C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Klub założony przez Maximiliana Solberga i Lucasa Sinclair, nastawiony głównie na drinki i dobrą zabawę. Z głośników cały czas leci muzyka, a na podestach można dostrzec zgrabne tancerki i tancerzy. Choć wystrój może wydawać się luksusowy, bar nie jest nastawiony tylko na taką klientelę. W piwnicy znajduje się laboratorium eliksirowarskie Maxa, gdzie chłopak warzy eliksiry, jakie dodawane są do ich autorskich drinków. Jeżeli macie dobry kontakt z właścicielami możesz zaopatrzyć się u nich w niektóre z magicznych mikstur. W klubie znajduje się również V.I.P room, a to co się tam dzieje, zostaje w ścianach tego pomieszczenia. W każdy piątek w klubie zatrudniany jest dj puszczający muzykę na żywo.
Autorskie drinki:
Stworzone przez chłopaków magiczne koktajle z dodatkiem warzonych przez Maxa eliksirów:
„Spokojna głowa” - Whisky sour z dodatkiem eliksiru spokoju
„Płonący Feniks” – Rum z pomarańczami, przyprawami i eliksirem pieprzowym dobry na zimowe wieczory i przeziębienia
„Szczęście początkującego” – Blueberry lavender coctail z paroma kroplami felix felicis
„Piąty wymiar” – Klasyczne martini z dodatkiem do wyboru: eliksiru otwartych zmysłów lub eliksirem tęczowym
„Pierwszak” – Mojito z eliksirem młodości
„Grom z jasnego nieba” – Espresso martini z dodatkiem do wyboru: gromu, eliksiru czuwania lub euforii
„Tłuczek Brooks” – Przepalanka Avgusta z dodatkiem eliksiru bełkoczącego
Amarlena - Tani, a raczej najtańszy winiacz dostępny w dwóch odsłonach: Brzoskwiniowy podawany z krakersami oraz Wiśniowy podawany z chipsami.
Kostki na eliksiry spod lady:
W klubie można zaopatrzyć się też w niektóre z magicznych mikstur przygotowywanych przez Solberga. Asortyment uwzględnia wszystkie eliksiry zawarte w autorskich drinkach oraz: migrenowy, po-zatruciowy, regenerujący, dictum oraz nopuerun. Chłopaki nie sprzedają eliksirów zaawansowanych i specjalnych.
1,2,6 – dostajesz cokolwiek poprosisz w cenie równej 50% ceny spisowej 3,4,5 – niestety to nie jest Twój szczęśliwy dzień, nie dostajesz nic.
Urodziny Harmony:
Urodziny Harmony Seaver
Nadszedł dzień wielkiego święta. Siedemnaste urodziny to wydarzenie, które trzeba odpowiednio celebrować i Max bardzo dobrze to wiedział. Klub Pure Lux został przygotowany tak, by każdy znalazł coś dla siebie. Siedem sal zostało podzielone tematycznie na siedem kontynentów. Główne pomieszczenie, gdzie znajduje się parkiet, jest centrum całego wydarzenia. Goście mogą śmiało poruszać się po całym lokalu, a jedynie wstęp do Maxiowego laboratorium jest surowo wzbroniony i pilnowany przez pracowników. Główny bar został opłacony, więc kosztami picia, tak samo jak żadnej innej rozrywki nie musicie się przejmować. Na start każdy otrzymuje kieliszek szampana, by wspólnie wznieść toast na cześć solenizantki. O północy wjeżdża tort, więc zostawcie sobie na niego trochę miejsca i bawcie się dobrze!
To tutaj pojawia się każdy z gości, po przekroczeniu progu "Luxa". Wszędzie widać lód i śnieg, a tu i ówdzie można spotkać bardzo realistyczne psingwiny. Tylko Solberg wie, że jeszcze godzinę temu, były to bezdomne koty, wyłapane na Pokątnej. W sali Antarktydy znajduje się ogromny parkiet i podest dla DJa. Tutaj też mieści się główny bar i pierwsza z niespodzianek. Uwaga, wieje tutaj chłodem!
Atrakcja
Tam, gdzie zazwyczaj widać podesty dla tancerzy i tancerek, teraz znajduje się lodowisko! Przed wejściem, każdy może wybrać lub wylosować łyżwy, jakie na siebie założy. Ich rozmiar magicznie dopasowuje się do nogi łyżwiarza.
1.Różowe - Sunąc po lodzie czujesz niezwykłą lekkość. Twoje ostrza delikatnie topią pierwszą warstwę lodu, a kropelki wody unoszą się i wirują wokół Ciebie, jakby tańczyły w rytm Twoich ruchów. 2.Niebieskie - Zostawiasz za sobą lodowe ślady. Twoje ruchy sprawiają, że za Tobą pojawiają się lodowe wzory kwiatów i winorośli. 3.Złote - Pisane Ci jest błyszczeć! Gdy tylko założysz łyżwy na nogi, Twój strój zamienia się W sukienkę konkursową i owszem, magia nie patrzy na to, czy akurat nie jesteś chłopakiem! 4.Białe - Gdy tylko dotykasz stopą lodu czujesz, jak całe Twoje ciało zostaje ogromnie obciążone. Nic dziwnego, bo właśnie znalazłeś się w bardzo realistycznym przebraniu Morskiego Olifanta! 5.Holograficzne - Początkowo masz wrażenie, że oprócz zajebistych łyżew, nic więcej Cię nie spotka. Nic bardziej mylnego! Gdy tylko wykonasz pierwszy zakręt, nad lodowiskiem pojawia się magiczny reflektor, który podąża za Tobą aż do zejścia z lodowiska. 6.Cytrynowe - Zdecydowanie nie da się Ciebie pominąć! Twoje łyżwy, przy każdym kontakcie ostrza a lodem, wydają dźwięk, niczym piszczący nos klauna!
Jedzenie i napoje
Kuchnia jest niezwykle prosta i oparta głównie na rybach i rozgrzewających napojach.
1. Plumki - Do wyboru smażone, pieczone i duszone. Podbijają zdrowie każdego, kto je zje! 2. Potrawka Moczygęby - Obowiązkowa dla każdego imprezowicza, skutecznie niweluje skutki zbyt dużej ilości wypitego alkoholu. 3. Wściekłe kałamarnice - Dzięki nim jesteś w stanie wytrzymać pod wodą nawet pół godziny! 4. Lodowe gwiazdki - Lekkie niczym śnieżny puch deserki, w kształcie płatków śniegu. Sprawiają, że włosy tego, kto je skosztował, stają się białe. 5.Ognista Whisky 6.Rum porzeczkowy 7. Samogon
Afryka
W tym pomieszczeniu odnajdą się Ci, którzy wolą zdecydowanie bardziej gorące klimaty i chłodne drinki. Wszędzie widać skóry zwierząt i palmy, a z boku znajduje się mała "oaza". Odważycie się sprawdzić, czy to w środku, to na pewno woda? Tutaj możecie rozkoszować się przede wszystkim muzyką graną na różnego rodzaju bębnach.
Atrakcja
Każdy, kto napije się z "Oazy" może liczyć na niespodziewany efekt! Rzućcie k6:
1. - Twoja skóra robi się grubsza, a zamiast nosa wyrasta Ci trąba! Może bycie ludzką hybrydą słonia nie jest najbardziej atrakcyjne, ale przynajmniej możesz wypić o wiele więcej nim się całkiem upijesz! 2. - Nie wiesz jak, nie wiesz dlaczego i nie wiesz kiedy, ale posiadłeś cudowną moc, wykonywania magicznej sztuczki! Za każdym razem, jak sięgniesz czyjegoś ucha, w Twojej dłoni pojawia się banan. 3. - Uff, jak tu gorąco! Przez następne trzy posty czujesz niesamowite ciepło i nie możesz myśleć o niczym innym tylko o tym, że chcesz zrzucić z siebie ubrania! 4. - Próbujesz napić się z magicznego źródełka, a to, zamienia się w Twoich dłoniach w piasek. Jednak nie byle jaki, bo jak się lepiej przyjrzysz, zdajesz sobie sprawę, że to brokat w wyjątkowo oryginalnym kolorze! Od Ciebie zależy, jak go wykorzystasz. 5. - Gorąca atmosfera zdecydowanie się podgrzała, a to wszystko za sprawą dolanej do Oazy Amortencji. Kto dziś będzie Twoim wybrankiem? Efekty odczuwasz przynajmniej przez 3 posty. 6. - Trafiło Ci się coś zdecydowanie mniej.... Oczywistego. Po napiciu się, zaczynasz widzieć świat we wszystkich kolorach tęczy, a czas jakby dla Ciebie spowolnił się dwukrotnie. Efekt odczuwasz przynajmniej przez 3 posty.
Jedzenie i napoje
Tu królują owoce i słodkie drinki. Jeśli szukasz orzeźwienia, podjedź do ustawionego pod ścianą bufetu!
1. Plater owoców - Tu żadnej zagadki nie ma. Na platerze znajdziecie każdy orzeźwiający i egzotyczny owoc, jaki możecie sobie wymarzyć. 2. Malinowy zawrót głowy - Czujesz, że samemu to nawet żal się wysikać. Zdecydowanie potrzebujesz kontaktu fizycznego z drugą osobą. 3. Banabongo - Niewielkie babeczki bananowo-cynamonowe sprawiające, że każdy kto je zje, nie może powstrzymać się od śpierwania! 4. Miętowy memrotek 5. Malinowy znikacz 6.Łzy Morgany Le Fay
Ameryka Północna i Ocean Spokojny
Lądujecie w kolorowym świecie majów i azteków. Wszędzie jest ciemno, a w mroku widać tylko fluorescencyjne symbole i maski. Na podeście w kształcie azteckiej piramidy króluje DJ, zapuszczający techno wymieszane z tradycyjną muzyką tych ludów. Czegoś takiego na pewno jeszcze nie słyszeliście. Wiecie natomiast, że jest to jedyna taka dyskoteka w całym kraju! U podnóży piramidy stoi basen, gdzie każdy, po wypiciu eliksiru, może poczuć się jak prawdziwa Syrenka z Karaibów i potańczyć w wodzie!
Atrakcja
Kiedy balujesz u Solberga musisz liczyć się z tym, że zmienisz się w coś, lub kogoś innego. Tym razem, klasycznie postawił na syreny, ale tylko on wie, że pozmieniał nieco receptury na Somnium i każda fiolka jest nieco inna. Rzuć k6, by zobaczyć, co trafi się Tobie! UWAGA! Maxiowe syrenki nie posiadają ubrania na górną część ciała!
1. - Zdecydowanie jesteś najbardziej oryginalną syreną na imprezie. Zamiast jednego ogona, wyrastają Ci dwa, a każdy z nich ma inny kolor. Jaki? Pierwszy ogon to barwa Twojego ulubionego owocu, a drugi - kolor Twojego ulubionego kwiatu. 2. - Idealnie wpasowujesz się w klimat tego miejsca. Na Twojej twarzy pojawia się makijaż w kształcie azteckiej maski i zarówno on, jak i Twój ogon, są fluorescencyjne! 3. - Jesteś najbogatszą syreną w tym bajorku! A przynajmniej z pozoru. Całego Ciebie obrzuca biżuterią z... Czekoladowych monet! 4. - Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Ty - syrenka na speedzie! Nie potrafisz ustać w miejscu. Musisz cały czas się ruszać. Dobrze, że DJ gra do końca imprezy! 5. - Trafiła Ci się prawdziwa córa pirata i ryby. Zaczynasz bajdurzyć, co Ci ślina na język przyniesie, a do tego klniesz jak prawdziwy syn morza. 6. - Ty jesteś dziś piękniejsza! Działasz na najbliższą osobę w otoczeniu, jak Amarlena na żula. Przyciągasz do siebie głosem, wyglądem, a nawet samym spojrzeniem.
Jedzenie i napoje
Jak Ameryka Północna to zdecydowanie potrawy dobrze przyprawione i czekolada. Ogrom kakao wręcz, bo jedna ze ścian tworzy wodospad z płynnej czekolady. Tak, idealnie się do niego zmieścisz.
1. Nacho z Sirachą - Coś dla fanów pikantnego jedzenia i pikantnego humoru! Kojarzysz typowego wujka na imprezie i jego niewybredne zaloty? Tak, przez następne trzy posty to właśnie Ty, a żeby nie było wątpliwości, dostajesz nawet bujne wąsiko pod nosem! 2. Trytoni przysmak - Jestem królem dowcipów! Wszystko Cię bawi i co rusz przypomina Ci się jakiś żart. 3.Jambalaya - Stajesz się niesamowicie ciekawski i próbujesz wpychać wszędzie swojego nochala. 4. Czekoladowe serca - Kakaowe słodycze w kształcie anatomicznego organu odmładzają Cię o 10 lat! 5. Kakaowy likier - Słodki, acz wysokoprocentowy napój dodający wigoru. Dzięki niemu do końca imprezy na pewno nie zabraknie Ci sił na zabawę! 6. Tequila!
Ameryka Południowa
Kolejna sala zdecydowanie jest najbardziej kolorowa ze wszystkich. Trafiliście na prawdziwy, Brazylijski karnawał! Wszędzie pełno jest barwnych piór i ozdób, a pod sufitem latają papugi, które czasem przysiądą gdzieś na ramieniu i poskrzeczą komplementy do ucha.
Atrakcja
To miejsce to raj dla fanów zmysłowej samby! Na platformie ustawionej pośrodku sali czekają na was najlepsi tancerze "Luxa", gotowi wziąć was w obroty. Jest tylko jedna zasada, na podest nie ma wejścia bez tradycyjnego, karnawałowego stroju! Rzućcie k6 lub wybierzcie sami, jaki wam przypadł.
1.Biało-niebieski - Coś to nie jest Twój dzień. Gdy dotykasz dłoni tancerza czujesz, jak ogarnia Cię smutek. Wasza Samba to raczej Depresja niż żywy taniec rodem z karnawału. 2.Czarno-złoty - Wystarczy spojrzenie w oczy partnera do tańca i już wiesz, że magia zadziałała, bo.... Zamieniliście się płciami! 3.Purpurowo-srebrny - Wiadomo, że jak Samba to bioderka. Szkoda tylko, że Twoje odczepiły się od reszty ciała i dylają kilka kroków przed Tobą! Nie martw się, to tylko iluzja i mija gdy tylko zejdziesz z parkietu. 4.Żółto-zielony - Wstępuje w Ciebie dzika energia. Przebierasz nóżkami, jakbyś nie tylko był urodzony do tego tańca, ale też jakbyś leciał na jakiś wspomagaczach! Twój partner ledwo za Tobą nadąża! 5.Czerwono-beżowy - Zakładasz ten strój i czujesz się nagle dziwnie lekko. Nie powinno to być niespodzianką, bo Twój strój zmienił się z materiału w body paint. 6.Pomarańczowo-brązowy - Połączenie niczym pomarańcza w czekoladzie. Więc nie dziw się, że jak zejdziesz z parkietu każdy ma na Ciebie ochotę!
