Dziedziniec wieży z zegarem wydaje się być jednym z najstarszych miejsc w zamku. Łączy most wiszący z resztą budowli, a również wysoką wieżą zegarową. Na prawie samym szczycie znajduje się ogromny, przeszklony zegar. Można się do niego dostać pokonując wąskimi, drewnianymi schodkami pięć piętr. W środku znajdują się różne mechanizmy a także dzwony; niektóre ogromne, miedziane inne zaś złote. Na środku dziedzińca wybudowana natomiast została niewielka fontanna z czterema gobelinami.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Fillina Ó Cealláchaina.
Zmiana wyglądu lokacji: Z goblinów nie leci woda, a z jednego krew (albo coś co ją przypomina), drugiego mleko, trzeciego atrament, czwartego sok dyniowy. Wszystko to wlatuje do fontanny.
Rzuć kostką k6 na efekt:
1 - Próbujesz przysiąść gdzieś sobie a tutaj okazuje się, że rzucone tu było zaklęcie Spinale. Ha, ha bardzo zabawne, teraz jesteś cały w drobnych ranach na Twoich Twoich pośladkach. Dodatkowo rzuć kostką. Parzysta - podarło Ci również dużą część ubrania, Nieparzysta - nie szarpnąłeś ubrań aż tak, więc nic ci nie podarło, a jedynie lekko zraniło. 2 - Chcesz oprzeć się o kolumnę obok której stoisz... A jej nie ma tak naprawdę. Przenikasz przez coś co tak naprawdę nie istnieje i wpadasz do fontanny. Cały lub połowicznie, jak wolisz. W każdym razie ociekasz mieszanką czterech cieczy wylatujących z fontanny. Apetycznie! 3 - Nie masz pojęcia, że fontanna została odrobinę przerobiona i Kiedy chcesz usiąść na niej tak jak często robią tu uczniowie, okazuje się, że została ona lekko transmutowana i tam gdzie siadasz, wcale nie ma kamienia... Wpadasz całkowicie do fontanny. No pięknie. 4,5,6 - Nie musisz nic robić, a fontanna i tak Cię dopadnie! Co jakiś czas gobliny obracają się i robią niewielki raban na dziedzińcu. Niektóre z nich buchają swoimi cieczami gdzie popadnie, od czasu do czasu ubrudzając uczniów. Kiedy ty wchodzisz na dziedziniec, właśnie jest jeden z tych momentów. Możesz spróbować uciec przed cieczą jeśli chcesz. Rzuć kostką k6 by sprawdzić czym zostałeś oblany. 1 - mleko, 2 - krew, 3 - atrament, 4 - sok dyniowy, 5 i 6 - wybierasz sam. Dodatkowo możesz, aczkolwiek nie musisz, rzucić na unik. Rzucasz literką. Samogłoska - udaje Ci się uniknąć goblina Spółgłoska - niestety i tak zostajesz zachlapany
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:16, w całości zmieniany 3 razy
Autor
Wiadomość
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Zanim przystąpił do następnego etapu lekcji, musiał jeszcze pochwalić dwie szczególnie wyróżniające się osoby. Przechylił głowę na bok, patrząc na to, co też jedna z tych dwóch osób (@Elijah J. Swansea) robi przy fontannie i nawet podszedł tam, pochylając się nad ramieniem, zaglądając do wody. Zastanawiał się co tam było ciekawego. Błysnęło mu coś złotego, z miejsca, nad którym przed chwilą pochylał się Swansea. Idąc jego przykładem, wyminął krukona sięgając do wody. Kiedy tylko chwycił w dłoń zagubiony przedmiot, zidentyfikował go jako złote jajo, które już wcześniej miał okazję przypadkiem zdobyć w Wielkiej Sali, razem z czekoladowymi królikami. Zamiast jednak zachować je, jako sztukę kolekcjonerską, stało się coś innego. Zguba zapadła się w jego dłoni. Skrzywił się, kiedy uporczywy, drażniący pisk wdarł się do jego umysłu, przez dwie sekundy intensywnego dźwięku powodując zalążki prawdziwej migreny. Zaraz jednak odgłos ustał, a Shercliffe wyprostował się, opuszczając dłoń, którą już sięgał do skroni, ale teraz nie widział w tym potrzeby. — Zanim przejdziemy do dalszej części kurwidołka, uznanie w postaci dwudziestu punktów dla Ravenclawu należy się dla @Elijah J. Swansea i @Freja Nielsen, za rozpierdolenie systemu pytań. W bardzo profesjonalny, rzeczowy ton profesora Shercliffe’a wdarły się pojedyncze słowa, jakie nie padały zwykle w jego słowniku. Zmarszczył brwi, bo zupełnie nie to chciał powiedzieć, ale barwne epitety same spływały z jego ust. Zawiesił spojrzenie na dwojga krukońskich prymusów, podejmując kolejnej próby naprawczej swojej wypowiedzi: — Chciałem powiedzieć… rozjebanie. Nie wyszło. I kiedy kolejne przekleństwo padło na zajęciach, ściągnął sztywno łopatki, już wiedząc co się dzieje. Za klątwę, jaka go dotknęła miał później podziękować Krukonowi, dzięki któremu jej doświadczał… Posłał więc wymowne spojrzenie @Elijah J. Swansea, spuszczając wzrok na kieszeń jego spodni, w której schował jajko i westchnął prawie bezgłośnie, nie tracąc animuszu. Poprawił poły marynarki i odchrząknął jakby nigdy nic. — Psiakurwamać, klątwa — podsumował, chociaż w naturalnych warunkach określiłby to inaczej — kontynuując… Ragnarsson, prawdziwym sukinsynstwem jest nie podziękować koleżance, pannie @Victoria Brandon za ratunek na moście. Hogwart stawia nacisk na wychowywanie was na więcej niż niewdzięczne gnidy. O… brawo, Shercliffe. Ta lekcja nabierała ciekawych barw. Marszcząc brwi, historyk oparł ręce na biodrach, spuszczając głowę i pokręcił nią lekko na boki. Tak się nie dało prowadzić zajęć. Miał przecież jeszcze instrukcje do przekazania. — Czy któryś z was, skurwysynów, zna się na OPCM i spróbuje rzucić Finite? Nie sądził, żeby sam mógł wyzbyć się klątwy. Zwykle ofiary klątwy nie były w stanie nic z nią