Dziedziniec wieży z zegarem wydaje się być jednym z najstarszych miejsc w zamku. Łączy most wiszący z resztą budowli, a również wysoką wieżą zegarową. Na prawie samym szczycie znajduje się ogromny, przeszklony zegar. Można się do niego dostać pokonując wąskimi, drewnianymi schodkami pięć piętr. W środku znajdują się różne mechanizmy a także dzwony; niektóre ogromne, miedziane inne zaś złote. Na środku dziedzińca wybudowana natomiast została niewielka fontanna z czterema gobelinami.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Fillina Ó Cealláchaina.
Zmiana wyglądu lokacji: Z goblinów nie leci woda, a z jednego krew (albo coś co ją przypomina), drugiego mleko, trzeciego atrament, czwartego sok dyniowy. Wszystko to wlatuje do fontanny.
Rzuć kostką k6 na efekt:
1 - Próbujesz przysiąść gdzieś sobie a tutaj okazuje się, że rzucone tu było zaklęcie Spinale. Ha, ha bardzo zabawne, teraz jesteś cały w drobnych ranach na Twoich Twoich pośladkach. Dodatkowo rzuć kostką. Parzysta - podarło Ci również dużą część ubrania, Nieparzysta - nie szarpnąłeś ubrań aż tak, więc nic ci nie podarło, a jedynie lekko zraniło. 2 - Chcesz oprzeć się o kolumnę obok której stoisz... A jej nie ma tak naprawdę. Przenikasz przez coś co tak naprawdę nie istnieje i wpadasz do fontanny. Cały lub połowicznie, jak wolisz. W każdym razie ociekasz mieszanką czterech cieczy wylatujących z fontanny. Apetycznie! 3 - Nie masz pojęcia, że fontanna została odrobinę przerobiona i Kiedy chcesz usiąść na niej tak jak często robią tu uczniowie, okazuje się, że została ona lekko transmutowana i tam gdzie siadasz, wcale nie ma kamienia... Wpadasz całkowicie do fontanny. No pięknie. 4,5,6 - Nie musisz nic robić, a fontanna i tak Cię dopadnie! Co jakiś czas gobliny obracają się i robią niewielki raban na dziedzińcu. Niektóre z nich buchają swoimi cieczami gdzie popadnie, od czasu do czasu ubrudzając uczniów. Kiedy ty wchodzisz na dziedziniec, właśnie jest jeden z tych momentów. Możesz spróbować uciec przed cieczą jeśli chcesz. Rzuć kostką k6 by sprawdzić czym zostałeś oblany. 1 - mleko, 2 - krew, 3 - atrament, 4 - sok dyniowy, 5 i 6 - wybierasz sam. Dodatkowo możesz, aczkolwiek nie musisz, rzucić na unik. Rzucasz literką. Samogłoska - udaje Ci się uniknąć goblina Spółgłoska - niestety i tak zostajesz zachlapany
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:16, w całości zmieniany 3 razy
- Zazdroszczę Ci. - Stwierdziła po chwili, kiedy Annabeth zacisnęła dłoń na jej palcu. - Dobrze mieć obok siebie kogoś, kto nigdy Cię nie opuści i zawsze będzie Cie kochać. Spojrzała na wielkie oczy małej, aż dziwne, że nie jeszcze nie zaczęła płakać. Dzieci zazwyczaj boją się obcych.
*** Miała dzisiaj dość dobry humor. Mimo tego, że życie postawiło przed nią kilka niemałych przeszkód. Zgrabnie zbiegła po schodach po czym wyszła na dziedziniec wieży zegarowej. Położyła się na ławce i zaczęła obserwować niego. Nuciła pod nosem jakąś skoczną piosenkę, wystukując palcami rytm.
