Po środku szkoły znajduje się sporych rozmiarów dziedziniec z równo przystrzyżoną trawą. Z każdej strony otaczają go mury zamku. Na samym środku stoi natomiast duża fontanna, zawsze zbierająca wokół siebie chcących odpocząć po lekcjach, uczniów.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:06, w całości zmieniany 2 razy
Luke przewrócił oczami. Czasem ciekawski charakter Jade mógł irytować. - Ale jaka kłótnia?- chłopak uśmiechnął się perfidnie.:- Nie wiem nic o żadnej kłótni. A ty, Amy?- nie czekając na odpowiedź rudowłosej, brunet ciągnął:- A, u mnie bardzo dobrze. Zamilkł na chwilę, żeby przełknąć ślinę i nabrać powietrza do płuc, gdy w jego oczy rzucił się podręcznik do Zielarstwa, rocznika niżej. - O! Uczysz się, Amy? Hah... czemu mam wrażenie, że nie idzie ci najlepiej i wszystko cię rozprasza?- zaśmiał się wesoło niebieskooki, przeczesując palcami grzywkę. - A swoją drogą, Jade, musimy się kiedyś wybrać do Cieplarni. Tam są naprawdę fajne roślinki. Albo, możemy też pójść kiedyś polatać na miotłach... o ile masz miotłę. No i miałem ci pokazać jeszcze jakieś triki, prawda?- Williard celowo nie wyjaśnił, o jakie triki mu chodzi. Cóż, jakoś nie czuł potrzeby, żeby panienkę Henderson wtajemniczać tak od razu.
No tak. młodsza i od razu nie wolno wtajemniczać.- Pomyślała. - Nie, nie chodzi nam o żadną kłótnię. Tak właściwie nie mielibyśmy o co się pokłócić. Prawię się nie znamy. Ciebie, Jade- zwróciła się do dziewczyny- znam całkiem dobrze, bo miałyśmy czas. Przecież dużo mi pomogłaś. Amy poprawiła grzywkę i kontynuowała. - Ale jak widzę, wy zdążyliście się poznać. W sumie to logiczne. Chodzicie razem do klasy.- Zaśmiała się
Jade posłała dwójce swoich towarzyszy zirytowane spojrzenie. Postanowiła jednak nie naciskać. Wyciągnę to potem od Luke'a - pomyślała. Medow uśmiechnęła się, słysząc kuszące propozycje swojego przyjaciela. -Tak... oglądanie roślin to pewnie bardzo fascynujące zajęcie - powiedziała z sarkazmem blondynka, po czym dodała:- Ale skoro ci zależy, to możemy się w najbliższym czasie wybrać. A co do latania, to jestem bardzo za. Mam swoją miotłę! - prychnęła z oburzeniem. Jade było trochę głupio, że Luke wspomniał o "trikach", a Amy nie miała pojęcia, o co chodzi. Wiedziała, że to nie jest przyjemne uczucie, ale co mogła zrobić? To przecież sekret Williarda, którego w życiu nie miała zamiaru nikomu zdradzić. -Amy, może ci pomożemy w nauce? - zaproponowała. - Znaczy: Luke ci pomoże, a ja wam trochę poprzeszkadzam - pokazała przyjaciołom język, po czym zabrała Amy książkę i podała ją brunetowi.
Ostatnio zmieniony przez Jade Medow dnia Sro 10 Kwi 2013 - 21:18, w całości zmieniany 1 raz
Luke zaśmiał się cicho i spojrzał na zaznaczone strony podręcznika. Nie, nie miał ochoty teraz nikomu pomagać w nauce. Nawet sobie. Gdyby nie fakt, że te tematy bardzo lubił i znał na pamięć, prawdopodobnie wymyśliłby jakąś wymówkę i pospiesznie zmył się od tych dwóch zapracowanych (albo raczej jednej zapracowanej i jednej leniwej) uczennic. - Ale... musisz się po prostu nauczyć opisów tych roślin. Jak zapamiętasz nazwy i będziesz je sobie kojarzyła z poszczególnymi właściwościami, to będzie dobrze! Proste. Nie wiem, w czym widzicie problem.- chłopak wzruszył ramionami i mruknął:- Arogantki. Mają jakieś problemy ze zwykłym Uro Acerbe! Chwilę studiował tekst, a potem oddał go rudowłosej. - To na wykucie. Nie mam w czym pomagać, wybacz. A swoją drogą, to masz rację, ja nic o tobie nie wiem. Poza paroma drobiazgami. No, to może sie rozgadasz?- zaproponował, trącając dziewczynę przyjacielsko łokciem.
