C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Klub założony przez Maximiliana Solberga i Lucasa Sinclair, nastawiony głównie na drinki i dobrą zabawę. Z głośników cały czas leci muzyka, a na podestach można dostrzec zgrabne tancerki i tancerzy. Choć wystrój może wydawać się luksusowy, bar nie jest nastawiony tylko na taką klientelę. W piwnicy znajduje się laboratorium eliksirowarskie Maxa, gdzie chłopak warzy eliksiry, jakie dodawane są do ich autorskich drinków. Jeżeli macie dobry kontakt z właścicielami możesz zaopatrzyć się u nich w niektóre z magicznych mikstur. W klubie znajduje się również V.I.P room, a to co się tam dzieje, zostaje w ścianach tego pomieszczenia. W każdy piątek w klubie zatrudniany jest dj puszczający muzykę na żywo.
Autorskie drinki:
Stworzone przez chłopaków magiczne koktajle z dodatkiem warzonych przez Maxa eliksirów:
„Spokojna głowa” - Whisky sour z dodatkiem eliksiru spokoju
„Płonący Feniks” – Rum z pomarańczami, przyprawami i eliksirem pieprzowym dobry na zimowe wieczory i przeziębienia
„Szczęście początkującego” – Blueberry lavender coctail z paroma kroplami felix felicis
„Piąty wymiar” – Klasyczne martini z dodatkiem do wyboru: eliksiru otwartych zmysłów lub eliksirem tęczowym
„Pierwszak” – Mojito z eliksirem młodości
„Grom z jasnego nieba” – Espresso martini z dodatkiem do wyboru: gromu, eliksiru czuwania lub euforii
„Tłuczek Brooks” – Przepalanka Avgusta z dodatkiem eliksiru bełkoczącego
Amarlena - Tani, a raczej najtańszy winiacz dostępny w dwóch odsłonach: Brzoskwiniowy podawany z krakersami oraz Wiśniowy podawany z chipsami.
Kostki na eliksiry spod lady:
W klubie można zaopatrzyć się też w niektóre z magicznych mikstur przygotowywanych przez Solberga. Asortyment uwzględnia wszystkie eliksiry zawarte w autorskich drinkach oraz: migrenowy, po-zatruciowy, regenerujący, dictum oraz nopuerun. Chłopaki nie sprzedają eliksirów zaawansowanych i specjalnych.
1,2,6 – dostajesz cokolwiek poprosisz w cenie równej 50% ceny spisowej 3,4,5 – niestety to nie jest Twój szczęśliwy dzień, nie dostajesz nic.
Urodziny Harmony:
Urodziny Harmony Seaver
Nadszedł dzień wielkiego święta. Siedemnaste urodziny to wydarzenie, które trzeba odpowiednio celebrować i Max bardzo dobrze to wiedział. Klub Pure Lux został przygotowany tak, by każdy znalazł coś dla siebie. Siedem sal zostało podzielone tematycznie na siedem kontynentów. Główne pomieszczenie, gdzie znajduje się parkiet, jest centrum całego wydarzenia. Goście mogą śmiało poruszać się po całym lokalu, a jedynie wstęp do Maxiowego laboratorium jest surowo wzbroniony i pilnowany przez pracowników. Główny bar został opłacony, więc kosztami picia, tak samo jak żadnej innej rozrywki nie musicie się przejmować. Na start każdy otrzymuje kieliszek szampana, by wspólnie wznieść toast na cześć solenizantki. O północy wjeżdża tort, więc zostawcie sobie na niego trochę miejsca i bawcie się dobrze!
To tutaj pojawia się każdy z gości, po przekroczeniu progu "Luxa". Wszędzie widać lód i śnieg, a tu i ówdzie można spotkać bardzo realistyczne psingwiny. Tylko Solberg wie, że jeszcze godzinę temu, były to bezdomne koty, wyłapane na Pokątnej. W sali Antarktydy znajduje się ogromny parkiet i podest dla DJa. Tutaj też mieści się główny bar i pierwsza z niespodzianek. Uwaga, wieje tutaj chłodem!
Atrakcja
Tam, gdzie zazwyczaj widać podesty dla tancerzy i tancerek, teraz znajduje się lodowisko! Przed wejściem, każdy może wybrać lub wylosować łyżwy, jakie na siebie założy. Ich rozmiar magicznie dopasowuje się do nogi łyżwiarza.
1.Różowe - Sunąc po lodzie czujesz niezwykłą lekkość. Twoje ostrza delikatnie topią pierwszą warstwę lodu, a kropelki wody unoszą się i wirują wokół Ciebie, jakby tańczyły w rytm Twoich ruchów. 2.Niebieskie - Zostawiasz za sobą lodowe ślady. Twoje ruchy sprawiają, że za Tobą pojawiają się lodowe wzory kwiatów i winorośli. 3.Złote - Pisane Ci jest błyszczeć! Gdy tylko założysz łyżwy na nogi, Twój strój zamienia się W sukienkę konkursową i owszem, magia nie patrzy na to, czy akurat nie jesteś chłopakiem! 4.Białe - Gdy tylko dotykasz stopą lodu czujesz, jak całe Twoje ciało zostaje ogromnie obciążone. Nic dziwnego, bo właśnie znalazłeś się w bardzo realistycznym przebraniu Morskiego Olifanta! 5.Holograficzne - Początkowo masz wrażenie, że oprócz zajebistych łyżew, nic więcej Cię nie spotka. Nic bardziej mylnego! Gdy tylko wykonasz pierwszy zakręt, nad lodowiskiem pojawia się magiczny reflektor, który podąża za Tobą aż do zejścia z lodowiska. 6.Cytrynowe - Zdecydowanie nie da się Ciebie pominąć! Twoje łyżwy, przy każdym kontakcie ostrza a lodem, wydają dźwięk, niczym piszczący nos klauna!
Jedzenie i napoje
Kuchnia jest niezwykle prosta i oparta głównie na rybach i rozgrzewających napojach.
1. Plumki - Do wyboru smażone, pieczone i duszone. Podbijają zdrowie każdego, kto je zje! 2. Potrawka Moczygęby - Obowiązkowa dla każdego imprezowicza, skutecznie niweluje skutki zbyt dużej ilości wypitego alkoholu. 3. Wściekłe kałamarnice - Dzięki nim jesteś w stanie wytrzymać pod wodą nawet pół godziny! 4. Lodowe gwiazdki - Lekkie niczym śnieżny puch deserki, w kształcie płatków śniegu. Sprawiają, że włosy tego, kto je skosztował, stają się białe. 5.Ognista Whisky 6.Rum porzeczkowy 7. Samogon
Afryka
W tym pomieszczeniu odnajdą się Ci, którzy wolą zdecydowanie bardziej gorące klimaty i chłodne drinki. Wszędzie widać skóry zwierząt i palmy, a z boku znajduje się mała "oaza". Odważycie się sprawdzić, czy to w środku, to na pewno woda? Tutaj możecie rozkoszować się przede wszystkim muzyką graną na różnego rodzaju bębnach.
Atrakcja
Każdy, kto napije się z "Oazy" może liczyć na niespodziewany efekt! Rzućcie k6:
1. - Twoja skóra robi się grubsza, a zamiast nosa wyrasta Ci trąba! Może bycie ludzką hybrydą słonia nie jest najbardziej atrakcyjne, ale przynajmniej możesz wypić o wiele więcej nim się całkiem upijesz! 2. - Nie wiesz jak, nie wiesz dlaczego i nie wiesz kiedy, ale posiadłeś cudowną moc, wykonywania magicznej sztuczki! Za każdym razem, jak sięgniesz czyjegoś ucha, w Twojej dłoni pojawia się banan. 3. - Uff, jak tu gorąco! Przez następne trzy posty czujesz niesamowite ciepło i nie możesz myśleć o niczym innym tylko o tym, że chcesz zrzucić z siebie ubrania! 4. - Próbujesz napić się z magicznego źródełka, a to, zamienia się w Twoich dłoniach w piasek. Jednak nie byle jaki, bo jak się lepiej przyjrzysz, zdajesz sobie sprawę, że to brokat w wyjątkowo oryginalnym kolorze! Od Ciebie zależy, jak go wykorzystasz. 5. - Gorąca atmosfera zdecydowanie się podgrzała, a to wszystko za sprawą dolanej do Oazy Amortencji. Kto dziś będzie Twoim wybrankiem? Efekty odczuwasz przynajmniej przez 3 posty. 6. - Trafiło Ci się coś zdecydowanie mniej.... Oczywistego. Po napiciu się, zaczynasz widzieć świat we wszystkich kolorach tęczy, a czas jakby dla Ciebie spowolnił się dwukrotnie. Efekt odczuwasz przynajmniej przez 3 posty.
Jedzenie i napoje
Tu królują owoce i słodkie drinki. Jeśli szukasz orzeźwienia, podjedź do ustawionego pod ścianą bufetu!
1. Plater owoców - Tu żadnej zagadki nie ma. Na platerze znajdziecie każdy orzeźwiający i egzotyczny owoc, jaki możecie sobie wymarzyć. 2. Malinowy zawrót głowy - Czujesz, że samemu to nawet żal się wysikać. Zdecydowanie potrzebujesz kontaktu fizycznego z drugą osobą. 3. Banabongo - Niewielkie babeczki bananowo-cynamonowe sprawiające, że każdy kto je zje, nie może powstrzymać się od śpierwania! 4. Miętowy memrotek 5. Malinowy znikacz 6.Łzy Morgany Le Fay
Ameryka Północna i Ocean Spokojny
Lądujecie w kolorowym świecie majów i azteków. Wszędzie jest ciemno, a w mroku widać tylko fluorescencyjne symbole i maski. Na podeście w kształcie azteckiej piramidy króluje DJ, zapuszczający techno wymieszane z tradycyjną muzyką tych ludów. Czegoś takiego na pewno jeszcze nie słyszeliście. Wiecie natomiast, że jest to jedyna taka dyskoteka w całym kraju! U podnóży piramidy stoi basen, gdzie każdy, po wypiciu eliksiru, może poczuć się jak prawdziwa Syrenka z Karaibów i potańczyć w wodzie!
Atrakcja
Kiedy balujesz u Solberga musisz liczyć się z tym, że zmienisz się w coś, lub kogoś innego. Tym razem, klasycznie postawił na syreny, ale tylko on wie, że pozmieniał nieco receptury na Somnium i każda fiolka jest nieco inna. Rzuć k6, by zobaczyć, co trafi się Tobie! UWAGA! Maxiowe syrenki nie posiadają ubrania na górną część ciała!
1. - Zdecydowanie jesteś najbardziej oryginalną syreną na imprezie. Zamiast jednego ogona, wyrastają Ci dwa, a każdy z nich ma inny kolor. Jaki? Pierwszy ogon to barwa Twojego ulubionego owocu, a drugi - kolor Twojego ulubionego kwiatu. 2. - Idealnie wpasowujesz się w klimat tego miejsca. Na Twojej twarzy pojawia się makijaż w kształcie azteckiej maski i zarówno on, jak i Twój ogon, są fluorescencyjne! 3. - Jesteś najbogatszą syreną w tym bajorku! A przynajmniej z pozoru. Całego Ciebie obrzuca biżuterią z... Czekoladowych monet! 4. - Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Ty - syrenka na speedzie! Nie potrafisz ustać w miejscu. Musisz cały czas się ruszać. Dobrze, że DJ gra do końca imprezy! 5. - Trafiła Ci się prawdziwa córa pirata i ryby. Zaczynasz bajdurzyć, co Ci ślina na język przyniesie, a do tego klniesz jak prawdziwy syn morza. 6. - Ty jesteś dziś piękniejsza! Działasz na najbliższą osobę w otoczeniu, jak Amarlena na żula. Przyciągasz do siebie głosem, wyglądem, a nawet samym spojrzeniem.
Jedzenie i napoje
Jak Ameryka Północna to zdecydowanie potrawy dobrze przyprawione i czekolada. Ogrom kakao wręcz, bo jedna ze ścian tworzy wodospad z płynnej czekolady. Tak, idealnie się do niego zmieścisz.
1. Nacho z Sirachą - Coś dla fanów pikantnego jedzenia i pikantnego humoru! Kojarzysz typowego wujka na imprezie i jego niewybredne zaloty? Tak, przez następne trzy posty to właśnie Ty, a żeby nie było wątpliwości, dostajesz nawet bujne wąsiko pod nosem! 2. Trytoni przysmak - Jestem królem dowcipów! Wszystko Cię bawi i co rusz przypomina Ci się jakiś żart. 3.Jambalaya - Stajesz się niesamowicie ciekawski i próbujesz wpychać wszędzie swojego nochala. 4. Czekoladowe serca - Kakaowe słodycze w kształcie anatomicznego organu odmładzają Cię o 10 lat! 5. Kakaowy likier - Słodki, acz wysokoprocentowy napój dodający wigoru. Dzięki niemu do końca imprezy na pewno nie zabraknie Ci sił na zabawę! 6. Tequila!
Ameryka Południowa
Kolejna sala zdecydowanie jest najbardziej kolorowa ze wszystkich. Trafiliście na prawdziwy, Brazylijski karnawał! Wszędzie pełno jest barwnych piór i ozdób, a pod sufitem latają papugi, które czasem przysiądą gdzieś na ramieniu i poskrzeczą komplementy do ucha.
Atrakcja
To miejsce to raj dla fanów zmysłowej samby! Na platformie ustawionej pośrodku sali czekają na was najlepsi tancerze "Luxa", gotowi wziąć was w obroty. Jest tylko jedna zasada, na podest nie ma wejścia bez tradycyjnego, karnawałowego stroju! Rzućcie k6 lub wybierzcie sami, jaki wam przypadł.
1.Biało-niebieski - Coś to nie jest Twój dzień. Gdy dotykasz dłoni tancerza czujesz, jak ogarnia Cię smutek. Wasza Samba to raczej Depresja niż żywy taniec rodem z karnawału. 2.Czarno-złoty - Wystarczy spojrzenie w oczy partnera do tańca i już wiesz, że magia zadziałała, bo.... Zamieniliście się płciami! 3.Purpurowo-srebrny - Wiadomo, że jak Samba to bioderka. Szkoda tylko, że Twoje odczepiły się od reszty ciała i dylają kilka kroków przed Tobą! Nie martw się, to tylko iluzja i mija gdy tylko zejdziesz z parkietu. 4.Żółto-zielony - Wstępuje w Ciebie dzika energia. Przebierasz nóżkami, jakbyś nie tylko był urodzony do tego tańca, ale też jakbyś leciał na jakiś wspomagaczach! Twój partner ledwo za Tobą nadąża! 5.Czerwono-beżowy - Zakładasz ten strój i czujesz się nagle dziwnie lekko. Nie powinno to być niespodzianką, bo Twój strój zmienił się z materiału w body paint. 6.Pomarańczowo-brązowy - Połączenie niczym pomarańcza w czekoladzie. Więc nie dziw się, że jak zejdziesz z parkietu każdy ma na Ciebie ochotę!
