Wschodni brzeg wielkiego jeziora w dużej mierze zagarnęła linia gęstych drzew, dzięki czemu jest jednym z mniej okazałych. Jest także nieco podmokły, przez co niekiedy można w tym miejscu wpaść w ogromną kałużę, za to właśnie tutaj można obserwować najlepsze zachody słońca w całym Hogwarcie.
Kochaj, albo rzuć. Może kochaj, bo jak rzucisz... To nie wyniknie z tego nic dobrego. I wiedzieli to wszyscy, więc warto jeszcze podkreślić, że jeśli kochać... To jeśli mowa o nich to trzeba było tu użyć pojęcia "wyłączność", a przecież oboje nie znosili ograniczania, prawda? Monotonia dałaby się znienawidzić w ich przypadku bardzo szybko. Zatem może to odpowiedni czas by po prostu odpuścić wszelkie inne rozmyślania i po prostu podołać chwili, która pewnie i tak się nigdy już nie powtórzy, a błogość tej chwili też nie da się przecież zapamiętać, więc jedyne co możesz zrobić to czuć. Choć i tak pewnie teraz sądzisz, że to dużo. Przebiegła palcami po jego klatce piersiowej docierając aż do szyi, próbowała wyczuć tętno? Przecież wiedziała, że jest tu przy niej prawdziwy, może nawet zbyt... Jednakże pozwoliła mu się wnieść do wody przez chwilę obawiając się, że ciecz będzie chłodna, ciecz nie pozwoli im cieszyć się tym momentem, jednak miłą niespodzianką okazał się fakt, że oto udało się jej dość podgrzać wodę, by mogła być letnia. Syknęła może niezadowolona, bo przecież uwielbiała gdy szyby prysznica zachodziły parą, a gorąco obejmowało ją ściśle, jakby nawet desperacko. Cóż, to swego czasu był jedyny rodzaj bliskości jaki sobie serwowała pomiędzy morderczymi maratonami, gdy tonęła w książkach, by tylko poprawić oceny, by tylko jej nazwisko wyczytywano w czołówce najzdolniejszych, a ona mogła nonszalancko zerkać spod długich rzęs na cały rząd zazdrosnych osób i po prostu z dumą wstać, by odebrać swoje wyniki by rzec: Właśnie tak się zwycięża. Teraz jednak nie moment na to, wszak miała go tutaj. Nie musiała się już przejmować o ranking, o ile znów by nie zaczął walczyć z nią rzucając epitetami, których przecież sam nie uznawał nawet za prawdę. Cóż, czasem piekło pochłania. Teraz mocniej złapała się jego zarzucając mu ręce na szyję, gdy wchodził do wody co raz głębiej, a ona sama czuła jak ten dziwny chłód okala ją i wchodził pomiędzy nich, choć bardzo nie chciała się rozstawać z ciepłem jego skóry. Musnęła go w policzek pozwalając teraz sobie na zaserwowanie mu uczty bliskości, gdy na dłuższy moment zetknęła wargi z jego szyją, by w miejscu wolnym od tuszu pozostawić drobny czerwony znaczek... On był tatuażystą, a jedyne co ona mogła zrobić to postawić tam drobną plamkę, ale przecież ta plamka była o wiele droższa od tych wszystkich rysunków i wcale nie było istotne to, że kiedyś zniknie. Przecież odnawianie jej było czystą przyjemnością. Poruszała się korytarzami swoich oszalałych myśli, gdy raz po raz całowała go, a na dosłownie pół sekundy zanurzała ręce w wodzie, by mokrymi dłońmi przebiec od klatki piersiowej w górę, aż po policzki Setha, gdy próbowała zdjąć całą agresję, którą wcześniej wyrażała mimika jego twarzy. Tak jakby gdyby to zrobiła, tak jakby to miało coś zmienić. Musnęła go nieznacznie w kącik ust, choć zaraz powróciła do zdecydowanie odważniejszego pocałunku godząc się na wszystko, co mogło ich połączyć. Wszak oddzielna egzystencja w ich przypadku była zbyt toksyczna. A potem to już tylko upojne chwile, które przebrnęły przez nich szybko, dosłownie, dotkliwie i wyraźnie.
Na ostatniej lekcji we wrześniowe, piątkowe popołudnie Lucas po prostu nie mógł usiedzieć w miejscu. Nerwowo stukał palcami w blat, zakręcał kosmyk włosów na placu i co chwilę zerkał za okno, patrząc z utęsknieniem na niebo rozświetlone czerwonym blaskiem zachodzącego słońca. Nie chciał wiedzieć jakie są zastosowania magicnzych roślin w medycynie, chciał odświeżyć umysł, uporządkować myśli i uczucia. Koniec zajęć równał się z wręcz z wybawieniem. Zadecydował, że pójdzie tam, gdzie go nogi poniosą. Tak właśnie trafił nad jezioro, na małą polanę między dwoma wierzbami. Usiadł blisko tafli wody, przyglądając się jak migoczą na niej zbłąkane wiązki światła. Wyjął z torby aparat, po chwili jednak spojrzał na niego i zmienił zdanie. Może dzisiaj spróbuje czegoś innego? Odłożywszy polaroida, chwycił za spory szkicownik i otwarł go na czystej kartce. Delikatnymi ruchami kredki zaczął rysować majestatyczne mury zamku, królującego w oddali. Najpierw nie myślał o niczym; potem dostrzegł w powietrzu sowę, więc przypomniał sobie o ostatnim liście od rodziców. Mianowicie jego ojciec nalegał, by po ukończeniu Hogwartu poszedł na studia. Zwykłe, mugolskie studia. Tak aby mógł sobie znaleść dobrze płatną pracę i żyć godnie. Lucas miał jednak inne plany, chciał związać swój zawód ze światem magii. Być może nie powiedział rodzicom wystarczająco dużo o zawodach i ścieżkach kariery, którymi zajmują się czarodzieje, być może nie przekonał ich że Hogwart wystarczy, by takową pracę znaleźć. Wiedział, że rodzice chcą dla niego jak najlepiej, ale nie czują się w pełni dobrze miejąc takiego syna. Innego niż wszyscy, syna czarodzieja. Na codzień nie dawali po sobie znać że coś ich gnębi. Zawsze byli szczęśliwi i dumni, dzielili jego sukcesy i porażki. A może on po prostu tego nie widział i widzi teraz, gdy odpowiednio dojrzał i w końcu zaczął rozumieć? Rozumieć, że mało kto chce być inny. Jego rysunek rozrastał się wraz z jego myślami. Próbował teraz przenieść czerwień słońca tak żywą, jaka była w rzeczywistości.
