Założony przez słynnego twórcę eliksirów i aptekarza J. Pippina, sklep znajduje się przy ul. Pokątnej już od 1753 roku i po dziś dzień jest prowadzony przez spadkobierców założyciela. Prawie całą powierzchnię tego niedużego sklepiku zapełniają szafki z ciasno poustawianymi butelkami. Każda ma naklejoną karteczkę z nazwą eliksiru i ceną.
Można tu zakupić wszystkie eliksiry zwykłe oraz eliksiry lecznicze proste oraz wczesnoszkolne (bądź składniki do nich) ze spisu eliksirów, które mają przypisaną cenę i nie są zakazane.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia 09.11.15 13:49, w całości zmieniany 2 razy
Autor
Wiadomość
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Kiedy klientka oparła się o półkę, zresztą miała solidne powody, aby wezbrać wdech i wyzbyć się niejako traumy. Bądź jakiejś nieopisanej euforii w końcu dziś powinien być jej szczęśliwy dzień, Wacławy spadały z nieba niecodziennie. Zaś ten egzemplarz zapytany czy ów upadek z nieboskłonu drabiny bolał - ze śmiałością potwierdziłby nawet nie łudząc się na zauważenie jakiś szczątek w próbach wzajemnego sympatyzowania. To myśl, która mi uciekła miała zmienić się w zdanie: kiedy klientka opierała się w półkę to niefortunnie zleciał z niej wyciskacz łez. Puchon takowego nie potrzebował, wystarczyło mu puścić jakąkolwiek bajkę Disneya lub, co gorsza, powiedzieć dla niektórych warto się roztopić, a ten już miękł z chęcią największego wyzbycia się smutku, który objawiał się ścieżką łez na jego policzku. Również teraz oczy zaczęły go szczypać i to nie w tymże miłym, znajomym geście, ale brutalnie i agresywnie. Czy tak działa karma? Zapewne, wszak w szerszej opinii publicznej znana jest jako największa z suk. Wacław to lubił, ale to już inny wątek. - Wybacz, po prostu jestem łatwy - był, ale miał też jakieś standardy? Nie, nie miał, ale bycie łatwym nie przekreślało czegoś takiego jak szacunek do siebie. Co nie? Powiedźmy, że tak, bo komuś zrobi się przykro. Oczka mu już zapuchły, oddychało się też jakoś ciężej. Trudno, raz się żyje. Później nawet starał się jakoś zaśmiać, ale wychodziło mu to niemrawo. Należało wstać też z podłogi. Początkowo usiłował o własnych siłach, ale kiedy jedna ręka była zajęta drapaniem oczu, a druga nadziała się na rozbity eliksir neonowy. Cóż, poświecił chwilę spokoju, aby oddać się pomocy kobiety i wstać na równe nogi. Uznajmy, że powstania dokonali wspólnie bez śmierci któregokolwiek z nich - pierwszy sukces dnia. - Jakby, ja trochę bardzo przepraszam... - zamknął się. No kurwa, Wacław, albo przepraszasz trochę albo bardzo. Skarcił się w myślach przy kolejnym napadzie duszności wywołanym eliksirem. Po czym spojrzał na rękę, która mieniła mu się w wielu kolorach. Druga szeleściła kawałkami szkła i odbarwiła się szkarłatem. Ostatnio dużo ma incydentów z krwią w pracy. Plus dodatni był jeden: widział tylko plamy barwne. - Ja przepraszam bardzo, ale chciałbym Panią poprosić o cierpliwość. Jestem już sam na sklepie i dopóki efekt nie minie to nie będę mógł bardziej pomóc. - Pizda chuj, babką mogłaby go zabić i okraść dwa razy w tym czasie. On na koniec pewnie nawet by jej wszystko zapakował i przeprosił za zwłokę.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Zdawało się, że wraz z chłopakiem, z góry spadły wszystkie inne nieszczęścia. Tkwili razem w tęczowej kałuży i dziwnych oparach, co mogło okazać się skrajnie niebezpieczne. Blaithin poczuła się zdezorientowana komentarzem sprzedawcy, ale mógł po prostu majaczyć albo bełkotać. Fakt, że zaczął płakać również nie wskazywał na to, że wszystko z nim w porządku. O wiele gorzej mu się trafiło w kwestii różnych eliksirów, jakie musiały się nań wylać. - Nie becz. - rzuciła, bo ona ani trochę nie przejęła się narobionym tu burdelem i faktem, że jej przyjaciel może mieć poważne problemy w pracy. Była obok i oczywiście zamierzała pomóc, a na szczęście z eliksirami umiała się obchodzić. Na oczy potraktowane kapsaicynowym poradzić mogła tylko, żeby przenieśli się do łazienki. Tam można było obmyć podrażnione oczy, co też doradziła młodemu. - Kurwa, chyba się tu coś czyszczącego pamięć rozbiło, bo ni cholery nie pamiętam, jak do Ciebie mówić. - mruknęła, zdenerwowana na samą siebie, że w ogóle zapomniała imienia, nazwiska albo jakiegokolwiek przezwiska, jakim zwracała się do chłopaka. To musiała być wina tych kilku wymieszanych eliksirów. Co prawda, właściwie niczego nie pamiętała o tym chłopaku poza faktem, że był jej bardzo bliską osobą. I czemu mówił do niej per pani? Mniejsza z tym, należało coś zrobić z krwawiącą dłonią. Tylko cholera co? Z niezbyt mądrą miną Fire wzięła w końcu jeden z ręczników z wieszak obok. - To szkło nie jest głęboko wbite, chyba trzeba wyciągnąć. - powiedziała tonem człowieka, który naprawdę nie ma bladego pojęcia co powinno się robić, a czego nie w takich sytuacjach. Coś Blaithin świtało, że szkła przecież nie można było wyciągać, bo będzie jakieś krwawienie albo coś w tym guście. Ale gryfońska natura kazała działać, a nie siedzieć i czekać na jakieś olśnienie umysłowe. Złapała więc za przegub chłopaka, jeśli jej na to pozwolił, oraz wyciągnęła drobinki fiolki. A potem podała mu ręcznik. Tragedia, dawno nie radziła sobie takimi mugolskimi sposobami. - Przyłóż mocno. A te kolory to neonowy, nic groźnego. Za pomocą zaklęć uprzątnęła szkło i pozostałości magicznych płynów z podłogi. Zziajana zatrzymała się na chwilę, potrzebując odsapnąć. Nie dla każdego była taka pomocna, o nie. I teraz zaczynało jej trochę przechodzić wrażenie, że tak bardzo drogi był jej ten wąsaty osobnik. Zmrużyła więc oczy, wpatrując się w niego intensywnie.