C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Venetia od wieków stoi handlem morskim. Nic zatem dziwnego, że port, który wzniesiono w mieście, jest prawdziwie okazały i płynnie łączy się z jednym z największych kanałów w mieście. Można znaleźć tutaj najstarszą restaurację w mieście, która od wieków działa na jednej ze starych barek kołyszących się spokojnie na przybrzeżnych wodach. Okolica przepełniona jest strzelistymi masztami, niezliczoną liczbą wioseł i cichym trzaskiem drewna oraz skrzypieniem olinowania. Na nabrzeżu zawsze można spotkać marynarzy znoszących na ląd kolejne skrzynie i inne ładunki, walczących z mewami i innym ptactwem próbującym znaleźć w tym miejscu coś dla siebie. Port tętni życiem również nocą, gdy słychać tutaj najróżniejsze pieśni, muzykę i opowieści z dalekich zakątków świata.
Tu możesz spotkać ducha kota Murano.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Autor
Wiadomość
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Rozmawiały o chłopcach, ale dla nich obu był to dość delikatny temat. Cassandra nie miała ochoty nigdzie wychodzić, ale przyszła na kolejny dzień karnawału, zamiast się pobawić, siedziały tak i smęciły. Oczywiście dobrze było porozmawiać, ale czemu przy okazji nie skorzystać z atrakcji? Puchonka zamierzała rozejrzeć się za czymś odpowiednim dla siebie i może Goldbird, jeśli ta będzie chciała do niej dołączyć. Nagle jednak coś się jej przypomniało. Miała przy sobie niewielką torebkę na pieniądze i różne dziewczęce kosmetyki, nie żeby używała ich od groma, ale mieściła się w niej jej ulubiona szminka, puder czy nawet spinki do włosów. Tak więc szybko ją otworzyła. - Wiesz co... Sama nie wiem. Mam nadzieję, że nie ma mi tego za złe, że uciekłam. Swoją drogą jest bardzo miły i uprzejmy. Chyba napisze do niego list z przeprosinami. - Grzebała w torebce paplając, bardziej do niej niż Anabell. - Mam dla ciebie prezent. - Wyciągnęła koszulkę z wydretką, która właśnie jadła posiłek. Koszulka zmieniała obrazek w zależności od tego, co to zwierzątko robiło w rzeczywistości — była powiązana z wydretka, która naprawdę żyła! Magia ją tak często zaskakiwała! Nie tylko w negatywny sposób jak widać. - Fajna, sama też mam taką Yuri mi kupił, a ja kupiłam Tobie. - Uśmiechnęła się radośnie niczym mała dziewczynka. Właściwie to jeszcze nie miała swojej koszulki, Sikorsky nie zdążył jej przekazać tego prezentu, który właściwie sama sobie wybrała.
- Sądzę, żę jeśli dalej chce z tobą rozmawiać i się spotykać to jednak mu zależy - rzuciła luźnym tonem lekko wzruszając ramionami. - Prezent? Dla mnie? - Zamrugała zaskoczona, patrząc na pakunek przed jej oczami, a raczej koszulkę z namalowaną wydretką. - Jaka urocza - szepnęła z lekkim uśmiechem - Ojej.A ja nic dla ciebie nie mam - odrzekła nagle skruszonym tonem. - To całkiem udany prezent w takim razie - skinęła głową z uśmiechem. - Chodźmy, może coś pogotować? Jestem z tego całkiem niezła, a widziałam, że to tutejsza atrakcja - Wyciągnęła ręke do cass, może wspólnie spędzony czas to wystarczający podarek? Jak nie, to na pewno wymyśli coś innego!
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Atrakcja: Morskie opowieści Zdobyte i zakupione przedmioty: Bucentaur w butelce, trzy czekoladowe żaby
Przyjście na dzień fali dla Xanthei było oczywistością. Nie po to przyjechała na wakacje, żeby atrakcje ją omijały, prawda? Kiedy wykład się zaczął, stanęła sobie na uboczu, ale słuchała cały czas bardzo uważnie, skrupulatnie odnotowując w pamięci wszystkie co bardziej interesujące wzmianki. Prawdę mówiąc na tym wykładzie pierwszy raz usłyszała nazwę bucentaur, ale nie było w tym niczego dziwnego, skoro transport morski nie należał do przedmiotu jej zainteresowań. Nawet nie miała jakiś szalonych związków ze światem roślin wodnych. Inaczej sprawa się miała z innymi roślinami na wyspie. Kusiło ją zdobycie sadzonek purpurowego bzu, a od kiedy dowiedziała się o pięciotrzcinie, nie mogła się doczekać wycieczki w tamte rejony. Podobno najcenniejsze sadzonki były jednocześnie wyjątkowo trujące, ale kto miał sobie dać z nimi radę, jak nie ona? Zielarstwo przecież było jej żywiołem. Xanthea z zaskoczeniem przyjęła poczęstunek czekoladowymi żabami. Nie chodziło o to, że ich nie lubiła, po prostu trzymała linię i jakoś tak wolała unikać słodyczy. W dodatku przetworzona żywność do takiego stopnia jak czekolada budziły jej wewnętrzny sprzeciw. No ale ostatecznie raz nie zawsze, prawda? Poczęstowała się, ale kiedy żaby zaczęły uciekać, nie zamierzała się za nimi uganiać. Skupiła się zamiast tego na kartach. Patrząc na rysunki na kartach wybuchnęła pogodnym śmiechem. Coś podobnego! Wrócić do żab po latach i od razu trafić na takie rarytasy! Przyjrzała się karcie Albusa Dumbledorea, który był jednym z najsławniejszych i najbardziej zasłużonych dyrektorów Hogwartu. Następna karta dotyczyła samego Harrego Pottera. To była chyba najbardziej pożądana przez dzieciaki karta - żywa legenda, Chłopiec, Który Przeżył. Xanthea nie mogła uwierzyć, że zaczyna kolekcję z takimi cudami. Trzecia karta była już mniej interesująca. Dotyczyła skończonej ofermy, Fulberta Bojaźliwego, który nigdy w życiu nie opuścił swojego domu. Też coś. Jak w takich okolicznościach podziwiać Matkę Naturę? Grey nie mogła sobie nawet wyobraxić takiej ewentualności i nie rozumiała, p oco uwieczniać takiego typa na karcie. Ale cóż Kolekcja to kolekcja, prawda?
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Sikorsky prezentował się jako spokojny mężczyzna, chociaż wspominał Cassie, że brał udział w walkach, to jednak nie widziała w nim brutalnego człowieka. Oczywiście pozory mylą, tak samo, jak nie powinno się oceniać człowieka po wyglądzie. - Zobaczymy.- Odpowiedziała nieśmiało, chyba musiało Yuriemu bardzo na niej zależeć, skoro wyznał jej miłość, ale może to tylko jakaś gra z jego strony? Nie przeżyłaby tego. - Nie musisz mieć nic dla mnie. Ja po prostu zobaczyłam tę koszulkę i pomyślałam również o Tobie, głupio by było, gdybym tylko ja miała taką fajną koszulkę. - Wytłumaczyła się szybko, nie chciała, żeby Goldbird poczuła się coś wina jej. Jeśli Walker kogoś lubiła, to po prostu dawała mu prezenty. Tak działały przyjaźnie, tak to rozumiała. Miała również nadzieję, że Anabell traktuje ich znajomość podobnie. - O lubisz gotować? - Zapytała, przypominając sobie, że również kiedyś sama gotowała z Doireann, kiedy jeszcze przyjaciółka była w Hogwarcie, razem świetnie się bawiły w kuchni, którą szkolne skrzaty im udostępniały. Uwielbiała kiedyś magiczne gotowanie i zajęcia artystyczne, ale to było dawno, dawno temu. Chwyciła Belle za rękę i pognały robić Trirema Mulsum.
