C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Venetia od wieków stoi handlem morskim. Nic zatem dziwnego, że port, który wzniesiono w mieście, jest prawdziwie okazały i płynnie łączy się z jednym z największych kanałów w mieście. Można znaleźć tutaj najstarszą restaurację w mieście, która od wieków działa na jednej ze starych barek kołyszących się spokojnie na przybrzeżnych wodach. Okolica przepełniona jest strzelistymi masztami, niezliczoną liczbą wioseł i cichym trzaskiem drewna oraz skrzypieniem olinowania. Na nabrzeżu zawsze można spotkać marynarzy znoszących na ląd kolejne skrzynie i inne ładunki, walczących z mewami i innym ptactwem próbującym znaleźć w tym miejscu coś dla siebie. Port tętni życiem również nocą, gdy słychać tutaj najróżniejsze pieśni, muzykę i opowieści z dalekich zakątków świata.
Tu możesz spotkać ducha kota Murano.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Autor
Wiadomość
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Atrakcja: Przemowa! Zdobyte i zakupione przedmioty: Bocentaur w butelce i trzy karty żab
- Pijaczka, sraczka – przedrzeźniła go, podając mu ich córkę. – Wczoraj w nocy mówiłeś, że taką lubisz mnie najbardziej – wytknęła mu, posyłając całusa w powietrzu. – Tylko nie daj jej wywoływać płaczu u innych zbyt szybko, nie chcę znów przekupywać stróżów, że wcale nic nie widzieli – westchnęła ciężko i pomachała im na pożegnanie, samej skupiając się chwile na atrakcjach, bo na dobrą sprawę oprócz tego, że chciała zobaczyć absolutnie wszystko, to nie miała pojęcia gdzie iść. Dopóki jej uwagi nie zwróciło zamieszanie na wielkim Bocentaurze, coraz więcej czarodziejów się tam schodziło i wyglądało na to, że coś miało się zacząć dziać. Harmony nie bardzo obchodziło CO dokładnie, grunt, że przyciągało na tyle zainteresowania, by zalać całą magiczną łódź. To wystarczyło jako dowód, że było zdecydowanie warto. Z kieliszkiem w dłoni przeszła się tam i sama, mając nadzieję, że jeżeli jej mąż i dziecko nie wypatrzą jej w tłumie, a umówmy się, przy takim wzroście do najprostszych to nie należało, to chociaż zaczekają na nią w umówionym miejscu. No, a jeśli nie… Na wszelki wypadek założyła na szybko „rodzinną” konwersację i napisała, że poszła słuchać wykładu właśnie na tym statku. Ten powoli się zaczynał, a nadejście Chiary Partecipazio zostało już zapowiedziane. Patrząc na nią Remy nie potrafiła określić, czy kobieta przeżyła na tym świecie cały wiek, czy dopiero była w jego kwiecie, była jednocześnie wiekowa i w pełnej sile, żylasta, ale silna, pełna sprzeczności, które trudno było przypisać konkretnej dacie. Za to wiedzę miała przynajmniej tysiącletnią i dziewczyna aż żałowała, że nie mogła wyrwać jej z tej przemowy, zadając całą masę pytań, bo zdawało się, jakby wiedziała wszystko. Na pewno wiedziała wszystko o żegludze, a słuchanie jej o rozwoju samej tej sztuki jak i Venetii, a także tego, jak dzięki wypływom statków ta miała szansę osiągnąć swoją chwałę było co najmniej fascynujące. Tak jak to, że na koniec dostała świstoklik! No i ktoś zachęcił ją, do poczęstowania się żabami z koszyka. Karty przyjęła, żaby puściła wolno. Teraz tylko znaleźć swoje dziecko…
Atrakcja: Zadanie Specjalne Chiary Partecipazio | świetne zewnętrzne oko - wyczulenie Kostki:3 (spółgłoska), D, Cesarzowa Zdobyte i zakupione przedmioty: Perłowy Sekstant oraz gondolowe astrolabium
Nie była co do tego przekonana czy powinna pomóc Chiarrze Partecipazio. W końcu nauka nawigacji Cass poszła beznadziejnie. Anabell ruszyła do zadania, Walker tylko wzruszyła niepewnie ramionami, jakby nie wiedziała, czy iść, czy może lepiej zostać na miejscu i popatrzeć, jak Goldbird sobie radzi. Stała tak czekając na ślizgonke, kiedy wróciła lekko wystraszona? Cass nie była pewna, dopóki Anabell nie stwierdziła wprost, że to było straszne. Puchonka nie zdołała za bardzo na to odpowiedzieć, ponieważ Partecipazio ją również wskazała, aby podeszła. Nie zdążyła nawet odmówić, kiedy kapitanowie poprowadzili ją i resztę uczniów na sprowadzenie statków. Miała nadzieję, że niczego nie zepsuje. Mogła uciec, zdecydowanie to nie był najlepszy pomysł. Dostała innego delfina, ale wcale nie był lepszy od poprzedniego, również nie chciał się słuchać. Najgorsze jednak było przed nią, kiedy próbowała dogadać się z kapitanem statku, wydawał się bardziej nie ogarniać całej tej sytuacji niż Walker, co ją totalnie przeraziło. Najgorsze było to, że nie rozumiał delfinów otaczających jego statek. Na szczęście puchonce udało się wybrnąć z sytuacji i pomóc, przez co morskie ssaki się nie zdenerwowały. Nie poszło jej jednak za dobrze, ale kiedy dotarła do portu, czując zdecydowaną ulgę, prezenty od Chiary ją zaskoczyły. Właściwie wychowanka domu Helgi Hufflepuff nie sądziła, żeby na nie zasłużyła. - Te delfiny mają jakiś ze mną problem. - Powiedziała bardzo poważnie, kiedy już znalazła się obok Anabell. - Wiesz co, pójdźmy jeszcze na Wodne Targowisko, może będą jakieś ciekawe rzeczy do oglądania?- Zaproponowała przyjaciółce. Myślała, że może kupi coś Yuriemu na przeprosiny.
C. szczególne : włosy; obecnie ciemny blond, subtelny różowy błyszczyk na ustach; paznokcie pomalowane na czarno, buntowniczy wyraz twarzy, jakby szykowała się na walkę z całym światem
Xion za to zdziwiła się, że szybciej nie spotkała się z kuzynką, w końcu wakacje trwały już w najlepsze, a krukonki nie było widać. Właściwe gryffonka cały czas pędziła, może dlatego nie miała czasu na szukanie Allison. Nauka nawigacji nie poszła jej najgorzej, ale nie została wybrana do zadania Chiary Partecipazio. Trudno. Z jej twarzy nie schodził uśmiech, kiedy słuchała dziewczyny. - Wszystkie atrakcje? Nawet te warsztaty z gotowania? Przecież to nudy. - Nawet miły czas z ciotkami czy babcią w kuchni nie mogły przekonać Xion do pichcenia. Lubiła dobrze zjeść, ale jak ktoś jej przyrządził jedzenie, samemu jak się robiło, nie smakowało to tak dobrze. - No co Ty!? - Niemal wykrzyknęła, spoglądając w stronę kapitana statku, na którego wskazywała kuzynka. - Może to jakiś znak, żebyś rzuciła całą te hogwartcką budę i ruszyła w przygodę życia! - Stwierdziła bardziej fakt niż propozycje do przemyślenia. - Nauka nawigacji mi nieźle poszła, a poznaje tutaj kogoś co chwile. - Wyszczerzyła się radośnie, mając na myśli, chociażby instruktora od Gwiezdnej Nawigacji, niż kogoś konkretnego. Zaczęła grzebać w kieszeni, wyjmując z niej trzy czekoladowe żaby. - W ogóle poczęstunek dawali na początku i aż trafiłam trzy czekoladowe żaby! - Pierwszy w jej ręce pojawił się Edgar Strougler, który coś wynalazł, a! Już wiedziała co, kiedy na niego spojrzała, przypomniało jej się. - Ten facio to jest od fałszoskopu, wynalazł go, właśnie sobie przypomniałam. - Odsłoniła kolejną kartę, która przedstawiała Honoria Nutcombe.- A ona założyła jakieś stowarzyszenie...- Zamilkła na moment, aby wybuchnąć. - A już wiem reformacji wiedźm, czy coś takiego! No i najfajniejsza karta smok Szwedzki Krótkopyski. - Pokazała go dokładnie Allison, a nawet go dała jej potrzymać, jakby chciała, to znaczy kartę ze smokiem. Właściwie niewiele osób wiedziało, że Grey interesuje się smokami, nie zdradzała się tym nawet przed najbliższymi, zwłaszcza że jej myśli powinny tkwić bardziej przy roślinach, eliksirach czy zastosowaniu run niż... magicznych zwierzętach, zwłaszcza tak niebezpiecznych, jakim były dzikie, ogromne gady dość kontrowersyjne zresztą ostatnimi czasy.- Jego skóra jest wykorzystywana do produkcji ochronnych rękawic.- Dodała tę ciekawostkę, ani trochę podejrzaną, ponieważ rękawic używało się w zielarstwie, zwłaszcza takich bardzo dobrych.
Atrakcja: Wodne Targowisko Kostki - 72 Zdobyte i zakupione przedmioty: wpisz wszystkie
Obserwowała Cassandre z boku sama uspokajając swoje serce właśnie z przebytej niezbyt miłej przygody, którą właśnie miała i nie należała ona wcale do takich przyjemnych, jakich się spodziewała, dlatego też raz na jakiś czas przerzucała ciężar ciała z jednej nogi na drugą trochę zniecierpliwiona. - Nie polubiłaś się z delfinami? - zapytała cicho zastanawiając się, czy było tam faktycznie aż tak źle jak sądziła. Choć nie mogła tego porównywać do bliskiego spotkania z zatonięciem przez statek. Temu tez nikomu za bardzo nie życzyła. - Chodźmy w takim razie - Skierowała swoje nogi w stronę wodnego targowiska nie wiedząc czego może się tam spodziewać, poza tym, że parę rzeczy, które będzie można obejrzeć. Gdy weszła na pokład statku, zaczęła się na nim rozglądać.