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Co to było za spotkanie! Jedna patologia goniła druga, a Wacuś nawet nie był pijany. Gdyby był to nie przejmowałby się w takim stopniu czy w ogóle uznałby to za standard. Teraz jednak musiał być profesjonalny, no okey, usilnie starać się na takiego wyjść. Chociaż na usta cisnęło mu się: mordo, ale co my odpierdalamy? Tak też gryzł się w język, dosłownie, za każdym razem kiedy chciał powiedzieć taką głupotkę. Ten nieco spuchł i może to tez wina reakcji na neonowy czy inny eliksir? Chłop już trochę nie wiedział czemu się poddawał. - Um, nazywam się Wacław? - Zapytał, chociaż miał tego pewność. Pytanie miało bardziej tyczyć się tego czy odpowiedź jest zadowalające. Powinno skoro chłop się tak nazywał. Była to prosta matematyka zaś z racji, że Wodzirej dobrych stosunków z królową nauk nie miał - pewnie się w czymś zajebał i nawet o tym nie wie. Nie wiedział gdzie idzie, ale jakby dał się obsłużyć. Płakał przy tym, owszem, jednak zwalał to na eliksiry, który puścił mu się w oczy. Dalej było tylko gorzej, a ból wykrzywiła mu kark nienaturalnie w lewą stronę. Szkło zostało wyciągnięte, on dzielnie przyduszał ręcznik ręcznik do ran, czując jak ten już przesiąka krwią. - Nie chciałbym wykorzystywać uprzejmości, ale może pani zna jakieś zaklęcie na krzepnięcie bądź oczyszczanie ran? - Może nawet sięgnąłby po jakiś eliksir, ale kurwa, dojście do półki z nimi byłoby niczym droga przez mękę, zaś znalezienie odpowiedniego. Nawet nie odpowiedniego, jakiegokolwiek, który wpłynąłby nienegatywnie na jego stan byłby już zadowalający. - Al-lbo... - ściszył nieco głos - mogłaby Pani mnie doprowadzić do łazienki? - Dopytał się, bo gdyby obmył krew, zwilżył ręcznik i odzyskał częściowo możliwość widzenia, mógłby ją obsłużyć i ogarnąć bałagan, który został przezń stworzon.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Um, nazywam się Wacław? Miała już kiedyś polskich znajomych i to imię też brzmiało coś w ten deseń. Szanowała tę narodowość, a szczególnie lubiła razem z nimi pić. - Vaclav? - powtórzyła nieudolnie ze szkockim akcentem. To słowo na języku smakowało dziwnie. Obco na tyle, że podejrzenia dziewczyny rosły coraz bardziej z sekundy na sekundę. Coś tu śmierdziało i nie były to resztki po eliksirach. Odkleiła w końcu wzrok od chłopaka, żeby zerknąć ku kawałkom szkła i etykiet sprzątniętych już w kupkę. Wtedy usłyszała pytanie o magię leczniczą i przez moment zamilkła, wytężając mózg. Co tam było na zajęciach w Hogwarcie... Jakieś przeciwbólowe pamiętała, ale do operowania przy ranach? Poza tym prosić Fire o pomoc w leczeniu to było tak trochę życzenie śmierci. Albo poważnego uszkodzenia, a już pokiereszowany trochę był. Dziewczyna podrapała się po głowie prowadząc Wacława kilka kroków dalej, wchodząc z nim do męskiej łazienki. - Eee... Lenta Collum.- chyba tak to szło! Wycelowała różdżką, machnęła ręką i zaraz wybuchła ździebko szyderczym śmiechem. Aż chyba opluła chłopaka niechcący przez nagły wybuch. Jego szyję porosła zielona narośl, jakiś glut czy kij wie co. Wodorost? Coś pozwalającego oddychać pod wodą? Zaklęcie sprawiło, że Wacław mógł poszczycić się grubym zgniłozielonym kołnierzem. Dziwnie to pachniało. - Ej, ale takie zaklęcie było w jakimś podręczniku. Dzięki rozbawieniu nieszczęściem tego osobnika, nie była aż tak rozgniewana za fakt, że wygłupiła się przez eliksir Gregory'ego. Teraz już pamiętała, że nie pamięta Wacława. Trzepnęła go w głowę bez tłumaczenia o co jej chodzi. Jakoś wyładować się na nim trochę musiała. Wszystko pozostawało jego winą. Pieprzeni nieudacznicy. - Po prostu zawiąż ten cholerny ręcznik. - powiedziała już zimnym tonem i bezpardonowo "pomogła" ścisnąć mocno materiał, utrudniając przepływ krwi przez całe ramię Wacława. Teraz już w ogóle nie zależało Fire na delikatności, a wręcz uśmiechnęła się złośliwie. Mało brakowało, a jeszcze wcisnęłaby mu twarz w ten zlew i zanurzyła w wodzie pewnie trochę za długo.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nienawidził tłumaczenia swojego imienia. Jeszcze "l" jest taką straszliwą spółgłoską z tymi swoimi odmianami na aktorską i nieaktorską, co właściwie różnicuje jedynie przedniojęzykowość. Jedna jest przy tym zębowa, druga - dziąsłowa. Zaś czy ta widza jest komukolwiek potrzebna? Oczywiście, że nie! Zatem tutaj teraz jest wylewane jedynie moja frustracja i niesprawiedliwość artykulacyjna. - Tak, ale trud przy imieniu jest niepotrzebny, wystarczy Dick - czy to było to samo imię? Zapewne nie. Czy Wodzirej mógł sobie je tak tłumaczyć bądź prosić się, aby tak doń mówiono? Oczywiście, że mógł! Jeszcze przed obcymi tak jakoś łatwiej się domagało takiej formy tudzież językowej kalki. Poczuł tylko jak szyja mu się usztywnia i dosłownie stwierdził, że jeśli miałby być już duszony w jakiś okrutny sposób zaklęciem to jeno przez Drejka w jakiś bardziej cywilizowany warunkach. Przynajmniej śmiech dziewczyny zdawał się miło łagodzić wszechobecny niepokój. Problem polegał na tym, że efekt nawet mógł być zabawny. Nawet jeśli Wacuś go nie widział to dałby się ponieść fali uniesienia Pani Nieznajomej. Tylko, że... Było to takie nieprofesjonalnie i co ważniejsze - kontuzjowana ręka, usztywniony kark, wzrok ukazujący jedynie plamy barwne. Łączyło to się w całość, która robiła ze studenta większego inwalidę niżeli w rzeczywistości był. Dostał w łeb. Wtedy znów łzy mu poleciały z oczu, wręcz na naturalnie na kolejny skutek pieprzowego jak i własnego smutku. Był chłopcem do bicia, okey, taki już chyba jego los na tym padole nieszczęść. Chociaż zwykle wiedział za co Swarożyc go tak nienawidzi. - Ale ja go nie widzę - powiedział przez zaciśnięte zęby. Był na skraju, ale to wszystko wina oczu i własnej nieporadności. W końcu ktoś łaskawie postanowił mu odkręcić wodę i ten - względnie chujowo - obmył sobie twarz i oczy jedną ręką. Ostrość obrazku wskoczyła na 360p i to myśl, która na kacu bardzo wzruszy. On jednak kaca nie miał i pewien smutek wciąż go nie odstępował. - Więc... przepraszam. I... co miało być z tymi bahankami? - Odważył się w końcu przystąpić do obsługi, wyprowadzając ich dwójkę z łazienki. Stanął za ladą bądź czymś, co potencjalnie mogło nią być i wyczekiwał na ów zamówienie.