C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Klub założony przez Maximiliana Solberga i Lucasa Sinclair, nastawiony głównie na drinki i dobrą zabawę. Z głośników cały czas leci muzyka, a na podestach można dostrzec zgrabne tancerki i tancerzy. Choć wystrój może wydawać się luksusowy, bar nie jest nastawiony tylko na taką klientelę. W piwnicy znajduje się laboratorium eliksirowarskie Maxa, gdzie chłopak warzy eliksiry, jakie dodawane są do ich autorskich drinków. Jeżeli macie dobry kontakt z właścicielami możesz zaopatrzyć się u nich w niektóre z magicznych mikstur. W klubie znajduje się również V.I.P room, a to co się tam dzieje, zostaje w ścianach tego pomieszczenia. W każdy piątek w klubie zatrudniany jest dj puszczający muzykę na żywo.
Autorskie drinki:
Stworzone przez chłopaków magiczne koktajle z dodatkiem warzonych przez Maxa eliksirów:
„Spokojna głowa” - Whisky sour z dodatkiem eliksiru spokoju
„Płonący Feniks” – Rum z pomarańczami, przyprawami i eliksirem pieprzowym dobry na zimowe wieczory i przeziębienia
„Szczęście początkującego” – Blueberry lavender coctail z paroma kroplami felix felicis
„Piąty wymiar” – Klasyczne martini z dodatkiem do wyboru: eliksiru otwartych zmysłów lub eliksirem tęczowym
„Pierwszak” – Mojito z eliksirem młodości
„Grom z jasnego nieba” – Espresso martini z dodatkiem do wyboru: gromu, eliksiru czuwania lub euforii
„Tłuczek Brooks” – Przepalanka Avgusta z dodatkiem eliksiru bełkoczącego
Amarlena - Tani, a raczej najtańszy winiacz dostępny w dwóch odsłonach: Brzoskwiniowy podawany z krakersami oraz Wiśniowy podawany z chipsami.
Kostki na eliksiry spod lady:
W klubie można zaopatrzyć się też w niektóre z magicznych mikstur przygotowywanych przez Solberga. Asortyment uwzględnia wszystkie eliksiry zawarte w autorskich drinkach oraz: migrenowy, po-zatruciowy, regenerujący, dictum oraz nopuerun. Chłopaki nie sprzedają eliksirów zaawansowanych i specjalnych.
1,2,6 – dostajesz cokolwiek poprosisz w cenie równej 50% ceny spisowej 3,4,5 – niestety to nie jest Twój szczęśliwy dzień, nie dostajesz nic.
Urodziny Harmony:
Urodziny Harmony Seaver
Nadszedł dzień wielkiego święta. Siedemnaste urodziny to wydarzenie, które trzeba odpowiednio celebrować i Max bardzo dobrze to wiedział. Klub Pure Lux został przygotowany tak, by każdy znalazł coś dla siebie. Siedem sal zostało podzielone tematycznie na siedem kontynentów. Główne pomieszczenie, gdzie znajduje się parkiet, jest centrum całego wydarzenia. Goście mogą śmiało poruszać się po całym lokalu, a jedynie wstęp do Maxiowego laboratorium jest surowo wzbroniony i pilnowany przez pracowników. Główny bar został opłacony, więc kosztami picia, tak samo jak żadnej innej rozrywki nie musicie się przejmować. Na start każdy otrzymuje kieliszek szampana, by wspólnie wznieść toast na cześć solenizantki. O północy wjeżdża tort, więc zostawcie sobie na niego trochę miejsca i bawcie się dobrze!
To tutaj pojawia się każdy z gości, po przekroczeniu progu "Luxa". Wszędzie widać lód i śnieg, a tu i ówdzie można spotkać bardzo realistyczne psingwiny. Tylko Solberg wie, że jeszcze godzinę temu, były to bezdomne koty, wyłapane na Pokątnej. W sali Antarktydy znajduje się ogromny parkiet i podest dla DJa. Tutaj też mieści się główny bar i pierwsza z niespodzianek. Uwaga, wieje tutaj chłodem!
Atrakcja
Tam, gdzie zazwyczaj widać podesty dla tancerzy i tancerek, teraz znajduje się lodowisko! Przed wejściem, każdy może wybrać lub wylosować łyżwy, jakie na siebie założy. Ich rozmiar magicznie dopasowuje się do nogi łyżwiarza.
1.Różowe - Sunąc po lodzie czujesz niezwykłą lekkość. Twoje ostrza delikatnie topią pierwszą warstwę lodu, a kropelki wody unoszą się i wirują wokół Ciebie, jakby tańczyły w rytm Twoich ruchów. 2.Niebieskie - Zostawiasz za sobą lodowe ślady. Twoje ruchy sprawiają, że za Tobą pojawiają się lodowe wzory kwiatów i winorośli. 3.Złote - Pisane Ci jest błyszczeć! Gdy tylko założysz łyżwy na nogi, Twój strój zamienia się W sukienkę konkursową i owszem, magia nie patrzy na to, czy akurat nie jesteś chłopakiem! 4.Białe - Gdy tylko dotykasz stopą lodu czujesz, jak całe Twoje ciało zostaje ogromnie obciążone. Nic dziwnego, bo właśnie znalazłeś się w bardzo realistycznym przebraniu Morskiego Olifanta! 5.Holograficzne - Początkowo masz wrażenie, że oprócz zajebistych łyżew, nic więcej Cię nie spotka. Nic bardziej mylnego! Gdy tylko wykonasz pierwszy zakręt, nad lodowiskiem pojawia się magiczny reflektor, który podąża za Tobą aż do zejścia z lodowiska. 6.Cytrynowe - Zdecydowanie nie da się Ciebie pominąć! Twoje łyżwy, przy każdym kontakcie ostrza a lodem, wydają dźwięk, niczym piszczący nos klauna!
Jedzenie i napoje
Kuchnia jest niezwykle prosta i oparta głównie na rybach i rozgrzewających napojach.
1. Plumki - Do wyboru smażone, pieczone i duszone. Podbijają zdrowie każdego, kto je zje! 2. Potrawka Moczygęby - Obowiązkowa dla każdego imprezowicza, skutecznie niweluje skutki zbyt dużej ilości wypitego alkoholu. 3. Wściekłe kałamarnice - Dzięki nim jesteś w stanie wytrzymać pod wodą nawet pół godziny! 4. Lodowe gwiazdki - Lekkie niczym śnieżny puch deserki, w kształcie płatków śniegu. Sprawiają, że włosy tego, kto je skosztował, stają się białe. 5.Ognista Whisky 6.Rum porzeczkowy 7. Samogon
Afryka
W tym pomieszczeniu odnajdą się Ci, którzy wolą zdecydowanie bardziej gorące klimaty i chłodne drinki. Wszędzie widać skóry zwierząt i palmy, a z boku znajduje się mała "oaza". Odważycie się sprawdzić, czy to w środku, to na pewno woda? Tutaj możecie rozkoszować się przede wszystkim muzyką graną na różnego rodzaju bębnach.
Atrakcja
Każdy, kto napije się z "Oazy" może liczyć na niespodziewany efekt! Rzućcie k6:
1. - Twoja skóra robi się grubsza, a zamiast nosa wyrasta Ci trąba! Może bycie ludzką hybrydą słonia nie jest najbardziej atrakcyjne, ale przynajmniej możesz wypić o wiele więcej nim się całkiem upijesz! 2. - Nie wiesz jak, nie wiesz dlaczego i nie wiesz kiedy, ale posiadłeś cudowną moc, wykonywania magicznej sztuczki! Za każdym razem, jak sięgniesz czyjegoś ucha, w Twojej dłoni pojawia się banan. 3. - Uff, jak tu gorąco! Przez następne trzy posty czujesz niesamowite ciepło i nie możesz myśleć o niczym innym tylko o tym, że chcesz zrzucić z siebie ubrania! 4. - Próbujesz napić się z magicznego źródełka, a to, zamienia się w Twoich dłoniach w piasek. Jednak nie byle jaki, bo jak się lepiej przyjrzysz, zdajesz sobie sprawę, że to brokat w wyjątkowo oryginalnym kolorze! Od Ciebie zależy, jak go wykorzystasz. 5. - Gorąca atmosfera zdecydowanie się podgrzała, a to wszystko za sprawą dolanej do Oazy Amortencji. Kto dziś będzie Twoim wybrankiem? Efekty odczuwasz przynajmniej przez 3 posty. 6. - Trafiło Ci się coś zdecydowanie mniej.... Oczywistego. Po napiciu się, zaczynasz widzieć świat we wszystkich kolorach tęczy, a czas jakby dla Ciebie spowolnił się dwukrotnie. Efekt odczuwasz przynajmniej przez 3 posty.
Jedzenie i napoje
Tu królują owoce i słodkie drinki. Jeśli szukasz orzeźwienia, podjedź do ustawionego pod ścianą bufetu!
1. Plater owoców - Tu żadnej zagadki nie ma. Na platerze znajdziecie każdy orzeźwiający i egzotyczny owoc, jaki możecie sobie wymarzyć. 2. Malinowy zawrót głowy - Czujesz, że samemu to nawet żal się wysikać. Zdecydowanie potrzebujesz kontaktu fizycznego z drugą osobą. 3. Banabongo - Niewielkie babeczki bananowo-cynamonowe sprawiające, że każdy kto je zje, nie może powstrzymać się od śpierwania! 4. Miętowy memrotek 5. Malinowy znikacz 6.Łzy Morgany Le Fay
Ameryka Północna i Ocean Spokojny
Lądujecie w kolorowym świecie majów i azteków. Wszędzie jest ciemno, a w mroku widać tylko fluorescencyjne symbole i maski. Na podeście w kształcie azteckiej piramidy króluje DJ, zapuszczający techno wymieszane z tradycyjną muzyką tych ludów. Czegoś takiego na pewno jeszcze nie słyszeliście. Wiecie natomiast, że jest to jedyna taka dyskoteka w całym kraju! U podnóży piramidy stoi basen, gdzie każdy, po wypiciu eliksiru, może poczuć się jak prawdziwa Syrenka z Karaibów i potańczyć w wodzie!
Atrakcja
Kiedy balujesz u Solberga musisz liczyć się z tym, że zmienisz się w coś, lub kogoś innego. Tym razem, klasycznie postawił na syreny, ale tylko on wie, że pozmieniał nieco receptury na Somnium i każda fiolka jest nieco inna. Rzuć k6, by zobaczyć, co trafi się Tobie! UWAGA! Maxiowe syrenki nie posiadają ubrania na górną część ciała!
1. - Zdecydowanie jesteś najbardziej oryginalną syreną na imprezie. Zamiast jednego ogona, wyrastają Ci dwa, a każdy z nich ma inny kolor. Jaki? Pierwszy ogon to barwa Twojego ulubionego owocu, a drugi - kolor Twojego ulubionego kwiatu. 2. - Idealnie wpasowujesz się w klimat tego miejsca. Na Twojej twarzy pojawia się makijaż w kształcie azteckiej maski i zarówno on, jak i Twój ogon, są fluorescencyjne! 3. - Jesteś najbogatszą syreną w tym bajorku! A przynajmniej z pozoru. Całego Ciebie obrzuca biżuterią z... Czekoladowych monet! 4. - Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Ty - syrenka na speedzie! Nie potrafisz ustać w miejscu. Musisz cały czas się ruszać. Dobrze, że DJ gra do końca imprezy! 5. - Trafiła Ci się prawdziwa córa pirata i ryby. Zaczynasz bajdurzyć, co Ci ślina na język przyniesie, a do tego klniesz jak prawdziwy syn morza. 6. - Ty jesteś dziś piękniejsza! Działasz na najbliższą osobę w otoczeniu, jak Amarlena na żula. Przyciągasz do siebie głosem, wyglądem, a nawet samym spojrzeniem.
Jedzenie i napoje
Jak Ameryka Północna to zdecydowanie potrawy dobrze przyprawione i czekolada. Ogrom kakao wręcz, bo jedna ze ścian tworzy wodospad z płynnej czekolady. Tak, idealnie się do niego zmieścisz.
1. Nacho z Sirachą - Coś dla fanów pikantnego jedzenia i pikantnego humoru! Kojarzysz typowego wujka na imprezie i jego niewybredne zaloty? Tak, przez następne trzy posty to właśnie Ty, a żeby nie było wątpliwości, dostajesz nawet bujne wąsiko pod nosem! 2. Trytoni przysmak - Jestem królem dowcipów! Wszystko Cię bawi i co rusz przypomina Ci się jakiś żart. 3.Jambalaya - Stajesz się niesamowicie ciekawski i próbujesz wpychać wszędzie swojego nochala. 4. Czekoladowe serca - Kakaowe słodycze w kształcie anatomicznego organu odmładzają Cię o 10 lat! 5. Kakaowy likier - Słodki, acz wysokoprocentowy napój dodający wigoru. Dzięki niemu do końca imprezy na pewno nie zabraknie Ci sił na zabawę! 6. Tequila!