Atrakcja: Morskie opowieści Zdobyte i zakupione przedmioty: Bucentaur w butelce. Dzień Fali! Nazwa tej atrakcji była dla niego więcej niż zachęcająca. Fale były niemal całym jego światem przez ostanie lata. Niestety na miejscu okazało się, że nie ma to nic, a nic wspólnego z surfingiem. Za to miało z opowieściami o morzu. Pani Chiara Partecipazio opowiadała mnóstwo ciekawych rzeczy. Handel nie interesował go wcześniej, ale kiedy się tego słuchało, temat robił się interesujący. O budowie statków, za to słuchał bardzo uważnie. Nawet nie był pewien czemu, ale miał wrażenie, że może mu się to przydać. Historia Venetti nie była taka wciągająca, chociaż nadal nie nudziła go. O delfinach coś tam kiedyś słyszał, ale dobrze było nauczyć się czegoś nowego. Morska tematyka wykładu była bliska jego sercu, przypominała beztroskie czasy podróży z Nicholasem i jego rodzicami. Ale też wywołała smutek, który udało mu się stłumić. Nadal nie wierzył, że jego kuzyn mógł nie żyć. To po prostu niemożliwe i tyle. Prezent rozjaśnił jednak jego oblicze, co było bardziej naturalnym dla niego wyrazem twarzy. Wyspa była niesamowitym miejscem i dobrze będzie móc tu wrócić któregoś dnia. Dość powiedzieć, że tak się zagubił w tutejszych niesamowitościach, że zapomniał zupełnie poszukać swoich kuzynów. Ale nic straconego, karnawał jeszcze się nie skończył. A okazji do poznania tego miejsca może nie mieć w najbliższym czasie. I to w trybie natychmiastowym! Tak, zdecydowanie cenna pamiątka. Słodycze go na początku przyciągnęły, ale było ich tyle, że w efekcie nie mógł się zdecydować, więc wybrał losowo jakieś ciastko, które po chwili i tak zaczął skubać bezmyślnie, bo jego umysł odpłynął ku wspomnieniom. Był tak zamyślony, że kiedy zobaczył znajomą postać przyjaciela, nie był pewien, czy sobie go przypadkiem nie wyobraził. Ale mrugnął kilkukrotnie oczami, a Nico nadal tam był! Popędził w tamtym kierunku, jakby dostał jakiegoś magicznego przyspieszenia. Po drodze pomyślał, że jeśli jednak się pomylił, to zrobi z siebie głupka, ale to akurat nigdy mu nie przeszkadzało. - Nico!
Trirema Mulsum Potrawa:Kostki 1.Lukańskie kiełbaski Spiżarnia: 5 radze sobie dobrze Przygotowanie:Kostki - 82 słabo Smak: 4 - smakuje nieźle, jadalne xd Nagroda: 1 punkt z magicznego gotowania
- No dobrze. Umiem, po mugolsku, ale umiem! - zaśmiała się - To nie to samo co magiczne gotowanie, ale może być zabawnie - Co jak co, ale gotowanie mugolskie od magicznego różniło się znacznie, lecz to nie przeszkodzi jej w dobrej zabawie, dlatego też swoim jakże dziarskim krokiem ruszyła przed siebie, aby podbić tutejszą kuchnię, jedyne, o co się martwiła to fakt, czy to w jakimkolwiek stopniu będzie zjadliwe. - No dobra, to idę pierwsza - rzekła pewnym siebie tonem idąc w sumie na głęboką wodę nie wiedząc co ją tutaj czeka. Najpierw było losowanie na danie, które będzie robić, padło na lukańskie kiebłaski cokolwiek to było nie brzmiało za skomplikowanie także większość składników zapamiętała, wpadłą do spiżarni zabrała większość rzeczy, które chciała, a potem wróciła do kuchni, kładąc wszystko na blacie. Najtrudniejszą rzeczą było zmieszanie tych wszystkich przypraw, których nie znała, także robiła to na oko, dodając trochę tego, a trochę tamtego. Starała się przynajmniej robić to w miarę równo co by nie przesadzić z żadnym składnikiem. Gdy już zrobiła sos z przypraw, wszystko wsadziła do gotowych osłonkach na kiełbaski, a następnie wszystko wsadziła nad ognisko, gdzie wszystko powinno się uwędzić w miarę szybko. Otarła pot z czoła, poradziła sobie! I nic nie spaliła! To już jakiś sukces. - Spróbujesz swoich sił? - Zerknęła na nią, skoro ona sobie poradziła to ona też!
Przyszła tutaj z nadzieją na miło spędzony czas, przeczesała palcami swoje rude włosy i będąc już na tym karnawale szkoda nie skorzystać z jakichś atrakcji, zatem podeszła do pierwszej, którą dostrzegła i wydała się w jej oczach w miarę interesująca. Wodne stworzenia? Pff. To nie jej liga ani jej konik, ale mogła spróbować, niech będzie, najwyżej zwierz, którego dostanie, będzie mało współpracujący. Wylosowała sobie zatem jednego z delfinów, który jej towarzyszył, jako tako szło jej i nawet udało jej się zdobyć więź z delfinem, co uznała za swoisty sukces, patrząc, że nie miała totalnie żadnej styczności z tego typem stworzenia w dniu codziennym. Samo pływanie zaś zajęło jej sporo czasy, niebo było fascynujące i prawdopodobnie poświęciła mu zbyt wiele czasu, przez co spowolniło to jej żeglugę. No nic. Podróżnik raczej będzie z niej marny, ale to nic straconego, uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła rozglądać się za kolejną atrakcją.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Atrakcja: Winko i statki Zdobyte i zakupione przedmioty:Bussola Interna
- Pragnę tylko przypomnieć, że to obustronna przyjemność – i, odgrywając jakże cudowną, spełniającą wszystkie potrzeby męża żonę, uniosła z dumą głowę, uśmiechając się do niego zalotnie i puszczając mu oczko. – Oczywiście jak chcesz, następnym razem możemy tobie zainwestować w… Inny kolczyk – uśmiechnęła się zalotnie. Zastanawiała się też, czy nie chce sobie przypadkiem czegoś kupić, ale najpierw chciała trochę poczytać o tutejszym winie, czy by przypadkiem się jej do czegoś nie przydało. Zdążyła już zauważyć, że te specjalne butelki były naprawdę specjalne i potrafiły wywołać ciekawe efekty. Kto wie, może nawet przydałyby jej się w szkole? Nie ważne, że picie wina w dormitorium nie zawsze brzmiało jak dobry pomysł. Dobrym pomysłem nie było też odmówienie Carly gofrów, na co jak na zawołanie wybuchła płaczem. Oczywiście, wszyscy naokoło się na nich spojrzeli i Remy już sama nie wiedziała, czy zacząć się histerycznie śmiać z tego wszystkiego, czy mordować wzrokiem Maxa. Szkalowanie męża na dłuższą metę wydawało się jednak znacznie zabawniejsze. - No i po co jej to mówiłeś! Nie musiała wiedzieć! – prychnęła, biorąc Carly na ręce i zaczęła ją kołysać i obracać, może nawet trochę specjalnie zbyt mocno, wciąż jednak w granicach zabawy. – Mama sobie przez was musi kupić wino! – westchnęła ciężko i zmierzyła Maxa wzrokiem wkurzonej żony. – I lepiej postaw córce jakiś uspokajacz, bo drugie jednak usunę! – na kobietę w ciąży zdecydowanie nie wyglądała, ale jak się bawić to się bawić. W drodze między jednym a drugim statkiem zamówiła sobie kieliszek Bussola Interna i, po spróbowaniu, dała też łyka Carly, którą cały czas miała na ręka. - Spróbuj i powiedz tatusiowi czy chcesz takie, czy inne.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Atrakcja: Stateczki 66 Zdobyte i zakupione przedmioty: Muszla Bodu Niyami Kalefanu, Dhathurukurun, Ozdobna butelka z meksykańskim ginem, wielokierunkowy nóż (+2 do Gotowania) (290g)
-Oj i to jeszcze jaka. - Mruknął, idealnie wczuwając się w rolę. W końcu akurat na tym to się znał i specjalnie udawać nie musiał. Szkoda tylko, że robili to przy swoim teoretycznym dziecku. Patola roku. -Wybierzemy coś ładnego. - Zapewnił ją z uśmiechem, nie bacząc na to, co wpada, a czego nie wypada robić w miejscu publicznym z rzekomym bobasem u boku. Szczególnie, że i on i Remy również byli młodzi, więc na pewno jeśli ktoś ich usłyszał, miał o nich najlepszą opinię. Sam zrezygnował z oględzin wina. Sobie nie mógł kupić, bo żadne nie było bezalkoholowe, a Paco pewnie już wykupił lokalną winiarnię, więc to też nie miało za bardzo sensu. Z rozmyślań na ten temat wyrwała go pewna płacząca ślicznotka, która ściągnęła na siebie uwagę całego portu. -Helenko, co ja Ci mówiłem? My wywołujemy płacz, nie podajemy się mu. - Z niesmakiem cmoknął na beczącą córkę, która już znajdowała się u matki na ramionach. Nie potrzebował niczego więcej do dobrej zabawy. Jakim cudem zachowywał powagę, to tylko Merlin wiedział. Specjalnie zwrócił się do niej po drugim imieniu, które kiedyś przypadkiem mu wypaplała. -Twoja matka to pijaczka. Chodź, kupimy Ci coś na uspokojenie, a ona niech się rozpija dalej. - Posłał Remy buziaka w powietrzu. Jak już być hipokrytą to na całego, nie było sensu się ograniczać. W tym czasie, Max wziął Carly do bucentaura i wybrał dla niej wielokierunkowy nóż. -Proszę. Pobaw się i uspokój. - Podarował jej prezent, nie bacząc na to, że gryfonka raczej myślała o kupnie dziecku wina. Cóż, jeśli chciała, sama musiała to zrobić, bo Max wolał zakupić córeczce równie nieprzyzwoitą zabawkę. -Chodź, może mama się nie utopiła i gdzieś na nas czeka. Możesz wypróbować po drodze prezencik. - Chwycił ją za drobną rączkę, odpuszczając na razie szelki i smycz, po czym wlazł z nią na kolejny statek, a tam od razu jego uwagę zwróciła pewna butelka ginu. -No i to jest coś dla papy. Chcesz spróbować i powiedzieć mi czy warto? - Zaproponował Carly, rozglądając się przy okazji, czy Remy gdzieś ich już znalazła, czy nadal topi się w winach.