zrobić… Podążając spojrzeniem po grupie, nie sposób było nie zauważyć, ze… — Zgubiliśmy dwóch gumochłonów. Ktoś wie co się z nimi stało? O dwóch świadków kompromitującego stanu profesora mniej. @Loulou Moreau i @Silas Clark mieli niezastąpiony zaszczyt uniknięcia tego rodzaju karykaturalnego przedstawienia. — Panie @Maximilian Brewer. Czy istnieje powód, dla którego nie może się pan odjebać od pana Swansea? — Caine miał podpytać o zastanawiający go fakt trzymania się bardzo blisko jego kolegi. Chciał zaproponować być może zmianę położenia, ale przez klątwę przeklinania, porzucił całkiem tą kwestię, uznając, że to nic groźnego, więc ostatecznie niewarto szczępić o to wulgarnego języka, a lepiej czym prędzej przejść do tłumaczenia dalszej części planu zajęć. — Zanim uśnie jeszcze więcej was, gówniarzy… — posłał wymowne spojrzenie pannie @Morgan A. Davies, @Isilia Smith i panu @Maximilian Felix Solberg — dobierzcie się w pary, tylko tak co by nie było z tego żadnych przyszłych szkodników. Znaczy… bąbelków! — zupełnie nie to chciał powiedzieć. Chciał powiedzieć, żeby dobrali się komfortowo, według własnego uznania, ale jakoś zupełnie nie to padało z jego ust. Zmarszczył brwi, odchrząkując znów, ignorując skutki klątwy, nie odpuszczając sobie bardzo profesjonalnego tonu: — Zapiszcie nad głowami waszego partnera zaklęciem imię i nazwisko bohatera Bitwy o Hogwart, którego historię zapamietaliście w waszych ptasich móżdżkach. Nie zwalajcie od kolegów. Nazwiska nie mogą się powtarzać. Każdy z was może zadać dziesięć pytań o nazwisko nad waszą głową. Partner odpowiada na pytanie tylko: “zajebioza” albo “wypierdalaj”. Kurwa. NIe! Każdy odpowiada tylko “tak” lub “nie”. Caine w tym miejscu zerknął na @Freja Nielsen, której inteligencja biła z oczu więc liczył na to, że go wyręczy w dokończeniu instrukcji. Miał nadzieję, że jak na krukonkę przystało, biegłą w rozwiązywaniu zagadek, wiedziała do czego zmierzał… — Ja pierdolę… Nielsen, wytłumacz. Sam w tym czasie ruszył pomiędzy uczniami, nie zamierzając odzywać się ani słowem więcej póki klątwa nie minie.
ZADANIE:
Tłumacząc na polski. Gramy w tak zwane: Kim jestem? / Zgadnij kto. Dobierzcie się w pary i wyślijcie mi wasze pary na PW/gg. Każdy z pary dostanie w odpowiedzi imię i nazwisko postaci z kanonu, które należy zaklęciem wyczarować nad głową partnera. Waszym zadaniem jest dowiedzieć się jakie nazwisko widnieje nad waszą głową, mogąc zadać w tym celu dziesięć pytań, na które partner może odpowiedzieć tylko “tak” lub “nie”.
UWAGI:
Pytania zgadujące tożsamość np.: “Czy jestem profesorem Hampsonem?” nie liczą się do puli dziesięciu pytań.
Każdy kto zgadnie kim jest, otrzyma 15 pkt dla domu.
Posty mogą być krótkie. min. 5 linijek.
Wiem, że łatwo można oszukać tą grę, ale liczę na waszą uczciwość i chęć dobrej zabawy.
Jeśli para wam zamuli, albo zabraknie dla was partnera, poinformujcie mnie to wstawię wam odpowiedzi z konta Caine.
W razie pytań zapraszam na gg:
Spoiler:
175017
Termin do: 28.04.
Spóźnialscy z I etapu mogą pisać jeszcze post do dzisiaj do godziny 23:59. Później nie będzie już można dołączać. Post z I etapu nie może zawierać od razu przystąpienia do zadania z etapu II.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Czekała niejako w napięciu na to, co powie Shercliffe, ale nie spodziewała się, że ten niesamowity i dystyngowani dżentelmen zacznie rzucać kurwami na prawo i lewo. No, ale nie żeby na to narzekała. W zasadzie było nawet coś interesującego w wysłuchiwaniu wypowiadanych przez profesora słów, które brzmiały tak, a nie inaczej. Z trudem opanowała delikatny uśmiech, który wkradł się na jej wargi, gdy tylko usłyszała o rozjebaniu pytań przez innych Krukonów. A potem karuzela śmiechu zaczęła się jedynie nakręcać, gdy mężczyzna nie mógł się opanować i rzucał coraz to nowszymi bluzgami. Dopiero na pytanie o to czy ktoś zna się na OPCM, Strauss zgłosiła się jako jeden z tych skurwysynów, chociaż teoretycznie rzecz biorąc była raczej skurwycórką, ale nie sądziła, by Caine mógł na to jakoś szczególnie narzekać. Sięgnęła od razu po swoją różdżkę, zbliżając się do profesora i rzucając na niego Finite. Nic. Zmarszczyła nieco brwi i spróbowała ponownie. Tym razem z Finite Incantatem. - Nie jestem pewna czy to coś da, profesorze. Może i jest to niewinna klątwa, ale jednak kurewsko mocna - stwierdziła, wrzucając w swoją wypowiedź jakoś bez większego zastanowienia przekleństwo, bo najwyraźniej styl wypowiedzi Shercliffe'a także jej się udzielił. No, ale starała się prawda? Intencje miała dobre i miała nadzieję, że mężczyzna chociaż to doceni. Dopiero wtedy cofnęła się do tłumu uczniów i na informację o tym, że powinni się dobrać w pary niemal odruchowo sięgnęła do dłoni stojącej obok Victorii (@Victoria Brandon), aby wyraźnie zasygnalizować jej, że nie ma bata i muszą razem współpracować. Zwłaszcza, że zapowiadało się naprawdę ciekawe zadanie. Znalazły sobie jakiś kącik na dziedzińcu i Violetta korzystając z faktu, że miała już różdżkę w dłoni niemal od razu przystąpiła do pisania imienia i nazwiska ponad głową pani prefekt po czym spojrzała na majaczące w powietrzu płomienne litery z uznaniem. - Okay, dajesz Viks! - zachęciła ją jeszcze, oczekując naprawdę dobrej zabawy.
