Drzewo obrońców znajduje się na skraju Ellan Vannin i w jego pobliżu można spotkać mnóstwo duchów, które właśnie tutaj składają hołd zmarłym - wielu z nich, którzy nie zostali zaszczyceni rycerskimi tytułami, zostało pochowanych właśnie w okolicy tego drzewa. Czysta magia tęsknoty sprawiła, że panuje tutaj spokojna, przyjemna atmosfera. Drzewo obrońców zwykle nie przejawia magicznych właściwości, poza niesamowicie wygodnymi gałęziami i stuprocentowym zabezpieczeniem, że nikt z niego nigdy nie spadnie i nie zrobi sobie tutaj krzywdy... Aktywuje się jednak, kiedy tylko wyczuje w pobliżu czarną magię - albo jej wyznawców. Przypomina wtedy wierzbę bijącą, bowiem gałęzie stają się elastyczne i chwytają swoją ofiarę, by zawiesić ją pod niebem, często też głową do dołu. Przechadzające się tutaj duchy zwykle radzą, że wystarczy powiedzieć na głos swoje czarnomagiczne grzechy, by drzewo odpuściło... ale prawda jest taka, że osoba o czystym sercu może poręczyć za takiego nieszczęśnika i wyprosić jego uwolnienie.
Uwaga! Drzewo obrońców aktywuje się przy każdym, kto posiada minimum 1 punkt w Czarnej Magii, ale stopniuje swoją złość w zależności od tego jak bardzo ktoś jest z tą dziedziną powiązany.
Rytuał krwi:
Etap II
Kiedy kończy się wasz taniec, odrobinę zagubieni nie wiecie gdzie powinniście iść. Polana przedstawia tu iście makabryczny widok - nieżywe zwierzęta leżą tu na całej rozciągłości. Okazuje się, że aby przejść dalej musicie wykonać jedną z najohydniejszych form wróżenia - czytanie z wnętrzności. Jeśli to zrobicie, będziecie mieć dziwne przebłyski kolorowych świateł w głowie, ale dopiero w kolejnym etapie wasze wizje przyniosą bardziej wyraźne efekty. W tym momencie macie wybór. Możecie wrócić przez tańczące postacie, musicie wtedy rzucić kostką na 1 etap ponownie, - nie bierzecie wtedy udziału w kolejnym etapie i nie dostaniecie znaku, bądź zostać i wziąć udział w tym procederze. Po wylosowaniu literki również będziecie mogli się wycofać, jednak już zgodnie z konsekwencjami zawartymi w literce.
Na początek, jeśli wasza postać: ma cechę Wiecznie struty traci 3 pkt wytrzymałości ma powyżej 20 pkt z ONMS traci 2 pkt wytrzymałości ma pracę związaną z żywymi zwierzętami (chroni je, nie zabija) traci 1 pkt wytrzymałości kiedykolwiek wcześniej wróżyła z wnętrzności zyskuje 1 pkt do wytrzymałości jest jasnowidzem lub wróżbiarstwo jest jej najwyższą statystyką ma przerzut kostki k100
Zasady
Wyczuć literkę by zobaczyć z jakiego zwierzęcia wróżysz !
A lub J - Nimfy
Spoiler:
Przy każdej nimfie masz dwie opcje - możesz przystąpić do rytuału, tracisz wtedy dwa punkty wytrzymałości i dostajesz klątwę za zbezczeszczenie tych pięknych istot. Możesz też wycofać się z rytuału wraz ze zwłokami driady, by dać jej należyty pochówek. Musisz wtedy rzucić kostką na 1 etap jeszcze raz by przejść przez tłum tańczących. Dostaniesz wtedy upominek wpisany poniżej jeśli napiszesz posta na min. 1500 znaków z pochówkiem, zgłoś to również @Augustine Edgcumbe Pamiętaj, że Twoja postać nie będzie wiedzieć o klątwie - dopóki się nie zorientuje na fabule. Rzuć k100 by sprawdzić nimfę spotykasz. 1-25 Lejmoniada Klątwa: Tracisz zdolności uzdrowicielskie. Do końca października nie możesz używać żadnych zaklęć z uzdrawiania, bo wszystkie przynoszą tragiczne skutki, jedynie krzywdzisz ludzi znacznie bardziej. Nagroda: Avalońska jabłoń
26-50 Driada Klątwa: Tracisz zdolności artystyczne. Do końca października kiedy tańczysz - przewracasz się, kiedy malujesz - bazgrzesz jak dziecko, kiedy śpiewasz - nieustannie fałszujesz itp. Do tego nie czujesz smaku potraw. Wszystko co jesz wydaje się być popiołem. Nagroda: Włos Driady
51-75 Najada Klątwa: Tracisz zdolności eliksowarskie. Do końca października nie możesz uwarzyć żadnego sprawnego eliksiru. Do tego również do końca października, masz 10 punktów mniej z transmutacji niż zwykle. Pamiętaj o tym rzucając zaklęcia z tego zakresu. Nagroda: Pióro kaczki dziwaczki
Oreada Klątwa: Tracisz zdolności czytania run. Do końca października nie potrafisz żadnej przeczytać. Do tego również do końca października, masz 10 punktów mniej z zaklęć niż zwykle. Pamiętaj o tym rzucając zaklęcia (nie dotyczy transmutacji i uzdrawiania). Nagroda: Włos Moccusa
B - Bemben
Spoiler:
Dostaliście ogromne zwierzę do przepowiadania przyszłości. Na tyle, że okazuje się - musicie niemal wejść do brzucha trolla, by sprawdzić co się wydarzy. Wnętrzności trolla są olbrzymie - a wy jesteście cali w tej brei. Od stóp do głów. Wymiotujecie kilka razy - rzuć kostką k6 by sprawdzić ile. A jeśli jesteś Bez czepka urodzony - rzuć dwa razy kostką k6. Tylko jeśli masz cechę Silny jak buchorożec (wytrzymałość) wychodzić z Bembena ubrudzony jedynie krwią i gnatami trolla, ale śniadanie zostawiasz w swoim żołądku (nie jego).
C - Cydrąż
Spoiler:
Powoli zagłębiacie się w dziwnym ciele węża. Wizje, które doświadczacie są niesamowicie wyraźne i macie wrażenie, że wszystko wokół was… pachnie jabłkami. I ten zapach ma gdzieś was prowadzić. Rzućcie literką. Spółgłoska - nie wiecie o co chodzi o od dziś do końca września wasza postać po zjedzeniu czegokolwiek z jabłkiem ma dziwną, białą wysypkę na całym ciele. Mdli was też od zapachu jabłonek. Samogłoska - orientujecie się, że jeśli pójdziecie odrobinę w las znajdziecie… jajo cydrąża. Najwyraźniej został zamordowany i osierocił jajeczko. Możecie wziąć je ze sobą jeśli do końca sierpnia będziecie mieć odpowiednią ilość punktów z ONMS (1), by go zatrzymać - zostanie on z wami. Uwaga! Możecie poświęcić 2 pkt wytrzymałości i przerzucać drugą literkę. Nawet kilka razy.
D - Kokatris
Spoiler:
Dostałeś niezwykle niebezpieczną istotę, która nawet po śmierci może sprawić Ci krzywdę. Musisz bardzo uważać na to, by podczas prób odczytania czegokolwiek nie dotknąć niczego. Jeśli masz Gibki jak lunaballa (zręczność), nic Ci się nie dzieje, a na dodatek znajdujesz Róg Fauna. Pewnie kiedyś Kokatris go zjadł. Odrobinę zniszczony przez kwas - ale może nadal nadać się do różdżki. Jednak jeśli nie masz tej cechy okazuje się, że nie masz wystarczająco zwinnych rąk, by uniknąć dotykania wszystkich narządów, a mają w sobie resztki trucizn. Przez to Twoje dłonie będą w tragicznym stanie do końca wyjazdu. Aby się wyleczyć musisz w ciągu jednego wątku pójść i nazbierać Muchostworki i przez 2 różne wątki okładać sobie nimi dłonie. Inaczej może nawet do końca dni będziesz miał ręce, które wyglądają jak poparzenia trzeciego stopnia. (Może być to zarówno wątek jak i jednopostówki na min. 2000 znaków, mogą się łączyć z samonauką i innymi wątkami.)
E - Pegazorożec
Spoiler:
To prawdopodobnie najbardziej przykry widok na całym wszechświecie. Kto będzie takim potworem by grzebać we wnętrznościach tego uroczego stworzenia? Cóż - najwyraźniej Ty. Jeśli masz wadę Niezręczny Troll (brak empatii) idzie Ci znacznie lepiej to rozgrzebywanie pegazorożca i dostajesz +20 do kości k100. Jednak po evencie musisz się zgłosić do @Augustine Edgcumbe. Jeśli nie masz tej wady, tracisz 4 z wytrzymałości, na dodatek jednorożce już nigdy nie będą Ci ufać.
F - Kuling
Spoiler:
Problem z wnętrznościami Kulinga jest taki, że… znikają. Jakby pędząca między wszystkimi dziwna magia, sprawiała że nawet po śmierci stara się on kamuflować. Przez to gubisz się w tych wnętrznościach. Jeśli masz cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) wszystko idzie Ci sprawniej i zdążyłeś sobie napchać kieszenie cenną do różdżek wełną kulingów. Jeśli nie masz tej cechy wszystko idzie Ci dwa razy wolniej niż całej reszcie. Od kostki k100 odejmujesz aż 50 punktów.
G - Pooka
Spoiler:
Pochylasz się nad tym ciemnym skrzatem i zaczynasz próby wróżenia. Jeśli pilnie studiowałeś avalońskie istoty, dobrze wiesz, że są to niesamowici żartownisie. Tym razem jednak te diabelskie istoty przeszły same siebie. Bo kiedy babrzesz się we flakach… Pooka nagle zaczyna rechotać. Jakim cudem nie jest martwy? Tego nie wiesz, ale stoisz za to przed wyborem. Możesz kontynuować zadanie, nie przejmując się charczeniem połączonym z dziwnym śmiechem Pooki - traisz 2 punkty wytrzymałości, ale idziesz dalej. Jego śmiech będzie Cię prześladował w snach. Rzuć kostką k100 i pomnóż to razy dwa, by dowiedzieć się jak długo będziesz śnić jego śmiech. Możesz też zabrać stąd Pooke - uciec przez tłum tańczących ludzi i próbować uratować. Musisz wtedy jeszcze raz rzucić na rytuał z pierwszego etapu zaś ratowanie Pooki uzgodnij z @Augustine Edgcumbe.