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire posiadała całkiem niezły talent do języków, zdecydowanie szczycąc się łatwą przyswajalnością zwłaszcza obcojęzycznych wulgaryzmów. Polski liznęła kilka razy, ale jego wymowa sprawiała Szkotce ogrom trudności. Pstryknęła palcami z zadowoleniem, słysząc, że nie będzie musiała się tym męczyć. Choć pewnie i tak wymyśliłaby chłopakowi własne przezwisko. - Dick. Pasuje. Ja jestem Fire. - no i ustalone. Czyli nie dość, że doprowadził do rozwalenia drogocennych eliksirów, dotkliwego zranienia się i zatrucia... Do tego pozwala tytułować się kuśką. Przez chwilę faktycznie zabawne było widzieć, jak wacławowa głowa traci możliwość swobodnego ruszania się. A potem irytujące, bo był jeszce bardziej nieprzydatny. Czy mógł Fire czymś jeszcze rozczarować? Jego zasoby powodowania second-hand embarassmentu były godne zapamiętania. Żeby móc unikać go za wszelką cenę. Taką dawką pecha, jaka otaczała sprzedawcę eliksirów, niczym czarna chmura, można się było zarazić. Płaczliwa mina nie robiła na Blaithin wrażenia. W gruncie rzeczy to nawet zostawiła chłopaka, żeby pobył w łazience i obmywał sobie twarz samodzielnie. Doprowadził do minimum porządku w samotności. W międzyczasie szybko przeszła się po półkach i zebrała wszystkie składniki, których żądała. Znała sklep, znała te rzeczy, więc to była dosłownie chwila lewitowania odpowiednich produktów do niedużego koszyka. - Podlicz to i zniknij z moich... mojego oka. - westchnęła ciężko, jakby to ona tutaj cierpiała o wiele większe katusze. Niekompetentny baran. Lepiej niech weźmie sobie wolne a jeszcze rozsądniejsze byłoby zwolnienie się z pracy, do której Wacław nadawał się jak Fire do baletu. A przynajmniej takie miała teraz mniemanie.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Mogło być lepiej. Zawsze może być lepiej! Chociaż jak jest dobrze to nikt nie zwraca na to większej uwagi i raczej nie myśli o polepszeniu swojego dobrobytu. Raczej cieszy się z tych drobiazgów, co go otaczają. Tak też Wacuś usiłował zrobić ze sobą. Cieszyć się tym, że możne oddychać zamiast martwić się zranioną łapką. Albo cieszył się, iż wzrok mu wraca zamiast martwić się sprzątaniem w głównej części sklepu. Tak, powinien to zrobić. Tak samo jak powinien obsłużyć klientkę, a zamiast tego doznał szoku poznawczego i chyba rollercoasteru znajomości w pigułce. Od nieznajomych do przyjaciół i chłodu nienawiści po spalonym za sobą moście. To było wyjątkowo osobliwe. Niemniej! Koniec pracy, ostatnia osoba do obsłużenia - nie można wątpić w siebie i umiejętności. Chociażby te z liczeniem cen i wydaniem produktów. - Już - rzucił pośpiesznie, zgadując, iż Fire ma go dość w pewien sposób. Mógł rozumieć czemu, ale jakoś do końca nie dochodziło do niego, że właśnie zepsuł jej dzień bądź swoją markę w jej oku. Miała je jedno, co było zadziwiające i niepokojące z początku. Przynajmniej po tym jak można było już widzieć. Wacuś podziękował jej ostatecznie za zakupy, zaprosił ponownie i dopóki ta nie wyszła - trzymał na twarzy służbowy uśmiech, aby ewentualne załamanie odbyło się w samotności, kiedy będzie zamiatać podłogę. Bo przecież zaklęcia nie znał.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Katastrofa popędzała tu katastrofę. Może to i dobre zrządzenie losu, że Fire i Wacław byli jedynymi osobami w sklepie, bo przynajmniej nikt nie był świadkiem tego rozwoju wypadków. To miały być błyskawiczne, proste zakupy, a tymczasem zmieniły się w jakieś kuriozium. Aż głowa odzywała się tępym bólem. Ale! Wszystko zmierzało ku końcowi, ostateczna interakcja miała właśnie teraz nadejść. I już bez przeciągania, bo podobno lepiej napisać krótki post niż rozwleczony i nudny. Z chwili na chwilę Wacław wyglądał lepiej. Poprawiało mu się przynajmniej zewnętrznie, bo o uczuciach kotłujących się w sercu Puchona Fire wiedzieć nie mogła. Cała sytuacja pewnie kosztowała go ogrom nerwów. Aż dziw bierze, że potrafił tak to wszystko zdusić w sobie i nie wybuchnąć. Blaithin problemów miała pod dostatkiem, więc wolała cudzych sobie nie dokładać na barki. Poczekała aż sprzedawca przeliczy zakupione przedmioty i wyłożyła na ladę szesnaście galeonów. Mógł dostrzec, że w portfelu dziewczynt jest ich jeszcze bardzo dużo. Nic nie odpowiedziała na podziękowanie. Zresztą w ogóle nic już nie powiedziała. Masując delikatnie czoło, spakowała zdobyte składniki do torby, odwróciła się, zamiatając końcówką płaszcza podłogę i czym prędzej wyszła.
/płacę 16g i zt +
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Ten sam sklep, nowe stanowisko. Jak do tego doszło? Dzięki wiedzy pozyskanej w ostatnim czasie! W tym nieszczęsnym zielarstwie, ale mniejsza o to. Nie sama wiedza była problemem. To da się zawsze obronić czymś innym: umiejętnościami miękkimi czy innym fenomenalnym czymś. Nieudany eliksir można zwalić na fazę księżyca czy cokolwiek. Poza tym pierwsze dni przy warzeniu nie muszą być idealne, co nie? Szczególnie, gdzie Wacław z właścicielem już się znał i gdzie potrzebował jedynie przestawienia się w nowy tryb pracy ze sprzedawcy na eliksirowara. No i właśnie tutaj czas na problem. Krysiołak. Chłop miał tak po prostu wbić na zaplecze i być jak: elo mordo, chodź się najebać? Nie, nie umiał tak. Za co też się nie obwiniał, ale po niezręcznościach na lekcjach i tego jak na zielarstwie chciał się wbić łbem w Drejka i dotrwać do końca, byle Kryśka wyszła z cieplarni. Wacuś miał problem i chcieć mieć go nie chciał. Stąd zdobył się na odwagę. Odsłonił zasłonkę zaplecza, wszedł, uśmiechnął się sztucznie. - Krycha! Robimy eliksir - zarządził dynamicznie, głośno i despotycznie. Po czym zależał z tonu, tym samym jego odwaga cywilna osłabła. - Za to nam płacą, nie? - A tak się pochwalił, dajmy na to, awansikiem. Podszedł do kotła i rozważał bardzo długo czy będzie krzyczeć do Gryfonki, aby pracowała przy innym. Bardzo tego chciał, ale postanowił się tej nieprzyjemnej chęci wyrzec. Zatem wlał do kotła wodę tak na dobry początek. Wypadałoby jeszcze rozpalić pod nim. Ale to już mniejsza.