Towary na naszym statku: Mały norweski statek handlowy o zabudowanym dziobie i rufie. Ładownia, która znajduje się pośrodku, jest otwarta, więc można przekonać się, jakie skarby przypłynęły tutaj wprost znad Bałtyku. Towary Bransoletka z runą - Powszechne w Skandynawii dodatki do stroju czarodzieja. Do rzemiennego paska przymocowany jest niewielki kamyczek z wyrytą na nim runą futharku starszego. Nosząc ją, nie trzeba się martwić o zmoknięcie w padającym śniegu - ma przyjemnie wysuszające działanie, chociaż mocnym śnieżycom może nie podołać. (60g) Prezent Andvariego - Miedziany pierścionek ze sporą żelką zamiast kamienia szlachetnego. Żelka można bez żadnych obaw spożyć - po upływie paru godzin pierścionek wytwarza go od nowa, tym razem w innej wersji smakowej. (30g) Amulet z jemioły (+2 zaklęcia i OPCM) - Metalowy naszyjnik, dookoła którego opleciona jest wiecznie zielona jemioła - "najmniej groźna roślina na ziemi". Został on jednak zaklęty i pobłogosławiony przez duchy, chroniąc noszącą go osobę przed nieszczęściem. (120g)
Po chwili Anabell rozchmurzyła się i rozbawiona spojrzała na Prezent Andvariego, zwłaszcza gdy przeczytała jego krótki opis. - Patrz! Tego żelka można zjeść! Ale bajer - powiedziała rozbawiona i od razu niemal w lepszym nastroju, choć i tak nie zamierzała go kupić to i tak była to dla niej niezła gratka znaleźć takie coś. Ten amulet też był ciekawy, ale strasznie drogi i nie miała na niego wystarczająco pieniędzy. PoO za tym przyszła tu raczej z myślą, żeby tu coś pozwiedzać, niż coś faktycznie kupować, a statków było dużo także zwiedzania też.
- Magiczne gotowanie jest ciekawe - zmarszczyła nos, przecież tam było tyle wspaniałości i tyle różnych rzeczy można tam ugotować za pomocą różdżki! Jasne kucharz z niej żaden, ale ciekawość mieszania różnych proporcji i sprawdzania co z tego wyjdzie, zawsze brało górę, taka już raczej była jej przypadłość jeżeli chodzi o krukońską ciekawość i eksperymenty, które lubiła sobie prowadzić. Pod tym względem magiczne gotowanie rosło w oczach Allison przynajmniej dopóki nie znajdzie sobie nowego zajęcia. - A gdzie tam, ja nawet statku nie umiem prowadzić! A z delfinami gadałam na migi, wyobrażasz sobie?! Ależ to musiało idiotycznie wyglądać z boku - pokręciła głową na boki trochę zażenowana, a trochę rozbawiona całym tym zajściem. Przynajmniej Xion szło lepiej z poznawaniem kogoś tutaj. Szczęściara. - Mi nawigacja też poszła całkiem nieźle, patrząc na brak moich umiejętności, brzmi abstrakcyjnie, ale tak było - wzruszyła lekko ramionami. A potem spojrzała na czekoladowe żaby gryfonki unosząc brwi ku górze. Oho jakaś nowa dawka wiedzy, uśmiechnęła się lekko. Za pozwoleniem Allison wzięła je do ręki i przez jakiś czas obracała w ręku, faktycznie ciekawe, smokami się nie interesowała, więc pewnie nawet nie zainteresuje się tą wiedzą. - Czekaj też gdzieś swoje mam - Zaczęła grzebać w swojej torebce, wzięła je na samym początku, ale nawet nie zwróciła uwagi co na nich było, była zbyt zajęta zwiedzaniem wszystkich atrakcji, i tak nie miała co ze sobą zrobić, lepsze to niż siedzenie na tyłku. -O mam! Hm co my tu mamy, na pierwszy idzie Kelpie. Ach gdzieś o tym czytałam to jakiś typ demona wodnego i najczęściej przybiera postać konia. Następny jest toksyczek? - W jej głosie faktycznie brzmiało to jak pytanie niż stwierdzenie faktu. - Ślimak, który zmienia kolory, a gdy pełza, zostawia po sobie jadowity śluz, który wysusza i wypala całą roślinność. Trochę przerażający jak na ślimaka - skrzywiła się mocno patrząc na tego ślimaka. Pomimo tego nawet ładnego wizerunku, to trochę był przerażający. To nie tak, że nie lubiła zwierząt, bo lubiła, dlatego sporo o nich czyta, ale nie każdy wygląda słodko. Spojrzała na ostatnią kartę i uśmiechnęła się pokazując ją Xion. - Patrz! Znalazłam Bowmana Wrighta, pierwszego wynalazcę złotego znicza!- Może nie miała dziś szczęścia do ludzi, ale do czekoladowych żab zdecydowanie! Miała szczęście! Dała karty do ręki Xion jeśli chciała je obejrzeć.
Wielki statek napędzany tłokową maszyną parową, którego kominy zdają się dominować nad otaczającymi go żaglowcami. Pomalowany w jaskrawe, radosne barwy, które przypominają szaleńcze pochody na ulicach Nowego Orleanu. Niektórzy odnoszą nawet wrażenie, że na pokładzie parowca nieustannie gra muzyka. Towary Laleczki voodoo - Szmaciana lalka, najczęściej służąca do uprzykrzania komuś życia. Przedmiot reprezentuje ducha konkretnej osoby, należy więc go wypełnić fragmentami jej ubrań, włosami lub naskórkiem. Wbicie szpilki w lalkę nie może spowodować trwałych obrażeń, jedynym efektem jest doskwierający, lecz nieczyniący realnej szkody ból. Niewielu wie, że laleczka może również pomagać zdobyć czyjąś sympatię - jeśli pokropi się ją perfumami lub obsypie płatkami róż - a nawet szczęście, jeżeli doczepi się do niej goździki, czosnek lub pieniądze. (100g) Karty tarota - Standardowa talia siedemdziesięciu ośmiu kart Wielkiej i Małej Arkany, ręcznie malowana przez nowo orleańskich artystów. (55g) Wzrok Ann (+2 astronomia) - Brelok, naszyjnik, bransoletka z zaczarowanym w środku kosmosem i planetami. Pamiątka ta stworzona jest na cześć jednej z najbardziej utalentowanych jasnowidzów Nowego Orelanu. (75g)
Zdobyte i zakupione przedmioty: Bransoletka z runą (60G), Laleczka Voodoo (100G)
Nawet jakby chciała, venetiańskie delfiny widocznie jej nie lubiły, na nic zdawało się jej łagodne, nieśmiałe podejście. Może za bardzo je irytowała? Pokiwała tylko głową, potwierdzając słowa Anabell, no i ruszyły na targowisko. Weszły najpierw na mały norweski statek handlowy. Cassandre zaciekawiła bransoleta z runą, nie miała ona właściwości ochronnych jak amulet z jemioły, ale wyglądała za to ładniej i działała wysuszająco. Za nim dziewczyna zdecydowała się, aby coś kupić, przeniosła spojrzenie swoich jasnych oczu na miedziany pierścionek z żelką, gdy Goldbird zaskoczona jego działaniem zadeklarowała to na głos. - Faktycznie bajer.- Uśmiechnęła się, mając pięć lat, z pewnością taki by chciała dostać na urodziny od ojca. Ponownie jednak spojrzała na bransoletę z runą. - Myślisz, że spodobałaby się Yuriemu?- Co prawda mężczyzna nie był Norwegiem, ale może lubił symbolikę run? Walker przez moment żałowała, że nie zapytała go o to. Właściwe nic o nim nie wiedziała, a Sikorsky wyznał jej miłość. Merlinie kochany... W końcu Cassie kupiła bransoletkę z runą, niezależnie od opinii Anabell, chciała coś zakupić z tych wakacji, co prawda niby miała spore kieszonkowe i oszczędności, a w ogóle ich nie wydawała, no i mieszkała z tatą. - Chodź, zobaczymy jeszcze inny statek.- Zaproponowała i ruszyły na Parowiec w klimatach Nowego Orleanu. Głupio było jej się przyznać, ale puchonke zainteresowała lalka voodoo, dlatego najmniej zwracała na nią uwagi. Bardziej przyglądała się kartą i biżuterii, która nazywała się wzrok Ann, swoją drogą wyglądał bardzo ładnie zaczarowany kosmos w środku — cudo. Cassandra bardzo chciała kupić lalkę, ale bała się, co pomyśli Anabell. Takie przedmioty voodoo kojarzyły się z czymś złym, ale Walker wiedziała, że można też czynić przez takie lalki dobro. - Spójrz na Wzrok Ann bardzo ładna biżuteria. - Zwróciła uwagę Anabell na te przedmioty, chcąc uniknąć pytań, po co jej ta lalka. Bo właściwe sama do końca nie była pewna swoich intencji.
Rzuć kostką k6 Anabell:
1,2,3 - Zauważyłaś, jak Cassandra kupuje lalkę voodoo. 4,5,6 - Cassandrze udało się to przed Tobą ukryć, nie masz pojęcia o zakupie lalki.
