Wschodni brzeg wielkiego jeziora w dużej mierze zagarnęła linia gęstych drzew, dzięki czemu jest jednym z mniej okazałych. Jest także nieco podmokły, przez co niekiedy można w tym miejscu wpaść w ogromną kałużę, za to właśnie tutaj można obserwować najlepsze zachody słońca w całym Hogwarcie.
Nie dało się ukryć, że Adela byłą ciekawa lekcji z nowym nauczycielem miotlarstwa - nie żeby była specjalną fanką procesu edukacyjnego, po prostu tego typu nowości zawsze interesowały uczniów, bo znacząco wpływały na ich los. W końcu gdyby nagle miotlarstwa zaczął ich uczyć drugi Craine'a, mogłoby się okazać, że ich życie jest poważnie zagrożone. Gdy Honeycott pojawiła się na miejscu i dostrzegła znajomych pałaszujący pozostawione przez nauczyciela słodycze z kartą, nie mogła oprzeć się wrażenia, że nowy profesor może okazać się całkiem przyjemnym gościem. - Kogo moje piękne oczy widzą? - rzuciła pytanie w stronę @Lockie I. Swansea i @Maximilian Felix Solberg- Moi ulubieni Ślizgoni. Albo jedyni, których lubię. Co tam dobrego macie? Zaglądając na stolik, przekonała się, że większość słodkich pozycji, nie jest czymś, co znała. Trochę ją to zaskoczyło, bo nikt przecież nie znał się na słodyczach tak jak Honeycotti. To musiało być co z drugiego końca globu.
Działalność artystyczna była zabawna, ale też trudna. Specjalnie dla kogoś, kto nie miał talentu do muzyki czy plastyki, a taką osobą była właśnie Aiyana. Niemniej jednak, dziewczynka obrała sobie za cel wykonanie rysunku na miarę swoich umiejętności. Zamierzała się postarać, no i co ważniejsze - dobrze się przy tym bawić, niezależnie od efektu końcowego. Rysowanie powinno być przyjemne, a nie stanowić przykry obowiązek. Nie bez przyczyny wybrała jezioro. Dobrze wspominała swój pierwszy rejs łódką, ponadto lubiła okoliczne widoki. No i, powiedzmy sobie szczerze, uznała, że oddanie wody będzie jednym z najprostszych rysunków do wykonania, w końcu nie miała popadać tutaj w jak największe detale, odwzorowując każde, nawet najdrobniejsze odbicie światła od tafli jeziora. Piękno tych rysunków miało tkwić, najprawdopodobniej, w prostocie oraz obranym stylu. Żadnego nie miała, zmuszona była poddać się intuicji i pójść na żywioł, licząc na to, że jej uśpiona dusza artystki da o sobie znać w najmniej oczywistym momencie. Długo zastanawiała się nad tym, co powinna wybrać. Szybko przekreśliła farby, nie umiała dobierać pędzli. Podobny los spotkało pióro, nad którym nie panowała na tyle sprawnie, by ryzykować uszkodzeniem swojej pracy. Najdłużej zastanawiała się pomiędzy markerami, a pisakami. I to właśnie pisakom przypadł ten zaszczyt. Wiedziała, że będzie je ciężko poprawić, toteż zaczęła od wykonania szkicu ołówkiem. Trzymała go bardzo sztywno, dość nieumiejętnie tworząc linie na papierze. Próbowała wyznaczyć sobie także proporcję, wykorzystując trick z palcem, jednak sama nie wiedziała, co tak właściwie robi. Poległa na tej linii, jednak nie poddała się bez walki. Po dłuższej chwili namysłu, postanowiła dać się ponieść. Porzuciwszy wszelkie techniki, których albo nie umiała, albo umiała je źle, wzięła się za najzwyklejsze w świecie, rysowanie "na oko". Nic innego jej nie pozostało. No może za wyjątkiem zmagań z za mocno narysowaną linią. Batalia ze szkicem trochę trwała i nic nie zwiastowało tego, że z pisakami miałoby być lepiej. Tak powstałego błędu nie usunie gumką, będzie zmuszona go zaakceptować lub zacząć wszystko od nowa. Zaakceptowała wyzwanie. Jej ruchy były niepewne, kiedy kreśliła kolorowe linie na papierze. Nie wiedziała, czy używa pisaków właściwie. Nie myślała o tym jednak, dała się pochłonąć, zapełniając biel kartki, coraz to nowszymi barwami. Zaczęła od ogółu, by powoli odwzorowywać coraz to kolejne szczegóły z otoczenia. Przynajmniej na tyle, na ile mogła. Co jednak ważniejsze, nim się spostrzegła, jej praca była już skończona. Biała kartka zamieniła się w pokryty tuszem obraz tego, na co w tej chwili patrzyły jej młode oczy. Nie było to dzieło stworzone przez wprawną rękę artysty, jednakże odzwierciedlało otoczenie na tyle, iż dało się je rozpoznać. A przynajmniej według odczucia samej autorki, która mimo wszystko była dumna ze swojej pracy. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wciąż miała wiele do poprawienia, nie tyle w swoim małym dziele, co we własnych umiejętnościach. Na to jednak, jeszcze przyjdzie odpowiednia pora. Zebrała swoje przybory, a następnie opuściła tereny jeziora, kierując się prosto do zamku.
Również Kate była ciekawa nowego nauczyciela miotlarstwa, bo nawet jeśli nie będzie to nowy Craine, również nie musi to być nowy Antosza, po którego lekcjach zawsze wychodziła poobijana bardziej niż po gryfońskim treningu, tradycyjnie odbywającym się przy wierzbie bijącej. Pomyślała naiwnie, że dobrze byłoby w końcu mieć nauczyciela, który rozsądnie będzie ich trenował, zamiast dawać im wyciski do porzygu. Brnęła w błocie przez błonia ze swoją prywatną Błyskawicą, ostatecznie rezygnując z tego durnego pomysłu, jakim było chodzenie i zamiast niego wsiadła na miotłę, by ten ostatni dystans pokonać bez nękającego ją, mokrego cmokania podeszw butów. - Cześć - przywitała się, hamując nieopodal Ślizgonów (@Maximilian Felix Solberg@Lockie I. Swansea) oraz @Adela Honeycott, gromadzących się przy... stoliku z jedzeniem? Czyżby jednak trening miał być do porzygu, a nauczyciel łaskawie dostarczał im amunicji? - Co tam macie? - zapytała z jedynie lekkim zaciekawieniem, bo nawet jeśli zobaczy coś dobrego, powzięła postanowienie, by nie brać niczego do ust przed zajęciami. Szczególnie tymi z nowym szkolnym nabytkiem. No i trzymała linię, to też.
Oczywiście, że kiedy tylko dowiedziała się o zajęciach z GM, musiała się na nich stawić. Dlatego też dziarskim krokiem ruszyła w stronę wschodniego brzegu jeziora, z miotłą przerzuconą przez ramię i szerokim uśmiechem na ustach. Gwizdała sobie pod nosem, pokonując coraz to bardziej błotnistą okolicę i zastanawiając się nad tym, co też los im dzisiaj przyniesie. Buty cmokały jej głośno kiedy tak szła na miejsce zbiórki, ale nie przejmowała się tym za bardzo, bo miała nadzieję zaraz wskoczyć na miotłę i zacząć porządne ćwiczenia, a nie łazić po byle jakim gruncie. Z oddali dostrzegła grupkę ludzi (@Kate Milburn@Adela Honeycott@Maximilian Felix Solberg@Lockie I. Swansea), toteż skierowała się w ich stronę bez większego skrępowania. A przynajmniej udawała, dziarski nastrój na tyle, na ile była w stanie. - Siemka, co tam macie? - podeszła do nich na tyle blisko, że w końcu dostrzegła stół z przekąskami, niewątpliwie nie pochodzącymi z Wielkiej Brytanii. - Jedzenie! - i przepchnęła się do stolika, po czym złapała w dłoń wielkie ciasto, które, jak miała nadzieję, okaże się czekoladowe. Wgryzła się w nie i aż jęknęła z zachwytem przymykając powieki, bo po prostu było tak pyszne.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak mógł opuścić miotlarstwo? Odpowiedź była prosta - nie mógł. Dlatego nie opierał się Lockiemu, gdy szli nad jezioro. -Ta, coś tam jej wysłałem. Czekam na trolla i pobłażliwe spojrzenia na następnej lekcji. - Zaśmiał się, bo nie była to jego najlepsza praca domowa. Temat był obszerny i w pewien sposób zahaczał o jego pasję, ale jednak o gotowaniu nie wiedział na tyle, by wykrzesać z tego coś sensownego. -To pułapka, żebyśmy się nażarli i nie byli w stanie latać? - Spojrzał podejrzliwie na stół, ale i tak skusił się na coś. Nie wiedział co, ale już żuł, gdy podeszła do nich @Adela Honeycott. -Oczy piękne, jak to na co patrzą. - Wyszczerzył się o gryfonki, bo nie było miejsca na skromność. Wzruszył ramionami, dając jej znak, że w sumie nie wie, co tam mają na stole. Wiedział tyle co ona. -Kasia, zapraszamy. Chyba Baxter myśli, że nas skrzaty nie dokarmiają. - Machnął @Kate Milburn , żeby podeszła bliżej. W ekipie raźniej, czy coś. Zaraz jednak lekko się zachwiał, gdy @Imogen Skylight przepchała się do stolika. On, @Lockie I. Swansea i stado gryfonek. Wszystko zostawało na swoim miejscu. Aż posłał kumplowi porozumiewawcze spojrzenie. -Może zostaw coś dla nas. - Zauważył ze śmiechem, gdy Imogen napychała sobie twarz ciastem. Musiał przyznać, że wyglądało dobrze.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
W drodze na wschodni brzeg jeziora, na lekcje gier miotlarskich, Fern nie zjadła za wiele. Nie miała apetytu, ale również nieszczególnie jej się widziało obżeranie przed lekcjami latania, gdzie nadmierny wysiłek mógł powodować szybkie pozbycie się lunchu. Dlatego zdziwiła się, kiedy przybyła na miejsce i zastała stół z jedzeniem. W pierwszej chwili pomyślała, że coś pomyliła i że może to nie był wschodni brzeg jeziora, a zachodni. Może na wschodnim ktoś robił jakąś imprezę, albo szykował miejsce, aby zjeść obiad przy widoku połaci błota, uznając to za romantyczne. Young nie zamierzała w to wnikać, oddaliła się od pozostałych, tak jak robiła to zazwyczaj, a gdy ktoś znajomy spojrzał w jej stronę, a ona to zobaczyła, uśmiechnęła się tylko na powitanie. Niektórzy widocznie przyszli się najeść, sądząc po przybyłych była prawie na siedemdziesiąt pięć procent pewna, że przyszła w dobre miejsce na lekcje gier miotlarskich. Nie zamierzała nic jeść, czekała cierpliwie na rozpoczęcie zajęć. Miała nadzieje, że nie będą ślizgać się po błocie czy w nim brodzić, bo miejsce do tego było idealnie przygotowane. Zerkała co jakiś czas na zajadających się przybyłych, a gdy to jej się znudziło, zaczęła robić niezobowiązującą rozgrzewkę. Porozciągała się trochę, pomachała rękoma i ziewnęła, ostatnie noce nie często dawały jej wypocząć, a eliksir słodkiego snu schodził z jej zapasów, jak słodkie bułeczki w jednej z tych cudownych piekarni na londyńskich przedmieściach.
