Nie każdy nadawał się do wszystkiego, a miała wrażenie, że w Hogwarcie nikt nie nadawał się do niczego. Nie wypowiadała jednak tych myśli zbyt często na głos. Miała w sobie jeszcze szacunek dla tych, którzy wybijali się spośród tej generycznej masy i dawali więcej od siebie niż cała reszta. Nie było takich osób zbyt wiele w angielskiej placówce, ale byłaby niesprawiedliwa, traktując ich tak jak pozostałą bandę karierowiczów i ich rozszalałych podopiecznych. -Myślę, że system nawadniania nie zaszkodzi. Sama dopiero co je posadziłam i wiem tyle, co wyczytałam z ksiąg. Jakby coś się zmieniło dam Ci znać. - Brakowało jej doświadczenia z tymi konkretnymi roślinami, ale miała zamiar szybko je nabyć. Szklarnie w nowym domu Irvette zapełniały się nawet szybciej niż przewidywała z czego była naprawdę zadowolona. Czuła, że jej posiadłość jest pełna życia i kolorów, co wprawiało ją w dobry nastrój. -To bardzo dobry pomysł. Chętnie przyjmę próbkę, jeśli już zaczniecie wytwarzać swój nawóz. Z Twoimi warunkami pomyślałabym o jakiś mieszankach. Łajno abraksanów dobrze miesza się z innymi, przez co ma jeszcze lepsze właściwości. - Rozpromieniała na samą myśl o tym projekcie. Gdyby Atlasowi faktycznie się udało zaoszczędziłby wiele na kupowaniu nawozu, choć niektóre rośliny wymagały specjalnej pielęgnacji, a z tego co zauważyła, czarodziej nie posiadał jeszcze na ranczo smoków. -To co z tą szklarnią? - Zapytała, gdy cebulanki były już gotowe i nie potrzebowały więcej ich uwagi. -Zanim dojdziemy na miejsce musisz mi powiedzieć w jakiej fazie rozwoju posadziłeś kwiaty i jak mocno owocowały wtedy warzywa. To mogło mieć znaczenie w kontekście tego, dlaczego tak bardzo ze sobą nie współgrają. Poza tym rośliny jadalne potrzebują bardziej stałych warunków do wzrostu niż te ozdobne, które czasem wręcz pięknieją, gdy raz na jakiś czas zmieni się im klimat. - Dała się poprowadzić w stronę szklarni, choć bardzo dobrze znała już drogę. Nie marnowała jednak czasu i gdy szli, zbierała od Atlasa wszystkie potrzebne do rozwiązania problemu informacje.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Zawsze szanował w ludziach umiejętność oceniania własnych sił. Oczywiście doceniał pewność siebie i szalenie pociągała go duma z własnych umiejętności i wiedzy, ale nie było w świecie nic gorszego, niż ktoś udający, że umie coś, czego w rzeczywistości nie potrafił. Irvette miała niebagatelną wiedzę, a jednak zawsze ze szczerością i swobodą mówiła o swoich ograniczeniach, co czyniło ją w jego oczach jeszcze bardziej rzetelnym źródłem wiedzy. Kontynuował moszczenie sadzonek w donicy, podsypując je, a później podlewając niewielką ilością, zgodnie z jej wskazówkami. - Będę wdzięczny. Mogę też poprosić Picklesa, żeby Ci raportował stan sadzonek, jeśli przyda Ci się to do jakichś wniosków z obserwacji. - zaproponował. Kto wie, czy cebulanki u niego będą rosły tak samo, jak w jej szklarniach. Była to egzotyczna jak na Anglię roślina. Uśmiechnął się szerzej, słysząc jej entuzjazm i pokiwał głową. - Będę bardziej niż szczęśliwy, jeśli będziesz chętna go wypróbować. - przyznał - W pewnym stopniu to w ogóle dzięki Tobie ten pomysł się narodził. Gdyby nie fakt, że ten mały ogródek, nawet nie wiem, czy pamiętasz, że to były trzy grządki, zanim tu przyszłaś pierwszy raz - zaśmiał się- rozrósł się tak pięknie dzięki Twoim wskazówkom, kto wie, czy wpadłbym na taki pomysł. - przyznał, bo to jak zwykle: potrzeba była matką wynalazku. Dokończywszy cebulanki, skierował się ze swoją gościnią w stronę szklarni, tłumacząc wszystkie zawiłości i niuanse związane z sadzonkami. Rzeczywiście, szklarnia miała stały klimat, wystarczająco wilgotny i ciepły, by rosły tam piękne, pękate i soczyste warzywa, ale dla kwiatów ten klimat najwyraźniej nie sprzyjał. Kilka sadzonek, posadzonych w pewnej odległości od warzyw wyglądało bardzo wątło, a ich liście miały smutny, żółty kolor. - Myślę, że czas na rosarium i tyle. - westchnął - Miałem nadzieję jakoś to pogodzić w jednym miejscu, bo powoli z Picklesem brakuje nam rąk. - uśmiechnął się nieco wstydliwie.