Ameryka Południowa
Kolejna sala zdecydowanie jest najbardziej kolorowa ze wszystkich. Trafiliście na prawdziwy, Brazylijski karnawał! Wszędzie pełno jest barwnych piór i ozdób, a pod sufitem latają papugi, które czasem przysiądą gdzieś na ramieniu i poskrzeczą komplementy do ucha.
Atrakcja
To miejsce to raj dla fanów zmysłowej samby! Na platformie ustawionej pośrodku sali czekają na was najlepsi tancerze "Luxa", gotowi wziąć was w obroty. Jest tylko jedna zasada, na podest nie ma wejścia bez tradycyjnego, karnawałowego stroju! Rzućcie k6 lub wybierzcie sami, jaki wam przypadł.
1.Biało-niebieski - Coś to nie jest Twój dzień. Gdy dotykasz dłoni tancerza czujesz, jak ogarnia Cię smutek. Wasza Samba to raczej Depresja niż żywy taniec rodem z karnawału. 2.Czarno-złoty - Wystarczy spojrzenie w oczy partnera do tańca i już wiesz, że magia zadziałała, bo.... Zamieniliście się płciami! 3.Purpurowo-srebrny - Wiadomo, że jak Samba to bioderka. Szkoda tylko, że Twoje odczepiły się od reszty ciała i dylają kilka kroków przed Tobą! Nie martw się, to tylko iluzja i mija gdy tylko zejdziesz z parkietu. 4.Żółto-zielony - Wstępuje w Ciebie dzika energia. Przebierasz nóżkami, jakbyś nie tylko był urodzony do tego tańca, ale też jakbyś leciał na jakiś wspomagaczach! Twój partner ledwo za Tobą nadąża! 5.Czerwono-beżowy - Zakładasz ten strój i czujesz się nagle dziwnie lekko. Nie powinno to być niespodzianką, bo Twój strój zmienił się z materiału w body paint. 6.Pomarańczowo-brązowy - Połączenie niczym pomarańcza w czekoladzie. Więc nie dziw się, że jak zejdziesz z parkietu każdy ma na Ciebie ochotę!
Jedzenie i napoje
1. Arepas bravas - Po zjedzeniu tego przysmaku, zostajesz pozbawiony wszelkich wątpliwości. Wstępuje w Ciebie niesamowita odwaga. Może to dobry moment, by zrobić to, czego się zawsze wstydziłeś? 2. Stek z kołkogonka w bąbelkowym sosie - Po zjedzeniu, gdy tylko się odzywasz, z Twojej buzi wylatują kolorowe bąbelki. 3. Roastatoes - Pieczone ziemniaczki, po których masz ochotę dissować wszystkich i wszystko wokół 4. Mocca brasiliana - Wyjątkowa kawa sprawiająca, że z Twoich ubrań wyrastają pióra, jak u egzotycznego ptaka, a Ty lewitujesz 5-10cm nad ziemią. 5. Matcha siłacza - Po wypiciu nawet kilku łyków, wstępuje w Ciebie niesamowita siła fizyczna. Może to czas ponosić solenizantkę na rękach? 6.Vino bambino - Czerwone, wytrawne wino sprawiające, że ten, kto się go napije, mówi do wszystkich zdrobnieniami jak do dziecka, lub szczeniaczka.
Australia i Oceania
Wszystkich tych, którzy wolą nieco bardziej przyziemne klimaty, zaprasza sala Australii i Oceanii. Tutaj znajdziecie swojskiego, mięsistego grilla i piwko. Dużo piwka!
Atrakcja
W tym miejscu czeka was stary, dobry konkurs picia piwa. Zasady są banalne. Każdy ma przed sobą 6 piwek i kto pierwszy je wypije ten wygrywa. Rzucacie 6xk100 i porównujecie z kostkami przeciwnika. Im mniejszy wynik, tym szybciej pijecie oczywiście!
Jedzenie i napoje
1.Stek z kangura w liściach eukaliptusa - Widzieliście kiedyś koalę? Jeśli tak, to wiecie czego się spodziewać, jeśli nie... Cóż, stajecie się spowolnieni i ledwo kumacie, gdzie góra a gdzie dół. Lekki haj bez palenia dla miłośników liści. 2.Wątróbka z cebuli - Potrawa była tak pyszna, że zapomnieliście kompletnie o zmartwieniach, które was gryzą. W waszej głowie pozostaje tylko szczęście! 3. Szaszłyki warzywne - Nawet na grillu znajdzie się coś dla wegetarian. Pieczone warzywka są idealne i lekkostrawne, ale nie zwykłe. Po tym smakołyku budzi się w was zwierzę. Jakie? Oczywiście, że kangur! Hopsacie wesoło wokół, bo chodzenie jest dla ludzi! 4. Australijski Stout - Mocne, ciemne piwerko, szybko uderzające do głowy. Po jego wypiciu, widzicie dużo lepiej w ciemności! 5. Wyspiarska IPA - Posiada lekko słonawy posmak morski i jest bardzo dobre na trawienie. W dodatku każdy, kto go spróbuje zaczyna widzieć wszelkie stoły i lady barowe jako deski do surfowania, na których koniecznie musi popływać! 6.Piwo figowe - Coś dla fanów smakowych trunków. Każdy, kto się go napije, nagle odblokowuje swoją wewnętrzną kobiecość, bez względu na płeć!
Azja i Ocean Indyjski
Sala Azjatycka czerpie bardzo mocno z japońskiej kultury. Nic więc dziwnego, że to jasne, kolorowe miejsce pełne słodyczy i oczywiście dobrej zabawy!
Atrakcja
Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że można tu wziąć udział w magicznym karaoke. Piosenek do wyboru jest mnóstwo, więc wybieracie co wam w duszy gra, ale to nie wszystko, bo musicie jeszcze wybrać swój mikrofon! Do tego rzucacie k6:
1. Mikrofon w kształcie syreny sprawia, że pokrywacie się łuskami, ale za to wasz głos jest wręcz nieziemski! 2. Mikrofon w kształcie pandy sprawia, że nagle stajesz się strasznie leniwy. Stanie? Za dużo wysiłku. Lepiej się położyć na czas wykonu i poturlać po scenie. 3. Mikrofon w kształcie łososia sprawia, że Twoje zmysły niesamowicie się wyostrzają. Jesteś w stanie wywąchać nawet zasikany zaułek przecznicę dalej! 4. Mikrofon w kształcie zouwu sprawia, że nie jesteście w stanie zaśpiewać żadnych słów. Za to przepięknie ryczycie do melodii. 5. Mikrofon w kształcie pająka sprawia, że zaczynacie dosłownie chodzić po ścianach w trackie wykonu. Tak, zyskujecie nadludzką przyczepność i możecie wykonywać triki o jakich zwykłym śmiertelnikom się nie marzy. 6. Mikrofon w kształcie pappara sprawia, że skrzeczycie okropnie. Co jak co, ale nie da się was słuchać i w końcu ktoś postanawia przegnać was ze sceny.
Jedzenie i napoje
1.Kokospanki - Po ich zjedzeniu masz wrażenie, że śnisz, ale to tylko halucynacje. I to jakie! Widziałeś kiedyś kosmitów zrobionych z rożków lodowych? A może ściana wyznawała Ci sekrety Twoich przyjaciół? 2.Cukrowe grzybki shitake - Po czymś takim nie ma opcji na realny świat. Cukier rozpuszcza się na Twoim języku, a Ty zaczynasz podróż do piątego wymiaru. Jesteś pewien, że zaraz sam Merlin zdradzi Ci tajemnice wszechświata. 3.Marcepanowe smoki - Słodkie jak miód, ale w ustach pieką jak chili. Nic dziwnego, że po nich ziejesz ogniem. Nie martw się, nie zabijesz nikogo, bo ten ogień łaskocze każdego, kto się na niego napatoczy. 4.Wino palmowe 5.Sake 6. Mleczne koktajle - Słodkie napoje w każdym smaku, jaki można sobie wyobrazić. Stawiają na nogi lepiej niż nie jeden energetyk.
Europa i Ocean Atlantycki
Ostatnia sala przenosi nie tylko w miejscu, ale i czasie. Trafiacie na strawę do średniowiecznej Europy. Na wejściu do pomieszczenia wasze stroje zmieniają się w zbroje, ale nie ma co się martwić, są one leciutkie, niczym z lnu i wcale nie ograniczają ruchów i możliwości zabawy!
Atrakcja
W takim miejscu można robić tylko jedno! Zostaliście zaproszeni do turnieju o pukiel włosów solenizantki. Zwycięzca może być tylko jeden! Żeby go wyłonić dobieracie się w pary i rzucacie literką. Im bliżej J, tym lepiej wam idzie. Dwie osoby z literką najbliżej A odpada z turnieju i tak do momentu, aż zostanie ostatni rycerz na polu bitwy. Uważajcie tylko, bo walczycie niezwykle śmiertelną bronią! Gumowymi łyżwami!
Jedzenie i napoje
1. Do wyboru, do koloru! Przygotowano zarówno zwykłe z mięsem, ruskie, z grzybami, ale także z magicznym nadzieniem. Rzuć k6, jeśli się na nie decydujesz: 1, 6 - z serem! Ślimak, ślimak pokaż rogi, dam ci sera na pierogi... Po ich zjedzeniu wyrastają Ci ślimacze czułki. Powinieneś uważać na swoje oczy, które znajdują się na ich końcu i przyzwyczaić do nowego punktu widzenia. 2, 5 - z dziczyzną! Pierogi dla prawdziwego faceta, a dowodem na to jest potężne poroże, które wyrasta po ich zjedzeniu. 3, 4 - ze śliwkami! Nawet jeśli nie jesteś fanem pierogów na słodko, musisz przyznać, że te są naprawdę pyszne. Zresztą widać od razu, że zostajesz ich fanem - Twoje ciało przybiera intensywny fioletowy kolor. Efekty utrzymują się przez 3 posty. 2.Nadziewany łabędź - Przysmak dawnych lat, ale działający do dziś. Stajesz się po nim giętki aż nadto. Jakby ktoś wyparował Ci trochę kości z ciała. 3.Pieczone kasztany - Zgodnie z tradycją, to przepiękny afrodyzjak. Tak cudny, że nie możesz powstrzymać się przed podrywaniem współimprezowiczów najbardziej żenującymi tekstami. 4.Różowy druzgotek 5. Papa vodka 6.Grzany miód z korzeniami
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia 07.09.23 21:40, w całości zmieniany 8 razy
Nie wiadomo czy dobrze, czy źle, że ją wypchnął, czy wylądowała przez to na twarzy czy nie, ale ważne, że w końcu się z tego brodzika wydostała i faktycznie mogli już w swoich eleganckich kreacjach, najlepszych w całym klubie. Skinęła głową na tego rozchodniaczka i ruszyła za Kairkiem torującym im drogę swoim cielskiem. -Powiedz, jak byłeś dzieckiem to koledzy wołali na ciebie gruby czy łysy? - Zapytała zupełnie niezłośliwie, w każdej ekipie musi się znaleźć jakiś gruby, łysy i rudy. Wspięła się na hoker i nogi jej dyndały, bo ani ona wysoka nie była, ani nóg nie miała długich. Uśmiechnęła się na to zamówienie i sama poprosiła o Płonącego Feniksa, wyciągając rękę do Kaira i klepiąc go po ramieniu. - To tak żebyś się nam nie przeziębił gwiazdeczko, jak będziemy się szlajać. - Kto wie, może ostatecznie wylądują na tych sankach, nawet, jeśli będą tylko na nich siedzieć i rozmawiać o życiu, o gwiazdach, o zdrapkach i o dziurach w serze. Albo cokolwiek się tam Sophie zwizualizuje po tym dodatku eliksiru tęczowego, chmurki, flamingi, puffki, lizaczki. - Możemy potem powoli wracać, wiesz nie chcę się pojawiać w miejscu pracy widząc tęczowe chmury, wiem, że to może nie jest dla wielu praca marzeń i gówno płacą, ale ja się tam dobrze bawię. Lubię ją. Powiem ci więcej, myślę, że mogłabym zrobić prawo jazdy i aplikować na kierowcę, a słuchaj, jakbym w ogóle miała swój autobus? Mogłabym gości Londynu wozić do hotelu rodziców i w ogóle byłaby czynna toaleta, darmowa woda i... - Zastanowiła się chwilę, myśląc o tym co dla niej byłoby najpotrzebniejsze w takim busie. - Kto wie, może nawet byłby to biznes międzynarodowy... - Rozmarzyła się, siorbiąc w końcu łyk drinka i posłała Kairowi uroczy uśmiech. - Dałabym ci nawet zniżkę 100 procent, gdybyś chciał na przykład zwiedzić, no nie wiem, Szwajcarię. Ale to może lepszy byłby statek? Kapitan Sophie Oh... - Uniosła dłoń trzymając nieistniejący mikrofon. - Witam serdecznie na pokładzie statku Niezatapialny 2, nazywam się Sophie Oh i jestem waszą kapitalną kapitanką. Po lewej stronie widzimy Arkady Kapitol, jest godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści siedem czasu lokalnego, życzę udanego rejsu.