Jedzenie i napoje
1. Arepas bravas - Po zjedzeniu tego przysmaku, zostajesz pozbawiony wszelkich wątpliwości. Wstępuje w Ciebie niesamowita odwaga. Może to dobry moment, by zrobić to, czego się zawsze wstydziłeś? 2. Stek z kołkogonka w bąbelkowym sosie - Po zjedzeniu, gdy tylko się odzywasz, z Twojej buzi wylatują kolorowe bąbelki. 3. Roastatoes - Pieczone ziemniaczki, po których masz ochotę dissować wszystkich i wszystko wokół 4. Mocca brasiliana - Wyjątkowa kawa sprawiająca, że z Twoich ubrań wyrastają pióra, jak u egzotycznego ptaka, a Ty lewitujesz 5-10cm nad ziemią. 5. Matcha siłacza - Po wypiciu nawet kilku łyków, wstępuje w Ciebie niesamowita siła fizyczna. Może to czas ponosić solenizantkę na rękach? 6.Vino bambino - Czerwone, wytrawne wino sprawiające, że ten, kto się go napije, mówi do wszystkich zdrobnieniami jak do dziecka, lub szczeniaczka.
Australia i Oceania
Wszystkich tych, którzy wolą nieco bardziej przyziemne klimaty, zaprasza sala Australii i Oceanii. Tutaj znajdziecie swojskiego, mięsistego grilla i piwko. Dużo piwka!
Atrakcja
W tym miejscu czeka was stary, dobry konkurs picia piwa. Zasady są banalne. Każdy ma przed sobą 6 piwek i kto pierwszy je wypije ten wygrywa. Rzucacie 6xk100 i porównujecie z kostkami przeciwnika. Im mniejszy wynik, tym szybciej pijecie oczywiście!
Jedzenie i napoje
1.Stek z kangura w liściach eukaliptusa - Widzieliście kiedyś koalę? Jeśli tak, to wiecie czego się spodziewać, jeśli nie... Cóż, stajecie się spowolnieni i ledwo kumacie, gdzie góra a gdzie dół. Lekki haj bez palenia dla miłośników liści. 2.Wątróbka z cebuli - Potrawa była tak pyszna, że zapomnieliście kompletnie o zmartwieniach, które was gryzą. W waszej głowie pozostaje tylko szczęście! 3. Szaszłyki warzywne - Nawet na grillu znajdzie się coś dla wegetarian. Pieczone warzywka są idealne i lekkostrawne, ale nie zwykłe. Po tym smakołyku budzi się w was zwierzę. Jakie? Oczywiście, że kangur! Hopsacie wesoło wokół, bo chodzenie jest dla ludzi! 4. Australijski Stout - Mocne, ciemne piwerko, szybko uderzające do głowy. Po jego wypiciu, widzicie dużo lepiej w ciemności! 5. Wyspiarska IPA - Posiada lekko słonawy posmak morski i jest bardzo dobre na trawienie. W dodatku każdy, kto go spróbuje zaczyna widzieć wszelkie stoły i lady barowe jako deski do surfowania, na których koniecznie musi popływać! 6.Piwo figowe - Coś dla fanów smakowych trunków. Każdy, kto się go napije, nagle odblokowuje swoją wewnętrzną kobiecość, bez względu na płeć!
Azja i Ocean Indyjski
Sala Azjatycka czerpie bardzo mocno z japońskiej kultury. Nic więc dziwnego, że to jasne, kolorowe miejsce pełne słodyczy i oczywiście dobrej zabawy!
Atrakcja
Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że można tu wziąć udział w magicznym karaoke. Piosenek do wyboru jest mnóstwo, więc wybieracie co wam w duszy gra, ale to nie wszystko, bo musicie jeszcze wybrać swój mikrofon! Do tego rzucacie k6:
1. Mikrofon w kształcie syreny sprawia, że pokrywacie się łuskami, ale za to wasz głos jest wręcz nieziemski! 2. Mikrofon w kształcie pandy sprawia, że nagle stajesz się strasznie leniwy. Stanie? Za dużo wysiłku. Lepiej się położyć na czas wykonu i poturlać po scenie. 3. Mikrofon w kształcie łososia sprawia, że Twoje zmysły niesamowicie się wyostrzają. Jesteś w stanie wywąchać nawet zasikany zaułek przecznicę dalej! 4. Mikrofon w kształcie zouwu sprawia, że nie jesteście w stanie zaśpiewać żadnych słów. Za to przepięknie ryczycie do melodii. 5. Mikrofon w kształcie pająka sprawia, że zaczynacie dosłownie chodzić po ścianach w trackie wykonu. Tak, zyskujecie nadludzką przyczepność i możecie wykonywać triki o jakich zwykłym śmiertelnikom się nie marzy. 6. Mikrofon w kształcie pappara sprawia, że skrzeczycie okropnie. Co jak co, ale nie da się was słuchać i w końcu ktoś postanawia przegnać was ze sceny.
Jedzenie i napoje
1.Kokospanki - Po ich zjedzeniu masz wrażenie, że śnisz, ale to tylko halucynacje. I to jakie! Widziałeś kiedyś kosmitów zrobionych z rożków lodowych? A może ściana wyznawała Ci sekrety Twoich przyjaciół? 2.Cukrowe grzybki shitake - Po czymś takim nie ma opcji na realny świat. Cukier rozpuszcza się na Twoim języku, a Ty zaczynasz podróż do piątego wymiaru. Jesteś pewien, że zaraz sam Merlin zdradzi Ci tajemnice wszechświata. 3.Marcepanowe smoki - Słodkie jak miód, ale w ustach pieką jak chili. Nic dziwnego, że po nich ziejesz ogniem. Nie martw się, nie zabijesz nikogo, bo ten ogień łaskocze każdego, kto się na niego napatoczy. 4.Wino palmowe 5.Sake 6. Mleczne koktajle - Słodkie napoje w każdym smaku, jaki można sobie wyobrazić. Stawiają na nogi lepiej niż nie jeden energetyk.
Europa i Ocean Atlantycki
Ostatnia sala przenosi nie tylko w miejscu, ale i czasie. Trafiacie na strawę do średniowiecznej Europy. Na wejściu do pomieszczenia wasze stroje zmieniają się w zbroje, ale nie ma co się martwić, są one leciutkie, niczym z lnu i wcale nie ograniczają ruchów i możliwości zabawy!
Atrakcja
W takim miejscu można robić tylko jedno! Zostaliście zaproszeni do turnieju o pukiel włosów solenizantki. Zwycięzca może być tylko jeden! Żeby go wyłonić dobieracie się w pary i rzucacie literką. Im bliżej J, tym lepiej wam idzie. Dwie osoby z literką najbliżej A odpada z turnieju i tak do momentu, aż zostanie ostatni rycerz na polu bitwy. Uważajcie tylko, bo walczycie niezwykle śmiertelną bronią! Gumowymi łyżwami!
Jedzenie i napoje
1. Do wyboru, do koloru! Przygotowano zarówno zwykłe z mięsem, ruskie, z grzybami, ale także z magicznym nadzieniem. Rzuć k6, jeśli się na nie decydujesz: 1, 6 - z serem! Ślimak, ślimak pokaż rogi, dam ci sera na pierogi... Po ich zjedzeniu wyrastają Ci ślimacze czułki. Powinieneś uważać na swoje oczy, które znajdują się na ich końcu i przyzwyczaić do nowego punktu widzenia. 2, 5 - z dziczyzną! Pierogi dla prawdziwego faceta, a dowodem na to jest potężne poroże, które wyrasta po ich zjedzeniu. 3, 4 - ze śliwkami! Nawet jeśli nie jesteś fanem pierogów na słodko, musisz przyznać, że te są naprawdę pyszne. Zresztą widać od razu, że zostajesz ich fanem - Twoje ciało przybiera intensywny fioletowy kolor. Efekty utrzymują się przez 3 posty. 2.Nadziewany łabędź - Przysmak dawnych lat, ale działający do dziś. Stajesz się po nim giętki aż nadto. Jakby ktoś wyparował Ci trochę kości z ciała. 3.Pieczone kasztany - Zgodnie z tradycją, to przepiękny afrodyzjak. Tak cudny, że nie możesz powstrzymać się przed podrywaniem współimprezowiczów najbardziej żenującymi tekstami. 4.Różowy druzgotek 5. Papa vodka 6.Grzany miód z korzeniami
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Czw Wrz 07 2023, 21:40, w całości zmieniany 8 razy
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie spodziewał się wcale tak ciepłego przyjęcia, ale nie dlatego, że uważał, że wykonał kiepską robotę, po prostu ni chuja nie był pewien, jak takie otwarcie powinno wyglądać. Zainwestował w reklamę i upewnił się więc, że wyprawi największą imprezę do tej pory licząc, że to zadziała i na ten moment wyglądało, że nie jest tragicznie. Rzucał uśmiechy idąc w kierunku baru do każdego, kto go zaczepił, aż w końcu mógł odpalić papierosa i odetchnąć, gdy nagle przywitał go znajomy głos. -Kumplowanie się nigdy nie przeszkadzało nam w całowaniu. - Puścił mu zalotnie oczko, szczerząc się jak głupi i wyciągając ku niemu dłoń, na której widniał pierścień Sidhe. -Dziwi mnie, że jeszcze pytasz. - Sugestywnie wskazał biżuterię, choć chyba obydwoje wiedzieli, że Max wcale nie był tak pewny siebie i dumny, by odpierdalać podobne akcje na poważnie. Przynajmniej ostatnimi czasy. Uściskał Basila mocno po czym skinął na barmana, by ten rzucił mu szklaneczkę Ognistej. -Daj spokój. Chętnie odpocznę. Może nie uwierzysz, ale sram w gacie ze stresu. Jak to wszystko nie pierdolnie w ciągu tygodnia to zacznę chyba wierzyć w cuda. - Prychnął nerwowo, po czym zatopił usta w szklance i ponownie zaciągnął się papierosem. Rozejrzał się na chwilę wokół, patrząc na zgromadzonych ludzi, jakby już szukał czegoś, co mogło pójść nie tak, ale zatrudniona przez niego ekipa działała idealnie, roznosząc kieliszki z szampanem i pilnując porządku. -Idź, idź, nim pokażę wszystkim, jak to się naprawdę robi. - Szturchnął go łokciem wcale, ale to wcale nie stawiając kumplowi wyzwania. -Sto galeonów, że zrobię więcej szumu na parkiecie i to bez zdejmowania nawet skrawka garderoby. - Tak bardzo go nie podpuszczał, że aż zaproponował zakład. W dupie miał pieniądze, które miał nadzieję niedługo jakoś sobie odbić, jako że coraz więcej eliksirów udało mu się upychać. Bardziej liczyła się adrenalina i zabawa niż jakiekolwiek materialne korzyści.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie ukrywał, że ujrzawszy na profilu młodszego partnera plakat reklamujący otwarcie jego właścicielskiego baru, w pewnym stopniu poczuł się przez niego pominięty. Chyba oczekiwał szczególnych względów i specjalnego zaproszenia na imprezę, ale mimo że takowego nie otrzymał, nie wyobrażał sobie żeby miał tak ważne w życiu Maximiliana wydarzenie ominąć. Przywdział więc jedwabną, czarną koszulę i elegancki, burgundowy garnitur, teleportując się pod wejście Pure Luxa chwilę przed czasem, żeby przypadkiem nie ominąć powitalnej przemowy nastolatka, z którą na szczęście ten poradził sobie znakomicie. Morales nie miał pojęcia czy jego ukochany się stresuje, ale nawet jeżeli tak było, nie dał po sobie niczego poznać, a szerokim uśmiechem zdecydowanie zachęcił gości do zabawy. Meksykanin planował spróbować zarówno autorskich drinków, jak i smakowicie wyglądających przekąsek, które zdążył już wypatrzyć przy innym stoliku, ale najpierw musiał osobiście złożyć gratulacje chłopakowi odpowiedzialnemu za to huczne przedsięwzięcie. Bez zawahania przecisnął się przez tłum, wkraczając w sam środek rozmowy Felixa ze znajomym, którego nigdy wcześniej nie widział. – Nie zdejmuj choćby skrawka. Wyglądasz zjawiskowo. – Wtrącił swoje trzy knuty, zaczepnie puszczając oczko, a potem raz jeszcze omiótł spojrzeniem czekoladowych tęczówek całą sylwetkę ukochanego, kiwając głową ze szczerym podziwem. – Poza tym wspaniała przemowa. Gratuluję, cariño. – Pocałował delikatnie policzek nastolatka, po czym objął go lewym ramieniem, przyciągając bliżej siebie, jakby zapragnął przed jego kolegą zaznaczyć swoją obecność. Tak, dopiero po tym geście pozwolił Solbergowi na chwilę oddechu, wyciągając do drugiego z chłopaków dłoń. – Salazar Morales, wystarczy Paco. – Przedstawił się krótko, z czarującym uśmiechem na ustach, jednak zerkał na młodzieńca podejrzliwie.
Zaśmiał się wesolutko jak syrenka, którą za chwilę planował być w baseniku, plumkając i zabawiając fantastyczną rozmową każdego z Maksymilianowych gości, jakby to on tu miał być świadkiem na ślubie i stanąć na głowie, by wszyscy goście Solberga bawili się wybornie. Ujął jego palce w ręce, skłaniając się jak książę i zaraz wywalił jęzor, by obleśnie oblizać mu łapę. - W ogóle nie wyglądasz. - wyszczerzył się i jakoś tak ujął jego policzek, po przyjacielsku, jakby z dumą patrzył na starszego brata, który coś w życiu osiągnął- Wyglądasz zajebiście. - pokiwał zaraz brwiami i dopił zawartość swojej szklaneczki, zaraz zamawiając kolejnego. Pokręcił żywiołowo głową, cmokając z niezadowoleniem- Nic nie pierdolnie, nie bój żaby. Wszystko jest luks, a jak zakręcę pirueta na parkiecie, to już w ogóle jak magiczna klątwa sukcesu, zobaczysz. - zapewnił, kładąc rękę na piersi. Zaraz zmarszczył brwi, rozważając ten zakład bardzo poważnie, bo choć nie był specjalnie rozrzutny ani skory do hazardu, to akurat miał trochę gotówki w kieszeni i był gotów zaszaleć - w końcu to otwarcie klubu jego najlepszego z najlepszych. Nie zdążył się zdecydować, kiedy walcem w ich poważną i jakże wesołą rozmowę wmaszerowała osoba trzecia, początkowo w ogóle nie zawiązując w głowie ślizgona żadnego faktu. Bazyl rozmowny był tylko w stosunku do najbliższych, a i to zazwyczaj po kilku głębszych. takich długich zdań, jakie z siebie wypluwał w towarzystwie Maxa, nie wyznawał chyba nikomu, w związku z czym, widząc obcą twarz, zaraz spuścił z wesołego tonu rozmowy. Dopiero po chwili, kiedy już te neurony błysnęły świadomością, z tonu spadł i jego nastrój, a także uśmiech, czy w ogóle jakakolwiek emocja na twarzy. Jego brwi powoli podpełzły do góry, zdradzając Maxowi, że zaraz nastąpi nieprzyjemne prychnięcie, które to opuściło wymownie usta Bazyla, gdy mężczyzna się przedstawił. Przez krótką chwilę, po twarzy Kane'a, przebiegały dziwne dreszcze, tak bardzo walczył ze sobą, by nie warknąć jakąś paskudną wiązanką soczystych przekleństw, a zaciskające się na szklance palce bielały, gdy z drżeniem mięśni ostatkiem sił powstrzymywał się przed rzuceniem na nieznajomego z pięściami. Unosząc wyżej podbródek, spojrzał, krzywiąc się z niesmakiem, na wyciągniętą do niego, w powitalnym geście, dłoń. - Wiem, kim jesteś. - wycedził z takim chłodem, że barman nie potrzebował dorzucać mu kostek lodu do ognistej, po czym splunął Salazarowi pod nogi w najgłębszym, znanym mu wyrazie pogardy. Chciałby mu na powitanie sprzedać lepa w ucho i zwyzywać od śmieci, ale z szacunku do swojego przyjaciela, które i tak wisiało w tym momencie na ostatnich nitkach, powstrzymał się na tym. Niechętnie, z trudem, przeniósł wzrok na Solberga, a w jego spojrzeniu kryła się jakaś przedziwna uraza. Może zawód? Złość? - Potańczymy kiedy indziej. - wydusił z siebie, starając się nie brzmieć tak wściekle, jak brzmiał, po czym położył na blacie baru kilka galeonów za drinka i odszedł.
