Wschodni brzeg wielkiego jeziora w dużej mierze zagarnęła linia gęstych drzew, dzięki czemu jest jednym z mniej okazałych. Jest także nieco podmokły, przez co niekiedy można w tym miejscu wpaść w ogromną kałużę, za to właśnie tutaj można obserwować najlepsze zachody słońca w całym Hogwarcie.
Wpatrywała się w niego tak jakby był dla niej prawdziwym, wspaniałym, innym bogiem. Była w nim po uszy zakochana. Czuła się taka szczęśliwa, a z nim mogła nawet pokonać potężne góry. - Ja Ciebie też kocham - zaczęła - Ale tak bardzo bałam się Ci tego wyznać, nie miałam także pojęcia czy mnie widzisz w tym magicznym świecie w ogóle. Bałam się czy mnie zaakceptujesz taką jaką jestem i z jakiej pochodzę rodziny... Każdego dnia modliłam się, abyś odwzajemnił moje uczucia... Tak bardzo bałam Ci się powiedzieć... Momentami czułam się jak śmieć... - dziewczynie załamał się głos i pojawiły się łzy w oczach kiedy przypomniała sobie przez co musiała przejść, aby Huan wreszcie był tylko jej. Ona również go bardzo mocno przytuliła. Czuła się taka szczęśliwa, zapomniała o swoich problemach, miała dla kogo żyć, wiedziała, że już nie jest śmieciem. - Dziękuję, że żyjesz... - wyszeptała tuląc go mocno do siebie.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Kiedy zobaczył łzy kręcące się w jej błękitnych oczach przybliżył się do niej. - No co ty... Aż takie to straszne wyzac miłość? Nie wierzę, napewno bym się od ciebie nie odwrócił, nie jestem taki jak inni... - szepnął po cichu. Zaśmiał się kiedy rzuciła się na niego. - Ej,bo mnie udusisz co wtedy zrobisz - powiedział czując mocny ucisk na szyi, po chwili znowu szczerzył zęby do niej.Kiedy szedł usiąść na brzegu jeziora potknął się o wystający kamien,zaklinając pod nosem cicho. - A niech to ! - krzyknął i wybuchnął nagłym śmiechem, twarz jego wylądowała w błocie .Kiedy wstał złapał się za plecy i zawył z bólu. -Ałć kręgosłup - powiedział i usiadł zakrywając twarz dłońmi.Po kilku sekundach doszło mu do świadomości to, że mówiła prawdę. - Nie, nie mam zamiaru uciekać chyba ze z tobą - uśmiechnął się, zdał sobie sprawę jak ciężko było dusząc to w sobie. Odgarnął jej włosy za ucho i popatrzył w jej oczy.
Huan miał rację. Dlaczego ona mu tego nie wyznała wcześniej skoro przecież nie było się czego bać? Było to odwzajemnione uczucie. Teraz nie żałuje tych wcześniejszych, żałosnych, smutnych, beznadziejnych dni.Doskonale pamiętała iż czuła się po prostu jak śmieć, ale widać, że nie potrzebnie. - Huan... Wiem, że odmienisz moje życie - zaczęła mówić - Czuję, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie bez powodu byśmy sobie miłość wyznali tu tak nagle. ''I mam nadzieję iż także nie będziesz się wstydził mojej rodziny. Nie przestraszysz się i zaakceptujesz ją.'' - pomyślała z strachem Mari. Dziewczyna usiadła obok niego i wyciągnęła z szkolnej torby kremową chusteczkę po czym wytarła jeszcze trochę brudną twarz chłopaka. Zaś na jej policzkach pojawił się słodki rumieniec.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Dopiero widząc ją, opanował sie by nie wybuchnac placzem .Była niesamowicie piękna.Nie potrafił jej tego powiedzieć nigdy na głos w jej obecnosci. Nie mógł wydobyć z siebie żadnego głosu. Sukienka gładko otulała ciało dziewczyny, podkreślając figurę, a kolor materiału sprawiał, że wydawało się jakby ubranie było zgrane niesamowicie ze skórą. Zimną dłoniom, która zaczeła wędrowke do tylnego zamka sukienki szybko rozpiął go i pozwolił sobie na odgięcie materiału, który odsłonił bardziej dekolt dziewczyny, na którym złożył pocałunek przekształcony w sporą malinkę... Ach. Wcale sie zastanawiał się, co powinien zrobić. Gdy podeszła do niego, wciągnął głośno powietrze. Był to znak, że nie będzie już odwrotu. Zaczął ją namiętnie całować, nie przejmując się już niczym. Mogła poczuć ostry zapach perfum Energetyzująca mieszanka imbiru i wetiweru wspomagana przez drewno tekowe, bazylię i cedr. Nie ograniczał się ani nie kontrolował, poprostu przy niej czuł ze zaczyna szaleć.Językiem lekko rozchylił wargi Goldi, czując, że zatraca się całkowicie. - A Ty? Kochasz mnie? - Spytał uśmiechając się do niej lekko chwilowo znów ją obdarował pocałunkami, a to w szyję,w usta lub w ulubione miejsce pomiędzy piersiami dziewczyny... Wow. Uśmiechnął się lekko zastanawiając się ile minęło od ich ostatniego spotkania i czemu tak dużo co powinien zaproponować dla poprawienia nastroju dziewczyny. Może chcesz wrocic do zamku gdzie jest ciepło-zapytał usmiechajac sie do niej.
Marigold spojrzała na Huana, ale wystraszyła się troszeczkę tego iż ześlizgnęło się jej ubranie z ramion. Poczuła się dziwnie, niepewnie, ale nie dała po sobie tego poznać. Chciała po prostu dać do zrozumienia Huanowi iż na razie jest na to jeszcze za wcześnie. Miała nadzieję, że nie będzie miał tego za złe bo ona na prawdę chce dobrze. Odwzajemniła jego pocałunek. - Moja odpowiedź jest pozytywna - powiedziała. Gdy pocałował ją między piersiami zrobiła się cała czerwona na twarzy. Sama nie wiedziała czy z wstydu czy czegokolwiek innego. - Nie. Nie jest mi zimno i chętnie tutaj zostanę z Tobą. Tutaj jest mi dobrze jeżeli jesteś Ty... I tak naprawdę było. Znów przytuliła się do niego bardzo mocno lecz nie tak, aby go oczywiście udusić. Przymknęła powieki... w tej jednej, cudownej chwili zapomniała o wszystkich problemach, które do tej pory ją męczyły.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Usiadł obok dziewczyny, i popatrzył się na nią, splótł jej dłoń ze swoją, lecz czuł się podle. Oczywiście odpowiedział, swoim przyjaznym i kojącym uśmiechem.Na chwilę przymknął oliwkowo-szare oczy,i przeczesał niezgrabnie rękom rozwichrzone włosy.Na początku jedynie nucił dopiero po dłuższej chwili z jego ust wyszedłśpiew - Przepraszam...Ja.. Chyba mnie poniosło. - Zdołał wyjąkać chłopak, patrząc na nią przepraszającym wzrokiem. Wcale się nie dziwił, gdyby teraz Krukonka się obraziła, bo miała za co! Co on myślał? No tak on nie myślał nigdy! I tutaj tkwił błąd. Dał ponieść się chwili i emocją, a to nie zawsze jest dobre. Wszystko wirowało, zbyt szybko, i całe szczęście że się teraz opamiętał! Cóż jeżeli nie wiesz co masz robić, to zrób z siebie kompletnego kretyna. uśmiechnął się i zdjął swoją koszulę. - Słowa,Kocham Cię Chociaż wypowiem ich tysiąc, to i tak niczego to nie zmieni. Jeżeli nie potrafię bez ciebie zyc to równie dobrze mogę wskoczyć do jeziora, i się utopić. To powiedziawszy, zaczął iść w stronę jeziora. I naprawdę teraz było mu zimno. Lecz nie zważał na to.Miał cichą nadzieje że tym kretyńskim zachowaniem, przekona dziewczynę, że naprawdę pragnie dla niej tego co dobre, i że będzie o to walczył. A jeżeli nie? Cóż to się utopi, Huan jak postanowi coś, to to zrobi, chociaż by to go kosztowało jego życie.