Obejrzał się przez ramię na Sophie i zamyślił, bo miał w zasadzie zawsze jeden pseudonim, mianowicie ten sam co tytuł gazet z babami dla dorosłych. - Gruby. Nie zawsze byłem łysy w sumie. - powiedział troche niemrawo, co mogło zostać zagłuszone przez muzykę w lokalu. Wielkim wstydem Kaira, maskowanym przez golenie glacy na łyso, było to, że miał kręcone włosy. Czarne, gęste, kręcone pukle jak na włoskiego amanta przystało. Wstyd jak stąd o Honolulu, więc trzeba było się zakolegować z brzytwą. Uśmiechnął się gorąco na tego feniksa, kiedy go już otrzymał i uniósł zdrowie swojej kompanki, bo impreza z Sophie choćby najmniejsza, to zawsze lepsza, niż choćby najbardziej huczna balanga bez niej. Pokiwał głową, nie mógł kpić z jej robola, bo sam to nawet nie miał pracy. Roboty sie go nie trzymały niestety, może dlatego, że więcej w nich kradł niż pracował, ale nie mógł zazwyczaj powstrzymać się przy takim zagęszczeniu łatwych okazji. - A może by tak zacząć od busa, a potem rozszerzyć działalność? Jak Brandonowie i ich pojazdy, tylko "Oh Travels" czy coś. - zamyślił się, bo to w zasadzie byłoby do ogarnięcia. Z jego mózgiem i jej zapałem, byliby w stanie rozkręcić nie najgłupszy biznes. Parsknął z niezatapialnego, chwytając się baru, jakby już wstrząsy łódką rzucały, po czym zawtórował melodyjnie "Aaaaarkady Kapiiiitooool" i na hejnał dopił swojego ognistego drina. - Słuchaj, nie będziemy płacić, pryskamy. Trzymaj kapelusz, kapitanie. - złapał ją w pół i szybkim truchtem przebijając się przez ludzi, rechocząc ze swojego niesamowitego dowcipasa, słysząc jak barmanka jeszcze za nimi krzyczy, uciekli z klubu.
|2xzt
+
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Choroba:nieaktywna, może potem spale maxowi klub zobacze
Szczerze mówiąc wcale nie przejmowałem się spóźnieniem @Julia Brooks. Po cichu liczyłem na to, że będzie za późno, nie zdążymy polecieć i będziemy musieli spędzić wieczór w łóżku, oglądając jakieś krótkie przedstawienia na wizbooku w łóżku. Ponieważ Julka nie była na czas, ja już ubrany na imprezę grałem sobie jeszcze z Tomaszem jakąś wrzeszczącą talią kart, przednio się bawiąc kiedy figury klęły na siebie straszliwie. Jednak Brooks jednak przybyła w porę i musiałem niestety wstać z miejsca na wydarzenia. Dobrze, że zwykle miałem minę cierpiętnika, bo inaczej Julia jeszcze bardziej by wiedziała jak bardzo mi się nie chce iść na tą całą imprezę. Oczywiście mój strój to była zwykła, czarna bluza i wąski, ciemny dresik. Nawet nie kłopotałem się z szukaniem czegoś fancy na okazję ledwo znajomego typa. Teleportujemy się (a raczej Julka nas teleportuje) przed wejściem gdzie wita nas wielka kolejka. - Nie masz jakiegoś wejścia VIP? - burczę pod nosem kiedy tak stoimy i stoimy, a ja palnę już drugą Merlinową strzałę z nudów. Obydwoje wchodzimy przemarznięci i lekko poirytowani. I w przeciwieństwie do Brooks, mnie nie rozczula wygląd czy nie obchodzi ile Max włożył w to pracy. Kierujemy się pośpiesznie do baru. Tam wskazuję palcem na drink który jest nazwany na jej cześć. Sprawdzam skład i muszę trzy razy przeczytać, by doczytać się że w składzie jest przepalanka Avgusta, a nie Augusta. I tak wygląda podejrzanie. - Co to? - pytam Julki wskazując na imię tak podobne do mojego. Co to za tajemnicze zbiegi okoliczności? Czy celowe dziwne zabiegi? Oczywiście zamawiam ten specjał i okazuje się, że alkohol ten jest... bardzo paskudny i mocny. Piję zaledwie łyka i już się krzywię. - Chyba Solberg cię nienawidzi - mruczę ocierając usta wierzchem dłoni. Obok mnie przy barze pojawia się @Longwei Huang i podaję mu dłoń na przywitanie, wdzięczny za to że jest tu jednak jakaś znajoma morda. Nawet nie myślę o tym co Zosia sobie wcześniej w związku z nim ubzdurała, szczególnie że widocznie chodzi z Brewerem. Już chcę zagadać (niemrawo jak zwykle, ale jakoś) i może uda mi się spędzić w spokoju godzinkę tylko pijąc przy barze, ale Brooks wypytuje mnie gdzie jest Solberg. Bez słowa wydłużam się znacznie, by ponad głową Huanga zobaczyć gibającego się na rurze Maxa. - Tańczy - oznajmiam Brooks i pokazuję jej w kierunku właściciela lokalu. Już wiem że musimy tam iść, więc łapię Julkę za rękę, odrobinę powiększam chude bary, by przepchać się przez tłum, a moja dziewczyna mogła pogratulować przyjacielowi nowej miejscówki.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Wychodzę z założenia, że żaden pomysł nie jest głupi, dopóki się go nie przetestuje. Warto wszystkiemu dać szansę, więc kiedy zasuwam za Huxleyem jak kaczuszka trochę chichocze pod nosem, bo to głupie, ale jestem w stanie alkoholowej lekkości, więc mógłbym tak za jego błyszczącym gwiazdkami tyłkiem maszerować i do Hogwartu. A jakie by się nam czworogłowe uda wyrobiły! Pociągam kolorowego drinka przez słomkę, kiedy zatrzymujemy się na absolutnie konieczny postój w ramach odpoczynku, rozumiem przecież, że mój kompan nie ma tak sprawnych kolan jak te moje, więc uśmiecham się do niego ciepło. Przyjmuje jego polecenie bez protestów, ciekaw jestem gdzie nas ten wieczór jeszcze poniesie, wstaję za nim, złapany za rękę, bo choć w duszy jestem osobą raczej krnąbrną, to starsza siostra jeszcze za dziecka zauważyła, że mnie wystarczy złapać za rękę, bym był znacznie bardziej uważny na to, co ktoś do mnie mówił. Jakbym tam miał magiczny przycisk skupienia. Pociągam jeszcze jednego łyka z zakręconej słomki, rozglądając się i przysłuchując słowom Williamsa. - O nie. - troska przełamuje moją linię brwi, natychmiast odwracam się do Huxa i znów, nieroztropnie, dotykam jego policzka, puszczając uprzednio jego rękę. Badawczo przykładam wierzch dłoni do jego czoła, a potem karku, próbując babcinym sposobem sprawdzić, czy to gorączka, czy cóż za choróbsko- Chcesz wracać? Możemy wracać, nie chcę, żebyś się tu męczył. - mówię ze zmartwieniem w głosie- Może klub to nie najlepsze miejsce na chorowanie... - zauważam, podążając wzrokiem za spojrzeniem mężczyzny, który czymś się niesamowicie speszył. Widzę jak nasi uczniowie wiją się wokół rur jak węże i śmieje się nagle na głos, perliście, wesoło. No krępujące to jest, oglądać swoich studentów w takich momentach, ale i krępującym przecież dla nich było tak tańczyć przed ich nauczycielami. To nieuniknione spotykać się w miejscach publicznych, ale ta sytuacja dziś jest kuriozalna. Byłbym gwizdał, patrząc, jak Kane zawisa do góry nogami na rurze, ale Huxley obejmuje mnie ciasno w pasie, unoszę więc ramię, by objąć jego barki i luźno zarzucając mu dłoń na ramię bawię się jego kolczykiem w uchu, rozglądając po okolicy barowej. - Ależ miejsce. Takie akurat przesadzone. - uśmiecham się, popijając drinka- Nie wiem czy przyszedł bym tu sam. - przyznaje, by jakoś pocieszyć mojego kompana, że jego towarzystwi sprawia, że wszędzie jest mi milej.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Powiódł jeszcze wzrokiem za oddalającą się sylwetką Maximiliana, mając nadzieję że kiedy przyjdzie na to czas, wyjaśnią sobie wszelkie nieporozumienia wynikłe dzisiejszego wieczoru, a póki co postanowił spędzić chwilę z pierwszymi ze znajomych młodszego partnera, którzy nie zareagowali na niego alergicznie. Co prawda Huang po ostatnim ich spotkaniu nie miał raczej powodów do okazywania wrogości, ale co cieszyło Moralesa, również Brewer okazał się przyjaźnie nastawiony wobec jego osoby, a nawet poprawił mu nieco nastrój plotkami dotyczącymi wspólnej pracy z Solbergiem. – Wierz mi, wiem o czym mówisz. – Prychnął pod nosem, przypominając sobie jak razem z nastolatkiem warzył w jego domu na obrzeżach Inverness eliksiry, a chłopak w dość nietypowy sposób próbował go nauczyć jak rozróżniać konkretne, magiczne zioła. – Na pewno zadbał o najdrobniejszy szczegół, więc szkoda byłoby sobie odpuścić degustację. – Niby słowa kierował nadal do imiennika swojego ukochanego, a jednak dość wymownie zerknął w kierunku Longweia, bezgłośnie starając się go namówić do puszczenia abstynencji w niepamięć. Poza tym jednak nie wnikał i nie wtrącał się w ustalenia pomiędzy świeżo upieczonymi małżonkami. Ot, zamówił trzy płonące feniksy, stawiając po chwili szklanki przed swoimi kompanami, bo tak nakazywała mu kultura. Barman przyniósł im również talerz przekąsek, z których Paco upatrzył sobie bazyliszka. – No to skoro już poznałem twojego męża, wypijmy za waszą nową, oby jak najszczęśliwszą drogę życia. – Wzniósł toast, uderzając delikatnie szkłem o szkło chłopaków, a wreszcie umoczył usta w rumie, delektując się przyjemnym, rozgrzewającym smakiem korzennych przypraw. Pozwolił sobie również zapalić merlinową strzałę, a po krótkiej pogawędce podał dłoń wpierw Longweiowi, potem Maximilianowi, życząc im dobrej zabawy. Niby początkowe scysje z udziałem Basila i Marli zostały zażegnane, jednak domyślał się że alkohol nie jest słusznym doradcą, a po kilku głębszych konfliktowe sytuacje mogą jeszcze do niego powrócić. Wolał tego uniknąć, dlatego opuścił piękne wnętrze Pure Luxa, zamierzając odezwać się do jego właściciela na drugi dzień.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max spojrzał w stronę chłopaka, o którym mówił Longwei, a później uniósł lekko brwi, dostrzegając jego zachowanie. Poczuł dziwne szarpnięcie w okolicach żołądka, gdy zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę spogląda na swojego kuzyna, czy innego krewnego, ale ostatecznie wzruszył lekko ramieniem na znak, że to nie miało aż tak wielkiego znaczenia. Najwyraźniej Hariel był pijany, a Huang nie miał ochoty z nim rozmawiać, nie miało więc sensu za bardzo się na nim skupiać. - Nie bardzo przypomina swojego brata – stwierdził, mruknąwszy bardziej do siebie, niż do Longweia, a widząc, że jego w ogóle ta sprawa nie interesowała i najwyraźniej chciał znaleźć się jak najdalej od chłopaka, poszedł za nim, wciąż trzymając go mocno, nie chcąc go zgubić. Jeszcze tego brakowało, żeby musieli mierzyć się z kolejnymi bzdurami albo przypadkiem przysporzyli Solbergowi problemów, czy innych zmartwień. Wystarczyło im, że znaleźli się w środku jakiejś sprzeczki, czy nieporozumienia, którego Max nie był w stanie zrozumieć, ale na związkach znał się tak doskonale, jak na opiece nad magicznymi stworzeniami. Czyli wcale. Uśmiechnął się lekko na uwagę Salazara, domyślając się, że ten również wiedział, o co chodziło i chyba faktycznie jego imiennik był w pewnych sprawach nie do zatrzymania. Skoro zatem pilnował nawet własnego partnera, nie zapominając przy nim o tym, jak należało kroić korzonki, czy co on tam właściwie robił, to wszystko wskazywało na to, że zawsze był tak poważny, jeśli chodzi o eliksiry. Max musiał się jednak zgodzić z Salazarem, że drinki, jakie mieli wypić, na pewno były bardzo dopracowane i dlatego wdał się w rozmowę z Longweiem na ten temat. - Trzymam cię, żebyś w ogóle się nie zgubił. Jeszcze znalazłby cię ktoś inny – odpowiedział równie zaczepnie, wiedząc doskonale, jak to wszystko brzmiało z boku, ale bawił się całkiem dobrze, mając wrażenie, że podobnie było z Longweiem. Miał przed chwilą próbkę tego, jak mężczyzna reagował na coś, czego zupełnie nie chciał, więc wiedział, kiedy powinien się wycofać, kiedy powinien zrobić jeden krok w tył i zostać tam, gdzie był wcześniej. Skoro zaś Huang bawił się żonglowaniem uwag o smyczach, trzymaniu się za ręce i innymi bzdurami, to pozwalał sobie na odpowiadanie mu w podobnym tonie. - Po pierwsze, żebym się upił, musiałbym chyba wypić wszystko, co Solberg tutaj ma, po drugie, skoro już tutaj jesteś, to się po prostu baw. Zaniosę cię do domu – powiedział, wzruszając lekko ramieniem, mając świadomość, że miał zdecydowanie mocniejszą głową, niż starszy mężczyzna, więc nie miałby najmniejszych problemów z tym, żeby zabrać go faktycznie do mieszkania. Nie miałby również najmniejszych problemów z tym, żeby go tam zanieść, bo co, jak co, ale był zdecydowanie silnym człowiekiem, więc nie obawiał się, że nie da sobie z tym rady. Zaraz też sięgnął po drinka, a potem zaśmiał się cicho, wznosząc ten toast, wiedząc, że tak naprawdę był w pewnym sensie fałszywy, ale nie zamierzał się przed tym bronić. Przez chwilę rozmawiał z Salazarem o wszystkim i o niczym, rejestrując jedynie przez moment, że ktoś jeszcze się przy nich zjawił, by później pożegnać się ze starszym mężczyzną, mając świadomość, że teraz mogli już dryfować, jak sami chcieli i dokąd chcieli.