Ostatnimi czasy sporo przesiadywał nad jeziorem. To było bezpieczne miejsce, z dala od ludzi, gdzie można było w spokoju pomyśleć, może też poużalać się nad sobą. Takie oderwanie się od profesjonalnej maski, jaką musiał przywdziewać za każdym razem, gdy wychodził na szkolne korytarze jako prefekt. W końcu nikogo nie interesowało, czy miał jakieś problemy osobiste, miał swoje zobowiązania, których musiał dotrzymywać. A to nie było proste, nie w obecnym stanie. Piątek wieczór był znowu jednym z najcięższych momentów w tygodniu. W weekendy nie musiał siedzieć w zamku i biorąc pod uwagę harmider, jaki panował wtedy w pokoju wspólnym, nie miał nawet na to ochoty. Miał mieszkanie, do którego mógł pójść, zresztą nawet zamierzał, ale wciąż nie mógł przywyknąć, że to jego mieszkanie. Że chłopak, o którym wciąż myślał jako o właścicielu tych czterech ścian, już tam nie wróci i że to on, Felix, teraz tam mieszka. Sam nie wiedział, czy trudniej było tam wrócić czy po prostu poradzić sobie z tymi myślami. Kiedy znowu szedł nad jezioro, zauważył tam jakąś postać. Z daleka nie miał pewności, kto to, ale gdy zbliżył się jeszcze bardziej, rozpoznał Puchona, który chyba nigdzie nie ruszał się bez aparatu fotograficznego. Zawsze go to intrygowało, bo nigdy nie miał do czynienia z magicznym aparatem, był też ciekawy, czy byłby w stanie narysować coś z magicznego zdjęcia. Na pewno byłoby trudniej, bo w rzeczywistości możesz poprosić modela, by się nie ruszał, z postacią na zdjęciu już nie tak łatwo. W każdym razie teraz nie chciał przeszkadzać. Trochę żałował, że brzeg jeziora nie jest pusty, że nie może tam posiedzieć, aż zrobi się tak późno, że już naprawdę trzeba będzie pójść, ale jednocześnie nie chciał wracać do zamku. Dlatego też usiadł w pewnym oddaleniu od chłopaka i zaczął przenosić na kartę szkicownika rysującego Puchona. Incepcja, czemu nie.
Czas płynął, słońce chowało się za horyzont, a Luki siedział i szkicował. Szło mu to zaskakująco łatwo i sprawiało mu sporo przyjemności; co jakiś czas odrywał kredkę od kartki i oceniał jakość swojego dzieła. Jak na tak niewielkie doświadczenie z tą formą wyrazu artystycznego to wychodziło mu dość dobrze. Chyba.
Trzymał rysownik na zgiętych kolanach w ramach podpory, więc po pewnym czasie jego nogi zaczęły drętwieć. Odłożył więc wszystko na bok, wstał, przeciągnął się i potrząsnął rękoma, wydając przy tym z siebie serię ziewnięć. Nagle spostrzegł, że nie jest sam. Kilka metrów dalej siedział chłopak, także ze szkicownikiem, którego po chwili rozpoznał; Felix Lockwood, prefekt Gryffindoru. Obserwował go od jakiegoś czasu i już zauważył, że coś nie gra. Nie żeby go śledził czy coś, ale często mijał go na korytarzu, widywał na lunchu w wielkiej sali. Starał się zachowywać normalnie, uśmiechał się, pomagał zagubionym pierwszorocznym, ale poza tym to snuł się po zamku jak cień. Unikał rozmów, po lekcjach wychodził w zamku sam, ukrywał się gdzieś przed światem, którego częścią zdecydowanie nie miał ochoty teraz być. Praktycznie nieznajomy chłopak, a zrodził w jego głowie tyle myśli. Czy naprawdę musiał się nim przejmować? Nie musiał, ale ale czuł, że powinien. Nawet go nie znasz, Lucas. To tylko kolejny szary, przygnębiony człowiek. Pełno takich na ziemi. Pełno takich w Hogwarcie, rozejrzyj się tylko. Dlaczego on jest obiektem tych twoich dziwnych, empatyczno-wpółczująco-problematycznych chęci pomocy? Cóż takiego możesz dla niego zrobić?
Podczas gdy w środku prowadził zawiłe konwersacje z samym sobą, na zewnątrz uśmiechnął się i podszedł do Felixa. - Cześć. Musiałeś być niesamowicie cicho, skoro nie zorientowałem się kiedy przyszedłeś. W ogóle to Bielecki jestem. Lucas. - powoli usiadł obok niego, niepewny czy nie wchodzi w jego przestrzeń osobistą. - Mówię, bo nie jestem pewny czy wiesz jak się nazywam. Luki podrapał się po szyi, po czym pochylił się nad rysunkiem nad którym pracował Gryfon. Zaśmiał się cicho, gdy zobaczył co przedstawia. - Ciekawy temat wybrałeś.
Hope miala dzis gorszy dzien. Nic jej sie nie udawalo, doslownie nic. Tylko usiąść zbutelką ognistej i zapomniec. Tak wiec zrobiła. Bylo juz dość późno, korytarze opustszaly. Brunetka zalozyla biala sukienke i zlapala butelke ognistej po czym wymknela sie z zamku. Powolny krokie, udala sie w strone bloni a nastepnie na wschodni brzeg jeziora. Szla powoli i z gracja, uwaznie robiac kazdy krok. Nie chciala by ktos ja przylapal i tak miala juz duzo problemow. Oczywiscie byla juz troche pijana bo wypila kilka drinkow, ale na tym jeszcze nie skończył. Gdy znalazla sie na miejscu zdjela buciki i zanurzyla sie w wodzie po bioderka z butelka ognistej. Odkrecila ja i upila dosc spory lyk. Wbila swoje czekoladowe teczowki w gwiezdziste niebo i cichutko westchnela. Byla sama i mogla sie tym cieszyc. Nikt jej nie przeszkadzal w piciu ani relaksowaniu sie. Idealnie. Upila kolejny lyk ognistej i wyszla z wody. Odstawila butelke na ziemie i wrocila do wody. Zanurzyla sie calkowicie, po czym zanurkowala. Bardzo dawno nie plywala, wiec jesli miala okazje to czemu nie? Po kilku minutach wynurzula sie. Delikatne swiatlo księżyca padlo na jej wilgotne ciało. Powoli zaczela wychodzic z wody odgarniajac mokre wlosy, ktore oblepialy jej twarz. Mokra sukienka przylgnela do jej ciala jak druga skora uwypuklajac jej kobiece atuty. Nie dosc ze byla strasznie krotka to dodatkowo zrobila się obcisla. No zreszta nikogo tu nie bylo. Wiec nie miala czym się przejmować. Im byla blizej brzegu tym wyrazniej czula, ze jednak nie jest sama. Uwaznie przeczesała brzeg oczyma i ujrzala meska postac stojaca niedaleko niej. Zmruzyla delikatnie oczy i wziela butelke ognistwj. -Nie ładnie tak podgladac..-powiedziała z zadziornym usmiechem na ustach. Zapowiadal sie interesujacy wieczor. Wyszla z wody i skierowala sie w strone podgladacza. Odgarnela kosmuk mokrych wlosow i westchnela cichutko upijajac lyk ognistej.