H - Świnks
Spoiler:
Rozkopywanie świnksa jest w większości… bardzo śmierdzące. Nie wiesz dlaczego, ale jest przy nim jeszcze gorzej niż z innymi zwierzętami. Twoje ręce będą cuchnąć zgnilizną jeszcze długi czas. Rzuć k100 i pomnóż razy dwa by dowiedzieć się ile to będzie dni. Przez taki sam okres będziesz niezwykle miał chęć… jeść kasztany. Tyle pomysłów wpadnie Ci do głowy w związku z potrawami z kasztanów, że sam nigdy byś na to nie wpadł. Dostajesz +1 punkt z gotowania i tytuł kasztaniarza forka.
I - Wielkórka
Spoiler:
Na dodatek taka duża, a jej żołądek jest podejrzanie napęczniały. Jeśli masz cechę Połamany Gumochłon lub Bez czepka urodzony - rozwalasz ten żołądek, jego wnętrzności mieszają się z jelitami i nie jesteś w stanie przeczytać prawie nic w tym wróżeniu. Odejmujesz 40 punktów od kostki k100. Jeśli nie masz żadnej z tych cech - brzydki zapach wnętrzności wielkórki nie jest taki zły. Więc mimowolnie czujesz Avalońskie ziele. Dziwna Magia palii je w taki sposób, że dostaje się do Twoich nozdrzy. Następne 3 wątki będziesz musiał rzucać kostką k6. Na 1 i 6 czujesz się normalnie. 2,3,4,5 - musisz zapalić ziele lub jesteś poważnie chory, jeśli tego nie zrobisz.
Rzuć kostką k100, by sprawdzić, jak poszło wróżenie. Możecie dodać wszystkie wasze punkty z Astronomii i wróżbiarstwa.
I jeszcze jedno:
Wszystkie z wynikiem poniżej 20 - Idzie wam tak źle w pewnym momencie, że jakiś faun bierze was za fraki i mówi, że inaczej macie rozwiązać sytuację. Musicie rzucić jeszcze raz na zwierzę oraz kostką k100. Dwie pierwsze osoby powyżej 90 - w kilka sekund rozwiązujecie zagadkę. Harpia obok was z podniecenia łapie wasz palec i nagle łamie go waszej dwójce. Oprócz tego, że musicie sobie naprawiać palce, po rytuale rozumiecie, że umiecie przekazywać sobie pojedyncze myśli nawet jeśli jesteście daleko od siebie. Dwie ostatnie osoby, które napiszą w tym etapie - Magia już tak buzuje i otacza wszystkich obecnych, że jesteście podatni na wszystko. Na początku kolejnego etapu zaczepny elf szepcze wam na ucho żebyście powiedzieli swój sekret. Zdradzacie dwóm osobom obecnym tu swoje veritaserum.
Kod:
<zg>Punkty wytrzymałości:</zg> <zg>Literka:</zg> Wpisz wylosowaną i podlinkuj <zg>Wróżenie:</zg> Wpisz wylosowane k100 z modyfikatorami <zg>Efekt:</zg> wpisz zarówno poprzedni jak i wcześniejszy
Drzewo, jak drzewo, a przynajmniej tak uważała Scarlett, która wpatrywała się w wierzbę, dąb, buka, czy czymkolwiek była ta roślina, z miną świadczącą o tym, że nie widzi w tym niczego magicznego. Słyszała jakieś plotki, że to drzewo jest na swój sposób magiczne, że jest w nim coś z wierzby bijącej, toteż postanowiła przyjść i to sprawdzić, bo była osobą ciekawską, która lubiła wiedzieć, co się dookoła niej dzieje, by móc to później wykorzystać do własnych, niecnych celów. Czymkolwiek by nie były, bo na razie było zdecydowanie za wczas, żeby o tym decydowała, w końcu nie miała żadnych wielkich planów, ale zawsze istniała szansa, że mogłaby tutaj ściągnąć kogoś, kogo nie lubiła. Oczywiście, o ile to drzewo zamierzało się w ogóle poruszyć, bo jak na razie wyglądało, jakby nie zamierzało nawet drgnąć. - No dobrze, to co, będziemy sobie tak stać w nieskończoność, czy może powinnam spróbować cię zezłościć? - zapytała majestatycznej rośliny, zakładając ręce na piersi i przekrzywiła lekko głowę, nie mając pojęcia, co powinna tak naprawdę zrobić. Na zielarstwie znała się tak doskonale, jak na historii magii, czyli absolutnie w ogóle, wiedziała jedynie, jakie składniki należy wrzucić do kociołka, żeby coś z tego wyszło, ale tutaj, kiedy miała przed sobą całkiem żywą roślinę, nie miała bladego pojęcia, jak się zachować. Podejrzewała, że powinna była uważniej słuchać na zajęciach z zielarstwa, ale o wiele bardziej fascynowały ją wtedy składniki, jakie mogła wykorzystać do ciast oraz równie atrakcyjni chłopcy, a nie rumianek, czy tojad. To znaczy, to było ważne, ale już takie drzewo było po prostu nudne - piękne, majestatyczne, miało w sobie coś niezwykłego, ale nie kryło się w nim nic, co powodowałoby, żeby Carly na jego widok sikała po nogach z ekscytacji. Nic z tego. Toteż wpatrywała się w nie, jakby próbowała w ten sposób dostrzec coś, czego nie widziała, szukając mądrości, jaka niewątpliwie nie istniała.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Moja kolejna wędrówka zaprowadziła mnie pod "Drzewo obrońców", a przynajmniej tak nazywały je driady. Zastanawiałam się przed czym owe drzewo mogło bronić Avalon. Wyobrażałam sobie jakieś magiczne, chodzące drzewo, dzierżące miecz i tarczę. Zamiast tego, ujrzałam zwyczajne, zakorzenione, nudne. Wydęłam usta, nieco zawiedziona z tego obrotu sprawy. Chociaż, z drugiej strony, potrzebowałam tej dozy nudy w tak szalonym miejscu. Nawet, jeśli była ona tylko pozorna i po prostu nie znałam sposobu, by aktywować systemy obronne. Chwilę później dostrzegłam, że znajduje się tutaj też inny żyjący. Początkowo zwróciłam uwagę tylko na przechodzące się duchy. Pomiędzy ich przeźroczystymi ciałami dostrzegłam typowo materialne ciało. Podeszłam bliżej, starając się być jak najciszej. Niezależnie czy mi się udało, przystanęłam po lewej stronie Scarlett, złączyłam ręce za plecami i odezwałam się przyciszonym głosem. - Czekamy na coś czy tylko się tak wpatrujemy? - Przekręciłam głowę w prawo, wpatrując się w twarz dziewczyny. Była ode mnie starsza, kojarzyłam ją i chyba nawet kilka razy przyrządzałyśmy coś razem w kuchni, ale...nie mogłam sobie przypomnieć imienia. Uśmiechnęłam się kątem ust, zastanawiając się, jaka będzie reakcja na moją czaroślinkowość.
Scarlett zachowywała się, jakby zamierzała przebić drzewo spojrzeniem, mając wrażenie, że za chwilę wybuchnie jej głowa od prób zrozumienia, co się tutaj dzieje. Problem polegał na tym, że nie działo się absolutnie nic i właśnie to było nie tylko potwornie męczące, ale po prostu skrajnie i paskudnie nudne. Nudy zaś dziewczyna nie znosiła i nie zwykła się nudzić, zawsze znajdując sobie jakieś zajęcie, czy to w kuchni, czy podpuszczając innych ludzi do tego, by robili coś ciekawego, a ona mogła oglądać to z boku. Do tego bowiem miała całkiem spory talent, który testowała na swojej rodzinie, później przeniosła zaś na znajomych ze szkoły i tak się interes kręcił. Najwyraźniej jednak nie była w stanie nakłonić drzewa do tego, żeby się poruszyło, żeby coś zrobiło, żeby po prostu ją jakoś zabawić. - Podobno to drzewo potrafi się bronić, ale nie wiem, przed kim - odparła odruchowo, dopiero po chwili odwracając się, by wydać z siebie pisk i przyłożyć dłoń do ust. Trochę przesadzała, trochę grała i było to widać, ale doskonale się przy tym bawiła, bo zaraz też mrugnęła i zmarszczyła nos, przyglądając się dziewczynie. Kojarzyła ją, oczywiście, zapewne nie raz i nie dwa podtykała jej pod nos ciasteczka, aczkolwiek miała pewien problem z określeniem, na którym ta była roku oraz jak dokładnie miała na imię. Drobny szczegół, którego Scarlett akurat nie zapamiętała, być może z prostego powodu, że Aurelia była dziewczyną, a nie niesamowicie atrakcyjnym chłopcem. Kto wie? Może po prostu Carly uznała, że znowu o czymś pomyśli jutro i to jutro jakimś cudem nigdy nie nadeszło. - Naraziłaś się jakieś driadzie? A może jakaś wila uznała, że nie możesz być ładniejsza od niej? - zapytała, przyglądając się jej bardzo uważnie, zastanawiając się, czy powinna pogadać z bratem, żeby ten skomunikował się ze swoimi ciotkami i powiedział im, żeby zdjęły z dziewczynę zły urok. Czy co to było, co sprawiało, że ta była obecnie rośliną (rzecz bardzo fascynująca i kto wie, czy nie godna wykorzystania!)
Przewróciłam oczami na to udawane przestraszenie się. Z drugiej strony czego się spodziewałam, że ktoś się przestraszy zielonego ludzika wielkości skrzata domowego? Wzrost chyba najskuteczniej niwelował moje zdolności straszenia ludzi. No chyba, że pojawiłam się komuś nagle pod nosem. - Pewno przed wrogami Avalonu. Może wyczuwa intencje wobec krainy i kiedy są negatywne, to atakuje? - Zaproponowałam, sama nie znając odpowiedzi. Przeniosłam wzrok na drzewo, obserwując je z zagadkowym spojrzeniem. Pomimo swojej zwyczajności, można było wyczuć od niego magię. Podeszłam bliżej, zostawiając na chwilę Scarlett w tyle, zerwałam jeden z kwiatków na mojej głowie i położyłam na wystającym korzeniu drzewa. Taki mały hołd od czaroślinki. - Naraziłam się, ale Avalonowi. Chociaż już sama nie wiem, czy miała to być kara czy nagroda. - Wzruszyłam ramionami, wracając do dziewczyny. Obdarzyłam ją szerszym uśmiechem, odgarniając włosy na jedną stronę. - Jestem Aurelia. - Przedstawiłam się, wykonując krótkie skinięcie głową.