+
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Długo uczyła się przyznawania do własnej niewiedzy, ale w końcu doszła do tego momentu, że mogła bez skrępowania o tym mówić. Przynajmniej przy niektórych, a Atlas już dawno zaskarbił sobie zaufanie dziewczyny. Dawał jej poczucie wolności i przypominał dom, a były to cechy, których ogromnie pożądała od kiedy opuściła Francję. -Jestem pewna, że jego raporty okażą się przydatne. Jeśli nie będzie to dla niego problem, wiem jak dużo pracy ma na ranczo. - Zgodziła się również na zaangażowanie skrzata. Taka pomoc ułatwiłaby jej pracę, a i Ogórek poczułby się bardziej doceniony. -Pamiętam. Zrobiłeś z tego piękne miejsce, ja tylko pokierowałam Cię w odpowiednią stronę. - Uśmiechnęła się skromnie. Wiedziała, że mogłaby tu zdziałać o wiele więcej, ale nie szarogęsiła się na terenie, który do niej nie należał. Kulturę zachowywała nawet, gdy miała do czynienia z kimś jej bliskim i tego nie było już tak łatwo z niej wyplenić. Wsłuchiwała się w problemy dotyczące szklarni. Była już pewna, że klimat musiał mieć z tym coś wspólnego. Nie była tylko jeszcze pewna, jak wielki był to czynnik całej sytuacji. -Co za biedactwa. - Aż westchnęła zmartwiona, widząc pożółkłe rośliny, które wyglądały, jakby zaraz miały wydać ostatnie tchnienie. Dawno nie widziała okazów w takim stanie, hodowanych w szklarni. -Mają tu o wiele za gorąco i zdecydowanie za dużo wody. - Z czułością dotykała zniszczonych liści, jakby próbowała pocieszyć biedne kwiaty i dodać im otuchy, choć chyba ona potrzebowała tego bardziej niż kwiaty. -Zanim zbudujesz rosarium, te biedactwa umrą. - Odpowiedziała, po czym wyjęła różdżkę i postawiła szklaną ścianę wokół zmarniałych roślin, od razu schładzając temperaturę w ich nowym lokum. -Mam tutaj proszek wysuszający glebę. Mieszaj go z ich ziemią co trzy dni, aż liście się nie zazielenieją i utrzymuj tę temperaturę. Później podlewaj kwiaty nie częściej niż co cztery dni. Gleba powinna być lekko wilgotna, jak cała przesiąknie wodą, korzenie zgniją i kwiaty umrą całkiem. - Poradziła, posypując pierwszą warstwę proszku na przelaną glebę. -Gdyby proszek nie zadziałał daj mi znać od razu. - Dodała jeszcze, po czym wspomniała, że chętnie napiłabym się lemoniady i odpoczęła. +
//zt x2
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Miał wiele pracy na ranczo i tak naprawdę każda z nich była dla niego równie istotna i przyjemna, co każda inna. Rosa odnajdował się w fizycznej pracy, nawet jeśli na co dzień sprawiał wrażenie osoby, która preferowałaby leżeć, pachnieć i pić prosecco. Cóż, preferował leżeć, pachnieć i pić prosecco, choć jednak smakowało ono przecież najlepiej po ciężkiej i owocnej pracy. Ostatnimi czasy zwrócił swoją uwagę ku ziołom i zielarstwu, chcąc jak najlepiej zagospodarować ten skrawek ogrodu i móc hodować rośliny potrzebne do utrzymania zwierzaków na ranczo w zdrowiu. Nierzadko do różnych pasz należało dodawać suszone mieszanki, by wesprzeć zwierzęcy układ trawienny, odpornościowy, czy po prostu poprawić ich wydolność i nastrój. Chciał o roślinach rozumieć więcej, chciał z nimi pracować więcej. Miał to niebywałe szczęście, by móc czerpać wiedzę i inspirację od prawdziwych specjalistów i mistrzów w swojej dziedzinie, jednak prawda była taka, jak z każdym innym kierunkiem magicznym - najwięcej człowiek uczył się sam, siłą swoich rąk i skupieniem swojego umysłu. Lubił słuchać porad Irvette, ale wiedział, że później i tak musi we własnym tempie, w zaciszu swoich czterech kątów, powtórzyć cały proces. Wszedł między grządki zaopatrzony w ziemię, kompost, trochę nawozu i konewkę z drobnym sitkiem. Cebulanka obsadzała już całą skrzynkę, więc ostrożnie i z uwagą przyjrzał się sadzonkom, by upewnić się, że są osadzone stabilnie, żadna się nie przekrzywiła, ani żaden zalążek nie zaczął usychać, co wskazywałoby na złe umiejscowienie w ziemi. Za płytko, bądź za głęboko. Mając pewność, że sadzonki trzymają się dobrze, zawiesił nad nimi konewkę zaklęciem i nakazał jej powoli przesuwać się nad każdą z sadzonek, podlewając je odpowiednią ilością wody. Samemu uklęknął przy jeszcze pustej skrzynce, którą powoli wypełnił torfem i włóknem kokosowym, a dopiero potem podsypał odpowiednią ziemią. Mając w pamięci uwagi De Guise, zabrał się za zruszanie ziemi niewielkimi, trójzębnymi grabkami, a potem stworzył odpowiednią mieszankę gleby i nawozu. Wyznaczył linie, które miały służyć za szlak sadzenia nasion i zaczął usypywać równe, eleganckie kopczyki, by w każdy z nich wetknąć przygotowane uprzednio sadzonki dyptamu, który otrzymał w prezencie od Oriona Shercliffe’a. Nigdy by się nie spodziewał ani takiego prezentu, ani tym bardziej w sobie samym takiego skupienia, by je dobrze zasadzić - włozył jednak całe swoje skupienie, pamiętając wskazówki Zielarki, by odpowiednio umiejscowić je w ziemi, przysypać lekko mieszanką ziemi i podlać delikatnie, tak, by ziemia osiadła, podtrzymując każdą z sadzonek. Czas mijał mu powoli, ale nie czuł, że mu się dłuży, ani że go trwoni. Ze skupieniem oddawał się temu relaksującemu zajęciu, odnajdując w tym wiele przyjemności - rośliny, przynajmniej na początkującym poziomie, który sam reprezentował póki co - były znacznie spokojniejsze i łatwiejsze w obsłudze od zwierząt. Przerwa na pracę z magiczną florą była bardzo kojąca, a on nawet nie obejrzał się, kiedy zapełnił całą skrzynkę dyptamem. Zabezpieczył worki z ziemią i nawozem, podsypał wszystko kompostem i machnął różdżką na konewkę, by zajęła się też pozostałymi roślinami w ziołowym zakątku. Zadowolony ze swojej pracy odniósł narzędzia do szopy, a upewniwszy się, że każda z roślinek jest odpowiednio nawodniona - udał się do domu na podwieczorek! + zt