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Rasmus bardzo lubił historię, zresztą tego wymagali od niego rodzice. Byli historykami, pisarzami, zajmowali się zabytkami. A on? Dzięki historii jubilerstwa dowiadywał się tyle ważnych informacji, że mógł je wykorzystać do własnych celów. Na przykład - kiedy dany patent wygasa. Tylko po to, aby go użyć. A dodatkowo prowadził lekcję dość interesujący człowiek, dlatego warto było się dowiedzieć czegoś nowego. A nuż zachwyci się nie tylko nim. Rasmus dlatego postanowił jak najszybciej dostać się na zajęcia. Coś mu mówiło, że może być ciekawe. Słuchał dokładnie słów Caine'a, zapamiętując je niczym kolejne zasady szlifowania kamieni z jego podręcznika do jubilerstwa. Kiedy jednak zamierzał coś zrobić... Niestety wpadł na osobę przed sobą.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nagłe przekleństwa wyrwane z ust profesora zdziwiły Maxa. Nie spodziewał się, że jest on zdolny do używania takiego słownictwa. Wszystko jednak wyjaśniło się, gdy Shercliff zapytał czy ktoś byłby w tanie rzucić przeciwzaklęcie. Felix nie był najlepszy w zaklęcia i wolał nie ryzykować szczególnie, że Viola już spróbowała go wybawić od tej dość zabawnej mimo wszystko klątwy i Finite nie przyniosło żadnego skutku. Gdy profesor skończył tłumaczyć dalszą część lekcji podszedł do niego. -Chyba znalazłem coś, co należy do Pana, profesorze. - Wyciągnął w jego stronę aktówkę, którą zgarnął podczas wycieczki. Zauważył ją, gdy przechodzili obok wejścia do zamku. Był ciekaw, czy Caine nie podziękuje mu przypadkiem słowami Wykurwiste dzięki Solberg dzięki działającej klątwie. Po zwróceniu nie swojej własności, wrócił do uczniów, by zająć się postawionym przed nim zadaniem. Podszedł do starszego krukona i zaproponował współpracę, na co Shawn zgodził się bez większego problemu. Max wyjął z kieszeni różdżkę i napisał nad głową partnera imię i nazwisko postaci. Był ciekaw, jaka osoba przypadnie do odgadnięcia jemu samemu. W końcu, jak pokazało zadanie domowe, Solberg nie był wielkim znawcą tego wydarzenia historycznego. Chociaż niektóre nazwiska kojarzył i to bardzo dobrze. -Gotowy? - Zapytał krukona i czekał na jego pierwsze pytanie.
Caine wstrzymał się od komentarzy przez chwilę. Dopiero kiedy Violetta Strauss podeszła do niego w celu zniwelowania skutków wielkanocnej klątwy, z rezygnacją wciągnął powietrze do płuc, wyprostował się, poprawił krawat pod szyją i... odważnie spróbował raz jeszcze się odezwać: — Spodziewam się, że klątwa wielkanocnego jajka nie może być silna. Początek wypowiedzi dobrze wróżył. Powiedział pełne zdanie bez żadnego przekleństwa. Nie chwalił jednak dnia przed zachodem słońca... czy jak to tam mawiali filozofowie. Każde następne słowa starał się dobierać starannie, ostrożnie, jak wcześniej, ale tym razem, w przeciwieństwie do momentu z przed chwili, nie padały żadne bluzgi: — Wspaniale. Kolejne dziesięć punktów dla Ravenclawu. Zawahał się, bo zostało coś jeszcze, co jako nauczyciel powinien zrobić. Przeprosić. Z rękoma podpierającymi biodra, zbierał w sobie siłę, żeby dokładnie to zrobić. Kącik jego ust drgnął niebezpiecznie, ponieważ wizja ta wprawiała go nie tyle w zakłopotanie, co pewnego rodzaju zażenowanie, które chował za maską absolutnego opanowania. Podążył spojrzeniem po wszystkich zebranych. W pierwszej kolejności zrobił rzecz łatwiejszą. Przechodząc obok Violetty i Victorii, skinął głową pierwszej z Krukonek. — Dziękuję za szybką interwencję, panno Strauss. Mam pewną myśl w związku z biegłoscią obu pań w dziedzinie Zaklęć i OPCM. Pozwolę sobie wysłać paniom sowę ze szczegółami po zajęciach. Jeśli jesteście zainteresowane pozalekcyjną aktywnoscią? Nie uszło jego uwadze jeszcze coś. Niebezpiecznie wkradające się w usta uczniów przekleństwa, którymi ofiarą padła już Violetta. Dla bezpieczeństwa i na nią rzucił Finite, zanim zwrócił się do wszystkich. — Od tej chwili proszę pod żadnym pozorem nie dotykać wielkanocnych jajek na zajęciach! Pod rygorem ujemnych punktów dla domu! Nie chciał się domyślać, kto wykorzystał zaistniałą sytuację, a kto naprawdę padł ofiarą dziwnej klątwy. Dochodzenie takich okoliczności wydawało się uporczywym, czasochłonnym zadaniem, a go w gabinecie czekała jeszcze sterta sprawdzenia czytania ze zrozumieniem i prac domowych z różnic magicznego prawa w Londynie, a Nowym Jorku. — Panie Solberg... Zastanawiałem się czy ktoś ją znalazł. Dziękuję. To za znaleźne. Podarował mu z wnętrza aktówki nieduży wolumin książeczki, którą planował dać Alexandrowi. Chwilę potem sięgając dłonią do kołnierzyka koszuli. Jakoś dziwnie dużo dzisiaj tego dziękowania i kajania głowy. Szczególnie, ze teraz przyszedł też czas na przeprosiny masowe, dla których podziękowania jednemu uczniowi zdawały się tylko rozgrzewką... — Z miejsca przepraszam was za incydent, którego byliście świadkami. jak się domyślacie, miały miejsce przykre okoliczności dotknięcia klątwą magiczną, na szczęście łatwą w odegnaniu. Gdyby ktoś pragnął jednak zgłosić to wyżej... Narrator ostrzega, że Caine Shercliffe ma dyplom legitymowanego prawnika Wizengamotu z 20-letnim stażem i potrafi się wybronić!
UWAGA: Zakaz losowania jajek w II etapie lekcji!