Uśmiechnął się do dziewczyny wesoło. - Niesamowici! - przyznał mało skromnie ,ale możnabyło wyczuć w tym stwierdzeniu coś więcej niż tylko owinięte od stóp po głowę prozą słowo. Więcej niż zwyczajne stwierdzenie faktu, wyrażające pozytywne uczucia. - A co jak na ludzi działa zaklęcie przywołujące? Powie po prostu accio uciekające smarkacze... i może pojawi się ich parę tysięcy ,ale wśród nich będziemy i my... ,a może powie po prostu accio uciekające smarkacze ,które oszołomiły nauczyciela i właśnie zwiewają z podziemi? - spytał gorączkowo ,czując się winny ,że więcej nie czyta. Pewien był ,że przejdzie mu to ,gdy tylko wyjdą na prosto ,ale czuł ,że oddałby w tej chwili wszystko za podręcznik do zaklęć. Przysunął się bliżej do dziewczyny mając nadzieję ,że posiada jakieś magiczne moce ,które wybawią ich z nadciągających tarapatów i uśmiechnął się mimowolnie ,ponieważ brzmi to bardzo prawdopodobnie - gdyby powiedział coś takiego na głos w zwyczajnej szkole ,normalnych mugoli pewnie uznaliby go za wariata i przygotowali pachnące łóżeczko w szpitalu psychiatrycznym. Nie lubił gdy z jego powodu cierpią również inni... a tak się stanie ,gdy nauczyciel przyłapawszy ich ,odejmie po pięćdziesiąt punków od ich domów. Nie mógł do tego dopuścić! Zrobi wszystko co w jego mocy ,by nic się nie wydało. Przykucnął tak blisko ściany ,że wydawało się to niemal niemożliwe. Jeżeli zrobi to jeszcze bliżej ,zapewne wgniecie sobie tiarę w mózg. - Witaj ,skrzacie. Czy widziałeś tutaj kogoś ostanio? Spytał łagodnie i słodko profesor ,a Nathaniel zastanawiał się czemu jeszcze nie zapalił różdżki. Może wiedział ,że wpadli w pułapkę bez wyjścia i chciał w bezlitosny sposób podtrzymać ich nadzieję? - Jasne ,sir. Chłopiec i dziewczynka ,uczniowie ,sir. Panicz mnie chciał uratować ,sir. A panienka jest taka śliczna. Przyznał z pewnością siebie ,po czym wstał i ukłonił się muskając uszami kamienną glebę. - A gdzie uczniowie się znajdują? Spytał oniemiały nauczyciel głębokim głosem ,po czym dodał - I gdzie ty się pałętałeś ,że Cię znaleźli ,u licha?!? Wtem Nathaniel wyszedł z cienia i ruszył biegiem przed siebie ciągnąc dziewczynę za sobą ,za rękę. Skoro mieli zginąć ,to niech zginą z honorem. Może i brzmi to trochę zbyt dramatycznie ,przecież najwyżej grozi im miesięczny szlaban ,ale dla chłopaka było to w tej chwili wyjątkowo ważne. Gdy znaleźli się już na korytarzu ,popchnął nauczyciela z całej siły ,i zamknął za sobą drzwi. - WIEJEMY! Krzyknął na cały głos ,modląc się w duchu ,by skrzat nie zapamiętał ich twarzy. To co uczynił było bezmyślne ,ale nie mógł wytrzymać... Miał czekać na pewną klęskę? Lepiej żałośnie walczyć ,niż tchórzliwie się poddać. Czując miłe ciepło płynące z ręki dziewczyny ,które dodawało mu energii by biec i biec ile sił w nogach ,znaleźli się na dziedzińcu.
Blaise gorączkowo zastanawiała się nad jakimiś skutecznymi zaklęciami. O tak, mogła więcej czasu spędzać na nauce, a nie wciąż latać na nowe imprezy i zabawiać się przez cały czas. Aczkolwiek była dość bystra, mimo pozorów jakie sprawiała, potrafiła wyjść bez szwanku z każdej opresji. Kiedy zastanawiała się nad odpowiednim zaklęciem, Nathaniel złapał ją za rękę i razem wybiegli. Nie wiedziała dlaczego, ale po prostu nie potrafiła przestać się śmiać. Była jednocześnie przestraszona i rozbawiona. Wiedyiaa jak skończy się to wszystko, gdy profesor ich dorwie. Podwójna, a może już potrójna ucieczka, użycie zaklęć przeciwko niemu, a przy tym bezczelne ucieknięcie mu sprzed nosa. Miała ogromną nadzieję, iż skrzat nie zapamiętał ich twarzy. Tak... jakby trudno było zapamiętać piękną dziewczynę o blond włosach i czerwonych ustach z równie przystojnym anglikiem o sterczącej ponad złotymi oczami fryzurze. Rzeczywiście, strasznie trudne. Zatrzymali się gdzieś koło wieży, a Blaise roześmiała się wciąż trzymając chłopaka za rękę. - O Boże - jęknęła. - Dawno się tak nie bawiłam. Mam tylko nadzieję , że nas nie złapie - powiedziała wciąż się uśmiechając. Rozglądnęła się wokół i wytężyła słuch. Gdzieś w oddali słychać było kroki, acz nie można było stwierdzić do kogo one należą, dlatego nie przejęła się nimi zbytnio. - Zostajemy tu czy gdzieś idziemy? - spytała unosząc brew.