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Właściwie można powiedzieć – dzień jak co dzień. Do pełni zostały jeszcze jakieś dwa tygodnie, więc Kryśka była nawet wyjątkowo spokojna. A raczej – nie była aż tak bardzo przerażona myślą o następnej pełni. Przekładało się to na to, że w miarę spokojnie zabierała się za przygotowywanie jednego z eliksirów, które na liście do zrobienia umieścił szef. Cieszyła się, ze jako eliksirowar nie musiała za często stać „na kasie”, a jedynie czasem, gdy nie było innej opcji. Praca na zapleczu nad eliksirami odpowiadała jej o wiele bardziej. Jedynym problemem był Wacek. I nie chodziło tu o jego osobę. Raczej o to, że po tym, jak poznał prawdę o jej drugiej naturze, zrobił się jakiś… płochliwy. Było to dosyć absurdalne, bo przecież poza pełnią nie stanowiła ona zagrożenia dla nikogo i niczego, a do tego przypominała swoją osobą pierwszoklasistkę. Mimo to Wacek na jej widok wyglądał, jakby obawiał się, że mu zaraz głowę odgryzie. Ale właściwie go rozumiała. Nie miała pewności, jak sama by zareagowała, ale nie dziwiła się jego obawom i reakcjom. Więc po prostu udawała, że nie widzi tych spojrzeń i że nie czuje się wtedy jak dziwadło. Była dobra w lekceważeniu oceniających spojrzeń innych osób. Dlatego, gdy usłyszała kroki Puchona, nawet nie oderwała wzroku od swojego kociołka. Dopiero słysząc jego ożywiony głos zamrugała ze zdziwienia i przeniosła na niego wzrok. - O? Czyżby awans na eliksirowara? Gratuluję – powiedziała po chwili, odnosząc się do jego pierwszych słów. Zawsze to mniej roboty, gdy będą mogli podzielić listę na dwa, lub jakoś inaczej współpracować. – Tak, przede wszystkim za to – zgodziła się z jego słowami i odwróciła od swojego kociołka. – Pomóc ci? – zapytała, odkładając na później przyrządzenie swojego eliksiru. Wolała zapytać, żeby zaraz Wacek nie odebrał jej pomocy jako podchodów do ugryzienia go czy coś.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Puchon nie umiał w przyjmowanie gratulacji bądź coś takiego. Reagował na to jakby ego wyjebało mu poza skale, śmiał się przy tym bądź działy się inne dziwne rzeczy. Jednak skoro miał teraz śmiałość kontaktu ze swoją wilkołaczycą to starał się zachowywać zachowawczo, ale i nie ustępować ze swojej roli. No, roli bycia sobą, bo swoje obawy i strach ukrywał pod maską codziennego Wacława. Zagłębiając się w tym głębiej trudno stwierdzić o co dokładnie chodzi, jednak to już pozostawmy. Student uśmiechnął się jedynie na gratulacje, chyląc czoła i uginając z lekka kolanko, jak to miały kiedyś w zwyczaju panienki na wytwornych dworach. - No... chodź - zaprosił ją niepewnie do tego kociołka. Wyciągnął różdżkę i chciał już magicznie rozpalić płomień. Chociaż nigdy tego nie robił, więc skąd teraz ten pomysł? Bo musiał sobie podbić umiejętności w zaklęciach i owszem, zapewne warto. Jednak nie kosztem życia. Magiczną pałkę odłożył na bok i sięgnął po zapałki. Ostatnio tak często parzył się w ręce, że nie robiło mu to już różnicy. Dał miejsce Gryfonce i właściwie to powstał z klęczek i zaczął się jej tępo przyglądać. Ona była pocieszna w tym, że kiedy myślisz już, że jesteś najniższy na świecie do zjawia się taka Krycha i leczy kompleksy. Dziewczyny przyglądał się badawczo. Wymownie długo w tępej ciszy. Jedynie buchający płomień ratował rozmówców od jakiejś niesnaski. Po czym Wacuś lekko się do niej pochylił, aby rozbić bańkę napięcia, która w nim narosła. - Nie powiedziałaś jaki eliksir mamy robić - tak się rwał do pracy, że aż tego nie sprawdzić. W dodatku była to dobra wymówka, która wyjaśniała wcześniejsze zdarzenie.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Uśmiechnęła się pod nosem widząc dygnięcie zaprezentowane przez Wacka w odpowiedzi na komplement. Czasem zapominała, jaki Wodzirej był… pocieszny? Zabawny? No po prostu był sobą. Chociaż ostatnio w jej obecności zachowywał się zdecydowanie inaczej. Właściwie nie mogła go za to winić. Było to też trochę zabawne. To, że ktoś się jej bał. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji. Gdy Wacek zgodził się na jej pomoc, podeszła powoli do zajmowanego przez niego stanowiska. Wolała nie reagować zbyt gwałtownie w obawie, że chłopak rzuci w nią jakimś krucyfiksem, czy innym ustrojstwem, a potem zwieje myśląc, że robiła jakieś niecne podchody. Bo Wacek był naprawdę specyficzny i nie miała pojęcia, czego się po nim spodziewać w obecnej sytuacji. Zapewne on tak samo myślał w tej chwili o niej. W sumie było to w pewnym sensie zabawne. Ale zamiast się śmiać patrzyła tylko, jak Puchon odpala ogień pod kociołkiem. I to w dosyć mugolski sposób. Zapatrzyła się na ogień do tego stopnia, że na chwilę straciła poczucie czasu. Ostatnio zdarzało jej się to jakoś częściej. Dopiero pytanie chłopaka wyrwało ją z zamyślenia. Zamrugała i rozejrzała się w poszukiwaniu listy eliksirów do zrobienia, którą dał jej wcześniej szef. Z tego, co kojarzyła, nie było na niej nic szczególnie trudnego. - Hmm… Dzisiaj mamy zrobić zapas takich typowych, pospolitych eliksirów. Takich wiesz, co nikomu nie chce się ich samodzielnie robić – powiedziała po chwili. Zaraz potem znalazła w końcu listę i rzuciła na nią okiem, aby się upewnić. – Eliksir spokoju, łagodzący, po-zatruciowy. Co idzie na pierwszy ogień? – zapytała. Jej to nie robiło właściwie większej różnicy. I tak mieli uzupełnić zapasy tych eliksirów, więc kolejność ich przygotowywania nie miała większego znaczenia.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Myśli Puchona były skupione na bardzo konkretnej rzeczy. Nie chciał dać porwać się szaleństwu. Może trochę zbyt późno na takie refleksje, ale zawsze coś innego, przełamanie się i otarcie na nowe. Zaś ów króliczek z refleksją, biegający po jego fałdach w główce twierdził, że wszystko będzie zajebiście dopóki Kryśka nie zacznie sypać nań przypraw. Jeszcze rozsypać na kogoś sól, zdawało się o normalne i znośne, ale jak już wejdzie pieprz a w powietrzu zacznie roznosić zapach cebuli. Cóż, Wacuś byłby dobrym mielonym. Nieszczepionym i z ryzykiem magicznej wenwery, ale wciąż - dobrym. - Możemy zacząć od końca. To będzie taka klamra. Mój pierwszy eliksir na nowym stanowisku to ten, który leczy z trucizn. Taką metaforą, bo wiesz, klienci na sklepie lubią truć sprzedawcom. - To było bardzo śmieszne, pisze to, jakby ktoś nie zrozumiał. - To jak to się tu robi? Będziemy jak księżniczki od Disneya? Zaśpiewamy piosenkę i jeden gotowy? Bo ja mam piosenkę. - Zaczął przechadzać się od kotła, podśpiewując sobie pod nosem, rozgrzewając gardło. -When the day breaks at seven o'clock... I need to get down to work, I've got hundred things to do - zaczął nieśmiało, sięgając po czystek, aby go odpowiedni obrobić przed zagotowaniem się wody. Tak żeby nie dodawać go do wrzątku, żeby nie stracił magicznych właściwości.