Gdy wchodzi się do tej sali czuć silny zapach potu. Ma ona wielkość dwóch sal lekcyjnych i jest do połowy wyłożona matami do ćwiczenia sztuk walki, a druga połowa jest przeznaczona do ćwiczenia szermierki i fechtunku. Wszystkie potrzebne przyrządy, miecze, tarcze znajdują się w składziku, który służy też za szatnie zawodnikom.
Zacisnęła zęby, kiedy Yavan opatrywał jej ranę. Zastanawiała się teraz co on może sobie o niej myśleć. Pewnie już więcej nie będzie chciał jej uczyć. Nie po takim cyrku jaki zrobiła przed chwilą. Sama nie wiedziała czemu tak się stało. Pewnie normalnie po prostu sama jakoś by sobie poradziła i byłoby po krzyku. Nie płakała z bólu chociaż był dość silny. Chodziło tylko i wyłącznie o to, że ciągle miała problemy z kontrolą własnych ruchów przez co nieustannie robiła sobie krzywdę. Tylko czemu akurat teraz, do cholery, musiał wystąpić ten kulminacyjny moment, w którym nie wytrzymała?! Przestała o tym wszystkim myśleć, kiedy tylko poczuła usta Yavana przy swoich. Wytarła szybko całą buzię z łez. - Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. - Zarzuciła mu ręce na szyje bardzo mocno przytuliła. Wciągnęła mocno jego zapach i wstała. - Czyli mam spróbować cię zaatakować, tak? - Pociągnęła nosem z postanowieniem, że nie będzie jeszcze psuła tej lekcji swoim płaczem.
Kiedy przytuliła się do mnie nachyliłem się nad Jej uchem i wyszeptałem czule. - Nie masz za co Płomyczku. - mój ciepły oddech omiótł Jej szyję, a ręka przesunęła się czule po plecach Marg. Kiedy postanowiła kontynuować lekcję uznałem że to dobre rozwiązanie. Dostrzegałem zdecydowanie w Jej zwierciadłach duszy i to mi wystarczało. Ponownie stanąłem w pozycji wyjściowej i spojrzałem na Ukochaną lekko się uśmiechając. - Jeśli udo będzie Ci doskwierać przestaniemy, nie chciałbym by z tego skaleczenie wynikło coś poważniejszego. Tak powinnaś mnie zaatakować, sądzę że powinienem Ci tłumaczyć moje decyzje dzięki temu powinnaś spokojniej podchodzić do lekcji. Atakujesz mnie z kilku prostych powodów, pierwszym jest to że mało prawdopodobne że mnie trafisz, drugim to że sam obawiam się Ciebie skrzywdzić, następnym że chciałbym ocenić Twoje predyspozycje. No dalej zacznijmy i czerpmy z tego przyjemność. - ostatnie słowa wypowiedziałem z zachętą i przygotowałem się na decyzję Ukochanej.
Przytaknęła i przełknęła ślinę. Stanęła pewniej na nogach i ułożyła ostrze wygodniej w dłoni. Dziwnie czuła się z tym, że miała spróbować zranić swojego narzeczonego. Nie miała pojęcia co to za uczucie. W każdym razie było niemiłe. To nic, że i tak nic mu nie zrobi. Sam fakt tego, że miała spróbować. Może gdyby to był ktoś kogo nie lubi czułaby się zupełnie inaczej. Stała tak bez ruchu już dosyć długo. Musiała w końcu zmusić się i ruszyć. Marg! Do cholery! Stali dość daleko od siebie, więc podbiegła do niego z wyraźnym zamiarem przecięcia mu boku.
Przełamała się! Moje serce przyspieszyło kiedy obserwowałem nacierającą Marg, pierwszy raz widziałem Ją w takiej sytuacji i zrozumiałem że nigdy przenigdy niestanie się morderczynią. Była pełna dobra i delikatności ubranej w płonące szaty którymi można było się sparzyć. Kobieta którą kochałem i podziwiałem wycelowała ostrzem w mój bok. Trzy niewielkie płynne kroki w tył o raz w bok tak by zejść z trajektorii ostrza. Lekkie pochylenie się do przodu z wysunięciem w tył bioder i brzucha pozwoliła znaleźć się naszym twarzom blisko, jednocześnie byłem bezpieczny przed atakiem Ukochanej. - Brawo Kochanie. - wyszeptałem. A na twarzy pojawił się niczym nie krępowany uśmiech radości, przypominał te które mają małe dzieci które nie czują niczego innego prócz radości, żadnych zmartwień, wątpliwości. Odskoczyłem lekko w tył przygotowując się na kolejny atak, moje ruchy były wolne, precyzyjne i rozluźnione. Dawno nie czułem tyle radości z ćwiczeń, a to wszystko dzięki Niej, moje oczy spojrzały się ze zwierciadłami Ukochanej. - Jeszcze raz.
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
@Aleksander Cortez, miałeś doskonałe plany na dzisiejszy dzień? Hogsmeade z przyjaciółmi? Plotki w Pokoju Wspólnym, o tej nowej parze? A może po prostu pisanie zaległego wypracowania o buncie goblinów? Wygląda na to, że plany te będziesz musiał przełożyć na kiedy indziej. Bez względu na to, czy prawdziwie zasłużyłeś sobie na ten szlaban, czy też zupełnie niewinnie zostałeś ukarany, pewnym jest, że teraz czekają Cię długie godziny poświęcone doprowadzaniu sali do stanu używalności. Smród potu uderza w Twoje nozdrza, gdy tylko przekraczasz próg sali. Na znajdujących się tu matach treningowych musieli chyba poić się już sami założyciele Hogwartu. Edgar zostawia Cię tu ponownie pod dozorem woźnego. Przed wyjściem, zabiera Ci jeszcze różdżkę, mówiąc, że odda, dopiero gdy skończysz. Krzywisz się niesłychanie, ale wiesz, że nie masz wyjścia. Jeśli nie sprzątniesz sali dzisiaj, będziesz musiał tu regularnie przychodzić w tygodniu, zawalając bieżące zadania domowe.*
*Jeśli nie podejmiesz się wykonania szlabanu i nie pozostawisz poniżej posta, temat z twoim kuferkiem zostanie zablokowany na tydzień. Czas masz do 14.10 włącznie.
Aby dowiedzieć się jak radzisz sobie ze szlabanem, rzuć kostką we właściwym temacie.