W ich świecie dosłownie wszystko było możliwe, bardziej niż wszystko, więc bycie zielonym ludzikiem z kwiatkami na głowie jakoś wcale nie dziwiło Scarlett. Może dlatego, że wychodziła z założenia, iż magia może zrobić, co jej się podoba i nie musi nikogo pytać w tej kwestii o zdanie. Skoro zaś Aurelia zachowała mimo wszystko coś z człowieka, to panna Norwood nie obawiała się jej - zresztą, na całym Avalonie nie było niczego, co tak naprawdę mogłoby ją przerazić, czy coś. Taka była odważna, że jakby coś zaczęło się dziać, to pewnie schowałaby się za swoim bratem i nie wystawiała nosa zza jego szerokich pleców, licząc na to, że ten obroni ją przed całym złem tego świata. - Myślisz, że jakbym chciała zerwać całą masę okolicznych jabłek, to by walnęło mnie gałęzią? Taka wierzba bijąca, którą trzeba dopiero aktywować? - zapytała z namysłem, uśmiechając się niewinnie pod nosem, mając wielką ochotę przekonać się, czy jeśli nakłoniłaby kogoś do czegoś podobnego, to tak właśnie sprawy by się skończyły. Na sobie testować tego nie zamierzała, bo oberwanie z całej siły gałęzią nie znajdowało się na jej liście priorytetów. Właściwie to nawet obok niej nie stało i nie zamierzała się tym jakoś szczególnie mocno przejmować, ale prawda była taka, że Carly aż wewnętrznie roznosiło na myśl, że coś mogłoby się wydarzyć, gdyby przyprowadziła tutaj właściwą osobę. - To, co takiego strasznego zrobiłaś? - zapytała od razu, patrząc na nią z zaciekawieniem, jednocześnie przesuwając opuszkami palców po dolnej wardze, a potem pokiwała lekko głową. - Aurelia… To coś mi mówi? No, nieważne, ja jestem Scarlett i zdecydowanie zamierzam dowiedzieć się, co jest nie tak z tym drzewem! Ale chyba tobie jest wdzięczne za piękną ofiarę - dodała, uśmiechając się pod nosem, dochodząc do wniosku, że mogła, ależ oczywiście, że mogła, spróbować przekonać dziewczynę do tego, żeby nieco jej w kwestii tego całego obrońcy pomogła.
Krwawy księżyc odcisnął piętno na Avalonie. I możecie to zobaczyć dopiero tutaj. Kiedy wchodzicie na polanę - wszystko wygląda… źle. Odczuwacie, że coś jest nie tak w całej tej dziwnej aurze. Nie tylko wszelkie magiczne stworzenia dziwnie się zachowują. Rusałki i nimfy tańczą niezrozumiałe, niepokojące tańce. Całą polanę obleka dziwna mgła z czerwoną poświatą. A kiedy podchodzicie bliżej, widzicie, że na skórze magicznych stworzeń są dziwne znaki - z całą pewnością narysowane krwią. Tylko czyją? Znajdują się też tu czarodzieje. Niektórzy również w dziwnym transie, tańczą niezrozumiałe rzeczy. Inni - klęczący nad martwymi zwierzętami. A ostatni wyraźnie śpiący na polanie. Zapraszamy na wesele - słyszycie szepty, które płyną z najróżniejszych części polany. Ktoś powtarza, że Skrwawiony Łeb przybędzie niedługo. Wiele stworzeń niezdrowo się cieszyło na widok młodych czarodziei. Na środku polany stało wiele drzewo, pod którym znajdował się zakrwawiony ołtarz. Jednak nie można było do niego przejść - by się przebić, musieliście ewidentnie przejść przez tańczące dziko postacie. I nawet jeśli staracie się przejść przez nie - wydaje się to nie kończyć i lądujecie ponownie na końcu polany. Szepty wam zaś nakazują tańczyć. W końcu najwyraźniej jesteście na weselu.
Zasady
O rytulale, który ma nastąpić, dowiadywać się możecie z listów, które zostały wysłane niektórym osobom. A mianowicie wszystkim, które mają chociaż 1 punkt z Czarnej Magii. Jeśli jej nie macie - możecie założyć, że komuś podkradliście bądź przypadkiem się natknęliście na pozostawioną notkę w stołówce czy gdziekolwiek. Na koniec rytuału dostaniecie znak, który będzie dodawał stałą ilość punktów do wybranej statystyki. Uwaga - rytuał jest jedynie dla starszych postaci. Jeśli nie odpowiada Ci brutalność w różnej formie - lepiej ciesz się innymi licznymi atrakcjami Avalonu. Obowiązkowe jest posiadanie wpisanej amortencji, veritaserum oraz bogina. Wszyscy uczestnicy muszą mieć też wpisane cechy eventowe. Opis z lokacji podczas rytuału nie jest aktywny.
Każdy z was na początku ma 7 punktów wytrzymałości. Jeśli będziecie mieć poniżej 3 punktów w dowolnym etapie, nie możecie przystąpić do kolejnego okręgu (będą 3 okręgi). Każdy rzuca kostką samodzielnie. Czasem będziecie potrzebować pomocy innych. Wasza początkowa pula punktów jest jednak zależna od waszych postaci. 2 punkty za silną psychę 1 punkt za Magię Ziemi 1 punkt jeśli kiedykolwiek braliście udział w rytuale zorzy lub derwiszy 1 punkt jeśli wasza postać pracowała przy operacji zwierząt lub ludzi 1 punkt jeśli ma co najmniej 10 punktów z wróżbiarstwa, +2 punkty jeśli ma 20 lub więcej LUB +1 punkt jeśli wróżbiarstwo to wasza najwyższa statystyka 1 punkt jeśli waszej postaci nie są obce rany - 2 punkty za słabą psychę - 5 punktów jeśli wasza postać boi się widoku krwi - 1 punkt jeśli w karcie waszej postacie macie napisane, że jest ona wrażliwa
Wyczuć literkę by zobaczyć co Cię spotka w tym przerażającym tańcu!
Literka:
A - Musicie znaleźć parę. Złapcie za rękę dowolną osobę, by przyłączyć się do dziwnego, tanecznego korowodu. Im dłużej trzymacie dłoń drugiej osoby, tym mocniej czujecie dziwne świerzbienie na waszych dłoniach. Kiedy puszczacie ręce, okazuje się, że są całe we krwi, przez napis, który pojawił się na waszych dłoniach. Wasz znak będzie utrzymywał się przez rok. Jest na nim imię postaci, którą złapaliście za rękę, ale dowiecie się o tym dopiero po rytuale, gdy rana przestanie się dziwnie rozmazywać. Będzie ona dotkliwie krwawić w każdą pełnię księżyca. B - Pół-wila pół-harpia porywa was w dziwaczny taniec. Jej pazury wbijają się czasem w was kiedy nieostrożnie łapie wasze dłonie. Zaś spaczona istota w pewnym momencie ewidentnie oblizuje dłonie. Dość obrzydliwe… Podrapani przechodzicie dalej. Nie wiecie, że dopóki jesteście w Avalonie, siedzi w was harpia. Jeśli się zdenerwujecie bądź będziecie bardzo smutni - wyostrzają wam się rysy i wydłużają paznokcie, do tego skrzeczycie dziwacznie. Jak wrócicie z Avalonu - te skutki będą utrzymywać się jeszcze cały wrzesień, dopóki nie opuści was magia. C - Solóweczka! Aż miło w takiej radosnej ekipie! Jeśli DA to wasza najwyższa statystyka lub macie w niej 20 punktów lub więcej - przechodzicie dalej bez problemu. Jeśli tak nie jest - tkwicie w kole gdzie magiczne postacie śmieją się z was okrutnie podczas tańca, a wam przechodzą przez głowę najgorsze wspomnienia. Otrzymujecie -2 punkty do wytrzymałości. D - Okazuje się, że wasza krew jest słodka niczym u dziewicy (a jeśli postać naprawdę nią jest - rzucacie kostką k6 aż dwa razy i dodajecie ujemne punkty). Stworzenia niesamowicie ekscytują się na wasz widok. Wiele chce porwać was w ramiona i podrapać, dotknąć, pogryźć, cokolwiek. Rzućcie kostką k6, by zobaczyć, jak poturbowani jesteście: 1,2 - umiarkowanie, 3, 4 - srogo zakrwawieni, tracicie - 1 wytrzymałości, 5,6 - dramatycznie zakrwawienie docieracie do drugiego kręgu - 2 wytrzymałości. Cokolwiek nie wylosowaliście, musicie znaleźć kogoś, kto jest w stanie zaleczyć wam rany. E - Otrzymujecie coś do picia i dziwny trunek otumania wasze nerwy. Nie potrafiliście tego odmówić, nawet jeśli bardzo chcieliście, czuliście przymus wypicia. Do końca eventu nie czujecie bólu. Macie +2 wytrzymałości, jednak jeśli będziecie bardzo poturbowani po całym rytuale - musicie koniecznie odwiedzić chatę uzdrowiciela w Avalonie. F - Otula was dziwna mgła. Nie widzicie nic poza swoim… boginem? To z nim tańczycie. W wodzie, w płomieniach, z okropnym stworzeniem. Cokolwiek to nie jest - to co przeraża was dogłębnie zazwyczaj, tutaj wydaje się z wami łączyć w dziwny, niepokojący sposób. Po tym evencie musicie zmienić bogina - ten który macie wpisany w kuferku nie będzie już was przerażał. G - Amortencja. Tylko to czujecie kiedy zaczynacie tańczyć z wybraną przez was osobą. I chociaż może to wasz przyjaciel, a może nieznajomy - widzicie w nim to, czego najbardziej pożądacie. Zamienia się w kogoś, kto wam się podoba. A zapach, który zwykle czuć możecie w amortencji - teraz rozumiecie każdą, nawet najdelikatniejszą jego nutę. Wasze najbardziej skryte pragnienia znacie teraz nie tylko wy, ale też partner, z którym tańczycie. H - Czujecie dotknięcie zła, przesiąka w was niepokojąco, rozbudza w was nieznany dotąd głód. Uwalnia wasze uzależnienie. Wybrany przez was nałóg zdecydowanie nasila się na kolejne wątki, o czym dowiecie się dopiero po rytuale. Póki co odczuwacie ogromną chęć na dowolnie wybraną przez wasz używkę. Do końca września musicie rzucać kostką przed każdym wątkiem. Im wyższa k100, tym trudniej wam się powstrzymać od nałogu. Jeśli macie 70 lub więcej - musicie wziąć wybraną przez was używkę. I - Magiczne postacie mówią, że macie tańczyć z kimś. Lądujecie w ramionach kogoś z innych osób na evencie. I coraz dłużej czujecie się… nie do końca sobą. Wystarczy jeden obrót, a zamienicie się w osobę, którą wasz partner w tym tańcu kiedyś pocałował. Będziecie w skórze tego kogoś przez ten i kolejny etap. Dodatkowo jeśli jesteście osobą z fabuły, dowiadujecie się jej największego sekretu (to co ma w veritaserum). Jeśli osoba, z którą tańczycie, nigdy nikogo nie pocałowała - ślepniecie na 2 etapy. J - Wasze moce magiczne buzują w was niesamowicie. Aż nie możecie tego powstrzymać. Wasza najwyższa statystyka zaczyna wychodzić poza waszą kontrolę. Czujecie do tego wielką pewność siebie i ogromną moc. Macie + 1 do wytrzymałości. Zaś do końca września możecie rzucać czary z progu wyżej niż wasza najwyższa statystyka zaklęciowa (uzdrawianie, czarna magia, transmutacja lub zaklęcia). Kiedy rzucacie niewielkie zaklęcia - czujecie okropną potrzebę, by wykazać się bardziej.