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Musiała przyznać, że miło było móc tak już trochę normalniej pogadać z Wackiem i zacząć z nim współpracować. Chyba Puchon zaczął przyzwyczajać się do jej… nowej natury. A raczej nie obawiał się już Kryśki tak bardzo jak na początku, gdy się o tym jej księżycowym problemie dowiedział. Aż Gryfonka zaczynała myśleć, że jeszcze trochę i może w ogóle będzie tak jak dawniej. To by było całkiem miłe i wygodne. Bo obecnie z ich współpracą bywało różnie. - Tak, coś w tym jest – przyznała lekko rozbawiona. Też nie lubiła użerać się z klientami. A już tacy, którzy nawet nie znali się na eliksirach, a udawali oczywiście znawców, przyprawiali ją o mordercze instynkty. Szkoda, że odruchu wymiotnego po obsłudze takiego klienta nie można było wyleczyć tym właśnie specyfikiem. – No okay. Najpierw będzie po-zatruciowy – powiedziała, zaznaczając coś na liście. A potem zaczęła rozglądać się za potrzebnymi składnikami. – Księżniczki? Piosenka? Obawiam się, że to tak nie działa, niestety. Ale jak chcesz to śpiewaj – stwierdziła rozbawiona. Znała kulturę mugolską całkiem dobrze, ale jej sercu zawsze bliższe były komiksy Marvela i DC niż jakieś bajki o księżniczkach. Zawdzięczała to oczywiście ojcu. Gdy Wacek zaczął śpiewać, twarz Kryśki mogłaby być zobrazowaniem znaku zapytania. Nie miała zielonego pojęcia, co chłopak tam sobie śpiewa. Zawsze śpiewała koszmarnie, toteż muzyką za bardzo się nie interesowała. Poszła za to po węgiel drzewny z wierzby i mieszaninę mineralną, by je rozdrobnić w moździerzu. - Nie przeszkadzaj sobie. Ja się nie przyłączę, bo gdybym zawyła, to pewnie potrzaskałyby nam fiolki na eliksiry – dodała ciszej, by nie przeszkadzać Wackowi w wokalnym popisie. Skupiła się za to na rozgniataniu składników w moździerzu. Odkąd zaczęła trochę ćwiczyć, szło jej to o wiele sprawniej.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nie oszukujmy się, nigdy już nie będzie tak jak wcześniej, ale nie jest to równoznaczne, iż będzie źle. Może być lepiej niż przedtem, co jest bardzo wątpliwe, ale możliwe. Ludzkie losy toczą się różnie i nigdy nie można zakładać, że coś jest przykute gwoździem na amen. Chyba, że się umarło, a rozmowa dotyczy jesionki. Okey, wtedy... wtedy może mieć to racje bytu, ale! Jedynie, gdy ktoś jest serio martwy, bo czasem ktoś nie jest i co się robi? Ano problem się robi. Jeszcze jak to czarodziej pogrzebany z własną różdżką - chillerka. Jeśli to smutna mugolska dusza, nikomu nie należy życzyć się takiego losu. - Nie no, sam nie będę - zaśmiał się jakże nieskromnie. Nieco też się zarumienił, bo lubił śpiewać, serio. Jednak przy kimś samemu to inna bajka niżeli samemu sobie. A chłop często chodził po zamku, podśpiewując sobie najlepsze hity. Oczywiście w preferencji bardzo subiektywnej.- Co zaznaczasz? - Zapytał, bo szef uznał, że wejście Wacusia na zaplecze będzie proste i bezkolizyjne. Chłop wbija i wie wszystko, cóż, Panie Szefie, no to tak nie działa... Chociaż jeśli Wodzirej serio otworzy magiczny burdel to zapewne tak będzie awansować swoich pracowników. Przypadkiem i bez przeszkolenia. Nie wiem jak wygląda oś czasu tej sytuacji, ale skupmy się na pracy po wyśpiewaniu tegoż powyższego dwuwersu. Kryska podała mu swój wybór moździerzowy, a Wacław z namaszczeniem dodał go do gotującego się kotła. Zaczekał ostentacyjnie kilka sekund i poprosił dziewczynę o podanie ostatniego składnika. Jak się rządzi, a ledwo co przyszedł. Eliksir powoli grzał i dogorywał, a pracownicy zakładu mogli się skupić na przygotowaniu kolejnych rzeczy z listy. Dajmy na to Wodzirej założył rękawiczki, aby obrobić odpowiedni skrzydła nietoperza. - Moglibyśmy sprzedawać po-zatruciowy na imprezach, chyba miałoby to jakiś sens, nie? - Wątpił, ale nigdy nic nie wiadomo.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Cóż, nawet jeśli przez fakt jej wilkołactwa Wacek już zawsze będzie patrzył na nią jakoś inaczej, to i tak pocieszała ją myśl, że przynajmniej nie uciekał już na jej widok. Bo jednak współpraca przy takim nastawieniu to na pewno by im nie wychodziła. A skoro oboje teraz mogli zajmować się przyrządzaniem magicznych wywarów, to ów współpraca wydawała się nieunikniona. Może z czasem Wodzirej w końcu nabierze przekonania, że z jej strony nic mu nie grozi. A przynajmniej nie za dnia w pracy. - Czemu? Dobrze ci idzie - powiedziała, spoglądając na współpracownika. Czyjeś śpiewanie nie przeszkadzało jej przy pracy ani trochę. Sama jednak przy innych nie śpiewała, a jedynie czasem podśpiewywała sobie w samotności. Jej talent wokalny był na poziomie wątpliwym, bardzo blisko granicy z żenującym. - Odznaczam na liście eliksir po-zatruciowy. Lubię sobie wszystko odznaczać i notować - odpowiedziała na zadane pytanie. Wiadomo, lista eliksirów do zrobienia tego dnia nie była jakoś wyjątkowo długa, więc równie dobrze mogła sobie to po prostu zapamiętać, ale wolała zaznaczać sobie wszystko dla formalności. Gdy Wacek poprosił o ostatni składnik, podała mu miętę pieprzową. Nie przeszkadzało jej, że Puchon przejął dowodzenie przy tworzeniu eliksiru. Może i ona wcześniej ogarnęła kurs eliksirowara, ale to Wodzirej był starszy i wiedział o eliksirach więcej od niej. Gdy chłopak zajął się przygotowywaniem składników do kolejnego eliksiru, Kryśka zaczęła odpowiednio obrabiać melisę i walerianę do eliksiru spokoju. - Właściwie to tak. Na drugi dzień imprezowicze mogliby leczyć nim objawy zatrucia alkoholowego. Czy tam kaca, jak też się na to mówi - odpowiedziała, posyłając Wackowi rozbawione spojrzenie. Czemu nie zdziwiło jej to pytanie?