1 oczko - Twoim pierwszym zadaniem była wymiana śmierdzących mat. Podnosząc którąś z kolei poderwałeś się zbyt szybko i naciągnąłeś sobie coś w plecach. Nie jesteś w stanie się wyprostować i musisz iść do skrzydła szpitalnego. Twój stan zwalnia Cię przynajmniej z odrabiania reszty szlabanu. 2 oczka - Ostrzyłeś właśnie miecze w części sali przeznaczonej do ćwiczeń fechtunku, kiedy omsknęła Ci się ręka i solidnie się pociąłeś. Woźny szybko pomógł Ci zatamować krwotok. Rana okazała się nieduża mimo intensywnego krwawienia i możesz bez problemu wrócić do pracy. Niestety teraz musisz jeszcze dodatkowo zmyć ze wszystkiego własną krew, przez co szlaban zajmuje Ci jeszcze więcej czasu. 3 oczka - Szlaban chyba tylko wydawał się być aż tak pracochłonny, kończysz bowiem dużo szybciej niż się spodziewałeś, a pilnujący Cię woźny nie znajduje nic, do czego mógłby się przyczepić. Wygląda na to, że cały wieczór masz dla siebie. 4 oczka - Na jednym z ostrzonych przez Ciebie mieczy dostrzegasz jakieś symbole. Może to Twoja wrodzona dociekliwość, a może po prostu aż tak nudzi Cię szlaban, w każdym razie uznajesz je za niezwykle intrygujące. Do tego stopnia, że skończywszy szlaban idziesz niemal prosto do biblioteki. Po godzinnych poszukiwaniach okazuje się jednak, że znaki były tylko fikuśną ozdobą będącą mieszanką syryjskiego i nabatejskiej formy aramejskiego. Co się jednak w tym czasie nauczyłeś to Twoje. Zdobywasz 1 punkt do kuferka ze starożytnych run. Zgłoś się po niego tutaj. 5 oczek - Pod jedną z mat znajdujesz 10 galeonów. Odnotuj zysk w rozliczeniach. 6 oczek - Sprzątanie potwornie Cię męczy i nudzi. Prace idą Ci tak powoli, że nawet pilnujący Cię woźny nie może na to patrzeć. W końcu zaczyna Ci pomagać i w gruncie rzeczy odwala większość roboty za Ciebie. Dzięki temu kończysz szybciej i masz cały wieczór dla siebie.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Kolejny z szlabanów Edka, przyzwyczaił się już do swojego losu. Wiedział, że nie ominie go ani jeden z tych wszystkich szlabanów. I teraz było mu to już wszystko jedno. I tak i tak siedział w tej budzie, przeważnie nie miał już nic do robienia, ani nie utrzymywał już z nikim większego kontaktu. Więc czasu miał aż za dużo. A dzisiejszy szlaban zamierzał przy okazji wykorzystać, na swój trening. Nawet swoją różdżkę oddał bez większego marudzenia i przy sprzątaniu nie wykorzystał nawet tej którą miał schowaną. Nie musiał, robił to wyłącznie z nudów. Zabrał się za sprzątanie, wpierw maty, później szatnia i prysznice. W końcu sam miał z nich korzystać więc przynajmniej będzie miał pewność, że kładzie się na czymś czystym i nie zarazi się niczym pod prysznicem. Nie wiedział, czy w pewnym momencie pomógł mu woźny, czy było tak mało tutaj do roboty, bo skończył znacznie wcześniej niż się spodziewał. Odebrał od woźnego swoją różdżkę i poszedł się przebrać w strój do ćwiczeń. Zabrał dzisiaj torbę z dwoma parami stroju, po sprzątaniu i po treningu. W tym do sprzątania oczywiście już przyszedł, więc po przebraniu się zaczął od rozgrzewki. Porozciągał się starannie. Poświęcając na samą rozgrzewkę ponad półtorej godziny. Nie chciał nabawić się przecież żadnej kontuzji. Dzisiejszy trening zamierzał poświęcić kończyną wolnym górnym. I skupić się na ćwiczeniach wyłącznie zwiększających siłę. Przecież i tak codziennie wykonywał wytrzymałościowe, za to te często sobie odpuszczał. No ale skoro był już tutaj na miejscu, to aż żal byłoby tego nie odrobić. Przygotował więc sobie ławeczkę, ciężarki, które dokładał po każdych kolejnych seriach. Kiedy skończył posprzątał po sobie i wyczarował linę. Kilkoma zaklęciami zawiązał ją przy suficie i sprawdzając jej wytrzymałość znów zaczął kolejny trening. Wspinał się co raz wyżej używając do tego wyłącznie mięśni rąk. Podpierał się nogami tylko by nie zjechać w dół. Ale postanowił, że to ręce będą tutaj tą największą siłą która miała ciągnąć jego sylwetkę wyżej i wyżej. Powtarzał ćwiczenie kilka razy, aż w końcu wyzbył się wszelkiej siły. Odczarował linę i poszedł pod prysznic by zmyć z siebie pot i dać ulgę zmęczonym mm. solidną dawką chłodnej wody. Nie bał się zimna, był do niego przyzwyczajany, a hartowany niemal od kołyski nie bał się nadciągających chłodów ani przeziębień. Jakie zagwarantuje i w tym roku niejednemu uczniowi tegoroczna zima. po wszystkim wyszedł. z/t Kostka: 3
Utrzymanie kondycji w Hogwarcie było tajemną umiejętnością, której Evangeline jeszcze nie posiadła przez wszystkie lata nauki. Nieważne jak mocne postanowienie posiadała, wystarczyło przekroczyć próg Wielkiej Sali i nasycić oczy rumianymi mięsami, kolorowymi sałatkami i kusząco zdobionymi deserami, aby popaść w zupełne zapomnienie. Evie nigdy nie miała zbyt silnej woli i wszelkie stresy związane ze szkołą zajadała czekoladowymi żabkami, puddingami i dyniowymi pasztecikami. Kiedy więc dziś spojrzała w lustro, zgodnie z mentalnością kobiecą, stwierdziła, że jej policzki wyglądają na zbyt okrągłe i natychmiast wyciągnęła z głębi kufra sportowe ubrania. Salę treningową Evangeline odnalazła zupełnym przypadkiem w piątej klasie i to jedno pomieszczenie całkowicie odmieniło jej życie - można było mówić, że ćwiczenie to tylko kwestia motywacji, ale ciężko tego było zmusić się do wychodzenia z Hogwartu w zimę. Dziwnym trafem od pitej klasy o połowę skrócił się czas jej "przedchorobowego złego samopoczucia, który bez wątpienia należało wyleżeć". Nie wiedzieć czemu sala zawsze wypełniona była zapachem potu i wysiłku, lecz Evangeline nigdy wcześniej nie spotkała tu innej, ćwiczącej (i żywej) duszy. Lynn nie wyobrażała sobie jednak ćwiczyć w tak dziwnie cichej atmosferze. - Cantus Musica - mruknęła, myśląc o najnowszym hicie Mr Pure. Jednak zamiast tego pomieszczenie wypełniła kompozycja Hildeberta Asmodeusa Wenzela. Nie żeby Evie nie lubił muzyki poważnej, ale no... Tak. Niekoniecznie taki klimat miała na myśli. Westchnęła jednak, zrzucając wszystko na głupie magiczne zakłócenia i przechodząc do rozgrzewki skupiającej się początkowo na dynamicznych wymachach, a potem nieco wolniejszych utrzymywań konkretnych pozycji w stylu tai chi. Lubił po długiej przerwie wracać do tej metody, która pomagała jej nie tylko wzmocnić mięśnie, ale i całkowicie zapanować nad ciałem i umysłem.
Obudził się z szerokim uśmiechem na ryju, miał naprawdę dobry humor a tak naprawdę nic się nie stało. Może po prostu stwierdził, że nie każdy może być nim, więc warto się cieszyć z tego, co się ma. Dobry żart Lennox, naprawdę. I w taki oto sposób, zaczął swój poranek. Najpierw pożywne śniadanko, a potem się pomyśli, co można by było produktywnego dzisiaj zrobić. Szybko założył na siebie pierwsze lepsze szmaty, czyli jakiś podziurawiony T-shirt i luźne jeansy. Z krzesła ściągnął za duży sweter i wcisnął go na siebie, coby po drodze nie zamarzł. Kto by przypuszczał, że mury szkoły wcale nie chronią przed zimnem. Zszedł do Wielkiej Sali i porwał pierwszego lepszego rogala, mhm, masa orzechowo-czekoladowa. Czyli to, co lubił najbardziej. Wiedział, że nie powinien mieć swoich faworytów... Ale ludzie, proszę was. Wlał w siebie kubek gorącej herbaty, nie czekając, aż ostygnie. Najlepsze na rozbudzenie było przypalone podniebienie. Choć był już do tego tak przyzwyczajony, że nie odczuwał bólu. A może jakiś nerw, który był za to odpowiedzialny, przestał funkcjonować... Mhm. Wyszedł z sali, w dłoni trzymając połowę swojego rogala. Skręcił, polazł kilkoma innymi korytarzami i trafił na salę treningową. W sumie nie zatrzymałby się tutaj, gdyby nie lekko uchylone drzwi i dźwięki dochodzące ze środka. Dlatego wsunął się i delikatnie, po cichu zamknął za sobą drzwi. Oparł się o framugę i przyglądał dziewczynie, która sobie ćwiczyła. Bardzo zabawny widok, dlatego też nie ukrywał swojego uśmiechu, zajadając się przy okazji rogalem. Przepyszny. Nie, żeby wyśmiewał kogoś, kto postanowił poćwiczyć... To się ceniło i chwaliło, nie wiedział, czy sam byłby gotów na takie poświęcenia. A może po prostu nie potrzebował treningów... One odbywały się w kompletnie innych miejscach. Chodziło bardziej o to, jaki wyraz twarzy miała, kiedy robiła wymachy... I wydawała te śmieszne dźwięki z siebie. Zastanawiał się, czy sam tak piszczy, jak wymachuje lewym sierpowym na prawo i lewo. Mhm. Taka dziwna energia w niego dzisiaj wstąpiła.
