Ale czy nie właśnie na tym polegało życie? Człowiek świadomie oddawał się w ręce przewrotnego fatum, które często z nim igrało. Świadomie godził się z tym co przynosi los, jedynie czasem wyrażając swoją sprzeciw, który często był jedynie zbędnym zrywem wynikającym z dumy istoty ludzkiej i jej naiwności. W ich relacji nie było niczego, czego wcześniej nie doświadczyli, choć tym ją wyróżniało był fakt, że trwali w tym razem. Wydawało się, że ścieżką życia łatwiej jest podążać, gdy ma się kogoś u boku, jednak Odey nie do końca chciała się na to zgodzić. Niezależna, pozbawiona pokory, dzika. Ich zachowanie było również niejako ironią losu. Przy każdym spotkaniu wzajemnie poddali się próbom, którym nie byli w stanie sprostać, a jednak tworzyli pozory, żyli w kreowanej przez siebie rzeczywistości licząc, że to wszystko w końcu nie pierdolnie. A przecież to było oczywiste, jak fakt, że człowiekowi do życia potrzeby jest tlen. Lubił ją zaskakiwać, malujące się w jej lazurowych tęczówkach zdziwienie nadawało im blasku i którego nie był w stanie porównać do niczego innego, co widział na własne oczy. Było w nich coś bardziej magicznego niż poświata rzucanego zaklęcia. Słysząc pytanie padające z ust ciemnowłosej przybrał bliżej nieokreślony wyraz twarzy. Z jego ust znikł delikatny uśmiech, zamiast tego tworzyły teraz cienką linię, natomiast w stalowo-niebieskich tęczówkach malowało się zastanowienie. - A co znaczy dla ciebie? - w końcu po kilku długich sekundach odpowiedział pytaniem na pytanie, badawczo przyglądając się twarzy Gryfonki. Powietrze wokół nich powoli zaczynało gęstnieć, jednak tym razem nie było przesycone ani namiętnością, ani pożądaniem, tylko zupełnie czymś innym. Budziło to pewne obawy, jednak Avrey odsunął je od siebie, jak znienawidzone brokuły, którymi karmiła go matka w dzieciństwie. - A sądziłem, że ten etap mamy już za sobą - zaśmiał się, wracając do swojej naturalnej postawy dupka.
Autor
Wiadomość
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
- AŁA, NO POJEBAŁO CIĘ? - wzburzam się nie mniej niż przyjaciółka i pocieram miejsce, gdzie mnie uderzyła, nieco dramatyzując, bo oczywiście nie było to tak mocne. Kręcę głową z wyraźną dezaprobatą na jej sposoby rozwiązywania spornych sytuacji, ale nie pozostaje mi nic innego, jak wycofać się z poprzedniej decyzji, jeżeli nie chcę wyciągnąć z Maguire potwora. Nie rozumiem jednak za bardzo, o co ten problem; nawet jeśli słyszałem o jakiejś kosie ze Ślizgonką, to nie brałem tego za bardzo na poważnie. Nie znam nawet powodu tej niechęci. - Co za agresywna baba, Merlinie... Dobra, to stawiam na Brooks - decyduję trochę na odczepne, bo przecież nie znam praktycznie nikogo z tej grupy zaklęciarzy, kto miałby realne szanse - co jest logiczne, bo z reguły nie trzymam się z omnibusami. Julkę kojarzę chociaż z quiddticha i wiem, że też potrafi być bezlitosna. Wyżej unoszę nasz transparent, gdy Marla zaczyna swój pojedynek i wtóruję Ruby z piskami i gwizdami, by Marla czuła, że miała najzajebistrzy doping z całej tej szkoły. I naprawdę mam wrażenie, że pojedynek jest super wyrównany - od tej strony Marleny jeszcze nie znałem i muszę przyznać, że mi imponuje. Ostatecznie jednak Brandonówna okazuje się trochę lepsza, na co buczę mało elegancko. - No pewnie, teraz ci się podwinęła noga tylko. Następnym razem to ja ci zamówię orkiestrę - zapewniam przyjaciółkę, całując jej policzek i zaraz kręcąc głową na słowa Ruby. Nie przyznaję się wcale, że również nie przyszło mi do głowy, by postawić na którąś z Gryfonek. - Oburzające, jak Ruby może tak nie wspierać przyjaciółki, co nie? O, shshshhh, Hopka zaraz! - podskakuję na swoim siedzeniu z ekscytacją, odwracając plakat na drugą stronę i wciskając go w ręce Ruby. Sam sięgam do torby, w której przemyciłem niezwykle ważne elementy dla naszego kibicowania. - Accio staniki jednak działa. A ten to chyba do Fran należał... - zastanawiam się szeptem do dziewcząt, aby nie zakłócić początku tego emocjonującego pojedynku. I gdy tylko przyjaciółka trafia w przeciwnika, wyskakuję na równe nogi z okrzykiem uznania i zakręcam młynek biustonoszem ponad głową. - HOPE NAJLEPSZA JEST NA ŚWIECIE, AUGUSTA KOLEJNYM ZAKLĘCIEM ZMIECIE - wykrzykuję i posyłam stanik w stronę pojedynkujących się - ten jednak nie dolatuje do stóp rudowłosej prefekt, bo zatrzymuje się na głowie @Alexander D. Voralberg. - Och kurwa, ups - mamroczę, natychmiast siadając i możliwie się obniżając, aby zniknąć Voralbergow z oczu.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Kuferek: # Zaklęcia, # Czarna magia, # Transmutacja Magia dominująca: Transmutacja Magia poboczna: Zaklęcia Litera: [url=link]#[/url] - potrzebne tylko do pierwszego posta, potem można usunąć tą linijkę. Potencjał magiczny: wpisz Średnia potencjału: wpisz (średnia potencjału twojej postaci i przeciwnika), można usunąć tę linijkę po pierwszym poście i ustaleniu progów. Progi:#pkt/#pkt/#pkt K100: [url=link]#[/url] Skuteczność magiczna: Obrona: potencjał magiczny+k100 Atak: potencjał magiczny+k100 Pozostałe przerzuty: Y/Z UZUPEŁNIĘ NIEDŁUGO!