- NIE! - krzyknęła głośno i zatrzymała go na szczęście rzucając się na niego i trzymając go za brzuch - Proszę! Nie rób tego! Kocham Cię i chcę mieć z Tobą nawet dzieci! Kocham Cię od drugiej klasy! Nie możesz umrzeć... Ja potrzebuję Cię... Jesteś przyszłym ojcem moich dzieci... Nie możesz ich zawieść, ani mnie... - dziewczyna zalała się łzami, nie wiedziała co ma zrobić, aby zatrzymać chłopaka - Przepraszam jeżeli mnie źle zrozumiałeś. Proszę. Nie niszcz naszej wspólnej przyszłości... Tak. Wiele razy sobie wyobrażała ślub z Huanem, a potem dzieci. Tak bardzo chciała mu urodzić co najmniej trójkę, a może czwórkę? Kto tam ich wie. Może być nawet piątka! Ważne, aby były zdrowe i szczęśliwe, a potem z ukochanym mężem na samym końcu ich życia umrze spokojnie... Trzymała go bardzo mocno. Bała się, że on dalej pójdzie i utopi się lecz ona nie dopuści do tego, a jeśli naprawdę chce on umrzeć... To ona umrze wraz z nim... - Jeżeli chcesz naprawdę umrzeć... - zaczęła się jąkać z nerwów - To ja chcę razem z Tobą umrzeć! Kocham Cię i pójdę z Tobą nawet do samego piekła! - wyznała.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Spojrzał na Mari i z rozbawieniem mierzył ją do dory do dołu Ta chwila była dla niego wieczna. Gdy powiedział wkoncu to co do niej czuje to wydawało się jakby czas się zatrzymał, bo Krukonka chwilę milczała. -uśmiechnął się tym swoim lekko ironicznym uśmieszkiem. Ucieszył się kiedy dziewczyna również wyznała mu takie uczucie. Czyli ze oby dwoje byli sobie tak bardzo bliscy, a nawet o tym nie wiedzieli? To było trochę śmieszne,a za razen dziwne ale tak jak najbardziej prawdziwe. Może gdyby wcześniej coś z tym zrobił to od dłuższego czasu byliby razem, ale jeszcze mają przed sobą wiele czasu.Miał cichą nadzieję, że po szkole nie będzie to wielki koniec. Nie chciał jej stracić. Wcześniejsze dziewczyny to były dziewczyny nie dla niego. Po prostu zakładali się z chłopakami,bratem że wyrwią jakąś dziewczynę i na tym to wszystko polegało, a tak już nie chciał robić. Czuł, że Goldi jest tą dziewczyną z którą chcę spędzić większość swojego życia, a nawet moze załozyc z niom rodzinke wesołą.Chociaż to jest jeszcze szkolna miłość, kto wie czy dziewczyna nie wyjedzie gdzieś na studia nie zostawi go, a może być i nawet na odwrót. - Wiem, tylko tak jakoś jakiś czas temu sądziłem, że nie ma przyjaznych relacji między dwoma domami, a co dopiero miłość szkolna ktora istnieje- szepnął Nawet nie wiedział że już tak późno. No, ale w końcu był to dzień pełen wrażeni, co nie? Na pewno długo zapadnie w pamięć im obu.Jak na złość, brzuch przypomniał mu, że nadeszła też pora, aby coś zjeść. Ileż można nie jeść zdawał się mówić brzuch.Nie marudź powiedział Huan w myślach. - Wybacz raz jeszcze -po prostu pocałował ją delikatnie,jak nigdy dotąd,pierwszy raz po francuzku,jego to w ogóle nie obchodziło, nawet bardzo się podobało, że dziewczyna przeżyła ten pierwszy pocałunek własnie z nim a nie innym - I jak było na pierwszy pocałunek? - Spytał z lekkim uśmiechem. Może będziemy się zbierać - powiedział
- Oczywiście, że miłość szkolna istnieje - uśmiechnęła się do niego. Marigold zupełnie przypadkowo usłyszała burczenie, ale zastanawiała się czyje bo przez chwilkę jej także się wydawało, że bardzo zgłodniała. W sumie nie pamiętała kiedy ostatnio jadła. Odwzajemniła jego słodki pocałunek. Nie chciała, aby ten dzień tak szybko się skończył, ale wiedziała, że to wkrótce nadejdzie. - Wiesz co Huan? Myślę, że czas najwyższy na posiłek więc tak... chodźmy do szkoły bo poza tym zrobiło się także bardzo zimno... nie zauważyłeś tego? - spytała, ale po chwili chwyciła jego rękę. Chciałaby, aby już on na zawsze był jej, aby ta cudowna chwila nigdy nie skończyła się, aby po prostu się jej udało. Nie obchodzi ją czy rodzina to zaakceptuje bo liczy się tylko ukochany i nic więcej. Rodzinę zawsze mogła opuścić, znaleźć pracę i jakoś sobie ułożyć życie. W sumie czy za nią by ktoś płakał? Raczej nie. Matka to może, ale ojciec? On się prawie w ogóle do niej nie odzywa. Niestety rodziny się nie wybiera. A szkoda.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Huan nie wahał się ani chwilę i od razu odpowiedział - Ale zgadzam się. Cenie Twoje życie bardziej, niż swoje własne... Nie potrafiłbym bez Ciebie żyć... Ty jesteś ważniejsza niż inni ludzie. Przyciągnął ją mocno do siebie, nie chcąc nawet patrzeć na protesty. Nie wyobrażał sobie, że mógłby wypuścić teraz ze swych ramion. Że kiedykolwiek miałby to zrobić. Cały czas czuł się źle, ale ulżyło mu strasznie, to z pewnością. Choć sam sobie na to zasłużył, bez wątpienia. - Proszę - szepnął, przyciskając Krukonke mocno do siebie. Wiedział, że odzyskać zaufanie nie będzie łatwo, ale nie chciał się o to teraz martwić. - Wracajmy do zamku, dobrze…? Jak tak dalej będziemy tutaj stać, to w końcu któreś z nas się pochoruje. – szepnął, do Madi ale za to złapał jej dłoń, udajac sie w stronę szkoły. Po drodze jeszcze zabrał swoją koszule które była zresztą już cała mokra. Nie przejmował się tym jednak za bardzo, od czego jest przecież zaklęcie osuszające.Owszem, bardzo to lubił i chciałby z nią spędzać jak najwięcej czasu, ale przecież nie chciał się dziewczynie narzucać i pewnie jeszcze parę razy tak się będzie czuł. Jeszcze nie byli do siebie aż tak bardzo przywiązani i jeszcze jakiś dyskomfort raczej będzie występował. - Najwidoczniej tak jest. - powiedział do niej uśmiechając się na wzmiankę o konsumpcji. Z/T
Marigold zrozumiałą iż chłopak chciał dać jej chwilę ''luzu'' oraz spokoju i to, aby sobie przemyślała wszystko. Nie pchał się na siłę. Chciał wszystko na spokojnie i dobrze o nim to świadczyło. Była z niego dumna, ale o tym powie mu kiedy indziej. Zauważyła dopiero teraz, że zrobiło się bardzo jej zimno i troszeczkę zmarzła, ale nie przeszkadzało jej to. Liczył się dla niej on. Tylko on. - Dobrze - przyznała mu rację - Chodźmy zanim się oboje nas złapie choroba jakaś - stwierdziła, a potem radośnie uśmiechnęła się do Puchona. Dziewczyna pozbierała wszystkie swoje rzeczy do torby szkolnej i schyliła się po nią. Huan miał całą mokrą koszulę, ale przecież jest zaklęcie osuszające, które na pewno zna więc sobie da radę. Był i jest przecież prawdziwym mężczyzną. - Ten dzień jest najszczęśliwszy moim w życiu - powiedziała idąc w stronę zamku - Mam nadzieję, że będzie takich wiele. Od tego dnia doskonale wiedziała iż nie jest już śmieciem i ma dla kogo żyć.