Przygotowywał rozsadniki i grządki na jesień, wiedząc, że to już ostatnie momenty, by zająć się tego typu porządkami. Nie hodował niczego, co wybitnie rozrastałoby się zimą, ale pozostawianie nieporządku w ogródku zielno-warzywnym nie było zwyczajnie w jego stylu. Po wakacjach zresztą należało powoli opanować to, co działo się w szklarni i przed nią, a ostatnie dni słońca wydawało się do tego idealną okazją. Ubrany w luźne ubrania robocze, z kapeluszem na głowie, pielił sobie trochę, trochę krążył wokół donic i rabat, sprawdzając ich stan, badając ich kwaśność specjalnymi pergaminami, które podarowała mu Irveta. Kiedy skrzat przyniósł mu herbatę, zrobił sobie przerwę, zerkając na zegarek na nadgarstku i zmarszczył lekko brwi. Pamiętał, że zamówił dziś dostawę ze szklarni, ale nie potrafił sobie przypomnieć na którą. Była to ostatnia partia roślin, które warto było sadzić jesienią, by już na wiosnę mogły rozrastać się w swoim nowym miejscu bytowania. Rozejrzał się po okolicy i westchnął. Wiedział, że De Guise osobiście bardzo rzadko bywa dostawcą, szczególnie teraz, kiedy zaczęła rozwijać biznes o rośliny niebezpieczne, był więc ciekaw tego, kto pojawi się w okolicach ranczo. Pokierował Picklesa, by ten odebrał gościa i zaprosił go na tyły domu, kiedy się pojawi, samemu korzystając z chwili między przygotowaniami a dalszą pracą w ziemi na picie herbatki i po prostu, jak to Atlas, oglądanie widoczków.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Rzadko podejmował się "wizyt domowych". Raczej tylko wtedy, kiedy nie udało mu się z tego wykręcić. Wolał siedzieć wśród swoich kwiatków, zamiast szwędać się po miejscach, w których nigdy nie był. To zawsze wiązało się dla niego ze stresem. Pewnie dałby radę i tym razem wymigać się od dostawy, ale postanowił zacisnąć zęby, zdając sobie sprawę, że żałowałby, gdyby przypadło komuś innemu. Ogromny ogród, nawet cudzy, był jak spełnienie marzeń. Nadal oszczędzał na własne mieszkanie, a parapety u rodziców nie dawały mu wielu możliwości twórczych, zaś w pracy głównie kręcił bukiety i wiązanki. Oprócz tego, co miał zabrać, nie omieszkał wpakować jeszcze kilku dodatków od siebie. Tak na wypadek, gdyby klient chciał go włączyć w proces twórczy. Jesień była idealnym momentem na sadzenie wielu kwiatów, z czego niewielu zdawało sobie sprawę. Początkowa ekscytacja minęła mu jednak zupełnie w dniu, w którym miał zrealizować dostawę. Od rana był podenerwowany, stresując się głównie tym, czy trafi na miejsce. To okazało się bardzo proste, bo chociaż wielkich chat było w Dolinie od groma, to ranczo się wyróżniało. Na miejsce starego problemu, znalazł sobie jednak nowe. Gdzie iść teraz? Czy tu się gdzieś puka, czy szukać gospodarza po włościach? Kim jest człowiek, do którego przyszedł? Czy w sumie to miał tylko zostawić sadzonki, czy z nimi pomóc? To plus jeszcze kilka zmartwień, których nawet nie potrafił zidentyfikować. Zawieszony na szyi niewielki woreczek wypełniony wilkomiętką niewiele pomagał. Czuł się jak skończony debil, stercząc z wózkiem pełnym sadzonek i czekając na jakiś znak z nieba, który powie mu, co ma robić. Wskazówka nadeszła jednak z zupełnie innego kierunku. - A! - Finn aż podskoczył, gdy obok niego pojawił się skrzat domowy, czego od razu bardzo się zawstydził. - Przepraszam. Dzień dobry - wybąknął. Nigdy nie wiedział jak zachowywać się w obecności skrzatów. - Ja z sadzonkami do pana Rosy. Skrzat poprowadził go na tyły domu. Ranczo było imponujące, ale Finn był zbyt zestresowany, żeby móc w pełni je podziwiać. Kiedy na horyzoncie zobaczył mężczyznę, który musiał być Atlasem Rosą, korzystając z ostatniej chwili, kiedy - jak miał nadzieję - nikt na niego nie patrzył, przycisnął do nosa woreczek z wilkomiętką i porządnie się nią sztachnął. Kwiatki, Finn, myśl o kwiatkach. - Dzień dobry - przywitał się z mężczyną przynajmniej udając pewnego siebie. - Finn Gilliams. Od pani de Guise.
Pickles nie był statystycznym skrzatem, więc trudności w odnalezieniu kroku w tańcu rozmowy z domowymi opiekunami na pewno nie malały przy obcowaniu z tym egzemplarzem. Sam Rosa, nabywając go jako swojego skrzydłowego podczas walki z ranczem, zdecydował się na tego, który miał najwięcej charakteru, a przez to, że w jego stronach - w odróżnieniu od angielskich zwyczajów - skrzaty nie były popularne, nie wiedział, że należy traktować je w sposób jakiś, a nie traktować ich w sposób inny. W związku z tym, Pickles miał bardzo dużo swobody w czasie, kiedy nie współpracował z Atlasem, na, tak zwane, odkrywanie siebie. W zeszłym sezonie rozważał nauki baristyczne, będąc miksologiem na Garden party, a w tym sezonie rozmyślał o powrocie do swoich zapędów raperskich, tak więc kiedy pojawił się przy bramie, pokłonił się nisko i wybijając rytm palcami, przywitał się: - Nie ma co przepraszać, ja Ciebie zapraszać, do ogrodu idziemy, roślinki niesiemy, yo. - kiwnął głową na boki - Pan Rosa w ogrodzie, w pełnej swobodzie, w ziemi grzebie i czeka na Ciebie. - klasnął. Nikt nie mówił, że był dobrym raperem. Dziarskim krokiem niczym na defiladzie poprowadził Finnegana za sobą, najkrótszą drogą, ale też i całkiem urokliwą, zakrawającą o altankę, z widokiem na najbliższe pastwisko, po którym kręciło się kilka koni, zarówno tych zwykłych jak i skrzydlatych. Rosa podniósł się z kucków, kiedy usłyszał kroki i uśmiechnął się pięknie jak z żurnala do Finnegana. - Atlas Rosa. Bardzo mi miło. - pokazał ręką, żeby ten odstawił skrzynki i sam ściągnął rękawice, przechodząc przez rozkopane grządki, by uścisnąć mu rękę - Mam nadzieję, że nie były problematyczne, szczerze, spodziewałem się, że przynajmniej dwie osoby będą się z tym szarpać. - przechylił głowę- Napijesz się czegoś? - zaproponował, na co uruchomił się raper Ogórek: - Co będziemy pić! Kawę, gin, czy nic! - wykonał dziwne gesty hip-hopowca z blokowisk i wpatrzył się w Zielarza wyczekująco, na co Atlas odchrząknął, przysłaniając usta dłonią zamkniętą w pięść, by zamaskować rozbawienie. Nie chciał, absolutnie, zgasić w Picklesie jego pasji. - Proszę, wybierz, bo będzie tak stał i czekał. - zachęcił, unosząc brwi.