C. szczególne : włosy; obecnie ciemny blond, subtelny różowy błyszczyk na ustach; paznokcie pomalowane na czarno, buntowniczy wyraz twarzy, jakby szykowała się na walkę z całym światem
Nie rozumiała, co można widzieć w magicznym gotowaniu. Mogła zrozumieć stanie przy kociołku w celach uwarzenia ciekawych mikstur czy pielęgnowanie ziół w ogrodzie, ale w garach? Nie to zdecydowanie nie jej bajka, nie da z siebie zrobić żadnej gospodyni. - No na pewno idiotycznie, bo one gadają mową ciała, dobre nie? - Zaśmiała się, ruszając biodrami, jakby miała przerzucone przez siebie hula hop. - Może mamy wrodzony talent? - Wątpiła w to raczej wielkie szczęście, w końcu Grey nie słynęły z morskich podróży jak Seaver'owie. Z ciekawością przyglądała się, jak Allison wyjmuje swoje karty. Gdyby gryffonka miała większą kolekcję, mogłyby się powymieniać, ale dopiero zaczęła zbierać, jeśli nie zapomni o tych kartach, o smokach na pewno nie. - A no Kelpie fajny konik. - Skomentowała, mrużąc oczy, szkoda, że nie jakiś smok, ale nawet jeśli krukonka trafiłaby jakiegoś, ciężko byłoby się z nią wymienić, jeszcze nie teraz.- Tak, tak Toksyczek. - Wtrąciła, kiedy kuzynka nie była przez chwile pewna kogo ma na karcie. Jako że miała na sobie maskę i umiała czytać w myślach Allison, zaraz wyłapała, że dziewczyna nie uważa ślimaka za słodziaka, ale nie trzeba być telepatą, żeby ocenić tak Toksyczka. - To prawda słodki to on nie jest. - Odparła na jej myśli, nie robiąc sobie nic z wyjaśnień, dlaczego być może je słyszy albo to po prostu przypadek, synchronizacja rodzinna? - Toksyczek to zmora każdego ogrodnika i hodowcy roślin. - Dodała, pewna całkowicie swego, co prawda fajnie, że umiał zmieniać kolor. Może spotykał się z innymi ślimakami ziomami i robili sobie dyskotekę, świecąc jak tęcza (albo marsze lgbt). Wzięła, oglądając karty, kiedy kuzynka jej je podała. Przyglądała się im przez chwile. - Fajnie, wiesz co, jak uzbieram większą kolekcję i będę mieć jakieś powtórki, to możemy się powymieniać, chyba że nie zbierasz kart? Bo ja dopiero zaczęłam, kiedyś się tym interesowałam jako dziecko, ale zgubiłam gdzieś te karty, co miałam. - Oddała Allison kolekcje, swoją za to schowała do kieszeni.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Atrakcja: Przemowa i gotowanko Zdobyte i zakupione przedmioty: Muszla Bodu Niyami Kalefanu, Dhathurukurun, Ozdobna butelka z meksykańskim ginem, wielokierunkowy nóż (+2 do Gotowania) (290g), bocentaur w butelce, 3 karty z Żab
Zostawił żonę z winem, nie przejmując się wyzwiskami. Jeszcze tego brakowało, żeby go pobiła publicznie. O nie! Takie rzeczy tylko w domu. Wziął więc córeczkę na inną łódź. -Już, już idziemy. Masz rację, zaraz tu zbankrutuję i znowu będziemy jeść błoto z ogródka na miesiąc. - Dał się pociągnąć Carly gdzieś w bok i po chwili rozumiał już, gdzie jej tak prędko. -Idziemy wypróbować nowy nożyk? - Zapytał, po czym w tłumie dostrzegł zgubioną wcześniej Remkę. -Chodź, zgarniemy matkę, bo potem znowu będzie wypominać, że omijają ją Twoje talenty. - Wrzucił sobie Carly na barana i zaczął lawirować w tłumie, próbując dotrzeć do Harmony, w tym samym czasie słuchając przemowy, jaka miała tu miejsce. Cóż, domyślał się, że Venetia była ważnym miejscem handlowym, ale w życiu nie spodziewał się, że aż tak. To wiele wyjaśniało, gdy dalej dochodziły do niego informacje na temat kupców z całego świata, którzy się tutaj zjeżdżali i wystawiali swoje towary. Max powoli miał nowe, ulubione miejsce na ziemskim padole. -To Twoja babcia. Powiedziała, że przepisze nam dom, bo swoim trupie, więc jak widzisz trochę poczekamy. - Zażartował, wskazując puchonce na przemawiającą kobietę, a następnie sięgnął do koszyka po czekoladowe żaby, którymi częstowali, pytając uprzednio trzylatkę, czy przypadkiem też nie ma ochoty na trochę cukru. I już miał zaczepiać Remkę, od której niewiele ich dzieliło, gdy wciśnięto mu w dłoń kolejną rzecz.-Świstoklik do Venetii? Chcesz się tu przenieść do przedszkola? - Zaproponował jak na wspaniałego ojca przystało, by w końcu popukać żonkę w ramię. -Dziecko Cię woła, a Ty się bawisz w imprezki? Idziemy gotować, kobieto. - Kulturalnie przekazał jej, jaki jest dalszy plan wycieczki. Sam był ciekaw, czy ta wyspa jest w stanie znieść jego brak talentu w tej dziedzinie. Na przygotowaniach do Beltane poszło mu zajebiście chujowo, liczył na podobny efekt i tego dnia.
Trirema Mulsum Potrawa:6 Spiżarnia:4 Przygotowanie:2 Smak:3 Zdobyte i zakupione przedmioty: Bucentaur w butelce, samonapełniający kubek, +1 do magicznego gotowania, 3 żaby
Carly było niesamowicie spieszno do tego, żeby faktycznie przekonać się, co można tutaj gotować. To całe targowisko wyglądało niesamowicie, było naprawdę intrygujące i miało w sobie tak wiele towarów, na jakie można było zwrócić uwagę, ale nie było tą atrakcją, która powodowała, że Puchonka wręcz przebierała nogami w miejscu, nie mogąc normalnie doczekać się chwili, w której będzie miała możliwość sprawdzenia, co w trawie piszczy. Wypróbować nożyk również chciała, o czym oczywiście powiadomiła swojego ojca, zachwycona tą możliwością, zachwycona tym, że miała szansę dostać coś, czego jeszcze nie miała. To zaś sprawiało, że była wręcz nieznośnie nieznośna i nie mogła usiedzieć w miejscu. Tak po prostu. - Nie mogą! - zakomunikowała, jak okropnie rozkapryszone dziecko, bo naprawdę uważała, że dobrze by było, gdyby Remy była przy jej kulinarnym triumfie. Albo porażce, bo nie miała bladego pojęcia, co ją czekało. Widać jednak, zanim mieli się o tym przekonać, pomimo tego, że udało im się już odnaleźć i wszyscy byli w tym samym miejscu, najpierw należało uważnie wysłuchać tego, co miała do powiedzenia jedna z kobiet, paplająca jak najęta o tym, jak budowano statki i robiono nie wiadomo co dla handlu. To nie było dla Carly zbyt ciekawe, chociaż jednocześnie trochę było, bo dzięki temu wiedziała, że w Venetii może znaleźć naprawdę wiele przydatnych składników i innych utensyliów, jakich nie mogła i nie zamierzała sobie odmawiać. Prawdę mówiąc, to było nawet dość użyteczne, tak samo, jak ten świstoklik, który dostała, patrząc na Maxa, jakby właśnie dostała górę słodyczy. - Dom? - zapytała podekscytowana, jakby chciała mu powiedzieć, że teraz to musiał jej załatwić dom w Venetii, żeby miała gdzie odpoczywać. W końcu, skoro faktycznie zamierzała zjawiać się tutaj po składniki do swoich szalonych dań, to musiała mieć gdzie odpoczywać, a co! Wysłuchała jeszcze końca wykładu, a potem wsadziła łapy do koszyka po trzy czekoladowe żaby, które zjadła od razu, chowając karty tak, żeby ich nie widzieli. A potem ruszyła do swojego królestwa. I tak oto znaleźli się przed zadaniem, które musiała wykonać i w swojej trzyletniej osóbce wybłagała, że może zrobić coś prostego, żeby nie dawali jej nie wiadomo czego. Stanęło zatem na specjalnym rzymskim chlebie, który ją ciekawił, a jednocześnie stwarzał liczne problemy. Nawet w samych składnikach! Nie umiała znaleźć wszystkiego od razu, trochę się pogubiła, ale ostatecznie przyniosła, czego potrzebowała, a potrzebowała tego naprawdę wiele! A później było tylko lepiej, bo okazało się, że kucharz, może specjalnie, robił dokładnie to, co ona, więc próbowała powtarzać jego ruchy, odkrywając, że gotowanie w ciele dzieciaka było o wiele bardziej skomplikowane. Aż musiała się napić i w efekcie zakosiła kubek, który wyglądał na coś mocno przydatnego. I niestety smak nie był idealny, jednak Carly cieszyła się, że udało jej się coś osiągnąć i poznać nową recepturę, po kolejne zamierzała wrócić, jak już będzie wyglądać normalnie, bo wtedy na pewno łatwiej będzie jej rozmawiać z kucharzem. Kiedy jej się udało, powiadomiła Maxa i Remy, że wraca do koloseum, bo kolejne atrakcje nie były dla niej, była na nie zwyczajnie za mała, ale miała dokładnie to, czego chciała, więc życzyła im romantycznej podróży wśród gwiazd i zniknęła, zanim mogli ją zatrzymać. W końcu nie było sensu siedzieć tutaj w nieskończoność, skoro nie było tutaj już dla niej nic więcej!
Bell przeglądała wszystkie atrakcje od jednej do drugiej, w sumie statki też podziwiała, może nawet dłużej niż powinna, ale w końcu nie wiadomo kiedy tutaj wróci, więc chciała się nacieszyć faktem, że tu jest z kimś, kim lubiła spędzać czas. - Nie wiem, nie znam go - Wzruszyła lekko ramionami, gadała z nim dwa razy w życiu, także akurat tego nie umiała powiedzieć, co mu się spodoba, a co nie. W tej chwili bawienie się w zgadywanki też nie miało większego sensu. Poszła na następny statek, podziwiając go, jednocześnie potknęła się dwukrotnie przez swoje własne nogi, to trzeba być nią. Potem poszła podziwiać przedmioty tam wystawione. Lalka voodoo, skrzywiła się z obrzydzeniem na to i poszła popatrzeć na inne rzeczy, jej oko przykuł naszyjnik z zaczarowanym środku kosmosem i planetami więc nawet nie zauważyła momentu, w którym Cass coś sobie kupiła, bo jej uwaga skupiła się w innym miejscu. - Ładna, szkoda tylko, że ja takich rzeczy nie noszę - Westchnęła cicho pod nosem, nawet taki ładny naszyjnik nie przekonałby ją do noszenia tego na szyi, przecież to takie denerwujące! - Idziemy na jeszcze jakiś statek? - zapytała się Cass, w końcu tych tutaj było jeszcze co najmniej kilka do obejrzenia.
- Dokładnie! I weź je teraz zrozum! Można bólu głowy od tego dostać - pokręciłą głową energicznie na boki, co jak co ale delfinów to nie potrafiła zrozumieć, gadanie na migi to było coś, ale nie sądziła, że prędko to powtórzy. Oj nie prędko. - Może, kto wie, może powinniśmy się przerzucić z zielarstwa na żeglarstwo - wzruszyła lekko ramionami, nie wiedziała, czy to talent, czy zwykły fuks, który się jej przydarzył, ale coś tam było na rzeczy, ale w to raczej nie chciała się zagłębiać, nie czuła tego żeglarstwa. - Ciekawe karty mi wypadły, jakoś nigdy fanką nie byłam, by je zbierać - zmarszczyła nos patrząc na karty, niby są fajny, ale te postacie i tak nie będą tam wiecznie siedzieć, w końcu sobie pójdą, a potem wrócą i tak w kółko. - A to prawda, cioteczka Xanthea dostałaby furii gdyby widziała toksyczka w naszym ogrodzie - zaśmiała się, lecz ten śmiech przypomniał ten przez łzy, smakowało bardziej gorzko niż słodko. - Nie zbieram ich, ale może zacznę. Jak będę mieć jakąś powtórkę na pewno dam ci znać i wtedy się wymienimy - uśmiechnęła się szeroko. Fajnie mieć kogoś, z kim możnaby się wymieniać czekoladowymi żabami.