Kod:
<zg>Punkty wytrzymałości:</zg> 7 + wypisz jego modyfikatory ujemne dodatnie <zg>Literka:</zg> Wpisz wylosowaną i podlinkuj <zg>Efekt:</zg>
Wszelkie pytania do @Augustine Edgcumbe (prosi się o nie zadawanie pytań dnia 31.07 z powodu nieobecności, z pytankami wstrzymać się do 1.08) I etap eventu zakończy się 05.08 o godzinie 13.
______________________
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Parsknęłam śmiechem, wyobrażając sobie Scarlett uciekającą przed drzewem, z jabłkami załadowanymi na koszulkę. Wątpiłam, by coś nawet tak okropnego jak zrywanie jabłek przebudziło to drzewo. Wzruszyłam ramionami, łącząc ręce na piersiach. Zamyśliłam się na chwile, ruszając ustami na boki i patrząc zagadkowo na drzewo. Przeczuwałam, że musiałybyśmy zrobić coś naprawdę bardzo złego, skoro nie zostałam ukarana za myszkowanie przy grobach kochanków. Ciekawe jak drzewo by zareagowała na Salazara. - Nie znam się na wierzbach bijących, ale całkiem możliwe. Raczej nie dostanie nóg i nie weźmie miecza i tarczy. - To by dopiero było coś, drzewo rycerz. - Chciałam sprawdzić pewną legendę i do dziupli w Lesie Błogosławionych spuściłam kilka kropel krwi. Przy kontakcie z drzewem zmieniły kolor na zielony, a zaraz po tym byłam już taka. - Wskazałam rękami na swoja głowę, z której też zerwałam kwiat lilii. Wystawiłam go w kierunku puchonki. - Może Ty też spróbuj? Raczej nas za to nie zacznie bić, ale kto wie czy nie ma też innych działań? - Przekrzywiłam głowę z uśmiechem. Próba nie strzelba, a nuż drzewo nas czymś obdaruje lub otworzy jakiś portal. Zdążyłam się już na własnej skórze przekonać, że w Avalonie wszystko jest możliwe.
Punkty wytrzymałości: 7 (podstawa) + 2 (silna psycha) + 1 (udział w rytuale poprzednim) + 1 (magia lecznicza, często składał ludzi i przeprowadzał większe / pomniejsze zabiegi, pracował na szpitalu, robił kurs) + 1 (nie są mu obce rany, za dużo już widział) = 12 + 2 (literka) = 14 Literka:E Efekt: nie czuję bólu, +2 wytrzymałość
Odczuwał. Jakby każdy krok niósł ze sobą coś więcej, niż tylko i wyłącznie widok polany wyglądającej nie zwyczajnie źle, a tragicznie. Czerwona poświata raz po raz odznaczała się pośród miejsca, do którego doprowadził go list - do którego zresztą mógł czuć jakieś przywiązanie przez znajomość czarnej magii. Niestety. Pewnego rodzaju odznaczenie, które go spotkało, jak i również konieczność przyjścia, nie wynikała z czystej ciekawości. A przynajmniej nie tylko. Głęboko w środku wiedział, że jeżeli on otrzymał ten list, jak i jeden ze współlokatorów - trudno było nie zauważyć, jak do paczki listów dołączyły dwa takie same - to zapewne nie tylko oni są zaproszeni. Nie chciał kolejnego rozlewu krwi, nawet jeżeli wymagało to jego udziału. Jeżeli mógł mieć nad tym jakąś kontrolę, biorąc udział, napawało go to większą możliwością snu, aniżeli siedzenie w jednym miejscu i czekanie, aż ktokolwiek będzie potrzebował interwencji medycznej, gdy będzie za późno. Szepty przedostawały się poprzez najróżniejsze części polany, testując zdolność do chowania się w strukturach własnego umysłu. Zdolność do kontrolowania każdej z nici, jakie to oplatały emocje - jakby teatr, w którym to wszystko się działo, był pod władzą jego palców. Opuszki zacisnął mocniej na różdżce; martwe zwierzęta przypominały mu o pracy na farmie. O tym, ile cierpienia przez to przeszedł, a przede wszystkim o tym, z czym to się wiązało. To tylko wspomnienia. Coś, co stanowi twardą podstawę do funkcjonowania. Coś, jakoby przez paliczki patrzyło, czekając na atak. Coś, co czasami wyszczerzy kły, pokazując, jak bardzo można się mylić. Gibko, gładko, czekając, aż ktoś się potknie - właściciel. Zamykał struktury, odcinał się od tego, a zamiast skupić się na zabawie, interesowało go to, kogo tutaj znajdzie i z kim będzie miał do czynienia. Czerwień nie była mu obca, widok krwi także. Praktycznie żadna z atrakcji, chociaż nie było to coś, z czym mógł się obnosić dumą. Zaproszony do tańca, zależało mu tylko na przedostaniu się dalej, a i choć odmawiać potrafił, tak jednak nie mógł w żaden sposób znaleźć argumentów przeciw napojowi, który wylądował w jego dłoniach. Od razu poczuł, że coś wpływa na jego funkcjonowanie, ale kończyny nie drętwieją. Otumaniony układ nerwowy w połączeniu z i tak stosunkowo bardzo wysokim progiem bólu pozostawał teraz zdany na informowanie o problemach poprzez wzrok, nie poprzez wysyłane przez niego sygnały. Musiał uważać - bo i nawet jeżeli w pewnych momentach mogłoby to się wydawać błogosławieństwem, jest tak naprawdę tylko elementem, który może pociągnąć cudze życie na samo dno.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Propozycja Aurelii ubawiła ją serdecznie i zaraz stwierdziła, że jest pewna, iż takie wystąpienie drzewa musiałoby dodatkowo nastąpić w pełnej zbroi i Merlin raczy wiedzieć czym jeszcze. Była jednak pewna, że było to absolutnie możliwe, ostatecznie bowiem Avalon był miejscem co najmniej szalonym i Carly była w stanie uwierzyć w to, że drzewo jest tak naprawdę uśpionym rycerzem. Biorąc pod uwagę zbroje, jakie się za nią włóczyły, niewidzialne barany, czy inne ciekawostki, to naprawdę nie sądziła, by coś takiego, jak drzewo z mieczem szczególnie mocno by ją zszokowało. - O? Naprawdę? Pokażesz mi, gdzie jest to miejsce? - zapytała, spoglądając na nią uważnie, wyraźnie zaciekawiona tą kwestią, robiąc jednak przy okazji nieco zmartwioną minę, jakby chciała pokazać, że tak naprawdę niesamowicie kłopotał ją obecny stan rzeczy. Bo trochę tak było, ostatecznie sama nie miała ochoty zostawać żadną rośliną, ale była zafascynowana tym, co mogła znaleźć w tym lesie, oczywiście poza robakami i problemami. Przyjęła z pewnym zdziwieniem podany kwiat, ale uśmiechnęła się lekko, nie zamierzając protestować. Mogła oczywiście wymigać się od spełnienia tej prośby, czy może raczej propozycji, ale nie widziała w tym najmniejszego nawet sensu, ostatecznie nie sądziła, żeby drzewo naprawdę się na nią rzuciło, bo zamierzała ofiarować mu kwiat. Skoro zaś Aurelia zrobiła już coś podobnego, Carly była niemalże święcie przekonana, że nic się jej nie stanie, a może nawet dostanie jakiegoś całuska w czoło, czy coś równie nieprawdopodobnego. - A jeśli kopnie mnie korzeniem? - zapytała jeszcze niepewnie, spoglądając z trwogą na młodszą dziewczynę i ostatecznie podeszła ostrożnie, niespiesznie, do drzewa, by złożyć u jego stóp podaną wcześniej lilię. I, rzecz jasna, nic się nie wydarzyło, co Carly skomentowała niezadowolonym sapnięciem.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Punkty wytrzymałości: 7 + 1 za odniesione rany +1 za kostkę (9 łącznie) Literka:J Efekt:+1 do wytrzymałości i zwiększone Zaklęcia i OPCM
Wzięte 5 fiolek wiggenowego
Po otrzymaniu listu informującego go o tym całym zajściu, nie mógł się powstrzymać przed wybraniem się na polanę, na którą miał przybyć już niedługo. Po dotarciu na miejsce poczuł się bardzo nieswojo, tak jakby aura tego miejsca jednocześnie przyciągała i odrzucała go stąd co chwilę. Poza tym same istoty, odprawiające dziwne tańce, inne jeszcze przyglądające się zwierzętom obryzganym we krwi i ołtarz, który znajdował się za żywą ścianą złożoną z gości zaproszonych do tego miejsca wprawiały Borisa w pewne uczucie niepokoju, które nie chciało go opuścić. Na domiar złego, szepty mówiące krótkie, lecz wciąż irytujące frazy nie chciały zostawić go w spokoju. Nie wiedział na czyje wesele właśnie się udał, ale miał złe przeczucie co do tego całego wydarzenia.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Aurelia Leveret
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Noszę pierścień Hannibala na palcu serdecznym lewej ręki.
Na zadane pytanie początkowo chciałam odpowiedzieć przecząco. Wolałam, by Avalon nie zaroił od się czaroślinek i innych wymysłów, na które wpadła magia krainy. Popatrzyłam na swoją zieloną skórę, zastanawiając się, czy powinnam życzyć tego innym ludziom. Przeniosłam wzrok na Scarlett i zagryzłam wargę, wciąż myśląc. Ostatecznie westchnęłam i przytaknęłam. - Mogę pokazać, tylko jak Ciebie też zmieni w roślinę, to ja o niczym nie wiem, okej? Już i tak mi psor Walsh wygarnął za robienie głupot. - Po części słusznie, z tym nie mogłam się nie zgodzić. Szczególnie, gdy pomimo jego próśb wciąż łaziłam gdzie popadnie. Obserwowałam dziewczynę z pewną dozą zaciekawienia i zdenerwowania. Przystawiłam rękę do ust, wkładając paznokcie między zęby. Komentarz w żadnej mierze mi nie pomógł, chociaż nieco rozbawił. Skoszenie przez drzewo za składanie mu kwiatów, których nie lubi, piękne. - Uważaj w drodze powrotnej, żeby Ci nie podstawił korzenia pod nogi. - Widząc, że jest cała i zdrowa, odetchnęłam z ulgą i pozwoliłam sobie na zaczepliwy żarcik. Podeszłam bliżej, przystając przy końcu wystających korzeni. Pochyliłam się i dotknęłam go ręką, a raczej sterty mchu, którym był obrośnięty. - Może powinnyśmy na niego wyjść? - Zaproponowałam, chociaż zbytnio się nie paliłam do wspinaczki po gałęziach.