- A wiesz w gadaniu to ja jestem całkiem dobra. No to, co by ci tu... No dobra. Urodziłam się Doncaster, mam siostrę młodszą o sześć lat. Kocham jeździć konno, kiedyś miałam konia, ale jak byłam mała to się wystraszył jakiegoś tam węża w lesie, uciekł i jeszcze nie wrócił. Moim marzeniem jest zwiedzić świat. Nie wiem... coś jeszcze chciałbyś wiedzieć?- Zakończyła dziewczyna. Uśmiechnęła się i popatrzyła pytająco na chłopaka..
- Hm... nie wiem. Masz może jakiś mroczny sekret?- zaśmiał się Luke, nawiązując do rozmowy z Jade. Cóż, mroczne sekrety są z całą pewnością ciekawe. I niektórych chyba nawet nie warto ukrywać- pomyślał brunet, zerkając z uśmiechem na panienkę Medow. - A, no to może ja powiem coś od siebie! Lubię Quidditcha, uwielbiam latać na miotle, lubię OPCM i Zielarstwo. Mam starszego o trzy lata brata, który jest zazdrosnym dupkiem i rodziców, którzy mnie nienawidzą. A, no i kota o imieniu Lex. Który, swoją drogą, powinien być gdzieś w pobliżu. Williard uśmiechnął się drwiąco. Oh, jak uwielbiał wspominać rodzinę! Wpadał wtedy w taką euforię, że miał ochotę coś zniszczyć. Z radości, oczywiście.
- U! Też lubię Quidditcha, ale nie potrafię grać. A zawsze chciałam, ale na miotle uwielbiam latać. Nie, nie mam sekretu... Chyba. I tez lubię OPCM. Tak to mi idzie najlepiej. A ty? Masz jakiś sekret? I nie możesz zaprzeczyć, bo wiem, że masz. Pewnie zaraz dojdzie do kłótni, ale ja muszę to usłyszeć- pomyślała. Dziewczyna spojrzała na Luke'a podejrzanie. Jednak wolała swoje myśli zachować dla siebie.
Luke przeczesał palcami włosy, jak to miał w zwyczaju. - A skąd ty to możesz wiedzieć? Oczywiście, że mam mroczny sekret. Tylko, że jak ci go powiem, to po części przestanie być sekretem.- chłopak wykorzystał tekst, który sprzedał Jade. Nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Ale nie chciał też okłamywać rudowłosej. Nic mu nie zrobiła i w sumie, to powinna znać prawdę. Ja pierdole, ale mam dylematy...- zaśmiał się niebieskooki sam z siebie, w myślach. - A wiesz, w sumie, to mogę ci pokazać mój sekret.- zaśmiał się w pewnym momencie Williard. Cóż, czemu nie? Skoro i tak chciała, a Jade przyjęła to normalnie, oznaczało to, że jego rodzice po prostu są nadzwyczaj nienormalni. A to akurat by się zgadzało. Mam rude włosy. Długie, rude włosy. I delikatne rysy twarzy. Wręcz wyglądam jak dziewczyna.- powtórzył parę razy w myślach Luke, po czym otworzył oczy i zerknął w swoje lusterko, z którym się nie rozstawał. Udało się. Wyglądał dokładnie jak Amy Henderson. Szaty stały się o wiele za luźne, wisiały na tej 'kobiecej' sylwetce.
Dziewczynie lekko szczęka opadła. Chciała wiedzieć skoro zapowiadało się na przyjaźń. Amy obeszła go dookoła i zatrzymała się za plecami Luke'a. Uśmiechnęła się szeroko. - Czyli jakoś tragicznie z tyłu nie wyglądam. Nie martw się ja szanuję i podziwiam. Odróżniasz się od innych i łatwiej gdzieś wyjść. A z resztą to nie twój wybór. Ale mnie się podoba. Dziewczyna stanęła na przeciwko chłopaka i spojrzała mu głęboko w oczy. Po tej czynności doszła do wniosku, że nie powinna tego robić. Wróciło to uczucie. Jednak Amy zawsze fascynowały tęczówki. - Też masz niebieskie oczy. Trudniej będzie odróżnić, gdybyś się we mnie zmienił, tak samo ja w Jade. Ponownie się uśmiechnęła.