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Rapujący skrzat domowy był czymś, co idealnie wpisywało się w estetykę Finna, dzięki czemu trochę się rozluźnił. Mimo wszytko jednak nie był w stanie w pełni docenić zjawiska, którego był świadkiem. Miał to też swoje plusy, chociażby taki, że łatwiej było powstrzymać się od śmiechu. Dotarli do gospodarza, który wyciągnął do niego rękę. Finn odwzajemnił uścisk. Podawanie ręki było jedną z jego ulubionych rzeczy od czasów tranzycji. Faceci zupełnie inaczej witali się z kobietami niż między sobą, może nawet nieświadomie. Była to mała rzecz, która dawała mu dużo afirmacji. Poza tym uściśnięcie dłoni było dobrym sposobem witania się praktycznie w każdej sytuacji - jedna wątpliwość mniej. - Nie są ciężkie - zapewnił i wcale nie kłamał. Przemilczał za to, że rzucono na nie zaklęcie quartario. Z przyzwyczajenia już miał odmówić, gdy Rosa zaproponował mu napój, ale przerwał mu rapujący skrzat. - Eeee… - Pickles zupełnie zbił go z tropu. Nie był pewien, czy przypadkiem nie urazi go, jeśli odmówi. Z kolei pozostałe opcje, które mu zaproponował w ogóle do niego nie przemawiały. Chwilę bił się z myślami aż doszedł do wniosku, że skoro i tak jest już poza strefą swojego komfortu, to będzie dzielny i pociągnie to dalej. - A można herbaty? - zapytał. - Zwykłej, czarnej - dodał szybko, w obawie, że skrzat zarzuci go opcjami. Kosztowało go to więcej niż można by się spodziewać, ale był z siebie zadowolony. Herbata w ogrodzie jesienią miała wspaniały vibe, który trudno było osiagnąć, mieszkając w londyńskiej kamieniczce. Rozejrzał się po terenie ogrodu. - Ma pan… duże pole do popisu - zagadnął, pierwszy raz naprawdę się rozluźniając, kiedy z błyszczącymi oczami rozważał możliwości, które dałby mu taki areał.
Atlas obserwował chwilę skrępowanego pracownika Cieplarni de Guise i zastanawiał się, czy wyratować go z sytuacji po prostu odsyłając Picklesa do jego obowiązków, czy jednak pozwolić im dopiąć tę interakcję. Skrzat bowiem wpatrywał się w Zielarza wielkimi oczami w wyczekiwaniu, niemal stając na palcach i najprawdopodobniej wstrzymując oddech. Ostatecznie Gilliams jednak zdecydował się na herbatę, na co Ogór klasną w dłonie, zakręcił się i rzekł: - Nie ma bata, będzie herbata. Dobra czarna, a nie jakaś marna! - po czym równie dziarskim krokiem pomaszerował do domu. Rosa parsknął pod nosem. - Na wiosnę miał dużo gorsze rymy. - pokręcił głową, pochylając się do worka ze spulchniaczem, by go rozciąć. Spojrzał z dołu na chłopaka i przechylił głowę: - Atlas. Wystarczy Atlas. - uśmiechnął się i rozejrzał, jakby nie wiedział, o czym Finnegan mówi - Hmmm, tak. Rozrosło się. - przyznał. Przybyła nawet druga szklarnia na kwiaty.- Zaczynaliśmy od czterech grządek, obsadzonych przez Picklesa marchewkami. - zaśmiał się ciepło.- Przywiozłeś coś ciekawego? Zamówiłem kilka sadzonek wartych wkopania na jesień, ale szczerze - nie mam szczególnego pomysłu na to jak zagospodarować tamten sektor. - wskazał dłonią dalszą część ogródka, która wyglądała na po prostu spulchnioną i użyźnioną glebę - Przyjmę każdą sugestię. - zapewnił, biorąc worek w ręce i małą łopatką posypując grządkę przed sobą, którą obsadził dziś rano cebulanką. Chwilę później wrócił skrzat, niosąc na wyprostowanych rękach nad głową tacę z imbrykiem i piękną filiżanką w brykające lunaballe i niewielką cukiernicą, a podskakiwał tak, że cała ta zastawa podskakiwała razem z nim i to chyba tylko skrzacia magia sprawiała, że nic się nie rozlewało, ani nie spadało na ziemię.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Finn nie umiał rymować ani trochę, więc skrzat i tak mu imponował. Tylko jakiś beat by mu się przydał. Nie chciał jednak sugerować Rosie, żeby sprawił sobie drugiego - beatboxującego - skrzata. - Finn. - Kiwnął głową, gdy mężczyzna zasugerował przejście na ty. Nie zdecydował jeszcze, czy go to cieszy, czy nie. Z jednej strony był jeszcze poszkolnie przyzwyczajony do podległej pozycji w hierarchii świata. Zdawał sobie z resztą sprawdę z tego, że wygląda na dzieciaka. Jakby nie patrzeć, właściwe dojrzewanie zaczął trochę później od typowego chłopaka. Z drugiej nie po to skończył szkołę, żeby być nadal więźniem idotycznego formalizmu. - Mam wszystko, co p… co zamówiłeś - Ugryzł się w język. - Ale przywiozłem też trochę ekstra od siebie - wzruszył ramionami. Uniósł wzrok na obszar, o którym mówił Atlas i zaświeciły mu się oczy, na widok całkiem pustego pola. Lepsze byłoby tylko totalne zarośla, które trzeba by ogarnąć. Kiedyś w ręcę wpadła mu mugolska książka o gówniakach w tajemniczym ogrodzie i chociaż niewiele pamiętał z fabuły, marzenie, by tak jak bohaterowie uprzątnąć zaniedbany ogród pozostało mu na lata. - Jakbyś mi mógł pokazać, co już masz - powiedział i zaraz wyjaśnił: - żebym ci nie proponował, czegoś co już masz. Chociaż, według własnych słów, nie był jeszcze gotowy to rzucania sugestiami, wyciągnął z kieszeni wytartych dżinsów mały szkicownik oraz wygryziony ołówek i zaczął tam coś rozrysowywać. - Ale uprzedzam, że jestem bardziej into kwiatki. - Jakby Atlas uparł się na warzywniak, to też by mu pomógł, ale na pierwszym miejscu był zawsze kwiaciarką. - Możemy iść w zioła, ale myślę też o roślinach miododajnych? - mówił tonem wskazującym na to, że jeszcze się do tej myśli nie przyzwyczaił, a jedynie spitballuje pomysły. Chociaż strasznie by mu tu pasowały jakieś ule, albo nawet barcie i już nawet zaczął je szkicować, rzując przy tym sznurek od wiszącego na szyi woreczka.
