List od Atlasa ucieszył ją. Potrzebowała takiego zajęcia. Liczyła, że otworzy ją to nieco kreatywnie i poszerzy horyzonty, z czym Ruda zawsze miała problemy, sztywno trzymając się zasad i właściwych metod działania. Odkąd kupiła cieplarnię, powoli zaczęła się jednak zmieniać i inaczej patrzeć na życie. Po raz pierwszy, od kiedy mężczyzna ją znał, mógł zobaczyć ją w zupełnie innym wydaniu. Zamiast garsonki, czy innego eleganckiego ubioru, wybrała na ten dzień praktyczne ogrodniczki, pod które założyła białą, lnianą koszulę, a włosy zaplotła w dwa warkocze. Była gotowa do pracy pod każdym względem, bo choć mieli rozmawiać, była przygotowana też na opcję grzebania w ziemi, co bez względu na tok spotkania, miała i tak zamiar zrobić. Musiała poznać dobrze ziemię, z którą przyjdzie jej pracować. -Dzień dobry. - Przywitała się z uśmiechem, podając Atlasowi schludną dłoń. W drugiej dzierżyła niewielki folder, w którym znajdowały się propozycje, ale i wolna przestrzeń na wszelkiego rodzaju notatki. -Przepiękny teren! Powiedz mi, jaką masz na niego wizję. - Jak zawsze od razu przeszła do rzeczy, nie chcąc marnować cennego czasu żadnej ze stron.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Zadziwiającym było, jak wiele radości sprawiło mu to, że jedną z osób, które zgłosiły chęć wykonania zlecenia była jego była studentka. Miał o pannie De Guise szalenie dobre zdanie, niezależnie od sytuacji wykazywała się zawsze absolutnym profesjonalizmem nawet jako uczennica, niemniej jednak pewną dozą ciekawości i zaintrygowania było zarówno dla uczniów - spotykanie nauczycieli poza szkołą, jak i dla nauczycieli, poznawanie swoich podopiecznych kiedy już nimi nie byli. Od wczesnych godzin rannych, wraz ze swoim skrzatem, szykował drewutnię przy terenie, który miał stać się niewielkim polem na ognisko, kiedy jednak Irvette pojawiła się w okolicy, to właśnie Pickles najpierw deportował się pod bramę, by głębokimi ukłonami ją przywitać i zaprosić w głąb terenu ranczo. - Irvette! - półwil podniósł rękę, witając ją z oddali swoim tak bardzo typowym, łagodnym uśmiechem postaci z romantycznego obrazu- Dzień dobry, dzień dobry. Pogoda coraz mniej dopisuje, ale wciąż można się nacieszyć przebywaniem na zewnątrz, prawda? - zaczesał jasne włosy do tyłu i potarł palcami kąciki oczu- Pickles, coś do picia. Czego byś chciała? Herbaty? Lemoniady? - normalnie zaoferowałby piwo, ale chyba jeszcze miał jakieś obiekcje przed proponowaniem alkoholu komuś, kto ledwie parę miesięcy temu zobligowany był, by mówić do niego "prosze pana". Wskazał ręką ścieżkę, prowadzącą dalej w głąb terenu. - Razem z Ogórkiem zaczęliśmy robić jakieś grządki, by coś było, wiesz, żeby móc już na jesień zebrać trochę mięty, ślazu, mniszka lekarskiego, ale wstyd to nazywać ogrodem zielnym. - bezwstydny, to był Atlas, kiedy posyłał takie piękne uśmiechy, przychodziły mu one jednak naturalnie jak oddychanie - Jest trochę ziół, których potrzebuję głównie do przygotowywania kiszonek na karmę, ale też chciałbym mieć pewne zapasy dla siebie. - wyjaśnił słowem wstępu, kiedy zatrzymali się przed kilkoma grządkami, które sklepał z desek, by służyły jakkolwiek za pojemniki na rośliny- Nie znam się szczególnie na glebie, na potrzebach roślin czy tym, co można ze sobą sadzić, czego nie można... - pokręcił głową - Gdybyś była zainteresowana, jest też teren przed domem, któremu przydałaby się ręka jakiejś uzdolnionej znawczyni z pewnym wyczuciem estetyki, którego wiem, że Tobie nie brakuje. - spojrzał na nią jasnymi oczyma, w których tańczyła jakaś iskierka wesołości i sympatii.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Przywitanie przez skrzata ani trochę jej nie zdziwiło. Szanowała te istoty głównie dlatego, że zawdzięczała im swoje życie. Pracowników Atlasa nie znała, ale chciała zrobić dobre pierwsze wrażenie, więc uprzejmie się przywitała i dała poprowadzić w odpowiednie tereny rancza. - Idealna pogoda na pracę z roślinami. Zaczyna się sezon na zimowe sadzonki, nie wyobrażasz sobie ile mam teraz pracy. - Raczej nie narzekała w towarzystwie, a na pewno nie w tym mniej znanym. Starała się zawsze, by te małe rozmowy prowadzone były w pozytywnym duchu, choć dziś nie musiała nawet specjalnie się wysilać. Uśmiechnęła się szerzej do mężczyzny, gdy zaproponował jej coś do picia. -Gorąca herbata byłaby idealna. Masz może rumianek? - Zapytała, nie chcąc robić zbyt dużego problemu. Co prawda od kiedy posmakowała naparu z mięty od pewnego urzędnika, rzadko sięgała po coś innego, ale nie nosiła ze sobą sadzonek, a raczej nie spodziewała się, by Rosa miał akurat tę odmianę u siebie szczególnie, że z tego co rozumiała, dopiero planował zakładać całą hodowlę. -Urok wili Ci służy. - Skomentowała jego bezwstydne uśmiechy. Była bezpośrednia jak zawsze, choć uważna. Niedawne przygody z pewnym ślizgonem przypomniały jej, jak bardzo ostrożna musi być przy tych, obdarzonych tak niesamowitymi, a zarazem niebezpiecznymi genami. -Pytanie, czy ogródek ma służyć tylko jako zaopatrzenie domowe, czy jako coś większego. No i jak wielkie jest to zapotrzebowanie. - Zwróciła uwagę na pierwszą, bardzo istotną kwestię, w międzyczasie chwaląc przygotowane już wcześniej grządki. Wyglądały poprawnie, choć nie perfekcyjnie. -Naturalnie, jestem zainteresowana całym terenem. Muszę jednak najpierw znać szczegóły. Jakie rośliny są koniecznie potrzebne, a jakie planujesz raczej na użytek sporadyczny? Czy masz sadzonki, a jeśli tak, to koniecznie muszę zobaczyć, jak są przechowywane, jeśli jeszcze nie wkopałeś ich w ziemię.... - Zaczęła, by nagle przykucnąć przy jednej z grządek i delikatnie wziąć nieco gruntu między swoje wypielęgnowane palce. Potarła piachem, wyczuwając jego strukturę, a następnie wzięła głęboki oddech, by wyczuć ich zapach. -Gleba zasadowa. Będzie bardzo dobra do większości podstawowych upraw. - Uśmiechnęła się, otrzepując dłonie i prostując, by znów stanąć obok Atlasa.