Zdziwiło mnie, ze gdy zapytałem na treningu quidditcha kto chciałby zostać moim królikiem doświadczalnym, niemalże od razu zgłosiła się @Trixie N. Travers. Nie zamierzałem się znęcać nad dziewczyną, a moje zaklęcie było raczej proste i raczej niezbyt ciekawe, poza tym tego typu propozycja nie należała do szczególnie porywających, więc nie spodziewałem się żadnych chętnych poza Padme i ewentualnie Ette. Mimo to bardzo ucieszyłem się z faktu, że młodsza koleżanka z drużyny wykazała tyle entuzjazmu, więc umówiłem się z nią następnego dnia po lekcjach, w sali treningowej - nie miałem pojęcia dlaczego dziewczyna tak łatwo przystała na moją propozycję (chociaż rzecz jasna, mogłem się domyślać, ze to ten sam powód co zawsze), ale nieszczególnie się na tym zastanawiałem, bo zbyt bardzo potrzebowałem mieć kogoś do ćwiczeń, żeby marudzić. Byłem tak najarany na wspólne ćwiczenia, że wyjątkowo pojawiłem się na miejscu dużo wcześniej i oczywiście zrobiłem z siebie debila, bo to oznaczało najprawdopodobniej piętnaście minut oczekiwania na Trixie i to tylko pod warunkiem, że będzie punktualna.
Nie była, ale to akurat nic szczególnego. Głowa Trixie zbyt wysoko latała w chmurach, aby nogi zaprowadziły ją na miejsce o czasie, nawet, a może zwłaszcza, jeżeli chodziło o Zakrzewskiego. No ludzie, umówmy się. Travers miała pewien problem natury technicznej z lataniem, chodzeniem, jedzeniem i zwłaszcza czarowaniem, gdy w pobliżu znalazł się jakiś gorący towar. Przy Lysandrze czasami zapominała jak się nazywa, ale to nie to sprawiło, że zjawiła się na miejscu o pięć minut później niż obiecywała. Miała tremę. Jak cholera. Przecież zgodziła się na obrywanie zaklęciem, dlaczego aż tak ją to stresowało? Może roiła sobie w głowie coś więcej? Jak zwykle łudząc się, że jakikolwiek chłopak okaże się być nią zainteresowany? Musiała się z tego wyleczyć, jak najszybciej, ale nie mogła sobie z tym poradzić samodzielnie. Zakrzewski też miał nie pomagać. Kiedy weszła do sali, skrzywiła się malowniczo, czując, że śmierdzi w niej gorzej niż w męskiej szatni przy boisku Quidditcha (nie pytajcie skąd znała takie aromaty), ale boska facjata Lysa wynagrodziła jej te cierpienia. Posłała mu promienny uśmiech, prawie zapominając o postawieniu nogi we właściwym miejscu, dzięki czemu nieomal potknęła się o nie w samym progu. - Hej, mam nadzieję, ze długo nie czekasz. Irytek zatrzymał mnie na parterze. - Kłamstwo gładko wyślizgnęło się z jej roześmianych warg. Tak naprawdę, spóźniła się przez misternego warkocza, którego plotła sobie na czubku głowy. Stworzyła z niego uroczą „koronę” (a może raczej gniazdo?), owijając go dookoła i spinając na samym dole po zawinięciu go do środka. Zgadnijcie po co tak stroiła się na testowanie jakichś głupich zaklęć. - Gotowy? - Spytała, a chociaż chciała coś jeszcze powiedzieć, chyba zapomniała co to miało być. Zagapiła się na Gryfona jak jakaś głupia gęś.
Zaskoczyło mnie, że dziewczyna była tak wystrojona na głupie testowanie zaklęć i biorąc pod uwagę jej spóźnienie i bardzo widoczne rozkojarzenie byłem już zupełnie przekonany, że sama magia jest ostatnim powodem dla którego chciała mi pomóc - byłem lekko zawiedziony, ale w gruncie rzeczy powinienem się spodziewać takiego obrotu sprawy. Bycie obiektem westchnień wbrew powszechnej opinii nie było najłatwiejszym zadaniem świata Westchnąłem cicho i udając, że wierzę w tę bajeczkę o Irytku. - Gotowy - powiedziałem - Ale najpierw muszę ci przybliżyć teorię. Twarzyczka dziewczyny wręcz błyszczała od śmiechu - niestety musiałem ją w tej kwestii spacyfikować, bo rzucanie zaklęcia rozśmieszającego na osobę tak radosną nie miało zbytniego sensu. - Muszę poprosić cię o zachowanie powagi - powiedziałem jak najbardziej neutralnym tonem - Moje zaklęcie ma cię rozśmieszyć, więc nie będzie widać efektu jeśli cały czas będziesz miała taką radosną minę. Najpierw ja rzucę je na ciebie, a jeśli się uda to się zamienimy. Już je testowałem, więc na pewno nie jest groźne, więc się nie martw na zapas. W razie jakiejś... - tu urwałem na moment szukając odpowiedniego słowa -... awarii w najgorszym razie się rozpłaczesz, ale to jesteśmy w stanie szybko cofnąć. Masz jeszcze jakieś pytania?
Lysander udawał, że wszystko w bajce Trixie się zgadza, więc dziewczyna nawet nie sądziła, że mogła zostać przejrzana. Natychmiast naiwnie przyjęła, że potrafi kogokolwiek oszukać, chociaż pewnie sama miałaby trudności z uwierzeniem, gdyby role się odwróciły. Zakrzewski, z tą jego perfekcyjną fryzurą na perfekcyjnej głowie, z perfekcyjnym uśmiechem i cholernie perfekcyjną resztą jego ciała. No uśmiech aż sam pchał się na twarz! Testowanie tego zaklęcia chyba niekoniecznie było dobrym pomysłem. Nie dla niej, oczywiście, ale Lysander zapewne nie miał z tego dnia wyciągnąć zbyt wielu trafnych wniosków. Kiedy objaśniał strategię, ledwo mogła skupić się na jego słowach. Gapiła się na niego nieco zbyt nachalnie, aby było to grzeczne, lecz gdy zorientowała się, że tak naprawdę mało jej brakuje do widowiskowego zgubienia szczęki, spróbowała skoncentrować się na instrukcji. O dziwo, poskutkowało! Skupienie wręcz od niej kipiało, chociaż teraz miała odrobinę zmieszaną minę. - Tak - odpowiedziała szybko, gdy zapytał o pytania. - Jesteś pewien, ze zamiana to będzie dobry pomysł? Nie jestem szczególnie dobra w zaklęciach, zwłaszcza jeżeli nie uczyłam się ich wcześniej. - Wyraziła swoją wątpliwość, naprawdę zawstydzona, że mogłaby tylko narobić szkód swoim nieudolnym czarowaniem. To była chyba jedna z niewielu chwil, kiedy to Trixie Travers żałowała, że nie uczęszczała regularnie na wszystkie lekcje. Jedno było w tej sytuacji pozytywne - wreszcie przestała się szczerzyć. - Poza tym, możemy zaczynać. - Oznajmiła, stając na środku sali, aby nie stać tak w progu, kiedy będą czarować.
Starałem się nie zwracać uwagi na jej niewątpliwe roztargnienie - może nie była w tym momencie najbardziej rozgarniętą personą świata, ale w mojej opinii nie miało to szczególnego znaczenia, ani tym bardziej wpływu na rzucany przeze mnie czar. - Tak, jestem pewien - rzuciłem z uśmiechem - To bardzo łatwe zaklęcie, więc powinnaś bez problemu dać sobie z nim radę, chyba, że zaburzenia magii ci przeszkodzą. Dziewczyna wyglądała na wyraźnie zawstydzoną swoimi rzekomymi brakami w kwestii zaklęć, a mina mocno jej zrzedła dlatego chcąc ją odrobinę pocieszyć obdarzyłem ją promiennym uśmiechem, po czym wycelowawszy w nią różdżkę szepnąłem: - Rideo! Po chwili na twarzy dziewczyny zabłysł uśmiech, która momentalnie przekształcił się w uroczy, donośny śmiech. Byłem pod takim wrażeniem tego uroczego głosiku, że pozwoliłem mu rozbrzmieć kilka minut, zanim rzuciłem Finite - finalnie nie zdążyłem tego dokonać, bo zgodnie z moimi oczekiwaniami efekt zaklęcia ustał zamoistnie.