@Maximilian Felix Solberg otrzymuje od Shercliffe'a egzemplarz "Krótkiej historii Hogwartu" "Największe Bitwy Czarodziejów" (+1 do Historii magii). Rozliczenia dokonam sama w odpowiednim temacie, jak tylko opłacę zakup w księgarni. :)
Ostatnio zmieniony przez Caine Shercliffe dnia Pią 17 Kwi 2020 - 19:12, w całości zmieniany 1 raz
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
jajko wielkanocne:E 50 % plus 10% za 20pkt z zaklęć i OPCM - znalezione
Katherine bardzo było przykro, że nie udało jej się zrobić pracy domowej , co tak naprawdę nie było prawdą, bo historia zawsze ją nużyła. Zwłaszcza ta opowiadana, co innego obrazy i książki. Miała wręcz fotograficzną pamięć, a więc taką wiedzę chłonęła niczym gąbka rzucona na rozlaną na posadzce wodę. Wciągała wszystko. Szła niczym na skazaniu, gdy profesor oprowadzał ich po całym terenie Hogwartu, wycieczka miała pewnie kilka kilometrów, a przynajmniej tak czuła. Myślała, że może zrobią coś więcej przy zbrojach, ale jedyne co to tylko bla bla bla, ciągłe gadanie, które tak naprawdę niezbyt ją interesowało. Jednym uchem informacje wpadały, a drugim wypadały. Spacer po znanych jej korytarzach był nudny i powłóczyła nogami praktycznie będąc na samym szarym końcu grupy. Dziedziniec był ciekawszy bo przynajmniej miała okazję zobaczyć jak ktoś potyka się o własne nogi, nie żeby to ona rzuciła zaklęcie rozplątujące sznurowadła, albo widziała kto to zrobił. Ona o niczym nie miała pojęcia, była tylko obserwatorem, który zaśmiał się na ten widok tak głośno, że aż wszystkie twarzy obróciły się w jej kierunku. Rzuciła tylko szeptem przepraszam, by wszyscy mogli wrócić do dalszego etapu lekcji. Obrzeża Zakazanego Lasu były dla niej ciekawsze, a po Zwodzonym moście przeszła tanecznym krokiem. Przy okazji poprawy nastroju znalazła na końcu mostu jajko, które schowała do swojej torby. Elementem zainteresowania z jej strony cieszyło się też Zakazane Piętro. To było to co Slizgoni i Tygryski lubili najbardziej. Nie miała ochoty na rozmowy z obrazami kolejny raz więc pominęła tą dyskusję i krzyknęła gromnie Allelujah gdy znależli się w Wielkiej Sali, ponieważ w brzuchu burczało jej tak, że każdy myślał iż grzmi i zbliża się burza. Niestety pech chciał, że sok dyniowy, który nalała sobie do kielicha i wypiła za pierwszym razem miał w sobie resztki inwersji. To sprawiło, że momentalne przestała być sobą. Z kwaśnej miny przeobraził się niczym motyl serdeczny uśmiech, a nawet ona teraz starała się być bliżej nauczyciela zachwalając jego opowieści.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Pracy domowej nie oddał z bardzo prozaicznej przyczyny – zupełnie mu to wyleciało z głowy, bywa. A że na przedmiocie kompletnie mu nie zależało, to w żadnym razie nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia ani nic. Nie uważał też, żeby były mu potrzebne jakieś zajęcia wyrównawcze oscylujące wokół tematu Bitwy o Hogwart; jego wiedza z tego zakresu może nie powalała na kolana, ale była… przyzwoita, pozwalająca mu uniknąć ośmieszenia. Niemniej na zajęcia i tak się wybrał; głównie, żeby starzy nie truli mu czterech liter bardziej niż zwykle, historia magii wszak w ich oczach była jednym z ‘obowiązkowych’ przedmiotów, bo dziedzic rodu nie może przecież wychodzić na ignoranta i nie znać najważniejszych wydarzeń, które przez wieki kształtowały czarodziejską społeczność. On sam miał odmienne zdanie na ten temat, ale dla świętego spokoju starał się tych lekcji nie odpuszczać. Wprawdzie z różnym efektem, ale to już inna sprawa. Fitzgerald, z dłońmi wciśniętymi głęboko w kieszenie spodni, dreptał wraz z pozostałymi za Shercliffe’m, słuchając wywodów belfra tak trochę piąte przez dziesiąte. Skupiał się bardziej jedynie przy co ciekawszych fragmentach, by zaraz z powrotem przejść w tryb umiarkowanego zainteresowania lekcją. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że jej forma całkiem przypadła mu do gustu; zwiedzili w tym czasie chyba całe zamczysko – włącznie z Zakazanym Piętrem – wraz z okolicami, ocierając się nawet o Zakazany Las. Znalazła się też chwila na spożycie kolacji w Wielkiej Sali, tak ku pokrzepieniu wymęczonych dość intensywnym spacerem ciał; profesor opowiadał w tym czasie o momencie kulminacyjnym Bitwy, ale Ślizgon zdecydowanie więcej uwagi poświęcił jedzeniu, bo taka ilość chodzenia znacząco wzmogła jego apetyt (a już normalnie zjadał dość dużo), sprawiając, że był głodny niczym wilk i mógłby chyba pochłonąć aetonana z kopytami. Oczywiście nie obyło się bez pewnych… przygód po drodze, a konkretniej – na Zwodzonym Moście. Deska pod stopami idącej przed nim Katherine nagle poszła z głośnym trzaskiem; William zareagował dość odruchowo, właściwie w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Ruszył dziewczynie z pomocą w dokładnie tym samym momencie co profesor, dzięki czemu udało się uniknąć tragedii. Nie pierwszej zresztą, bo moment wcześniej Gunnar natrafił na podobną ‘pułapkę’. Ktoś chyba powinien rzucić okiem na ten most, ale to w sumie nie jego sprawa. Koniec końców dotarli na dziedziniec wieży z zegarem, który miał być finalnym punktem tej krajoznawczo-edukacyjnej wycieczki. William przycupnął na jednym z murków, a jego uwagę od razu przyciągnął nietypowy błysk w pobliżu, który dostrzegł kątem oka. Bliższe oględziny ujawniły, że jest to jedna z pisanek, które ostatnio pojawiały się na terenie Hogwartu. Uniósł kącik ust z zadowoleniem i zgarnąwszy barwne jajo, schował je do torby, a ledwie to zrobił – powietrze przeciął wzmocniony zaklęciem głos nauczyciela, w którego stronę się zwrócił. A potem to poszło po równi pochyłej…
Kostki:I Pkt dla Domu: - Inne: +1 do zaklęć i OPCM
Jajko wielkanocne:D → 40% + bonus 20% za punkty z GM = 60% (udana), próba I
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine nie sądziła,że ktoś wpadnie na tak genialny pomysł i poda jej inwersję. Pewnie dlatego, by przypadkiem nikomu nie zrobiła krzywdy w międzyczasie. Kath co prawda ostatnio nie sprawiała nikomu żadnych problemów, zgodnie z tym co obiecała swojemu ojcu, ale każdy doskonale wiedział, że takie posłuszeństwo ze strony Russeau nie będzie trwało nazbyt długo, bo po prostu dziewczyna wybuchnie i historia zacznie się całkowicie od nowa. Gdy po przechodzeniu przez most pomógł jej przystojny młodszy Slizgon o imieniu William, wtedy nie miała okazji mu podziękować, po prostu nie przeszło jej to przez gardło. Teraz jednak po kolacji mogła do niego podejść z szerokim uśmiechem na twarzy i po prostu przytulić najserdeczniej jak tylko mogła tego dokonać Kattie. -Williamie, bardzo ci dziękuję, uchroniłeś mi kostkę od skręcenia, a jutro mamy mecz Quidditcha. Mogłoby nie być za ciekawie- powiedziała tym samym dziękując mu ciepło za okazaną pomoc. Tak naprawdę to w tym momencie nawet, gdyby ją uratował zwykły charłak to też rzuciłaby mu się na szyję wbrew sobie. -Będziemy razem w drużynie co? To świetny pomysł, a my będziemy się genialnie bawić. Moja wiedza i twój spryt sprawią, że będziemy najlepsi- oznajmiła, a uśmiech po prostu nie schodził z jej ust. Wyglądała przekomicznie, bo po prostu nie była sobą. Czy ktoś by chciał aby taka została na zawsze, czy wolałby aby była dalej dawną Kateriną z problemami? Jeden Rabin powie tak, a inny Rabin powie nie. Otóż to. Nie czekając na odpowiedź Slizgona po prostu wyciągnęła różdżkę i napisała nad jego głową imię i nazwisko bohatera, który brał kluczowy udział w bitwie o Hogwart. -To teraz możesz zadawać pytania- powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, mając nadzieję, że poradzi sobie bez problemu.