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Uniósł brwi, zaskoczony tą informacją, ale zaraz dołączył do nich uśmiech. Choć przecież nie uczył jej wyjątkowo długo, ani nawet przedmiotu związanego z roślinami, to w jakimś stopniu, z jakiegoś niejasnego powodu, czuł dumę i zadowolenie, słysząc, że miała pełne ręce roboty. To świadczyło przecież jedynie o tym, że powodziło się jej dobrze, a niczego innego jej nigdy by nie życzył. - Oczywiście. - zaśmiał się przepięknie - I to nawet ze swojego ogródka! - dodał rozbawiony, a skrzat, nie potrzebując więcej instrukcji, zniknął, by przygotować im napoje. Biedackie grządki były, cóż, biedackie, choć to bardzo miłe, że uważne oko DeGuise nie zniesmaczyło się nimi. Atlas obsadził je głównie prostymi ziołami, niewymagającymi specjalnych warunków, w ilości dość niewielkiej, z pewnością na użytek własny. Na wspomnienie swoich genów posłał jej przeciągłe spojrzenie kątem oka, ukrywając w kącikach ust uśmiech. Dużo łatwiej było mu być sobą, kiedy nie musiał się pilnować na każdym kroku, co zawsze robił przy swoich uczniach. Atlas w naturalnym środowisku nie ograniczał się właściwie niczym, poza zdrowym rozsądkiem. - Wiesz, to co tu posadziliśmy to tak tylko na domowe zapasy. Trochę rumianku, mięty, skrzypu, tam dalej sadziłem ostrokrzew, ale w ogóle nie wyrósł. Tak samo glosteria... - uśmiechnął się przepraszająco, jednak z takim urokiem, że trudno byłoby się na niego gniewać, nawet, jeśli byłby ku temu jakiś powód- Najchętniej zostawiłbym tu pewną przestrzeń do takich ziół i warzyw, z których będę mógł korzystać w kuchni, a tam dalej - wskazał ręką większą połać ziemi pod linią drzew - Chciałbym móc hodować zioła potrzebne do zwierzęcych pasz. Jeszcze mnie ciekawi, czy istnieje możliwość obsiania mniszkiem, ślazem czy rumiankiem niektórych pastwisk, żeby leucrotty mogły uzupełniać swoją dietę podczas pasania. - podparł podbródek palcami, opierając łokieć na drugim przedramieniu. Zatrzymał się przy grządkach, które zaczęła badać sobie znanymi, zielarskimi sposobami i uśmiechnął się. - Mogę sprowadzić inną ziemię, to nie problem. - uznał za stosowne dodać - Będę jednak potrzebował też jakiejś zabezpieczonej przestrzeni, być może szklarni, na okazy bardziej niebezpieczne czy unikatowe. Krylicę, brzytwotrawę, szakłak czy krwawe ziele. Jeśli sprzedajesz sadzonki, to chętnie je od Ciebie kupię, jeśli nie, będzie mi niezwykle na rękę, jeśli mogłabyś się zająć ich zakupem, oczywiście opłacę pośredniczenie. - dodał, unosząc dłoń - Potrzebuję, by ktoś z rozsądkiem spojrzał na ten teren, ocenił, co jest możliwe, co nie, jak wiele mogę tu wyhodować, a jak wiele będę jednak musiał kupować na bieżące sprawy. Skrzat pojawił się znienacka, by wręczyć Irvecie termiczny kubek z zaparzonym rumiankiem, jednak nim Atlas zdążył go o to poprosić, ten już podał mu do ręki notes. Półwil uśmiechnął się pięknie do swojego pomagiera, który czasem zdawało mu się, że czytał mu w myślach. - Wypisałem tutaj mniej więcej jakie rośliny by mi się przydały, jakie są mi niezbędne i w jakich ilościach. - podał notatki rudowłosej - Czy to może pomóc określić na ile jest to możliwe z tym co tu mam..? - zarysował dłonią nieokreślony kształt, wskazując otwartą przestrzeń przed nimi.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Cóż, grządki nie były może profesjonalne, ale widziała zdecydowanie gorsze traktowanie roślin. Nie przeszkadzał jej ten stan. W końcu spodziewała się, że wszystko tutaj będzie surowe, choć liczyła na chęci i współpracę ze strony Atlasa i wyglądało na to, że mogła w tej kwestii na mężczyznę liczyć. -Nie ma nic lepszego niż świeże zioła. - Rozradowała się jeszcze bardziej, gdy usłyszała, że jej napar będzie przyrządzony z tego, co czarodziej do tej pory wyhodował. Choć nauczona była uprzejmości, nie przepadała za smakiem gotowych mieszanek dostępnych w sklepie. Zdecydowanie jej wysublimowane kubki smakowe preferowały naturalne pokarmy i napoje. -Widzę w czym problem. - Spojrzała na wspomniany ostrokrzew, a pewien smutek zagościł od razu na jej twarzy, zupełnie jakby współczuła wymarniałej roślince. -Za dużo słońca. No i nie jestem pewna, czy ma odpowiednią glebę. Zajmiemy się tym. - Zapewniła, delikatnie gładząc dłonią listki krzewu. -Tak, to zdaje się być łatwe do zaaranżowania. Na pewno obsianie pola mniszkiem i rumiankiem nie będzie problemem. Gorzej ze ślazem, bo potrzebuje raczej jałowej ziemi. - Wyjaśniała na bieżąco wszystkie wątpliwości, jakie Atlas wyrażał na głos. -Jeśli nie masz nic przeciwko, przejdziemy się później na pastwisko, zobaczę co da się zrobić. - Była kobietą zadaniową i raczej szukała rozwiązań niż problemów. Kilka sztuczek zielarskich znała, więc miała nadzieję, że problemy, jakie narazie napotkali, będą proste do rozwiązania przy pomocy wiedzy, jaką nabywała przez całe swoje życie. -Na pewno do niektórych roślin przyda się bardziej kwaśna gleba. - Zgodziła się, na ten moment nie myśląc nawet o kosztach podobnych przedsięwzięć. -Szklarnia to zawsze dobry pomysł. Będziesz mógł zabezpieczyć się na cały rok, ale trzeba pilnować odpowiednich warunków. Wbrew pozorom, czasem łatwiej zniszczyć uprawy w szklarni, niż te rosnące pod gołym niebem. - Najpierw skomentowała tę część wypowiedzi, a dopiero po chwili przeszła do tematu własnego biznesu. -Mogę zapewnić Ci najlepszej jakości sadzonki praktycznie wszystkiego wraz z instrukcjami co do opieki nad nimi i to bez pośrednictwa. W swojej szklarni mam wszystko, czego byś potrzebował. - Zapewniła bez fałszywej skromności. Jakby nie było, czuła się dumna z tego, co osiągnęła i liczyła na to, że jej rodzina też to doceni z czasem. Spojrzała z zaciekawieniem na podany jej notes, przy pomocy samonotującego pióra, przepisując tekst do własnego folderu, by nie zapomnieć żadnego szczegółu. -Wszystko wygląda wykonalnie. - Skinęła głową, biorąc łyka naparu z rumianku, po czym przysiadła na jakimś konarze i chwyciła pióro, którym zaczęła szkicować na wolnej stronie. -Grządki powinny być mniej więcej takiej wielkości, jeśli rośliny mają mieć odpowiednią dla siebie przestrzeń. Co prawda niektóre będą walczyć o rozprzestrzenienie się, ale to już Twoja głowa by zadbać o to, żeby za bardzo się nie panoszyły. Znalezienie tego balansu nie jest łatwe, ale wszystkiego można się nauczyć. - Zaczęła tłumaczyć, a jej rysunek coraz bardziej zapełniał się szczegółami. Każda grządka była schludnie opisana, by usystematyzować, gdzie jaka roślina powinna zostać posiana, a za nimi powoli powstawał szkic niewielkiej szklarni. -Ważne jest, by zadbać o harmonię i nie sadzić roślin, które wzajemnie się wyniszczają, na jednej grządce. - Wyjaśniła jeszcze, dlaczego postanowiła uregulować wszystko tak, a nie inaczej.