Posiadanie duetu raperów prawdopodobnie już wykroczyłoby poza granice cierpliwości Rosy, który już i tak ze swoim skrzatem znosił wiele więcej, niż przeciętny Anglik. Rosa nie wiedział, że ze skrzatami trzeba inaczej i Pickles bardzo często robił, co chciał. Na szczęście okazywało się, że dobrali się jak w korcu maku, bo to, co Pickles chciał i to, czego Atlas potrzebował, doskonale się spinało w całość. - Finn. - kiwnął głową, nie kojarzył Gilliamsa ze szkoły, ale też sam nauczał w niej względnie krótko. Spojrzał na zawieszony u jego szyi woreczek, zawieszając na nim spojrzenie na chwilę dłużej, niż zwykłe zahaczenie uwagi, zaraz jednak wrócił do rozmowy i jak zwykle, w całości poświęcił całe swoje skupienie Finneganowi. Wsłuchiwał się w jego słowa, uśmiechał zachęcająco, a co gorsza przyglądał z taką intensywnością, jakby rzeczywiście chciał mu przeczytać duszę. - Co mam, co mam. - zamyślił się - W tej szklarni są małe drzewka owocowe. Rosną od szczepków... szczepek? Specjalistyczne słowa w języku angielskim ciągle mi umykają... - przyznał - Czekam, aż podrosną, żeby wkopać je tam dalej w ziemię. W tej drugiej hoduję kwiaty, ale tylko te, które ciężko znoszą lokalną pogodę. Pozostałe są w klombach po drugiej stronie domu. - zamyślił się, drapiąc po szyi - Tu jest cebulanka z Podlasia, tam trochę blekotu, dyptamu, tykwobulwy, wnykopieńki i wilkomiętka. Swoją drogą... - zmarszczył brwi - To wilkomiętka? Pachnie znajomo. - zapytał w końcu o jego niecodzienny naszyjnik. Zaraz uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową: - Wspaniale, bo też jestem into kwiatki. I nie mów Picklesowi, ale wole jak nie są w klombach, tylko rosną ot tak... - dodał konspiracyjnym szeptem, bo już widział, jak skrzat pędzi z tacą. Odstawił ją na jeden z roboczych stolików, zasalutował i czmychnął zajmować się swoimi obowiązkami w domu z poczuciem spełnionej misji herbacianej. - Mmm..! - aż otworzył szerzej oczy - Fantastyczny pomysł, w ogóle nie pomyślałem o ulach! Tylko z których lokalnych kwiatów będą najlepsze miody... - zmarszczył brwi, zerkając na niego pytająco, z nadzieją, że chłopak na tym właśnie też się zna.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Pochłonięty planowaniem przestrzeni i roślinnymi rozważaniami, szczęśliwie dla siebie, nie zwrócił uwagi na badawcze spojrzenia mężczyzny. Skrzętnie notował sobie wszystko, co wymieniał Atlas, dodając własne zapiski. Ręką zachwiała mu się nieznacznie, gdy padła nazwa wilkomiętki. Uniósł wzrok, ostrożnie taksując gospodarza wzrokiem. - Taaaak - przyznał, choć mogło zabrzmieć to nieco jak pytanie. Przyglądał się Atlasowi z mieszaniną podejrzliwości i zaciekawienia. Czy on też? Czy to był dyskretny sposób nawiązania komitywy? Rozumienie aluzji przychodziło mu często z trudnością, a niejednoznaczność ludzkich wypowiedzi była jednym z głównych źródeł jego niepewności w kontaktach z innymi. Nie wyobrażał sobie jednak, żeby ktoś normalny sądził sobie w ogrodzie wilkomiętkę. Relacja Finna z tą rośliną była skomplikowana. Od lat próbował najróżniejszych legalnych ziół, które zmniejszyłyby jego lęki, ale dopiero wilkomiętka, po tym jak został wilkołakiem, dawała jakieś sensowne efekty. Z jednej strony super i można by to było policzyć jako jedyną dobrą stronę likantropii, z drugiej, dlaczego musiała to być akurat wilkomiętka? Poza uspokajającymi właściwościami, Finn zupełnie jej nie lubił. Żadna roślina nie powinna jebać mięsem. Oczy zabłysły mu, kiedy mężczyzna wyraził swoje preferencje, zbliżone do jego własnych. Być może nawet porzuciłby zupełnie formę i zaczął przebierać nogami, ale powrót skrzata skutecznie go powstrzymał. Mruknął do niego “dzięki” tak cicho, że nikt tego pewnie nie usłyszał, bo nie był pewien, czy powinien. Na szczęście temat znów wrócił do roślin. - A więc łąka kwietna! - rozpromienił się. Wyciągnął różdżkę i powiększył sobie notes. - Albo raczej ogród w stylu naturalistycznym - poprawił się z przerysowanym profesjonalizmem. - Zrobimy to z klasą, żeby się Pickles nie obraził. - Obrócił notes w poziomie i zaczął rysować w nim tabelę. - Ogólnie jest w czym przebierać - zapewnił. - O ile nie chcesz wędrować z pszczołami po pożytkach, to potrzebujemy ogarnąć to tak, żeby coś kwitło przez cały okres aktywności pszczół, czyli od marca do października. Z tym, że w lipcu ostatnie miodobranie, żeby rodzina była silna na zimę - zaznaczył, czego pewnie by nie zrobił, gdyby zdawał sobie sprawę, że rozmawia z nauczycielem opieki nad magicznymi stworzeniami. - Dyptam już masz. Na pewno chcesz przegorzan - zdecydował za mężczyznę. Cała jego nieśmiałość, gdzieś uleciała. Prawdę mówiąc było mu wszystko jedno, czy Atlas go słucha, choć od czasu do czasu zerkał w jego stronę, dając do zrozumienia, że jeszcze pamięta, że tam jest. - I rojnik, i wtedy jeszcze rozchodnik, bo mam na nie