Laena wyznawała jedne i tylko jedne zasady - swoje własne. Nie kierowała się opinią innych, konwenansami, kulturą, istniała w tym świecie po swojemu, na bakier z poprawnością i jeżeli komuś to przeszkadzało, był to tylko i wyłącznie jego problem. A jedną z zasad, które lubiła najbardziej to ta, według której nie chciała sobie odmawiać przyjemności z zaskoczeń, były te właśnie najmniej spodziewane spotkania, to by w nich uczestniczyć i poznać osobę, którą los sprowadził na jej drogę. Już w rezerwacie widziała, że Frederick był równie nieprzewidywalny jak dzikie zwierzę, choć atakujący, jakby coś go złapało i trzymało, było to dla niej czymś niesamowicie ciekawym. Jakby jego wolna natura ścierała się z ramami, jakie sobie nakładał, a których jednocześnie wcale nie bał się ściągać, pokazując ostre kły. Aż nie mogła sobie nie zadać pytania, co by było, gdyby całkowicie zerwał się z tej swojej uwięzi. - Jeżeli chce pan porozmawiać o uczuciowych frazesach, wystarczy odpowiednio zapytać - odparła wymijająco, lawirując między jego słowami, chcąc go to sprowokować, to usłyszeć opinię i dowiedzieć się dużo, dużo więcej ot, tak po prostu. Daleko jej było do wściekłości, świetnie się w tym wszystkim bawiła. - Choć angielskie niebo na pewno chętniej zdradziłoby panu zawiłości losu, to może nie być aż tak przychylne ze swoimi odpowiedziami. - Kto by pomyślał, że jednak uda mi się pana wyciągnąć na wodę, skoro już będziemy rozmawiać z gwiazdami, może spróbuje i pan szepnąć coś delfinom. W końcu miał pan podnosić poprzeczkę - zerknęła na niego wyzywająco. Czy tym razem uda jej się go trochę popchnąć? Zrzuci go z piedestału opanowania? Z każdym złośliwym komentarzem zastanawiała się coraz bardziej co by było, gdyby odpuścił całkowicie wszystkie swoje hamulce, bo im bardziej stawał się lisi, tym lepiej się z nim bawiła. - Nie będzie to dla pana zbyt pikantne? - uniosła na niego brwi i sama uśmiechnęła się szerzej, wyraźnie zadowolona z tego, ile lisiej natury z niego wychodziło.
- Niech mi pani wierzy, ostatnie, o czym chcę rozmawiać, to uczuciowe frazesy. Są nudne i wyświechtane, jak stare szaty - stwierdził, wzruszając przy tej okazji wdzięcznie ramionami, ani trochę nie przejmując się tym, że być może podobnymi słowami ją uraził. Prawdę mówiąc, gdyby coś podobnego miało miejsce, musiałby niechybnie uznać, że kobieta było zdecydowanie bardziej wrażliwa, niż podejrzewał, że była delikatniejsza, niż ona sama sądziła. Nie wierzył w to, by coś podobnego mogło mieć miejsce, ostatecznie bowiem to wcale nie pasowało mu do towarzyszącej mu kobiety, ale skoro już stawiali kroki nad przepaścią, to mógł postawić jeszcze jeden, kolejny, niezbyt ostrożny i niezbyt mądry. Prawdę mówiąc, wcale się tym nie przejmował. - Każde niebo może być przydatne, jeśli odpowiednio na nie spojrzeć - stwierdził prosto, nie zgadzając się z nią i trudno było powiedzieć, czy naprawdę tak myślał, czy robił to dla zasady, żeby udowodnić jej, że musiał mieć inne zdanie. Uśmiechnął się nawet lekko, samym kącikiem ust, mniej więcej wtedy, gdy spostrzegli delfiny perłowe, a później również żeglarzy, jacy zachęcali do wypłynięcia na lagunę i przekonania się, jak wyglądało tutaj żeglowanie. To zaś, jego zdaniem, mogło być niesamowicie wręcz fascynujące. - Nie jestem pewien, co miałbym im szepnąć, poza tym, żeby pokazały mi, jak wykonują swoją pracę - powiedział beznamiętnie, pokazując się kobiecie z tej strony, przy tej okazji wyśmienicie się tym bawiąc, mając świadomość, że w tej chwili kłamał. Kłamał, kłamał, kłamał. Mówił prawdy, w których oszukiwał i był pewien, że Laena zdawała sobie z tego sprawę, znając go na tyle dobrze, że rozumiała już, jak kluczył pośród życia. Zaraz też podał jej rękę, pomagając dostać się na żaglówkę, słuchając bez mrugnięcia okiem poleceń żeglarza. - Pikantne? - powtórzył za nią, by zagwizdać dokładnie tak, jak został tego nauczony. Zaraz też jeden z delfinów zareagował na jego polecenie, najwyraźniej zamierzając się go słuchać, spoglądając na Fredericka z zaciekawieniem i w oczekiwaniu, jakiego nie dało mu się odmówić. Magiczne stworzenie sprawiało jednak wrażenie, jakby czegoś jeszcze oczekiwało albo też jakby znało swoją wartość, jakby miało pewność, że nie było czymś pierwszym lepszym z brzegu, ale czymś, co po prostu powinno błyszczeć na niebie. To było dość zabawne, chociaż jednocześnie Frederick odnosił wrażenie, że delfin ten do niego pasował. - Co mam mu zatem szepnąć? Płyń na prawo? Zawróć? Zatrzymaj się? - zapytał bardzo bezczelnie, mając świadomość tego, że Laenie chodziło oczywiście o coś innego, ale nie zamierzał powstrzymywać się przed swoimi małymi złośliwościami, tym gryzieniem po kostkach, tym sięganiem tam, gdzie nie powinien. Ciekaw był, oczywiście, jak kobieta na to zareaguje, więc patrzył na nią, czekając na każde drgnięcie mięśnia, uśmiech, czy cokolwiek innego. Bo to, że nie pozostawi tego bez komentarza, było dla niego wprost oczywiste.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Laena Aasveig
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Duże, kryształowo-błękitne oczy, często chodzi z wiankami na głowie
- Jak stare szaty? Znosił je pan już wszystkie? - uniosła na niego w rozbawieniu brwi, a zadziorny uśmieszek nie schodził jej z ust, równie subtelny co psotny, jakby samą swoją mimiką chciała go gdzieś popchnąć, sprowokować. Odszczekiwała się na każde jego zagranie, jednak nie było w tym obrazy. Bawił ją, jego słowa i towarzystwo, więc i jej własne odpowiedzi miały po prostu drążyć temat bardziej w tej ich zabawie, kto pierwszy zostanie dotknięty. A na tyle dobrze, na ile go znała, nie sądziła, by miało to nastąpić szybko. - Mam więc nadzieję, że rozwinie pan ten temat na wodzie - podsumowała, zastanawiając się, co teraz bardziej by go wytrąciło z piedestału, co bardziej by nim teraz zachwiało. Gdyby się nie zgodziła, podjęła kolejną próbę zatańczenia na opinii przeciwko niemu, czy… - Bo chyba będę się musiała z panem zgodzić - zerknęła na niego kątem oka, wyczekując reakcji. Zaprzeczy, że na pewno nie o to chodzi? Wycofa się ze swojej opinii? Jak zareaguje na to, że ze swoim zdaniem zupełnie nie kłamała i tak otwarcie, prosto, bez wahania oddała mu tę piłeczkę, bez żadnego jej podkręcenia. Ot, przekazała ją prosto do jego rąk. Zainteresowało ją coś jeszcze jednego, jego uśmiech. Coś, co pokazywał bardzo rzadko i najczęściej gest ten znany był jej w lisich złośliwościach, teraz wyrażał coś więcej, czego jeszcze nie miała okazji poznać a co, jeżeli miała być szczera, przyciągnęło jej ciekawość. Grali między sobą na inteligencję, sprytnie przerzucali się opiniami, bazując w nich na jak najdalej posuniętej granicy półprawdy. To teraz jednak, ta krótka chwila była znacznie bardziej zbliżona do pełnej szczerości, niż przenikliwe rozmowy i przebiegłe lawirowanie na definicjach poprawności i bycia sobą. - Myślę, że dobrze się tego od pana domyślą - zauważyła uszczypliwie, samej czerpiąc z tego świetną zabawę, mając niemal pewność, że to drobne kłamstwo było bardzo dokładnie przemyślane w prawdziwości chęci zrobienia jej koło pióra. Pogryzienia jej po kostkach i zobaczenia, czy to poczuje. - Chyba nie powie mi teraz pan, że nie wiedzą, czego od pana słuchać - kiwnęła głową na jego delfina, by zaraz przenieść spojrzenie na własnego, który chyba był tak samo wolnym duchem jak ona, bo nie przejmował się konwenansami nauki nawigacji, po prostu płynąc tak, jak chciał, gdzie chciał i kiedy chciał. - Chyba lepiej idzie mi rozmawianie z gwiazdami. - A jednak brzmi pan, jakby miał całkiem sporo pomysłów, co do niego mówić - odparła wymijająco, a kąciki jej ust drgnęły w kolejnym z uśmieszków. Nie cofnęła się przed jego wzrokiem, a wręcz nachyliła, przyjmując wyzwanie, zapraszając go do kolejnej słownej igraszki, pokazania, co tam jeszcze miał w zanadrzu. Jak mocno zamierzał ugryźć, żeby dostać reakcję, bo była pewna, że bez takowej się nie podda, nie zostawi jej pola swobodnego manewru. A przynajmniej taką miała nadzieję i byłaby co najmniej zdziwiona, gdyby nie podjął się walki. - Choć ja na pańskim miejscu przekazałabym mu, że gwiazdy mówią o jutrzejszej mżawce - zachichotała, spoglądając w górę na nocne, rozgwieżdżone niebo. - Tak, zdecydowanie powinien pan jutro wziąć parasol.