Po uwolnieniu się od pewnej blondynki i stwierdzeniu, że jeszcze nie czas na powrót do zamku, postanowił poszwędać się wokół jeziora, byle nie trafić znowu na nią. Chociaż, mógłby nie trafiać na nikogo, pobyć trochę samemu... w końcu. Właściwie wydawało się to niemożliwe, było to jedyne "spokojne miejsce" blisko szkoły. Leo przeniósł się z polany na wschodni brzeg jeziora. Nie myślał nawet o tym, żeby wejsć do wody przy takiej pogodzie, aczkolwiek chciał się po prostu do niej zbliżyć, w końcu rzadko tu przychodził. Co więcej nigdy by mu na myśl nie przyszło, że w ogóle ktokolwiek mógłby wejsć do wody kiedy temperatura powietrza wynosiła około 5 stopni wieczorami. No, ale cóż widocznie nie on tu od myślenia, skoro jak tylko sie zbliżał usłyszał ruch w wodzie "ryba?" - raczej nie. Butelka w piasku tuż na brzegu, zapewne miała swojego właściciela, albo i... właścicielkę? Leo stał tuż przy linii drzew, oparł się o pień i odpalił mugolskiego papierosa. Nie trudno było się skapnąć, że były to mugolskie - tragiczny zapach dla palących magiczne, a po za tym normalnie się żarzył, a nie na kolorowo. Obserwował dokładnie tafle wody, powoli zapadł zmrok, ale był pewien, że ktoś tu musi być. Nikt nie zostawił by alkoholu tak samotnie. Nie musiał czekać długo, po chwili wynurzyła się postać, nie trudno było bo jej atrybutach zauważyć, że to kobieta. Przez jej ubiór i wdzięki o mało się nie udusił dymem z papierosa. Nie ma co ukrywać, było co podziwiać, po za tym dziewczyna sama sie z tym nie kryła, więc czemu miałby nie popatrzeć ? Kiedy usłyszał głos dziewczyny, która mówiła coś o podglądaniu, jego kąciki ust delikatnie sie uniosły, a sam oglądnął sie za siebie w końcu on nie podglądał. Gdy skierowała swoje kroki w jego stronę postanowił w końcu rozdziawić swoje usta w innym celu niż wypuszczenie kłębu dymu. - Nie podglądałem, podziwiałem. Odpowiedział kobiecie mierząc ją wzrokiem od stóp po sam czubek głowy. Mokra sukienka rzeczywiscie wspaniale podkreślała jej figure i wdzięki, dlatego takie "podglądanie" jak ona to nazwała bardzo nacieszyło jego oczy. Pomimo tego jaką osobą był to w dalszym ciągu był facetem, a to górowało nad charakterem.
Kiedy zblizyla sie do podgladacza usłyszala jego slosa. Zachichotala melodyjnie stajac na przeciw niego. -Tak to sie teraz nazywa. Zapamietam sobie. -odpowiedziala spokojnie przyglądając sie nieznajomemu z uwaga i skupieniem. Po chwili uniosla butelke ognistej do ust i upila malenki lyczek. Ciekawe czy sie skusi-pomyslala. [/zt] Na jej twarzy pojawil sie delikatny acz uroczy usmiech. Skierowala butelke alkoholu w jego strone. [i]-Moze sie skusisz?-spytala nie przestajac sie usmiechac. Przeczesala palcami mokre wlosu i westchnela cichutko. Kiedy nieznajomy wzial odniej butelke trunku zaczela zdejmowac z sienie mokra sukienke. Kiedy ja w koncu zdjela powiesila ja na gałęzi drzewa. Mimo iz bylo dosc chlodno nie przeszkadzalo jej to. Wiec podsumujmy, stala przed nieznajomym mokra (bo w koncu wyszla z wody) i w samej kremowek koronkowej bieliznie. No coz, ciekawe co on sobie o niej pomysli. Chwileczke, byla tutaj pierwsza wiec mogla robic co chciala..chyba. -Mam nadzieje, ze nie przeszkadza Ci to. Nie znosze miec na sobie mokrych ubran.-stwierdzila zerkajac na niego katem oczka. Poslala mu slodziutki usmiech i dopiero teraz zorientowala sie, ze nieznajomy pali mgolskiego papierosa. W sumie jakos nie miala ochoty sie tego uczepic, wiec przemilczala to. Przedstawic sie tez nie miala zamiaru bo po co to komu.
Leo na widok butelki skierowanej w jego strone uniósł brwi do góry, a usta wykrzywił w podkowę. Zaciągnął się ostatni raz papierosem po czym zgasił go na pniu, a gwint butelki zajął mu usta. Nie był alkoholikiem, ale lubił alkohol, a już w szczególności Whiskey. Przez chwilę, która trwała parę sekund zastanawiał się czy wypada, aczkolwiek raz na jakiś czas trzeba sie rozluźnić, a po za tym mama uczyła, że jak dają to sie nie wybrzydza. Butelkę ognistej zatrzymał, może odda jak sie dziewczyna upomni. Z butelki nie ubyło dużo trunku, a dziewczyna widocznie była już wstawiona, bo która ot tak rozbiera sie do bielizny właściwie w lesie, lasku, między drzewami, zwał jak zwał, przy obcym facecie. Leo miał jeszcze trochę rozumu w głowie pomimo tych widoków i postanowił ściągnąć swój sweter. Był na tyle duży, że dziewczyna mogła go użyć jak sukienki, a Leo jakoś przeżyje w koszulce. - Trzymaj i nie mów,że nie chcesz. Po tych słowach wysunął w jej stronę ręke, w której trzymał sweter. Pewnie, miło było podziwiać jej urodę i mimo wszystko Leo korzystał z tych paru chwil i cieszył oczy, ba nawet nie czuł się jakoś specjalnie skrępowany. Jednakże, było naprawdę chłodno i siedzenie w samej bieliźnie mogłoby się źle skończyć, a tak to sweter zawsze jakoś ogrzeje. - Nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie, ale w swetrze będzie Ci cieplej. Leo był tego wieczoru wyjątkowo rozmowy, było wręcz to aż niepodobne do niego. Może to ten jeden głębszy sprawił, że trochę mu się rozluźnił język, mimo wszystko im więcej luzu tym lepiej, więc kolejny raz uraczył się alkoholem. Była to wyjątkowo dobra whiskey, ale to pewnie dlatego, że darmowa. Taki już urok darmowych rzeczy. To zupełnie jak ze zrobieniem kawy, jak ktoś zrobi to zawsze jest lepsza. Dziwny przypadek.
Stala tak przez chwile w samej bieliznie przyglądając mu sie z uwaga. Nagle nieznajomy zdjął swoj sweter i podal jej go. Bez zadnego, ale wziela i naciagnela go na siebie. Byl o wiele za duzy, o wiele! Dlugie rekawy byly nieco zabawne. Objela sie rekoma by bylo jej nieco cieplej. Uśmiechnęła sie do niego delikatnie. -Dziękuję, to bardzo mile z twojej strony.-powiedziala i westchnela cichutko. Co ja tak naszlo na jakies mile podziekowania. Halo!? Byla Ślizgonka czystej krwi a tu taka milutka sie zrobila. O nie, nie. Tak nie moze byc. Cos bylo wyraznie nie tak. Moze to te ilosci alkoholu? A moze wyziebla na tyle, ze sama nie wiedziala co mowila? Zreszta nie wazne. Nikogo po za nimi tu nie ma wiec co jej tam. Przeniosla swoje czekoladowe teczowki na nieznajomego. -Co robisz tutaj o tak poznej porze?-spytala nagle i spojrzala na niego pytajaco. Potarla dlonmi ramiona, a fala przyjemnego ciepła przeplynela przez jej jeszcze wilgotne cialo. Moze jednak powinna sie przedstawic? W koncu to nic takiego. -Tak wlasciwie, jestem Hope.-przedstawila sie p dłuższej chwili milczenia. Hmm..moze jednak nie powinna sie przedstawiac. No bo po co komu znac imiona, skoro to jednorazowe spotkanie. A moze nie jednorazowa. Uhhh, Hope przestań niepotrzebnie komplikować swoje mysli uspokoj sie i zatrac sie w alkoholu.