Malakai O'Malley
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Czuć od niego często papierosy, nosi nieśmiertelnik (dane: Roark Tiarnáin Ó Mháille), irlandzki akcent
Było coś pocieszającego w informacji, że zajęcia z miotlarstwa ma prowadzić nowy nauczyciel - przynajmniej dla Malakaia, który miał wrażenie, że sam jest świeżakiem, chociaż zniknął z Hogwartu na raptem dwa semestry. Jednym z większych plusów pójścia na studia był właśnie ponowny kontakt z quidditchem, bo Kai już wcześniej grywał na meczach, więc i teraz zainteresował się zapisami do puchońskiej drużyny i pierwszym treningiem. Nic tak nie zacieśniało więzi jak mecze czy kontuzje! - Dzieeeeń dobry wszystkim! - Przywitał się entuzjastycznie, ciekawsko przemykając spojrzeniem po mniej czy bardziej znajomych twarzach zebranych już uczestników zajęć, orientując się też wreszcie, że nauczyciela wśród nich jeszcze raczej nie ma. Był za to stół z przekąskami, ale Kai się w tę stronę nie pchał. Jako Puchon miał na tyle blisko do kuchni, że nawet pominięcie śniadania nie było mu groźne, a kompletnie nie kusiła go wizja przeciążenia się słodkościami przed wskoczeniem na miotłę. Jeśli poczęstunek miał mieć jakiś pozytywny wpływ na ich popisy na lekcji, to pewnie nauczyciel ich o tym poinformuje... - Obstawiam, że zaczniemy od czegoś spokojnego... jakieś relaksacyjne maseczki z błota, czy coś podobnego - zagadnął niezobowiązująco drobną Ślizgonkę (@Fern A. Young), która rozgrzewała się na bezpieczny dystans od apetycznie pachnącego stołu. Nie kojarzył jej, chyba nie miał skąd, może była młodszym rocznikiem?
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Rozpakował batonika, zabierając się za niego z entuzjazmem, bo było to niezwykle pyszne połączenie. Oczywiście, jak pojawiła się @Adela Honeycott poczuł ukłucie wstydu, bo to prawie tak, jakby zdradzał markę Honeycottów, czując zachwyt nad cudzymi batonikami, ale sama zaczęła się przyglądać przekąskom, dzięki czemu jego poczucie winy trochę zmalało. - Dobłe. - odpowiedział @Kate Milburn, pokazując swój w połowie już skonsumowany baton, a kiedy dołączyła do nich @Imogen Skylight natychmiast podniósł wzrok na @Maximilian Felix Solberg, by zauważyć, że w tym samym momencie i brunet spojrzał na niego. Jednak co wspólna szara komórka, to wspólna szara komórka - uśmiechnął się porozumiewawczo i rozejrzał odruchowo, by ocenić, czy to pora na wodo, wodo zmień się w rum, ale niestety, towarzystwo zaczęło się zagęszczać, więc swoje ślizgońsko-gryfońskie fantazje zaprawiane alkoholem i czekoladą musiał pozostawić w sferze, cóż, fantazji. Szybko jednak czysta przyjemność jego prostackich marzeń, została zatarta przybyszem z Hufflepuffu, któego nazwisko było tym-którego-nie-wolno-wymawiać. Uśmiech Swansea zgasł, bo choć @Malakai O'Malley nie był Caseyem, to jednak konotacja zbyt bliska i samo wspomnienie palanta z eliksirów psuło mu nie tylko nastrój, ale i samopoczucie. Odwrócił się więc w tamtym kierunku dupą i rozejrzał za tym, co by jeszcze opiedolić ze smakołyków na stoliku. Zgarnął przy tym jeszcze jednego cherry ripe, którego podał @Fern A. Young bo na treningu drużyny poszło jej wcale nieźle, ale mogło lepiej, gdyby zjadała więcej cukru. Taka była jego teoria.
Zmierzając na zajęcia, długo zastanawiała się nad tym, dlaczego nauczyciel zdecydował się akurat na to konkretne miejsce. Choć dobór terenu jej nie przeszkadzał, przynajmniej na chwilę obecną, bardziej pasował jej do lekcji związanych z naturą, jak ONMS czy Zielarstwo. Zachęcona działaniami uczniów, poczęstowała się zostawionymi przekąskami, w jej przypadku padło na Cherry Ripe'a. Choć każdy z pozostawionych łakoci wyglądał zachęcająco, jedenastolatka nie zamierzała brać wszystkiego, mając na uwadze obecność także innych uczniów. W końcu każdy powinien mieć możliwość spróbowania czegokolwiek ze stołu. Zajadając się wybranym przez siebie łakociem, rozejrzała się uważnie po zebranych wokół uczniach. Dostrzegła znajomą ślizgonkę, tym razem w towarzystwie puchona (@Malakai O'Malley), którego widziała wcześniej na treningu. - Cześć... Umm... Fern nie słyszy - oznajmiła, patrząc na chłopaka. Sama przywitała się z dziewczyną, po prostu machając do niej dłonią. Ze swojej kieszeni, wyciągnęła niewielki notesik i nieco przykrótki ołówek. Z @Fern A. Young trzymała się już tak długo, że nauczyła się mieć coś do pisania pod ręką. "Cześć! Jak ci mija dzień? Swoją drogą, powinnaś mnie kiedyś nauczyć tego zaklęcia piszącego. Byłoby znacznie łatwiej :)" Pokazała swoją wiadomość Fern, a następnie zaoferowała notesik i ołówek puchonowi. Tak na wszelki wypadek, gdyby on także nie znał tego zaklęcia, a chciał z dziewczyną nieco porozmawiać. Aiyana z kolei zaczęła się zastanawiać, dlaczego żadna z nich nie wpadła na to dużo wcześniej. Wrzesień zbliżał się prawie ku końcowi, a ją olśniło dopiero teraz. Co prawda sama Fern nie zawsze korzystała z magii, niemniej jednak, w niektórych sytuacjach byłoby to znacznie bardziej poręczne. Cóż, lepiej późno niż wcale.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Aż nie chce mi się wierzyć, że Danny będzie uczył nas latania. No i szczerze mówiąc wcale nie wierzę, że będzie w stanie mnie czegokolwiek nauczyć, ale jestem zbyt zaintrygowany jego w roli nauczyciela, by to zignorować! Dlatego wyruszam na miotle na lekcję, zgrabnie zeskakując obok stolika akurat kiedy @Maximilian Felix Solberg zastanawia się po co dostaliśmy tutaj tonę żarcia. Nie mam pojęcia, ale uznaję że warto wyrazić swoje bardzo mądre zdanie. - Może to dla nas, bo myśli że ty wszystko wszystkim opierdalasz - mówię filozoficznie, z miną jakby to faktycznie były niebywałe mądrości, po czym biorę do ręki jakąś grzankę. Max i Loki szlajali się ostatnio wszędzie razem, jakby to oni byli bliźniakami a nie ja i Royce. W wieży Gryffindoru dziewczyny plotkowały czy aby na pewno ta dwójka nie jest razem, tworząc już niebywałe teorie spiskowe na wizzie i robiąc przeróbki ich zdjęć. Już chcę o to zagadać, żeby pokazać bardzo żenującą fotkę z ich wklejonymi mordami, ale zauważam, że obok mnie stoi @Kate Milburn, która póki co nic nie tknęła. - Caemu nic ne jes? - pytam kulturalnie z pełną buzią. Patrzę na nią sekundę i mrugam oczami, uśmiecham się głupio i Kate na pewno wie co chcę zrobić, ale jest za mała, za wolna, albo po prostu za blisko mnie. Rzucam miotłę gdzieś na ziemię jak stare kapcie, łapię Kate w pół ze śmiechem, biorę coś słodkiego ze stołu i próbuję zaciekle nakarmić dziewczynę czymkolwiek, równocześnie bardzo nie trafiając, by ubrudzić ją jak tylko się da.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Obrzuciła spojrzeniem stolik z jedzeniem, który za chwilę w takim tempie miał zacząć świecić pustkami. Wszyscy rzucili się na łakocie jakby nie widzieli jedzenia od wczoraj. Parsknęła na słowa Maxa. - Najwyraźniej ma rację - stwierdziła, ale sama nie sięgnęła po żaden z przysmaków, decydując się na pozostanie wiernej swoim pierwotnym założeniom. Nie powinna jeść tak bezpośrednio przed treningiem. Co jeśli będą ćwiczyć dzisiaj manewr beczki albo jakieś inne zwody i korkociągi? Wolała nie rzygać w krzakach na pierwszej lekcji z profesorem Baxterem. Komuś jednak wyjątkowo przeszkadzał jej brak zainteresowania serwowanym jedzeniem. - Nie mam ochoty - powiedziała prosto ze wzruszeniem ramionami, nie zdając sobie sprawy, że jej abstynencja poruszyła tak wiele osób. Zdecydowanie znalazła się zbyt blisko Gryfona, wchodząc jednocześnie w jego pole rażenia - czyli w zasięg rąk, którymi złapał ją w pół i spróbował przymusić do zjedzenia czegoś, a może raczej tylko ubrudzić? Kate krzyknęła z zaskoczenia, zaciekle broniąc swojej twarzy przed nacierającym na nią ciastem. Nienawidziła być brudna - i na dodatek upokarzana. - ZOSTAW MNIE - wrzasnęła dosadnie, zamachując się łokciem w twarz @Fitzroy Baxter, by czym prędzej przerwać te tortury, które kolega jej zafundował.