Zdobyte i zakupione przedmioty: +1 pkt astronomia, bucentaur w butelce
- Nie zostały mi żadne - odpowiedział jedynie, jakby to wyjaśniało wszystko, jakby to jasno dawało jej do zrozumienia, że nie został w nim nawet cień romantyzmu, o ile taki kiedykolwiek w nim istniał. Bo, co do tego, należało mieć poważne wątpliwości. Frederick nie zaliczał się bowiem do osób, które faktycznie przejmowałyby się uczuciami, które byłyby zainteresowane takimi rzeczami, dla których było to ważne. Lub też, co oczywiście było możliwe, nie miało to dla niego żadnego znaczenia, bo nigdy tego bliżej nie poznał. Musiał jednak przyznać, że jeśli to wszystko miało wyglądać tak, jak wyglądało w przypadku jego znajomych i przyjaciół, to naprawdę nie miał najmniejszej ochoty na to, żeby to przechodzić. Ani trochę, nawet ciut. - To akurat mnie nie dziwi, skoro jest pani w stanie wyczytać z niego przyszłość, a przynajmniej tak twierdzi - odparł, unosząc lekko brwi, jakby chciał w ten sposób zapytać jej, czy zdawała sobie sprawę z tego, że w ten sposób raczej nic nie osiągnie. To nie była gra dla niego, bo oboje wiedzieli, że w tym jednym miał rację i dotyczyło to zarówno jej, jak i jego. Mogli się spierać w nieskończoność co do tego, co mówiły gwiazdy, ale jak widać, nie przeszkadzało im to i całkiem zgodnie wzięli się za to żeglowanie, gotowi na to, by dalej toczyć swój spór. Nawet za pomocą delfinów, czy raczej, wskazując na nie, jakby one miały być tutaj jakimiś przekaźnikami ich woli, czy czymś podobnym. - Wygląda na to, że ten akurat ma świadomość, czego od niego oczekuję. Być może jednak konieczność przebywania na okrągło ze zwierzętami do czegoś się przydała - stwierdził ostatecznie, nim okazało się, że stanęli w obliczu gwiazd, które były wyjątkowo piękne tej nocy. Można było wiele z nich wyczytać, można było faktycznie się na nich skupić i dostrzec to, czego dostrzec się nie dało w innych przypadkach. I może Frederick całkiem by się na tym skupił, gdyby nie uwaga o mżawce, która spowodowała, że dość mocno zmarszczył brwi. - Mżawka? Co najwyżej czeka nas wyższy pływ - stwierdził, zerkając kątem oka na Laenę, jakby chciał jej zapytać, czy aby na pewno nie oszalała do reszty. Ostatecznie musieli wracać do brzegu, bo jak się okazało, żeglarzami byli marnymi, co i tak nie zdziwiło jakoś bardzo Fredericka. Zaraz też wyłapał jednym uchem, że trwało właśnie jakieś przemówienie, ale handel nie był czymś, nad czym by się jakoś głęboko rozwodził. Chyba że dotyczył magicznych stworzeń, ale to był tak ogólny wykład, że trudno było mu to tak naprawdę wywnioskować. Uniósł lekko brwi, gdy wręczono mu bucentaur w butelce, ale nie zamierzał z tego powodu narzekać, mając świadomość, że Venetia miała w sobie zapewne jeszcze mnóstwo miejsc, których wcześniej nie odwiedził i które, być może, chciałby zobaczyć. - To co było o tej mżawce?
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Atrakcja:Trirema Mulsum Potrawa:1 Spiżarnia: 4 Przygotowanie: 3 15 Smak: 3 Zdobyte i zakupione przedmioty: bocentaur w butelce, +1 magiczne gotowanie
Cóż, może i jako ta zła kobieta i nieodpowiedzialna matka zostawiła męża z dzieckiem, dając się im porwać w wir szaleństw, ale za to dostała coś znacznie cenniejszego niż oburzone spojrzenia przechodniów – bocentaura w butelce, który działał jak świstoklik do Venetii. To zdecydowanie najlepsza rzecz, jaką mogła tu dorwać! Powrót do słonecznej Toskanii, kiedy tylko chciała! Dosłownie mogła co weekend skakać tutaj odpocząć, zaczerpnąć weny, odkrywać prastare ruiny i tyle zwiedzać, ile tylko nogi by jej wytrzymały! Chociaż teraz priorytetem była wołająca ją „rodzinka”, choć bliżej do im było do Adamsów niż wesołej, słonecznej famili. Oczywiście humoru im nie brakowało ani dobrej zabawy, po prostu była ona zdecydowanie ku utrapieniu wszystkich innych. - Ojejku, kochanie! A kto ma taki piękny nóż! Pamiętaj tylko, żeby celować między żebra – zaśmiała się i połaskotała Puchonkę po żebrach, a zaraz do całej tej szopki dodałaby jeszcze całus w policzek męża w podziękowaniu, gdyby nie postanowił być taką żyrafą, więc po prostu cmoknęła w powietrzu, posyłając mu całusa. – Pięknie się nią zająłeś, tylko teraz nie każ jej gotować błota. Już jej się znudził ten smak – wywróciła oczami i ruszyła z nimi na gotowanie. Na którym znała się tyle, co na byciu dobrą matką i żoną, to już chyba prędzej dałaby im jeść to błoto. Błoto byłoby też zdecydowanie łatwiejsze niż jakieś pikantne kiełbaski. Te wszystkie przyprawy, które miały znaleźć się w daniu i ich proporcje były dla niej jakąś czarną magią. W dodatku pewnie trzeba było wszystkiego próbować po kilka razy i dopasowywać właściwe zioła do tego, co już się miało i co osiągnąć się chciało. Aż jej żołądek wywróciło. - Kochanie, liczę na twój smak – powiedziała do Carly, zaraz zerkając na Maxa. – Bo twój ojciec to już dawno przechlał w sobie ten zmysł – wytknęła na niego język, szczerząc się przy tym jak głupia, żartami odciągając swoją uwagę od tego, że faktycznie istniało ryzyko testowania. Popiła nieprzyjemne uczucie swoim naparem na powstrzymanie łaknienia, zawsze miała termos z nim przy sobie. Zamiast skupiać się na negatywach, zakasała rękawy tak dzielnie, jak to Gryfowi wypadało i ruszyła po składniki. Zdawało jej się nawet, że z tym polowaniem nie poszło jej najgorzej. Może niektórych rzeczy miała w niedomiarze, ale wszystkie wyglądały na produkty wysokiej jakości, a przyprawy niosły tak mocny zapach, że na pewno nie były oszukane! Ogólnie to mogło być lepiej, ale i tak było bardzo dobrze. Szczególnie, że pewnie nawet jakby zebrała produkty z jeszcze wyższej pułki jakościowej, to i tak by ich wykorzystać nie umiała. Miała jednak tyle dobrych składników, że aż trudno jej się było powstrzymać z ich dodawaniem. Trochę dosypać tutaj, szczyptę tam, tu jeszcze jedna łyżka, a może dokroić więcej orzechów, skoro tak dobrze wyglądały? Prawdopodobnie przeholowałaby sprawę, gdyby Carly we właściwym momencie nie upomniała jej łyżką, że zaraz poleci z wodzami fantazji o jedną kiełbaskę za daleko. W ten właśnie sposób jej danie utrzymało się w ryzach. A sam smak, cóż, nie jej było oceniać, bo próbować jakoś specjalnie nie miała ochoty. - Ach te dzieci – westchnęła jak wzruszony rodzić i oparła się teatralnie ramieniem o przyjaciela. – Tak szybko dorastają. Jednego dnia kupujesz im nóż, a drugiego same wychodzą polować – udała, że ociera łezkę wzruszenia, by już dłużej nie móc utrzymać tej swojej roli i prychnęła śmiechem. – To co sądzisz o tej romantycznej podróży? – wyszczerzyła się do niego, zaczepnie puszczając mu oczko i trącając łokciem. Może Carly już uciekała, ale ona miała zamiar przejść przez wszystkie atrakcje portu i na pewno nie chciała odpuszczać sobie pływania z delfinami! No i musiała mieć zdjęcia z tej gwieździstej nocy!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Atrakcja: Gotowanko Trirema Mulsum Potrawa:4 - Pear Patina Spiżarnia:2 - No tak niezbyt Przygotowanie:5 - Mistrz kuchni! Smak:4 - Ale nie istotne, ze względu na przygotowanie, jest perfecto
Zdobyte i zakupione przedmioty: Muszla Bodu Niyami Kalefanu, Dhathurukurun, Ozdobna butelka z meksykańskim ginem, wielokierunkowy nóż (+2 do Gotowania) (290g), bocentaur w butelce, 3 karty z Żab, 1pkt. z gotowania
Sam wcale nie narzekał na fanty, jakie tutaj dostał i zakupił. Coś czuł, że gdzie jak gdzie, ale do Venetii to będzie jeszcze wracał i to nie raz. Miał do tego świetny świstoklik i nie musiał bawić się w tworzenie własnych, choć to akurat nie był dla niego już problem. Teraz przynajmniej nie płacił za to mandatów, skoro miał już swoją legalną licencję. Gorzej miało być z czasem, bo od września zapowiadało się, że będzie go miał bardzo niewiele. -Jakbyś lepiej gotowała, może nie musiałaby żreć bajora. - Wzruszył ramionami, łapiąc przesłanego mu całusa. Tak, wzrost Maxa za bardzo nie pomagał większości społeczeństwa w spontanicznych czułościach pod jego adresem, ale przecież nawet takie gesty się liczyły. Wlazł na to całe gotowanie, nastawiony pozytywnie jak Voldi do mugoli. Jak on kurwa nienawidził stać nad garami. Tymi mugolskimi i mającymi na celu przygotować jedzenie, rzecz jasna. Spojrzał na przepis, który mu przypadł. Deser. Świetnie. Na tym to w ogóle się nie znał, a tu co. Miał piec? -Carly, to chyba Twoja działka. Pomożesz ojcu? - Zapytał, ale niewdzięczny bachor już był pochłonięty swoimi zadaniami, więc Solberg westchnął tylko i zabrał się do pracy. -Przynajmniej straciłem go robiąc to, co kocham. - Odgryzł się Remy, powoli idąc do spiżarki. Co on miał tam znaleźć? No cóż, na pewno gruszki. Pałętał się po tej spiżarni jak smród po gaciach. Cały czas patrzył na przepis i szukał składników, które mówiły mu mniej niż wszelkie ingrediencje do eliksirów. Minęło naprawdę sporo czasu, nim wrócił na stanowisko. Na tyle sporo, że większość ludzi już powoli kończyła swoje dania. Zabrał się więc do roboty na pełnej kurwie. Wmówił sobie, że stoi nad kociołkiem i musi tylko uwarzyć popierdolony eliksir. Siekał, mieszał, rozpuszczał, ubijał, jakby jutra miało nie być, a wszystko to robił z wprawą, jaką zazwyczaj pokazywał tylko w swoim laboratorium. W końcu wsadził całą miksturę do pieca i... czekał. -Byle nie trafiła jednak do jakiegoś rowu. - Skomentował odejście Carly, której pomachał na odchodne, po czym wrócił do swojego deseru. Zdziwił się niemało, gdy okazało się, że wyszedł mu kurwa perfekcyjnie! -Ha! A się ze mnie śmiałaś! Masz, spróbuj tego dzieła sztuki! - Podał Remy widelec z ciastem, bo sam już pożarł sporą porcję. -Romantyczna podróż? Wchodzę! - Nawet nie zastanawiał się, co to znaczy, po prostu opuścił stanowisko i polazł tam, gdzie kierowała się jego żona.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pon 4 Wrz 2023 - 13:50, w całości zmieniany 1 raz