Trirema Mulsum Potrawa:Kostki 1 - Lukańskie kiełbaski Spiżarnia: 4 dobrze Przygotowanie: wielokształtna brytfanna jest odpowiedzią na wszystkie moje pytania (?) xD Smak: 3 zjadliwe Zdobyte i zakupione przedmioty: 1 pkt z ma
Było tu magiczne gotowanie! Takiej atrakcje nie mogła przegapić. Ustawiła się w kolejce, czekając na swoją kolej, podwinęła rękawy, a następnie wzięła się za losowanie potrawy, którą okazały się Lukańskie kiełbaski, no dobra, to będzie proste. Przeczytała to czego potrzebowała, a następnie popędziła do spiżarni, gdzie były wszystkie potrzebne składniki, niemal od razu znalazła odpowiedni rodzaj kiełbasy, boczku, orzeszków, pieprz. Dłużej szukała anyżu oraz cząbru, oraz dwóch innych składników. Gdy miała wszystko, wróciła do kuchni i zaczęła się za przygotowywanie dania. Zaczęła od przypraw, które wsypała do odpowiedniej miski z odpowiednimi proporcjami tak, aby smak przypraw nie przygniótł smak mięsa. W momencie gdy powinna umieszczać kiełbaski w gotowych osłonkach, w jej dłoniach pojawiła się brytfanka, także jej dezorientacja była całkiem adekwatna do sytuacji. No nic, skoro już ma, to ją wykorzysta i upiecze kiełbaski w nieco inny sposób. Koniec końców danie wyglądało w porzadku, mistrzynią magicznego gotowania nie jest, ale z tego dania była zadowolona.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Atrakcja: Wodne targowisko Zdobyte i zakupione przedmioty: -
Trzeba było przyznać, że Carly nieco się już gubiła w tym, co się tutaj działo, pomiędzy tymi swoimi rodzicami, starając się zorientować, o co było tyle hałasu, jednocześnie tracąc powoli zainteresowanie tym całym wodnym targowiskiem. Widać to było również po tym, że chociaż ryczała, bo to jej się opłacało, powoli miała chęć kopnąć ich w kostki, żeby sprawdzić, co się działo w innych miejscach, co można było tutaj znaleźć, poznać, co można było sprawdzić. Może trochę męczyła się teraz w tym ciele dziecka, ale jednocześnie dobrze się bawiła grając berbecia, którego nic nie interesowało. Była skłonna pić wino, była skłonna pić wszystko, co jej podawali pod nos, krzywiąc się popisowo na wszystko, ale to właśnie nóż sprawił, że jej oczy błyszczały jak gwiazdy. Była taka szczęśliwa, że dostała coś podobnego, że parę razy, jak to dzieciak, wymamrotała podziękowania, łażąc za Maxem, gubiąc się już w tym, co się właściwie dookoła działo. - Tata, tam - powiedziała, kiedy ze statku, na którym byli, dostrzegła starą galerę, która wyróżniała się na tle innych, a przede wszystkim wyglądała, jakby ktoś coś tam robił, gotował, działał, jakby faktycznie było to miejsce, które chciała odwiedzić i teraz się zaparła, że muszą tam iść, teraz, już i w ogóle natychmiast i zdania zmieniać nie zamierzała. - Chodź, chodź, chodź! - dodała, tupiąc nogami, jakby uznała, że to jeszcze za mało i po prostu całą sobą musi pokazać, jakie to jest ważne, żeby spróbowali przejść się gdzie indziej, niż na to targowisko. Bo poza trunkami nie było tutaj chyba niczego ciekawego, a przynajmniej dla niej, poza tym nożem, który stanowił dla niej jakieś zwieńczenie dzieła wszelakiego.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Pamiętała jak z mamą czy ciotkami często coś pichciły w kuchni, najlepsze były wypieki; ciasta, ciasteczka, rogaliki, przeróżne słodkości. Uważała, że magiczne gotowanie było podobne do mugolskiego tylko bardziej niespodziewane, niezwykłe i dania miały swoje przeróżne właściwości, którymi zaskakiwały tak jak ostatnio ją na balu! Kuchnia w jej domu była całkowicie mugolska, dopóki matka nie dowiedziała się, że Cassie i Liam są czarodziejami! Wtedy Cassandra poznała kilka sztuczek, ale nadal preferowała zwyczajną niemagiczną kuchnię, w końcu na tym się wychowała na prostocie. Anabell zadeklarowała się jako pierwsza, więc Walker powędrowała za nią i usiadła sobie gdzieś z boku, obserwując ją jak sobie radzi. - Jasne.- Odpowiedziała, kiedy ślizgonka skończyła, niemal dopingując Cass do spróbowania swoich sił. Dziewczyna podeszła do stanowiska, danie, które właściwe wylosowała do zrobienia, okazało się gotowanymi jajkami w sosie z orzeszków piniowych. Trochę jej się nie spodobało, w przepisie było napisane, że należy je moczyć aż cztery godziny w occie. Musiała najpierw pójść do spiżarni po składniki, akurat z tym nie miała większego problemu być może czegoś zapomniała lub po prostu wzięła zamiennik. Najgorsze jednak przyszło przy przygotowaniu potrawy. Chyba Cass przedobrzyła z ilością przypraw i jajka chciały wyskoczyć z garnka podobnie jak sos z orzeszków piniowych. Sytuacja jako tako została uratowana, kiedy użyła różdżki, ale nie za dobrze to wyglądało. Najgorsze jednak miało nastąpić, kiedy kucharz, degustując jej danie, wypluł je do chusteczki. Sama postanowiła spróbować swojej potrawy i okazało się, że przedobrzyła jednak ze składnikami, a jaja w occie widocznie nie moczyły się odpowiednio długo. Odeszła od swojego stanowiska zawiedziona. - Coś mi dzisiaj nie idzie.- Powiedziała do Anabell.- Może zamiast gotowania spróbujemy swoich sił w żegludze? - Skierowała swoje spojrzenie w stronę mężczyzny ubranego we właśnie w żeglarski strój, łobuzerskim spojrzeniem zapewniającym, że to fajna przygoda. - No i są tam delfiny! - Wypatrując jednego z nich, Cassandra niemal wskazała na niego palcem niczym mała dziewczynka, a na jej twarzy pojawił się na nowo uśmiech.