Luke patrzył Amy prosto w oczy i pozwolił, żeby dokładnie go obejrzała. Zachowała się tak samo jak Jade... no, może poza tym, że odróżnia się od innych. to akurat nie zawsze jest zaletą, Henderson mogła zatrzymać to dla siebie. Ale cóż, w tym przypadku chodziło o cechę pozytywną. - Dzięki. Czasem przydatne, ale wolę, żeby tylko nieliczni o tym wiedzieli.- przyznał spokojnie Williard i pozwolił, żeby jego ciało znowu wróciło do normalnego wyglądu. Od razu poczuł się normalniej, lżej... tak, jakby zdjął jakiś niewygodny, opinający kostium. Ale przynajmniej szaty na nim nie wisiały... - Więc to jest mój mroczny sekret. O ile można nazwać go mrocznym... a co do oczu, to tylko koloru tęczówek nie jestem w stanie zmienić. Podobno ma tak każdy metamorfomag.- brunet wzruszył ramionami i schował lusterko do kieszeni.
Dziewczyna uważnie wysłuchała chłopaka i usiadła na miejsce. Przez chwilę siedziała w ciszy. - Zawsze chciałam mieć taki "mroczny sekret"- palcami pokazała cudzysłów.- Wiesz? Myślałam, że ten rozkaz o przyznanie się doprowadzi do kłótni. Jednak... Myliłam się. Dziewczyna wskazała ręką, aby chłopak usiadł obok. To będzie tylko przyjaźń. Nic więcej. Nie rób sobie nadziei- wmawiała sobie w myślach.
Jade przypatrywała się całej tej rozmowie w wyjątkowym jak na nią milczeniu. Ciekawa była, czy Luke zdecyduje się w końcu zdradzić Amy swój sekret. O dziwo, dziewczyna zareagowała niemal dokładnie tak samo, jak ona. Obejrzała siebie z tyłu i tak dalej... -No, czyli teraz wiedzą już o tobie dwie osoby. Szok! Nie rozumiem, czemu się z tym ukrywałeś, każdy człowiek o zdrowych zmysłach powie ci, że to świetna sprawa - odezwała się blondynka. Była jedna rzecz, która nieco niepokoiła Jade. Mianowicie sposób, w jaki Amy patrzyła na Luke'a. Niemal widziała, jak rudowłosa tonie w szero-niebieskich tęczówkach bruneta. Martwiło ją to, ponieważ wiedziała, iż zakochanie się w Williardzie nie było dla Amy najlepszym pomysłem. Chłopak nigdy nie związał się z żadną dziewczyną na stałę, a przecież panna Henderson została już raz zraniona. Jade nie chciała, aby to się powtórzyło. Wtedy Amy jeszcze bardziej zamknęłaby się w sobie. -To co robimy? Luke, może pójdziemy do tej cieplarni, hm? Nie będziemy przeszkadzać Amy w nauce - zaproponowała, mając nadzieję, że przyjaciel nie będzie oponował. Chciała porozmawiać z nim na temat Amy i tego, jaki on ma do niej stosunek. To może być przecież ta jedyna...- pomyślała dziewczyna.
Luke popatrzyl uwaznie na Jade. Wiedzial, ze to cos waznego. Inaczej nie powiedzialaby tak bezposrednio, ze maja isc gdzies bez Amy. - No jasne, chodzmy. Narka, Amy. Tego musisz sie po prostu nauczyc na pamiec.- dodal do rudowlosej, postukujac palcem w okladke podrecznika od Zielarstwa. Poslal dziewczynie przyjacielski usmiech. ciekawe, o czym chce ze mna porozmawiac Jade. Przez sekunde po glowie chlopaka przemknela mysl, ze moze chodzic o Amy... ale chyba pokazanie jej metamorfomagii nie bylo zle...