Jako że jestem niesamowitym transmutatorem, również zapisałem się na pojedynki. Co chciałem sobie udowodnić? Sam nie wiem, zrobiłem to pod wpływem chwili kiedy chwilkę gadałem z Zoe, która twierdziła, że nie dam rady czy coś w tym stylu. Nagle, jak dziecko, zawziąłem się, zapisałem i teraz stałem jak czop w Wielkiej Sali, szukając swojej partnerki do sparingu. Szczerze mówiąc nic nie zakładałem i na nic nie liczłem. Chociaż muszę przyznać, że wstyd byłoby mi trochę odpaść w pierwszym podejściu i miałem nadzieję, że będzie to ktoś z kim będę mieć jakiekolwiek szanse. Okazuje się, że przede mną staje prefektka Gryffindoru, którą znam średnio, a jej umiejętności nie są mi dobrze znane. Kiwam jej głową na przywitanie, mierząc spojrzeniem (jak zwykle bardzo wesołym i jakże podnoszącym na duchu). Jednak nie była chyba jej potrzebna moja aprobata, bo jej ziomki z Gryffindoru bardzo żywo jej kibicowali ze swoich miejsc. Cały pojedynek był całkiem równy. Co prawda to dziewczynie udało się zadać pierwszy cios zaklęciem. Raz odbijam, niektóre zaś z naszych ataków są tak żałosne, że mam ochotę wymienić z nią spojrzenia wyrażające porozumiewawczą dezaprobatę do naszych zdolności. Pierwsze zaklęcie, które uderzam to Gravium, które sprawia że różdżka Hope jest tak ciężka, że nie może jej podnieść i rzucić zaklęcia, dopóki moje nie jest cofnięte. Po kilku kolejnych wymianach strzałów, w której rzucam głównie najróżniejsze transmutacyjne zaklęcia, całkiem niespodziewanie trafiam na Imite Sella. Hope staje się (bardzo ładnym i dużym) fotelem z nogami i nie mamy jak kontynuować pojedynku. Podchodzę do dziewczyny i odwracam zaklęcie kiedy wygrywam, podaję dłoń, by pomóc jej wstać, bo z pewnością bycie fotelem powoduje dyskomfort. - Dzięki, dobry pojedynek. Nie przejmuj się pewnie Alexander mi pomagał. Nie lubi rudych - mówię bardzo poważnym tonem, chociaż wcale tak nie sądzę, oczywiście. Jednak przez fakt, że dwie rude osoby ze Slytherinu właśnie odpadły, wygląda na to, że mogę mieć rację.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie mogła odpuścić sobie udziału w szkolnej Lidze Pojedynków. Nie dość, że było to coś naprawdę w jej stylu, to jeszcze w dodatku była to idealna okazja, by powtórzyć sobie co nieco przed nadchodzącymi wielkimi krokami egzaminami. Irvette nie mogła się doczekać pierwszego starcia. Ubrana jak zawsze w starannie wyprasowany szkolny mundurek z włosami ułożonymi w nieco roztrzepanego koka czekała na swoją kolej. Posłała mordercze spojrzenie w stronę @Ruby Maguire słysząc jej cudne epitety i przekonując się, że mówiła o niej, gdy zaraz potem Queen wydarł ryja, że ta Ruda ciota jest taka niby zajebista. Irvette nie miała jednak czasu i ochoty się teraz rozpraszać, skoro zaraz miała wejść na arenę. W końcu nadszedł jej moment i stanęła na przeciw Rowle`a, którego kojarzyła z Pokoju Wspólnego. -Powodzenia. - Uśmiechnęła się, gdy puścił jej oczko, po czym sama dopełniła wszystkich tradycyjnych formalności z ukłonem na czele, by w końcu rozpocząć pojedynek. Pierwsza runda, była zdecydowanie bardzo równa, gdy Charlie posłał cios, który de Guise momentalnie sparowała. Nie trzeba było długo czekać nim sama wyprowadziła atak. Jej ofensywa była jednak bezbłędna i choć Rowle próbował się bronić to zaklęcie Rudej było mocniejsze i tym samym przypieczętowało pierwszy punkt na jej koncie. Rowle nie pozostał dłużny momentalnie odpłacając się równie silnym atakiem, który doprowadził do remisu, a że walka trwała do dwóch punktów walka robiła się coraz bardziej zacięta. Zaklęcia śmigały w obydwie strony i ani Ruda ani Charlie nie wyglądali jakby mieli zamiar odpuścić. W końcu Irvette wyprowadziła cios, który okazał się być tym decydującym, a rażony Petrificusem Rowle pad rażony na ziemię. -Świetna walka. Dziękuję. - Pogratulowała mu, gdy już doszedł do siebie, a ona musiała przyszykować się do kolejnego starcia.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Ostatnio zmieniony przez Irvette de Guise dnia Czw 9 Cze - 20:45, w całości zmieniany 1 raz
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Kuferek: Magia dominująca: 37 (34+3 za różdżkę) Magia poboczna: XD Litera:H Potencjał magiczny: 37 Średnia potencjału: 35 Progi: 55pkt/85pkt/125pkt Walka:tu się zaczynają, pierwszy trafiony atak mój, potem już kicha
Kiwała energicznie głową z każdym zapewnieniem jej przyjaciół, że da sobie radę. Powtarzała w głowie ich słowa, aby jak najlepiej je zapamiętać. Stres był ogromny, większy, niż się spodziewała. Większy, niż na meczach Quidditcha, bo tutaj nie mogła chować się za utalentowanymi współgraczami – tu miała być wyeksponowana, w towarzystwie wyłącznie różdżki i własnych zdolności. Całusa ostatecznie odmówiła, ale rzeczywiście uśmiechnęła się do Jinxa, szczerze rozbawiona jego propozycją. Miała najlepsze wsparcie w całym cholernym Hogwarcie, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Zanim odeszła, uściskała ich wszystkich, łącznie z @Marla O'Donnell. — Powodzenia — odezwała się wesoło do Augustine'a, ale w odpowiedzi otrzymała jedynie skinięcie głową, a więc przygryzła wargę, aby więcej go już nie zamęczać. Nie znała go właściwie, zawsze trzymał się z Krukonami, no i był starszy. I jakiś taki... milczący i zdystansowany. Tak, to był jej sposób na to, aby nie nazywać go po prostu niemiłym. Zaczęła naprawdę elegancko! Trafiła go zaklęciem upiorogacka, z ogromną satysfakcją zamieniając mu gluty w nietoperze. Wyglądało to naprawdę epicko! Kto wie, może właśnie to ją zgubiło? Po udanym ataku i kilku naprawdę zgrabnych unikach poczuła się tak pewna siebie, że przestała być uważna. Najpierw ją spowolnił, sprawiając, że poczuła się, jakby ważyła z 200 kilo, a potem, o zgrozo, zamienił ją w fotel. To było przedziwne, widziała wszystko i słyszała, ale czuła, że absolutnie nie jest w swoim ciele. Dobrze, że nie miała okazji popodziwiać jego dzieła, bo sama je stanowiła. Słyszała doping przyjaciół, widziała transparenty i naprawdę uwierzyła w swoje możliwości, ale niestety nie udało jej się wygrać nawet jednego starcia. Wróciła do nich na tarczy i od razu przytuliła się do Ruby, klasycznie szukając u niej pocieszenia. — Czy wy... czy to staniki? — zapytała głupio, bo przecież doskonale widziała, że to staniki, bez względu na rozmiar miseczki ta część garderoby nie była jej obca. Dopiero teraz skojarzyła, że rzeczywiście Jinx czymś machał, ale kiedy była tym beznadziejnym fotelem, nie bardzo była w stanie rozglądać się na boki. Cały smutek z przegranej gdzieś wyparował, kiedy po prostu wybuchła głośnym śmiechem. — Czy Irvette już przegrała? — bez ogródek i z Nadzieją w głosie zadała najważniejsze ze wszystkich pytań. — Stawiam dziesięć galeonów na Strauss, ona jest jakaś psychiczna z tymi czarami. Widzieliście ją kiedykolwiek na lekcjach? — No bo ona widziała i do tej pory nie wyszła z szoku.