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Aż go w sercu zabolało, kiedy spojrzała ze smutkiem na nędzny ostrokrzew, aczkolwiek obaj razem z Ogórkiem próbowali go uratować przez większość lata - z marnym skutkiem. Przeniósł na nią swoje jasne oczy z nieco przepraszającym uśmiechem, muskając czubkami palców głowę stojącego obok, domowego skrzata, który wpatrzony był w Irwetkę jak w obrazek swoimi wielkimi, wilgotnymi oczyma. - To moja wina, niedobry Pickles. - walnął się pięścią w czoło, na co Atlas natychmiast przykucnął, łapiąc go za chudą rączkę i powstrzymując przed dalszym okładaniem się po głowie. - Absolutnie. Prosze, przestań. - powiedział łagodnie, posyłając skrzatowi ciepły uśmiech zdrowo doprawiony urokiem wili- Jakbyś mógł zająć się jakimś podwieczorkiem? Coś lekkiego, może przygotuj pannie DeGuise swoje popisowe, bazyliowe rolki? - zachęcił, wydając mu polecenie, by ten się czymś zajął. Skrzat pokiwał gorliwie głową i znów się aportował. - Wybacz. - westchnął, wracając uwagą do Irvetty- Mieliśmy pewien wypadek podczas wyprawy do Avalonu. Wciąż się o to obwinia. - odchrząknął i z namysłem pokiwał głową - Zlecę skonstruowanie odpowiedniej szklarni, będę wdzięczny za wytyczne dotyczące rozmiaru i technologii jakie powinny się w niej znaleźć. - zakomunikował. Przez myśl mu przeszło, że z wielką ochotą zaprosiłby tu Irvettę by prowadziła tę szklarnię na stałe jako część Ranczo Rosa, ale nie był pewien, czy dziewczyna byłaby zainteresowana tak bliską i długotrwałą współpracą - Kiedy już stanie, będziemy organizować sadzonki. - dodał z uśmiechem, kiwając głową, jako, że postanowione. Obserwował chwilę, jak przenosiła sobie do notesu wszystkie najpotrzebniejsze informacje, a potem z zainteresowaniem zezował jak szkicuje proste obrazki, by w jak najlepszy sposób wytłumaczyć mu, co miała na myśli, kiedy opisywała szczegóły konstrukcji. - Masz do tego prawdziwy dar. - zauważył, spoglądając na nią z lekkim uśmiechem, kiedy tak nachylony znalazł się nieco bliżej jej twarzy- Chętnie się podszkolę, Pickles pewnie też z miłą ochotą posłuchałby tego, czym chciałabyś się z nami podzielić. Rozważałaś zielarskie warsztaty? Chętnie udostępnię pod nie przestrzeń. - zaproponował, jako, że obojgu im wyszłoby to na dobre. On by się czegoś nauczył, teren by został ogarnięty przez warsztatowiczów, a Irvette mogłaby mieć nad wszystkim osobistą pieczę.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Mówi się, że dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Może i w tym wypadku nie było tak tragicznie, ale biedny ostrokrzew zdecydowanie nie miał się najlepiej i był o kilka tygodni od całkowitej śmierci. Całe szczęście, na posterunku pojawiła się Irv i wiedziała, jak naprawić tę katastrofę. Na to jednak miał przyjść czas później. Obecnie w milczeniu obserwowała interakcję Atlasa z jego skrzatem. Nie ruszało ją to za bardzo. Była przyzwyczajona do tych stworzeń i ich reakcji, choć u niej w domu nie respektowało się podobnych zachowań. Owszem, wymagano, by istota się ukarała, ale zdecydowanie nie w tak głośny i atencjonalny sposób. Uśmiechnęła się tylko nieznacznie i skinęła głową, jakby faktycznie umierała, by spróbować bazyliowych rolek. Podejście Rosa do skrzata było dla niej nienaturalnie łagodne, nie znała podobnego zachowania ze strony mężczyzn. Z drugiej strony przypominało to dziewczynie o jej relacji ze swoją ukochaną skrzatką i charakterystyczne ciepło przez chwilę zawładnęło sercem rudowłosej, by szybko się jednak ulotnić, gdy wrócili do kwestii szeroko pojętego zielarstwa. -Rozumiem. - Odpowiedziała krótko. Nie chciała wnikać w relację Atlasa z jego skrzatem, nie była to za grosz jej sprawa i nie po to tutaj się pojawiła. -Przede wszystkim musisz zadbać o odpowiedni materiał. Szkło musi trzymać ciepło, ale nie dusić znajdujących się w środku roślin. Warto też pomyśleć o zaklęciach utrzymujących odpowiednią wilgoć.... - Ponownie wróciła na tory, prostując się i rzeczowo wyjaśniając szczegóły szklarni, która miała tutaj powstać. Przynajmniej w teorii, bo jeśli chodziło o praktykę, nie zawsze się ona zgadzała. No i do tego dochodziły kwestie kosztów, a nie była pewna, jak wielką skrytkę u Gringotta posiada jej były nauczyciel. Skupiona na szkicu dopiero po chwili zrozumiała sens jego słów. Zarumieniła się automatycznie, złorzecząc w myślach na tę reakcję swojego organizmu. Nienawidziła tego cholernego ciepła na swoich policzkach. -To nie dar, a lata spędzone wokół roślin. Moja rodzina prowadzi ogromne cieplarnie we Francji. - Wyjaśniła mimo wszystko mile połechtana komplementem. Spięła się nieco, gdy poczuła jego obecność tak blisko siebie, ale nie pozwoliła, by jakkolwiek ją to rozproszyło. -Nie jestem materiałem na nauczycielkę. Mogę doradzić Tobie i Picklesowi, przekazać odpowiednie instrukcje i wskazania, ale jeśli chodzi o warsztaty, to nie jest zupełnie moje pole do popisu. Poza tym, raczej niewiele osób i tak by się pojawiło. - Nie czuć było żalu w jej głosie, ani żadnych innych negatywnych uczuć. Prawiła fakty, a przynajmniej to, co za nie uważała. Zdawała sobie dobrze sprawę z faktu, jaką antypatię wzbudzała w ludziach i niespecjalnie brała to sobie do serca. -Skoro wstępnie zaplanowaliśmy tę przestrzeń, przejdziemy się na pastwisko? - Zaproponowała, kopiując zaklęciem swój szkic i wręczając go Atlasowi.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Atlas znacznie lepiej odnajdował się w meandrach i tajnikach opieki nad stworzeniami, niezależnie od tego, czy były mu to gatunki znane, czy też nie. Jedno mówili, że miał do tego dryg, inni tłumaczyli to jego urokiem wili, według samego Atlasa jednak, to mimo wszystko godziny spędzone nad książkami i w zagrodach, ucząc się sygnałów i zachowań istot. Może dlatego bardziej raniło jego serce to, że nie mógł nic wskórać w temacie bolączek duszy małego Picklesa, niż zwiędły ostrokrzew. Pickes podczas wyprawy do Avalonu obwiniał się tak bardzo, za nieposłuszeństwo wobec swojego właściciela pod wpływem rozkazu starszego smoka, że właściwie kompletnie zamieszało mu to w głowie i nijak nie radził sobie z roślinami, z którymi niegdyś radził sobie wcale nie najgorzej. - Szkło, jasne. - -skinął głową, pocierając podbródek w zamyśleniu, czy znał odpowiedniego specjalistę, który mógłby taką konstrukcją się zająć- Zaklęć poszukam, z pewnością w zasobach szkolnych będzie o tym książka. Jestem sam zaskoczony jak dużo niezwykłych woluminów tam znajduję. - uśmiechnął się. Był szalenie ciekaw, czy Irvetta tęskni za szkołą, miał przeczucie, że absolutnie nie, bo choć zawsze wywiązywała się ze swoich studenckich obowiązków wybitnie, to jednak sprawiała wrażenie osoby, która robi to, co powinna by jak najszybciej zakończyć swój obowiązek pobierania edukacji. Pokiwał głową, uśmiechając się, bo podzielał jej opinię, że darem można było nazywać wszystko, a faktyczne umiejętności zdobywało się ciężką pracą. - Rozumiem. Gdzie? - zainteresował się, bo kto wie, może nawet powinien kojarzyć tamte strony, a jeśli nie on, to jego ojciec z pewnością, może jego matka. Zmarszczył brwi, słysząc jej odmowę możliwości prowadzenia warsztatów, ale szanował jej postanowienia: - Wydaje mi się, że się w tej sferze nie doceniasz. - przyznał, bo pewien był, że jej profesjonalizm i spokój były doskonałymi podwalinami dobrego pedagoga, ale rozumiał, że być może dziewczyna w ogóle nie chce wchodzić w tego typu interakcję z ludźmi - Niemniej ja i Pickes z chęcią skorzystamy! - zaśmiał się pięknie jak to Atlas. Skinął głową i wskazał jej kierunek w stronę wielkich pastwisk.