Lily cieszyła się na lekcję miotlarstwa. Była ciekawa nowego nauczyciela, tym bardziej, że szeptano o tym, jaką przyjemną dla oka, wysportowaną sylwetkę ma Baxter. Blackwood lubiła oglądać ładnych ludzi, nawet jeśli sama była jeszcze ładniejsza. W końcu była półwilą! Rozejrzała się i dostrzegła @Malakai O'Malley, z którym miała już przyjemność się poznać i który zachwycił ją jeszcze bardziej. Zamierzała go podpytać odrobinę o Caseya, ale póki co nie miała jeszcze do tego sprzyjających warunków. - Kai! Drużyny puchonów nie mogło zabraknąć, prawda? - uśmiechnęła się do niego uroczo i dopiero potem zainteresowała się tym, kto stoi obok niego.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Na czym jak na czym, ale na miotłach Hastingsów nie mogło zabraknąć. Jenna miała zbyt dużo zapału, żeby odpuścić, w dodatku stypendium, które otrzymywała, trochę zobowiązywało. A że czuła się obecnie prawą ręka Sasi, zagoniła na lekcję również @Christian Hastings, z którym właśnie maszerowała, z dumą niosąc swoją cudowną, pachnącą wciąż nowością miotłę podarowaną przez krukońską legendę Quidditcha. - Jak myślisz, jaki będzie ten nowy nauczyciel? Bardziej jak Josh, czy raczej jak Antosha? - zagadnęła kuzyna. - Widziałam go przelotnie, wydaje się w porządku. Uczę się pierwszych kombinacji, wiesz?! Mam nadzieję, że lekcje z nim to przyspieszą. Nie mogę się doczekać, aż ich użyję na meczu!
Jenn nawet nie musiała go specjalnie ciągnąć, po zwycięski meczu na koniec roku, jego podejście do Quidditcha zmieniło się drastycznie. Może nie zapałał do niego taką miłością jak kuzynka, ale dużo mu nie brakowało. - Gorszy od Anotszy nie może być...mam nadzieje. - powiedział ze skrzywioną miną, pamiętając, jak bardzo był poobijany po ostatnich w roku zajęciach. - Łooo, patrz, ile dobroci! Myślę, że go polubię. - Humor krukona zdecydowanie się poprawił na widok jedzenia i to takiego, jakiego jeszcze nie widział. Złapał pierwszą rzecz, jaka mu wpadła w ręce, czyli batonik. Zdrowy styl życia, który kultywował chłopak, nie wykluczał słodkości w rozsądnych ilościach. Wszak węglowodany przed wysiłkiem mogą się przydać.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Miotlarstwo stało się dla niej tak obowiązkowe i naturalne, jak oddychanie, już na początku poprzedniego roku. Pytanie czy iść na zajęcia nie istniało nawet w jej umyśle, szczególne, że w ostatnich tygodniach latała częściej i na dłuższe dystanse niż kiedykolwiek wcześniej. Trochę jednak intrygował ją nowy nauczyciel — z początku uznała, że ta zbieżność nazwisk może być tylko zbiegiem okoliczności, ale gdy na uczcie powitalnej został przedstawiony, jako nowy wodzirej lekcji miotlarstwa, jasnym się stało, że to Baxter, którego jeszcze nie znała. Bo większość z nich była jej znajoma. Mniej lub bardziej. O tyle, na ile można nawiązać znajomości na tych wszystkich brunchach i lunchach, potańcówkach i letnich wieczorach w przesadnie wielkich ogrodach, na które nowobogackie, szkarłatnokrwiste rodziny czarodziejów były zapraszane. Może gdyby wysiliła się na tyle, by ze wspomnieć utkać wyraźny obraz, odnalazłaby tam postać Daniela. A może nigdy go tam nie było? Człapanie przez bagno nie było na tyle kłopotliwe, jeśli tylko zabezpieczyło się obuwie odpowiednim zaklęciem. Szła jednak na tyle wolno, oceniając okoliczne widoki przez pryzmat tego, czy nadawały się na uwiecznienie w ramach pracy domowej zadanej przez Elio, że dotarła na miejsce zbiórki niemal ostatnia. Pożeranie zawartości stołu osiągało moment kulminacyjny, gdy większość z napchanymi ustami jęczała z przyjemnością, jakby jedzenie to tylko na obrazku i to w rzadko spotykanych książkach. Przystanęła obok, witając się z ogółem rzuconym w eter cześć, rejestrując fakt, że nikt inny z krukonów, oprócz kuzynostwa Hastings, nie pofatygował się na lekcje. Gryfonek za to była cała chmara, co nie dziwne, skoro źródło ich światła zatrzaskiwało właśnie zęby na czymś, co wyglądało jak baton z granolą. Z obojętnością tylko trochę podszytą czymś nieokreślonym, na dłuższa chwilę skupiła swoją uwagę na sobie, do znudzenia sprawdzając i regulując termiczne uroki nałożone na strój, próbując zabić czas do pojawienia się nauczyciela. Brwi poszybowały jej w górę, gdy słysząc krzyk, naprędce odnalazła jego źródło. Jeszcze ostatnie nuty wzburzenia Kate nie wybrzmiały, a już nastąpił finisz twardego lądowania jej łokcia na twarzy Fitza. Syknęła pod nosem z automatu, układając usta w zasłużone ugh. — Dobry cios, Kate — rzuciła tym niewyszukanym komplementem, bo chociaż jej relacje z gryfonką nie były cieplejsze od wody w jeziorze, to poczuła wobec niej namiastkę siostrzeństwa, widząc, jak tragiczną postacią była w scenariuszu końskich zalotów Baxtera. Miała ochotę mu poprawić i zawinąć otwartą dłonią w czerep, bo nikt nie zrozumie tego niepotrzebnego upokorzenia, które kwitło plamami wściekłości na twarzy Milburn, jak druga kobieta, ale wianuszek gryfonek z pewnością weźmie sobie do serca, by uprzykrzyć mu resztę zajęć, jak nie i cały tydzień.
Co tu dużo mówić. Był pozytywnie zaskoczony, widząc z oddali, jak wielu uczniów i studentów pojawiło się dziś na tej błotnistej polance, aby wziąć udział w prowadzonej przez niego lekcji. Nie zastanawiał się szczególnie, czy to zamiłowanie do latania, czy też zwykła ciekawość wywołana pojawieniem się w szkole nowego nauczyciela o znajomo brzmiącym nazwisku. Liczyło się tylko to, że spędzą fajnie czas i poznają się trochę lepiej.
Miotły własnej nie miał, odkąd przegrał ją w karty podczas jednej z tych dziwniejszych imprez, na które trafia się zupełnym przypadkiem – takich, które zaczynają się od niewinnego „jedno piwo, słowo!”, a kończą szorstką pobudką na zimnej irlandzkiej plaży, w towarzystwie fok i mew, starających się wyrwać pukle kędzierzawych włosów do uwicia gniazda. Tak więc z konieczności nie leciał, tylko szedł przed siebie w zaczarowanych, wodoodpornych trampkach, chlupocząc wesoło po błocie i nie przejmując się kompletnie, że materiał dresików przesiąka brudem. W duchu nawet cieszył się na tę drobną, prywatną anarchię przeciwko codziennym, prozaicznym niedogodnościom.
Był już bardzo blisko, kiedy dostrzegł, jak jego młodszy kuzyn, @Fitzroy Baxter stara się nakarmić australijskimi łakociami ciemnowłosą koleżankę. – Ten dzieciak nigdy się nie zmieni. – Przeszło mu przez myśl, kiedy tak z rozbawieniem poprawiał na głowie czapkę „Srok” z Montrose i przyglądał się ich młodzieńczym wygłupom, zakończonych widowiskowym łokciem, wymierzonym w twarz Fitza. A więc w Hogwarcie nic się nie zmieniło, odkąd opuścił szkolne mury. Wielowiekowa tradycja została podtrzymana, a Baxter na zajęciach wciąż zwiastował kłopoty. Uśmiechnął się na tę myśl, ale zarazem przyspieszył nieco kroku, żeby zdusić konflikt w zarodku.
– Oi! Fitz! Daj spokój tej biednej dziewczynie! Nie ma na świecie takiej ilości tim tamów, które osłodziłyby jej konieczność obcowania z Tobą. – Rzucił lekko, podchodząc do kuzyna. Zbadał pobieżnie szkody na jego facjacie, ale przytomnie uznał, że nieraz gorzej oberwie tłuczkiem, więc niech się młody przyzwyczaja. A potem nieoczekiwanie zamknął go w niedźwiedzim uścisku, co nie było już takie łatwe jak dawniej, bo chłopak, nie wiadomo kiedy, przegonił go wzrostem. Zdziwił się również, gdy nie dostrzegł drugiej łysej glacy, tej bliźniaczej, ale najwyraźniej musiało się stać coś straszliwego w skutkach. W końcu jedyne powody, dla których jakikolwiek Baxter miałby się nie pojawić na lekcji quidditcha, to śmierć lub ocierająca się o taką – ciężka kontuzja. Innych możliwości nie było.