Przypominam: rzucacie kostkami według zasad z tego tematu aż do dwóch trafień. Na tym etapie konieczny jest jeden post od każdej osoby podsumowujący cały pojedynek.
Termin to wieczór 12 czerwca. Postać która do tego czasu nie napisze posta (choćby o tym, że czeka na przeciwnika) przegrywa walkowerem.
Victoria nie zamierzała spoczywać na laurach. To nie było dla niej, chociaż oczywiście daleka była od tego, żeby z góry zakładać, że zdoła dotrzeć do finału. Musiała jednak dać z siebie naprawdę wszystko, nie zamierzała się łatwo poddawać, nie zamierzała odpuszczać żadnej z tych walk. Życzyła powodzenia Irvette, uśmiechając się przy okazji delikatnie, a później, gdy tylko było to możliwe, ruszyła do ataku. Tym razem sięgnęła po zaklęcia z zakresu transmutacji, wykorzystując niezbyt udane Densaugeo, trafiając swoją przeciwniczkę, doprowadzając do tego, nże jej zęby nieco się wydłużyły. Musiała jednak prędko reagować na kontratak, chroniąc się pięknym Protego, które naprawdę było odpowiednio mocne, ale zapewne zdekoncentrowało ją na tyle, iż kolejny atak okazał się zupełnie nieudany. Musiała ponownie skoncentrować się na obronie, gdy Irvette postanowiła odpłacić jej pięknym za nadobne, a później porzuciła próby bawienia się zaklęciami transmutacyjnymi na rzecz czegoś bardziej spektakularnego. Niewerbalne Orbis było tym, czego potrzebowała w tej chwili. Świetliste promienie spętały Ślizgonkę naprawdę szybko i dość szczelnie, jeśli Victoria miałaby być szczera, dając jej tym samym zwycięstwo, które przyszło o wiele wcześniej, niż się spodziewała. Podziękowała Irvette za pojedynek, uznając, że mimo wszystko było w tym nadal coś przyjemnego, a później odsunęła się na bok, czekając na to, co się wydarzy. Chciała wiedzieć, z kim przyjdzie jej walczyć w kolejnej rundzie, odnosząc wrażenie, że te dwie walki były jedynie spacerkiem pośród sztormu, który nadciągał nieubłaganie w jej stronę. Musiała jednak przyznać, że dobrze się bawiła i nie potrzebowała koniecznie żadnego dopingu, nie potrzebowała ludzi, którzy by ją wspierali, ciesząc się tym, co się po prostu dookoła niej działo. Zastanawiała się również, czy przyjdzie jej zmierzyć się z Violą, bo byłoby to zapewne spore wyzwanie.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Kuferek: 77 Zaklęcia, 5 Czarna magia, 30 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:G - Jula zaczyna Potencjał magiczny: 92 Średnia potencjału: 84 Progi: 104pkt/134pkt/174pkt K100:tu się zaczyna moje kulanie Skuteczność magiczna: Obrona1: nie rzucam, bo Julka skusiła Atak1: 39+92=131 | zaklęcie umiarkowane, trafiam |Drake 1:0 Br00ks Obrona2: Brooks znowu strzela w widownię Atak2:90+92 =182 | zaklęcie idealne, trafiam | Drake wygrywa 2:0 Pozostałe przerzuty: 2/2
Po zakończonym starciu z Robin w sali wejściowej, wszedł do wielkiej sali zmierzyć się z kolejną osobą, która przeszła eliminacje. Zerknął więc na tabelę i... wychodziło na to że miał się klepać z Brooks. No... Będzie mógł się w końcu odegrać za wszystkie te tłuczki którymi oberwał podczas szkolnych meczy. O ile w ogóle mu się uda. Z tego co pamiętał to Julia też była całkiem dobra w czarowanie. Poza tym była krukonem więc podświadomie już z góry zakładał że dziewczyna podczas starcia czymś go zaskoczy. Zanim w ogóle zaczęli starcie, podszedł do niej i podał dłoń w międzyczasie rejestrując pewien stanik... Tak, lepiej nie zwracać na to uwagi. - Powodzenia. - Niedługo potem pojedynek się rozpoczął. A konkretnie to Julia zaczęła wystrzeliwując w niego zaklęcie, które na szczęście chybiło o kilometr. Wykorzystał więc okazję i czas jaki zazwyczaj poświęciłby na wyczarowaniu tarczy, wykorzystał na wystrzelenie w nią szybkiego Flipendo zmuszając ją do bęcnięcia na tyłek. I chyba tylko cud sprawił że kolejne zaklęcie też krukonce nie wyszło. Kolejnej okazji też nie miał zamiaru zmarnować, więc posłał w jej kierunku silne Aquaqumulus, mając też nadzieję że nie będzie miała mu za złe zlanie jej wodą. Dlatego więc po wszystkim pomógł jej wstać i ją wysuszył zaklęciem. Podziękował też za pojedynek i wycofał się nieco bliżej trybun żeby obejrzeć pozostałe walki
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Wstyd. Żenada. Kompromitacja. Hańba. Frajerstwo. Nie wracaj do domu. Takie słowa najlepiej opisywały „jakość” Krukonki w pojedynku z rosłym Gryfonem. Przegrać to nie wstyd, zwłaszcza z Magneto, bo doskonale wiedziała, że pomimo czerwonych barw, do nauki zaklęć i transmutacji przykładał się jak Krukon. To jak ona przegrała, wołało jednak o pomstę do nieba. Po przywitaniu się z rywalem, zdjęła bluzę, ścisnęła różdżę i zaatakowała. Nieudolnie, bo jej różdżka kompletnie nie zadziałała. Czy była to wina langustnika, który ugryzł ją nad strumieniem w Dolinie Godryka? Być może, ale czy to miało znaczenie? Nikt oprócz niej o tym nie wiedział i w świat pójdzie wieść, że dostała wpierdol. Bo tak było. Po nieudanym ataku przyszła kontra i Brooks „wylądowała na deskach”. Wróciła do siebie dzięki pomocy sekundanta i ponownie wydarzyło się to samo. Atak, iskrzenie różdżki, kontra… i koniec. Wkurwiona jak rzadko kiedy zacisnęła zęby tak mocno, że szczęki zatańczyły jej pod skórą.
