Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Wielka Sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 6 z 16 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 11 ... 16  Next
AutorWiadomość


Daemon Avrey
Daemon Avrey

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Galeony : 542
  Liczba postów : 268
https://www.czarodzieje.org/t19324-daemon-avrey-iii
https://www.czarodzieje.org/t19330-luna
https://www.czarodzieje.org/t19325-daemon-avrey-iii
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyPon Paź 26 2020, 20:26;

First topic message reminder :

Ale czy nie właśnie na tym polegało życie? Człowiek świadomie oddawał się w ręce przewrotnego fatum, które często z nim igrało. Świadomie godził się z tym co przynosi los, jedynie czasem wyrażając swoją sprzeciw, który często był jedynie zbędnym zrywem wynikającym z dumy istoty ludzkiej i jej naiwności. W ich relacji nie było niczego, czego wcześniej nie doświadczyli, choć tym ją wyróżniało był fakt, że trwali w tym razem. Wydawało się, że ścieżką życia łatwiej jest podążać, gdy ma się kogoś u boku, jednak Odey nie do końca chciała się na to zgodzić. Niezależna, pozbawiona pokory, dzika.
Ich zachowanie było również niejako ironią losu. Przy każdym spotkaniu wzajemnie poddali się próbom, którym nie byli w stanie sprostać, a jednak tworzyli pozory, żyli w kreowanej przez siebie rzeczywistości licząc, że to wszystko w końcu nie pierdolnie. A przecież to było oczywiste, jak fakt, że człowiekowi do życia potrzeby jest tlen. Lubił ją zaskakiwać, malujące się w jej lazurowych tęczówkach zdziwienie nadawało im blasku i którego nie był w stanie porównać do niczego innego, co widział na własne oczy. Było w nich coś bardziej magicznego niż poświata rzucanego zaklęcia.
Słysząc pytanie padające z ust ciemnowłosej przybrał bliżej nieokreślony wyraz twarzy. Z jego ust znikł delikatny uśmiech, zamiast tego tworzyły teraz cienką linię, natomiast w stalowo-niebieskich tęczówkach malowało się zastanowienie.
- A co znaczy dla ciebie? - w końcu po kilku długich sekundach odpowiedział pytaniem na pytanie, badawczo przyglądając się twarzy Gryfonki. Powietrze wokół nich powoli zaczynało gęstnieć, jednak tym razem nie było przesycone ani namiętnością, ani pożądaniem, tylko zupełnie czymś innym. Budziło to pewne obawy, jednak Avrey odsunął je od siebie, jak znienawidzone brokuły, którymi karmiła go matka w dzieciństwie.
- A sądziłem, że ten etap mamy już za sobą - zaśmiał się, wracając do swojej naturalnej postawy dupka.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Zephaniah van Wieren
Zephaniah van Wieren

Dorosły czarodziej
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 591
  Liczba postów : 590
https://www.czarodzieje.org/t19733-zephaniah-van-wieren
https://www.czarodzieje.org/t20064-sowa-zefka
https://www.czarodzieje.org/t19732-zephaniah-van-wiener
https://www.czarodzieje.org/t20207-zephaniah-van-wieren-dziennik
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyPią Lip 02 2021, 22:16;

Tak, dobrze wiedział o tym, że stawał się dobrym tematem do plotek. Jedni mówili, że może kogoś ratował, bo w końcu w jego życiu rządziła "ekstrema", jak dodawali. Inni mówili, że po prostu pewnie wleciał na wierzbę bijącą i to był cud, że nie zginął. Cholera, jak oni wszyscy się mylili. Tylko poprawiali złe samopoczucie Zepheniaha, który jedyne co chciał robić przez swoje miesiące "nieobecności" - bo nawet powrót do szkoły nie można było nazwać powrotem - spokojnie odpocząć, napisać egzaminy, zmienić swój tryb życia. Postarać się do niego przyzwyczaić. Ale ludzie będą po prostu gadali. Ciągle. Nieustannie. I będą rozsiewać swoje zapachy. Tak, ostatnio ciągle czuł więcej zapachów. Te na wierzchu i nieodkryte. Mieszanki, które nie umiał określić czemu potrafił wyczuć. Ciekawe jak ona pachniała, co nie? On sam nie wiedział. Ale pewnie jego węch sam to zdradzi. Nie wiedział tylko czy ona uśmiechnęła się wyłącznie czy też wypieki pojawiły się na jej twarzy. Cóż, punkt dla niego. Albo dla niej. – Nie przesadzaj. Według ojca - mężczyzna ubiera się na bal dla kobiety. A kobieta dla niego ubiera się w emocje, gdy ją chwali. – Mhm, tak właśnie mówił mu Herbert kiedyś, kiedy szedł na jakiś bal końcoworoczny na zakończenie roku szkolnego w Drakensbergu. Dosłownie mógł nawet usłyszeć jakby recytował te słowa zaraz za nim. Cóż, może jeszcze zwariował, powiecie? Chyba nie. Chyba.
No... Tak. Różnica między brytyjskim, a amerykańskim jest naprawdę widoczna. Brytole mówią tak, jakby mieli w mordzie ziemniaki i chcieli coś powiedzieć. Iiiiii chyba tym sposobem obraziłem może trzy czwarte szkoły. Pokolenia szkotów, celtów i innych. – Może już powinien się zamknąć, zanim nie podejdzie do niego jakiś dumny szkot i nie przypierdoli mu w pysk za to, że obrażał jego nację. Dzisiaj nie wypadało się ani bić... Ani go prowokować. Nie wiadomo było w końcu jak zareaguje. Albo - CZY zareaguje.
Na słowa o jego pochodzeniu, nawet sam się uśmiechnął. Ale zanim odpowiedział widział te jej twarz skierowaną w kierunku kogo innego. Speszyła się? Nie wiedział. Być może. W końcu górował nad nią, ona była tutaj nowsza niż on, dodatkowo być może peszyła się na jego widok. Tak, cóż... Nie zamierzał jakoś długo nad tym dywagować, bo jeden z kosmyków jednak mógł zakryć jej widok.
Och, wybacz, jeden ci coś tu... O. – Sam zaraz poprawił ręką, odgarniając go za ucho. Oczywiście tą zdrową ręką, bo ta mniej zdrowsza znajdowała się nadal przy nim. Ale skoro już to zrobił, mógł odpowiedzieć. – RPA, dokładniej ze stolicy. Chodziłem do Drakensbergu, ale nagle się przeniosłem i cóż... jestem tutaj. W tamtym roku się przeniosłem. Ty chyba też, bo coś nie widziałem cię w tamtym semestrze na korytarzach... – Takiego widoku by nie przegapił. Wtedy jeszcze nie. Teraz to wszystko jedno. No, skoro tak już się lekko bardziej rozgadał, napił się czegoś. Soku winogronowego.

@Aurora N. Taylor
Powrót do góry Go down


Jules Swansea
Jules Swansea

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183
C. szczególne : nieobecny wzrok, ciężki zapach opium i terpentyny na włosach, smugi farby na ubraniach
Galeony : 20
  Liczba postów : 20
https://www.czarodzieje.org/t20421-jules-swansea#646573
https://www.czarodzieje.org/t20422-jules#646583
https://www.czarodzieje.org/t20420-jules-swansea#646572
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyPią Lip 02 2021, 22:31;

Atrakcja: taniec w parze
Kości: 6 i 50
Efekt: wyjebałem nas, ale będziemy żyć

Mimo, że Amerykanin miał niewątpliwie znacznie więcej uroku, ogłady oraz ogólnego obycia w kontaktach międzyludzkich niż Jules, również jemu mimowolnie przemknęło przez myśl pytanie, czemu w ogóle jeszcze tu z nim jest i to w dodatku dobrowolnie. Wyszedł przecież tylko po wodę i na szluga, więc… Może to przez te sarnie oczy? Łagodny uśmiech malinowych ust? Flirt bezwstydny? Nie lubił przecież bali. Nie lubił właściwie żadnych imprez masowych na trzeźwo i dotąd żaden śliczny chłopiec w różowym gajerku i z akcentem przywodzącym na myśl nostalgię wschodniego wybrzeża nie był w stanie tego zmienić. No a jednak wciąż tu stał, podpierał łokciem zdradliwy dla niektórych kościstych kolan kontuar, a nawet wkładał odrobinę wysiłku w to, by po tych wszystkich niefortunnych faux pas solennie się zrehabilitować, najlepszy bezprocentowy drink wciskając w drobniejsze nawet od tych własnych dłonie. No więc może to te jego podejście? Takie wyrozumiałe, bezpretensjonalne takie, nieoceniające kompletnie i nieskrępowane żadnymi ciasnymi linami konwencji? Chyba. Może. Nie wiedział. Przede wszystkim nie chciał się dalej nad tym zastanawiać, bo bardziej niż niezakrapianych imprez nie lubił chyba tylko tych męczących głowę refleksji, które zawsze prowadziły do wyłącznie przykrych wniosków. Więc toasty. Chwila konsternacji, dlaczego wznoszą następny za obcas jakiejś obcej niuni i moment olśnienia, kiedy zorientował się, że to jednak na jego cześć. No więc zdrówko i uniesiony w górę kącik ust, gdy Amerykanin frywolnym pomrukiem wyraził aprobatę dla smaku drinka. Zerknął na swoją szklankę, a następnie delikatnie nią poruszył, by złoty płyn zawirował mieniąc się przy tym pięknie. Z jakiegoś powodu sprawiło mu to niepomiernie dużo radości, więc gdy podniósł wzrok na swojego towarzysza, twarz rozświetlał już nie tylko brokat, ale i delikatny uśmiech. Nieco rozleniwionym spojrzeniem zaczął taksować niezwykle wdzięczne pociągnięcie kolejnego arbuzowego łyka i zwinne rozpięcie guzika przy kołnierzu koszuli. Resztki imbiru w krwioobiegu i myśl o tym, że zarówno te usta jak i palce chciałby zobaczyć w nieco innym scenariuszu sprawiły, że nie próbował się już nawet powstrzymywać z tym mało subtelnym flirtem.
- To zależy. Robisz coś po bal- przerwał gwałtownie w pół słowa, gdy dziwnie pobudzony nieznajomy zaczął wygłaszać peany na cześć Celestyny (z którymi Swansea całym sercem się zgadzał, słowo), a następnie zarządził TANIEC. I to tak bez możliwości sprzeciwu, bo wolna od drina ręka Julesa znajdowała się już w tej obcej, ciągnącej go na środek parkietu. - Ale czekaj, odstawię chociaż! – spróbował, jednak jego protesty zostały zagłuszone przez głos wspomnianej wcześniej bogini estrady.
Poczuj tę chwilę, zadźwięczał mu w uszach wers, który wprawdzie dopiero miał paść, ale który w głowie wyrył się nawet lepiej niż data własnych urodzin. Więc poczuł. Wolną od szklanki dłonią, tą, którą dalej trzymał w swojej nieznajomy, okręcił go wokół jego własnej osi, by w końcu stanęli twarzą w twarz. Następnie wyswobodził swoje palce z tych jego, by skierować je na różowy materiał marynarki, gdzieś w okolice dołu kręgosłupa i zdecydowanym ruchem przyciągnąć go do siebie. Celestyna śpiewała, a oni wdzięcznie lawirowali po parkiecie wśród innych par, które również zdecydowały się nań ruszyć. Zdecydowanie ZBYT wdzięcznie, jak na dwójkę ludzi, która nie znała swoich imion i zamieniła razem może pięć zdań. Wszystko to jednak było nieważne, bo Celestyna wyraźnie radziła, żeby poczuć tę chwilę a nie o niej rozmyślać, więc to też robił. Czuł tę chwilę, czuł przyjemnie nienachalną bliskość ciała drugiego chłopca, no i w końcu miłą lekkość, która ogarniała jego głowę. Ale ktoś już kiedyś powiedział, że największy ludzki błąd, to nie przewidzieć burzy w piękny czas. Tak też stało się teraz, kiedy w tym ferworze obecności Amerykanina, słodkiego zawodzenia Celestyny i złotego drinka dobrego nastroju w krwioobiegu, odziana w sportową skietę stopa Julesa pomyliła krok, a jej właściciel zatoczył się niebezpiecznie, ostatecznie z łoskotem lądując tyłkiem na posadzce i pociągając za sobą biednego Taylora.
Zszokowało go to do tego stopnia, że w pierwszym odruchu absolutnie nie wiedział jak zareagować. Średnio przejmując się stanem swojego tyłka, najpierw zerknął na leżącego na nim i równie zaskoczonego całym zajściem chłopca (szczęśliwie całego), a następnie na trzymaną przez siebie szklankę (cudem również całą), by w końcu odrzucić głowę w tył i zacząć histerycznie śmiać się na cały głos.
- Ewidentnie nie wszystko Felix Felicis co się świeci - skwitował beztrosko, kiedy już uspokoił się na tyle, by móc wydobyć z siebie odgłos inny niż tylko szaleńczy chichot.
Powrót do góry Go down


Ace Taylor
Ace Taylor

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : nowojorski akcent
Dodatkowo : jasnowidz
Galeony : 23
  Liczba postów : 38
https://www.czarodzieje.org/t20413-ace-taylor#646347
https://www.czarodzieje.org/t20417-ace#646360
https://www.czarodzieje.org/t20412-ace-taylor
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptySob Lip 03 2021, 20:38;

ATRAKCJA: taniec w parze
KOŚCI: 67 i 4
67+50/2 = 59 + 15 za kuferek Julka +10 za taniec w KP Julka +5 za zdarzenie losowe Julka + 20 za moje zdarzenie losowe = 109
EFEKT: demon tańca

- Zamknij się i tańcz - rzucił jakiś obcy, nieznoszący sprzeciwu, chociaż zarazem wyraźnie wesoły i beztroski, ani trochę nie groźny głos, głos tego samego demona imprezy, który właśnie teraz prowadził dwuosobowy pociąg złożony z Ace'a i jego towarzysza w samo serce parkietu, tak prędko i pospiesznie, jak prędko i pospiesznie Ace wychylił po drodze jednym haustem resztę tego arbuzowego cuda, które odebrało mu błąkające się po zakamarkach umysłu resztki rozumu, a dodało sporą dozę przemożnej chęci zabawy. Nie było czasu na odstawianie szklanek, sam wypiwszy napój wcisnął swoją pierwszej lepszej osobie, przechodzącej obok, która zdecydowanie była raczej jednym z imprezowiczów, a nie zatrudnionym do obsługi wydarzenia kelnerem, ale ani trochę go to nie interesowało; nie interesował go też sprzeciw tajemniczego nieznajomego ani tym bardziej jego imię. Liczył się tylko energiczny rytm piosenki i aksamitny (czterooktawowy, warto zaznaczyć) głos Celestyny polecającej im by poczuli (poczuli) tę chwilę (tę chwilę) - a także i nie bez żalu wyswobodzona z uścisku dłoń chłopca, która prześlizgnęła się gdzieś w okolice krańców marynarki i naprawdę, przyzwoitość nakazywałaby ją przesunąć wyżej, ale jego myśli niekoniecznie krążyły teraz wokół przyzwoitości. Liczyła się tylko przyjemność z tańca, a ponieważ pozycja w której partner przyciągał go do siebie jedną ręką, w drugiej unosząc lśniącą złotem szklankę i tak już na wstępie przekreślała ich szanse na uzyskanie odpowiedniej, godnej finalistów Tańca z czarodziejami ramy do walca czy jakiegokolwiek innego spośród pląsów tak zwanych towarzyskich, zarzucił mu ręce na szyję, korzystając mimochodem z okazji by poprawić wygięty w złą stronę kołnierz piżamy. I ruszyli w tango, które tanga jednak nie przypominało wcale, niewątpliwie jednak stanowiło istne arcydzieło parkietu; płynęli na fali melodii słodkiego głosu Celestyny niczym kalifornijscy surferzy, a atmosfera temperaturą z pewnością w niczym nie odstępowała najgorętszej z tamtejszych plaż - a ile w tym było zasługi wyzwalającej magii arbuza, a ile tych długich godzin spędzonych na samotnych pląsach w dormitorium, tego nie wiedział. Tańczyli, jakby jutra miało nie być i jakby nikt nie patrzył, i jakby ten bal miał być ostatnim w ich życiu, co w przypadku Ace'a było poniekąd prawdą, bo niezbyt prawdopodobnym było, by jeszcze kiedykolwiek miał poczuć taką imprezową ekstazę i z taką przyjemnością oddawać się podobnym harcom w ramionach nieznajomego w dodatku. Chyba, że skrzaty zdradziłyby mu przepis na to arbuzowe cudo. Albo gdyby nawciągał się raptuśnika. Czar nie może wiecznie trwać rozbrzmiało z głośników gdy Celestyna zakończyła imponującą wysoką nutą swoją piosenkę, a słowa te znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości, gdy nonszalancka skieta okazała się być na tyle zdradziecka, że pociągnęła ich ze sobą gdzieś na dno, a konkretnie Brytyjczyka na podłogę, a Ace'a prosto na niego. Ta nagła zmiana pozycji i nieoczekiwane zmniejszenie i tak już niewielkiego dystansu między nimi zaskoczyły go porównywalnie do piwnego złodzieja opróżniającego łapczywie jego imbirowy napój chwilę wcześniej; zamarł z bardzo głupim wyrazem twarzy, w pierwszej chwili zastanawiając się, czy nie powinien na wszelki wypadek zacząć go przepraszać albo upewniać się, czy go nie zmiażdżył podczas upadku, nim jednak zdążył zdecydować się na jedną z opcji, nieznajomy skwitował to wszystko dzikim wybuchem śmiechu, takim do którego nie sposób było się nie przyłączyć i który w połączeniu z policzkami jakby muśniętymi brokatem sprawiał, że chłopiec przez chwilę sam wyglądał jak uosobienie szczęścia. Gdyby to zależało tylko od Ace'a, mógłby tak siedzieć, chłonąć ten widok i chichotać wraz z nim choćby i do rana; buzujący w żyłach arbuzowy świr nie pozwolił mu jednak zbyt długo pozostać w miejscu.  - Zależy jak na to spojrzeć... bez niego raczej byś nie wylądował ze mną na sobie tak na pierwszej randce. - skwitował z frywolnym majtnięciem brwi uwagę chłopca i jak gdyby nigdy nic wyrzucił ręce w górę, by zacząć nimi falować i machać w sposób przywodzący na myśl coś pomiędzy jakimś orientalnym tańcem a bardzo leniwym opędzaniem się od much i nachylił się do kolegi konspiracyjnym i zupełnie zbędnym, bo przecież nikt ich nie podsłuchiwał, ruchem. - Słuchaj, najlepszy sposób na wybrnięcie z obciachu to kontynuować i udawać, że tak miało być od początku, więc jak teraz wstaniemy i zakończymy tę pozycję podwójną arabeską, to jeszcze dostaniemy oklaski za innowację w tańcu. Także mam nadzieję, że za bardzo sobie dupska nie stłukłeś, bo dopiero zaczynamy. - podzielił się z nim wymyślonym właśnie przepisem na sukces, po czym podniósł się do pionu mniej zgrabnie niż sobie to zaplanował i chwiejnie pociągnął za sobą towarzysza, by kontynuować zabawę w jeszcze większym ferworze; a kiedy w głośnikach rozbrzmiał dziarski, skoczny bit jednego z hitów Christoffa Tailora, przypomniał sobie, że przecież zanim weszli na parkiet, odbywało się na nim coś, co bardzo miał ochotę teraz zrobić. Z wrażenia aż zaprzestał tańców i podniósł roziskrzony wzrok na partnera, by oznajmić mu krótko, acz treściwie: - Ej... b e l g i j k a - z taką pasją w głosie, jakby ta belgijka była największym skarbem, złotym runem i świętym Graalem pośród tańców. Arbuzowym zwyczajem nie czekając na reakcję, stanął obok typa, złączył ich dłonie i zaczął kicać. Cztery kroki w przód, cztery w tył, obrót, odskok, doskok, czy jego partner znał w ogóle tę choreografię? Nieistotne.
Powrót do góry Go down