Kostka:4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 77 (+5) Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 8 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 0
Starała się zachować skupienie, naprawdę. Jednakże Trixie zawsze była chociaż odrobinę rozkojarzona, zapatrzona w piękno otaczającego ją świata, a posyłane jej uśmiechy nie były najlepszym sposobem na dodanie jej otuchy. Wstrzymała oddech, sparaliżowana promiennością jego twarzy, bijącym od niego pięknem. Nagle zrobiło jej się niezmiernie głupio, że aż tak traciła nad sobą kontrolę w jego obecności, ale nie zdążyła zrobić absolutnie nic, aby przywrócić sobie ochotę do dalszego oddychania. Trafiło ją zaklęcie i Trixie wbrew swojej woli uśmiechnęła się wesoło. Czar zmusił ją do krótkiego, radosnego śmiechu i nagle zupełnie wyleciały jej z głowy wszelkie zmartwienia, jakie przed chwilą mogły ją trapić. Była po prostu szczęśliwa. Efekt ustał nieoczekiwanie szybko. Travers wyprostowała się, gdyż pod wpływem rideo zgięła się wpół, chwytając się za brzuch. Otarła nawet łzę rozbawienia, jaka zebrała się w kąciku jej oka. - Hej, to było całkiem miłe - zauważyła, ponownie się uśmiechając, lecz tym razem z własnej woli. Wyciągnęła różdżkę i bez zapytania go o to czy już może i jaki ruch nadgarstkiem powinna wykonać, po prostu spróbowała. Cała Trixie. - Zobacz sam, rideo! - Nie stało się kompletnie nic. Gryfonka zamachała nawet lekko różdżką, jakby ta miała za chwilę wypuścić całkiem udane zaklęcie, tylko przypadkiem zapomniała, aby zrobić to w odpowiednim momencie. Trixie była tą porażką okropnie niepocieszona.
Kostka:5(zapomniałam, że na tym koncie nie mam przerzutów i rzuciłam trochę za dużo )
Widząc jej zmieszanie poczułem się strasznie głupio - chciałem być po prostu miły, a niestety mój przeklęty urok najwyraźniej działał na Trixie wyjątkowo mocno. Mimo niezręczności tej sytuacji nie chciałem przerywać ćwiczeń - bardzo zależało mi, żeby opracować to zaklęcie i przećwiczyć je odpowiednią ilość razy, postanowiłem więc jeszcze chwilę podręczyć dziewczynę moją niewątpliwie kłopotliwą obecnością. Rzucone przez dziewczynę zaklęcie nie zadziałało. Nie byłem szczególnie zawiedziony, gdyż miałem świadomość, że nie była to wina dziewczyny, ani tym bardziej mojej formuły, ale tych durnych zaburzeń magii. - Nic się nie stało. Jeśli masz ochotę możesz rzucić jeszcze raz. Mimowolnie uśmiechnąłem się do dziewczyny zachęcająco - jeśli miała ochotę podjąć jeszcze jedną próbę byłem otwarty, jeśli zaś nie - byłem gotowy do podjęcia kolejnej próby. Mimo wszystko jedno rzucenie zaklęcia wydawało się nieszczególnie miarodajne.
Trixie nie zauważyła, ze Lysander czuje się przy niej niekomfortowo. Prawdę mówiąc, mogłaby mieć trudności z dostrzeżeniem walącego się na jej głowę sufitu. Porażka nieco ją otrzeźwiła. Gryfon był dla niej tak miły, że Travers zaczęła odrobinkę bardziej zwracać uwagę nie na jego ładną twarz, mącącą jej w głowie ilekroć tylko na niego spojrzała, a na jego zachowanie. Uprzejme, cierpliwe. Nie uciekał od niej, chociaż czuła, że przez swoje trudności w skupieniu wychodzi na jeszcze większą dziwaczkę, niż w rzeczywistości. Tego typu przykre myśli, były dla niej impulsem do skoncentrowania się na zaklęciu. Przygryzła dolną wargę, rozważając czy powinna dalej się upokarzać. - Spróbuję, ale jeżeli się nie uda, będzie Twoja kolej. - Zdecydowała. Może jej próby także mogły być dla niego pomocne. Nie warto było tak szybko się poddawać. Ożywiając w sobie Gryfońską determinację, uchwyciła mocniej różdżkę. W jej oczach zalśniło zacięcie, którego wcześniej nie miał okazji dojrzeć. - Rideo! - Machnęła nadgarstkiem, jeszcze nie wiedząc, że za moment najprawdopodobniej doprowadzi Lysandra do płaczu.
Po chwili trafiło mnie zaklęcie i zupełnie niespodziewanie wybuchnąłem płaczem, który musiał wyglądać co najmniej komicznie. Ze względu na to, że Trixie nie była aż tak biegła zaklęciach, efekt był na szczęście dosyć krótki, jednakże to i tak było lekko niezręczne. Gdy już w końcu przestałem beczeć zmusiłem się do uśmiechu i rzuciłem: - Przynajmniej wiemy jak działa odwrotność zaklęcia. Nie mogłem narzekać - sam się o to prosiłem. Udając, że wszystko okej zapytałem jej czy jest gotowa na ostatnią próbę, a gdy przytaknęła rzuciłem niewerbalne zaklęcie. Po chwili na sali zabrzmiał jej śmiech. - Udało się - powiedziałem obdarzając dziewczynę uśmiechem. Moje pierwsze zaklęcie naprawdę działało.
Kostka:1->5->4 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 78 (+5) Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 8 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 3
Trixie nerwowo wstrzymała powietrze, gdy w sali nagle rozległ się płacz. Spróbowała cofnąć swoje zaklęcie, ale różdżka była kapryśna. Mocowała się z nią tak długo, że wreszcie efekt czaru samoistnie wygasł. Lysander ucichł, a Gryfonka z niepewną miną posłała mu przepraszające spojrzenie. Zaśmiała się nerwowo po jego słowach, przekonana, że wolałaby poczytać o odwrotności rideo w następnym podręczniku, zamiast testować go na jego twórcy. Płacz nie był czymś, co Travers chciałaby u kogokolwiek widywać. Na szczęście, ostatnia próba Zakrzewskiego się udała, co zmyło z jej oblicza wszelkie zażenowanie i smutki z powodu niepowodzenia. Kiedy tylko przestała chichotać, zbliżyła się do Lysa, aby przyjacielsko poklepać go po ramieniu. - Gratuluję, fajne zaklęcie - powiedziała, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Zaklęcie było naprawdę przyjemne i miała cichą nadzieję, że jeżeli tylko Lys na to pozwoli, wejdzie do powszechnego użycia.
Łzy w towarzystwie nieznajomej osoby były dla mnie co najmniej wstydliwe (żeby nie powiedzieć - totalnie uwłaczające), jednakże przegryzłem wargę i udałem, że nic się nie stało - w końcu najważniejsze były miarodajne skutki zaklęcia, którymi bez wątpienia oprócz perlistego śmiechu Trixie, były również moje łzy. - Dzięki - odparłem z uśmiechem ciesząc się, że to proste, aczkolwiek całkiem użyteczne zaklęcie było w mniemaniu dziewczyny godne uwagi. Po chwili dyskusji na temat samego czaru i jego zastosowań dyskusja przeniosła się na odrobinę swobodniejsze tematy. Po chwili rozmowy ruszyliśmy z miejsca i podążyliśmy w stronę dormitorium kontynuując dyskusję.