Jedzenie i napoje
1. Arepas bravas - Po zjedzeniu tego przysmaku, zostajesz pozbawiony wszelkich wątpliwości. Wstępuje w Ciebie niesamowita odwaga. Może to dobry moment, by zrobić to, czego się zawsze wstydziłeś? 2. Stek z kołkogonka w bąbelkowym sosie - Po zjedzeniu, gdy tylko się odzywasz, z Twojej buzi wylatują kolorowe bąbelki. 3. Roastatoes - Pieczone ziemniaczki, po których masz ochotę dissować wszystkich i wszystko wokół 4. Mocca brasiliana - Wyjątkowa kawa sprawiająca, że z Twoich ubrań wyrastają pióra, jak u egzotycznego ptaka, a Ty lewitujesz 5-10cm nad ziemią. 5. Matcha siłacza - Po wypiciu nawet kilku łyków, wstępuje w Ciebie niesamowita siła fizyczna. Może to czas ponosić solenizantkę na rękach? 6.Vino bambino - Czerwone, wytrawne wino sprawiające, że ten, kto się go napije, mówi do wszystkich zdrobnieniami jak do dziecka, lub szczeniaczka.
Australia i Oceania
Wszystkich tych, którzy wolą nieco bardziej przyziemne klimaty, zaprasza sala Australii i Oceanii. Tutaj znajdziecie swojskiego, mięsistego grilla i piwko. Dużo piwka!
Atrakcja
W tym miejscu czeka was stary, dobry konkurs picia piwa. Zasady są banalne. Każdy ma przed sobą 6 piwek i kto pierwszy je wypije ten wygrywa. Rzucacie 6xk100 i porównujecie z kostkami przeciwnika. Im mniejszy wynik, tym szybciej pijecie oczywiście!
Jedzenie i napoje
1.Stek z kangura w liściach eukaliptusa - Widzieliście kiedyś koalę? Jeśli tak, to wiecie czego się spodziewać, jeśli nie... Cóż, stajecie się spowolnieni i ledwo kumacie, gdzie góra a gdzie dół. Lekki haj bez palenia dla miłośników liści. 2.Wątróbka z cebuli - Potrawa była tak pyszna, że zapomnieliście kompletnie o zmartwieniach, które was gryzą. W waszej głowie pozostaje tylko szczęście! 3. Szaszłyki warzywne - Nawet na grillu znajdzie się coś dla wegetarian. Pieczone warzywka są idealne i lekkostrawne, ale nie zwykłe. Po tym smakołyku budzi się w was zwierzę. Jakie? Oczywiście, że kangur! Hopsacie wesoło wokół, bo chodzenie jest dla ludzi! 4. Australijski Stout - Mocne, ciemne piwerko, szybko uderzające do głowy. Po jego wypiciu, widzicie dużo lepiej w ciemności! 5. Wyspiarska IPA - Posiada lekko słonawy posmak morski i jest bardzo dobre na trawienie. W dodatku każdy, kto go spróbuje zaczyna widzieć wszelkie stoły i lady barowe jako deski do surfowania, na których koniecznie musi popływać! 6.Piwo figowe - Coś dla fanów smakowych trunków. Każdy, kto się go napije, nagle odblokowuje swoją wewnętrzną kobiecość, bez względu na płeć!
Azja i Ocean Indyjski
Sala Azjatycka czerpie bardzo mocno z japońskiej kultury. Nic więc dziwnego, że to jasne, kolorowe miejsce pełne słodyczy i oczywiście dobrej zabawy!
Atrakcja
Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że można tu wziąć udział w magicznym karaoke. Piosenek do wyboru jest mnóstwo, więc wybieracie co wam w duszy gra, ale to nie wszystko, bo musicie jeszcze wybrać swój mikrofon! Do tego rzucacie k6:
1. Mikrofon w kształcie syreny sprawia, że pokrywacie się łuskami, ale za to wasz głos jest wręcz nieziemski! 2. Mikrofon w kształcie pandy sprawia, że nagle stajesz się strasznie leniwy. Stanie? Za dużo wysiłku. Lepiej się położyć na czas wykonu i poturlać po scenie. 3. Mikrofon w kształcie łososia sprawia, że Twoje zmysły niesamowicie się wyostrzają. Jesteś w stanie wywąchać nawet zasikany zaułek przecznicę dalej! 4. Mikrofon w kształcie zouwu sprawia, że nie jesteście w stanie zaśpiewać żadnych słów. Za to przepięknie ryczycie do melodii. 5. Mikrofon w kształcie pająka sprawia, że zaczynacie dosłownie chodzić po ścianach w trackie wykonu. Tak, zyskujecie nadludzką przyczepność i możecie wykonywać triki o jakich zwykłym śmiertelnikom się nie marzy. 6. Mikrofon w kształcie pappara sprawia, że skrzeczycie okropnie. Co jak co, ale nie da się was słuchać i w końcu ktoś postanawia przegnać was ze sceny.
Jedzenie i napoje
1.Kokospanki - Po ich zjedzeniu masz wrażenie, że śnisz, ale to tylko halucynacje. I to jakie! Widziałeś kiedyś kosmitów zrobionych z rożków lodowych? A może ściana wyznawała Ci sekrety Twoich przyjaciół? 2.Cukrowe grzybki shitake - Po czymś takim nie ma opcji na realny świat. Cukier rozpuszcza się na Twoim języku, a Ty zaczynasz podróż do piątego wymiaru. Jesteś pewien, że zaraz sam Merlin zdradzi Ci tajemnice wszechświata. 3.Marcepanowe smoki - Słodkie jak miód, ale w ustach pieką jak chili. Nic dziwnego, że po nich ziejesz ogniem. Nie martw się, nie zabijesz nikogo, bo ten ogień łaskocze każdego, kto się na niego napatoczy. 4.Wino palmowe 5.Sake 6. Mleczne koktajle - Słodkie napoje w każdym smaku, jaki można sobie wyobrazić. Stawiają na nogi lepiej niż nie jeden energetyk.
Europa i Ocean Atlantycki
Ostatnia sala przenosi nie tylko w miejscu, ale i czasie. Trafiacie na strawę do średniowiecznej Europy. Na wejściu do pomieszczenia wasze stroje zmieniają się w zbroje, ale nie ma co się martwić, są one leciutkie, niczym z lnu i wcale nie ograniczają ruchów i możliwości zabawy!
Atrakcja
W takim miejscu można robić tylko jedno! Zostaliście zaproszeni do turnieju o pukiel włosów solenizantki. Zwycięzca może być tylko jeden! Żeby go wyłonić dobieracie się w pary i rzucacie literką. Im bliżej J, tym lepiej wam idzie. Dwie osoby z literką najbliżej A odpada z turnieju i tak do momentu, aż zostanie ostatni rycerz na polu bitwy. Uważajcie tylko, bo walczycie niezwykle śmiertelną bronią! Gumowymi łyżwami!
Jedzenie i napoje
1. Do wyboru, do koloru! Przygotowano zarówno zwykłe z mięsem, ruskie, z grzybami, ale także z magicznym nadzieniem. Rzuć k6, jeśli się na nie decydujesz: 1, 6 - z serem! Ślimak, ślimak pokaż rogi, dam ci sera na pierogi... Po ich zjedzeniu wyrastają Ci ślimacze czułki. Powinieneś uważać na swoje oczy, które znajdują się na ich końcu i przyzwyczaić do nowego punktu widzenia. 2, 5 - z dziczyzną! Pierogi dla prawdziwego faceta, a dowodem na to jest potężne poroże, które wyrasta po ich zjedzeniu. 3, 4 - ze śliwkami! Nawet jeśli nie jesteś fanem pierogów na słodko, musisz przyznać, że te są naprawdę pyszne. Zresztą widać od razu, że zostajesz ich fanem - Twoje ciało przybiera intensywny fioletowy kolor. Efekty utrzymują się przez 3 posty. 2.Nadziewany łabędź - Przysmak dawnych lat, ale działający do dziś. Stajesz się po nim giętki aż nadto. Jakby ktoś wyparował Ci trochę kości z ciała. 3.Pieczone kasztany - Zgodnie z tradycją, to przepiękny afrodyzjak. Tak cudny, że nie możesz powstrzymać się przed podrywaniem współimprezowiczów najbardziej żenującymi tekstami. 4.Różowy druzgotek 5. Papa vodka 6.Grzany miód z korzeniami
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Czw 7 Wrz 2023 - 21:40, w całości zmieniany 8 razy
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiele można było Maxowi zarzucić, ale jak już się brał za jakiś projekt, to oddawał mu całe swoje serce, a im więcej miał kłopotów, tym bardziej rzucał się w wir pracy. Patrząc na życie nastolatka nic więc dziwnego, że klub był tak dopieszczony mimo, że przecież chłopak był jeszcze tak młody i powinien siedzieć z rówieśnikami w szkole, zamiast bawić się w samozwańczego biznesmana. Mimo całego stresu, obecność Ari wpłynęła na niego kojąco, co było tylko kolejnym czynnikiem, który pomógł mu podjąć decyzję, by wprowadzić ją do swojego królestwa. -Dzięki. Nie brzmi głupio. Wręcz przeciwnie. Rzadko to słyszę. - Przyznał nieco zawstydzony, ale wciąż podniesiony na duchu przez jej słowa. -Łatwo powiedzieć. Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę, by to wszystko wypaliło. - Objął ją w talii, podtrzymując wspiętą na palce sylwetkę, po czym wtulił się delikatnie w aurorkę. Czy było to niestosowne? Nie miał pojęcia, ale mało go to obchodziło. Może nie byli najlepszymi, starymi przyjaciółmi, ale ufał kobiecie i czuł się przy niej komfortowo, dlatego nie widział, czemu miałby powstrzymać się przed kilkoma ciepłymi gestami w jej stronę. Musiał zresztą przyznać, że gdyby sytuacja wyglądała inaczej, zapewne skorzystałby bardziej z tego momentu bliskości, ale po rozmowie z Basilem, którą dopiero co skończył, zdecydowanie nie miał zamiaru robić sobie więcej kłopotów i też nie myślał o podobnych akcjach, gdy w sercu czaił się strach i stres, a ciało wciąż było lekko obolałe, choć nie dawał tego po sobie poznać. -No... Tak. - Przyznał, rumieniąc się lekko. Po raz pierwszy nie ujmował sobie tego sukcesu, biorąc na klatę fakt, że w wieku zaledwie siedemnastu lat miał już na rynku własny eliksir. -Dwa lata temu opracowałem formułę. Miałem wsparcie i pomoc przyjaciela, który też pchnął mnie do założenia tego klubu. Mam nadzieję, że to był tylko początek. - Przyznał, jednocześnie pokazując swoje ambicje, które sięgały znacznie wyżej, choć zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie nigdy ich wszystkich nie spełni. Uśmiechnął się nieco pewniej, gdy otrzymał buziaka, choć nie pomyślał o zostającym na policzku śladzie szminki. Miał wielką ochotę zamknąć się w laboratorium z dala od tego zamieszania na górze, co dla takiego imprezowego mistrza jak Max było czymś nienaturalnym, ale wtedy właśnie usłyszał w głowie proste imienniku?. -Też wracam. Czuję, że jestem poszukiwany. - Puścił Ariadne przodem, zamykając za nimi dokładnie wejście do laboratorium, po czym rozstał się z kobietą, krocząc gdzieś pomiędzy ludzi, którzy raz po raz go zaczepiali. Nie do końca wiedział, czego szuka i czy szuka czegokolwiek. Nie pierwszy raz miał taką dziwną akcję, że w jego głowie pojawiała się jedna, pojedyncza myśl. Myśl, która zdawała się nie być jego, a jednocześnie próbująca mu coś przekazać. Nieco zamyślony krążył więc po swoich włościach, gdy nagle natrafił na znajomą mordkę. -Brewer! Głosy w głowie powiedziały mi, że mnie szukasz, więc oto jestem! - Wyszczerzył się, przytulając kumpla na powitanie. Oczywiście zażartował sobie z całej tej dziwnej sytuacji, ale musiał przyznać, że tamta myśl jakoś dziwnie łączyła mu się z gryfonem, który znajdował się teraz w towarzystwie nieznanego Solbergowi chłopaka. -Miło, że wpadłeś. Już myślałem, że impreza nie wypali bez Twojego krzywego ryja. - Pierdolnął mu piękny komplement, upewniając się, że koszula jest zapięta praktycznie po samą szyję, wciąż nie zdając sobie sprawy z krwistego śladu szminki na własnej twarzy.