Amelia przechodziła między uczniami, niosąc stertę książek, z nad których ledwie było widać jej twarz. Pewnie wyglądała jak muł, bo jej drobna budowa mówiła sama za siebie - wyglądała jakby zaraz miała się przewrócić. Po chwili otarła się o kogoś i wszystkie ksiązki wypadły z jej rąk. Zaklęła pod nosem i zaczęła je zbierać.
Uczniowie dzisiaj byli wyjątkowo głośni i niesamowicie impulsywni, nic dziwnego, że Meggie chciała od tego ciążącego gwaru odpocząć. Tutaj mało osób przychodziło, w każdym bądź razie kiedy ona tu przesiadywała było tutaj cicho i spokojnie. Puchonka wyciągnęła teromos z gorącą czekoladą i ze smakiem zaczęła ją powolutku sączyć. Właśnie to teraz było jej potrzebne, w dodatku w tle można było usłyszeć śpiew ptaków. Ich koncert uspokajał Megan.
Jak zwykle nie chciał siedzieć w taki magiczny dzień w zamku, bowiem kurz wcale nie sprawiał, że czuł się lepiej. Wyszedł głównymi drzwiami. Ubrany nie był szczególnie, luźny biały T-shirt, ciemne jeansowe spodnie i trampki, z którymi nigdy się nie rozstawał. Zaciekawiony spojrzał na postać, która jako jedyna stała pośród wielkiego dziedzińca. Ogarnął rozczochrane włosy i podszedł do niej. - Ach, czyżbyśmy nie lubili młodszych dzieci, które krzyczą, gdy zobaczą cokolwiek co się rusza? - spytał, stając za nią. Był od niej o głowę wyższy, więc schylił się nieznacznie.
Megan przyglądała się małemu ptaszkowi, który próbował wzbić się w powietrze. Najwyraźniej był to jego pierwszy raz. Puchonka wzięła kolejny łyk pysznej czekolady, przez co na jej twarzy została mała pianka tego napoju. Nagle usłyszała za sobą męski głos, odwróciwszy się powoli, przypomniała sobie o twarzy. Wytarła wargę dłonią, po czym uśmiechnęła się do krukona. Była od niego nieco niższa więc widząc jego postawę po cichu się zaśmiała. Musiała sobie to przyznać, dla niektórych była jeszcze krasnalem. - W rzeczy samej. Na jednego już wpadłam więc wolałam nie stwarzać dla tych maluchów niepotrzebnego zagrożenia. Poza tym....- Megan rozejrzała się dookoła. - odpowiada mi atmosfera jaka tu panuje. - Jestem Megan Hewson - puchonka podała krukonowi rękę w powitalnym geście uśmiechając się przy tym promieniście.
- Ach tak, potencjalne zagrożenie, tak to się teraz nazywa? Myślę, że nie zrobiłabyś nikomu krzywdy. - puścił do niej oczko, patrząc w kierunku w którym zawiesiła wzrok. Umiłowanie do natury? Zupełnie jak u pewnej Puchonki, rozmarzył się na chwilę, lecz dość szybko wrócił na ziemię. Gdy wyciągnęła doń dłoń, uścisnął, a następnie ucałował. - Miło mi Cię poznać, Megan - powtórzył imię, aby zapadło mu w pamięć - Jestem Kazuo Shiomi. Po prostu Kazz, będzie Ci łatwiej wymówić. - dodał z uśmiechem. Ponownie spojrzał na ptaka, który nieudolnie próbował latać, ale próbował - Chciałabyś też się nauczyć latać? - spytał z niemałym uśmiechem, gdy ujrzał jej blask w oku.