Kiedy skończyła zrobiła miejsce dla Cass i oglądała ją z boku, dopingując ją w tej zabawie, wyglądało na to, że szło jej całkiem dobrze, ale koniec końców danie nie było za bardzo smaczne. No nic, przynajmniej miały trochę frajdy z tego. - Żegluga i delfiny, brzmi nieźle, choć nie sądzę, abym była dobrym żeglarzem, nie znam się na wodzie - skrzywiła się kiedy tam szły, miała nadzieję, że sobie poradzi i nic jednocześnie nie zepsuje. Chyba tylko o to się martwiła najbardziej. Wdech wydech poradzisz sobie. Na początek wylosowała delfina, który był kapryśny i w ogóle jej nie słuchał! Znaczy, raz słuchał, a raz nie jak mu się podobało. Koniec końców nie potrafiła się z nim dogadać i lekko załamała ręce. Potem jednak przyszła pora na rejs statkiem i tutaj sytuacja wyglądała kompletnie inaczej. Widziała wszystko i odczytała to tak, jakby robiła to całe życie, bez mrugnięcia okiem. Uśmiechnęła się szeroko, widząc to wszystko, a gdy już wszystko się skończyło, z radością wróciła na stały ląd. - Poza problemy z delfinem poszło mi całkiem nieźle - pochwaliła się Cass.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Atrakcja: Gwiezdna nawigacja Gwiezdna Nawigacja Delfin perłowy:Wisielec Czytanie gwiazd:6 Żegluga:7+30 za gwiazdy = 37 Zdobyte i zakupione przedmioty: Bucentaur w butelce, +1 astronomia
Prośba Chrisa, niezależnie czy była czy też nie była podszyta prawdziwą chęcią poznania kolejnych gwiazdozbiorów, była dostatecznie zachęcająca do poszukiwań nowych mitów, nowych opowieści. Nic więc dziwnego, że Josh uśmiechnął się ciepło do męża, zapewniając, że opowie mu wszystko, co sam wie. Podejrzewał, że zielarz lubił po prostu go słuchać, gdy opowiadał o czymś, czym się pasjonował, tak jak on sam z chęcią słuchał o nowych roślinach, czy o zachowaniach zwierząt. To wsparcie w pasji, w poszerzaniu swojej wiedzy było czymś, czego miotlarzowi brakowało przez wiele lat, a co obecnie dodawało tylko cieplejszych uczuć jakimi obdarzał męża. Obserwowałby z nim najchętniej rój perseidów, gdyby nie zostali zachęceni do sprawdzenia się w roli żeglarzy. Delfiny perłowe były cudownymi stworzeniami i Josh miał wciąż w pamięci, że mieli poszukać miejsca, w którym można byłoby z nimi popływać. Nigdy jednak nie pomyślał, że można w jakiś sposób poprosić je do pomocy w żeglowaniu. Nie potrafił zrozumieć w jaki sposób za pomocą gwizdania można się z nimi porozumieć i przez chwilę jedynie wydawali do siebie wzajemnie różne dźwięki i gwizdy, nie wiedząc jak współpracować. Szczęśliwie w końcu, z pewnością dzięki inteligencji stworzeniu, wypracowali wspólny rytm, który pozwolił im odbić od brzegu. Miotlarz widział, że marynarz, który uczył go właściwych prostych komend śmieje się pod wąsem, ale nie przejmował się tym. Zamiast tego spojrzał w niebo, dostrzegając rój perseidów, jak jeden za drugim przecinały nieboskłon. Gdyby ktokolwiek w tym momencie kazał mu opisać to, co czuł, nie byłby w stanie ubrać tego w słowa. Przekręcił na palcu pierścień Benulusa, całkowicie nieświadomie, wpatrując się w gwiazdy z niemym zachwytem. Ich piękno, blask jakim tej nocy świeciły, chwytał go za serce wywołując wzruszenie, jakiego od dawna nie czuł. Nie potrafił oderwać spojrzenia od nieba, mając wrażenie, że teraz jest tam, gdzie powinien być i że nie miotły były jego właściwą pasją oraz życiem. Wpatrywał się w gwiazdy i wiedział, tak po prostu wiedział, gdzie jest, gdzie powinien się kierować, gdyby chciał wrócić do Anglii, wiedział co próbują mu przekazać. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko Chrisa i w tej jednej chwili czuł się jak wszyscy żeglarze, którzy marzą o tym, żeby wrócić do ukochanej osoby i z nią cieszyć się pięknem morza i nieba. Z pewnością był to główny powód, dla którego nie szło mu najlepiej z żeglugą. Nie powiedziałby, żeby był w tym najgorszy, ale zdecydowanie bardziej pochłonęło go obserwowanie gwiazd, niż sterowanie żaglówką. W końcu zawrócił łódkę i wrócił do portu, aby odszukać swojego męża, czując, że najzwyczajniej jest szczęśliwy i musi dać temu upust. - Jak ci poszło? Ja nabrałem większej ochoty na pływanie z delfinami perłowymi... - zagadał do Chrisa, nachylając się po chwili w stronę jego ucha. - I gdyby nie dawna obawa, że po zaręczynach będziesz chciał się wycofać, czekałbym ze ślubem do takiej nocy - dodał z cichym śmiechem. Nie żałował ślubu w sylwestra, nie żałował tego zamieszania, jakie wtedy wywołał i pośpiechu, ale gdyby raz jeszcze miał wybierać datę, wybrałby noc ze spadającymi gwiazdami.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Gwiezdna Nawigacja Delfin perłowy:Pustelnik - dwie kostki różnicy za punkty z DA, więc Rydwan Czytanie gwiazd:2 Żegluga:3 + 30 - 5 = 28 Zdobyte i zakupione przedmioty: Bucentaur w butelce, +1 pkt z astronomii
Nie miało dla niego znaczenia, czy Josh miał mu opowiadać o tych gwiazdach w nieskończoność, czy może jedynie czasami o nich wspominać. Lubił go po prostu słuchać, pozwalając również na to, żeby to on częściej mówił, żeby zarzucał go różnymi historiami, w ten sposób wypełniając ich czas. Chris miał również świadomość, że to było bardzo ważne dla jego męża, tak więc nie protestował, nie próbował się odcinać od jego pasji, jedynie postępując tak wtedy, gdy był niesamowicie wręcz zmęczony. Teraz było jednak inaczej i naprawdę był skłonny siedzieć pół nocy na nabrzeżu, jeść wszystko, co wpadnie im w ręce i słuchać opowieści o najróżniejszych konstelacjach. Znał je, oczywiście, w końcu również pochodził częściowo z mugolskiego świata, ale to nie miało znaczenia. Słuchanie Josha po prostu sprawiało mu przyjemność, gdy był taki pełen entuzjazmu dla czegoś, po co chciał sięgnąć. Czuł teraz doskonale emocje swojego męża, ale nie komentował ich, ciesząc się jedynie tym, że Josh znalazł tutaj faktycznie coś dla siebie. Nie chciał go zaczepiać, nie chciał na niego naciskać, więc po prostu wszedł na drugą żaglówkę, przez chwilę rozmawiając z delfinami, które się dookoła niego tłoczyły. W końcu jeden z nich odpowiedział wyraźnie na jego próby gwizdów, których uczył go przez dłuższą chwilę marynarz i nim Christopher zorientował się, co się właściwie dzieje, łódź już sunęła po lagunie. Powoli, statecznie, zupełnie się nie spiesząc. Nigdy nie miał okazji tak naprawdę żeglować, kochał pływać, kochał rzeki, jeziora i morze, ale dopiero teraz przeżywał coś podobnego, odkrywając, że było to niesamowicie fascynujące i na swój sposób pociągające. Było w tym coś, co do niego przemawiało, co powodowało, że cieszył się dosłownie każdą chwilą spędzoną na łodzi, tym bardziej że płynący z nim delfin nie tylko odpowiadał na jego polecenia, ale również korygował je, by przypadkiem nie wpadli na jakiś kurs kolizyjny. A było to całkiem możliwe, bo niebo tej nocy wyglądało niesamowicie. Było w nim coś, od czego nie dało się oderwać spojrzenia, coś czarownego, coś niesamowitego, coś całkowicie wręcz pociągającego. Chris przez długą chwilę spoglądał na gwiazdy, czując dziwny spokój, gdy tak dryfował po lagunie, zapominając o całym świecie. To właściwie było miejsce dla niego, spokojne, bezpieczne, dokładnie takie, jakiego potrzebował. Było czymś, co powodowało, że z przyjemnością zostałby tutaj znacznie dłużej, gdyby nie to, że mimo wszystko musiał skierować się w końcu w drogę powrotną do portu. - Pomimo tego, że miałem wspaniałego pomocnika, chyba jednak niebo było ciekawsze. Ale zaczynam się zastanawiać, czy nie powinienem zainteresować się bardziej żeglarstwem, jest w tym coś fascynującego i chociaż w domu nie będę miał takiego towarzysza podróży, nadal chętnie przekonam się, jak to jest zwiedzać wybrzeże - stwierdził, uśmiechając się lekko, kiedy kierowali się ponownie w głąb portu, wiedzeni chyba również zapachami. Zaraz też zerknął na Josha i pokręcił z rozbawieniem głową. - Obawiam się, że wtedy interesowałoby mnie niebo, a nie ślub - stwierdził zdecydowanie przekornie, z tym swoim chochliczym uśmiechem, nim niemalże wpadł na kosz ze smakołykami.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Trirema Mulsum Potrawa: 6 Spiżarnia: 5 Przygotowanie: 3 oraz 47 Smak: 5 Zdobyte i zakupione przedmioty: Bucentaur w butelce, +1 astronomia, +1 magiczne gotowanie
