Gdy wchodzi się do tej sali czuć silny zapach potu. Ma ona wielkość dwóch sal lekcyjnych i jest do połowy wyłożona matami do ćwiczenia sztuk walki, a druga połowa jest przeznaczona do ćwiczenia szermierki i fechtunku. Wszystkie potrzebne przyrządy, miecze, tarcze znajdują się w składziku, który służy też za szatnie zawodnikom.
Patrzyła na tegokogośktotamstał. Nie miała zamiaru zdawać się na życzliwość, czy coś, więc po prostu olała go całkowicie i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia. Przy okazji rozmyślała sobie, jak byłoby fajnie, gdyby tak jeszcze ktoś do niej dołączył. O! Fajnie by było z... hmm... KONI! Oja, one mogłyby się tu pozabijać. Byłoby tak wspaniale, hyhy. Kiedy tak stała, nagle coś przeleciało jej nad głową. O mały włos, a trafiło by ją jakieś... coś? Dziewczyna wściekła posłała mężczyźnie mordercze spojrzenie. - MOŻE BYŚ TAK UWAŻAŁ?! - Krzyknęła, kręcąc głową z dezaprobatą.
-Przepraszam ale kto by pomyślał że te manekiny są takie delikatne- Wyciągnął różdżkę i korzystając z Accio i Reparo przywrócił manekina do używalności- Nic się nie stało mam nadzieję- ruszył w jej kierunku, uspakajając oddech i łącząc części w całość dającą kij o długości 6 stóp. Przyjrzał się dziewczynie ubrana była bardziej na aerobik niż sztuki walki choć pozory mogą mylić. - Wszystko gra nie chciałem przerywać Ci ćwiczeń- Zwrócił się do niej spokojnym i głębokim głosem zza srebrnej maski.
Poobijany i w stanie wskazującym na silnie zarwaną noc wtaszczyłem się jakoś po schodach wychodząc z moich lochów i otworzyłem nieludzkim wysiłkiem woli drzwi prowadzące do wnętrza sali treningowej. Ostry zapach starego potu, mat oraz atmosfera ... No właśnie jaka ? Była tu nutka złości lecz przede wszystkim miłej ciekawości rodzącej się między dwiema znanymi mi osobami. - Katherine! Aż uśmiechnąłem się na widok ślizgonki. - Witam nie sądziłem że kiedykolwiek spotkam cię w tej sali. Wiesz co u Ell ? Odwróciłem się do kuzyna posyłając mu miły uśmiech i jednocześnie podnosząc brew w niemym pytaniu. Alek ty z inną kobietą niż moja no no może będą z ciebie ludzie - Cześć Kuzynie Skłoniłem się lekko patrząc na parkę lekko przekrzywiając głowę. - Mogę się spytać co was sprowadza do tego miłego zakątka ?
Dziewczyna najpierw spojrzała na nieznanego jej chłopaka z wyraźną niechęcią. Co to miało być, żeby tak celować zaklęciami we wszystko co się w sali znajdowało? To głupie i nienormalne, ot co! Kath właśnie miała ochotę wykrzyczeć coś do tamtego gostka, podejść bliżej i przyłożyć mu z liścia, ale tu nagle to sali wszedł ktoś jeszcze. Ku jej zaskoczeniu był to Nataniel. Gdy chłopak zawołał jej imię, sama lekko się zdziwiła, że jeszcze w ogóle je pamięta. Jednak nie chciała być niegrzeczna i sama przywitała się z chłopakiem. - Cześć Kruczku. - Mruknęła, waląc go lekko w ramię. - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Nie widziałam się z nią już od bardzo dawna. - Odpowiedziała, a potem obserwowała jak Nataniel zbliża się do nieznanego jej chłopaka i witają się. No ciekawie. Jak widać to chyba tylko ona go nie znała. Przyglądała się chłopakom z ciekawością i zainteresowaniem, jak to wszystko dalej się potoczy, o.