Scarlett nie zamierzała naciskać, ale spoglądała na dziewczynę z miną godną szczeniaka, który właśnie o coś bardzo pięknie prosił. O coś, czego nie mógł z jakiegoś powodu dostać, a bardzo, ale to bardzo tego pragnął. Można było nawet powiedzieć, że w tej chwili uosabiała niewinność, coś tak zwiewnego i ulotnego, że nie dało się tego w żaden sposób pochwycić, ale mimo to nie wypowiedziała ani jednego słowa. Carly wiedziała bowiem doskonale, że naciskanie na innych ludzi nigdy dobrze się nie kończyło, żeby nie powiedzieć, że absolutnie zawsze kończyło się tragicznie. Nie tak, jak sobie tego życzyła, a życzyła sobie z reguły tego, żeby inni tańczyli, jak jej się podobało. Nie była wcale tak krystalicznie czysta, aczkolwiek kochała ludzi i przebywanie z nimi, kochała śmiech, kochała to, że mogła z nimi obcować. Lubiła jednak wpuszczać ich w maliny i patrzeć, jak tam podrygują. - Mój dziób, jak grób, profesor o niczym się nie dowie, a ja powiem mu, że przypadkiem wpadłam do tej potwornej dziupli i zupełnie nie wiem, jak do tego doszło - powiedziała, przykładając dłoń do piersi, pokazując jej tym samym, że naprawdę nie zamierzała jej wydawać, bo i po co. Była pewna, że ich opiekun nic by z tym nie zrobił, a ona dodatkowo nie była jakimś przebrzydłym kablem, który donosił o dosłownie wszystkich nieprawidłowościach. Jeśli coś jej nie odpowiadało, cóż, wtedy o tym mówiła, najczęściej dlatego, że dopatrywała się w tym jakichś korzyści. Popatrzyła na drzewo, kiedy to nie zrobiło dosłownie nic z jej ofiarą, zaśmiała się cicho na uwagę Aurelii, po czym postukała podeszwą buta w korzeń, jakby chciała sprowokować swojego przeciwnika do ruchu, ale ten najwyraźniej zamierzał spać snem sprawiedliwego po wieczny czas. Nie były, najwyraźniej, godne tego, żeby zaczął się przed nimi bronić i Carly zaczęła podejrzewać, że to jaka drewniana wersja strażników spod królewskiego pałacu, czy coś podobnego. - Ha! To jest całkiem dobra myśl! Jak się zirytuje, to pewnie nas rozbuja, jak jakaś szalona huśtawka - powiedziała, kiwając z namysłem głową, a później złączyła dłonie, pokazując Aurelii, że jeśli chce, to ją podsadzi.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Punkty wytrzymałości: 7 + 1 [rany nie są mu obce] = 8 Literka:H Efekt: nasilenie nałogu [merlinowe strzały]
Po powrocie z wędrówki po górach Onchu nie zdążył jeszcze w pełni zaleczyć wszystkich ran otrzymanych w walce z potężnym Morholtem, kiedy na skraju okna zamieszkiwanego przez niego domku zasiadł nietypowy posłaniec. Czarny niczym smoła kruk trzymał w dziobie kopertę tej samej barwy, zaklejoną jaskrawoczerwonym lakiem, którą Paco przechwycił jak najprędzej zanim mógłby zostać przyłapany przez czujnego, za to wyjątkowo irytującego Voralberga. Przez krótką chwilę przyglądał się jedynie pakunkowi, zastanawiając się czy aby na pewno powinien go otwierać, ale wreszcie rozciął scyzorykiem papier, a jego oczom rzuciło się wypisane krwią… zaproszenie na wesele. Nagle przypomniał sobie o ostatniej kłótni z Maximilianem, ponownie odczuwając ten sam, przeszywający serce na wskroś ból, toteż z przyjemnością spalił sekretną wiadomość na popiół. Nie oznaczało to jednak, że zamierza zrezygnować z udziału w mistycznym rytuale, upatrując w nim szansy zyskania wielu prawdopodobnie nie do końca bezpiecznych, ale jednak korzyści. Zapraszamy na wesele. Zapraszamy do tańca. Zewsząd dało się słyszeć szemrane szepty, które wwiercały się w czaszkę niczym złowroga mantra. Morales starał się jednak trzymać nerwy i emocje na wodzy, dokładnie rozglądając się wokoło. Niektórzy prawdopodobnie zwinęliby stąd nogi za pas, ale on przywykł do widoku śmierci i dziwnego uczucia, którego doświadczało się w bliskiej obecności czarnej magii, dlatego kroczył pośród czerwonej poświaty, tańcujących nerwowo postaci rusałek, nimf i czarodziejów, którzy najwyraźniej nie zdołali przeciwstawić się niemalże narkotycznemu transowi. Niektórzy pląsali podobnie do magicznych istot, inni zaś klęczeli nad martwymi zwierzętami… Tak, zwierzęta, również i na nich krwawy księżyc musiał odcisnąć piętno. Paco dostrzegł bowiem na ich grzbietach tajemnicze znaki, wymalowane krwią… czyją? Tego nie wiadomo. Nie miał także pojęcia kim takim jest Skrwawiony Łeb, którego nadejścia oczekiwali omamieni czarodziejską aurą goście. Wreszcie dostrzegł splamiony posoką ołtarz stojący pod drzewem na samym środku polany. Zapragnął tam dotrzeć, przebijając się ramionami przez tłumy tańcujących na tym nieoczywistym parkiecie, ale podróż zdawała się niekończącą historią. Za każdym razem kiedy docierał bowiem w pobliże ofiarnego stosu, wystarczyło mrugnięcie okiem, by znalazł się ponownie na samym początku drogi. Po kolejnej nieudanej próbie przeklął siarczyście pod nosem, ale wzbierająca się w nim złość nie miała nic do czynienia z naturalną emocją. Poczuł jak przesiąka go niepokojące zło i głód, ale podświadomie wiedział że nie tyczy się on jedzenia. Przygryzł wargę, starając się zwalczyć buzujące w żyłach pragnienie, ale dłoń sama powędrowała do kieszeni, gorączkowo poszukując paczki merlinowych strzał. Uzależniony od nikotyny, w stresujących sytuacjach często sięgał po papierosa, ale nigdy z podobną nerwowością. Miał wrażenie, że straci oddech, jeżeli zaraz nie uraczy płuc chmurą siwego, trującego dymu. W pośpiechu naciskał zresztą zapalniczkę, a kiedy tylko poczuł znajome, gryzące uczucie w gardle, odetchnął z nieopisaną wręcz ulgą. Gdyby jeszcze mógł je zwilżyć szklaneczką whiskey… prawdopodobnie czerpałby znacznie większą przyjemność z otaczającego go danse macabre.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Punkty wytrzymałości: 7 + 1(rytuał zorzy) +1(10pkt z wróżbiarstwa) +1 (nie są mi obce rany) =10 Literka:I Efekt: Zamieniam się w Walsha na ten i następny etap, a @Salazar Morales tańczy ze mną i zdradza mi swoje veritaserum
Powrót do Avalonu był dla niego ciężką decyzją. Brewer poprosił go o przysługę, której Max nie potrafił odmówić, a jednocześnie nie do końca był jeszcze gotów stawić ponownie czoła tej krainie. Minęło kilka dni, a złość i smutek, które buzowały w nim tamtego feralnego popołudnia, wciąż jeszcze były żywe, choć zdecydowanie już nie tak wyraziste. Zdziwił się, gdy otrzymał kolejny list, tym razem wyjątkowy i tajemniczy. Solberg spojrzał na zapisane czymś, co przypominało krew zaproszenie i prychnął. Wyglądało to z jednej strony na jakiś popierdolony żart, a z drugiej.. W sumie nie miał nic do stracenia. Uznał więc, że to sprawdzi, wciąż uznając to za lepszy pomysł niż powrót do domku, który dzielił z dwoma starcami, z czego jednego wyjątkowo mało chciał teraz oglądać mimo, że serce podpowiadało coś innego. Pojawił się przy drzewie obrońców, a to co ujrzał przypominało halucynacje po jakimś narkotyku. Tańczące nimfy, wszystko upierdolone krwią i magiczny ołtarz po środku. -Zajebiście. - Mruknął do siebie, bo widział już w życiu wiele popierdolonych rzeczy, ale coś takiego zdarzyło mu się po raz pierwszy. Poczuł, jak wzmaga się w nim kolejny atak paniki, więc zapobiegawczo odpalił blanta i ruszył do ołtarza, logicznie uznając to za cel tego zamieszania. Niestety, tańczące istoty nie miały zamiaru go przepuścić, a Max czuł się coraz bardziej wyobcowany z własnej skóry. Uznał, że to używka nieco mocniej niż zwykle go poskładała i nie dopaliwszy całej, wyrzucił ją gdzieś za siebie, gasząc uprzednio. Mimo to, wciąż czuł, że coś jest nie tak. Potrzebował tańczyć razem z innymi gośćmi krwawego wesela. Otumaniony złapał więc pierwszą dłoń w zasięgu i rozpoczął krwawe pląsy, które byłyby zdecydowanie weselsze, gdyby nie zdał sobie sprawy, kogo właśnie zaprosił do tańca. -Oczywiście, że to Ty... - Mruknął, chcąc wyrwać się z uścisku i odejść, ale jego ciało miało inne plany i jak już zaczęło poruszać się w ten makabryczny takt, to nie miało zamiaru przestać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Punkty wytrzymałości: 7 + 1 [rany nie są mu obce] = 8 Literka:H Efekt: nasilenie nałogu [merlinowe strzały]
