie potrafiłem. Nie żebym był pod wpływem jakiegoś uroku czy coś. Tak po chamsku wręcz jej pragnąłem- Kontynuował swój smutny wywód mącąc spokojną tafle wina w kieliszku. W życiu nie może być spokoju. Zawsze coś musi się dziać. Szkoda że nie dobrego… Spojrzał na Rose po raz kolejny i zadał jej pytanie- Jak mam jej o tym powiedzieć?
Na jego słowa pokiwała głową w stylu "wiedziałam". Rose była dobrą słuchaczką i rozmówczynią. Każdemu starała się podsunąć jak najlepsze rozwiązanie, o ile była w stanie na jakieś wpaść. Teoretycznie ona jako kobieta powinna być w stanie mu pomóc. Niestety często kobiet nikt nie rozumie, nawet one same siebie. Takie sprawy traktowała jak wyzwanie, już nie mogła się doczekać, żeby dowiedzieć się o co chodzi. Na takie pytanie się nie przygotowała. Kiedy padło z ust Thomasa, Rose wybuchnęła śmiechem. Szybko zatkała sobie usta. - Przepraszam, nie chciałam. To tak zabawnie brzmi. - Może nie brzmiało zabawnie, ale to wino... Szczególnie, że widziała po chłopaku, że to nie może być żadna błaha sprawa. Aż zrobiło jej się głupio. Gdyby nie było ciemno, byłoby widać, że spiekła raka. Wzniosła razem z nim toast za tę głupotę. Miała moment, żeby zastanowić się nad tą przypadkową zdradą. - Wydaje mi się, że są zdarzenia, które po prostu muszą się wydarzyć i w zasadzie nie mamy na to wpływu. - Puchonka zdecydowanie nie wierzyła w przypadki. Wierzyła za to w przeznaczenie. Westchnęła. - Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. - Powiedziała najpierw i wypiła wino. - Wiesz, nie znam twojej ukochanej prawie wcale. - Wzrok z Thomasa przeniosła na niebo, nie mogła się na nie dziś napatrzeć. - Gdyby Lotka przyszła do mnie i powiedziała, że chciałaby spróbować pocałunku, seksu, czegokolwiek z kimś innym niż ja... To nie widziałabym problemu. Aczkolwiek, gdyby powiedziała mi to po fakcie, to chyba byłabym średnio zadowolona. Dostałaby kilka klapsów na gołą pupę i następnym razem wiedziałabym przed zdarzeniem. - Uśmiechnęła się w przestrzeń. Popatrzyła znów na niego i spoważniała. - Miłość i pożądanie idą ze sobą w parze, nierzadko. Nie są jednak jedną rzeczą. - Zamyśliła się na moment. - Myślisz, że Urane byłaby w stanie rozumować podobnie do mnie? Od tego należałoby wyjść, Rose musiałaby spróbować wejść w skórę Gryfonki, o ile to w ogóle możliwe.