Blado niebieskie ślepia odrywały się od dziewczyny tylko czasami dosłownie na parę sekund i zaraz do niej wracały. Wyglądała w jego swetrze przeuroczo, ale to chyba taki urok kobiet, że w męskich ciuchach wyglądają po prostu, tu się powtórzę - uroczo, a zarazem seksownie. - Nie masz za co dziękować, jest zimno. Powiedział to z wyraźną troską w głosie, a nawet ciepło się do niej uśmiechnął. Chyba poprzednie spotkanie pobudziło w nim jakies ukryte emocje, albo po prostu miał juz dosyć samotności, w końcu był to jego ostatni rok w Hogwarcie, wypadałoby się wreszcze z kimś dogadać. Kiedy dziewczyna zapytała o to co tutaj robi nie do końca wiedział co odpowiedzieć, bo w sumie kręcił się bez celu, szukał chwili spokoju, a jako, że sie na nią natknał to wykorzystał moment, żeby się poprzyglądać. - Właściwie to szukałem chwili spokoju, chciałem się oderwać od zgiełku szkoły. Odpowiedział po chwili zastowienia się. Po takim monologu z jego strony musiał zwilżyć gardło, tak też kolejny raz upił troche z butelki. Jej na razie wystarczy alkoholu, co może stwierdzić po jej śmiałości, chociaż nie może, bo nawet jej nie poznał i nie wie jak sie zachowuje jak nie pije, ale może to przyjdzie z czasem. nie pytał co ona tu robi, bo dokładnie widział - pływała. Przynajmniej dla niego była to już odpowiedź. - Leo, miło mi. Również się przedstawił przy czym skinął głową, a potem doszedł do wniosku, że przecież muszą to oblać w końcu alkohol po coś jest. Uniósł butelkę nieco do góry i wyciągnął w jej kierunku. Tak, niby jej wystarczy i miał jej nie dawać, ale cóż... toast to toast. - Za nową znajomość ? - Zaśmiał się pod nosem rzucając pytaniem. Nie wątpił ani przez chwilę, że dziewczyna sie napije, a tuż po niej sam wziął całkiem spory łyk. Trohę minęło od jego ostatniego picia, więc przy głębszych łykach zdarza mu się skrzywić, ale taki już urok rzadkiego picia.
Wysluchala go uwaznie gdy mowil. Hmm, racja nie miala za co dziekowac. W koncu mężczyźni musza robić takie gesty. Jak to sie nazywalo ah tak. Romantyczne gesty. Dobrze więc teraz czas na to by przyznać, ze zaden facet nie byl dla niej taki mily. No to bylo dla niej spore zaskoczenie. Po chwili odpowiedział na jej pytanie. No coz mogla sie tego spodziewac. Przeciez nie przyszedl tu by podziwiac las, albo coś takiego. No bo kto madry w taka pogode i po ciemku chodzi podziwiac las. Chyba jakis psychol czy cos. Kiedy mezczyzna sie przedstawil usmiechnela sie delikatnie i wziela od niego butelke alkoholu która jej podal. -Mi rowniez jest milo.-odpowiedziala po czym upila spory lyk alkoholu. Nastepnie oddala mu butelke i westchnela cichutko. Moze powinni usiasc. Jesli sie skuli bedzie jej cieplo a zimno wyraznie dawalo mu sie we znaki. Powoli cala zaczela drzec, zaraz przyjdzie czas na szczekanie zębami a tego nie chciala. -Leo, może usiadziemy?-zaproponowala zerkajac na niego z pytajacym wyrazem twarzy. Nie czekając na jego odpowiedź usiadla na chłodnym piasku i podciagnela kolana pod brode po czym objela kolana rekoma i zaczela je delikatnie pocierac. Calkiem przyjemnie i cieplej niz przed chwila. Zerknela katem oka na Leo i ponownie delikatnie sie usmiechnela. Byl dosc zagadkowym mezczyzna i wyraźnie starszym od niej co jej oczywiscie nie przeszkadzalo.
Alkohol powoli uderzał do jego głowy, cóż nie należał on do najlepszych w piciu. Potrafił wypić swoje, aczkolwiek miał tą świadomość, że inni faceci potrafią wypić więcej. Jednak, czy był to minus ? Przynajmniej nie musiał się przejmować, że musi wydawać nie wiadomo jaką sume pieniędzy, żeby się upić. Język mu się rozplątał całkowicie po tych niespełna jak by policzyć to może dziesięciu łykach, a uśmiech sam się pchał na twarz. Było miło, alkohol bardzo pomagał w nawiązywaniu znajomości, ale to ludzie już wiedzą od pokoleń, mówiąc wprost - nic nowego. Jak zasugerowała tak też zrobił i usiadł tuż obok niej, na tyle blisko, że stykali się ramionami. Może i miało to jakiś sens, aczkolwiek piasek był chłodny, a ona była bez spodni, a przecież swoich jej nie da. Przydało by się jakieś źródło ciepła - EUREKA. Powinni rozpalić ognisko i to też zaproponował od razu. - Powinniśmy rozpalić ognisko, z tym, że nie mam różdżki i mam nadzieje, że tu przydasz się Ty. Zaśmiał się pod nosem i jak ledwo usiadł tak od razu wstał, żeby zebrać stosik gałęzi, dużo tego nie potrzebował to też posiłkował się drzewami oddalonymi o parę kroków tak, że nie tracił Hope z pola widzenia, a tymbardziej wciąż mogli rozmawiać - W sumie nawet z różdżką miałbym problem. Nie jestem zbyt dobrym czarodziejem. Stwierdził łamiąc jedną z gałęzi, właściwie nie zajęło mu to dużo czasu. Przed dziewczyną już po paru minutach stał ułożony w stożek stos gałęzi. Leo miał szczerą nadzieję, że kobiecie się uda to rozpalić, on był pewien tego, że nie dałby rady, bo jest całkowitą nogą z zaklęć, ale może jakiś zapalający eliksir by sobie poradził... za dużo roboty. Jak tylko ułożył wyżej wspomniany stosik z gałęzi i miał obok pare grubszych, żeby podtrzymać ogień, ponownie usiadł obok Hope tak samo blisko jak poprzednio. Nie czuł się na tyle pewnie, żeby ją objąć, ba ledwo ja znał, więc nie wypadało, ale samo siedzenie na tyle blisko, że ocierali się ramionami musiało jej dać trochę ciepła. Brak korka, zakrętki czy czegokolwiek, żeby zatkać butelkę nie przeszakdzał Leo w żaden sposób, żeby ja postawić w piasku, co prawda dłonią zrobił dołek co by butelka się nie przewróciła... szkoda by było zmarnować taki trunek, a przy okazji może Hope będzie chciała się napić.