- Powodzenia w finale – burknęła pod nosem, wściekła na siebie, nie na chłopaka, który wykonał swoją powinność i po prostu pokazał jej, gdzie jest miejsce krukońskich pałkarek. – Merde – dodała grzecznie po francusku, zanim to nabuzowana opuściła salę.
.zt
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
– Tych, które rzucała Victoria to też średnio znałam, ale i tak żenada, że nie udało mi się jej zmienić w żabę, A TAK SIĘ STARAŁAM – westchnęła do @Ruby Maguire, mimo wszystko się szczerząc ucieszona, że popisała się w obecności przyjaciół znajomością zaklęć, które tak skrupulatnie ćwiczyła przez ostatnie miesiące. – Jak widać słusznie – zaśmiała się na słowa Gryfonki, bo może i powinna się oburzyć za ten brak wiary, ale galeony mogły im się przydać. Na przykład na opijanie porażki. – Ej, Jinx, żadnej orkiestry, błagam, chyba że Salazara byś ogarnął to mogę się nawet z Voralbergiem napierdalać – parsknęła śmiechem, a potem ucichła, bo @Eugene 'Jinx' Queen miał rację – walka Hope była w tamtym momencie priorytetem. – DAJESZ GRIFFIN!!! – wydarła się z entuzjazmem, wspierając z całego serca swoją przyjaciółkę. Z wielkim zaangażowaniem obserwowała jej walkę z Augustem i dopiero posłany w stronę Alexa stanik sprowadził ją na ziemię. – Schowaj się za mną, ja jestem wzorem cnót w tej szkole, nie będzie mnie o to podejrzewał – syknęła do Jinxa, z dumą się rozsiadając i udając, że tak obsceniczny gest wcale nie miał miejsca, a już na pewno nie był to nikt z nich. – Hope, ta liga jest po prostu nieodpowiednim miejscem dla tak utalentowanych uczennic jak my – spojrzała na @Hope U. Griffin, ściskając ją pocieszająco za dłoń. – Ej dobra, lecę zobaczyć jak idzie Murphowi, jakby co to stawiam 10 galeonów na Victorię, w końcu pokonała takiego czarnoksiężnika jak ja. Piszcie na wizzie jakbyście planowali coś później, możemy nawet ogarnąć coś u mnie w mieszkaniu, MAM CZESKI ABSYNT – poinformowała Gryfonów, a potem pomknęła do sali wejściowej, z całego serca kibicować swojemu chłopakowi.
/zt
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Początek turnieju pokazał Irvette, że choć była to szkolna Liga, to wcale nie oznaczało to niskiego poziomu. Spodziewała się więc, że kolejny pojedynek będzie przynajmniej tak samo ciekawy, a gdy zobaczyła naprzeciw siebie Brandon była już pewna, że nieźle się namęczy. Życzyła oponentce oczywiście powodzenia i odprawiła cały potrzebny rytuał kroków i ukłonów, a następnie czekała na znak do rozpoczęcia pojedynku. Pierwszy cios, niestety skuteczny, wyprowadziła krukonka. Zęby de Guise od razu się wydłużyły co oczywiście nieco zirytowało rudowłosą, ale nie dała po sobie tego poznać w żaden sposób poza tym, że nieco bardziej przykładała się do swoich zaklęć. Jej ataki były raczej słabe, ale obrony skuteczne, więc przez dłuższą chwilę żadna z nich nie dodała kolejnego punktu do swojej puli, aż nagle Brandonówna posłała w stronę przeciwniczki świetliste pęta, które unieruchomiły Irvette, tym samym kończąc pojedynek. Gdy tylko została uwolniona, Ruda schowała różdżkę i poprawiła włosy, po czym podeszła do przeciwniczki. -Świetna walka. Musisz mnie kiedyś nieco poduczyć. Powodzenia dalej. - Pogratulowała z lekkim uśmiechem, który oczywiście tylko ona wiedziała, że daleki był od szczerej radości. Nie opuszczała jednak wielkiej sali. Zamiast tego znalazła sobie dogodne miejsce i obserwowała resztę pojedynków, co jakiś czas odwracając wzrok ku notatkom, które służyły jej za powtórkę przed egzaminami.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Przypominam: rzucacie kostkami według zasad z tego tematu aż do dwóch trafień. Na tym etapie konieczne są dwa posty od każdej osoby walczącej.
Termin to wieczór 16 czerwca. Postać która do tego czasu nie napisze posta (choćby o tym, że czeka na przeciwnika) przegrywa walkowerem.
______________________
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kuferek: 92 Zaklęcia, 42 Czarna magia, 46 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:E Potencjał magiczny: 92+23=115 Średnia potencjału: (115+):2=101 Progi: 121pkt/151pkt/191pkt K100: Skuteczność magiczna:115+89=204 Atak 1: 115+13=126, umiarkowane Obrona 1:85+115=200, idealnie Atak 2: 24+115=139, umiarkowane Obrona 2:48+115=163 Atak 3:76+115=191, idealnie (1:0 dla Viols) Obrona 3: niepotrzebna Atak 4:50+115=165, dobre Obrona 4:21+115=136, umiarkowane Atak 5: 5+115=120, nie weszło XD Obrona 5:niepotrzebna Atak 6:97+115=212, idealne (2:0 dla Viols) Pozostałe przerzuty: 2/2
Po trochu spodziewała się tego, że stanie w półfinałach z Victorią. Wiedziała, że Brandon była bardzo mocną przeciwniczką i nie mogła się nieco doczekać tego starcia. Choć na pewno wolałaby uniknąć spuszczenia większego łomotu swojej najlepszej przyjaciółce. Być może dlatego też pomimo tego, że atakowała pierwsza raczej nie wkładała w zaklęcia zbyt dużej mocy, bojąc się, że uszkodzi Krukonkę. Drugą opcją było to, że kolejna z kolei walka jednak wyczerpywała jej ograniczony zasób energii i nie była w stanie rzucać wszystkich zaklęć na tak wysokim poziomie. Niemniej w pewnym momencie udało jej się przełamać obronę Brandon i dosięgnąć ją prostą choć skuteczną Drętwotą. Przynajmniej tyle udało jej się zdziałać i mogła być dumna z tego jednego trafienia, które mocno ugodziło w przeciwniczkę.