Życie jest do dupy. Wszystko jest do dupy. Jak strasznie to brzmi! Zwłaszcza w ustach kogoś, kto zwykle wszystko miał W dupie. Kogoś, kogo nikt ani nic nie obchodziło, kogoś, dla kogo liczył się tylko czubek własnego nosa. Zazwyczaj to on miał innych w dupie, nie na odwrót. I pomyśleć, że do Hogwartu wrócił specjalnie po to, by wszystko naprawić! Co za ironia. Bo tak naprawdę swoim przyjazdem tutaj tylko wszystko popsuł. Oh, nie, przepraszam! NIC nie popsuł, bo przecież NIC nie mogło zburzyć idealnego związku Ellie i tej jej narzeczonego... Narzeczony. To brzmi tak strasznie... poważnie. To było coś. Być NARZECZONYM Ellie. I gdy spotkał się z nią jakiś czas temu, mimo iż mówiła, że jej przykro, wiedział, że to kłamstwo. Wcale nie było jej przykro. Kochała Drake'a, on kochał ją i wszystko było idealnie. A Jiro był tylko niepasującym do obrazka elementem, którego trzeba było się, jak najszybciej pozbyć. Tyle, że on też ją kochał! I nie uświadomił sobie tego wczoraj, nie, nie, nie. Zrozumiał to jeszcze w tamtym roku, ale wtedy ona, nieszczęśliwym trafem, podsłuchała jego rozmowę z kolegą, z którym się założył, że ją zdobędzie. I mimo iż potem tak długo starał się przekonać ją, że zakład jest nieważny, bo się w niej zakochał, ona nie słuchała. Wydawała się być głucha na wszystkie jego prośby. Dawał jej mnóstwo czasu, tyle, ile chciała, nie naciskał... Aż wyjechał. Nie odzywał się do niej całe wakacje, choć często łapał się na tym, ze sięgał po pergamin i pisał "Droga Ellie..." Nie odzywał się do niej aż do niedawna. Wrócił, a ona powiedziała mu, że... że jest zaręczona. Beznadzieja. Łaził teraz z kąta w kąt, potykając się o własne ludzi i innych uczniów, których za diabły nie kojarzył! Dowiedział się, że przyjechali jacyś nowi. Miały być rozgrywki tego czegoś, czego nigdy nie umiem napisać poprawnie. Jiro już ich nie cierpiał. W końcu postanowił wyjść na zewnątrz (omal się nie zabił dwa razy), a że nie chciało mu się iść zbyt daleko wybrał jedną z ławek na dziedzińcu i to na niej usadowił swój zacny tyłek, nasuwając kaptur bluzy na głowę i wsuwając dłonie w jej kieszenie.
Kompletnie nowe miejsce, które zdecydowanie nie pasowało do otoczenia, które zwykle miał w Kanadzie. Hogwart, Europa, wielki zamek, wiele uczniów. A on był tylko jednym z pionków w rozgrywkach juniorów Quiddlicha. Ale czyżby na pewno był pionkiem? Może i nie do końca, należał po prostu do głównego składu Reem'ów z Riverside. Pałkarz szkolnej drużyny Quiddlicha, reprezentujący szkołę w Riverside jako pałkarz. Tak, to całkiem nieźle brzmi. Damon właściwie nie miał co robić. Kompletnie nie znał nowego miejsca, nie potrafił się do niego przyzwyczaić. Jeszcze się pogubi w tym zamku, bo duży, tyle pięter, łoh oh oh, aż za dużo. Nawet nie chciał wejść do budowli bez "przewodnika" z Hogwartu, najpierw musiałby poznać to miejsce, a dopiero potem pomyśli się o łażeniu z kąta w kąt i myśleniu o jakimś zajęciu poza pałkarzowaniem na rozgrywkach. Z drugiej strony, czy on w ogóle kogoś takiego znajdzie? A z resztą, dlaczego nie może zwiedzać na własną rękę? Wielka trudność, chodzenie po Hogwarcie, gdzie... w sumie, te schody są ruchome i potrafią wywijać lepsze żarty. Może lepiej nawet nie zbliżać się do budowli i pokręcić na dworze, czekając aż jakiś znajomy z drużyny powie co i jak, albo chociaż pokaze, gdzie mają spać? Trudny wybór. Przynajmniej panny z Hogwartu są ładne. No, przynajmniej niektóre, jednak na szczęście Demona, prawdopodobnie żadna z nich nie zwróci na niego uwagi. Pech to pech, wina niczyja, posiadacz pecha jednak ma i tak najgorzej. Zawsze. I nie interesuje mnie to, jak bardzo bezsensownie to brzmi, bo to jest naprawdę... prawdziwe. No co? A ty nie masz pecha? Znalazł się w miejscu, które mógł nazwać dziedzińcem. Wyminął przy tym uczniów, których nie kojarzył - prawdopodobnie uczniowie Hogwartu, albo - co gorsza - Australii. A kto powiedział, że to boidupek, hę?Wypatrzył ławeczki i usiadł na jednej, praktycznie nie zauważając w pierwszej chwili ucznia, siedzącego obok niego. Dopiero potem zorientował się, że właśnie usiadł obok kogoś, kogo kompletnie nie zna. - Uczeń Hogwartu? - zapytał, unosząc brew do góry.