To, że impreza w nowym lokalu Solberga będzie epicka nie podlegało żadnej dyskusji. Natomiast wątpliwe było to, aby gdziekolwiek przychodzić bez uprzedniego porządnego biforka. Dlatego wraz z @Hariel Whitelight i jego nowym ziomkiem @Andrew Park wesoło pochłaniali szota za szotem, drinka za drinkiem, żeby wbić na balangę w stosownym do okazji nastroju. Podniosłym, rzecz jasna. Była to również świetna okazja, aby zacieśnić więzi z zagranicznym kolegą, którego zdążyła wypytać o dosłownie wszystko związanego z jego kulturą. Kiedy w końcu uznali, że wypili wystarczająco, czyt. świat powoli im się rozmywał, wyruszyli dziarsko do Londynu do eleganckiego PURE LUX. – Ciekawe czy będzie tak luksusowo jak sama nazwa wskazuje. Znając Maxa to pewnie nie i niebawem będzie to najbardziej ekskluzywna melina w okolicy. Oby, bo brakuje takich swojskich miejsc w okolicy – paplała bez sensu. – Ej, Harry, my jako wybitne postaci w nowoczesnej historii powinniśmy mieć z automatu jakieś wejściówki vip. I w ogóle jakiś złoty rydwan powinni po nas wysłać – zwróciła się do przyjaciela z uśmiechem, bo temat ich orderu Merlina nigdy nie przestawał być zabawny. – Pamiętaj, Andrzej, jak gdzieś będziesz to powołaj się na nasze nazwiska! Wtedy to same korzyści cię spotkają – klepnęła go delikatnie w łopatkę. Wbili do środka chwiejnym krokiem akurat tuż przed przemową Maxa; ilość wypitego alkoholu sprawiła, że wzruszyła się nią niesamowicie, tak dumna z przyjaciela, że zamiast tracić cenny czas na chuja warte studia on już niczym rekin biznesu zainwestował swoje pieniądze w coś namacalnego. – Co za doskonała miejscówka!! – zachwyciła się, szturchając łokciem swoich towarzyszy w żebra. Lokal robił niemałe wrażenie i widać było to, ile pracy i serca włożył w niego Solbi. Dlatego automatycznie poszukała go wzrokiem i aż musiała się przytrzymać Harry’ego, gdy zobaczyła, że ten stoi z wtulonym w niego mężczyzną, a obok jest nie kto inny jak Bazyl. Prędko dodała dwa do dwóch, a nasuwające się na myśl wnioski potwierdziła nieszczególnie zadowolona mina Kane’a. – O chuj, będzie draka. Jeszcze tylko nie wiem kto ją zacznie – stwierdziła, bo istniało również duże prawdopodobieństwo, że to właśnie ona rozpocznie (być może niepotrzebną z perspektywy kogoś innego) gównoburzę. – Panowie, przepraszam na chwilę. Wypijcie drineczka albo dwa, zaraz wracam i idziemy wywijać na rurze – wskazała na podest, na którym znajdował się istny raj dla tak zaawansowanych tancerzy jak oni. – Idę się przywitać.
I pomknęła w stronę właściciela przybytku, modląc się w duchu, żeby zdążyła przed mordobiciem, próbując się przekonać, że chce mu zapobiec, a nie się do niego dołączyć. Była naprawdę blisko, kiedy zauważyła, że @Basil Kane spluwa prosto pod nogi starego typa i to ją tylko utwierdziło, że to nikt inny jak Morales. Wzięła więc głęboki wdech i w kilku zgrabnych ruchach znalazła się tuż przy @Maximilian Felix Solberg, którego zgarnęła w objęcia, ani trochę nie przejmując się obecnością @Salazar Morales. – Pięknie to wszystko wyszło, jestem z ciebie dumna. Widzę, że i też specjalnie dla mnie coś przygotowałeś – parsknęła mu na ucho, wskazując brodą na kilka rur do tańczenia. – No i mam nadzieję, że powiedziałeś wszystkim, że Marla dzisiaj pije za darmo – puściła mu oczko, ściskając przyjaciela z całej siły. – O zobacz jak się dobraliśmy – przesunęła dłonią po jego ramieniu, podkreślając że chodzi jej o bardzo zbliżony kolor i krój wdzianka.
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Ty to jednak jesteś jebnięty. - Zaśmiał się, gdy Basil przelizał mu rękę w bardzo nieeleganckim stylu. Zgrabnie niczym ninja, pacnął więc kumpla tą oto dłonią po twarzy, wystarczająco mocno, by Kane to poczuł, ale wystarczająco delikatnie, by nim mu się nie stało. -Nie tylko ja. Nowe wdzianko? - Zapytał, wskazując gestem na strój kumpla. -Wiesz, byłbym bardziej sexy, gdyby nie pewien...mankament na środku mojej klaty. - Nawiązał do ich pijanego pomysłu z nauką zakazanych czarów, ale nie miał do kumpla o to pretensji. W końcu to był jego durny pomysł, a rana na szczęście już się goiła, choć nie wyglądała jeszcze na tyle dobrze, by Max mógł zrezygnować dziś z koszuli. -Trzymam Cię za słowo! - Wskazał na niego palcem i choć niesamowicie czekał, co kumpel odpowie na propozycję zakładu, to niestety akurat teraz musiano im przerwać. Solberg ani trochę nie zdziwił się widząc tutaj Paco. Owszem, nie zapraszał go bezpośrednio, tak jak zresztą nikogo, ale spodziewał się, że mężczyzna nie odpuści i pojawi się na otwarciu. Skłamałby mówiąc, że nie poczuł się trochę lepiej na jego widok, a charakterystyczny błysk od razu pojawił się w szmaragdowych tęczówkach. -Dzięki. Stwierdziłem, że pójdę na żywioł i jakoś poszło. - Przeczesał palcami włosy, po czym przymknął na chwilę oczy, dając się pocałować w policzek. -Szczerze nie spodziewałem się, że kiedyś uznasz, że wolisz mnie w ubraniu. - Prychnął, po czym zwrócił się w stronę Basila, chcąc przedstawić mu Paco i gdy już otwierał usta, nagle dotarło do niego, że to wcale nie będzie miła rozmowa. Przynajmniej tak zakładał znając swojego przyjaciela. Chciał jakoś z tego wybrnąć, ale Morales postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i samemu zaznaczyć swoją obecność, na co Kane zareagował zdecydowanie mniej taktowanie, ale Max nie mógł mu się zbytnio dziwić. -Kurwa.... - Mruknął, a uśmiech od razu zniknął z jego twarzy, gdy powiódł oczami za oddalającym się przyjacielem. -Przepraszam, wyjaśnię Ci to, tylko.... - Zaczął w stronę Moralesa, po czym machnął na stojącą za barem brunetkę, która od razu pojawiła się obok swojego szefa, jakkolwiek dziwnie by to dla nastolatka nie brzmiało. -Jolenne, trzy "spokojne głowy". Podwójne. Na już. - Poprosił, a gdy dziewczyna zniknęła za butelkami i Max już miał powrócić do rozmowy z Paco, nagle pojawiła się Marla, która zamknęła Felixa w objęciu, a chłopak nie pozostawał jej dłużny, całując jej blade czoło i unosząc na chwilę nad ziemię. -Dzięki, piękna. Nie sądziłem, że to mimo wszystko wypali. To jakaś abstrakcja. - Prychnął, po czym powiódł wzrokiem na stojące na parkiecie rury. -Liczyłem, że dasz popis stulecia i widownia przekona Cię do zgarnięcia etatu u mnie. - Zażartował, choć nie mógł się doczekać aż dziewczyna zacznie się wyginać. Może i się przyjaźnili, ale nie oznaczało to, że Max był odporny na jej kocie ruchy, które... No czasem się ujawniały. -O to się nie martw, wszystko na mój koszt. Chociaż wyczuwam już nutę Chanel no. 0,7. - Spojrzał na nią znacząco, gdy zapach alkoholu dobiegł jego nozdrzy. Nie żeby mu to przeszkadzało, zdecydowanie ważniejsze było, żeby Marla dobrze się po prostu dziś bawiła. -Wyglądamy razem idealnie! Paco, strzel nam fotkę! - Podał ukochanemu swój telefon, po czym objął Marlę i zapozował do aparatu, by uwiecznić tę chwilę. -Dzięki. I nie martw się, z Tobą też sobie machnę, ale poczekajmy aż tłum nieco zelży. - Wyszeptał mężczyźnie na ucho, niby przypadkiem zahaczając o nie ustami. Nic nie sugerował, tak jak poprzednio nie podpuszczał Basila do zakładu. -Wybaczcie na chwilę, muszę coś wyjaśnić. - Zwrócił się do Marli i Paco, gdy zamówione przez niego drinki pojawiły się na ladzie. -To dla Ciebie. - Dał jednego z nich Moralesowi. -Dożyjcie mojego powrotu. - Zażartował lekko, choć po tym, jak Basil zareagował na Paco, Max obawiał się, że Marlenka może nie być nic łagodniejsza, dlatego posłał jej znaczące spojrzenie w stylu "błagam, niech to nie kończy się policją ani pogrzebem", po czym zgarnął pozostałe drinki i pobiegł do przyjaciela. -BASIL, CZEKAJ! - Krzyknął za nim, ponad muzykę, a gdy już go dogonił, wręczył mu szklankę whisky z eliksirem spokoju w środku. -Wiem, co myślisz i no... Nie miałem okazji dać Ci poglądu jak sytuacja teraz wygląda, przepraszam. Powinienem był z Tobą też porozmawiać. Możesz jakoś wytrzymać jego obecność przez ten jeden wieczór? Dla mnie? - Wolną dłonią ścisnął ramię przyjaciela, patrząc mu cały czas prosto w oczy. -Napijmy się i pójdźmy zatańczyć. Tylko we dwoje. Co Ty na to? - Zaproponował, stukając swoją szklanką o tę, która należała do Kane`a i licząc, że kumpel da się jakoś udobruchać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Choroba:nieaktywna, może potem aktywuje Strój: z klasą jak zwykle
Na biforek zaprosiłem do siebie. Coś tam oznajmiłem Nanie, że przychodzą do mnie goście i będziemy chlać do upadłego, żeby potem pójść do klubu, ale ta jak zwykle nie przejęła się moim życiem osobistym i nie zaproponowała swojego towarzystwa. Jak to się stało, że zaprosiłem na imprezę Andrzeja? Tak naprawdę akurat przy śniadaniu tłumaczyłem dlaczego na śniadanie nie jem nigdy jajek, co było z pewnością pasjonującą rozmową, którą przerwała nam Marla, zapraszając mnie na otwarcie klubu, a ja z werwą się zgodziłem i oznajmiłem, że Andrzej idzie z nami. No i tak wylądowaliśmy w moim salonie pijąc alkohol. Starałem się jak mogłem ugościć Parka, proponując mu każdy istniejący drink, by skusić go do masnej imprezy. A kiedy zniknąłem na chwilę, by ubrać swój różowy golfik, fioletowy płaszczyk i futerko (oczywiście sztuczne), Marla robiła mu jakieś kolejne sto pytań do miliona. - W ogóle Marlena, super kiecka - mówię kiedy w końcu wychodzimy ode mnie z mieszkania, ja w stanie średnim, wieszając się raz na jednym towarzyszu raz na drugim. - To prawda! Jesteśmy bohaterami! - oznajmiam z uśmiechem i kiwam głową, by potwierdzić słowa przyjaciółki. - Hm, ale na wszelki wypadek powołuj się na moje nazwisko, a nie jej - mówię jeszcze do Andrzeja, zakładając nonszalancko rękę na jego ramię. Wcale nie po to, żeby mógł mnie odrobinę poprowadzić. Nie wiem czy ktokolwiek pamięta, że ja i Marla zdobyliśmy order Merlina, ale Whitelight może coś znaczyć w niektórych kręgach. Może akurat Andrzej będzie zwiedzał Ministerstwo Magii czy coś. - Czy nie mówiłaś, że Solberg lubił bardzo alkohol? - pytam zastanawiając się po prostu czy bar to dobry pomysł dla kogoś takiego. Pewnie świetny, w końcu nie będzie musiał płacić za siebie gdzie indziej. Podczas przemówienia obejmuję Andrzeja i Marlenę, by kłaść się głową to na jedno to na drugie, niezbyt przejęty tym jak wygląda cały ten dobytek. - Przednia - potwierdzam tylko entuzjastyczne słowa Marli, już rozglądając się za alkoholem. Słyszę jednak znacznie fajniejsze magiczne zdanie. A niewiele rzeczy jest lepsza niż procenty. - Draka? Nie zostawiaj nas! - mówię i już ciągnę biednego Parka za nami. Tutaj jakiś Salazar zostaje oplutet, a @Basil Kane właśnie chce odejść z furią. - Bazyleusz! Słyszałem, że Irvetta uczy Cię francuskiego. Na kolejnej lekcji zacznij od słów: vous avez mauvaise haleine. Powtórz. Będzie zachwycona! A to jest Andrzej - oznajmiam ze słonczenym uśmiechem, na koniec pokazując swojego ziomeczka u boku, po swoim chaotycznym i pewnie niepotrzebnym monologu. Wtedy nagle podchodzi @Maximilian Felix Solberg i zaczyna coś przepraszać mojego ziomka ze Slytherinu. Czy przypadkiem nie miała zagadać do niego Marlena? - Gdzie Marla? - pytam najpierw Andrew u mojego boku. - Hej, czemu moją trzecią połówkę zostawiłeś ją z jakimś dziadem? - pytam oskarżycielsko Maxa. - Co jeśli jest jakimś zboczeńcem? MARLA! Andrzej chce tańczyć na rurze, chodźmy! - krzyczę do przyjaciółki i już idę w jej kierunku (oczywiście wisząc nadal na Parku), by zabrać ją od tego szemranego towarzystwa.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Na żywioł. – Powtórzył rozbawiony, nie będąc w stanie napatrzeć się na szczęśliwy uśmiech partnera, któremu różowy garnitur tylko dodawał nieziemskiego uroku. Podobnie zresztą jak rola szefa, do której chyba nie do końca jeszcze przywykł. – Był… jest ogień. – Postanowił natomiast dosadniejszym słowem nazwać napomknięty przez właściciela Pure Luxa żywioł, ani myśląc o szczędzeniu mu komplementów, na które w pełni sobie przecież zasłużył. Wnętrze robiło ogromne wrażenie, tak samo jak i zebrany na otwarciu lokalu tłum, ale dla Paco najważniejszy pozostawał ten charakterystyczny, szelmowski błysk widoczny w szmaragdowych ślepiach. – Widzisz, cariño, lubię cię czasem zaskoczyć. – Niby to nonszalancko wzruszył ramionami, chociaż nie omieszkał skorzystać z okazji, że jego usta znalazły się zdecydowanie bliżej chłopięcego ucha. – Na razie wolę garnitur, ale obawiam się że mogę zmienić zdanie, kiedy zostaniemy sami. – Zasugerował mrukliwym tonem, prowokująco przygryzając wargę z chwilą, w której zdecydował się oderwać od ukochanego i kulturalnie przedstawić jego koledze. Nie spodziewał się, że zostanie przez niego potraktowany w tak nietaktowny sposób. Nastolatek nie tylko zignorował wyciągniętą do niego dłoń, ale jeszcze splunął pod buty Meksykanina, który gotów był wyrwać się tuż za gówniarzem i przyciągnąć go szarpnięciem za ramię z powrotem, żeby od razu wyjaśnić powstałą na honorze ujmę. Na całe szczęście Maximilian zastąpił mu drogę, uspokajając mordercze zapędy, a w konsekwencji Paco odprowadził tylko niepotrafiącego się zachować dupka wrogim spojrzeniem, swoją uwagę poświęcając zaraz prawdziwemu królowi dzisiejszej imprezy. – El coño. – Warknął jeszcze pod nosem, nie mogąc powstrzymać się przed wulgarnym określeniem, adresowanym rzecz jasna do kumpla Felixa. Mimo to posłuchał się ukochanego i nie ruszył mściwie za ofiarą, nie chcąc zepsuć tak ważnego dla świeżo upieczonego właściciela Pure Luxa wieczoru. Ot, oparł się zamiast tego łokciem o barową ladę, starając się utrzymać emocje na wodzy. Po chwili odebrał także przekazany mu przez Maximiliana telefon, strzelając chłopakowi zdjęcie z blondwłosą przyjaciółką. – Trzymam cię za słowo. – Rzucił już nieco cieplej, pocieszony wyszeptaną na ucho obietnicą, która zresztą uśpiła też jego czujność. Morales nie doczekał się w końcu choćby słowa wyjaśnienia, a co więcej został sam na sam z nieznaną mu dziewczyną, z wciśniętą do ręki szklanką o tajemnej zawartości. - Co jest z nimi? – Zapytał młodą damę, skinieniem głowy wskazując na pędzącego za obrażonym kolegą partnerem. – Ah, nie mieliśmy się jeszcze okazji poznać. Salazar Morales, ale możesz mówić Paco. – Dopiero po chwili przypomniał sobie, że wypadałoby się przedstawić, chociaż… patrząc na to jak takie oficjalne powitanie wyszło mu za pierwszym razem, zaczynał mieć pewne obawy, że przylgnęła do niego łata persony non grata. Nieszczególnie się jednak tym faktem przejął, ot umoczył usta w drinku, nie rejestrując za bardzo tego, że znalazł się w nim tak potrzebny obecnie eliksir spokoju.