O kondycję trzeba było dbać, więc mimo ogromnej chęci poleżenia dzisiaj na kanapie w pokoju wspólnym, zebrałam się i dotarłam na zaplanowany trening. Z nikim nie byłam umówiona, po prostu we własnym zakresie, bardzo amatorsko trenowałam sobie kick-boxing. W wakacje chodziłam na całkiem fajne zajęcia i dały mi one podstawy, teraz mogłam na na tym coś kombinować. Jasne, przydałoby się dalej poćwiczyć pod okiem kogoś, kto zna się na temacie, ale nie mogłam wychodzić poza Hogwart, a tutaj raczej nikogo takiego bym nie znalazła. Pozostawało więc mobilizować się samemu i chociaż trochę poćwiczyć. Tutaj miałam to, czego potrzebowałam. Zrobiłam porządną rozgrzewkę, porozciągałam się, trochę poskakałam przez skakankę. Na początku w pomieszczeniu nie wydawało mi się tak ciepło, ale już w połowie rozgrzewki zdjęłam bluzę i byłam gotowa do działania. Zaczęłam ćwiczyć uderzenia i kopnięcia, nie były one idealne. Było w tym nawet całkiem sporo siły, ale brakowało techniki. Nawet nie zauważyłam, kiedy @Mefistofeles E. A. Nox wszedł do pomieszczenia. Często było tu pustawo.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
O kondycję trzeba było dbać, a Mefistofelesowi podobało się wyłączenie nurtujących go myśli na rzecz oddania się sportowym katuszom. Zależało mu na własnej aparycji, dbał o fizyczność bardziej, niż wiele osób by podejrzewało - pomimo wszelkich masochistycznych skłonności, przykładał wagę do swojego stanu. Lubił być silny, lubił to też po sobie pokazywać. Wspomnienie niebywałych możliwości zdobywanych podczas każdej pełni, w ludzkim ciele czuł się ograniczany; chętnie napierał na swą barierę, szukając jakiegoś ideału, który w końcu zaspokoiłby wszystkie pragnienia. Tego dnia nie zamierzał sobie odpuszczać. Już i tak z kilku treningów zrezygnował na rzecz rehabilitacji po licznych urazach. Fakt faktem, Blanc robiła cuda i wiernie składała go za każdym razem. Dzięki temu mógł zorganizować sobie rozgrzewkę na błoniach, gdzie poza rozciąganiem pobiegał - i dopiero wtedy wrócił do zamku, energiczne kroki kierując prosto do dobrze znanej mu sali treningowej. Nie spodziewał się żadnego towarzystwa, kiedy wchodził cicho do pomieszczenia, gotów zaraz rzucić się na jeden z worków treningowych... Drgnął jednak, przystając na chwilę, by wlepić zaskoczone spojrzenie w wytrwale ćwiczącą Ślizgonkę. Mógł wyjść, bo go nie zauważyła. - Zrób krok do przodu przy lewym sierpowym - rzucił spokojnym tonem, zaczesując palcami włosy do tyłu. Odstawił torbę na bok i zsunął buty, żeby wejść na matę treningową. - Uderzasz silnie, ale bez kroku możesz stracić równowagę. - Nie było niczego nieprzyjemnego w jego wypowiedzi - po prostu znał się, więc mógł dziewczynie dać kilka rad, zanim wyuczy się nieprawidłowych nawyków.
Miałam całą masę powodów przez które stawiałam sport tak wysoko. Z tych najbardziej płytkich - lubiłam wyglądać dobrze, jak każdy. Chciałam być atrakcyjna, a szczupła sylwetka to było w moich oczach za mało. Podobały mi się mięśnie, zarówno u mężczyzn, jak i kobiet, więc sama starałam się podobną figurę trzymać. Poza tym, sport hartował i to wyjątkowo w nim ceniłam. Lubiłam stawiać sobie coraz wyższe wyzwania i doskakiwać do nich, choćby katując się na treningu. Wydawało mi się, że siła fizyczna to pewne zabezpieczenie i tarcza obronna. Z wielu powodów nienawidziłam tej bezbronnej części mnie, która nigdy nie umarła i zawsze będzie moim utrapieniem. Starałam się walczyć z nią na każdym kroku i udowadniać sobie, że jestem silna. Silniejsza. Codziennie bardziej. A kiedyś zabije tego słabeusza wewnątrz mnie. Chciałam umieć się bić, sprawiało mi to frajdę, ale dawało też poczucie, że jestem twarda i potrafię się postawić. Obronić, a nawet zaatakować, kiedy mam ochotę. Byłam mocno skoncentrowana na treningu i dopiero z pierwszym słowem chłopaka zorientowałam się, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Spojrzałam na niego zaskoczona. Jego rady brzmiały tak jakby się na tym znał. Zastosowałam się do jego wskazówki i od razu poszło trochę płynniej i stabilniej. Spojrzałam na Noxa. Kojarzyłam go, chociaż bardzo pobieżnie. Czasami kręcił się przy Fire... ale chyba jakoś szczególnie się nie lubili, przynajmniej tak to wyglądało. Jednak skoro on znał Fire chociaż trochę, to pewnie o mnie słyszał, albo widział jakieś nasze starcie na lekcji. Trudno było to przeoczyć. - Dzięki. Widzę, że znasz się na tym - nie ukrywałam zaskoczenia. W końcu tutaj nie spodziewałam się nikogo zorientowanego w temacie. - Czyżbyś też trenował? - spytała. Po jego uwadze wywnioskowałam, że nie tylko trenował, ale był w tym znacznie lepszy ode mnie. Mimo silnej miłości do konkurencji to mi się podobało, bo dawało perspektywę na jakąś pomoc, której zdecydowanie potrzebowałam. Konkurencję robiłabym mu najwyżej... za jakiś czas.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Raczej nie uczył. Mefistofelesowi nie można było odmówić umiejętności; zbyt wiele czasu poświęcił na naukę, by dać się potem łatwo zagiąć. Nic dziwnego, że bez problemu wyłapał drobne błędy w treningu Ślizgonki. Sam fakt, że je korygował, był już czymś nadzwyczajnym. O wiele bardziej pasował do niego cyniczny uśmieszek, albo rzucenie jakiegoś wyzwania, z którego później i tak wyszedłby zwycięsko. Być może rozproszyła go sama wizja wspólnego treningu - niewiele osób uczęszczających do Hogwartu interesowało się mugolskimi sztukami walki. Większość po prostu polegała na swoim magicznym patyczku, którym przecież można było zdziałać cuda. Cóż, w obliczu zakłóceń magicznych, nawet to nie było takie proste! - Kiedy tylko mogę - przytaknął, poniekąd całkiem zgodnie z prawdą. Przystanął za workiem treningowym, na którym Heaven ćwiczyła. Kojarzył ją... chyba nawet była od Dearów, ale których to już nie miał pojęcia. Grunt, że widział ją kilkukrotnie w jakichś mniej przyjaznych stosunkach z Fire. Nie oznaczało to wcale niczego wielkiego, bowiem i jej relację z Noxem można było opacznie odebrać. Przytrzymał jej worek, a potem jeszcze mruknięciem powstrzymał ją przed wyprowadzaniem kolejnego ciosu - złapał ją za rękę i pokierował nią, wskazując po jakim dokładnie łuku powinna ją prowadzić. - Jakie to mało "Dearowe"... chociaż chyba już mnie niczym nie zaskoczycie - uznał po krótkiej chwili namysłu. Patrzył na tę przepaść pomiędzy dawnym nauczycielem transmutacji, diablicą z domu Godryka, fajtłapą u Krukonów, śpiewającą gwiazdeczką wśród Węży... Wychodziło na to, że fanka kick boxingu nie była czymś aż tak nieprawdopodobnym. - Kopnięcia też? - Bo to bardziej pasowałoby do wspólnego treningu, skoro już wylądowali w tej sali... A cóż, uderzenia Heaven nie wyglądały zbyt skutecznie przy takim przeciwniku, podczas gdy w kopnięciach można było pokładać więcej nadziei.