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Geny wili zdecydowanie pomagały w relacjach z magicznymi istotami, ale na pewno nie wykonywały całej roboty. Ruda ceniła sobie zaangażowanie i ciężką pracę i choć sama posiadała kilka zdolności, które poprawiały jakość jej życia, to nie wyobrażała sobie ograniczać się tylko do używania ich. Liczyła na to, że i Atlas podchodził podobnie do swoich zwierząt. -Skłoniłabym się bardziej ku specjalistycznym księgarniom. W razie czego, mogę też doradzić co nieco. - Jak zwykle utrzymywała pełen profesjonalizm i choć w środku zwymiotowała na sugestię, że Hogwart może mieć w swoich zasobach cokolwiek przydatnego w tym temacie, to nie dała tego po sobie poznać nawet najmniejszym grymasem, czy ruchem mięśni. Jakby nie było, jej rozmówca pracował w tamtej instytucji, a dla Irv, takie krytykowanie placówki w jego obecności, zdecydowanie byłoby wielkim nietaktem. -Stacjonujemy w Lyonie. - Lekki, ciepły uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy wspomniała rodzinne strony. Co prawda wątpiła, by Atlas kiedykolwiek szklarnie widział, gdyż były nienanoszalne i objęte wieloma innymi czarami zabezpieczającymi, ale miło było dziewczynie, gdy ktoś się interesował czymś tak pozornie błahym, choć dla niej niezwykle ważnym. -Wolę skupić się na hodowli roślin, niż maltretować innych prezentacjami. - Pozwoliła sobie na nieco żartobliwą odpowiedź, co od kiedy opuściła szkołę, zdarzało jej się o wiele częściej. Ruszyła na pastwiska, nie wiedząc do końca, czego może się tam spodziewać. Teren rancza był ogromny i przestrzenny, co zachwycało rudowłosą, która zdecydowanie zbyt długo już dusiła się w Angielskich przestrzeniach. Tutaj dało się odetchnąć i na chwilę dać się pochłonąć otaczającej naturze. -Przepiękny teren. - Wyrwało jej się, gdy nad ich głowami przeleciało kilka ptaszków. Może i ranczo nadal było niewielką klitką w porównaniu z jej rodzinnym chateau, ale i tak niewiele podobnych miejsc w Wielkiej Brytanii miała okazję odwiedzać. -Mniszek, ślaz i rumianek,tak? - Powróciła do przedmiotu ich wycieczki w tę część dobytku Rosy, klękając na trawie i ponownie sprawdzając ziemię oraz przyglądając się rosnącym w zasięgu wzroku chwastom.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Przysłuchiwał się jej z uwagą, nim nie posłał jej kolejnego pięknego uśmiechu: - Oczywiście. Jakbyś przesłała mi listę propozycji książkowych złożę odpowiednie zamówienie w księgarni, może poszukam w bibliotece. - zamyślił się. Miał bowiem jakąś słabość do starych książek, ich wysłużonych stronic i okładek, lubił wypożyczać woluminy, jeśli mógł, a nie musiał gonić za konsumpcjonistycznym echem tego świata i ciągle jedynie kupować i kupować. Ranczo poniekąd miało być taką jego ucieczką. Miejscem w którym nie dotyczą go schematy tej rzeczywistości. Wielkie pola lawendy i dalekie łąki pełne królików i jackelope. - Lyon. - powtórzył po niej - Piękne miasto. Znam bardzo urocze przejście do magicznej dzielnicy na placu Ambroise Courtois przy Institut Lumiere. O ile jeszcze istnieje. - zaśmiał się, chowając głębiej pewien smutek, który wystąpił na krawędź jego świadomości, kiedy wspomnienia czasu spędzonego na podróżach po Francji przypomniały mu jego największe niepowodzenie, jakim była tragicznie zakończona miłość narzeczeńska. Poprowadził ją naprzód, ścieżynkami, którym daleko było od pięknych, brukowanych alejek, pod niskimi gałęziami, nad grubymi korzeniami drzew, których, choć nie było wokół pastwisk wiele, to były niezwykle wielkie i stare, z systemem korzeniowym rozciągającym się zaskakująco daleko. Uśmiechnął się na jej komplement i skinął głową w podzięce, wiodąc wzrokiem za ulatującymi ptakami. Wskazał palcem daleką zagrodę, w której krążyła Betty, podopieczna, która dochodziła do siebie pod jego okiem. - Tak. Generalnie nie muszą rosnąć gęsto, ale potrzebuje ich przynajmniej na jednym z pastwisk. Tak teraz myślę... - spojrzał na nią - Przydałaby się jeszcze lucerna... - tak, kiełki lucerny działały dobrze na układ trawienny zwierząt parzystokopytnych.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Och, jak ona uwielbiała te wilowate uśmiechy. Poniekąd z czystego poczucia estetyki i piękna, którego jej brakowało, a poniekąd z nostalgii, bo przypominały jej o dawnej szkole i pięknych latach, jakie tam spędziła. Nic dziwnego, że w towarzystwie Atlasa czuła się zdecydowanie bardziej rozluźniona, choć nadal czujna, bo nie znała go na tyle, by w pełni zaufać, że nie użyje tego daru przeciwko niej. Szczególnie, że niedawno miała przykład tego, jak dorosły czarodziej nie potrafił jeszcze tej strony swojej osobowości kontrolować i wcale jej się to nie podobało. -Nie ma problemu. Skompletuje wszystkie najważniejsze pozycje, które mogą Ci się przydać i poproszę skrzatkę, żeby dostarczyła Ci tę listę. Możliwe nawet, że z kilkoma tomami. - Zapewniła, bo pewnych rzeczy nie załatwiała przez sowy. Uważała to za nietaktowne i tyle. -Oczywiście, że istnieje. Prawda, to jedno z piękniejszych miejsc, by dostać się do naszego świata. Ostatnio postawiono tam pomnik Monsieur Flamela z okazji dwudziestej piątej rocznicy jego śmierci. Co wiosnę zakwita tysiącem kwiatów, a zimą szron tworzy wzory pegazów na jego postaci. Cudowne zjawisko, naprawdę. - Miło było porozmawiać z kimś, kto znał się na jej rodzinnych stronach. Nie znała przeszłości Atlasa, ale nie czuła potrzeby by w niej kopać. Ot, cieszyła się wspólnymi chwilami, podczas których fundował jej przepiękną podróż do krainy wspomnień i ukochanych zakątków. Zachwycona chodziła po tym pięknym terenie, rozkoszując się najmniejszym źdźbłem trawy. Widać było tu czystą naturę bez niepotrzebnej ingerencji człowieka, a w takich okolicznościach dziewczyna czuła się zdecydowanie najlepiej. -Z lucerną będzie większy problem. Jest niesamowicie wymagająca i zdecydowanie ciepłolubna. Można spróbować, choć nie gwarantuję, że się dobrze przyjmie. - Tym razem nie miała najlepszych wieści do przekazania. O ile wcześniej wspomniane rośliny były łatwe do adaptacji na ranczo, to tutaj nie mogła zagwarantować sukcesu. -Może warto pomyśleć o uwzględnieniu ich w szklarni i dodawania do paszy? - Zaproponowała bardziej optymalne i pewne rozwiązanie, bo nie byłaby sobą, gdyby pozostawiła sprawę nierozwiązaną.