Spacer lekiem na większość problemów. Na inne wystarczy rozmowa. Tak sądził dwa lata młodszy Fabiano, gdy ciesząc się południowym słońcem spacerował po uliczkach swojego ukochanego rodzinnego miasta, Palermo. Stosując się do własnej rady, wybrał się na przechadzkę w pewne kwietniowe popołudnie, gdy wszyscy kują do egzaminów, trenują Q, romansują w Hogsmeade lub najzwyczajniej się lenią w dormitoriach. Tylko nieliczni docenili piękno tej kwietniowej aury postanawiając wyściubić nos na zewnątrz. A pogodna, jak na tą zaplutą Anglię była całkiem ładna. Przemierzał właśnie błonia kierując się ku jeziorowi, chcąc obejść je na około. Rzucił okiem w Tamto miejsce, pod To drzewo, gdzie kilka miesięcy temu... No, a tam na prawo będzie widać polanę, gdzie obił buźkę Grekowi. O, a tam trochę na południowy-wschód widać czubki ogrodu, gdzie z Czarką... Pewnie jakby się uprzeć, można byłoby wypatrzeć okno Izby Pamięci. Niecałe dwa lata. Po coś żeś się tu pakował, Martello? Co to za szkoła. Miał tu przyjechać z Interiusem, pouczyć się w nowym miejscu, poznać trochę sympatycznych ludzi i jechać dalej. Tymczasem wpakował się w nie wiadomo co, zostając tu na swoją zgubę. O, losie. Jeszcze tak niedawno trudził się nad szykanowaniem dotyczącym jego odmienności. Hogwacie, co z tobą jest nie tak? Pełen takich refleksyjnych przemyśleń, kroczył wolno wzdłuż wschodniego brzegu jeziora. Może to jedno popołudnie będzie chociaż trochę zwyczajnie nudne?
De Sauveterre miała tylko jedno wyobrażenie o Anglii. A mianowicie deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz. Ewentualnie jakaś szaruga, mgły i ogólnie ponuro. No i jeszcze nie wolno zapomnieć o herbacie o piątej po południu. Jej wiedza o tym kraju była dość powierzchowna i stereotypowa. W sumie jako córka aktualnego ministra magii Kanady powinna się bardziej interesować wieloma rzeczami. Z tym, że teraz Vienne to tak na prawdę wiele nie obchodziło. Zbuntowała się jak Pierre, ale zdecydowanie za późno. Dziewczę szło w sumie bez celu przez błonia szkoły w kierunku jeziora. U nich, w Kanadzie też mięli jezioro. I to całkiem duże z masą wielu dziwnych wodnych stworzeń. Vi pamiętała, że kiedyś się ich bała. Całkiem na początku edukacji. Vienne jakoś nie specjalnie spędzała czas nad tego typu zbiornikami wodnymi. Jednakże przyszła tu, bo usłyszała pogłoski o kałamarnicy, która mieszka w jeziorze hogwardzkim. A tego stworzenia nie widziała. Ostatni kawałek drogi podbiegła do brzegu i cóż. Sznurówki trzeba było zawiązać. Ale jej się nie chciało. Sznurki zaplątały jej się wokół nóg i się potknęła. Sturlała się do wody, a nie wiedziała jaka jest tam głębokość. Dla kompletu wrażeń wyrznęła raz głową o ziemie. Na chwilę ją to ogłuszyło i z hukiem wpadła do jeziora. Woda głęboka, boląca głowa i nie pełne zdolności pływackie. Vienne prawdopodobnie musiała coś krzyczeć, ale nie była do końca tego pewna.
Wysyłając sowę naprawdę nie wiedział, czy Clara zechce odczytać wiadomość od niego. Zasadniczo nie zdziwiłby sie, gdyby spaliła list, podarla na strzępy, lub potraktowała jako papier toaletowy. Kiedy jednak dostał odpowiedź poczuł ulgę. Wiedział, że jest teraz w kiepskiej sytuacji, ale strasznie zależało mu na tym spotkaniu. Chciał się jakoś wytłumaczyć, ostatnia ich dyskusja była strasznie chaotyczna, Clara uciekła mu, a On debil zamiast za nią pobiec poszedł po alkohol, by się upić i użalać nad sobą. Co się z nim działo przez ten czas? Wziął udział w jakimś międzynarodowym projekcie, wyjechał z Anglii, miał nadzieje, ze to pomoże mu stanąc na nogi. Jakże się mylił! Im dalej był blondynki, tym czuł się bardziej do niej przywiązany. Nawet tam, w Indiach, wszystko mu o niej przypominało. Projekt dobiegł końca, spakował się i ruszył najszybszym świstoklikiem do Anglii. Pierwszą rzeczą jaką zrobił, było wypytanie ludzi o pannę Hepburn. Następnie zaszył się na dwa dni, zbierał w sobie odwagę i w końcu do niej napisał. Ręce mu się trzęsły, spalił przy tym sporo fajek, zapewne list przesiąkł ich zapachem. Podał miejsce spotkania i od razu ruszył nad jezioro. Chciał początkowo umówić się z nią w ich miejscu, na huśtawce pod gruszą. Tyle tam przeżyli, to tam wszystko się zaczęło. Ale nie, mogłaby uznać to za zbyt teatralne. To był teren neutralny. Ostatni raz tak serce mu łomotało, kiedy wiedział, że za chwilę wyzna jej miłość. Tamto wydarzenie miało wszystko zmienić, tak też było. Tym razem jest w gorszym stanie, wie, ze co powie, uczyni bedzie ważone, że od tego wszystko teraz zależy. W zasadzie nie ma już nic do stracenia. I tak ze sobą nie rozmawiają, musi spróbować!
