C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Ryby to z oczywistych względów stały element tutejszej kuchni, wyróżnia się cztery główne gatunki, jakie można tutaj złapać: bubole, migotki latające, roztopce i kryształowce lodowe. Wędkarstwo z kolei to nie tylko sposób na pozyskanie pożywienia, ale i niezła rozrywka, zwłaszcza dla przyjezdnych, dla których siedzenie nad przeręblem w oczekiwaniu na ruch w wodzie to nowe doświadczenie. Z tego powodu prowadzona jest wędkarska tabela wyników, która na koniec pobytu pozwoli wyłonić największego fanatyka wędkarstwa! Wygrany otrzyma 100 galeonów, odznakę i wieczną chwałę!
Jak to działa? Bez względu na ilość postów czy nawet wątków, kostkami rzuca się tu tylko raz i tylko ten jeden wynik jest brany pod uwagę. Na początek każdy rzuca 2x literą, traktowaną tu jako k10 (czyli a=1, b=2, c=3 d=4, e=5, f=6, g=7, h=8, i=9, j=10). Wynik z liter należy zsumować - jest to ilość złapanych przez Was ryb. Następnie rzucacie tyloma kośćmi k6, ile wyszło wam z k10. Wynik kości k6 wskazuje na to, jaką złowiliście rybę, czyli ile macie punktów:
Dodatkowe modyfikatory: + styczność z wędkarstwem (udowodnione w kp lub na fabule) → +2 ryby (2xk6 więcej) + cechy eventowe: gibki jak lunaballa (szybkość), magik żywiołów (woda), świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) → +1 ryba za 1 cechę (1xk6 więcej) - cechy eventowe: połamany gumochłon, bez czepka urodzony, drzemie wie mnie zwierzę → -1 ryba za 1 cechę (1x k6 mniej)
(każda cecha liczy się osobno!)
Przykład:
Kasia rzuciła dwiema literkami, jej wynik to B i C, ale ma cechę „połamany gumochłon”, co oznacza, że złapała 4 ryby (2 + 3 - 1 = 4). Jej rzut kośćmi to 4, 2, 3, 6, co oznacza, że złapała kryształowca, dwa bubole i roztopca. Kasia uzyskała 15 punktów
Obowiązkowy kod do zawarcia w poście z łowieniem ryb (i tylko w nim):
Wyniki: Frederick Shercliffe: 60 Thalia S. Heartling: 54 Longwei Huang: 49 Christopher Walsh & Darren Shaw: 47 Ariadne W. Wickens: 44 Elizabeth Brandon: 43 Marla O'Donnell: 36 Nathaniel Bloodworth & Salazar Morales: 34 Benjamin Auster: 33 Maximilian Brewer: 31 Scarlet Norwood: 28 River A. Coon: 20 Atlas M. O. Rosa: 16 Harmony Seaver: 3
Wyniki są zbierane do 20 marca!
Ostatnio zmieniony przez Nathaniel Bloodworth dnia Wto Mar 21 2023, 21:00, w całości zmieniany 6 razy
Autor
Wiadomość
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Gdyby tylko wiedział, co chciała zrobić Ola, z pewnością szybciej popatrzyłby na nią z niezrozumieniem, dopytując, o co chodzi. Jednak zrobił to w chwilę później, gdy dziewczyna się odezwała, zastanawiając się, jak bardzo rozwiniętą chciała odpowiedź. Naprawdę nie wiedział, co chciała od niego usłyszeć, a po chwili zmarszczył wyraźnie brwi, kiedy mówiła, jak z jej perspektywy obaj wyglądali i doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej teraz ona nie zrozumiała jego. Albo on po prostu nie rozumiał już niczego, co wiązało się z jego małżeństwem, szczególnie gdy poczuł się dziwnie na słowa Oli. Dziwnie miło. Wyłowił kolejną rybę, po czym uśmiechnął się lekko, zastanawiając nad odpowiedzią. Czy chciał mydlić jej oczy? Nie. Czy chciał mówić o tym, co się u niego działo? Niekoniecznie. Czy chciał mówić o tym, jak się czuł w związku z tym wszystkim? Niekoniecznie, a jednocześnie miał wrażenie, że może powinien. Sam nie wiedział, co działo się z nim i Maxem od świąt, a przed wyjazdem na ferie zrobiło się naprawdę dziwnie. Pamiętał rozmowę o krwawym rytuale, pamiętał postanowienie, aby nic nie zmieniać, a także późniejszą rozmowę na lodospadzie. Słowa Maxa o zaproszeniu… Miał mętlik w głowie, jeśli miał być szczery, ale nie wiedział, czy naprawdę chciał mówić o tym z Olą, choć z drugiej strony, nie miał z kim porozmawiać o czymś podobnym. - Tak naprawdę nic się nie zmieniło między nami. Ja po prostu wiem, że to nie jest prawdziwe małżeństwo, że nie muszę traktować tego tak poważnie, jak traktowałem, a poza tym… Nie zmieniło się nic. Dalej mieszkamy razem, przyjaźnimy się - odpowiedział w końcu dziewczynie, starając się brzmieć swobodnie, choć nie wyszło mu to do końca. Uśmiechnął się nieco przepraszająco, zarzucając ponownie wędkę. - Być może jeszcze w Avalonie wiedziałem, że te krwawe obrączki to za mało, żeby małżeństwo było prawdziwe, ale nagle okazało się to wygodne. Był pretekst, żeby skłonić tego drugiego do rozmowy, gdy tego potrzebował, a także wytłumaczenie dla wielu różnych sytuacji. Jednak no, to było nieporozumienie, skoro ja myślałem o Maxie, jak o przyjacielu, ale i mężu, a on o mnie tylko jak o przyjacielu. Teraz… Nie zmieniło się między nami tak naprawdę nic, ale jest wszystko jasne - dodał, spoglądając na Olę z łagodnym uśmiechem na twarzy.