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Rosa, być może zw względu na to w jakiej rodzinie się wychował, ale miał to szczęście, by nigdy nie stać się odseparowanym od swojej natury. Od dziecka wychował się w środowisku, które pozwalało mu zrozumieć jaką ma krew, jakie możliwości i jakie przekleństwa. U progu trzydziestki nie był już osobą, która ze swoim darem mogła robić coś "przypadkowo". Co jednocześnie było uspokojeniem ale i przestrogą, jeśli zwrócić uwagę na to, kiedy rzeczywiście wykorzystuje swój urok, ze świadomością, że nie robi tego niechcący. Zatrzymał się przy ogrodzeniu jednego z pastwisk, które obecnie było puste. Oparł się ramionami o wyższą belkę i westchnął, patrząc gdzieś daleko na jego przeciwległy kraniec, słuchając o pomniku Flamela. Zatęsknił do Francji tęsknotą nagłą i niespodziewaną - tyle czasu wmawiał sobie, że zostanie w tej Anglii, jakby wyjazd miał być przyznaniem się do porażki, którą było zdecydowanie się na przeprowadzkę tu, że aż wziął zaskoczony, głębszy wdech na to niespodziewane uczucie. - Tak zróbmy. - skinął głową, kiedy przedstawiła mu smutne acz prawdziwe słowa, dotyczące niemożności obsiania poletek lucerną - Czy to będzie problemem, gdybyś zaaranżowała szklarnię o tę jedną roślinę więcej? - przechylił głowę, spoglądając na jej dłonie, w których trzymała zamknięty folder. Znienacka pojawił się Pickles, skłaniając głęboko, aż wachlowały mu uszy: - Czy Panienka zostaje na lanczu i herbacie? - zdawało się, że odrobina pracy i obowiązków wyrwała go z ponurego nastroju, w jakim się niedawno pojawił. Atlas przeniósł pytające spojrzenie ze skrzata na Irvettę, uśmiechając się: - To co, dasz się namówić na bazyliowe rolki, zanim wrócisz do swoich obowiązków? - wskazał dłonią ścieżkę prowadzącą do domu na ranczo, acz bez presji, wiedząc, że De Guise może mieć mnóstwo innych obowiązków, które nie cierpiały zwłoki w postaci skrzacich roladek i radowania byłego nauczyciela swoim przemiłym towarzystwem.
Po powrocie z Podlasia czuł się zmęczony. I to nie w ten przyjemny sposób, jak po wysiłku, który dawał satysfakcję. Podlasie okazało się być równie urokliwe, co upiorne, a jego tajemnice sprawiały, że był pewien, że więcej tam raczej nie zawita nigdy. Czas jednak nie stał w miejscu, a ranczo, choć pod jego nieobecność zaopiekowane, potrzebowało ręki swojego właściciela, więc od kiedy tylko się obudził, przez dobrych kilka dni, dopilnowywał, by wszystko sprawdzić i ustawić na swoje miejsce. Ogórek oczywiście nie posiadał się z radości, relacjonując mu wszystko, co tylko było do zrelacjonowania, a kiedy Rosa poprosił skrzata, by uprzejmie zaprosił Irwetę na herbatę i konsultację zielarską, skrzat wystrzelił jak z procy w stronę domu, by naszykować odpowiedni list (a również i ciasteczka i herbatkę, ziołową oczywiście). Przywiózł z wyjazdu sadzonki cebulanki, co było dla niego całkiem obcą materią, ale też spodziewał się, że zgodnie z zamówieniem, De Guise może przywiezie mu parę swoich sadzonek, by zagęścić ogródek o kilka nowych gatunków. Przygotował narzędzia i rozsadniki i przyniósł kilka worków nowej, świeżej ziemi, po czym, w oczekiwaniu na gościa, zabrał się za powolne przygotowywanie nowych grządek. Oczywiście mógłby zaklęciem, ale taka spokojna praca w ziemi przynosiła mu jakiś spokój, którego się nie spodziewał, a który zawsze przypominał mu De Guise i jej całkowicie zmieniająca się postawa i nastrój, kiedy pracowała przy roślinach.
Nie mogła być szczęśliwsza, gdy powróciła do swojego domu. Choć w Wielkiej Brytanii zagrożenie dla niej wzrastało, miała tu przynajmniej wygody, których na Podlasiu nie mogła uświadczyć. Wyjazd był sukcesem w kwestii tego, co sobie założyła i nawet skorzystała z kilku ciekawych rozrywek, ale poza tym nie było dnia, by nie tęskniła za swoim łóżkiem i przestrzenią, której w przyczepie nie mogła uświadczyć mimo, że Victoria postarała się jak mogła, by im ten komfort zapewnić. Zaproszenie od Atlasa jak zawsze przyjęła z ogromną radością. Była gotowa w pełni wrócić do pracy. Sama posadziła już w swoim ogrodzie cebulanki, które zdobyła i dowiedziała się o nich wszystkiego, co wiedzieć powinna. Zabrała też kilka dodatkowych sadzonek, zgodnie z prośbą Rosy. -Bonjur, mon amie. - Przywitała się z nim radośnie, nie zapominając też o kręcącym się nieopodal Ogórku. -Gotowy do pracy? Mam wszystko, czego będzie nam trzeba, razem z nowym nawozem. Działa cuda i nadaje warzywom bogatszego smaku i aromatu. - Wskazała na przyniesione przez siebie pakunki, które zgrabnym ruchem różdżki opuściła na ziemię. -Ile grządek mamy dzisiaj w planach? - Zapytała, przechodząc od razu do rzeczy, bo jak wszyscy wiedzieli, nie lubiła marnować czasu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Klęczał akurat przy jednej ze skrzynek, kopiąc dołki tak, by uformować kolejny, równorzędny do pozostałych wałek ziemi, gotowy na nasiona czy sadzonki, kiedy usłyszał podekscytowanego Ogórka, relacjonującego Irvetcie co też się zmieniło odkąd była tu po raz ostatni. Okazało się bowiem, że skrzat uważał za szalenie ważne powiedzieć jej, jak złożył i zainstalował system spryskiwaczy, działający w zależności od temperatury powietrza. Rosa wyprostował się i podniósł z klęczek, posyłając rudowłosej piękny uśmiech. - Irvette, mon bien. - ucieszył się na widok jej uśmiechniętej twarzy i nachylił, by wymienic kulturalne dwa muśnięcia po jednym każdego z policzków - Cieszę się, że przyszłaś bo osobiście trochę nie wiem co robię. - przyznał. Nigdy nie był mistrzem zielarstwa i choć jeśli chodziło o sioła i pasze dla zwierząt, to miał całkiem dobre pojęcie, to jednak w kwestii hodowli i utrzymywania tych ziół, wiedza była co najmniej ograniczona. Był bardzo wdzięczy losowi, jak i samej dziewczynie, że miał kogo zapytać o radę i znajdował w tym odrobinę wesołości, w końcu role się odwróciły. Niegdyś, nie tak dawno temu, to on był jej pedagogiem, a teraz? Mógł w pełni doświadczyć i poznać jej pasję i wiedzę. - Chciałbym obsadzić przynajmniej te dwie skrzynki, jeśli przyniosłaś więcej sadzonek, przygotowałem też tamte grządki pod szklarnią. - wskazał ręką - Pickles, przyniesiesz coś zimnego do picia? Można tu się ugotować... - westchnął, zaklęciem obracając nieco zraszacze, by mgiełka zimnej wody była niesiona wiatrem trochę bardziej w ich stronę.