______________________
Never love
a wild thing
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Jednak Huang zdołał usłyszeć, co Max powiedział odnośnie Hariela. Nie rozumiał, o jakim bracie w tym momencie jego przyjaciel mówił, ale obiecał sobie zapytać o to, gdy tylko będą mogli znów swobodnie rozmawiać. Wolał jednak umknąć w stronę baru, żeby nie musieć znów mierzyć się z dziwnymi, pijackimi określeniami, które pewnie dla innych byłyby komplementem, zaś jego samego nieznacznie peszyły. Skupił się na tym, że Salazar zachęcał ich do napicia się i do niewielkiej gry z Maxem, zaczepki tak delikatnej, że pewnie nie mogłaby zostać uznana za droczenie się, choć dokładnie tym była w oczach Longweia. - Mówisz, że przypominam zagubionego szczeniaka? To zdecydowanie na następne wyjście musimy być bardziej przygotowani - powiedział spokojnie, mrużąc oczy w łagodnym uśmiechu, choć jednocześnie serce uderzało mu o wiele szybciej, niż powinno, gdy tylko zastanawiał się, czy naprawdę byliby zdolni żarty przełożyć na rzeczywistość. Jednocześnie miał wrażenie, że nie powinni tak rozmawiać w towarzystwie Moralesa, do którego uśmiechnął się zaraz przepraszająco za chwilowe zignorowanie jego obecności. - Jak widać, dziś piję pełnoprawne drinki - powiedział jeszcze, zastanawiając się mimowolnie, co go tak naprawdę czeka. Miał nadzieję, że nie dojdzie do czegoś podobnego, żeby rzeczywiście miał się upić do tego stopnia, że nie byłby w stanie chodzić. Wiedział, że być może nie wyglądał masywnie, zdecydowanie daleko mu było do stereotypowego opiekuna smoków, ale pod jego skórą kryły się mięśnie, które miały to do siebie, że zwyczajnie były ciężkie. Nie miał pewności, jak wiele Brewer potrafi unieść, ale nie chciał, żeby był zmuszony nieść go aż do mieszkania. Przy barze nie brakowało ludzi, ale dopiero po chwili zorientował się, że rozpoznaje jedną z twarzy o azjatyckich rysach. @Augustine Edgcumbe, student, którego nie pamiętał przez trzy miesiące, a pamięć o nim wróciła nadzwyczaj niespodziewanie. Niemal tak, jak to spotkanie przy barze. Odwzajemnił uścisk jego dłoni, spoglądając zaraz na towarzyszącą mu dziewczynę, ale nie zdołał nawet się z nimi przywitać, gdy para skierowała się na parkiet. Nie miał czasu patrzeć za nimi, bo już po chwili Salazar wzniósł toast, sprawiając, że Huang niemal zakrztusił się powietrzem. Nie wiedział do końca dlaczego, ale czuł się dziwnie, gdy otrzymywali życzenia szczęścia. Mimowolnie pomyślał o swojej rodzinie, której nie powiadomił o zdecydowanie czarnomagicznym ślubie. Szczęśliwie nie miał wiele czasu na zastanawianie się nad tym, bo toast należało wypić. W pierwszym momencie nic nie czuł, ale już po chwili aż wzdrygnął się od alkoholu, który uderzył w niego z całą mocą. Zdołał pożegnać się z Salazarem, za którym patrzył przez chwilę, zanim znów poczuł się tak, jakby się dusił. - Max, potrzebuję wody… czuję, że się duszę… - powiedział cicho, nachylając się do ucha przyjaciela, mając wrażenie, że robi mu się słabo. Nie myśląc nad tym, co robi, objął go wolną ręką, opadając na niego całym ciałem. Wiedział, że Max go nie zostawi i liczył, że będzie wiedział, co robić.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max musiał przyznać, że to, co się działo, zaczęło go bawić jeszcze bardziej, niż wcześniej. Nie zakładał, że Longwei będzie chciał wybrać się jeszcze na jakąś imprezę, nie sądził, żeby to faktycznie było tym, co chciał robić, ale nie zamierzał z tego powodu narzekać. Przyjął jedynie jego stanowisko, uśmiechając się kącikiem ust, nim ostatecznie skoncentrował się na rozmowie z Salazarem, nie czując właściwie zupełnie tego, że w międzyczasie wypił podanego mu drinka. Dla niego coś podobnego było raczej przyjemną rozgrzewką, niż czymś, co mogłoby go powalić, rozweselić albo spowodować, żeby naprawdę zaczął szaleć, tańczyć, czy robić coś podobnego. Miał naprawdę silną głowę, a ponieważ wcześniej zdążyli coś zjeść, w ogóle nie czuł, że alkohol jakoś na niego wpływa. Nie zdziwił się jednak za mocno, kiedy Huang niemalże się na niego osunął, mówiąc coś na temat wody, co nie brzmiało najlepiej. Max nie wiedział, czy chodziło o nadmiar alkoholu, czy może o jedną z tych dziwacznych klątw, jakie się za nimi ciągnęły. Uznał jednak, że nie mogą zostać dłużej w klubie, skoro jego towarzysz czuł się tak, a nie inaczej, więc po prostu faktycznie go podniósł, pozwalając, żeby oparł się całym ciężarem ciała o jego plecy. Wolał zabrać go do mieszkania, niż przejmować się tym, co się działo, w rozbieganym tłumie, nie chcąc jednocześnie, żeby impreza skończyła się w jakiś sposób tragicznie. - Chodź, idziemy poszukać wody – rzucił jedynie, śmiejąc się cicho, nie chcąc pokazać, że mimo wszystko martwił się jego dziwnym stanem. Wiedział, że w razie konieczności mógł zawsze zabrać go po prostu do Munga, ale wolał tego uniknąć. Ponieważ zaś Longwei nie wyglądał, jakby naprawdę się dusił, a jedynie, jakby coś działało na jego podświadomość, doszedł do wniosku, że nie było z nim tak źle i zapewne faktycznie walczył z kolejnymi problemami wywołanymi klątwą, szaleństwem, gniewem bogów Avalonu albo czymś podobnym, czego nie dało się do tej pory rozgryźć, a co pojawiło się tak nagle, że trudno było powiedzieć, czym dokładnie jest. Niezależnie od wszystkiego wolał go jednak zabrać do mieszkania, nie zamierzając robić z nich taniej sensacji. Dlatego też przytrzymał mocniej Longweia i skierował się do wyjścia, mając nadzieję, że chłodne powietrze pomoże.
z.t x2
______________________
Never love
a wild thing
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Objęła przyjaciół w pasie, z radością w końcu lądując w znacznie milszym towarzystwie niż Salazar. Ale sielanka nie trwała zbyt długo, bo jej przyjaciel zaczął coś pierdolić. Zerknęła na Hariela, na początku nie rozumiejąc o co mu chodzi, ale potem, z każdym kolejnym jego słowem na jej twarzy odmalowywało się szczere oburzenie i żal, że porusza tak drażliwy temat. I to jeszcze drąc się na cały klub. – Spierdalaj – powiedziała uprzejmie, tym samym dając mu do zrozumienia, że zbyt szybko wyjeżdża z podobnymi wnioskami. – Właśnie o to chodzi, że jesteś w chuj niemiły i masz rację, chyba niepotrzebnie próbowałam cię wtedy chronić. Więc się po prostu zamknij i nie pierdol więcej o kochaniu kogokolwiek jak wiesz, że jest u mnie chujowo – zacisnęła palce na landrynkowej sukience, żeby mu nie wyjebać, a po chwili zgarnęła z wdzięcznością szoty od Andrzeja. Co za dobry ziomek! – Widzisz? To jest prawdziwe wsparcie – spojrzała z wyrzutem na Harry’ego, usilnie próbując odepchnąć na bok niesnaski, żeby nie psuć ani sobie ani swoim towarzyszom humoru. Bo nie przyszli się tu wykłócać. Cała złość minęła w sekundzie, w której dotknęła rury i zaczęła elegancki pokaz, do którego dołączył Harold. Jak widać, nie tylko dopełniali się w codziennym życiu, ale i w tańcu, odkurwiając figury, których nie powstydziliby się profesjonaliści. A skoro o nich była mowa to Park wskoczył na parkiet, dając prawdziwy pokaz gibkości i zwinności. Krzyknęła głośno, aby dodać mu animuszu i zapominając już o wcześniejszej wymianie zdań, oparła się o Ślizgona, patrząc co też Andrzej wyczynia na tej rurze. – Jest stworzony do kariery striptizera – potwierdziła dziarsko, wykrzykując znów jakieś dajesz, Endrju z uśmiechem. – A jak się z nami dosko bawi – zauważyła, obserwując jak się rozbiera i rozrzuca dookoła ubrania, hipnotyzując widownię swoimi ponętnymi ruchami. – PO PROSTU WOW – pogratulowała Parkowi udanego performensu aż rozgrzana z wrażenia. – Koniecznie musisz mnie nauczyć tej ostatniej akrobacji – ścisnęła go za ramię i przytuliła chłopaka serdecznie. Co za noc! Zmrużyła oczy, aby lepiej widzieć i powiodła spojrzeniem w stronę amanta-bohatera, do którego Harry machał jak szalony. – Był chyba u mnie na imprezie, ale nieszczególnie się rwał do wspólnej zabawy – stwierdziła na widok Longweia, od razu cmokając ziomka w dłoń, aby posłał swojemu koledze całuska. – Eee, tak, to Brewer, mój kumpel. Czemu miałby być.. CO? Od kiedy Max jest twoją rodziną? – zmarszczyła brwi, niesamowicie zdziwiona tą rewelacją. – Wtf, to już prędzej ja wyglądam jak Whitelight niż on, a kto wie kim był mój stary – parsknęła śmiechem, wskazując na swoje blond włosy, w niemalże identycznym odcieniu co te od Harry’ego. – Racja, chodźmy trochę popływać. Boże, będę pewnie najpiękniejszą syreną ever – stwierdziła z niesamowitą pewnością siebie, poprawiła futro na ramieniu i pobiegła z ziomeczkami do brodzika. Na miejscu już czekała na nich jakaś szemrana mikstura. – Czy my na pewno chcemy to wypić? Znając Solbiego to jest tam w środku amortencja i zaraz będziemy się zachowywać jak niewyżyte trytony, a nie dostojne syrenki – z powątpiewaniem oceniła zawartość fiolki, ostatecznie jednak uznając: – Yolo, pijemy na TRZY-CZTE… – ostentacyjnie uniosła eliksir w górę, czekając na ich wspólne ry.