pomysł. Berberys, może dąbrówka. Kocimiętka ewentualnie… się zobaczy. Potrzebna będzie osłona od wiatru, więc może żywopłot ze śnieguliczki, albo róża pomarszczona. Chyba, że zrobić płot i puścić na nim winobluszcz. A z krzewów to jeszcze żylistek. - szybko przewrócił kartkę i zaczął bazgrać po kolejnej z taką werwą, jakby chciał ją podpalić - Z bardziej eleganckich kwiatów - Wrócił do poprzedniej strony. - No może nie eleganckich. Takich z vibe’em celowości. Pysznogłówka, dzielżan, sowia paszcza, jeżówka, kosmos, malwa. Ciemiernik, zaraz powiem czemu. A jak nie to scilla. A tak bardziej dziko, to nawłoć. Nawłoć musisz, nawłoć to absolutny banger. Firletka poszarpana, asfodelus, krwawe ziele, czosnek niedźwiedzi, szałwia omszona, ślaz, waleriana. Bruh, chciałem olać stokrotkę, ale mam pomysł na stokrotkę. Im więcej gadał, tym szerzej się uśmiechał. Co jakiś czas przeskakiwał ze strony z tabelą, żeby z zapałem nakreślić coś na kolejnej. W końcu wyrwał z notesu tę pierwszą i podał mężczyźnie. - Te podkreślone mają fest wydajność miodową. Reszta też produkuje nektar, ale bez szału, za to mają dużo pyłku. - Wyciągnął z wózka katalog roślin. - Sobie popatrz, można coś wywalić, ja na przykład nie przepadam za kosmosem i różą poszarpaną. - Sam w tym czasie kończył projekt. - A, ciemiernik - przypomniał sobie. - Z ciemiernikiem jest kilka spraw. Po pierwsze to jest trujący - Zaczął opowiadać, nie przerywając rysowania. - Ale nie będzie z niego tyle miodu, żeby kogoś otruć. Druga kwestia jest taka, że jest trochę wymagający. Ale, kurde, warto, bo to wariat jest i kwitnie zimą. Jak się trafi odwilż, to i w grudniu potrafi. Temu też pszczoły raczej go aż tak nie oblatują. Skończył szkic. - No dobra, to taką mam wizję. - Nie było to dzieło sztuki, ale dało się zorientować, co jest czym, szczególnie, że było podpisane. Najważniejsze z resztą, że orientował się Finn, bo i tak zaczął tłumaczyć. - Tak jak mówiłem, totalnie chcesz przegorzan, bo on ma tyle nektaru, że z niego wycieka. Potrzebuje przepuszczalnego podłoża, więc pomysł jest taki, że robimy tu skalniak. Obsadzamy rozchodnikiem ostrym i rojnikiem, a do tego dąbrówka albo kocimiętka, razem nie, bo będzie za dużo. Czekaj, rozrysuję to. - Wyrwał poprzedni rysunek z notesu, wcisnął Atlasowi i zaczął kolejny. Na nic jednak nie trzeba było czekać, bo wcale nie przestał przy tym nawijać. - Berberys miał być, ale bym go jednak wywalił. Na samym skalniaku ten pop czerwonego byłby w trąbkę, ale ogólnie z resztą ni w ząb. - Chciał powiedzieć, że przy wszystkich astrowatych wyglądałby jak dama w sukni balowej na potupai w remizie, ale powstrzymał się od tego komentarza, żeby przypadkiem Atlas nie zmienił zdania co do charakteru nasadzenia. Jemu taki przaśny klimat bardzo pasował do stacjonarnej pasieki. - Można ewentualnie dać czerwoną odmianę rochodnika okazałego, ale bez tego też ujdzie. Iwszystko to będzie można zasadzić już teraz, na jesieni. Skończył szkicować skalniak, wyrwał go i z rozpędu chciał wręczyć mężczyźnie, ale zorietował się, że ten nie ma więcej rąk. Położył, go więc na wózku, a sam wrócił do wskazywania kolejnych elementów na projekcie całego założenia. - Tu dajemy żywopłot, na przykład ze śnieguliczki, albo stawiamy coś i na to winobluszcz. Ewentualnie jak płot będzie ładny, to go nie zasłaniamy niczym pnącym, tylko jakiś wysokie kwiaty obok. I tu będzie albo nasza główna łąka, albo robimy coś bardziej a la ogród wiejski. W każdym razie to wszystko się nada i tu, i tu, tylko w innych proporcjach. Może oprócz malw. Malwy to jak się zdecydujesz na płot i ogród. - Zernął do tabeli - Pysznogłówka, dzielżan, jeżówka, malwa, eeee, nawłoć, asfodelus, przetacznik, krwawe ziele, czosnek, szałwia, ślaz, waleriana, to będzie już można zasadzić jesienią, część z resztą nawet mam. Kosmosy i paszcze na wiosnę. Ciemiernik jeśli się zecydujesz, to damy tutaj w sądziedztwie skalniaka, bo ma wrażliwe korzenie. Scilla wymiennie. Też będzie można teraz. A w tej części siejemy trawę i tu będą stały ule. Chodzi o to, żeby pszczołom za bardzo nie przysłonić słońca tym całym zielskiem. Teraz będzie można wsadzić kilka sadzonek stokrotek, albo je wysiać latem. Do tego firletka - teraz do doniczek, a na wiosnę do gruntu - i będzie klasa dywan kwietny. A jakby było za pusto, to gdzieś można dorzucić żylistka, czy dwa w soliterze. I voila. Zamilkł i sekunda starczyła, by cisza zaczęła mu dzwonić w uszach. Zaczął się zastanawiać, czy nie mówił za dużo, za szybko i w ogóle byle jak. - Znaczy no, będzie z tym trochę roboty. - Zniknęła pewna siebie postawa, a ton głosu znów pełen był rezerwy. Krytycznie spojrzał na swoje nędzne rysunki. Merlinie, z czym do ludzi? Poczuł, jak zaschło mu w gardle, ale nie odważył się wziąć herbaty. Jeszcze by ją za głośno przełykał, czy coś. Najchętniej po prostu by uciekł.