Cierpliwie czekała na odpowiedź, świadoma, że mogła go zaskoczyć. Ba, mogła go nawet wkurzyć i to dość porządnie, bo jednak wpakowała się trochę na zbity pysk w jego życie, ale nie miała przy tym żadnych złych intencji. Pozostawało jej mieć nadzieję, że Longwei o tym wiedział i nie posądziłby jej o nic innego, o żadne niecne plany ani nic podobnego. Tego by chyba nie zniosła. Ich czwórka od wakacji pozostawała właściwie nierozłączna i ona nie miała zamiaru tego psuć. Jednocześnie przeszło jej przez myśl, że może faktycznie nieco się zapędziła, zadając zbyt osobiste pytanie. Kim w końcu była dla Huanga, żeby prowadzili takie rozmowy? Z ich trójki była mu zdecydowanie najdalsza - nie była jego siostrą jak Mulan, ani tym bardziej nie była jak Max jego... no właśnie, kim? - Prawdziwe? To teraz spójrz na to z tej strony - zawarcie związku małżeńskiego to tak naprawdę podpisanie papierka i wypowiedzenie formułki. Trochę to śmieszne, że tak poważna sprawa tak wygląda, nie sądzisz? No, w każdym razie dążę do tego, że to my nadajemy wszystkiemu ważność - powiedziała, wyciągając przed siebie nogi z cichym westchnieniem. Gdyby tak się temu przyjrzeć, to faktycznie można było uznać za zabawne, że "oddawało się" siebie komuś do końca życia poprzez złożenie podpisu. A jednak miał on niesamowitą moc i nie tak łatwo było się potem wykręcić z małżeństwa. To wszystko skłaniało ją w ogóle do tego rodzaju rozmyślań, w których zaczynała powoli tonąć, gubić się, a już na pewno nie potrafiła dobrze zebrać w całość tego, do czego doszła. Nie lubiła tego. - Powinniście ustawić sobie na wizbooku status "to skomplikowane" - zaśmiała się. Powiedziała to tak pół żartem, pół serio, ale faktycznie to słowo prawie idealnie opisywało ich relację, przynajmniej według niej. - Daj mu czas. Sobie też, tak w ogóle. Nie wiem, może ta moja perspektywa osoby z boku tym razem zawodzi, ale naprawdę dla mnie wyglądaliście, zresztą cały czas wyglądacie na kogoś więcej niż przyjaciół. To, jak się dogadujecie... - przerwała, kręcąc powoli głową na boki z delikatnym uśmiechem. Nie patrzyła na niego, wzrok miała utkwiony gdzieś przed siebie, na ciągnącą się aż po horyzont biel. Nie wiedziała, jakim słowem ich określić, to nie było wcale takie łatwe, ale nie zgadzała się z tym stwierdzeniem tylko przyjaciele. - Ile już ich masz? - spytała po dłuższej chwili, przekręcając w końcu głowę do niego i kiwając w stronę wiadra z rybami. Jednak nie skusiła się na dołączenie do tej rozrywki.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Max był jego przyjacielem, współlokatorem i coraz bardziej przypominał smoka, którym powinien się zająć, którym chciał się zająć, pomagając w tym, w czym mógł. To jednak nic nie wyjaśniało, a prędzej wszystko bardziej komplikowało. Huang nawet nie próbował zastanawiać się nad tym, co właściwie kryje się za tym, że z Maxem ustalili, że zostawiają wszystko tak, jak było. Chęć wygody z pewnością i zwykła sympatia. Z tego powodu Huang nie potrafił w pełni zrozumieć, o czym mówiła Ola, wspominając, że wyglądali na kogoś więcej niż przyjaciół. Choć na wzmiankę o ustawieniu statusu na wizbooku uśmiechnął się lekko z cieniem rozbawienia, to szybko zostało zduszone powagą. Gdzieś w środku poczuł znów to dziwne ukłucie niezbyt przyjemnego uczucia, które wiedział, że można byłoby nazwać zazdrością, wiedział także, że nie miał do tego prawa. Wszystko za sprawą wspomnienia rozmowy z Maxem i jego przyznania, że nawet Olę pocałował pod wpływem magii. Wtedy jednak