Nie polegałam na magii. Oczywiście w sytuacji potencjalnego zagrożenia dłoń sama wędrowała w kierunku różdżki i to był naturalny, automatyczny odruch każdej czarownicy. Jednak zaklęcia nie były moją mocną stroną, stanowczo nie odnajdywałam się w tej dziedzinie. Zakłócenia nie działały na moją korzyść, przez nie nawet te czary, które nie powinny sprawiać żadnego problemu kończyły się różnie. Bardziej polegałam na swojej sprawności fizycznej i zwinności, które może i okazywały się niczym w starciu z porządną klątwą, ale bywały niezastąpione. Poza tym potrzebowałam się w czymś wyładować, a sport to był idealny sposób, żeby zrobić to w miarę pokojowo. Dlatego chętnie odwiedzałam salę treningową, biegałam na błoniach a niedawno nawet dołączyłam do drużyny. Gorzej było z czasem na naukę, ale kto by się tym przejmował. - Ja też. Ubolewam nad tym, że nie ma mnie kto poprawiać, byłam na paru lekcjach w wakacje, a tak to chociaż kombinuje sama - stwierdziłam i jak na życzenie chłopak akurat pokierował moją rękę, wskazując w jaki sposób powinnam uderzyć. Wcześniej robiłam to dosyć chwiejnie i niemalże na oślep, więc ta poprawka zdecydowanie pomogła. - Mało Dearowe? Dziękuje za komplement - stwierdziłam, kręcąc głową i wymierzyłam kolejny silny cios, tym razem zgodnie ze wskazówką Noxa. Wyszło znacznie lepiej. - Oczywiście - kiwnęłam głową i tym razem spróbowałam swoich sił w kopnięciu. Byłam całkiem rozciągnięta i udało mi się unieść nogę zaskakująco wysoko, było w tym też sporo siły, ale ledwo musnęłam worek treningowy. Nie do końca wycelowałam tak, jak należy. -
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Zakłócenia magiczne potrafiły nieźle zmienić plany. Mefisto aż tak bardzo nie cierpiał, pozostawiony w obliczu ryzykownego machania różdżką; zawsze wolał mugolskie sposoby, choć jednocześnie czarodziejska kultura nie była mu obca. Mimo wszystko mieszkał jak nie w Hogwarcie, to w Hogsmeade, gdzie większość rzeczy łatwiej było załatwić za pomocą zaklęć. W takiej sytuacji nawet mało czarodziejska osoba potrafiła mieć problem. Nox doświadczył tego dodatkowo, kiedy przez niedługi okres czasu musiał borykać się z brakiem różdżki. Magia uzależniała... i przy okazji odbierała ogrom samodzielności, pozwalając czarodziejowi na zapomnienie o najprostszych czynnościach czy rozwiązaniach. Pokiwał głową ze zrozumieniem, pozwalając na to, by na jego ustach osiadł niewielki uśmiech. Sam wyraźnie podekscytował się wizją wspólnego treningu, zaskoczony widokiem kogoś w sali treningowej. Zawsze wydawało mu się, że czarodzieje nie mieli pojęcia o czymś takim jak sztuka walki czy samoobrony, a przy okazji nawet na same sporty mieli zupełnie inny pogląd. Nox wolał piłkę nożną od quidditcha... - Trenuję od dzieciaka - przyznał, bo jak nie na zajęciach, to z ojcem - zawsze chętnie aktywnie spędzał wolny czas. Zresztą, uczył się również sam, po tym jak znalazł w szkole od cholery wrogów. Zadufani Ślizgoni oczywiście woleli zaklęcia, ale przytrafiały się i rękoczyny; zresztą, Mefisto szybko nauczył się, że wybicie różdżki z ręki takiego dzieciaka to ogromny krok w kierunku zwycięstwa. Musiał się nauczyć jak to robić... A potem zatracił się w marzeniu osiągnięcia perfekcywnej fizyczności, co o wiele lepiej szło mu na studiach, gdy już nie trzymano go na siłę w Hogwarcie. - W razie gdybyś potrzebowała jakiejś rady... - Zaobserwował ładne uderzenie, ale nie bawił się w pochwały. W końcu sam jej pokazał jak to zrobić, nie? - ...zawsze mogę rozłożyć cię na łopatki. Polecam się. W przypadku uderzeń głównym problemem był brak precyzji, ale Noxa wcale to nie dziwiło. Spodziewał się po Heaven przykładania większej uwagi do siły; drobniejsze osoby zwykle chciały właśnie nad tym pracować. Jak się okazało, z kopnięciem pojawił się identyczny mankament... i w tej chwili Ślizgon wiedział jak z dziewczyną pracować. Zostawił worek i wziął dwie łapy, by zaraz wsunąć je na dłonie. - Nie koncentruj się tak na sile, bo jesteś w tyle z dokładnością. Nie sądzę, żebyś miała problem z celem - raczej chodzi o precyzję. Poświęcasz za dużą uwagę temu, żeby uderzyć czy kopnąć mocno... a z twoją posturą, nie to jest najważniejsze. - Uniósł łapy mniej więcej na wysokość swoich ramion, samemu stając stabilniej. - To się fajnie ćwiczy prostą serią uderzeń naprzemiennych z przyspieszaniem tempa. - Nie wiedział czy chce rękawice, czy chociaż owijki, ale tutaj wszystko zależało od niej; on stał i czekał, gotów przyjmować ciosy i ewentualnie dorzucać jakieś rady. Wiedział, że łatwiej ćwiczyć z kimś; worek nie pomagał i wygodniej było oszukiwać się, że wszystko idzie świetnie.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
/Post pełen chaosu, bo chciałabym obskoczyć pracę + szansę na fajne fabu z wami + szlabanik/
Pitu pitu - Leoś pracuje (nieistotne dla was)
Smutnym kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Leonardo nie spodziewał się kłopotów, bezpośrednio powiązanych z obraniem nowej posady. Bądź co bądź, sam był Gryfonem i doskonale wiedział ile roboty mieli z nim nauczyciele czy opiekunowie. Miał świadomość, że to tylko kwestia czasu aż do niego ktoś przyjdzie z prośbami lub zażaleniami - pilniejszymi niż zamieszanie z Morgan, jakie wyniknęło na początku roku szkolnego. Łudził się trochę, że nie będzie żadnej tragedii, a nawet jeśli, to na pewno jako świeżak otrzyma jakieś wsparcie... I zaczynał odliczać dni "bez katastrofy", zupełnie jak gdyby w Hogwarcie trwała wojna, a nie program edukacyjny. Tak czy tak, cała ta czujność Leonardo na niewiele się zdała, bo list od profesora Voralberga otwierał z niewinnym uśmiechem zastygniętym na ustach. Musiał aż sięgnąć po okulary, nie wiedząc czy dobrze rozszyfrowywuje widniejące przed nim literki - krwawa bójka? Na zajęciach nauczyciela Zaklęć? Nie brzmiało to sensownie, ale... w ile bójek Leoś się wdał, kiedy jeszcze nie obawiał się zmierzających ku niemu konsekwencji?... Odpisał czym prędzej, już rozważając co może teraz zrobić i obiecując sobie, że przy następnej okazji sprawdzi rozkład punktów w klepsydrach. Sam może nigdy nie miał zbyt dużego parcia w walce o Puchar Domów, ale teraz trochę się to wszystko pozmieniało. Lubił mniej lub bardziej subtelną nutę rywalizacji, toteż zamierzał wspierać w tym swoich wychowanków... Nawet, jeśli oni uparcie starali się zmniejszyć swoje szanse na błyśnięcie przed całą szkołą. Grunt to nie poddawać się bez walki, choć może tym motto Leo nie powinien się dzielić... nie w tej formie, nieszczególnie promującej pacyfizm. W gruncie rzeczy z czasem nawet zaczął bawić ćwierćolbrzyma fakt, że jego pierwszym "problemem" miało być ogarnięcie uczniaków właśnie po bójce - kto się znał na tym lepiej, niż sam Vin-Eurico? Odetchnąwszy, doszedł do wniosku, że jest to niezły początek i da sobie radę. Niemal od ręki napisał pięć listów do swoich podopiecznych, zostawiając sprawdzanie prac domowych trzecioklasistów na później. Teraz potrzebował złapać pasujący wszystkim (albo właśnie NIE taki pasujący?) termin i czym prędzej go zaklepać. Wierzył w siłę sprawczą szlabanów, o ile tylko miały jakiś sens i odniesienie do popełnionego występku. Chciał wymyślić coś, co mogłoby pokazać jego podejście do nieodpowiednich zachowań, ale też nie zgasić zupełnie entuzjazmu wychowanków domu Godryka. Dopiero później wrócił do swoich regularnych obowiązków, sponad wypracowań odnośnie mniej lub bardziej preferowanych pokarmów kopytnych stworzeń magicznych pozerkując na okno, za którym zniknęła podekscytowana nowym zadaniem sówka Afrodyta. Biedne ptaszysko nie miało pojęcia, że nie roznosi wcale szczególnie pozytywnych wiadomości, ale przynajmniej mogło połasić się uparcie do skazanych na poniedziałkowe cierpienie Gryfoniaków. Z rozbijającymi się po głowie myślami, dotyczącymi niczego innego jak nadchodzącej kary w sali treningowej, musiał niektóre prace sprawdzać kilkukrotnie. Nie chciał przy okazji narobić błędów, nawet jeśli normalnie nad takimi banalnymi esejami chciało mu się przysypiać.