Spojrzałem wymownie na kuzyna kpisz czy o drogę pytasz Oparłem się kijem. -Przyszedłem się rozerwać a ciebie co tu sprowadza- Spokojnie odparłem. Spojrzałem w kierunku rapierów stojących w stojaku Spokojnie podchodząc do nich biorąc parę identycznych i dobrze wywarzanych ostrzy, sprawdziłem ich ostrość, idealne treningowe, krótko mówiąc obłożone zaklęciami ochronnymi, nie utoczą ni kropli krwi.
- Mi ? No pewnie że nie utoczysz. Zbliżyłem się do stojaków wąchając się chwilkę wybierając jednak miast rapiera szablę... Uśmiechnąłem się z lekką złośliwością...Ostatnio miałem przy sobie rapier tylko ze względu na Sig która kochała ten rodzaj broni, lecz skoro jej tu niema... Płynnym ruchem ująłem dłoń opuszczając ją przy prawym boku. Teraz mogłem już spokojnie czekać co wymyśli ten złośliwy Aleksiej... - Kath chcesz zobaczyć jak ten miły pan przegrywa? Spytałem koleżankę z domu z miłym uśmiechem...
-Pewności Ci odmówić nie można- zwróciłem się do kuzyna-Choć trza przyznać że szermierz ze mnie noga, zawsze wolałem broń drzewcową, a najbardziej Quarterstaffa więc jeśli Ci to nie przeszkodzi-mówiłem odkładając rapiery na miejsce, i sięgając po swój kij- zostanę przy broni nad którą panuję i tym bardziej ci w walce dorównuję. Wyprostowałem się i oparłem o Staffa -Czy miła Pani chce zobaczyć Co można zrobić mając coś tak prostego jak Kij z kimś uzbrojonym w szabelkę- uśmiechnąłem się pod maską.
Żałosne ... Pozwoliłem sobie na krótki smirk patrząc na tego mola książkowego i jego ordynarną broń. Kij, broń prostaków. Oczywiście umiałem się nią posługiwać gdyż wchodziła w kanon broni skrytobójcy lecz choć praktyczna gardziłem nią jak śmierdzącym żebrakiem. Podjąłem postawę i ukłoniłem się lekkim salutem. Momentalnie nakładając swoją maskę chłodnego opanowania. Wszedłem nieco w głąb siebie wydobywając na wierzch nieco szaleństwa mego rodu, i już po chwili odczytując z szoku w jego oczach mogłem być pewny iż byłem gotowy. Niemal namacalnie czułem zmianę gdy kroki stały się automatyczne i płynne a oczy zalśniły żółtym blaskiem. Pierwszy cios opadł z nad głowy i został skierowany w jego głowę. Prymitywny atak wymuszał parowanie lub zbicie kijem ataku. W pierwszym wypadku zamierzałem po prostu wyhamować ciecie i przeciągnąć je po drzewcu by obić mu dotkliwie palce prawego chwytu. W wypadku parowania z odbiciem zamierzałem zmienić kierunek ruchem nadgarstka, i skierować broń tak by uderzyła w palce drugiej dłoni obijając je dotkliwie lub nawet łamiąc. W wypadku uniku zamierzałem wyprowadzić kopnięcie w kolano lub opuścić broń starając się rozorać mu bok. Całość kombinacji ataku wyprowadziłem całkowicie samoistnie ,dopasowując się do ruchów przeciwnika i jego reakcji. Lewą rękę trzymałem natomiast w pogotowiu ny zbić lub przechwycić jego kij w razie gdyby przeprowadził kontrę. Była to różnica pomiędzy próżnym fircykiem a mną który zarabiał walką i ocierał się o śmierć całe moje życie. Nie zależnie od tego jak kochałem moją rodzinę do której zaliczałem nieliczne grono spokrewnionych duszą i krwią osób ( w tym nawet tego napuszonego dupka) nie zamierzałem oszczędzić mu niczego. Przyśpieszyłem wyprowadzając kolejne intuicyjne kombinacie cięć atakując bolesnymi szybkimi atakami jego nadgarstki i dłonie, ( Nie da się dobrze walczyć kijem z wyłączonymi z bólu dłońmi. ) oraz prowokując go do ataku pokazując fałszywe otwarcia w mojej gardzie, podpuszczając go tym do starania się wypróbowania moich potencjalnych błędów, które miały na celu odsłonięcia jego torsu lub szyi podatnej w ataku na moje przeciwtempo . ( Nie da się dobrze walczyć kijem z wyłączonymi z bólu dłońmi. )