chodziło o to, że nie chciał narażać ich przyjaźni z powodu magicznego kaprysu jakiejś wioski, czy innych chorób. To było nawet pocieszające. - Tylko ten papierek to jak deklaracja… Może trochę śmieszne, ale nie zawsze to, co powiedziane, ma równie wiążąca moc, a nikt przy ślubie nie składa wieczystej przysięgi - stwierdził w końcu, wyławiając ostatnią już z ryb i dokończył swój napój. - Między mną a Maxem nie jest… Skomplikowanie. Po prostu jesteśmy współlokatorami i przyjaciółmi, którzy publicznie stwierdzili że są małżeństwem, co jest wygodne, bo nagle nie muszę się martwić dziwnymi sytuacjami z innymi. Nie musisz się martwić - dodał jeszcze, uśmiechając się ciepło do Oli, nim spojrzał do wiadra z rybami. Nawet nie wiedział, ile ich złowił, robiąc to niemal automatycznie, skupiając się w głównej mierze na rozmowie. Problem polegał na tym, że ta poruszała temat, nad którym nie chciał się zastanawiać, mając wrażenie, że zna odpowiedź na większość pytań, że czuje to, o czym mówili. Nie był to jednak temat, w którym czuł się pewny, ani też temat, który wiedział, jak omówić. Z pewnością też, jeśli z kimkolwiek miałby o tym rozmawiać, to tylko z Maxem. - A co do ryb, to chyba wystarczająco, żebyśmy dostali obiad - odpowiedział łagodnie, podnosząc się z miejsca, dając znać, że mogą spokojnie wracać do lodowca i nieco się ogrzać.
+
______________________
I won't let it go down in flames
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Uniosła brwi, słuchając, jak stwierdził, że sytuacja między nimi wcale nie była skomplikowana i zaczął jej to trochę tłumaczyć. O ile ona jeszcze potrafiła się w tym odnaleźć, bo ich znała i była niejako od samego początku świadkiem rozwoju tej relacji, tak dla osoby trzeciej mogło to brzmieć co najmniej dziwnie i potrzebna była chwila na poskładanie tego w sensowną całość. To było prawie jak koleżanka siostry mojej kuzynki. - Skomplikowane - oznajmiła jedynie i pokiwała głową, jednocześnie szeroko się uśmiechając. Nie miała pojęcia, że była kiedyś tematem ich rozmowy, że ten pocałunek jej i Maxa w trakcie Celtyckiej Nocy sprzed trzech lat mógł być powodem zazdrości, choć dla ich dwójki był jedynie powodem do śmiechu. Ale właściwie gdyby nie to, prawdopodobnie nie mieliby aktualnie Fantastycznej Czwórki, bo właśnie po tym wydarzeniu zaczęła kumplować się z Brewerem. Nawet nie potrafiła opisać, jak cieszyła się, gdy pod koniec zeszłego roku akademickiego wrócił do Hogwartu. - Oczywiście, że będę się martwić, bo jesteście moimi przyjaciółmi i chcę dla was jak najlepiej. Czy jesteście małżeństwem prawdziwym, czy tylko porytualnym, przyjaciółmi, współlokatorami, nie dbam o to aż tak bardzo. Po prostu zróbcie tak, żebyście byli szczęśliwi - powiedziała, niejako kończąc tym samym temat. Wyczuła, że to był odpowiedni na to moment, bo ani Longwei najwyraźniej nie chciał wdawać się w szczegóły, ani tym bardziej ona nie zamierzała kopać, jeśli nie było to mile widziane. Tak jak zresztą powiedziała - najważniejsze było dla niej szczęście przyjaciół, reszta była jedynie uzupełnieniem. Kiedy tylko Longwei zapewnił, że mają już wystarczająco ryb i zaczął się podnosić, sama dość szybko poszła w jego ślady. Wspólne wyjście i rozmowa były miłe, ale siedzenie w jednym miejscu przez naprawdę długi czas już trochę dawało się jej we znaki, dlatego zmianę pozycji przyjęła z nieukrywaną ulgą. Pomogła mu jeszcze posprzątać sprzęt i zabrać wszystkie ich rzeczy, a następnie udali się w drogę powrotną do lodowca mieszkalnego.