Siedziała przez chwile na piasku w milczeniu wpatrujac sie w Leo. Kiedy ten zaptoponowal rozpalenie ogniska skinela delikatnie glowa. Slyszac o tym ze byl slaby z zaklec zasmiala sie cichutko. -Dobrze, wiec ja to zrobie.-powiedziala spokojnie i podazala za nim wzrokiem gdy ten zbieral galezie na ognisko. Siedziala jednak na miejscu nie ruszajac sie. Gdy Leo ulozyl przed nią stosik galezi wyjela rozdzke z dosc dziwnego miejsca. Przewaznie ja tam chowala wiec dla niej to nie bylo nic dziwnego. Chowala ja miedzy piersiami, w sumie tylko dlatego nosila biustonosze. W przeciwnym razie by ich nie nosila. Skierowala rozdzke w strone ogniska. -Incendio.-powiedziala z odpowiednim akcentem. Galezie zaplonely ogniem, ktory juz po chwili zaczal ich ogrzewac. Schowala różdżke tam skad ja wyjela i spojrzala na swojego towarzysza. Uśmiechnęła sie do niego delikatnie. -Daj spokój, kazdy jest dobrym czarodziejem na swoj sposob. -powiedziała i polozyla mu dlon na udzie, po czym delikatnie je poglaskala. Juz po kilku sekundach tego pozalowala. Cofnwla pospiesznie swoja reke i objela na pwrot kolana rekoma. Wbila swoje czekoladowe teczowki w tańczące plomienie. West hnwla cichutko po czym wyjela z torebeczki ktora lezala za nia paczke czarodziejskich papierosow. Spojrzala na niego pytajaco. Skoro palil mugolskie to nie wiedziala, czy skusi sie naczarodziejskiego.
Leo pomimo tego, że nie znał większości zaklęć i kiepsko wychodziło mu używanie tych, które znał to lubił oglądać magie w czyimś wykonaniu. Sam znał się tylko na eliksirach i niby na zielarstwie. Pewnie chciałby się nauczyć np. transmutacji, ale brak mu ambicji i właściwie to straszny z niego leń. Wyglądał troche niemrawo dopóki ze stosu gałęzi powstało ognisko. Był to miły widok.. chociaż w sumie właśnie wpatrywał sie w Hope. Może nie bylo tego widać po jego policzkach, ale trochę się speszył kiedy uświadomił sobie, że autentycznie się gapi. - Tak, tak... masz racje Ocknął się z transu odpowiadając na jej stwierdzenie. Jeszcze bardziej od wewnątrz poczuł się 'spalony' jak Hope dotknęła jego nogi. Niby nic, a jednak. W końcu siedzieli obok siebie dosłownie ramię w ramie, każdy ich ruch powodował między nimi jakiś kontakt fizyczny, wiec dlaczego jej dotyk był tak... brak słów. Nie wiedział do końca co ma zrobić, dlatego chwycił za butelkę i wział dwa głębsze ponownie odkładając butelkę na jej miejsce. Alkohol, tego mu trzeba było, chociaż papierosy by się przydały, a jemu ewidentnie się skończyły, co sprawdził dłonią w kieszeni spodni. Cóż miał szczęście, bo chyba trafiła mu się też paląca. Nie ważne czy magiczne czy nie, chętnie po nie sięgnął. - Papierosy też odpalasz różdżką ? Zapytał szyderczo sie uśmiechając i wsuwając papierosa w usta czekając na jej reakcje, w razie czego miał drewno, ekhem. zapałki w kieszeni, ale ciekawiło go co zrobi Hope. Czy po prostu zapali normalnie go niczym zapalniczką, czy moze spali mu brwi(!). Tego drugiego trochę się obawiał, ale pomimo, że jej nie znał to czuł, że gdzieś tam w głębi jej ufa. Może nie do końca, ale jakiś kredyt zaufania ma. Właściwie mógł go jeszcze odpalić od ogniska, ale to też było ryzykowne, a co do samego tańczącego ognia to dawało to naprawdę sporo ciepła, sam został tylko w białej koszulce, więc mógł stwierdzić, że jest cieplej. Wiatr czasami wrednie mroził mu plecy, aczkolwiek ognisko było naprawdę dobrym pomysłem.
Siedziala w milczenii zastanawiajac sie wlasciwie dlaczego go dotknęła. Przeciez nie byla az tak pijana, wlasciwie juz wytrzezwiala. Nie dosc, ze siedzieli tak blisko siebie, ze kazdy ich ruch odczuwała druga osoba to jeszcze polozyla mu reke na udzie. Ughh, miala tego dość. Co sie z nia dzialo.. Jaka byla reakcja Leo? Nijaka, nie zareagowal w zaden sposob. To bylo bardzo dziwne, bardzo. -A w czym jestes dobry? Zielarstwo?-spytala zerkajac na niego pytajaco katem oka. Na jej twarzy pojawil sie delikatny usmiech. Wziela butelke ognistej, ktora stala w piaski. Upila dosc duzy lyk i odstawila butelke na miejsce. Kiedy poczestowala go czarodziejskim papierosem wziął. Czyli jednak nie przeszkadzalo mu jakie papierosy palil. Slyszac jego pytanie zasmiala sie. -Tak jak rozpalilam ognisko tak odpalam papierosy. -powiedziala niecoo rozbawiona jego pytaniem. Wyjela ponownie różdżke i wypowiedziala odpowiednie zaklecie. Oboje odpalili swoje papierosy. Poslala mu delikatny usmiecho westchnela cichutko. Ponownie wbila wzrok w tanczace plomienie. Po kilku minutach zmruzyla oczy i skierowala rozdzke w strone ogniska. -Iris ignis. -powiedziala cichutko. Nagle plomienie zaczely mienic sie na wszystkie kolory teczy. Schowala różdżke na swoje miejsce. Zerknela na niego i zaciagnela sie papierosym. Po chwili wypuscila dym z ust. Odetchnela głęboko I ponownie zaczela wpatrywac sie w kolorowe plomienie.
Leo zaciągnął się papierosem, ładując w swoje płuca kłęby dymu. Nie dość, że wypił już trochę to jeszcze sie doprawia się papierosami, cóż nie znał swoich limitów, najwyżej zostanie obrabowany zgwałcony i obudzi się rano nagi na łące. Czuł się już "wstawiony", ale tak na prawdę był w trochę dalszym etapie upojenia. Może to i dobrze, ponieważ ciekawie to na niego wpływało. Był otwarty i skory do rozmów, a także nie odtrącał od siebie ludzi. No, ale w sumie ciężko mu byłoby odtrącić taką dziewczynę szczególnie, że była przemoczona i w bieliźnie. Ale mniejsza z tym. Zaciągał się papierosem raz po razie przyglądając sie tańczącym płomieniom. Co jakiś czas spoglądał kątem oka na Hope. - Raczej eliksiry. Odpowiedział, krótko i na temat. Nie widział dokładnie co mówić, o co pytać, co zrobić. Czuł się nieco niezręcznie. Nie wiedział z jakiego powodu. Może przez to, że Hope brakowało spodni, może jej zgrabne nagie nogi go rozpraszały. A może jej osoba, która mimo wszystko wydawała się niezwykle interesująca, z początku sprawiała wrażenie buntowniczej, a teraz jest... po prostu miła ? Kolorowe płomienie nie zrobiły na nim większego wrażenia, ogień jak ogień, wystarczy mu, że jest ciepło. Leo w pewnym momencie położył się na plecach wlepiając swe ślepia w niebo. Na chwilę się zamyślił dlaczego był taki, a nie inny - typowa rozkmina egzystencjalna po alkoholu. W końcu przekręcił głowe w kierunku dziewczyny - Tak właściwie, to co Cię naszło, że pływałaś w jeziorze przy takiej pogodzie ? Zmarszczył nieco brwi nie odrywając od niej wzroku. Ciekawiło go to, wręcz nie dawało mu już spokoju, z początku chciał stłumić w sobie tą ciekawość, ale jednak. Nie na co dzień spotyka się dziewczyny wychodzące z wody przy 5 stopniach powyżej zera.