||Pełny kod z wyliczeniami umieszczam w pierwszym poście; post pierwszy do pierwszego trafienia Violi
Właściwie cieszyła się, że przyjdzie jej zmierzyć się właśnie z przyjaciółką. Wiedziała doskonale, że Viola wiedziała, co robi, że znała się na zaklęciach, że potrafiła pstryknąć palcami i pokonać przeciwnika. Dlatego też Victoria właściwie była pewna, że tym razem nie pójdzie jej wcale tak łatwo. Mogła sobie jednak pogratulować dotarcie do półfinałów, to mimo wszystko było ważne i cenne, dawało jej również możliwości na przyszłość, ucząc ją, jakie popełniała błędy i nad czym musiała jeszcze popracować. Życzyła powodzenia Violi, a później odetchnęła głęboko, przystępując do pojedynku. Był, trzeba było to przyznać, nieznośnie wręcz zażarty. Jeśli zdarzało im się potknięcie, to i tak ginęło w tym obronach, które właściwie Brandon mogłaby z pewnym rozbawieniem nazwać spektakularnymi. Czuła, że żyje, że to, co robi, jest tym, czego potrzebowała. Była w swoim żywiole, nawet wtedy gdy zaklęcie Violi ostatecznie przedarło się przez jej obronę. Cios był o tyle mocny, że godził w dumę Victorii, ale jednocześnie pokazywał jej, jak wiele musiała się jeszcze nauczyć, jeśli chciała naprawdę osiągnąć sukces. Nie było jednak powodu, żeby spoczywała teraz na laurach. Czekała ją dalsza walka.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kuferek: 92 Zaklęcia, 42 Czarna magia, 46 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:E Potencjał magiczny: 92+23=115 Średnia potencjału: (115+):2=101 Progi: 121pkt/151pkt/191pkt K100: Skuteczność magiczna:115+89=204 Atak 1: 115+13=126, umiarkowane Obrona 1:85+115=200, idealnie Atak 2: 24+115=139, umiarkowane Obrona 2:48+115=163 Atak 3:76+115=191, idealnie (1:0 dla Viols) Obrona 3: niepotrzebna Atak 4:50+115=165, dobre Obrona 4:21+115=136, umiarkowane Atak 5: 5+115=120, nie weszło XD Obrona 5:niepotrzebna Atak 6:97+115=212, idealne (2:0 dla Viols) Pozostałe przerzuty: 2/2
Pojedynek był naprawdę zacięty i widać było to, że obie Krukonki naprawdę starają się, aby pokazać wyraźnie na co było je stać. Wymieniały się zaklęciami w wielkim zacięciu, a żadne po ostatnim trafieniu Strauss nie mogło jednak dosięgnąć celu, bo zawsze zostało w jakiś sposób zniwelowane bądź zablokowane. I zapewne byłoby tak dalej, gdyby nie to, że w pewnym momencie ścigająca włożyła zdecydowanie więcej energii niż dotychczas w swój ruch i zagrywając nieco bardziej agresywnie. I tego chyba Brandon się nie spodziewała, bo nijak nie potrafiła osłonić się przed wyjątkowo silnym Everte Statum, które odrzuciło ją w tył. Mało tego, zaklęcie okazało się na tyle potężne, że jego impet sprawił, że biedna Victoria po prostu uderzyła w drzwi Wielkiej Sali i wyleciała przez nie, by wylądować finalnie na podłodze dobre kilka metrów za nimi. Tego nie spodziewała się nawet sama Violetta, która nie planowała traktować jej aż tak potężnym czarem. - O kurwa, Vics. Przepraszam! - odezwała się od razu, podbiegając do przyjaciółki, aby oszacować obrażenia. - O kurwa, złamałam ci rękę. To nie ulegało wątpliwości, bo jedna z kończyn Brandon zwisała wygięta pod dziwnym kątem po tym jakże karkołomnym locie. Strauss od razu przeszła do udzielania pierwszej pomocy, starając się przy pomocy Locus nastawić jakoś kość w odpowiednie miejsce. Przynajmniej w tym miała już doświadczenie, a następnie sklecić ją kolejnym zaklęciem leczniczym. Wszelkie siniaki i obtarcia zdecydowanie mogły poczekać na to, aż ścigająca upora się z tym jednym, najpoważniejszym i widocznym gołym okiem urazem. - Serio, nie chciałam tego. Wybacz - mruknęła jeszcze raz przepraszająco. Najwyraźniej zestawienie ich dwóch w pojedynku było ogromnym błędem, choć wynikał on wyłącznie z układu zawodników, którzy zostali losowo sobie przypisani.
Spodziewała się tego, że ich pojedynek będzie zażarty, nie była jednak pewna, jak właściwie czuła się Viola i czy to starcie było aż tak sensowne, kiedy jej przyjaciółka widywała różne, dziwne rzeczy. Niemniej jednak rzucanie zaklęć wychodziło Strauss świetnie, z każdą kolejną chwilą coraz lepiej i Victoria musiała przyznać, że w tej krótkiej chwili martwiła się o nią zdecydowanie mniej, niż kilka dni wcześniej. To nie było wiele, ale zawsze coś. Być może właśnie te rozważania spowodowały, że chociaż broniła się naprawdę zaciekle, nie zamierzając się poddawać aż do samego końca, opuściła nieco gardę, nie orientując się w porę, że Viola najwyraźniej zamierzała wykorzystać cały swój potencjał. Ten zaś był przeogromny, z czego Brandon w pełni zdawała sobie sprawę, toteż nie była niesamowicie zdziwiona, gdy nieoczekiwanie wyleciała w powietrze. Nim pomyślała o jakimś kontrzaklęciu, o czymś, co mogłoby zamortyzować jej upadek, poczuła nieprzyjemny ból wywołany huknięciem z całą siłą o posadzkę, a później do jej głowy dotarło bolesne łupnięcie. Zdała sobie sprawę z tego, że ręka pulsuje jej nieznośnym bólem, ale dopiero słowa Violi, która się przy niej zjawiła, spowodowały, że spojrzała na swoją kończynę, sterczącą obecnie w jakąś dziwną, bliżej niesprecyzowaną stronę. Zrobiło jej się nieco słabo, ale grając przeżyła już wiele podobnych rzeczy, toteż odetchnęła głęboko, pozwalając na to, żeby Strauss - i inni, jeśli dołączyli - się nią zajęli. - To było w pięknym stylu, ale nie myśl sobie, że następnym razem pozwolę ci wygrać. Sprawdzę, jak łatwo zmienić cię w fotel - zastrzegła, szczękając zębami, a potem ponownie odetchnęła głębiej, by dodać życzenia powodzenia. W jej spojrzeniu krył się cień determinacji, jakby chciała powiedzieć Strauss, że skoro już zdołała złamać jej rękę, rzucić ją przez Wielką Salę, doprowadzić do tego, że za chwilę pojawią się na jej ciele siniaki, to w podobny sposób miała potraktować swojego ostatniego oponenta. I chociaż Victoria mimo wszystko czuła żal - bo kto by nie czuł - oraz ból, to zamierzała zostać do samego końca, żeby przekonać się, czy Viola faktycznie poradzi sobie z wielkim finałem, czy będzie trzeba udowodnić jej, że mogła być komfortowym fotelem.