Kiedy Clara dostrzegła sowę Daniela, dobijającą się do jej okna w dormitorium, sama nie wiedziała co ma o tym sądzić. Istotnie miała z początku zasłonić okienko, ignorując irytujące ptaszysko, ale ciekawość zwyciężyła... No i trochę chciała wiedzieć, co u niego. Ale tylko trochę, troszeczkę! Szczerze mówiąc, to nawet nie wiedziała, że Daniel wrócił. To by było dopiero niezręczne, gdyby spotkali się ze sobą na korytarzu. Dobrze się jednak składało, że większą część swojego czasu, Hepburn ostatnio spędzała w dormitorium. No, ale sam sobie tego piwa naważył! Po prostu nadszedł moment, w którym Clara nie wytrzymała i zapytała krukona o Saunders, bo plotki, które zewsząd do niej napływały, były wysoce niepokojące. I jak widać, nie były ani trochę bezpodstawne. Przynajmniej Slone był na tyle szczery, że się przyznał... mimo to, Clara nie chciała słuchać dalszych wyjaśnień, to było dla niej stanowczo za dużo. Świat jej się zawalił i tak dalej, no potrafi to człowieka podłamać. W zasadzie nie wiedziała po co w ogóle zgodziła się na to spotkanie. Będzie potrafiła go w spokoju wysłuchać? Zobaczymy! Najwyżej spędzi resztę życia zaszyta w dormitorium, niczym jakiś pustelnik, bidulka! Nie no, lekka przesada, ale ostatnie zdarzenia mocno nadszarpnęły wiarę Clary w ludzi. Bo jak to tak, jej ukochany, któremu bezgranicznie ufała, okazał się jednak dupkiem? O! Mimo wszystko, mimo usilnych starań, nie potrafiła się pozbyć uczucia do niego, w żaden sposób. No jak na ironię! I pomimo, że trudno przyszło jej to przyznać przed samą sobą, bardzo chciała go zobaczyć. Rany, mózgu staph! Ze ściśniętym żołądkiem, udała się w wyznaczone przez byłego chłopaka miejsce. Nie miała kompletnie pojęcia, czego się spodziewać. Czy będzie to ich ostateczne pożegnanie? Nie wiedziała, czy zdoła to znieść... dlatego żeby już więcej nie fundować samej sobie katuszy, przyśpieszyła kroku. Dotarła nad brzeg, widząc sylwetkę Slone'a już z oddali. I kiedy była już na tyle blisko, żeby dostrzec go w miarę wyraźnie, coś ścisnęło jej serce. Zacisnęła jednak pięści, przypominając sobie, że przecież jest super odważną gryfonką, musi dać sobie radę! Ehe, łatwo powiedzieć. W końcu dotarła do brzegu. Podeszła do Daniela, zagryzając policzki od środka. Tak bardzo, tak bardzo za nim tęskniła, idiotka! Nie odzywała się na razie, czekała, aż on coś powie, coś co byłoby bardziej na miejscu niż zwykłe "cześć". A może jej się to śniło? Heheheh, już miewała podobne sny, ten mógł po prostu sprawiać wrażenie nieco bardziej realnego niż pozostałe.
Znów jedna z tych okrutnych chwil, gdy ma sie wrażenie, że czas się cofa. Patrzył co chwilę na zegarek, wypatrywał Clary z każdej strony. Minęło pięć minut. Nic. Dziesięć. Dalej nic. A może Ona się tu nie zjawi? Może to mała zemsta za to, co on jej zrobił? Nie, Ona taka nie była, dziewczyna raczej wymyśliłaby coś wykwintniejszego, to pasowało do głupich panienek, a Hepburn się do takich nie zaliczała. A co jeśli Ona już kogoś ma i Danielek właśnie raczył zakłócić ich spokój? Nie, z tą myślą nie miał siły się póki co zmierzyć. Tego było zbyt wiele, mózg mu zaczynał przetwarzać informacje z podwojoną prędkością, zaczął układać milion scenariuszy przebiegu owego spotkania, choć idąc tu miał już ich tryliard. Tak bardzo chciał ją zobaczyć, była dla niego ukojeniem, bez niej nic nie bylo takie same, nawet pieprzone wykopaliska w Indiach, o które tyle walczył, o których marzył od kiedy nauczył się mówić ,,mama" nie cieszyły go. Ciągle czuł w sobie pustkę. Niegdyś wypełniał ją alkoholem, ale to zazwyczaj była nicość wywołana spieprzeniem jakiejś pracy, kłótnia z kimś mało istotnym. Natomiast po rozstaniu z Clarą tylko dwa razy się upił, do tego czuł się po tym okropnie. I miłość niby jest taka piękna? Błagam was! Właśnie był na skraju rozpaczy, kiedy ja ujrzał. Matko boska, jego serce zrobiło fikołka. We wspomnieniach jej twarz wyblakła i widząc ją teraz nie mógł się przestać zachwycać. Ogarnij, ziom- pouczył sam siebie. Zachowywał sie jak totalna ciota, jakby ktoś gpo pozbawił jaj. W sumie to wina tylko i wyłącznie tej oto blondynki! -Claro...- zaczął niepewnie- cieszę się, że przyszłaś. - zbliżył się nieco. Czuł się niezręcznie. Chciałbym, aby to wszystko było wyjaśnione, to co zrobisz z tą wiedzą to już Twoja wola, nie będę Ci więcej się narzucał.- odpowiedział nieco pewniej. Jego oczy błądziły, po raz pierwszy w życiu jest w sytuacji, kiedy ewidentnie musi o kogoś walczyć. -Nasze ostatnie spotkanie było dość chaotyczne, nie pozwoliłaś mi nic dokończyć. Widzisz, ta cała sytuacja z...- tutaj nie mógł wymówić jej imienia, od tamtych wydarzeń omijał ją szerokim łukiem- z tą dziewczyną nie wyglądała tak, jak Ci się zdaje. Spytałaś mnie, czy Cię zdradziłem, a ja się przyznałem, co w pewien sposób było faktem.- przypomniał sobie całe to wydarzenie, jego poczucie beznadzieności, Clare uciekającą ze łzami w oczach. Stop, to mu nie pomoże- ale... ja nie wiem co dokładnie myślisz, może znasz jednak cały przebieg tego spotkania. Jesli tak i mimo to nie chcesz mnie znać to... ja uszanuję Twój wybór, ale może... może myślisz Bóg wie co...- zaczął się zacinac. Głęboki wdech. To ostatnia szansa, Slone, więc ogarnij tyłek- Poszedłem w umówione miejsce, zdajac sobie sprawę z tego, ze to coś w rodzaju randki. Widząc cały wystrój nieco się zdziwiłem. Wiesz, byłem przygotowany na coś o mniejszej skali, ale Ona nie gustowała w półśrodkach. Dlaczego tam poszedłem? Nie wiem, strasznie tego żałuję, może kwestia przyzwyczajenia? Wiem, to głupi argument, ale sam nie rozumiem tego, jak mogłem się tam zjawić. Przejdę do rzeczy. Wszedłem do pomieszczenia, trochę pogawędziliśmy, spędziliśmy nieco czasu przy jakiś owocach, ale przecież ja jej nie tknąłem, do cholery jasnej!- nie mógł wytrzymać wspomnienia tego dnia, czy tam wieczoru. Spojrzał Clarze głęboko w oczy. Miał wrażenie, że zaraz się popłacze, ale nie! Nie może! jest twardym facetem, musi się trzymać!- Strasznie Cie przepraszam. Musiałem Ci to powiedzieć sam, bo to mi spać po nocach nie dawało. Po prostu jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i nie mógłbym pozwolić sobie na coś takiego, bo... bo przecież Ty wiesz...- nie miał siły dokończyć że Cię kocham , bał się tego, co w tej chwili o takim wyznaniu Clara pomyśli.- Zachowałem się karygodnie, zdaję sobie z tego sprawę.- powiedział na zakończenie. Czuł, że jeśli powie choćby zdanie, to głos zacznie mu drżeć, a nie chciał, by widziała go w takim stanie. Choć nie, już i tak wyglądał żałośnie.