Charlie O. Rowle
Charlie O. Rowle

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Galeony : 1802
  Liczba postów : 829
https://www.czarodzieje.org/t17714-charlie-oliver-rowle#498256
https://www.czarodzieje.org/t17716-cygaro#498257
https://www.czarodzieje.org/t17715-charlie-oliver-rowle#498254
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptySob Lip 03 2021, 22:48;

Napój:
B:

Zawsze sprawiał wrażenie pewnego siebie i zdecydowanego, bo tak powinien zachowywać się mężczyzna. Taką postawę wyniósł z domu, nie dałby po sobie poznać zagubienia czy braku pomysłu na dalsze działania, zwłaszcza w oczach kobiety. Nie lubił planować, a więc i rozmawiać o przyszłości. Odkąd ojciec traktował go, jako swoją własność i podejmował za niego decyzję, niemiłosiernie go irytowało. I chociaż znał konsekwencję swoich działań, wcale nie żałował oddania pustej kartki i celowego oblania. Mógł wyjść na głąba oraz idiotę, żaden problem. W przypadku Gabrielle to zawsze miał wrażenie, że wiedziała, co chce robić. Widział ją jako modelkę lub nawet pielęgniarkę, pomagającą dzieciakom w mungu, odwracając ich uwagę od bólu za pomocą swoich czarów wizualnych. Nie wypowiadał tego jednak głośno.
Całkiem zapomniał o jej myślach o tym, że powinien zaprosić swoją narzeczoną, która zapewne i tak by mu odmówiła, tocząc własne życie. Byli kumplami, miała jakiś tam pierścionek, ale wielkiego love story to raczej z nich nie będzie, chociaż z pazurem krukonki pożycie małżeńskie — w oczach Rowle'a, mogło być wybuchowe. Nie zagłębiał się nigdy w ten temat.
Wyglądała przepięknie nawet bez koronki. Przesunął wzrokiem po jej ciele, uśmiechając się pod nosem i poprawiając szybkim ruchem marynarkę, podszedł do niej i do koleżanek. Zachowywał się naturalnie dla siebie przy takich okazjach, chociaż Puchonka nie miała okazji się o tym przekonać na własne oczy. Muśnięcie warg na rozgrzanym wierzchu dłoni był dopiero początkiem. Ignorował jej koleżanki, kiwając im jedynie głową na przywitanie, skoro były tu z nią.
- Nic się nie równa z Tobą. Nie sądziłem, że aż tak się wyszykujesz, zaraz będą Cię kraść do tańca. - zauważył z błyskiem w ślepiach, puszczając jej perskie oczko. Na jej komentarz wzruszył ramionami, dopiero teraz zielonymi oczyma przesuwając dłużej po twarzach zgromadzonych tu dziewcząt. Gabrielle wiedziała, jak łechtać jego ego, a niestety bywał próżny. Złapał jednak swoją partnerkę nonszalancko, uśmiechając się w charakterystyczny, łobuzerski dla siebie sposób. - Przykro mi, dziś jestem zajęty. Może przy innej okazji. Pozwolisz?
To było pytanie retoryczne, bo zaraz zabrał ją w głąb Wielkiej Sali, zostawiając cichszy korytarz za sobą. Przesunął spojrzeniem po dekoracjach, mieszanka perfum wdzierała się do nosa. Objął ją ramieniem, trzymając blisko siebie Pewnie, chociaż wciąż delikatnie przesuwał palcami po miejscu, gdzie materiał stykał się ze skórą.
- Zawsze mnie zaskakuje, ile w sobie mieścisz, gdy gotuje. - przytaknął zaczepnie ze śmiechem, skupiając na niej uwagę. Poszli jednak najpierw w kierunku napojów, chociaż jedzenie znajdowało się nieopodal. - To chyba dla urozmaicenia, chociaż kadra i tak patrzy nam na ręce, więc pewnie niczego z alkoholem nie mogę się tu spodziewać. A co z fajkami?
Zapytał cicho z odrobiną niezadowolenia w głosie, bo tyle, ile bez szklanki whisky mógł wytrzymać, tak inną sprawą było zapotrzebowanie na nikotynę. Nawet stary Rowle przymykał oczy na jego brzydki nawyk. Gdy wręczyła mu kieliszek, uśmiechnął się w podziękowaniu i zgarnął blond kosmyk włosów za ucho, zanim go uniósł i powąchał. Słodkawe.
- Lubisz wino, to chyba dobrze, co? - zapytał, zanim wziął solidnego łyka swojego likieru -karmelowego, jak się okazało. Bardzo w stylu Sinclaira, który gdzieś tu się kręcił. Oblizał usta z odrobiną niezadowolenia, bo nie był fanem słodkości. - Lucas by to pokochał. Chcesz spróbować? Tobie też powinno smakować.
Zapytał, wysuwając wciąż prawie pełne naczynie w jej kierunku, nie zdając sobie sprawy z tego, że jego skóra mogła nieco ściemnieć od napoju. Wolną dłonią poprawił włosy, instynktownie chcąc sięgnąć do kieszeni po papierosa i chociaż wyczuł paczkę pod palcami, przeklął pod nosem, gdy w oczy rzucił mu się kolejny nauczyciel. Kurwa.
- Zatańczysz? - zapytał zamiast tego, słysząc, że lecąca piosenka docierała do końca i miała rozpocząć się kolejna. Odstawił naczynia po ich piciu na bok, wyciągając dłoń w jej stronę.
Powrót do góry Go down


Alise L. Argent
Alise L. Argent

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 1281
  Liczba postów : 985
https://www.czarodzieje.org/t16073-alise-lauren-argent#440125
https://www.czarodzieje.org/t16093-shea#440127
https://www.czarodzieje.org/t16089-alise-l-argent#440019
https://www.czarodzieje.org/t18311-alise-argent-dziennik#521059
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptySob Lip 03 2021, 23:48;

Atrakcja: Taniec
Kości: 1, na zdarzenie 1 = suma 58/2 = 29


Idealna w swoim braku perfekcji.
Miała nadzieję, że poza wstaniem na nogi i poza tymi wszystkimi sukcesami, które odnosił — uda mu się jeszcze nabrać większej pewności siebie oraz uwierzyć w to, jak wspaniałym człowiekiem był. Oczywiście, bywał czasem uroczy z tym niedocenianiem się, ale miała wrażenie, że miłość do samego siebie umiałaby rozwiązać wiele jego problemów. Każdy był idealny taki, jaki był — podobnie, jak ich związek — nieidealny, bo był sobą. Kochała mankamenty, przygody i wszystkie te rysy, nad którymi razem pracowali, dzięki czemu łącząca ich więź była faktycznie silna, stabilna.
- Obawiam się, że nigdy. - mruknęła z powagą, poprawiając mu marynarkę i wciąż trzymając się blisko, gdy trzymał ją w ramionach. Spełniał wszystkie jej potrzeby, zahaczając nawet o te romantyczne, ukryte. Nie chciała wyjść na durną podlotkę, która snuła w głowie marzenia, co mogłoby przypomnieć buszowanie w zbożu - bez ucieczki, bez możliwości realizacji. A jednak jemu się udawało i to całkiem nieświadomie. Zaśmiała się na całusa, bardziej do swoich myśli i zwykłego szczęścia, które z niej emanowało. Zupełnie, jakby wsuwając szpilki i ubierając tiulową spódnicę, wszystko zostało w dormitorium i znaczenie miał tylko bal. Zapiekły ją policzki na komplement. - Przesadzasz, ale Twoje uznanie ma dla mnie największe znaczenie Lucas. Zawsze. I wcale nie muszą się oglądać!
Nie dodała już na głos, że wystarczy, że on się będzie skupiał na niej, a nie na innych — często znacznie piękniejszych dziewczętach ze szkoły. Była pewna, że każda się postarała, każda chciała być klejnotem wieczoru dla osoby towarzyszącej lub podjąć ostatnią przed wakacjami próbę zwrócenia na siebie cudzej uwagi. Trzymała się blisko jego, mocno trzymając jego dłoń.
Wszędzie uśmiechy, muzyka, taniec. Zapachy perfum i napojów, odrobina duchoty. Wszystko to składało się na szybsze bicie jej serca w podrygach podekscytowania, zwłaszcza potęgowane przez towarzyszącego jej Ślizgona. Ludzie byli piękni, nie mogła pozbyć się z głowy tej myśli, podobnie jak uśmiechu widniejącego na muśniętych pomadką wargach. Gładząc jego kciuka, przywitała się z kolejną koleżanką, tu pomachała znajomemu wolną dłonią. Eskil wyglądał na pochłoniętego Puchonką oraz przekąskami, nie mogła pozbyć się wrażenia, że doskonale się zgrywali, chociaż mógł to być wpływ jej naturalnego optymizmu.
Spojrzenie błękitnych oczu przesunęło się po drinkach, a w głowie snuła domysły o ich działaniu. Wiedziała, że na próżno szukać w szkole alkoholu, ale mali pracownicy mogli przejść samych siebie z efektami, o czym Alise przez magię tego wszystkiego dookoła, zupełnie zapomniała. Kiwnęła jeszcze głową, potwierdzając słowa Lucasa, raz jeszcze patrząc na Maxa oraz Feliniusa, Życzyła im jak najlepiej.
- Wcale nie w każdej! Jestem przekonana, że gdybym zrobiła sobie takie platynowe włosy, wyglądałabym przynajmniej tanio, trochę może jak te lalki z mugolskiego sklepu — odparła z rozbawieniem i wzruszeniem ramion, jak zwykle mając mnóstwo dystansu do siebie. Zerknęła jednak na rudy kosmyk, przewijający się leniwie w okolicach jej dekoltu. Gryzł się z tą różową sukienką, ale skoro był zadowolony, mogła z tym żyć i nie robić dramatu. Przygryzła dolną wargę, gdy po ciele przebiegł ją dreszcz wywołany zarówno bijącym od niego chłodem, jak i oddechem.
Oczywiście, że MUSIELI zatańczyć. Bal bez żadnego ruchu na parkiecie się kompletnie nie liczył, nawet pudełko tak mówiło. Może traktowała je nazbyt poważnie, nie znając metod jego działania, ale wpatrywała się w niego z wiarą we własne słowa, wciąż otumaniona zapachem marynarki — mieszanki perfum, skóry i płynu do płukania, od czego mimowolnie robiło się jej cieplej. - No tak, bo pudełko tak mówi.
Przytaknęła, ciągnąc go na parkiet bez szansy na odmowę, chociaż była pewna, że tego by nie zrobił. Wiedziała też, że największym entuzjazmem zareaguje na kolejną część jej wypowiedzi o owym romansie z telewizora. Uśmiechnęła się pod nosem, powstrzymując parsknięcie śmiechem i wywrócenie oczyma. - Oh Sinclair, wiedziałam, że koniec w pościeli wyda Ci się w całej tej historii najciekawszy. No tak, przejrzałeś mnie? Ups. Co teraz?
Zerknęła na niego, wzruszając ramieniem i puszczając oczko, przez co rude włosy zakołysały się na plecach, łaskocząc skórę. Odłożyła marynarkę w bezpieczne miejsce, ukradkiem wygładzając spódnice, zanim znaleźli się wśród innych par na parkiecie. Okręcił nią, wprawiając w ruch warstwy tiulu i uwydatniając rozcięcie na udzie, odsłonił zdobione, jasne szpilki. Objęła go mocno, gdy znalazła się w ramionach Ślizgona, patrząc na niego z powagą. Przez chwilę zdawała się tkwić we własnym świecie, ignorując płynącą dookoła muzykę.
- Chyba trochę zaniedbałam przez to inne przedmioty, ale są priorytety. Skoro wiem, co chce robić, to muszę się w tym doskonalić. Na ostatnim roku powinnam jednak skupić się też na innych rzeczach, zielarstwo, eliksiry, uzdrawianie, czy nawet zaklęcia lub obrona może się przydać, jak uda mi się dostać pracę w rezerwacie. - odpowiedziała z westchnięciem, zdając sobie sprawę z własnych błędów. Zwykle nie miała problemów z podzielnością uwagi, tym razem jednak przepadła, biorąc nawet dodatkowe dyżury, aby zwiększyć swoje szanse w przypadku próby dostania się do pracy po ukończeniu szkoły. Pokręciła głową, nie mogąc przestać się uśmiechać. Wolna piosenka sprawiła, że przytuliła się do niego mocniej, układając twarz przy jego szyi. - To był dobry rok, chociaż dużo się wydarzyło. Wybierasz się na wyjazd szkolny?
Mruknęła cicho — mając usta nieopodal ucha bruneta, nie mógł nie usłyszeć. Odetchnęła zaraz z uśmiechem, widocznie szczęśliwa, nawet jeśli przejawiała się w tym nuta sentymentu oraz nostalgii.