choroba:nieaktywna ale może się namyślę, żeby ją aktywować
Kiedy skusiłem Huxleya na mały bar crawl, sam nie zakładałem, że przeciągnie się on ponad kilka piw. Chciałem po prostu spędzić trochę czasu poza murami szkoły, która, choć urocza na swój sposób, nie obfitowała w rozrywki dla pedagogów, a nawet jeśli, to niestety szansa trafienia na swojego studenta była bardziej niż oczywista. To miał być wieczór przy grzańcu w Hogsmeade, jednak może raz czy dwa uśmiechnąłem się do barmanki, by dolała nam troszkę więcej rumu, do tych grzanych win i jakoś tak się to skończyło, że ruszyliśmy dalej, bo ani zmęczeni, ani usatysfakcjonowani wieczorem, a tak to się przecież do domu wracać nie godzi. Wiem, że moja elegancja mogła się wydawać ludziom wciąż dość ekstrawagancka, jednak pasowała do mnie i czułem się w niej najwygodniej, nie ograniczałem więc stroju niezależnie od tego, czy mnie nogi niosły do wiejskiego pubu, czy luksusowego Londyńskiego klubu, w którym ostatecznie wylądowaliśmy. Całą drogę staram się zabawiać Huxleya, różnymi opowiastkami, żartami, intryguje mnie wcale nie mniej, niż wtedy, kiedy otuleni zapachem sterylności, wymienialiśmy pierwsze uprzejmości przy szklance wina. Próbuję odkryć to, co mnie tak ciekawi, jakąś nutę w tej duszy, coś, co jedynie czasem błyska mi spomiędzy jego lekkich uśmiechów i wesołych spojrzeń, jednak już wiem, że nie z pierwszych lotów dyskutantem mam do czynienia. - ...a potem, je jure sur ma vie, wyszedłem. Po prostu wstałem i wyszedłem. - zapewniam go, kiedy moja dłoń przemyka po jego ramionach, by objąć te barki, kiedy wciskamy się między ludzi w drzwiach. Może i jest tu jakaś kolejka, ale nie oszukujmy się. Czy ja wyglądam na kogoś, kto staje w kolejkach? Nie przepraszam, jestem bezwstydny, uśmiecham się bajecznie do jednego z bramkarzy- I nikt za mną nie poszedł! - kręcę głową, kończąc swoją obcesową historię o nastoletnich przygodach młodego amanta Atlasa, ale nie jestem pewien, czy mnie Huxley w ogóle słuchał. Wydawał się smutny i co bym nie robił, nie potrafiłem tego smutku z niego zmieść, żadnym żartem, żadnym czarującym uśmiechem, obserwowałem więc jedynie te oczy zielone, które jakby w moją stronę trochę, a jakby przeciwnie zupełnie strzelały, zaraz jednak prostuję się, by ponad ludźmi zorientować się w terenie. Uśmiecham się, widząc tańczących ludzi, cieszy mnie zawsze obserwowanie tego, kiedy wszyscy robią się trochę bardziej miękcy, swobodni, kiedy im fizyczny kontakt między sobą już nie zawadza, kiedy są zadowoleni. Być może dlatego, że znacznie swobodniej wtedy mi być bardziej wilą niż człowiekiem, ale o tym teraz nie myślę. Przeciskamy się do baru, ja już zapoznaję się z kartą drinków, podnosząc ją sobie do twarzy, bo mi w tych światłach migoczących jakoś źle się czyta, a nie chcę po prostu wrócić do wina, kiedy mój przyjaciel i kompan tej nocnej eskapady gwałtownie chwyta mnie za ramię i kuli się, jakby go psy z piekieł dogoniły. - Hux? - nie umiem ukryć niepokoju w swoim głosie, ale zaraz kucam obok niego i chichoczę jak nastolatka, bo to takie trochę głupie, ale trochę też bardzo śmieszne. Złote smoki na mojej koszuli zatrzymują swój falujący taniec, jakby i one oczekiwały informacji odnośnie tego, cóż takiego nam grozi. Odruchowo, gdy ten szepcze mi ostrzeżenia na ucho, ujmuję jego policzek długimi palcami, wzrokiem kierując się w stronę O'Donnell, która rzeczywiście, jak świat światem, stała zaraz obok nas. A za nią już dostrzegam i Whitelighta, Kane'a, Morgana, kawałek dalej już Parka, oczy mam coraz większe, bo i spada na mnie świadomość, że... - ...jesteśmy okrążeni. - chwytam drugi jego policzek, drugą ręką, by mu to wyznać prosto w twarz- W pułapce. - zaraz jednak długie ramie moje sięga po te zamówione drinki, bo akurat do blatu to mi nie jest daleko, nawet jak kucam i podaję Williamsowi szklankę, ujmując też swoją- Z tamtej strony jakby ich mniej... - wskazuję kierunek, sugerując, byśmy jak kaczuszki spróbowali tam uciec, zanim nas ktoś rozpozna. Domyślam się, że mam na to mikre szanse, ale nigdy nie wątpiłem w siebie.
Sophie miała całkiem niezłą wprawę w wykorzystywaniu przepony do podnoszenia głosu, więc gdy tylko się pojawiły obok sylwetki, nawiązujące do habba habba i co lepsze, rzucające w Kaira hajsem, to uśmiechnęła się dumnie, pyza, zwłaszcza widząc, że Marlę przywiało też poza szczodrym @Hariel Whitelight i Andżejem P. I ledwo przyswoiła nową rzeczywistość, przez chwilę należąc do grona jury, ledwo włosy odrzuciła na plecy, posyłając Harielowi uśmiech i chcąc mu oznajmić, że jest tego tutaj giganta menadżerką, to ją porwał ten cygan, ale nie tak jak porywali cyganie, tylko, że w tany. I tak pędzili razem z wiatrem i znali cały świat, ore ore. Nie była to prosta rzecz, utrzymać się w tym pędzie, a był to pęd na pewno zabójczy, bo jakiekolwiek słowa Sophie próbowała z siebie wydobyć, to nikły w tej prędkości i miała wrażenie, że przy tych piruetach lekka jest jak szmaciana lalka, o której @Cairo Kelly Morgan w ogóle zapomniał, że ma przywiązaną do dłoni. Przez jedną, krótką chwilę, miała nawet wrażenie, że dotknęła stopami sufitu, może podczas jednego z tych piruetów tak ją zakręciło w powietrze, że poszybowała jak rakieta, tracąc przytomność i budząc się już na dole, przy akompaniamencie melodyjki uruchamianego Windowsa XP. XP. Ale tak naprawdę to bawiła się nienajgorzej, śmiejąc się do Hulka Morgana, w końcu przyszli się tutaj dobrze bawić, był dubstep, były dziewczyny. - Co? - Zawołała, śmiejąc się dalej, ale w końcu z opóźnieniem doleciało do niej, że syrenki. Czasami tak jest. Człowiek pyta, a potem skuma. - Szczerze wątpię. - Poklepała Kaira po policzku szczerząc się do niego aż do samych ósemek, bo pewnie miała ósemki, w końcu to zęby mądrości, tylko frajerzy dają sobie wyrwać zęby mądrości. - Chodźmy! - W końcu jej wątpliwość co do atrakcyjności widoku Morgana z oślizgłym ogonem nie miała wpływu na faktyczną chęć doznania tego wydarzenia. I tak pociągnęła go za rękę, chociaż po chwili zatrzymała się, w końcu mieli tu nieopodal towarzystwo. - Chyba, że chcesz zostać. Bo wiesz. - Machnęła głową wielce dyskretnie, w kierunku tej trójki, co się zmaterializowała nieopodal, a wśród nich gąska zajmująca w sercu olbrzyma, śpiącego rycerza z Giewontu specjalne miejsce.
Nie ma cwaniaka nad tańczącego cygana, takie piruety, że mógłby Sophie ze skarpetek okraść, a ona by się nie zorientowała. Lubił się bawić, był prostym człowiekiem. Nie potrzebował do tego czarów i magii, może dlatego mu to nie robiło, czy on tu jest czy tam u siebie wśród mugoli i mugolek. Czary nie były mu niezbędne, do bycia zadowolonym. Potrzebna była mu wesoła kompania, dużo śmiechu i bezpretensjonalność, a przecież Oh była od lat taką mieszanką jego życia. Czasem on nią rzucał pod sufit, czasem ona musiała utyskiwać, ciągnąc go nawalonego do zamku. Takie życie, ręka rękę myje. - Syrenki! - wydarł mordę raz jeszcze i wskazał basenik, ujmując jej żuchwę palcami i kierując jej spojrzenie za swoją wystawioną łapą tak, że nie mogła przeoczyć. Byłby poczuł się urażony, ale w odpowiedzi na jej powątpiewania tylko wyszczerzył piękne zęby i puścił jej oko. Jak to się działo, że w takim barbarzyńskim ciele, z gębą, którą tylko matka mogła kochać, było jednocześnie tyle uroku? - No to patrz! - wyprostował się i na pół przepychając, na pół odgarniając ludzi za głowy na boki, zaczął robić im trasę do atrakcji syreniej, pozwalając się ciągnąć za rękę, tak jak człowiek pozwala się "ciągnąć" cziłałie na smyczy. Prawie na nią wpadł, kiedy się tak znienacka zatrzymała i spojrzał tęsknym wzrokiem za @Marla O'Donnell ale pochylił się do Sophie i zmrużył oczy. - Chcesz się wymigać od patrzenia na mnie jako syrenkę, przyznaj się. - wycelował w nią oskarżycielsko palec, ale zaraz zarechotał rubasznie- Nie no, przyszła tu ze swoimi kolegami, co się będę wpierdalał... - dodał, ciszej jednak tak, żeby tylko Sophie dosłyszała. Zaraz to on złapał ją za rękę i tym razem było tak, jakby kaukaz ciągnął na smyczy dziecko. Złapał jeden z kielichów z syrenim eliksirem i golnął zamaszystym haustem, ściągając z grzbietu dresową bluzę, bo szkoda, żeby się zamoczyła. Obstawiał, że zaklęcie obejmie jego spodnie, bo wolał nie wymachiwać ding-dongiem przed studencką bracią. Klata szeroka jak luksusowa plazma upstrzona różnego rodzaju płytszymi i głębszymi bliznami łobuza, kilka przemykających po skórze tatuaży trudnych do sprecyzowania i oczywiście medalik Matki Bożej Bolesnej na długim łańcuszku. Nic to jednak, bo kiedy tylko poczuł świąd w kolanach, rzucił się jak karaś po lodzie do basenu i cudem tylko inni uczestnicy pluskania uniknęli zderzenia z tym tytanikiem. - Wskakuj! Jest super! - zamajtał rybim ogonem.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max wiedział, że zapewne będzie później musiał dać spokój Huangowi, by ten nie miał dość spędzania z nim czasu, ale na razie mogli faktycznie bawić się razem, a przynajmniej z takiego wychodził założenia. Wydawało mu się również, że jego współlokator zdecydowanie potrzebował czegoś, co pozwoli mu uwolnić się od myśli, jakie go prześladowały, że potrzebował czegoś, żeby przestać nieustannie wyrzucać sobie błędy. Bo Brewer był przeświadczony, że ten nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie był w stanie od razu uratować wszystkich smoków, że wpakował się w bagno, z jakiego nie umiał się tak łatwo uwolnić, które prześladowało go i męczyło. To było coś, co Max doskonale rozumiał, dlatego też uznał, że spróbuje pomóc mu na swój sposób, choć nie był do końca pewien, czy to będzie coś, co naprawdę będzie odpowiadało starszemu mężczyźnie. Teraz jednak nie mogli już zawrócić, a uwaga Longweia była niczym płachta na byka, która właściwie od razu spowodowała, że Gryfon uznał, że podejmuje się tego szalonego wyzwania. Wspomniał jeszcze coś na temat zaklęcia trwałego przylepca, zanim ostatecznie znaleźli się na miejscu, a on rozpoczął swoje poszukiwania imiennika, zastanawiając się, gdzie właściwie mógł pójść Max. Nie sądził w końcu, żeby ten porzucił własną, niewątpliwie wielką imprezę, więc zapewne siedział w jakimś kącie i robił nie wiadomo co. Zaraz jednak spojrzał ponownie na Huanga, by następnie uznać, że jego pomysł nie był zły, a Solberg z całą pewnością mógł pochwalić się jakimiś mocno pochrzanionymi rzeczami ukrytymi w tym pubie. - Krawat? – zapytał, unosząc przy tej okazji jedną brew i nachylił się lekko do swojego towarzysza. – To chyba już tylko po to, żeby zawiązać mi oczy – stwierdził ciszej, bawiąc się tym doskonale, wiedząc, że narusza zapewne wszystkie możliwe granice, ale gra, w którą grali od wakacji, nie posiadała ich wcale i zdawała się toczyć własnym torem. W sposób, jakiego w ogóle nie rozumiał, w sposób, który wydawał mu się zbyt szalony, by mógł nad nim zapanować. Jednocześnie jednak Max nie robił tego, czego by się po sobie spodziewał i to powodowało, że czuł się bezpieczny, choć jednocześnie wiedział, że nigdy nie może tak naprawdę powiedzieć, co kryje się w ciemności, że nie może być pewien tego, co nadejdzie. Nadszedł za to jego imiennik, którego, miał wrażenie, przywołał. Nie wiedział, jak ma na to zareagować, ale uwaga Solberga o głosach w głowie, spowodowała, że Max zmarszczył lekko brwi, przypominając sobie noc pożaru w Avalonie. Ten głos, który krzyczał, to napomnienie, ten impuls, to coś, co spowodowało, że wewnętrznie drżał, a na pewno nie pochodziło od niego. Trochę, jak wtedy, gdy zbroja połączyła go w jakiś powalony sposób z Boydem, choć jednocześnie inaczej, czego nie umiał do końca wyjaśnić. I właśnie zjawienie się Solberga spowodowało, że powiedział Longweiowi, że może podzielić się z nim tą historią za chwilę, bo brzmiała jak kolejna cudowna przygoda, w jaką wpakował się bez większego pomyślunku, teraz jednak objął wolną ręką drugiego chłopaka. - A te głosy w głowie to nie nawiedzają cię przypadkiem od czasów Avalonu, Solberg? – rzucił zaczepnie, po czym uniósł rękę, by z rozbawionym uśmieszkiem zetrzeć mu z policzka ślad szminki, jednocześnie zacmokawszy z niezadowoleniem. – Wiesz co? Już mnie zdradzasz po kątach? Chociaż pewnie lepszy nie jestem. Hej, Longwei, to jest Max, mój imiennik i narzeczony. A to jest Osioł zakochany w smokach, mój mąż – dodał, dokonując przy okazji prezentacji, która spowodowała, że w jego ciemnych oczach pojawiły się pełne rozbawienia iskierki, które zamieniły się w prawdziwe ogniki, gdy zapytał jeszcze Solberga, czy nie ma gdzieś tutaj na zbyciu smyczy, bo by się przydała, żeby nie zgubił swojego towarzysza. Uniósł zresztą ich złączone dłonie, nie puszczając nadal Huanga, dotrzymując swojej wcześniejszej obietnicy, ale płynął z prądem, śmiejąc się z tego, o czym wcześniej rozmawiali.