Nie był rozdrażniony. To nawet nie była złość. Miał wrażenie, że gorąc samego piekła wychodzi mu porami skóry, na tego bezczelnego śmiecia, który przyszedł tu sobie, odstawiony, jakby to było jego własne przyjęcie. Od kiedy trzymał Maxa w ramionach, kiedy ten nieporadnie podzielił się z nim bólem w swoim sercu, bo ani jeden przecież, ani drugi niespecjalnie potrafili o uczuciach rozmawiać, to nie potrzebował więcej. Nie potrzebował słów, żeby widzieć, jak bardzo Max cierpi, nie potrzebował wyznań, żeby widzieć iskrę w oku, kiedy zaklęcia czarnomagiczne obejmowały jego różdżkę, nie potrzebował wyznań, żeby widzieć, jak lekko Solberg wpływa na bezbrzeżny ocean używek, alkoholu, samookaleczania, wszystkiego, byle tylko nad czymś panować, byle tylko umieć utrzymać władzę nad czymkolwiek w swoim życiu. Choćby to miała być władza nad tym, co będzie ćpał, decyzja co będzie chlał, bądź ile razy jeszcze pokiereszuje swoje ciało. Trzęsły mu się ręce, bo od tamtego pijackiego dnia, próbował z całych sił nie pomaszerować do tej zasranej szumowiny, porozmawiać z nim bez słów, a kiedy myślał, że oto w końcu nadszedł wieczór, podczas którego Max spędzi kilka chwil w towarzystwie najbliższych mu przyjaciół, osób, które naprawdę miały tylko i wyłącznie jego dobro na względzie, musiała przyjść ta ludzka glizda, wystawić swoją mordę ze swojej nory. Kto mógł teraz przewidzieć, czy otwarcie Pure Lux, które nawet z nazwy miało być jedynie czystym luksusem, nie skończy się jakąś patologiczną katastrofą, skoro Morales tu był? Czy to naprawdę tak wiele, dać Maxowi jeden wieczór? Nie zatrzymał się, kiedy Max go zawołał, bo.. nawet go nie usłyszał. W uszach dudniła mu krew, której tętent odbijał się rytmem wzmożonej pracy serca. Kiedy ten go w końcu dogonił i zatrzymał wciskaną w rękę szklanką, palce odruchowo objęły to naczynie, jednak mięśnie żuchwy miał zaciśnięte tak mocno, że cudem nie pękały mu zęby, więc trudno byłoby mu się czegokolwiek w tym momencie napić. Dłoń drżała niemal rozlewając drinka, a płatki nosa, jak chrapy zdziczałego zwierzęcia, rozszerzały się, pozwalając płucom na większe wdechy, by dotlenić krew uderzającą do głowy falami. - Wytrzymać?! - syknął, nachylając się do przyjaciela, bo choć lekko zelżały mu mięśnie pod dotykiem maxowej dłoni, to wciąż nim telepało- Dla Ciebie? Dla Ciebie tego śmiecia tu nie powinno być. Jeden. Pierdolony. Wieczór. To tak dużo? Jeden dobry wieczór z przyjaciółmi? Nie mógł usiedzieć w swoim kurwidole, tylko musiał wyleźć, wystawiać swój szczurzy ryj do świata? - warczał- Jeden dobry wieczór, miły, szczęśliwy, wieczór z nami, beztroski. To tak wiele? A co on teraz odpierdoli?! - zamaszyście wycelował szklanką w stronę, z której przyszli. Potrząsnął przecząco głową, czuł, jak ciśnienie znów mu skacze, bo dobrze wiedział, co chciał powiedzieć. Chciał zapytać, kogo tym razem Salazar wyrucha, kogo tym razem okaleczy, chciał zapytać, ile jeszcze razy będzie łamał Maxowi serce, zanim mu się znudzi, ale zabrakło mu słów w gębie, by zapytać. Tylko złość. Pełne. Ręce. Złości. Wzrok wbity w tę twarz, w człowieka, który skrzywdził jego przyjaciela, a nikt nie krzywdził jego przyjaciela. Kątem oka dostrzegał ludzi, zdawało mu się, że to nawet uczniowie Hogwartu, ale ani ich poznał, ani specjalnie słuchał, takie miał klapki na oczach. Chciało mu się rzygać. Wyrwał się nawet dwa kroki z powrotem w kierunku Salazara, ale uchwyt Solberga na jego ciuchach skutecznie go zatrzymał, odwrócił jego rozpaloną uwagę na wystarczający moment, by ten znów spojrzał na przyjaciela. Spojrzał w jego zielone oczy. Spojrzał na tę zmarszczkę głupią, która mu się robiła na czole. Wziął drżący wdech. - Ja po prostu chciałbym, żebyś miał w końcu dobre wspomnienie. Dobry czas. To Twój wielki wieczór. - wytłumaczył, opuszczając w końcu trzęsącą się ze szklanką rękę- Martwię się, że on to wszystko, widowiskowo Ci spierdoli, rozumiesz? - zmarszczył brwi- Rozumiesz... - bo wiedział, że Solberg rozumie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Bardzo dobrze wiedział, skąd brała się reakcja Basila i nawet nie przeszło mu przez myśl, by się jej dziwić. Rozumiał przyjaciela i wiedział, że sam pewnie zareagowałby tak samo, albo i od razu wyjebał lepę na ryj, nie ograniczając się do zbędnych półśrodków. Między innymi dlatego właśnie postanowił od razu pobiec za ślizgonem, zostawiając na chwilę Paco, który nawet nie wiedział, za co obrywał. Max wiedział jednak, że jeśli ktoś teraz potrzebuje jego obecności, to nie był to właściciel pobliskiego hotelu. Solberg zacisnął szczękę i zamknął oczy, gdy usłyszał jadowity syk Kane`a. Bolało go to, co słyszał, ale po raz kolejny wiedział, że jego przyjaciel ma rację. Po części, ale niestety wciąż ją miał. -Basil, proszę Cię.... Nic nie odpierdoli, już ja się o to postaram. Ja.... - Urwał, bo oto znaleźli się obok niego inni goście klubu, do których uśmiechnął się ponad ramieniem ślizgona, rzucając spojrzenie stojącej z Moralesem Marli. -Spokojnie, Marla nie z takimi sobie radziła. Nic jej nie będzie. - Zapewnił @Hariel Whitelight, po czym zwrócił się do @Andrew Park -Max, miło mi. Są przy barze. Jak już tam będziecie powołajcie się na mnie i pijcie do woli. Przyjaciele bawią się na mój koszt. - Zaproponował, bo mógł sobie pozwolić na pewne straty tego wieczoru szczególnie, że frekwencja wcale nie była tak biedna, jak się spodziewał. -A no i zawołajcie mnie jak będziecie się wyginać na rurach. Chętnie obczaję lokalną konkurencję. - Puścił im jeszcze oczko, unosząc szklankę w geście toastu, po czym gdy tylko się oddalili, wrócił całą swoją uwagą do Basila. -Mordko.... - Westchnął, bo zrobiło mu się ciepło na serduszku. Naprawdę powinien częściej doceniać ludzi, którzy się tak o niego troszczyli, ale dopiero od niedawna zaczynało do niego docierać, że wcale nie jest światu obojętny. -Chodź za mną i napij się po drodze, będzie Ci lepiej. - Chwycił Kane`a za dłoń i pociągnął za sobą aż do odgrodzonej strefy V.I.P, do której bez najmniejszych problemów ich wpuszczono i dopiero gdy byli sami w zaciszu eleganckich kątów klubu, Max puścił kumpla i napił się drinka, po czym zaczął mówić. -Basil wiem, że jesteś na niego wkurwiony. Wiem, że masz go za największego śmiecia na świecie i doskonale wiem, co Ci o nim mówiłem. Myślisz, że ja nie pamiętam tego wszystkiego? Że z dnia na dzień uznałem, że chuj z tym wszystkim i będziemy srać miłością na prawo i lewo?! Nie, kurwa! - Sam powoli zaczął się nakręcać, ale wiedział, że przy ślizgonie może sobie pozwolić na pełną szczerość. -Pamiętam bardzo dobrze. Gorzej, wciąż to kurwa przeżywam i wciąż wracam do tamtego gówna. Wciąż.... - Zacisnął mocniej szczękę, po czym sprawnie rozpiął guziki koszuli, pokazując swój poraniony tors, gdzie widocznie powstało kilka nowych ran, choć nie aż tak świeżych, żeby sugerowały na autoagresję w przeciągu ostatnich dni. -To nie zniknie z dnia na dzień i wątpię, żebym w naturalny sposób jakkolwiek był w stanie o tym zapomnieć. Ale skoro ja, największa spierdolina, jaką ten świat wydał, ponoć zasługuję na milionową szansę, choć koncertowo spierdoliłem tysiące poprzednich, to czemu nie mogę dać tej jednej, jedynej jemu? Kocham go Basil i choć cholernie mnie tamta akcja boli, to obecność tego idioty daje mi coś, czego wcześniej nie miałem. Po raz pierwszy mam jakąkolwiek nadzieję, że może być gdzieś dla mnie dobre zakończenie i nie mówię, że jakkolwiek jest łatwo. Kurwa, po tym wszystkim nie mogę tak po prostu wrócić do tych pierdzących słodkich słówek, kurwa mać, nawet jego dotyk mnie boli, ale muszę i chcę spróbować jeszcze raz. Nie dla niego. Zbyt wiele razy już się uginałem pod jego presją, ale dla siebie, bo sam widzisz, co brak tego kretyna obok we mnie budzi. Więc błagam Cię, Basil, nie musisz go lubić, kurwa mać, nie musisz nawet przebywać z nim w jednym pomieszczeniu nigdy więcej, ale pozwól mi po raz ostatni spróbować sięgnąć po coś, co trzyma mnie z dala od całego gówna, w jakie co chwilę się pcham. - Nawet nie wiedział, kiedy z jego ust wyleciało tyle osobistych przemyśleń, ani kiedy znalazł się na kolanach przed przyjacielem, patrząc wprost w jego wielokolorowe oczęta i przykładając jego dłoń do swojej poranionej piersi.