Oho chce mi dać lekcje, eh to jego nastawienie by bić i zabijać. Pierwsze cięcie z nad głowy, jeszcze do tego broń sieczna, piękna lecz nie dla mnie. Odskoczyłem poza zasięg przeciwnika w tył, patrząc jak cios niewyhamowywany nie natrafiając na cel. Pozostałe ciosy blokowałem spokojnie przyjmując je na karwasze, doskonale osłabiające siłę ciosu, i przejmując jego ataki delikatnie manewrując kijem gdy celował w moje dłonie przesuwając je w ostatnim momencie.. -Piękny cios kuzynie jak rozumiem miał mnie sprowokować do parowania-odezwałem się spod maski- i to nie ładnie tak bez uprzedzenia, wszak to tylko walka treningowa czyż nie, mój drogi. Stałem poza jego zasięgiem, obserwując jego reakcje. Przygotowawczy się do odparcia następnego ciosu poprawiając pozycję
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Brendan dnia Sob Maj 28 2011, 20:06, w całości zmieniany 1 raz
- Mój drogi MY ( podkreśliłem ostatnie słowo) Właśnie tak trenujemy. Nie mamy czasu na marnowanie go na trening sztuki szermierki dla jej piękna. Mamy być praktyczni i zabójczy. Spojrzałem z uśmiechem wpatrując się zimnymi żółtymi oczami w kuzyna. Jednocześnie oczyściłem jeszcze bardziej mój umysł z myśli i marzeń pozostawiając już tylko wolę . - Masz broń która pozwoli ci połamać mi żebra lub ogłuszyć mnie jednym celnym ciosem. Masz też większy zasięg oraz możność ataku oboma końcami kostura, nie licz więc na ulgowe traktowanie szczególnie iż sam wybrałeś tą broń mając nadzieję na przewagę jaką ci ona da.... Powoli ruszyłem krążąc dookoła kuzyna czekając na jakiś błąd...
( Uskoczyłeś ? Oj czytaj ty posty dokładnie. Rozumiem z pierwszym atakiem ale co z resztą? cytuję... Przyśpieszyłem wyprowadzając kolejne intuicyjne kombinacie cięć atakując bolesnymi szybkimi atakami jego nadgarstki i dłonie, ( Nie da się dobrze walczyć kijem z wyłączonymi z bólu dłońmi. ) oraz prowokując go do ataku pokazując fałszywe otwarcia w mojej gardzie, podpuszczając go tym do starania się wypróbowania moich potencjalnych błędów, które miały na celu odsłonięcia jego torsu lub szyi podatnej w ataku na moje przeciwtempo No ale niech ci będzie to w końcu twoje posty ale kiedyś wpadnij w realnym świecie do Raciborza lub Opola to pokarzę ci na czym polega prawdziwa szermierka.
-Eh, pamiętaj jednak że współcześnie walki na śmierć i życie to margines, prawdziwe batalie które mają znaczenie odbywają się na innym polu.- Odpowiedziałem spokojnie- Gdzie spodziewasz się ataku w stylu powieści o wojach i skrytobójcach, gdy wystarczy celny strzelec, Gdzie wyobrażasz sobie chodzić z bronią po ulicach, nie zwracając na siebie uwagi służb ochrony prawa. Przyjąłem pozycję ustawiając dłonie na odpowiednim miejscu. -By nikogo nie wystraszyć zasady bez zmian do pierwszej krwi, kto pierwszy utoczy wygrywa.- Obserwowałem kuzyna mając go cały czas z frontu. /kończe wątek nie mam weny jak i pomysłu przykro mi kruku/
Po napisaniu listu do Płomyczka, ruszyłem bezpośrednio do sali treningowej. Nigdy w niej nie byłem, a to było dziwne biorąc pod uwagę moje umiejętności i zainteresowania. Szczerze każde miejsce które miało odpowiednio dużo przestrzeni, było w nim ciepło i nikomu bym nie przeszkadzał nadawało się, ale jeśli już szkoła posiadała tego typu pomieszczenie to czemu by z niego nie skorzystać. List był zaproszeniem, Marg mogła się pojawić choć niekoniecznie, dlatego też postanowiłem zacząć rozgrzewkę. Najpierw ściągnąłem wierzchnie szaty, zostając w spodniach i podkoszulku bez rękawów. Następnie wyciągnąłem ostrze i zacząłem wykonywać niezwykle wolne sekwencje które przypominały powolny taniec przygotowany dla jednej osoby. Dzięki tym ćwiczeniom regulowałem oddech, oraz mięśnie na przemian napinając je i rozluźniając. Technika ta była przekazywana w naszej rodzinie od pokoleń i zapewne dlatego nabrała pewnych cech dzięki czemu podczas wykonywania ruchów przypominaliśmy węże.