@Atlas Rosa przepraszam, że tak długo, ale jak widzisz, I overreasearched this shit, bo sobie przy okazji zacząłem planować do własnego ogródka xD Tu jest tabelka Podsumowując, musisz zdecydować, czy chcesz: - dąbrówkę, czy kocimiętkę - rozchodnik okazały lub nie - czy żywopłot + z czego, czy płot z winobluszczem, czy sam płot - vibe wiejskiego ogrodu, czy łąki - ciemiernik czy scillę + stwierdzić, że ci się coś nie podoba xD[/b]
Na ostrożne spojrzenie Florysty Rosa odpowiedział pięknym, łagodnym uśmiechem numer siedem. Skinął głową, nie chcąc wytrącać go z zamyślenia, ale czując, że to "tak" brzmiało jednak bardziej pytaniem, niż odpowiedzią dodał: - Ciekawy wybór. Pierwszy raz widzę, by czarodziej z zamiłowania nosił ją przy sobie. - wiedział, że pewne rozmowy były trudne. Nie każdy, na kim ciążyła klątwa likantropii, lubił o tym rozmawiać, a i pochopne zakładanie, że ktoś jest nią dotknięty, nie było rozsądne. Nie pytał wprost, nie naciskał, jedynie zastanawiał się w myśli, bo taka saszetka wydawała się bardzo ciekawym rozwiązaniem jego problemu z jednym z uczniów Hogwartu. Skinął głową, uśmiechając się szerzej na jego entuzjazm, który trochę mu się udzielał. Zamówił tylko trochę sadzonek roślin, które powinny wylądować w ziemi na jesień, a okazało się, że być może udało mu się sprytnym sposobem zdobyć nawet kogoś do współpracy, zdolnego dopomóc mu w kwestii aranżacji ogrodu. - Poczekaj, czy powinienem notować? - zainteresował się, kiedy Finnegan zaczął rozpędzać się ze swoimi pomysłami, ale zaraz otrzymał do wglądu notes ze wstępnym planem, więc uznał, że sobie po prostu skopiuje od niego to, co ten teraz wymyślał.- Bez obaw, jeśli chodzi o pszczoły i bzyczki znam doskonałego hodowcę u Honeycottów. pasieki na pewno uda się zorganizować tak, żeby pasowały, a i ja się doszkolę z opieki nad rodzinami pszczelimi... - zamyślił się. Choć jego ojciec był uznanym entomologiem, on sam o owadach wiedział zatrważająco niewiele. Później Finnegan przejął pierwsze skrzypce, kontynuując plany i wyjaśnienia, co Atlas obserwował z uśmiechem. Mało było widoków, które w życiu sprawiały mu większą przyjemność, niż obserwowanie kogoś, robiącego czy też mówiącego o czymś, co go prawdziwie pasjonuje. Uwielbiał ludzi z pasjami, uwielbiał tych natchnionych, uwielbiał to, jak rozszerzały im się źrenice, jak nieświadomie uśmiechali się, mówiąc, jak rozpędzali się i opowiadali więcej i więcej, a on stawał się bardziej i bardziej głodny tej ich pasji. Przyjął tabelkę, skanując ją wzrokiem i kiwając głową. - Możesz mi zaznaczyć kiedy najlepiej je sadzić? Muszę to sobie rozplanować w kalendarzu, bo to wydaje się nie być takie przedsięwzięcie na jeden weekend. - uniósł lekko brwi w zamyśleniu. Przeglądając katalog, zapewnił, że "firletka zostaje", bo była absolutnie przepiękna. - No ale wtedy, jak się zbiory nektaru z ciemiernika zmieszają z całą resztą, czy to nie wpłynie na miód? - podniósł na niego wzrok, choć takie pytania powinien może zostawić na czas rozmowy z hodowcą pszczół. Skupił się na przedstawianym mu szkicu, ale zaraz-zaraz ten szkic zamienił się w rozmowę o zupełnie innym. Zaśmiał się przepięknie na pop czerwonego: - Mamy berberys przed domem, możemy sobie odpuścić mienie go tu... - przyznał. Propozycja skalniaka wydawała mu się jednak bardzo fajnym pomysłem. Przy kolejnym rysunku przestał już przerywać nadawanie, pozwalając, by Gilliams po prostu wyraził z siebie wszystko, co chciał. Starał się nadążać za nazwami kwiatów, które nie kojarzył i oceniać je przez przegląd katalogu, zapamiętując, że śnieguliczka na pewno bardziej niż jakiś bukszpan, choć winobluszcz nie był złym pomysłem. Na chwilę zapadła cisza, kiedy Finn przestał mówić, a Atlas jeszcze się namyślał. Ocknął się po kilku momentach i podniósł na Gilliamsa wzrok, po czym zaśmiał się pięknie, jak tylko Atlas Rosa potrafi: - Przepraszam, zamyśliłem się między tym ciemiernikiem i scillą. Napijesz się? Już powinna przestygnąć... - wrócił spojrzeniem do rysunków i absolutnie nie wydawał się czuć rozbawienia czy zażenowania ich jakością. Wprost przeciwnie, poważnie i ze skupieniem rozmyślał o przedstawionych mu pomysłach, jakimś cudem najwidoczniej był w stanie przyjąć ten wylew informacji. - Więc tak, myślę, że śnieguliczkę damy od południa, stamtąd zawsze trochę ciągnie wiatr, bo otwarta przestrzeń. Tu przy domu postawie przepierzenie, żeby się mogła winorośl wspinać. Myślę, że rozważmy dwa skalniaki, ten ciemiernik i berberys jakoś głębiej, na mniejszym, bo obawiam się, że moje kozy przyjdą je zeżreć, a szkoda ich... - opowiadał o swoich wizjach na to, co zaproponował Finnegan, pokazując mu na jego rysunkach swoje uwagi, chcąc, by ten potwierdził, bądź kontrargumentował, co się da, a czego nie powinni robić.