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Słuchała uważnie opowieści o nawodnieniu zainstalowanym przez Ogórka. Widziała, że skrzat naprawdę się tym interesuje i widziała w nim część siebie. Co prawda Irvette nigdy nie pozwoliłaby sobie na tak otwartą i beztroską radość, ale musiała przyznać, że z czasem traciła nieco swojego chłodnego stylu bycia. Nie pozwalała sobie na to jednak przy każdym. -Myślałam, że na tym etapie Ogórek będzie w stanie Ci już pomóc. - Uśmiechnęła się, ale nie narzekała. Cieszyła się, że będzie mogła popracować w miłym towarzystwie. -Jeśli chciałby podszkolić się w bardziej zaawansowanych roślinach, dostałam pozwolenie od Ministerstwa na niebezpieczne sadzonki, mogę pokazać mu to i owo. - Zwróciła się bardziej do skrzata niż jego właściciela. Teraz, kiedy dokumenty się zgadzały, dopiero czuła, że naprawdę ma swój biznes, który może zacząć odpowiednio prowadzić. Zostały jej jeszcze kosmetyczne zmiany do wprowadzenia, ale tym już mogła zająć się na spokojnie. -Myślę, że sadzonek nam nie braknie. Cebulanki? - Wskazała na przygotowane przez Atlasa rośliny, klękając na ziemi obok skrzynek, by lepiej przyjrzeć się temu, co zdążył już przygotować. -Jaką ziemię przygotowałeś? - Zapytała, po czym skinęła lekko głową na znak, że owszem, orzeźwiający napój byłby teraz niesamowicie przydatny, bo pogoda wciąż była mocno wakacyjna, przez co na ciele Irvette widniało więcej piegów niż zazwyczaj.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Ogórek zrobił wielkie oczy, patrząc na Atlasa, chyba w poczuciu, że taka sugestia z ust panny De Guise oznaczała, że nie pomagał swojemu Panu i szukał w nim zaprzeczenia, bądź potwierdzenia tych słów, gotów załamać się i iść karcić w zaciszu domowej piwnicy, gdzie była jego beczka mieszkalna. Atlas uśmiechnął się jednak do skrzata i pokręcił głową: - Pickles jest nieocenioną pomocą, jednak nie posiada takiej wiedzy, by mnie czegoś nauczyć. - spojrzał na rudowłosą - Od takich rzeczy mam Ciebie, prawda? - puścił jej oko- Sam bym się podszkolił, bo powiem Ci szczerze, niestety, nigdy nie miałem ręki do roślin. Znam ich właściwości i potrafię je prawidłowo dobierać w codziennych paszach dla zwierząt, ale jeśli chodzi o ich hodowlę i opiekę nad nimi - wiedzę mam bardzo podstawową. - westchnął. Podniósł jedną z przygotowanych w skrzynce sadzonek, w której znajdowały się przywiezione z Podlasia cebulanki- Tak. Udało mi się je znaleźć podczas jednego z najbardziej kuriozalnych rytuałów, jakie w życiu przeżyłem. - przyznał szczerze, unosząc brwi w lekkim rozbawieniu. Sięgnął po jeden z notesów, jakie przyniósł sobie do pracy i przekartkował tam, gdzie umieścił zakładkę: - Według tych wskazówek o wysokiej kwasowości i mało przepuszczalną. - zamknął notes, patrząc na nią pytająco. Wiedział, że informacje w książkach to jedno, a wiedza praktyczna to nierzadko coś zupełnie innego, bo dokładnie tak bywało i w jego branży. Podręczniki uczyły schematycznych działań w stosunku do przypadków wyciągniętych ze średniej, dotyczącej danego gatunku. W rzeczywistości trzeba było się dostosowywać do indywidualnych przypadków. - Mamy też ziemię do kaktusów, perlit, keramzyt, tam jest worek torfu, kostka włókna kokosowego i gdzieś powinniśmy mieć hydrożel, bo przesadzałem sansewierie w domu... - rozejrzał się.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie miała zamiaru urażać Picklesa, ale widać skrzat źle zrozumiał jej intencje. Trudno, nie zwykła łamać karku przed skrzatami nawet, jeśli je szanowała, a tego konkretnego nawet wyjątkowo polubiła, gdy już przyzwyczaiła się do jego oryginalnego stylu bycia. -W takim razie może powinnam pomyśleć o czymś dla ludzi. - Uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak Atlas namawiał ją na zorganizowanie warsztatów. Nie czuła się w pełni kompetentna do tego ze względu na swoje podejście do ludzi, bo wiedzę przecież posiadała, ale może nie była to wcale zła metoda autopromocji szklarni. Irv zauważyła w tym potencjał na rozreklamowanie swojego biznesu jeszcze szerzej i postanowiła poważnie się nad tą kwestią zastanowić. -Wszystkiego od razu Cię nie nauczę, ale możemy zacząć małymi kroczkami. - Zapewniła, zaraz przyglądając się sadzonkom i ziemi. Widać było, jak w jednej chwili przeszła w tryb pracy, a jej twarz wyrażała przede wszystkim pełne skupienie. Spojrzała na notatki Atlasa, które zawierały prawidłowe informacje, aczkolwiek dość ubogie jak na jej standardy. Nie był to jednak problem w żadnym wypadku. -Bardzo dobrze. Sadzonki powinny być zakopane na głębokości około siedemnastu centymetrów. Trzeba najpierw lekko zruszyć ziemię. Robiłeś to kiedyś? - Zapytała, rozglądając się od razu za odpowiednimi narzędziami, by w razie ich braku poprosić Ogórka o przyniesienie ich z szopy. -Towarzystwo Magigeologiczne byłoby zachwycone. - Uniosła lekko kąciki ust, gdy Atlas wymienił wszelkie rodzaje ziemi, jakie przygotował. Mogły być one potrzebne później, gdy już uporają się z cebulankami.