No tak, jak inaczej można było zareagować na taką głupotę jak śmiechem? Wcale się nie dziwił Różyczce że się roześmiała. Jak inaczej reaguje się na coś takiego, sam pewnie zachował by się gorzej więc nie ma prawa jej oceniać prawda? Pragnął tylko trochę wysłuchania, czyli tego co Rose robiła najlepiej. Była dokładnie tą osobą której potrzebował w tej chwili. Szybkim ruchem ręki odstawił butelki i kieliszki obok ławki i położył się na jej udach. -Kara, następnym razem będziesz poważniejsza- Powiedział spoglądając w górę z jej ud. Tak, błaha sprawa to to nie była. Tutaj ważyła się przyszłość jego związku, jednak wino wypite wcześniej trochę go za bardzo rozluźniało. -Czasem to jest silniejsze od nas, jest coś czego wiesz że nie możesz zrobić. Może czasem nawet nie chcesz tego robić, a świat i tak znajdzie sposób aby cię do tego zmusić.- Westchnął po cichu. Nie pasowało do niego to użalanie się nad sobą ale co zrobić w sytuacji kiedy jest do tego nastrój. To znów było silniejsze od niego. -Wiadomo, ale wiesz… ja raczej jestem z tych ludzi którzy wyznają sztywne zasady w związku. Nie czyń drugiemu co tobie nie miłe i tak dalej.- obserwował jak delikatnie Rose obchodzi się z winem. Uwielbiał ją, był kiedyś okres że jej pożądał. A teraz są przyjaciółmi i mogą gadać o wszystkim. Jaki ten świat przewrotny. –Widzisz, w tym problem że ja nie chciałem. A moje ciało jakoś instynktownie zadziałało. No po prostu flaga na maszt i ledwo się pohamowałem po buziaku bo tak to chyba by z mojego mieszkania nie wyszła. Ciężkie jest życie faceta ziom. Zgadzam się, można kochać i pożądać. Taka jest natura ludzka że zawsze chce więcej, nie zawsze zważając na konsekwencje.- Uśmiechnął się do niej ciepło bawiąc się kosmykiem jej włosów. Lubił to robić, sam nie wiedział czemu ale sprawiało mu to jakąś dziwną satysfakcje. Jeszcze nie zboczeniec, ale droga niebezpieczna. -Nie ma takiej opcji. Ona wpadnie w furie i ze mną zerwie ziom. Pisz do Lotki że dziś śpisz u mnie.- powiedział spoglądając jej głęboko w oczy.
Uśmiechnęła się lekko, kiedy położył głowę na jej udach, prawie, że odruchowo zaczęła miziać go delikatnie po głowie i szyi. Skoro to kara to musiała przestać się uśmiechać i być całkowicie poważną. Dobrze, da radę. Tęsknym wzrokiem spojrzała na odłożony alkohol i kieliszki. Nie, da radę. Patrzyła na Thomasa, kiedy do niej mówił, nie przestając dotykać jego łysej głowy. Było to zawsze dla Rose zabawne uczucie. Przecież większość ludzi ma na głowie włosy, a to głowa bez włosów, niesamowicie zabawne uczucie. Teraz jednak o tym nie myślała, na prawdę skupiła się na problemie. Bo ewidentnie miał problem, a Rose oczywiście miała szczerą chęć pomóc mu. - Wiem o co chodzi. - Mruknęła tak cicho, że nie była pewna, czy w ogóle usłyszał. W sumie nie miał tego słyszeć, bardziej powiedziała to do siebie niż do niego. Wróćmy jednak do problemu. - Wiesz, pocałunek to jeszcze nic strasznego, przynajmniej według mnie. Gorzej, jakbyś ją przeleciał. Czyli powiedzmy, że nie jest jeszcze najgorzej. - Dotknęła jego szyi i mimowolnie włożyła rękę pod ubranie, ale tylko na momencik. - I rozumiem, że nie chciałeś. Tak po prostu się dzieje. - Miała nadzieję, że chociaż swoim pełnym zrozumieniem (bo takie było) mu pomoże. - Myślę, że najważniejsze pytanie jakie powinieneś sobie zadać to takie, czy będziesz w stanie z nią być ze świadomością, że ona o niczym nie wie? - Sięgnęła po wino i rozlała końcówkę na ich dwa kieliszki. - Ja się muszę jeszcze napić, ty też powinieneś. - Dała mu kieliszek i sama wypiła zawartość swojego. - Lotka wie, że jestem z tobą, a skoro nie mieszkamy jeszcze razem to nie będzie się martwiła. No, mogłaby być tylko zła, że upiję się jak świnia. Dobrze, że nie będzie na to patrzyła. - To już mówiła bardziej do siebie niż do niego.