Pech? To coś, czego Jiro nie znał! On zawsze miał z górki, dostawał wszystko, nie musząc nawet się o to zbytnio starać i był z większością hogwarcich panien! Na "koncie" miał nawet nauczycielkę. Nieźle, co? Ale dla niego liczyła się tylko jedna panna! Dla niej mógł się naprawdę zmienić, a ona go nie chciała. To było takie smutne. Ale na własne życzenia zmarnował swoją szansę. Zupełnie nie był na bieżąco z wydarzeniami w szkole. I jakoś wcale nie czuł się z tym źle. Ten rok miał zamiar poświęcić na naukę, następny też, a potem wyjechać stąd, wyjechać, jak najdalej. Może wyjedzie do Kanady? Ostatnio jest naprawdę modna! Ha. I siedziałby sobie tak dalej spokojnie, ale jak to zwykle bywa w takich momentach ktoś musiał mu przerwać. Jiro otworzył jedno oko, łypiąc nim na intruza, po czym znów je zamknął i odchylił głowę w tył. Przez chwilę milczał po prostu, nie chciało mu się nawet otwierać buzi, by coś powiedzieć. A może bał się, że jego głos go zdradzi? Że zadrży niebezpiecznie? -Tak, a ty nie?- zapytał, nad wyraz spokojnie, z tym swoim zwyczajnym chłodem. -Ach, wybacz. Ty grasz w tego no... Quidditcha, nie? Skąd jesteś?
Ciepły, letni wieczór, a ona siedzi na brzegu fontanny patrząc w niebo. Ubrana w jakieś jeansy i T-shirt nie odróżnia się zbytnio od niektórych studentów w tej szkole. Nie da się ukryć, że jest jedną z młodszych nauczycielek, dodatkowo lekki makijaż sprawia wrażenie, jakby niedługo miała kończyć studia. Czy to wypada tak pani profesor? W końcu powinna dawać przykład uczniom, być elegancka, poważna i za nic w świecie ich nie przypominać... Niestety, Gaja jest jaka jest i jedynie czas da radę to zmienić. Po co ona tam właściwie siedziała? W końcu eseje uczniów leżały zakurzone i niesprawdzone od dawna na biurko, robiło się coraz ciemniej i chłodniej, w dodatku była zmęczona jak każdy pod koniec roku... Odpowiedź jest raczej prosta i powszechnie znana - Czekała na pojawienie się pierwszych gwiazd, na gwiazdę polarną, duży wóz, w dodatku są to ostatnie dni widocznego na niebie zbioru bliźniąt, trzeba więc z nich korzystać! Miała przy sobie jeszcze książkę o powstaniu kosmosu, Wielkim Wybuchu i innych tego typu pierdołach, którą powinna przeczytać... Jednak ta lektura może poczekać, w końcu nawet nie pamiętała od kogo i kiedy ją pożyczyła!
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero przechadzał się w tą piękną noc po dziedzińcu bo po pierwsze nie mógł zasnąć, a po drugie lubił spacerować nocą. Też obserwował niebo, jego piękno w całej okazałości. Oczywiście jak to leżało w jego zwyczaju o tak późnej godzinie zastanawiał się nad różnymi sprawami. Po prostu starał się rozwiązać nurtujące go zagadnienia, no bo co można robić w szkole jako nauczyciel. Tak naprawdę nigdy nie doszedł do czegokolwiek, jednak takie rozważanie pozwoliło mu zapełnić pustkę zwaną "nuda". Zimne, ponure mury Hogwartu, szczególnie w godzinach wieczornych nie zapewniały zbyt wielu atrakcji, szczególnie profesorom. Idąc tak sobie, zauważył jakąś... No na pierwszy rzut oka - dziewczynę. Przystał w swej wędrówce... Spojrzał na nią... Twarz wyglądała znajomo, jednak... Całokształtnie owa osóbka wyglądała nadzwyczaj młodo. Stał tak kilka minut, jak ten kołek, aż w końcu przypomniał sobie cóż to za osoba. To profesor Glaber... No tak... Postanowił podejść i porozmawiać trochę z panią profesor, chociaż była mu ona osobą zgoła nieznaną. Ale w końcu nauczyciele powinni się znać... Chyba... W każdym bądź razie podszedł do Gaii i przywitał się - Witam... Mogę się przysiąść? Mamy dziś bardzo piękne niebo... I rzucił w stronę pani profesor życzliwy uśmiech, taki, którego doświadczyć mogły tylko osoby lubiane... O ironio...