______________________
Never love
a wild thing
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Samo trzymanie się za ręce w miejscu publicznym, tak zatłoczonym, było czymś, czego w normalnych okolicznościach Longwei nie zrobiłby. Nigdy również nie próbował zestawiać ludzi ze smokami, a co dopiero przekładać akcesoria, służące do opieki nad tymi potężnymi stworzeniami, na innego człowieka. Mimo to skojarzenie wywołane słowami Maxa uczepiło się myśli Huanga, sprawiając, że miał nieznaczny problem z koncentracją, choć z zewnątrz nie było nic widać. Wciąż miał lekki uśmiech na twarzy, słyszał co się do niego mówiło, stał wyprostowany, wtykając wolną dłoń do kieszeni. Rozkojarzenia dopełniły słowa jego przyjaciela, sprawiając, że na ułamek sekundy Longwei czuł się, jakby zapomniał, o czym chciał rozmawiać. Z jednej strony wiedział, co jest sugerowane, z drugiej nie mógł zrozumieć jak do tego doszło. Czuł się zagubiony, a jednocześnie miał wrażenie, że wie, jaki ruch powinien wykonać. - Wtedy nie widziałbyś i nie mógłbyś mnie prowadzić… Chodziło mi tylko o inną wersję smyczy - odpowiedział, spoglądając wprost w ciemne oczy przyjaciela, zastanawiając się, czy naprawdę byliby zdolni założyć któremuś z nich obrożę ze smyczą. To brzmiało tak nieprawdopodobnie, że aż zabawnie i Longwei musiał przyznać sam, przed sobą, że czuł dreszcz ekscytacji, jak zawsze, gdy mógł spróbować czegoś nowego, co miało związek również ze smokami. Jednak nie było to odpowiednie miejsce na dalsze fantazjowanie i mężczyzna zakładał, że temat po prostu się urwie, wyczerpie, jak wiele innych w takich miejscach. Jakież więc było jego zdziwienie, gdy Max zapytał swojego imiennika, czy nie ma czegoś podobnego w swoim asortymencie. Większym szokiem było jedynie przedstawienie niewiele wcześniej właściciela baru jako narzeczonego. Mimowolnie spojrzał na krwawą obrączkę na swojej dłoni, unosząc ją odrobinę, jakby na potwierdzenie małżeństwa, choć w jego oczach błyszczało zdezorientowanie pomimo łagodnego uśmiechu na twarzy. - Wiem, że sam miałem narzeczoną i nie wiem, czy uznano zerwanie przeze mnie zaręczyn, więc może gdzieś tam wciąż jest jakaś moja narzeczona, ale nie mówiłeś… To znaczy, że raczej powinniśmy to odkręcać? - spytał Brewera, nim spojrzał na drugiego Maxa, uśmiechając się nieco szerzej. - Zwykle nie bywam w barach, więc mam niewielkie doświadczenie, ale to wnętrze naprawdę zachęca do zabawy - pochwalił, czując, że musi zrobić to teraz, bo może nie mieć więcej do tego okazji. Jednocześnie obiecał sobie porozmawiać z mężem o Avalonie i głosach, o których mówił. Pamiętał o części problemów, z jakimi się zmagał, ale wyglądało na to, że miał więcej ciężaru na swoich barkach.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przekrzywił nieco łeb, gdy Brewer zapytał o Avalon. Max zdecydowanie nie chciał wspominać tamtego miejsca, które było dla niego bardziej przeklęte niż cała czarna magia razem wzięta, ale jednocześnie zastanawiał się, skąd w ogóle to pytanie. Wysilił swoje zwoje mózgowe i przypomniał sobie, że faktycznie jakoś w tamtym czasie po raz pierwszy usłyszał te dziwne głosy. -Rzuciłeś na mnie jakąś klątwę uznając, że jestem za mało popierdolony? - Zapytał ze śmiechem, bo przecież jeszcze nie mógł wiedzieć, że gryfon doświadczał dokładnie tego samego. Po raz kolejny zdziwił się, gdy Brewer wspomniał zdradę, czując jednocześnie nieprzyjemne ukłucie w sercu. Wzrok Solberga odruchowo powędrował w kierunku stojącego przy barze Paco, ale nastolatek szybko połączył kropki czując, jak gryfon pociera jego policzek. Domyślił się, że Ari musiała oznakować go szminką, gdy byli w laboratorium. -Wiesz, jak to jest. Żeby życie miało smaczek, raz uzdrowiciel, raz aurorka. - Wzruszył ramionami, choć jego spojrzenie było przynajmniej wymowne. Pozwolił na to, by kumpel na ten moment nie dostał wyjaśnienia jego sytuacji matrymonialnej, a zamiast tego Felix przeniósł uwagę na stojącego obok Longweia. -Miło poznać. Gdybym wiedział, przyprowadziłbym ze sobą Andrzeja i ekipę. - Widocznie rozchmurzył się na wspomnienie swoich figurek, ale nie o nich miał teraz rozmawiać. Przyciągnął do siebie Huanga, by objąć go po kumpelsku tuż po tym, jak zrozumiał, co mogły oznaczać jego i gryfona splecione dłonie. -O mnie się nie martw. Z Brewerem dawno ustaliliśmy, że zdrada występuje tylko jak ktoś z nas prześpi się z Krwawym baronem, a że jeszcze żadnemu się nie udało... Nie mówię, że nie próbowałem, ale koleś ma serce z kamienia. - Machnął ręką, gdy usłyszał jakie wątpliwości może Longwei mieć. -Poza tym, sam ostatnio...Ech.. Pewnie powinienem was mu przedstawić. No, może później. - Powiedział dość jasno, zastanawiając się, czy to taki dobry pomysł, skoro ostatni przyjaciel Maxa, opluł jego partnera i zdecydowanie miał ochotę przynajmniej go jeszcze poćwiartować. -Dzięki. Starałem się, żeby było tu coś dla każdego, choć nie ukrywam, że autorskie drinki to moja duma. -Przynajmniej mogę się dzisiaj nimi skończyć, jak ta farsa nie ucichnie... Westchnął do siebie w duchu, choć na zewnątrz wciąż pozostawał radosnym słoneczkiem, jakie wszyscy kojarzyli. -Polecam basen. Twój mężuś to syrena pierwsza klasa. Ja bym nie chciał zmarnować takiej szansy. - Puścił Longweiowi oczko, bo co jak co, ale nie dało się źle wyglądać po wypiciu Somnium, a niektórych kręciły takie gierki. -Smycz gdzieś się znajdzie, jak będzie trzeba. Muszę tylko wiedzieć, czy ma to być smycz, czy smycz. - Sugestywnie zaakcentował po raz drugi to słowo, patrząc raz na jednego chłopaka, raz na drugiego. Jeśli faktycznie było w tym coś więcej, Solberg cieszył się, że jego imiennik w końcu znalazł trochę szczęścia po tym, jak długo i ciężko było mu pozbierać się po Finnie.
Ze wszystkich możliwych reakcji, tak zwyczajnego pytania jak słucham się nie spodziewała. Wydawało jej się, że prędzej dostanie w odpowiedzi jakąś agresywną odzywkę czy avadę prosto w piegowaty ryj. Zawtórowała mu więc w uniesieniu brwi, a zaraz potem bezpardonowo zarzuciła go niełatwymi do przełknięcia, acz szczerymi zarzutami. Bo nie zamierzała stać i wesoło z nim gawędzić, kiedy pretensje niebezpiecznie kotłowały się i szukały ujścia. Nie mogłaby się nazwać przyjaciółką Maxa czy Rivera, gdyby dała się wciągnąć w grę fałszywych uprzejmości i udawała, że w jej drobnym ciele nie ma w stosunku do mężczyzny ani grama złości. Krew w niej zawrzała, gdy @Salazar Morales w końcu się odezwał i dość niefortunnie zaczął od muzogramu, który był tak naprawdę wisienką na torcie i ostatecznym dowodem na to, że jest zwykłą spierdoliną. – O to nie ja jestem tutaj od wkładania, zwłaszcza tam gdzie popadnie – zauważyła zaskakująco bystro jak na ilość wypitego już alkoholu, wciąż jednak spokojnie i równie śmiało wpatrując się w mężczyznę. W każdej innej sytuacji swoją uwagę dopełniłaby gromkim śmiechem, ale teraz zdecydowanie do śmiechu jej nie było. Czas na żarty się skończył. Pozwoliła mu mówić, uważnie analizując każde jego słowo i gest, żeby wychwycić najdrobniejszy fałsz. Stała niewzruszona, gdy tak spuścił głowę, nie do końca wiedząc czy to element przedstawienia czy faktyczne okazanie ludzkich uczuć, o które go nie podejrzewała. Bardzo chciała wierzyć w to, że mężczyzna stojący naprzeciwko ma w sobie dużo dobrego, na jakie zasługiwał Max i choć pojawiła jej się w głowie myśl, że przyjaciel bez powodu i przesłanek, że Morales ma do zaoferowania wewnętrzne ciepło nie angażowałby się aż tak w tę relację, to szybko ją wyciszyła. – No jakbyś przyszedł tu dla mnie to nie sądzę, żeby ta rozmowa była aż tak kulturalna – minimalnie uniosła kącik ust ku górze; mimo że rozumiała sens jego wypowiedzi, nie byłaby sobą, gdyby nie wypomniała Paco tego drobnego błędu. Bo po jaki chuj miałby tu przychodzić dla niej, skoro dopiero oficjalnie się poznali? – Zdania nie zmienię i dalej będziesz dla mnie nikim, w czym utwierdzają mnie te kocopoły, które mówisz. Bo nie rozumiem jak można nie chcieć kogoś ranić, a mimo to robić to notorycznie. Być może wydaje ci się, że te sporadyczne momenty, kiedy się dogadujecie, wynagradzają mu to, że traktujesz go jak ścierwo. Więc pozwól, że ci wyjaśnię – to tak nie działa. Cieszy cię to, że jest szczęśliwy i sobie radzi, bo myślisz, że to z automatu anulowało twoje przewinienia. Nie pierdol, że jesteś tu dla niego. Ze wszystkich jego znajomych, jak sam zresztą widzisz, mam chyba największą tolerancję na popełniane błędy, a już dawno temu przekroczyłeś tę dopuszczalną granicę. Jeśli naprawdę chcesz dla niego jak najlepiej to… – wzięła ostatniego bucha, bo z nadmiaru emocji zapomniała, że trzymała w ręce papierosa – …odpowiedz sobie na pytanie dla kogo naprawdę tu jesteś, a gdy dojdziesz do odpowiednich wniosków to daj mu cieszyć się tym, na co ciężko zapracował – westchnęła z bezsilności. Kątem oka dostrzegła zbliżających się towarzyszy, których nieelegancko porzuciła. – Nie będę kłamać, że miło było poznać, ale życzę udanej zabawy! – rzuciła lekko na odchodne, jakby wcale nie odbyli właśnie ciężkostrawnej rozmowy, zostawiając Salazara z bardzo prostą zagwozdką – spierdalać stąd czy spierdalać. Wspaniałomyślnie jednak wybór pozostawiła jemu.
Wcisnęła się między @Hariel Whitelight i @Andrew Park, w końcu oddychając z ulgą. Była cała spięta ze stresu, ale szybko poczuła ukojenie czując bliskość ziomków. – Koniec afer na dziś, przysięgam. Uderzamy w densflor? – zapytała z nadzieją, że zaraz wytańczy to całe szambo. Parkiet należał jednak do @Cairo Kelly Morgan, na widok którego uśmiechnęła się z rozbawieniem. O jej uwagę walczyła także @Sophie Oh, dopingująca Puchona i próbująca zwrócić na niego oczy wszystkich zgromadzonych. Parsknęła śmiechem na jej wspaniałe i dziarskie okrzyki, również dorzucając w stronę Kaira hojną garść galeonów w ramach hołdu dla jego fenomenalnego tańca. – Popieram Harolda, doskonały pseudonim – oznajmiła radośnie. – HABBA HABBA! – podjęła próbę zagrzania Kaira do dalszej walki z grawitacją i nawet niemiłe szkalowanie przyjaciela nie sprawiło, że uśmiech na jej twarzy osłabł. – Tak, Harry bardzo żałuje, że nie jest metamorfomagiem, bo nie zwracam na niego uwagi tak jakby tego chciał – od razu wyjaśniła Andrzejowi skąd te nieuprzejme słowa i odmachała @Maximilian Brewer, szczerząc się do niego szeroko. A kiedy tylko zwolniło się miejsce na rurze, bez skrępowania do niej podeszła, zaczynając show. I był to performens na miarę tych, dzięki których ludzie wygrywali kryształowe kule czy inne równie ekskluzywne nagrody. I czuła, że jest naprawdę blisko zdobycia orderu Merlina drugiej klasy za swoje nieocenione zdolności, kiedy zarejestrowała obecność Hariela, wijącego się na rurze tuż obok. Czy ją to rozproszyło? Być może. Czy zamierzała protestować albo zaprzestać swoich żwawych wygibasów? Oczywiście, że nie! Zaskakująco rześko i zgrabnie zsynchronizowała z nim ruchy, oferując zgromadzonym widowisko życia.
Punkty z DA: 5 K100: 71 K6: 2 Ostateczny wynik: 66
Skoro tak, no to tak... Przecież nie odmówi, jak miał gigant wyraźną potrzebę zaprezentowania się przed Sophie w syrenim ogonie, może przynajmniej zgromadzi to jako wspomnienie, z które będzie można później odkroić jakiś kawałek kpiny z przyjaciela. Chyba na tym przyjaźń polega, na żartach i ramieniu do wypłakania się, chociaż Sophie to akurat nie z tych co płacze, bo pilnie unikała sytuacji, w których mogłaby doznać negatywnych emocji. Są tacy, którzy do dramatów lgną. Pokręciła głową, gdy tak wykrzykiwał, że chce syrenki. Osobiście uważała, że Cairo był chłopcem o wielkim uroku, takim, do całowania w czółko, mój ci on, w związku z czym żywiła głęboką nadzieję, że się w końcu jakaś taka znajdzie, co dostrzeże jego gołębie serce, a nie tylko szerokie bary (co oczywiście też stanowiło atut). Jak się już uwolniła z uścisku wielkiej łapy to sama sięgnęła po eliksir, zdejmując bluzę z dresu i zostając w koszulce z napisem Tokyo 2020 Summer Olympics, na których oczywiście nie była, za to bywała często i chętnie w Londyńskich second-handach. I tym sposobem, dzięki eliksirom, a nie ciucholandom, dorobiła się ogona, który okazał się być o wiele bardziej skomplikowany niż można by przypuszczać, ale z drugiej strony dlaczego. Spróbujcie pływać ze związanymi nogami, które nagle są pół metra dłuższe niż zazwyczaj. - Nie podoba mi się. - Mruknęła, brwi marszcząc i spoglądając na swoje łono, które było teraz tylko warstwą łusek i kawałem mięcha, doprowadzając Sophie do niemalże panicznego dyskomfortu, co zaowocowało pacnięciem @Cairo Kelly Morgan w pape. Uniosła dłoń do szyi, żeby sprawdzić, czy jej skrzela zaraz nie wyrosną, czy to tylko taki trick, żeby być syrenką jak z bajki, z długim ogonem. W przypływie (hehe) zadumy nad własną egzystencją uniosła dłonie do twarzy Kaira, kładąc na jego policzkach jeszcze ciepłe, chociaż już wilgotne dłonie. - Uważam, że zasługujesz na fajną babę i na fajne życie. - Pokiwała głową z powagą, która się zdarza właściwie nigdy i odsunęła się, starając ułożyć jak w jacuzzi, spoglądając w sufit gdy odchyliła głowę. - O co chodzi z tym brodzikiem? Tu się nawet nie da zrelaksować.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Dopóki nikt nie rzucał się na niego z łapami ani nie pluł pogardliwie na jego lakierowane buty, nie zamierzał uciekać się do przemocy ani nawet agresywniejszych, wulgarnych odzywek; przeciwnie, wolał przywdziać na twarz nie do końca może szczery, za to maskujący prawdziwe emocje uśmiech, w milczeniu zbierając cięgi ze strony przyjaciółki Maximiliana, która najwyraźniej za punkt honoru postawiła sobie dzisiejszego wieczoru wcielenie się w rolę jego prywatnego ochroniarza. Skłamałby mówiąc, że nie poczuł się słowami Marli dotknięty, zwłaszcza że w paru kwestiach nie dało się tej drobnej dziewczynie odmówić racji. Rozumiał, że popełnił wiele błędów, które w dużej mierze uderzyły we wrażliwe serce jego młodszego partnera. Rozumiał, i dlatego nie trzeba było mu tego kilkukrotnie powtarzać. Wreszcie podniósł zresztą głowę, śmielej patrząc w ślepia swojej rozmówczyni, która niewątpliwie podzieliła się kilkoma bystrymi spostrzeżeniami, jednak miał wrażenie, że nigdy nie poznała kontekstu wydarzeń. Przede wszystkim nie znała też jego i nie mogła zasmakować choćby garstki wspomnień, które dzielił z Felixem, a przynajmniej tak mu się wydawało, kiedy z delikatnych ust wylewał się wyłącznie jad i nieskrywana względem niego wrogość. Podobna, jaką teraz zapłonęły również jego czekoladowe tęczówki, w głębi których dostrzec można było również niebezpieczny błysk. Nie odezwał się jednak, kwitując jakże błyskotliwy komentarz blondwłosej kpiącym prychnięciem i teatralnym przewróceniem oczu. Niestety panna O’Donnell wypowiedziała zbyt wiele słów, a z każdym następnym zamiast urosnąć, w jego ocenie traciła nie tylko centymetry, ale i całą swoją siłę perswazji. Nawet jeżeli zgadzał się z nią co do samego sedna, nie zamierzał pozwalać, żeby ktokolwiek traktował go jak śmiecia. – Nigdy taka nie była. – Tym razem to on wtrącił, swoją uwagę poświęcając już nie nakręconej jak katarynka nastolatce, a otulonej dłonią szklance, którą przechylił do swoich ust w ignorującym geście. Nie wyglądał na szczególnie przejętego monologiem Marli, chociaż wbrew pozorom wysłuchał go w całości, niekoniecznie widząc sens odpychania się od barowej lady, dopóki nie znalazł żadnej znajomej twarzy, a płuca domagały się kolejnej dawki nikotyny. – To wszystko? Wezmę sobie twoje rady do serca. – Nie wybrzmiał przekonująco, jedną rękę nonszalancko trzymając w kieszeni spodni, drugą zaś zaciskając na filtrze papierosa, ale nawet nie próbował już dalej grać. Nie miał ochoty ciągnąć tej dyskusji i nie widział powodu, dla którego miałby się tłumaczyć przed nieznajomą, która w swym trajkotaniu właściwie nie dawała mu dojść do głosu. – Oby udanej. – Pożegnał się więc w podobnym guście, mogąc wreszcie odetchnąć z ulgą i dokończyć drinka, którego smak zdawał się jedynym pocieszeniem. No, może nie jedynym, acz o uspokajającej zawartości Meksykanin nie miał pojęcia.