- Mógłbyś z nim sterować łodzią, a ja mógłbym nawigować… Mamy więc plany na następne lato, albo jakieś małe wakacje? - zapytał całkowicie szczerze po tym, jak skończył udawać oburzenie, że gwiazdy mogłyby być ważniejsze od ślubu. Prawdę mówiąc, rozumiał to doskonale, ale i tak nie mógł powstrzymać się przed przekonaniem, że ślub w taką noc mógłby być piękniejszy. Spojrzał na kosz ze smakołykami i sięgnał po jedno, aby poczęstować Chrisa. Sam nie miał ochoty, czując się zbyt podekscytowany nocą, wszystkim, co ich otaczało. Chciał sięgnąć po więcej, chciał zajrzeć na każdy statek, spróbować wszystkiego, co oferowali marynarze, a co niekoniecznie było jedzeniem, choć i temu nie zdołał się w pełni oprzeć. Zapachy unoszące się z jednego ze statków były zbyt kuszące, żeby nie złapał męża za rękę i z szerokim uśmiechem pociągnął za sobą. Była to okazja, żeby nauczyć się czegoś, czego Mędrka nie znała i móc sprawdzić, czy będzie narzekać, że znowu szaleją w kuchni, czy z chęcią będzie się przyglądać daniu, aby samej później je przyrządzać. Wpadli na pokład akurat, kiedy kucharz mówił o warsztatach i zachęcał, aby każdy wybrał sobie przepis, który miał później odtworzyć. Nie mogło być ciekawszej, poza obserwacją gwiazd, atrakcji tej nocy. Bez zastanowienia Josh spojrzał na przepisy, ostatecznie decydując się na pangiallo. Z tego, co widział był to chleb, a więc coś, co miałby upiec, więc teoretycznie powinien sobie z tym poradzić. Złapał przepis w rękę i ruszył na poszukiwania składników z listy, niemal wszystkie znajdując od razu. Z jednym miał trochę problemu, ale i tak wyszedł ze spiżarni dostatecznie szybko, żeby zająć miejsce i wziąć się do pracy. Nie potrafił powstrzymać się przed nuceniem piosenki z mugolskiej wersji Pięknej i Bestii. Powoli zaczął mieszać ze sobą kolejne składniki, starając się zagnieść je we właściwe ciasto. Miał jednak wrażenie, że ciągle nie ma właściwej jego ilości, aby zrobić chleb. Dodawał więc kolejno mąki, drożdży, wody, następnie fig i rodzynek, znów trochę oleju i od nowa drożdzy oraz mąki, aby ciasto nabrało objętości. Nie myślał w tym momencie o tym, że zwiększając proporcje, ciasto ostatecznie zacznie wylewać się z miski, w której je przygotowywał. Kiedy w końcu tak się stało, bez zastanowienia wyrzucił je na blat i na nim zagniatał, bez dodawania już składników. W końcu posmarował ciasto właściwą mieszanką szafranu, żółtek, wody oraz przypraw i zaczął piec ciasto. Kiedy było gotowe pozostawało jedynie czekać na ocenę kucharza co do smaku, ale miotlarz był przekonany, że tak naprawdę poszło mu dobrze. Może nie perfekcyjnie, co też po chwili zostało potwierdzone, ale smakowicie. - Ha, mogę piec nowy chleb kochanie, a jak tobie poszło? - zapytał Chrisa, nie kryjąc dumy, kiedy znów zbliżył się do niego. - I widziałeś jakiego sprzętu tutaj używają? Myślisz, że znajdziemy coś na straganie? - dopytał, kiedy usłyszał nawoływanie marynarzy, świadczące o tym, że potrzebowali z czymś pomocy. Spojrzał pytająco na Chrisa, nim zdecydował się sprawdzić, czy będzie w stanie przydać się do czegoś, zanim skierują się na stragany.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Trirema Mulsum Potrawa:2 Spiżarnia:6 Przygotowanie:1 - F Smak:6 Zdobyte i zakupione przedmioty: Bucentaur w butelce, +1 pkt z astronomii, +pkt z magicznego gotowania, wielokierunkowy nóż (+2 MG), wielokształtna brytfanna
- Chcesz porzucić na wakacje te wszystkie dzieciaki, które do ciebie przychodzą? – zapytał, uśmiechając się lekko, jakby nieco zaczepnie, ale widać było po nim, że mówił poważnie. Wiedział doskonale, że Josh kochał swoją pracę, wiedział doskonale, że tak naprawdę nie zostawiłby jednak ich podopiecznych na nazbyt długo. Ich niemalże roczny wyjazd doskonale mu to pokazał, powodując, że zielarz był pewien, że jego mąż faktycznie miał swoje miejsce w Hogwarcie, a nie na boisku, nie pośród zawodowców, nad którymi również musiał umieć panować. Josh nadawał się po prostu do czegoś innego i chociaż kochał grać, coś zaczęło się zmieniać, pokazując powoli, że miał również inne pasje, że pociągały go również inne rzeczy. - Zostańmy przy krótkiej ucieczce, kiedy dadzą nam dostatecznie w kość. Vicario na pewno poradzi sobie z nimi sama przez tydzień i będą zachwyceni, że nie muszą za dużo grzebać w ziemi, tylko mogą plotkować przez całe zajęcia – stwierdził prosto, nim ostatecznie skierowali się na pokład statku, który wyglądał zupełnie, jakby został wyrwany z jakiegoś dziwnego miejsca w przeszłości. Chris bał się zakładać, że miał przed sobą coś, co autentycznie miało co najmniej kilka stuleci, ale wszystko wskazywało na to, że właśnie weszli na prawdziwy relikt przeszłości, pamiętający jeszcze rzymskie czasy tej okolicy. Nie dziwił się ani trochę zaciekawieniu swojego męża, bo sam również je odczuwał, czując doskonale, że na statku unosiły się całkowicie obce mu zapachy. Bardzo interesujące i pociągające, więc kiedy faktycznie okazało się, że można wziąć tutaj udział w warsztatach kulinarnych, nie wahał się ani chwili. Tym bardziej że Josh właściwie był pierwszy do tego, żeby wskoczyć za kuchenny blat. W przeciwieństwie do niego Chris właściwie zdał się na los, wybierając przepis, żeby już po chwili z zaciekawieniem studiować zapisy dotyczące jajek z sosem z orzechów piniowych. Brzmiało to fantastycznie, nic zatem dziwnego, że zaraz znalazł się z zapiskami w spiżarni, by bez problemu wybrać wszystkie składniki. Ponieważ z reguły nie przejmował się za bardzo instrukcjami, taki już był i może to była jego gryfońska krew, zaczął przygotowywać wszystko po swojemu, nie robiąc tego zbyt dokładnie, by ostatecznie przekonać się, że danie, które przygotował, wyszło po prostu idealnie. Prawdę mówiąc, sam był takiego zdania, bo smakowało wręcz fantastycznie i nie mógł sobie tego odmówić. Skinął lekko głową na uwagę Josha, uśmiechając się przy tej okazji. - Wygląda na to, że będziemy od teraz wykorzystywać jeszcze więcej swoich talentów – stwierdził, by skinąć głową, gdy ten zainteresował się zamieszaniem, zapewniając go, że w międzyczasie zorientuje się, czy faktycznie można było gdzieś dostać takie narzędzia, jakie dostali na zajęciach kulinarnych. Zorientowawszy się, że marynarze potrzebują pomocy ze statkami, z rozbawieniem pomachał Joshowi, jakby miał być wiernym małżonkiem czekającym na jego powrót, a później faktycznie skierował się na wodne targowisko. Nic dziwnego, że gdy znalazł właściwy nóż i brytfannę, od razu je kupił, żeby później ruszyć dalej przed siebie, trafiając po trapie na statek z Meksyku, na którym znajdowały się naprawdę dziwne przedmioty, których nawet do końca nie rozumiał.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Specjalne Zadanie:4 i J (100%) Wodne targowisko63 - TRAJINERAS Zdobyte i zakupione przedmioty: Bucentaur w butelce, +1 astronomia, +1 magiczne gotowanie, Perłowy Sekstant, gondolowe astrolabium