– Musisz mu wybaczyć, jest nieco upośledzony. – Zaczął wyjaśniać @Kate Milburn zachowanie młodszego z Baxterów, wystawiając do niej żółwika do zbicia, a potem robiąc to z kolejnymi uczniami. – Jak był małym kaszojadem, to wleciał miotłą w ścianę rodzinnej rezydencji i od tamtej pory coś tam się pod tą łysą glacą luzuje. Ba, przez pierwszych kilka miesięcy od wypadku, musieliśmy móóóóówiiiiiić baaaaardzoooooo powoooooliiii, żeeeeebyyyy zrozuuuumiał cooookooooolwieeeeeeek. Pamięęęęęęęętasz, Fiiiiiiiiitz, praaaaaaaawdaaaaaaa? – Łgał jak z nut, wyszczerzony jak głupi do sera, ale czy to cokolwiek zmieniało? Oczywiście, że nie! Jak pojawiła się okazja, by uczynić życie Fitzorya nieco trudniejszym, ale i ciekawszym, to z chęcią z niej korzystał. Jak na dobrego starszego kuzyna przystało!
Australijczyk, gdy już zbił żółwika z każdym, podszedł do stolika z łakociami, chwycił grzankę z vegemitem i wgryzł się w nią z satysfakcją. Skrzaty wykonały kawał dobrej roboty, organizując to, o co je poprosił. Z tą myślą usiadł na stole, machając przy tym nonszalancko nogami.
– Oi! Mam nadzieję, że smakowały wam australijskie przekąski i słodycze – przywitał się ze zgromadzonymi, pobieżnie przebiegając spojrzeniem po młodych twarzach, które błyszczały mieszanką podekscytowania i ostrożnej ciekawości. Niektóre z nich już znał z poprzednich spotkań albo szkolnych pojedynków w bludgera, które oczywiście oglądał z zaciekawieniem. Dostrzegł Prefekta Ślizgonów, jego wysokiego partnera z bludgerowych zmagań oraz ich dwie krukońskie przeciwniczki: zawziętą i upartą małolatę oraz uroczą i opanowaną Panią Kapitan. Następnie, gdy już wszyscy skupili uwagę na nim, przedstawił się.
– No więc… cześć wszystkim... – zaczął z tym swoim australijskim akcentem, który sprawiał, że każde słowo brzmiało trochę cieplej, niż w ustach innych nauczycieli.
– … i witam Was na pierwszej lekcji miotlarstwa. Nazywam się Daniel Baxter, ale pod żadnym pozorem nie nazywajcie mnie Profesorem. Wystarczy "Danny” i to nie podlega dyskusji. Zachowujmy się jak dorośli, szanujmy siebie nawzajem, a możemy zapomnieć o niepotrzebnych łatkach, takich jak „uczeń” czy „nauczyciel”. Traktujcie mnie jak starszego, przystojniejszego brata, a wszystko będzie git. Jeżeli ktoś jednak myśli, że pozwolę sobie wejść na głowę… śmiało. Spróbujcie i sprawdźmy, co się stanie.. – Kontynuował, z błyskiem w oku przyglądając się zebranym, jakby chciał odczytać z ich twarzy, co im siedzi w głowach. Wziął kolejnego kęsa grzanki.
– Poezja, powinniście spróbować. Serio, śmiało! – skwitował, wskazując na trzymane w dłoni pieczywko o charakterystycznym, słonym posmaku i zachęcając do spróbowania tych delicji, zanim to znów zaczął kontynuować swój wywód.
– Nim zaczniemy, parę słów o mnie, bo zapewne się zastanawiacie, kogo to znów przywiało do Hogwartu w miejsce Profesora Avgusta. Tak więc, jak już wspomniałem, jestem Danny. Urodziłem się i wychowałem w Perth w Australii. Uczęszczałem do Red Rock, ale kiedy byłem nastolatkiem, wróciłem na Wyspy i przez sześć lat chodziłem do Slytherinu. Przez naście lat grałem zawodowo w quidditcha jako ścigający, również dla Australii. Co jeszcze… Mój gabinet znajduje się na pierwszym piętrze i poznacie go po tym, że nie ma drzwi. Możecie do mnie przychodzić, kiedy tylko chcecie i z czym tylko chcecie. Nieważne, czy macie jakiś problem z crushem, potrzebujecie miotlarskiej porady, czy po prostu chcecie porozmawiać o ostatnim meczu Tajfunów z Osami czy nowej płycie Invisible Wyverns, która, notabene, moim zdaniem jest strasznie odtwórcza i na jedno kopyto, ale no, buja jak mało co. To tyle o mnie. Teraz Wy powiedzcie mi parę zdań o sobie. To również dobry moment, jeżeli macie do mnie jakieś pytania. No dobra, zacznijmy od Ciebie, karmelku – Spojrzał na @Lockie I. Swansea, uśmiechając się szeroko i zachęcająco. Jako prefekt powinien dać przykład reszcie grupy, szczególnie jej młodszej czy bardziej nieśmiałej części.
Założył ręce na piersi, a jego wzrok błądził po twarzach zebranych, wychwytując każdy gest, każdy uśmiech i każde zmieszanie. A kiedy już wszyscy się przedstawili, przeszedł do wyjaśniania dzisiejszego zadania, a jego głos stał się jeszcze bardziej energiczny.
– Dzisiejsza lekcja zapozna was nieco z krajem tym na dole. A to oznacza, że nauczę Was, uwaga, CHOREOGRAFII TANECZNEJ do nieoficjalnego hymnu Australii… oczywiście z quidditchowym twistem. Po waszych bludgerowych zmaganiach zostało trochę nieużytych tłuczków z farbą, z których głupio byłoby nie skorzystać.
Najpiękniejszy z Baxterów wyciągnął z plecaka niewielki muzogram, pożyczony (właściwie to podjebany) z pokoju nauczycielskiego, puścił muzykę, a potem z wesołym plasknięciem wskoczył w najgłębsze błoto, pokazując im kolejne elementy układu: żonglowanie piłkami, przysiady i przewalanie błota łopatką, dziki, radosny i bezładny taniec oraz kangurze skoki. Każdy ruch był przemyślany, ale i pełen swobody, a w jego oczach widać było iskrę szczeniackiego entuzjazmu.
Kiedy utwór się skończył, tak jak i taniec, był równie zmachany, co rozbawiony, bo nie oszukujmy się, bawił się przy tym doskonale. A potem, śmiejąc się pod nosem, wyjaśnił dokładniej, czego oczekuje, widząc, jak uczniowie rozglądają się po sobie, niepewni, czy mają zacząć tańczyć, wybuchnąć śmiechem, czy raczej wrócić do dormitorium z powodu zażenowania.
Podszedł także do @Fern A. Young, bo jak zdążył przez tę krótką chwilę zauważyć, ta nie słyszała, a mimo to wykazała się wyjątkowym hartem ducha, skoro przyszła na jego zajęcia. SZAPOBA. Mężczyzna uśmiechnął się do dziewczyny pokrzepiająco, sięgnął po różdżkę, wskazał na @Lockie I. Swansea i wypisał drobno w powietrzu: Rób to, co on, uważaj na tłuczki i baw się dobrze!
***
TRENING:
ZADANIE:
Zaczynacie w swoich postach od tego, że opisujecie, jak się przedstawiacie Danny’emu. No i oczywiście, możecie tez zadawać pytania, na pewno się do nich odniosę. Może być krótko, może być długo i szczegółowo, może być wcale, wszystko zależy od was i od charakteru waszych postaci <3. A potem już tańczymy! Zakładam przy tym, że ci, którzy napiszą pierwszy post spóźnieni, pojawili się tuż w trakcie gadania Baxtera, więc też macie się przywitać i powiedzieć coś o sobie ;)
Taniec w Błocie do „Down Under” zespołu Men At Work
Opis treningu: Celem treningu jest nauka i doskonalenie choreografii do piosenki „Down Under” zespołu Men At Work, która składa się z kilku zróżnicowanych elementów: żonglowania piłkami, przerzucania błota łopatką, dynamicznego tańca-wygibańca oraz skoków w stylu kangura. Trening odbywa się w błotnistym terenie, a dodatkowym utrudnieniem są latające tłuczki, które rozpryskują kolorową farbę i zmuszają uczestników do wykazywania się refleksem i kreatywnością.
Każdy z Was ma przypisaną część choreografii (np. żonglowanie, kopanie itd.), a po każdej piosence fabularnie zamieniacie się rolami, aby każdy miał okazję wykonać wszystkie elementy układu. Chociaż rzucacie kością i opisujecie swoje zadanie, zakładacie, że tańczycie w grupie z innymi, tworząc razem jeden wielki układ choreograficzny. Nauka tańca powinna być podzielona na dwa posty (po dwa elementy układu w jednym), w których opisujecie, jak radzicie sobie z różnymi częściami choreografii. Zakładacie przy tym, że Baxter również bierze w tym udział, tańcząc z Wami. W razie pytań czy wątpliwości zapraszam na PW lub Discord! NA NAPISANIE DWÓCH POSTÓW MACIE CZAS DO 28.09!