Właściwie to nie oczekiwała żadnych podziękowań za to, co zrobiła. Zobaczyła, że pojawiło się niebezpieczeństwo, to po prostu zareagowała, nie chciała żadnych okrzyków uznania, czy czegokolwiek takiego. Wolałaby również, z całą pewnością, nie słuchać tych pięknych przekleństw, które nagle zaczęły wydobywać się z ust profesora, które mimo wszystko nieco ją żenowały. To nie tak, że nie znała łaciny podwórkowej, w końcu nie była wychowywana pod jakimś kloszem, a kiedy w czasie ferii coś podobnego spotkało Gabriela, po prostu nieco ją to bawiło. Podejrzewała jednak, że z uwagi na pączka, a nie coś innego, bo teraz czuła się co najmniej zażenowana. Chociaż może problemem było to, że to profesor padł ofiarą tej, jakże zabawnej, klątwy. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi, a później odchrząknęła i zerknął na Violę, kiedy miały przejść do następnego etapu. Uśmiechnęła się do niej lekko, a później ruszyła za nią w nieco bardziej zaciszne miejsce i sięgnęła po swoją różdżkę, by wypisać nad głową koleżanki odpowiednie imię. Pokiwała lekko głową, gdy mu się przyjrzała, a potem wystawiła czubek języka, próbując wymyślić jakieś dobre pytanie. - Jestem beznadziejna w taki gry - przyznała, dość mocno rozbawiona, a potem odrzuciła włosy na ramię i postanowiła zaryzykować. - No dobrze, czy jestem profesorem? - to było pierwsze, co przyszło jej do głowy. Dzięki temu mogła nieco ograniczyć zakres swoich poszukiwań, nie było sensu strzelać z jakimiś pomysłami typu: czy noszę okulary, bo to był zdecydowanie za wczesny etap. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo była cienka jak barszcz we wszystkich takich zgadywankach i rywalizacjach.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Przyklejenie się do Elijaha na pewno nie było tym, co podobało mu się najbardziej na świecie, ale traktował to właściwie jako coś niesamowicie, kurwa, zabawnego, tym bardziej że to Swansea miał problem, a nie on. Ciekaw był, jak ten fircyk w zalotach, który po prostu srał po nogach na jego widok, zareaguje tym razem i czy znowu łyknie kij, który mu aż dupą wyjdzie. Pomijając oczywiście to, że napierdalał o tej bitwie o Hogwart, jakby zamierzał zrobić profesorowi laskę, bo to było żałosne w chuj. Kiedy tylko mógł, Brewer przedrzeźniał go po cichu, ale największą frajdę sprawiło mu to, jak profesor nagle zaczął wyrażać się w sposób, który zdecydowanie do niego przemawiał. Jego ciemne oczy aż błysnęły z rozbawienia. - Za bardzo mi się podoba, wie pan profesor, tak w chuj mocno - rzucił na to, nie bardzo przejmując się tym, że za chwilę sam dostanie opierdol, bo naprawdę nie mógł się powstrzymać. Rzucił jeszcze jakimiś przeprosinami w stronę Caine'a, a później zerknął na Swansea i potrząsnął ich sklejonymi rękami, jednocześnie sięgając po różdżkę. - Dobra, dawaj Swansea. Znając twoją pomysłowość, to zostanę Voldemortem - stwierdził jeszcze i wypisał imię nad głową Elijaha, po czym parsknął z ubawienia, ale ostatecznie skupił się na swoim, kurwa, przeciwniku i podrapał się po brodzie. - Jestem po dobrej stronie barykady i bronię zamku? - spytał więc, mając właściwie w dupie, jak to się zakończy i uznał, że może się dobrze bawić, jednocześnie pewnie nieco wkurwiając Krukona, ale miał to w dupie. Alise musiała mu również wybaczyć.
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc sposób wyrażania się psora od histy. - Wreszcie przemówił ludzkim głosem. - nadal był złamanym psidwaczym ogonem, ale przynajmniej wreszcie rozumiała to, co wygadywał. Z jakiegoś powodu, zamiast zamknąć mordę, włączył w sobie jakiś absolutnie pojebany słowotok. Czy tak właśnie robił rozsądny nauczyciel z dwoma dekadami stażu w magicznym sądzie? Miała wyjebane. - Vaher, skąpcze, czy jestem animagiem? - zapytała, choć chyba jeszcze zanim na dobre pojawiło się jej nad głową oznaczenie, kim była. Uznała, że wybierze sobie do pary kogokolwiek, kto nie był jeszcze zajęty i nie wyglądał na szczególnie przejętego przebiegiem zdarzeń. Może akurat se podszeptają diabelsko nawzajem, kto kim był. A jak nie to psu w dupę taka rywalizacja i móżdżenie.
— Nie, nie jesteś. — Odpowiedział wprost, nie zważając na jej dziwaczne zachowanie. Dzisiaj i tak wszyscy dziwnie się zachowywali, a Rasmusowi zależało jedynie na wykonaniu zadania jakie zlecił im profesor Shercliff. Dlatego też chwilę pomyślał nie zerkając oczywiście w górę. Myśląc trochę dłużej postanowił przypomnieć sobie coś z wiedzy o Hogwarcie. Zaraz pomyślał jednak, że może spróbowałby z... — Czy dużo się udzieliłem w bitwie? — Zapytał najpierw gładko. Postanowił jednak zebrać trochę więcej informacji. Do pięciu pytań na początek.