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Pokiwał zachęcająco głową, bo sugerował jej już takie rozwiązania niejednokrotnie. - Jeśli potrzebujesz wsparcia technicznego, albo chciałabyś z kimś omówić potencjalną formę takich warsztatów, to służę pomocą, przecież wiesz. Jakieś doświadczenie w tym zakresie posiadam. - puścił jej oko. Czasami na przeszkodzie stały jedynie nasze własne niepewności, a odbicie od kogoś swoich pomysłów czy formy zajęć mogło być dokładnie tym, czego nam brakowało przed podjęciem decyzji o organizacji. - Małe kroczki brzmią rozsądnie. - przyznał, kiwając głową - Nie spodziewam się opanować sztuki zielarsko-ogrodniczej na poziomie mistrzowskim, ale zależy mi, by się nie gubić we własnych planach i móc zadbać o rzeczy, które są mi potrzebne do pracy. - przyznał otwarcie. Spojrzał przez jej ramię, jak analizowała notatki i pokiwał głową: - Rozumiem. Zruszyć? - przeniósł pytające spojrzenie na nią. Na logikę by zgadł, w czym rzecz, zruszenie nie brzmi jak magia kwantowa, ale pokręcił przecząco głową, bo faktem było, że nie robił tego wcześniej. Narzędzia oczekiwały na użycie tuż przy workach z ziemią i skrzynce z sadzonkami. Zaśmiał się ciepło i rozłożył ręce w geście bezradności, bo cóż, winny był tego, że czasami przygotowywał się aż nader gorliwie. Wolał mieć za dużo niż za mało, przygotować się za bardzo, niż niewystarczająco. Zdawało się, że żyli w tak szalonym świecie, że żaden stopień wcześniejszego przygotowania nie mógł zapewnić poczucia bezpieczeństwa, ale co poradzić. Trzeba sobie radzić. - Jak skończymy tu, chciałbym, żebyś zajrzała ze mną jeszcze do szklarni, jeśli to nie problem. - dodał, kiedy mu się przypomniało.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
-Korepetycje z nauczania? Nie sądziłam, że będę potrzebować doszkalania po ukończeniu edukacji, ale może to jest dobry pomysł. Jakby nie patrzeć, dużo lepiej ode mnie wiesz, jak zjednać sobie ludzi i przekazać im konkretną wiedzą. - Przystała na ten pomysł. Role dziś się odwróciły, choć to Atlas zawsze był dydaktykiem w tym duecie i doceniała jego pomoc. Zamierzała więc z niej skorzystać i nie bać się poprosić o kilka wskazówek. -Grunt to dobra organizacja. Przydałby Ci się schemat rancza, na którym mógłbyś nanieść sobie warunki potrzebne danym roślinom do zakwitnięcie. Mogę przygotować Ci coś takiego, jeśli chcesz. - Zaproponowała, widząc już oczami wyobraźni, jak zabrać się za taką obrazową mapę zielarskich potrzeb Atlasa. Mogłaby nawet zaangażować Ogórka do pomocy i nauczyć go przy okazji podobnych umiejętności na przyszłość, gdyby planowali restrukturyzację rancza. -Zruszyć, czyli spulchnić. Musisz najpierw odpowiednio ją przeorać. Najlepiej weź do tego grabie ze stalowymi ząbkami, a później wymieszaj z niewielką ilością nawozu spulchniającego. - Wyjaśniła wszystko powoli, wskazując na worek z odpowiednim nawozem do tego typu zadań i ziemi. Starała się nie wpychać do działania, nie tylko dając Atlasowi możliwość na poznanie samemu pewnych technik zielarskich, ale też jednocześnie ćwicząc swoje umiejętności dydaktyczne. -A co się dzieje w szklarni? - Zapytała zmartwiona, że coś mogło się tam zepsuć od czasu, jak ostatni raz widziała rosnące tam rośliny. Była pewna, że miały odpowiednie warunki, ale czyżby coś przeoczyła? Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, więc skupiła się na działaniach Atlasa. -Troszkę mniej siły. Rowki powinny być głębokie, ale gładkie. - Poprawiła więc jego technikę orania ziemi w skrzynkach.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Zaśmiał się swobodnie, nachylając lekko w jej stronę, jakby przymierzał się do wyznania jej wielkiego sekretu: - Muszę Ci się przyznać, że w kwestii zjednywania sobie ludzi, być może trochę oszukuje. - przyłożył palec do ust, puszczając jej oko. Nie było trudnym zdobyć sympatię rozmówcy, albo przynajmniej złapać jego uwagę, jeśli było się wyględnym i miłym dla oka. A Rosa dokładał wielu starań, by ponad to być również - a jakże - dżentelmenem. Zamyślił się: - Mamy mapy terenu gdzieś w domu, jeśli by Ci się do takiego projektu przydały. Na pewno będę wdzięczny, gdybyś mogła mi nakreślić taki schemat. Dalej postaram się już samemu nad nim panować. - pokiwał głową. Lubił porządek i organizację, więc taka propozycja wydała mu się całkowicie na miejscu i doskonałym pomysłem. Z uśmiechem, ale i spokojem, jaki zawsze mu towarzyszył przy pracy, udał się po odpowiednią ziemię i nawóz, by postawić i odpakować je przy rozsadnikach. Pośpiech i gwałtowność nigdy nie były dobrymi pomocnicami, niezależnie od tego, czy przyzwyczajało się abraksana do kiełzna, czy sadziło zagadkowe sadzonki cebulanki. Machnął różdżką, by przyzwać odpowiednie narzędzia z szopy i pod czujnym okiem rudowłosej, niczym ten pilny uczeń, zabrał się za drapanie torfu i podsypywanie go nawozem. - Nic szczególnie strasznego, próbuję w rozsądny sposób rozdzielić część warzywną od kwiatów które ostatnio tam sadziłem, ale po kilku tygodniach zaczęły masowo więdnąć, mimo że wilgotność, zraszanie i temperatura są stale stabilne. - wyjaśnił - Podejrzewam, że to problem z wodociągiem, ale może coś z systemem korzeniowym. Wydaje mi się, że rozpoznasz to na pierwszy rzut oka, a ja się nad tym głowie już kolejny dzień od powrotu. - wyjaśnił spokojnie, poprawiając swoje działania według jej wskazówek. Wziął do ręki mały szpadelek, by z dokładnością wygładzić brzegi rozkopanej w równoległe linie ziemi.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zaśmiała się krótko, aczkolwiek szczerze. Widziała w tym także drugie dno, choć była pewna, że swych nie-tak-ukrytych talentów nie wykorzystywał podczas nauczania. -Cóż, nieważne jak, ważne, że działa, prawda? - Odpowiedziała z błyskiem w oku, po czym znów roześmiała się na myśl o zahipnotyzowanych uczestnikach warsztatów. Tak, na pewno byłoby to niezapomniane przeżycie. I pewnie jej ostatnia taka inicjatywa w życiu. -Podeślij mi je sową, zrobię co mogę. - Zapewniła, nie widząc w tym żadnego problemu. Znała na tym ranczo praktycznie każdą roślinę, w końcu pomagała je sadzić i planować, więc naniesienie ich na schemat nie brzmiał jak coś, z czym miałaby mieć problem. Gdy Atlas poszedł po narzędzia, Ruda wzięła się za ocenianie ziemi, żeby mieć pewność, że pracują na dobrym gruncie, inaczej to wszystko byłoby na marne. Jak zwykle wzięła trochę ziemi w palce i potarła ją, by zaraz poczuć jej aromat. Wyglądało na to, że była świeża i o odpowiedniej kwaśności. Nie spodziewała się, że Atlas zaniedbał by coś takiego, ale zawsze wolała sama skontrolować, jeśli miała taką możliwość. -Tu już widzę problemy, ale zobaczymy, co zastanę na miejscu. Raczej nie jestem zwolenniczką sadzania warzyw i kwiatów w tym samym miejscu, mają na siebie zły wpływ. - Wyraziła swoją opinię, ale nie rozwijała tematu, skupiając się na zruszaniu ziemi pod cebulanki. Musiała przyznać, że spulchnianie gleby było jedną z jej ulubionych czynności ogrodowych, choć babranie się w nawozie niezbyt było czymś co wypadało takiej damie jak ona. -Tak jest dobrze. - Powiedziała w końcu, gdy była zadowolona z wyników działania Atlasa. -Teraz czas na nawóz. Weź troszkę ziemi i wymieszaj z nim w proporcjach 4:1, a następnie umieść w każdym rowku tak, by ten kawałek ziemi wystawał mniej więcej półtora centymetra poza cebulkę w każdym miejscu. - Pokazała, co dokładnie miała na myśli, lokując pierwszą z cebulanek w skrzynce, po czym otrzepała dłonie i zachęciła swojego dzisiejszego ucznia do roboty.