Margaret i tak nie miała nic lepszego do roboty więc postanowiła wpaść. W dodatku trochę stęskniła się za Yavanem. Chwyciła tylko torbę, nawet do niej nie zaglądając. Wkroczyła z wielkim rozmachem na salę. Oczywiście od razu zobaczyła swojego narzeczonego. Wyglądał on odrobinkę śmiesznie, więc na twarzy Gryfonki pojawił się uśmiech. - YAVAN! - Krzyknęła i pobiegła w jego stronę z rozpostartymi ramionami, wskoczyła na niego, oplatając go w pasie nogami. - Jak się cieszę, że cię widzę! - Dodała i cmoknęła go w policzek na powitanie. Na prawdę musiała być bardzo stęskniona.
Wiedziałem że ktoś wszedł do sali, ale nawet ie musiałem się zastanawiać kto, ponieważ od razu słyszałem swoje imię. Zostało wykrzyczane i to w dość specyficzny sposób, bez dwóch zdań tylko Ukochana była w stanie tego dokonać. Odwróciłem się i złapałem Marg, która pocałowała mnie w policzek. Była szczęśliwa to od razu było widać, w sumie tak jak ja, ponownie mogłem trzymać Ją w ramionach i podziwiać Jej uśmiech. - Witaj Płomyczku, ja też się cieszę że Cię widzę. Ciekawa forma przywitania się, muszę przyznać że mi się podoba i to nawet bardzo. - uśmiechnąłem się figlarnie i kontynuowałem. - Co u Ciebie słychać? Czy może zamiast rozmowy chcesz od razu przejść do nauki?
Mrugnęła do niego. Było widać, że i on ma dzisiaj wyborny humor. - Miałam nadzieję, że ci się spodoba. - Chwyciła jego twarz i złożyła na ustach długi i gorący pocałunek. - To też powinno ci się spodobać. - Zaszczebiotała i zeskoczyła z jego ramion. Rzuciła swoją torbę i sweter gdzieś w kąt sali. Miała na sobie obcisłe spodnie, biała koszulkę, które mocno eksponowały jej kształty. Spojrzała na niego kątem oka czy w jakikolwiek sposób to na niego działa. Chciała go troszkę sprowokować i rozproszyć. Obróciła się tyłem do niego, niby od niechcenia, i przeciągnęła się, mrucząc przy tym jak kotka.