Etap 1: Elementy układu tanecznego
1. Żonglowanie piłkami
o Kość: k6
o Wyniki:
1: Piłki co chwilę wypadają ci z rąk, a jedna ląduje prosto w błocie. Próbujesz ją podnieść, ale każde podejście kończy się poślizgnięciem. Twoja twarz jest teraz całkiem kolorowa, bo dodatkowo tłuczek zahaczył o Twoją piękną facjatę, rozpryskując farbę. (0 punktów) 2: Masz trudności z koordynacją, piłki często ci uciekają, ale ostatecznie udaje ci się złapać je wszystkie. Pod koniec, jedna z piłek trafia cię w głowę, a tłuczek ląduje obok, zostawiając ci plamy błota na spodniach i koszuli. (+2 punkty) 3: Żonglujesz z pewnym trudem, ale dajesz radę utrzymać piłki w powietrzu przez większość czasu. Nagle jeden tłuczek wybucha obok ciebie, farba pryska, ale udaje ci się uniknąć większości z niej. (+3 punkty) 4: Żonglujesz sprawnie, dobrze kontrolujesz piłki. W połowie ćwiczenia tłuczek przecina powietrze, ale twoje zwinne ruchy pozwalają ci uniknąć kolizji i zachować równowagę. (+4 punkty) 5: Piłki wirują w twoich dłoniach jak na pokazie. Błoto pryska wszędzie wokół, ale ty trzymasz rytm i unikniesz rozpryskującej farby. Twoje umiejętności wzbudzają podziw reszty trenujących i samego Danny’ego. (+5 punktów) 6: Żonglujesz z niesamowitą precyzją – twoje ruchy są szybkie i zwinne, a błoto i farba dodają tylko kolorytu twojemu występowi. Wygląda to tak, jakbyś to wszystko zaplanował. (+6 punktów)
2. Przerzucanie błota łopatką
o Kość: k6
o Wyniki:
1: Twoje próby przerzucania błota kończą się tym, że większość z niego ląduje na tobie albo na kolegach (możesz oznaczyć, których ;*). Tłuczek trafia w głowę i rozbija się, rozpryskując farbę na twarzy (0 punktów) 2: Walczysz z błotem i łopatką, a każde przerzucenie wymaga od ciebie ogromnego wysiłku. Na szczęście uniknąłeś większego kontaktu z farbą, choć błoto pokrywa cię od stóp do głów. (+2 punkty) 3: Przerzucasz błoto z pewnym wysiłkiem, ale robisz to skutecznie. Tłuczek rozpryskuje trochę farby obok, ale udaje ci się uniknąć większych plam. (+3 punkty) 4: Zwinne ruchy łopatką pozwalają ci szybko i skutecznie przerzucić błoto tam, gdzie trzeba. Tłuczek przelatuje blisko, ale udało ci się zachować koncentrację i nie dać się zaskoczyć. (+4 punkty) 5: Przerzucasz błoto z precyzją i siłą, a każdy ruch jest pełen energii. Mimo że farba leci we wszystkie strony, ty pozostajesz względnie czysty i skupiony na zadaniu. (+5 punktów) 6: Twoje ruchy łopatką są tak doskonałe, że błoto wydaje się być pod pełną kontrolą. Nawet tłuczek nie jest w stanie cię rozproszyć, a farba rozpryskuje się efektownie obok, nie dotykając cię. (+6 punktów)
3. Taniec-Wygibaniec
o Kość: k6
o Wyniki:
1: Twoje ruchy bardziej przypominają walkę z błotem niż taniec. Potykasz się, wpadasz w kałużę, a tłuczek przelatuje nad tobą, malując cię na kolorowo. (0 punktów) 2: Tańczysz, starając się trzymać rytm, ale błoto ślizga ci się pod stopami, co sprawia, że jesteś nieco niezdarny. Na koniec tłuczek wybucha obok ciebie, dodając jeszcze więcej chaosu. (+2 punkty) 3: Mimo błota, twoje ruchy są całkiem solidne. Kilka razy potykasz się, ale udaje ci się zachować równowagę i ukończyć taniec. Tłuczek rozpryskuje farbę, ale uniknęłaś najgorszego. (+3 punkty) 4: Tańczysz z energią i entuzjazmem, błoto dodaje tylko dynamiki do twoich wygibasów. Tłuczek próbuje cię trafić, ale robisz zwinny unik. (+4 punkty) 5: Twoje ruchy są pewne i zwinne. Taniec w błocie to dla ciebie czysta zabawa, a tłuczek wydaje się nie mieć szans. (+5 punktów) 6: Perfekcyjnie wykonujesz całą choreografię. Tłuczek nawet nie próbuje cię trafić, a błoto jedynie dodaje uroku twoim ruchom. (+6 punktów)
4. Kangurze skoki
o Kość: k6
o Wyniki:
1: Twoje skoki są bardziej klapaniem niż skakaniem – lądujesz prosto w kałuży błota, a tłuczek z daleka celuje w ciebie, zostawiając kolorowy ślad na plecach. (0 punktów) 2: Starasz się skakać jak kangur, ale błoto spowalnia cię, a twoje skoki są krótkie i niezbyt dynamiczne. Tłuczek mija cię o włos, ale farba rozpryskuje się obok. (+2 punkty) 3: Skaczesz całkiem dobrze, choć błoto sprawia, że czujesz się, jak byś trenował w zwolnionym tempie. Farba z tłuczka dodaje nieco kolorów, ale nie przeszkadza w ćwiczeniu. (+3 punkty) 4: Twoje skoki są energiczne i pewne, błoto nie stanowi dla ciebie przeszkody. Tłuczek przelatuje blisko, ale robisz zwinny unik, zostawiając go w tyle. (+4 punkty) 5: Skaczesz z taką lekkością, że błoto wydaje się cię nie dotykać. Tłuczek próbuje, ale nie ma szans na trafienie. (+5 punktów) 6: Skaczesz jak prawdziwy kangur – daleko, wysoko i bez wysiłku. Tłuczek, najwyraźniej widząc twoje umiejętności, decyduje się ominąć cię szerokim łukiem. (+6 punktów)
System punktowy
Każdy z powyższych elementów tanecznych jest oceniany osobno, a na koniec sumujemy wszystkie zdobyte punkty. Maksymalna liczba punktów do zdobycia to 24 (6 punktów za każdy z 4 elementów).
• 20-24 punkty: Doskonały układ! Twoje umiejętności taneczne, kreatywność i refleks są na najwyższym poziomie. (+10 punktów dla domu) • 15-19 punktów: Bardzo dobry układ! Masz świetne opanowanie ruchów i błoto nie jest dla ciebie przeszkodą. (+8 punktów dla domu) • 10-14 punktów: Dobry układ, ale wciąż jest miejsce na poprawę. Udało ci się opanować większość elementów, ale błoto i tłuczki sprawiły ci trochę problemów. (+6 punktów dla domu) • 5-9 punktów: Przyzwoity układ, choć mogło być lepiej. Błoto i tłuczki sprawiły ci wiele trudności, ale nie poddałeś się. (+4 punkty dla domu) • 0-4 punkty: Układ wymaga jeszcze wiele pracy – błoto i tłuczki wygrały ten trening. Nie zniechęcaj się i próbuj dalej! (+2 punkty dla domu)
[spoiler="Kod do treningu"] <zgss>Żonglowanie piłkami:</zgss> [Podaj link do rzutu k6] - Wynik: (podaj zdobyte punkty) <zgss>Przerzucanie błota łopatką:</zgss> [Podaj link do rzutu k6] - Wynik: (podaj zdobyte punkty)
<zgss>Taniec-Wygibaniec:</zgss> [Podaj link do rzutu k6] - Wynik: (podaj zdobyte punkty)
<zgss>Kangurze skoki:</zgss> [Podaj link do rzutu k6] - Wynik: (podaj zdobyte punkty)
<zgss>Suma punktów z wszystkich etapów:</zgss> (wpisz sumę zdobytych punktów)
<zgss>Punkty domu:</zgss> (przydziel punkty dla domu na podstawie łącznego wyniku) - 20-24 punkty: +10 punktów dla domu - 15-19 punktów: +8 punktów dla domu - 10-14 punktów: +6 punktów dla domu - 5-9 punktów: +4 punkty dla domu - 0-4 punkty: +2 punkty dla domu [/spoiler]
Ostatnio zmieniony przez Danny Baxter dnia Pią Wrz 20 2024, 13:47, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Porozumiewawcze spojrzenia mignęły między nim a Lockiem, ale nie miał okazji cieszyć się tym zbyt długo, bo obok pojawił się @Fitzroy Baxter . -Czyli głupi nie jest. Dobry start dla niego. - Odpowiedział z uśmiechem, który szybko zniknął z twarzy ślizgona. Pojawiła się oto @Kate Milburn i jej krzyk, a zaraz potem cios prosto w Baxtera. Tego już Solberg nie wytrzymał i grubo prychnął, opluwając najbliższą osobę resztkami ciastka, które miał jeszcze w mordzie. -Ja bym uważał Baxter. - Po koleżeńsku mu doradził. Co jak co, ale gryfon powinien wiedzieć, że laski z tego samego domu są równie piękne, co jebnięte. Wybuchowa mieszanka. W końcu głos zabrał Danny. Max od razu rzucił Lockiemu kolejne spojrzenie, w którym nie było za wiele radości, a raczej zwątpienie i coś w rodzaju nieufności. Miotlarz nie był pierwszym, ani ostatnim w tych murach, którzy chcieli być niby w porządku, a ostatecznie i tak kończyło się chujowo, więc Max jakoś nie potrafił podzielić tego radosnego, australijskiego nastroju. Zaraz usłyszał, jak Lockie zostaje nazwany Karmelkiem i oczy to prawie wylazły mu na wierzch. Oj będą z tego kręcone żarty. Niech tylko Solberg wyczuje okazję. -Solberg. Max. - Przedstawił się krótko, dodając jeszcze, że gra jako pałker ślizgonów i na tym kończąc. Wolał działać niż gadać. Przynajmniej na lekcjach. Przynajmniej jeśli chodziło o pogawędki z tymi, którzy je prowadzili. Czuł się tu bardzo nie na miejscu. Mieli latać, napierdalać się i kończyć w szpitalu, a zamiast tego czekał ich jakiś taniec. Max miał wrażenie, że znalazł się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Tak był tym zszokowany, że pierwsze zadanie, które mu przypadło, czyli żonglowanie, totalnie spierdolił. Wszystko spadło mu na ryj, zajebując go całego farbą i na tym się skończyło. Coś czuł, że nie będzie to jego najbardziej dumny moment w tej szkole, a konkurencja była ogromna.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Żonglowanie piłkami: [4] - Wynik: (+4) Przerzucanie błota łopatką: [5] - Wynik: (+5) Taniec-Wygibaniec: [3] - Wynik: (+3) Kangurze skoki: [4] - Wynik: (+4) Suma punktów z wszystkich etapów: 16 Punkty domu: +8 punktów dla domu