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nie wiem czy to już było przeze mnie wspominane, ale Kryśka dosłownie stała się bajkowa ikoną. Za dnia pięknością, w nocy zaś szkaradą. Problem Wacława jednak nie polegał na wyglądzie Gryfonki a raczej na zmianie jej usposobienia. Metr pięćdziesiąt czystej nienawiści i chęci pożerania mięsa straszyło nie tylko w pełnie. Co taki Puchon mógł zrobić? Nic poza strachem, a tyn bywał fatalny i paraliżujący. Jednak sympatia do świata wymaga wychodzenia ze swojej strefie komfortu. - Tak, bo jestem zajebisty, ale to jedna rzecz. Druga, że w duecie mi raźniej, a cała sława nie spada na mnie - owszem, Wacław lubił się w centrum uwagi oraz dostarczaniu sobie atencji przez kogoś, niemniej śpiewanie czy inne działania artystyczne wywoływały w nim pewien niepokój związany z niepewnością własnych umiejętności. Mimo niezachwianej pewności siebie, były element kultury, w których potrzebował towarzystwa. - Uuu, zorganizowanie, tego nie lubię - powiedział smutno, ale z pewnym podziwem do działań Gryfonki. On nie lubił, ale czas spędzany z Dori nauczył go szacunku do niekonwencjonalnego - innego niż jego - podejścia do magicznej egzystencji. - Niemniej warto mieć jakiś system do ogarniania pracy - kiedy jeszcze robił na sklepie to takowe również posiadał, ale średnio wychodziło coś innego niż spontaniczność. Chociaż naturalnie wypracował sobie pewne systemy. No, okey, Wodzirej był starą dupą i z samymi eliksirami bawił się dłużej niż Kryśka, bo miał życiowy staż, ale to własnie dziewczyna miała ten plus, iż w ich zakładzie robiła dłużej, więc ona powinna mieć większe prawo do władanie ich nędzną egzystencją służbową. Niemniej jakoś funkcjonowali, jeden eliksir był już gotowy, a drugi w przygotowaniu. - Ale w sumie też jest detoksykujący i nie wiem. Chyba zależy co i jak dla kogoś działa. Bo wiesz, że są szaleńcy uczuleni na niektóre składniki eliksirów? W ogóle to byłoby szalone jakbyś nie mogła spożywać tojadu - tak zasugerował, bo może chciał się upewnić, iż Kryśka w planach ma ujarzmić obleśną substancją swojego wewnętrznego zwierza.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Może za jakiś czas, gdy każda kolejna pełnia przestanie być dla niej koszmarem, a stanie się jedynie comiesięczną niedogodnością, słysząc ów tekst Kryśka będzie w stanie docenić to, jak zabawnie brzmi on w odniesieniu do niej. Na chwilę obecną prędzej by zapłakała nad jego swoistą prawdziwością. Nie żeby uważała się za piękność. Za to z tą częścią o szkaradzie utożsamiała się całkowicie. - A do tego skromny, co? Ale spoko, tu możesz śpiewać w pojedynkę nie bojąc się o sławę. Tylko ja cię słyszę, a to chyba za mało – stwierdziła z lekkim rozbawieniem. Nie bardzo ogarniała, co miał na myśli, ale z Wackiem to już chyba tak było, że człowiek na ogół nie do końca go rozumiał. Może miało to coś wspólnego z tym, że pochodził z jakiegoś tam dzikiego kraju? Tam zapewne kultura była inna czy coś tam. – Ja też nie lubiłam, ale z czasem wykształciły mi się takie nawyki. To bardzo ułatwia pracę. Sam z czasem zobaczysz – powiedziała, posyłając Puchonowi lekki uśmiech. Ten dzień był spokojny, ale czasem lista eliksirów do zrobienia była naprawdę długa. Albo lista składników, których ważność trzeba było sprawdzić, i ewentualnie uzupełnić ich braki. W takie dni ciężko było wszystko tak po prostu zapamiętać, bo bez faktów na piśmie łatwo było się w czymś pomylić i nieźle namieszać (i to niekoniecznie w kociołku). Może i w sklepie pracowała dłużej, i wcześniej od Wacka ukończyła kurs na eliksirowara, ale nie uważała, by to jakoś szczególnie determinowało hierarchię czy coś. Jak dla Kryśki, to Wacek mógł grać pierwsze skrzypce i nadzorować och pracę. Oby tylko robota nie stała w miejscu. Grimowa nie była zbyt sumienną uczennicą, ale w pracy wolała jednak nie podpadać szefowi. - No to fakt. Nie na każdego ten sam eliksir działa identycznie. I weź nawet nie kracz. Tojadowy smakuje gorzej niż paskudnie, ale przynajmniej pomaga mi zachować… człowieczeństwo – powiedziała, krzywiąc się na wspomnienie smaku tego paskudnego eliksiru. Potrząsnęła głową i wróciła do warzenia eliksiru spokoju. Tę miksturę wspominała o wiele lepiej niż tojadowy. Ale zachowała to dla siebie. – Zajmiesz się eliksirem łagodzącym? Ja dokończę ten spokoju – zapytała Puchona, nie przerywając warzenia mikstury. Chwilę potem do sklepu zajrzał sam szefuńcio, więc skupili się już całkowicie na pracy. W międzyczasie ugadując się jeszcze na świętowanie wspomnianego wcześniej awansu Wodzireja.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Robienie eliksirów było jak pudełko czekoladek. Każdy lubi słodycze, ale prawie nikt nie lubi czekoladek. W końcu to tylko taki nijaki łakoć, zupełnie niżej w hierarchii pyszności niż pączki. Zaś jak można nie lubować się w kawałku ciasta smażonym na grubym tłuszczu z lukrem? Świat był piękny, ponieważ wymyślano w nim cukiernicze dobra. Świat jawił się w ślicznych barwach, bo cukier rozpieszczał ludzkie podniebienia Świat zdawał się brutalną bestią, bo Wacław piec nie potrafił i był zdany jedynie na łaski znajomych w tej materii. Plus tej sytuacji wyglądał następująco: Puchoni lubią spędzać czas w kuchni. Niemniej wciąż pozostawał ten poziom eliksirów. Był weekend, a zapotrzebowanie na różne miksturki rosło. Szczególnie, że świat magiczny spowiła panika wobec zniknięcia księżyca, a sam Wacław zamek opuszczał tylko i wyłącznie, aby w pracy się znaleźć. Poza tym jak musiał przemierzać jakieś dzikie chaszcze w lubianym przez siebie skrócie - biegł jak poparzony kawą. Czemu? Bał się dementorów jak szaleniec, a i nauka Patronusa skończyła się na niemiłym poczuciu obawy wobec własnego strażnika przyzwoitości i szczęścia. Chociaż Wacław i przyzwoitość w jednym zdaniu? Brzmi z lekka absurdalnie, głównie śmiesznie. Student sobie czekał na zapleczu jeszcze przed otwarciem sklepu na nowego pracownika, który miał mu pomagać. Kryśka zapewne miała coś na wzór wolnego, gdyż księżycowa niespodzianka wpływała na nią zapewne o wiele gorej niżeli przeciętnego mieszkańca magicznej części Londynu. Zatem czekanie, tylko mu pozostawało, bo jednak nieskończone ambicie i ulepszanie swojej wersji każdego dnia było czymś, na co lenistwo nie pozwalało. Te zaś było niejako w genach. Ostatecznie od dzwonek od drzwi zaalarmował o nowej osobie w lokalu i tak niegdyś znienawidzony dlań odgłos, dziś Wacławowi jawił się pięknem samym w sobie. Wybiegł na sklep, widząc jakiegoś nieznajomego i stwierdził sobie, że to jego dzisiejszy pomagier. - Zajebiście, że jesteś. Mamy całą listę rzeczy do zrobienia - poczynając od przygotowania ziółek i jakiś języków traszek po sporządzenie właściwych eliksirów, skończywszy na czyszczeniu kotłów pod koniec dnia. Tym samym Wacuś zaciągnął chłopaka na zaplecze, tak dosłownie, za rękę, aby mu nie uciekł. Nie było mowy, aby ten dzień przetrwać w pojedynek. - Więc ja jestem Wacław i eliksiry robię tu niecały miesiąc, także nie traktuj mnie jak objawienie, które wie wszystko. Raczej jak typa, który nie wie nic. Dziś będzie istny kocioł, ale plus jest taki, że jeśli nas sprzedawca jest w humorze, podgrzeje sklep i będzie łaził z gołym torsem to osypią nam się napiwki - a dzień święty święcić czy coś.