Siedziala w milczeniu wpatrujac sie w kolorowe plomienie. Uwielbiala to zaklecie, lubila patrzec na mieniace sie kolorami plomienie. Zawsze gdy miala okazje rzucała to zaklecie. Kiedy Leo odpowiedzial, ze eliksiry zmruzyla delikatnie oczka i spojrzala na niego. -Moja mocna strona to zaklecia I obrona, ale eliksiry tez mi sie podobaja.-odpowiedziala spokojnie delikatnie sie usmiechajac. Mowila prawde, bo po co miala niby klamac. Lubila zaklecia mimo, ze ojciec chcial by Hope bardziej angażowała sie w rozwijanie umiejętności zwiazanych z eliksirami. Niestety Hope byla buntownicza i nigdy nie sluchala rodzicow. Nagle Leo polozyl sie na plecach i zaczal wpatrywac sie w niebo. Spojrzala na niego i usmiechnela sie delikatnie. Ponownie wrocila do przyglądania sie kolorowym plomieniom, ktore ich ogrzewaly. Kiedy uslyszala jego pytanie westchnela cichutko i odwrocila sie w jego strone. -Wiesz w sumie nie przeszkadza mi taka niska temperatura gdy plywam. -odpowiedziala spokojnie. Od malego byla buntownicza, jednak jej ojciec staral sie ja na wszelkie sposoby ustawic do pionu. Czesto zamykal ja w mokrych i zimnych piwnicach, dlatego nie przeszkadzaly jej niskie temperatury. Nie musiala mu tego jednak mowic. To niech zostanie jej mala tajennica.
Trochę ciężko było mu uwierzyć w to co słyszał, jak mogło jej nie być zimno jak pływała, toż ruch to prawie wcale, a przy okazji woda była lodowata. Może zna jakieś zaklęcia, które są mu nieznane, albo po prostu ma nierówno w głowie. Pewnie to drugie, kobiety nie są normalne. Nawet on to wiedział pomimo, że bardzo mało miał do czynienia z ludźmi, bo raczej nimi gardził. Jednak ona była specyficzna, dziwna.. ale bardzo ładna i interesująca, nie dało się ukryć. W sumie o tym jednym mógł powiedzieć otwarcie, a że praktycznie nie odrywał od niej wzroku, nawet nie musiał przekręcać głowy w jej stronę. Taka zaleta leżenia, trochę jednak grzało mu w buty od ogniska, ale lenistwo wygrywało i nie chciało mu się przesuwać i ustawiać wygodnie. - Dziwna z Ciebie dziewczyna, Hope. Oznajmił z delikatnym uśmiechem na twarzy. Właściwie to zastanawiał się co oni tutaj robią. Ona praktycznie pół naga siedzi przy ognisku, on natomiast leży z widokiem na jej plecy. Niby spedzają razem czas i próbują się poznać, ale nic o sobie nie wiedzą. Może on powinien jakoś wyjść do przodu z informacjami o sobie? Nigdy wczesniej nie próbował nikogo poznawać z własnej inicjatywy, wiec czas sie rozdziewiczyć w tej kwestii - Lubię grać na harmonijce. Rzucił nagle, aczkolwiek nie wyciągał na razie harmonijki. Po za tym miał papierosa i nie chciał go zmarnować, pomimo, że był magiczny to nie tak dawno też palił jednego magicznego i są całkiem niezłe. Czuł jednak, że dziewczyna zaraz go zapyta, czy może jej coś zagrać cóż. Jeszcze na szczęście sie nie ujawniał, powie, że zostawił w pokoju - niestety.
Słysząc słowa na swój temat spojrzała na niego mrużąc powieki. Tak była dziwna, bo pływała w takim zimne i co z tego? Jej to nie przeszkadzało, więc czemu miała się przejmować opiniami innych? Wzruszyła delikatnie ramionami nie spuszczając z niego wzroku. -Cieszy mnie to, jakoś się nie przejmuje moją dziwnością.-odpowiedziała po krótkiej chwili i odgarnęła kosmyk kasztanowych włosów z policzka. Dlaczego miała niby przejąć się jego opinią na jej temat? Miała to gdzieś. Mógł mówić o niej co chciał, a ona i tak nie zmieniła by swojej obojętności na jego słowa. Kiedy powiedział, że lubi grać na harmonijce nieco się zdziwiła. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. Ok, skoro lubił grać na harmonijce to ciekawe co jeszcze lubił. Skoro była tak ciekawska powinna spytać. -Tak? A co jeszcze lubisz robić? Prócz podglądania niewinnych drobnych istotek pływających w nocy w chłodnym jeziorze? -spytała z zaciekawieniem, a na jej twarzy pojawił się zadziorny aczkolwiek bardzo uroczy uśmiech. Wzięła butelkę ognistej i upiła z niej sporego łyka. Odstawiła ją na miejsce i zaciągnęła się swoim papierosem. Gdy wypuściła dym zerknęła na Leo z zaciekawieniem w czekoladowych patrzałkach. Była nim zainteresowała i chciała go bliżej poznać. Ponownie wzięła butelkę ognistej upijając z niej kilka łyków. Jej brązowe tęczówki zaczęły błyszczeć a to był znak, że była już troszeczkę pijana. No to teraz się zacznie. Gdy Hope była pijana nie miała żadnych zahamowań. Robiła to co chciała i mówila to co chciała nie myśląc przed lecz po fakcie. -Więc Leo, masz dziewczynę? -spytała przysuwając się bliżej Niego. Zagryzła delikatnie ząbkami dolną wargę i uśmiechnęła się zadziornie patrząc mu prosto w oczy.