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Ja najwyraźniej dziś wychodzę z podobnego założenia, więc popylam za Atlasem jak kaczka. Oczywiście nie trwa to długo, moje lata świetności dawnego pałkarza qudditcha już dawno minęły, a kondycja zatonęła w chmurach tytoniu. Oczywiście przez to ponownie tracę humor, bo przypominam sobie jak piękny oraz wysportowany jest mój boski towarzysz, a ja tu ledwo się ruszam i pewnie niedługo będę musiał przejść na emeryturę. Serce mi przez chwilę ponownie pęka z miłości do niego, a ja ponownie potrzebuję chwili, by przypomnieć sobie, że wcale nie jest to prawdziwe uczucie. Podnoszę się do pionu i popijam na uspokojenie drineczka. Próbuję też mu powiedzieć o swojej chorobie, wytłumaczyć o co tutaj chodzi, ale nie idzie mi za dobrze. Sam nie wiem co powinienem powiedzieć, na dodatek Atlas zaczyna dotykać mojej twarzy, a moje myśli już kompletnie ulatują wraz z jego opuszkami palców. Z pewnością kiedy tak próbuje jakimiś mugolskimi sposobami nic tak naprawdę by się nie zorientował co mi jest, w końcu ja tu jestem uzdrowicielem. I wiem, że to raczej średnio zadziała. - Męczył? - powtarzam po nim odrobinę oczarowany, bo przecież może i to jest istna męczarnia dla mnie, ale równocześnie jest słodka. Ciężko się z tym pogodzić. - Nie, to chyba minie... wiesz to jest co tak często wszystkich łapie, jedno z tych dziwnych wrażeń... Wydaje mi się że powinno minąć niedługo - mamroczę do Atlasa, obecnie kompletnie owładnięty chorobą, bo nie jestem pewny czy faktycznie powinniśmy zostawać, chociaż czuję wielką pustkę, że ten nie kocha mnie tak jak powinien. Z drugiej jego nieobecność byłaby dla mnie jeszcze gorsza. Rozdarty do granic możliwości, lekko speszony tym w jakim stanie widzę swoich uczniów, a na dodatek bardzo wyczuwający bliskość Atlasa, który mnie obejmuje i jeszcze bawi się kolczykiem! Zaraz tu z pewnością padnę i zemdleję. Nie wiem czy z żalu, że nigdy z nim nie będę czy z radości na te kilka miłych chwil i słów. - Akurat przesadzone? - znowu powtarzam po nim słowa jak papuga, nie wiedząc co ma na myśli. - To może przejdziemy się gdzieś dalej... gdzie nie ma wszystkich uczniów wokół? Chyba że chcesz pobrodzić jak syrenka - paplam do wila, nie wiedząc nawet co do końca proponuję, bo próbuję się skupić na odegnaniu niechcianych uczuć.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Obserwuję go z uwagą, trzymając słomkę między zębami, a kolorowe światła tańczą po skórze jego twarzy, wilgoci jego oczu. Bardzo się w tym momencie cieszę, że złapaliśmy dobry kontakt, mam wrażenie, że bez niego pewnie czułbym się samotny - na tyle, na ile kiedykolwiek bywałem samotny. To nie było dla mnie wielkie wyzwanie otoczyć się wianuszkiem ludzi, rzadko bywałem sam, jeśli rzeczywiście, w pełni tego nie chciałem i nie było to moją czystą intencją. Z drugiej strony sprawiało to, że nawet mimo towarzystwa czułem się odosobniony. Z jednej strony dawało mi to swobodę kontrolowania sytuacji, z drugiej, z czasem, okazywało się to wszystko niezwykle zimne i obce. Wiem o czym mówił, dziwne choroby łapały wszystkich, nierzadko nawet i mnie. Łatwo było mi poznać kiedy był to stan odmienny od mojego naturalnego, głównie przez to, że działy się rzeczy, na które skrupulatnie zazwyczaj sobie nie pozwalam. Kiwam więc w zrozumieniu głową, choć korci mnie zadać to niedyskretne pytanie i choć może nie powinienem, jestem zbyt wielkim egoistą by sobie nie pofolgować zawsze, kiedy mam na coś ochotę. Nachylam się więc lekko w stronę ucha kompana i pytam, starając się nie krzyczeć, ale tak, by mnie usłyszał: - Zechcesz powiedzieć mi, jakie są objawy? - chcę brzmieć uprzejmie i wciąż troskliwie, by zmazać uśmiech z ust dodaję jedynie- Na wypadek, gdybym również takie miał i mógł szybko ocenić, że to tylko przejściowa choroba... - odchylam nieco głowę, zaglądając w jego dziwnie zmartwione i zmęczone oczy. Krążymy chwilę, popijając swoje drinki, a ja śmieję się wesoluchno. - No, przesadzone. Tak na granicy kiczu, ale to nawet fajne. Trochę za dużo pompy, świateł i laserów jak dla mnie. I te rury? I basen dla syren? - kręcę głową, bo wydaje mi się, że architekt tego miejsca powinien zostać zwolniony, ale wszystkich cieszą atrakcje, a ja pewnie nie będę tu stałym bywalcem, choć nie tylko z powodu estetyki, a głównie ze względu na zbyt duże zagęszczenie moich studentów. - Huxley, z Tobą mogę nawet iść kraść graniany! - śmieję się znów, ależ jestem dziś roześmiany, to te wszystkie drinki, wiem, ale nic nie poradzę. Bawię się doskonale i mam nadzieję, że mój szampański nastrój udzieli się mojemu towarzyszowi- Czy jeśli zatańczę, albo popluskam się z naszymi uczniami, to poprawię Ci tym humor? - pytam wprost i siorbię resztę drinka, pustą szklankę odstawiam na jakiś stolik i odwracam nas przodem w stronę obu atrakcji. Wybieraj, panie Williams.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Szczerze mówiąc - również cieszyłem się, że złapaliśmy dobry kontakt. Ostatnimi czasy w kadrze Hogwartu wszystko szło nie po myśli innych. Rozstania, trudne związki. Tylko Josh i Chris żyli jak zwykle w swojej bańce. Nie miałem Beatrice na spędzanie z nią czasu, Camael więc automatycznie się odrobinę odsunął, Alexander niedawno wrócił - ale w zdecydowanie gorszym stanie niż był przed swoim związkiem. Atlas był pięknym powiewem świeżości w tej kadrze. O ile jak byłem młodszy też lubiłem się otaczać raczej wianuszkiem ludzi, teraz znacznie bardziej wolałem mieć jedną czy dwie zaufane osoby. Chcąc nie chcąc, Rosa powoli kimś takim dla mnie się stawał. Jego beztroska, młody duch, były mi znacznie bliższe niż upodobania moich rówieśników z kadry. Zaciskam zęby kiedy ten łaskocze mnie swoim oddechem. By jakoś odreagować to ciągłe napięcie połączone ze stresem, szukam po kieszeniach papierosów. Tytoń na pewno mnie uspokoi. Przy okazji zastanawiam się czy chcę mu powiedzieć jaką mam chorobę. Z jednej strony - byłoby mi łatwiej niż próby ukrywania jej, z drugiej - to zwyczajnie okropnie żenująca choroba. - No... strasznie się smucę patrząc na ciebie i równocześnie cię wielbię. Aż myślałem na początku, że to po prostu Twój urok, ale szybko ogarnąłem, że aż tak nawet Ty nie możesz działać... - decyduję się w końcu na przyznanie się do tego co mną targa i rzucam Atlasowi przepraszające spojrzenie. Podnoszę też szybko do góry dłoń. - I nie sądzę, że jakiekolwiek Twoje komplementy tu pomogą, nie wyleczę się nimi, musi mi przejść - dodaję, bo zauważyłem że wcześniej zarzucał mnie nimi na poprawę humoru. Idę sobie obok Atlasa i kiwam głową, stwierdzając że ma rację a propo tego kiczu. Sam nie wiem czy mi się to podoba, raczej stwierdziłem że klub jak klub. - Szczerze mówiąc, po właścicielu spodziewałem się czegoś gorszego, więc ja jestem miło zaskoczony - stwierdzam, wygłaszając dość niską ocenę co do gustu Solberga. Staję na dosłownie rozdrożu, bo sam nie jestem pewien czy wolę oglądać tańczącego na rurze Atlasa czy syreniego. Odstawiam swój również pusty drineczek, drapię się po głowie, zaciągam się papierosem. Nic z tego nie pomaga mi w wyborze. - Syrenka. Jak zaczniesz się gibać tutaj to będę musiał chodzić za tobą jako ochroniarz przed nastolatkami - postanawiam i machnięciem dłoni przywołuje do siebie fiolkę z eliksirem, który podaję Atlasowi z uśmiechem.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Cóż, w zasadzie to jakoś pilnie nie potrzebował roboty. Pewnie nawet nikt by go nie zatrudnił ze względu na to, że jeszcze nie ukończył szkoły, a do tego nawet nie orientował się czy mógł zostać zatrudniony jako uczeń na wymianie. Musiałby się tym bardziej zainteresować, gdyby faktycznie chciał w jakiś sposób samodzielnie dorobić sobie jakieś pieniążki i móc sobie pozwolić na nieco więcej niż obecnie. - Jasne, jeśli tylko chcesz - stwierdził, bo jakoś szczególnie nie zależało mu na trzymaniu swoich prawdziwych personaliów w tajemnicy także bez problemów mógł wyjawić je znajomym i nauczyć poprawnej wymowy jeśli tylko byli ku temu chętni. Nie dało się nie zauważyć, że komentarze Hariela w pewnym momencie stały się za bardzo uszczypliwe dla Marli. Park postanowił zrobić to, co wychodziło mu najlepiej i po prostu wspierać koleżankę swoją milczącą obecnością. Dlatego jak dobry ziomek objął O'Donnell i podawał jej alkohol, kreśląc dłonią kojące kręgi na dole jej pleców. Przy okazji posłał jeszcze Whitelightowi pełne wyrzutów spojrzenie, które lekko sugerowało to, że być może powinien przeprosić za swoje poprzednie słowa. Zaraz jednak uśmiechnął się promiennie, przenosząc swój wzrok na blondynkę. - Staram się jak mogę - zapewnił ją, licząc na to, że więcej foszków ani uszczypliwych zaczepek już nie uświadczy, bo jednak mieli spędzić ten wieczór po prostu dobrze się bawiąc w swoim towarzystwie. I właśnie tak było, gdy tylko w trójkę wskoczyli na rury, aby odstawić pokazy swojego życia. W zasadzie sam Park nie był świadomy tego jak bardzo byłby w stanie wywijać na scenie, aby oczarować zgromadzony w klubie tłum. Po prostu wczuwał się w muzykę i poruszał się do jej dźwięków najlepiej jak mógł. Wyglądało na to, że jednak doskonale wiedział, co robił. - Niech to pozostanie moim sekretem - powiedział, gdy tylko blondyn spytał go gdzie nauczył się podobnych ruchów. Andrzej powiedziałby mu to śmiało gdyby tylko sam wiedział. Chyba po prostu opętał go jakiś duch pijanego imprezowicza, zmuszający go do odstawiania takich, a nie innych pokazów, które przychodziły mu teraz całkiem naturalnie. Ciekawe tylko co będzie w momencie, gdy już z niego zejdzie cały alkohol. - I jasne, Marlenko. Nauczę cię czego chcesz - zapewnił dziewczynę, przytulając ją mocno zanim jeszcze Hariel porwał ich oboje w ramiona i ucałował oba policzki przyjezdnego czarodzieja. Po odhaczeniu jednej z atrakcji na liście mogli na spokojnie przejść do kolejnej, którą było udawanie syren. Park jeszcze nigdy nie słyszał o czymś podobnym także naturalnym było to, że go zainteresowała podobna możliwość. Chociaż oczywiście syrenki mogły przybierać wiele różnych postaci, które mogły niezwykle mocno odbiegać od wizerunku syrenki Arielki z bajki Disneya. Nie, żeby to w tej chwili jakoś szczególnie Andrzejowi przeszkadzało. - Dobra, to do syreniego oczka! - zawołał jeszcze nim całą trójeczką udali się do punktu, gdzie wcisnęli im porcje jakiegoś podejrzanego eliksiru. Może i powinni podchodzić do tego wszystkiego nieco ostrożniej, biorąc pod uwagę, że naprawdę nie mieli pojęcia co to jest, ani jak dokładnie działa. Niemniej chyba byli wystarczająco pijani i ogólnie nie bardzo przejmowali się tym wszystkim, aby zastanawiać się nad ewentualnymi konsekwencjami. Jedynie O'Donnell wyraziła jakieś tam swoje zaniepokojenie, które wynikało bardziej z tego, że nie ufała do końca właścicielowi przybytku niż z tego, że faktycznie wątpiła we właściwości mikstury. - Tak czy siak będzie zabawnie. No to pijemy - zarządził i wspólnie na znak Marli przechylili fiolki. I już mieli kierować się do basenu, wszystko było dobrze, gdy nagle Park przestał czuć nogi. Padł jak długi na parkiet w niewielkim oddaleniu od baseniku. Przez chwilę zastanawiał się czy naprawdę wypił tyle, by go tak nagle ścięło i czy aby ten eliksir nie był na bazie spirytu, który wypił za szybko. Dopiero później uświadomił sobie, że w miejscu, gdzie powinny się znajdować działające nogi posiadał sporej długości rybi ogon zaczynający się gdzieś w okolicach bioder. Parę razy jeszcze uderzył płetwą o podłogę. Te magiczne specyfiki z pewnością działały na niego zbyt silnie. - Ej... Ziomki! Doniesie mnie ktoś do wody? - zwrócił się do swoich towarzyszy, bo jakoś nie bardzo uśmiechało mu się pełzanie po podłodze do baseniku.