Do sklepu z eliksirami wybrał się uzbrojony w prosty powód i równie prostą listę zakupów, skleconą w pośpiechu przez siostrę tuż przed jego wyjściem. Spisała ją niedbale na kolanie, w związku z czym pismo było nieco zamazane, niewyraźne i koślawe, ale miał nadzieję, że sklepikarz okaże się osobą wystarczająco ogarniętą, aby je odczytać, ponieważ Minu za cholerę nie wyrecytowałby mu wszystkich tych składników z pamięci. Dla niego eliksirowarstu bliżej było raczej do przedzierania się nocą przez pole minowe wypełnione łajnobombami - wystarczył jeden zły krok i było się głęboko w dupie, brodząc w gównie po kolana... Reeves wślizgnął się do sklepu, chcąc zachować względną ciszę, ale dzwonek uwieszony nad framugą i tak zaanonsował jego przybycie. Wzdrygnął się odruchowo i zerknął przez ramię, obrzucając przedmiot poirytowanym spojrzeniem; wciąż zapominał, że brytyjscy czarodzieje z niewiadomych mu powodów obwieszali tym dziadostwem niemal każdy przybytek. Oczywiście rozumiał ideę informowania właściciela i pracowników o potencjalnym kliencie, ale przecież magia oferowała tyle innych możliwości w kwestii rozwiązywania tego typu problemów, więc dlaczego większość decydowała się na zwykły kawałek żelastwa? Minu pokręcił głową, ale zanim zdołał poddać tutejsze zwyczaje głębszej analizie, został przyłapany. Chociaż może schwytany byłoby lepszym określeniem, jako że chłopak, który pojawił się w zasięgu jego wzroku bezceremonialnie zaciągnął go w kierunku zaplecza. W normalnej sytuacji natychmiast wyrwałby rękę z uścisku, ale delikwent jawił mu się raczej jako niegroźny, a jego zachowanie nie sugerowało bynajmniej żadnych niecnych zamiarów. — Mamy? — powtórzył, marszcząc brwi w zaskoczeniu. Zdążył jeszcze wcisnąć listę zakupów do tylnej kieszeni spodni, nim nieznajomy ustawił go przed blatem, który najwyraźniej miał się stać jego nowym stanowiskiem pracy. Sytuacja stawała się coraz dziwniejsza. — Więc jesteśmy na tym samym poziomie, pocieszające — skwitował wackowe słowa głośnym prychnięciem i odruchowo potarł kark w lekkim zakłopotaniu. — Jestem Minu... — Już miał wyjaśniać, że najwyraźniej zaszła jakaś pomyłka i Wacław bierze go za kogoś innego, ale wzmianka o półnagim sprzedawcy i napiwkach skutecznie zamknęła mu usta. Reeves zamrugał i rozejrzał się po zapleczu, chociaż ciężko było stwierdzić czy szukał właśnie drogi ucieczki, czy może jakiejś ekipy filmowej, ukrytej między regałami. Kiedy wrócił spojrzeniem do Wacława i przyjrzał się mu uważniej doszedł do wniosku, że to nie żaden żart, a jedynie nieporozumienie. Chłopak najwyraźniej czekał na jakiegoś pomocnika i Minu uznał, że na chwilę obecną lepiej będzie nie wyprowadzać go z błędu; postanowił, że zaczeka do przybycia faktycznego asystenta, a w tym czasie zrobi tyle, ile będzie w stanie. Ostatecznie było to nawet zabawne. Od jakiegoś czasu czuł się naprawdę paskudnie i nie zamierzał pogardzać perspektywą poprawy własnego nastroju. — Czy ja też muszę się rozbierać? — zapytał więc zamiast tego i zerknął na swoją nieadekwatną do pogody bluzkę. Z rozbawieniem chwycił krawędź ubrania i teatralnie odciągnął je od skóry, a zaraz potem puścił i energicznie podciągnął rękawy do łokci. Paradowanie z gołą klatą przed klientami sklepu, w którym nawet nie był faktycznie zatrudniony wydawało się kolejnym, idiotycznym, ale też godnym rozważenia pomysłem. Ostatecznie co miał niby do stracenia? — Dobre te napiwki? — dopytał jeszcze, unosząc wysoko ciemną brew. Darowanemu pegazowi nie zagląda się przecież w zęby... Czy jakoś tak.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Toż największym grzechem i niegodziwością jaką w życiu zrobił Puchon było upicie kogoś do tego stanu, aby bez żałości stawił shoty całemu baru. Owszem, kogoś portfel bolał, ale czyn zdawał się mieć małą szkodliwość społeczną i każdy Żerca Wacusia rozgrzeszyłby. Poza tym mogła za tym kryć się jakaś idea - wielka i wspaniała! Jednak rzeczywistość prosto wskazywała na fakt, że jest to zwyczajnie chęć napicia się na koszt cudzy i nikt z obecnych się tego tutaj nie wstydził. - Widzisz, Minu! - Powiedział rozanielony, zaś imię powtórzył, aby je lepiej zapamiętać czy też w ogóle zapamiętać. - Przynajmniej będąc na poziomie dna, ciężko nam będzie się pogrążyć niżej - uśmiechnął się jakoby zaraz z jego piersi miał wydobyć się śmiech. Poza tym od dna można się odbić tylko w górę, więc chyba same powody do radości. Chociaż tak smutno byłoby otruć ludzi źle przyrządzonym eliksirem detoksykującym, sprzedawać trefny tojadowy czy pieprzowy, który w gruncie rzeczy jest tylko wrzątkiem. Lecz nieskromnym zdaniem Wacława ten ostatni mógłby zostać zamieniony na wódkę z pieprzem i nikt nie spostrzegłby różnicy. Nawet jakoś milej czarodziejom żyłoby się. Milion procent, że tak! - Eee... - ów tak zwana samogłoska myśląca zagościła na ustach Puchoan wraz ze skomplikowanym procesem myślowym w główce i spojrzeniu, które latało po ubranym ciele Gryfona. Początkowo chciał się zgodzić, ale to zabrzmiałoby nazbyt lubieżnie a status poważnego związku powstrzymywał studenta przed robieniem rzeczy, które mogłyby ewentualnie zaszkodzić samopoczuciu Drejka. Później stwierdził, że zaprzeczy, bo jeszcze przyrządzana mikstura się na chłopaka rozleje i będzie nieprzyjemnie. - No, jak chcesz. W sumie i tak zaraz znajdę nam fartuchy - przy czym zaczął rozglądać się po pomieszczeniu i wyjmować z szafek składniki do eliksirów tak w poszukiwaniu wspomnianego ubrania. Ostatecznie Wacław podszedł do chłopaka, sięgną za niego ręką po tylko trochę poprzepalany miejscami fartuch. Gdyby umiał w zaklęcia to najpewniej z takimi drobnostkami by sobie poradził, ale nie umiał i chuj. Po czym względnie świeżym poczęstował towarzysza. - Zależy od dnia - wzruszył ramionami chociaż skoro oni mieli balować na zapleczu to nie ich broszką było rozbieranie. Oczywiście, zgrabnie pomijam tutaj fakt, że wcześniejszym sprzedawcą był Wacuś a z napiwkami dzielił się ze wszystkimi, bo tak wypada. - Zacznijmy od wyrobienia języcznik migocącego. Gdzieś tam powinien być moździerz, a niedługo będzie trzeba odebrać dostawę z wysuszonymi traszkami. Jak nie masz w różdżce to masz w łapie, umiesz w zaklęcia? - Bo oczywiście będzie to trzeba nosić i Wodzirej do tego nadawał się równie dobrze, co do esejów z historii magii.