Nie pamiętał, by kiedykolwiek papieros smakował tak niebiańsko, mimo że otoczenie ani trochę nie przypominało raju, prędzej najgłębsze czeluści piekła. Nikotyna łaskotała gardło i płuca z rozkoszą, której zaznał po raz pierwszy w życiu, a Paco całkiem zapomniał o planie zdobycia zakrwawionego, centralnego cmentarza. Teraz liczyła się tylko merlinowa strzała i coraz głośniej przebijający się szept, który nakazywał mu tańczyć do białego, a może czerwonego rana. Wzbraniał się dzielnie przed jego wpływem, pragnąć dopalić papierosa do końca. Ledwie jednak odrzucił peta na bok, kiedy ktoś chwycił jego dłoń, przypominając do czego służy parkiet… czy mieniąca się krwistą aurą polana. Nieszczególnie się tym przejmował, łapczywie obejmując partnera w pasie, aby przejąć inicjatywę. Dopiero spostrzegając twarz Maximiliana, częściowo wybudził się z iście narkotycznego transu. – Nie powinno cię tutaj być… – Mruknął oschłym, protekcjonalnym tonem, przez moment zastanawiając się czy to nie wymysł jego chorej wyobraźni. Próbował się zatrzymać i wypuścić ciało nastolatka ze swoich rąk, ale zamiast tego zatoczył z nim kolejne kółko, przyciągając bliżej własnego torsu. – Nie powinieneś ryzykować. Nie wiemy… - Palce jeszcze mocniej zacisnęły się na koszulce chłopaka, a po chwili zamiast łobuzerskiego uśmiechu i szmaragdowych ślepiów wyrosła przed nim facjata Walsha… tyle tylko że wiele młodszego. – …co się tutaj dzieje. – Dokończył wyraźnie zafrapowany, starając się odnaleźć wokoło jakiekolwiek wskazówki, ale opętane rusałki i wymalowane krwią znaki niewiele mu mówiły. Nie potrafił zresztą skupić się na niczym ani nikim innym, jedynie na obecności Felixa, za którym tęsknił i którego tak mocno pragnął zobaczyć.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam też nie miał bladego pojęcia, co tu się odpierdala. Wiedział tylko, że potrzebuje tańczyć, a w dodatku przyda mu się do tego partner. No i masz babo placek, bo trafił akurat na tego, którego jeszcze przez jakiś czas wolał nie oglądać wcale. -Nie miałem zamiaru, ale musiałem wrócić komuś pomóc. - Odpowiedział chłodno, dobitnie dając do zrozumienia, że nie jest tu z powodu Moralesa, choć nie była to do końca prawda. Zaczynało mu go brakować, ale duma i tłumione emocje musiały najpierw przetrawić swoje nim był gotów na to niespodziewane spotkanie. -Będę się szlajał gdzie chce. Nawet, jakby mieli mnie zaraz poćwiartować na tym ołtarzu. Chociaż najpierw muszą przerwać ten popierdolony taniec. - Widać nie był w nastroju na podobną zabawę, ale mimo to dał się Salazarowi okręcić i ponownie wpaść w jego ramiona, za którymi tęsknił, ale nie miał zamiaru tak po prostu dać tego po sobie poznać. -Co znowu? - Zapytał widząc zdziwienie na twarzy Paco i słysząc urwany ton. Sam Max czuł się jakoś inaczej, nie tylko psychicznie, ale jakby jego ciało nagle się zmieniło. Niestety nie miał lustra, by móc zrozumieć, że wygląda jak nastoletni Joshua.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Szepty nie ustawały, niezależnie od tego jak mocno Paco nie starałby się ich odizolować, a to sprawiało że uczucie podenerwowania narastało w niebywałym tempie. Wydawać by się mogło, że potrafi zachować zimną krew w każdej sytuacji, a jednak teraz – kiedy wiedział, że obejmuje swego młodszego partnera – obawiał się przyszłych wydarzeń i tego, co przyniesienie nadejście Skrwawionego Łba. Nie odpowiedział nawet na pierwsze, chłodne słowa Maximiliana, próbując znaleźć sposób na odzyskanie kontroli nad własnym ciałem. Nie to, żeby żałował Felixowi tańca. Pragnął kołysać się z nim w rytm muzyki do białego rana, ale nie tutaj i nie na tym weselu, wszak wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że akurat ten taniec może okazać się ich ostatnim. – Ni… – Zaczął mówić, kiedy mimowolnie uniósł dłoń partnera, po raz kolejny obracając go w takt niegrającego walca. Nie zdziwiłby się jednak, gdyby w przeciągu kilku najbliższych minut zamienił się on w ogniste tango albo inne kłótliwe pasodoble. Po ostatnim spotkaniu potencjał na taką zmianę był ogromny. – Straciłem kontrolę. – Powiedział stanowczo, przełykając głośno ślinę, acz nie raczył wyjaśnić czy mówi o kontroli nad własnym ciałem czy może nad słowami rzuconymi ostatnio wewnątrz drewnianego domku dzielonego z Voralbergiem. Zabawne, że odpowiadały okolicznościom obu zdarzeń. – Nie spodobałoby ci się. – Westchnął głośno w reakcji na jego pytanie, nie będąc pewnym czy powinien dzielić się z nim rozpościerającym się przed oczami widokiem. – Cieszę się… – Zaczął niemrawo, ale przerwał równie szybko, zważając na dobór właściwych słów. – …nie chciałem żebyś odchodził. – Ekstremalne warunki, w jakich się znaleźli, zdecydowanie skłoniły go do śmielszych wyznań. – Wróć. Nie do Avalonu, ale do mnie. – Poprosił, odgarniając opadające na czoło chłopaka włosy, drugą dłonią wprawiając ich biodra w rytmiczny, kołyszący ruch.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście, że Morales musiał zignorować jego słowa. Chociaż może w tym wypadku tak było lepiej, gdy atmosfera między nimi była gęsta jak zupa i to nie do końca przez nietypowe okoliczności, w jakich się znaleźli. Max wciąż słyszał ten głos, który kazał mu tańczyć, co niemiłosiernie wkurwiało jego świadomość, która od czasu do czasu jakoś dochodziła do głosu. Hipnotyczne dźwięki były jednak na tyle silne w swojej perswazji, że nastolatek nie miał z nimi najmniejszych szans. Spojrzał na Paco jakby chciał powiedzieć: "Nie, kurwa. Serio?" , ale słowa nie opuściły jego ust. Wciąż czekał na wyjaśnienie, którego oczywiście nie otrzymał. -Nie podoba to mi się to protekcjonalne pierdolenie. Pozwól, że sam zdecyduję, jak zareagować na cokolwiek masz mi do powiedzenia. - Nie spuszczał z tonu, bo rozmowa zdecydowanie nie szła w najlepszym kierunku tylko podsycając frustrację nastolatka, który był zmuszony jeszcze do tego wszystkiego tańczyć dość blisko Moralesa. -Jasne... - Mruknął na pierwsze słowa Salazara, podążając za ruchem jego ciała. Może i nie do końca Max wierzył, że Paco chciał, by ten go opuszczał, ale też nie zrobił absolutnie nic, żeby chłopaka przed tym powstrzymać, co chyba bolało Solberga jeszcze bardziej. -Żebyś nie musiał się wysilać i szukać nowego ludzkiego breloczka? Nie spieszy mi się. - To, jak bardzo został zraniony podczas ostatniej kłótni sprawiało, że teraz bał się opuścić gardę, by znowu nie wyjść na tym wszystkim najgorzej. Nie, musiał chronić czasem i samego siebie, co właśnie próbował zrobić, choć serce zdecydowanie przyspieszyło tempa i zaczęło kłócić się z przytłumionym transem rozumem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Prawdopodobnie nie powinien ignorować żadnych z jego słów, zwłaszcza po tym co miało miejsce jeszcze kilka dni temu, ale okoliczności im nie sprzyjały, a we wszechobecnym bałaganie mimo potencjalnych konsekwencji, uznał je za mało istotne. Atmosfera między nimi może i pozostawała ciężka niczym ołów, jednak w mniemaniu Moralesa została obecnie przyćmiona przez natarczywe, posępne szepty i krwawą mgłę niewiadomego pochodzenia. Paco nie był pewien dlaczego Maximilian zdaje się lekceważyć zagrożenie, zwłaszcza kiedy sam miał okazję odczuć nienaturalne, demoniczne wręcz zło bijące od tego miejsca. Nie powinni odpowiadać na zaproszenie, a teraz skazani zostali na podrygiwanie do taktu, jak ludzkie marionetki. – Danse macabre… – Wyszeptał bardziej do siebie niż do swojego młodszego partnera. Wiele razy miał do czynienia z mugolską sztuką, ale nigdy nie spodziewałby się, że padną ofiarą średniowiecznej alegorii, tak dosadnie przypominającej o nieuchronnej śmierci. Ponownie darował sobie odpowiedź na pytanie chłopaka, ryzykując przepełniającą go falą złości, ale miał wrażenie, że w przeciwieństwie do Solberga, rozumie powagę sytuacji, w jakiej przypadkowo się znaleźli. Protekcjonalne podejście tym razem nie wynikało wyłącznie z napędzającej go arogancji, ale rzeczywistych obaw, zwłaszcza o los Felixa który ledwie wybudził się przecież ze śpiączki. – Decyduj o czym chcesz, ale dopiero po tym jak się stąd wydostaniemy. – Wybrzmiał wyjątkowo poważnie, a i widać było że nie zależy mu na dorzucaniu oliwy do ognia. Myślał wyłącznie o osłonięciu Solberga własnym ciałem, gdyby zaszła taka konieczność… i o nikotynie. Kurwa mać, gdyby nie ten taniec… jak chętnie by znowu zapalił. Na szczęście, a raczej nieszczęście, na skutek złośliwego pytania Maximiliana udało mu się jednak zapomnieć o merlinowych strzałach. – Nigdy nie potrafiłem pogodzić się ze śmiercią Valerii. Po wielu latach wytropiłem aurora odpowiedzialnego za jej śmierć i zabiłem go. – Mówił, kołysząc się w rytm nieistniejącej muzyki, cały czas patrząc wprost w szmaragdowe ślepia. – Nie, nie zabiłem skurwiela. Nie tylko. Po kilku godzinach błagał mnie, żebym to zrobił. Potem zatuszowałem wszelkie dowody z pomocą szefa biura, podpisując cyrograf z diabłem… Przeklęty Cassidy. – Pokręcił ze zrezygnowaniem głową na samą myśl o swym niecodziennym przyjacielu. Nie ma co, wspaniały moment, żeby przyznać się do tortur, morderstwa i zatuszowania zbrodni. Z niemałym opóźnieniem dotarło do niego, co właśnie zrobił. – Nie miałem zamiaru ci o tym mówić. – Wziął głębszy, niespokojny oddech, delikatnie przesuwając ręką po biodrze swego tanecznego partnera. Coraz bardziej nie podobało mu się to miejsce. Niemalże dało się odczuć na karku oddech zbliżającej się śmierci. – Zresztą… chciałem przez to powiedzieć, że dobrze wiem że postąpiłbym dokładnie tak samo, gdyby ktokolwiek skrzywdził ciebie. Strawiłbym wszystkich w płomieniach szatańskiej pożogi, bo nie umiałbym sobie poradzić z twoją stratą… – Nie zaplanował tego. Słowa same wypłynęły z jego ust i chyba dlatego nieszczególnie się nimi przejął. Zamiast tego odwrócił głowę, starając się jakkolwiek zorientować w tym pierdolonym piekle. – …więc rozejrzyj się, do kurwy, i powiedz mi czy widzisz jakiekolwiek znajome twarze. Musimy znaleźć sposób, żeby to przerwać i odzyskać kontrolę nad ciałem, jeżeli chcemy wrócić stąd żywi. – Rzucił niezwykle konkretnym, poważnym tonem, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę że przedstawił Felixowi plan tuż po jakże romantycznym, ale i dekadenckim wyznaniu, za to tuż przed kolejnym, tanecznym obrotem.