Można by odnieść wrażenie, że studentka nagadała się na marne, ale wbrew pozorom Paco trudno było na powrót założyć maskę i robić dobrą minę do złej gry. Nie został tutaj powitany chlebem i solą, nie miał do tego pretensji, ale gdzieś z tyłu głowy tliła się obawa, że to nie wszystko i że jego obecność w tym miejscu doprowadzić może wyłącznie do tragedii. Westchnął więc ciężko, dogaszając peta w stojącej nieopodal popielniczce, a potem uniósł się lekko na palcach, starając się w tłumie odnaleźć znajomy łobuzerski uśmiech. Przynajmniej miał nadzieję, że ten jeszcze z twarzy Maximiliana nie zniknął. Naprawdę miał w głębokim poważaniu opinię Marli na jego temat i sprzedaną mu przez nią zagwozdkę, ale sam też czuł, że tak będzie po prostu lepiej, dlatego odepchnął się od baru, znów przeciskając się przez tłum, żeby ostatecznie objąć ukochanego ramieniem. – Szukałem cię, cariño. – Mimo pieszczotliwego określenia jakim zwykł nazywać partnera, zaczął dość niemrawo, świadom przecież tego, co planuje mu przekazać. – Wiem, że mieliśmy pogadać, ale może lepiej będzie, jeżeli spotkamy się jutro. To twój wielki dzień, a ja nie chcę go zepsuć. – Zasugerował, mimowolnie marszcząc czoło, wszak gdyby nie alergiczna reakcja Basila i Marli na jego osobę, podobne rozwiązanie nie przeszłoby mu nawet przez myśl. Pragnął uczestniczyć w tym wydarzeniu razem ze świeżo upieczonym właścicielem Czystego Szczęścia, ale skoro pasował tu jak ponurak do Felix Felicis… - Widzę, że nie jestem tu mile widziany. Nie chcę, żebyś musiał wybierać między mną a swoimi znajomymi. – Postanowił się jednak wytłumaczyć, żeby przypadkiem Solberg nie pomyślał, że ma na głowie cokolwiek ważniejszego niż świętowanie jego sukcesu. Dopiero po tych słowach Salazar zwrócił również uwagę na stojących obok młodszego partnera chłopaków, którym niezbyt kulturalnie nawet się nie przedstawił. Cóż, nauczony doświadczeniem zdecydował się zrezygnować z uprzejmości. Nie spodziewał się jednak, że zobaczy akurat Huanga. - O, a my to się nawet znamy. – Zagadnął nieco mniej gorzko niż dotychczas, pozwalając sobie nawet na subtelny uśmiech, kiedy zerkał w stronę drugiego z młodzieńców. – Czy to ten… – Zatrzymał się, żeby nie popełnić żadnej towarzyskiej gafy, skoro nie znał kulisów ich relacji. – …przyjaciel, z którym przegrałeś zakład? – Dokończył pytanie w niewinny sposób, dając w razie czego Lonweiowi szansę na wybrnięcie z opresji. Poczekał na odpowiedź, a potem raz jeszcze przechylił się do ucha swojego ukochanego. – Możliwe, że pokręcę się tu jeszcze chwilę, żeby spróbować przed wyjściem płonącego feniksa, ale… po prostu zapomnij, że tu jestem. – Pocałował delikatnie chłopięcy policzek, a potem skinął głową do pozostałych, gotów ulotnić się na bezpieczny dystans.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Prawdę mówiąc, Max nie miał pojęcia, co się dzieje. Nie wiedział, dlaczego się tak zachowywał, nie miał pojęcia, dlaczego bez większego zastanowienia brnie w cały ten bałagan, ale nawet nie miał powodu, dla którego chciałby się nad tym zastanawiać. Tym bardziej że coraz mocniej bawiło go zachowanie Longweia, nieświadomego tego, o czym mówił i jak mogło zostać odebrane jego postępowanie. Jeśli zachowywał się podobnie w stosunku do innych, to Max przestawał się dziwić durnym sytuacjom, w jakie te się pakował, przestawał zastanawiać się nad tym, dlaczego ten notorycznie trafiał na osoby, które zaczynały sobie coś wyobrażać. Nic zatem dziwnego, że ostatecznie ugryzł się w język, żeby nie skomentować tego w jeszcze bardziej zawstydzający sposób, nie chcąc, żeby Huang postanowił uciec z tej imprezy. Zaraz też skoncentrował się na swoim imienniku, by unieść lekko brwi na jego pytanie, bo ostatnie, czym zamierzał się zajmować, to jakieś pojebane rzucanie klątw. Inna sprawa, że nie wiedziałby nawet jak. Później jednak rzucił Solbergowi nieco ostrzegawcze spojrzenie, bo mimo wszystko wiedział, że Longwei może całkowicie opacznie zrozumieć jego pierdolenie na temat zdrady. Najwyraźniej jednak Brewer sam wpakował ich na minę i postanowił jakoś to rozwiązać, chociaż jeszcze nie do końca wiedział, jak. Poza oczywistym jebnięciem wszystkim prosto z mostu, żeby nie mieli zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad niektórymi sprawami. - Chyba ty. W czasie tego pieprzonego pożaru też słyszałem jakieś głosy w głowie. Myślisz, że to klątwa, która dotyka tylko nas? - rzucił nieco żartobliwie, aczkolwiek wcale nie było mu jakoś mocno do śmiechu, potem jednak skoncentrował się w pełni na kwestiach związanych z porypanym przedstawieniem dwójki mężczyzn. - Kiedy wybraliśmy się na wycieczkę po zamkach, przyczepiła się do nas jakaś popieprzona zbroja, przez którą nie mogłem mówić, a ten tutaj uznał, że jestem miłością jego życia i postanowił mi się oświadczyć. Ale chyba powinienem przestać mu to wypominać w obecnych okolicznościach - stwierdził jeszcze, wzruszając przy okazji ramionami, doskonale wyłapując uwagę poczynioną przez swojego imiennika i uniósł nieco pytająco brwi. Nie miał pojęcia, jak potoczyło się życie Solberga, bo nie chciał się w nie na siłę wciskać, ale to wydawało się dość istotną kwestią, której nie mógł pominąć. Najwyraźniej jednak jego imiennik nie zamierzał się na tym skupiać, co było nieco dziwaczne i skoncentrował się na kwestiach związanych z zamianami w syreny oraz smyczą. Max parsknął pod nosem, zerkając na Longweia, jakby chciał mu powiedzieć, że to był jego wybór, skoro dał się w to wszystko wkręcić. Bawiła go myśl, że mężczyzna może wpaść w to wszystko jeszcze głębiej, przez swoją wrodzoną zdolność do szukania kłopotów, kiedy nie miał pojęcia, o ich istnieniu. Nim zdołał coś dodać, zjawił się koło nich nieznany mu całkowicie mężczyzna, ale po chwili właściwie wszystko stało się w chuj przejrzyste. - Wpadłeś na niego na Nokturnie, jak szukałeś akurat smoczego jaja, czy coś bardziej oczywistego, jak wyławianie go z fontanny? - zapytał swojego współlokatora, spoglądając na niego, by po chwili zrobić bardzo smutną minę, słysząc, jak nowo przybyły go określił. Faktem było, że tak naprawdę nie był dla Longweia nikim więcej, ale ciągnięcie tej głupiej zabawy było dla Maxa zbyt komiczne, żeby teraz mógł po prostu przyznać rację słowom partnera jego imiennika.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Nawet gdyby Max zapytał go, czy zawsze tak rozmawiał z innymi, Longwei nie byłby w stanie odpowiedzieć. Podejrzewał, że coś podobnego mogło mieć miejsce w trakcie rozmów z Zoe, ale nie sądził, aby każdy odbierał jego słowa w inny sposób. Jednocześnie, mając przekonanie, że dość jasno mówi o tym, o czym myśli, nie wiedział, jakich innych słów miałby użyć, choć i tak od sytuacji z Zoe starał się ostrożniej dobierać słowa przy obcych. Max się do nich nie zaliczał i w efekcie różne zdania między nimi padały, których drugi sens trafiał do Huanga dopiero po czasie i które nie raz wpędzały go w mimowolne skrępowanie - nie tyle sugestią, ile wyobrażeniem. Nie inaczej było w przypadku podchwyconego tematu smyczy, której wybór padł ostatecznie na niego. Spoglądając przez sekundy ze zdziwieniem na swojego współlokatora, zorientował się, że ostatecznie on miał zdecydować, czy ciągną temat i przez chwilę chciał powiedzieć, że nie trzeba, ale wyobraźnia znów podsunęła mu obrazy, jakich do tej pory nie próbował sobie wyobrażać. -Smycz… - powtórzył więc za nowo poznanym Maxem, przenosząc w końcu na niego spojrzenie. - Jeśli mam skosztować tych autorskich drinków… I pewnie wtedy chętniej sprawdzę basen - dodał, uśmiechając się szerzej, aż na moment zmrużył oczy. Nie mógł powiedzieć, żeby kiedykolwiek fascynowały go syreny, ale zaciekawił go brodzik i historia o jego przyjacielu, o co zamierzał nieznacznie podpytać, gdy nadarzy się okazja. Ciekaw był, czy była to opowieść dość świeża, czy z przeszłości. Nie zdołał jednak zapytać o nic od razu, bo dołączył do nich ktoś jeszcze. Longwei uśmiechnął się lekko, rozpoznając niedawno poznanego właściciela jednego lokalu. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się go tu spotkać, biorąc pod uwagę, że ten lokal mógł być konkurencją dla jego baru, ale z drugiej strony Salazar prowadził hotel. Być może nie przejmował się tym, że jego bar może mieć kilku klientów mniej. Kiedy jednak zażyłość między dwójką przed nimi stała się dość oczywista, wszystko, o czym przez chwilę mężczyzna myślał, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Huang nachylił się do ucha Brewera, zaciskając na moment mocniej palce na jego dłoni, chcąc dać do zrozumienia, że chce mu coś w tym momencie przekazać, ale w tym momencie Salazar odezwał się właśnie do nich, dając znać, że się znają. - To on uczył mnie michelady - odpowiedział przyjacielowi, zaraz przenosząc spojrzenie na Moralesa, uśmiechając się do niego łagodnie - Salazar. Tak, to jest ten przyjaciel - Max - przedstawił ich, a widząc smutną minę współlokatora, znieruchomiał, nagle zdając sobie sprawę z różnicy w tym, jak siebie wzajemnie przedstawili. - Właściwie to mój mąż, ale zakład był jeszcze przed ślubem i odruchowo… - naprostował nieporadnie sytuację, zaciskając mocniej palce na dłoni Maxa, czując się nieco dziwnie. - Miło cię znów zobaczyć i mam nadzieję, że tamten pracownik nie miał jednak nieprzyjemności z mojego powodu. W każdym razie pewnie pójdziemy do twojej restauracji, bo nie znalazłem nic ciekawszego. Może teraz nie wezmą mnie za nowego kelnera - przeszedł do tematu obiadu, jednocześnie czując, że w jakiś sposób to wyjaśnia skąd mężczyznę zna, bo czuł, że musi to wyjaśnić. - Chodzi o obiad za sprawę Zoe… - dodał jeszcze, spoglądając na swojego Maxa. Musiał przyznać, że było to dość dziwne spotkanie. Odczuwał jakieś napięcie, choć nie wiedział do końca o co chodziło, skąd się wzięło. Jednocześnie zaczynał się czuć tak, jakby brakowało mu oddechu i mimowolnie zaczął myśleć o wodzie, dostrzegając syreni brodzik, o którym musiał mówić przed momentem drugi Max.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Solberg starał się nie myśleć o niczym innym niż obecność ziomka. Ari zdołała mu poprawić humor i miał nadzieję, że to się nie zmieni już do końca wieczoru. -Wiele potrafię, ale nie coś takiego. Jak to słyszysz głosy? Myślisz, że.... - Zmrużył oczy, po czym zaryzykował, próbując przekazać Brewerowi w myślach, jedno, proste zdanie - "Słyszysz mnie kretynie?". Nie miał pojęcia, czy jakkolwiek to zadziała, czy tylko zrobi z siebie większego idiotę, ale biorąc pod uwagę, że dwa dni temu miał poważny atak jakiś pojebanych halucynacji, taka drobnostka nie miała specjalnie go ruszyć. -I to mi się podoba. Mogę przynieść, jak trzeba, ale nie jest to stałe wyposażenie tego miejsca. - Prychnął, gdy Longwei tak chętnie wskoczył w cały ten smyczowy pociąg. Miał nawet zamiar ruszyć się ponownie do laboratorium i pociągnąć ten żart, gdy nagle jak spod ziemi wyrósł Paco. -O czym Ty...? - Zdziwił się słysząc, że mężczyzna chce już się zmywać. -Nie mów, że Marla dała Ci popalić. Znaczy wiem, jaka jest i że potrafi, ale.... - Na chwilę odwrócił wzrok, szukając blond przyjaciółki, jakby chciał samym spojrzeniem ją udusić, ale zaraz po tym wrócił do czekoladowych tęczówek partnera. -Nie mogę Cię zatrzymać na siłę, choć nie powiem, przeszedłem z Basilem piekło, żeby to jakoś ogarnąć, ale rozumiem. Byłoby mi jednak miło, jakbyś został. Chciałbym żebyś został tu ze mną do końca. - Przyłożył dłoń do jego policzka, mówiąc całkowicie szczerze. Może nie wystosował w kierunku Moralesa specjalnego zaproszenia na ten event, ale nie zmieniało to faktu, że czuł się dużo lepiej, gdy mężczyzna był obok. Nawet, jeśli przez to wybuchła niewielka afera. Szybko jednak Max zmienił zdanie, gdy Paco zwrócił się do Longweia, a ten odpowiedział mu w równie przyjaznym tonie. Szczęka nastolatka mimowolnie się zacisnęła, a dłonie powędrowały do kieszeni. Automatycznie zlustrował ich obydwu wzrokiem, jakby chciał wyczuć, jak przebiegło ich poprzednie spotkanie. Wciąż nie ufał Moralesowi i niestety nie miał najlepszej pierwszej myśli związanej ze znajomością Huanga i swojego partnera szczególnie, że Longwei do brzydkich nie należał. Nie wątpię, że miło... Pomyślał, choć na zewnątrz starał się utrzymać luźny, sympatyczny wygląd. Porcja eliksiru spokoju nieco pomagała, ale widać nie działała cudów, gdy emocje były aż tak wzburzone. -Koniecznie. Paraiso jest jedyne w swoim rodzaju. Takie przyjazne i eleganckie. No i jedzenie, niebo w gębie. Na pewno nie pożałujecie. - Nie chciał, żeby zabrzmiało to jakkolwiek pasywno-agresywnie, ale możliwe, że na chwilę stracił panowanie nad swoją postawą. -Wybaczcie, widzę, że ktoś mnie szuka. Obowiązki wzywają. Złapiemy się później. - Oddalił się oczywiście w kierunku baru, gdzie zamówił od barmanki coś, czego nie mieli zamiaru podawać klientom, ale od czego jest się w końcu szefem. Gdy tylko dorwał napitek, odpalił szluga, by zająć czymś drugą dłoń i zaczął kręcić się po lokalu, próbując zająć myśli pracą i dopilnowaniem, by wszystko szło jak najlepiej. Udało mu się nawet dostrzec wygibasy Marli i jej znajomych na rurze, gdy w końcu dostrzegł Basila, do którego podszedł. -Wiesz, co jest przejebane w byciu szefem? Nie mogę się spizgać i po prostu ponieść imprezie. - Westchnął ciężko, biorąc łyka swojego drinka, który uderzał naprawdę mocno.