@Lucas Sinclair
Powrót do góry Go down


Aurora N. Taylor
Aurora N. Taylor

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Kilka tatuaży, burza loków na głowie, silny amerykański akcent
Galeony : -159
  Liczba postów : 134
https://www.czarodzieje.org/t20361-aurora-nora-taylor
https://www.czarodzieje.org/t20368-niepoczytalna-poczta-aurory#644120
https://www.czarodzieje.org/t20363-aurora-n-taylor
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyNie Lip 04 2021, 14:07;

Obserwowała go uważnie i dokładnie słuchała wypowiedzianych przed chwilą słów, przy okazji starając się zrozumieć jego zachowanie. Gryfon zdawał się być ostrożny i jakby nie do końca pewny swojej obecności tutaj. Czasem sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nie chciał tu być, a jednak to on do niej napisał z tą propozycją. I raczej nikt go do tego nie zmuszał.
-Podoba mi się. -Powiedziała po chwili, delikatnie przekrzywiając głowę w taki sposób, jakby chciała się mu przyjrzeć jeszcze bardziej. Chodziło jej oczywiście o słowa ojca, miała jednak nadzieję, że Zeph to wyczuje.
Uśmiechnęła się szerzej, usłyszawszy jego zdanie o brytyjskim akcencie, a wzrok skupiła na czymś oddalonym od niej o połowę długości Wielkiej Sali, sprawiając wrażenie jakby przez chwilę myślami była gdzieś zupełnie indziej. -Taaa... -Ponownie spojrzała na stojącego obok niej chłopaka i oparła się o chłodną ścianę, obok której stali. Przyjemne zimno objęło jej rozgrzane ciało, sprawiając że chociaż na chwilę mogła poczuć ulgę. Na Wielkiej Sali było bowiem niesamowicie gorąco. -Mój ojciec jest Brytolem. -Powiedziała w końcu i przymknęła na chwilę powieki. Sama niejednokrotnie śmiała się z akcentu Harry'ego, dlatego rozumie zdanie ludzi, którzy nigdy nie mieli styczności z brytyjskim angielskim. Nie musiała jednak przyznawać mu racji, była ciekawa czy ta informacja jakkolwiek go zainteresuje.
Nie mogła go nie zapytać. Poczucie, że wplątała się w jakąś głupią grę było tak silne, że musiała dowiedzieć się dlaczego postanowił do niej napisać. Przecież prawda jest taka, że praktycznie się nie znają, a gdyby byli w innych domach zapewne nie wiedzieliby o swoim istnieniu. Aurora lekko zmarszczyła brwi, gdy poprawił jej jeden z kosmyków i instynktownie chwyciła jego dłoń, łapiąc ją gdzieś w okolicy nadgarstka.
-Dlaczego mnie zaprosiłeś? -Zapytała szybko, równie szybko puszczając jego rękę, jakby bała się jego reakcji na nieoczekiwane najście z jej strony. -Nie rozumiem, masz zapewne wiele koleżanek, które poznałeś przed... -Zniknięciem. -Przed tym jak wróciłeś skądś. Dlaczego nie zaprosiłeś którejś z nich? -Dokończyła i przygryzła dolną wargę, jakby chciała tym samym sprawić, że już więcej nie będzie nic mówiła. Czy nie miała dzisiaj spędzić spokojnego, miłego wieczoru?
Chyba taki był plan...
Jego dalsze słowa sprawiły jednak, że myślami znów wróciła do ich rozmowy, gwałtownie obracając głowę w jego kierunku, myśląc przez chwilę, że na pewno musiała się przesłyszeć.
-RPA? -Powtórzyła z niemałym zdziwieniem, próbując wyobrazić sobie co musiało się stać, że Zeph znalazł się ostatecznie w Hogwarcie. -Dlaczego się przeniosłeś? -Ciekawość była silniejsza, chociaż rodzicielka zawsze ją ostrzegała, że jest to bezapelacyjnie pierwszy stopnień do piekła. Stojący przed nią chłopak był jednak jak zamknięta księga, która kusi wręcz żeby ją otworzyć i przeczytać całą zawartą w niej historię.

@Zephaniah van Wieren
Powrót do góry Go down


Zephaniah van Wieren
Zephaniah van Wieren

Dorosły czarodziej
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Dodatkowo : Wilkołak
Galeony : 591
  Liczba postów : 590
https://www.czarodzieje.org/t19733-zephaniah-van-wieren
https://www.czarodzieje.org/t20064-sowa-zefka
https://www.czarodzieje.org/t19732-zephaniah-van-wiener
https://www.czarodzieje.org/t20207-zephaniah-van-wieren-dziennik
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyNie Lip 04 2021, 14:51;

Herbertowe mądrości potrafiły czasem uratować nudę. A czasem nawet i zaimponować płci przeciwnej. Tyle, że Zepheniah nie robił tego, aby faktycznie komuś się przypodobać. Powiedział tylko wprost co miał na myśli. Może uznał, że na nie zasługiwała, może to miał być faktycznie komplement o jej urodzie, gdy twarz przyodziewała uśmiech? Nie mogła tego stwierdzić, a i on sam nie zamierzał więcej dodawać. Jedynie skinął głową na to, że przyjął jej uwagę bez żadnych dodatkowych uwag i kontynuował popijanie winogronowego napoju z gobletu. Zaraz jednak odjął go od ust i trzymając za uchwyt zauważył jak ta patrzyła gdzie indziej, może była zamyślona jeszcze nad jego wcześniejszymi słowami? Znowu... Nie wiedział. Tak samo jak nie wiedział obecnie wielu rzeczy o sobie, tak samo nie mógł wiedzieć nic o dziewczynie, którą to od niedawna uważał za powietrze jak trzy-czwarte znanych mu osób. Wessał spomiędzy lekko rozchylonych warg powietrze z sali. Musiał uspokoić swój węch, bo faktycznie chwytał już za dużo zapachów. Nie panował nad nim, ale bardzo starał się nauczyć to robić. Temu też na chwilę odwrócił głowę na bok.
I wtedy usłyszał słowa o jej ojcu. W głębi duszy parsknął. Celowo pomyślał czy zapytała go po to, aby poznać jego reakcję czy może zakłopotać go. Jeśli to pierwsze, nie dałaby rady. Jeśli to drugie, znowu nie dałaby rady. Za bardzo zamknięty, co mogło ją zaintrygować lub zdenerwować.
W takim razie jeśli będę miał okazję go spotkać - przeproszę go. – Nieźle wybrnąłeś, van Wieren. Nawet wewnętrzny wilk się lekko uśmiechnął z tego powodu. Poradziłeś sobie nawet lepiej niż sądziłeś, a i nie dałeś z siebie zbyt dużo emocji. Chapeau bas. Tak, nawet jeśli przeszedł tyle... ostatnich wydarzeń to... starał się. Starał się zmienić siebie, odzyskać jakoś starą werwę. Ale wszystko zaczynało się od chęci, a nie było za dużej aktywności. Temuż trzeba było starać się jakoś to zmienić. I bal był jakąś pierwszą, większą okazją do tego, aby chociaż lekko rozbić skorupę jaja, która narosła wokół niego. Póki co tylko jedne pęknięcie.
Nie mogła go nie zapytać. No tak, to było przecież nie do końca zwykłe, że ktoś wyciągnął do niej rękę, chociaż mógł wybrać kogoś bardziej mu znanego. Ale nie, nie. Spokojnie, to było dobre pytanie. Na które zaraz odpowiedział, tylko ponownie z kielicha. – Może chciałem się zachować jak w sztampowym filmie, gdzie populars zaprasza po prostu nikomu nieznaną dziewczynę? – Poczekał z pauzą na jej reakcję. Zagryzienie wargi. Była zaciekawiona, heh. Pokręcił głową. – A tak serio... Nie było mnie tyle czasu, że nie chciałem zawracać komuś innemu głowy. Zresztą.. Musisz poznać klimat szkoły. A ja znowu się w niego wkręcić. – Czyli to był idealny powód, żeby ją wyciągnąć. Oboje musieli jakoś bardziej się wczuć. Ona, bo była nowa. On, bo wypadł z puli. A czy faktycznie musiał zaprosić kogoś mu znanego? Chrzanić to, kto w ogóle o tym decydował kogo można zaprosić, a kogo nie i jeszcze z jakiego powodu. Ważne, że oboje mają chęć spędzić miło wieczór...
Właśnie przeszli na grząski grunt, gdy ta zapytała go dlaczego się przeniósł. Musiał więc sprawić jej wielki zawód, kiedy popatrzył się na nią wzrokiem, który łatwo mógł zdradzić, jeśli tylko skupiła się na oczach. "Nie teraz". – Musiałem. Życie na mnie to wymusiło, a ja po prostu się dostosowałem. Jestem jak ryba, płynę z prądem. – Był przy tym nienaturalnie spokojny. Jeszcze parę miesięcy temu by panikował, czuł się nieswojo, unikał tego jak ognia. A teraz? Jedynie pozostawił po sobie mocniejszy posmak tajemnicy. Nie wiedział tylko czy to ugasi czy rozochoci bardziej Taylorównę.
Zaraz też popatrzył się na całe otoczenie, gdzieś tam ktoś mówił o tańcach, a on... Nie, nadal trzymał przy sobie rękę. Nie wiedział nawet czy zaproponować. Albo czy umiała tańczyć. Węch za niego wszystkiego nie zrobił. Dlaczego kołku nie umiesz zrobić tego teraz, a umiałeś wcześniej do innych?

@Aurora N. Taylor
Powrót do góry Go down


Mulan Huang
Mulan Huang

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Galeony : 1314
  Liczba postów : 1449
https://www.czarodzieje.org/t20227-mulan-huang#630198
https://www.czarodzieje.org/t20246-lacze-lan
https://www.czarodzieje.org/t20228-mulan-huang#630207
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyNie Lip 04 2021, 23:49;

Atrakcja: Jedzenie
Kości: 1
Efekt: w następnym poście

Gdyby naprawdę zależałoby jej na tym balu to poszłaby i samotnie. Nie miałaby z tym większego problemu choć zdecydowanie lepiej było jak miało się jakieś dobre towarzystwo. Przynajmniej z takim Drake'iem to nie będzie się nudziła. Jak już się jakoś przełamie, bo chwilowo to jedynie stali niezręcznie pośrodku Wielkiej Sali, nie bardzo wiedząc co powinni robić.
- W sumie jedzenie brzmi dobrze - stwierdziła krótko.
W przeciwieństwie do Lilaca raczej nie rozglądała się po tłumie przebywających w pomieszczeniu. Nie widziała w tym sensu skoro sporej części nie rozpoznawała albo kojarzyła wyłącznie z tego, że ileś tam razy minęła ich na korytarzu lub widziała w sali podczas jakiejś lekcji. Miała naprawdę kiepską pamięć do ludzi. Zresztą nie jej wina, że większość była do siebie niezwykle podobna.
Przez jakiś czas Huang przyglądała się całej wystawce łakoci, chcąc znaleźć coś dla siebie. Wszystko wyglądało całkiem smakowicie także wybór był trudny. Dopiero po jakimś czasie zdecydowała się na to, by sięgnąć po dyniowy pasztecik, który zachęcał swoim wyglądem. I właśnie wtedy też zauważyła, że jej towarzysz chyba chciał zostać nowym ogniomiotem.
- Woah - nie dało się ukryć oczywistego zachwytu w jej głosie, gdy tylko zorientowała się, co też takiego miało właśnie miejsce. - Ej, Drake. Myślisz, że mógłbyś mi nieco podgrzać żarcie? - niewiele czekając na reakcję chłopaka, podsunęła mu pod twarz pasztecika.
No co? Jak dla niej to trzeba było korzystać z tego, że ma przy sobie w miarę kompaktowy (bo w końcu Lilac sporego wzrostu był) opiekacz do jedzenia.

@Drake Lilac
Powrót do góry Go down


Aurora N. Taylor
Aurora N. Taylor

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Kilka tatuaży, burza loków na głowie, silny amerykański akcent
Galeony : -159
  Liczba postów : 134
https://www.czarodzieje.org/t20361-aurora-nora-taylor
https://www.czarodzieje.org/t20368-niepoczytalna-poczta-aurory#644120
https://www.czarodzieje.org/t20363-aurora-n-taylor
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyPon Lip 05 2021, 01:36;

Cała ta sytuacja paradoksalnie wydawała jej się całkiem zabawna, chociaż zdecydowaną większość osób kojarzyła jedynie z widzenia, a z bardziej znanych jej twarzy na Wielkiej Sali obecny był chyba tylko Ace, który teraz jednak organizuje sobie jakieś dziwne schadzki z tym typem, który wypił mu przecież cały kufel kremowego piwa. Mimo, że myślała iż jej pobyt na balu zakończy się szybciej niż się zaczął, w tej chwili rzeczywiście nie miała ochoty wracać na górę, chociaż ze swoim rozmówcą prowadziła jedynie niezobowiązującą rozmowę. Wcześniej nie doceniła również rozmachu, z jakim urządzono ów bal - Wielka Sala była wręcz nie do poznania i doprawdy trudno jest uwierzyć, że jest to dokładnie to samo pomieszczenie, w którym codziennie jedzą posiłki, a niektórzy uczniowie doświadczają przykrej sytuacji w postaci wyjców. Na szczęście jej rodzice są chyba zbyt zajęci pracą w Ministerstwie Magii i nikt z Taylorów nigdy takiego listu nie dostał - nie żeby zasługiwali, jednak nie da się ukryć, że czasem zdarzają się sytuacje, kiedy potrzebowaliby dostać porządny opieprz.
-Raczej nie będziesz miał okazji, ale jak takowa się nadarzy, to osobiście tego przypilnuje! -Końcówkę zdania wypowiedziała nad wyraz poważnie, zupełnie jakby rzeczywiście oczekiwała od niego jakichkolwiek przeprosić w stronę ojca. Prawda jest jednak taka, że ona sama odwiedzając swoich brytyjskich dziadków niekiedy musiała się porządnie skupić, żeby wszystko dokładnie zrozumieć. Szkocki akcent jest przecież jeszcze gorszy niż ten angielski, a dla kogoś kto wychował się w Ameryce potrafi być wręcz niezrozumiały.
-Nie chciałeś zawracać głowy? Na pewno masz wokół siebie osoby, które się martwiły. Przecież każdy widział, że nie było Cię dość długo. -Powiedziała w końcu, sama się sobie dziwiąc że pozwala sobie na tak wiele w obliczu tak naprawdę zupełnie obcej osoby. Nie znała go, nie wiedziała jak zareaguje na dociekliwe pytania, dlatego szybko na twarz przyodziała lekki uśmiech, wzruszyła ramionami i chcąc nadać rozmowie nieco luzu, szturchnęła go lekko łokciem. -Cóż, w takim razie powinnam Ci chyba podziękować. Kolejny punkt odhaczony - przeżyć słynny bal w Hogwarcie. Mój tata mi zawsze opowiadał, że Ilvermorny w tej kwestii nie dorasta brytyjskiej szkole do pięt, chociaż przecież nigdy do tamtej nie chodził i nie miał absolutnie żadnego porównania. -Pamięta doskonale ich rodzinne "kłótnie", w trakcie których Harry bezskutecznie próbował przekonać całą pozostałą część rodziny, że w wielu kwestiach brytyjskie=lepsze, chociaż wszyscy dobrze wiedzieli, że na amerykańskiej ziemi odnalazł się wybitnie dobrze i oprócz naturalnej tęsknoty za rodzicami, absolutnie nic nie wskazywało na to, że jakkolwiek tęskni za rodzinnym krajem. Nawet okres adaptacji po przyjeździe do Wielkiej Brytanii był dla niego dość ciężki.
Teraz jesteśmy jednak tu, w pięknej Wielkiej Sali, a ona cóż...
Zauważyła to.
Wyczuła, że nie powinna zadawać tego pytania. Że jest to być może rozdział, który jest dla niej jeszcze niedostępny. Nie wie czy kiedykolwiek będzie - na razie Gryfon jest dla niej nierozwiązaną zagadką i cóż...niech tak pozostanie. Co jednak się stało, już się nie odstanie i Aurora chcąc nie chcąc trochę się w całej tej sytuacji zmieszała. Pewnie dlatego ostatnie słowa chłopaka pozostawiła bez najmniejszego komentarza, a jedynie skinięciem głowy na znak, że rozumie.
-A wiec...jesteś z Pretorii? Czy z Kapsztadu? -Zapytała, chcą nadać rozmowie dawny tor, a także dowiedzieć się czegoś o miejscu z którego pochodził, tak bardzo dla niej odległym, nieznanym i zapewne w pewnym stopniu bardzo ekscytującym.