Ostatnio zmieniony przez Salazar Morales dnia Pon Sie 01 2022, 09:02, w całości zmieniany 1 raz
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Punkty wytrzymałości: 7 + 2 (silna psycha) + 1 (rany nie są mi obce) + 1 (kostka poniżej) = 11 Literka:j Efekt: lepsza moc, pewność siebie i + 1 do wytrzymałości
Nie jest tajemnicą, że od dłuższego czasu chodzę struty i maksymalnie zmęczony życiem – mało co robię, głównie leżę w domku albo włóczę się bez celu i właśnie w trakcie jednej z takich wędrówek podsłuchuję coś o jakimś rytuale. Reaguję na to zupełnie jak moja siostra, czyli kompletnie naiwnie i bezrozumnie, jakby to miała być najwspanialsza przygoda mojego życia, a nie jakieś krwawe wydarzenia pełne brutalności czy dziwnych akcji, na które nie byłem gotowy, wciąż prześladowany widokiem Ruby bez ręki. Dlatego cisnę do domku Jess z zamiarem odzyskania swojej książki, która mogłaby mi się przydać, a kiedy wbijam do środka zastaję w środku wychudzoną, dobrze mi znaną dziewczynę. – Moses – ni to ją witam, ni to stwierdzam fakt, trochę zdziwiony jej obecnością tutaj. Stopniowo od słowa do słowa (czyli jakąś mieszanką co do chuja i wzajemnego obrzucania się super elokwentnymi zdaniami przepełnionymi ironią i sugerującymi, że mamy łącznie trzy szare komórki) dochodzimy do momentu, w którym luzacko postanawiamy iść tam razem, nie do końca przekonani tymi plotkami. Zgadzamy się w jednej sprawie – musimy to sprawdzić na własnej skórze. W końcu natrafiamy na polanę, która pasuje do opisu, który usłyszałem mimochodem, a to, co się tam dzieje, kwituję uniesieniem brwi. Z pozornym luzem omiatam spojrzeniem te dziwaczne tańce rusałek i nimf, aż ostatecznie wlepiam wzrok w swoją towarzyszkę, licząc na to, że ta wyjaśni mi co się tutaj odpierdala. Robią to za nią jednak creepy szepty. – O proszę, wesele, jak miło. Mogli napisać na ulotce to bym jakiś fancy smoking ubrał, a nie tak jak ostatni obwieś w swetrze przylazłem – wzdycham, bo choć dopasowywanie się w dress code nigdy nie jest moim priorytetem to na taki rodzaj balangi zawsze staram się przyjść odrobinę elegancki. Olewam uwagę o jakimś krwawym łbie, bo w centrum mojego zainteresowania jest jebitny ołtarz i niezdrowa ekscytacja reszty, która przyglądała się nam niezbyt przychylnym okiem. Czuję się nieswojo w tym towarzystwie, ale presja, aby dołączyć na dancefloor jest zbyt wielka i ostatecznie się jej poddaję. – Fryderyko – zaczynam bardzo oficjalnie, kłaniam się i wyciągam rękę, aby porwać Fredkę na parkiet. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale jak już zaczynamy tańczyć, mam wrażenie, że nie ma na tym świecie lepszej osoby niż ja. Nagle jestem niesamowicie przystojny, zdolny i warty zainteresowania i to naprawdę miłe uczucie – czuć się dobrze z samym sobą. Uśmiecham się szeroko i niczym zawodowy tancerz odkurwiam ten danse macabre, ignorując otaczających nas chorych pojebów, niepokojącą mgłę czy zakrwawione stworzenia. Bez wątpienia jestem królem tego dancingu i przyćmiewam nawet pana młodego, kimkolwiek on jest.
______________________
i read the rules
before i break them
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Punkty wytrzymałości: 7 + 2 silna psycha + 1 za wróżbiarstwo + 1 drewisze + 1(nie obce mu rany) + 1 za literkę = 13pkt Literka:J Efekt: +wytrzymałość, większa moc magiczna
List który otrzymał zdecydowanie należał do tych podejrzanych. Swego rodzaju zaproszenie w noc krwawego księżyca. Na jakiś rytuał... Nie miał zielonego pojęcia o co chodziło, więc ruszył na miejsce żeby się przekonać. Uzbrojony był oczywiście w swoje najpotrzebniejsze przedmioty, które mogły mu zapewnić bezpieczeństwo w razie jakiś okoliczności. No może nie zapewnić, ale zdecydowanie mogły podbić jego szansę na przeżycie. Aura jaka otaczała to miejsce dzisiejszej nocy była podobna do tej którą było czuć przez miesiące braku księżyca. Ciężka i mroczna. Nasiąknięta czarną magią. Jednak to nie sama aura była najgorsza. Polanę otaczała czerwona mgła, która na myśl przywodziła mu krew zmienioną w chmurę, a przebywające tu magiczne stworzenia wyglądały nieco jak opętane. Szept zapraszający na wesele również nie napawał go optymizmem. W sumie jego pierwszą myślą było to że właśnie dał nura w szambie aż po pas i teraz będzie musiał płynąć żeby się nie utopić. Z drugiej strony mignęły mu chyba tu jakieś znajome twarze, które szybko przepadły pomiędzy tymi dzikimi harcami. Sam był nie najlepszym tancerzem. Zwłaszcza jeśli chodziło o taniec w parach, który musiał prowadzić. O tyle dobrze że tu nikt go do tańca nie porwie. Mógł więc spróbować samotnie przetańczyć na drugą stronę. Wgłąb polany. Do drzewa i ołtarza. Tańcząc czuł jak jego moc magiczna zaczyna powoli rosnąć i buzować. Prawie jak woda w czajniku na herbatę. Było to dziwne, ale przede wszystkim nieziemsko przyjemne. Niedługo później znikąd pojawiła się myśl... Myśl o tym że nie chciał żeby to uczucie kiedykolwiek przepadło i trwało na wieki wieków. Czuł się tak samo przepełniony siłą jak po pełniowej przemianie, ale z paroma dodatkami. Po kilku chwilach przestał się wahać i oddał się tańcu będąc nasyconym pochodzącą z niewiadomego źródła pewnością siebie. Byle tylko przejść dalej...
Jak ktoś chce, to może zaczepić
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie można było powiedzieć, że Max nie zdawał sobie sprawy z tego, w jak popierdolonej sytuacji się znaleźli. Nie dość, że nastolatek czuł się bardzo nieswojo, to jeszcze te ciągłe szepty utrudniały mu skupienie się, a makabryczny krajobraz niczego nie polepszał. Emocje, jakie nastolatek czuł, przyćmiewały jednak wszystko, a postawa Salazara tylko sprawiała, że Max jeszcze bardziej ignorował otoczenie pod wpływem buzujących myśli i uczuć. -Jasne. Jak zawsze musimy tańczyć pod Twój rytm. - Pozwolił sobie na wtrącenie ironicznego porównania, które idealnie pasowało do obecnej sytuacji. -Mam dosyć tego, że zamiast jasno ze mną rozmawiać, musisz grać w jakieś pierdolone gierki i tylko mnie wkurwiać. Czy tak trudno choć raz dać jasną odpowiedź? - Ponownie złość wzbudzała się w nim, jakby gotowała się tam od dawna, co nawet nie było tak dalekie od prawdy. Można by było zrzucić to na karb makabrycznego otoczenia, ale Solberg wiedział, że gdyby byli teraz w najbardziej romantycznym i spokojnym miejscu na świecie i tak zareagowałby podobnie. Choć przynajmniej mógłby odejść nie będąc zmuszanym do hipnotycznego tańca. Jakby krwawe wesele nie było wystarczające, Paco nagle zaczął opowiadać o swoich grzeszkach z przeszłości. Nie było to coś przyjemnego dla ucha, ale też niespecjalnie była to dla nastolatka nowość. Max wiedział już, że Morales ma krew na rękach, więc westchnął tylko, powstrzymując przewrócenie oczami, bo w obecnej chwili ta historyjka z dupy bardziej go irytowała niż ruszała szczególnie, że nie miała nic wspólnego z pytaniem, które młodszy z nich zadał. -Polecam w takim razie zacząć od podpalenia siebie. - Odpowiedział twardo, tym samym dając do zrozumienia, że jedynym, który w tej chwili go krzywdzi, jest nie kto inny a sam Pan Pierdolony Morales. Zacisnął mocniej zęby, nie chcąc palnąć, że w sumie to mu jeden chuj, czy wyjdzie stąd żywy, czy też nie. Chętnie jednak zaczął rozglądać się wkoło, unikając tym samym spojrzenia czekoladowych tęczówek. Najpierw rzucił mu się w oczy potężny korpus gryfońskiego wilkołaka, następnie wypatrzył Thomasa, z którym miesiąc temu miał okazję poznać się przy rundce therii, aż w końcu....Zamarł. Poczuł, jak serce przyspiesza mu tempa, a w płucach zaczyna brakować powietrza. Twarz, która obecnie należała do młodszej wersji Walsha, choć tak naprawdę skrywała Maximiliana, zrobiła się nagle pozbawiona kolorów, a ciało zaczęło drżeć. Umysł nastolatka podsuwał wizje przeszłości i zakorzenionych obaw, wzbudzonych przez napotkanie czekoladowych tęczówek Felinusa. Tak znajomych, a jednocześnie w tej chwili tak odległych. Wszystkie obawy o życie i zdrowie byłego chłopaka nagle wróciły, podsycane obrazami wielokrotnych kłótni i ran, jakie odnosili. Jakie on odnosił. To wszystko sprawiło, że Max ze zdwojoną siłą zdał sobie sprawę, w jakim popierdolonym miejscu się teraz znajdują i jak bardzo chce to wszystko ukrócić. Nie dla własnego bezpieczeństwa, ale dla bezpieczeństwa tych, którzy wbrew wszystkiemu byli mu naprawdę bliscy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Punkty wytrzymałości: 7 + 2 (silna psycha) + 1 (rany) +1 (kostka) = 11 Literka:J Efekt: super moc i pewność siebie, +1 do wytrzymałości