- Nie mam nic przeciwko, ale jestem ciekaw reakcji Mędrki na wszystkie te dziwne potrawy, jakie zaczniemy robić - zaśmiał się miotlarz, schodząc z mężem ze statku, nim zorientował się, że w porcie potrzebują pomocy. Otrzymawszy niemą zgodę od Chrisa, zaczął dopytywać, czy mógłby pomóc, zapewniając, że wcześniej po prostu zapatrzył się na gwiazdy i naprawdę jest dostatecznie zwinny, żeby pomóc wprowadzić statki do portu. W końcu Chiara Partecipazio wydała zgodę, żeby pomógł i bez wahania Josh wskoczył na małą żaglówkę, wydając komendy delfinom. Spojrzał jeszcze w stronę Chrisa, odmachując mu z szerokim uśmiechem na twarzy, nim w pełni skupił się na żegludze. Tym razem nie spoglądał w gwiazdy, które choć piękne, za bardzo go pochłaniały. Wydawał komendy delfinom, kierując się w stronę jednego ze statków, jaki należało wprowadzić do portu, gdy nagle wszystkie światła zgasły. Wokół niego zrobiło się absolutnie ciemno, gdyby nie światła gwiazd, ale nie było to wystarczające, żeby kapitan statku, jaki miał holować, mógł go dostrzec. Nie było chwili do stracenia, więc prowadząc swoją żaglówkę, wydając polecenia towarzyszącemu mu delfinowi, wyciągnął różdżkę, aby przy jej pomocy zwrócić na siebie uwagę. Próbował przy pomocy lumos maxima dać znać o sobie, ale widząc, że to nie było wystarczające, zaczął wysyłać z różdżki złote iskry. Nie miał ochoty skończyć roztrzaskany przez o wiele większy statek i to jeszcze na oczach męża. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, gdyż po chwili marynarze ze statku zaczęli pokrzykiwać i statek wyraźnie skierował się za nim. Mógł więc w spokoju holować go na właściwe miejsce w porcie. Uśmiechał się przy tym pod nosem, czując, jak ekscytacja rozsadza go od środka. Wiedział również, że ten spokój to szczęście, które czuł, nie były tylko jego. Przekręcił pierścień Benulusa na palcu, czując przyjemne ciepło, przez które był gotów zapomnieć o tym, co miał właściwie robić. Ponownie wysłał sygnały różdżką, zwracając na siebie uwagę kapitana, aż w końcu zdołał wprowadzić statek na właściwe miejsce. Zszedł z żaglówki, czując się naprawdę wyśmienicie, ale jego oczy błysnęły o wiele mocniej, gdy Chiara Partecipazio wezwała go i innych, którzy pomagali do siebie, aby wręczyć im podarunki. Perłowy sekstant sam w sobie był niezwykły i miotlarz nie wiedział, co miał powiedzieć, ale kiedy wręczono mu astrolabium, Josh zupełnie jakby przestał myśleć. Był pewien jednego - w nowym domu będzie potrzebował pokoju tylko dla tych przedmiotów, dla wszystkiego, co było związane z astronomią i astrologią, gdzie będzie mógł po prostu oddawać się pasji i w ten sposób dodatkowo się spełniać. Poszedł szukać Chrisa na wodnym targowisku, gdzie mieli się udać. Nie znalazł go na straganach stojących jeszcze w porcie, więc ruszył dalej, ku statkom z towarami, trafiając na meksykański statek, gdzie dostrzegł w końcu swojego męża, którego od razu objął, chwaląc się otrzymanymi podarunkami za pomoc w holowaniu statków. - A ty już zacząłeś robić zakupy? - zapytał, zerkając na przedmioty już kupione przez Chrisa, nie podejrzewając, że dostrzeże tam coś, co sam chciał kupić. Nic więc dziwnego, że uśmiechnął się szeroko, nie kryjąc swojej radości. Jeszcze chwilę pokręcili się po statkach, nim w końcu skierowali się w stronę Koloseum, spoglądając wciąż w gwiazdy.
Atrakcja: Zadanie Specjalne Chiary Partecipazio Kostki 3 Kostki dorzut na H, i G (70%) Zdobyte i zakupione przedmioty: Perłowy Sekstant oraz gondolowe astrolabium
Jak pójść na wszystkie atrakcje to iść, nie miała i tak nic innego lepszego do roboty, także zdecydowała się na ostatnią atrakcję na dziś związaną z wodą, statkami oraz delfinami. Weszła na statek i rozejrzała się, gdy zadanie się rozpoczęło, wyglądało na to, że kapitan statku był równie doświadczony co ona, a raczej jego brak. Pokręciła głową pełna rozczarowania. Zaczęła rozglądać się po statku, obserwując wszystko dookoła. Dostrzegła potężne usadowione maszty, ludzie na pokładzie i to jak płynnie się poruszali na statku, w jej ocenie oczywiście. Odnalezienie się w tym bajzlu będzie jedną z pierwszych przeszkód, których potrzebowała przeskoczyć. Także całkiem zwinie i sprytnie udawało jej się omijać ludzi, którzy szli wprost na nią niemal na zderzenie czołowe, dobrze, że chociaż refleks jako taki miała dobry, ale zdecydowanie lepszy na twardej ziemi, a nie kołyszącym się statku. No i na dodatek miała to szczęście, które polegało na braku choroby morskiej, tak sądziła, gdyż nie mdliło jej ani razu, odkąd tu stoi. A stoi już kilka ładnych minut. Druga przeszkoda właśnie przybyła. Zerknęła w stronę wody i dostrzegła kilka, może kilkanaście delfinów otaczające statek. Sytuacja była nieciekawa. Spojrzała na kapitana, chyba nie wiedział, o co chodzi. Pokręciła głową z dezaprobatą, i on się nazywał kapitanem statku? Chańba ci! Także robotę wzięła we własne ręce. Zaczęła od porozumień się na migi, jedyne co mogła teraz robić to porozumieć się z nimi za pomocą prób i błędów. Z każdym wymienionym zdaniem szacowała to jak jej poszło oraz co w tej chwili mogła poprawić na lepsze. Tak szczerze nie do końca wiedziała i jak jej idzie. Koniec końców w końcu udało jej się zdobyć wiedze, jakiej potrzebowała. Otarła pot z czoła, to było niebywałe trudne zadanie, a mimo to podołała. Mogła być w tej chwili z siebie dumna. Nigdy nie uważała siebie za żeglarza, nawet nie interesowała się morzem ani statkami! Więc jakim cudem udało jej się teraz to zrobić? Nie miała zielonego pojęcia, ale teraz za bardzo nie miała czasu ani na przemyślenia, ani zagłębienia się w uczucia, bo jej "misja" jeszcze się nie zakończyła. Kapitan tego statku okazał się większym idiotą, niż mogła przypuszczać, na samym początku. Pokręciła głową na boki, starając się opanować, dobra jeszcze trochę i powinni wrócić na ląd, och jej kochany stały ląd. Wypatrywała ten moment niemal tupając nogami w jednym miejscu. A gdy już widziała jego brzeg, uśmiech nie znikał z jej ust, dopóki sama nie dotknęła ziemi. Odetchnęła z ulgą, a potem została przywitana, a na dodatek dostała podarunek! Spojrzała na sekstant i gondolowe astrobatorium, obracała je niespiesznie w dłoni, zdecydowanie potrzebuje więcej o tym poczytać, co to robi. Dostała jedynie skrawek informacji, ale to dla niej za mało! Jej krukońska ciekawość właśnie zawołała, a mówiła jej, że potrzebuje więcej informacji na temat tego przedmiotu. Podziękowała osobie przed sobą, ściskając jej dłoń, a prezent, jaki dostała, schowała bezpiecznie do kieszeni jej spodni oraz torbie, w której tu przyszła. Powiedzmy sobie szczerze, każda szanująca się kobieta przychodzi tu z torebką albo chociaż małą torbą przewieszaną przez głowę, aby móc pochować tam wszystkie skarby z karnawału.