Megan patrzyła nieco zdziwionym wzrokiem na krukona, który przed chwilą ucałował ją w rękę, jednak nie dała po sobie tego poznać. No cóż nigdy czegoś takiego nie przeżyła w życiu...musiała przyznać, że chłopak miał godne uwagi maniery. Słysząc jego imię, zaraz zobaczyła przed oczami obraz Japonii. Czyżby stamtąd pochodził? - Za pozwoleniem, wolałabym mówić do ciebie Kazuo, twoje imię ma jakąś taką ciekawą barwę w sobie, kiedy się je w pełni wymawia. - Meggie uśmiechnęła się nieśmiało, po czym spojrzała na ptaka. - Gdybym mogła uniosłabym się wysoko i spoglądała na ten świat oczami pełen radości.- puchonka swój wzrok przeniosła na Kazuo. - To przeżycie musiałoby być niesamowicie piękne, rzecz jasna najpierw musiałabym się nauczyć latać, tak samo jak ten ptaszek.
- Jeśli wolisz sobie łamać język, nie ma sprawy. To tylko z troski. - zaśmiał się. Oczywiście uwielbiał, gdy Anglicy wypowiadali jego imię, bowiem był na pograniczy słowa casual z francuskim akcentem. Jednak Megan dobrze wychodziła wymowa i nie zamierzał tego ukrywać. - Jako jedna z wielu wymówiłaś je za pierwszym razem dobrze, masz jakieś skryte zdolności lingwistyczne? - spytał, unosząc brew do góry i ponownie zatrzymał wzrok na ptaku - Dobre jest w nim to, że jest uparty, po każdym upadku podnosi się, próbując od nowa, będzie świetnym lotnikiem. A Ty? Miotłę można zaliczyć jako odmian ludzkich skrzydeł, latasz na miotle?
Megan uśmiechnęła się szeroko. - Coś mi się wydaję, że masz mnie za anglika. - Puchonka spojrzała w oczy krukona po czym znów zerknęła na ptaszka. - Jestem włoszką, jednakże nie wiem czy przez to moja lingwistyka jest na swój sposób dość dobra. Megan zadziwiały jego niesamowite, elokwentne wypowiedzi. Jego język był bardzo rozbudowany i w rzeczy samej inteligentny. Jego elokwencja kolidowała z jej naturalną mową, jednakże Megan bardzo chciała mówić jak ten krukon, czy raczej mieć tak ....skomplikowaną mowę. Jeśli tak można to określić. Być może dzięki niemu czegoś się nauczy. - Polecieć jak ten ptak... - Megan podobał się ten pomysł - niestety ja nie mam miotły. Uczyłam się latać i muszę przyznać, że nawet dobrze mi szło, jednak zamiar poszybowania sobie po niebie zatrzymuje nas przy kwestii mioteł.
Zaśmiał się dźwięcznie. - Trafna uwaga, pomyślałem, że pochodzisz z Anglii, jednak myli mnie Twój akcent. Włoszka? Proszę, proszę, cóż za egotyczne gorzenie. Już wiem, skąd tyle piękna w Tobie. - uśmiechnął się doń - Mówi się, że włosi mają zdolności lingwistyczne, ale chyba nie warto patrzeć na ten stereotyp, a na człowieka. - dodał po chwili, zastanawiając się nad sensem jego wypowiedzi, chyba wszystko ujął, co powinien. - Latać niczym ptak możesz na hipogryfie lub mojej miotle. Może nie jest to najnowszy model, ale błyskawica nadal w modzie, nieprawdaż?