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
W pewnym momencie, ponieważ niewiele rozumiem z całej sytuacji z Maxem, a do tego jestem oczywiście bardzo pijany, zaczynam nawijać o Hope, Marli, jej podejściu do sprawy... Nic też nie reaguję na krzyki O'Donnell, której najwyraźniej nie podobały się moje słowa. Zakończyła to zaś puentą na którą aż uniosłem do góry brwi ze zdziwienia. Powiedzmy sobie szczerze. Trzeźwy Harry współczuł Marli rozstania z najlepszym przyjacielem, który miał być jej drugą połówką. Pijany Harry miał ochotę przypomnieć jej, że minęło już prawie pół roku, a jej eks był tak niedojrzały, że nie potrafił przeprowadzić ułamka poważnej rozmowy i dlatego tak długo się schodzili. I w zasadzie już otwieram buzię by jej to powiedzieć, ale widzę spojrzenie Andrzeja, złość Marli więc tylko wzruszam ramionami i postanawiam zarzucić tematem na jakiejś innej świetnej imprezce. Najwyraźniej Koreańczyk nie miał co się martwić, bo Max jest chętny do zatrudnienia chłopaka! - Słyszysz Andrzej? Solberg cię zatrudni! - oznajmiam z dumą i podaję przyjezdnemu kurtkę, którą wcześniej rzucił. - Ale mówił, że twoja kurteczka śmierdzi potem. Nieuprzejmy z niego szef. Ja uważam, że pachnie cudownie - dodaję jeszcze wspominając o pomyłce Maxa oskarżającego mnie o rzucaniu płaszczami. A przecież ja noszę futro. Odwracam się do Marli, by teraz zagadać o drugim Maxie. - Pewnie od dawna skoro to moja rodzina. Ale nie wiem jaka i o co biega... Weź Marla, spałem z tobą, nawet mnie nie strasz... Skoro jednak on może być moim kuzynem to kto wie co moi przodkowie robili... - dodaję i aż zerkam z lekką rezerwą na Parka, który może nie wyglądał za bardzo jak rodowity Whitelight, ale spójrzmy na Brewera. Nie ma jednak co myśleć o takich rzeczach. Okrywamy się futrem i lecimy zgodnie do brodzika. - Ja będę najpiękniejszą syrenką - prycham jeszcze na przyjaciółkę, stwierdzając coś oczywistego. Pośpiesznie biorę fiolki i już pełen radości chcę swoją przechylać, ale Marla coś zaczyna odzyskiwać rozsądek. Całe szczęście, że Andrzej prędko rozwiewa gdzieś jej niepotrzebne logiczne myślenie i wszyscy na RY przechylamy kieliszki. Już chcemy iść do brodzika, ale wtedy Andrew z hukiem upada na ziemie, ja już krzyczę przerażony i podbiegam, by zanieść go bohatersko w ramionach do wody, ale ledwo łapię go pod ramię - sam tracę grunt pod nogami i już leżę na Andrzeju, zgniatając go zamiast mu pomóc. - Powinniśmy wypić to w wodzie chyba... - zauważam kiedy próbuję starabanić się z Parka, bo skoro obydwaj nagle straciliśmy grunt pod nogami, to ewidentnie nie jest przypadek, tylko nasza głupota. Siadam na ziemi i patrzę pytająco na ziomków. - Czy to możliwe, że chce mi się siku? - pytam nagle filozoficznie i patrzę na swój rybi ogon z zastanowieniem. - Co teraz? Chociaż jakieś drineczki by nam ktoś przyniósł - wzdycham do swojego trytoniego kolegi, kiedy tak schniemy na podłodze. Rzucam Marli piękny uśmiech w nadziei, że nam coś przyniesie, bo coś nie do końca wierzę, że zaciągnie naszą dwójkę do tego durnego brodzika.
Nie powiem, trochę niepokoiła mnie od samego początku ta cała sytuacja. Jego reakcje były bardzo dalekie od swobody, jaką zazwyczaj sobą prezentował, a to zaś sprawiało, że zwyczajnie martwiłem się o samopoczucie mojego kompana. Najgorszym przecież, co mogło być, to fakt, że męczy go moje towarzystwo, a dokładnie tak zaczynałem odbierać sygnały, jakie mi dawał. Z uwagą więc przysłuchiwałem się słowom, które opuszczały jego piękne usta, a choć - no cóż - nie powiem by to był pierwszy raz, kiedy ktoś wyznawał mi, że mnie uwielbia, pierwszy raz jednak nie brzmi to przyjemnie i nie sprawia mi radości. Cóż za niezwykle kuriozalne doświadczenie. Kiwam powoli głową, przyjmując do wiadomości sytuację i zdając sobie sprawę, że tymi pieszczotliwymi gestami, słodkimi uśmiechami i zalotnymi żartami nie polepszałem jego samopoczucia, tylko wprost przeciwnie - w takim układzie musiałem pogrążać go jeszcze bardziej w tym szaleństwie. - Obiecuję, że jeśli kiedykolwiek użyję na Tobie swojego uroku, będziesz tego świadomy. - informuję go, w ramach zacieśniania naszej przyjaźni, bo jakoś uwiera mnie myśl, że jego pierwszym założeniem był mój urok. Jakbym był znów piętnastolatkiem, który nie potrafi panować nad wpływem, jaki ma na świat przez swoje geny- Przykro mi jednocześnie, że czujesz dyskomfort. Jak tylko będzie Ci trochę lepiej, proszę, daj mi znać. - dodaję, a choć korci mnie, by uścisnąć lekko jego dłoń, by dodać mu otuchy, zdaję sobie sprawę z tego, że taki gest może zadziałać w tym momencie zupełnie odwrotnie od zamierzenia. Chwilę oglądamy sobie przybytek, śmieję się z komentarza Williamsa, bo rzeczonego właściciela nie znam, ale musi być pstrokatą postacią, by ten poziom kiczu, patrząc przez pryzmat jego osoby, uchodził za jeszcze w miarę dystyngowany i z klasą. Kręcę głową w niedowierzaniu, ale cóż, nie zarzucę Huxleyowi kłamstwa! Wierzę bowiem, że mogłoby tu być znacznie, ale to znacznie gorzej. Chichoczę raz jeszcze, kiedy imaginuję sobie Anglika, zmuszonego do nokautowania własnych uczennic. Wcale nie musiałbym tam odprawiać bezeceństw, wierzę, że umiem tańczyć też całkiem normalnie, ale domyślam się, że jego głowa w tym momencie jest w stanie wyobrazić sobie mnie w tylko jednym scenariuszu tanecznym. Przyjmuję od Huxleya eliksir i puszczam mu oko, nim zdążę się powstrzymać. - Reklamacji nie przyjmuję! - mówię wesołym tonem, idąc tyłem w stronę brodzika i opróżniając flakonik. Kiedy ląduję w wodzie, mam już piękny ogon, a moje blade ciało pokrywają drobne, mieniące się w światłach wszystkimi kolorami łuski. Złote włosy mokną, nabywając srebrzystego blasku a ja wynurzam się spod wody wywijając ogonem. Opieram się o brzeg brodzika i zerkam na swojego kompana, ciekaw, czy to poprawiło mu nastrój, kiedy jednak otwieram usta by go o to zapytać, spomiędzy moich warg da się słyszeć jakiś okrutny skrzek, przypominający mi niechybnie jakiś archaiczny trytoński. Zamykam natychmiast jadaczkę, zasłaniając usta w speszeniu.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Nie ma co się stresować tą sytuacją, w końcu to nie była wina jego. Ani moja. Tak naprawdę akurat dość szybko zorientowałem się, że to raczej nie wilowe wdzięki, bo znałem je bardzo dobrze oraz to jak działają. To raczej było ogólne pierwsze założenie, prawdopodobnie każdy by tak pomyślał przy kimś z genetyką najpiękniejszych istot na ziemi. Nie powinien zakładać od razu, że myślę o nim jak o kimś kto nie umie tego kontrolować. Ale przecież nawet najlepszym magia może niechcący uciec z rąk. Patrzę na niego uważnie kiedy obiecuje, że powie mi jeśli tylko użyje na mnie niechcący jakieś czaru. Ponieważ mam mnóstwo empatii, nawet jeśli mam umysł w połowie zamglony przez jakąś dziwaczną chorobę, orientuję się że mój przyjaciel mógł poczuć się nieswojo po moich słowach. Licząc na to, że poczuje się lepiej uśmiecham się do niego ciepło i kiwam głową. - Przestań, nie podejrzewam Cię, że tu specjalnie rozsiewasz swój urok, a wyjście do pubu było tylko jakimś złowieszczym preludium do wielkiego planu - mówię i aż chichoczę radośnie na ten pomysł. Muszę przyznać, że byłbym wtedy pod wrażeniem atlasowego sprytu. Wydaje mi się, że kiedy mu o tym powiedziałem jest mi trochę lepiej. W tym sensie, że wydaje mi się łatwiejsze pamiętanie o tej całej sytuacji w której jestem, kiedy tylko ogarnia mnie większa depresja. Niestety to prawda - nie potrafię teraz wyobrazić sobie tańczącego przy innej ewentualności niż bardzo kuszące kręcenie się na rurze, przez co potem musiałbym walczyć z tłumem uczniów, by nie próbowali napadać na nauczyciela ONMS. Ale oczywiście to nie znaczy, że wątpię w to, że umie inaczej tańczyć niż w taki sposób, wręcz przeciwnie. Muszę przyznać, że owszem poprawiło mi to bardzo humor, aż wstyd przyznać. Opieram się wygodniej przy barze i podziwiam Atlasa jako trytona, pozwalając sobie na odrobinę rozluźnienia oraz próby skupienia się tylko i wyłącznie na tym, obecnym momencie. Patrzę sobie na tego złotego trytono-wila, który właśnie otwiera buzię by coś powiedzieć. A zamiast tego skrzeczy uroczo. Wybucham szczerym śmiechem na ten dźwięk, tak nie pasującej do idealnej postaci mężczyzny. Kiedy odrobinę się uspokajam podchodzę do niego i kładę dłoń na jego ramieniu, kiedy pochylam się do Atlasa. - Muszę przyznać, jesteś najpiękniejszym trytonem jakiego widziałem, nawet jeśli tak skrzeczysz. Z pewnością mi porawiłeś humor - mówię z uśmiechem i wskazuję na rurę głową. - Może jednak okręcisz się dla mnie raz czy dwa i nic się nie stanie... A z resztą co cię namawiam jak sam się nie odważę. To typ powinieneś być Gryfonem - zauważam w widocznie lepszym humorze, zerkając z uznaniem na brylującego w brodziku wila.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Pofikał, potańczył, popisał się i udowodnił Solbergowi, że nikt nie będzie mu umniejszał i jego talentom, jakie by nie były. Rzecz jest jasna i oczywista, Bazyl tańczyć nie lubi i nie umie, ale na szczęście po to stworzony został alkohol, by odblokowywać umiejętności niepoznane i polubić rzeczy nielubiane. Zamierzał to wspomnienie wymazać z głowy, tak jak obraz klaszczących czwartoklasistek, kibicujących jego wygibasom na rurze, a żeby to zrobić zeskoczył ze sceny i szybkim krokiem udał się do baru po podwójną tequile. Był to bez wątpienia alkohol czyniący największe zniszczenia w jego głowie. Zaraz po tym czmychnął sprawdzić, czy go nie ma w łazience, a w tej właśnie dotarło do niego jak bardzo jest pijany. Ten moment, kiedy siurasz i pokiwasz głową, a Twoja ocena wynosi 10/10 pijaności. Kwadrans później żegnał się ze ślizgonami przy wyjściu, szukając papierosów po kieszeniach i bezpowrotnie gubiąc czapeczkę z pomponem, więc szczelniej owinął się szalikiem i ćmiąc cudzesa błękitnego gryfa ulotnił się z okolicy. Włączył mu się alkoholowy Jaś Wędrowniczek, trudno więc komukolwiek było go przed tym marszem przed siebie powstrzymać.