Brak towarzystwa Nany nie był żadnym problemem, skoro miała tuż obok takich dwóch dżentelmenów jak Harold i Andrzej! Gdy ten pierwszy w końcu się wyszykował, jak zawsze stylowo, aż zagwizdała z wrażenia. Najpierw jednak ukłoniła się z gracją. – A dziękuję. Twój jenot na szyi też dostojny – pogładziła sztuczne futerko, strzepując z niego niewidzialny paproszek. Gdy w końcu wyszli i przedstawiła @Andrew Park jacy to nie są z @Hariel Whitelight wybitni, przez chwilę miała nadzieję że Whitelight po prostu zamknie ryj i jej przytaknie. Nic bardziej mylnego, bo przyjaciel klasycznie postanowił ją trochę poszkalować – i nie mogła tego zostawić bez echa. – No, możesz na jego, jeśli twoim życzeniem jest, żeby ktoś się obsrał ze strach – nie pozostała ziomkowi dłużna. Nie usłyszała już wołania, żeby nie zostawiała ich samych – pocisnęła naprzód, trafiając wprost w ramiona @Maximilian Felix Solberg. – Czemu miałoby nie wypalić? Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Kto jak nie ty miałby zarządzać takim miejscem? – zdziwiła się, nie do końca rozumiejąc skąd to wątpienie we własne możliwości. Chociaż gdyby to ona coś takiego otwierała, stałaby tutaj z pełnym pampersem. W odpowiedzi na jego propozycję etatu roześmiała się perliście, klepiąc go po ciepłym policzku. – Jeszcze cię nie stać na taką gwiazdę jak ja. Jeszcze, bo szczerze wierzę, że to się zmieni. W sensie twój przychód stąd, a nie ja jako tancerka tutaj – parsknęła, a gdy wymienił osobliwą nazwę perfum, zatrzepotała niewinnie rzęsami. – Bifor przed imprezą to obowiązek. Jak bardzo musiałabym cię nie szanować, żeby przychodzić tu na trzeźwo? – wzruszyła ramionami i zapozowała do zdjęcia, starając się jakkolwiek na nim wyjść, bo już nawet nie marzyła o tym, żeby było to korzystne dla niej ujęcie. Nie skomentowała ani wyjścia Maxa, ani jego znaczącego spojrzenia. Przecież nie składała obietnic, których nie mogła dotrzymać! Przez chwilę milczała, gdy @Salazar Morales zadał zupełnie niepotrzebne pytanie, na które miała ochotę odpowiedzieć elokwentnie gówno. Albo w odwecie spytać co jest z nim, skoro ma czelność się nad tym w ogóle zastanawiać. Zamiast tego, przywdziała na usta uroczy uśmiech. – MARLA – rzuciła tylko z twardym, irlandzkim akcentem, bo nie miała żadnego imponującego pseudonimu ani nazwiska, które by mu cokolwiek mówiło. W czasie, kiedy mieliła w głowie odpowiednie słowa, wyciągnęła z małej torebki papierosa i odpaliła go, nie zważając na to, że kulturalnie byłoby jednego zaproponować i Salazarowi. – Tobie naprawdę wydaje się, że jesteś dla Maxa wystarczająco dobry? – spytała bezpośrednio i spokojnie; zazwyczaj waliła prosto z mostu, więc i tym razem nie zamierzała robić zbędnego wstępu. – Nie dziwię się, że do niego przylgnąłeś, bo to dobry, choć zagubiony człowiek. Ale nie widzisz czy nie chcesz widzieć, że ciągniesz go w dół? – odwróciła głowę, aby wypuścić dym. – Czemu, do kurwy, jak to psidwacze gówno przy podeszwie, nie chcesz się odczepić, skoro jedyne, co robisz to go ranisz? Znam go już tyle lat i wiem, że zasługuje na kogoś lepszego. Urocze uśmieszki, muzogram czy inne prezenty nie sprawią, że ze zwykłego chuja staniesz się kimś wartym cokolwiek, Paco – wyrzucała z siebie kolejne zdania z pozornym spokojem, choć w środku cała drżała ze złości. Gdyby nie znała o Moralesie tych wszystkich historii, czy to od Maxa czy Rivera, dałaby się nabrać na to, co aktualnie kreował – fałszywa uprzejmość, nonszalancja i elegancja. I miałaby na niego wyjebane, gdyby nie to, że to dotyczyło jej bliskich przyjaciół. Zaciągnęła się papierosem po raz kolejny. – Więc odpowiedz mi, dlaczego do chuja taką satysfakcję sprawia ci ruchanie go i to nie w dosłowny sposób? – uniosła delikatnie brew, naiwnie sądząc, że faktycznie dostanie od niego satysfakcjonującą odpowiedź.
______________________
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Gdyby tylko poznał kulisy dość niespodziewanego oplucia, prawdopodobnie poczułby się jak uczestnik jakiegoś popierdolonego reality show. Prawda była jednak taka, że nie miał pojęcia z kim rozmawiał wcześniej jego młodszy partner, i nie bez powodu zastanawiał się też dlaczego został przywitany w tak paskudny sposób, i to przez gówniarza, którego pierwszy raz w życiu widział na oczy. Nie znał zbyt wielu znajomych Maximiliana i nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że otaczająca nastolatka świta obserwuje każdy jego ruch w oczekiwaniu na wytknięcie mu najdrobniejszego błędu. Nic więc dziwnego, że początkowo zawierzył urokliwemu uśmiechowi blondwłosej dziewczyny, której nawet pokłonił się lekko, wybaczając że nie poczęstowała go papierosem. Ot, zrzucił tę przypadkową nieuprzejmość na karb nierozgarnięcia, po czym wyciągnął swoją paczkę merlinowych strzał, wsuwając papierosa do ust. Następnie, idąc w ślady swojej towarzyszki, zaprószył ogień zapalniczki, zaciągając się siwą chmurą gryzącego dymu, którą o mało co się nie zakrztusił, kiedy usłyszał niezwykle bezpośrednie pytanie Marli. - Słucham? – Odwrócił się w jej kierunku, z niedowierzaniem unosząc krzaczastą brew, a jednak zaraz zamilknął, pozwalając pannie O’Donnell dokończyć przepełniony złością i wyrzutami monolog. Mimo że potraktował go jako wyjątkowo krzywdzący, nie miał czelności wtrącić się chociażby słowem, po części zresztą zmuszony przyznać przyjaciółce ukochanego rację. Niewykluczone, że to dobrze, że trafił akurat na nią. Szybko okazało się bowiem, że szczuplutka, koścista kobietka miała większą szansę wywarcia na niego wpływu niż jej rwący się do bitki koledzy. Nie prowokowała go uderzającym do mózgu testosteronem, a w jej towarzystwie Paco nie mógł wybronić się argumentem siły. Najwyraźniej nie działał na nią również jego fałszywie czarujący uśmiech i nienagannie dobrany, elegancki garnitur. – Widzę, że zdążyłaś już poznać historię muzogramu i włożyć mi w usta nie moje słowa, ale jednak będę wdzięczny, jeżeli to mi pozwolisz odpowiedzieć. – Przez cały czas wpatrywał się śmiało w brązowe oczy, nawet wtedy kiedy ćmił strzałę albo zwilżał gardło uspokajającym drinkiem. – Wiem, że nie jestem dla niego wystarczająco dobry, ale wbrew pozorom nie bawi mnie ranienie jego uczuć. – Przyznał szczerze, acz nie widział powodów, dla których miałby rozwinąć tę myśl czy tłumaczyć się ze swoich grzechów przed tak naprawdę nieznajomą mu osobą. – Wierz mi, że widziałem go w najgorszych momentach i… – A jednak przerwał, wzdychając ciężko, a poza tym nagle spuścił głowę, niecelowo zdradzając że wcale nie jest pozbawionym emocji skurwysynem. – Możesz mieć mnie za chuja, ale nie przyszedłem tutaj dla ciebie, ani nawet dla siebie. Przyszedłem dla niego, żeby razem z nim świętować jego sukces, bo cieszy mnie to że dobrze sobie radzi i że jest szczęśliwy. – Wzruszył bezbronnie ramionami, uzmysławiając sobie że znalazł się na przegranej pozycji i że konsekwencje niedawnych wydarzeń prawdopodobnie długo jeszcze będą się za nim ciągnęły. – Nie chcę i nie szukam kłopotów. – Postanowił natomiast podkreślić, nie tylko z powodu krążącej w żyłach mikstury, którą Maximilian uraczył go zawczasu, znając jego ognisty, meksykański temperament. Po prostu nie wybaczyłby sobie, gdyby miał zniszczyć jego wieczór.
Leżała w swojej sypialni i pierwszy raz od jakichś kilku lat, nie miała co ze sobą zrobić. Chyba nawet odczuwała to coś, co ludzie nazywali nudą. W teorii mogła zajmować się milionem rzeczy, bo w rezydencji w Dolinie zawsze było coś do zrobienia, a remont został na dwa miesiące całkowicie zawieszony. Po pokoju wszędzie upchane zostały różnego rodzaju książki, które Ariadne bardzo chciała przeczytać. A mimo to nic z tego jakoś nie przemawiało teraz do jasnowłosej. Myślała za to o poście na wizbooku, który ją pozytywnie zaskoczył. Wiedziała, że Felix aktualnie nie studiował, ale nie podejrzewała, że ma w planach zostanie właścicielem własnego klubu. Wydawało jej się to naprawdę dużym osiągnięciem. Posiadać biznes na własność, być samemu sobie szefem? Amerykanka uważała, że to bardzo trudne, ale życzyła młodemu chłopakowi aby mu się powiodło. Miała wielką ochotę mu osobiście pogratulować, bo cieszyła się jego sukcesem - tym bardziej przez świadomość, że nie układało mu się w życiu zbyt dobrze. Od dawna do Ariadne powracały myśli pełne troski o to, czy nic się u Felixa nie dzieje. Złożenie mu teraz wizyty na imprezie otwarcia klubu wydawało się perfekcyjną okazją, aby odwiedzić młodzieńca. Nawet miałaby pomysł na prezent! Bo chyba dawało się prezenty z okazji czegoś takiego? Nie wiedziała. Czasami kompletnie nie znała się na interakcjach międzyludzkich i panujących zwyczajach w społecznościach, bo żyła trochę jak zapracowany odludek. Cóż, chciała to zrobić, więc zebrała się z łóżka, przygotowała, aby wyglądać całkiem ładnie w wiśniowej sukience za kolana i zapakowała doniczkę z malutką sadzonką rumianku lekarskiego, pomagając sobie różdżką, aby nic się nie uszkodziło. Użyła kominka podłączonego do sieci Fiuu, żeby zjawić się prosto na ulicy Pokątnej. Już z daleka usłyszała dudnienie muzyki i zmierzających w jedną stronę imprezowiczów. Wtopiła się bez problemu w tłum, starając zdusić podskórny stres związany z pojawianiem się w bardzo obcym jej środowisku. Czego się nie robi, aby mieć okazję pogratulować Felixowi, prawda? Weszła do klubu i niemalże zagwizdała pod nosem, bo to nie było byle jakie miejsce, a dosłownie luksusowy bar z wielkim parkietem, świetnym oświetleniem, a nawet nie taką złą muzyką. Oszołomiona ogromem bodźców, potrzebowała kilku minut, żeby rozeznać się co i jak. Ariadne próbowała lawirować pomiędzy bawiącymi się osobami, starając się za wszelką cenę nie podpatrywać czy aby nie ma tu nieletnich... lub czy ktoś nie pali lub pije czegoś podejrzanego. Trzeba przyznać, że to ona była tym szpiclem, który podkablowywał do nauczycieli, jak w piątej klasie jej rówieśnicy urządzali sobie imprezkę z alkoholem. I nic dziwnego, że wyrosła z niej aurorka. Sale zapełniły się już różnymi czarodziejami i Felix rozpoczął przemówienie, dzięki czemu Ariadne w końcu dowiedziała się, gdzie jest i co się dzieje. Wiwatowała wraz z innymi, bijąc brawa i wczuwając się w atmosferę pełną ekscytacji. Widziała, jak goście garną się do chłopaka i zasypywany jest wprost zainteresowaniem. Od razu nieśmiało usunęła się na bok, aby przeczekać kilka największych fal. Przyglądała się otoczeniu, szczególną uwagę zwracając na basen. Jak to fenomenalnie wyglądało. Zdążyła już zmartwić się, że nie ma stroju kąpielowego, ale zobaczyła, jak jedna z kobiet coś wypija i przemienia się... w syrenę? Merlinie, jeszcze o czymś takim nie słyszała. Ocknęła się z zamyślenia, kiedy niedaleko zobaczyła Felixa, który akurat już z nikim nie rozmawiał. - Hej... - zagadnęła na tyle cicho, że pewnie muzyka całkowicie zagłuszyła delikatny głos jasnowłosej. Odchrząknęła i dodała dużo głośniej, dotykając lekko ramienia chłopaka. - Hej! Ale tutaj jest ładnie! Gratuluję. Mam coś... - speszyła się, bo chyba jednak to nie było jakąś tradycją, aby wręczać prezenty z takiej okazji. Ewentualnie wręczano po prostu butelkę wysokiej jakości alkoholu, a nie kwiatki. Ale jak już się odważyła to wyciągnęła ręce, w których niosła małą doniczkę z zasadzonym rumiankiem. - Może gdzieś to ustawisz jako ozdobę. Wymamrotała to cicho, czując zażenowanie i niepewność. Ozdobę? W tym eleganckim klubie miałby ustawić coś takiego?