No tak, niewątpliwie nuda doskwierała dorosłym w tej szkole. W końcu nie można nic ciekawego zrobić, bo z jednej strony to niewychowawcze, z drugiej jest to miejsce pracy... W sumie mieszkanie w pracy i przebywanie w otoczeniu "eseje, zajęcia, uczniowie" na dłuższą metę niszczyło człowieka. Dodatkowo ten brak prywatności, obserwatorzy, uczniowie zaglądający przez dziurki od kluczy do gabinetów... Oszaleć można. Dlatego też dobrze się stało, że w końcu Gaja spotkała kogoś, kto przynajmniej z samego początku wydaje jej się normalny, a na pewno bardziej dorosły niż ona sama. Spojrzała na profesora, którego kojarzyła wyłącznie ze szkolnych korytarzy. Nie pracuje tutaj tak długo, by znać wszystkich nauczycieli, a już prywatnie to może z dwóch na całe grono pedagogiczne by się znalazło. Czy wypadało zapytać jak się nazywa? W końcu coś tam kojarzyła, ale gorszą plamę by zrobiła, gdyby w trakcje rozmowy po prostu pomyliła jego imię z takim Adenem... Co oczywiście w momencie zachwytu niebem jest w stanie uczyni! W końcu astronomowie do tych normalnych ludzi nigdy nie należeli... Takie podróby starożytnych filozofów! - Witaj. - Oczywiście nie dało się nie zauważyć jak zawsze promiennego uśmiechu, prostego i naturalnego, który mówił coś w stylu "Miło cię widzieć". - Jeśli tylko fontanna ci nie przeszkadza, to oczywiście. - No cóż począć, że Gaja taka jest i nie skojarzyła, że przecie na pewno zauważył fontannę, która stoi tu penie od "x" lat! - Piękne to mało powiedziane - Bo w sumie mogłaby mu godzinami opowiadać co na nim widzi, jak daleko są położone te małe kropki i jakie grupy tworzą. Tylko nie sądziła, by Nero miał ochotę tego słuchać. Wyciągnęła z torebki swoją małą lunetę, którą dokonuje prawie codziennej obserwacji nieba. Trochę przetarta i porysowana nie zawsze się sprawdzała, jednak w tak piękne niebo na pewno się sprawdzi jak żadna inna!
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero spoglądał na kobietę, która wyraźnie była zafascynowana wieczornym niebem. Taak, już pamiętał. Nauczycielka Astronomii. Zrobiło się... Sztywno. Ona przez tą swą lunetę obserwowała niebo. Taak, pięć minut obserwacji jest fascynujące, jednak na dłuższą metę staje się monotonne. Chciał przerwać niezręczna ciszę - Jestem Nero. Nero Crow. Powiedział i uśmiechną się szczerze. - O jej... Jak się uczyłem w szkole, nienawidziłem astronomii. Ale rodzice chcieli, żebym tego się uczył, więc się podjełem. DO dziś jej nienawidze. Powiedział z uśmiechem. - Ale widzę, że Ciebie to fascynuje...
No tak, chyba wszyscy nie mogli nawyknąć, że ta z daleka normalna osóbka tak na prawdę uczy tak zdziwaczałego przedmiotu jak astronomia. Nigdy też nie dziwiła się, że ludzie nie podchodzą do niego poważnie, albo go nie lubią. Jednak... W głębi chciała zarazić miłością do gwiazd każdego, co najwyraźniej czasem jej się udawało, zważywszy na ostatnie częste odwiedziny niektórych uczniów w jej gabinecie. Jej "mały dylemat" został przerwany oficjalnym przedstawieniem z imienia i nazwiska. Na prawdę potrzeba było aż tyle? Pewnie ona i tak tylko zapamięta imię, ewentualnie fakt, że nauczyciel do brzydkich nie należał. - Gaja Glaber, ale to zapewne wiesz. - Postanowiła odpuścić sobie oficjalna formę, w końcu nie są na spotkaniu służbowym, ani zajęciach. Spojrzała na niego, odstawiając lunetę na bok. Nie powinna być ona jak na razie potrzebna. - Czegoś człowiek musi nie lubić, jedni nie lubią szpinaku, inni małych dzieci, a Ty po prostu nie przepadasz za astronomią - Choć w głębi była przekonana, że po prostu ktoś źle nauczał tego przedmiotu - Zostawmy jednak temat pracy na boku, nie chciałabym tylko nią żyć - Zabawne, ale w zasadzie to jak na razie tylko gwiazdy dawały jej szczęście. Taka tam hipokryzja... Ups! Zastanawiała się chwile nad tematem, trochę dziwne musiało być dla niej uczucie siedzenia z obcym mężczyzną, pod tak cudownym niebie w środku nocy... No cóż, pewnie to nie ostatni raz kiedy przyjdzie jej późnymi porami kogoś widywać. - Masz jakieś plany na wakacje, marzenia - W sumie pytanie od czapy, nie związane z niczym o czym wcześniej rozmawiali, jednak czy może być coś przyjemniejszego niż lato, słońce, cisza i brak pracy? Nie sądzę...