/zt x2
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Ciężko pracowała na zaufanie swoich pacjentów, robiąc wszystko, by pomóc im wyjść z najcięższych ran i zatruć. Spędzała wiele długich godzin w szpitalnych czterech ścianach, by potem znaleźć się na uzdrowicielskiej konferencji i poświęcała naprawdę całą siebie. Ale lubiła to, uwielbiała wręcz, wdzięczność mile łechtała jej ego, a ona doskonale wiedziała, że nie zechce przestać, że właśnie w tym najlepiej się odnajduje. Rozumiała potrzeby swoich pacjentów, tę prywatności również, nie mówiąc już o prawie, które ją obowiązywało. Co prawda nie do końca wiedziała jak te miało się do podobnych sytuacji jak w przypadku Moralesa, ale niespecjalnie chciała sprawdzać. Za bardzo zależało jej na uzdrowicielskiej licencji, za dużo serca wkładała w swoją pracę, by ją stracić. — Nie, nikt mnie tu nie przysłał, jedynie dostałam przymus odbioru nadgodzin — wyjaśniła, bo nie było co kłamać, że jest tu z poczucia misji, a nie braku czegoś lepszego do roboty. Trochę liczyła na to, że dowie się czegoś nowego, choć na razie się na to nie zapowiadało. Była tu jednak, pośrodku niczego, z bandą dzieciaków za plecami, mimo to starała się trochę odpocząć. Nie to, że miała jakiś wybór. — Nie umniejszaj mi, Morales — odparła oburzona, choć w kącikach ust nadal błądził uśmiech. Uniosła jednak brew, patrząc na niego nieco wyzywająco. Chyba pokazała już, że stać ją na wiele, wiele więcej niż masaż. Swoją drogą nie cierpiała sprowadzania jej umiejętności do takich rzeczy, choć zdawała sobie sprawę, że żartował. Przynajmniej taką miała nadzieję i jeśli przy następnej okazji chciał wyjść cało spod jej rąk, lepiej, żeby tak było. Thalia miała w sobie to przekonanie, że jest stworzona do czegoś więcej i do tego wciąż dążyła, poświęcając siebie i jak niedawno się okazało - także swoje małżeństwo. Nie potrafiła jednak powiedzieć, że żałowała. Była blisko szczytu i nie zamierzała z niego kiedykolwiek spaść. Zaczęła się jednak śmieć, kiedy okazało się, że łowienie ryb szło jej lepiej niż kiedykolwiek podejrzewała. Lubiła rywalizację, było to dla niej coś całkiem naturalnego, ale prócz samej rywalizacji - uwielbiała smak zwycięstwa. Kiepsko znosiła porażki, całe szczęście teraz jej takowa nie groziła. — Jeśli kiedyś postanowię się przebranżowić, to już wiem na co — zachichotała, wyobrażając sobie minę swojej matki, kiedy oznajmia jej, że od dzisiaj zostaje rybakiem. Zawał na miejscu. — Mój grafik jest napięty, więc musimy się pospieszyć — uznała, że najlepiej, jeśli znajdą czas jeszcze na feriach, poza nimi czasu jej brakowało nieraz nawet na sen, co dopiero na inne aktywności. Miała też w planach intensywne poszukiwanie odpowiedzi na nie dające jej spokoju pytanie – jak pomóc Nathanielowi.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Przyjmował z aprobatą przywiązanie panny Heartling do tajemnicy uzdrowicielskiej, jednak mile łechtał jej ego nie tylko przez wzgląd na niezbędną w przypadku odniesionych w podejrzanych okolicznościach ran dyskrecję. Doceniał u ludzi ambicję, pracowitość, a Thalii niewątpliwie upartości w dążeniu do wyznaczonych celów nie można było odmówić. Wystarczyło przekroczyć próg jej gabinetu, spojrzeć kobiecie prosto w oczy, aby wiedzieć, że oddaje się własne zdrowie i bezpieczeństwo we właściwe, wykwalifikowane ręce. Po prostu miał do niej zaufanie, w przeciwieństwie do wielu innych czarodziejów przywdziewających na co dzień białe kitle, którzy po zdobyciu certyfikatu nie dbali o dalsze rozwijanie umiejętności, a jedynie napchaną po brzegi galeonami kiesę. Nie to, żeby nie rozumiał pociągu do pieniądza… ale