Obserwował zbierających się ludzi i kiedy doszło do ciastkowego incydentu między @Kate Milburn i @Fitzroy Baxter, akurat rozważał, czy wziąć coś jeszcze do jedzenia, czy wytrzeć ręce i dołączyć do zamieszania, bo przecież tak się nie godzi, żeby mu ktoś gryfonkę brudził bez pozwolenia. Okazało się jednak, że Milburnm świetnie radzi sobie sama, na co i Swansea parsknął, ocierając resztki ciastka wyplutego przez Maxa z ramienia: - Uspokoj jadaczke, bo też zarobisz. - szepnął konspiracyjnie. Serdecznie podzielał poglądy przyjaciela o patologicznych zapędach gryfonek. gdyby miał zrobić porównanie, to chyba równie często fizycznie atakowały go wychowanki domu Godryka, co wszyscy inni ludzie razem wzięci. Był więc zajęty konsumpcją ciastka, kiedy @Danny Baxter postanowił do nich dołączyć, więc opdwrócił się, kulturalnie przecież, przodem do niego, przełykając kęsa. Wystawił mu pięść do żółwika właściwie to odruchowo, słuchając jego wywodów i opowieści trochę bez skupienia, bo przecież on to już wszystko wiedział. Kiedy padło magiczne słowo KARMELKU, zadławił się gwałtownie, łapiąc oddech i charcząc walką o życie. - Złuham..? - wyrzęził załzawiony - Przecież my się już poznaliśmy? -przechylił głowę. Może tak przystojny, jak nauczyciel, to nie był, ale żeby jego mordę tak szybko zapomnieć - A oni mnie znają. - wskazał kciukiem na nieokreślony zbór ludzi gdzieś z boku. Usunął się, rorbiąc symbolicznie miejsca kolejnej osobie, chętnej do przedstawiania się po czym skupił na tłumaczonych mu zajęciach. Z każdym kolejnym słowem, zmarszczka na czole Swansea pogłębiała się. Spojrzał na @Maximilian Felix Solberg z nadzieją, że może mu użyczy mocy przerobowej swojej szarej komórki, bo dla niego tańcee na miotle były czymś o niewyobrażalnej trudności. Nie było żadną tajemnicą, że Swansea zwrotny nie był. Ani gibki. W powietrzu nie stanowił wyzwania jako sprytny wąż. Miał jednak masę i impet zderzenia, więc odnajdował się na swoim stanowisku. Ale w tańcu? - N-no dobra... - wytarł ręce w dresik, złapał za piłki i skupił się, bo żonglowanie wymagało skupienia. Cudem przy tym żonglowaniu nie zarobił tłuczkiem na pysk, ale to chyba już wypracowany, zwierzęcy odruch unikania tłuczków, skoro większość czasu na miotle operował właśnie nimi. Dobrze by było, żeby mu ktoś powiedział, że ma pomagać @Fern A. Young bo on w swojej sakromnej inteligencji nie pojął swojej nowej roli przewodnika.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Ostatnio coraz częściej zdarzało mu się spóźniać na zajęcia – to zaspał, to zatrzymał go jakiś zagubiony pierwszak, a czasem zwyczajnie nie miał ochoty pokazywać się ludziom na oczy. Dziś miał jednak dobry powód, by być spóźnionym – korzystając z przerwy obiadowej udał się do pielęgniarki z prośbą o fiolkę eliksiru słodkiego snu, od kilku dni dręczyły go bowiem koszmary, skutecznie uniemożliwiając odpoczynek. Eliksiru co prawda nie dostał, ale i tak spędził w skrzydle szpitalnym dobre pół godziny, odpowiadając na pytania o stan zdrowia i samopoczucie. Zdyszany, z wypiekami na policzkach, dotarł na zajęcia akurat na sam koniec przemowy nowego nauczyciela, zdążył więc usłyszeć, jak Lockie zostaje nazwany „karmelkiem”. Gdyby miał więcej powietrza w płucach, zapewne chichotałby jak jedenastolatka słysząc tę czułostkę, jednak po niedawnej przebieżce z trudem łapał oddech, udało mu się więc wyksztusić tylko: - T..Terry jestem. Anderson. Na wieść o tym, czym będą zajmowali się podczas dzisiejszego treningu mina chłopakowi zrzedła, bowiem ostatnie tańce skończyły się dla niego fatalnie i za żadne skarby nie chciał powtórki z tej wątpliwej rozrywki. Nie mogli po prostu ponawalać się tłuczkami? Może wtedy naprawdę wylądowałby w szpitalu i dostał upragniony eliksir nasenny? Mógł jednak pomarzyć o normalnych ćwiczeniach, zamiast tego wdając się w cyrkowca żonglującego piłkami, a następnie przerzucającego błoto łopatą. W jaki sposób miało im to pomóc w lataniu na miotle? Tego nie wiedział, nie zamierzał jednak wychylać się już na pierwszych zajęciach, posłusznie wykonywał więc zadanie za zadaniem, po drodze zbierając na bluzie coraz więcej neonowych plam. Mniej więcej w połowie układu znalazł się na tyle blisko @Aiyana Mitchelson by posłać w jej stronę pełen zdezorientowania uśmiech. - Zazwyczaj więcej się dzieje, ale spoko, po naszym treningu jestem o ciebie spokojny. Masz naturalny talent. – puścił jej szelmowskie oczko i pohasał dalej w błotko.
Suma punktów z wszystkich etapów: 18 Punkty domu: +8 punktów dla domu
Jadła sobie spokojnie swoje czekoladowe ciasto, rozkoszując się jego smakiem, bo serio uważała, że było zajebiście dobre. Wtedy to przyszedł Fitzroy i zaatakował Kate, zmuszając ją tym samym również do jedzenia. Imogen nie zdążyła zareagować, bo po pierwsze, usta miała pełne jedzenia, a po drugie, zaraz po nim przyszedł nauczyciel, który rozwiązał problem skuteczniej, niż ona by pewnie mogła. - Nic Ci nie jest? - zapytała tylko @Kate Milburn, kiedy ta się już w końcu uwolniła od natrętnego Gryfona i jego chęci nakarmienia dziewczyny. Nauczyciel przedstawił się, a Imogen słuchała go, wylizując palce z resztek czekolady, która na nich pozostała. Uśmiechnęła się szeroko, gdy wspomniał o tych smakołykach, bo doprawdy były przepyszne. - Są zajebiste! - oznajmiła głośno, dalej wylizując palec i szczerząc kły w stronę ich nowego profesora (@Danny Baxter). Niedługo potem przyszła jej kolej na przedstawienie się nauczycielowi. Wytarła dłonie z resztek jedzenia i swojej śliny o wewnętrzną stronę kieszeni swoich dresów. - No więc, czeeść - zaczęła, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć dalej. Podrapała się dłonią po głowie, jakby to miało jej w czymś pomóc. - Imogen Skylight. Nazwisko możesz kojarzyć, bo rodzina zajmuje się produkcją mioteł w zasadzie to na skalę światową. - Po tym krótkim przedstawieniu się, przyszedł czas na działanie. Dziewczyna skrzywiła się nieco słysząc, że mają zacząć zajęcia... od tańca. Spojrzała na Kate i @Adela Honeycott z powątpiewaniem wypisanym na twarzy, ale skoro było trzeba, to chyba nie miała za bardzo wyjścia. Najpierw wzięłą się za żonglowanie piłkami, co poszło jej zaskakująco dobrze. Tłuczek jej nie trafiał, błotko też nie, więc całkiem nieźle się przy tym prezentowała. Przy przerzucaniu łopatą dała z siebie wszystko, choć nie poszło jej to tak dobrze, jak żonglowanie. Potem taniec wygibaniec i chyba tylko dzięki temu pozbyła się części błota z siebie, bo robiła to całkiem energicznie. Kangurze skoki też nie były straszne i dzięki nim pozbyła się resztek błota, choć dalej była cała brudna, przepocona i zziajana jakby właśnie przebiegła kilka mil. Nie ma co, bardzo ciekawe zajęcia, pomyślała, ocierając czoło z potu.