@Zephaniah van Wieren
Powrót do góry Go down


Jules Swansea
Jules Swansea

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183
C. szczególne : nieobecny wzrok, ciężki zapach opium i terpentyny na włosach, smugi farby na ubraniach
Galeony : 20
  Liczba postów : 20
https://www.czarodzieje.org/t20421-jules-swansea#646573
https://www.czarodzieje.org/t20422-jules#646583
https://www.czarodzieje.org/t20420-jules-swansea#646572
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyWto Lip 06 2021, 03:46;

ATRAKCJA: belgijka i jedzenie
KOŚCI: 77 i 2
EFEKT: najpierw jestem królem parkietu a potem zionę ogniem

Pewnie byłby się tą nieplanowaną i karkołomną akrobacją przejął bardziej, gdyby a) wiedział co to wstyd oraz b) w jego żyłach nie buzował zmiksowany przez skrzaty złoty drink szczęścia, który nawet znad werterycznej głowy Julesa odgonił na trochę ciemne chmury melancholii. Nie wspominając już o tym ucieleśnieniu czerwcowego słońca w postaci wciąż nieznanego mu z imienia chłopca, który zdawał się wcale nie mieć nic przeciwko temu, że zamiast polecieć z ramion Krukona wprost do nieba, popłynął za nim jak za lordem aż na dno. Nie tylko nie zerwał się na równe nogi oburzony całym zajściem, bo przyjemnym ciężarem wątłego ciała w dalszym ciągu przyszpilał Swanseę do kamiennej posadzki, ale też po krótkiej chwili szoku zaczął wtórować mu w tym maniakalnym chichocie, bardzo wyraźnym dla ich dwojga, a dla reszty imprezowiczów zupełnie ginącym gdzieś między kolejnymi akordami płynącej z głośników melodii. Czas na chwilę jakby zatrzymał się w miejscu i Jules był gotów przysiąc, że to tylko i wyłącznie po to, by mógł tak leżeć i w niemym zachwycie wgapiać się w rozświetloną szczęściem twarz górującego nad nim chłopca. Ten jednak postanowił wybrać sobie właśnie tę chwilę, by odpowiedzieć na jego słowa komentarzem tak bezwstydnym, że wargi Julesa momentalnie rozchyliły się, jakby gotowe do podjęcia tematu i równie szybko zamarły w bezruchu, w gruncie rzeczy wcale niezdolne do nadania myślom kształtu słów. Nim zdołał zadecydować, do której śmiałej tezy odniesie się jako pierwszej (przypadkowe spotkanie zostało nazwane randką i to w dodatku pierwszą, co zakładało możliwość wystąpienia również drugiej, a na niej ponownego wylądowania z nim na sobie), nieznajomy wyrzucił ręce w górę i zaczął machać nimi z takim zaangażowaniem, z jakim najbardziej zagorzali fani Celestyny machali odpalonymi zaklęciem Lumos różdżkami w trakcie granego na żywo kawałka „Ta sama zaczarowana chwila”. Swansea mimowolnie zacieśnił chwyt palców na różowym materiale marynarki okalającym talię chłopca, jakby bał się, że ten zaraz jeszcze bardziej da się ponieść muzyce, ucieknie mu na parkiet i zniknie w tłumie lepkich od potu ciał na dobre, jednak ten wcale zdawał się nie mieć takich planów. No, a przynajmniej nie bez Julesa.
- Ty się lepiej o własne dupsko martw, noc jest jeszcze młoda – wypalił równie pozornie niewinnie, pozwalając pomóc sobie wstać z posadzki. - A jak chcesz robić ze mną arabeski to, o! – Ewidentnie nie mogąc utrzymać rąk z dala od niego, podłożył mu pod brodę zgięty w haczyk palec wskazujący i uniósł ją tak, że teraz nie bardzo miał inne wyjście, jak tylko znów spojrzeć mu w oczy. - Rób to dobrze. Szyja wydłużona – poinstruował bardzo profesjonalnym tonem baletmistrza. I tylko czający się w kąciku ust szelmowski uśmiech zdradzał, że podchodzi do tego wszystkiego bardzo średnio poważnie.
Zupełnie jak i nieznajomy chłopiec, który uznał, że kawałek Christoffa Tailora będzie idealny do odtańczenia belgijki. Chociaż sam Jules niekoniecznie podzielał taneczne marzenia nowojorskiego kolegi, w tym momencie był nim zafascynowany do tego stopnia, że, gdyby tylko poprosił, zatańczyłby z nim breakdance na krawędzi obręczy bramki do Quidditcha. Kolejny raz dał chwycić się za dłoń i bezwiednie poprowadzić do tańca, wiernie wtórując swojemu partnerowi w skomplikowanej serii kroków, obrotów, odskoków i doskoków. Połączenie dwóch energii – ujmująco niezbornej Julesa i tej naspeedowanego puszka pigmejskiego, którą emanował Amerykanin – absolutnie nie miało prawa zakończyć tego układu sukcesem, a jednak przy kolejnym obrocie dłoń Krukona została opleciona jakąś obcą, należącą do siódmorocznego Gryfona, który wraz ze swoją partnerką przyłączył się do osobliwego tańca. A wraz z nimi kilka innych par, którym najwyraźniej mało było belgijki z początku balu. Wiatr gwizdał z Christoffem Tailorem, a cała lewa część parkietu wirowała z chłopcami do momentu aż Jules zgrabnym ruchem wyprowadził ich dwójkę z tego szaleńczego korowodu.
- Chodź – zadecydował łagodnie, prowadząc go za splecione dłonie w stronę stołów z przekąskami. Z miną mówiącą „masz, chrupnij sobie”, przesunął w jego stronę półmisek z pięknie mieniącymi się w świetle żyrandoli cukierkami, do złudzenia przypominającymi smocze łuski. - Zjedz coś. Mam wobec ciebie jeszcze dużo planów, zanim zadecydujemy zatańczyć się na śmierć – wypalił z szelmowskim uśmiechem, po czym sam wpakował sobie do ust garść wspomnianych wcześniej słodyczy. Przy połykaniu zapiekło w przełyk i gdy uchylił wargi, by doradzić Amerykaninowi, żeby jednak wziął coś innego, bo te w smaku są jeszcze gorętsze niż Celestyna na okładce „Nagich Kryształów”, zamiast słów wypłynął z nich snop ognia. Nie chcąc spalić nowemu koledze brwi, z niepodobną swoim flegmatycznym ruchom szybkością spróbował osłonić go od płomienia własnymi dłońmi. Też źle. Syknął gwałtownie, a gdy podstawił palce pod usta, by strumieniem powietrza ulżyć sobie w cierpieniu, jedynie poparzył się jeszcze mocniej. I chyba tylko usłyszane zza pleców: „Na litość Merlina, chłopcze! Stójże, nic nie mów!”, uratowało go od zafundowania sobie oparzeń drugiego stopnia. Po pobieżnej inspekcji Julesowych palców, profesor Forester stwierdził, że obejdzie się bez wizyty w skrzydle szpitalnym, jeśli tylko potrzyma przez jakiś czas w dłoniach przyjemnie chłodny kufel z piwem imbirowym. Następnie transmutował leżącą nieopodal serwetkę w mały notes, a słomkę w pióro, które następnie wręczył Krukonowi, instruując go, by przez jakiś czas porozumiewał się w ten sposób. I dopiero gdy odszedł, Swansea mógł wrócić uwagą i wzrokiem do nowego kolegi, by posłać w jego stronę uśmiech, który mógłby ujść za przepraszający, gdyby nie przekora i brak jakiejkolwiek skruchy czający się w zielonych tęczówkach. Nie roztrząsając więcej (drugiej już!) próby zamachu na własne zdrowie, skinął podbródkiem w stronę patery z czekoladowymi żabami, a potem odrobinę uniósł w górę splecione na kuflu dłonie, niewerbalnie próbując zakomunikować Amerykaninowi błagalne: Otworzysz mi jedną?

@Ace Taylor
Powrót do góry Go down


Drake Lilac
Drake Lilac

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Dodatkowo : Wilkołak, prefekt
Galeony : 1099
  Liczba postów : 2079
https://www.czarodzieje.org/t20288-drake-lilac
https://www.czarodzieje.org/t20289-poczta-drake-a#636524
https://www.czarodzieje.org/t20286-drake-lilac#636463
https://www.czarodzieje.org/t20314-drake-lilac-dziennik#638560
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyWto Lip 06 2021, 04:24;

Cóż... Doireann wspominała że Eskil ją zaprosił ale słyszeć, a widzieć to dwie różne rzeczy. Zazdrosny nie był, ale obawiał się ile czasu Sheenani zdoła bezpiecznie wytrwać w jego towarzystwie. Może i raczej nie należała do agresywnych dziewczyn, ale nie wykluczał opcji że jeśli gdzieś pójdą sami i zacznie płakać, to półwil tam utonie jeśli nie rzuci na siebie bąblogłowego. Ale póki co, jego problemem była charakterystyczna dla smoków cecha w postaci strzelania płomieniami z japy. Kiedy Mulan rzuciła swoją prośbą, on spędził kilka sekund ucząc się regulacji miotacza płomieni. Kiedy już to miarowo ogarnął, zaczął jej opiekać pasztecik. Oczywiście ostrożnie żeby jej przypadkiem nie poparzyć. Nic tylko się zatrudnić jako żywy opiekacz do żywności i brać snykla za każdą minutę podgrzewania.
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyWto Lip 06 2021, 09:09;


W słowniku Gabrielle nie istniał czasownik "powinno się". Wychodziła z założenia, że każdy miał wybór, niezależnie od tego czego od nas oczekiwano, czy jakie nakazy wisiały nad naszymi głowami. Dlatego nawet jeśli Charlie podzieliłby się z nią wątpliwości, jakie się w nim rodziły, zrozumiałaby. Problem tkwił w tym, że jego wątpliwości będące natury czysto osobistej, mogły stać się sprawą publiczną tylko dlatego, że to właśnie w nim Rowle Senior pokłada wszelkie nadzieje. Zdawała sobie z tego sprawę, chociaż blondynce ciężko było to zaakceptować, bo jak można przyjąć do wiadomości i pogodzić się z tym, że twoje życie wcale nie należy do Ciebie? Nie znała papy Rowle i nie była pewna czy chciałaby go spotkać na swojej drodze. Była osobą dość bezpośrednią i zapewne nie miałaby problemu z tym, by wygarnąć mu co myśli nie tylko o ustawionych zaręczynach do których zmusił własnego syna, ale również jego podejściu do najmłodszego z dzieci. Zależało jej na Charlim i choć nigdy otwarcie nie mówił, jak obecna sytuacja mu ciąży dziewczyna znała go na tyle, by wiedzieć, że tak właśnie jest - wolny ptak zamknięty w wielkiej, złotej klatce, ze złudnym poczuciem wolności.
Natomiast jeśli chodziło o Gab, ona rzadko kiedy wiedziała czego chce, najczęściej działając po omacku. Liczyła się z tym, że los bywa przewrotny, a przez to jedynym co było pewne w życiu jest śmierć. Z drugiej strony było tak wiele rzeczy, których chciała doświadczyć i pewnie dlatego nie potrafiła skupić się tylko na jednym. Brak kierunku nie był jednoznaczny z brakiem pomysłu na przyszłość, ale wielu tak to odbierało. Na młodych ciążyła pewnego rodzaju presja, jedni odczuwali ją mocniej,inni mniej, ale wciąż istniała. Charlie i Gab zdecydowanie nie byli tacy jak Lucas i Alise, którzy już dawno wiedzieli czego chcą, nie tylko od życia, ale również siebie nawzajem i Puchonka z radością przyznawała, że tworzą naprawdę cudowną i zgraną parę.
Próbowała nie zaprzątać swoich myśli narzeczeństwem Charliego, który sam nie przykładał do niego zbyt dłużej wagi,niemniej nie potrafiła. Wciąż z tyłu głowy pojawiała się myśl, że oficjalnie jest w związku z kimś innym i to poważnym, a przynajmniej takim z którym wiązała się jego przyszłość, a oni? Kim byli? Wciąż po wielu próbach nie potrafiła tego określić, trwali w zawieszeniu, bo tak było wygodnie, ale jak długo to jeszcze potrwa? Obecnie Gabrielle żyła w przeświadczeniu, że wraz z końcem wakacji wszystko się zmieni.
Stając przed wyborem sukienki miała chwilę wahania, wiedząc jak Ślizgon ubóstwia koronki, ale ostatecznie postawiła na gładką suknię, zostawiając co nieco dla wyobraźni chłopaka; pod prostym materiałem ubraną miała koronkową bieliznę, czego ten nie był świadom, choć znając ją tak długo, mógł się domyślić. Lubiła czasem robić mu na złość, nawet jeśli ostatecznie to ona gorzej na tym wychodziła, jawnie dając mu tym samym do zrozumienia, że wciąż jej bardzo zależy.
Słysząc słowa padające z jego ust zaśmiała się - To tylko kilka minut przed lustrem -stwierdziła, chociaż w rzeczywistości spędziła tam więcej czasu, chcąc prezentować dziś w najlepszej wersji. Nie potrafiła mu odmówić, dlatego z wdzięcznością i delikatną aczkolwiek niezbyt wymowną wyższością obdarzyła uśmiechem dziewczyny, które skupiały swoją uwagę na Charlim, dając im do zrozumienia, że tego wieczór należy tylko do niej.
- To wcale nie tak - zaprzeczył kiedy odniósł się do pochłanianych przez nią ilości jedzenia, zwłaszcza tego przygotowanego przez niego -Za dobrze gotujesz i raz, że nie potrafię odmówić, a dwa wydaje mi się, że uzależniasz mnie od swojej kuchni. To zamierzone, Rowle? - zapytała, unosząc do góry prawą brew, nieco podejrzliwym tonem, choć rozbrzmiewała w nim nutka rozbawienia.
- Obawiam się, że palenie wciąż jest zakazane na terenie szkoły, więc lepiej odpuść - odparła równie cicho, jak on nawet jeśli wstąpiła, że Rowle da za wygraną i zapewne znajdzie sposób, by oddać się swojemu paskudnemu nałogowi.
Nie ufała niczemu co stało na stołach, choć wino w smaku okazało się całkiem przyjmę a kiedy Rowle podał jej swoją szklankę, wyciągnęła po nią dłoń; opuszki palców ledwie musnęły szkło, kiedy to po prostu zniknęło, razem z zawartością. Gab zmarszczyła w wyrazie zaskoczenia,otwierając szerzej oczy. - Ej! - żąchnęła się - Przepraszam, nie chciałam. Zaraz wybiorę ci coś... - umilkła, patrząc na twarz Charliego, którego skóra pokryła się lekką opalenizną. Chciała mu o tym powiedzieć, ale wtedy zaproponował taniec, wyciągnąć zachęcająco w jej kierunku dłoń, którą ujęła.
- Z chęcią - dodała tylko szeroko się uśmiechając, zanim zaprowadził ich na parkiet, a wtedy rozbrzmiała wolna melodia.


Powrót do góry Go down


Ace Taylor
Ace Taylor

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : nowojorski akcent
Dodatkowo : jasnowidz
Galeony : 23
  Liczba postów : 38
https://www.czarodzieje.org/t20413-ace-taylor#646347
https://www.czarodzieje.org/t20417-ace#646360
https://www.czarodzieje.org/t20412-ace-taylor
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyWto Lip 06 2021, 19:40;

ATRAKCJA: belgijka i jedzenie
KOŚCI: 74 i 6
EFEKT: belgijka bez przypału plus pogoń za czekoladową żabą