Rany rany, przecież on wcale nie chciał byc niemiły. To było tylko takie jego stwierdzenie, każdy jest dziwny. Nie ma normalnych ludzi, bo nie da się zdefiniować normalności. Leo sam o sobie mówił,że jest wybitnie dziwny, bo nikt nie jest taki jak on. Cóż, teraz przewijało mu się dużo myśli przez głowę. Jak na przykład o czym mają rozmawiać, co on mógłby powiedzieć. Wtem jego myślenie przerwał miły głos Hope. Spaliła go troche tymi słowami, przecież nie podglądał, tylko podziwiał - i tak zaraz to powie. A teraz zastanawiał się co jeszcze lubi robić, bo właściwie miał mało zainteresowań. Lubił się boksować, ale to nie była rzecz, o której lubił mówić i jedynie on był osobą, która wiedziała, że trenował boks. - Wypraszam sobie, nie podglądałem. Ja... Tu przerwał na chwilę mierząc ją wzrokiem, a zarazem zaciągając się głeboko papierosem. Kończył go już więc reszte wbił w piasek. Jakoś nie widziało mu się palenie filtru. Wbił wzrok w jej błyszczące oczy i dokonczył - ... podziwiałem. Kąciki jego ust uniosły się nieco do góry tworząc nieznaczny uśmiech, był on ciepły i szczery, a też zauważalny szczególnie dla niej, skoro się w niego wpatrywała. Lubił jej oczy, były takie głębokie, że mógł się w nich doszukiwać największych tajemnic Hope. Czasami miał wrażenie, że dziewczyna go hipnotyzuje, ale ona po prostu w taki dziwny sposób na niego działała. Kiedy Hope się zbliżyła i zagryzła dolną wargę to naprawdę poruszyło Leo. Był to moment kiedy stał się cały czerwony i jeszcze zadała takie intymne pytanie. "Co ona sobie myśli?!" - Przeszło mu po głowie. Ręce założył za głowę pokazując jaki to on nie jest teraz rozluźniony, bo duma mu zabraniała się spalać ze wstydu. A usta powoli się otworzyły, żeby wydobyć z nich odpowiedź - Nie mam, a co jesteś zainteresowana ? Głupi ! No głupi, po co on zadaje takie odważne pytania? Przecież on nigdy w życiu nie miał dziewczyny, nawet w łóżku. Toż ta duma ściągnie go w dół jak titanica. Cwaniak się znalazł, zamiast odpowiedź normalnie jednym słowem - nie - to musi, po prostu musi. Pewnie była atrakcyjna, podobała mu się ? może, ale to nie zmieniało faktu. To nie Leo, Leo jest ponurakiem, który nie chciał się spoufalać z ludźmi. Mimo tego wszystkiego tak jak ona w jego tak i on wpatrywał się w jej oczy. Nie mógł się od nich oderwać.
Siedziała tak przez chwilę uważnie mu się przyglądając. Widząc jego oburzenie na jej słowa przysłoniła usta dłonią i zachichotała cichutko. No cóż zrobiła to jak na damę przystało w końcu od małego matka wpajała jej takie czynności. Pokręciła głową w prawo i w lewo. -Hej, to nie moja wina. To wyglądało jak byś podglądał! Nic na to nie poradzę. -odpowiedziała spokojnie nieco rozbawiona tą sytuacją. Na prawdę świetnie się z nim bawiła, mimo iż niewiele mówili nie przeszkadzało jej to. -Nie uważam, że nazywanie Cię podglądaczem obraża. Możesz być obserwatorem lub czymś innym jeśli Ci to przeszkadza. -dodała rozbawiona i uśmiechnęła się delikatnie. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów z policzka, po czym wetknęła go za ucho. Zerknęła kątem oka na kolorowe płomienie ognia i dopaliła swojego papierosa. Resztkę wrzuciła do ogniska i westchnęła cichutko. Może i nie powinna go tak prowokować, ale chciała zobaczyć jego reakcję. W dodatku był bardzo przystojny i pociągający. Wdrapała się niezdarnie na niego i usiadła okrakiem na jego biodrach. Położyła dłonie na jego torsie i spojrzała mu głęboko w oczy. No dobrze, teraz to się zapędziła! "Halo Hope? Ziemia do Hope! Ocknij się i złaź z niego!" Biła się z myślami nie przestając wpatrywać się w jego hipnotyzujące tęczówki. Ostrożnie koniuszkiem języka oblizała wargi i ponownie zagryzła dolną ząbkami. Zadziorny uśmiech nie znikał z jej twarzy nawet na sekundkę. Nie wiedziała jak Leo zareaguje na to co robiła, ale miała nadzieję ze nie wrzuci jej do ogniska.
Nie odpowiadał na to co mówiła. Wręcz o tym zapomniał w momencie kiedy zobaczył co robi. To wszystko przestało mieć znaczenie. Ognisko, jezioro, temperatura, wszystko. Świat na chwilę jak by znikł. Cała krew przeszla mu do głowy, tak teraz to nią musiał myśleć, a nie tym czymś na dole, co zauważalnie urosło - Facet w końcu, jak by jego kompan nie wstał to świadczyło by to o tym, że jest ciepły. Zawstydzony po same uszy, jak jeszcze nigdy w życiu zrobił coś jeszcze gorszego. Odruchowo jak Hope usiadła na nim okrakiem, złapał ją prawą ręką za udo. Zrobił to odruchowo, więc gwałtownie i pewnie. Nie było to ani trochę zamierzone, sam zastanawiał sie nad tym co on ma teraz zrobić, całkowita wtopa z tym udem. Co prawda nie mógł narzekać, miała tak zgrabne nogi i była to sama przyjemność. Oczami wodził po całym jej ciele, była w samych majtkach, które widział bardzo dokładnie i w jego swetrze - czy kobieta może mieć lepszy strój, jak góre od swojego mężczyzny, a swoje tylko majtki ? Leo może nie był jej męzczyzną, ale i tak znakomicie wyglądała w jego swetrze. Pogubiony w myślach musiał coś wydukać, chociaż kompletnie go zatkało. Był on całkowicie zakłopotany i podniecony, co zapewne Hope poczuła w swojej intymnej części ciała. - Ho....Hope. Wydukał tylko z siebie, nie potrafił nawet dokończyć. Było przyjemnie, ale było też niezręcznie i dopiero co ja poznał. Po za tym, nasz Leo jest jeszcze prawiczkiem, jak to tak można. To prawie jak gwałt. - Za dużo alkoholu. Co? Serio, zwalał wine teraz na alkohol.Szczyt debilizmu, a mógłby po prostu pójść w jej ślady i porządnie ją wychędożyć, jak facet. Niestety, dla Leo było to zbyt wielkie wyznanie, jakikolwiek kontakt fizyczny z tą dziewczyną sprawiał mu ogromną przyjemność, ale to nie wystarczyło, żeby mógł się całkowicie przełamać. Czegoś tu brakowało, może dłuższej znajomości. Leo nie mógł powiedzieć nic więcej, oczy miał otwarte szerzej niż zawsze. Wodził nimi ciągle po jej ciele, było znakomite, ale w końcu zatrzymał się na jej ustach, widział dokładnie jak zwilża je językiem, a następnie przygryza wargę - było to cholernie podniecające, ale to nie robiło różnico i tak miał ciasno w spodniach. Wzrok przeniósł na jej oczy, które były pełne pożądania. Pomimo tego całego zamieszania w jego głowie nie puścił jej uda, ciągle pewnie ją za nie trzymał. Nie był to mocny uścisk, ale na pewno wyczuwalny.
Gdy na im usiadla leo zareagowal od razu. Zlapal ja dosc "brutalnie" - jesli tak to bylo mozna nazwac - za udo. Siedziala na nim w milczeniu przez cały czas patrzac mu głęboko w oczy. Sama nie wiedziala co robi, ale chciala to kontynuowac. Chciala czuc cieplo jego ciala. Czuła, ze pragnęła coraz wiecejjego bliskosci. Slyszac ja szepta jej imię westchnela cichutko. Poczula jak przyjaciel w jego spodniach budzi sie ze snu. Od razu poczula ulge. Nachylila sie nad nim, kilka milimetrow nad jego twarza. To wcale nie alkohol..a moze. W sumie alkohol tylko pomogl jej sie przelamac. Pokrecila delikatnie glowa na boki patrzac mu przez caly czas w oczy. -To nie prawda Leo. Nie zwalaj na alkohol.-powiedziala cichutko i wtulila sie w niego. Powoli zaczela wodzic koniuszkiem jezyka po jego szyi mruczac przy tym cichutko. -Czuje, ze tego chcesz..-wyszeptala mu do ucha, po czym przygryzla je delikatni. Gdyby tego nie chcial, zepchnal by ja z siebie. A on zamiast ja zepchnąć piescil dlonianjej uda. Mruczala cichutko z przyjemnosci. Wsunela dlonie pod jego podkoszulek i zaczela nimi pwodzic po jego cieplym torsie. Chciala wiecej i więcej i więcej. -Przestan myslec. Po prostu oddaj sie przyjemności..-powiedziala cichutko i popatrzyma mu w oczy. Wyprostowala sie i zaczela wiercic sie pupa na jego kroczu. Jego spodnie byly zbędne i nie wygodne.