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Skrzywił się. - To nie miłość - przyznał szybko, choć mógł udawać, by uniknąć dalszych dociekań. Wciąż nie wiedział, czy chce, żeby ludzie wiedzieli o jego likantropii, za to na pewno nie chciał, by myśleli, że lubi tego smroda. - Jestem wilkołakiem - dodał po chwili, bo i tak było już wiadomo, a udawanie i kluczenie wokół tematu, byłoby dla niego jeszcze bardziej niekomfortowe. Nosząc wilkomiętkę na wierzchu akceptował, że część ludzi go “przejrzy”. - Świetnie - ucieszył się, na wieść o pszczelarskich znajomościach Atlasa, bo wiedza, którą sam posiadał, była bardzo podstawowa i fragmentaryczna, i wolał nie brać za to odpowiedzialności. Jego zainteresowanie zwierzętami zaczynało i kończyło się tam, gdzie był jakiś związek z kwiatami. Jeżeli wiedział coś ponadto, to przypadkiem. Właściwie tyczyło się to każdej innej dziedziny. Większość życia spędził na szukaniu sobie pasji, a kiedy już znalazł, to szukał innej, bo przecież co to za pasja - kwiatki? Okazywało się, że całkiem niezła, tylko trzeba było jej dać szansę. - Pewnie. - Na kartce z tabelą dorobił rubrykę z porą sadzenia i jeszcze jedną, na zaś, z rodzajem gleby. Uzupełniał je powoli, kiedy rozmawiali dalej. - Nic nigdy nie widziałem o toksyczności nektaru, chociaż to jeszcze o niczym nie świadczy. - przyznał, nawiązując do ciemiernika. - Ale wiem, że niektórzy go sadzą przy pasiekach. W każdym razie nie sądze, bo ma stosunkowo niską wydajność miodną, a w małej dawce, to jest nawet leczniczy. Nie zamierzał pośpieszać Atlasa w sprawie żadnych decyzji. On sam miał problemy z ich podejmowaniem i bardzo na rękę był mu fakt, że te trudniejsze mógł zwalać na klientów, jeszcze przy tym punktując za otwarte podejście i liczenie się z ich zdaniem. Nie mógł już dłużej ignorować herbaty, kiedy mężczyzna ją wskazał. Trochę dziwnie czuł się pijąc z filiżnaki, bo wyłączając niezbyt częste wizyty w herbaciarniach, pił zawsze najtańszego torebczaka z kubka. Szczytem elegancji był ten jeden nieprzebarwiony jeszcze kubek, ale on był dla gości. Nie żeby go ktoś odwiedzał, ale lepiej być przygotowanym. - No i w pytę! - Znów się zapomniał. Z filiżanką w jednej ręce i ołówkiem w drugiej, modyfikował na bieżąco swój rysunek. - Ogólnie od tego bym zaczął, żeby mieć plan przestrzenny. Projekt jest duży, więc nie ma co się spieszyć. Najlepiej założyć, że najbliższy sezon będzie taki rozbiegowy dopiero. To da ci też czas, żeby się dobrze najpierw z jednymi roślinami zapoznać. Śnieguliczkę będzie trzeba wsadzić wcześniej, póki ziemia nie przymarznie, ale z winobluszczem mamy czas nawet do listopada. Skalniaki to wiadomo, że najpierw trzeba wkopać. Wyznaczyłbym też trawnik, może mu zrobić jakieś obżeżenie, że się nie rozlazł w przyszłości. Do połowy października będzie go można wysiać i to będzie też dobry czas na firletkę. - Spojrzał w stronę skopanej części ogrodu. - Ziemia wygląda już nieźle, można jeszcze posprawdzać pH, czy nie zawapnować albo zakwasić, bo to idelany moment. Na skalniaki trzeba będzie przygotować coś bardziej przepustowego. A w ogóle… - Olśniło go nagle. - Może my to sobie powinniśmy na ziemi już pozaznaczać. Przy okazji obczaić jak z tym odczynem itede?
Zanotował w pamięci takie rozwiązanie. Miał w szkole styczność z jednym, młodym chłopakiem dotkniętym klątwą likantropii, który nierzadko miewał problemy ze swoim bądź co bądź niełatwym losem. Saszetka z wilkomiętką trzymana w zanadrzu brzmiała jak bajeczny pomysł i Rosie przeszło przez myśl, jakie to tragiczne, że chłopcu nikt tego nie zaproponował wcześniej. Uśmiechnął się do Finnegana, kiwając głową w sygnale, że rozumie, ale nie podejmował tego tematu, bo też nie widział takiej potrzeby. On osobiście, nosząc w sobie geny wili, lubił kiedy wzniecało to uwagę i zainteresowanie jego otoczenia - domyślał się jednak, że nie każdy obdarowany więcej niż ludzkimi genami, podziela jego preferencje. Obserwował jak Gilliams sprawnie dopisuje mu wszystkie wytyczne i starał się zapamiętać jak najwięcej z tego, co chłopak mu podsuwał w związku ze swoimi rysunkami - których nomen omen robiło się już dużo. Trochę żałował, że nie ma tu jednak Picklesa, który miał świetną pamięć i mógł przynajmniej posłużyć jako skryba, ale to nie był problem - w końcu to plan raczej długoterminowy. - W pytę.- powtórzył po nim, próbując się nie śmiać. Mówił po angielsku już całkiem biegle, błędy zdarzały mu się sporadycznie, a jednak zawsze, jak widać, można było nauczyć się nowego zwrotu. Nawet jeśli ten brzmiał komicznie. - Możemy teraz zaznaczyć sektory, będziesz wiedział, jaka jest ziemia i co przygotować więcej. Mogę liczyć na to, że ogarniesz dostawę ze Szklarni De Guise? Ja z Irvette się już rozliczę, ale Ty będziesz wiedział lepiej, co jest mi tu potrzebne. - uśmiechnął się, pokładając ufność i pewne nadzieje w przyszłą współpracę z brunetem - Trochę pracy przed nami, ale myślę, że pójdzie lekko. Mamy przestrzeń, masz pomysł, a ja jestem otwarty na wszystko. - chyba tylko ostatkiem wyuczonej na siłę skromności nie dodał, że pieniądze nie stanowią problemu, choć cóż - nie stanowiły. Ruszyli w głąb ogródka, a Atlas z uwagą obserwował, jak Zielarz robi pomiary, jak bada próbki, chcąc jak najwięcej wyciągnąć z tego spotkania dla siebie. Lubił uczyć się o florze, coraz bardziej odnajdując w niej dopełnienie tego, czym zajmował się na co dzień.