Ani mu się śniło teraz gniewać na swojego kompana i w dodatku niewielka w tym była zasługa krwiobiegu wciąż muśniętego zaczarowanym drinkiem odbierającym nieco rozumu; przecież każdy dotychczasowy ruch nieznajomego był idealnie zsynchronizowany z jego własnym, dłonie pasowały do siebie jakby zostały skrojone na miarę i w dodatku same zdawały się doskonale odnajdować odpowiednie miejsca, w których powinny się ulokować, sportowa skieta podążała za eleganckim obuwem jakby przewidując jego kolejny krok, jak więc mógłby mieć do niego pretensje o jeden drobny błąd? Byłby głupcem, gdyby pozwolił jednej, nieznaczącej - choć z pewnością tragicznej w skutakch - pomyłce zrujnować ten wieczór, który z każdą chwilą zdawał się być bardziej magiczny niż wszyscy obecni w zamku czarodzieje razem wzięci. A nawet gdyby tym głupcem jednak był i próbował zaprzątać sobie głowę niespodziewaną kompromitacją, nawet gdyby zdążył się już zirytować - nie było możliwości, by trwało to długo, bo śmiech chłopca, jak Felix Felicis, zdawał się skutecznie redukować wszelakie negatywne emocje i myśli. Jeśli zaś o myśli chodzi, powoli i z lekka jakby zaczynało do niego docierać, że zdecydowanie zbyt pospiesznie wypowiadał na głos wszystkie te frywolności i nawet jeśli tajemniczy kolega zdawał się je aprobować, wszak podchwytywał wszystkie, a niektóre i z nawiązką, to przecież, na Merlina - to wciąż był obcy człowiek, a takie wdawanie się w podobne niejednoznaczne wymiany zdań, porywanie kogoś na parkiet i podbijanie go w sposób zdecydowanie nie w sposób przystający parze kolegów, nie było czymś, co Taylor tak po prostu robił; ale bezwstydny urok Brytyjczyka i jego szczupła dłoń dyktująca ruch puchońskiego podbródka aż do momentu, w którym ich spojrzenia były zmuszone się skrzyżować - choć żadnego przymusu w tym geście nie było - zdawały się skutecznie, choć niepostrzeżenie zapełniać lukę po imbirowym afrodyzjaku. Nie zarejestrował nic zupełnie z tego, co baletmistrz do niego mówił w tym momencie, tylko wyjąkał coś niezbyt składnie i prędko popędził dalej w tany, jakby w obawie, że zaraz pokusi się o coś, czego zdecydowanie nie wypadałoby robić na pierwszym spotkaniu, a już na pewno nie na oficjalnym szkolnym balu. Na ratunek przyszła belgijka, która zarazem odsunęła od niego prawdopodobieństwo zrobienia czegoś zbyt niefrasobliwego i pozwoliła dalej pożytkować nabytą przez magiczny drink energię i musiał przyznać, że bawił się przy tym fantastycznie; towarzysz - jakimś cudem, bo przecież nie był na arbuzowym speedzie - nie ustępował mu w ani jednym podskoku ani obrocie, a w momencie, w którym dołączyło do nich jeszcze kilkoro równie spragnionych uczniów, zabawa rozkręciła się już absolutnie. Powoli brakowało mu tchu, choć nogi wciąż rwały się do tańca i gdyby nie nagły głos rozsądku towarzyszącego mu chłopca, prawdopodobnie byłby pląsał do rana; nie protestował jednak, gdy ten zarządził zejście z parkietu, bo przecież Ace poszedłby z nim teraz nawet tresować pustniki w zakazanym lesie. Musiał przyznać, że zarówno migoczące smocze cukierki jak i mina rozmówcy były bardzo zachęcające, żeby sobie chrupnąć, a troska nieznajomego o stan żołądka Ace'a całkiem urzekająca, trzeźwo przekalkulował jednak, że nie opłaca mu się ryzykować, że dla chwili potencjalnej przyjemności wyląduje ze wstrząsem anafilaktycznym (albo gorzej - ze sraczką) na takim miłym spotkaniu z takim miłym chłopcem. - O! Mam własny prowiant. - stwierdził z miną jakby odkrył kolejną Amerykę, wygrzebując z kieszeni marynarki największy rarytas na świecie jakim była obrzydliwie słodka, zapachem usilnie udająca malinę, pozostawiająca po sobie intensywny zapach i trochę mdły smak, owocowa guma rozpuszczalna; nie wdając się w dalsze, zbędne szczegóły ("nic nie zjem bo musiałbym najpierw poprosić skrzata o listę alergenów" nie brzmiało jak najbardziej atrakcyjne wyznanie świata), zapodał sobie smakołyk i, słysząc kolejne słowa chłopca, zerknął na zegar, który zawisł na jednej ze ścian by przypominać ewentualnym Czarciuszkom, o której godzinie czas zgubić pantofelek. - To lepiej się pospiesz, noc już nie taka młoda. - zauważył, brzmiąc znacznie mniej bezwstydnie niż wcześniej i z uśmiechem nawet w połowie nie tak szelmowskim jak towarzysz, a właściwie wcale. Chciał jeszcze, szczerze przejęty, przestrzec kolegę przed zbyt łapczywym pochłanianiem cukierków garściami - sam parę godzin temu prawie zszedł z tego świata z podobnego powodu - ale nie zdążył, bo w tym samym momencie odezwał się Brytyjczyk. A jak się odezwał, to...! O Merlinie. Refleks szachisty oczywiście nie uchronił go przed pojawiającym się zupełnie znienacka płomieniem prosto z ust chłopca, tak samo jak jego dłonie, które dzielnie, choć nieskutecznie, próbowały robić za barierę przed ogniem; gdyby nie interwencja poczciwego Forestera, Merlin jeden wie, jak to wszystko by się skończyło i co jeszcze zostałoby podpalone. Poncz? - No, a już myślałem, że atmosfera bardziej gorąca niż na parkiecie nie będzie - skwitował, uznając że może sobie pozwolić na niepoważny komentarz gdy sytuacja została skutecznie opanowana przez profesora, a kolega chłodził prawie-poparzenia na kuflu z piwem; widząc jakby proszący gest, powędrował wzrokiem w stronę patery z resztką czekoladowych żab, załapał o co chodzi i zaraz sięgnął po jedną z ostatnich, korzystając z tego, że mimo wszystko był nieco wyższy od kłębiących się przy półmisku trzecioklasistów, zgarniających łapczywie łakocie garściami. - Założę się, że ci wylosowałem kartę z jakimś najbardziej obciachowym czarodziejem... - mruknął pod nosem, mocując się chwilę z pieczołowicie zapakowaną czekoladką, a gdy tylko uwolnił żabę z papierka, ta zarechotała donośnie niczym prawdziwa ropucha i... dała dyla pod stół. Stwierdziwszy ze zgrozą, że w czasie gdy siłował się z opakowaniem, trzecioklasiści pożarli cały pozostały zapas, natychmiast zanurkował za nią, czując się w obowiązku dostarczyć tę żabę swojemu nowemu koledze, no bo przecież tak ładnie, choć bez słów, go o to poprosił. Lawirował więc dzielnie między tańczącymi sylwetkami i tymi opierającymi się luźno o stoły i popijającymi drinki; przebiegał tuż przed nosami tych podpierających smętnie ściany, mruczał "przepraszam, przepraszam", gdy prawie wpadał na patrolujących przyzwoitość balu profesorów i wreszcie przyuważył żabę na jakiejś fikuśnej dekoracji oplatającej jedną z kolumn. Niezbyt wysoko, ale nie na wyciągnięcie ręki; chcąc nie chcąc, ale też za wiele nie myśląc, wspiął się na jeden ze stołów, strącając z niego przy okazji miskę solonych paluszków, by triumfalnie zacisnąć palce na skrzeczącej cicho, czekoladowej żabie. Prędko wrócił do swojego towarzysza, cały rozemocjonowany tą pogonią i wyciągnął w jego stronę przysmak. - Mam nadzieję że wiernie pilnowałeś domowego ogniska, kiedy polowałem na tę zwierzynę. - oświadczył bardzo poważnym tonem i dopiero teraz przyjrzał się zwierzakowi krytycznie; żaba była już po tej przebieżce po sali lekko zakurzona i do tego cała obklejona imprezowym konfetti. Niezbyt apetyczny widok; podrapał się zakłopotany po głowie i rzucił nieznajomemu szczerze skruszone spojrzenie, bo naprawdę było mu przykro, że tak schrzanił sprawę jego czekoladowej zachcianki. - E... może chcesz gumę? Mam jeszcze jedną wiśniową. - zaoferował więc, prędko łowiąc z kieszeni zawiniątko w kolorowym papierku - może niezbyt atrakcyjny, w porównaniu do żaby, zamiennik, ale za to jak bliski jego sercu. I jedyny jaki posiadał w zanadrzu.
Powrót do góry Go down


Jules Swansea
Jules Swansea

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183
C. szczególne : nieobecny wzrok, ciężki zapach opium i terpentyny na włosach, smugi farby na ubraniach
Galeony : 20
  Liczba postów : 20
https://www.czarodzieje.org/t20421-jules-swansea#646573
https://www.czarodzieje.org/t20422-jules#646583
https://www.czarodzieje.org/t20420-jules-swansea#646572
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyPią Lip 09 2021, 15:10;

Bardzo chciałby móc zrzucić ciężar odpowiedzialności za te łapczywe połknięcie garści zdradzieckich cukierków na nowego kolegę i jego już wcale nie tak pewne siebie popędzanie go do podjęcia akcji, będącej tematem ostatniej godziny bezwstydnych flirtów, jednak prawda była taka, że innych winnych oprócz Julesa tu nie było. To on, wszystko on i branie garściami - czy to z misy tajemniczych, majstrowanych skrzacimi łapkami przekąsek, czy z życia w ogóle, bez najmniejszego nawet przebłysku refleksji na temat ewentualnych konsekwencji. A te w skutkach były wyjątkowo przykre, bo żadna, nawet najbardziej wymowna mina nie była w stanie zrekompensować werbalnie wypowiedzianego „A co, dodali tam Twojego starego?” na komentarz o obciachowych czarodziejach uwiecznionych na kartach z czekoladowych żab. Niezmiernie był jednak Amerykaninowi za tę asystę wdzięczny i już-już wyciągał rozpostartą dłoń w celu odebrania swojego zamówienia, kiedy płaz jednym gibkim ruchem wybił się do skoku i czmychnął gdzieś między nogi stołu. Brwi Julesa wystrzeliły w górę, w geście nieprzemijającego mimo upływu lat, bezbrzeżnego zdumienia zwinnością i szybkością tych czekoladowych szatanów, jednak zanim zdołał niewerbalnie podzielić się tym spostrzeżeniem ze swoim towarzyszem, ten rzucił się w dziki pęd za uciekinierem. Zdolny jedynie stać i mrugać, z mimowolnie kiełkującym w lewym kąciku ust uśmiechem obserwował tę osobliwą pogoń przez parkiet, kolana gorzej bawiących się imprezowiczów oraz stoły z przekąskami. Zadowolenie nie trwało jednak długo, bo chociaż złoty drink był ewidentnie nieco silniejszy niż wywołany arbuzowym cukrem haj, w końcu i on ostatecznie opuścił krwioobieg. Rozejrzał się po Wielkiej Sali i zlewającym się w jedną bezkształtną masę tłumie twarzy, czując, jak przytłaczające wrażenie wyobcowania zaczyna gromadzić się gdzieś w okolicach mostka, spotęgowane tylko brakiem nowego kolegi u boku. Nerwowo przestąpił z nogi na nogę, by ostatecznie uwolnić ręce z ciężaru chłodnego kompresu w postaci kufla i nabazgrać coś w zostawionym mu przez profesora Forestera notesie. Widząc, jak jego towarzysz przeciska się między zgrzanymi od tańca ciałami z powrotem w jego stronę, zapisaną przez siebie karteczkę wyrwał, złożył na pół i jeszcze raz, po czym schował w kieszonce jedwabnej pidżamy.
Przywitał go tylko trochę wymuszonym, ale w gruncie rzeczy pełnym ulgi uśmiechem, zerkając to na zarumienioną pościgiem twarz, to na zwierzynę. Zaangażowanie Amerykanina w pogoń za słodyczą rozczuliło go do tego stopnia, że nie miał już serca powiedzieć mu, że cały ten czas nie chodziło mu o czekoladkę, a o kartę, na której chciał dorysować wąsy i monobrew. Ponownie wyciągnął więc dłoń w stronę wytarzanej w konfetti i zarazkach całego zamku żaby, gotów pochłonąć ją całą jak te cukierki wcześniej, jednak i tym razem nowy kolega wykazał się znacznie większą rozwagą. I, zanim Jules zdołał cofnąć dłoń, zaoferował mu w zamian coś innego. Nieznacznie skinął palcami, by już po chwili móc odwdzięczyć się uśmiechem za wiśniową gumę, która na nich wylądowała. Pokiwał głową z aprobatą, nie chcąc ryzykować kolejnym poparzeniem przy komentowaniu jej smaku („Mmm… wiśniowa”), które zdawało się być już tradycją tego wieczora. Jako że wokół stołu z przekąskami jak chmara zaczęło krążyć coraz więcej spragnionych cukru trzecioklasistów, ponownie chwycił Amerykanina za dłoń, by – wprawnie lawirując przez sam środek parkietu – poprowadzić go aż pod ścianę, nieco dalej od zaległych pod nią mniej wytrwałych w tańcu imprezowiczów. Jeszcze raz pociągnął go za sobą na kamienną posadzkę, tym razem jednak celowo i z wyczuciem, tak, by usiedli razem ramię w ramię. Upewniwszy się, że ma na sobie uwagę nowego kolegi, podniósł w górę najpierw obie dłonie z rozpostartymi szeroko palcami. 10. Po chwili ponowił gest. 20. Za trzecim razem uniósł jedynie trzy palce. 23 słowa.
Wskazał na nowego kolegę podbródkiem, a następnie zasłonił sobie ręką oczy, sugerując, by ten zamknął swoje. Wtedy delikatnie chwycił go za rękę i położył ją na swoim udzie, wnętrzem dłoni do góry.
Pierwsze słowo. Narysowany opuszkiem palca półksiężyc, dwie poziome kreseczki obok siebie, mała pionowa między nimi, półksiężyc, kreseczka pochyła, kolejna po drugiej stronie i malutka pionowa pomiędzy…
I chwila przerwy po każdym wyrazie, aż we wnętrzu dłoni nieznajomego chłopca przeliterował całe trzy trwające niemą wieczność zdania.
Chciałbym znaleźć miejsce, gdzie noce mijają zamiast się starzeć. Dzięki za bal, był znośny. Pilnuj kufli i uważaj na stopnie, na razie.

@Ace Taylor
Rzuć se kostką byku (albo nie, nie wiem, jak chcesz)
1-50  jesteś bystrzak i zgadłeś wszystko
51-100 jednak nie
Powrót do góry Go down


Ace Taylor
Ace Taylor

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : nowojorski akcent
Dodatkowo : jasnowidz
Galeony : 23
  Liczba postów : 38
https://www.czarodzieje.org/t20413-ace-taylor#646347
https://www.czarodzieje.org/t20417-ace#646360
https://www.czarodzieje.org/t20412-ace-taylor
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyPią Lip 09 2021, 19:19;

W pierwszej chwili pomyślał, że towarzysz, posiliwszy się ognistą przekąską i mm... wiśniową gumą postanowił ponownie podbić parkiet, co wydawałoby się dosyć logiczne w ich obecnym położeniu - skoro nie mogli rozmawiać, jedyne co im pozostało do robienia na balu to taniec. Taniec, który przecież wcześniej był czystą przyjemnością, dlatego i teraz bez protestów dał się porwać w tłum pląsających uczniów, choć ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem niż przedtem, bo wraz ze słodkim, arbuzowym drinkiem wyparował z niego demon imprezy, który kazał mu się bawić tak jakby jutra miało nie być. Jutro tymczasem zdawało się zbliżać coraz bardziej nieuchronnie, bo wskazówki zegara przesuwały się bezlitośnie, minuta po minucie przybliżając ich do zakończenia tego wieczoru, dlatego był gotów podbić z nim teraz ten parkiet jeszcze raz albo pięć, zjeść całą garść smoczych cukierków i podpalić na przykład brwi dryblasa towarzyszącego Aurorce albo zapodać sobie najgrubszą czekoladową żabę i nazajutrz wylądować w gabinecie pielęgniarki; wszystko jedno, byleby nie musieć jeszcze wracać do dormitorium. Zdziwiony, patrzył jak mijają największe skupisko ludzi i kierują swoje kroki gdzieś dalej, w mało oblegany kąt, a następnie dał się pociągnąć (znowu) na posadzkę. Z rosnącym, nieukrywanym zainteresowaniem przyglądał się nieznajomemu, tak jakby ten miał mu zaraz bez słów wyjaśnić, co się dzieje i dlaczego go aż tutaj zaciągnął; i faktycznie, zaczął, choć dosyć enigmatycznie, bo liczba dwadzieścia trzy niewiele mu w tym momencie mówiła i skojarzyła się tylko i wyłącznie z modną kilka lat temu piosenką, a raczej nie sądził, żeby to ją chłopiec miał na myśli. Rzucił mu pytające spojrzenie, na które otrzymał proste i zrozumiałe polecenie zamknięcia oczu - co też uczynił, teraz już zupełnie pozbawiony jakiegokolwiek pomysłu na to, jak miałby się z nowym kolegą dogadać, jeśli jeden nie mógł wydawać dźwięków, a drugi - widzieć. Nie dopytywał o nic, nawet jeśli miał wciąż sporo pytań i milczał tak jakby sam został zaklęty; nie chciał zakłócać tej panującej między nimi ciszy, miał wrażenie, że w jakiś sposób odgradzają się nią od harmideru i zamieszania panującego na balu. I wtedy: dotyk. Absolutnie skupiony na drodze, jaką pokonywał delikatnie palec na wnętrzu jego dłoni, nie rejestrował nawet ile czasu mija, jaki hit Celestyny czy innej gwiazdy estrady wypełnia przestrzeń balowej sali, nie słyszał szmeru rozmów ani szczęku szkła opróżnianych ochoczo drinków; wyłączył się całkowicie, kiedy na skórze rysowały się mu się księżyce i gwiazdki, a potem chłonął litera po literze słowa, pilnując by żadna przypadkiem gdzieś nie umknęła i nie zaburzyła sensu zdania - zdania, które sprawiło że nie potrafił powstrzymać wpływającego w kącik ust uśmiech i całe szczęście, że miał wciąż zamknięte oczy, bo w innym wypadku rozmówca z pewnością dostrzegłby w nich rozmarzenie sugerujące, że w wyobraźni widzi już, jak tego miejsca szukają razem, bo naiwnie natychmiast zinterpretował je jako jakąś obietnicę. Pojawiające się powoli następne słowo znośny wypowiedziane przez kogokolwiek innego byłoby średnią pochwałą, ale jakimś cudem pisane przez niego nabrało wyrazu najpiękniejszego komplementu, jaki można sobie wyobrazić; na dobrą radę o kuflach prawie zachichotał, powstrzymując się jednak w ostatniej chwili, by nadto się nie rozproszyć - już i tak wystarczająco trudno mu było się skupić.
n a r a z i e
Otworzył oczy jak na komendę i tylko fakt, że był dobrze wychowanym, kulturalnym człowiekiem powstrzymał go od warknięcia "jakie kurwa na razie", bo to co zwieńczyło wiadomość chłopca tak odbiegało od reszty i burzyło wszystko, co Ace zdołał sobie w tym czasie wyimaginować, że nie potrafiłby znaleźć innego komentarza. Niespodziewane pożegnanie ostudziło jego świeżo nabyty zapał jak porcja zimnego Aquamenti w twarz i jednocześnie zdziwiło tak bardzo, że zaskoczenie malujące się na twarzy przynajmniej częściowo zamaskowało rozczarowanie; usiłował protestować, ale nie wiedział jak to zrobić bez nadmiernego narzucania się. Tak, teraz zaczął się tym przejmować. - Już? B-bal się jeszcze nie skończył przecież. - zauważył więc tylko niepewnie i zdecydowanie nie brzmiało to jak słowa, które mogłyby zatrzymać kogokolwiek gdziekolwiek; a potem, stopniowo choć prędko, zaczęło do niego docierać, że przecież nie ma prawa być zdziwiony takim obrotem spraw i spodziewać się, że ktoś taki jak ten chłopiec mógłby mieć chęć zostać na balu z kimś takim jak on choć minutę dłużej, niż kazał mu buzujący we krwi zaczarowany drink - bo co do tego, że to właśnie one miał wpływ na ich dobrą zabawę tego wieczoru, nie miał wątpliwości. Nic dziwnego, że chciał już sobie pójść, skoro ewidentnie ochłonął; prawdę mówiąc, Ace też chętnie by się stąd ulotnił, teraz, kiedy w końcu spojrzał na to wszystko trzeźwo, kiedy uświadomił sobie, że to wszystko tylko mu się wydawało i działo pod wpływem magii, i nagle zrobiło mu się na tej posadzce i w tym gajerku bardzo niewygodnie. Uśmiechnął się blado do rozmówcy, dopiero teraz cofając swoją dłoń z jego uda i zakładając, że ta osobliwa rozmowa dobiegła już końca. Pewnie łatwiej byłoby się pożegnać, gdyby zapisał ją po prostu na kartce.
Powrót do góry Go down