Brać się do roboty - wy pracujecie (istotne dla was)
Leonardo udał się do sali treningowej sporo przed czasem, rezygnując ze swoich standardowych nauczycielskich szat i ubrań. Chętnie wyrwał się z koszuli, do których materiału nigdy nie mógł przywyknąć, by wskoczyć w sportowe odzienie. Dopiero wtedy odetchnął, rozglądając się po pomieszczeniu, które w gruncie rzeczy było mu dobrze znane. Upewnił się przy okazji w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję - jak zawsze, panował tutaj paskudny chaos. Ktoś porozstawiał pośrodku maty słupki i liny, pewnie przy pomocy magii montując ring. Worki treningowe porozwieszane były w kilku miejscach, sztangi walały się nieładnie po podłodze, a kręcący w nosie zapach świadczył o tym, że mało kto myślał o wietrzeniu. Vin-Eurico w oczekiwaniu na Gryfonów nie zamierzał próżnować. Zajął się własnym treningiem, dbając o to by jednak nie dołożyć im za dużo pracy. Robił swoje, sprawdzając wytrzymałość worków treningowych i rozczulając się przy okazji nad tym, ile czasu spędził na ćwiczeniu tych umiejętności w latach swojej sportowej kariery. Ostatecznie po prostu został na ringu i na jego linkach przysiadł. Szlabanowiczów gotów był witać szerokim uśmiechem i równie entuzjastycznym pospieszeniem, by oddali mu różdżki, zanim zabiorą się za sprzątanie przy pomocy czekających niedaleko drzwi środków czystości.
Miałeś doskonałe plany na to popołudnie? Bójka z przyjaciółmi? Zapasy w Pokoju Wspólnym, z tymi nowymi Przyjezdnymi? A może po prostu zapisywanie zakładów odnośnie zbliżającego się pojedynku znajomych? Wygląda na to, że marzenia o idealnym popołudniu wcale nie są takie niemożliwe do spełnienia. No... przynajmniej jeśli brałeś pod uwagę sprzątanie po tej rozróbie!
Przypominam: Uczeń/student ma miesiąc na wykonanie szlabanu. Jeśli nie zostanie zrealizowany w tym czasie, będą wyciągane kolejne konsekwencje według Kodeksu Ucznia. (Wyjątkiem jest nieobecność.)
Każdy wybiera sobie kategorię - broń, matę, szatnię, sztangi lub tarcze. Kto pierwszy, ten lepszy. Jedna osoba = jedna kategoria. Każdy rzuca kostką.
Broń:
Twoim zadaniem jest doprowadzenie do porządku broni, która jest używana do ćwiczenia szermierki. Tak - całej broni, wobec czego musisz ze schowka wynieść wielki kosz przepełniony floretami, szablami i szpadami. Mugolskie rozrywki w Hogwarcie nie wykluczają magicznego wsparcia, tak więc nie powinno cię dziwić korzystanie z niezbyt bezpiecznych przyrządów, prawda? Czymże jest zacięcie w obliczu paru leczniczych zaklęć! 1 oczko - Wiedziałeś, że w koszu znajduje się zaczarowany floret, który pozwala na ćwiczenie szermierki w pojedynkę? Broń pod wpływem dotyku wyskakuje w powietrze i zaraz się na ciebie rzuca, by kilkoma sprawnymi ruchami sprowadzić cię do parteru. Dopiero leżąc płasko na podłodze możesz zorientować się, że nie pokonał cię żaden potężny przeciwnik, a jedynie magiczny kijaszek. Tak czy tak, duma nie jest jedynym, co boli - precyzyjnie wymierzone ciosy niewątpliwie pozostawią na twoim ciele parę siniaków. 2 oczka - Na jednej z broni ktoś zostawił magiczną farbę, która niesamowicie mocno brudzi. Zapewne chodziło o to, żeby z łatwością sprawdzić gdzie przeciwnik został ugodzony... A jednak przy czyszczeniu wychodzi na to, że masz całe ręce w "krwi". Nie wygląda to zbyt dobrze, ale zdradziecka czerwień pozostanie na twoim ciele (przynajmniej częściowo na dłoniach!) przez cały następny wątek. 3 oczka - Niektóre bronie niestety nie są typowo ćwiczebne. Być może czekają tutaj na bardziej zaprawionych w fechtunku szermierzy? Tak czy inaczej, z jakiegoś powodu (nieuwagi, niegroźnej farby dodającej ostrzu śliskości, złego ustawienia gwiazd na niebie, czegokolwiek) udaje ci się zaciąć. Rana nie jest szczególnie groźna, ale za to wybitnie uciążliwa (przez miejsce lub ból). Lepiej zawołaj Leo, zanim czyszczenie zmieni się w brudzenie! 4 oczka - Od jednej rękojeści odpada zabrudzony fragment, od którego z jakiegoś powodu nie możesz oderwać wzroku. Nie wygląda to jak nic cennego, szpada nie jest podpisana, a przy tym nie widać żadnego ubytku. Bezużyteczny fragment możesz zachować dla siebie, zaś jeśli go wyczyścisz i pokażesz specjaliście... dowiesz się, że to kawałek cennego kruszcu, który możesz sprzedać za 20 galeonów. 5 oczek - Jakimś cudem udaje ci się skończyć w zawrotnym tempie. Może powinieneś rozważyć swoje plany przyszłościowe, biorąc pod uwagę swój naturalny talent do sprzątania? 6 oczek - (Nie wyrzuć 6, nie wyrzuć 6, nie wyrzuć 6)... Przerzuć kostkę, spróbuj ponownie!
Mata:
Czyszczenie maty może nie brzmi tak źle, ale jednak do szczególnie przyjemnych zajęć nie należy. Nie tylko musisz poskładać kafle, by zamieść podłogę pod nimi, ale również zająć się samą powierzchnią ćwiczebną. 1 oczko - Nieuwaga nie popłaca. Jakaś tajemniczo zakamuflowana plama na macie okazuje się paskudnie śliska, a ty masz to szczęście, że akurat na niej stawiasz stopę. Rozłożony na łopatki przez złośliwość losu, możesz tylko pozbierać pogruchotane kości i zabrać się za dokładne szorowanie podejrzanego gluta. 2 oczka - Noszenie maty w tę i z powrotem najwyraźniej nie jest na twoje siły. Może powinieneś pomyśleć o tym, żeby częściej odwiedzać salę... i w niej ćwiczyć? W plecach strzela ci coraz głośniej i głośniej, aż przy jednym pochyleniu nie możesz podnieść się bez czyjejś pomocy. Chwilowy "paraliż" nie jest groźny i wystarczy wsparcie Leo lub któregoś Gryfona, byś wrócił do pełnej sprawności. 3 oczka - Usiadłeś na macie, żeby coś doczyścić? To był twój błąd. Jakiś geniusz postanowił rzucić na to miejsce zaklęcie trwałego przylepca, zapewne w celu unieruchomienia swojego przeciwnika. Osłabione czasem działanie nie zagraża tobie... ale twoim spodniom już tak. 4 oczka - Za stosem mat znajdujesz tajemniczy przedmiot, który już po krótkich oględzinach możesz zidentyfikować jako kieszonkowe bagno. Dorzuć kostkę: parzysta - możesz je zachować; nieparzysta - z jakiegoś powodu bagno się otwiera i wylewa na podłogę (twoją podłogę - tę, którą musisz wyczyścić!). 5 oczek - Cóż, szorowanie podłogi i maty to po prostu to - szorowanie podłogi i maty. Zasuwasz, zasuwasz, a efekty widać dopiero wtedy, kiedy twoje mięśnie już zaczynają się poddawać. W sali treningowej to jednak wszystko może być treningiem, nie? 6 oczek - Nucisz podczas sprzątania? Udajesz, że mop to miotła do latania? Recytujesz składniki ulubionego eliksiru? Układasz plan na wypracowanie z transmutacji? Wena na naukę musiała na ciebie spłynąć, bowiem prostą czynnością udaje ci się zdobyć punkt do dowolnej umiejętności (uzasadnij w poście jaka, a ja przydzielę punkt).