Im dłużej słuchała kolejnych słów wypowiadanych przez profesora Shercliffe'a, tym bardziej sen odchodził w zapomnienie i jej brwi wędrowały coraz wyżej. Miała wrażenie, że jeszcze chwila, a znikną gdzieś w gęstwinie blond włosów. Ewidentnie coś było nie tak. Co więcej, wnioskując z dalszej wypowiedzi mężczyzny, najwyraźniej cała ta lekcja była jakaś pomylona i na każdym zdawało się coś ciążyć. Nie ma co, wiedziała, kiedy ruszyć swoje cztery litery. Kiedy przyszła pora na zadanie, rozejrzała się w poszukiwaniu wolnej osoby, z którą mogłaby pracować. Wszyscy sprawnie dobierali się w pary, ale udało jej się wyłapać jedną wolną dziewczynę (@Yuuko Kanoe). - Hej, jestem Isilia. - przedstawiła się, bo nie kojarzyła, żeby miały okazję się wcześniej poznać. Trochę z bani wydawało jej się przejście do zadawania pytań bez uprzedniego poznania chociaż własnych imion. Przynajmniej dziewczyna nie pozostawała dłużej anonimem. Wyciągnęła różdżkę i wyczarowała nad jej głową imię i nazwisko, które jako pierwsze przyszło jej na myśl. Nie czuła potrzeby zbytniego kombinowania, bo nie wyszłoby to dobrze zważywszy na to, że podczas całej wycieczki udało jej się usnąć i później przez połowę monologu profesora powieki wciąż miała ciężkie. Poczekała, aż towarzyszka da znak, że mogą zaczynać i wypaliła z pierwszym pytaniem. - Jestem kobietą? - stwierdziła, że będzie to najsensowniejsze na sam początek, bo już w jakiś sposób zawężało poszukiwania. Gorzej będzie dalej.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
No i nie pykło, a mogło być tak pięknie. Przyszła pora na podsumowanie wyczynów postaci Vahera w Bitwe. - Nie. - za chuja nie, stary, ale nie mogę Cię wtajemniczać w to, co tam się działo z Twoim udziałem. By to chuj. A gdyby tak posunąć się do podpowiadanek? Może zaraz, jak już gra stanie się nużąca. Jakby od początku nie była. Skurwiała historia. - Czy reprezentuję lub należałam kiedyś do Slytherinu? - ah to jej przywiązanie do szkolnych domów. Szkoda tylko, że odwróciło jej się na stronę żmijek. Czy to w czymkolwiek pomagało w ramach zadania? Pewnie niekoniecznie. Ale kto by się tam przejmował. To tylko gówniarska zabawa o dupopunkty domów.
— Nie. — Odpowiedział zgodnie z prawdą, starając się nie podpowiedzieć jej. Jeszcze nie teraz, ale powoli, może w pewnym momencie jeśli gra się rozwinie. Rasmus też chciał to skońćzyć, ale nie chciał też za bardzo oszukiwać. Dlatego podszedł do tego jeszcze od innej strony. Wciągnął powietrze myśląc, aby zaraz wypowiedzieć magiczne pytanie. — Czy jestem wilkołakiem? — Zapytał się, zaczynając zastanawiać się jakie może być kolejne pytanie. Może coś o posturze? W końcu wielu było czarodziejów. Rosłych, małych, krępych, umięśnionych, słabych, silnych.
Jebaństwo. Ani zielony, ani animag, więc dwa pytania spalone na popiół. Przynajmniej jakoś sobie w ten sposób wyrzucała kolejnych podejrzanych. - Nie. - pokręciła energicznie głową, ale frustrując się przy okazji na Vahera. Był Krukonem do cholery, powinien być MONDRY. Taki chuj, cholerny jubiler. Musiała to zgadnąć pierwsza, bo jeszcze wpadłby na debilny pomysł, aby pokazać jej swoje klejnoty. Czy coś. Na wszystkie opryszczki Dearów, o czym ona myślała, do kurwy? - Czy jestem duchem? - wow, jak nagle odmiennie i oryginalnie. Choć pewnie wcale nie. Dawaj, Vaher, mów, że tak.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie rozumiał co stało się Shercliffe'owi, ani dlaczego patrzy na niego z takim wyrzutem. To przecież nie jego wina, że jajko mu uciekło, a on swoje złapał, kto pierwszy ten lepszy! Po czuł, że coś delikatnie dotyka – właściwie muska jego ramię i byłby zupełnie zignorował ten dotyk (znajdowali się wszak w sporej grupie) gdyby nie przekleństwo i fakt, że dotyk ów przedłużył się bardziej, niż by sobie tego życzył. Ba, poczuł coś dziwnego, jakby delikatne szczypanie w tym miejscu. Odwrócił gwałtownie głowę w stronę Brewera i zmrużył oczy na jego widok. Potem spojrzał na ich połączone ręce i szarpnął się, chcąc się uwolnić. — Chyba sobie ze mnie żartujesz — powiedział stosunkowo cicho, by niepotrzebnie nie przykuwać uwagi nauczyciela. Dość mu było kłopotów z pracą domową, teraz chciał wypaść możliwie najlepiej. Spojrzenia jakimi go obrzucał wyrażały zresztą więcej niż zrobiłoby to całe morze słów — Wspaniale, nie dość, że utknęliśmy, to jeszcze Shercliffe zwariował — czuł się dziwnie przy klnącym jak szewc mężczyźnie, zwłaszcza dlatego, że na co dzień cechował się bardzo wysoką kulturą osobistą i eleganckim sposobem bycia. Z drugiej strony... ostatnio chyba wszyscy trochę wariowali, prawda? Popatrzył na Morgan, która wyglądała jakby wstała dzisiaj lewą nogą, a do tego borykała się z problemami natury kobiecej. Nie chciał jej dziś wchodzić w drogę. Był skazany na parę z Brewerem, nawet jeśli każda inna osoba tutaj wydawała mu się o wiele lepszym partnerem na czas zajęć. Przewrócił oczyma, słysząc durnowatą uwagę Gryfona i westchnął ciężko, czując, że będzie to trudna przeprawa. Zazwyczaj tolerował go tylko ze względu na Alinę... a Aliny teraz tu nie było. Niewiele go więc powstrzymywało. — Och, przepraszam, mistrzu kreatywności. Nie mogę się doczekać żeby zgadnąć twoje yy chujkurwa troll górski — nieprzyjemnie burknął w odpowiedzi i wypisał nad jego głową postać, którą dla niego wymyślił. — Zajebioza. Znaczy... tak. — Odpowiedział po pierwszym pytaniu i mimowolnie uśmiechnął się kącikiem ust. Chyba udzielał mu się nastrój profesora. O ile tak można było nazwać (zdjętą już, na szczęście) klątwę. — Czy jestem kobietą?