Całkowicie zignorowała moje ostatnie słowa, ale za to zrekompensowała mi to we spaniały sposób. Najpierw złożyła płomienisty pocałunek na moich ustach, odwzajemniłem go z nieskrywaną przyjemnością. Oboje byliśmy w wyśmienitych humorach, stęsknieni siebie i wrażeń, takie chwile uważałem za intrygujące, piękne oraz niebezpieczne. Jak dla mnie wspaniałe połączenie. Następnie odeszła kilka kroków by powoli przeciągnąć się eksponując swoją atrakcyjną figurę, w dodatku mrucząc przy tym! Tego typu dźwięki niezwykle na mnie działały, nagle zrobiło mi się duszno, serce przyśpieszyło, a krew zaczęła płonąć. Wszystko to potęgował strój Płomyczka opinający, prosty i niezwykle seksowny, tak wyglądała zjawiskowo i choć nadal stałem spokojnie to moja twarz, a szczególnie oczy zdradzały to co się wewnątrz mnie działo. Bezszelestnie pokonałem dzielącą nas odległość i delikatnie przejechałem palcami po wrażliwym miejscu na szyi Marg zmuszając do tego by lekko przekrzywiła głowę, drugą dłonią odgarnąłem Jej płomieniste włosy, a moje usta znajdowały się tuż przy uchu Ukochanej. - Miałaś rację że to mi się spodoba. - kiedy skończyłem szeptać moje wargi zaczęły wolno błądzić po Jej szyi lekko ją muskając i od czasu do czasu całując. Po pewnej dłuższej chwili przestałem i odezwałem się cicho. - Jak tak dalej pójdzie to nie będę w stanie Cię niczego nauczyć o ostrzach. - nie chciałem przekroczyć pewnej granicy, przynajmniej nie w tym miejscu. Szanowałem je ze względu na to do czego służyło.
Była pewna, że od razu do niej podejdzie. Nie wiedziała jednak, że będzie to tak szybko i tak cicho. Miał do tego talent, nie ma co. Wzdrygnęła się, kiedy dotknął jej szyi. - Nie strasz mnie tek, syknęła. - Zaraz jednak już była całowana po szyi. Przymknęła oczy i nie przerywała tego. Czekała aż on to zrobi. - Masz rację. - Powiedziała, odwracając się do niego i patrząc mu w oczy z wielkim uśmiechem. Obeszła go i stanęła pod przeciwległą ścianą. Spojrzała na niego przymrużonymi oczami. - To od czego powinniśmy zacząć? - Sięgnęła do kieszeni spodni, wyciągając z niej gumkę, po czym związała włosy w nieładzie w coś, co miało być kitką. Nie potrafiła uczesać się dobrze.
Uwielbiałem jak Płomyczek syczy, niestety zazwyczaj robiła to kiedy była niezadowolona, a ja najczęściej starałem się tego unikać. Ale to był jedyny komentarz na moje pojawienie się przy Niej, bez sprzeciwu pozwoliła mi na tą drobną przyjemność. Po chwili kiedy pieszczoty się skończyły obeszła mnie i wspomniała że jest gotowa, a na dowód tych słów spięła Swoje włosy. No to trzeba w końcu zacząć, dzisiaj będą same podstawy. - Masz własne ostrze? Jeśli nie to będziesz ćwiczyła którymś z moich. - miałem nadzieję że wzięła ze Sobą sztylet który otrzymała ode mnie. Spokojnym krokiem ruszyłem w Jej kierunku. - Zaczniemy od odpowiedniego trzymania ostrza i przyzwyczajania Cię z ogólną walką mam nadzieję że to nie będzie zbyt straszne przeżycie. - dobrze pamiętam swój pierwszy trening ledwo uszedłem z życiem, ale w stosunku do Ukochanej nie zamierzałem być surowy, a o skrzywdzeniu Jej nie było mowy!
Złapała się pod boki i podeszła do swojej torby wyciągając ostrze, które otrzymała od narzeczonego. OD tamtego czasu bardzo często oglądała je jak tylko nie było nikogo wokół. Odkąd tylko dowiedziała się, że dzięki Yavanowi mogłaby być w stanie się tym posługiwać to nie mogła doczekać się tego dnia, kiedy to wszystko się zacznie. Cała była podekscytowana i szczęśliwa, ale starała się ze wszystkich swoich sił zachować spokój i powagę. - Mam. - Powiedziała spokojnie i stanęła naprzeciw niego. Straszne przeżycie dla niej?! Jak na razie to ma wrażenie, że to dziwne uczucie szczęśliwości zaraz rozerwie ją od środka! Chociaż mogłaby, patrząc na pokaleczone ciało Yavana trochę się wystraszyć. Patrzyła na niego z niesamowitym skupieniem. Chciała wynosić z jego lekcji jak najwięcej.