bogactwo winno iść w parze z kompetencjami. - Nie lubisz odpoczywać, co? – Prychnął pod nosem, słysząc o konieczności odbioru nadgodzin, dostrzegając zarazem że nawet podczas wymuszonego urlopu uzdrowicielka najwyraźniej woli spędzić czas aktywnie. – Nie śmiałbym. Poza tym wiesz, że nie wybrałbym nikogo innego. – Skomplementował towarzyszkę, z przyklejonym do twarzy czarującym uśmiechem, ani myśląc o sprowadzaniu jej wyłącznie do roli masażystki. Miał już przecież okazję przekonać się jak kobieta radzi sobie ze znacznie bardziej skomplikowanymi zabiegami. Szacunek dla jej pracy nie oznaczał jednak, że nie tęskni za relaksującymi dłońmi, które za pomocą kilku sprawnych ruchów potrafiły zniwelować nagromadzone w mięśniach zmęczenie i stres. Zarzucił przynętę, ale widząc stos ryb, które wyrzuciła na brzeg jego rywalka, postanowił odpuścić sobie połowy, przełykając jednocześnie gorycz porażki. Nie byłby jednak sobą, gdyby zrezygnował ze wspaniałej okazji do zaczepki. – Na hostessę w El Paraíso? Doskonały wybór. Zatrudnię cię od ręki. – Zaśmiał się, chowając ręce do kieszeni tuż po odłożeniu na bok niepotrzebnej już wędki. – Znalazłaś się z dala od szpitala, więc przynajmniej tym razem mi nie odmówisz. Rozsiadamy się w jadalni czy bierzemy butelkę psingwina do groty? – Zaproponował dwie możliwości, ostateczny wybór pozostawiając królowej mórz i rybołówstwa.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Pokiwał głową. Chyba nikt nie spodziewał się jej powrotu, ani nie wiedział, że do niego doszło, dopóki gdzieś jej nie spotkał. Nie chwaliła się tym, nikomu tego nie obwieszczała. Ale to przecież nie wszystko. — Powinieneś, na pewno się ucieszy. I Tobie też dobrze zrobi przerwa od gnoju — uśmiechnął się półgębkiem, nie odpuszczając okazji do tego, żeby nieco sobie z niego zakpić — ale uważaj, nie pytaj jej o powód, tylko się najeży. On sam też go nie znał, chociaż jak dotąd nie pytał wprost. Właściwie wcale nie zamierzał tego robić. To nie była jego sprawa, cokolwiek ściągnęło ją na Wyspy, musiał mieć na nią spory wpływ – doskonale wiedział, że nie paliła się do powrotu, tak samo jak i on kilka lat temu. Ironia losu, prawda? Wrócił do domu „na tydzień”, dokończyć papierkowe sprawy w Ministerstwie, został, bo matka powiedziała mu o chorobie... a kiedy zmarła, nie potrafił już stamtąd wyjechać. Czy gdyby został w Kanadzie byłby szczęśliwszy? Właściwie podejrzewał, że skończyłby znacznie gorzej, kroczył tam wszak po tej samej ścieżce, z tą jednak różnicą, że nie sądził, by coś lub ktoś miałoby go tam na niej zatrzymać i zawrócić. Prawdopodobnie wykończyłby sam siebie. Nie wiedział, jak to jest mieć brata, ale wiedział, jakie to uczucie mieć rodzeństwo, o którym nie wiedziało się wiele. Chociaż relację jego i Veronici chyba trudno było porównać do... czegokolwiek. Do niedawna nie był nawet pewien, czy była jego siostrą, pojawiła się na chwilę i zaraz zniknęła bez śladu, zapadła się pod ziemię, zostawiając wątpliwości i znaki zapytania. Pogrążony w rozmyślaniach, wyławiał ryby kiedy tylko miał ku temu sposobność, a kiedy uzbierał ich już w jego odczuciu dużo, spojrzał na wiaderko Freda i ręce (ręka?) mu opadły. — Na Merlina, jebany Schercliffe. Założę się, że jak dowiedziały się o rezerwacie, same wskoczyły Ci do wiadra — przewrócił oczyma, ale zaraz zaśmiał się wesoło. No tak, chyba nie było nawet sensu kontynuować w obliczu tak miażdżącej przewagi Fredericka. Porzucił więc wędkę bez większych sentymentów. — Znajdźmy lepiej jakąś kawę i ciepłe miejsce, ręce mi już odpadają — zaproponował, gotów pójść wszędzie, byle nie było tam ryb i wędek.
| z. t.