W głowie Hepburn również powstało wiele scenariuszy dotyczących tego spotkania. Zresztą, zanim jeszcze dowiedziała się o tym, że Slone wrócił, mimowolnie oddawała się różnorakim fantazyjkom, które, kiedy wracała do rzeczywistości, jeszcze bardziej utwierdzały ją w beznadziejnym poczuciu straty. Jakże masochistycznie z jej strony, ECH. Cóż dodawać, naprawdę bardzo, ale to bardzo przeżyła ich rozstanie! Wciąż gdzieś to w niej głęboko siedziało, co zresztą nawet postronny obserwator mógł z łatwością spostrzec. Schudła, zmizerniała i ostatnim miejscem, w którym z kimś była, był pub z Grigiem. Cóż, nie szalała zbytnio pod nieobecność Daniela! Z ciekawszych rzeczy, to została wplątana w jakąś dziwaczną imprezę, którą podobno ona i inni prefekci zorganizowali... aha, no i alkohol już jej tak nie odstręczał, tak jak to było po tej feralnej nocy w Egipcie, kiedy obudziła się nie wiadomo gdzie i do teraz biedaczka nie wiedziała co wtedy robiła. Cofnęła się automatycznie, kiedy ten podszedł bliżej. Nie wiedziała za bardzo co ma sądzić o całej sytuacji, czuła się nieswojo. Nie widzieli się tak długo! I gdyby wszystko było normalnie, teraz pewnie z dziką radością rzuciłaby mu się naszyję, obcałowywując i będąc żądną opowieści z Indii, bowiem tak się składa, że kultura tego kraju bardzo Clarcię interesowała! Jednakże wszystko było takie, jak być nie powinno... ech, cóż począć. Po raz drugi w życiu czuła się obco w towarzystwie Daniela. Odwróciła wzrok, widząc jak i on błądzi gdzieś spojrzeniem. Raz po raz zagryzała wargę, próbując być bardzo mężną gryfonką! Ehe, wychodziło jej to wprost świetnie, bo wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem. Zresztą, nie tylko tak wyglądała, w istocie tak się czuła. Wysłuchała bez przerywania (gratulujemy Clarciu!) monologu byłego chłopaka. Zaraz, zaraz stop, ŻE ON JEJ NIE ZDRADZIŁ? Teraz już miała kompletny mindfuck! I najgorsze było to, że pojawiła się nadzieja, że mówi prawdę! Bo jeśli okaże się, że krukon jednak ją oszukuje... nie, koniec, stop. - Co? - wydukała w końcu, spojrzawszy na chłopaka. Ponownie jednak odwróciła wzrok, kiedy ten spojrzał jej w oczy. Wtfwtfwtf co robić, co mówić? - Jesteś idiotą, Daniel - stwierdziła płaczliwie. Brzmiało to bardziej "tak bardzo tęskniłam!". No, ale halo, nie zamierzała rzucić mu się ramiona po jakimś wyjaśnieniu. Na razie to w ogóle nie zamierzała mu się w te ramiona rzucić, pomimo, iż tak bardzo chciałaby, aby było inaczej. - To dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś? Nie napisałeś, jeśli naprawdę tak ci bardzo zależy? - zaczerpnęła powietrza, chcąc się jakoś z tym wszystkim zmierzyć. - Przecież wiedziałeś, że sądziłam, że spałeś ze Scarlett. Czemu tego nie sprostowałeś kilka miesięcy temu, kiedy się dowiedziałam? - dołożyła następne pytanie, nagle odwracając się do chłopaka bokiem. Hehehe, widoczki na jeziorko chciała podziwać, ehe, ehe! Nie no, tak serio to bała się, że jeszcze trochę będzie na tego Daniela tak patrzeć i się rozklei.
Czego mógl oczekiwać? Tego, ze padnie mu w ramiona, zacznie płakać, że strasznie za nim tęskniła? Nie, przez moment to mu nie przeszlo przez myśl. Wiedzial, że będzie ciężko, ale nie zdawał sobie sprawy, ze cały jego organizm zacznie mu utrudniać całą tę rozmowę. Dosłownie słyszał bicie swojego serca ze znacznie przyśpieszonym tempie, krew w żyłach krążyła jak opętana i jeszcze te szczęki zaciskające się z nerwów. Miłość to zdecydowanie wymysł szatana, nic nie robiła z człowiekiem tylko prowadziła go do zguby. Po raz pierwszy kogoś pokochał i już mial wrażenie, iż przed zakochaniem powinni ostrzegać w szkołach, stworzyć przeciw temu eliksir. Kiedy cofnęła się od niego poczuł się jeszcze podlej. Ten drobny gest dał mu do zrozumienia, iż gryfonka stała się twardsza. Unikał patrzenia w jej twarz, bał się, że zobaczy jej pewną siebie twarz, wyczyta, ze wszystko stracone, przez co się załamie. Już teraz był na skraju. Wprawdzie kiedyś, jako przyjaciel, radził jej, by nieco zmężniała. Teraz to obraca się przeciw niemu, dobre sobie. W zasadzie tego nie żałuje, ma pewność, że nikt tyłka jej tak łatwo nie skopie. Wcześniej była taaaka delikatna i naprawdę martwił się o to, iż kiedyś ktoś to wykorzysta. Nie mógł od razu zacząć mówić. To ona nie wiedziała jednak co tam serio zaszło? Podejrzewała go o seks z byle panną? Nie wiedział czy się wkurzyc o takie podejrzenia, czy cieszyc się. Choć nie, zaraz, jeszcze nie ma powodu do radości. To nic nie znaczy, przecież mogła już sobie ułożyć życie bez niego, wywalić wszystkie uczucia względem Daniela do kosza. -No tak...- odpowiedział niepewnie. Co chciała usłyszeć, że żartuje? Kurde, ta sytuacja stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. W końcu zatrzymał spojrzenia na Clarze nieco dlużej i dopiero zauważył, że wcale tak świetnie się nie trzyma. Czyżby to przez niego wyglądała jakby miała się popłakac? No nie, tego już by nie zniósł. Już wystarczająco się przez Slone nacierpiała. -Wiem, ze jestem, ale ej, to jest wpisane w geny kazdego faceta.- starał się brzmieć lekko, jednak jego głos zadrżał. Totalny mętlik. Serio uważa go za skończonego debila i powinien się bać, czy może faktycznie dobrze mu się zdawało te słowa nie miały nic wspólnego z chęcią mordu? Od zawsze chciał umieć czytać w myślach, przydałoby mu się to w tej chwili. -Wiesz, że wtedy byłem zajęty wyprawą do Indii. O tym wyjeździe dowiedziałem się z dnia na dzień, miałem raptem parę dni na spakowanie się, wyjazd, załatwienie wszelkich formalności, których było od cholery. To w zasadzie marny argument. Uznałem, ze skoro pobiegłaś ode mnie to faktycznie nie chcesz mnie znać i nie jestem Ciebie godny. Nie wiedzialem też, czy znasz prawdę. Skąd mogłem wiedzieć, że myślisz, iż przespałem się z nią? Początkowo chciałem się Ciebie spytać o to, co rzekomo zawszło w pokoju życzeń, ale bałem się jak jasna cholera, za każdym razem, gdy chwytałem pióro mialem pustkę w głowie.- tak, nigdy nie zapomni tych chwil, kiedy ślęczał nad kartką papieru czując się jak totalne zero. Atramentu wylał całkiem sporo próbując formułować owy list. -Skąd miałem to wiedzieć? Nie wiedziałem o czym zostałaś poinformowana, sądziłem, że chodzi Ci głównie o samo spotkanie. Cholera jasna, nawet nie wiesz jak bałem się do Ciebie odezwać. Myślałem, ze jeśli wtedy spojrzysz mi w oczy to mnie nimi zamordujesz, czego bym nie zniósł.- i co teraz powinien zrobić? Z wszystkiego się wyspowiadał. Udzielił odpowiedzi na pytania dlaczego teraz, a nie wcześniej i inne takie. Patrzył na nią oddychajac nerwowo. Niech się dzieje wola nieba, a Scarlett złapie rzeżączkę.