Jules Swansea
Jules Swansea

Student Ravenclaw
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183
C. szczególne : nieobecny wzrok, ciężki zapach opium i terpentyny na włosach, smugi farby na ubraniach
Galeony : 20
  Liczba postów : 20
https://www.czarodzieje.org/t20421-jules-swansea#646573
https://www.czarodzieje.org/t20422-jules#646583
https://www.czarodzieje.org/t20420-jules-swansea#646572
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptySob Lip 10 2021, 19:19;

Z palcami lewej dłoni wciąż oplecionymi luźno wokół szczupłego nadgarstka Amerykanina, podniósł na niego wzrok, by sprawdzić, czy z tych misternie szyfrowanych opuszkiem słów udało mu się wyłuskać sens całej wypowiedzi. Chociaż kątem oka zerkał na niego już w trakcie i, oprócz malującego się na twarzy bezbrzeżnego skupienia, dostrzegł też wyrywający się do uśmiechu kącik ust podpowiadający mu, że rozumiał, to dopiero żywa reakcja na ostatnie dwa wyrazy dała pełne potwierdzenie. Uwolnił rękę chłopaka ze swojej, po czym wlepił uważne spojrzenie w pociągłą, choć wciąż niedorzecznie ładną twarz nowego kolegi, mimowolnie przechylając z zaciekawieniem głowę nieco w bok, co najmniej jakby lustrował trudne w odbiorze dzieło na ścianie galerii sztuki, a nie mimikę żywej osoby. Początkowo nie do końca zrozumiał zdziwienie i coś, jakby delikatny przebłysk rozżalenia kumulujący się w ściągniętych brwiach Amerykanina w reakcji na wypowiedziane dotykiem Julesa słowa. Nie rozumiał, bo przecież na razie, to wcale nie beztroskie pa, ani też nie ostateczne żegnaj, tylko obietnica kolejnego spotkania przy pierwszej możliwej okazji. Dopiero wybąkane niepewnym tonem słowa i ręka cofnięta z julesowego uda, na którym teraz zagościło uczucie niewygodnej pustki, podpowiedziały mu nieco więcej. Źle było patrzeć, jak dotychczas emanująca spokojem i radością twarz robi się jakby osowiała, czego zamaskować nie mógł nawet blady, ewidentnie wymuszony poczuciem obowiązku uśmiech. Patrzeć i nie zrobić nic. Patrzeć i nie umieć zrobić nic, bo niektóre rzeczy łatwiej powierzyć ulatującemu wraz z oderwaniem od skóry opuszka palca dotykowi niż wypowiedzieć na głos. Albo kartce.
- Ale ja wcale nie przyszedłem na bal, tylko po coś do picia – wyjaśnił więc jak gdyby nigdy nic, na dobre odzyskując rezon i głos. - Spójrz, jestem w pidżamie – dodał z uśmiechem, chwytając między palec wskazujący a kciuk kołnierzyk koszuli i wachlując nim chwilę. Ułożył dłonie na kamiennej posadzce, po obu stronach swoich ud, uprzednio z pomocą jednej z nich zwinnie i niepostrzeżenie wsuwając do kieszeni marynarki Amerykanina zapisaną wcześniej przy stolę karteczkę.
Widzę czasem na niebie niekończące się plaże. Jeśli chcesz, pokażę Ci wszystkie.
Szczyt wieży astronomicznej.
Następnie, bez zbędnych słów i z przeszywającym chrupnięciem kolan, które poznały szorstką fakturę bruku o te kilka razy za dużo, podniósł się do pionu z zamiarem opuszczenia Wielkiej Sali. Zatrzymał się jednak na chwilę i po raz ostatni obrócił w stronę wciąż siedzącego na posadzce kolegi, by obdarzyć go jeszcze jednym przeciągłym spojrzeniem. I, chyba nie chcąc ryzykować, że wyrwany z notesu skrawek papieru nigdy nie zostanie odnaleziony, dodał:
- To trochę jak życie, nie? Te słodycze? Bezsensownie gonisz po całej Wielkiej Sali za czymś, co wcale nie jest tego warte, kiedy to, czego tak naprawdę chcesz, cały czas jest w twojej kieszeni. Wystarczy tylko… sięgnąć po to ręką. – I tak, z nieprzyzwoicie przewrotnym uśmiechem wykrzywiającym wargi i sięgającym oczu, odwrócił się na pięcie i wprawnie przemknął między tłumem uczniów, by ostatecznie zniknąć gdzieś na korytarzu.

/2 x zt. dla mnie i @Ace Taylor
Powrót do góry Go down


Charlie O. Rowle
Charlie O. Rowle

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Galeony : 1802
  Liczba postów : 829
https://www.czarodzieje.org/t17714-charlie-oliver-rowle#498256
https://www.czarodzieje.org/t17716-cygaro#498257
https://www.czarodzieje.org/t17715-charlie-oliver-rowle#498254
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyPon Lip 12 2021, 22:51;

Nienawidził, gdy ktoś miał wobec niego oczekiwania. Zwłaszcza takie, których wiedział, że nie spełni. Nigdy nie będzie taki słodki i proludzki jak Emily, ani też szarmancki i grzeczny, jak Dominik. Jasper też miał wiele lepszych od niego cech i chociaż Charliego przedstawiało to w najgorszym świetle, czuł się dobrze sam ze sobą. Oczywiście wtedy, gdy nie miał zjazdów i napadów alkoholowo-agresywnych, które rozładowywał często w treningach fizycznych czy jeżdżąc niekoniecznie przepisowo na motorze. Miała rację, nawet jeśli nie mógłby tego Gabrielle przyznać. Jej podejście do życia było znacznie zdrowsze, niż jego i wychowanie w kochającej rodzinie, a przede wszystkim z matką — widział na pierwszy rzut oka. Mogła udawać, stawiać się, być nieprzyzwoita, ale pod tymi wszystkimi maskami była dobrą i ułożoną dziewczyną, która wyniosła z domu całkiem inne wartości, niż on.
Nie mógł pozwolić, aby cokolwiek z jego przemyśleń i jakikolwiek cień złości wyszedł na zewnątrz, nie mógł zniszczyć wizerunku budowanego od kilkunastu pokoleń. To była jego odpowiedzialność. Nie przyznawał się do tego, ale gdzieś w środku zdawał sobie sprawę, że ona widziała, z doskonale wiedziała o jego niemym krzyku i bezsilności, która uwłaczała jego olbrzymiej dumie.
Byli różni, ale podobni. Nie rozumiał tego.
Wybrała dobrze. Elegancka i seksowna kreacja faktycznie działała na wyobraźnie młodego mężczyzny i jego nieprzyzwoity umysł dawno sugerował mu, że smukłe ciało blondynki zdobiła piękna, dopasowana koronką. Starał się jednak nie zerkać nachalnie w odsłonięte części jej ciała i szukać potwierdzenia domysłów, musiał zachować klasę. Trzymał ją blisko siebie, chroniąc przed tłumem bawiących się uczniów, powstrzymując jakiekolwiek popchnięcia czy inne gesty. Sygnet rodzinny błyszczał dumnie na jego dłoni, odbijając się na tle czarnej koszuli i garnituru. Najlepiej czuł się w tak eleganckim wydaniu, przyzwyczajony od najmłodszych lat. Nie szukał nawet swojej narzeczonej wzrokiem, nie mając pojęcia, z kim była i co robiła, ale życzył jej cudownej zabawy z całego serca.
- Mhmm... Zawsze tak mówicie Gabs, a potem człowiek czeka godzinę. - zauważył z nonszalanckim błyskiem w oczach, łobuzerskim uśmiechem, którym ją obdarzył, lustrując ciemnozielonymi tęczówkami. Starania kobiety co do pięknego wyglądu, zawsze trzeba było docenić. I zamierzał to zrobić w jakiś sposób, a może już robił, tylko nie był świadom. - Przejrzałaś mnie. Dosypuje Ci prochów i będziesz chciała jeść tylko moje potrawy. W końcu jestem wirtuozem w wielu kwestiach.
Rozłożył bezradnie, teatralnie rzecz jasna ręce z udawaną powagą, puszczając oczko i zaraz zaśmiał się, mierzwiąc przydługie, brązowe pasma palcami. Pomimo kosmetyku, kilka kosmyków opadało już na jego czoło. Objął ją jedną ręką.
- Cóż, wytrzymam trochę. - zauważył odnośnie do fajek, nie widząc innego rozwiązana, chociaż wolna dłoń z tęsknotą przesuwała się w stronę kieszeni. Posmak dziwnego drinka został i z czasem nie był taki najgorszy.
Wyciągnął dłoń, oferując jej taniec i dając czasu na reakcję na znikające drinki. Nie było sensu, wciąż na sali było ich wiele. Ukłon miał skupić jej uwagę, podobnie jak kolejne muśnięcie dłoni, gdy ujęła jego własną. Zabrał ją na parkiet ostrożnie, wyszukując wolnego miejsca między tańczącymi. Obrócił ją delikatnie, gdy rozbrzmiewała wolna, znana piosenka i zaraz objął ją w pasie jedną ręką, mocno i pewnie zaciskając palce, a drugą ręką trzymał jej dłoń. Nie umiał tańczyć tak dobrze i fantazyjnie, jak ona, ale tańce towarzyskie znał. Obskoczył mnóstwo bankietów. Nie deptał więc po niej i nawet prowadził, chociaż czasem zerkał na stopy. - Masz jakieś plany na wakacje?
Zapytał, korzystając z szansy na swobodną rozmowę, odszukując jej spojrzenia.
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyCzw Lip 15 2021, 09:14;

Mógł patrzeć na siebie krytycznie, dostrzegać tylko niedoskonałości, które tak naprawdę posiadał każdy - nawet jego rodzeństwo - ale w oczach Gab zawsze był kimś więcej. Potrafiła zobaczyć, a co więcej wydobyć z niego te cechy, których nawet nie był świadom lub odrzucał ich istnienie. Wykazywał się opiekuńczością, zawsze dbając by śniadanie czekało na stole, co zmuszało go do wstawania znacznie wcześniej niż powinien, to z kolei świadczyło o jego gotowości do poświęcenia. Szanował zdanie innych i ich wybory, nawet jeśli się z nimi nie zgadzał,i mówiło to o tym, że nie jest taki bezkompromisowy za jakiego go miała, gdy się poznali. Puchonka była w stanie wymienić wiele jego zalet, z którymi zapewme by się nie zgodził, jednak swoimi czynami i gestami pokazywał, że takowe istnieją. Jednego tylko nie potrafiła zrozumieć i bywały chwilę kiedy naprawdę jej to ciążyło - dlaczego żył złudzeniami tworzonymi przez rodzinę, poddawał się woli ojca zamiast zwyczajnie się zbuntować, tym samym zyskując wolność, którą tak kochał i do której wciąż tęsknił biczując się w imię wyższego dobra? Jakiego? Nazwiska ojciec nigdy nie będzie w stanie mu odebrać, wymaże go z rodzinnych zdjęć i drzewa genealogicznego? Charlie nie byłby pierwszym z którym postąpiono w taki sposób. Nie mówiła tego głośno, jednak widząc - chociaż rzadko kiedy zrywał z twarzy maski - jak męczy się tkwiąc w takim życiu, czuła coraz większą złość, ale również wyrzuty sumienia. Powinna COŚ zrobić. Zdobyć się na zryw buntu przeciwko Ślizgonowi; pójść do jego ojca wyganiając mu wszystko, odnaleźć jego matkę, cokolwiek. Powinna, ale nie potrafiła, bo choć poszłaby na bitwę to zapewne wywołałaby tym wojnę.  
Zbyt mocno zależało jej na chłopaku by zdobyć się na jeden z tych dramatycznych kroków i właśnie z tego powodu wciąż przy nim trwała, nawet jeśli starsze pokolenie Levasseur nie do końca zgadzało się z tym wyborem. Czy w takim przypadku to oni nie powinni czegoś zrobić? Tak naprawdę zależało im jedynie na szczęściu córki i wnuczki, a nie można było powiedzieć, że taka nie jest, choć złość czy smutek czasem pojawiały się w zielonych tęczówkach dziewczyny to miały zupełnie inne podłoże.
Chociaż wiedział, że silne ramiona otaczające jej drobne ciało, chroniące przed tłumem uczniów nie należą do niej, czuła się bezpiecznie. Otulona charakterystycznym zapachem dymu papierosowego i mięty przymknęła na chwilę powieki, uśmiechając się. Wydawałoby się zwykła chwila, jedna z wielu, jednak w takich momentach Gabrielle pragnęła zatrzymać się na dłużej, nawet jeśli tylko na sekundę. Chłonąć całą sobą jego bliskość, pozbawiona myśli o dniu jutrzejszym, niż te w ich przypadku wciąż były przepełnione niepewnością. Jak długo będą mogli ciągnąć to wszystko? Ile mogła potrwać zabawa w dom zanim ktoś się przyczepi? Tego wieczoru postanowiła nie zaprzątać tym sobie głowy, skupiając się na zabawie. Mimowolnie czując dotyk Ślizgona, blondynka położyła swoją dłoń na jego, zaciskając lekko place. Pod opuszkami palców wyczuła lekko zniszczoną od pracy skórę, była szorstka w dotyku, jednak bardziej niż to przeszkadzał jej rodowy sygnet - powód dumy, ale również wszystkich trosk młodego Rowle.
Uśmiechnęła się tajemniczo, kiedy usta bruneta opuścił komentarz poddający w wspólność czas, jaki spędziła na przygotowaniach do balu. Nie mogła zdradzić mu całej prawdy, bo nie pozwalała jej na to solidarność wobec swojej płci, niemniej dzięki dziedzictwu które płynęło w jej żyłach rzeczywiście potrzebowała kilka mniej sekund na to by wyglądać zjawiskowo. Równie dobrze -dla podkreślenia swojej urody- mogła użyć odrobiny uroku wili, ale nie lubiła stosować tego typu sztuczek, które zwracały uwagę innych, wystarczyło, że Charlie na nią patrzył zupełnie ignorując pozostałe dziewczyny,w tym swoją narzeczoną.
- Tak? - zapytała, gdy wspomniał o byciu wirtuozem, chętnie podchwytując ten temat - A jakie to kwestie, hm? - dopytywała, unosząc do góry prawą brew -Bo chyba mnie coś ominęło - dodała ze śmiechem, poniekąd chcąc uderzyć w jego ego, nawet jeśli wiedziała,jak ciężko jest obniżyć. Jak na każdego czystokrwistego Charlie był bardzo dumnym człowiekiem, dodatkowo mającym duże mniemanie o sobie samym.
Weszli na parkiet dokładnie w tym momencie, gdy rozbrzmiała melancholijna melodia, zmuszając ludzi którzy już tam byli, by odrobinę zwolnili. Oddalone od siebie postaci zaczęły łączyć się w pary, tańcząc do rytmu, podobnie jak oni. Położyła dłoń na ramieniu młodego mężczyzny, gdy on objął ją w pasie; kiedy ona robiła krok naprzód, Charlie cofał się, nie wiedziała nawet kiedy przejął prowadzenie.
- Jak co roku trochę czasu planuję spędzić we Francji,w posiadłości dziadków. Wiesz… bardzo za nimi tęsknię a ostatnio odwiedzamy się bardzo rzadko, a z resztą czasu jeszcze nie wiem co zrobię. A ty? Masz jakieś plany? Koniec szkoły to ważny krok w życiu. - zapytała, dodatkowo przypominając o zmianie jaka miała zajść w życiu Charliego, choć ciężko było jej o tym myśleć. Ojciec zapewne miał już wobec chłopaka ułożony plan.
Powrót do góry Go down