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Atrakcja: Idziemy na gwiazdy Zdobyte i zakupione przedmioty: bocentaur, 3 żaby, +1 magiczne gotowanie, +1 astronomia
- Jakbyś zarabiał lepiej, to nie musiałabym gotować z gówna i patyków – odszczekała się wesoło, coś czując, że ta karuzela żartów szybko im nie minie, był to zwyczajnie zbyt dobry materiał i już miała kilka pomysłów, jak wykorzystać go przeciwko niemu na przyszłość. Oczywiście tylko z celach komediowych! Ale najpierw czekało ją gotowanie, które nie poszło jej wcale tragicznie i większość tego sukcesu zawdzięczała Carly, której co chwila podsuwała pod dziuba łyżkę, dopytując się czego i ile jeszcze. - Nie słuchaj ojca, ja tak dla niego godność straciłam, i na co mi to było? – prychnęła, dzieląc się tą złotą radą z córką i wróciła do bojów z gotowaniem. Wychodziło w sumie na to, że głównym kucharzem tej pomylonej rodzinki powinna być Carly, która jak prawilna wychowanka tej dwójki debili po prostu opuściła pole bitwy, zostawiając ich z całym bajzlem. I ze zjedzeniem go… Jedyne co ją do tego przekonało to fakt, że Max upiekł coś, z czego był zadowolony, a to było coś znacznie cenniejszego i ważniejszego, niż jej pilnowanie się. Po prostu więcej pobiegam, zachęciła samą siebie i spróbowała tego małego dzieła. Smakowało nawet lepiej niż wyglądało! - O raju chłopie! Ty to w złej branży robisz! Może czas zacząć robić eliksiry w formie babeczek? Hmmm? – podsunęła mu, poruszając brwiami zachęcająco i zachwalając przysmak, bo zdecydowanie komplementy się należały. - A w co ty nie wchodzisz – podsumowała, wytykając na niego język i już puściła się biegiem przed siebie, żeby jej przypadkiem nie zdążył kopnąć, chichrając się przy tym jak głupia, jakby teraz to ona przejęła rolę dzieciaka i prawdopodobnie w całym tym procesie spierdalania przed Maxem zdążyła potrącić przynajmniej kilku przechodniów. Jednak w myśl idei „co złego to nie ja” tym też szczególnie się nie przejmowała, zmieniając ten port w ich własnych plac zabawach to harców i wygłupów w ilości, ile im tylko dusza zapragnie! No i zapragnęła tego rejsu łódką, na którą wskoczyła pewnie, jednym susem, nie stopując, nie zatrzymując się i tym bardziej nie zastanawiając ani na chwilę. - Dajesz, wskakuj – wysunęła w jego stronę rękę, jakby jej się miał wycofać. Oczywiście nie spodziewała się po nim podobnych herezji, pokładając w nim wiarę, że jak przystało na fana przygód i przypałów, prędzej ścigałby się z nią o to, kto pierwszy wpadnie w piekło czy inną czarcią jamę, niż rezygnował na ostatniej prostej. – Sama nie będę się wydurniać i śpiewać delfinom, robimy w duecie!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gwiezdna Nawigacja Delfin perłowy:18- księżyc --> +15 do żeglugi (ale kuferek 30 z DA czyli wskakuje na 21 i mam +30 do żeglugi) Czytanie gwiazd:1 --> -15 do żeglugi (ale mam kuferek 14pkt. czyli tracę 5 do żeglugi) Żegluga:57 +30 - 5 = 82
Zdobyte i zakupione przedmioty: Muszla Bodu Niyami Kalefanu, Dhathurukurun, Ozdobna butelka z meksykańskim ginem, wielokierunkowy nóż (+2 do Gotowania) (290g), bocentaur w butelce, 3 karty z Żab, 1pkt. z gotowania, 1pkt z astronomii
Spojrzał na nią z góry, jak tylko dwumetrowy patyk potrafił na drobniutką kobitkę. -A może byś poszła do roboty i mi pomogła, a nie tylko siedzisz i paznokcie malujesz? - Zasugerował szorstko, by chwilę później sprzedać jej kuksańca ze śmiechem na ustach. Na taką rodzinkę to on się nawet pisał. A im więcej żartowali, tym ciężej było im ten cyrk zatrzymać. -Jakbyś ją kiedykolwiek miała. - Przewrócił oczami. W chuja to on, nie jego, proszę państwa. Tak, Carly tu zdecydowanie dzierżyła złotą chochlę, ale dziś świat stanął na głowie i oto Max pokazał się ze strony, z której nikt go jeszcze nie widział. Nawet on sam! Jakby mu ktoś powiedział, że upiecze coś zjadliwego, a co dopiero pysznego, to by srogo tego kogoś wyśmiał, ale jak widać los bywał przewrotny. I to jak -Ty naprawdę chcesz mnie wykończyć. - Prychnął ze śmiechem, choć poczuł się dziwnie dumny z tego komplementu. Pomyślał nawet, że może mógłby zrobić Paco to gruszkowe coś. Ten to dopiero by się zaskoczył. Romantyczne dywagacje odłożył jednak na bok, bo żonka czekała i to jak zwykle z dobrym przytykiem w jego stronę. -To zostawię dla siebie. Nawet w małżeństwie zdrowo jest mieć swoje sekrety. - Odpowiedział, choć Remka już gnała jak szalona w stronę kolejnych łodzi. Czy miał zamiar za nią biec i wyglądać na potencjalnego gwałciciela? A jakże! Wskoczył za nią do łódki, unosząc w powietrze i przerzucając sobie przez ramię jak worek ziemniaków. -I co teraz? Nadal jesteś taka bystra? - Zaśmiał się, jedną ręką przytrzymując dziewczynę, a drugą łaskocząc ją tam, gdzie dał radę. Chwilę ją tak męczył nim pozwolił Rem odetchnąć i odłożył ponownie na pokład. -Czekaj... Tu trzeba im śpiewać? - Dopiero teraz dotarło do niego, co gryfonka powiedziała wcześniej. Cóż, jak trzeba, to trzeba. -No elo mordo! - Przywitał się ze swoim delfinkiem, który miał równie psotliwy błysk w oku, co Max. -Wyglądasz na takiego, co niczego się nie boi. Sprawdzimy to? - Skoro gadał już do wiadra, to dialog z delfinem nie powinien być aż tak dziwaczny. I jak się okazało, Solberg miał chyba jakiś rybi gen (tak wiem, delfiny to nie ryby), bo delfin coś zatrajkotał, pokręcił się w koło i chlupnął go wodą, co chłopak odebrał jako zgodę na szaloną przygodę. Wyruszyli na szerokie wody, ramię w ramię, płetwa w płetwę, a noc zapowiadała się magicznie. Max wpatrzył się w gwiazdy, które spadały. To wszystko było przepiękne i o ile uwielbiał Remcię, to nagle pożałował, że nie ma obok niego Paco. Przez te wszystkie myśli nieco zwolnili, ale już zaraz znów nabrali tempa i dość sprawnie dopłynęli do mety. -Wow! Kurwa, WOW! - Tylko tyle z siebie wydusił, bo był wręcz oszołomiony całą tą przygodą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Atrakcja:Gwiezdna Nawigacja Delfin perłowy:Pustelnik ale z racji kuferka DA rydwan Czytanie gwiazd:4 Żegluga:26 + 30 + 10 = 66 Zdobyte i zakupione przedmioty: Bocentaur w butelce; 3 czekoladowe żaby; +1 magiczne gotowanie; +1 astronomia
- Oj tam wykończyć, od razu wykończyć – prychnęła, trącając go lekko łokciem w bok. – A tak w sumie, to ile ten Lux warty? – spytała konspiracyjnym szeptem, szczerząc się przy tym jak głupia. No bo przecież męża nie wykończyłaby od tak… Bez powodu. Oczywiście, że czekała z dobrym przytykiem, w końcu oferowała wszystko co najlepsze, a Max w dodatku zapewniał jej masę materiału do podobnych zagrywek. A że nigdy nie pozostawał jej dłużny, to jakoś nie miała skrupułów w ich używaniu, co pośmiane, to ich, co zgorszone, to wszystkich innych. A co do ucieczki przed wielkoludem to w nogach. - Co do… MAX?! – pisnęła, gdy ją złapał i zaczęła się śmiać, kopiąc nogami w powietrzu jak jakiś przewrócony karaluch, byle się tylko uwolnić i nie skisnąć po drodze. – Zemszczę się! Zemszczę! Ze…Pffff! – chichrała się, zupełnie rozbrojona i nie obchodziło ją, czy ktoś oberwie jakąś z jej nieopanowanych witek, gdy tak machała o wydostanie. Zemścić się jednak nie zemściła, bo zwyczajnie oddechu jej na to zabrakło i kiedy ją postawił, mogła się tylko złożyć w pół, z brzuchem aż bolącym od śmiechu, wycierając łzy rozbawienia i łapiąc oddech, którego jej zdecydowanie brakowało. Pokręciła głową z niedowierzaniem, uśmiechając się cały czas szeroko, aż w końcu zajęła miejsce. - Jakoś chyba trzeba się z nimi porozumieć – wzruszyła ramionami. Syreny śpiewały, syreny pływały z delfinami, miało to chyba sens? No i morskie szanty? – Ja chyba będę musiała spróbować – prychnęła, pokazując swojego delfina, który bardzo dosadnie ją ignorował. Delfin ten był jednak całkiem sporym fanem muzyki, przynamniej tak wnioskowała, bo gdy tylko zaczęła nucić, odwrócił wreszcie w jej stronę ten obrażony pyszczek i wyglądało nawet na to, że zaczął być powoli zaciekawiony. Nie wiedziała, czy liczyło się co śpiewało się tym delfinom, ale jemu całkiem spasowała nucona przez nią melodia utworu, do którego jeździła w zeszłym sezonie. Znała go nie tylko pamięcią, ale i sercem i, kto wie, może właśnie do przemówiło do zwierzaka na tyle, że z zupełnej