Nie, to w tym momencie byłoby raczej niemożliwie. Przed samą sobą trudno było jej się przyznać do cholernej tęsknoty za tym jej ukochanym idiotą, a co dopiero, gdyby miałaby mu o tym powiedzieć. I w ogóle, bardzo podobne zdanie na ten temat mieli! Clara również z chęcią użyłaby, niestety jednak w tym temacie ograniczonej, władzy prefekckiej, aby ktoś zaczął rozdawać jakiś eliksir chroniący przed zakochaniem. Gdyby takowy wypili, wszystko byłoby po staremu! Przyjaźniliby się, robiąc różne, często głupie rzeczy, ale żadne nie poczułoby do tej drugiej osoby czegoś więcej - nie przekształciłoby się to w miłość, a później w poczucie ogromnej straty i tęsknotę. Cóż, nie da się ukryć, że ostatni czas, nieco Clarę zmienił. Chociaż były to raczej zmiany powierzchowne - mimo, że wydawała się bardziej harda i zdecydowana, w środku była raczej zagubiona i niepewna, może nawet przestraszona. Kiedyś tak panicznie bała się zranienia i jak widać całkiem słusznie! Generalnie to ja sama już nie wiem jak to tam było, Clara ma pewnie jeszcze większy mindfuck! Jednakże w żadnym wypadku nie dało się tak wyrzucić uczuć do kosza, nieważne jak bardzo Clara by tego chciała. A chciała, nawet bardzo! Zapomnieć o nich, wymazać wspomnienia i może najlepiej całego Daniela, ale to było fizycznie niemożliwe, smuteczek. Nawet najznakomitsi czarodzieje tego nie potrafili, żal i ból! I chociaż chwile spędzone z Danielem, ich wspólne dramy i przygody były bezcenne, to oddałaby je, w zamian za jakieś wyczyszczenie pamięci. Albo lepiej, wyczyszczenie uczuć, o! - Zdążyłam zauważyć, że przeciętny facet znacznie różni się od tego przeciętnego przedstawianego w większości książek - przyznała mu z goryczą, uśmiechając się cierpko. Nienawidziła, kiedy jej wyobrażenia w konfrontacji z rzeczywistością okazywały się o wiele gorsze. - Aha - niezbyt miły uśmiech zaraz zszedł z jej twarzy, ponownie próbowała ukryć, jak bardzo to wszystko się na niej odbija. Już wiedziała dokładnie, jak to będzie. Kiedy zostanie sama, znów będzie analizować każdy gest i każde słowo Daniela, po czym nawrzuca sama sobie, że mogła się zachować w stosunku do niego inaczej. Powinna się zachować jak na dorosłą i rozsądną osobę przystało! Odejść z dumą, a nie wybiec z płaczem, jak to zrobiła wtedy. Nie godzić się na żadne spotkanie, tylko w bardzo kulturalny sposób poinformować Slone'a, że nie jest zainteresowana spotkaniem, ehe! Taaak, jakby była to w stanie zrobić... głupiutka, mała, gryfoneczka, czyli tak jak siebie czasem nazwać lubiła! - Aha - powtórzyła - A jak tam było, w tych Indiach? - zapytała, odskakując na chwilę od głównego tematu. Nie wyglądała jednak na specjalnie zaciekawioną, chyba chciała mieć więcej czasu, aby przetworzyć pozostałe informacje. - Nie wiem, nie wiem w co mam wierzyć - w końcu wypuściła powietrze z głośnym świstem, kopiąc w stronę jeziora jakiś kamyk, który akurat się jej nawinął. Wciąż wpatrywała się w spokojną toń, nie mogła tak po prostu zwrócić wzroku w kierunku krukona. - Bo Merlinie no, ufałam ci, a później ty wyrwałeś jakąś Scarlett i tyle by z tego było. - pod koniec zdania głos się jej lekko załamał, dlatego zrobiła superekstradramatyczną pauzę i kontynuowała - I chciałabym ci znów ufać i żeby znów było jak dawniej, ale to jest po prostu trudne. - dokończyła, wreszcie biorąc się na odwagę, aby spojrzeć na chłopaka. I generalnie zaraz tego pożałowała, bo tylko mocniej musiała zacisnąć zbielałe już piąstki, aby kompletnie się nie rozkleić.