Wspominałem że Thomas lubił dotyk Rose? Miał on coś dziwnego w sobie. Niby czasem pełen uczucia, a jednak wiadomo było że nie. Gdyby nie wiedział o upodobaniach dziewczyny na bank odebrał by to jako znak, zachętę, czy jak zwał tak zwał. Po prostu dziewczyna nie zdawała sobie sprawy jak podświadomie kusi chłopaka. Kobiety nawet nie zdają sobie sprawy z tego jak potrafią oddziaływać na męską psychikę. Jak niewinne gesty wprowadzają zamęt w ich umysłach. -Wiesz, przelecieć jej nie przeleciałem. Chcieć? Chciałem ale się powstrzymałem. Ale żyć ze świadomością że ona o niczym nie wie to będzie tragedia. Mogę okłamać wszystkich ale nie ciebie i Ją.- ostatnie słowa dodał półszeptem. Nie musiała wszystkiego wiedzieć prawda? Już chciał chwycić dłoń która na chwilę wślizgnęła mu się pod koszulkę. Alkohol podpowiadał że wcale nie musiała jej wyciągać. No cóż, on nie zawsze jest dobrym doradcą.-Kurde, a co miałem zrobić. Dziewczyna siada na mnie okrakiem i za nim zdążyłem zareagować już miałem jej język w ustach. Szybko działała!- jego żałosne próby obrony zostały ukrócone przez kieliszek. Kieliszek czerwonego wina. Tak, to będzie dobry znieczulacz. Dobrze że w gotowości czeka whisky bo dzisiejszy wieczór zapowiada się bardzo ciekawie. -To dziś spimy razem.- Powiedział wypijając jego zawartość na raz.-Oj tam od razu jak świnia, delikatnie zintegrujesz się z przyjacielem potrzebującym pilnej pomocy w sprawach sercowych. Widzisz? Wszystko da się ładnie ubrać w słowa moja mała puchonko.- rzucił to z przekąsem po czym znów wrócił na jej uda – Uwielbiam cię Rose. Szkoda że nie dawałaś znaku życia z tych Hawajów.
Dla Rose bliskość jakiegoś faceta była na prawdę przyjemna, w końcu to ona chociaż na chwilkę mogła poczuć się otoczona bezpieczeństwem, a nie ciągle zapewniać bezpieczeństwo komuś. Nie, żeby tego nie lubiła, po prostu każdy chyba potrzebuje czasem jakiejś odmiany. Ogólnie Puchonka raczej zdawała sobie sprawę z tego, że kogoś kusi. Potrafiła robić to świadomie. Zarówno wobec kobiet jak mi mężczyzn. Teraz jednak po prostu tak wychodziła. Potrzebowała tego. Oprócz ich bliskości niefizycznej jak szczere rozmowy lubiła też tę bliskość fizyczną. Cementowała tę więź, przy czym to wszystko działo się tak naturalnie i mimowolnie, a jednocześnie niewinnie, że tak po prostu musi być. Chyba obydwoje z Thomasem zaakceptowali taki stan rzeczy. Jednak nie była pewna czy Urane wie, że łączą ich właśnie takie relacje. Może wie, że są przyjaciółmi, koniec kropka. Spyta go o to, ale może nie w tym momencie... - To myślę, że powinieneś jej powiedzieć. Może tak po prostu stań przed nią i jej powiedz. Ja wiem, że to nie jest łatwe. Możliwe, że zrozumie... - Sama w to nie wierzyła, ale chciała dać mu jakąś nadzieję. - Nawet jeśli nie od razu to po jakimś czasie. - Odchrząknęła, gładząc go teraz po policzku i patrząc prosto na niego. - Pomyśl, co by się stało, gdyby dowiedziała się o tym zdarzeniu nie od ciebie, tylko od Nicol? Nie chcę nawet myśleć o tym jak mogłaby się czuć. - Kciukiem zahaczyła o dolną wargę. Sama ogarnęła, że nie powinna. Zabrała dłoń i położyła ją na jego klatce piersiowej. Westchnęła głośno i popatrzyła w niebo. - Tak, nazwijmy to dokładnie tak, jak mówisz. - Sięgnęła pod ławkę po butelkę. Otworzyła ją i pociągnęła dwa spore łyki prosto z gwinta, po czym podała jemu. - To integrujmy się dalej. - Uśmiechnęła się do niego. - Hawaje to był tylko nasz czas, nikomu nie dawałam znaku życia. Nie sądziłam, że mógłbyś się o mnie martwić. Pewnie tego nie robiłeś, bo przecież po mnie wszystkiego można się spodziewać.