Rozklejam usta w łagodnym uśmiechu, mam taką ochotę dotknąć jego twarzy, że zdaję sobie sprawę z tego jak lekko i wygodnie mi z moją dotykalskością w jego towarzystwie. Nie podejrzewa mnie o takie złowieszcze postępki, a mnie to urzeka, bo przecież powinien. Powinien podejrzewać mnie zawsze, patrzyć mi na ręce, na mnie patrzeć powinien zawsze. Jestem lepszy niż każdy inny, jestem gorszy niż każdy inny, w jego zielonych oczach nie widzę teraz nic poza dziwnie zaszytym gdzieś w głębi bólem, który usiłował zamaskować wesołością tej przaśnej zabawy. Impreza jak impreza, wolałbym go stąd zabrać, ale śmieję się wesoło, przeczesuje włosy palcami, a kiedy ląduję w brodziku jestem najpiękniejszym trytonem, jaki się tu dziś przemienił. Puszczam mu oko wywijając rybim ogonem, chwilę się pluskam, w końcu nie codziennie można pobyć syreną, ale widząc dziwnie zagęszczające się wokoło basenu towarzystwo uznaję, że to chyba sygnał i dla mnie, by stąd zmykać. Nie żebym chciał, bardzo mi dobrze z tym, że na mnie patrzą - bardziej przeszkadza mi to, że co ust nie otworzę to jęczę jak zarzynana świnia, a to wcale mi nie pomaga w byciu czarującym, urokliwym, bajecznym księciem z bajki. Zerkam na dłoń Williamsa, którą ten kładzie na moim ramieniu, po czym rzucam mu krótkie spojrzenie spod rzęs. Jestem taki prawie zalotny, a może trochę żartuję? Nigdy się przecież nie dowie, czy to tak na poważnie. Nigdy mu nie powiem. Cieszy mnie, kiedy przyznaje, że ma lepszy humor. Widzę to zresztą w jego uśmiechu, w iskierkach tańczących po jego źrenicach. Sam się uśmiecham jakby szerzej na te słowa bo bardzo mi ciężko samemu utrzymywać fasadę uroku, kiedy w moim towarzystwie jest za dużo cierpienia. Co innego kiedy to ja je zadaje, ale przecież nie tak odrazu, nie tak po prostu. Nic za darmo. Wydostaję się więc po chwili z wody, osuszam zaklęciem by powrócić do swojej normalnej, wysokiej i całkiem przecież ludzkiej formy. Chciałbym mu powiedzieć, że i mi sprawia radość, kiedy widzę go uradowanego, ale moje usta wciąż są piekielną otchłanią, wydającą z siebie tylko serię nieprzyjemnych dźwięków. Marszczę lekko brwi, wcale mi to nie odpowiada, rozglądam się nawet za tym fircykiem-właścicielem, by przy okazji przedstawić mu co sądzę na temat tak źle przygotowanych atrakcji, które zamiast ludzi bawić - psują im sympatycznie spędzany czas, ale propozycja kręcenia się na rurze zaraz znów mnie niesamowicie śmieszy. Kręcę głową z niedowierzaniem, taki ten Huxley niezdecydowany, tak by czegoś chciał, a tak bardzo nie wie czego właściwie. Wskazuję na niego palcem potem wskazuje na siebie i kciukiem na rury. Albo idzie ze mną, albo nie idziemy wcale.
Ariadne to typowy podpieracz ścian, więc nic dziwnego, że następne pół godziny po życzeniu Maxowi udanej zabawy, stała na uboczu klubu i w milczeniu wpatrywała się w swoje buty. Och, ale jej się przypominały wszystkie szkolne bale w Ilvermorny. Chyba nigdy nie złożyło się tak, aby miała na którymkolwiek partnera. Zazwyczaj w gruncie rzeczy na nie nie przychodziła, czując, że jedyne co z tego wyniesie to pełny brzuch, bo jedzenie akurat zwykle bardzo dziewczynie smakowało. Teraz też brzuch dał o sobie znać potężnym burczeniem, dlatego rozejrzała się za stolikiem z przekąskami. I jak się do niego dorwała to spróbowała aż trzech prezentowanych pyszności, zastanawiając się przelotnie czy to Felix wszystko ugotował? Ile talentów miał ten chłopak i dlaczego tak je do tej pory marnował? Zjadła dwie kiełbaski o nazwie "Bazyliszek". Rozważnie ominęła rozgryzanie imitujących oczy węża kulek pieprzu. Już kiedyś w czasie jedzenia rosołu u mamy popełniła ten błąd i do tej pory trauma pozostała, więc za każdym razem bardzo uważnie przypatrywała się zawartości swojego kęsa. Te kiełbaski tylko rozbudziły wilczy apetyt Ariadne i zaraz potem nałożyła sobie na talerzyk pokaźną porcję plumek w śmietanie. Uwielbiała plumki. Kiedyś nawet przemyciła na Alaskę to danie, żeby poczęstować nim rodzinę, która wspólnie uznała, ze smakuje jak kurczak. Wickens stwierdziłaby, że nawet LEPIEJ niż kurczak. Czuła, że głód już mocno zelżał, ale wpadła w wir próbowania. Następny wypatrzyła paluch trolla. Zazwyczaj rezygnowała z jedzenia tego przysmaku, bo czuła się przy tym mało dystyngowanie, a poza tym oddech nie pachniał później fiołkami, ale teraz stwierdziła, że co jej szkodzi. Merlinie, jakie to było smaczne. Intensywna nuta sera i dobrze wypieczony chlebek, aż rozpływało się w ustach. Poprzestała dopiero na trzecim paluchu. Teraz, najedzona do granic, potrzebowała jeszcze bardziej niż wcześniej położyć się w syrenim brodziku. Zebrała więc całą swoją odwagę i nieśmiało zagadnęła osobę rozdającą eliksiry o jeden dla siebie. Na wypadek, gdyby transformacja przebiegła bardzo szybko, stanęła tuż na brzegu basenu zanim wypiła miksturę. Z jakiegoś powodu całkowicie ufała, że jest to bezpieczna oraz w pełni funkcjonalna rzecz, może właśnie dlatego, że autorem był Felix, a nie byle kto. Nogi Ariadne otulone wiśniową sukienką zaczęły zmieniać się w równie wiśniowe łuski. Cały czas patrzyła na to w wielkim zachwycie oraz szoku. Przecież ona będzie kupować Somnium Sirenis litrami. Ile to będzie zabawy, gdy zanurzy się tak w oceanie! Czy eliksir zapewniał możliwość oddychania pod wodą czy może trzeba było o to zadbać innymi sposobami? Młoda aurorka wskoczyła do wody, robiąc lekką falę, po czym machnęła potężnym ogonem i z uśmiechem od ucha do ucha zaczęła pluskać się niczym mała dziewczynka.
/ można mnie zagadywać, jeśli ktoś chce <3
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Sam nigdy nie stroniłem od dotyku i bliskości innych ludzi, więc fakt że Atlas wydawał się wręcz oddychać lepiej kiedy miał kogoś w zasięgu ręki sprawiała, nie sprawiała że czułem się niekomfortowo. No może dziś. Ale to wyjątek, w końcu choroba nie daje mi spokoju i każda jego bliskość sprawia, że serce mi drży. Jednak kiedy obudzę się kolejnego dnia - Rosa ma rację, dalej będę przekonany, jak bardzo nie mam czego się obawiać od przyjaciela. Jestem szczerze przekonany, że jego filuteryjność jest jedynie cechą charakteru. Czuję się mimo wszystko bezpieczny obok niego. Jestem błogo nieświadomy, że jego zachowanie może być wymierzone bezpośrednio we mnie. To zabawne, bo wydawać się może że na starość człowiek już potrafi lepiej wychwytywać czyjeś zachowania. Ale przecież ja w młodości stawałem na głowę, by być przystojniejszy nakładając na siebie tonę magicznych tatuaży. Nikogo nie powinno dziwić, że może i znałem swoją wartość - ale nie na tyle by stawiać się gdzieś w okolicach atlasowego zainteresowania. Coraz więcej ludzi wchodzi do basenu, rozglądam się po obecnych tu osobach i zerkam na mojego trytona, który wyróżniał się niesamowicie przez swoje złote geny. - Chodź zanim cię przygniotą - mówię żartobliwie, nie oczekując odpowiedzi, skoro ten biedny musi piszczeć przy każdym wydawanym odgłosie. - Co? - pytam kiedy ten zalotnie zerka na mnie z tego śmiesznego brodzika. - No tak, tak, pięknie wyglądasz - potwierdzam, zakładając że potrzebuje takiego właśnie zapewnienia w chwilowej, pijackiej próżności. Odchodzimy od basenu, ja coś tam gadam, prowadząc bezsensowny monolog, bo przecież mój towarzysz odpowiada mi jedynie skrzekaniem. I tak się zakręciłem w tym gadaniu, że Atlas uznał, że mam na tyle odwagi, albo braku poczucia odpowiedzialności, albo wstydu, nie jestem jeszcze pewny która z tych cech byłaby najbardziej odpowiednim opisem dla czterdziestolatka kręcącego się na rurze przy uczniach, że mógłbym pójść z nim. Oglądanie profesora ONMS na rurze to dla większości uczniów byłaby czysta przyjemność. Zaś mnie - cringe na zakończenie roku. - Nie ma opcji - mówię i łapię go za dłoń zanim nie zacznie próbować tam się gibać. - Chodźmy gdzieś stąd dalej, muszę przewietrzyć głowę, może będzie lepiej - mówię i ciągnę go mocno za dłoń, mając nadzieję że się mnie posłucha.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Chichoczę pod nosem na tę troskę w głosie Huxa, bo choć wiem, że dobry z niego człowiek, to mnie ciekawi, czy to zmartwienie przygniatającymi mnie ludźmi to wzięło się rzeczywiście z troski, czy z zazdrości, skoro wiem, że jego serce dotyka ciężka choroba. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, kiedy znów mnie komplementował, jestem okropnie łasy na komplementy jak i każdą formę uwielbienia. Sam siebie przecież uwielbiam nader wszystko. Kiedy w końcu oddalamy się od brodzika, jeszcze macham na pożegnanie jakimś nieznanym mi klientom, którzy werbalnie dość głośno anonsowali swoje niepocieszenie faktem utraty mojego towarzystwa, ale jestem całkiem pijany i wszędzie idę za Williamsem, dopóki ten mi się nie stawia i decyduje się ze mną nie tańczyć. Nie wiem, czy zgodziłbym się z nim, gdyby podzielił się ze mną swoją wątpliwością. Wciąż uważałem taniec za pewną indywidualną formę ekspresji, bo nie było dwóch takich samych ciał, tak samo poruszających się do tej samej muzyki. Może to ta krew wili w moich żyłach tak umiłowała pląsy, ale pląsałbym, nawet, jakby mnie oszukał i powiedział, że jednak zatańczy, a nie zatańczył. Szanuję jego szczerość i prawdomówność, czasami myślę, że mógłbym się jej od niego kiedyś nauczyć. Co mogę powiedzieć, kiedy znów chwycił mnie za rękę, a ja, posłuszny jak nigdy, dałem się za tę rękę wyprowadzić, bo mi właściwie wszystko jedno gdzie się błąkamy. Nie doskwiera mi już ta trudna samotność obcokrajowca w burej Anglii, nie doskwiera mi przesadna cisza i nuda. Cieszy mnie uwaga, jaką mi Huxley daje, niepodzielna i tylko moja, a kiedy chce wyjść, wychodzę za nim, już mając kolejny durny pomysł w głowie na to, gdzie pójdziemy. + 2 x zt
Impreza przebiegała hucznie i kolorowo. Najbardziej zaskoczyło aurorkę to, że Felix zorganizował nawet występ samego Alexa Nifflera, który dawał niezły pokaz przy stanowisku DJa. Nie uznawała się za fankę muzyki techno, ale całkiem dobrze bawiła się przy utworach tego czarodzieja. Wiedział, jak tworzyć dźwięki, które doskonale pasują do dzikiego tańca na parkiecie. Ariadne co chwilę zauważała kolejnych nadchodzących ludzi żądnych chwili intensywnej zabawy oraz zapomnienia. Nawet ciekawie obserwowała się zachowania w takim obcym dla Wickens środowisku. W teorii do klubu napływali głównie bardzo młode osoby, ale zdarzyło się kilku dużo od jasnowłosej starszych, ba, zauważyła tu przecież dwójkę nauczycieli z Hogwartu. Nie oceniała tego w żaden sposób. W końcu każdy miał prawo przebywać tam gdzie chciał, z kim chciał i zajmować się takimi aktywnościami, jakimi chciał - jeśli nie łamało to żadnych zasad, oczywiście. Poza tym, Felix wyraźnie przekazał dziewczynie, aby spuściła nieco z tonu i chociaż nie zamierzała przymykać na cokolwiek nielegalnego oczy to nie szukała na siłę powodów do przyczepiania się. Pozwoliła sobie zrelaksować. Przemieniona w syrenę Ariadne pływała dookoła brodzika, żałując strasznie, że pchało się tutaj tyle ludzi. Jak cudownie byłoby mieć całe miejsce dla siebie. Ale nie można zachowywać się egoistycznie, nic dziwnego, że eliksir zmieniający w syreny robił furorę. Tak świetnego pomysłu dawno nie poznała. To zainspirowało ją do pomyślenia nad wcieleniem w życie swojego planu na wytworzenie czegoś własnego... Miała dość dokładny plan, ale do tej pory albo brakowało czasu albo chęci, żeby faktycznie wziąć się do pracy. Skoro Felix się zdecydował na otwarcie biznesu to co jej szkodzi? W życiu trzeba mieć odwagę. Dlatego teraz była na szalonej imprezie, w brodziku na środku sali, przemieniona w wiśniową syrenę. Normalnie nigdy by do tego nie doszło, gdyby nie drobna zmiana w myśleniu dziewczyny, jaka nastąpiła około rok temu, gdy świat wywrócił się jej do góry nogami. Nie uważała wcale tego za coś złego. Odrobinę samotnie czuła się, nie mając nikogo do pogadania. Ariadne z natury lubiła mieć towarzystwo, a tutaj dosłownie każdy prowadził rozmowy, śmiał się na cały głos albo flirtował. Co prawda, jeden czy dwóch chłopaków rzuciło jasnowłosej zainteresowane spojrzenia, ale tylko uciekła spłoszona wzrokiem i zanurzyła się niemal po szyję w ciepłej wodzie basenu. Dopiero kiedy zobaczyła @Maximilian Felix Solberg, mimo że tę godzinę temu obiecała, że nie będzie go dłużej męczyć, to i tak uniosła rękę, żeby pomachać mu wesoło i plusnąć ogonem. Może po tak długim czasie zdołał już pozałatwiać najważniejsze sprawy? Nie stało się tak jednak, a Ariadne po chwili pluskania się jako syrena, w końcu stwierdziła, że wystarczająco się tego wieczoru pobawiła. Czas wrócić do domu.