ignorancji zechciał jej pomóc? Albo fakt, że udowodniła mu, że nawet ona i jej wygłupy miały w sobie trochę kultury. Cokolwiek by to nie było, zadziałało i delfin naprawdę jej pomagał. Wielu rzeczy się spodziewała, wiedziała, że miała być to noc spadających gwiazd, że mieli wypłynąć tak od portu, by żadne światła nie zakłócały widoku na konstelacje, ale nawet nie odważyłaby się pomyśleć, że niebo mogło malować się tyloma błyskami i kolorami! Od czerwieni, przez pomarańcze, kilka żółtych, białe, niebieskie i nawet fioletowe poświaty, nie były one mocno nasycone, ale bez jakiegokolwiek innego źródła światła, naprawdę dało się zobaczyć między nimi różnice. No i łuny. Wiele łun Perseidów przecinających niebo. Aż nie wiedziała, czy je oglądać i cieszyć się chwilą, czy fotografować, więc robiła trochę tego i trochę tego, plącząc się z własnymi rękami i spojrzeniem, próbując złapać cały widok na raz, zachłysnąć się nim. Dopiero, kiedy Max się odezwał, miała wrażenie, że na nowo odzyskała mowę i mogła odetchnąć. Wypuściła ze śmiechem niedowierzania powietrze, patrząc się to na niego, to na niebo, jakby chciała zapytać, czy widzieli to samo. - O RANY! To było… To było wprost! O RANY! – tylko tyle była w stanie powtórzyć na zapętleniu, skacząc na tyłku z ekscytacji. Potrzebowała dłuższej chwili, by wyłapać jakieś słowa niedaleko nich, głos wydawał się całkiem znajomy, jakby już go dzisiaj słyszała. – Ej, ktoś mówi o żaglówkach? – spytała przyjaciela, rozglądając się naokoło.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Atrakcja: Zadanie specjalne scenariusz 2 na 30% i dorzut parzysty Zdobyte i zakupione przedmioty: Muszla Bodu Niyami Kalefanu, Dhathurukurun, Ozdobna butelka z meksykańskim ginem, wielokierunkowy nóż (+2 do Gotowania) (290g), bocentaur w butelce, 3 karty z Żab, 1pkt. z gotowania, 1pkt z astronomii, Perłowy Sekstant, gondolowe astrolabium
Spojrzał tylko na nią i pokiwał głową. Czego jeszcze? Chciała go oskubać na kasę? Proszę bardzo, ale o Luxa wara! No może nie od końca, bo niedługo miała tam obchodzić urodziny, ale wiadomo... Najwięcej to od jej kończyn obrywał on, ale nic sobie z tego nie robił, torturując ją śmiechem i dobrą zabawą. No takiej kary to powinni zabronić jakimś dekretem, czy co tam Ministerstwo ustanawiało. -Zemścisz? Ciekawe.... - Roześmiał się, dając jej chwilę na oddech, by znów wrócić do łaskotek, ale w końcu musiał je przerwać, bo nie chciał żeby mu żona popuściła na bluzę, czy coś. To dopiero byłby wstyd! -No dobra. Jakoś pewnie tak. - Skoro nie było innej opcji, to chyba też musiał, ale wydawało mu się to co najmniej dziwne. -Oho, od razu Cię wyczuł. - Prychnął, widząc obrażonego delfina Remki, podczas gdy jego aż rwał się do przygody. Widać w obydwu buzowały teraz podobne emocje. Max ogarnięty euforią i Remka z zaczerwienionymi z podnieceni policzkami. To oznaczało tylko tyle, że ta noc jeszcze dla nich się nie skończyła. -Żaglówkach? - Spytał, bo myślami był jeszcze na pokładzie statku, ale w końcu zwrócił uwagę na to, o czym mówiła i okazało się, że zbierali najzdolniejszych uczniów, by wypłynąć z nimi na szerokie wody. -Chyba zrobiłem na nich wrażenie moim wyglądem i talentem. - Wyszczerzył się do Remki, po czym złapał ją za dłoń i pociągnął w stronę Chiary. -Widzimy się na brzegu, Rybko. - Pożegnał ją buziakiem w policzek, po czym wskoczył na swoją łajbę i ruszył za jednym z kapitanów. Max uważnie słuchał poleceń żeglarza i początkowo wszystko szło bardzo sprawnie. Nie pierwszy zresztą raz Solberg przejmował w życiu ster - zarówno ten dosłowny, jak i przenośny. Wystarczył jednak jeden mały błąd, a raczej kiepska widoczność spowodowana ciemnością nocy i dwudziestoletni Majtek wpadł w wir wodny. Zimnej krwi nie stracił i nie wykonywał ryzykownych ruchów, ale nie był w stanie sam się wydostać z tego impasu. Na szczęście z pomocą przybyły mu perłowe delfiny, z kolegą z fregaty na czele. -Dzięki ziom. - Rzucił do płetwiastego przyjaciela, gdy już wszystko zostało opanowane. Fregaty jednak nie przejął, na morze za daleko nie wypłynął, bo musiał wracać na brzeg, żeby dokonali oględzin łajby i sprawdzili, czy wszystko jest w porządku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Atrakcja: Zadanie specjalne - z racji cechy wyczulenie 3 i C Zdobyte i zakupione przedmioty: Bocentaur w butelce; 3 czekoladowe żaby; +1 magiczne gotowanie; +1 astronomia; Perłowy Sekstant; gondolowe astrolabium
Nikt nie spodziewał się Maxiowej inkwizycji łaskotkowej po raz drugi, przed którą nie miała już siły się nawet bronić i po prostu śmiała się do łez i ostatnich dechów, których to miała przez ten piszczałkowy już chichot zdecydowanie za mało. Umarła przez rozbawienie, to dopiero osiągnięcie i piękny nagrobek! - Że niby co to znaczy wyczuł? – aż złapała się teatralnie za serce, jakby właśnie mąż dopuścił się na niej największej zdrady takim tekstem, a zaraz sprzedała mu szybkiego kuksańca, znów się chichrając. – Po prostu jestem tak wspaniała, że aż jest mu przykro, żem już zajęta! – wyszczerzyła się jak głupia, unosząc z dumą nosek w górę.
Noc nie tylko się nie skończyła, Remy zdecydowanie nie chciała, żeby się kończyła i była gotowa przeciorać Maxa jeszcze raz po wszystkich statkach, żeby jeszcze trochę się pośmiać i wybawić za całego i na całego. No i te widoki na otwartej wodzie! Te gwiazdy! Zawróciłaby tam nawet wpław i wcale nie była daleka od tego, żeby podobną głupotę zaproponować, kiedy wyłapali słowa o tych żaglówkach. Nawet sama ta przygoda prosiła się o jej przedłużanie przez rozbrykaną dwójkę, więc kimże oni byli, żeby temu odmówić? - Talentem do wyglądu – podsumowała z chichotem, puszczając mu oczko, a zaraz skoczyła na równe nogi, by zaraz przytrzymać dłoń chłopaka mocniej i przecisnąć się przez tłum aż do Chiary. Kobieta z kolei była dużo bardziej skłonna puścić Maxa niż Gryffonkę, nie będąc pewną czy jej umiejętności były wystarczające. Cóż, na pewno determinacja Remki była, bo po krótkim: - Chyba sobie pani żartuję, że męża puszczę samego?! I kurczowym złapaniu się jego ramienia, lustrując kobietę spojrzeniem poirytowanej, zmartwionej żony, pani Partecipazio zgodziła się puścić i ją. - Pomacham ci chusteczką, ty mój wilku morski – nie pozostała dłużna ani w zdrobnieniu, ani w buziaku w policzek i sama ruszyła ku przygodzie. Jak się okazało, przygoda czekała ją już na samym początku i to w postaci wyjątkowo niedoświadczonego kapitana, który chyba już lepiej dogadywał się z niemymi gwiazdami, niż delfinami, które klikały z oburzeniem, że były aż tak ignorowane. Widząc, że zaraz zwinęłyby płetwy i popłynęły do jakiś mniej niewdzięcznych żeglarzy, sama przejęła stery! Dosłownie! Wyprosiła kapitana na bok i zaczęła sama przeciągać się z właściwymi linami, wiązaniami i ustawieniem żagli, z każdą minutą radząc sobie coraz lepiej. Udobruchała tym nawet delfiny, które wreszcie poczuły się wysłuchane i docenione. Pod sam koniec łapy bolały ją chyba bardziej od gardła, gdy tak zdzierała je dla delfinów i śpiewając do nich, ale… - TO BYŁO NIESAMOWITE, MAX! – wyćwierkała, wyskakując z żaglówki gdy tylko dobili do portu i rzuciła się prosto z przytuleniem na chłopaka, bo przecież jak inaczej świętować sukces, niż wskoczeniem komuś na szyję?! Jeżeli istniał inny sposób, to nie chciała o nim w ogóle wiedzieć. Nie podzielenie się takim szczęściem było po prostu świętokradztwem! – Widziałeś?! Widziałeś?! – ekscytowała się, podskakując na palcach z ekscytacji. – Sama! Zupełnie sama ją prowadziłam! I nawet z linami dałam sobie radę! I DELFINY! Delfiny cały czas kierowały! To było nieziemskie! Musimy tak jeszcze wypłynąć! – wpatrywała się w niego przeszczęśliwa, z tym swoim promiennym uśmiechem od ucha do ucha i aż cała chodziła z rozentuzjazmowania, gdy tak opowiadała mu z największą pasją o tym, jak przewiązywała liny i jak CAŁKIEM SAMA utrzymała żagiel we właściwym kierunku! Toż to było wiekopomne osiągnięcie! Taki piesek torebkowy! Z tej całej radości to już zupełnie nie wiedziała, czy go wyściskać raz jeszcze, porwać na najbliższą łódkę i razem ją skraść czy w ogóle pobiec w wir karnawału i odkrywać, odkrywać i jeszcze raz odkrywać! Kto wiedział, ile jeszcze przygód kryło się za rogiem?!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Atrakcja: Wodne targowisko - Knorra i Bucentaur Zdobyte i zakupione przedmioty: Muszla Bodu Niyami Kalefanu, Dhathurukurun, Ozdobna butelka z meksykańskim ginem, wielokierunkowy nóż (+2 do Gotowania), bocentaur w butelce, 3 karty z Żab, 1pkt. z gotowania, 1pkt z astronomii, Perłowy Sekstant, gondolowe astrolabium, mjolner x2 (+2 OPCM), wielokształtna brytfanna = (570g)
-A to, że oprócz wina, przydałaby Ci się czasem kąpiel. - Wystawił jej znowu język. Skoro był takim okropnym mężem, to proszę bardzo. CHCIAŁA TO MA! -No pojebało ją. Chce się parzyć z delfinem. - Chwycił się za łeb, i pokręcił nim, jakby totalnie Remka mu zwariowała, ale ciężko było mu zachować powagę, więc trochę psuło to cały dramatyczny efekt.