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Chociaż zignorował wcześniejsze przekleństwo pana Brewera, konsekwentnie udając, ze go nie usłyszał, kiedy przechadzając się pomiędzy uczniami usłyszał szczątkowe przekleńśtwa, którym bez wątpienia dał życie on sam, przy okazji niechcianej klątwy, drgnęła mu lekko warga w czymś na rodzaj niebezpiecznego, skrzywionego uśmiechu. Zaraz potem dwa, rzucone z impetem zaklęcia podążyły w kierunku Gryfona i Krukona. Finite, które jednak wzbiło wokół siebie powietrze, trafione prosto w te ich cwane czepery, wykorzystujące sytuację. Posłał obojgu wymowne spojrzenie i przeszedł się dalej. Na chwilę zatrzymując się przy pannie Davies, przy której nie dostrzegł już odznaki prefekta (ciekawe dlaczego) i jej towarzyszu. Słysząc odpowiedź Morgan na jedno z zadanych przez Rasmusa pytań, tyczące się wkładu w bitwę, przechylił głowę na bok i odchrząknął zerkając na Krukona. — Konkretniejsze pytania, panie Vaher. Takie, na których nie da się udzielić dyskusyjnych odpowiedzi. W Wizengamocie by go zjedli w pięć minut. Bez wątpienia.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
W przeciwieństwie do Elijaha, Max bawił się całkiem nieźle, w końcu w takich chujowych sytuacjach nie czuł się jakoś szczególnie źle, a obecnie mógł również nieco podręczyć chłopaka, który nie mógł robić teraz dobrej miny do złej gry. Alise nie było w pobliżu, nie mogła więc w żaden sposób łagodzić ich obyczajów, czy coś takiego. I już miał się brać do odpowiadania Krukonowi, który elokwencję miał co najmniej na poziomie gumochłona, kiedy oberwali od profesora zaklęciem, w końcu się rozdzielając, a Max uniósł kciuk w górę, w geście pokazania, że wszystko jest w porządku i bardzo dziękuje, po czym odwrócił się do Elijaha. - Wypierdalaj - powiedział na to, ciszej, Max, uśmiechając się zawadiacko. - Znaczy nie - dodał zaraz, żeby nie było, że dalej odpierdala, bo domyślał się, że zacny profesor ma jednak jakieś granice wytrzymałości, które kiedyś pękną i będą znowu w głębokiej dupie. - Jestem mężczyzną? - rzucił więc, nieco go małpując, ale w tej grze nie dało się inaczej.
______________________
Never love
a wild thing
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
O jednak zaklęcie rzucone na Shercliffe'a podziałało. Uśmiechnęła się zadowolona ze skutków swojego Finite oraz faktu, że za tak prozaiczną czynność została nagrodzona dodatkowymi punktami dla Ravenclawu. Podziękowała mu jeszcze skinieniem głowy, a następnie przystąpiła do realizacji założeń lekcyjnych. Chociaż jak widać nauczyciel wciąż chciał z nią o czymś porozmawiać. - Naprawdę nie ma za co, profesorze - odpowiedziała mu na podziękowania. Była w pobliżu, mogła pomóc to czemu by miała tego nie zrobić? Może i nie kojarzyła się ludziom z bezinteresownością, ale czasami jednak zdarzało jej się robić coś dobrego. Nie była jedynie maszyną do wszczynania chaosu.- Oczywiście nie mam nic przeciwko. Będę czekała na pańską sowę. Nie wiedziała co takiego mogło się czaić w głowie mężczyzny, ale obecnie w zasadzie każda aktywność, której mogła się podjąć była mile widziana. Nawet dodatkowe zadania domowe. Z drugiej strony wiązało się to z zaklęciami także na pewno przypadnie jej do gustu. W końcu był to jeden z jej ulubionych przedmiotów. Zaraz jednak skupiła się na grze, gdy tylko usłyszała pytanie Victorii odnośnie wylosowanej przez nią postaci. - Nie - odpowiedziała krótko po czym przyjrzała się dziewczynie, która wypisała inne nazwisko ponad jej głową. - Czy walczę po stronie Czarnego Pana? Ustalenie strony konfliktu powinno jej dosyć zawęzić pole poszukiwań. Zobaczymy jak bardzo uda jej się ograniczyć pulę dostępnych bohaterów i wyłonić wąskie grono, w którym znajdowałaby się odpowiednia postać.
To wcale nie było takie łatwe, jak jej się wydawało! To znaczy, wiedziała doskonale, że średnio sobie radzi w takich chwilach i takich grach, tak jak wspominała, ale miała wrażenie, że powinna sobie robić jakąś listę, czy coś podobnego, bo za chwilę się pogubi całkowicie w tym, o co pytała, a o co nie. Zostało jej jeszcze dziewięć możliwości, a miała wrażenie, że to może być trudne. Nie była profesorem - czyli pierwsza notatka mentalna, dobrze, trzeba było wymyślić coś nowego, ale pytanie Violi nieco wybiło ją z rytmu i zamrugała, patrząc na koleżankę. - Nie - powiedziała w końcu, a potem odchrząknęła lekko. - Jestem mężczyzną? - chciała zatem wiedzieć, bo wtedy mogła zacząć poszukiwać odpowiedzi pomiędzy daną grupą, na której mogła się skupić i spróbować coś z tego wyłowić. Miała też nadzieję, że przypadkiem nie wprowadzi w błąd swojej koleżanki, ale miała wrażenie, że pod pewnymi względami ta gra była dość intuicyjna, a niektóre pytania, wbrew pozorom, nie sprowadzały się do prostego "tak" albo "nie".
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Sytuacja wpisywała się w kategorię zdecydowanie tych niecodziennych. Z rozdziawionymi lekko ustami przysłuchiwała się kolejnym obelgom i wulgaryzmom, które padały ze strony profesora. Zastanawiała się przez moment czy gdyby to Elijah oberwał jajeczną klątwą jego słownictwo spotkałoby się z takim zrozumieniem, czy może odgórnie załapałby ujemne punkty za wykazywanie się wiedzą nie tylko w zakresie historycznych zagadnień, ale też dokładnego przestudiowania słowników zawierających hasła budzące powszechny niesmak. Podążając za rozkazem nauczyciela przetłumaczyła z łaciny na nasze te dwa oczywiste wyrażenia dotyczące potencjalnych odpowiedzi na zadawane pytania, a sytuacja na szczęście szybciutko została opanowana przez naszych zdolnych uczniaków. Profesor Shercliffe został uwolniony z łańcuchów bezbożnych kazań, na co zareagował wyraźną ulgą i wszyscy mogli przystąpić do zabawy, pospiesznie dobierając się w pary. Rozejrzała się w poszukiwaniu własnego towarzysza, ale jej potencjalny partner został już zagarnięty w ramiona innej osoby. Jej wzrok przyciągnął nie kto inny a Ragnarsson - żywe wspomnienie nordyckich szkolnych wojaży, które pozostawili gdzieś z tyłu, rzucając się w wir mający zapoznać ich z tym, co nie do końca znane. Ciężko jej było otwarcie przyznać przed samą sobą, że problemy ze snem mogą być po części powodowane atomami wprawionymi w drżenie każdą przyciśniętą w akcie bezsilności do głowy poduszką, aby wyciszyć kłębiące się w głowie wątpliwości dotyczące zawodowej drogi. Hogwart okazał się być uboższym nie tylko o roślinną wyściółkę na terenach zielonych, ale i w wielu innych aspektach w subiektywnej opinii Nielsen odbiegał od tego, co prezentowały sobą magiczne broszury zachęcające do szkolnych wymian i pozyskiwania międzynarodowych doświadczeń. - Hei Gunnar - Kilkukrotnie miał okazję przemknąć gdzieś przed jej oczami wśród hogwarckich terenów, niejeden raz jej jasne tęczówki zarejestrowały w swym otoczeniu jego atletyczną sylwetkę o idealnie wyważonych proporcjach. Jednak nic nigdy nie skłoniło jej do zamienienia z nim jakiegokolwiek słowa. Może z uwagi na to, że hasła którymi zwykli się częstować na terenie Stavefjord nie należały do tych, które można było z nostalgiczną tkliwością wspominać w nowym otoczeniu? Zanim zdążył usunąć się w cień czy skierować w jej stronę jakiekolwiek słowa protestu, machnęła delikatnie różdżką nad jego głową w celu wypisania konkretnych personaliów będących prostą zagadką do rozwiązania, poniekąd zmuszając go do uczynienia tego samego. - Stoję po stronie dobra, czy może bliżej mi do wrogich wojaży?