Ostatnio zmieniony przez Allison Grey dnia Pon Sie 28 2023, 14:59, w całości zmieniany 2 razy
Xion S. Grey
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : włosy; obecnie ciemny blond, subtelny różowy błyszczyk na ustach; paznokcie pomalowane na czarno, buntowniczy wyraz twarzy, jakby szykowała się na walkę z całym światem
Venetia oferowała wiele atrakcji, a każdy dzień karnawału przynosił ciekawe doświadczenie. Na Zielnej Łące Xion nieźle ubawiła się z Remy, na koniec jednak gryffonka skręciła kostkę, tak bywało przy dobrej zabawie, ale już tego nie pamiętała, westalki ze świątyni dobrze zajęły się jej nogą, dlatego teraz znowu mogła ruszać na kolejne przygody, a raczej Dzień Fali. Nawet jakby chciała, nie mogła przecież całych wakacji spędzić z Harmony, w końcu dziewczyny miały wiele znajomych czy członków rodziny, z którym również wypadało siedzieć czas. Grey spodziewała się, że na pewno kogoś spotka na kolejnym dniu karnawału, chociażby przypadkiem — tak zawsze było interesująco. Pierwsze co zrobiła Xion, to sięgnęła po poczęstunek, jaki ofiarowały kosze. Dobrze, że na to się skusiła, bo można było wyłapać tu aż trzy czekoladowe żaby. Pamiętała, jak w dzieciństwie je kolekcjonowała, ale karty gdzieś pogubiła, może na nowo powinna wrócić do tego starego hobby? Spojrzała na zdobyte trzy karty Edgar Strougler, Honoria Nutcombe i Szwedzki Krótkopyski — smok! Ta ostatnia najbardziej interesowała Grey. Uwielbiała smoki! Dlatego od razu mogłaby przytoczyć wszystko na temat tej karty, jeśli ktoś by zapytał. Jak sama nazwa sugerowała, ten gatunek gadziny pochodził ze Szwecji. Wydobywający się ogień z jego nozdrzy miał barwę niebieską! Niesamowite. Zerknęła pobieżnie na pozostałe dwie, które przedstawiały dwie postacie mężczyznę i kobietę. Ten pierwszy chyba coś wynalazł, ale Xion nie mogła sobie przypomnieć co, a ta druga chyba założyła jakieś stowarzyszenie, ale też nic to młodej gryffonce nie mówiło. Skupiła się więc na smoku, zaraz to jednak schowała wszystkie karty do kieszeni i pobiegła w stronę portu, aby spróbować swoich sił w żegludze. Marynarz uczy Xion kilka gwizdów, mowy delfinów, wszystko wydawało jej się do ogarnięcia, nie mogła jednak przewidzieć, że jej morski towarzysz będzie taki niezdecydowany! Kapryśny! Masakra. Ciężko było dogadać się z tym perłowym ssakiem, ale udało się wypłynąć na szerokie wody i podziwiać piękne gwiaździste niebo nawet za cenę spowolnienia żeglugi — było warto! Po przybyciu do portu i wyjściu na ląd Xion ponownie zaczęła rozglądać się za czymś lub kimś ciekawym, aż ujrzała swoją kuzynkę. Ciężko było jej nie dostrzec w tłumie, nie każdy miał burzę ognistych włosów na głowie. Skierowała się w jej stronę, ale szybko zrezygnowała, postanowiła poczekać, w końcu brała udział w warsztatach z magicznego gotowania, wychowanka Gordryka Gryffindora nie interesowała się takimi rzeczami, więc nie zamierzała brać udziału, mogła jedynie zjeść i ewentualnie popatrzeć. Na nic zdały się przekonania babki o tym, że każda szanująca się dama powinna umieć gotować, też mi coś chyba kura domowa! Xion postanowiła przejść się po wodnym targowisku, dlatego kuzynka znikła jej na moment z oczu, aż nagle nie mogła jej wypatrzyć. Okazało, że właśnie schodziła ze statku! - Siema Alison! - Zakrzyknęła do krukonki, podbiegając do niej. - Jak się bawisz? - Miała na sobie maskę, wiec zaczęła odczuwać dziwne wrażenie, jakby jej myśli nie były jej myślami, tylko kuzynki? Dziwne, nie była przecież legilimentom.
Nie spodziewała się tak szybkiego spotkania z Xion, ale nie powinna się dziwić, w końcu tego typu miejsce miało w sobie dużo atrakcji. Także każdy powód byłby dobry, aby tu zajrzeć. Allison przyszła tutaj z ciekawością, a nie mając u boku żadnego towarzysza, zdecydowała się na samotne zwiedzanie każdej atrakcji, na jaką się natknie, co było w jej mniemaniu dobrą decyzją. Widząc kuzynkę, na jej ustach pojawił się szerszy uśmiech, pomachała jej gdy się do niej zbliżała. - Siemasz Xion! Całkiem nieźle, obeszłam wszystkie atrakcje do tej pory i stwierdziłam, że jestem lepszym kapitanem statku niż tamten - Tu wskazała palcem na statek, na którym powinien być kapitan - a przecież żeglarz ze mnie żaden - przewróciła oczami. Jak to możliwe, że nie mając doświadczenia, ogarniała więcej niż kapitan, który się do tego uczył? Nie wiedziała i nie chciała teraz sobie tym głowy zaprzątać. - A ty byłaś już na jakiś atrakcjach? Poznałaś kogoś? - Może chociaż jej kuzynce poszło lepiej niż jej jeżeli chodzi o poznanie kogoś. Bo pomimo iż ludu było tu sporo to większość z kimś była, a Allison nie zamierzała im przeszkadzać we wspólnej zabawie. Może innym razem pozna kogoś ciekawego.
To był naprawdę piękny wieczór czy też może bardziej noc, zważywszy na to, że niebo wręcz iskrzyło od znajdujących się na nim gwiazd. Im bliżej portu się znajdowała, tym więcej dostrzegała lampionów i innych światełek, które dodawały wszystkiemu unikalnego uroku i sprawiały, że sceneria była niczym wyjęta z filmu romantycznego. Brakowało tylko łódki, do której możnaby wejść, aby wypłynąć nieco w morze i z niego podziwiać ciepły blask lampionów i lampek. Na to jednak wyraźnie nie było miejsca - nie dało się bowiem przegapić wielu statków, tych mniejszych i większych, które zacumowały w porcie i widocznie miały stanowić jedną z atrakcji. Było jak w bajce, po prostu. Nie potrafiła znaleźć innego porównania, które trafnie by to opisało. Chociaż nie interesowała się jakoś szczególnie środkami transportu, a co za tym idzie również temat statków i ich budowy był jej obcy, to jednak musiała przyznać, że Magiczny Bucentaur robił wrażenie - nie tylko przez swoje rozmiary, ale również zdobienia, na których widok aż na chwilę przystanęła, chcąc dokładniej się im przyjrzeć. I w sumie została już w tamtym miejscu, bo zanim zdążyła się ruszyć, Chiara Partecipazio zaczęła przemawiać, a ona miała na tyle rozumu w głowie i szacunku do innych osób, żeby wysłuchać całego przemówienia. O dziwo nie musiała udawać, że słucha, a rzeczywiście z zainteresowaniem chłonęła kolejne słowa o rozwoju venetiańskiego handlu i otwarciu wyspy na mugolski świat. Choć nigdy nie przepadała za historią magii, to lekcja zapodana w ten sposób była czymś zupełnie innym i Krawczyk czerpała z niej z przyjemnością. Najbardziej rzecz jasna podobał jej się fragment o delfinach perłowych i ich roli jako pomocników żeglarzy, ale okazało się, że nawet sama budowa statków wcale nie jest taka nudna, jak mogłaby się spodziewać. Na sam koniec tego swojego rodzaju powitania zgromadzonych dostała jeszcze upominek w postaci Bucentaura w butelce, który był świstoklikiem prowadzącym do Venetii. Jej oczy błysnęły na tę wiadomość, bo naprawdę jej się tu podobało i choć jeszcze nie wyjechali, już planowała, kiedy mogłaby tu powrócić. Ten prezent był jak wygrana na loterii! Zaczęła się też potem niespiesznie przechadzać po porcie, częstując się po drodze czekoladowymi żabami wyjętymi z jednego z koszy rozstawionych po całej okolicy. Nie znalazła jednak żadnego zajęcia, które wciągnęłoby ją na tyle, aby pozostała na dłużej, a poza tym zobaczyła i usłyszała tyle, że w pełni ją to satysfakcjonowało. Postanowiła więc wrócić do koloseum, aby nie błąkać się jak ta sierota po porcie, robiąc po nim kolejne okrążenia.
Atrakcja: Wodne targowisko Zdobyte i zakupione przedmioty: kieliszek wina Luce stellare (20g), bucentuar w butelce
Musiał przyznać, że tutejszy karnawał był inny. Nie powiedziałby tego Oli, gdyby poruszyli ten temat, ale rzeczywiście, nie pasował do tego, co zwykle kryło się pod nazwą "karnawał". Brakowało muzyki, tańców, czegokolwiek w podobnym tonie. A jednak Dzień Fali był niesamowity. Przez chwilę pomyślał o tym, że mógł zabrać ze sobą Olę. Była to krótka, właściwie przelotna myśl, która wywołała gniewny pomruk z jego strony. Skierował się w stronę przemawiającej na statku kobiety, słuchając jej wykładu, próbując ignorować to irytujące poczucie braku kogoś konkretnego obok siebie. Przyzwyczaił się za bardzo do niej, wiedział o tym, a jej reakcje na poprzednim dniu mogły świadczyć o tym, że była po prostu podatna na jego urok. Zacisnął mocno dłonie w pięści, skupiając się na nowo na opowieści snutej przez Chiarę Partecipazio. Na końcu otrzymał Bucentuar w butelce. Cóż, jeśli teraz nie przyszedł tutaj z Ola, być może była możliwość przenieść się tu z nią raz jeszcze... Zmarszczył brwi i próbując przestać o tym myśleć, skierował się w stronę straganów, na których wypatrzył stoisko z winem. Bez wahania poprosił o kieliszek Luce stellare, ciesząc się po chwili jego smakiem, licząc, że przestanie się zastanawiać, dlaczego nie próbował zabrać ze sobą rudowłosej Puchonki. Jednak poza oglądaniem nieba, nie było dla niego wielu atrakcji w tym miejscu, więc bez żalu, gdy tylko wypił wino, skierował się na nowo do Koloseum.