No przed kim innym miałby się wyginać w syrenim ogonie jak nie przed Sophie. Ludziom było go bardzo łatwo oceniać, nawet pomimo swobody, z jaką do tematu podchodził. Trudno było nie oceniać kogoś, kto zajmował 3/4 widoku, gdziekolwiek się nie ustawił. Bez wątpienia jednakże pragnął doświadczyć syrenkowania. Z dwóch względów: po pierwsze, syrenkowe fizis było tak dalekie od jego własnego, że to musiała być przednia zabawa. Po drugie, no ile okazji w życiu będzie miał, żeby za frykola zmienić się w syrenkę w środku klubu i pobimbać się, wachlując ogonem i puszczając oczka do przechodzących obok dziewcząt. - Na pewno wróci do normy. - zapewnił ją pocieszająco, choć w jego głosie drżała nuta samoprzekonywania, kiedy kątem oka spojrzał i na swój ogon, na wysokości, na której zazwyczaj biodra się kończyły i rozdzielały na trzy nogi. Klepnięcie ogona powinno go co najmniej zamroczyć, jednak tylko odwrócił się do Sophie z pytającą miną- Mówiłaś coś? - i rozejrzał na boki. Kiedy złapała go za twarz podparł się ramieniem o brzeg brodzika i uśmiechnął jak pies, a uśmiech jego, cóż, poezji o tym uśmiechu jeszcze nikt nie napisał, a szkoda. - Mam fajne życie. Fajna baba też się znajdzie. A jak nie, to wezmę ślub z Tobą i też ujdzie. - wyciągnął długi ogon i zawachlował nim w powietrzu- Powinny mi jeszcze wyrosnąć takie falowane włosy kolorowe. Byłbym lepszą syrenką. - przez myśl przeszły mu też bimbały w muszelkowym staniku, ale nie był pewien, czy chce mieć bimbały. - Słuchaj Sophie, ja nie chce nic mówić, ale to chyba idealny moment na to, żebyś coś zaśpiewała syrenim głosem. - pokiwał brwiami, chytry pies.
Nawet na takie wygibasy w formie syreniej mogłaby mu rzucić dolarami z eurobiznesu i prawdziwymi monetami, które nie pamiętam jak się nazywają, galeony czy coś tam. Może przydałyby im się na wypadek, gdyby jednak te syrenie ogony nigdy nie zeszły i musieliby płynąć do Bułgarii, żeby robić sztuczki przed Polakami i uzbierać na wizytę u jakiegoś potężnego maga, co im odda nogi. Albo sprzedać głos Urszuli, w zamian za człowieczą formę. A tego Sophie bardzo by nie chciała. Nie chciałaby też na pewno żadnego ślubu, a już na pewno nie takiego, co "ujdzie" i tylko ta rozmowa zwiększyła jej dyskomfort, a ani nie czuła się na miejscu, żeby teraz się zagłębiać w dyskusje o emocjonalności, ani nie była w to dobra, ani tym bardziej Kair prosty chłop. - Nie chcę. - Skwitowała, ślizgając się w tym brodziku przy próbie wyjścia, przygotowując już w głowie miliony argumentów, dla których nie chce, bo za głośno, bo za dużo (ludzi tu), nie bo nie, bo ją wkurwia ogon, bo się wcale dobrze nie bawi, jak już zatańczyli to można było uznać imprezę za zaliczoną. Wyślizgnęła się z tego brodzika w dokładni taki sposób, jak przypuszczała, nieporadnie, jak ryba uciekająca przed nożem na szklanej desce i chyba trzeba było ten ogon osuszyć, tak było w H2O wystarczy kropla, więc wzięła sięgnęła po jakąś szmatę, która pewnie była czyjąś koszulą, zaciągając przy tym nitki w materiale, kiedy zahaczał o błyszczące łuski. Ale przynajmniej w końcu dojrzała swoje zimowe, ocieplane crocksy, są takie, proszę sobie wygooglować. Takie za kostkę, elegancko, w sam raz do dresiku. Sięgnęła po swoją bluzę, spoglądając na Kaira. - Chodźmy na jeszcze jednego szota i ja się zmywam. Idziesz? Zostajesz? - Wcale by się nie pogniewała rzecz jasna, gdyby chciał zostać i się bawić jeszcze, chociaż w mrozie w dwójkę też raźniej wracać, a może by się i udało Błędnego złapać, zniżka pracownicza 100 % by wpadła na bilety, a na pewno gdzieś między gadającymi głowami pochowane są likierki, domowej roboty, których pasażerowie pozapominali albo sprzedali za przejazd, tak się też zdarza.
Przez chwilę pluskał się z prostotą dzieciątka w brodziku, wachlował się ogonem i ogólnie cieszył z niczego, jak to w jego stylu, kiedy humor dobry. Bo Kair ma trzy stany emocjonalne, jak jamniczek, tylko że się nad nimi nie zastanawia. Póki jest dobrze, to jest bardzo dobrze, a jak jest źle, no to już chuj. Koniec. I jak mu spojrzenie wylądowało na twarzy Sophie, jakiejś takiej niepocieszonej, to się zreflektował i bąknął nieporadnie, że on tak tylko żartował, no bo przecież nie chciał ten, urazić, czy coś. Nie myślał w ogóle o ślubach, choć cygańska królowa już mu szukała narzeczonej cyganki. Bo duży był. Silny. I coraz starszy więc trzeba się wydać. - Oke. - kiwnął głową i złapawszy ją za ogon, wypchnął ją na finiszu na ten brzeg, coby się jak delfin na mieliznę wyrzucony nie męczyła i zaraz za nią, sprawna rybka, wyskoczył odpychając się tymi łapskami potężnymi, na brzeg. Złapał biedną cudzą koszulkę zaraz po niej i podobnie do gryfonki osuszył swój ogonek, z pewnym tęsknym wzrokiem, podejmując decyzję, że kiedyś jeszcze chce zostać syrenką. Ale wtedy w jakimś większym, bardziej spektakularnym akwenie. - No, szocik dwa i możemy iść dalej. - wciągnął na grzbiet szeleszczącą bluzę, którą zapiął, oczywiście pod samą szyję- Nie ma tu dla mnie tanecznego przeciwnika, to co będę buty strzępił. - kiwnął brwiami, bo co, takie dał show breakdance'u, że się chyba wszyscy speszyli, żaden już tak nie fikał po parkiecie, jak ich dwójka. Włożył w usta peta, w kieszenie ręce i poszedł za Sophie do baru. - Ja Ci wybiorę rozchodniaczka, a Ty mi, co Ty na to? - zaproponował, zezując na kartę z ukosa- Piąty wymiar dla tej Pani, z eliksirem tęczowym. - uśmiechnął się czarująco jak rottweiler do barmanki i spojrzał na Sophie- Będziemy potem bunkrować się w Błędnym do rana, czy idziemy na chate? Poszedł bym na sanki, ale takie gówno nie śnieg... - początek grudnia wcale nie był zachęcający.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Osobiście uwielbiałem wielobarwne stroje, więc na którymś przystanku bardzo głośno pochwaliłem swojego towarzysza za jego koszulę. Sam dziś założyłem czerwoną skórę, spodnie czarne na których świeciły się niewielkie gwiazdy, a na koszuli pod spodem błyska księżyc. Rzadko kiedy kto ma stroje bardziej wymyślne niż ja. Pewnie te fikuśne ubranka sprawiają, że moja choroba pogłębiała się z każdą minutą kiedy patrzyłem na perfekcyjnego dziś w moich oczach Atlasa. Widzę jak bardzo mój kompan stara się podtrzymać rozmowę na wyższym poziomie, bardziej podobnym do tego z początków naszego wyjścia, kiedy jeszcze nie patrzyłem z bólem w sercu na mężczyznę, a nasze spotkanie było pełne alkoholu i śmiechu, nie mojej coraz bardziej zbolałej miny. Teraz nawet śmieje się na zakończenie jego historii, chociaż urywa się nagle jak tylko czuję jego dłonie na barkach. Przypominające mi tylko jak bardzo znienacka dziś kocham Atlasa i jak trudno mi nawet na niego patrzeć bez zazdrości wobec pierwszego lepszego bramkarza z klubu, który właśnie otrzymał od niego piękny uśmiech. - To niemożliwe, że nikt za tobą nie poszedł - stwierdzam i kręcę głową. Nie tylko chodzi mi o kontekst całej historii, ale też nie wierzę że nikt nie ruszyłby za kimś tak doskonałym jak Atlas. Faktycznie, wyjątkowe głupie jest to kucanie za barem niczym dwójka nastolatków, która nie chce być przyłapana przez rodziców, nawet ja odrobinę chichoczę razem z Atlim. Ale ten po chwili ujmuje moje szorstkie policzki i macha moją głową pokazując mi to jednego to drugiego ucznia, a potem znowu kieruje ją w swoim kierunku na perfekcyjną rosową buźkę. Aż wzdycham mimowolnie. - Dobra chodźmy - mówię również nie zważając na to jak idiotyczny pomysł to jest, przyjmuję swojego drinka i zaczynamy okrążać bar jak durnie. Ponieważ chodzenie jak kaczki sprawia, że poruszamy się znacznie wolniej, szczególnie trzymając alkohol w dłoni, nie mam pojęcia właśnie reszta ekipy również się przemieszcza (w znacznie lepszym tempie). - Dobra starczy - oznajmiam i łapię dłoń Atlasa, żebyśmy razem wstali. - Hej w ogóle muszę coś powiedzieć, póki pamiętam, mam gorszy humor, chyba dopadła mnie jedna z tych chorób, więc czuję się ciut... nieswojo - wymawiając ostatnie słowa nagle patrzę prosto na @Marla O'Donnell kręcącej się na rurze. Przez chwilę patrzę w przerażeniu, a potem zakrywam ręką oczy, by udawać że nic nie widzę. Kładę dłoń w talii mojego kompana, by odwrócić nas w stronę baru i biorę duży łyk alkoholu. Przynajmniej na chwilę zapomniałem o moim samopoczuciu. Liczę na to, że nie będę musiał tłumaczyć co dokładnie mi dolega, ale chciałem zaznaczyć, że to nie jego wina, że jestem tak ponury. Szukam po kieszeniach swoich papierosów, by ukryć się w dymie, skoro udawanie kaczki nie pomogło.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Prychnął pod nosem, udając że wcale nie został zmieszany z błotem przez jego blondwłosą przyjaciółkę. Nie chciał o tym teraz rozmawiać. Nie chciał zrzucać winy na znajomych Maximiliana ani zaogniać zauważalnego na pierwszy rzut oka konfliktu. Przede wszystkim jednak nie chciał, żeby właściciel Pure Luxa zaprzątał sobie głowę nieumyślnie wywołaną przez niego aferą. – Nie o to chodzi. – Mruknął łagodnie, delikatnie przekręcając łepetynę, samym wymownym spojrzeniem czekoladowych tęczówek starając się przekazać chłopakowi coś w stylu przecież sam dobrze o tym wiesz. Meksykanin nie miał piętnastu lat, żeby przejmować się złośliwościami ze strony innych uczestników imprezy, jednak jeżeli jego obecność czyniła atmosferę niekomfortową, gotów był usunąć się w cień, żeby tylko nie zniweczyć samopoczucia swojego ukochanego. Sukces mogli przecież celebrować również innego wieczoru i w inny sposób. – Basilem. – Powtórzył po Solbergu imię, prawdopodobnie należące do tego, który opluł go na przywitanie, jednak nie rozwijał tematu. Mieli czas, żeby wyjaśnić sobie wszystkie niedomówienia. Na razie natomiast zamaskował uśmiechem głębiące się w sercu rozczarowanie. Pewnie, pragnąłby żeby to otwarcie z ich perspektywy wyglądało zupełnie inaczej, ale najwyraźniej musiał ponieść konsekwencje wyprzedzającej go renomy, którą wypracował sobie przecież nie tylko za sprawą Rivera, ale też wielu innych, przygodnych podbojów. Podniósł rękę, otulając dłonią chłopięcy nadgarstek, a kąciki ust już naturalniej uniosły się nieco wyżej. – Chciałbym, żebyś wiedział, że cię kocham i naprawdę jestem z ciebie cholernie dumny. Poza tym niezależnie od tego czy tu zostanę czy wyjdę, wspieram cię całym sercem… i jestem przekonany, że sobie poradzisz. Jasne? – Poklepał go pokrzepiająco po ramieniu, zaraz po tym składając delikatny pocałunek na jego policzku. Nawet nie pomyślał, że tym razem to pozytywna opinia Longweia o jego osobie przysporzy mu niemałych kłopotów. Morales ledwie zagadnął niedoszłego barmana, kiedy całą swoją przeniósł na zaciskającą się szczękę partnera oraz dość znaczący, sztucznie uprzejmy ton, jakim nastolatek zwrócił się do Huanga. Przez moment Salazara kusiło wyjaśnienie sytuacji, ale stwierdził, że nie ma to sensu, skoro przyjaciel Brewera zrobił to za niego. Zresztą, jak to się mówi… tylko winny się tłumaczy? A akurat w tym przypadku Paco winny nie był, wręcz przeciwnie, nie zrobił podczas ostatniego spotkania z chłopakiem o azjatyckim pochodzeniu nic niestosownego. – Zapraszam, odwiedzicie tym samym dwa najlepsze lokale w okolicy. – Pokłonił się kulturalnie, komplementując również własność Maximiliana, której z oczywistych względów nie traktował jako konkurencję. Ba, miał nadzieję że biznes jego partnera rozkwitnie jak pąk róży, dodając Solbergowi pewności siebie. - Felix! – Zatrzymał jeszcze ukochanego na sekundę, czując że w obliczu lustrującego bacznie jego i Longweia spojrzenia, nie może pożegnać się z nim bez słowa. – Porozmawiamy, okej? – Podkreślił, że to nie ucieczka i że jest otwarty na każdy temat, jednak na razie powinni zająć się innymi sprawami. Dopiero gdy Felix zniknął z pola widzenia, podszedł bliżej jego kolegów, z opóźnieniem wyciągając rękę do drugiego z Maximilianów. – Wybacz, że się nie przedstawiłem. Salazar Morales, wystarczy Paco. Tak, ten od michelady, który nadal twierdzi, że twój mąż marnuje potencjał. – Pochwalił umiejętności jego kompana, po czym zapraszającym gestem wskazał pozostałej dwójce, żeby przenieśli się w kierunku barowej lady. – Nie myślcie sobie, że wcielam się w rolę gospodarza. Nie śmiałbym, ale sami widzicie, że ten jest dzisiaj nieźle zabiegany. Pozwólcie więc, że to ja zaproponuję degustację jego autorskich drinków. – Zaprosił świeżo upieczonych małżonków, po drodze nachylając się bliżej, jakby zdradzał im największy sekret tego lokalu, chociaż było zgoła odwrotnie. – Nie mam pojęcia co do nich dodaje, ani czym uraczył mnie wcześniej, ale smakują wybornie. Ah, i spokojnie są też w wersji bezalkoholowej. – Ostatnie słowa skierował do Huanga, przypominając sobie że ten nie pijał procentowych trunków.