To że może być strasznie ciężko wiedział kiedy tylko zobaczył że teraz będzie się lać z Violką. Wiedział jak dobra jest w zaklęciach i nie tylko w nich. Mimo wszystko nie miał zamiaru się poddawać i dać z siebie wszystko w starciu. Zanim zaczęli walczyć, podszedł do niej i uścisnął dłoń. - Nie sponiewieraj mnie za mocno, dobra? - Powodzenia życzyć jej nie musiał. Tym razem to on miał zamiar zacząć pojedynek rzucając na dzień dobry najprostszy w świecie rozbrajacz, a widząc że po zablokowaniu go Violka nie zdążyła się wyrobić z atakiem, on przeprowadził kolejny, ale niestety też niezbyt udany. Wystrzelona przez niego drętwota przeleciała kilometr od niej uderzając gdzieś w ścianę. No... można było to zrzucić na zmęczenie po takiej ilości starć z rzędu, które już odczuwał. Krukonka nie pozostała bierna i odpowiedziała mu szybkim oszałamiaczem, którego nie zdążył zablokować. Wyrwał nim prosto w udo i aż mu świat zawirował.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kuferek: 92 Zaklęcia, 42 Czarna magia, 46 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:G Potencjał magiczny: 92+23=115 Średnia potencjału: (115+92):2=104 Progi: 124pkt/154pkt/194pkt K100: 41 Skuteczność magiczna:115+41=156 Obrona 1:56+115=171, dobre Atak 1:3+115=118, nie wyszło XD Obrona 2: niepotrzebna XD Atak 2:63+115=178, dobre Obrona 3:91+115=206, idealnie (1:0 dla Violi) Atak 3: 3+115=118, nie wyszło XD Obrona 4:36+115=151, umiarkowane Atak 4: 9+115=124, umiarkowane Obrona 5: niepotrzebna Atak 5:93+115=208, idealne (2:0 dla Violi) Obrona 6: niepotrzebna Atak 6:85+115=200. idealne (3:0 dla Violi) Pozostałe przerzuty: 2/2
Dobrze, że przynajmniej ten wypadek nie stępił poczucia humoru Victorii, która oczywiście jednak odpowiedziała jej na przeprosiny całkiem ładnym tekstem. Upewniła się jeszcze finalnie czy na pewno zajęła się wszystkimi większymi obrażeniami, które były widoczne i uśmiechnęła się na ten komentarz. - Tylko jeśli wpierw nie zamienię cię w kamień - może nie powinna tak publicznie grozić przyjaciółce potraktowaniem jej zaklęciem czarnomagicznym, ale co tam. Wkrótce też okazało się, że po drugim półfinałowym pojedynku jej przeciwnikiem ma zostać Drake. W zasadzie spodziewała się tego. Wiedziała jakim przeciwnikiem był Gryfon, stanowiący dla niej prawdziwą konkurencję. No, ale zaszła tak daleko, że teraz nie mogła sobie odpuścić. - Ty mnie też - odparła, gdy tylko Lilac zwrócił się do niej ze swoją prośbą, a następnie oboje przeszli do całego tego przedpojedynkowego rytuału nim finalnie Drake wycelował w nią pierwszym zaklęciem. Wyraźnie byli zmęczeni poprzednimi starciami, ale wciąż trzymali poziom. Co prawda niektóre z zaklęć wyraźnie osłabły na swojej mocy i nie zawsze im wychodziły, ale ogólnie magia śmigała w powietrzu, by tylko zatrzymać się na wyczarowanych barierach lub zostać zniwelowaną w inny sposób. Dopiero po kilku wymienionych atakach w końcu udało jej się dosięgnąć Drake'a szybką i skuteczną Drętwotą. Miała tylko nadzieję, że to trafienie było zapowiedzią kolejnych i uda jej się pomimo zmęczenia wyjść zwycięsko z tego starcia. Chociaż z takim przeciwnikiem nie było powiedziane, że będzie jej dalej szło tak dobrze. Nie ulegało wątpliwości, że będzie musiała wiecznie pilnować swojej obrony i nie pozwolić mu na to, by się przez nią przebił.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Z pomocą nauczyciela który ich nadzorował, udało mu się nieco szybciej wyjść z oszołomienia i kontynuować walkę z Krukonką. Głupio dał się trafić w miejsce, którego nie dało mu się osłonić zaklęcie. Szybko więc zaatakował niewerbalnymi Petrificus Totalus i Expulso, ale ku jego niezadowoleniu Violka ochroniła się przed obydwoma, a nawet odpowiedziała swoim atakiem, przed którym ledwo zdołał się osłonić zaklęciem tarczy. Spróbował więc zaatakować ponownie ale jego oszałamiacz po raz kolejny postanowił że poleci sobie na Malediwy, byle z dala od Violi. I ta próba ataku właśnie go zgubiła. Dziewdzyna przywaliła w niego slinym Contractio i niemalże go zgieło, kiedy nim oberwał. Dwa do zera dla niej... Jeśli trafi go raz jeszcze, to przegra. Potrzebny byłby cud żeby z nią teraz wyrównać wynik. Dlatego postanowił od tego momentu walczyć trochę defensywniej.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Szło im naprawdę nieźle chociaż w pewnym momencie ich siły chyba nieco osłabły. Być może dopadło ich w końcu większe zmęczenie albo po prostu oszczędzali siły, by w pewnym momencie przypuścić mocniejszy atak i zakończyć całe to przedstawienie. Kolejna wymiana zaklęć przebiegała sprawnie choć znalazłyby się momenty, w których oboje mogli się wykazać o wiele bardziej. Zwłaszcza, gdy po idealnym trafieniu Strauss nie była w stanie rzucić porządnego zaklęcia w kierunku Gryfona, a miotnąć jakimś nieudanym czarem gdzieś w eter. Chyba najwyraźniej musiała odzyskać energię, aby przypuścić kolejny udany atak, a idealna pora przyszła na niego kilka rund później, gdy nareszcie udało jej się uderzyć silnym Contractio w tułów swojego przeciwnika. Zdobyła prowadzenie aż dwoma punktami. Jeszcze tylko jeden i będzie po walce. Musiała jedynie zmotywować się do tego, aby skończyć to starcie w wielkim stylu póki jeszcze faktycznie była w stanie czarować.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