+
Ostatnio zmieniony przez Nathaniel Bloodworth dnia Pon Maj 15 2023, 21:13, w całości zmieniany 1 raz
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Oddała wiele, by móc znaleźć się w tym miejscu swojej kariery, w którym znajdowała się teraz. Zaczynając od długich godzin poświęcanych nauce, życiu prywatnym i kończąc na, cóż, swoim małżeństwie. Nie zamierzała jednak o tym rozmawiać, ani się żalić. Nie była przecież typem osoby, która ot tak wyciągała swoje prywatne sprawy na światło dzienne, wolała je zakopać głęboko – i zapomnieć. Na jej nieszczęście jednak nie o wszystkim dało się zapomnieć. Chciała być dobra w tym, co robiła, poprawka – chciała być najlepsza, a ambicje nakładane nie tylko przez nią samą, pchały ją ku temu. Poddawała się tym prądom, płynąc razem z nimi i prawdziwie zaślubiając się pracy. Nie przyznawała tego otwarcie, ale miała świadomość, że tak było. — Odpocznę po śmierci — odparła, bo prawda była taka, że ona zwyczajnie nie umiała odpoczywać. Nie miała pojęcia co robić z wolnym czasem, a to ją koszmarnie irytowało. Dlatego brała coraz więcej dyżurów – też po to, by nie musieć myśleć o katastrofie w jej życiu prywatnym – i zawsze znajdowała sobie jakieś zajęcie. Tak też było teraz, nie mogła po prostu siedzieć i nic nie robić, musiała się czymś zająć, a jeśli było to możliwe na Antarktydzie, tak też się na niej znalazła. Nie była głupia, wiedziała, że brak balansu w końcu się na niej odbije. Nie spodziewała się jednak, że durne łowienie ryb mogło sprawić jej tyle zabawy. Łapała się na tym, że naprawdę zapomniała czym zabawa w ogóle była. Może dobrze, że znalazła się w tym miejscu? Nie zamierzała jednak wrócić i przyznać dyrektorowi Munga racji, o nie, bywała uparta jak osioł i nawet jeszcze bardziej. — Patrząc na mój rybacki sukces, zostanę chyba dostawcą owoców morza — zachichotała, rzucając mu rozbawione spojrzenie. Nie potrafiła sobie jednak nawet wyobrazić siebie w innej roli, niż tej, którą grała na co dzień. Szpital był jej domem, czuła się tam jak, cóż, ryba w wodzie, a codzienna dawka adrenaliny przy trudnych przypadkach była uzależniająca. Przez chwilę chciała mu odpowiedzieć na propozycję groty, że ma męża. Przez chwilę. Bo choć męża w istocie miała, to obrączki na palcu nie nosiła od miesięcy, nie pamiętała nawet gdzie ją schowała. Uśmiech zniknął jej z twarzy na kilka chwil, by w końcu się opamiętać, z nadzieją, że jej rozmówca niczego nie zauważył. Odchrząknęła. — Chętnie napiję się wina, tylko broń Merlinie czerwonego — odparła zamiast tego co pojawiło się w jej głowie, uśmiechając się lekko do Moralesa. Dusząc myśli głęboko w sobie i gorzki smak, jaki po sobie pozostawiły.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Panna Hearling nie musiała niczego opowiadać. Meksykanin doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak wiele wyrzeczeń kosztuje wyspecjalizowanie się w jakiejś dziedzinie magii, a chociaż z tą uzdrowicielską sam nie miał wiele wspólnego, mógł domyślać się jak upierdliwi potrafili być niektórzy pacjenci, co jedynie dokładało psychicznego obciążania i stresu. Szanował jednak ludzi pracowitych, wykwalifikowanych, a do tego doceniał podejście kobiety, która nie zamierzała narzekać na swój los; wręcz przeciwnie. Przemawiały przez nią chorobliwa ambicja i pracowitość, ale mimo to starała się sprawiać wrażenie, jakby wszystko co robi, przychodziło jej z niebywałą łatwością. - Słusznie… co zrobić z nieskończenie wolnym czasem… – Mruknął wyraźnie rozbawiony jej odpowiedzią, wszak sam mógłby udzielić podobnej. Niewykluczone, że w przeciwieństwie do Thalii niekiedy na odrobinę relaksu sobie pozwalał, ale też nie potrafił zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu. Zdecydowanie potrzebował ruchu i adrenaliny, acz gdyby miał wybór, postawiłby na zupełnie inny rodzaj aktywności niżeli łowienie ryb, które nie tylko nie wychodziło mu tak zgrabnie jak partnerce, ale i w pewnym stopniu nużyło. – Liczę na zniżki, za to w zamian mogę zaproponować najlepszą paellę, jakiej kiedykolwiek miałaś okazję skosztować. – Nie pierwszy raz chwalił się swoimi kulinarnymi umiejętnościami, ale uważał że niebezpodstawnie, i to nawet mimo tego, że w kuchni zwykle stronił od używania zaklęć. Wolał stawiać na prostotę, doskonały smak i idealnie wyselekcjonowane składniki. Prędko zapomniał jednak o aromacie smażonych w winie i czosnku krewetek, z zaciekawieniem zerkając na skonsternowaną twarz kobiety, której niestety nie udało się ukryć tej niespodziewanej chwili zawahania. Przeciwnie, zakłopotane chrząknięcie tylko ją potwierdziło, a Paco nie byłby sobą, gdyby nie postanowił wykorzystać go na własną modłę. Świadomie przysunął się bliżej znajomej, nachylając się nad jej szyją. – Gdybyś spytała mnie czy to zaproszenie to zaczątek flirtu, powiedziałbym że to zależy czy ty sama tak je traktujesz. – Szepnął prowokująco na ucho, oddalając się od młodej uzdrowicielki z zaczepnym, iście szelmowskim uśmiechem. – Szkoda. Miałem szczerą nadzieję na czerwone. Dobre dla krążenia, a poza tym zbyt wiele bieli dookoła. Nie śmiałbym jednak kłócić się z damą. Niech będzie białe. – Poruszył sugestywnie brwiami, zapraszającym gestem dłoni przepuszczając jednocześnie towarzyszkę przodem.