Ciężko byłoby temu stwierdzeniu zaprzeczyć, gdyż będąc na dnie jedyna słuszna droga prowadziła z powrotem ku górze i chociaż mógłby się kłócić, że niektóre organizmy mają przecież tendencję do zagrzebywania się głębiej w piach zamiast podążania ku powierzchni - nie wspomniał o tym, bo zarówno on, jak i Wacław nie przypominali chyba żadnego z nich. I jakkolwiek pichcenie eliksirów przez parę kompletnych amatorów mogło być ryzykowne Minu wierzył, że jego nowy towarzysz nie dostał pracy w sklepie z magicznymi miksturami wyłącznie za ładne oczy i pozytywną osobowość... Czując na sobie spojrzenie nieco ekscentrycznego kolegi, Reevesa dopadło coś na wzór poczucia winy; nie pytał w końcu całkiem poważnie i wprowadzenie blondyna w konsternacje wydało mu się teraz nie w porządku. Roześmiał się więc, aby jakoś zagłuszyć swoje sumienie i poklepał go energicznie po ramieniu. — Żartowałem, spokojnie — zapewnił i przesunął się na bok, aby zrobić miejsce, podczas gdy Wacek zajął się przeszukiwaniem zaplecza. Co jakiś czas wyciągał na blat kolejne składniki i zaabsorbowany przyglądaniu się im Minu w ogóle nie zwrócił uwagi, gdy jego towarzysz w końcu wyciągnął zza jego pleców parę fartuchów. — Dzięki — mruknął, marszcząc brwi i przyjrzał się najpierw swojemu, a później wackowemu wdzianku nieco sceptycznie, ale w żaden sposób nie skomentował przepaleń w jego ochronnym okryciu. Zamiast tego narzucił na siebie własne i przystanął obok blatu, w gotowości do działania. Skoro już postanowił grać nowego asystenta, zamierzał się do zadania przyłożyć. Już nie mógł się doczekać aż opowie o tym wszystkim siostrze... — W jakiś tam umiem — odpowiedział zgodnie z prawdą i sięgnął po wspomniany moździerz. Nie spodziewał się, że przeniesienie kilku czy nawet kilkunastu skrzyń będzie problemem, więc na razie nie zaprzątał sobie tym głowy. Próbował za to przypomnieć sobie wszystkie użyteczne informacje, jakie na przestrzeni lat udało mu się wynieść z zajęć z eliksirów. Zanim w ogóle zabrał się za przygotowywanie roślinki, Reeves rozejrzał się za jakimiś rękawicami. Czuł się usprawiedliwiony, gdy przeszukiwał boczne szuflady przy biurku aż w końcu znalazł dwie pary. Jedną wciągnął na dłonie, a drugą odłożył w razie, gdyby Wacław również chciał z nich skorzystać. Nie wiedział na ile chłopak czuje się w tym środowisku pewnie, ale skoro siedzieli w tym obaj, Minu poczuwał się do pewnej solidarności. — Dużo zazwyczaj macie tu roboty? — zagadnął, autentycznie ciekaw czy praca w takim miejscu istotnie jest tak upierdliwa, czy tak się po prostu złożyło, że akurat dziś potrzebowali dodatkowych rąk. Wykorzystał też moment, aby przyjrzeć się partnerowi w zbrodni nieco lepiej, próbując rozgryźć jego wiek. Wacław mógł być trochę młodszy lub ciut starszy od niego, ale wąs pod jego nosem był strasznie mylący. Był studentem czy też szkolne lata miał już za sobą? Ciężko było stwierdzić... Reeves pociął listki na mniejsze kawałki, aby łatwiej mieściły się w moździerzu, po czym wrzucił je do misy i zaczął ugniatać. Nie był pewien co dokładnie Wacław miał na myśli poprzez "wyrobienie", więc wolał się upewnić: — Jakiej konsystencji potrzebujemy?
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Potrafić w zaklęcia to już jest jakaś forma sukcesu życiowego. Warto to zaznaczyć, bo Wacław, widząc takiego chociażby Patronusa ma opadającą szczękę i wzbierający podziw wyraz twarzy. Albo w ogóle używanie tych wszystkich czarów, o których istnieniu Puchon nie wiedział. Co więcej, dowiadywać się nie zamierzał. - Zależy ile dla ciebie to dużo. Ja myślę, że zawsze jest tyle samo pracy a wszystko zależy od tępa - student spojrzał na swoje ręce i przez moment nie wiedział, co robi. Zamrugał kilkukrotnie, a chwilowa niedyspozycja umysłowa przeminęła i Wacław znów zaczął szperanie między składnikami, aby z pamięci wyciągnąć potrzebne na dziś składowe do miksturek. - Zamówienia przyjmujemy na zaś, więc mamy pewien okres na realizacje. Niektóre eliksiry robi się dłużej, a wiesz jak to jest... - Wodzirej teraz przeszedł na konspiracyjny ton. - Najczęściej robi się to na ostatnią chwilę. - Odchrząknął, powracając już do swej mowy normalnej. - No i później chodzi się wokół kotła modląc do Mokosz, żeby załamała czasoprzestrzeń a eliksir szybciej doszedł - oczywiście Wacław wiedział, że to tak nie działa, ale mógł się oszukiwać. Z drugiej strony: nie był jedynym eliksirowarem w tym przybytku a wiadomo jak to jest z dzieloną odpowiedzialnością. Tak się ona rozmywa. Podobnie jak na przystankach, gdy osoba niewidoma pyta się o autobus, ale tutaj nieodpowiadanie jest już skurwysyństwem. - Nie dochodzi - wzruszył jeszcze ramionami tak ku rozczarowaniu wobec życia. - Dzięki - powiedział, chwytając rękawiczki i nałożył jedną na rękę, porzucając swoje dotychczasowe zajęcie. - Jak zioła zaczną śmierdzieć w tym moździerzu to znaczy, że jest gotowe - tak właśnie wygląda robienie eliksirów bez ścisłej wiedzy podręcznikowej. Tudzież z zielarstwa, którym oczywiście należy gardzić. Sam Wacław zajął się zaś brzytwotrawą. Jedną rękawiczką, bo drugą ręką potrzebował lepiej manipulować i mieć lepszą dostępność do wnętrza rośliny. - W ogóle to jaki my eliksir najpierw robimy? - Nawet jeśli chłop o tym mówił to zapomniał. Dlatego też szef chciał, aby Puchon miał dziś towarzystwo, zajmujące się ogarnięciem studenckiej główki. Albo rozklejaniem dziesiątek karteczek po zapleczu, aby galopujące myśli Wacława do końca dnia zrobiły jedno zadanie od początku do końca.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Chciałbym zakupić porcję eliksirów neonu, postarzającego oraz chroniącego przed ogniem. Proszę wysłać go na podany adres. Kwota została dołączona w sakiewce dopiętej do nóżki sowy. Dziękuję serdecznie.
Ezra T. Clarke
Tiernán E. Aguillard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : heterochromia | kolczyk w prawym uchu - na ogół zwyczajna, posrebrzana obręcz | rozwichrzona czupryna | sprawia wrażenie jakby był wiecznie zblazowany