Kiedy zobaczyłem Jej ostrze delikatnie się uśmiechnąłem, musiałem przyznać że pasowało idealnie do Płomyczka. Musiała tylko się z nim zaprzyjaźnić, a to nie powinno być takie trudne. Widząc jak bardzo skupiona była na lekcji i ostrzu postanowiłem że ja także postaram się o profesjonalizm w temacie nauczania. Zbliżyłem się do Marg na odległość kroku i rozpocząłem lekcję. - Posługiwanie się bronią białą to nie jest zabawa, można byłoby ją porównać do sztuki która została stworzona do ranienia innych. - zacząłem poważnie spoglądając na Ukochaną, musiałem się upewnić że to zrozumie, taka była prawda i nie zamierzałem jej ukrywać. - Oczywiście jeśli ktoś jest specjalistą w tej dziedzinie może decydować gdzie i w jakim stopniu zrani przeciwnika, nie koniecznie tnąc kogokolwiek. Dość wprowadzenia, a teraz trzymanie ostrza, można robić to na wiele sposobów. - chwyciłem delikatnie rękę Płomyczka i pokazałem jak powinna dzierżyć rękojeść, było to delikatne trzymanie skupione głównie na palcach i delikatnych ruchach nadgarstkiem. Dzięki czemu można było wyprowadzać celne ciosy, a jednocześnie bez większych problemów parować ataki przeciwnika, mankamentem było to że osłabiało siły ciosów. Ale w przypadku Marg to raczej był plus, nie chciałbym by kiedykolwiek kogokolwiek zabiła. - Poczuj ostrze, przesuń je tak by wygodnie leżało w dłoni i w palcach, wykorzystaj ornamenty. I postaraj się wczuć w broń. - mówiłem z pasją i radością którą było słychać w głosie, jak dla mnie ta sztuka była na magiczna niesamowita i nie do opisania. Chciałem by i Ukochana to poczuła i pojęła.
Widziała, że czuje satysfakcję z tego, że pomyślała o zabraniu ze sobą ostrza. Mimowolnie się uśmiechnęła. Kiedy zaczął mówić zmarszczyła brwi i słuchała tak uważnie jak tylko potrafiła. Na prawdę nie chciała przegapić niczego. Żeby lepiej było jej się skupić wpatrywała się dodatkowo w jego usta. Kiedy poczuła jego dotyk na dłoni lekko podskoczyła, nie spodziewała się tego. Pokazał jej jak powinna trzymać rękojeść. Wpatrywała się uparcie w swoją dłoń głównie po to, żeby zapamiętać jak powinno to wyglądać. Lekko podrzuciła ostrze do góry, żeby lepiej ułożyło się w jej dłoni. - Tak chyba jest dobrze. - Powiedziała pod nosem i spojrzała pytająco na Yavana.
Skinąłem w odpowiedzi Płomyczkowi, w tym samym momencie na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Nie oczekiwałem perfekcji, ponieważ ją osiągało się po latach praktyki i co ważniejsze odkrywało samemu. Odstąpiłem od Ukochanej i stanąłem w pozycji wyjściowej. - Zaczniemy od ataku, postaraj się mnie trafić. Nie ważne w jaki sposób będziesz cięła lub wykonywała sztychy po prostu zrób to. - mój głos był opanowany i niezbyt głośny, a jednocześnie posiadał wyraźne nuty rozkazu. Przygotowałem się na posunięcie Marg, obserwując każdy nawet najmniejszy ruch Ukochanej. W walce było ważne praktycznie wszystko, od przygotowania fizycznego, oddechu, umiejętności oraz umysłu władającego bronią. Musze poznać atuty oraz wady Płomyczka by móc czegokolwiek Ją nauczyć.
Margaret po słowach narzeczonego spojrzała na swoją prawą dłoń i w jego oczy. - Czy ty do reszty zwariowałeś?! - Prawie krzyknęła. Opuściła ręce i niechcący zraniła się ostrzem w udo. - CHOLERA JASNA! - Zasyczała z bólu. Pokuśtykała do torby z niesamowicie niezadowoloną miną. Zaczęła w niej grzebać i dopiero po dłuższej chwili wyjęła z niej różdżkę. - Jak piecze, do cholery! - Miała ochotę się rozbeczeć po tym, jak udowodniła jaką jest kaleką. Oddychała jednak głęboko i mocno zaciskała zęby. - Episkey. - Syknęła. Nic to jednak nie dało. Cisnęła różdżką w podłogę i usiadła na ziemi kryjąc twarz w dłoniach i dając upust emocjom. Zaczęła cicho płakać.