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Profesor zareagował na jego żarcik silniej niż się spodziewał, ale i łagodniej niż miał do tego prawo – właściwie więc, choć zrobiło mu się głupio i musiał porządnie skupić się, by nie odbiło się to na jego wyglądzie, w głównej mierze poczuł wdzięczność. Zatrzymał na nim na krótko spojrzenie, a potem wrócił myślami do ich gry, bo im szybciej ją skończą, tym szybciej będzie mógł zmienić towarzystwo – a przynajmniej miał taką nadzieję. Fakt, że się rozdzielili zauważył z zabawnym opóźnieniem, ale i przyjął z dużą ulgą. Od razu poprawił mankiet koszuli i strzepnął ją, jakby chcąc zrzucić z niej resztki obecności Gryfona. — No chociaż tyle... — powiedział nie wiadomo czy bardziej do siebie, czy do niego, po czym pokręcił głową na jego pytanie i uśmiechnął się nieco złośliwie, choć tym razem szczerze — Zdecydowanie nie, Max — odpowiedział, patrząc na niego dość wymownie. Mężczyzna? Był dojrzały jak mandragory wczesną jesienią i nazwanie go czymś więcej niż chłopcem byłoby ogromną przesadą. — Czy w czasach bitwy uczyłem w Hogwarcie?
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Strauss jakoś nie miała problemu z tym, że aktualnie ich lekcja polegała w dużej mierze na graniu w gry właśnie. W zasadzie podobała jej się bardzo ta forma i nie przejmowała się tym, że może dojść do tego, że faktycznie nie odgadną kim właśnie byli. - Nie - odparła, gdy Victoria zadała jej kolejne pytanie. Sama wiedziała już tyle, że należała do grupy broniącej zamku. To już było coś. - Czy jestem uczniem? Kolejne dosyć konkretne pytanie, które pomogłoby jej obrać bardziej sprecyzowaną grupę docelową. W końcu jej się uda. Ma jeszcze sporo pytań i na pewno jakoś da radę wykminić o kogo właściwie miało chodzić.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Nieprzejęty dosłownie niczym, co miało miejsce na zajeciach. Klątwa. Nie-klątwa. Nikt nie miał na to wpływu, nie oceniał nauczyciela, widząc, że on sam zachowuje profesjonalizm w obecnej sytuacji. Kucał cały czas w jednym miejscu, nie udzielając się wiele, a jedynie obserwując zebranych w milczeniu. Przez to, kiedy w końcu został zmuszony do jakiejś reakcji, trudno było przewidzieć po islandczyku czy był zadowolony ze swojej przypadkowo nabytej partnerki czy nie. Zerknął na nią z dołu, prostując się nieszczególnie dbale. Pomimo, że odkąd dostał odznakę prefekta, starał się zaszywać, albo przynajmniej chować odpadnięcie guziki w koszuli. Chociaż jego strój zawierał wszystkie konieczne elementy mundurka – marynarkę miał przewieszoną przez ramię, koszulę podwiniętą w rękawach do łokci, do spodni łańcuszkiem przyczepił odznakę prefekta, a na szyi przysłaniając luźno założony krawat brzęczały wisiory o symbolice nordyckiej, a wśród nich prezent bożonarodzeniowy, Mjolnir. Sięgnął dłonią do włosów, wczesując w nie palce i pochylając się w przód westchnął. — Freja — przywitał się znacznie bardziej zdawkowo od niej, ale ostatecznie podniósł się w górę i kiwnął na nią głową, żeby siedli na bocznym murku, skoro już powinni razem współpracować. Przekręcając skórzaną bransoletę na przegubie ręki, oparł się nią na udzie, patrzęc na Nielsen z niewielkim niezrozumieniem jej interpretacji. — Masz pojęcie, że mogę odpowiadać tylko tak, lub nie? Wobec tego zastanowił się nad priorytetem kwestii poruszonych w jej pytaniu i powiedział ostatecznie: — Tak… O ile w ogóle przy formie zadanego pytania mogło jej to w jakikolwiek sposób pomóc. — Czy mam skończone dwadzieścia lat?
Miała ochotę pacnąć się w czoło, ale ograniczyła swe reakcje wyłącznie do wiele mówiącego wywrócenia oczami. Jak widać passa osoby natchnionej wiedzą i logicznym pojmowaniem rzeczywistości przemknęła na chwilę gdzieś na bok. Przez chwilę rozmyślała nad tym, czy wytrącenie go z taktyki zawierającej bierną obserwację otoczenia było pomysłem mieszczącym się w granicach jakiejkolwiek akceptacji. Na pewno nie spodziewał się, że przyjdzie mu współpracować z jej osobą. Prawdę mówiąc, ona także nie podejrzewała się o takie pokłady bezmyślności w podejmowaniu spontanicznych decyzji. Czuła się nieco niekomfortowo w jego towarzystwie, a zarazem gdzieś w krańcach jej świadomości widniało przeświadczenie o tym, że mimo przepaści światopoglądowej i relacji tworzonej niezbyt ścisłym splotem z rozlicznymi prześwitami, to łączy ich fundament zawierający wspomnienie o świecie, którego nie znali okoliczni uczniowie, a do którego serce biło silniejszym rytmem. Tam dominował ścisły porządek, w którym doskonale się odnajdowała, a Hogwart odciskał się na jej ciele chaotycznymi palcami, które zdawały się ją formować podług własnego widzimisię. - Zgadza się, zdecydowanie nie ułatwiłam tym sobie na starcie zadania. Dzięki. - odpowiedziała w języku charakterystycznym dla korytarzy Stavefjord. Obiecała sobie, że rozegrają to stricte po partnersku, odwalą co trzeba i nie będą obdarowywali zbędnymi uwagami. Tylko zdecydowane rzuty pytające i odrzuty w postaci prostych odpowiedzi. Mimo to nie potrafiła tak po prostu zignorować jego uwagi na temat zasad gry. - Tak - udzieliła odpowiedzi na jego pytanie dotyczące wieku, aby zaraz wyruszyć ze swoim: - Czy jestem mężczyzną?