Charlie O. Rowle
Charlie O. Rowle

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Galeony : 1802
  Liczba postów : 829
https://www.czarodzieje.org/t17714-charlie-oliver-rowle#498256
https://www.czarodzieje.org/t17716-cygaro#498257
https://www.czarodzieje.org/t17715-charlie-oliver-rowle#498254
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyNie Lip 18 2021, 22:02;

Idealizowała go. Widziała w nim więcej dobrego, niż on sam w sobie widział i wiele cech, o których myślała, zbombardowałby setkami kontrargumentów. Lubił mieć rację. Wiedział, że zachodziły w nim zmiany, odkąd się poznali i odkąd chociaż trochę odciął się od spędzania czasu z rodziną i tylko z arystokratycznym towarzystwem. Dostrzegał swoje błędy, nawet jak się do nich nie przyznawał. Jedyne co to opiekuńczy był zawsze i miał tego świadomość, bo nawet za dzieciaka dbał o Emily czy Dominika, Jaspera — najlepiej, jak umiał. Ku niezadowoleniu ojca smażył zamiast służby naleśniki, uczył się krojenia owoców w fikuśne kształty. Był doprawdy młodzieńcem dziwnym.
Nie tylko on się zmieniał. Puchonka z podlotka stawała się kobietą dojrzałą i świadomą, znacznie pewniej stąpającą po gruncie. Zaczynała wiedzieć, czego chce. Spełniała swoje pragnienia, starała się i nawet pozując do magazynów w bieliźnie, co z początku mocno krytykował i czego nie lubił, to robiła to tak, że wciąż te gazety miewał w pokoju. W swojej szafce z kolekcją. Nie wybaczyłby jej, gdyby poszła do jego ojca. Zwłaszcza w tajemnicy przed nim. To nie mogło skończyć się inaczej niż katastrofą. Gabrielle nie miała pojęcia, do czego stary Rowle był zdolny.
Nie zwrócił uwagi na jej przymknięte oczy, delektowanie się chwilą. Chroniąc drobne ciało przed przechodzącymi uczniami, co rusz z kimś się witał i wymieniał uśmiechy, rozglądał. Teoretycznie były to jego ostatnie chwile w tej szkole, ale przecież prawda była taka, że oddał pustą kartkę na egzaminie. I nie wiedział o tym nikt, poza nim i nauczycielem. Jeszcze. Gdy pochylił głowę, poczuł zapach truskawek i nutę jej perfum, która uderzyła w jego nozdrza. Mimowolnie zerknął też w pięknie podkreślony suknią dekolt, bo przecież był wyższy. Czując jej palce w swojej dłoni, zaskoczony spojrzał na nią, jednak zaraz ów zdumienie zakrył szarmanckim uśmiechem, łapiąc ją pewniej palcami. Była ciepła, miękka i delikatna — ta jej skóra na palcach rzecz jasna, chociaż cała reszta była znacznie przyjemniejsza w dotyku.
Nie zagłębiał się już w babskie sprawy, swoje wiedział. Była ćwierć wilą, mogła czarować, ale i bez tego trudno było oderwać od niej spojrzenie. Wciąż pamiętał, jak go zaczarowała, gdy się poznali. Z początku miał jej to za złe, był zły, ale potem myśl ta przestała mu przeszkadzać. Uznał ją za nietypowe doświadczenie, chociaż zawsze ciekawiło go, czy kiedyś, później użyła go ponownie, czarując jego oczy, umysł i zmysły.
- Chcesz, to potem możesz posłużyć za instrument.
Rzucił jedynie tajemniczo Charlie wirtuoz, puszczając jej oczko i uśmiechając się nieco perwersyjnie, zaraz jak gdyby nigdy nic przybił piątkę przechodzącemu koledze, zostawiając czułe melodie i koronki gdzieś z tyłu swojej głowy. Był kurewsko pewien swojej niesamowitości w pewnych kwestiach. Nie raz to właśnie ona utwierdzała go w tym przekonaniu.
Tańczyli w rytm wolnej, całkiem przyjemnej piosenki lecącej w tle. Śmiechy i głośne rozmowy ucichły, rozpoczęły się szepty pomiędzy parami i z nimi nie było inaczej. Pewniej zacisnął palce, trzymając ją w talii z uśmiechem, czując pod nimi miękki materiał sukni.
- Nie wybierasz się na szkolny wyjazd? - zapytał z nutą zaskoczenia, chociaż zdawał sobie sprawę z jej tęsknoty za domem i rodzinnymi stronami. Chciał coś powiedzieć, ale padły słowa o końcu szkoły, zanim kolejny raz jej przerwał.. Co powinien zrobić? Przemilczeć i zaskoczyć ją we wrześniu, czy może powiedzieć tu? W domu? Zrobić sensację? Przybrał pokerową twarz, wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia. Może wyjadę do jakiegoś kraju uczyć się gotować, może pójdę na staż do Ministerstwa, no wiesz, na aurora. A może wyjadę, jako Twój opiekun na wakacje ze szkołą, gdybyś jednak zdecydowała się jechać?
Droczył się z nią z rozbawieniem, kupując sobie czas na myślenie. Naprawdę nie miał pojęcia, co zrobi i tym bardziej, jak na widok jego świadectwa i Trolla zareaguje ojciec, poza tym, że Ślizgon dostanie w ryj.
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyCzw Sie 19 2021, 12:46;

Nie idealizował go, bo ideałem nie był, jednak Gab potrafiła dostrzec w nim cechy, z których być może nie zdawał sobie sprawy. A może po prostu nie chciał dopuścić do siebie myśli, że jest lepszą osobą od tej za jaką się uważa? Co by to nie było i jak mocno by się wypierał, zarzucając blondynkę kontrargumentami nigdy nie przyzna mu racji, mając już wyrobioną opinię na jego temat, natomiast fakt, że była uparta stanowił dużą przeszkodę, jeśli chodziło o zmianę zdania. Niemniej przy ich pierwszym spotkaniu odebrała go jako zadufanego w sobie dupka, który nie ma poszanowania dla innych i uważa, że wszystko mu się należy. Potem, wraz z upływem czasu, im lepiej go poznawała tym coraz dobitniej przekonywała się, jak bardzo powierzchownie podeszła do Ślizgona; był skomplikowany, pełen sprzeczności, miał wady, jego napady agresji nawet jeśli w jej towarzystwie zdarzały się rzadko budziły niepokoju, ale to był Charlie, jej Charlie, któremu ufała. Musiał to w końcu zrozumieć.
Jeśli zaś chodziło o rodzinę Rowle, faktycznie prawie nic o nich nie wiedziała, poza ogólnie dostępnymi informacjami. Rzeczywistość Gabrielle różniła się znacznie od tej w której żyli Rowle'e, a to nie pozwalało pojąć zasad, do których przestrzegania chłopak był zmuszony. Wychowali się w zupełnie innym środowisku i chociaż Levasseur nie chciała tego głośno przyznać- istniała między nimi przepaść. Czy kiedykolwiek uda im się wybudować przechodzący przez nią most? Ostatnie razem spędzane chwile pokazywały, że jest to możliwe, jednak wciąż wszystko odbywało się w tajemnicy przed resztą świata. To nie wróżyło zbyt dobrze i blondynka coraz bardziej obawiała się, że to co połączyło ich wtedy we Francji wypali się, niczym płomień dogasającej świecy. 
Lubiła te momenty, gdy mając wokół tyle dziewczyn skupiał się wyłącznie na niej, zupełnie ignorując urocze uśmiechy czy zaczepne spojrzenia. To dodawało blondynce pewności siebie, chociaż biorąc pod uwagę dziedzictwo i płynącą w żyłach krew wili nie powinno dziewczynie jej brakować. Ale ona była inna. Rzadko kiedy polegała na swoich umiejętnościach i dużo lepiej czuła się, gdy ludzie nie oceniali jej jedynie patrząc powierzchownie na jej osobę, ale przede wszystkim przez pryzmat tego jakim była człowiekiem. Łącząc ich dłonie ze sobą uśmiechnęła się szeroko, z malującą się w zielonych tęczówkach emocjami, którymi go darzyła, zaraz jednak śmiejąc się nieco głośniej niż powinna, gdy złożył jej nieco niemoralną propozycję. Nie skomentowała jednak tych słów, odpowiadając mu ostatecznie jedynie zawadiackim uśmieszkiem, bo sama nie była pewna,jak zakończy się ten wieczór. 
- W tym roku odpuszczę, ale chciałabym żebyś może pojechał ze mną na chociażby tydzień do posiadłości dziadków? - zaproponowała, odrobinę niepewnie kończąc zdanie znakiem zapytania, który pozostawił wybór chłopakowi. Była to jedna z propozycji na którą trzeba było być gotowym; znał już jej mamę, ale poznawanie kolejnych członków rodziny mogło być dla Ślizgona zbyt zobowiązujące, choć Gab nie chciała by odbierał to w taki sposób. Był dla niej zwyczajnie ważny i chciała by poznał inne, ważne w jej życiu osoby. 
Nie była wybitną tancerką, ale zawsze dobrze radziła sobie w tańcach towarzyskich,dlatego zapewne zaskoczeniem dla Charliego mogło być, kiedy pod wpływem wypowiedzianych przez niego słów podeptała mu palce, brudząc polakierowane buty. Zaskoczył ją. Nie była gotowa usłyszeć o jego wyjeździe. Chciał ją opuścić?! Myśl ta uderzyła w nią, mimowolnie wywołując smutek, jak i złość. 
- A co z …. - nami chciała dokończyć, jednak zamiast tego zapytała -domem? - Oczywiście mimo uszu puściła propozycję wyjazdu na szkolny wyjazd - ona jako studentka, on jako opiekun. Bo wakacje się skończą, a co później?
Powrót do góry Go down


Li Wang
Li Wang

Nauczyciel
Wiek : 60
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 163cm
Dodatkowo : Jasnowidzka
Galeony : 180
  Liczba postów : 211
https://www.czarodzieje.org/t3264-nauczyciele-polfabularni#101598
https://www.czarodzieje.org/t20698-poczta-li-wang
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Specjalny




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptySro Wrz 01 2021, 20:24;




Rozpoczęcie roku szkolnego


Rozpoczęcie roku w Wielkiej Sali zawsze wyglądało odświętnie - setki zawieszonych w powietrzu świec, perfekcyjnie imitujące niebo sklepienie, wypolerowane zbroje i śpiewające wesołe pieśni duchy... W tym roku jednak trzeba było przyznać, że naprawdę wszystko wydawało się przemyślane, podwójnie sprawdzone i dopieszczone. Chybocząca się ława przy puchońskim stole została naprawiona, ślad spalenizny po przewróconej świecy u Gryfonów zniknął, a lejący się z "nieba" deszcz nie rozpływał się w powietrzu ponad uczniowskimi głowami, ale przybierał postać ledwie odczuwalnej mgiełki, przynoszącej orzeźwienie, ciepło i niemal domowy komfort. Było pięknie, magicznie i niby tak samo, a jednak nowo.
Można było domyślać się, co spowodowało ten powiew świeżości w Hogwarcie, bo przecież rezygnacja dyrektora Hampsona nie mogła obejść się bez plotek, dotyczących zarówno okoliczności jego odejścia, jak i prawdopodobnych nazwisk mających go zastąpić. Nic dziwnego, że kiedy Ceremonia Przydziału dobiegła końca i na podium przystanęła drobnej postury czarownica o azjatyckich rysach, w szmaragdowej szacie i lekko wygiętym, klasycznym czarodziejskim kapeluszu, po Wielkiej Sali przetoczył się szmer ciekawskich szeptów. Wystarczyło stuknięcie różdżką w mównicę, by w pomieszczeniu zapanowała głucha cisza, bo nawet największych śmiałków musiało zatkać choćby na chwilę pod autorytetem przyglądającej się podopiecznym kobiecie.
- Szanowni uczniowie, szanowni studenci i szanowna kadro... - zaczęła uroczyście, a lekko wzmocniony magią głos bez problemu rozniósł się po całej sali, zwłaszcza gdy kończyła z ciepłym uśmiechem, nie do końca obejmującym wiecznie czujne oczy. - ...dobry wieczór. Mam zaszczyt powitania was wszystkich na rozpoczęciu nowego, niewątpliwie owocnego i ciekawego roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie - kontynuowała pewnie i spokojnie. - Domyślam się, że nowa twarz na dyrektorskim stanowisku może stanowić dla wielu z was zaskoczenie, ale zapewniam - dla mnie ten zamek zawsze jest, był i będzie drugim domem. Nazywam się Li Wang i po tym, jak ukończyłam tutaj edukację pod herbem Salazara Slytherina, miałam przyjemność pracy na stanowisku asystentki, a później nauczycielki Obrony Przed Czarną Magią. Nie ma miejsca, w którym bardziej chciałabym być - zapewniła, zerkając przez ramię w stronę stołu nauczycielskiego, być może z sentymentu szukając miejsca, które kiedyś zajmowała. - Cieszę się zatem, że udało mi się do was wrócić po latach spędzonych w Kwaterze Głównej Aurorów, ale! Dość o mnie. Chciałabym jeszcze z tego miejsca pogratulować wszystkim prefektom, którzy dostali wyróżnienie jeszcze ze strony profesora - bo już nie "dyrektora" - Hampsona. Jestem bardzo podekscytowana bliższą pracą z wami i wierzę, że mój poprzednik dokonał doskonałych wyborów, a ja będę miała szansę dbać o rozwój, który on zapoczątkował. Gratuluję również opiekunom domów, zwłaszcza profesorowi Lancasterowi, który od tej chwili podejmie się sprawowania pieczy nad Hufflepuffem. Z nowości pragnę jeszcze wspomnieć, że magiczna bariera odgradzająca Zakazany Las została przeze mnie zniesiona ze skutkiem natychmiastowym - nie zmienia to faktu, że nieupoważniony wstęp na ten teren będzie wiązał się z poważnymi konsekwencjami. Wierzę jednak, że wszyscy doskonale zdają sobie z tego sprawę. - Dyrektorka Wang odchrząknęła cicho i stuknęła różdżką w mównicę raz jeszcze, a stoły niemal zatrzęsły się od pokaźnych talerzy i półmisków, które wraz z apetycznie pachnącym jedzeniem przysłały z kuchni skrzaty domowe. - By nie przedłużać - przewiduję nam wszystkim prawdziwie magiczny rok szkolny! Smacznego i witajcie raz jeszcze!



Pirszoroczni!

Tradycyjnie, jeszcze przed przemową głowy Hogwartu i rozpoczęciem Uczty powitalnej, odbywa się Ceremonia Przydziału. Profesorka Ursulla Bennett prowadzi pierwszorocznych do Tiary Przydziału - zgodnie z listą alfabetyczną, każdy kolejno przysiada na stołku i zdaje się na przeznaczenie.

Ten segment dostępny jest tylko dla postaci pierwszorocznych. Kostki nie są obowiązkowe - to jedynie propozycja urozmaicenia pierwszych chwil w Hogwarcie.

Ceremonia Przydziału - k6:



Ciasteczka z wróżbą

Na każdym stole znajduje się kilka mis z kolorowymi ciasteczkami. W środku nich znajdują się wróżby - niby nic zaskakującego, prawda? Jest to jednak powitanie nowej dyrektorki Hogwartu, która chciała przy pomocy magicznej kawiarni prosto z Chin przywieźć do zamku odrobinę dobrze sobie znanej magii. Nie tylko kolory są różne, ale także smaki! A poza tym, magiczne wróżby zawsze się spełniają...

Możesz rzucić na sam smak ciasteczka i uznać, że wróżba nie była niczym specjalnym. Jeśli jednak postanowisz wylosować również wróżbę i wypadnie ci taka, która wymaga uwzględnienia efektu w kolejnych wątkach - musisz się do niej zastosować, bądź liczyć się z karną ingerencją Mistrza Gry.
Ten segment dostępny jest zarówno dla uczniów, studentów jak i kadry Hogwartu!


Obowiązkowy kod na początku posta, w którym uwzględnione są ciasteczka z wróżbą:
Kod:
<zg>Smak ciasteczka:</zg> [url=LINK]k6[/url]
<zg>Wróżba:</zg> [url=LINK]Literka[/url]

Smak ciasteczka - k6:
Wróżba - literka:


Prefekci

W tym roku jest prawdziwe zatrzęsienie pierwszorocznych, których należy pokierować do dormitoriów, wszystko wytłumaczyć, zapoznać z zasadami panującymi w Hogwarcie; nie zapominajmy również o znanych wam twarzach - musicie pilnować czy nikt nie próbuje żadnych rebelii! Na waszych barkach spora odpowiedzialność.

Ten segment dostępny jest tylko dla prefektów. Kostki tutaj są dla was obowiązkowe.