Atria nie lubiła wody. Wręcz panicznie się jej bała. Może nie tyle, co samej wody, a co dużych zbiorników donych. A ten tutaj, na błoniach w Howgarcie był na tyle duży, by wzbudac w niej niepokój. Jej rodzice wiedzieli o tej niewygodnej sposobności i kręcili nad nią nosem, co chwilę mamrocząc, że coś z tym trzeba robić, no bo przecież jak można być zabójcą i bać się czegokolwiek, czy nie umieć pływać? Wspominałam już kiedyś, że Atka była jednym wielkim rozczarowaniem rodziców? Nie? No to właśnie o tym wspominam. Tak właśnie było. I całe swoje życie Atria próbowała działać tak, by byli z niej dumni, z tego co wie i ile umie. Ale potem okazywało się, że nie ma zdolności, jak bracia. Albo, że boi się dużych zbiorników wodnych, nie jak jej bracia. Dlatego też Ashwroth miała na najbliższą przyszłość dwa cele : zostać animagiem i nauczyć się pływać. Tylko jak osiągnąć to drugie, gdy podejście do brzegu jeziora sprawiało, że dostawała gęsiej skórki i mdłości. Jeszcze gorzej było przy morzach i oceanach, przerażał ją ten bezkres. Wielkość tej niebieskawej cieczy, która ciągnęła się po horyzont a nawet dalej. I choć na dworze nadal było zmino, to Atria codzienne przychodziło nad jezioro, starając się z każdym dniem stanąć bliżej niego i mając nadzieję, że pewnego dnia, wejdzie do niego bez obaw i strachu. Choć wielce deprymującym był fakt, że często przesuwała się jedynie o kilka milimetrów w przód. Zawsze to jednak był kierunek na przód, a nie do tyłu, prawda?
Rience nie był w najlepszym nastroju. Chociaż, tak na dobrą sprawę, łatwiej byłoby powiedzieć, że po prostu był rozdrażniony i nie nadawał się do wyjścia do ludzi. Nie znosił sytuacji, w których, okazując komuś zaufanie, musiał zderzać się z niewidzialną ścianą, separującą go od osoby, którą uważał za godną. Nie znajomości, a po prostu poznania kilku faktów, a może i jego samego nieco bliżej. O ile tylko z daną osobą łączyło go coś więcej niż jedynie pusty pociąg seksualny, Rience nigdy nie potrafił być niewierny, tylko dlaczego tak często okazywało się, że to nie przeszkadzało innym w byciu niewiernym wobec niego. Nie tylko fizycznie, to w zaskakujący, nawet dla siebie, sposób potrafił przełknąć, nawet jeśli miała to być wyjątkowo gorzka pigułka. Ciężej znosił starcia emocjonalne, co tłumaczyłoby dlaczego w tym momencie wyglądał na zaskakująco naburmuszonego. Zupełnie nie przypominał tego Hargreavesa, jakiego zdążyła już poznać Atria, co zapewne w jakiś tam sposób odbije się na ich dzisiejszym, dość przypadkowym spotkaniu. Półwil znalazł się w okolicach jeziora mocno przypadkowo. Akurat wędrował po błoniach, w poszukiwaniu zacisznego, spokojnego miejsca, w którym mógłby bez przeszkód zaszyć się i rozmyślać, kiedy natrafił na rudowłosą dziewczynę, chociaż to chyba zbyt delikatnie powiedziane. Prawie na nią wpadł, zamyślony do granic możliwości i zaskoczony tą niespodziewaną przeszkodą. - Och, witaj Atrio. - powiedział, łapiąc równowagę, szczęśliwie unikając dotknięcia jej ramienia. W tym momencie był mocno uczulony na jakikolwiek fizyczny kontakt. Nie przypominał już tego młodzieńca ze świetlistą skórą, rozsiewającego wokół siebie przedziwną magię wil, jakiego Ashworth mogła wcześniej zapamiętać. Był przygaszony i dziwnie rozpraszał się nawet szumem wiatru wśród drzew. Popatrzył na Atrię, nagle rozumiejąc, że popełnia pewne, towarzyskie błędy. Uśmiechnął się słabo, co wyszło mu naprawdę kiepsko jak na jego standardy. - Jak minęły Ci ferie? - co za okropna próba rozwinięcia rozmowy. Niestety, w tym momencie nie potrafił zebrać się na coś lepszego.
Na kompanie się w jeziorze było jeszcze zdecydowanie za zimno. Ale to nic. I tak nie zamierzała do niego wchodzić, za bardzo się bała. W tym tempie, może na wiosnę uda jej się zanurzyć kawałek duże palca. Na razie wyglądało to bardzo blado i nie zapowiadało, że Atria w ogóle, kiedyś do tego zbiornika wodnego wejdzie. Raczej wątpiła, że kiedykolwiek zaufa tej wielkiej ilości cieczy, która tylko czeka na to, by ją pochłonąć i wciągnąć w głębiny w których cholera wie, co się chowa. Stała tak, z założonymi na piersiach ramionami patrząc na jezioro i próbując przekonać się, że krok w przód to nie jest wcale aż tak zły pomysł, była nadal na tyle daleko, że nadal mogła wycofać się i uceic. Tylko przed czym do cholery, przecież woda nie ma magicznych właściwości dzięki którym mogłaby zacząć chodzić i ją gonić. Za to chodzić potrafi człowiek i właśnie jeden z nich o mało co na nią nie wpadł. -Rience. - wypowiedziała jego imię, czując jak jej serce na chwilę zatrzymało się i dwa kolejne uderzenia zdecydowanie były wolniejsze niż normalnie, po to, by potem znów niebezpiecznie przyśpieszyć. Uniosła dłoń i założyła niesforny kosmyk za ucho, który uciekł z kitki na jej głowie. Poruszyła niespokojnie bosymi stopami, jednak zauważyła, że coś w nim było innego. Dlatego też nawet nie zaczęła odpowiadać na pytanie o feriie, nic ciekawego w ciągu nich nie robiła. Była w domu, gdzie dalej ćwiczyła sztuki walki i języki. Kolejne nieciekawe dni, takie same jak inne, które spędzła w domu. Zmierzyła spojrzeniem blondyna od góry do dołu próbując odnaleźć szczegół który nie pasował, ale kiepsko jej szło. -Wyglądasz inaczej. - stwierdziła w końcu mając nadzieję, na jakąś pomoc z jego strony. Może potrzebował się komuś wygadać, albo po prostu powie jej, co się zmieniło. Może też w ogóle nie miał ochoty na spotkanie z kimkolwiek i nieszczęśliwie trafił na nią.