Punkty z DA: 11 K100:74 K6: -5 Ostateczny wynik: 80
Choroba: nieaktywna
Wszyscy tu byli jakby luxusowi, prosto jak z miniaturki jakiegoś vaporwave'owego teledysku, który mogła zobaczyć na Wizzbooku. Oczywiście, kluby i imprezy nie były czymś nowym dla Sophie, ale nie można też powiedzieć, żeby była stałą bywalczynią lokali, w których tancerki i tancerze prezentują swoje umiejętności na rurze. I to często są w kółko, hehe, te same figury, chyba, że zdarzą panienki, które przyszły na panieński i myślą, że potrafią dupką wywijać żwawo jak profesjonalistki, wtedy naprawdę jest na co patrzeć i chłonąć tę tragikomedię, jeśli oczywiście jest się taką Sophie, która się żywi kpiną jak wampir energetyczny. Bo zdarza się, naprawdę, że pokazy profesjonalistów mogą ją znudzić. No, no ładnie tańczą, ładnie. I co dalej? Drinka chociaż? Zagadać kogoś? Sophie obserwowała jedną z takich tancerek, co to w samym staniku brokatowym nogę podniosła, wisząc na tej rurze. Aż się nachyliła Sophie w lewo, głos podnosząc (bo głośno) i siorbnęła drinka, zanim powiedziała: - Kurwa, co by papież powiedział? Oczywiście nie jej papież, a czyjś na pewno, ktoś tutaj uznawał jego świętobliwość. Była to też, z jej strony trochę próba prowokacji rozmowy, a trochę zapewnienie sobie dziennej dawki komedii, jak w kalendarzu adwentowym, Sophie lubiła odkrywać okienka stawiając siebie w roli aktorki kabaretowej. Współczesnego kabaretu rzecz jasna, satyry dla trochę inteligentniejszych Januszy, a nie rozrywki dla prostytutek i bezdomnych sprzed dwustu lat. Aczkolwiek... to nie byłoby takie głupie, teraz żałowała, że nie założyła czarnego body, kabaretek i luźno trzymających się na nadgarstkach mankietów. Znowu się nachyliła do zagadanego biedaka. - Słuchaj, podoba ci się mój dres? - Lila-róż, bez ściągaczy przy kostkach, a z boku aż cztery paski, im więcej tym lepiej co nie? Dres zapewnia całkowitą swobodę ruchów, więc mogła, po odłożeniu drinka, który był wodą tylko, unieść ręce i klasnąć nad głową w rytm basów umc, umc, umc. I chyba nie zdecydowała się pokazać pełni swoich umiejętności, tylko pobawić się, tak po prostu, bo ani się w oczy nie rzucała, ani, cóż, nie rzucała. W tańcu. Zgięła ręce w łokciach jak Barbie z lat 90 kręcąc się na prawo i lewo, robiąc potem z nóg nożyce, show me what you've got @Cairo Kelly Morgan
Punkty z DA: 0 obviously K100: 80 K6: 5 Ostateczny wynik: 90
Co on tu robił? Nie wiedział. Kair był prostym człowiekiem, alkoholu i pieniędzy nie odmawiał, a jak nie było pieniędzy do rozdania, to zawsze mógł komuś wyciągnąć z kieszeni. Takie otwarcia klubów, to w zasadzie intratny biznes, wiadomo, pijani, uhahani, zaraz zapomną z czym przyszli i luźniej im się zrobi, więc oswobodzi to tych to tamtych z ciążących im po kieszeniach galeonów. Również był w dresie, markowym, szeleszczącym i adaśkach cichobiegach, żeby wygodniej było się skradać. Nie planował tańczyć, ale muzyczka jakby taka skoczna, więc i Kairowi kolanko dygało. Szedł z niezapalonym petem w buzi, gapiąc się, na wijące się na rurach tancerki, no bo co zrobić ma prosty chłopak. Cycunie. Pomachał do jakichś ziomków z Huffu, którzy z ekscytacją zdejmowali gacie, by się popluskać z syrenkami w basenie, a że był o dwie głowy wyższy od wszystkich obecnych, to właściwie do wszystkich mógł bez wysiłku machać, a nawet zbadać, czy który z dziadów nie zaczynał łysieć. Przeciskał się powoli w stronę baru, bo barczysty był jak dzik na sterydach, mama karmiła go dobrze, a i on nie unikał pompowania biców, więc kiedy stanął przy barze zaraz rozepchnął się na boki i z czarującym uśmiechem zamówił podwójną kolejkę szotów. Nie wziął pieniędzy, ale jeden z typów odchodzących od baru niechcący zgubił portfel mu prosto do ręki, no więc zanim mu ten portfel odda albo i nie to za szoty zapłaci. - Co? - krzyknął do Sophie, która mu tu już nadawała o papieżach. Obejrzał się, no bo on przecież katolik wierzący, nie wiedzieć czemu papieskiej twarzy szukał wśród ludzi, zastanawiając się, czy ktoś tu mu już religię szkaluje. Papieża nie zobaczył, ale zobaczył @Marla O'Donnell przez co uśmiechnął się jak kretyn z masłem zamiast mózgu. Musiał się otrząsnąć, co mu sie udało dopiero jak Soph wspomniała o swoim outficie. - Mała, jesteś najlepiej ubraną niunią w tym klubie. - pochwalił i pokiwał głową z uznaniem- Czy Ty mi rzucasz tancerskie wyzwanie? - zapytał, walnął szota i jakoś tak niefortunnie odepchnął ze trzy osoby, bo przy jego gabarytach trudno o subtelność, po czym niczym łaka maka fą wyskoczył jak breakdancer z lat 80 na parkiet, zakręcić się na głowie.
Robienie z Moralesa niewiniątka nie działało na niczyją korzyść. Był łachudrą i kryminalistą, więc zakłądanie, że nie wiedział za co obrywał było śmieszne, bo przecież nie był dobrym człowiekiem. Mógł obrywać za cokolwiek i nie powinien się dziwić, że ludzie nie rzucali mu się w ramiona z uśmiechem, kiedy tylko się z nim zapoznawali. Zapracował sobie na tę renomę. Bazyl byłby i miał w dupie takie sprawy, ale choćby to był święty niebieski, a zranił jego przyjaciela, jego brata, jego Maxa, to i tak cud, że ze względu na Solberga nie odgryzł typowi twarzy. Krzywił się, słysząc słowa Maxa, bo w ogóle nie odpowiadało mu to ciągłe "ja zadbam" i "ja dopilnuje" jakby Morales był jakimś niedorozwojem i nie umiał sam przypilnować swojego zachowania. W zasadzie to może rzeczywiście był niedojebany, ale w takim razie powinni go zamknąć w zakładzie z opieką specjalną, skoro jako stary dziad nie potrafił się zachowywać jak człowiek, w stosunku do osoby, którą ponoć kocha. Spojrzał do szklanki, z której właściwie już rozlał większość drinka, wymachując nią jak pojebany, ale poszedł za nim do tej odgrodzonej strefy, co było słusznym podejściem, bo ilość ludzi, dźwięków i bodźców czyniła go jedynie bardziej rozjuszonym. Usiadł na jednym z taboretów, patrząc na Solberga spod byka i gryzł się w wargi z wielką zawziętością, żeby tylko nie zacząć swojego opierdolu i wielkiej tyrady, dotyczącej tego, że to już kosmos jest i koniec świata, żeby Max, który ledwie sam siebie jest w stanie utrzymać na powierzchni świadomości, jeszcze brał na swoje barki prowadzenie jakiegoś gówna z dupy Meksyku. - Ja go nie mam za śmiecia. - warknął ostro- On jest śmieciem. - podkreślił krótkim szczeknięciem, choć zaraz przestał Solbergowi przerywać, widząc, jak ten się rozpędza. To było dobre. Wiedział, że wyrzucanie z siebie emocji i myśli nie przychodziło Maxowi łatwo, byli w tym do siebie aż zbyt podobni. Kiedy takie fale nadchodziły, musieli sobie na taki wyrzyg pozwolić, inaczej to, co się w nich zbierało, nigdy nie znalazłoby ujścia. Skrzywił się w bólu, patrząc na pierś chłopaka, bo wiedział, że sam był też sprawcą jednej z ziejących w jego torsie ran, choć nie celowo, choć nie naumyślnie. Nie ta szrama jednak bolała go najbardziej, a siatka rudych pasków, jak u tygrysa, w różnych odcieniach bladości, zdradzająca historię, której nikt nie powinien przeżywać. Cmoknął ze złością, kiedy Solberg nazwał się największą spierdoliną i zerwał się z miejsca, bo już mu chyba obiecał o jeden raz za dużo, że jeśli ten jeszcze raz sam siebie obrazi, to mu po prostu wyjebie, jako że nikt nie obrażał jego przyjaciół, nawet oni sami. Kolejne jednak słowa powstrzymały go przed działaniem. Wpatrywał się w płonące pasją, bólem i bolesną szczerością zielone oczy, jakby mógł w nich znaleźć kotwicę, za którą pomoże mu utrzymać się w tej spokojnej zatoce. Ukucnął przed nim, klęczącym, odsłoniętym, trzymając dłoń na jego delikatnym przecież, kalekim ciele. Widział Maxa takim, jaki Max był, pod tymi uśmiechami, żartami, pd tym kozaczeniem i szykownym frakiem. Nawet nie wiedział, że mu się kręciła łza w oku, kiedy objął go. Delikatnie, ale stanowczo. - Jeden raz. - powiedział- Jeden. Bo Cię kocham. Ale to ostatni raz. - powiedział cicho, prosto do jego ucha- Zabije go. A Tobie nie dam już nigdy podejmować tak durnych decyzji. - choćby miał go ubezwłasnowolnić, albo zamknąć w kufrze jak Szalonookiego Moodiego. To był ostatni raz. - Teraz chodź, zanim zacznę się tu kurwa mazać jak jakaś pizda. - powiedział twardo, jednak kiedy wstawał z kucków dyskretnie wytarł gębę o rękaw, podając drugą rękę Maxowi.- Jesteś w końcu dzisiaj królem tej imprezy, czy nie?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ni chuja nie było mu łatwo rozmawiać z przyjacielem, ale wiedział, że musi. W pewien sposób całe to otwarcie własnego biznesu dało mu kopa i odwagi do tego, by nie udawać po raz kolejny, że wszystko jest okej. Chciał być z Basilem szczery i miał tylko nadzieję, że ślizgon zrozumie. Nie musiał się z nim zgadzać, Max tego od niego w żadnym stopniu nie wymagał, ale zależało mu na wsparciu i tyle mu wystarczało. Nie skomentował pierwszego wtrącenia Kane`a, zbyt mocno skupiając się na tym, by mieć siłę powiedzieć to, co powiedzieć chciał i potrzebował. Serce bolało go nie mniej niż poranione ciało, gdy wyrzucał z siebie kolejne słowa, ale ostatecznie, gdy przyjaciel złagodniał i go objął, Max poczuł jak schodzi z niego pewien ciężar. Wtulił się w ramię kumpla, pozwalając sobie na tę chwilę oddechu. -O nic więcej nie proszę. - Przyznał, bo przecież nie mógł zmusić Basila do tego, żeby polubił Salazara. -Dziękuję i przepraszam, że stawiam Cię w tak popierdolonej sytuacji. Chciałbym, żebyśmy kiedyś mogli spotykać się we trójkę, ale jeśli nie będziesz w stanie spojrzeć ponadto, trudno. Po prostu nie karz mi między wami wybierać. Nie zniosę tego. - Był ogromnie wdzięczny za to, jak ślizgon się zachował i że był w stanie spróbować dla niego. Wiedział, że jeśli znów wyjdzie jakaś krzywa akcja, o której Basil się dowie, Max nie powstrzyma go przed vendettą, ale nie chciał w tej chwili się o to martwić, gdy sam nie był pewien, czy jeszcze jedna przeszkoda nie sprawi, że przekreśli ten związek. Chciał pracować nad tym i cieszyć się z tego, co ma, a nie wiecznie myśleć o problemach. Co prawda dopiero dochodził do takiego nastawienia, ale miał wrażenie, że jeśli nic się nie zjebie, uda mu się w końcu zaleczyć pewne stare rany. -Jestem królem każdej imprezy. - Wyszczerzył się szeroko, wytykając przyjacielowi oczywistość, gdy w końcu podnieśli się na nogi i wydawać by się mogło, że cały dramat dobiegł końca. -Ale daj mi chwilę. Idź poszaleć, ja doprowadzę się do ładu i dołączę. Wciąż liczę na bitwę taneczną i nawet sobie nie myśl, że mi dzisiaj odmówisz. - Pogroził mu, zapinając dolne guziki koszuli. -Kocham Cię stary, wiesz o tym? - Przypomniał mu jeszcze, poważniejąc na chwilę, po czym odprowadził Basila wzrokiem do wyjścia z VIP roomu.
Pokręcił głową, bo nie było za co przepraszać. On by w tej knajpie nawet się nie pojawił, gdyby to nie był lokal Maxa, gdyby to nie był wieczór Maxa. Chciał dopilnować, jak zresztą wszyscy zebrani tu jego przyjaciele, żeby ten miał miło spędzony czas, a chęć mordu na Moralesie, choć wcale nie zelżała, uległa pod naporem słów Solberga. Bazyl był gotów na wiele dla swojego przyjaciela, nie znaczyło to jednak, że zaakceptuje tę relację, albo zacznie odnosić sie do tego śmiecia z szacunkiem. Wprawdzie Max wybrał sobie go na kochanka, ale nie mógł dyskutować z gustem ziomka, to, że lubił śmiecie, to nie jego wina. Każdy ma swoje słoneczko. Skoro tak miało być, zamierzał go wspierać ten jeden jeszcze raz. - Nie zrobię tego, max. -zapewnił go, raz jeszcze zaciskając palce na jego barkach i puścił mu oko na to zapewnienie o byciu królem imprezy- No zaraz zobaczymy, czy taki z Ciebie kozak. - uniósł brwi, robiąc sceptyczną minkę i kiwnął głową, zakładając, że Max po prostu musi uspokoić swoje nerwy. Zmarszczył brwi tylko na sekundę, zastanawiając się, czy zostawianie go samego w tej chwili to dobry pomysł, ale uznał, że w takim miejscu, w takim momencie, Solberg nie odwali czegoś pojebanego - choć zdawał sobie sprawę z tego, że były ślizgon był do wielu rzeczy zdolny. Jak nie do wszystkiego. - Czekam na Ciebie na parkiecie, tancereczko. - pokiwał brwiami i wyszedł z vip-roomu. Kiedy tylko kliknęły za nim drzwi, zgubił jednak uśmiech. Oczy znów zapłonęły mu ogniem, choć twarz zgubiła wszelkie wyrazy emocji, a uważne spojrzenie przeczesało obecnych, w poszukiwaniu tego wylewu szambiary, jakim był @Salazar Morales. Dostrzegł go, pogrążonego w rozmowie z @Marla O'Donnell i musiał wziąć kilka ciężkich wdechów, by zdecydować, że na razie do nich nie podejdzie. Jak kuguchar, łukiem, nie spuszczając z nich jednak wzroku, obszedł lokal, kierując się do sekcji dla palaczy.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiedział, że te wszystkie emocje wychodziły z troski Basila, ale też musiał w końcu zacząć stawiać na swoim w rzeczach, które były dla niego ważne. Co prawda zawsze to robił, ale tym razem chciał podejść do tego inaczej, chłodniej i logiczniej. Wieczór ten był dla niego jednym wielkim stresem i sytuacja wcale się nie poprawiła przez tę akcję. Wręcz przeciwnie, Max poczuł się jeszcze gorzej, ale nie od dziś było wiadomo, że jest świetnym aktorem, więc mimo ogromnego bólu w sercu, podniósł się i uśmiechnął, jakby nigdy nic, zapewniając kumpla, że zaraz do niego dołączy. -Rozgrzej się dobrze, bo nie będzie forów. - Pogroził mu jeszcze, nim Basil zniknął, a potem rzucił "pięć minut" do pilnujących wejścia pracowników i ponownie zniknął w prywatnej części swojego lokalu. Całe szczęście pokój był wyciszony i nikt nie mógł wiedzieć, co tak naprawdę się tam działo, a gdy Max w końcu wyszedł do głównej części klubu, wyglądał praktycznie jak zawsze, poza nieco zwichrzonymi włosami, które automatycznie przeczesał palcami. Poklepał swoich pracowników po ramionach, uśmiechając się do nich i prosząc o lekkie ogarnięcie bałaganu, po czym zaczął powoli iść tam, gdzie zostawił Salazara z Marlą. Nim jednak do nich dotarł, dopadła go inna znajoma twarz. -Ari! - Przywitał się z kobietą, dając jej buziaka w policzek na powitanie. -Dzięki. Trochę pracy było, no ale ostatecznie jakoś wyszło. I co najważniejsze, wszystko legalnie, więc nie musisz się o mnie martwić. - Zażartował, po czym przejął podarowaną mu sadzonkę, automatycznie schylając się by powąchać aromat wydawany przez rumianek. -Idealnie, przyda się do eliksirów! Mam tu autorskie menu, polecam spróbować. A to... Od razu pójdzie na zaszczytne miejsce. - Podziękował jej szczerze, ciesząc się, że kobieta postanowiła zawitać w progach "Lux". -Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić. Ja zadbam o tego malucha i idę się pokręcić. Jak coś, łatwo mnie wypatrzeć w tym jaskrawym stroju. - Puścił jej oczko, po czym jeszcze raz ucałował kobietę w policzek i już miał schodzić do laboratorium, gdy jego spojrzenie znów padło na Paco rozmawiającego z Marlą. -Wiesz co, może chcesz pójść ze mną i poznać prawdziwe serce tego miejsca? - Zaproponował Ariadne, po czym skinął jej głową, by poszła za nim i poprowadził do niepozornych drzwi, by następnie zejść do piwnicy, gdzie znajdowało się jego królestwo. -Może nie jest tak imponująco jak do góry, ale to tutaj najbardziej mi się podoba. - Przedstawił jej swój świat, po czym odłożył rumianek na zaszczytne miejsce, w którym na pewno sadzonka się nie zniszczy.