On musiał nadrobić dwa trafienia żeby przynajmniej wyrównać, a Violce wystarczyłoby że trafiłaby go ostatni, trzeci raz. Opadał już z sił, ale starcie trzeba było dokończyć. Nawet jeśli jego porażka była zdecydowanie bardziej niż pewna, to nie zamierzał ot tak odpuścić. Z resztą gdyby to zrobił, to Violka raczej by mu tego nie darowała. Po rzuconym przez krukonkę zaklęciu udało mu się pozbierać i kiedy tylko to zrobił spróbował rzucić w jej stronę incarcerous, ale zachwiał się i zaklęcie uderzyło w podłogę przed nią. Na jej odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Momentalnie poczuł jak wyrosły mu rogi. Heh... Z tego co widział, to karma wracała. Ciekawe czy jeśli by przeszedł wilkołaczą przemianę mając te rogi, to czy by mu zostały? Nie miał większych chęci tego sprawdzać, ale w końcu niezbadane są koleje losu. Zwłaszcza jeśli chodzi o to co uczniom i studentom może strzelić do łba. Porażkę przyjął z dumą, bo było to chyba najbardziej wycieńczające starcie na zaklęcia jakie ostatnio zdarzyło mu się zaznać. Podszedł do Strauss z uśmiechem i uścisnął jej dłoń. -Gratuluję, zasłużyłaś na wygraną. To była świetna walka. - Musi to brzmieć nieco dziwnie od tak wielkiego chłopaka i to do tego z porożem na głowie... - Ale nie myśl że Ci odpuszczę. Po wakacjach przy następnej edycji złoję Ci dupę. - Rzucił nie kryjąc uśmiechu. Szczerze? Był w stanie nawet dzisiejszego wieczoru spróbować ją wyciągnąć do baru żeby to opić.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
To jedno trafienie też trzeba było jakoś zdobyć, a biorąc pod uwagę jakim przeciwnikiem był Lilac to mogło nie być łatwo. W końcu dotychczas bronił się naprawdę dobrze i niewiele brakowało, by jakoś zasłonił się przed jej atakami. Wyglądało jednak na to, że tak długa walka i poprzednie starcia wyczerpały oboje walczących. Violetta zdecydowanie mogła zrozumieć braki w obronie Drake'a, bo sama raczej lepiej się sprawdzała w magii ofensywnej niż stawianiu tarcz. Dużo by tu mówić: zaraz po drugim trafieniu zdobyła i trzecie. Pojedynek zakończony: trzy do zera. Mogła być dumna z tego wyniku i uśmiechnęła się, gdy tylko Gryfon podszedł do niej. - Dziękuję. Muszę przyznać, że łatwo nie było - odpowiedziała, ściskając mu dłoń. - Nie musimy nawet czekać do końca wakacji. Zawsze jestem do twojej dyspozycji. Bo w końcu czemu nie urządzić sobie wakacyjnej ligi pojedynków? W końcu Victoria też jej chciała wpierdolić to mogą z tego zrobić jakąś ciekawą imprezę.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
III miejsce ex aequo Victoria Brandon & Murphy M. Murray
Z nieukrywaną ciekawością, ale i czujnością obserwował każdy jeden pojedynek rozgrywający się na jego oczach. Pilnował przede wszystkim uczciwości, ale też tego aby postawić walczących na nogi w odpowiednim momencie, bo nie oszukujmy się, ale od czasu do czasu porządne oszołomienie wstrzymywało wszystko na parę minut co niemiłosiernie wszystko przedłużało. Patrzył jak na miejsce wychodzą kolejne pary i pojawiają się kolejni zwycięzcy pojedynków pomniejszych, aby w końcu dojść do półfinałów i w końcu ekscytującego finału, w którym niezaprzeczalnie panna Strauss wykazała się nad wyraz ogromnymi umiejętnościami. Uśmiechnął się delikatnie. Lubił ich oboje, ale Violetta zajmowała szczególne miejsce w jego może nie tyle co sercu, co doświadczeniach. Cieszył się więc, że wygrała. - Gratulacje. - rzucił, - Wszystkim. Pięknie rozegrane pojedynki i wspaniały pokaz Waszych umiejętności. Jako Wasz nauczyciel zaklęć jestem dumny. Gratuluję panie Lilac, świetna robota. Panno Strauss... - tu nie musiał nic mówić, jedynie kiwając głową z uznaniem. - Zwyciężczynią tegorocznego szkolnego klubu pojedynków zostaje Violetta Strauss. - ogłosił, zupełnie jakby nie było to wiadome i oczywiste chwilę temu. Później powiedział jeszcze kilka słów odnośnie przyszłorocznej edycji i zachęcił do wzięcia w niej udziału, aby na sam koniec pożegnać towarzystwo, chyba że zechcieli zostać i jeszcze trochę poćwiczyć.