Megan nieco zaróżowiły się policzki. Ten chłopak wprowadzał ją w lekkie zakłopotanie. Skoro robił to zwykłej znajomej to co musiało być z jego dziewczyną, Christine. Megan dawno temu się o nich dowiedziała, na wspomnienia o tej przemiłej puchonce miała przed oczami dormitorium w którym razem wyczarowywały małe, puchate ptaszki, dzięki cudownemu zaklęciu "avis". " Jak ja już dawno jej nie widziałam". Megan błądząc myślami nagle usłyszała słowo ''hipogryf". - Hi..hipogryf. - Megan przęłknęła po cichu ślinę. - Tak, to dobry pomysł, tyle, że boję się, że to cudowne stworzonko mogłoby mnie w jakiś sposób uszkodzić. - Puchonka nie chciała wyjść na tchórza, ale musiała to sobie przyznać. Bała się go....i to nawet bardzo. Wyglądem swym przypominał niewinną istotę, jednakże pozory mylą. Megan spojrzała na Kazuo, po czym uśmiechnęła się szeroko. - Jeśli nie masz nic przeciwko, wolałabym twoją miotłę. Poza tym masz rację co do tego, że błyskawica jest nadal w modzie.
Nic nie było piękniejszego w kobiecie od rumieńców, bowiem świadczyły o tym, iż nie posiada serca z lodu. Megan należała do bardzo wrażliwych osób. Nawet jej oczy to mówiły. Niewinna duszyczka zaklęta w kobiecym ciele. Któż dorówna jej urokiem, oprócz, rzecz jasna, Christine Davies? - Ależ Hipogryfa da się polubić, tylko trzeba przełamać niewidzialną barierę. O patrz! Jak ten ptak, on też miał lęk wysokości. - dodał z uśmiechem. Ukłonił się nisko - Ma miotła będzie do Twych usług.
Megan słuchając Kazuo spojrzała na ptaszka z prawdziwym podziwem. - Skoro on może...to dlaczego nie ja - Puchonka uśmiechnęła się szeroko, po czym swój wzrok przeniosła na krukona. Teraz już się nie dziwiła Christine dlaczego....właśnie ten chłopak. Był bardzo uprzejmy w stosunku do kobiet, traktował je z szacunkiem. " Dobry wybór Christi". Miała nadzieję, że może kiedyś i ona kogoś takiego spotka. Być może nie w szkole, bo to ostatni jej rok tutaj, ale gdzieś indziej...kto to wie. - Jednakże nie dzisiaj. Dziś polecę na miotle z tobą. Muszę się nieco przyzwyczaić, przecież nigdy nie latałam. - Megan przełożyła torbę przez ramię, po czym nalała do kubków gorącej czekolady. Zawsze miała przy sobie dodatakowy. Podając napój kruonowi uniosła swój kubek wznosząc toast. - Za naszą dwójkę i za ten lot, aby był udany. - Megan zrobiła spory łyk, dzięki czemu ożyła, po czym spojrzała na chłopaka z promiennym uśmiechem. - Mam nadzieję, że lubisz gorącą czekoladę, Kazuo.
- Dokładnie, może i nie masz skrzydeł, jednak i Ty możesz walczyć o swoje cele oraz marzenia. - powiedział próbując zmotywować dziewczynę. Zastanawiał się z jakiego jest domu, co lubi, jakie ma pragnienia, czy wie, co to przyjaźń i miłość, co ceni najbardziej, jednak ten szczegółowy zestaw pytań postanowił zostawić sobie na inny wieczór. - Tak, pokażę Ci co nieco. - uśmiechnął się - Musisz powalczyć z wysokością. - dodał pewny siebie. Gdy podała mu kubek gorącej czekolady, od razu podrażniła mu nozdrza. - Wiesz, właśnie nie bardzo, ale Christy ją uwielbia. To znaczy, moja dziewczyna - od razu wytłumaczył, rozumiejąc, że niekoniecznie musi ją znać. - Jednak wypij za nas dwoje.
Megan czuła jak rośnie jej adrenalina na słowa krukona. To co się teraz działo w jej duszy, umyśle, sercu było nie do opisania. Słuchając uważnie Kazuo, zauważyła, że mówi coś o wysokości. - Czy skok z bungee się liczy? - spytała z szerokim, a jakże zadowolonym uśmiechem na twarzy. Megan widząc, że krukon nie przepada za gorącą czekoladą zaczęła się serdecznie śmiać. - Z pewnością za ciebie wypije. - Na te słowa Meggie zrobiła kolejny łyk, po czym odstawiła kubek. - Hmn..czyli dobrze myślałem, że jesteś chłopakiem Christi. Znam ją, bo jesteśmy z tego samego domu. Niesamowita dziewczyna, a jaka wesoła. - Mówiąc tak o puchonce Meg zaczęła szukać gumki, dzięki której mogłaby spiąć swoje grube i kręcone włosy. - Raz nawet wybrałyśmy się do kuchni na gorącą czekoladę...jednakże ona wtedy wzięła winogrona. Megan spojrzała na chłopaka, w jej oczach można było dostrzec niesamowity błysk, a z twarzy nie znikał jej uśmiech.