Nawet nie wiedziała, kiedy ten czas upłynął tak szybko. Miała wrażenie, że dopiero co rozmawiała z Darrenem o klubie Maxa, a tu już nadszedł długo oczekiwany dzień otwarcia. Jak po złości miała dziś najprawdziwsze urwanie głowy i bała się, że po prostu zawiedzie przyjaciela w tak ważnym momencie. Ale wiadomo, jak to mówią. Jak coś ma się zjebać, to na pewno tak się stanie. Sprawy nie ułatwiały tajemnocze choroby, przez które ludzie zachowywali się jak banda Gryfonów, czyli niemądrze. W sklepie spędziła w kolejce dobre pół godziny, trening z powodu dziwactwa przedłużył się niemiłosiernie długo, a kiedy impreza się zaczynała, ona dopiero suszyła włosy, żeby za niedługo aportować się do Poziomki. Na starcie przeprosiła Augusta za to nietypowe dla niej spóźnienie, zamieniła dresik i bluzę na coś bardziej odpowiadającego randze wydarzenia, po czym chwyciła chłopaka za dłoń i teleportowała ich pod lokal. Ruch był spory, co zapowiadało niezłą zabawę. Stanęła więc grzecznie w kolejce i cicho mruknęła z irytacji, kiedy ta nie posuwała się do przodu tak szybko, jak chciała. Zanim dotarli do wejścia, było jej już zimno i była gotowa spalić świat na wiór, ale przeszło jej, kiedy tylko zobaczyła, jak wiele pracy w wystrój włożył jej współlokator. No i były też drinki, do tego darmowe, a te zawsze poprawiało humor. Humor poprawił się jej jeszcze bardziej, kiedy zobaczyła, że jeden z drinków nazwano jej nazwiskiem i co tu dużo mówić, nawet się lekko wzruszyła. Sięgnęła jednak po szczęście początkującego, bo coś, co miało w nazwie tłuczek, zwiastowało przednią zabawę, ale też wyjątkowo szorstki poranek, a na to ochoty nie miała.
- Chodź, znajdziemy Maxa, żeby mu pogratulować. – Stanęła na palcach, starając się przekrzyczeć gwar tłumu. – Mógłbyś się za nim rozejrzeć? Bo ja widzę tylko cudze łopatki. – Upiła jeszcze drinka i musiała z dumą przyznać, że co jak co, ale na przyrządzaniu wywarów to Felixo nie miał sobie równych.
Punkty z DA: 1 K100: 91 K6: 5 (+10) Ostateczny wynik: 102
Zgrywanie męża Marleny mogło być naprawdę ciekawym doświadczeniem, ale bardziej w sytuacjach gdyby chciał się z kimś podroczyć i zobaczyć co też takiego mogłoby wyniknąć z podobnego śmieszkowania. Na pewno jednak nie było takiej potrzeby w tym lokalu skoro mieli już pozwolenie od samego właściciela na to, aby pić do woli i bez większych konsekwencji, poza kacem, który na pewno pojawi się kolejnego dnia. No, ale na to też są przecież eliksiry! - Wołaj go. Może zdobędę dzięki temu robotę - odparł żartobliwie, gdy tylko Hariel stwierdził, że nie pozwoli Maxowi na to, aby dostąpił zaszczytu podziwiania Parka przy rurze. Był cholernie pewny tego, że jednak da całkiem niezły popis swoich umiejętności. Przy barze wciąż trzymał się względnie bezpiecznych opcji, preferując bardziej mugolskie napoje bez większych efektów specjalnych. Te mógł co najwyżej zachować na później, bo i z czystą wódką był w stanie się wybornie bawić. Chociaż zasługę za to należało też przypisać niezwykle dobremu towarzystwu. - Żebyście mogli je łatwo wymówić - odpowiedział jeszcze, gdy tylko Harry zapytał go o imię. Wychylił jeszcze jednego kolorowego szota, ocierając przy okazji usta wierzchem dłoni, by móc dalej tłumaczyć. - Wielu Azjatów przybiera angielskie imiona, gdy wyjeżdża za granicę. Też tak zrobiłem. Nie chciał, aby ludzie przekręcali jego oryginalne imię i męczyli się z wymawianiem go. Dlatego też postanowił uprościć wszystkim życie i po prostu przedstawiać się po angielsku. Nie żałował jakoś swojej decyzji. Szybko odnalazł się jako Andrew i przywykł niemal od razu do tego, że ludzie inaczej się do niego zwracali. Uśmiechnął się tylko, gdy Marlena odnalazła się nareszcie w klubie. Niemal od razu wcisnął jej do łapy jednego z zamówionych szotów, chwilowo ignorując innych imprezowiczów szalejących na rurach. - Wpierw walnij kielona i wbijamy na densflor - potwierdził, bo oni z Harrym już się dodatkowo doprawili przy barze, a to tak nie wypadało, żeby O'Donnell od nich jakoś szczególnie odstawała. Musieli zachować równowagę w przyrodzie i upić również koleżankę. Dopiero po chwili dostrzegł całe habba habba i dołączył do krzyczącego tłumu, wznosząc własne dopingujące okrzyki,bo jednak łysol nieźle wywijał. Dlatego też po chwili mruknął z niezadowoleniem, gdy tylko Whitelight zasłonił mu oczy. Od razu sięgnął dłonią do nadgarstka Ślizgona, aby odsłonić sobie widok na resztę klubu. - Nie wiem? Myślę, że są spoko póki nie idą w tryb terminatora - nie bardzo wiedział jak powinien odpowiedzieć na pytanie Hariela. Dopiero na wzmiankę o metamorfomagów zaśmiał się znacząco. - Metamorfo z pewnością urozmaiciłoby występ. W końcu będąc w stanie zmieniać swój wygląd można było wykonać tyle różnych ciekawych trików i sztuczek, gdyby tylko biegle się posługiwało takimi umiejętnościami. No, ale nawet bez nich Park postanowił dać prawdziwy pokaz swoich umiejętności. Bo oto w końcu rury zwolniły się, aby pozwolić trójce najebanych uczniów na wykonywanie dzikich pląsów. I być może wcześniejsze drinki wprawiły go w odpowiedni nastrój albo po prostu Andrzej odkrył w sobie prawdziwą wewnętrzną striptizerkę, ale naprawdę przyłożył się do zadania. Magic Mike mógłby się naprawdę przy nim schować. Może i nie wykonywał nie wiadomo jakiś trików rodem z akrobatyki i jakiegoś Quidditcha pionowego, ale naprawdę wczuł się w to wszystko, poruszając się w rytm muzyki. Pozwolił na to, aby kurtka opadła mu z ramion, odsłaniając nieco lepiej opiętą na jego ciele cekinową koszulkę. Przez jakiś czas jeszcze sugestywnie poruszał biodrami zupełnie jakby miał zaraz kopulować z trzymaną mocno rurą nim w końcu zrzucił z siebie wierzchnią warstwę ubrania, która wylądowała gdzieś przy podeście. Okręcił się jeszcze kilka razy wokół zamontowanego pręta czy co to tam było, podciągając przy okazji nieco koszulkę i wijąc się dalej w tańcu. Nie potrzebował nawet żadnych reakcji tłumu, by wiedzieć, że idzie mu naprawdę dobrze. Czuł się niczym młody bóg tańca i seksu, roztaczający swój czar niczym jakiś egzotyczny półwil, a klub był jego świątynią. Chyba naprawdę powinien się tutaj zatrudnić.