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Zajęta skłonami, a potem ziewaniem, nie spojrzała na @Malakai O'Malley, nie od razu, a na pewno go nie usłyszała. Dopiero gdy @Lockie I. Swansea podszedł do niej, wciskając jej jakiegoś batonika, zobaczyła, że obok niej stoi jakiś puchon. Nie za bardzo go kojarzyła, chyba że powinna. Wzięła batonika i przez chwile wpatrywała się w Malakaia. Skrzywiła się na cherry ripe, bo nie wiedziała, czy chce go jeść, ale w końcu go otworzyła i ugryzła kęs, zerknęła w tym samym momencie na Lockiego. Szybko też obok niej pojawiła się @Aiyana Mitchelson, która nie opuszczała jej ani na krok. Często się widywały, a na zajęciach zazwyczaj mała puchonka się do niej przysiadała, nie przeszkadzało to Fern, wręcz przeciwnie, dobrze było mieć miłe towarzystwo i trochę naiwne. Young zauważyła, że Mitchelson mówi coś do O'Malleya dlatego skupiła się na jej słowach, zauważając, że padło jej imię. Nauczę. Dzień, jak co dzień. Wyciągnęła różdżkę i rzuciła scribio, wpierw przeczytała wiadomość, jaką przekazała jej dziewczynka. Uśmiechnęła się, a następnie znowu z zainteresowaniem spojrzała na @Malakai O'Malley. Była ciekawa czy chciał coś od niej wcześniej, ale z drugiej strony sama nie zamierzała pytać. Zresztą uznała, że było to coś w rodzaju przywitania się lub skomentowania wielkiego stołu z przekąskami, który zostawił dla nich nowy nauczyciel. Zaraz to jednak podeszła do nich @Lily Blackwood, a Fern uśmiecha się tylko na powitanie, kiedy półwila spojrzała w jej stronę, potem piwne oczy skierowała na nauczyciela, który pojawił się na horyzoncie. Przyglądała mu się uważnie, jak gestykuluje, mówi coś, przeciągając każde słowo i się szczerzy. Widać było, że to mężczyzna z ikrą, pozytywną karmą i czymś takim. Najbardziej jednak zaskoczyło ją to, że zbijał żółwika z każdym, a może nie po całej tej obserwacji Dannego Baxtera w ciszy, żółwik był jak najbardziej na miejscu. Irytowało ją jednak to, że nie może usłyszeć jego głosu. Fern Young. Rzuciła scribio i uśmiechnęła się do niego, bo pomyślała, że powinna dodać "głucha", ale nie zrobiła tego, rozbawiło ją to jednak. Miała jednak nadzieje, że tyle wystarczy. Nie chciało jej się "opowiadać" o sobie, bo uważała, że nie ma nic ciekawego do dodania, a potem mrużyła tylko oczy, przyglądając się, jak nauczyciel tańczy w błocie i kiedy skończył, z całych sił próbowała nie wybuchnąć śmiechem, żeby przypadkiem kogoś nie wystraszyć. Pokiwała głową, kiedy Danny znowu do niej podszedł i przekazał wiadomość. Przeniosła spojrzenie na @Lockie I. Swansea to dzisiaj jego zamierzała się trzymać, w końcu miał robić za jej przewodnika. No dalej, Ty pierwszy. Uśmiechnęła się do niego, ale była to mina sugerująca "chce pierwsza zobaczyć, jak się wydurniasz, zresztą i tak nie masz wyjścia", a następnie zaczęła powtarzać za nim. Czuła się trochę jak idiotka, ale szybko jej przeszło, że nie mogła usłyszeć muzyki przy żonglowaniu, pozwalało jej to skupić się na piłkach. W połowie ćwiczenia tłuczek przeciął powietrze, ale nie dosięgnął Fern. Może to zwyczajne szczęście, albo zwinne kocie ruchy Young. Już dawno zapomniała o błocie, a gdy przyszło do przerzucania błota łopatką, popisywała się, nawet jeśli z widocznym wysiłkiem. Jeden z tłuczków rozpryskał trochę farby obok, ale udało jej się uniknąć większych plam.
Sama zaczęła ćwiczyć zaklęcie, które pokazała jej @Fern A. Young, póki nie było nauczyciela w pobliżu, a oni mieli odrobinę więcej swobody. Przynajmniej w odczuciu pierwszoroczniaczki, która nie spodziewała się tego, z jakim nauczycielem będzie miała dziś styczność. Choć to nie wejście nauczyciela, przerwało ćwiczenia młodej Puchonki. Pierwszoroczniaczka przywitała @Lily Blackwood z szerokim uśmiechem. Tak się złożyło, że stała obok Malakaia i Fern. - Cześć Lily! Wykorzystamy okazję i poobserwujemy konkurencję? - zażartowała. Po raz pierwszy z resztą. A przynajmniej w taki sposób. Zastanawiało ją, jakiego nauczyciela dostaną. Niemniej jednak, nawet ona nie spodziewała się kogoś takiego. Przybiła z nim żółwika, jak chyba pozostali uczniowie, a następnie z uwagą wysłuchała tego, co miał do powiedzenia. Dziwnie czuła się z myślą, że miała traktować go nieco inaczej, niż pozostałych nauczycieli. Niemniej jednak, jeśli dla Danny'ego było to tak istotne, zamierzała się dostosować. - Dzień... umm.. cześć. Jestem Aiyana... Dopiero zaczynam naukę w szkole... Moja mama jest... umm... - przerwała, starając się przypomnieć sobie to trudne słowo, ostatecznie postanowiła wybrnąć z tego inaczej. - Urodziła się bez magii i zaczęła żyć jako mugol, więc wszystko dla mnie jest nadal nowe i... Chcę dać z siebie wszystko podczas nauki... Przedstawiła się najlepiej, jak mogła, choć dla tej jedenastolatki nie było to najłatwiejsze. Już samo przywitanie stanowiło problem. Nie wiedziała, czy powinna traktować go jako nauczyciela i zacząć od tradycyjnego "dzień dobry", czy może "cześć" w tym przypadku byłoby bardziej adekwatne. Zaryzykowała i przywitała się z nim, jak ze starszym bratem. Obserwowała uważeni choreografię nauczyciela. I choć ta zdawała się dość nietuzinkowa, oczy pierwszoklasistki zabłysnęły. Ona wiedziała o co w tym chodzi! A przynajmniej tak sądził ten borsuczy łebek. Odwzajemniła uśmiech, który posłał w jej stronę @Terry Anderson. Ten jedenastolatki był jednak ciepły i pełen determinacji. - Dziękuję. Miło, że tak sądzisz. I nie martw się! Wszystko rozumiem! Trenujemy mięśnie, które przydają się podczas gry! - odpowiedziała z wyraźnym zadowoleniem. Dzięki zwinnym dłonią, które wypracowała sobie podczas trenowania magicznych sztuczek, żonglowanie nie sprawiało jej najmniejszego problemu. Podczas tego treningu, czuła się jak ryba w wodzie. Nawet wszechobecne błoto, nie stanowiło dla niej problemu. - Będziecie wykorzystywać ten zestaw ćwiczeń na treningach? - zapytała. Może i wyglądał komicznie, jednak pierwszoklasistka traktowała go śmiertelnie poważnie i nawet przez moment nie myślała, aby po prostu się zatrzymywać. Podczas przerzucania błota pojawiły się pewne problemy. Nie była przygotowana do takiego wysiłku, niemniej jednak, tłuczek postanowił uderzyć gdzieś obok, dzięki czemu jej odzienie nie zostało pokryte farbą, choć nie miało to w tej chwili większego znaczenia. I tak była brudna. Nie lepiej sprawa miała się z tańcem. Błoto mocno ograniczało ruchy dziewczynki, a że jeszcze była niższa, robiło to sporą różnicę. O dziwo, podczas skakania poradziła sobie wybitnie. I to do tego stopnia, że nawet tłuczek dał sobie z nią spokój. - Zobacz Terry! Odpuścił! - zawołała, wyraźnie zadowolona z siebie.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate nie posiadała się z wkurwienia. I luźne podejście nowego nauczyciela, również Baxtera, wcale nie sprawiło, że ona również się rozluźniła. Wręcz przeciwnie, napięła się jeszcze bardziej, zaciskając karminowe usta w cienką, świadczącą o silnych nerwach linię. Spojrzała na wyciągniętą w jej kierunku dłoń do zbicia żółwika i przez moment miała ochotę prychnąć. Tak, właśnie tak, żółwik ocali jej humor i da jej chęci do dobrej gry. Zbiła go, bo nie była niewychowana i wiedziała, że człowiekowi wyciągającemu rękę nie należało kazać czekać, ale nie zamierzała strzępić języka na wylewnych powitaniach, ani tym bardziej na opowiadaniu o sobie. Co miałaby mu powiedzieć? - Kate Milburn - burknęła tylko, wciąż zirytowana. Pocierała uparcie twarz, chcąc pozbyć się ze skóry wszelkich naleciałości ciasta, które mogłyby na nią trafić. Komentarze na temat celnego trafienia tylko na moment sprawiły, że poczuła się lepiej sama ze sobą. Zaraz jednak miało się to zmienić. Słuchała i słuchała tego słowotoku, który wylewał się z jego ust. Na wspomnienie gabinetu bez drzwi, rzuciła porozumiewawcze spojrzenie do stojącej obok @Saskia Larson, mamrocząc pod nosem "kinky" tak, żeby tylko ona słyszała, ale zanim zdążyła zachichotać, zgniotła ją perspektywa przyjścia do Danny'ego, aby omówić problem z crashem. Yuck. Nie rozumiała, co się działo w Hogwarcie od początku nowego semestru, ale miała teorię - zamek miał się wkrótce otworzyć dla zwiedzających jako cyrk, a oni mieli być w nim tresowanymi małpami, tańczącymi tango i żonglującymi piłkami na miotle. Nie miała pojęcia, czemu miało służyć uczenie się dziś jakiejś "choreografii". Ani to jedzenie przed treningiem. W ten sposób nowy Baxter chciał zaskarbić sobie sympatię studentów? Podjęła próbę żonglowania, które skończyło się tragicznie. Na domiar złego zaraz miała całą twarz umorusaną w... Merlin wiedział czym było to coś kolorowe. Ona natomiast wiedziała, że nic tu po niej. Upadek w błocie był ostatnią kropelką, która przelała czarę goryczy. - Muszę iść do pielęgniarki - usprawiedliwiła się fałszywie, odchodząc z udawanym kuśtykaniem hen, przez błonia aż do zamku, a następnie pod prysznic i dalej po kołdrę, gdzie wydała z siebie długi, zduszony poduszką krzyk.