- Bu co? - spytał z miną jakby dostał w twarz od ukochanej osoby. Czy ona go obrażała? Jeśli skok, to z jakieś wysokości, czyli wiązało się z irracjonalnym skakaniem w dół? Uśmiechnął się, gdy usłyszał jej śmiech. Był taki szczery, nieudawany. - Smacznego tylko życzę. O ile może być to smaczne, dodał w myślach - Tak, bardzo dobrze myślałaś. I również uważam, że nie ma lepszej dziewczyny na świecie. Często mówię o niej, że to cud, a nie kobieta. Ach, czyli jesteś z Puffu. Zagadka rozwiązana. - zaśmiał się cicho. Przywołał swoją miotłę za pomocą zaklęcia: Accio. - Wiesz, z tymi winogronami jest historia, ale myślę, że Christy opowie Ci o niej przy butelce wytrawnego wina. - rzekł, czując jak ponownie traci głos. Chrząknął - Przepraszam, gardło nie chce mnie słuchać i za często bierze ostatnio urlop. Skoro już wiesz o Christy, w dodatku znasz ją, to może mi powiesz, czy masz kogoś? Na oku bądź w? - dodał z rozbrajającym uśmiechem i usiadł na miotle, robiąc miejsce dla Megan.
- Bungee - powtórzyła Meggie z uśmiechem na twarzy - czyli skakanie z dużej wysokości na długiej, elastycznej linie. Fantastyczne przeżycie.. Puchonka pamiętała ten dzień kiedy jej wujek zabrał ją do Ponte Colossus. Wysokość z której skakała mierzyła około 152 metry. Po tym wszystkim zdała sobie sprawę, że po części ma duszę wariata. Wracając do rzeczywistości Megan zauważyła, że przez cały ten czas na jej twarzy gościł szeroki uśmiech. - Z pewnością pomyślisz, że brakuje mi piątej klepki, ale RAZ SIĘ ŻYJE. - rzekła z pełnym zadowoleniem. Megan odłożyła termos i torbę na bok, z pewnością te rzeczy przeszkadzałaby jej w lataniu. - A mnie się zdaje, że jesteś z Ravenclawu. - spojrzała na chłopaka uroczo się uśmiechając, po czym poprawiła kucyk. - Z pewnością Christine będzie mi musiała o tym powiedzieć, coś czuję, że będzie to bardzo interesujące. - Meggie patrzyła jak miotła podlatuje do nich z błyskiem w oku. - Jednakże nie przepadam za winem, jakimkolwiek. No chyba, że zostanę zmuszona do jego wypicia to nie będę miała wyboru. Megan usadowiła się za Kazuo, delikatnie obejmując go w tali. - W rzeczy samej jak na razie nie mam nikogo ani na oku ani w..- Meggie zaśmiała się, po czym dodała z udawaną powagą - No cóż są w tym i plusy, a także i minusy, panie szanowny Kazuo Shiomi.