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Punkty z DA:23 K100: 15 :/ K6: 4 (+5) Ostateczny wynik: 43
- Potrzebujesz roboty? No dobra, to zawołam, ale rezerwuję prywatne występy za darmo - zgadzam się łaskawie na taki układ, zanim nie dochodzimy do baru. Tam wypijamy kilka szotów, żeby przypadkiem nie wytrzeźwieć choćby odrobinę. Jestem niebywale zdziwiony tym, że Andrzej po prostu wybrał sobie nowe imię, co z pewnością było po mnie widać. Teoretycznie też udaję, że nie słyszę kiedy ktoś mówi do mnie Hariel a nie Harry, ale to coś zupełnie innego niż całkowita zmiana imienia. - Nauczysz mnie swojego prawdziwego imienia? - pytam, mając wrażenie że to niemalże mistyczne poznać prawdziwe oblicze Andrzejka. Znienacka Marla w końcu zaszczyca nas swoją obecnością i przyjmuje szociki od Parka. Kiedy ją widzę uśmiecham się najpierw radośnie, ale po chwili przypominam sobie o czym myślałem wcześniej. - O co chodzi? Bujasz się w tym Solbergu? Nie chcę być niemiły, ale prawie rok sypiałem z Twoją przyjaciółko i równocześnie z jej wrogiem numer jeden... A nawet jej nie ostrzegłaś... Więc... Kochasz go? O to chodzi? - dopytuję przyjaciółki, próbując przekrzyczeć tłum. Po chwili jednak już stoimy przy rurach i oglądamy habbę, który jednak ma nas i nasze galeony w dupie. No nic, takie to życie. Marszczę brwi na słowa Andrzeja lekko zszokowany. - Zamienia w terminatora? Czy to jakiś zbereźny szyfr którego nie znam? - pytam kolegę i zerkam też na Marlę, która może wie coś na ten temat. Ta oczywiście próbuje coś mnie nieudolnie poszkalować, więc na pocieszenie klepię ją po ramieniu, nic nie odpowiadając żeby już jej nie kompromitować. Za to kiedy zaczyna tańczyć, ja chwilę ją dopinguję, a później wprost nie mogę się powstrzymać i wskakuję za nią na rurę. Czemu? Nie wiem sam. Ale wijemy się jak kobry królewskie, machając blond lokami na lewo i prawo, w mniej lub bardziej dwuznacznych pozach. Dołącza też do nas Andrzej i chociaż ja i Marla oczywiście jesteśmy królami densfloru, okazuje się że prawdziwym cesarzem jest tu Park. Aż zaprzestaję swoich tańców i staję dwa kroki dalej, by móc obserwować jak kolega rozrzuca swoje ciuchy super ponętnie. Wsadzam dwa palce do buzi, by zagwizdać głośno, wyrażając swoją aprobatę. Z lekkim rozmarzeniem opieram się o Marlę i przyglądam się pięknemu koledze. Nawet kwiaty z moich butów nie zrobiłyby lepszego efektu. - Dobry ziomek z Andrzeja - stwierdzam, wcale nie dlatego że właśnie wygląda jak milion dolarów. Przypominam sobie o mojej obietnicy, dzięki której zyskam prywatne występy, dlatego łapię kurtkę Andrew, rozglądam się dookoła i odrobinę nieudolnie posyłam kurtkę różdżką w stronę @Maximilian Felix Solberg , która ląduje mu gdzieś na głowie. Pokazuję palcami dziko w kierunku Parka, który tańczy niesamowicie ponętnie, a potem dłońmi pieniądze, mając nadzieję, że rozumie mój tajny przekaz, by go zatrudnił. Obok Maxa zauważam Brewera i Longweia. Zawieszam na nich na chwilę wzrok w ekscytacji. Wtedy wraca do nas Andrzej, a ja klaszczę z całych sił. - NA SRAJĄCE PEGAZY. ENDRJU GDZIE SIĘ TEGO NAUCZYŁEŚ? - pytam czy tam krzyczę na całe gardło i całuję chłopaka w oba policzki. Przytulam ponownie i Marlę i Andrzejka do piersi, w ramach przypieczętowania naszej przyjaźni, otulam nas moim futrem jenotem. - Ej, ten anielski ziomek uratował mi życie jak wpadłem pijany do rzeki! Umarłbym gdyby nie on! Poślijcie mu buziaki - oznajmiam i macham jak szalony do @Longwei Huang, po czym kładę dłonie na ustach Andrzeja i Marli, nakazując im by wysyłali mu buziaczki (oni cmokają, ja macham rękami). Nie idzie nam to bardzo zgrabnie, ale liczą się chęci. - A ten typ obok? To twój kolega Marla? Nie jest do mnie podobny, co? Podobno jest z mojej rodziny jakąś piątą wodą po kisielu, nie wiem kim - paplam z zastanowieniem przyglądając się chwilę @Maximilian Brewer. Tak naprawdę niedawno dowiedziałem się od Cama, że Max jest jakoś z nami spokrewniony. Może powinienem przykładać większą wagę do takich rzeczy? I nie ogłaszać tego pijany na imprezie? A z resztą. W końcu mówię to Marli którą znam sto lat i Andrzeja, który nie ma tu wielu lepszych od nas ziomków. - Dobra, piękni, chodźmy być syrenami! - zarządzam, odwracam natarczywe spojrzenia naszej trójki od Maxa i Longweia, klepię po tyłku Andrzeja i Marlę, opatulam ich bardziej futrem i tanecznym (jak i kwiecistym) krokiem zmierzam ku brodzikowi.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max skrzywił się lekko na uwagę swojego imiennika, a później spojrzał na niego bardzo uważanie, zastanawiając się tym samym, co ten kombinuje. Zaraz też zmarszczył mocno brwi, bo wydawało mu się, że faktycznie coś usłyszał, coś, czego nie powinien i było to w chuj popierdolone, ale był pewien, że sobie tego nie wyobrażał, co oznaczało, że faktycznie połączyło ich jakieś gówno. Coś, czego nie rozumiał i nie wiedział, skąd znowu się wzięło, ale żeby mieć pewność po prostu spróbował przekazać mu w odpowiedzi proste: tak?, bo za chuja pana nie był pewien, czy coś mu się teraz nie popierdoliło do końca we łbie. Może tak, a może nie, w każdym razie kwestia ta wybiła go na dłuższą chwilę z rytmu, powodując, że przestał orientować się w tym, co działo się dookoła niego, niemalże tracąc na moment kontakt z rzeczywistością. Jeśli do tej pory myślał, że jest pojebany, to teraz chyba powinien uznać, że wszystko się jedynie powiększyło. Z pewnością dlatego nie zarejestrował informacji o smyczach, drinkach i chuj wie czym jeszcze, starając się pogodzić z faktem, że chyba słyszał część myśli Solberga. Nachylił się lekko w stronę Longweia, kiedy ten postanowił mu wyjaśnić, o co tutaj właściwie chodzi, żeby zaraz spojrzeć na swojego imiennika, nie do końca rozumiejąc, co się znowu odpierdalało. Spojrzał na Salazara, jakby chciał zapytać, czy ten coś spierdolił, a później ostatecznie wzruszył lekko ramionami. Teraz na pewno nie był czas na podobne rozważania, czy dyskusje, ale wyczuwał ze strony Solberga jakąś dziwną wrogość, która wzięła mu się chuj wie skąd, jak nie z dupy. Popatrzył za nim, jakby mu całkiem odpierdoliło, potem skinął lekko głową, gdy Salazar mu się przedstawił, a ostatecznie uznał, że w sumie mogli ruszyć dupę i faktycznie wybrać się na obiad do tego jego hotelu, chociaż musiał przyznać, że chwilowo o tym nie myślał, po prostu zbyt rozkojarzony tym, co się dookoła nich działo. - Lepiej o to nie pytaj - stwierdził Max, wiedząc doskonale, jak pojebane pomysły miał jego imiennik. - Biorąc pod uwagę, że opierdalał mnie za złe krojenie lawendy, jestem pewien, że wybrał sobie jakiś podobny składnik i kroi go z nabożną czcią, nie mogąc zgodzić się na krzywą kostkę - dodał, nie zdradzając jednak, że zamierzali razem z Solbergiem pracować nad wspólnym eliksirem, który pomógłby mu zapewne w wielu chwilach w pojebanym życiu. Nie lubił o tym gadać, nie musiał zresztą wszystkim opowiadać historii swojego życia, więc zachował to dla siebie, koncentrując się na innych kwestiach. Zaraz też parsknął z rozbawienia i spojrzał na Longweia, jakby chciał go zapytać, czy naprawdę zamierzał tym razem pić wodę z sokiem, chociaż oczywiście nie zamierzał na niego w żaden sposób naciskać. Jeśli taki byłby jego wybór, to proszę bardzo, on się wpierdalać nie zamierzał. - Całkiem nieźle szło mu picie wódki, więc chyba nie powinniśmy się obawiać, że nie da sobie rady z jednym drinkiem - stwierdził rozbawiony. - Ale jak wolisz być całkiem trzeźwy i ściągać mnie z ławek, jak będziemy wracać do mieszkania, to droga wolna - dodał, uśmiechając się do Huanga.
Bazyl przycupnął w części palaczy, gdzie zgarbił się nad stolikiem, na którym opiekował się podwójną whisky z petem w buzi jak sokół obserwując Salazara. Właściwie tylko czekał na jakiś pretekst, tak skupiony na nim, że nie zauważał nikogo, kto do niego coś mówił, podchodził, nawet tej ślicznej rudej dziewczyny, która zapytała go o zapalniczkę. Wszystko miał w poważaniu, chciał się tylko pozbyć śmieci z tej imprezy. Dopiero, kiedy jego linię wzroku, zbitego w Moralesa jak sztylet, przecięła umęczona twarz Solberga, ocknął się jakby, orientując, że pat mu się dawno już wypalił i trzyma w palcach dogasającego, zwęglonego filterka. Zaraz wrzucił go do popielnicy i odchrząknął, uśmiechając się zaczepnie, kącikiem ust. - Co, pierwszy dzień i już masz dość? - uniósł brwi, nabijając się z kumpla, zaraz jednak pokręcił głową i uniósł swoją szklankę w toaście- Nie ma co się dziwić, patrz na ten tłum. - kiwnął głową w stronę wnętrza lokalu, w którym kłębili się ludzie w ilości niezmierzonej, nie tylko znajomi ze szkoły czy Hogsmeade, ale też mnóstwo przypadkowych londyńczyków, którzy szukali dobrej zabawy. - Spizgać i ponieść imprezie, to się mogłeś, zanim wybrałeś odpowiedzialny zawód bycia właścicielem czegokolwiek. - wyznał Bazyl swą mądrość. Nawet liski o tym wiedziały, w końcu, jak stajesz się właścicielem czegoś lub kogoś, stajesz się za to odpowiedzialny.- Teraz jesteś wiesz, dorosły. Musisz być zorganizowany, zachowywać się jak należy, przewidywać co się może stać. - pokręcił głową na boki- Koniec durnot. Bo ci biznes padnie. - pogroził palcem i golnął sobie- Na szczęście ja sie na żadne zobowiązania nie pisałem, więc mogę sie nabombić za nas dwóch! - zauważył rezolutnie po czym zaśmiał się kretyńsko - A Ty to mi nie obiecałeś tańca hulańca?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Punkty z DA: 26pkt. K100: 8 K6: 3 Ostateczny wynik: 26(kuferek) + 8 (k100) - 5(mody) = 29pkt.
Tak, postanowił wyjść z tej rozmowy i nie obchodziło go, co tamta trójka mogła sobie o nim pomyśleć. Nie robił tego dla nich, a dla siebie i wiedział, że tak po prostu będzie teraz najlepiej. -Jasne. - Zgodził się lakonicznie na to, że później porozmawia z Salazarem. Całe ciepło, które sobie przekazywali wcześniej, nagle rozpłynęło się w powietrzu, ale Max nie czuł, by musiał się jakkolwiek i komukolwiek z tego tłumaczyć. -Teraz serio muszę iść. - Nacisnął jednak i oddalił się, by już chwilę później z drineczkiem i szlugiem stanąć przed swoim przyjacielem. -I właśnie ten tłum to największy problem. - Mruknął pod nosem, co było bardzo niepodobne do Solberga, który wręcz ubóstwiał towarzystwo innych i zawsze uważał, że im więcej ludu, tym lepiej. Roześmiał się, gdy usłyszał puentę wypowiedzi Basilka. Ten to zawsze wiedział, jak rozluzować Maxowi poślady i teraz również trafił po prostu w punkt. -Sam jesteś kurwa dorosły i musisz uważać. Zawsze zachowuję się jak należy. Zależy, według jakich standardów. - Wyzerował naraz to, co miał w swojej szklance czując, że powoli zaczyna mu się niezła karuzela we łbie. -A myślisz, że po co tu przyszedłem? Ruszaj się kreweto i wskakuj na rurę! - Rzucił do kumpla, po czym sam zaczął iść w tamtym kierunku. -Jak rzucę Andrew umowę, to przestaniesz rzucać we mnie swoją spoconą garderobą? - Zapytał z uśmiechem @Hariel Whitelight, który stał nieopodal Marli i wspomnianego koleżki, a potem Max wskoczył już na podest i czekając na odpowiedni takt, zaczął kręcić dupeczką i wywijać swoje odziane w róż ciało. Szło mu mało zjawiskowo, ale nic dziwnego, skoro tak naprawdę myśli i serce miał zupełnie gdzie indziej.
Punkty z DA: 11 K100: 59 K6: 5 Ostateczny wynik: 69 + 11 = 80
Beknął jak ostatni cham, jednak zaraz zasłonił usta rączką, niczym niewinna dama i zamrugał. - Ops, przepraszam. Co mówiłeś? - zarechotał głupio, bo to niby taki żart-komentarz odnośnie dorosłości jego osoby- Wiesz co Ci powiem... - nachylił się konspiracyjnie w jego stronę i pociągnął nosem- Jakby ludzie wiedzieli, co Ty odpierdalasz w czasie wolnym, to by Ci nikt nie pozwolił klubu otworzyć. Chyba, że taki klub zdrowo szajbniętych. - powiedział z powagą, patrząc mu w oczy. Oczywiście, że tak nie uważał. Wprost przeciwnie, wiedział, że Max, kiedy mu na czymś zależy, potrafi się bardzo postarać. Miał ambicje i dążył do postawionych sobie celów nawet tam, gdzie inni już się poddawali. Nie raz i nie dwa były takie sytuacje w jego życiu, gdzie to właśnie Solberg motywował go, by ruszyć dupę, kiedy on sam wolał załamywać się, że mu coś nie wyszło idealnie za pierwszym razem. - Och kreweto? - położył dłoń na piersi z miną oburzenia- Trzymaj majty, bo jak Ci zakręcę, to padniesz na zawał. - ostrzegł. Był już wystarczająco napierdolony, żeby tańczyć, czego nigdy normalnie nie robił, a już na pewno nie na rurze. Jego maksimum możliwości, to gibanie sie z nogi na nogę nawet jeśli był porobiony. Stanął jednak przed swoją rurą i podszedł do tematu wyjątkowo zadaniowo. Zatarł ręce, rozpiął koszulę i zaczął robić takie hulanki swawole, że co bardziej bogobojni powinni odwrócić wzrok, taki z niego kuguchar, wężowiec wijący się i prężący muskuły Magic Mike.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Jeszcze niewiele wcześniej Longwei przejmował się, czy nie popełnił wielkiej gafy, mówiąc o Maxie, jako o przyjacielu, zamiast o mężu, aby już po chwili nie wiedzieć, co się dzieje. Nie rozumiał, dlaczego znajomy Brewera nagle był wrogo do niego nastawiony, ale nie był na tyle ślepy, żeby nie dostrzec, że chodzi o jego znajomość z Salazarem. Choć prawdę mówiąc, trudno było nazwać to znajomością, skoro poznali się przypadkiem, jednego dnia i więcej nie widzieli. Wpatrywał się chwilę w plecy Solberga, nie wiedząc, jak mu odpowiedzieć, po czym spojrzał na swojego męża, ciągnąc go nieznacznie za rękę, niemo pytając, czy ten wie, o co chodzi, ale widział, że i Max nie rozumiał, co się nagle stało. Ponad ramieniem przyjaciela dostrzegł, że ktoś macha do niego. Potrzebował dłuższej chwili, żeby zrozumieć, że ten, na którego patrzy to poznany w Avalonie Hariel. Nie rozumiał jednak, dlaczego machał do niego jak szalony i zmuszał swoich znajomych do przesłania w jego stronę buziaków. Zmarszczył brwi, po czym skinął mu nieznacznie głową na powitanie, uznając, że nieuprzejme byłoby zignorowanie, jednocześnie zaciskając mocniej palce na dłoni Maxa, ciągnąć go nieznacznie, aby szybciej dotarli do baru. - Pamiętasz chłopaka, którego poznałem i nazywał mnie aniołem? Chyba znów jest pijany, bo macha do mnie jak szalony - powiedział cicho do Maxa, nim skoncentrował się na tym, co mówił do nich Salazar. Temat jednak częściowo na niego, sprawiając, że nie wiedział, czy powinien tego żałować czy nie. Bawiło go, że rzeczywiście Max przez cały czas nie puszczał jego dłoni, ale dzięki temu czuł się nieco pewniej w miejscu tak niepasującym do niego. - Myślałem, że po to mnie trzymasz, żebym się nie zgubił, gdy już się napiję - odpowiedział, unosząc ich złączone dłonie, spoglądając na Maxa z lekkim uśmiechem, choć ciemne spojrzenie błyszczało niepewną zaczepką. - Zwykle nie piję, ale jestem gotów skosztować autorskich drinków, skoro są robione przez twojego Maxa… A potem chętnie wskoczę do wody… - dodał w stronę Paco, mając dziwne wrażenie, że jeśli zaraz się nie napije, braknie mu powietrza. Potrzebował wody, dużo wody, zupełnie jakby był syreną i nie wiedział, czy wcześniejsza rozmowa z właścicielem lokalu miała na to wpływ, czy działo się z nim coś innego. - To… Jeśli będę pijany, weźmiesz mnie do domu, a ja w podziękowaniu zrobię ci drinka, którego nauczył mnie Salazar, czy ja zostaję trzeźwy i teleportuję nas, gdy będzie trzeba? - zapytał jeszcze Maxa, woląc się upewnić, czy może pić. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało, nie wiedział, co może się stać, gdy obaj będą pijani.