Zakładałem że Ukochana nie będzie zachwycona pomysłem zaatakowania mnie, ale takiego obrotu spraw nie przewidziałem. Pojawiłem się przy Niej najszybciej jak mogłem, na szczęście moje rzeczy były niedaleko, sięgnąłem do nich wyciągając niewielkie zawiniątko. Moja osobista apteczka, z której korzystałem notorycznie podczas mojej nauki zawierała wszystko co jest potrzebne przy tego typu ranach. Zajmując się raną Ukochanej, odezwałem się cicho. - Zaraz przestanie piec, wytrzymaj. Postaram się także by blizna nie powstała. - mówiłem z czułością i zmartwieniem w głosie. Błyskawicznie uporałem się z niewielką raną, używając odpowiednich mikstur i mugolskich specyfików. Po chwili delikatnie rozchyliłem dłonie Marg i przytrzymałem Jej pod brudek. Zbliżyłem swoje usta do Jej i pocałowałem czule niezbyt długo cały czas spoglądając na Ukochaną. Po chwili złożyłem także pocałunek na nosku Płomyczka i odezwałem się. - Kochanie nie powinnaś płakać, nie masz o co. Nie w moich oczach. - miałem nadzieję że moje słowa uspokoją Ukochaną i wyrzuci z Siebie to co męczy Ją w sercu.
Zacisnęła zęby, kiedy Yavan opatrywał jej ranę. Zastanawiała się teraz co on może sobie o niej myśleć. Pewnie już więcej nie będzie chciał jej uczyć. Nie po takim cyrku jaki zrobiła przed chwilą. Sama nie wiedziała czemu tak się stało. Pewnie normalnie po prostu sama jakoś by sobie poradziła i byłoby po krzyku. Nie płakała z bólu chociaż był dość silny. Chodziło tylko i wyłącznie o to, że ciągle miała problemy z kontrolą własnych ruchów przez co nieustannie robiła sobie krzywdę. Tylko czemu akurat teraz, do cholery, musiał wystąpić ten kulminacyjny moment, w którym nie wytrzymała?! Przestała o tym wszystkim myśleć, kiedy tylko poczuła usta Yavana przy swoich. Wytarła szybko całą buzię z łez. - Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. - Zarzuciła mu ręce na szyje bardzo mocno przytuliła. Wciągnęła mocno jego zapach i wstała. - Czyli mam spróbować cię zaatakować, tak? - Pociągnęła nosem z postanowieniem, że nie będzie jeszcze psuła tej lekcji swoim płaczem.
Kiedy przytuliła się do mnie nachyliłem się nad Jej uchem i wyszeptałem czule. - Nie masz za co Płomyczku. - mój ciepły oddech omiótł Jej szyję, a ręka przesunęła się czule po plecach Marg. Kiedy postanowiła kontynuować lekcję uznałem że to dobre rozwiązanie. Dostrzegałem zdecydowanie w Jej zwierciadłach duszy i to mi wystarczało. Ponownie stanąłem w pozycji wyjściowej i spojrzałem na Ukochaną lekko się uśmiechając. - Jeśli udo będzie Ci doskwierać przestaniemy, nie chciałbym by z tego skaleczenie wynikło coś poważniejszego. Tak powinnaś mnie zaatakować, sądzę że powinienem Ci tłumaczyć moje decyzje dzięki temu powinnaś spokojniej podchodzić do lekcji. Atakujesz mnie z kilku prostych powodów, pierwszym jest to że mało prawdopodobne że mnie trafisz, drugim to że sam obawiam się Ciebie skrzywdzić, następnym że chciałbym ocenić Twoje predyspozycje. No dalej zacznijmy i czerpmy z tego przyjemność. - ostatnie słowa wypowiedziałem z zachętą i przygotowałem się na decyzję Ukochanej.