Szatnia:
Nieduże pomieszczenie stanowi zarówno schowek, jak i szatnię. Twoim zadaniem jest doprowadzenie do porządku wszystkich porzuconych tu ubrań i porozwalanych sprzętów, od których paskudnie cuchnie potem. 1 oczko - Choć ciężko w to uwierzyć, w Hogwarcie najwyraźniej znajdują się również zwierzęta... na tyle dzikie, by pozostawić na podłodze otwarte pudełko z ochraniaczem na zęby. Po krótkich oględzinach możesz śmiało stwierdzić, że przedmiot nie spełnił całkowicie swojego zadania, bowiem nosi wyraźne ślady zarówno śliny, jak i krwi. Gorzej, że przy próbie podniesienia go pudełko się zamyka, a na twoich palcach pozostaje niesmaczny odcisk obcych zębów. 2 oczka - Zbierasz poszarpane ubrania, które zapewne wcześniej były zawieszone na jakimś manekinie podczas treningu szermierki. Musiała pozostać w nich odrobina magii, bowiem uznają cię za taki właśnie stojak, wokół którego mogą ciasno się owinąć. Urok przechodzi na ciebie, wobec czego niezależnie od twoich poczynań, jeszcze przez cały następny wątek będziesz musiał się liczyć z randomowo pojawiającymi się dziurami w noszonych ubraniach. 3 oczka - Sprzątasz grzecznie, a w międzyczasie przyczepia się do ciebie nieprzyjemny zapach potu, dominujący w tym pomieszczeniu. Koniecznie weź prysznic po zakończeniu szlabanu! I może... spal swoje ubrania?... 4 oczka - Na twoje szczęście, nikt nie chce brać na siebie odpowiedzialności za porzucone w takim miejscu kosztowności. W szafce z ręcznikami znajdujesz 20 galeonów, które mogą trafić już prosto do twojej kieszeni. 5 oczek - Kto by pomyślał, że nawet tutaj można znaleźć porzucone, niechciane podręczniki? Wpada ci w ręce wyświechtany egzemplarz, z którego możesz wyczytać trochę notatek odnośnie dowolnej umiejętności, która interesuje twoją postać (poza czarną magią!). Zaznacz w swoim poście informację o zdobytym punkcie (przydzielę). 6 oczek - Chwila nieuwagi wystarczy, żeby przy przenoszeniu stepów (platform) zahaczyć o wiszące na ścianie lustro. Jego powierzchnia rozbija się na kilkanaście kawałków, a tobie pozostaje nic innego jak pozbieranie ich... I uzbrojenie się w spokój, żeby nie zacząć panikować przez wizję czającego się nieszczęścia?
Sztangi:
Co z tego, że w sali treningowej znajduje się schowek, skoro sprzęt można zostawić tam, gdzie się go używało? Niestety, tobie nie przysługuje taka błoga ignorancja. Musisz zająć się porzuconymi w kącie sztangami i ciężarkami, nie tylko je odnosząc na stojaki, ale również czyszcząc. 1 oczko - Poukładanie obciążników wcale nie jest takim prostym zadaniem... o czym możesz dowiedzieć się już w momencie, w którym te przewracają się i zahaczają o twoją stopę. Boli, boli, bo mały palec jest punktem zbierającym całe nieszczęście... Ale nic poważnego ci się nie dzieje, więc nie ma co panikować. 2 oczka - Nie możesz zdjąć obciążników, czy celowo łapiesz się za przenoszenie pełnej sztangi? Tak czy tak, wywracasz się pod jej ciężarem i potrzebujesz czyjejś pomocy, by wstać. Na szczęście nic złego się nie wydarzyło - tylko chwila paniki i żółwikowa walka przy leżeniu na plecach. 3 oczka - Łapiesz dwie hantle, a te perfidnie nie chcą dać się wypuścić. Co więcej, zmuszają cię do ruchu! Parę intensywnych wymachiwań przypomina o tym, jak istotne (i bolesne) mogą być ćwiczenia. 4 oczka - Kto by pomyślał, że te małe ciężarki mogą być takie ciężkie? Pozostali szlabanowicze mogą się nieźle naśmiać na widok twojej walki z podniesieniem maleństw (wyglądają jakby ważyły po 2kg)... ale te nie chcą nawet drgnąć. Kiedy w końcu odrywasz je od ziemi, dostrzegasz pod nimi dziwne runiczne symbole. Może to one trzymały obiekty w pułapce? Spływa na ciebie nagłe natchnienie, dzięki któremu z łatwością przychodzi ci przyswajanie nowych informacji. Wybierz dziedzinę, do której chcesz otrzymać punkt umiejętności (wpiszę). 5 oczek - Idzie ci całkiem nieźle, zasuwasz jak siłacz. Wszystkie sztangi wracają na swoje miejsce, obciążniki poukładane są zgodnie z wagą, wcześniej usyfiony kącik zaczyna lśnić czystością. A ty czujesz, że w tym pomieszczeniu wszystko stanowi trening. Ruch to zdrowie, bo przyjemna energia cię rozpiera! 6 oczek - Zabrakło mi kreatywności. Przerzuć kostkę?
Tarcze:
Zawieszone w powietrzu worki treningowe, rozrzucone po podłodze rękawice, rozwinięte owijki, porzucone bokserskie łapy i tarcze... Wszystko to tylko czeka, aż zabierzesz się za czyszczenie i odkładanie! 1 oczko - Ledwo dotkniesz zostawionych na podłodze rękawic, a te zaraz wskakują na twoje dłonie. Trzymają się uparcie i nie jesteś w stanie ich zdjąć bez czyjejś pomocy - a i wtedy trzeba włożyć w to nieco siły. Czy to znak, że boks jest ci pisany? 2 oczka - Podczas sprzątania z jakiegoś powodu udaje ci się zaplątać w jakąś nieszczęsną owijkę. Wywracasz się, a przy próbie uwolnienia z pułapki tylko mocniej naruszasz sobie już nadwyrężoną kostkę. Przyhamuj z tymi treningami! 3 oczka - Żeby zebrać tarcze i łapy, najwyraźniej musisz najpierw się wykazać. Obiekty unoszą się kusząco i uciekają przed twoimi próbami złapania ich. Wymierz kilka ciosów, żeby udowodnić swoją wartość! Dorzuć kostkę: parzysta - udaje ci się "pokonać" swoich "przeciwników"; nieparzysta - dostajesz raz lekko po głowie, raz po ramieniu... A potem możesz zabrać się za sprzątanie. Znaj litość. 4 oczka - Podczas sprzątania zauważasz nieco niepokojące zadrapanie na jednym z worków treningowych. Podczas próby zbadania tej skazy, przypadkowo ją powiększasz... wtedy twoim oczom ukazuje się upchnięty pod materiał woreczek, z którego możesz wyciągnąć 20 galeonów. Pamiętaj tylko o tym, żeby zgłosić zadrapanie! 5 oczek - Może ten szlaban jednak nie był takim dobrym rozwiązaniem? Przez sprzątanie rękawic przechodzi na ciebie dziwna ochota, żeby... coś/kogoś uderzyć. Lepiej przyznaj się do ciążącego na tobie uroku, zanim twoje emocje go podsycą - albo wyżyj się na worku, który tak szorujesz? 6 oczek - Ogarniasz wszystko w ekspresowym tempie. Najwyraźniej "bokserski kącik" tylko wyglądał tak źle! Możesz być z siebie dumny, bo zaoszczędziłeś mnóstwo czasu. Jeśli chcesz, możesz pomóc komuś zajmującemu się inną kategorią - wtedy rzucasz jego kostkami (nawet jeśli wypadnie negatywny wynik, to musisz go uwzględnić). Jeśli wypadnie ci ten wynik, który on ma, przerzuć.
Jeśli macie pozytywną kostkę, możecie śmiało korzystać dodatkowo z negatywnych wyników pozostałych kostek ze swojej kategorii. Możecie załatwić szlaban jednopostówkami, ale jeśli ktoś ma ochotę na fabułę - Leoś jest do waszej dyspozycji!