Trzeba przyznać, że traktował całe to zaproszenie na mroczny, tajemniczy "rytuał krwi" nie do końca poważnie, cały czas dopuszczając możliwość, że wydarzenie okaże się być żartem jakichś zawadiackich faunów albo kompletną żenadą - a jednocześnie bardzo chciał się przekonać na własnej skórze jak to będzie wyglądało i co się stanie. Po drodze beztrosko opowiadał Jess, jak ostatnio po takim dziwnym rytuale w Luizjanie potraktowało go bardzo uciążliwą (studzącą relacje z Bonnie) lodową klątwą, humor całkiem mu dopisywał, a żarciki się go trzymały, jak to zwykle w jej towarzystwie; mina jednak zdecydowanie mu zrzedła, kiedy dotarli pod dąb, na spowitą czerwoną poświatą polanę i stanęli na skraju dziwnego okręgu z tańczących ludzi i stworzeń. Atmosfera od razu napawała niepokojem, a instynkt samozachowawczy powinien podpowiadać, że lepiej będzie się z tego mrocznego miejsca oddalić w podskokach - Bogdan jednak ów instynkt posiadał mocno niedorozwinięty, więc nie skorzystał z jego porady. - ...To wygląda dokładnie jak coś, co nazywa się rytuał krwi, ale i tak się kurwa nie spodziewałem czegoś takiego - zauważył, przyglądając się makabrycznej scenerii i postaciom wymalowanym najprawdopodobniej krwią i wydawało mu się, że nagle słyszy szepty. Zapraszamy na wesele, zasyczało coś w pobliżu i aż się wzdrygnął. - Słyszałaś to? W e s e l e? Rzeczywiście, wesoło w chuj... Fajne lokalne tradycje tu mają, takie rajskie - skomentował, starając się zabrzmieć jakoś na luzie i zamaskować to, że czuł się zwyczajnie nieswojo. - Gotowa? - upewnił się tylko, nie pytając nawet czy Dżesika na pewno chce podchodzić dalej, bo wiedział, że nawet jeśli też się bała, to krukońska ciekawość zwyczajnie nie pozwoli jej teraz zawrócić; tak jak jemu gryfońska odwaga, czasem trudna do odróżnienia od głupoty. Ruszył w stronę dębu, próbując wmieszać się w zajęty szalonym tańcem tłum, ale bezskutecznie; panował taki chaos, że aż złapał towarzyszkę za rękę, w obawie że rozdzielą ich dziko pląsające zakrwawione nimfy. Dopiero po chwili dotarły do nich jakby ze wszystkich stron szepty wzywające do tańca. - Dżesika. Zatańczysz ze mną? - zapytał uroczyście... tak jakby mieli jakiekolwiek inne wyjście. Nie mieli, ale odrobina uprzejmości nie zaszkodzi.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie bez powodu powiedział kiedyś Maximilianowi, że przywiązanie i uczucia czynią człowieka słabym i bezbronnym. Powinni przecież w pełni skoncentrować się na makabrycznym krajobrazie, odbijających się echem szeptach i próbie wyrwania się z hipnotycznego tańca, a zamiast tego poddawali się drzemiącym w sercach emocjom, tyle tylko że przez młodszego z nich nadal przemawiała złość, podczas gdy Morales gorączkowo szukał sposobu, by naprawić to, co zniszczyli widząc się ostatnim razem. W obliczu śmierci żal i tęsknota za chłopakiem tylko się nasiliły, przelewając czarę goryczy i odbierając Salazarowi zdolność logicznego myślenia, tak niezbędną w sytuacji, w jakiej przypadkiem się znaleźli. - Jakbym miał na to jakikolwiek wpływ… – Zdawać by się mogło, że potraktował ironiczny komentarz Solberga aż nazbyt dosłownie, chociaż tak naprawdę dostrzegał jego drugie dno. Nie rozumiał jednak nadal, w którym momencie przeciągnął strunę na tyle, by powiększyć dzielący ich dystans. Wyczuwał jego chłód nawet teraz. Mimo że tańczyli niezwykle blisko siebie, a wokół nozdrzy roznosił się nie tylko metaliczny swąd krwi, ale i przyjemny zapach bourbonu, tak nadal czuł że otaczająca ich aura go dusi. – Dobrze, że jasne i otwarte rozmowy to twoja specjalność. Jesteśmy uratowani. – Nie potrafił ukryć sarkastycznej nuty ani powstrzymać nerwowego prychnięcia, ale prawda była taka, że nie chciał ponownie wkraczać na wojenną ścieżkę, zwłaszcza teraz kiedy nie wiedzieli co jeszcze ich czeka poza przepełnionym dramaturgią tańcem w świetle ponurego, krwawego księżyca. – Przynajmniej w jednym się z tobą zgadzam. Mam dosyć gierek, ale najwyraźniej nie jestem zbyt domyślny. Chcesz jasnej odpowiedzi? W porządku, ale najpierw przypomnij mi jakie zadałeś pytanie. – Pragnął zakończyć ten spór raz na zawsze albo chociaż zawrzeć tymczasowy rozejm, skoro istniało duże prawdopodobieństwo, że zginą w ciasnym uścisku własnych ramion, tańcząc przed splamionym krwią ołtarzem. Nie wierzył, że spotkali się ponownie w tak popierdolonych okolicznościach. Nie miał również ochoty opowiadać o swoich grzeszkach z przeszłości, a jednak niezidentyfikowana, magiczna siła – być może pod postacią szkarłatnej mgły – zmusiła go do wywalenia swych sekretów na wierzch. Niewykluczone, że wpadłby w popłoch, gdyby tylko trzymał za rękę kogoś innego, ale Felix… Felix był jedyną osobą, która poznała jego chory umysł za sprawą norweskiej jaskini, a nawet jeśli nie usłyszał każdej jego pojebanej myśli, najwyraźniej kolejna nie czyniła różnicy. A raczej nie takiej, jakiej można by się spodziewać po kimkolwiek innym. Historia wywarła bowiem na chłopaka wpływ, ale nie wzbudziła w nim zdziwienia czy strachu, jedynie spotęgowała gromadzącą się w nim wściekłość. Paco na moment przymknął oczy i spuścił głowę, jakby ten gest miał uchronić go przed bolesnymi słowami i twardym, nieugiętym tonem, ale niestety dla niego metoda okazała się zupełnie nieskuteczna. – Quizás tengas razón. Tal vez deberia. Pero, ¿es esto realmente lo que quieres? – Westchnął wyraźnie przygnębiony i zraniony, ale wiedział że skoro już wyciągnął do niego dłoń, nie może się poddać. Palące pragnienie pojednania przyćmiło wszelkie obawy, a w konsekwencji sam nie zastosował się do własnego planu rozejrzenia się po okolicy. Przeciwnie, po tym jak popłynął z partnerem na parkiecie kilka kroków dalej, uniósł dłoń, przesuwając palcami po jego policzku i szyi, a wreszcie chwycił delikatnie podbródek Maximiliana, by ponownie spojrzeć mu w oczy. - Dejen de lastimarse unos a otros. Sabes que no quise decir nada de lo que dije la última vez. Me sentía impotente e insuficiente. – Nie nakazywał, jak to miał w zwyczaju, ale prosił, przyznając się do własnej słabości. Prosił chłopaka, żeby nie uciekał i nie odchodził, mając nadzieję że nie tylko on żałuje słów wykrzyczanych ostatnich razem w gniewie. Nie pamiętał, by kiedykolwiek czuł się tak rozpaczliwie bezbronny. Prawdopodobnie gdyby znalazł się tutaj sam, zachowałby się zgoła inaczej, kolejny raz przepychając się w tłumie, żeby utorować sobie przejście do przerażającego ołtarza. Nie był jednak sam, a roztaczająca się na polanie zła aura w połączeniu z przytłaczającym go bagażem emocji zasiały w jego sercu i umyśle ziarno defetyzmu. – No quiero morir en tus brazos sabiendo que me odias... – Wyszeptał więc mimowolnie, gładząc kciukiem usta młodszego kochanka, którego akurat na takie wesele nigdy by nie zaprosił.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Podzielała poglądy swojego towarzysza jeśli chodzi o wątpliwą autentyczność rytuału krwi - dalej uparcie sądziła, że takie praktyki nijak do Avalonu nie pasowały. Gotów była założyć, że prędzej chodzi tutaj o jakiś festiwal cydrobrania, gdzie toczą się litry nie krwi - a soku z krwistoczerwonych jabłek. Oboje w dość szampańskich humorach opuścili centrum Ellan Vannin, rozprawiając radośnie nad dotychczasowymi rytuałami - Boyd opowiadał o jednym z Luizjany, a Smith dzieliła się szczegółami Rytuału Zorzy, podczas którego oślepła i w ramach rekompensaty otrzymała niezmywalny tatuaż między oczami. Przedni deal. Jej gadatliwość jednak znacząco przygasła, kiedy dotarli na wspomniane w notce miejsce - dosłownie rodem ze średniowiecznego horroru. W tym momencie pożałowała, że zamiast szarego dresu nie skombinowała jakiejś zbroi. — J-Ja też — przytaknęła krótko, ewidentnie w oszołomieniu - całą scenerią, dziwnymi, frenetycznymi tańcami, a w szczególności krwawą mgłą i... licznymi zarżniętymi stworzeniami. Serce już teraz zaczęło tłuc się w jej piersi - a umysł zwyczajnie starał się zracjonalizować przedstawiony obrazek. Krwawe ofiary były w końcu praktykowane od zarania dziejów - nie sądziła jednak, że będzie mogła być ich naocznym świadkiem. — A v a l o n — skwitowała, siląc się jeszcze na żart, choć głos jej drżał. — Nie. Ale i tak chodźmy. — Istotnie walczyła ze strachem, który podsycały szepty w jej głowie - ale też jednocześnie rosła jej ciekawość. Wokół czego ten zakrwawiony korowód tak pląsał? Ruszyła nawet dziarsko za Callahanem, o mało się od niego nie oddzielając, kiedy między nimi zawirowała histerycznie zaśmiewająca się pół-harpia. Zimny dreszcz wspiął jej się po kręgosłupie - z prawdziwą ulgą chwyciła dłoń Boyda, kurczowo się go trzymając, żeby nie dać się porwać w nieludzki (dosłownie) wir ciał. — Tylko trzymaj mnie mocno — poprosiła, jednocześnie godząc się ruszyć w danse macabre. Nie mieli innego wyjścia jak po prostu przebić się przez ten korowód, namawiani przez syczące szepty - wpadli między pląsające fauny. Smith momentalnie przypomniała sobie tańczące kościotrupy w Nawiedzonej Fabryce - jeśli z nimi sobie poradziła, to i tę dyskotekę winna przeżyć. — Super zaba... wa... — chciała skwitować prześmiewczo, maskując tym samym swój niepokój - ale uderzył ją obezwładniający zapach... pasty do konserwacji mioteł. Jakby ktoś podsunął jej sole trzeźwiące pod nos. Zacisnęła kurczowo pięści na ramionach Boyda, a oczy zaszły jej delikatną mgłą, gdy po kolei dochodziły do niej kolejne nuty: suchego, świeżego pergaminu; rześkiego jeziornego powietrza spleconego z ulotnym zapachem wodnych roślin i... sportowych perfum, znanej i popularnej marki. Z prawdziwą paniką podniosła wzrok na Gryfona, czując jak przez obojczyk i szyję na policzki wpełza jej zdradliwy rumieniec - nagle bliskość chłopaka zaczęła jej wyjątkowo doskwierać.