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Spojrzała na niego przeciągle, kiedy wspomniał o wolnym czasie, bo prawdę mówiąc ostatnio zapomniała co to znaczy. Robiła to co prawda specjalnie i brała na siebie coraz to więcej i więcej rzeczy, tylko po to, by nie musieć myśleć, zastanawiać się i wracać wspomnieniami do chwil, których wcale nie chciała pamiętać. Nie skomentowała tego jednak, dopiero teraz poczuła, że i jej czasem to wolne było potrzebne, choć musiała przyznać, że towarzystwo naprawdę jej pomagało. Cieszyła się więc, że na siebie wpadli. Była zadowolona, że mężczyzna nie zadawał pytań – i ona tego nie robiła. Trochę miała wrażenie, że mieli niepisaną umowę i obie strony się jej trzymały. Całe szczęście. — Przemyślę — odparła, choć oboje zdawali sobie sprawę, że taka sytuacja nigdy nie nastąpi. Nigdy nie myślała o przebranżowieniu się, nigdy nawet pojedyncza myśl na ten temat nie pojawiła się w jej głowie. Odkąd pamiętała chciała być uzdrowicielką i tak też się stało. Teraz natomiast jej plany i marzenia sięgały jeszcze dalej, nawet zahaczały o zrewolucjonizowanie magimedycyny. Choć pierwszym krokiem miało się okazać wyleczenie ręki Nathaniela, mimo że wciąż nie miała pojęcia jak, a jednak zadawała sobie jedynie pytanie kiedy. Kochała to co robiła i czuła się na właściwym miejscu, ratowanie życia potrafiło uzależniać, szczególnie adrenalina, którą czuła na swoim oddziale. Jej zawód był jak narkotyk – jeśli przetrwasz, nie jesteś w stanie sobie wyobrazić siebie w innym miejscu. Tak też było w jej przypadku. Spojrzała na niego zaskoczona, gdy wyszeptał w jej stronę te słowa. Szybko dotarło do niej, że jej zmieszanie zostało źle odczytane i za nic w świecie nie wiedziała jak to odkręcić. Prawda tez była taka, że od jej ostatniego flirtu minęły miesiące, lata tak właściwie. Nie była pewna, czy była gotowa na taki krok, nie wiedziała też jak niby miała mu wytłumaczyć skąd pochodziło jej zawahanie, nie zahaczając o tematy, których wcale nie chciała poruszać. Przewróciła więc tylko teatralnie oczami — W takim razie pomóż mi zdecydować — rzuciła zaczepnie ze śmiechem błądzącym w kącikach ust. Jakie to było odświeżające, wcześniej nie była w stanie pomyśleć, że być może wracała do gry, teraz jednak sobie uświadomiła, że w istocie tak było. — Zawsze też możemy się napić tequili — powiedziała, była wybredna jeśli chodziło o alkohole, nie ruszyła czerwonego wina i whisky, za to tequilą by akurat nie pogardziła.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie zadawał zbyt wielu pytań, a przynajmniej starał się kurtuazyjnie, bezpiecznie z perspektywy obu stron, unikać tych niewygodnych. Nie oznaczało to jednak, że pewnych subtelności nie potrafił wyczytać z twarzy młodej, ambitnej, a obecnie również zdecydowanie nadmiernie zapracowanej kobiety. Rozumiał ją, a przynajmniej wydawało mu się że rozumie, wszak i jemu zdarzało odnajdywać w wirze pracy ucieczkę przed natrętnymi przemyśleniami; nawet jeśli zarzekał się, że uwielbia zaznać odrobiny luksusu i przyjemnego relaksu. Życie pisało różne, czasami wyjątkowo skomplikowane scenariusze, zależnie od rytmy dyktując rozmaite, niekiedy bardzo odmienne potrzeby. - Byle nie tego wieczoru. Tego wieczoru pozwól sobie wyłączyć myślenie. – Zaproponował z uśmiechem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że akurat ten scenariusz nie ziści się nigdzie indziej poza tą rozmową albo snami. Nie narzekał jednak, bo nawet jeśli ciekawie