Trudno nie zwracać uwagi na kogoś, z kim razem podchodziło się do Tiary, obok kogo siedziało się w Wielkiej Sali przy pierwszej uczcie i dostawało się żółte barwy domu. Trudno nie dostrzegać braku tej osoby na zajęciach, a już zupełnie nie zwracać uwagi na to, że ktoś osłonił kotarami swoje łóżko i z niego nie chce wyjść. Seamus widział, że coś działo się z Terry'm, ale nie wiedział, jak miał do niego podejść. Z jednej strony wiedział, że cokolwiek się działo, nie było to jego sprawą, a z drugiej strony zastanawiał się, czy nie powinien jakoś mu pomóc. Nie sądził, aby właściwe było pójście do opiekuna domu, ale kiedy nie zobaczył Andersona na obiedzie postanowił odszukać go w zamku i zapytać czy jakoś mógłby pomóc. Bynajmniej nie miała to być żadna konfrontacja, tych zdecydowanie wolał unikać. Po obiedzie spakował do torby trochę ciastek, aby mieć na poprawę humoru po eliksirach i kiedy również ta lekcja się skończyła, Locksmith szedł korytarzem, próbując wymyślić, gdzie mógłby szukać drugiego Puchona.
Pamiętał, że Terry grał w Quidditch, z resztą trudno byłoby o tym zapomnieć, gdy organizował naprawdę głośne treningi, a przynajmniej nawet Seamus o nich słyszał. To z kolei prowadziło do myśli, że być może powinien szukać go na boisku, albo salach treningowych. Dość niepewnie, ale nie mając zamiaru niepotrzebnie wychodzić na dwór, udał się w stronę jednej z sal, a słysząc rytmiczne uderzenia w worek, które rozchodziły się po korytarzu, tłumione jedynie zamkniętymi drzwiami, zatrzymał się. Nie był pewien, czy mógł tak po prostu zajrzeć do środka, bo co jeśli ktoś tam jest? Ktoś inny niż Terry? A co jeśli właśnie Anderson tam jest? Co miałby mu powiedzieć? Nagle jednak usłyszał krzyk i bez zastanowienia otwarł drzwi, wchodząc do środka, trzymając mocno jedną ręką pasek od torby.
-
Co się stało? - zapytał, gdy tylko spojrzał na Terry'ego.
Przynajmniej to on a nie ktoś obcy... Zaraz jednak dostrzegł zaczerwienione pięści i nie trzeba było dużo myśleć o tym, w co mógł uderzyć, aby nagle tak krzyknąć. -
Możesz mieć złamane kości, jeśli uderzyłeś w ścianę. Lepiej iść z tym do Finch - dodał zaraz, wskazując na rękę, podejrzewając, że skoro tak bolało, że krzyknął, to pewnie połamał sobie kości. Jednocześnie nie mógł pozbyć się cichego głosu z tyłu głowy, który podsuwał mu obrazy z książek jakie czytał, a jakich nie powinien teraz sobie przypominać, tworząc tło dla tej rozmowy i możliwych powodów takiego zachowania Puchona.
-
Nie było cię na obiedzie i eliksirach - zauważył jeszcze, starając się zagłuszyć własne myśli, wbijając ostatecznie spojrzenie w Andersona.
@Terry Anderson