Zdecydowanie brakowało mu imprez i nie mógł przepuścić okazji do tego, aby zabalować, gdy tylko Hariel zaproponował, aby wspólnie wybrali się na otwarcie klubu jakiegoś jego znajomego. Przynajmniej tyle zrozumiał z wypowiedzi chłopaka nim pospiesznie zgodził się na to, aby uświęcić to wydarzenie swoją obecnością. Oczywiście, że zanim pojawiliby się w klubie to musieli się odpowiednio przygotować do wyjścia. W przypadku Parka obejmowało to nie tylko dobranie odpowiedniej garderoby, ale także ogarnięcie włosów, które ostatnimi czasy nieco mu podrosły i w większości znajdowały się w radosnym artystycznym nieładzie. Niewykluczone, że po dłuższym czasie wywijania na parkiecie nie będą one idealnie ułożone, ale przynajmniej chwilowo mógł na nie zaaplikować kilka magicznych środków i sprawić, aby przybrały jakąś stylową fryzurę. Innym etapem przygotowań było oczywiście obalenie kilku kielonków w towarzystwie zarówno Harry'ego jak i jego koleżanki, którą niedawno poznał, ale już zdołał z nią złapać całkiem niezły kontakt. - Na pewno będę o was pamiętał jak tylko wpadnę do jakiejś lux meliny - zaśmiał się jeszcze do Marlenki, udzielającej mu niezwykle cennych rad. (@Marla O'Donnell) Dopiero później spojrzał na Ślizgona, który zwrócił mu uwagę, aby bardziej korzystał z nazwiska Whitelightów przy takich okazjach. - Zawsze można spróbować obie opcje, nie? To nazywało się zwiększanie swoich szans czy coś w tym stylu. W każdym razie nie spodziewał się tego, że tak szybko uda mu się znaleźć podobnych znajomych dzięki którym być może będzie miał zapewnione darmowe drinki. Albo przynajmniej ze stosowną zniżką. Do klubu wkroczyli może i chwiejnie, ale za to roztaczając wokół siebie aurę zajebistości, która była wyczuwalna z kilometra. Na samym początku czekała ich jeszcze przemowa typka, który jak Andrzej zdołał wywnioskować, zapewne był właścicielem tego przybytku. Obejmując w pasie Hariela, który szukał zapewne oparcia i to takiego dosłownego w swoich znajomych wysłuchał tego całego przedstawienia, a następnie podbił do tego ziomeczka razem ze swoją ekipą. Mógł jedynie przytaknąć jedynie na słowa towarzyszy wychwalających lokal. Co do jakiejś tam draki to nawet nie bardzo ogarniał co, czemu i jak także nie przejmował się jakoś tymi lokalnymi dramatami. - Andrew. Też miło poznać i dzięki za tak ciepłe przyjęcie - odpowiedział @Maximilian Felix Solberg, aby finalnie wymienić się z nim formalnościami. Komentarz o wywijaniu przy rurach skomentował jedynie perlistym śmiechem. Biorąc pod uwagę to, że całą trójką byli już nieźle porobieni to zdecydowanie skończy się tak, że zamienią się w jakieś rasowe striptizerki. Może dzięki temu załapie jakąś robotę, żeby sobie dorobić do kieszonkowego? W pewnym momencie Marlenka postanowiła od nich kulturalnie spierdolić, aby ogarnąć pewne sprawy czego najwyraźniej nie zauważył Whitelight, bo już po chwili ten zwrócił się do Andrzeja z pytaniem, gdzie też podziała się ich nadworna księżniczka. - Poszła pogadać z jakimś gościem. Wróci jak obalimy jakiegoś drina więc chodź - oświadczył, chwytając Harry'ego za ramię i ciągnąc go w kierunku baru, ale najwyraźniej Ślizgon tak łatwo nie chciał się poddać i zaczął wołać za ich zaginioną Gryfonką. - MARLENKA! - krzyknął zaraz za blondynem. - SZOCIK NA ROZLUŹNIENIE I IDZIEMY SIĘ GIBAĆ! - bo tak, owszem, miał w planach zabawianie się przy rurach, ale wpierw musiał zamoczyć usta w lokalnym alkoholu i przekonać się czy faktycznie bar w Luxie był tak dobry jak to nazwa klubu sugerowała. - Chodź, kurwa. Chluśniem i wtedy wskakujemy na podesty. Taki był jego plan kurwa sprytny i nie zamierzał rezygnować z jego realizacji. Dlatego też jeszcze pewniej pociągnął Harry'ego w kierunku uwijającego się za ladom barmana, aby złożyć u niego jakieś zamówienie. Zapewne pierwsze i nie ostatnie tego wieczoru.
Czy Sophie widziała, że @Cairo Kelly Morgan sobie tam proszę ja ciebie jakiś portfel pożycza? Może. Może tak, a może nie, zależy jak rabin powie. A czy ją decyzje Morgana w tej kwestii jakkolwiek ruszały? Nie, dopóki to nie jej hajs i nie, dopóki nie będzie musiała zeznawać na magikomendzie, że panie władzo, ja z tym nie mam nic wspólnego. Już się miała nachylać znowu, chociaż nachylać to nie jest odpowiednie określenie tej czynności przy takiej drastycznej różnicy wzrostu. Już się miała w górę wyciągać, szyję naciągać, żeby odpowiedzieć, kiedy zauważyła ten durny uśmiech debila i jeszcze chwila, a by wyciągnęła dłoń z chusteczką, żeby ślinę Kairkowi otrzeć z ust. Powiodła wzrokiem w kierunku, w którym jak stawiała ten wzrok maślany pada i zobaczyła @Marla O'Donnell. Uśmiechnęła się pod nosem, dla odmiany zupełnie szczerze i uroczo, ale na chwilę musiała skrzywić twarz, słysząc to "niunia". Zerknęła na Kairka z błyskiem w oku, a już się jej w głowie tłoczyły myśli, siedem kroków do przodu, 5 minuts crafts, co zrobić, żeby... - Podoba ci się? Marla? - Wykrzyczała w stronę wariata parówy olbrzyma, ale ten już odwalał Magic Mike'a na głowie, Camp Rock Just Dance, w związku z czym, nie mogła pociągnąć tematu, ale jeszcze się nadarzy okazja, na razie tańcujemy. - Wooohooo! - Zawołała, składając dłonie w, hm, trąbkę? Rulon? Rurkę? Przy ustach, jakby to mogło jakkolwiek pomóc jej przekrzyczeć gwar i muzykę. Zerknęła w stronę Marli, przygotowując siebie mentalnie i swoją przeponę fizycznie, na przepotężny okrzyk wingmana. - Spójrzcie na Caira! Dirty Dancing! Wirujący Seks! Habba habba! Dajesz łysa pało! - Jak już zostało wspomniane w sekcji ciekawostek karty Sophie, nie była najlepsza w dirty talk, nie tylko w kierunku swoich sympatii, ale również jako wingwoman. Może miało to swój urok? Albo jakiś mały procent działania? Wyjęła po chwili kilka drobniaków z kieszeni dresu, rzucając po kolei w Kaira, udając, że to banknoty, wykonując gest iście raperski. Może kogo innego by to bolało, gdyby tak dostał ciężką monetą, ale czy taki niedźwiedź cokolwiek poczuje? Nie wydaje mi się.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Choroba:nieaktywna, może potem aktywuje Strój: z klasą jak zwykle
Przed wyjściem również żywo towarzyszyłem @Andrew Park w układaniu fryzury, jeszcze zanim nie zniszczyliśmy się przesadnie biforkiem. Nawet podałem mu kilka swoich najróżniejszych specyfików do włosów, niepewny czy moje magiczne żÉlé do loków będą odpowiednie dla Parka, ale warto spróbować. - Świetnie. Mów najpierw, że jesteś Andrzej O'Donnell, mąż Marli O'Donnell, poczekaj chwilę niezręcznych sekund w ciszy, a potem dodaj że Twój kochanek to Hariel Whitelight i patrz jak srają ze strachu - szkaluję jeszcze bardziej moją psapsi, wyciągając więcej rad z kapelusza zanim nie wejdziemy do nowej meliny Maxa, gdzie grzecznie się witam (no dwie trzecie z naszej ekipy są uprzejme). - Całe szczęcie, że ja i Andrzej jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi - mówię do @Maximilian Felix Solberg i klepię mojego towarzysza po ramieniu. - I jedynymi kulturalnymi - dodaję jeszcze machając na pochmurnego jak chmura burzowa Bazylego i Marlę, która właśnie kłóciła się z facetem od baru. A tu mój kompan mimo naszego stanu z taką klasą wymienił formalności z Maxem. Aż czule głaszczę włosy Andrzeja na jego wybitne zachowanie, starając się też nie popsuć mu grzywy. - Max, musisz do nas potem dołączyć, więc Cię z pewnością zawołam na swój występ - dodaję na temat tańców na rurze i macham na pożegnanie rozchwytywanemu królowi imprezy. - Nie ufam mu. Na Twój taniec go nie zawołam - dodaję krzycząc na ucho Andrzejowi, kiedy Solberg ulatnia się gdzie próbując oddychać przez torebkę z Bazyliuszem czy co tam robili. Max miał po prostu chcąc nie chcąc wygląd lubieżnika. W końcu przepychamy się zygzakiem do baru, zamawiam kilka kieliszków różnych rzeczy, bo już na powiedzonko, że nie można mieszać, dawno za późno. - Już, już, pijemy, nie klnij na mnie - mówię do Parka i prawdopodobnie po raz pierwszy od początku imprezy przestaję się na nim opierać, tylko dlatego że musimy popić kilka kieliszków przy barze. - Hej, czemu masz takie łatwe imię? - pytam jeszcze Andrew kiedy kończymy picie i postanawiamy iść się gibać. Zgarniam po drodze @Marla O'Donnell, żeby już kończyła to szczucie obcego typa. Już tanecznym krokiem podchodzimy znowu we trójkę do parkietu. Już jesteśmy praktycznie przy rurze, a obok wywijał jakiś gigantyczny ziomek, zaś @Sophie Oh krzyczała coś jak szalona i rzucała w niego hajsem. Może to prawdziwy striptizer? Nie wiem, ale w przypływie świetnej zabawy wyjmuję z kieszeni kilka galeonów i rzucam do @Cairo Kelly Morgan. - Idzie mu naprawdę nieźle, powinien mieć Habba habba jako pseudonim artystyczny - komentuję do Marli i Andrew oraz najwyraźniej Sofi, jakbym co najmniej był w jury tego tańca z czarodziejami. - Andrzej, lubisz takich umięśnionych chłopów? - pytam nagle czujnie i w razie czego kładę dłoń na oczach ziomka, zasłaniając mu ewentualnie zbyt pociągający widok. - Marla lubi wszystko co się rusza. A najlepiej metamorfomagów, żeby się nie nudzić - dodaję jeszcze świetną ciekawostkę na temat przyjaciółki i macham głową do przyjaciółki, by zabierała się za dzikie pląsy.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Wyszło tak, że w końcu mieliśmy razem z @Atlas M. O. Rosa przejść się po barach. Zaczęliśmy w jakimś marnym Hogsmeade, bo mieliśmy jak boomery kupić sobie po kilka piwek, a potem zasnąć w domku grzecznie po dwunastej. Gdzieś między jednym a drugim piwkiem postanowiliśmy się przejść dalej i nie wiem jakim cudem wylądowaliśmy w Londynie. Szczerze mówiąc - Atlas mógłby mnie dziś namówić do wszystkiego. Bo sam nie wiem kiedy zaczynałem czuć przy nim jakiś niepohamowany pociąg, jednak nie taki zwyczajny, związany z jego wyglądem. Bo oprócz tego, że napawałem się towarzystwem mojego ziomka, próbując się powstrzymywać od tęsknych spojrzeń, to na dodatek z każdą minutą coraz bardziej przypominałem obie o swoim wieku i tym jak kiepsko wyglądam w jego obecności. I może miałem przebłyski, że to pewnie jedna z tych chorób ciągnących się po szkołach tak to ogarniająca mnie gorycz nieodwzajemnionej miłości, była zbyt silna po alkoholu, bym mógł to sobie często powtarzać. Zostałem więc z takimi przebłyskami pamięci. Ale zamiast wrócić do domu, szedłem tam gdzie tylko zapragnął Atlas. A tym razem był to jakiś bar, który właśnie otworzyli. Liczę na to, że zagubimy się gdzieś w tłumie osób. Zapominając, że przecież mojego kompana nie sposób było nie zauważyć. Podbijamy do baru, a ja zamawiam coś z whisky i dopiero teraz rozglądam się po klubie. Potrzeba mi trochę więcej czasu niż zwykle by poskładać wszystkie fakty do kupy. Mój mózg nieustannie zmaga się z czarnymi myślami przysłaniające mi logiczne myślenie. Dlatego dopiero po jakimś czasie orientuję się w sytuacji. - Atli! Musimy uciekać - oznajmiam i łapię przedramię przyjaciela, po czym próbuję schować się za nim. - Wiem kto jest właścicielem tej knajpy, wpadniemy na miliony uczniów - oznajmiam z lekką paniką. - Patrz to moja prefektka! Udawaj, że Cię nie ma! - dodaję mu na ucho i pokazuję na Marlę stojącą z Salazarem. Chowam się tak, by bar mnie całkowicie zasłaniał i na wszelki wypadek zakrywam się kurtką. Mam nadzieję, że mój kompan równie skutecznie próbuje się ukryć co i ja.