/zt
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
Cieszyła się z powrotu do Anglii. Nie, żeby aż tak nie podobało jej się na Antarktydzie, ale ile można było wytrzymać na kontynencie, gdzie temperatury są niesamowicie niskie, a dokoła nie widać nic oprócz bieli? Śnieg, mróz, lód, unikanie narzeczonego - tak mogła opisać te ferie. Żałowała, że Frederick z nimi pojechał, zdecydowanie lepiej czułaby się, gdyby nie miała tej świadomości, że są w jednym miejscu i w każdej chwili mogą się spotkać. Miała idealną okazję do zakończenia tego wszystkiego na lodospadzie, ale nie była aż tak okrutna, żeby posunąć się do takiego kroku. Skoro jednak wrócili już z wojaży, czas było również wrócić do normalnego życia, a w tym do pracy. Z tym, o dziwo, nie miała większych problemów. Może to dzięki temu, że była raczej nocnym markiem, a może dlatego, że spędziła z ciotką sporo czasu w podróży i trochę się przyzwyczaiła do takiego stylu życia - w każdym razie stała dzielnie za barem, obsługując spragnioną klientelę. To nie był jej pierwszy dzień, więc wiedziała, co robić i jak się poruszać, aby jak najszybciej spełnić oczekiwania gości i pozbyć się tych pijackich gęb sprzed twarzy. W większości przypadków ich zaczepki puszczała mimo uszu, choć czasem rzucała jakiś zgryźliwy komentarz, bo ileż można było słuchać tych bzdur. Doprawdy, niektórzy powinni mieć dożywotni zakaz spożywania alkoholu i przebywania w towarzystwie kobiet. Musiała jednak przyznać, że niekiedy nawet ją to bawiło, te nieudaczne próby podrywu. Współczuła jedynie partnerkom tych rozpustników, bo niejednokrotnie dostrzegła błysk obrączki, kiedy chwytali za szklanki. Obróciła się przodem do lady, słysząc nawoływania i powstrzymała się od powiedzenia czegoś za dużo. To, że właścicielem był jej dobry znajomy, nie znaczyło, że posadkę miała zapewnioną ot tak i mogła pozwalać sobie na wszystko. Nie spodziewała się jednak, że dostrzeże przed sobą znajomą sylwetkę, a może inaczej, nie sądziła, że spotkają się właśnie w takim położeniu - ona za barem, a on na stołku, zdany niejako na jej łaskę. - Co podać?
Piątek weekendu początek, pomyślał Ben wychodząc z redakcji Proroka Codziennego. Przeszedł kilka kroków, wyjął piersiówkę i pociągnął z niej spory łyk czystej whisky. Zanim zrobiła się godzina dwudziesta, wypił już może z pół litra. Przez cały ten czas siedział w kawalerce na Tojadowej, pochylony nad notatkami zapisanymi kursywą. Po raz kolejny z rzędu przepisywał ten sam rozdział i po raz kolejny ponosił porażkę. W końcu nie wytrzymał i głośno zaklął, zrzucając karty papieru z biurka. Siedział pogrążony w ciszy i mroku, skrywając twarz w rękach. A potem nagle wstał, złapał różdżkę oraz klucze i wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Przechadzał się tak może z dwie godziny, obserwując przechodzących ludzi. Czuł, że pisarsko stoi w miejscu i bardzo mu się to nie podobało. Nie rozumiał, jak to możliwe, w pracy nie miał żadnych problemów. Jednak gdy przychodziło do tworzenia tego, co liczyło się dla niego najbardziej na świecie, czuł się w środku zupełnie pusty. Nie wiedzieć kiedy, znalazł się na Pokątnej. Wszedł do pierwszego lepszego klubu, bo jego piersiówka była już niestety pusta. Przysiadł przy barze i przejrzał kartę drinków. Ale wymyślne gówno, pomyślał, decydując się w końcu na jeden z nich. Trochę poczekał, ale w końcu przyszła jego kolej. Zwróciła się do niego śliczna blodynka. Dokładnie takie lubił zaszczycać swoim towarzystwem. - Whisky poproszę. Sour. Z czymkolwiek mi tam zmieszasz - rzucił niedbale i niegrzecznie. Splótł ręce, oparł się na nich i obserwował, jak przygotowywała zamówienie. To było jego ulubione zajęcie, ciche podziwianie barmańskich umiejętności. Nie mówiąc już o pięknych kobietach. Kojarzył ją, z widzenia. Przychodził tu całkiem często, bo głośna muzyka i atrakcyjne tancerki poprawiały mu humor. Skupił swoją uwagę na jednej z nich, omiatając spojrzenie jej biodra i piersi. A potem odwrócił się w kierunku barmanki i odebrał zamówienie. Drink przyjemnie zwliżył jego spierzchnięte usta. Gdy już ukoił jego zszargane nerwy, a Ben poczuł większą ilość alkoholu w krwioobiegu, zwrócił się do stojącej za barem kobiety. Była ładna, stała blisko niego, a on czuł się samotny. Spróbował więc swojego szczęścia. - Czy ja tu bywam tak często, czy znam cię skądś indziej? - zażartował, przeczesując swoją nieokrzesaną grzywę, po czym podrapał się po brodzie. Pytanie było retoryczne, oboje znali na nie odpowiedź. - Jestem Ben, miło mi - dodał, lustrując jej piwne oczy. Zastanawiał się, co taka dziewczyna robi w tym obskurnym miejscu.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
Nigdy nie twierdziła, że miała dobrą pamięć do twarzy czy imion, ale pracując za barem, chcąc nie chcąc niektóre gęby już kojarzyła. Zdarzało się nawet, że znała ich zamówienia jeszcze przed tym, zanim w ogóle zdążyli się odezwać i je złożyć. Były to jakieś pojedyncze przypadki, które przychodziły do klubu bardzo regularnie, w zasadzie można było ich nazwać stałymi klientami. Kasa się zgadzała, a fama szła dalej, co skutkowało jeszcze większymi zyskami. I z drugiej strony większą liczbą ludzi, z którymi trzeba się było użerać. Tego wieczoru, z racji, że był piątek, w Pure Lux było wyjątkowo tłoczno. Nic więc dziwnego, że po zapytaniu o zamówienie odwróciła się i kiwnęła głową do innej barmanki, dając jej tym samym znak, żeby zajęła się facecikami cisnącymi się nieopodal. Najchętniej wstrzymałaby na jakiś czas swoją pracę albo specjalnie robiła wszystko pięć razy wolniej, żeby tylko zrobić na złość tym samcom alfa. Niektórzy z nich ewidentne mieli problemy z cierpliwością, a ona nie mogła słuchać tych poganiających krzyków. Uniosła brwi, słysząc tak impertynencji ton. - Mogłabym w tej chwili dosypać ci do tego drinka czegokolwiek spod lady - rzuciła chłodno na tyle głośno, żeby ją usłyszał i zmierzyła go wzrokiem. Co z tego, że patrzył jej na ręce - wystarczyłby dosłownie moment nieuwagi, a i bez tego była pewna, że byłaby w stanie to zrobić. Nie miała jednak zamiaru truć klienteli, przynajmniej na razie, bo sytuacja mogła drastycznie się zmienić, gdyby zaczął sobie na zbyt dużo pozwalać. Ale skoro jeszcze do tego nie doszło, to bez zbędnego tracenia czasu wzięła się za przygotowywanie zamówienia, które zresztą szybko wylądowało przed nim. - Josephine - odpowiedziała po dłuższej chwili, nie tylko dlatego, że akurat była zajęta, ale też dlatego, że nie była pewna, czy chce wchodzić z nim w rozmowę. Uznała jednak, że nic jej to nie zaszkodzi, a gdyby co to zaraz zawoła ochronę i wywalą go na zbity pysk. Kto wie, może nawet był w stanie zabawić ją krótką rozmową, co byłoby ciekawszym urozmaiceniem od wysłuchiwania rzeczy, które zwykle tu słyszała. - Skoro musisz się mnie pytać o takie rzeczy, to z twoją pamięcią jest chyba gorzej niż źle - stwierdziła, obdarzając go krótkim spojrzeniem. Nie przejmowała się żadnym tytułowaniem go od panów czy innych takich i nie zamierzała mu podawać wszystkiego na tacy, niech wysili te swoje szare komórki, jeśli jeszcze alkohol ich do reszty nie wypalił.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Ho, ho. To będziemy dzisiaj, robić będziemy się kłócić? Auster uwielbiał mniej i bardziej poważne słowne przekomarzanki. Można wręcz powiedzieć, że czerpał z nich źródło dochodu. Wszak to jego ostre pióro, kąśliwe uwagi i bezprecedensowe spojrzenie na temat przynosiły mu coraz większą popularność. Nie mówiąc o zwiększającej się populacji wrogów. Czyżby jego urok i zawadiacki uśmiech nie zadziałał na piękną barmankę? Czyżby miała stać się jednym z nich? Mogłabyś, mogłabyś mi dosypać narkotyków, mogłabyś tam nawet napluć, a ja dalej wypiłbym bursztynowy trunek zabarwiony sokiem z cytryny, cukrem i kurzym białkiem. I nie spuszczając z ciebie spojrzenia moich przyćmionych, zielonych oczu wypiłbym go na raz, zastanawiając się, czy w łóżku też jesteś taka ostra. W odpowiedzi na jej zaczepkę, znowu się roześmiał. Josephine, Josie, Jo. Ciekawe, czy miała kogoś, kto czule szeptał zdrobniale jej imię, gdy łapała go za rękę, gdy odpływała razem z nim pod pościelą. Nie żeby jakkolwiek mu owa okoliczność przeszkadzała. - Zgaduję, że "co taka dziewczyna jak ty robi w takim miejscu jak to" również nie zadziała? "Czy bolało, jak spadałaś"? "Jesteś z nieba"? Wiem, wiem, że nie. Zaraz mi pewnie powiesz, że jesteś duchem, bo umarłaś piętnaście lat temu jak te żałosne teksty na podryw. Ale co poradzę na to, że w towarzystwie pięknych kobiet brakuje mi słów? Spróbował szczęścia raz jeszcze, niepomny, że pierwsze wrażenie robi się tylko raz. On już spierdolił, ale być może odratuje go jeszcze ten łobuzerski uśmiech numer pięć. Wyszczerzył zęby, upił łyk drinka, zmierzył ją spojrzeniem. W tamtej chwili nie przyszło mu już nawet do głowy, aby zerknąć na przechodzącą tancerkę.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia