Obszerna sala z dosyć przytulnym wnętrzem. Spora część pomieszczenia jest wypełniona dużą ilością regałów i stolików, na których znajdują się najróżniejsze przedmioty do ćwiczenia transmutacji, a także kilka klatek ze służącymi w tym celu ptakami. W biblioteczkach można zaś znaleźć kilka starych książek i podręczników traktujących o zaklęciach i transmutacji. Druga część sali o znacznej ilości wolnej przestrzeni przeznaczona jest do ćwiczeń praktycznych niektórych zaklęć, o czym mogą świadczyć ustawione pod ścianą nieco uszkodzone manekiny.
Autor
Wiadomość
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Oczywiście, że akurat panna Huang musiała się znaleźć na spotkaniu klubu magicznych wyzwań. Co prawda była wykończona po pracy, która dała jej się we znaki, bo stworzenia żyjące w rezerwacie zdecydowanie ostatnio było o wiele trudniej kontrolować i na pewne z nich zniknięcie księżyca wpłynęło o wiele gorzej niż na inne, ale ogólnie rzecz biorąc nie mogła przepuścić okazji do tego, aby poćwiczyć transmutację, która byłą jej ulubioną dziedziną zaklęć. Dlatego też stawiła się wieczorem w sali, gdzie Drake zarządził spotkanie i spojrzała na przygotowane kociołki, które ciągnęły się w rzędzie. Cóż wyevanescowanie nieudanych eliksirów z pewnością nie było jakoś szczególnie trudnym zadaniem. Stanęła zatem przy jednym z kociołków i zajrzała do środka, gdzie jeszcze widać było pozostałości uwarzonego tam płynu. Lilac chyba naprawdę nie wiedział, co robił w momencie, gdy tylko wspomniał o tym, aby nie próbowali specjałów spoczywających na dnie. Ta uwaga bowiem jedynie jeszcze bardziej sprawiła, że znajdująca się w pomieszczeniu Huang stwierdziła, że jednak ciekawość może i jest pierwszym stopniem do piekła, ale chociaż czyni życie ciekawskim. I dlatego też obserwując kolegę prefekta powoli zanurzyła dłoń w kociołku, aby nabrać na palce nieco tajemniczej cieczy. Nie poparzyła jej palców ani nie rozpuściła ich jako wściekły kwas, a więc było dobrze. Połowa sukcesu za nią. Następnie podniosła dłoń do ust i powoli zlizała z palców znajdujący się na nich eliksir. Smak był dziwny. Trochę jakby trafiła na mieszankę fasolki o smaku dżdżownicy i zjełczałego masła. Takie dziwne miksy dostawały osoby, które łapczywie wrzucały kilka fasolek Bertie'ego na raz do ust. Zaraz też zakręciło jej się w głowie i musiała poszukać jakiegoś oparcia wolną dłonią, aby się nie przewrócić. Ogólnie nie stało się nic wielkiego... poza tym, że nagle w pomieszczeniu jakby obniżyła się temperatura i atmosfera stała się bardziej przygnębiająca. Niemniej nie chciała się tym jakoś szczególnie przejmować i postanowiła przejść do wykonania zaklęcia. Może był to jednak efekt uboczny eliksiru, ale jakoś nieszczególnie udało jej się zniknąć resztki upitego wywaru. Przynajmniej na samym początku, bo po machnięciu różdżką nad kociołkiem i wypowiedzeniem inkantacji musiała jeszcze trochę odczekać nim ta w ogóle zadziałała i sprawiła, że faktycznie kociołeczek stał się czysty. Chyba jednak się sprawiła. No to może pora zabrać się na następny?
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Od dawna w zasadzie nie miała okazji do tego, by sprawdzić swoje umiejętności transmutacyjne. Dlatego stwierdziła, że nie będzie ku temu lepszej okazji niż spotkanie klubu magicznych wyzwań. Co prawda od dawna nie była na żadnym spotkaniu, ale najwyższa pora, aby to zmienić. Tym bardziej, że niedługo w ogóle miało jej już nie być w tej szkole. Dlatego też stawiła się na miejscu spotkania o wyznaczonej porze, witając się uprzejmie ze wszystkimi przybyłymi, a następnie wysłuchać wszelkich instrukcji Drake'a. Musiała z pewnością przyznać, że pomysł na zajęcia, który przy okazji mógł przydać się jakoś szkole był całkiem sensowny. W końcu nie dość, że niektórzy zyskają szansę nauczenia się nowego zaklęcia i sprawdzenia swoich zdolności do jeszcze do tego sala eliksirów zyska czysty sprzęt. Mądre zagranie. Po tym jak Gryfon objaśnił wszystkim to jak działa zaklęcie, sama ustawiła się przy jednym z kociołków i sięgnąwszy po swoją różdżkę wzięła się do roboty. Niespiesznym gestem wykonała odpowiedni ruch nad pozostałościami eliksiru wypowiadając formułę Evanesco i chociaż na samym początku nic wielkiego się nie zadziało to jednak już po chwili mogła zauważyć jak cieczy zaczyna ubywać nim finalnie kompletnie zniknęła. No to chyba jednak udało jej się wykonać to zadanie z sukcesem i mogła przejść do kolejnego kociołka.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Trzeba przyznać, że akurat głupoty czy też braku instynktu samozachowawczego nie można było z pewnością pannie Huang odmówić. To, że ona jeszcze nie zginęła w Hogwarcie to był po prostu cud nad Wisłą czy też raczej jakieś szkockie objawienie. Jedno było pewne: poprzednie doświadczenia z tajemniczą cieczą spoczywającą na dnie kociołka niczego ją nie nauczyły. Chyba po prostu efekty były zbyt słabe, żeby mogła sobie zakodować, że takich rzeczy się jednak nie robi. To jednak zaraz może się szybko zmienić. Bowiem oto Mulan stała nad kolejnym kociołkiem. I po raz kolejny postanowiła poszczycić się tym, że ma jedynie jedną okazjonalnie działającą komórkę mózgową, która akurat teraz postanowiła zrobić sobie urlop. Raz jeszcze pokusiła się na spróbowanie nikomu nieznanej substancji. Po raz kolejny nabrała tajemniczego eliksiru, który tym razem smakował jakby ktoś przedobrzył z przyprawami do kurczaka słodko-kwaśnego. I to w tą kwaśną stronę. Ledwo jednak miała czas na przetworzenie sensacji smakowych, gdy nogi dosłownie się pod nią rozjechały, a ona sama rąbnęła kością ogonową o deski parkietu. Trudno stwierdzić czy to czy też coś innego nagle wydało je się nieskończenie zabawne, ale zaraz też zaczęła się śmiać. I to niekontrolowanie. Kolejne salwy śmiechu opuszczały jej gardło, a mięśnie brzucha zaczęły ją boleć od zbyt częstego i intensywnego kurczenia się i rozluźniania, któremu nie było końca. W pewnym momencie też poczuła napływ mdłości i ucisk w okolicach żołądka, który nagle wykonał pełne salto w jej wnętrznościach. Tego nie dało się uniknąć. Po prostu pochyliła się jeszcze bardziej nad podłogą, na którą zaraz też resztki potrawki jedzonej tego dnia na obiad. I niestety chociaż przebyła ona tą samą drogę co jeszcze kilka godzin temu to jednak tym razem nie pozostawiła w ustach Huang przyjemnego posmaku. - Na jaja hipogryfa - zaklęła i w zasadzie nieco na ślepo postanowiła rzucić zaklęcie na kociołek i zniknąć przeklęty eliksir spoczywający na jego dnie. I chyba nawet za bardzo się w to zaangażowała bo oto nie tylko zniknęła nieznana śmiechodajna substancja, ale i sam kociołek. No, ale przynajmniej pozbyła się przy okazji i eliksiru, prawda? Więc jakby nie patrzeć to cel jednak osiągnięty.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
W zasadzie wszystko szło tak jak powinno. Yuuko po załatwieniu problemu z jednym kociołkiem szybko przeszła do kolejnego, aby i z niego pozbyć się przykrych pozostałości nieudanych prób eliksirowarskich. I trzeba przyznać, że kolejna próba rzucenia zaklęcia była jak najbardziej udana. Wszelkie resztki zniknęły w tempie ekspresowym z kociołka, a sama Puchonka już planowała przejść do prac nad jeszcze jednym kociołkiem jeśli tylko jakieś zostały i nikt inny się nie palił do ich wyczyszczenia, gdy wtem usłyszała głuchy łoskot. Obecna w sali Gryfonka właśnie wylądowała na podłodze, ale zamiast się z niej podnieść postanowiła zanieść się gromkim śmiechem. Kanoe zmarszczyła brwi w konsternacji, która z pewnością ustąpiła w momencie, gdy tylko zauważyła jak dziewczyna zaczyna zwracać swój wcześniejszy posiłek na deski pomieszczenia. Niemal od razu postanowiła zareagować, bo jednak dzieliła je dosyć mała odległość, którą pokonała szybkim krokiem, rzucając raz jeszcze zaklęcie, aby usunąć wymiociny z parkietu i podnieść nieszczęsną Gryfonkę na nogi, gdy ta w międzyczasie zdecydowała się jeszcze samej uskuteczniać Evanesco na kociołku, który zniknął w całości. - Myślę, że należałoby zaprowadzić tę jedną adeptkę transmutacji do skrzydła szpitalnego. Kto wie co mogło być w tym kociołku - zwróciła się jeszcze do kręcącego się w pobliżu Drake'a, który zapewne również zauważył zaistniałą sytuację. Cóż może i chwilowo wydawało się, że efekty eliksiru, który zapewne dziewczyna spożyła zelżały lub ustały, ale mimo wszystko lepiej było, aby znalazła się pod okiem profesjonalistów, którzy trafniej określą to czy na pewno nie grożą jej jeszcze dalsze konsekwencje zdrowotne. Naprawdę, jedne zajęcia na których nie działo się nic dziwnego. Tylko tego chciała. Sama nie wiedziała czy będzie jej brakowało Hogwartu, gdy już opuści mury szkoły czy może w końcu odzyska upragniony spokój
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kiedy tylko Swansea zadał pytanie, Lilac odpowiedział chwilkę później.-Właściwie to profesor Sanford.- Niedługo potem zrozumiał że głupio zrobił prosząc ich i zwracając na coś uwagę. Większość osób które przyszły stanowili krukoni, więc całkowicie się nie spodziewał tego że zachowają się jak rasowi gryfoni. Normalnie może byłby z czegoś podobnego dumny, gdyby nie to że w tym wypadku chodziło nie o odwagę, a nierozłączną cechę prawie każdego gryfona. Brak instynktu samozachowawczego. A z tego dumny być nie mógł. Idealny przykład stanowiła jedyna tu gryfonka poza nim, która... napiła się dwa razy! Tyle że tego akurat po Mulan się spodziewał. Efekty eliksirów widocznie dawały po sobie się we znaki na tych którzy je zażyli. Larkin wyznał mu miłość, chociaż z paszczy śmierdziało mu paskudnym zapachem którego sam nie potrafił określić. Augustine dostał nagłej depresji, a Mulan... Wystrzeliła wymiocinami jak z armaty. Gdyby zrobiła to tylko jedna osoba, to pewnie nieźle by ją upomniał ale w momencie kiedy zrobili to wszyscy poza - dzięki Merlinowi - Yuuko, to tylko załamał się tą sytuacją i ruszył pomóc Huang uprzednio usuwając jej rzygi. O tyle dobrze że z tego co widział, to chyba każdemu udało się rzucić zaklęcie. Może jednak powinien dawać im coś dużo cięższego do spróbowania? W sumie nie zły pomysł żeby następnym razem spróbował nauczyć ich swojego zaklęcia które nadal dopieszczał o szczegóły. - Akurat po niej się tego spodziewałem... - Rzucił cicho do japonki kiedy się do nich zbliżał. - Z tego co widziałem to każdy już skończył opróżniać kociołki. Możecie się rozejść. - Na wszelki wypadek rzucił na wielbłądzią królową Mulan zaklęcie antywymiotne i ruszył z nią do skrzydła szpitalnego.
z.t dla wszystkich
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
SPOTKANIE KLUBU MAGICZNYCH WYZWAŃ Wrzesień - 6.09.2022 - popołudnie po lekcjach
Wakacje zleciały szybko, a rok szkolny zaczął się niespodziewanie szybko. Między innymi dlatego jeszcze na Avalonie zaczął sobie powoli planować spotkanie kółka. I to na szczęście nie sam bo jak miał okazję się dowiedzieć, Marla miała zamiar startować na zastępcę przewodniczącego. Cieszyło go to nieco, ponieważ połowę roboty miał z bańki jeśli chodzi o samo planowanie i przygotowanie sali. Z @Marla O'Donnell był w klasie już znacznie wcześniej przygotowując stoły i stoliki, oraz donice w części sali zazwyczaj służącej do napieprzania się zaklęciami. W siebie nawzajem albo w manekiny. - Ciekawe ile osób przyjdzie skoro dopiero co rok szkolny się zaczął. Mam nadzieję że kilku naszych turystów też się pojawi. - Perci po powrocie z Japonii wypowiadał się o swoim pobycie w obcym kraju oraz tamtejszych ludziach dosyć ciepło. Paru już poznał i musiał drugiemu wielkoludowi przyznać że miał rację. Przybysze z Tequali też byli dość przyjaźni. Przynajmniej większość z nich. Kiedy wszystko było gotowe pozostało im poczekać te kilka minut aż ludzie się zbiorą i po tym fakcie zacząć. -No witam na pierwszym spotkaniu w nowym roku szkolnym. Jako że szkoła tak naprawdę jeszcze się - poza Patonem - nie rozkręciła, przygotowaliśmy z Marlą raczej proste transmutacje. Idealne na rozgrzewkę. - Chociaż nie zmieniało to faktu że na Avalonie wiele odpoczynku nie mieli podczas wszelkich rytuałów, prób i pożaru. - Dziś zaczniemy od Geminio żeby powielić nieco materiał na którym później będziemy ćwiczyć. - Mówiąc to zademonstrował im skaczącego muchomora, który był już tymczasowo unieruchomiony zaklęciem. - Raczej nie muszę nikomu tłumaczyć jak się je rzuca, ale przezorny zawsze ubezpieczony. - Dosłownie chwilę później wyrysował im schemat rzucania tego zaklęcia, pokazał chwyt, a Marla perfekcyjnie zademonstrowała zaklęcie. - Niech każdy weźmie sobie po grzybku i spróbuje go powielić. Póki co są unieruchomione, ale radzę się pośpieszyć zanim zaklęcie minie.
Etap I GEMINIO Musicie powielić trochę grzybów żeby było na czym później ćwiczyć. Na początek rzucacie k6, które mówi ile udało wam się zrobić kopii po pierwszym rzuceniu zaklęcia. Każde 10 pkt transmutacji pozwala albo dodać do wyniku jednego grzyba albo przerzucić kostkę.
*Osoby mające co najmniej 31pkt z transmutacji mogą rzucić jedną dodatkową kostką na ilość grzybów.
Następnie czeka was rzut k100. Do wyniku możecie dodać wszystkie wasze punkty z transmutacji. 1 – 10 - No coś mimo wszystko poszło nie tak jak powinno. Grzyby po paru sekundach zgniły i Marla musiała je zdezintegrować. Możecie spróbować znowu albo odpocząć i zaczekać na resztę. 11 – 45 - Wszystko ładnie i pięknie ale grzyby nagle zaczęły się niekontrolowanie powielać co też zmusiło Drake’a do ingerencji i zatrzymania ich zanim wywołają klęskę żywiołową w postaci grzybnego potopu. Wynik k100 to ilość nadprogramowych grzybów. 46 – 100 - Doskonała robota i nic się nie zjebało. Zasłużyliście na ciasteczko, są na biurku.
*Oczywiście wszystkie wyniki możecie dowolnie sobie zaniżać. I tak. Jeśli wyrzucicie 100 i zaniżycie do 2 progu, to powstanie 100 kopii grzybów. *11.09.2022 wrzucę drugi etap kółka
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Nie wiedziała skąd u niej takie pokłady ambicji, ale czuła, że jeśli chce się dalej rozwijać, musiała robić coś więcej. A organizacja spotkań Klubu Magicznych Wyzwań było świetną okazją ku temu. Pomimo stresu spowodowanego ubieganiem się o prestiżową funkcję zastępcy koła, była jednocześnie kurwitnie podekscytowana, wręcz nie mogąc się doczekać współpracy z @Drake Lilac – ziomkiem, który był nieocenionym wsparciem. – Ej, Drejczi, ale jeśli bym gadała jakieś głupoty to wiesz, musisz mi wybaczyć, to mój pierwszy raz w tak wzniosłej roli – spojrzała na przyjaciela, z góry prosząc o to, aby czuwał, bezgranicznie ufając w jego dryg do nauczania. – To co, ty wszystko tłumaczysz, a ja pokazuję? Bo chyba nie dam rady cierpliwie powtarzać co i jak… – paplała wesoło idąc do sali, a gdy już byli na miejscu od razu zabrała się za ogarnianie miejscówki. – Pewnie wszyscy tłumnie do nas uderzą, zobaczysz – wyszczerzyła się szeroko, poklepując go w ramię, ale im dłużej czekali na kółkowiczów tym bardziej była obsrana. Na całe szczęście, w końcu pojawiło się parę osób i zgrabnie odsunęła się na bok, pozwalając Drejkowi przemówić do ludu. – Tak, na wstępie się trochę rozgrzejemy, a potem poćwiczymy coś bardziej skomplikowanego, ale dostosowanego do waszych umiejętności. W razie jakichkolwiek problemów chętnie wam pomożemy – uśmiechnęła się do wszystkich, a Gryfon zaczął tłumaczyć co i jak. A kiedy przyszła odpowiednia pora, zademonstrowała wszystkim jak to powinno wyglądać. – Taa daaam! – wskazała radośnie na kilka skaczących muchomorów, które powieliła przyzwoitym geminio i czekała na efekty pracy innych.
Powrót do rzeczywistości po mieszance wybuchowej, jaką były: gap year, wakacje w Avalonie i szalona impreza w weekend poprzedzający rozpoczęcie roku był jak zajebanie ryjem w beton. Zdecydowanie nie doszedł jeszcze do siebie po tych wszystkich ekscesach, a transmutację miał głęboko w nosie, logika podpowiadała więc, że powinien olać spotkanie kółka, którego członkiem nawet nie był, i zbunkrować się na tapczanie na cały dzień. Psikus polegał jednak na tym, że współorganizatorką zajęć była Marlena, którą kochał miłością szczerą i gotową do poświęceń. Dlatego przyszedł. - Broooooooooks - zawył przez pół korytarza, upatrując sobie w zmierzającej w tą samą stronę Krukonce idealną towarzyszkę transmutacyjnej niedoli i chybcikiem do niej dołączył - Powinniśmy przypieczętować nasz rozejm wspólnymi torturami na transmie - zaproponował, wyjmując pamiętny, podarowany mu przez dziewczynę bidonik z Hello Kitty, z którego popijał nonszalancko napój Zbyszko Trzy Cytryny, bo choć od imprezy minęły 3 dni, nadal był srogo odwodniony. A oranżada była bardzo smaczna. - Chcesz łyka? Jak wrażenia po imprezce? - zagadał, gotowy oczywiście wysłuchać pikantnych szczegółów z pobytu w Poziomce. - Obiecałem Marlenie, że nagonię jej więcej osób, bo sra po gaciach że nikt nie przyjdzie... - przypomniał sobie, kiedy już prawie docierali do klasy i rozejrzał się w poszukiwaniu kogokolwiek - i znalazł czającą się gdzieś w pobliżu koleżankę z Mahutotoro. Idealny wybór, w końcu mieli się integrować z przyjezdnymi uczniami i takie tam. - Siema!! Idziesz z nami na kółko transmutologiczne? Będzie fajnie, chodź - zawołał do niej dziarsko, nie przyjmując opcji odmowy i przedstawił prędko siebie oraz Julkę (która chyba jako sławna osoba nie musiała być przedstawiana?). I weszli do środka. - Witam serdecznie państwo prowadzących - przywitał się uprzejmie z ziomkami, zanim zajął którąś ławkę razem ze swoją wspaniała świtą. Marlena i Drejk na szczęście potraktowali ich dosyć lajtowo i kazali ćwiczyć proste zaklęcie; wysłuchał więc, co mądrego mają do powiedzenia i zabrał się energicznie do roboty. Wybrał dorodnego grzyba i rzucił tak profesjonalne Geminio, że grzyby zaczęły się niekontrolowanie mnożyć. - O chuj, Drejk, Marlena, pomocy, klęska żywiołowa!! - spanikował, łapiąc się za głowę, przekonany że zaraz wszyscy w nich utoną - No... Emocje jak na grzybach. - skwitował, czekając aż któryś z profesjonalistów opanuje kryzys i zerkając jak idzie jego towarzyszkom.
punkty: 19 muchomorki:6 i 88 żółta morda po 3 cytrynach: 1/2
Właściwie, to tak dla odmiany, cieszyła się na powrót do szkoły. Potrzebowała nieco normalności po wakacjach, które stanęły jej pod znakiem dziwnych rytuałów, mistrzostw świata, walki z gromoptakami, dzikami i do tego jeszcze grzebania w bebechu pegazorożca. Trochę się przeliczyła w swojej wierze pokładanej w Hogwarcie, bo już pierwszego dnia się okazało, że będą mieli gości z Azji i Ameryki Południowej. W szkole panował więc chaos większy niż zazwyczaj, a ona starała się jakoś w tym wszystkim odnaleźć. Chwilę wcześniej odprowadziła jakiegoś małego Azjatę do łazienki, po tym, jak oberwał od Irytka łajnobombą, a teraz znów ktoś coś od niej chciał. Odwróciła się i co? I dostrzegła swojego nowego najlepszego przyjaciela, Boyda Callahana. Jeżeli ta relacja będzie się rozwijała w takim tempie, to jeszcze się niedługo okaże, że będą sobie wysyłać kartki na święta i wręczać skarpety.
- Przyznaj, że chcesz zobaczyć, jak sobie transmutuję łeb w kulę do kręgli… i raczej się nie rozczarujesz – odpowiedziała, uśmiechając się lekko. – Chodźmy, tylko szybko, bo dostanę pierdolca. Ludzi tu więcej niż u Ciebie na chacie na koncercie Wiwern– Dodała, przyspieszając kroku w kierunku Sali.
Nie mogła nie zauważyć uroczego termosu, który ten z jakiegoś powodu zatrzymał i z wdzięcznością go od niego przyjęła. Czy była rozczarowana tym, że w środku nie było niczego mocniejszego? Może trochę, ale darowanemu piciu nie patrzy się w zakrętkę. – Impreza zajebista, czekam na kolejną. A ta wódka z bizonem to chyba z jakąś afrodisią była. W każdym razie powinnam ci podziękować, bo ten gumochłon Edgcumbe w końcu się ogarnął z tym, czego chce. – Oddała mu termos, po krótce opisując swoje wrażenia z tej krótkiej, ale niezwykle intensywnej wizyty w namiocie. – A ty jak się bawiłeś?
Po drodze zgarnęli jakąś zagubioną duszyczkę z przymusowej wymiany, choć właściwie to nie miała za bardzo wyjścia, bo jak wiadomo, Bodzio jest mistrzem nie tylko siłowania się na rękę, ale również perswazji.
- Marla, Magneto. – Skinęła głową na powitanie do dwójki prowadzących, po czym zajęła miejsca obok nowej koleżanki i króla melanży. – Jak ci się podoba Hogwart? – zagadała jeszcze do Mii, zanim to wyjaśniono im, czym się mają zająć. Zadanie okazało się proste i bez większych problemów poradziła sobie z duplikacją, która obyła się bez żadnych dodatkowych przygód. Te dodatkowe lekcje z Brandonówną na coś się w końcu zdały. Emocje faktycznie były jak na grzybobraniu, choć nie długo, bo Bogdan albo postanowił ich wszystkich utopić w prawdziwkach, albo szykował suszone grzyby na święta dla całej kurwa szkoły.
Pierwsze co zwróciło moją uwagę to przeciągły okrzyk. Przystanęłam, obracając się do tyłu, zaciekawiona o co chodzi. Gubiłam się w tych wszystkich brytyjskich wyrażeniach i początkowo nie skapnęłam się, że było to wykrzyczane czyjeś nazwisko. Gdybym siedziała w temacie Quidditcha to od razu bym rozpoznała reprezentantkę narodowej drużyny, jednakże dla mojej nie miotlarskości, była zwykłym uczniem. Jak się zaraz miało okazać, nową koleżanką. -Co? - Rzuciłam jakże mądrze, dając się porwać po krótkim przedstawieniu się. Czy to zasługa perswazji czy mojego widocznego "aleosochodzi", znalazłam się w sali magicznego kółka. Usiadłam pomiędzy dwójką moich oprawców, wcześniej witając się z poznanym już Drake'iem i jego towarzyszką. -Całkiem ładny ten Wasz zamek. - Uśmiechnęłam się, udzielając szczerej odpowiedzi. Pomimo wielu przeciwności losu i tutejszego poltergeista, zdołałam się wstępnie zaaklimatyzować. -Brak czyhającej na nas klęski żywiołowej to też duży plus. - Ciągłe czuwanie i potrzeba bycia w gotowości potrafiła mocno nadszarpać zdrowie psychiczne ucznia Mahoutokoro. Tutaj mogłam się śmiało położyć w łóżku, nie myśląc, czy obudzi mnie jakiś alarm. Po przedstawieniu zadania, od razu zabrałam się do roboty. Transmutacja nie była dziedziną, do której się szczególnie przykładałam, więc moja wiedza była stosunkowo przeciętna. Nic więc dziwnego, że zdołałam skopiować tylko jednego grzyba. Pocieszające był fakt, że zrobiłam to porządnie. Zadowolona, spojrzałam na poczynania innych, dzięki czemu ujrzałam pełną chwały grzybokalipsę. Cofnęłam się od pojawiających się grzybów, chociaż nie wiele mi to dało, bo po chwili pojawiły się też obok mnie. Ciągle kopiujące się zaklęcie groziło nam utonięciem. Na taką grzybową się nie pisałam.
C. szczególne : często chodzi po szkole z rogami lub ogonem, a w chwilach wzmożonych emocji włosy zawsze informują o tym otoczenie swoim kolorem; blizna po ranie ciętej na lewym boku na wysokości pępka
Jestem wyjątkowo rześki jak na to, że trzy dni temu wypiłem trzy razy swoją masę. Ewidentnie jadę na rezerwach motywacji wynikającej ze świeżutkiej odznaki prefekta lśniącej na piersi, bo Marla wcale nie musiała mnie szczególnie namawiać do przyjścia na kółko, ani jej organizatorski wkład nie był jedynym powodem, dla którego po lekcjach wbijam na spotkanie koła. Czas w końcu wziąć dupę w troki! W zeszłym roku raczej mało miałem akademickich ambicji, ale teraz nowy człowiek, nawet krawat mam prosto zawiązany, świat i ludzie. — Doberek! — salutuję na wejściu w stronę @Boyd Callahan i @Julia Brooks, przedstawiam się pobieżnie zagranicznej koleżance (@Miyuki Sanada), wyciągam dłoń na przywitanie do @Drake Lilac i przyciągam do siebie na chwilę @Marla O'Donnell, żeby ucałować czubek jej głowy, a potem podwijam rękawy. Nawet trochę się ekscytuję na myśl o nauce, to nowość. Przyjemna rozgrzeweczka nie sprawia mi żadnych trudności ani nie zajmuje dużo czasu – zostawiam swoje perfekcyjne skaczące grzybki, żeby wziąć sobie ciasteczko i połknąć je prawie że bez przeżuwania. Morale szybują, wątpliwości zero, wszystko zgrabnie zepchnięte w odmęty podświadomości.
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
Punkty w kuferku: 20 +2 za bransoletę Wezyrki Ilość grzybów:1 przerzucone na 2, przerzucone na 4 XD Efekt:89, doskonały!
Pierwszy raz czuła się w Hogwarcie tak obco. Miała wrażenie, że każdy na nią patrzy, jakby też każdy wiedział, że nie powinno jej tutaj być - powtarzanie roku wcale nie było taką błahostką, jak mogłoby się niektórym wydawać. I chociaż Nanael wiedziała, że to nie wynikało z jej lenistwa, a realnych problemów, to wcale nie chciała mówić o nich głośno, więc też niewiele mogła innym wytłumaczyć. Najprostszą wymówką okazywała się, o zgrozo, śmierć matki. Tutaj prawie nikt nie dopytywał, a wystarczyło powiedzieć magiczne "pod koniec roku szkolnego", by wszyscy zakładali, że to o to chodziło. Chciała znowu pewniej stanąć na własnych nogach, więc też nie zamierzała sobie dawać więcej luzu - czekała ją ciężka praca z podniesieniem ocen na zajęciach, a do tego mogły przydać się również kółka. Ogłoszenie spotkania Klubu Magicznych Wyzwań spadło niemal z nieba, a Whitelightówna natychmiast postanowiła się wybrać, zwłaszcza gdy dostrzegła na pozycji wiceprzewodniczącej @Marla O'Donnell. - Gratuluję nowej pozycji - rzuciła zaraz po powitaniu, uśmiechając się szerzej do Gryfonki, nim nie usiadła sobie gdzieś dalej, nie chcąc się szczególnie rzucać w oczy. Podobało jej się zaczęcie od czegoś spokojnego i raczej prostego - mimo wszystko po wakacjach należało się nieco wprawić przed rzucaniem trudniejszych zaklęć. Z Geminio problemów nie miała, chociaż pewnie wypadałoby zaprezentować więcej kopii, niż tylko cztery... te jednak wyszły bezbłędnie, więc Nanael z ulgą opuściła różdżkę, nieco nerwowo poprawiając ciemny materiał mundurkowej spódniczki.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Rok zaczął się… mocno. Nie dość, że impreza, to wynikający z jego okazji list, który następnego dnia pamiętałem jak przez mgłę. Jednak semestr się zaczął, a co za tym idzie – zajęcia. Również kółka, też to prowadzone przez Drake’a, którego przez krótki okres byłem wiceprzewodniczącym, ale nic tam nie zrobiłem i sobie wyjebałem na wymiankę, nic więc dziwnego, że wolne miejsce po mnie zostało szybko zajęte. Na szczęście zrobiła to Marla, fajnie balansując siły – Drake i ja przede wszystkim specjalizowaliśmy się w zaklęciach, zaś Marla w transmutacji, która również na tych zajęciach powinna się pojawiać. Wbiłem do sali, rozglądając się po ludziach. Szybko rzuciła mi się w oczy przyjezdna, po skośnych oczach łatwo było wywnioskować, że raczej nie z Meksyku. - Siemano wszystkim – przywitałem wszystkich i nikogo zarazem, bo nie celowałem do nikogo bezpośrednio tymi słowami. Wciąż czułem się nieco osłabiony po imprezce, nie miałem więc aż takiej ochoty na kontakty międzyludzkie. Usiadłem sobie gdzieś i zająłem się samymi zajęciami. Zacząłem więc czarować i zarazem pierwszy raz testować moją nową różdżkę w akcji – z jednego grzybka zrobiły się cztery i nie odjebało się nic niepożądanego, czyli wszystko git, co nie zdarzało się często jeśli chodziło o połączenie mnie i transmutacja i nie chodziło tu o to, że nie miałem talentu do tej dziedziny magii, co raczej umiejętności i wiedzy, a w tym semestrze bardzo zależało mi właśnie na rozwinięciu się w tym zakresie – marzyła mi się animagia, do której niezbędna jest właśnie transma.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Punkty w kuferku: 35 Ilość grzybów:1 naprzerzucam na 5 i mam punkty do dodaje 1 = 6 i druga kostka za pkt - 6 = 12 Efekt: 66
Czy uważam, że Marlena mogłaby mnie nauczyć czegokolwiek o transmutacji? Szczerze wątpię, ale kto wie, może pozytywnie się zaskoczę! Idę na zajęcia do Gryfonów jak zwykle z miną wyrażającą kompletną obojętność na wszystko. Kiedy wchodzę zmierzam machinalnie ku @Julia Brooks, która siedziała obok @Boyd Callahan i zagadywała właśnie nieznajomą mi dziewczynę z z zagranicy @Miyuki Sanada. Kładę dłoń na ramieniu Brooks, żeby się radośnie powitać, ale widzę jej żółtą mordę i zawieszam się w powietrzu z zastanowieniem. - Wszystko ok? - pytam i siadam gdzieś obok nich. - Już dwa razy jacyś ludzie pytali mnie czy mi pomóc ze znalezieniem klasy, jeszcze raz i zamienię kogoś w fotel; rasiści, przecież mam nawet nie ten mundurek - mówię jak zwykle z optymistyczną nutą. - August - przedstawiam się jeszcze nowej koleżance Julki i Boyda. I wtedy zaczyna się lekcj kółka, która dla mnie jest oczywiście banalna, bo takim jestem orłem i sokołem. Wręcz ze znudzeniem macham różdżkę wytwarzając dwa razy więcej grzybów niż reszta. Ale nie szukam poklasku czy pochwał, zaklęcie było super łatwe i gdybym je zawalił - prawdopodobnie byłbym wściekły. Za to z aprobatą kiwam głową do Brooks widząc jak jej idzie. Ale Bogdan oczywiście robi na nas grzybową zasadzkę. - Wykrakałaś z tą katastrofą - mruczę do Miyuki patrząc jak ktoś musi poradzić sobie z tym borowikowym szaleństwem. - Muszę ogarnąć coś dla rodziny - uprzedzam na wszelki wypadek Julkę, bo niedaleko nas widzę @Nanael O. Whitelight. Z westchnieniem wstaję i podchodzę na chwilę do dziewczyny. Wyjmuję z torby różowiutkie zaproszenie i wręczam jej jak zwykle z niezwykle miną jak zwykle niesamowicie radosną. - August Edgcumbe - przypominam jej, jakby kojarzyła mnie z bardziej szkockiego wyglądu, który miałem nudnych zjazdach wielkich rodzin. - Rodzice kazali mi osobiście przekazać zaproszenie, żebyś została jedną z druhen na weselu Tadeusza i Doireann. Cytuję matkę Będzie wyglądała piękniej niż panna młoda - mówię podając jej kopertę na której magicznie latały płatki róż, krzywiąc się na te nieco obraźliwy wobec Doir komplement. - Matka nalegała, żebym sam przekazał jako zachęta - dodaję i kręcę głową, bo tylko moja matka, która mnie bardzo kocha, mogła pomyśleć, że mogę przedstawić tę propozycję zachęcająco. - W każdym razie to chyba propozycja nie do odrzucenia. A jeśli chcesz odmówić, pogadaj najpierw z ojcem - radzę już teraz szczerze i wzdycham, że zgodziłem się robić takie głupoty. Już dawno tyle się nie nagadałem. Robię powoli dwa kroki z powrotem w kierunku ziomków, rzucając spojrzenie Nanie czy ma jakieś pytanie w związku z tym durnym zaproszeniem.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
Z zaskoczeniem uniosła spojrzenie na zagadującego ją chłopaka; @Augustine Edgcumbe wcale nie wyglądał, jakby chciał z nią rozmawiać. I chociaż niewątpliwie znała nazwisko, to potrzebowała chwili na skojarzenie z kim właściwie ma przyjemność, a jednak uprzejmy uśmiech nie zszedł z jej ust ani na chwilę. - Och, dziękuję - zdziwiła się szczerze, przyjmując kopertę i czule muskając delikatny papier opuszkiem palca, by przegonić kilka zaczarowanych listków. Absolutnie się tego nie spodziewała - nie była przecież blisko ani z Thaddeusem, ani z Doireann. - Postaram się, żeby tak nie było... nikt nie powinien przyćmić panny młodej - zaśmiała się cicho, zerkając w ciemne oczy Krukona, by zobaczyć czy naprawdę jest mu tak źle, że musi tę sprawę załatwić. - Ale przekaż swojej mamie moje podziękowania - poprosiła jeszcze. Nie miała pojęcia dlaczego dla niej to wszystko jest równie dziwne, co też miłe. Nastawiała się na naukę, na powrót do dawnej siebie, a tutaj... cóż, pewnie od razu powinna spodziewać się, że to nie będzie takie proste. - Jasne, dziękuję - powtórzyła raz jeszcze, powstrzymując się od wytknięcia chłopakowi, że ewidentnie z jego strony brakuje chęci co do tej zachęty. - Myślę, że przede wszystkim porozmawiam z Doireann... - dodała, zakładając, że to będzie bardzo stosowne, bo dla niej samo pojawienie się na imprezie nie było żadnym problemem, ale gdyby miała przeszkadzać czy narzucać się pannie młodej, to już faktycznie rozważyłaby poruszenie tej kwestii z ojcem.
Ryuuji E. Mimamoru
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : Porcelanowa cera, ekstrawagancki ubiór często dopełniany kolczykami i pierścieniami. Blond włosy i złote oczy.
Westchnąłem, przeciągając się powolnie wychodząc z łazienki. Włosy wciąż miałem mokre od kąpieli, przeczesane do tyłu, z których kapały pojedyncze krople. Ubrany w czarne kimono o złotych elementach stanąłem na rozstaju wielkich schodów nieco zdezorientowany, nie wiedząc do końca w którą stronę powinienem iść. W prawej dłoni trzymałem swój sprzęt treningowy, pozbawiony oczywiście katany – trzymałem ją w tobołkach pod ciuchami i nie wyciągałem, w obawie przed tutejszym regulaminem szkolnym. Nie znałem go jeszcze na tyle, żeby móc jasno sobie odpowiedzieć czy powinienem się kryć z swoją rodową stalą, czy mogłem paradować sobie z nią po szkole, nie wadząc nikomu. Mimo wszystko wolałem zagrać tu bezpiecznie i stawiać na pierwszą opcję. Odkąd tu przyjechałem, budziłem się wcześnie rano, by ruszyć na błonia i popoznawać teren szkoły, wykonując przy tym swój rutynowy trening siłowo-kondycyjny. Pierwsze zajęcia dodatkowe, które nie były tymi, organizowanymi przez moją szkołę, a przez Hogwart wydawały mi się dobrą okazją bliżej poznać obecnych tu uczniów. Robiłem to z niekrytą dla siebie niechęcią, lecz pamiętałem zalecenia ojca, by dbać o swoje rodzeństwo i zapewnić im należyte bezpieczeństwo na zupełnie innym kontynencie, a żeby móc to spełnić, należało najpierw „poznać wroga”. Wszedłem do klasy, nieco spóźniony bo reszta zdążyła już wykonać swoje zadania, ale akurat w momencie, kiedy pewien azjatycko wyglądająco chłopak podszedł do Nanael, rzucając ją w światło ciekawskich oczu, a którą zdążyłem już poznać i powiedział coś o weselu. Nietrudno było dostrzec zaskoczenie na twarzy Nany, poczekałem jednak, aż skończą rozmawiać i dopiero wtedy podszedłem do dziewczyny, ukłoniłem się jej lekko na przywitanie i dosiadłem się do jej ławki, przerzucając bokken w futerale przez ramię, zapominając zapytać czy miejsce nie było zarezerwowane dla kogoś innego. - Wybierasz się na ceremonię ślubną? Nie wiedziałem, że Brytyjczycy również przykładają uwagę do dość wczesnych ślubów. – Rzuciłem swoją obserwacją, która pozwalała mi coraz lepiej poznawać magiczną społeczność europejskich wysp. Dopiero wtedy, zauważyłem, że reszta już zdołała wykonać swoje ćwiczenia, które podyktowała dwójka prowadzących, z których to mężczyzna wydawał mi się wręcz nierealny – w naszym kraju nie ma tak dużych ludzi, nie zdarzyło mi się nigdy wcześniej takiego napotkać. Wziąłem grzybka i rzuciłem na niego zaklęcie Geminio, nie licząc na niesamowite wyniki, lecz porażki również nie spodziewałem się ujrzeć. Powstały dwie kopie, które jednak szybko zaczęły się dublować, a duble również rozpoczęły proces kopiowania. Znając już te zaklęcie, wiedziałem, że coś jest nie tak i spojrzałem przelotnie z lekkim uśmiechem, może nieco zdezorientowanym na Nanael. - Myślisz, że to tak powinno się robić? – Szybko się jednak okazało, że nie i Drake, przewodniczący zatrzymał zaklęcie klonowania. Miałem w takim razie przed sobą około czterdzieści grzybków, gdy powinienem mieć raczej tak co najmniej dziesięć razy mniej, wybornie.
Valerie do tej pory raczej sceptycznie traktowała wszelkie spotkania kółek pozalekcyjnych i stawiała na samodzielną naukę, ewentualnie w małym gronie. Przed dołączeniem do któregokolwiek z nich zawsze powstrzymywał ją fakt, że do kółek należeli znacznie starsi i bardziej doświadczeni studenci i niekoniecznie było jej w smak błaźnienie się przed nimi. W tym roku postanowiła jednak, że jest już dostatecznie doświadczona, żeby spróbować swoich sił. Kiedy szła na swoje pierwsze spotkanie była dość mocno spięta, bo nie miała najzieleńszego pojęcia, czego się spodziewać. Była zdeterminowana, żeby nauczyć się jak najwięcej, ale obawiała się, że sobie nie poradzi. W najgorszym wypadku rzuci to w cholerę i więcej nie przyjdzie, tak sobie powtarzała, kiedy wspinała się schodami na pierwsze piętro. Po dotarciu do sali zobaczyła, że jest w niej już całkiem sporo osób i, o zgrozo, wszyscy się już dobrze znają i rozmawiają. Kiedy przyjrzała się wszystkim zgromadzonym, dostrzegła, że większość z nich stanowią starsi Gryfoni. Owszem, znała większość z nich z widzenia, ale chyba z nikim nigdy nie zamieniła słowa. - Cześć - przywitała się z obecnymi, ale nie odważyła się przedstawić. Nie należała do osób, które same podchodzą do grupy i gładko przechodzą do small talku. Jeżeli jakiś ekstrawertyk jako pierwszy do niej nie zagadał i nie postanowił, że będą kumplami, to raczej spędzała czas w samotności. Niedługo po tym, jak przyszła, rozpoczęło się spotkanie. Odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała, czym będą się zajmować. Miała jako takie pojęcie na temat zaklęcia Geminio, więc raczej nie spodziewała się katastrofy. Mimo wszystko wysłuchała w skupieniu całego wstępu teoretycznego i kiedy przeszli do praktyki, wzięła jednego grzybka, a następnie zajęła miejsce w bezpiecznej odległości od reszty i wyciągnęła różdżkę. Zgodnie z przedstawioną instrukcją rzuciła zaklęcie, a w miejsce jednego grzybka pojawiło się sześć. Przyjrzała im się uważnie i z satysfakcją dostrzegła, że wyglądają całkowicie normalnie. Zadowolona z siebie, uśmiechnęła się lekko i oparła dłonie na biodrach, oczekując dalszych instrukcji.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Nie mam zielonego pojęcia czy Nanael wie z kim ma do czynienia, ale jeśli nie wie nie daje po sobie nic poznać. Kiwam głową kiedy dziękuje mi uprzejmie za zaproszenie. Na swoje usprawiedliwienie - zwykle nie wyglądam jakbym chciał cokolwiek mówić. Teraz jest mi do tego straszliwie niezręcznie. Dlatego gapię się jak odgania magiczne listki z, moim zdaniem, zbyt słodkiego zaproszenia. - To będziesz musiała się mocniej przemienić - zauważam ze wzruszeniem ramion, rzucając oczywistą moim mniemaniu sprawę. Nana próbuje mi jeszcze zajrzeć w oczy, czym jeszcze bardziej peszę się, bo i tak czuję, że robię z siebie idiotę. - Przekażę, będzie wniebowzięta - mruczę zgodnie z prawdą. Nanael jest super miła, chociaż ja tu mruczę coś jak ostatni buras. Jednak też co miała powiedzieć na taką dziką prośbę. Zerkam na nią w końcu kiedy stwierdza, że powinna porozmawiać z Doir. - Nie wiem czy ma coś do powiedzenia. Z tego co wiem wszyscy będą w orszaku wybierani przez naszą rodzinę... - zauważam, bo w wakacje nasłuchałem się już wystarczająco na temat ślubu który odbędzie się chyba za jakieś milion lat. Aż nachodzi mnie myśl, że może ja powinienem Puchonce przekazać jej pomysł mojej matki, ale nie znam praktycznie dziewczyny. - Może nazwisko Whitelight obowiązuje, że ja miałem przekazać... jako niesamowity spadkobierca rodu- mruczę jeszcze mając nadzieję, że to nie był jakiś pierwszy krok i nie będę musiał oblatywać wszystkich Brandonówien jak dowie się, że wypełniłem to jedno zadanie. Widzę, że obok Nany zaczyna kręcić się jakiś typek z innej szkoły, więc robię kolejny krok w tył. - No to ten... dzięki... - kończę i niezręcznie klepię ją po ramieniu po czym odwracam się by uciec w popłochu z powrotem do ziomków. Przy których kręcę głową i wzdycham ciężko. - Tadeusz i jego ślub - wzdycham cicho do Boyda i Brooks obok których znowu jestem.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Punkty w kuferku: 21pkt Muchomorki:4 + 2 (za kuferek) = 6 Efekt:65, wszystko gra i śpiewa
Może powinna sobie darować uczestnictwo w zajęciach pozalekcyjnych i bardziej skupić się na pracy - ale w sumie dotarło do niej, że to jej ostatni rok w Hogwarcie i nie powinna się jeszcze zachowywać, jakby już go ukończyła. Inni zwykli się spinać na ostatnim roku - Smith z kolei ciężko pracowała przez ostatnie 9 lat i chyba w końcu mogła sobie odrobinę odpuścić i najzwyczajniej w świecie spuścić trochę pary. No i oczywiście nie mogły ominąć ją zajęcia, które współorganizowała Marla! Nie zawracając sobie głowy wkradaniem się do sali, tak żeby nikt jej nie zauważył - pewnie weszła do klasy, od wejścia uśmiechając się do górującego nad wszystkimi @Drake Lilac i jego nowej skrzydłowej @Marla O'Donnell. — Hej wszystkim! — przywitała się jeszcze, wodząc szarym spojrzeniem po reszcie zgromadzonych, a kiedy dojrzała - obleganego przez Julkę, Augusta i jeszcze jej nieznaną przyjezdną uczennicę - @Boyd Callahan, zatrzymała wzrok na jeden przeciągający się moment, puszczając do Gryfona psotne perskie oko... Po czym z drobnym uśmiechem, lekkim krokiem zajęła miejsce obok @Murphy M. Murray, trącając go na powitanie po przyjacielsku w ramię. Wiedziała obok kogo usiąść, bo kiedy wzięli się już za czarowanie - do perfekcyjnie powielonych sześciu grzybków Murphy'ego dołączyła jej własna, idealna, grzybowa szóstka. Również nie omieszkała poczęstować się ciasteczkiem i wyraźnie z siebie zadowolona przysiadła na jednym ze stolików, zakładając nogę na nogę.
Punkty: 58 Ilość grzybów:3 i 4 + 5 = 12 Efekt:33 + 58 = 91
Być może zajęcia nie zaczęły się jeszcze na dobre, ale Victoria, jak to Victoria, była zbyt ambitna, by sobie odpuścić pójście na spotkanie koła naukowego. Tym bardziej że dotyczyło dziedziny, która ją żywo interesowała i zamierzała pogłębiać swoją wiedzę w tym temacie. Nie mogła tak po prostu zasypywać gruszek w popiele i musiała zabrać się do pracy, jeśli nie chciała przespać tych ostatnich lat nauki. Uśmiechnęła się lekko do zebranych, poprawiając sweter, który miała zapięty na ostatni guzik, niemalże pod sam nos, a później uniosła lekko brwi, słuchając tego, co Drake miał do powiedzenia, jednocześnie lekko kiwając głową. Zadanie nie wydawało się takie trudne, ale była zmęczona, wiedziała, że problemy z dekoncentracją wciąż jeszcze się u niej pojawiały, tak samo, jak wspomnienia wydarzeń z Avalonu, które nadal nie chciały jej opuścić. Nie wiedziała, co jeszcze może ją spotkać, nie wiedziała, jak to może się potoczyć, ale to nie była chwila na zastanawianie się nad tym. Sięgnęła po różdżkę, czując lekkie drżenie mięśni i zacisnęła mocno zęby, żeby w pełni skoncentrować się na rzucaniu zaklęć, jakich oczekiwał od nich Drake, co nie było dla niej aż tak trudne. Ostatecznie bowiem transmutacja była jej bliska i zawsze dobrze sobie z nią radziła, zawsze miała ją we krwi i chociaż była teraz w nie najlepszym stanie, to najwyraźniej była zdolna do tego, by bez problemów powielać grzyby, ot, tak sobie, mach, mach, mach. I to sprawiało jej naprawdę sporą przyjemność.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nowy rok rozpoczął się na pełnych obrotach. Irv nie widziała powodu, dla którego miałaby nie brać udziału w zajęciach. Po zeszłym roku wiedziała, że musi się nieco bardziej przyłożyć do pracy, jeśli chce skończyć studia na naprawdę wysokim poziomie, godnym de Guise. Dlatego też ruszyła do sali klubu magicznych wyzwań, by wziąć udział w pierwszym spotkaniu tego roku szkolnego. Najlepsza z transmutacji nigdy nie była, a przecież egzaminy musiała zdać, więc liczyła na to, że te spotkania pomogą jej nieco pewniej poczuć się w tej dziedzinie magii. Geminio brzmiało jak proste zaklęcie, idealne na rozgrzewkę, jednak jak się szybko okazało, Irv nawet z tym nie była w stanie sobie poradzić. Wyszło jej zdecydowanie za dużo grzybków, a konkretnie ponad dwadzieścia za dużo. -Drake? Możesz mi pomóc? - Poprosiła gryfona, bo nie mogła poradzić sobie z tą sytuacją. W tej chwili wiedziała już, że transmutacja będzie przedmiotem, na który musi poświęcić szczególnie dużo czasu w tym roku szkolnym.
Początek roku był tym czasem, kiedy nie była jeszcze zakopana po uszy – zazwyczaj. Tym razem naprawdę miała sporo czasu i choć była zmęczona (śmiech pooki noc w noc prześladował ją w snach), postanowiła przeznaczyć go na coś pożytecznego. Ćwiczenie rzucania zaklęć, nieważne czy transmutacyjnych, czy zwykłych, było z kolei rzeczą, którą uważała w tym momencie za priorytetową. Nie to, żeby w obecnej sytuacji miała szansę zachować w tej kwestii jakąś obiektywność. Nie zatrzymała się w wejściu, a wręcz przeciwnie, wlazła jak do siebie, pewnie zmierzając przed siebie i z zainteresowaniem rozglądając się dookoła. Zauważywszy @Julia Brooks, podeszła do niej i reszty ferajny, obejmując siedzącą dziewczynę od tyłu i nachylając się z zamiarem ucałowania jej w policzek. Zrezygnowała jednak, widząc, że ten jest kompletnie żółty. — Mon dieu, a Tobie co? — zapytała z rozbawieniem, podnosząc pytający wzrok na, co zauważyła dopiero teraz, równie żółtego @Boyd Callahan. Uśmiechem przywitała się z dwójką osób, które wyglądały, jakby wiodły tutaj prym (@Drake Lilac, @Marla O'Donnell) i z całkiem sporym zaskoczeniem odnotowała, że jedną z nich była solenizantka z imprezy. A może jubilatka? — Vicky, no wiesz co? Ludzie tutaj chcą poćwiczyć, nie nabawiać się kompleksów — zawołała do @Victoria Brandon, która zatrzymała się nieco dalej i zaśmiała się perliście, cichnąc, kiedy potężny wysoki Gryfon postanowił przemówić. Zajęła miejsce gdzieś blisko Julki i wysłuchała go grzecznie, w skupieniu polerując mankietem lakierowane modrzewiowe drewno w miejscu, gdzie było przybrudzone. Krótko po tym przyszło jej użyć owej różdżki i Merlin jej świadkiem, że polerowanie przyniosło zaskakujące efekty, bo wszystko poszło jej śpiewająco, choć w transmutacji była co najmniej zastana. Przed nią widniało pięć eleganckich grzybków, ale ciasteczko dla dobra figury mimo wszystko sobie odpuściła.
Przydreptała na spotkanie Koła Magicznych Wyzwań, chcąc powoli wdrożyć się z powrotem w szkolne życie i oczywiście czegoś nauczyć. Z transmutacji nigdy nie była orłem i była to jedna z dziedzin, która szła jej dość opornie, ale mimo to nie poddawała się i nadal próbowała coś tam działać. Na miejscu przywitała się z prowadzącymi i innymi znajomymi osobami, a następnie klapnęła na upatrzone wolne miejsce. Szczerze powiedziawszy nie spodziewała się, że pierwsze zajęcia przyciągną aż tyle osób, ale najwyraźniej uczniowie postanowili chociaż na początku roku przyłożyć się do nauki. Wysłuchała udzielonych przez Drake'a i Marlenę instrukcji, ale jedno zdanie wyjątkowo utkwiło jej w pamięci. - Jak to, póki co są unieruchomione? To co, one mi zaczną zaraz uciekać i mam jeszcze gonić? - wymamrotała pod nosem, nie kierując tych słów do nikogo konkretnego. Nieufnie spojrzała na grzybka, którego miała powielić, jakby ten faktycznie w każdej chwili miał dostać napędu na cztery i uciec gdzieś na drugi koniec pomieszczenia. Postanowiła jednak posłuchać i szybko rzucić odpowiednie zaklęcie. Początek nie był nawet taki zły, bo grzyby zaczęły się powielać, ale szybko zdała sobie sprawę z tego, że nagle to przestało być kontrolowane. Wytrzeszczyła oczy zaskoczona takim obrotem spraw. - Yyy, pomocy? Coś chyba poszło nie tak - stwierdziła, zwracając się w stronę jednego z prowadzących. Nie potrafiła określić, czy to przez pośpiech czy może przez nową różdżkę albo jej świetne umiejętności z transmutacji. A może wszystko naraz. W każdym razie ktoś musiał jej pomóc opanować tę falę grzybów, bo sama obawiała się rzucić zaklęcie, żeby jeszcze nie pogorszyć sprawy.
To nie tak, żeby marzył o powrocie na lekcje i do trybu pełnego nauki, ale nie mógł odpuścić spotkania koła. Nawet jeśli co jakiś czas tracił możliwość pełnego widzenia. Zabawne z tą ślepotą było, że kiedy już się przyzwyczajał i był przekonany, że widział dobrze, odkrywał, że mogło być gorzej. Mimo to dotarł do odpowiedniej sali, gdzie skupiał się głównie na tym, co mówił Drake, przyjmując z ulgą, że w gruncie rzeczy mieli przed sobą łatwe zadanie, niemal rozgrzewkę. Wybrał sobie jeden z grzybów, zupełnie nie widząc jaki. Stanowiły jedynie dziwny kształt, ale tyle tylko potrzebował. Skupił się, rzucając zaklęcie, starając się, żeby nie były byle jakie. Liczyła się jakość, a nie ilość. Wypowiedział cicho geminio myśląc o tym, jak ma wyglądać kopia, myśląc o tym, że ma być idealna. Nie widział jej wyraźnie, ale był pewien, że się udała, sądząc po identycznym rozmazanym kształcie. W końcu wycelował ponownie w grzyb, który był oryginałem i ponownie wypowiedział inkantację, sprawiając, że powstała kolejna kopia. Kiedy zakończył, zaczął po prostu obracać różdżką w palcach, zastanawiając się, czy miał czas zrobić jeszcze jedną kopię grzyba, czy już nie. Nie rozglądał się wokół, wiedząc, że i tak nie dostrzeże znajomych twarzy, co wzmagało jego irytację, ale próbował skupić się na tym, co mieli zrobić, nie rozglądając się wokół. Nie byłby w stanie zobaczyć, jak poszło innym, więc wolał w dalszym ciągu bawić się różdżką, czekając, aż Drake i Marla powiedzą, jakie jest ich kolejne zadanie.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Szczerze? Naprawdę się cieszył że tyle osób postanowiło się pojawić na zorganizowanym dosłownie na początku roku kółku. I to do tego transmutacyjnym, a wiadomo że była to dziedzina niekiedy niełatwa i przez to też nie aż tak popularna jak zaklęcia. Dosłownie każdego przywitał z uśmiechem na ustach i uważnie obserwował pracę każdego z członków podczas zadania rozgrzewkowego. Parę komplikacji niestety się pojawiło. Kiedy @Boyd Callahan zawołał o pomoc z mnożącymi się grzybami, gryfon szybko do niego ruszył już celując w jego skaczące grzybki. Na szczęście wyrobił się dosyć szybko i nie namnożyło się ich aż tyle żeby zasypać salę. Najwyżej żeby zawalić sporo miejsca na stoliku. - Nie było źle. Mogło być gorzej. - Mogły w końcu zacząć mnożyć się na taką skalę że nie zdążyłby zareagować i Bodzio mógłby sobie w nich popływać. A kiedy zaklęcie unieruchamiające na nich by się skończyło... Byłoby jeszcze gorzej. Ten sam problem spotkał stojącego niedaleko ucznia z wymiany, @Ryuuji E. Mimamoru, którego mimo wszystko spróbował nieco pocieszyć po tym jak zatrzymał produkcję grzybków. -Nie przejmuj się. Przynajmniej będziemy mieli na czym zaraz ćwiczyć. - Bo w sumie głównie do tego miały im służyć. Kopie były praktycznie bezużyteczne w warzeniu eliksirów i dosyć szybko gniły w porównaniu z oryginałami. W sumie miał jeszcze z ciekawości o coś zagadać do azjaty, ale wyraźnie słyszał że @Irvette de Guise wołała o pomoc.- Lecę! - No, każdy miał okazję poćwiczyć. Oni transmutację, a on kondycję zapieprzając po sali od grzyba do grzyba tamując nieco schrzanione Geminio. Tu też nie miał chwili wytchnienia ani czasu na zamienienie kilku zdań. Chociażby złożenia gratulacji z okazji zostania naczelnikiem tego pierdolnika razem z nim w duecie. Szybko się przemieścił do @Elizabeth Brandon i jej grzybki też powstrzymał przed namnażaniem się. No! Na szczęście wyglądało na to że wszyscy już skończyli. Drake machnął różdżką przenosząc cały ten raj grzybiarzy do drugiej i większej części sali. Większość wleciała do drewnianej skrzyni. Pojedyncze sztuki zaś w donicach, które wcześniej razem z @Marla O'Donnell przygotował. -No dobra. To teraz pora na coś trudniejszego niż powielanie. Większość z was raczej zna zaklęcie Fungoanimatum, prawda? Jeśli nie, to radzę słuchać uważnie. Służy ono do zamiany grzyba w dowolną roślinę. Zaklęcie jest tym trudniejsze, im większa bądź bardziej złożona jest roślina w którą chcemy go zamienić. - Dlatego było to chyba najlepsze zaklęcie jakie mogli z Marleną wybrać. Trudność zaklęcia rosła wraz z ambicjami, więc chyba każdy powinien być zadowolony. Ci którzy z transmą byli na bakier, oraz Ci wyspecjalizowani w tej dziedzinie. Dla tych pierwszych, którzy mogli tego zaklęcia nie znać dokładnie zademonstrował jak wyglądał ruch różdżką(którego schemat kreda napisała na tablicy), gdzie kłaść akcent w inkantacji oraz prawidłowy i zalecany chwyt magicznego patyczka dla tego zaklęcia. Wice-przewodnicząca oczywiście zaprezentowała im to zaklęcie w praktyce. - No to zapraszam do drugiej części sali, niech każdy wybierze doniczkę i do roboty. W razie czego ja i Marla służymy pomocą. - Odsunął się nieco żeby mieć oko na wszystkich i obserwował będąc gotowym podejść i pomóc każdemu kto o pomoc prosił. Przy okazji otworzył też okno na wypadek gdyby ktoś potrącił grzyba, bo zaklęcie unieruchamiające powinno przestać działać lada chwila. I w sumie to na to czekał.
Etap 2 FUNGOANIMATUM
Skoro skończyliście powielać grzyby, które miały stanowić zastępstwo na wypadek ewentualnych wypadków, a tym samym rozgrzewkę… Pora zabrać się do pracy! Jako że zaklęcie jest tym trudniejsze im większa i bardziej złożona jest roślina w którą macie zamiar przetransmutować grzyba, podaję wam rozpiskę zależną od waszych pkt.transmutacji:
Próg1: 0pkt – 20pkt ⟶ mały, prosty kwiatek Próg2: 21pkt – 30pkt ⟶ znacznie większy i złożony kwiat Próg3: 31pkt – 40pkt ⟶ cały krzew, bądź bardzo złożony kwiat Próg4: 41pkt – ∞ ⟶ drzewko
Próba wyczarowania czegoś ponad swój poziom daje -25 do wyniku k100 za każdy stopień. Przykładowo osoba z 11 punktami przy próbie zmiany grzyba w krzew odejmuje od wyniku 50 oczek. Analogicznie próba wyczarowania poziomu niżej daje +25 do wyniku, za każdy stopień.
1-25 – Poszło Ci okropnie. Głównie dlatego że podczas próby transmutacji popełniłeś parę znaczących błędów. Mógł być to zły chwyt, przejęzyczenie w inkantacji, złe wyobrażenie albo po prostu przecenienie swoich umiejętności. Albo też wszystko naraz. Rzucasz kością na faila i nie możesz wylosować literki J. Jeśli ją trafisz, przerzucasz. Jeśli trafisz ją 3 razy z rzędu, możesz wybrać sobie dowolnego faila. 26-50 – Idzie Ci w miarę przyzwoicie, ale popełniasz nieznaczny błąd podczas rzucania zaklęcia. Rzucasz kością na Faila. 51-70 - W miarę ogarniasz, ale potrzebujesz drobnej pomocy Marli lub Drake’a; gdy ci podpowiadają co robisz źle(zapewne to tylko niepoprawny chwyt) to po ponowieniu próby radzisz sobie niczym Patol zmieniający swoje byłe żony w kamienie. 71-100 – Świetna robota. Nie popełniasz żadnego błędu i transmutacja wychodzi Ci za pierwszym razem.
Kostki Faila:
It's time to roll:
B, F, I – w wyniku twojego błędu nieumyślnie potrąciłeś skaczącego muchomora, który zaczął wydzielać z siebie wyjątkowo paskudny zapach. Dorzuć k6. Wyniki 1 i 6 sprawiają że postać wymiotuje jeśli nie zastosowała w porę odpowiedniego zaklęcia. Osoby z cechami Metabolizm Eliksirowara i Wiecznie Struty oraz te z przynajmniej 10 punktami rozdanymi w zielarstwo są zwolnione z dorzutu. Osoby z pierwszą cechą pozostają niewzruszone przez smród, te z drugą wymiotują natychmiast. Zielarze wiedząc o właściwościach tych grzybków zdołają się od odsunąć kiedy tylko zauważą co się święci bądź uratować jedną inną osobę, która potrąciła swojego grzyba.
A, D, H – Twoje działanie na tyle przeraziło grzyba, że ten wyskoczył z donicy i zaczął żwawo spierdalać w podskokach w kierunku najbliższego wyjścia. Dorzuć kostką k100. Parzysta Na szczęście udało Ci się go schwytać i nie wypuścił smrodoproszku, ale kosztem tego że z impetem wpadłeś na inną osobę. Jeśli była ona w trakcie czarowania, jej wynik spada o 20. Nieparzysta Grzyb zaczął przed tobą uciekać co najmniej tak jak Solberg przed trzeźwością. Niestety nie udaje Ci się go dogonić, gdyż w akcie ucieczki wyskakuje przez okno spadając w przepaść. Poza tym tak naprawdę nic się nie stało i nawet otrzymałeś nowego grzyba na którym możesz ćwiczyć.
C, E, G – To był… To był naprawdę dobry grzyb, który miał okazję stać się – tymczasowo – piękną rośliną. Szkoda że nieudane zaklęcie i prawdopodobnie zbyt duże obciążenie doprowadziły do jego zapłonu. Nieco śmierdzącego. Jeśli po wyjściu z kółka się nie umyjesz, to przez następny wątek będziesz śmierdzieć jak nieco przypalona wydzielina skaczącego muchomora. Oczywiście otrzymujesz też nowego grzybka do ćwiczeń.
J – Szczęśliwie dla ciebie, nic się nie stało. Grzyb nie ucieka, nie śmierdzi, nie płonie… Możesz na spokojnie spróbować po raz kolejny z nadzieją że się uda.
Kodzik dla was:
Tym razem pamiętałem :
Kod:
<pg>Kuferek:</pg> [url=LINK]Tu wpisz ile pkt z transmy posiadasz[/url] <pg>Próg:</pg> I/II/III/IV <pg>Wynik:</pg> [url=LINK]k100[/url] + ewentualne modyfikatory | napisz w co dokładnie zmieniasz grzyba. Jak chcesz to możesz podlinkować obrazek <pg>Fail:</pg>Skasuj jeśli niepotrzebne. Jeśli wylosowałeś parzyste A, D, H to oznacz tu osobę, której wynik obniżysz(ofc nie może być to osoba która już rzuciła zaklęcie. Wtedy po prostu na nią wpadasz.)
*Odpisy do 18.09. Można nadal dobijać, ale nowoprzybyłe osoby wykonują tylko drugi etap kółka. Przypominam że wymogiem otrzymania punktu jest napisanie co najmniej dwóch postów.
Przedłużone do 25.09 Ze względu na sporą ilość nieobecek - oficjalnych i nie - termin ostatecznie przedłużam do 04.10. Potem rozliczam.
Ostatnio zmieniony przez Drake Lilac dnia Wto 27 Wrz 2022 - 4:54, w całości zmieniany 3 razy
Victoria drgnęła lekko, gdy usłyszała swoje imię i uśmiechnęła się lekko do @Leighton J. Swansea, jakby chciała jej powiedzieć, że nie zamierzała nikogo wpędzać w kompleksy. Wiedziała, że inni mieli inne poziomy zdolności, niż ona, ale nie wydawało jej się, żeby było w tym coś złego. Być może przeziębienie jednak nieco zamroczyło jej umysł, bo nie do końca rozumiała, skąd właściwie miałyby się komuś wziąć te kompleksy. Robiła po prostu to, co robić miała, musiała, co było od niej wymagane, starając się zrobić wszystko, jak należy. Nieco nieprzytomnie wysłuchała tego, co dalej, by faktycznie się za to zabrać. Czuła jednak, jak zaczyna łupać jej w głowie, jak zaczyna ją wszystko boleć, jak wszystko zdaje się w niej trzeszczeć, jakby miała się jednak rozpaść na kawałki. Całe jej ciało zdawało się lekko drżeć, więc zapewne właśnie dlatego nie do końca wychodziło jej to czarowanie, co nieznacznie ją mierziło. Poprosiła zatem @Marla O'Donnell, by podeszła do niej na chwilę i wraz z nią przedyskutowała kwestię chwytu i ruchu różdżki, odnosząc wrażenie, że coś było tutaj zdecydowanie nie w porządku. Później, upewniwszy się, gdzie przez swoje chorobowe zamroczenie popełniała błąd, naprawiła go, by ostatecznie rzucić właściwe zaklęcie, przyglądając się w spokoju - być może nieco sennie - jak grzyb zaczyna przemieniać się w krzew kaliny. Gdy to już się stało, zdała sobie sprawę z tego, że jej umysł jest niesamowicie zamroczony i zdecydowanie powinna odpocząć.