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Oczywiście, że nie mógł pominąć tak ważnego wyjścia. Spotkania. Czy coś tam, mniejsza o to, w każdym razie nie mógł po prostu zostawić swojego imiennika na pastwę losu, więc bez zbędnego gadania wyciągnął Longweia z domu. Nie zamierzał wyjaśniać mu, dokąd dokładnie idą, wspomniał jedynie, że całe to przyjęcie jest ważne dla jego znajomego, kumpla, przyjaciela, czy jakkolwiek mógł nazywać Solberga. Byli ze sobą stosunkowo blisko, choć nigdy nie zwierzali się sobie z problemów, jakie ich ścigały, więc miał spory problem z tym, żeby powiedzieć, kim był dla niego tego skończony świr. To nie miało jednak aż tak wielkiego znaczenia, a on wychodził z założenia, że najzwyczajniej w świecie nie może pominąć tak ważnej sprawy dla swojego narzeczonego, więc po prostu spakował Huanga pod pachę i zabrał ze sobą, obiecując mu, że tym razem nie będzie tak źle, jak poprzednio. - Obiecuję, że będę cię przy sobie trzymał, żebyś nie musiał krztusić się ogórkami albo pić czegoś, co cię zabije, kiedy tylko na to spojrzysz – powiedział, uśmiechając się do niego zaczepnie kącikiem ust, a później bez najmniejszego skrępowania złapał go za rękę, splatając z nim palce i mrugnął do niego zaczepnie. Ostatnią rzeczą, jaką Max by zrobił, to zarzucił żart, który ciągnął się za nimi już od kilku miesięcy. Był przyczyną dziwacznych sytuacji, w jakie udało im się do tej pory wpakować, ale jednocześnie student musiał przyznać, że właśnie to pozwoliło mu nieco ustabilizować swoją spapraną głowę. Zadziwiające było to, że Longwei nie tylko umiał go zrozumieć, ale nawet wyciągał z niego rzeczy, o jakich zazwyczaj nie mówił. Nie wiedział oczywiście wszystkiego, bo choćby sprawę dotyczącą swojego pochodzenia Max zachował dla siebie, dzieląc się tym jedynie z Olą i profesorem Walshem – zresztą w sposób całkowicie idiotyczny, po pijaku, kiedy nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. To jednak nie zmieniało tego, że w jakiś sposób zdołali się z Huangiem dogadać i Max naprawdę nie zamierzał wycofywać się ze swoich posranych pomysłów, czy wygłupów, które powodowały, że w jakiś sposób nadal trzymali się blisko siebie. Teraz pociągnął go za sobą, kiedy znaleźli się już przed klubem, a później uśmiechnął się pod nosem, orientując się, że wpadli faktycznie w sam środek imprezy. Miał świadomość, że Huang raczej nie spędzał zbyt wiele czasu w podobnych miejscach, więc jedynie zacisnął mocniej palce na jego dłoni, trzymając go blisko siebie, mając dziwne przeświadczenie, że jeśli tylko go zostawi, to ten wpakuje się od razu w jakieś problemy. To było fascynujące, że Longwei naprawdę umiał wdepnąć w sam środek jakiegoś bagna, idąc całkiem prostą i pewną ścieżką, że ładował się w kłopoty, chociaż dookoła nich zdawało się świecić słońce. Poza tym Max był pewien, że jeśli tylko go tutaj zgubi, będzie później miał problem, żeby go znaleźć. - Następnym razem skołuję smycz – stwierdził jeszcze, przypominając Longweiowi z rozbawieniem, jak się do niego poprzednim razem przypiął, a później rozejrzał się w poszukiwaniu swojego imiennika. Zamiast niego dostrzegł kadrę profesorską, o ile coś mu się już nie rzuciło na łeb, po czym pomachał do @Marla O'Donnell, mając nadzieję, że będzie im dane czegoś się napić, żeby później wywrócić oczami. Gdzie jesteś, imienniku? Nie wiedział, gdzie dokładnie polazł @Maximilian Felix Solberg, ale równie nieświadomie przekazał mu w tej chwili te rozważania, tę prostą myśl, że ten gdzieś mu się zgubił, a on tutaj go szukał, łaził po okolicy, żeby się z nim przywitać, przedstawić mu Huanga, którego cały czas trzymał blisko siebie, nieświadomie przesuwając kciukiem po jego dłoni. Starał się w tym czasie nie myśleć o tym, co kiedyś powiedział mu Finn, wiedząc, że każdy człowiek inaczej podchodził do kwestii związanych z bliskością i całym tym syfem. Ostatnie czego teraz potrzebował, to kolejne grzebanie w swoich problemach, więc po prostu trzymał się prostej zabawy, zauważając, że tej na pewno miało im tej nocy nie brakować. Ciekaw był, czy ostatecznie będzie musiał zawlec Longweia do domu, albo zanieść go tam, jak śpiącą królewnę, ale było to coś, co mógł zrobić. Co prawda zapewne później nie dałby mu żyć przez kolejne kilka dni, ale nie zostawiłby go gdzieś po drodze, nie mówiąc o tym, że musiałby zapewne powstrzymać go przed próbą teleportowania się. - No i gdzie jest ta głupia morda – mruknął, rozglądając się dalej za swoim imiennikiem.
O, jak cudownie było słyszeć tyle miłych słów. - Uff... - wypuściła głośno powietrze w żartobliwym tonie, pokazując jak bardzo ulżyło jej, że tu wszystko jest legalnie. Czy w to uwierzyła? No, prawie. Chciała uwierzyć. Uśmiechnęła się szeroko, słysząc, że roślinka zostaje doceniona. I zaczerwieniła się, otrzymując kolejny pocałunek w policzek. Ariadne przytaknęła, gdy zaoferował zwiedzenie czeluści Pure Lux, dając się zaprowadzić do piwnicy z kotkami z eliksirami. Felix traktował to wszystko bardzo poważnie i dojrzale, nie robiąc niczego na tak zwane odwal się. - To chyba zabrzmi głupio, ale jestem z Ciebie dumna. - wyznała, odwracając wzrok na dłuższą chwilę nim powróciła do felixowej twarzy. Chłopak był od aurorki młodszy, a już posiadał własny biznes, który prezentował się naprawdę świetnie. Może to będzie klucz do osiągnięcia spokoju ducha? Coś, co w końcu przyniesie szczęście, a nie smutek. Z lekkim wahaniem Ariadne zbliżyła się do swojego towarzysza, po czym wspięła się na palcach i otuliła jego szyję ramionami. - Nie stresuj się, też powinieneś się dziś dobrze bawić. Wyszeptała to ciepłym tonem, chcąc uspokoić bijące głośno serce chłopaka choćby na kilka chwil. Przytulała Felixa tak długo, jak tego potrzebował. Wiedziała, że dzisiaj czas dla niego gna jak stado buchorożców. Wszystko musiało go bardzo przytłaczać. Na pewno nawet teraz już ktoś na sali go szukał. Całą noc będzie zajęty... I warto, aby pamiętał, że on też zasługuje przecież na chwilę relaksu. Dlatego Wickens nie zamierzała dłużej męczyć go swoją osobą. Odsunęła się powoli, dalej jednak trzymając jedną dłoń na ramieniu właściciela klubu. - Muszę iść obczaić ten basen... Czy to prawda, że jesteś autorem eliksiru zmieniającego w syrenę? Jeśli tak to WOW. - pokiwała głową, bo zrobiło to na niej kosmiczne wrażenie, jak tylko usłyszała rozmowę niektórych gości imprezy. Tym razem to ona odważyła się i złożyła delikatny pocałunek na felixowym policzku, zostawiając na nim nikły ślad czerwonej szminki, którą posmarowała usta. Pożegnała się z nim uśmiechem i powróciła na górę. Na szczęście nie pogubiła się po drodze i niebawem znów stanęła wśród roześmianych i rozkrzyczanych ludzi. Trochę się jednak wstydziła wskakiwać do basenu przy tylu osobach. Nigdy czegoś takiego nie robiła! Stanęła więc na uboczu, na razie obserwując twarze mijających imprezowiczów, ciekawa czy kogoś rozpozna. A i owszem, rozpoznała @Basil Kane kierującego się do wydzielonej dla palaczy strefy, gdzie pewnie by się udusiła po kilku sekundach; panów poznanych na warsztatach - @Atlas M. O. Rosa i @Huxley Williams, do których skinęła uprzejmie głową; @Salazar Morales na którego kompletnie nie wiedziała jak zareagować, więc udawała, że wcale go nie widziała. Stała jak kołek, podpierając ściany.
Pożyczanie portfeli było w jego wykonaniu taką lekkością i gładkością, a na tej mordzie zakazanej taka niewinna mina, że przecież panie władzo, on tam sam do tej ręki wpadł, jak bum cyk cyk. Nic to jednak nie ważne, portfel ogołocony, na barze porzucony nieważny, te szoty, których przecież nie poczuł w tej kupie mięśni nieważne, nawet dresik różowy Sophie, który mu migał, kiedy tak wirował nieważny. No, może @"Marla O"Donnell" dalej ważna, ale wczutę w tańce miał taką, że nie umiał nawet sprecyzować, gdzie jest lewo, a gdzie prawo, a co dopiero gdzie jest ta gąska, co to on do niej serduszka w oczach miał. Gdyby ktoś Kairowi kazał tańczyć walca, tango milonga, to byłoby cierpieniem nie tylko dla niego, stóp partnerki, ale także oczu i duszy każdego, kto zdecydowałby się taki performens oglądać. Ale Kair dorastał w mugolskich techno-klubach pod Manchesterem, podrostek przemykający po parkiecie, wyciągający ludziom kasę z kieszeni, ale też i przecież całą rodziny część od strony matki miał cygańską, więc lubił muzykę. Pląsać lubił, czuć jej rytm, zawsze tańcząc, bawił się świetnie, a jego gabaryty, tak długo, jak nikt nie próbował kazać mu trzymać jakiejś formy czy odstawiać konkretnych figur, nie stały na przeszkodzie temu, by poruszać się rytmicznie. Z głowy na barki, z barków na plecy, hyc myk pyk, fiku miku, zaraz na nogi, ręka jak złamana, nakurwia węgorza, nana nana nana. Dzięgi podzwaniają, Kair nawet na chwilę, w tych odważnych pląsach, nie zgubił z pyska nieodpalonego papierosa, a to należy zauważyć i uznać jako umiejętność wyższą. Wyszczerzył zęby do widzów swojego niebywałego performensu, ale był już w swoim świecie, w swojej muzyce i pląsał, więc się tylko za partnerką rozejrzał. - A Ty co tak sie lenisz. - zawołał do @Sophie Oh, natychmiast łapiąc ją za jej trąbkę, rurkę czy tam tutkę ręczną i zawinął nią pirueta, niemal odrywając ją od ziemi. Z lewej, z prawej, na jedno ramię, na drugie, dobrze, że piła tylko wodę, bo zbełtałaby się na kolorowo. - Ty, musimy iść na syrenki! - krzyknął do niej tubalnie, kiedy akurat kręcił nią tak, że jej głowa była bliżej jego ust.- Będę super syrenką! - zapewnił, a widok ten zapewne gościom długo nie zniknie z pamięci.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Po ostatniej imprezie, gdy naprawdę nie wiedział, co się dzieje, a do tego towarzyszył niemal ślepemu przyjacielowi, Longwei wolał unikać podobnych spotkań. Jednak nie był w stanie odmówić Maxowi, gdy ten wyciągnął go z domu, widząc, że ten naprawdę chciał iść tam wspólnie. Dodatkowo impreza nie wydawała się naprawdę złym pomysłem, aby i on, choć na moment przestał myśleć o pracy, o tym, jak gubili i na nowo łapali trop hodowli, z której ratowali ostatnio smoki. Uśmiechnął się lekko, słysząc jego zapewnienia, samemu poprawiając marynarkę wolną ręką. Przez chwilę wahał się, czy powinien wrócić do mieszkania po rękawiczki, ale nim zdołał cokolwiek zrobić, został złapany za rękę. - W takim razie musiałbyś mnie cały czas trzymać i nie puszczać nawet na moment - odpowiedział zaczepnie, nie czując skrępowania przez splecione wspólnie palce. Ostatecznie byli razem przez dziwnie pokręcone zdarzenia, a pamiętając, co działo się na przyjęciu urodzinowym, Huang nawet cieszył się z takiego rozwiązania. Czuł się spokojniej, mając pewność, że nie zostanie nagle sam pośród osób, których z pewnością nie znał i choć zwykle nie miał problemów z nawiązywaniem znajomości, najczęściej wiązały się z jakimś bałaganem. Widząc klub, do którego mieli wejść, Longwei przez moment zawahał się, ale zaraz został pociągnięty dalej, więc jedynie mocniej zacisnął palce na dłoni Maxa, aby przypadkiem go nie puścić. Rozglądał się przy okazji po wnętrzu, dostrzegając, jak wiele pracy musieli właściciele włożyć w to miejsce. Wyglądało dość nowocześnie, luksusowo i sugerowało drogie drinki, choć biorąc pod uwagę gości pubu, ceny mogły nie być tak wygórowane. Krótko mówiąc, wnętrze zachęcało, żeby się zabawić i nawet Longwei rozglądał się z zaciekawieniem i lekkim uśmiechem na twarzy, aby po chwili zakrztusić się powietrzem, gdy tylko usłyszał Maxa. - Zawsze można zapytać twojego znajomego, czy czegoś nie ma, bo chyba pasowałoby do wystroju… Albo mogę przywołać krawat - odpowiedział prosto, starając się zignorować fakt, jak bardzo paliły go uszy. Mimowolnie przesunął spojrzeniem na szyję Brewera, zaciskając mocno palce na jego dłoni, gdy tylko wyobraził sobie skórzany pasek owinięty wokół jego szyi z metalową klamrą i łańcuch - jak smoki pod ich opieką, gdy próbowali je uspokoić, przed podaniem leków. Odchrzaknął, odwracając głowę, aby nie dać się ponieść tak niespodziewanym myślom. Rozglądał się wokół, szukając znajomych twarzy, mając wrażenie, że niektórych rozpoznaje, ale nie czuł potrzeby podchodzenia do nich. Czuł, jak Max przesuwa kciukiem po jego dłoni, więc jedynie zbliżył się do niego, opierając się bokiem o jego bok, chcąc zapewnić go, że naprawdę jest obok. Nie wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że właśnie o to chodziło w tym niespodziewanym ruchu, a skoro mieli się bawić, obaj musieli być spokojni. - Nie wiem… Ja ostatnio właściciela klubu poznałem za barem, gdy przypadkiem zostałem barmanem… Mówiłem ci? Nauczył mnie robić michelade - odpowiedział, nachylając się nieznacznie do ucha Maxa, przypominając sobie sytuację z początku listopada, gdy poznał Salazara. Zaraz też dodał, że może kiedyś zrobić tego drinka Brewerowi, gdy będą w mieszkaniu.