Szkoda, że akurat na Danielu musiała się przekonać, jaki to świat bywa brutalny. Chociaż i ona nauczyła go wiele, dała mu lekcje przed którą tak się wzbraniał. Skubany wypierał się uczuć, a ta bez problemu usidłała go, wcisnęła pod pantofel i mogła z nim robić co tylko zachciała. Dobra, może nie zawsze od razu, bo Daniel starał się zachować resztki swej twardości i uporu, jednak gdy na czymś jej zależało zawsze to w końcu dostała. Zapewne gdyby marzyło jej się, by ściął włosy- zrobiłby to. A przecież dla niego byłby to największy dramat! Tak, moi mili, TEN Daniel dla kobiety stracił głowę. Wprawdzie ukrywał to na początku, jednak później był z tego dumny. Skończony pajac. Jak mogło mu to sprawiać radość? Następnym razem, gdy jakaś panna go uwiedzie, będzie musiał sobie strzelić Cruciatusa w zadek, na pewno jest to niej bolesne! Tak, prawdziwe życie jest gorsze od tego, zapisanego na stronicach romansideł. O wiele większe gówno, wszystko jest szare i nijakie, pełno bólu, goryczy, pełno katastrof. Być może Clara poprzez książki wyidealizowała sobie wizerunek mężczyzny, teraz pan Slone nie jest w stanie mu dorównać. Jest raczej tym złym draniem z opowiadań, który sieje strach i zniszczenie. Przykre, bo ten drań zakochał się w księżniczce. Czuł, ze nie zasługuje na związek, wiedział, ze to nie jest mu pisane, a jednak się w to wpakował. Długo to nie trwało, szybko nawalił. Bardziej niż poczucia bycia kochanym pragnie jej szczęścia, więc przystanie na każdą jej decyzje, choćby miało go to zrujnować. -Tak, niestety tak. Być może jednak znajdziesz kiedyś swojego księcia z bajki, już o tym rozmawialiśmy- przypomniał sobie rozmowę na skraju zakazanego lasu. Rany, wydawało mu się, jakby od tego wydarzenia minęły wieki! -Będę trzymać kciuki, byś poznała tego wymarzonego na białym rumaku.- po tych słowach zacisnął usta w wąską linię. Wiele go to kosztowało. No ale jeśli dziewczyna spotka swego ideała to... super, szczerze będzie życzył jej wszystkiego, co najlepsze i gromadki małych dzieci. Jej krótkie odpowiedzi wywoływały mimowolne marszczenie się czoła. Była to jego reakcja na ból, prawie nikt o tym nie wiedział, bo przecież tylko nielicznym udało się dotknąć w jakiś sposób jego osobę. Dlaczego chciał jej to wszystko wyłożyć?! Nie mógł jak dorosły pogodzić się ze stratą, uchlać się i zacząć wszystko od nowa? To byłoby łatwiejsze. Ale nie, musiał napisać. Co ona sobie pomyśli? Że wielce się narzuca? Slone, staczasz się. Pożałował wysłania listu, pragnął by ta chwila okazała się snem. -W Indiach jak w Indiach... ciepło, tłoczno, pracowicie.- odparł zwięźle. Widział, że mało ja to interesuje i pyta tylko z grzeczności. Znał ją nie od dziś, zdawał sobie sprawę z jej miłego usposobienia. Z nim mogła sobie to darować. -Wierz w to, co podpowiada Ci rozum- odparł poetycko. Tak, bo sercu nie należy ufać! Ono ssie, jest słabe i prowadzi do zguby. Tylko dzięki mózgowi uniknie większych porażek. Zebrał w sobie odwagę, wziął głęboki oddech i dodał opanowanym głosem: -Claro, zdaję sobię sprawę z tego, iż nawaliłem na całym froncie i teraz jest z tym Ci ciężko. Nie wymagam od Ciebie, być na powrót mi zaufała, była moją przyjaciółką, czy cokolwiek z takich spraw- nie użył slowa żoną, czy dziewczyna, bo jego samego by to zraniło i sprawiło spory problem w dalszym mówieniu- Miałem nadzieję, iż mnie wysłuchasz i to zrobiłaś, za co jestem Ci wdzięczny. Przepraszam, jeśli przez to teraz cierpisz, czy jest Tobie z tym źle. Nie musimy nic zmieniać, to Twoja wola. Nie naciskam Cię, ani nie licze na nic wielkiego. To, co miałem do powiedzenia już usłyszałaś.- udalo mu się wsystko wypowiedzieć bez nerwów w głosie, jednak po łapkach widać było, iż nie jest to dla niego takie hop-siup. Zgniatał w prawej dloni bransoletkę, coś jakby z sznurka, czy jakiej cholery robiona, z zawieszką piórka. Miał to być prezent dla niej, zobaczywszy te błyskotkę od razu pojawiła się w jego głowie jej słodka twarz, więc ją kupi. Czemu zabrał to ze sobą? Nie, jeszcze pomyśli, ze chce ja przekupić, czy co. Daruje sobie takie gesty. -Przepraszam Cię za wszystko- rzucił zupełnie szczerze patrząc w jej oczęta. Boże, to dla niego za wiele.
Ale oprócz tego, przekonała się też, że nie tylko brutalny, ale i piękny świat być potrafi! Bo jednak w ich przyjaźni, a później związku, było chyba więcej chwil godnych zapamiętania. I doprawdy, mieli co wspominać. Ona jakoś szczególnie nie starała się tego wykorzystać - jasne, sama była bardzo uparta i do zmiany zdania było Clarę przekonać niesamowicie trudno, ale w przypadku Daniela jakoś nie musiała używać żadnej siły perswazji... przynajmniej ostatnio! Bo kiedy byli przyjaciółmi, zdarzało im się nie zgadzać w wielu kwestiach... ech, ta miłość zmienia ludzi, no doprawdy! Och z pewnością Clara wyidealizowała sobie wrażenie o świecie poprzez książki. Trochę upośledzające! Jednakże, żadna lektura aż tak znacząco nie wpłynęła na jej zdanie o Danielu - po prostu zakochała się w nim, bez jakichś zbędnych dodatków. Później porównywała go do wielu bohaterów, ale o wiele częściej robiła to z tymi postaciami pozytywnym. Kiedy Daniel wyjechał, wyrzuciła książki z wątkami romantycznymi przez okno, więc już porównywać za bardzo z czego nie miała. - Ale czy ja powiedziałam, że chcę księcia z bajki? - nie miała siły dodać chcę ciebie, chociaż z początku planowała tak właśnie powiedzieć. Trochę ze względu na swój własny stan, a trochę ze względu na Slone'a bała się powiedzieć o tym głośno. Ale przynajmniej to w końcu w jakiś sposób przyznała, zwycięstwo! - Mhm - odparła tylko na jego krótką relację z Indii. Ciekawe czy gdyby kilka dni przed jego wyjazdem, nie dowiedziała się o Scarlett, pojechałaby z nim? Oja, byłoby superowo! Chociaż nie wiadomo czy ze względu na szkołę i obowiązki i tak by nie została, ech, życie! - Rozum, mówisz? Gdybym słuchała się rozumu, pewnie moje życie już teraz wyglądałoby inaczej - przyznała smutno. I było to najprawdziwszą prawdą! Taka prawda, Clara w podejmowaniu większości decyzji kierowała się zdecydowanie częściej sercem - uczucia i emocje, które dosłownie przeżywała całą sobą, oddziaływały na nią o wiele bardziej niż zdrowy rozsądek, którego z kolei, ostatnio jej bardzo brakowało. Wysłuchała jeszcze jego następnego monologu, który również chwycił za jej naiwne serduszko. No i cóż ona z tym Danielkiem począć miała? Nie potrafiłaby ot tak zapomnieć, nie i koniec. Dalej go kochała i ta domniemana zdrada, w którą już nie wiedziała czy ma wierzyć, nie zmieniła jej uczuć do chłopaka. - To trudne - powtórzyła automatycznie, mrugając oczami, chcąc pozbyć się tego irytującego pieczenia powiek. - Pomyślę, dobrze? Chyba sama muszę podjąć jakąś decyzję - pokiwała w końcu głową, jakby sama chciała się przekonać do własnych słów. Spojrzała jeszcze tylko na Daniela, powiedziała, że wyśle mu niedługo list i ruszyła w drogę powrotną do zamku, nie odwracając się już w stronę chłopaka. Będąc już w jakiejś odległości od krukona, rozpłakała się, nie mogąc już tych łez dłużej wstrzymać. Przerosło ją to, zdecydowanie.
Do Wschodniego brzegu jeziora dotarli dość szybko. Zanim się dziewczyna obejrzała, a byli już na miejscu. Jak sama tu przychodziła, to droga zajmowała jej wieki… może dlatego, że gubiła się co kilka metrów, bądź w zamyśleniu zbaczała z drogi… ale to nie było teraz ważne. Nikola wlepiła swoje spojrzenie w tafle wody. Podeszła do niej i kucnęła przy brzegu. Palcem wskazującym jeździła po wodzie tworząc symbole, litery i wiele różnych rzeczy. - Jak długo pracujesz w Hogwarcie? – spytała niepewnie. No cóż. Ona chodzi do szkoły od sześciu lat, jednak nigdy go nie widziała tak naprawdę. Może źle szukała? Chociaż, patrząc na to z drugiej strony ona nigdy nie chciała być zauważana, udawało się jej to, ale sprawiało to również, że i ona nie zauważała ludzi.
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
- Jakieś pół roku... tak, niespełna- odpowiedział Clement, przykucnąwszy obok Nikoli. Nic dziwnego, że dotąd się nie spotkali- dziewczyna nie wyglądała na osobę, która chętnie łamałaby zakazy dotyczące chodzenia do lasu, a on z kolei nie szukał towarzystwa. Był samotnikiem, w każdym razie do tej pory. Zresztą Puchonka wydawała się osobą dość niepozorną, nie przyciągała uwagi, nie krzyczała, nie śmiała się głośno, nie była też wiecznie skrzywiona... po prostu była, nie obciążając swoją obecnością innych. - Wcześniej podróżowałem... wzdłuż basenu Morza Śródziemnego. Sfinksy, chimery... takie tam- wzruszył ramionami, wracając myślą do tamtych wypraw. Chyba naprawdę los miał wobec niego jakieś plany, skoro nie udało mu się wtedy zginąć. A naprawdę nie unikał niebezpieczeństw, mając nadzieję, że nieszczęśliwy wypadek zakończy jego puste życie, które bez Todda nie miało większego sensu.
Dziewczyna spojrzała na niego kątem oka. A więc jednak nie była aż taką gapą! Miała prawo go nie zauważyć. Zresztą dużo ludzi pojawiło się w Hogwarcie przez jej rok nieobecności. Dużo się zmieniło, a to był tyko i wyłącznie rok… Zmieniając temat. Kiedy opowiadał o jego podróżach słuchała z uwagą. Ręką zataczała koła, a potem słowa – sfinks, chimera. - Miałeś takie pasjonujące życie… ciekawe, intrygujące… dlaczego z niego zrezygnowałeś? – spytała odwracając się do niego i siadając tym razem wygodnie na ziemi – Ja od zawsze chciałam zwiedzić świat, zobaczyć wszystkie niesamowite, piękne rzeczy na tym świecie, jednak nie miałam okazji. Ściągnęła buty i zanurzyła nogi w wodzie. Spojrzała w niebo i po chwili dodała. - Opowiedz jeszcze gdzie byłeś, jak tam było, co widziałeś niezwykłego, proszę…
Clement Appius Wellington
Wiek : 38
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja, animagia (szary niedźwiedź)
- Widzisz... po śmierci mojego brata wszystko się posypało. To była akcja w Norwegii, nie zdążył się teleportować i...- Clement urwał, zaciskając mocno pięści i spuszczając na chwilę wzrok. To bolało, to cholernie bolało, nigdy się z tym nie pogodzi, zawsze będzie go prześladowało wspomnienie zwęglonych zwłok brata. Jednak kontynuował nieco zmienionym głosem, wpatrując się w wodę- drobne falki mąciły jej gładką powierzchnię.- Przez jakiś czas prowadziłem najbardziej ryzykowne badania, na jakie udało mi się załapać. Ale nic nie robiło na mnie już wrażenia. Byłem wypalony od środka, pusty, jałowy. I nadal jestem. Dawniej by mnie zachwyciły te noce nad Morzem Śródziemnym, wtedy czułem doskonałą obojętność. Więc trudno mi powiedzieć, jakie to wszystko było. Dla mnie to był chleb powszedni. Udawało mi się nawet rozwiązywać zagadki sfinksów, dlatego jestem tutaj teraz- wzruszył lekko ramionami i spojrzał na Nikolę. Nie wiedział, skąd mu się wzięła ta potrzeba mówienia, ale nagle zaczął się otwierać, co bardzo go zdziwiło. Może doszedł do momentu, kiedy nie można już dłużej tłumić w sobie takich rzeczy, kiedy trzeba je wyrzucić.
Słuchała go z uwagą. Wstała i nie odrywając wzroku od tafli wody powiedziała. - Nie musiałeś tego mówić… tego wszystkiego – wydukała i odwróciła się w jego stronę – nie rozumiem tego… dlaczego się poddałeś? Każde życie się kiedyś kończy, a jeżeli będziemy się zachowywać tak jakby skończył się świat wraz ze śmiercią danej osoby, to zapewne jej dusza będzie niepocieszona, że zmarnowaliśmy sobie życie na coś takiego. – dziewczyna przegryzła wargę i zacisnęła pięści. Opuściła głowę i kosmyki włosów spadły jej na twarze zasłaniając oczy. - Wiem jak się czujesz… sama zmarnowałam część swojego życia na takie zachowanie. Na niedostrzeganie szczęścia, piękna. To wszystko było… trudne. Ale dałam radę… sama… ale dałam radę! – nie podnosiła głowy zrobiła krok do tyłu, jakby chcąc się od niego odseparować – Prawdę mówiąc nie rozumiem Cię… opłakujesz śmierć brata, a jednak nic nie chcesz z tym zrobić. Sądzisz, że byłby zadowolony, że zadręczasz się tym w taki właśnie sposób? – jej głos stawał się ostry, coraz bardziej oschły – Nie sądzę… Ja wiem… wiem, że trudne jest wyjść z obłędu rozpaczy, tęsknoty, poczucia winy. Wiem, że trudno jest zapomnieć… ale nie musisz tego robić. Wystarczy, że będziesz żył jak kiedyś, dla tej osoby, żeby była ona szczęśliwa, żeby nie sprawiać jej przykrości, że przez jej śmierć niszczymy sobie życie. – jej głos drżał. Dlaczego tak bardzo chciała go ochrzanić? Może nie mogła patrzeć na to jak wygląda jego życie, albo nie mogła znieść myśli, że dusza jego brata mogła nie odnaleźć spokoju przez jego, można powiedzieć samolubne myślenie. Dziewczyna czując na policzkach mokrą ciecz zrobiła kolejny krok do tyłu, jednak nie skończyło się to dobrze. Zapomniała, że za nią właśnie jest jezioro. Po chwili wynurzyła się kaszląc. Chociaż był plus tego nurkowania, nie było dzięki temu widać, że płakała. Spojrzała na gajowego i uśmiechnęła się zakłopotana. - Przepraszam… poniosło mnie. Zresztą jak widać dostałam już karę – zaśmiała się niepewnie i wyszła z wody – mam nadzieję, że nie jesteś zły, za to co powiedziałam… a powiedziałam o wiele za dużo – dzisiejszego dnia z jej ust wyszło dużo ostrych słów, z czego nie była zadowolona. Jednak, część jej czuła w sercu ulgę… nie chciała, żeby pan Dąbek niszczył sobie życie, tak jak ona… bo tego nie da się odwrócić… a bynajmniej trudno jest dowiedzieć się jakim człowiekiem by się było, gdyby nie to rozpaczanie nad sobą, nad zmarłym…