Obowiązki prefekta - k6:


Pracownicy Hogwartu

Nowy rok szkolna, nowa dyrektorka... Miejmy nadzieję, że wszyscy nauczyciele, opiekunowi i inni pokażą się z jak najlepszej strony!

Ten segment dostępny jest tylko dla pracowników Hogwartu. Kostki tutaj dla was nie są obowiązkowe. Jednak jeśli taką rzucisz - musisz to rozegrać.

Nauczyciele i reszta staffu - k6:

Event zostanie uznany za zamknięty 30 września - do tego czasu można rzucać na ciasteczka i wróżby. Pytania należy kierować bezpośrednio do @Mefistofeles E. A. Nox.

Powrót do góry Go down


Cassandra Walker
Cassandra Walker

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Galeony : 338
  Liczba postów : 281
https://www.czarodzieje.org/t20559-cassandra-walker
https://www.czarodzieje.org/t20560-poczta-cassie
https://www.czarodzieje.org/t20558-cassandra-walker
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptySro Wrz 01 2021, 22:22;

Smak ciasteczka: 5
Wróżba: A

Koniec wakacji jest wydarzeniem pełnym nostalgii, zaś początek roku szkolnego radości, ale też obaw i ponownym stanięciem twarzą twarz z edukacją, która nie oszukujmy się, szła często opornie. Cassandra denerwuje się, przeżywa to uroczyste wydarzenie i nie tylko, dlatego że jest inaczej, a raczej tego, że nie rozpoczyna roku szkolnego z większym optymizmem, jak to ma w zwyczaju, a lękiem. Strach puka do drzwi, mieszając w głowie; no bo tata sobie nie poradzi i ta nowa dyrektorka wygląda na groźną i jak ja zaliczę te okropne testy, a rok dopiero się rozpoczął. Nie ma jednak tylko czarnowidztwa, bo przecież istnieje przyjaźń. Przyjaciółki, z którymi nie widziała się nie tylko przez dwa miesiące, a nawet caluśki rok. Dobrze jest na nowo zobaczyć uśmiechnięte twarze, spędzić z nimi czas, a także obgadać kilku chłopaków. Może też liczyć na ich pomoc w sprawie nauki, ale nie oszukujmy się, nikt za nią egzaminów końcoworocznych nie napisze.
Naprawdę jest tu inaczej, odkąd dyrektor Hampson udał się na emeryturę. Czy lepiej? To się jeszcze okaże. Jak zwykle trzeba wysłuchać przemowy, poobserwować Tiarę Przydziału i bić radosne brawa, gdy Hufflepuff zyska nowego członka swojej społeczności. No i to jedzenie, wygląda przepysznie. Skrzaty spisują się na medal co roku. Dobrze tu wracać, nawet jeśli szkolne życie przeraża, a nowy etap Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart właśnie się rozpoczął.
Na pewno Walkerówna nie może przejść obok kolorowych ciasteczek z wróżbami. No dobrze powoli przekonuje się do Li Wang. Co więc kryje przyszłość dla puchonki? Sięga po ciacho, oczekując pozytywnych wieści, a najlepiej wszystko będzie dobrze, nie masz czym się martwić. Tata dojdzie do siebie, Liam będzie milszy dla Georga, a ty zdasz egzaminy świetnie. Zapewnienie, bo czy tego wszyscy nie potrzebujemy? Bezpieczeństwa. Wiedzy, że nic się nam nie stanie i że sięgniemy po wszystko, czego pragniemy?
Nie można tego powiedzieć o niebieskim ciastku.
- Kest nie smcne. - Bełkotanie to najmniejszy problem Cassie, która chcąc oznajmić innym, że nie powinno się próbować smerfowych przysmaków, z jej ust wydobywają się mydlane bańki.


| Można mnie zaczepiać. Śmiało.
Powrót do góry Go down


Boyd Callahan
Boyd Callahan

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 192
C. szczególne :
Dodatkowo : bardzo kocha Fillina
Galeony : 857
  Liczba postów : 1730
https://www.czarodzieje.org/t17850-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t17855p26-sowa-boyda#top
https://www.czarodzieje.org/t17851-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18313-boyd-callahan-dziennik
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptySro Wrz 01 2021, 22:54;

Smak ciasteczka: 1, zielony=mam zielone włosy i oczy
Wróżba: J, odczuwam wielki spokój

Przejęciem i ekscytacją związaną z faktem, że już wkrótce do grona Hogwartczyków - daj Merlinie, żeby konkretnie Gryfonów - miała dołączyć jego ulubiona siostra, udało mu się zamaskować przykrość związaną z nieobecnością Fillina, który przecież rok w rok towarzyszył mu przy wchodzeniu do Wielkiej Sali na imprezkę rozpoczynającą nowy rok szkolny, by zaraz rozejść się na przeciwległe jej końce i zasiąść przy stołach dwóch różnych domów. Rozglądał się pobieżnie w poszukiwaniu Fredki albo jakiejś innej znajomej twarzy, tłum jednak był tak ogromny, że nie udało mu się nikogo wyhaczyć; pozostało mu więc tylko usiąść byle gdzie i oczekiwać z niecierpliwością, aż Tiara Przydziału wyda swój werdykt, co powinno nastąpić stosunkowo niedługo, bo szczęśliwie Rutka znajdowała się prawie na szczycie alfabetycznej listy. Żeby zabić czas i zająć czymś ręce, sięgnął machinalnie po jakieś badziewne ciastko z wróżbą. Niezłe, ale dziwnie zalatywało jakąś cytryną.
- Jeśli zdobędziesz się na cierpliwość w jednej chwili gniewu, zaoszczędzisz sobie sto dni przykrości - przeczytał naprawdę mądre i adekwatne do jego życia słowa, ale zamiast poddać je głębszej refleksji, skomentował tylko pod nosem: - Co za pierdolenie - i zmiął karteczkę z przepowiednią, czując jednocześnie jak spływa na niego niesamowity spokój, a wszystkie emocje - radość związana z przyjęciem do szkoły Ruth, niepokój spowodowany brakiem Fillina, stres i zniechęcenie na myśl o nadchodzących miesiącach nauki, wszystko to zniknęło jak różdżką odjął. Oparł łokieć o stół, a policzek o dłoń i siedział, lekko przytępiony, gapiąc się gdzieś w przestrzeń jak po solidnej dawce eliksiru spokoju i musiał przyznać, że to było całkiem niezłe uczucie.
Powrót do góry Go down


Doireann Sheenani
Doireann Sheenani

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Galeony : 352
  Liczba postów : 963
https://www.czarodzieje.org/t20296-doireann-sheenan#636815
https://www.czarodzieje.org/t20298-korespondencja-doireann-sheenani#637079
https://www.czarodzieje.org/t20295-doireann-sheenan#636813
https://www.czarodzieje.org/t20301-doireann-sheenani-dziennik#63
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptySro Wrz 01 2021, 23:22;

Smak ciasteczka: Nie losuję!

.  I oto był Hogwart; zamczysko ponure, skrajnie niebezpieczne, którego architektura wołała o pomstę do nieba. A przynajmniej taki oto był Hogwart w oczach Doireann Sheenani, niekoniecznie szczęśliwej z faktu bycia w szkole... Jednak wciąż, widocznie zadowolonej i podekscytowanej, co nie było dla dziewczyny niczym normalnym. O tej porze, tego konkretnego dnia, rok w rok płakała w dormitorium, skąd siłą trzeba było ją wyciągać. Tym razem wyszła sama, schludnie ubrana w szatę, wyprostowana i pozbawiona tej okrutnie zlęknionej aury. Na dodatek - a może przede wszystkim - Puchonka była wyraźnie wpatrzona w siedzącego przy ślizgońskim stole chłopaka. I pewnie długo nie oderwałaby swojego wzroku od widocznej w oddali eskilowej czupryny, gdyby nie usłyszała słów Cassie.
  Obróciła głowę w stronę przyjaciółki, spoglądając na resztki ciasteczka, które trzymała w dłoni. - Bogowie, Cassandro. - Głos miała pełen przejęcia. Bełkotanie samo w sobie było wystarczająco martwiące. Spuchł jej język? Jeśli tak, to mocno? Przecież biedna Cass mogła się tak udusić. Sama Doireann już dawno przekonała się, że niczego, co leży na stołach w Wielkiej Sali jeść nie należy. A zwłaszcza słodyczy. - Wiesz, jak kończy się ruszanie tych… - Urwała nagle, wyraźnie przy tym blednąć. Widok bańki, która wyleciała z ust Walkerówny, wyraźnie poruszył dziewczynę. No jeszcze tego brakowało, żeby rozpoczęła swój nowy rok szkolny od otrutej magicznym ciasteczkiem Puchonki. - M-Może lepiej nic nie pij. Wiesz, żeby się nie pieniło. Albo... Chcesz iść do skrzydła medycznego? Dobrze się w ogóle czujesz? Coś cię boli? - Doireann dość szybko weszła w tryb bycia przerażoną matką.

@Cassandra Walker
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptySro Wrz 01 2021, 23:48;

Smak ciasteczka: 2 - truskawka
Wróżba: I - zostawiam neonowe ślady

Znajdowanie się za kulisami tego wszystkiego powiązane było bezpośrednio z koniecznością wykonywania funkcji, która została mu przydzielona. I o ile miesiąc temu naprawdę marzył o tym, o tyle jednak cała ta sytuacja z Derwiszami rzutowała na nim jeszcze bardziej. Stracił tę wiarę w siebie i nie wiedział, czy jakkolwiek podoła temu harmiderowi, który się akurat szykował. Musiał odsapnąć od własnych myśli, jakie to wędrowały w labiryncie bez wyjścia, nieskończenie zataczając błędne pomyłki oraz powodując kolejne rozdrażnienie. Wyciszywszy się, wiele rzeczy było znacznie prostszych - choć problemy z domem, z koniecznością znajdowania się pod dachem partnera, a przede wszystkim te z wydarzeniami zarówno z ósmego sierpnia, jak i finalnego rozpoczęcia roku szkolnego, nie dawały mu spokoju.
Odruchowo miał ochotę przegryźć własną wargę, nakierowując jeden z kłów na tę dolną, delikatniejszą odrobinę. Zamiast tego po prostu usiadł, jak na człowieka przystało, bacznie przyglądając się wychowankom - zarówno tym nowym, którzy dopiero co mieli okazję ujrzeć Hogwart na własne oczy, jak i tym starszym. Jak wiadomo, różne rzeczy mogą się dziać, w związku z czym nie chciał jedynie siedzieć cicho, a zamiast tego, gdy nowa dyrektor okazywała się być całkiem czujną kobietą, nie dawał jej po prostu żadnych oznak do tego, że jakkolwiek się do obranej przez siebie pracy nie nadaje.
Siedział zatem stosunkowo samotnie - metaforycznie, oczywiście - nie rozpoczynając z nikim dialogu, by następnie chwycić za ciasteczko z wróżbą, które znajdowało się w półmisku. Tatuaż na plecach nie czuł się zbyt idealnie w warunkach, w których to obecnie się znajdował, niemniej jednak wiedział, że jest to tylko obowiązek. Bez problemów wepchnął zatem przekąskę do własnych ust, by po paru sekundach odczytać wróżbę. "Każdy krok zostawia ślad". Aż skręciło go mimowolnie w środku, choć tego nie pokazał, kiedy wiedział o tym za dobrze. Jego ciało wcześniej było jedną, ogromną mapą cierpienia - kroków, które nie były przemyślane, a które funkcjonowały aż do dzisiaj.
I myślał. Spoglądając na uczniów, myślał intensywnie nad tym, jakiej potencjalnie dodatkowej pracy mógłby się podjąć, by jak najszybciej przeprowadzić remont i nie być dodatkowym obciążeniem, nawet jeżeli wiedział, że tak nie jest. Wędrujące segmenty strumyczku nakierował na własną pamięć i to, że w Proroku Codziennym nadal znajdowało się parę ogłoszeń, którymi mógłby się zająć. Może mógł? Nie wiedział, gdy siedział sobie i po prostu się przyglądał, wiedząc, że ten dzień musi być wyjątkowy przede wszystkim dla pierwszaków; dopiero po czasie zauważył plamy na własnym ubraniu, gdy rzeczywiście zaczął pozostawiać ślady, a z nosa buchała para, którą powstrzymywał znacznie spokojniejszymi wdechami i wydechami. Po prostu trwał - swoista kwintesencja istnienia.
Powrót do góry Go down


Hope U. Griffin
Hope U. Griffin

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 544
  Liczba postów : 1331
https://www.czarodzieje.org/t20055-hope-ursula-griffin#617982
https://www.czarodzieje.org/t20074-gobaith#618955
https://www.czarodzieje.org/t20059-hope-u-griffin#618372
https://www.czarodzieje.org/t20191-hope-u-griffin-dziennik
Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8




Gracz




Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 EmptyCzw Wrz 02 2021, 00:08;

Smak ciastka: 2 → pikantne, bucham dymem i ogniem
Wróżba: B

Była absolutnie przerażona.
Jeszcze tuż przed wyjazdem z domu, a potem wejściem do pociągu czuła się całkiem nieźle – pewna siebie i w ogóle, całkiem zmotywowana. Pierwsza próba zaczęła się w momencie, kiedy wsiedli do Expressu Hogwart. Własny przedział i w ogóle, tak to zawsze sobie wyobrażała. Szkoda tylko, że ledwo dała radę usiąść w nim na dupsku, takie miała urwanie głowy z pilnowaniem co się tam wyprawia. Jako zwykła uczennica nigdy nie zwróciła uwagi na to, jaki chaos panował w szkolnym pociągu; widać odznaka jednak w jakiś sposób zmieniała myślenie, zupełnie tak, jak mówiła Ruby. Czy powinna się tego obawiać?
Jej przerażenie było tym większe, że zaraz miało przybyć pierwszorocznych Gryfonów, za ktorych będzie, o zgrozo, o d p o w i e d z i a l n a. Na Merlina, ona ledwo była odpowiedzialna sama za siebie, o czym najjaśniej świadczyły nabyte na pustyni blizny po spotkaniu z cienioskrzydłym. Pierwszy raz powitalna uczta nie była dla niej okazją do świętowania się i wypełnienia brzucha po absolutne granice możliwości, no i spotkania znajomych, których nie widziała od czerwca – po raz pierwszy była dla niej czymś przejściowym, wstępem do ważnego zadania, które przed nią postawiono.
Może dramatyzowała, ale chyba nie byłaby sobą, gdyby podeszła do tego na spokojnie.
„Co za pierdolenie” – dotarło do niej z boku i aż zerknęła na ziomeczka obok niej, żeby zmiarkować się, że to nie kto inny, a Callahan we własnej osobie. No ale żeby taka quidditchowa gwiazda tutaj, obok niej, tak po prostu, jak gdyby nigdy nic? Może i byli od lat w tym samym domu, ale chyba nigdy nie przestanie czuć się w jego towarzystwie, jakby miała do czynienia z jakąś gwiazdą. Nie bez powodu opisała go w pracy domowej o autorytecie, nie? Ty kretynko.
A jednak zajrzała mu przez ramię na karteczkę ukrytą w ciastku i parsknęła cichym śmiechem.
Nowy rok, nowy Ty? — rzuciła z rozbawieniem i sięgnęła do tej samej misy, z której swoje ciastko wziął Boyd. — Dobre lekarstwo jest gorzkie w ustach, ale skuteczne w chorobie, słuchaj tego. Albo jestem skazana na gorzką herbatę przez najbliższy czas, albo coś mnie rozłoży, nie ma to jak świetnie zacząć rok. Już wolałabym być cierpliwa, jeśli mam być szczera. Dobrze, że to wszystko pic na wodę. — No bo przecież dość już miała szpitali po tym, co stało się na wakacjach. Wzruszyła ramionami i ugryzła ciastko. Skoro już odważyła się do niego odezwać, to czemu nie skorzystać z okazji i nie pogadać z nim jeszcze trochę, skoro Ruby zajęła się czymś innym? Ile jeszcze razy uda jej do niego otworzyć usta? Zwykle brakowało jej wtedy języka w gębie. — Totalnie bez smaku te ciastka, twoje też? — zapytała ze zmarszczonymi brwiami — ja nie wiem, wydawałoby się, że po wakacjach to skrzaty nie będą prze... — nie dokończyła, bo buchnęła ogniem prosto w Boyda. Wytrzeszczyła oczy. — Ja Cię pierniczę, wszystko okej? — Wystraszyła się nie na żarty, bo nie dość, że twarz Callahana była jedną z jego niewątpliwych zalet, to jeszcze był kaleką, a ona tutaj paliła go piekielnym ogniem jak gdyby nigdy nic.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Wielka Sala - Page 6 QzgSDG8








Wielka Sala - Page 6 Empty


PisanieWielka Sala - Page 6 Empty Re: Wielka Sala  Wielka Sala - Page 6 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Wielka Sala

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 6 z 16Strona 6 z 16 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 11 ... 16  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Wielka Sala - Page 6 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Parter
 :: 
wielka sala
-