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Jeśli chodziło o pracę, to pewien jej kondukt, zasady i plan działania był bardzo zbliżony w palecie pokrywających się między nimi wartości. Rosa nigdy nie użył swojego uroku na żadnym z uczniów, poza żartobliwym przekonaniem jednej, dorosłej już studentki, by na wakacjach przyjęła nagrodę za wyścigi kaczek, zamiast mu odmawiać. Było to jednak okraszone wcześniejszymi żartami i bardziej był to setting socjalny, niż rzeczywiste warunki pracy. Hogwart rządził się innymi prawami i choć Atlas zdawał sobie sprawę z tego, że łatwiej i prędzej rozwiązałby wszelkie swoje problemy, po prostu kasując połowę uczniów urokiem, łamiąc ich i każąc się uczyć czy słuchać - ani przyniosłoby to oczekiwany skutek, ani uczyło jakiejkolwiek moralności (której w tej szkole i tak było bardzo mało), ani stanowiło dobry, pedagogiczny przykład (których było jeszcze mniej niż moralności). Może nie czuł się odpowiednią osobą, do bycia ostatnim bastionem odpowiedzialności w tej placówce, ale widział, że uczniowska gawiedź potrzebuje, chociaż namiastki stabilizacji czy normalności, a jego nie kosztowało nic, by być po prostu porządnym człowiekiem, ponad byciem nauczycielem. Zaśmiał się mimo to, kiwając głową lekko, wesoło, jakby chichotał z bycia przyłapanym na jakimś ściąganiu na egzaminie. Był wdzięczny Irvette za to, że z taką ochotą dzieliła się swoją wiedzą i pasją do roślin. Podzielali umiłowanie do natury, uzupełniając w jakimś stopniu te braki, których to drugie nie posiadało, a on z wielką ochotą zawsze słuchał tego, co miała do powiedzenia i z szacunkiem podchodził do jej wskazówek. Pokiwał głową na jej komentarz o kwiatach i warzywach. Przeszła mu przez myśl konieczność budowania drugiej szklarni, ale wciąż miał nadzieję, że może uda się to jakoś pogodzić. Dobrze odgrodzić, czy zabezpieczyć? - Czy jest różnica w proporcji w zależności od tego, którego nawozu użyję? - dopytał się, wiedząc, że ma też w szopie inne marki do innych gatunków roślin, a chciał mieć jakoś ujednoliconą wiedzę, by w przyszłości umieć rozwiązać takie zagwozdki samemu. Przyjrzał się temu jak dziewczyna prezentowała sadzenie cebulanki, po czym sam wziął się za kolejne szczepki, wtykając je w ziemię i przysypując delikatnie glebą z malutką górką. Było to niezwykle relaksujące zajęcie. Za każdym razem bardziej i bardziej rozumiał, dlaczego tak miłowała pracę z ziemią.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Irvette nie była pewna, czy tak porządnie traktowałaby swoich podopiecznych. Może miłość do zielarstwa pomogłaby jej zachować opanowanie, ale jakoś nie wyobrażała sobie pracy z bandą rozwydrzonych nastolatków, z których praktycznie każdy wolałby siedzieć w składziku, obmacując koleżankę lub kolegę niż uczyć się o roślinach i ich szlachetnej naturze. Podziwiała nauczycieli, że potrafili nieść to brzemię bez przynajmniej kilku czynów zabronionych na karku. Z dorosłymi było inaczej. Jeśli ktoś już do niej przychodził po pomoc, to faktycznie jej chciał lub potrzebował i dużo łatwiej było dziewczynie znaleźć z taką osobą wspólny grunt. Patrzyła Atlasowi uważnie na ręce, gdy mieszał ziemię z nawozem, a następnie budował z tej mieszanki małe kopczyki. Był dokładny i wykonywał to bez pośpiechu, co zaowocowało naprawdę dobrze wykonaną pracą. -Ma znaczenie nawóz i ziemia. Wszystko musi ze sobą współgrać. To trochę jak w tańcu, każdy krok musi być na swoim miejscu. - Pokusiła się o artystyczne porównanie. Przyszła jej też na myśl paralela do mieszania drinków, ale taniec o wiele bardziej do niej przemawiał. -Teraz delikatnie je podlej. Najlepiej konewką z drobnym sitem. - Zasugerowała, podając Atlasowi potrzebne narzędzie. -Powinieneś podlewać je co dwa dni w początkowej fazie wzrostu. Przy deszczu co cztery. Pamiętaj też o nawożeniu ich raz na dwa tygodnie. Wyrosną wtedy o wiele bardziej aromatyczne. - Pouczyła czarodzieja, bo odpowiednie zasadzenie było tylko początkiem drogi, to od pielęgnacji zależało tak naprawdę, czy roślina wyrośnie zdrowa i w pełni swojego potencjału.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Było coś w tym, że by być dobrym pedagogiem, albo nauczycielem ogólnie, trzeba było mieć powołanie. Rosa zdawał sobie sprawę z tego, że Hogwart niestety jest miejscem zatrudnienia pewnych indywidułów, które bycie nauczycielem traktują jak karę, a pracę jako okazję do poniżania i obrażania ludzi mniej rozwiniętych, mniej doświadczonych i mniej dojrzałych od siebie. Dla niego, osobiście, to było poniżej godności, znajdować sobie przeciwnika w dzieciach, ale najwyraźniej Li Wang w tym aspekcie również była kulawą dyrektorką, nie widząc, jak szkodliwy jest to element szkolnego życia. Dla niego praca z uczniami była szansą na to, by pokazać im coś więcej, niż mogą wyczytać z podręcznika. Zatlić choćby iskrę ciekawości w ich sercach, pokazać im, że opieka nad drugą istotą to nie tylko karmienie psa, ale zrozumienie jej natury, empatia, otwarcie. Były to gestie potrzebne do prawidłowego życia w społeczeństwie. Nie spieszył się, usypywał je zgrabnie, powoli, pilnując ich proporcji względem tego, jak duże były poszczególne sadzonki. Skrupulatność i dokładność to cechy, które warto było nabyć w młodości, bo teraz przynosiły prawdziwe owoce. Kiwał głową, słuchając jej wskazówek i gdy podała mu konewkę, napełnił ją wodą. - Czy w późniejszej fazie wzrostu, kiedy już się przyjmą, mogę polewać na systemie podlewającym, czy ten gatunek preferuje być podlewany pod nadzorem? - zainteresował się. Wiedział, że niektóre rośliny miały większą tolerancję na zbyt dużo, czy zbyt mało wody, jako że system nawadniający podlewał zawsze taką samą ilością. Inne jednak trzeba było obserwować, dotknąć ich ziemi, ocenić jej wilgotność nim się zdecydowało jak dużo wody wlać do doniczek. - Opracowujemy z Picklesem maszynę do przetwarzania nawozu z rancza. - powiedział, bo mu się nagle przypomniało - Wszystkie zwierzęta są starannie karmiona dokładnie wyselekcjonowanymi paszami. Szkoda byłoby marnować taką możliwość. - może nie był orłem interesów, ale mogąc oszczędzić, przecież byłby głupi nie robiąc tego.