Zdecydowanie ktoś powinien ich wyprowadzić z tego miejsca i o ile jeszcze Harmony miała wymówkę w postaci wypitego wina, tak Max już niekoniecznie. Bawił się jednak za dobrze, by przejmować się czyjąkolwiek opinią. No chyba, że tą gryfonki. Tak, też niespieszno mu było teraz do wschodu słońca. -I to jest idealny kompromis. - Wyszczerzył się na ten piękny komplement. Nie miał zamiaru specjalnie wracać do starych ubrań, więc i swój wygląd eksponował. Przynajmniej narazie, dopóki kamuflaż blizn działał bez zarzutu. Pożegnali się romantycznie i wypłynęli na szerokie wody. Maxowi ta przygoda poszła zdecydowanie gorzej, choć i tak był z siebie zadowolony. A radość jeszcze bardziej mu podskoczyła, gdy zobaczył ten uśmiechnięty pyszczek Promyczka. -Widziałem, widziałem! - Odpowiedział, automatycznie chwytając ją za talię, żeby nie straciła biedna równowagi, gdy tak się przytulała i skakała i cieszyła i krzyczała. Naprawdę nie dało się nie zarazić tym jej nastrojem. -W końcu jesteś prawdziwym Seaverem, nie było opcji, żebyś to skopała! - Tym razem to on sprzedał jej komplement, szczerze szczęśliwy z radości przyjaciółki. Słuchał każdego szczegółu jej krótkiego rejsu, ekscytując się razem z nią i jednocześnie wracając na statki targowe. -Muszę zrobić jeszcze małe zakupy. Idziesz? - Wskazał głową na jeden ze straganów i wcale się nie rozczarował, gdy zobaczył, co tam wystawiają. Wspomnienie wróciły razem z emocjami, które były strasznie bliskie jego sercu. Radość nagle znikła z oblicza Solberga. Szmaragdowe tęczówki zaszkliły się, gdy obracał w dłoni srebrny wisiorek mjolnira. Ślizgon kompletnie stracił kontakt z rzeczywistością, odpływając w przeszłość, ale nie skupiał się na tych złych momentach, a na zaufaniu i bliskości, których symbol trzymał właśnie między palcami.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Atrakcja: Targ znów Zdobyte i zakupione przedmioty: Bocentaur w butelce; 3 czekoladowe żaby; +1 magiczne gotowanie; +1 astronomia; Perłowy Sekstant; gondolowe astrolabium
Opinią Gryfonki też się nie musiał przejmować, bo ta bawiła się wprost wspaniale, nie przejmując się bożym i niebożym światem, nawet jeżeli we dwójkę sprawiali, że ten przechylał się w kierunku drugiej opcji. Zamierzała śmiać się i wygłupiać jakby jutro miało wcale nie nadejść, a ten fantastyczny humor tylko się zwiększył, gdy z takim powodzeniem udało jej się wypełnić zadanie sprowadzenia tu statków! Chyba bardziej być z siebie dumna nie mogła! No, dopóki Max nie nazwał jej „prawdziwym Seaverem”, bo to już w ogóle doprowadziło ją do takiego poziomu szczęścia i ekscytacji, że gdyby nie fakt, że już mieli za sobą odnowienie przysięgi małżeńskiej, pewnie teraz sama by to zrobiła. - Zawsze wiedziałam, że wyszłam za właściwego! – wyszczerzyła się wesoło i opowiadała o całym tym rejsie, łapiąc jeszcze więcej ekscytacji od chłopaka, gdy tak szli przez targ jak samonapędzający się wulkan energii. - Jeszcze pytasz! Oczywiście! – odparła, w podskokach idąc za nim na targowisko. Z zaciekawieniem oglądała wszystkie amulety z runami, zastanawiając się, jak dokładnie zostały zaklęte, jakich czarów musieli użyć i czy czarów w ogóle? Kątem oka zauważyła, że i Max się im przyglądał, więc podeszła do niego z uśmiechem, mając nadzieję, że może on wiedział coś więcej na ten temat, jednak cała ta jej wesołość zmieniła się w zmartwienie, gdy przyjrzała się mu uważniej. Cały dobry humor go opuścił, a on sam wydawał się jakiś odległy, niemalże melancholijny. Nie wiedziała, czy powinna oderwać jego uwagę, czy pozwolić mu na układanie sobie tego, co go męczyło. Za to była absolutnie pewna, że nie chciała zostawić go z przeżywaniem zupełnie samego. - Hej Max… – zaczęła spokojnie i podeszła bliżej, kładąc mu dłoń na plecach, żeby lekko go pogładzić. – Gdzie odpłynąłeś, marynarzu? – spytała ze słodkim uśmiechem, chcąc się upewnić, że wszystko było w porządku. – Mam nadzieję, że nie jest to burzliwy rejs – i kiwnęła głową na wisiorek, który trzymał.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
ATRAKCJA: Wodne targowisko - Bucentaur Zdobyte i zakupione przedmioty: Muszla Bodu Niyami Kalefanu, Dhathurukurun, Ozdobna butelka z meksykańskim ginem, wielokierunkowy nóż (+2 do Gotowania), bocentaur w butelce, 3 karty z Żab, 1pkt. z gotowania, 1pkt z astronomii, Perłowy Sekstant, gondolowe astrolabium, mjolner x2 (+2 OPCM), wielokształtna brytfanna = (570g)
Widział, że jego słowa sprawiły jej radość. Ba, Remy cała promieniała, aż bał się, że zaraz zmieni mu się z tej radości w morską pianę, czy coś. -No ja myślę! Wątpliwości? Przy mnie? Chyba niezbyt. - Zaśmiał się, bo sam dobrze wiedział, jak wiele musiał nagiąć prawdę, by wypowiedzieć te kilka prostych słów. Nie przejmował się jednak wcale. Remka była przyjaciółką, którą cenił nad życie i zrobiłby wszystko, by utrzymać uśmiech na jej ustach. Ten jednak opuścił twarz Maxa, gdy ślizgon dobrał się do wisiorków z mjolnirem. Zostawił na sobą szerokie wody Venetii, odpływając tam, gdzie czuł się najbardziej komfortowo i bezpiecznie. Tam, gdzie czuł się jak w domu. -Hmmm? - Zapytał nieprzytomnie, wyrwany nagle z własnych rozmyślań. -Tak, wszystko okej. Rej może burzliwy, ale nie znaczy, że nieszczęśliwy. - Zapewnił ją, po czym wręczył sprzedawcy odpowiednią sumę, chowając dwie sztuki biżuterii do kieszeni. -Chodź, chcę jeszcze kupić Carly brytwankę. Może wybaczy mi tę całą smycz. - Objął gryfonkę ramieniem i ruszył do odpowiedniego stanowiska, gdzie dokonał ostatnich tego dnia zakupów. -Ja będę powoli wracał. Idziesz ze mną? - Zapytał, oferując swoje ramię, a jeśli Remy wyraziła na to ochotę, jeszcze długo spacerowali w blasku gwiazd, zapisując w głowie przyjemne wspomnienia z tej karnawałowej nocy.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Laena Aasveig
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Duże, kryształowo-błękitne oczy, często chodzi z wiankami na głowie
Atrakcja: Wykład Zdobyte i zakupione przedmioty: +1 pkt astronomia; +1 historia magii; bocentaur w butelce
- Twierdzę, że faktycznie umiem – odparła z uśmiechem i kiwnęła lekko głową w jego stronę, przyznając mu tym samym punkt w tej jednej dyskusji. Skoro obydwoje wiedzieli, że mieli rację, nie było się co kłócić, bo może i należeli do ludzi upartych, ale na pewno nie głupich. A ponieważ to ona była pierwszą do przyznania, że się z nim zgadzała, nie pozostało jej nic innego jak puścić go przodem w tym ich wyścigu na szczyt i liczyć na to, że zaraz będzie go mogła ściągnąć z powrotem za kostkę, ot tak, dość lisio. - Albo po prostu jest pan lepszy w komunikowaniu się, niż sam by to zakładał – mruknęła z tym swoim psotnym wyrazem, jednak też nie ciągnęła tego tematu dalej, widok gwiazd absolutnie ją zachwycił. Oparła się o burtę i przyglądała jak zaczarowana niebu, na którym konstelacje były równie wyraźne, co łuny Perseidów. Stęskniła się za takim niebem, klarownym, niezmąconym współczesnością i światłami, jaśniejącym z taką siłą i tyloma kolorami, że wszystko było tak wyraźne, jak za dnia. - Wyższy pływ wody po ulicach, jak zacznie padać – odparła, zerkając na niego z dumnym uśmieszkiem. Oczywiście, że skoro zgadzali się do tego, że z nieba dało się czytać, to element sporny był w tym, w jaki sposób. I niezmiernie ją to bawiło, szczerze chyba nie chciałaby, żeby to potoczyło się inaczej. [u]Gdy tylko nad wodą rozbrzmiały słowa wykładu, nie sposób było go z ignorować, więc i nawet nie próbowała. Miała w końcu się aklimatyzować, prawda? Najłatwiej było więc to zrobić poznając inne kultury, a, jak się okazało, ta rozwinęła się dzięki morskiemu handlowi. Był to wykład dość ogólny, ale na tyle interesujący, że przysłuchiwała się mu z uwagą, wyłapując dla siebie samej jak najwięcej informacji o tym, jak podróżowali dzięki nocnemu niebu. Choć zaraz jeszcze ciekawszy okazał się fakt, że to do niej dopodróżował ktoś z bocentaurem w butelce, za którego oczywiście grzecznie podziękowała.[/b] - Że przejedzie się pan na kałuży, jak mnie nie posłucha – zachichotała, patrząc na niego psotnie i szczerząc się z podobnym wyrazem, gdy uniosła brwi, jakby się go pytała, czy jest w stanie zaryzykować podobny upadek dla udowodnienia jej, że nie ma racji.