byłoby zawiązać z Thalią współpracę w nieco milszych warunkach, lubił wiedzieć, że ma do kogo się zwrócić w razie wewnętrznego krwotoku albo potężnej, czarnomagicznej klątwy. Zaufany uzdrowiciel wart był wiele więcej niż wypchana galeonami skrytka, dlatego chciał trzymać pannę Hearling blisko siebie… choć może niekoniecznie tak blisko jak teraz, kiedy przypadkiem, nieoczekiwanie a do tego możliwe nawet że niesłusznie, podłapał jej filuterne spojrzenie i wymalowane na twarzy zmieszanie, samemu przechodząc na kokieteryjny, mrukliwy szept. Przywdział również na usta czarujący uśmiech, nie dając się zbić z pantałyku teatralnie przewróconym oczom kobiety ani jej niewątpliwie śmielszym zaczepkom. – Zrzucasz ciężar odpowiedzialności na moje barki. Sprytnie. – Rzucił wyraźnie rozbawiony jej postawą, chwilę później zaskoczony natomiast dość odważną propozycją. – Zgoda, choć przypominam, że my Meksykanie, pijamy ją zwykle w szklankach. – Poruszył sugestywnie brwiami, zapraszającym gestem dłoni puszczając damę przodem, by wraz z nią udać się do mieszkalnej jaskini w lodowcu i wyciągnąć z torby zakamuflowaną butelkę rodzimego trunku.
+
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Nie była wcale taka pewna, czy była w stanie zapomnieć/ Próbowała od dłuższego czasu, nawet pojawiła się na biegunie, ale natrętne myśli nie opuszczały jej ani na sekundę. Problemy ciągnęły się za nią, o czym świadczył cień w oczach, którego nie była w stanie ukryć. Miała wiele na głowie i jeszcze więcej spadło na nią przed kilkoma miesiącami. Skupiała się na pracy, bo to było łatwe wyjście i choć zarzekała się, że nie szukała tych prostych rozwiązań, to teraz by skłamała. Dużo lżej było nie myśleć o tym, co tkwiło w głowie, kiedy było się pochłoniętym obowiązkami, więc bez chwili zawahania nakładała na siebie coraz to więcej. Sprawa Nathaniela również dała jej niejaki cel, któremu mogła poświęcić wolny czas z nadzieją, że przyniesie to wyczekiwany przez nią i mężczyznę skutek. Lubiła też poczucie, że wzbudzała zaufanie. Miała doświadczenie i umiejętności, których nie można było jej odmówić, co też sprawiało, że charakteryzowało ją to widmo arogancji. I choć ta cecha mogła przynieść w jej profesji wiele złego, to nie sądziła, by tak miało się stać w tym przypadku. Odwaga i pewność siebie pozwalała jej podejmować działania śmielsze niż te, na które zdobyłby się przeciętny uzdrowiciel. Nie była przeciętna i była tego świadoma. Rozbawiło ją lekko podchwycenie tej małej gry przez starszego mężczyznę. Nie sądziła, że zrobią z tym cokolwiek więcej, ale musiała przyznać, że zrobiło jej się miło. Dawno nie doświadczyła tego uczucia, więc z łatwością mu się teraz poddała, oddalając od siebie wyrzuty sumienia, które nie powinny mieć miejsca. To nie ona była winna, sęk w tym, że nieważne ile razy próbowała się o tym przekonać, zawsze kończyło się takim samym fiaskiem. Podjęła jednak próbę i skinęła głową, podnosząc się z miejsca, po swoim wędkarskim triumfie, który wciąż ją bawił. — Może uda mi się sprostać temu zadaniu — odparła i szeroko się uśmiechnęła. Nie stroniła od alkoholu, który czasem po ciężkich dyżurach ratował jej głowę. Inaczej już dawno by zwariowała, jeśli jeszcze tego nie zrobiła. Paradoks uzdrowicieli był taki, że edukowali czarodziejów o zdrowym stylu życia, a ten ich obok zdrowego nawet nie stał. Cóż, taki los. Nie przejmowała się tym, zamiast tego udała się razem z mężczyzną w stronę mieszkalnego lodowca.