/zt
Clara Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162
C. szczególne : tatuaż przy prawym cycku (podgląd w kp - bez cycka, zboczuszki)
Po roku nieobecności w szkole, nawet na zajęcia chciało jej się chodzić. Wiedziała, że ta chęć szybko przejdzie, ale nawet ona nie spodziewała się, że aż tak szybko. Jak do tej pory, to jeżeli w ogóle pojawiała się na lekcji, to albo na niej spała, albo się spóźniała, albo jedno i drugie. Ludzie ostrzegali, że gap year może się skończyć trudnościami w złapaniu z powrotem szkolnego rytmu, ale Clara wyszła z założenia, że nie można stracić czegoś, czego się nigdy nie miało. Otóż okazywało się, że się można. Bardzo jej to nie martwiło. Miała tylko nadzieję, że Bridget nie musi za nią świecić oczami w pokoju nauczycielskim. Kiedy dotarła na trening, nie była pewna, czy dobrze trafiła. Ludzie sobie jedli, a niektórzy byli ubabrani żarciem, jakiś chłop - chyba nauczyciel - siedział na stole i nawijał. Słowem, chuj wie, co się działo. Wypatrzyła swoje ziomki z Gryffindoru, ale vibe coś się nie zgadzał, postanowiła więc na razie nie podchodzić. Pozostawało jej stanąć gdzieś obok, robić to, co inni i czekać na rozwój wydarzeń. Przyszła kolej na przedstawianie się, które wyglądało mniej więcej tak, jak zawsze wygląda uczniowskie przedstawianie się na lekcjach. Przy czwartej osobie, która powiedziała tylko jak się nazywa, Clara parsknęła śmiechem. Clash brytyjskiej i austarlijskiej kulutry był zbyt śmieszny. Sama wcale nie miała się z tego schematu wyłamać. - Eeeee... Clara Hudson - powiedziała, kiedy nadeszła jej kolej. - Rok mnie nie było, teraz jestem i... nie wiem, co się dzieje. Lubiła mówić. Dużo i szybko. A o sobie, to już w ogóle, ale musiała mieć jakiś punkt zaczepienia, a tak wzięta z zaskoczenia głowę miała zupełnie pustą. Chociaż nie - wręcz odwrotnie - w jej głowie kłębiło się zbyt dużo myśli, żeby mogła tak bez pomocy z zewnątrz uchwycić jakąś jedną. Potem było jeszcze lepiej. Kiedy padło hasło choreografia taneczna, była pewna, że Danny żartuje, ale chłop na serio włączył muzykę i zaczął coś, co było ponoć tańcem. Konsternacja była często doświadczanym przez nią stanem, ale teraz odkryła nowy jej poziom. Kolejne wydarzenia były tak absurdalne, że autentycznie miała wrażenie, że to sen. Skakanie jak kangur na ocenę, to był mniej więcej poziom jej snów. Co by jednak nie mówić, teraz przynajmniej wiedziała, co się dzieje. Nie robiło jej specjalnie różnicy, czy "tańczy" we śnie, czy na jawie. Na pewno było to lepsze niż siedzenie w ławkach, a żonglując piłeczkami doszła do wniosku, że lepsze to nawet niż monotonne podawanie kafla, czy robienie slalomu między pętlami znane z innych zajęć quidditcha. Poziom chaosu i schematu był w idealnej dla niej równowadze. Piłeczki co prawda latały na wszystkie strony, ale właśnie dzięki temu było zabawnie. Ostatecznie nawet udało jej się je połapać. Ostania spadła jej na głowę, ale przynajmniej nie był to tłuczek. Ten trafił ją, kiedy przekopywała (a raczej rozchlapywała) błoto. Clarę na moment zamroczyło, ale ogarnęła się na tyle, by wiedzieć, że powinna przejść do kolejnej sekwencji. Jak można się domyślić, jej ruchy zbyt zgrabne nie były. Skończyła całą umazana błotem i kolorową mazią z tłuczków, ale to ją mało obeszło. Ruch za oprzytomnił ją po zderzeniu z tłuczkiem. Pomiędzy jednymi a drugimi wygibasami, starała się dotrzeć do jakiegoś towarzystwa. Konkretniej to do upatrzonych na początku lekcji Gryfonek, ale przy latających tłuczkach nie było za bardzo okazji. W końcu kątem oka zobaczyła oddalającą się w stronę zamku Kate. Teraz już musiała dotrzeć do dziewczyn. Zgrabnie jak rasowy kangur doskakała do @Adela Honeycott i @Imogen Skylight. - Eyoo - przywitała się tonem, który wyrażał jednocześnie radość, że je widzi i niepokój o oddalającą się koleżankę. - Co jest?
Niezależnie od tego, jak głupio wyglądała podczas wykonywania wybranej przez nauczyciela choreografii, a także jak irracjonalna by ona nie była, pierwszoroczniaczka zamierzała wykonywać ćwiczenia sumiennie, doszukując się w tym wszystkim znacznie większego sensu. Ufała Baxterowi do tego stopnia, że nie towarzyszyło jej uczucie zażenowania, podczas ciągłego powtarzania czynności. Jakby nie patrzeć, dostał posadę w tej szkole, a dyrekcja raczej nie zatrudniałaby kogoś, kto nie znałby się na swoim przedmiocie. - W sumie, to mam mały pomysł... - zwróciła się do Terry'ego, aby zbliżyć się do innej osoby. Długo zastanawiała się nad tym, czy rozpocząć rozmowę z nauczycielem. Po niełatwych rozważaniach, postanowiła się przełamać. Jeżeli mogła kogoś wypytać o gry miotlarskie, zdecydowanie był to @Danny Baxter. - Proszę... Umm... Danny... Profesjonaliści często tak trenują? - zapytała, gdy kangurzymi skokami zbliżyła się do nauczyciela. Nadal nie potrafiła przyzwyczaić się do jego prośby, by traktować go bardziej jak członka rodziny, niż profesora z krwi i kości. Na całe szczęście nie nazwała go "panem", choć była już blisko. Chciała skorzystać z okazji i uciąć sobie z nim krótką pogawędkę. Zamierzała nieco skorzystać z możliwości zamienienia kilku słów z osobą bardziej doświadczoną w kwestii gier miotlarskim. Nie rozumiała tylko jednej rzeczy - dlaczego nikt nie pokusił się o to, aby zdobyć cenną wiedzę od profesjonalisty.
Żonglowanie piłkami:6 - Wynik: 6 Przerzucanie błota łopatką:3 - Wynik: 3 Taniec-Wygibaniec:3 - Wynik: 3 Kangurze skoki:2 - Wynik: 2 Suma punktów z wszystkich etapów: 14
Punkty domu: 6 punktów dla domu
Kaskada Gryfonek-przyjaciółek (Adela, @Kate Milburn i @Imogen Skylight) pytających @Lockie I. Swansea i @Maximilian Felix Solberg o spożywane słodycze mogła wydać się zjawiskiem zgoła komicznym, jednak znajdujące się na stoliku słodycze wydawały się bez wątpienia czymś godnym uwagi. Nawet jeśli Adela nie spróbowała żadnego z nich, nie mając w zwyczaju jadać słodyczy spoza rodzinnych fabryk, to absolutnie nie dziwiło jej poruszenie, które powstało w jej grupie znajomych. Wyluzowany profesor wydał jej się całkiem sympatyczny – na co dzień nie miała tak luźnych relacji z nauczycielami, poza Gwen (do której mimo wszystko na zajęciach zwracała się z dozą dystansu nieprzystającego do ich relacji), więc zwracanie się do mężczyzny na „Ty”, szczególnie w placówce pokroju Hogwartu, nie było w jej ocenie szczególnie naturalne. Nie należała jednak do osób, które za dużo by myślały, więc przyjęła ten stan rzeczy do siebie, nie robiąc większego problemu. Mina zrzedła jej jednak – najpierw w związku z przykrą sytuacją, która spotkała Kate,potem gdy mieli się przedstawić, bo podobne praktyki kojarzyły jej się z przedszkolem i masą cringu, szczególnie po tym jak Danny nazwał Lockiego karmelkiem. Trzeba to trzeba, więc gdy nadeszła kolej Adeli, ta przeszła do rzeczy. - Adela Honeycott. Broń Merlinie, nie Adeline. Honeycott od słodyczy – rzuciła konkretnie, rozwiewając wszystkie wątpliwości dotyczące nazwiska i tego, by absolutnie nie zwracać się do niej pełną formą imienia. Rzuciła jeszcze kilka słów o gotowaniu i Quidditchu, nie wdając się jednak w szczegóły, bo mimo swojego dość entuzjastycznego podejścia do życia, nie wierzyła by ktokolwiek mógł coś wyciągnąć z podobnych, sztucznych przedstawień. W końcu jednak przyszła pora na ćwiczenie – wymyślony przez nauczyciela układ z jednej strony mógł być okazją do świetnej zabawy, z drugiej jednak – warunki pogodowe sugerowały, że poniesione straty mogą mieć daleko idące, negatywne skutki. Początkowo Adeli szło świetnie – zaczęła od żonglowania, które wychodziło jej naprawdę świetnie, tak jakby miała w tym sporo doświadczenia. Ani farba, ani błoto nie były dla niej przeszkodą. Schody zaczęły się jednak później – przerzucanie błota było sporym wysiłkiem, ale na całe szczęście poszło jej w miarę, nawet jeśli z trudem uniknęła większych plam od rozbijających się piłek z farbą. - Heeeej – przywitała się pomiędzy średnio udanymi akrobacjami z @Clara Hudson – Obawiam się, że Kate po prostu nie wytrzymała nadmiaru katastrof. Było jej żal przyjaciółki, ale wiedziała, że gdyby faktycznie coś jej się stało, to poprosiłaby ją o wspólne pójście do skrzydła szpitalnego. Tymczasem, człapała w stronę zamku sama, co jasno dawało Adeli do zrozumienia, że dziewczyna miała po prostu dosyć. I w gruncie rzeczy – trudno było się dziwić.