z.t.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
ATRAKCJA Morskie opowieści i Wodne targowisko Zdobyte i zakupione przedmioty kieliszek wina La Gondoliere (20g), Bucentuar w butelce
Chiara Partecipazio. Larkin wpatrywał sie w kobietę w trakcie jej opowieści, nie mogąc przestać interesować się jej wyglądem, tą surową urodą, godną korsarzy z wielu opowieści, jakie czytał za młodu. Szczupła, ale nie drobna, rosła, ale nie zwalista. Piękna. Aż chciało się wybrać właściwy materiał, z którego mógłby stworzyć jej podobiznę, aby wyobrażenia wielu dzieci stały się prawdziwe. O dzielnej pani kapitan, która przemierzała kolejne wody, korzystając z pomocy gwiazd... Nie zdążył się zorientować, kiedy kobieta skończyła opowiadać historię handlu Venetii. Odebrał od kobiety Bucentuar w butelce, aby zaraz zacząć mu się przyglądać. Niemal od razu w jego głowie pojawiły się nazwy czarów, jakiś najprawdopodobniej użyto, aby perfekcyjna makieta statku, na którym stali, została umieszczona w butelce. Nie wierzył, żeby ktoś w pojedynkę próbował coś podobnego robić, własnoręcznie umieszczając w szkle kolejne kawałki, sklejając je ze sobą. Podejrzewał, że sam także nie byłby w stanie tego zrobić. W końcu podążył dalej portem, rozglądając się po wszystkich statkach, skupiając przede wszystkim uwagę na galiony. To było coś, co mógłby stworzyć, ale w Anglii nie było dla tego konieczności. Z lekkim uśmiechem, spoglądając w gwiazdy, skierował się ku straganom. Tam znalazł stoisko, w którym mógł kupić kieliszek wina, skosztować je i zastanowić się, czy chciał całą butelkę. Poprosił o kieliszek La Gondoliere, po chwili skupiając się na słodyczy trunku. Nie, to zdecydowanie było za słodkie, aby chciał kupować całą butelkę, ale na raz, na skosztowanie, było całkiem przyjemne. Kiedy marynarze zachęcali do prób żeglowania odmówił, aby w końcu opuścić port, nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca, mimowolnie chcąc, aby był już wrzesień, żeby mógł udowodnić komuś, że piękno może być praktyczne.
z.t.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Ciekawość kazała jej spróbować swoich sił w żegludze, ale prawda była taka, że również nie była w tym dobra, bo nigdy tego nie próbowała, poza tym nie miała na nazwisko Seaver tylko Walker, a Ci drudzy z niczego konkretnego nie zasłynęli, no może jej ojciec robił karierę w biurze rzeczoznawców artefaktów, gdzie w przyszłości i puchonka chciała pracować. Jednak jego praca zawodowa rzutowała na całej rodzinie, a także nim samym. Nie raz Cassandra prawie zawału dostała, kiedy jej ojciec wylądował w świętym Mungu, ale to nie dlatego że kiepsko mu szło wręcz przeciwnie. Jego zaangażowanie, wręcz obsesja kierowała go ku braniu nadgodzin — to nigdy się nie kończyło. Dziewczyny obie były zajęte, każda swoją żaglówką. Dlatego nie za bardzo Cassie wiedziała, jak idzie ślizgonce, sama zaś starała skupić się jak najbardziej na swojej nawigacji i delfinie. Obawiała się, że może wyjść jej to totalnie beznadziejnie, ale zawsze istniało ryzyko. Słuchała bez żadnych zastrzeżeń instruktora. Niestety jak bardzo by się nie starała, dostała okropnego złośliwego delfina, który robił wszystko na przekór Cassandrze. Wypływając daleko od portu, puchonka zachwyciła się niebem pełnym gwiazd — rój perseidów, za to gdzieś na dalszy plan udała się cała ta nawigacja. Nie poszło jej najlepiej marynarz, który robił, jej za przewodnika i nauczyciela sam praktycznie musiał wszystkim się zajmować. Schodząc na ląd puchonka podeszła do Anabell. - A mi beznadziejnie poszło. Nie wiem, co się dzieje, te warsztaty kulinarne potem ta żegluga. Może nie powinnam już niczego próbować...- Westchnęła, tracąc cały dobry humor, który jeszcze miała. Czy jej pech wynikał z tego, że za bardzo przejęła się całą tą sprawą z Yurim? Być może.
Atrakcja: Zadanie Specjalne Chiary Partecipazio Kostki - scenariusz 4, litera H - 70 Zdobyte i zakupione przedmioty: Perłowy sekstant oraz gondolowe astrobatolium.
- Została nam ostatnia atrakcja - zamyśliła się - spróboje swoich sił, możesz mnie poobserwować jak nie chcesz brać udziału - pocieszyła swoją koleżankę, po czym ujęła jej nadgarstek i delikatnie pociągnęła za sobą w stronę ostatniej atrakcji, jaką widziała. Nie była do niej pozytywnie nastawiona może dlatego, że tak mało o wodzie wiedziała i zwierzętach tam mieszkających albo po prostu był to jej jakiś wewnętrzny lęk z tym związany.
Gdy już obie był na miejscu, Bell poszła pierwsza z duszą na ramieniu, stała niedaleko statku podziwiając jego rozmiar oraz wszelakie rodzaje masztów, których widziała raczej pierwszy raz w życiu. Nawet nie bardzo wiedziała, co i jak się nazywa na tym statku więc jakim cudem sobie tutaj ma poradzić? Nie miała zielonego pojęcia, zamknęła oczy i wzięła dwa głębokie oddechy na uspokojenie, a gdy je otworzyła, zorientowała się, że jest sama. - Cass? - rzuciła w przestrzeń, a odpowiedziała jej jedynie głucha cisza. To było dziwne, wszystko zniknęło, światło też, było kompletnie ciemno, nikogo obok jej nie było, zaczęła gorączkowo rozglądać się spanikowana, nie wiedząc co się tu właśnie dzieje i czy zaraz coś nie wyskoczy i ją nie pożre na śniadanie. Wrzasnęła na całe gardło, ale też nic nie usłyszała, ale w zamian tego dostrzegła statek, który powinna zaholować do portu, problem polegał na tym, że on płynął prosto na nią, gdziekolwiek ona się znalazła. Dobra bell myśl, zwróć jego uwagę, powiedz mu gdzie jesteś, myśl, bo zaraz zostanie z ciebie mokra plama. W ułamku sekundy zrobiło jej się gorąco ze stresu i paniki zarazem. Uniosła różdżkę ku górze i wypowiedziała pierwsze zaklęcie, jakie przyszło jej do głowy. - Perriculum - z końca jej różdżki wydobyło się światło czerwone lecące w stronę nieba, ta raca z pewnością zwróciłaby uwagę kapitana tego statku, następne co zrobiła, to użyła drugiego zaklęcia. - Lumos Maxima - Z nadzieją, że światło będzie na tyle mocne, że zwróci na siebie uwagę. Zaczęła nim machać na boki jak mugolską latarką. Obserwowała otoczenie. Zdawało jej się, że statek spowalnia i jej starania przyniosły dobry rezultat. Po paru minutach znalazła się na statku, cała i zdrowa. Poza tym cała roztrzęsiona i z bijącym sercem jak szalona. Myślała, że ją zatopią! I tak na pewno by się stało gdyby nie użyte zaklęcia racy i Lumox Maxima. Gdy tylko jej oddech się uspokoił, całą resztę wyprawy poprowadziła jak należy, odprowadzając statek do odpowiedniego portu. Koniec końców dotarli wszyscy do portu, cali i zdrowi, to było dla niej najważniejsze, choć nie do końca potrafiła zatrzymać drżenie całego ciała, była w szoku, że takie coś na nią tutaj czekało. Do portu przyszła Chiara i wręczyła jej Perłowy sekstant oraz gondolowe astrobatolium. Uściskała kobietę cała roztrzęsiona na do widzenia, widać tego się nie spodziewała. Całą drogę powrotną obracała jedno z prezentów w dłoni, z pewnością było to coś, co pomagało na morzu, a na nim się nie znała. Ciekawe czy Nicholas wiedział coś na ten temat? Kochał w końcu wodę prawda? Może był w stanie opowiedzieć jej coś więcej na temat tego urządzenia. Ciekawe czy w ogóle jej się do czegoś przyda? Może wrzuci go do jakiejś szafki i o nim zapomni? - To było straszne, zostałam gdzieś sama i sądziłam, że mnie statek zatopii - Zaczeła mówić sama do siebie na głos jakoby miałoby ją to uspokoić. Wskazówka: nie pomogło. Ale co pogada to jej. Pokręciła głową na boki niedowierzająco na to co się stało. Nie miała serca mówić o tym Cass, choć jej czary zapewne były widoczne z wody. A gdy w końcu dotarła do Cass lekko się do niej uśmiechnęła. - Chcesz spróbować czy nie masz ochoty? - zapytała drżącym głosem ze strachu, który jakiś czas temu ją owładnął.