Chrząknął. Bowiem, co to za przeżycie skakać z czegoś nad czym zupełnie nie ma się kontroli w dodatku się spada i myśli, że u m i e r a. Jemu wcale do ciemności, robaków oraz wiecznej samotności się nie spieszyło. - Mówisz, że jest to takie ekscytujące? - spytał z nieudawanym nie dowierzaniem. Gdy usłyszał, że trafnie dopasowała go do domu, zaśmiał się cicho - Albo jesteś medium, albo Christy ma strasznie długi jęzor. - puścił jej oczko. - Myślę, że jej wersja będzie barwniejsza, kobiety lepiej opowiadają miłosne historie, jeśli nie lubisz wina, zawsze można je czymś zastąpić - na przykład winogronami. Spojrzał jeszcze na Megan, dyskretnie, aby nie poczuła się niekomfortowo. Czego brakowało tej dziewczynie? Z ciała raczej nic, z uroku również też nic. Charakter? Pierwsze wrażenie zaliczone. - Jestem pewny, że znajdziesz sobie kogoś w mgnieniu oka. - poprawił jej dłonie, aby trzymała się mocniej, bowiem on lubił szybką jazdę, ostre zakręty. Jednak takie "atrakcje" zostawi sobie na później. - Shiomi - poprawił ją z japońskim akcentem, oczekując, że powtórzy za nim, w końcu nieźle jej to szło. Wznieśli się w powietrze, dość powoli i ostrożnie - Jak się będziesz bała, to powiedz i nie wbijaj paznokci w brzuch - dodał ze śmiechem, przypominając sobie pewne wspomnienie, rzecz jasna związane z Christy.
Megan widząc grymas na twarzy krukona na wspomnienie o bungee nie mogła powstrzymać śmiechu. - Wiesz niesamowite jest to, że kiedy adrenalina się w tobie budzi czujesz się jakoś tak....dobrze? Nie umiem tego opisać. - Megan przeczesała grzywkę dłonią, po czym znów objęła krukona w tali, tym razem mocniej ,podobnie tak samo jak wtedy kiedy jej ręce poprawił chłopak. - Wiesz to taka kobieca intuicja. Medium z pewnością nie jestem - puchonka zaśmiała się po cichu - a Christine, chyba o tym nie wspominała. Kiedy wznieśli się w powietrze Megan przybliżyła nieco głowę w stronę Kazuo tak aby mógł ją usłyszeć. - Jeżeli przez mój uścisk będę cię dusić to mi w każdej chwili powiedz, panie Shiomi - tym razem Megan postarała się powiedzieć jego nazwisko z akcentem japońskim. Puchonka miała to szczęście, że bardzo szybko się uczyła.
Jeżeli chciało się w Hogwarcie znaleźć jakieś zaciszne miejsce to właśnie tu Ann je znajdowała. Jej wzrok najbardziej przyciągała szklana tarcza ogromnego zegara, którego tryby pracowały zadziwiająco cicho. Usiadła na zimnym betonie rozglądając się po pomieszczeniu. Dziewczyna dostrzegała tu zawsze coś innego, choć nie pierwszy raz odwiedzała owe miejsce. Chwile siedziała w takiej pozycji, ale nie potrwało to długo. Dlaczego? Wyciągnęła różdżkę i zaczęła się nią bawić. - Avis! - wokół niej zaczęła latać chmara przyjemnie wyglądających niebieskich ptaszków. Tylko na pozór były przyjemne. Jeden jej ruch, a mogły zaatakować. Od zawsze fascynował ją fenomen mocy jakie posiadały na pozór delikatne i niewinne stworzenia. - Evanesco - powtarzała co chwilę, a małe opierzone zwierzątka powoli znikały, aż nie było już żadnego. Westchnęła.
Po chwili odgłos kroków odbił się po dziedzińcu. Arthur szedł trzymając w reku książkę, którą zostawiła. Miał dosyć spokojna minę, choć przepełniała go radość. Podszedł do Anny i uśmiechnął się czarująco:- To chyba Twoje..-podał jej książkę.
Spojrzała na niego odbierając książkę. Mimowolnie na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech. - Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - zapytała. - A może już zdążyłeś poznać urok tego miejsca? - dopytywała. Przeszła się po betonowej posadzce dotykając palcami zimnych ścian. - Lubie tu od czasu do czasu posiedzieć - zatrzymała się i mrużąc zadziornie oczy zapytała. - Chcesz się ze mną pojedynkować?
Arthur odparł:-Nie... jakoś nie mam ochoty.... a odnalazłem Cie.... cóż... każdy ma swoje tajemnice...-spojrzał jej w oczy z czarującym uśmiechem. Podszedł bliżej i dotknął jej ręki gładząc lekko. Po chwili odrzekł:- Wiesz.... szybko uciekłaś mi pod Dębem...-przechylił głowę do niej.