Myślał, że będzie cieszył się nieco mocniej, bawił nieco żywiej, czuł choć trochę lepiej, a jednak stres przed tak dużą podróżą zmęczył go zupełnie, przez co nie miał okazji wcale zapoznać się ze zbyt wieloma osobami z barwnej mieszanki Hogwartu. Samotne wybranie się na pierwszy normalny posiłek uznał więc za idealną okazję do poznania kogoś nowego lub przynajmniej odnalezienia Jesusa, którego nie zdołał oficjalnie poznać jeszcze na żywo, wcześniej tracąc zdecydowanie zbyt wiele czasu na wyobrażanie sobie ich pierwszego spotkania podczas rozpoczęcia roku. Skrupulatnie przygotował więc sobie scenariusze na swoje reakcje, gdy tylko uda mu się wpaść na niego przypadkiem i mimowolnie co chwilę odpływał myślami do słów, których mógłby użyć na rozpoczęcie rozmowy. Pełen optymizmu po nocy pozbawionej sennych wizji przemierzył więc wszystkie dzielące go od parteru piętra, by z czujnym spojrzeniem wiercącym się po Wielkiej Sali, wybrać dla siebie wolne miejsce przy długim stole, dopiero wtedy faktycznie opuszczając wzrok na zastawiony potrawami blat. Brwi drgnęły mu ku sobie delikatnie, gdy zaczynał rozumieć jak ciężkostrawne czy odpychające wydawało mu się to wszystko, a jednak i tak usiadł na twardej ławie, sięgając po dzban z wiecznie ciepłą herbatą. Po odstawieniu go z pieczołowitą delikatnością nie zdążył jednak spróbować podejrzanie ciemnego płynu, bo zaraz już wydostało się z jego ust przygłośne "Jesús", przy którym porzucił ledwo złapany kubek, odstawiając go z powrotem na blat. -Cześć, ja- Pisaliśmy ze sobą, poznajesz mnie? - wypalił idiotycznie, na moment wstając ze swojego miejsca, tym szybciej, im bardziej bał się, że Meksykanin prychnie z rozbawienia i zwyczajnie pójdzie dalej, nie pozwalając mu na zrealizowanie stworzonego w głowie scenariusza. - Masz ochotę zjeść razem śniadanie?
Jesús O. del Espiño Reyes
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190cm
C. szczególne : Dołeczki w policzkach, żywa gestykulacja (+ chwilami język migowy), mocny akcent, podwójny tatuaż armband na prawym przedramieniu; szpila prawdy jako wisior
Zakładał, że będzie się czuł tak samo swobodnie, jak zawsze, a jednak i jego musiały w pewnym momencie spiąć nerwy - co oczywiście nie zmieniało faktu, że nie zamierzał tego po sobie okazywać. Śmiał się tak samo głośno, jak zawsze; żartował tak samo radośnie, jak zawsze; krytykował tak samo ostro, jak zawsze. Nie wstydził się też wcale tego, że wiernie używał hiszpańskiego, nie próbując przechodzić na angielski, o ile nie było to absolutnie konieczne. Potrzebował jakiejś normy, nawet jeśli ta miała za chwilę się wyczerpać, bo jeszcze w dormitorium widział mnóstwo obcych twarzy z Mahoutokoro, a po wyjściu na hogwarckie korytarze… miał wrażenie, że trochę tonie w tym chaosie, a przecież czuł całym sobą, że nie może na to pozwolić. - En carne y hueso - przytaknął z szerokim uśmiechem, przerywając narzekanie na wybitnie mało klimatyczne wejście do dormitorium, by unieść - a właściwie, opuścić - spojrzenie na kogoś, kto tak entuzjastycznie go wołał. Zmarszczył brwi w zaskoczeniu, przede wszystkim potrzebując chwili na zrozumienie jakim cudem faktycznie wpatruje się właśnie w chłopaka, którego widział przecież tylko na zdjęciach i który pierwszy raz wydawał mu się aż tak… cóż, prawdziwy. - RENJI! - Ucieszył się głośno, całkiem porzucając znajomych, którzy poszli już dalej, samemu za to przyciągając chłopaka do krótkiego przytulenia. - Jak miałbym cię nie znać? No, może mogłeś słać więcej list ze zdjęciami, to by było łatwiej - zauważył ze śmiechem, siadając okrakiem na wolnym miejscu, dalej ciekawsko przypatrując się Japończykowi. - Byłem zainteresowany czy nie będą myśleć o daniach naszych, naszych kultur - zdradził, nieszczególnie dając chłopakowi szansę na szybkie reakcje, bo nawet kaleczenie angielskiego nie dawało mu pretekstu do mówienia mniej, czy chociażby wolniej. - Ale widzę, że chyba nie… Jest kawa? - Dopytał, odrywając wreszcie spojrzenie od Renjiego, by przemknąć nim zamiast tego po stole, od razu kręcąc nosem na widok dzbanka herbaty.
Uśmiechnął się mimowolnie w poczuciu ulgi, że Jesús naprawdę go rozpoznał, a nawet faktycznie ruszył w jego stronę, ale i tak spiął się idiotycznie, zaskoczony nagłym przytuleniem, które wydało mu się nieco bezczelne przy pierwszym spotkaniu. Przytaknął mu odruchowo, nawet jeśli z trudem wyłapywał jakikolwiek sens tego, co chłopak do niego mówił, bo choć sam wcale nie mówił zbyt dobrze po angielsku, to przecież wcześniej przygotował sobie zestaw kilkunastu wypowiedzi, których będzie mógł użyć nie martwiąc się o ich poprawność. Teraz jednak żadna nie pasowała mu do chaotycznego stylu wypowiedzi chłopaka, więc i spanikował nieco, że nie będzie w stanie wydusić z siebie żadnych słów w obcym dla nich obu języku. - Herbata - wyrzucił więc z siebie błyskawicznie, wskazując na wielki dzbanek z unoszącą się ponad nim parą. - Czarna… - dodał już nieco wolniej, bo i w pieczołowitej dokładności próbując wypowiedzieć to jedno słowo dokładnie, jak najmocniej chcąc zdusić w sobie odruchowo pchający mu się na usta japoński akcent. Mimo swojego przejęcia nie odrywał jednak spojrzenia od fascynującego go Jesusa, nie mogąc nacieszyć i nadziwić swoich oczu nie tyle jego wyglądem - bo ten znał przecież ze zdjęcia, co żywotnością i bijącą z niego charyzmą. I nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że tak nie wypada, miał ochotę pozwolić sobie na odbicie sposobu jego siedzenia, w końcu decydując się na wykręcenie się do niego bardziej przodem, nogi jednak wciąż trzymając po jednej stronie ławki. - Jak się czujesz? - zapytał, korzystając znów z jednej z wyuczonych formułek, szybko jednak dochodząc do wniosku, że jego pytanie jest zbyt ogólne i powinien je doprecyzować, więc przeciągnął instynktownie ciche "etoo", by odruchowo dać znać, że jeszcze się zastanawia i nie skończył wypowiedzi. - Jak się czujesz z nowym wszystkim, jak to jest już tak teraz? - doprecyzował, dla większego komfortu myśli uciekając na chwilę spojrzeniem do kubka, który zaczął obracać w dłoniach, ogrzewając się jego ciepłem. - Hogwart wygląda jak z jakiegoś filmu. Dla mnie. Te ściany i… metalowi ludzie w różnych miejscach.
Ostatnio zmieniony przez Renji E. Mimamoru dnia Wto 6 Wrz - 22:36, w całości zmieniany 1 raz