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero też uważnie obserwował Gaję. - Masz rację, zostawmy pracę za sobą. W końcu nasze godziny pracy się skończyły. Tak faktycznie, pytanie było banalne i jakieś takie... No nagłe. Jednak jakoś trzeba podkręcić rozmowę. - Plany na wakacje? Ahhh... Albo gorący Egipt, albo mroźna Syberia, być może tradycyjna Francja, albo orientalne Chiny. Kto wie. Marzenia? Eee... Marzenia ściętej głowy. Raczej błahe, często dziwne i jakby dziecinne, zazwyczaj przedłużenia przeszłości dzieciństwa. A tego ostatniego nie miałem za ciekawego. Mroczne... Piętno wywarło na mim umyśle i tak też marzenia trwają. Nauki rodziców też swą rolę odgrywały, jednak i te za kolorowe nie były. Moi rodzice byli zafascynowani Lordem Voldemortem. Reszty pewnie się domyślasz... A tak w ogóle co ja Cię zadręczam moim dzieciństwem. Lepiej opowiedz coś o sobie. Gdzie się wychowywałaś? Masz jakieś plany na wakacje?
Zdecydowanie rozmówca jeszcze nie wiedział, czym dokładnie będzie się zajmował, ani gdzie będzie w ciągu tych długi, słonecznych, letnich dni. W sumie gdyby Gaja pomyślała nad tym chwile dłużej na pewno zdziwiłoby ją to, w końcu do dany ostatniego balu jest "rzut beretem". Na szczęście w jej bałaganie myśl ta informacja została głęboko zakopana, a pewnie i w niedługim czasie będzie zapomniana... W końcu ona ma już miliard głupich planów na wakacje! Zadręczanie dzieciństwem? Nic podobnego... Ona lubiła cofać się myślami gdzieś w te młode lata, gdzie jeszcze wszystko wydawało się proste, świat mógł być wyłącznie biały lub czarny, żywić można było tylko złość lub miłość... A i cały dzień zabawy i beztroski! O tym zapomnieć nie można, w końcu tylko dzieciństwo ma te przywileje! Więc nie ważne jak bardzo miał złych rodziców, co im się nie układało, ona na pewno znalazłaby jakiś pozytyw tamtych, minionych chwil. A jeśli nie... Zawsze zostało filozofowanie "a co jeśli..." w czym jako astronomowi na prawdę nieźle jej szło! - Wychowałam? W zwyczajniej rodzinie zamieszkałej w Dolinie Godryka, nic nadzwyczajnego. Za to plany na wakacje pokręcone, zaczynają się na pewno jakąś długą wędrówką, kończą odpoczynkiem w rodzinnym domu. Trasa na pewno zahaczy o hodowlę smoków w Rumunii, fabrykę czekolady w Serbii i narty w Austrii - Oczywiście myśląc o tym jak będzie wyglądała jej podróż rozpromieniła się jeszcze bardziej. Nie wspomniała, że zamierza zabrać na nią swoją najlepszą przyjaciółkę czyli Kimberly, ale uznała to za oczywistą oczywistość. Myślała jeszcze, by komuś zaproponować tę dziwną podróż, jednak pomyśli o tym jak już wszystko zapnie na ostatni guzik. A jeśli będzie za późno? Ups! Bywa...
Było już po egzaminach i niestety po raz pierwszy raz w życiu Pernill nie był zadowolony z tego jak mu poszło. Wkuwał, wkuwał i jeszcze raz wkuwał, ale tekst wchodził jednym uchem a drugim wylatywał. Chłopak niczego nie mógł zapamiętać a to wszystko przez te zamieszenie z Adrien'em i jego dziewczyną. Tugwood nie przespał tylu nocy, zamiast się uczyć myślał,płakał i dobijał sobie do łba zamiast się koncentrować na nauce.Obecnie chłopak siedział na jednej z ławek, był zgarbiony a głowę trzymał w obu dłoniach. -Nie mam po co w tym roku wracać do domu. -syknął, ale bardzo cicho. Nie chciał aby ludzie wiedzieli, iż wielki i mądry Pernill Tugwood rozpaczał nad niczym innym jak swoimi ocenami.Nie ruszając głowy ani dłoni, gryfon kopnął jeden z kamieni przed siebie próbując w jakimś stopniu sobie ulżyć. Jeszcze na dodatek ta cała afera z pierwszoroczniakiem oraz obserwatorem który doradził Pernill'owi aby ten robił 'laski' do końca życia.
Cóż robiła dzisiejszego dnia panna de Langeais? A postanowiła wyjść na dziedziniec. Trochę świeżego powietrza się jej przyda oraz przecież ten przeklęty nałóg wzywa. Płuca spragnione nikotyny, to jest ból większy, niż gdyby ktokolwiek przebijał ją sztyletem... A przy okazji musi przemyśleć kilka spraw. Adrien zaproponował jej wspólne zamieszkanie... Ale to było cudowne uczucie! Chyba po raz pierwszy ktokolwiek był gotów na przyjęcie jej pod swój dach! No ale to jest Adrien.. Przecież oni dogadywali się perfekcyjnie i nigdy nie mieli się dość. Nie wiedziała, jak długo potrwa ta sielanka.. Ale trzeba korzystać, skoro jest dobrze. Wyszła więc przed szkołę i od razu wyciągnęła z kieszeni jeansów paczkę papierosów i mugolską zapalniczkę. Była czarna a na niej narysowany był jakiś koleś z wielkim strusiem na smyczy. Pod spodem był napis "Pan z wielkim ptakiem". Zawsze bawiły ją te rysuneczki na zapalniczkach, które są jedynym mugolskim wynalazkiem, który lubiła. Włożyła między usta jednego szluga i resztę schowała do kieszeni. Podpaliła go, drugą ręką zakrywając płomień, aby żaden niespodziewany wiatr jej nie przeszkodził. Zaciągnęła się szkodliwym dymem, który po chwili wydobył się spomiędzy jej krwistoczerwonych warg. Dopiero teraz się rozejrzała i natrafiła spojrzeniem na jakiegoś chłopaka, który siedział na jednej z ławek. Czyżby... - Pernill... No jaka miła niespodzianka! Tak dawno Cię nie widziałam, mój drogi. No po prostu się stęskniłam. - Jej wargi wykrzywił gorzki uśmiech a ironia w jej głosie była aż zbyt wyczuwalna. Oparła się plecami o zimny mur i znów zaciągnęła się fajką. - No jak tam, skarbie? Egzaminy Ci dobrze poszły? Mam nadzieję, bo przecież nie chcemy, żebyś zaniedbywał naukę...
Pernill rozpaczał jeszcze przez jakiś czas, ale postanowił przestać, kiedy na horyzoncie pojawiła się Daina de Langeis, wróg numer jeden. Zanim dziewczyna go zauważyła Pernill zauważył ją i z niesmakiem na buzi zaczął ją mierzyć od stóp do głów.Nie chciał, ale musiał przyznać, że Daina wyglądała prześlicznie. Jej ciasne jeansy doskonale leżały na jej tyłku oraz nogach, góra także wyglądała nieskazitelnie.Suka.Tugwood nadal z niesmakiem przyglądał się ślizgonce która wtedy odpalała papierosy przy użyciu mugolskiej zapalniczki.Uczeń wywrócił oczami i jak najszybciej chciał odwrócić wzrok, ale niestety de Langeis okazała się być szybsza i w końcu dostrzegła chłopaka. - Ciebie też miło widzieć, muszę przyznać, że wyglądasz nieziemsko.Bardziej skąpo niż zwykle. -uśmiechnął się do niej sztucznie, po czym wstał aby dziewczyna nie zaczęła patrzeć na niego z góry. Jeszcze by ten fakt skomentowała. Pernill Tugwood skrzyżował ręce na klatce piersiowej i po raz kolejny kopnął kamień. - Dziękuje, egzaminy poszły mi wprost magicznie. Nigdy nie miałem problemów z nauką. -sztuczny uśmiech nie schodził z porcelanowej twarzy chłopaczka. Sam Pernill nie zdziwiłby się gdyby za chwilę jego twarz pękła od tego teatralnego, sztucznego uśmiechu od ucha do ucha. - Swoją drogą co u Ciebie, piękności moje? Widzę, że zrobiłaś sobie przerwę na papierosa, czyżby szukanie idealnej bielizny przez cały dzień nagle Cię tak zmęczyło? -zażartował. Lubił czepiać się jej wyglądu pustej i nic nie wnoszącej do życia laleczki.