Chatkę zamieszkuje bardzo stara wiedźma Horbel, mająca zaledwie dziewięćdziesiąt osiem lat. Jak na swój wiek jest bardzo rześka i ruchliwa, a i może sprawia pozory kruchej starowinki jednak potrafi się bronić. Całe życie mieszka na uboczu i wydawać by się mogło była ponad sporami między wilkołakami i wampirami. Ten teren jest neutralny i jeśli masz dobre intencje to możesz przyjść do babulki na herbatkę z nutą amortencji.
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Viola miała rację, powinna skupić się na tym, co właśnie robiła i jak to robiła. Nie mogła ponownie doprowadzić do pomylenia kolejności, albo elementów tworzenia laleczki. Czarna magia nie wybaczała błędów, a voodoo nie różniło się od niej tak bardzo. Poza tym, już raz podpadła Loa, gdy wraz z Morgan podały Maman Brigitte alkohol, po którym plątał jej się język. Zdecydowanie nie chciała kolejny raz wywołać podobnej reakcji. Liczyła na to, że Maxowi laleczka po prostu pomoże. - Mn – mruknęła jedynie, w ramach zaznaczenia, że zgadza się z dziewczyną i już zabiera się do pracy. Niestety, myślami ciągle odpływała – zarówno do swojej babci i przygotowywania z nią podobnych „zabawek”, jak i do przysługi, jaką oddała Gryfonowi, utwierdzając się w przekonaniu, że rzeczywiście dobrze zrobiła, wybierając jego na osobę, której robiła laleczkę. Zaczęła inkantację, zaczynając zszywanie laleczki. Niestety, pewnie z powodu natłoku myśli, albo miała jednak gorszy dzień, nie wychodziło jej nic tak, jak planowała. Po czwartym razie przestała liczyć, ile razy ukłuła się w palec. Kiedy kończyła laleczkę, ta zaczęła się kurczyć, co raczej nie było dobrym objawem. Starając się nie irytować spytała starą wiedźmę o powód takiego zachowania materiału. W chwili, w której usłyszała, że to przez jej własną krew, która dostała się do włókna, miała ochotę uderzyć siebie samą w czoło. Pięknie. Ostrożnie oczyściła laleczkę, rozpruła ją i rozpoczęła od nowa zszywanie z inkantowaniem. Szczęśliwie za drugim razem wszystko szło zgodnie z planem i po chwili trzymała w dłoni całkiem uroczą, jej zdaniem, laleczkę. Była gotowa na kolejny krok.
Robię laleczkę:@Maximilian Brewer Wybieram włókno: rogogona węgierskiego Kość inkantowania:2 Wybieram suplement: wpisz który Kość rzucania czaru: z drugiej części tworzenia
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Krukonka miała już to do siebie, gdy już czymś się zajmowała to potrafiła się w to naprawdę mocno zaangażować. I to na tyle, że potrafiła wtedy zapomnieć o wszystkim innym i nie zwracać kompletnie uwagi na swoje otoczenie. Podobnie było w tym przypadku. Wykonywanie laleczki pochłonęło ją całkowicie. Sumiennie zszywała każdy drobny element, mając nadzieję, że robi to dokładnie tak jak powinna. Nie chciała nic zepsuć. Miała nadzieję, że kuzyn nie ucierpi z tego względu, że wybrała go na swojego królika czy raczej modela doświadczalnego. Chociaż z jednej strony była niemal pewna, że nieważne na co Klaus by natrafił z tym potrafiłby sobie poradzić. Był naprawdę silny i zaradny. Z pewnością jakiś drobiazg wywołany magią voodoo, by mu nie zaszkodził. Chwilowo nie zwracała nawet większej uwagi na znajdującą się obok Moreau, która chyba miała drobne problemy ze stworzeniem swojej laleczki i musiała zaczynać swoją pracę od początku. Strauss z kolei przeszła do dobierania kolejnego materiału, z którego mogłaby dokończyć tworzenie szmacianki poprzez dodanie pewnych szczegółów. Jej wybór padł na pióro żmijoptaka, które powieliła przy pomocy odpowiedniego zaklęcia, a następnie skierowała przy pomocy zgrabnego ruchu różdżką do do porcelanowej misy. Skierowała się ku kadzidłom i gdy tylko znalazła jedno o zapachu wrzosów, zapaliła je. Przynajmniej miała wrażenie, że ten zapach był jednym z jej ulubionych. W końcu z jakiegoś powodu znajdował się w jej amortencji.
Była mu wdzięczna, że tutaj z nią przyszedł, choć najwyraźniej nie był najbardziej przekonany do tego, co tutaj zastali i co oferowała starsza pani wiedźma oprócz pysznej herbatki. Eliksiry? Laleczki voodoo? Nawet Davies zdawała sobie sprawę, że w większości przypadków omijałaby tę chałupkę szerokim łukiem. - Jeżeli chcemy skończysz szybko to wyciśnij z tego sok, a to przekrój na pół i ogrzej nad ogniem. - instrukcje były dość proste, nie wdawały się w szczegóły i brzmiały wyjątkowo amatorsko. Nic dziwnego - jej wiedza i odnajdowanie się w eliksirach była na co dzień tak znikoma, że nawet herbata z cytryną zdawała się niekiedy miksturą stanowiącą spore wyzwanie. I teraz nie było o wiele inaczej, a jednak co do joty wiedziała, co powinna zrobić i jak przygotować pożądaną mieszankę. Z pomocą przychodziły oczywiście samomieszające i odmierzające dawki akcesoria, ale to ona nad tym wszystkim panowała. W wakacje żaden eliksir nie był jej ani trochę straszny. Ani. Trochę. - Jak go wypiję, na pewno zauważysz objawy obecności klątwy. Ale eliksir w żadnym stopniu nie zmienia zachowania, więc nie zacznę nagle lewitować, mdleć, czy poruszać się jak opętane dzieci w horrorach. Mam nadzieję. - tym razem odpowiedziała już bardziej rzeczowo i ze szczegółami. O samym działaniu eliksirów wiedziała zdecydowanie więcej, niż o ich przygotowywaniu. Czy ten opis wystarczyłby Gryfonowi, aby uspokoić jego podejrzenia. Nie było się czym martwić. O ile mikstura będzie taka, jak trzeba. Ale przecież doglądała ich bagienna wiedźma, byli więc podwójnie zabezpieczeni przed ewentualną porażką. - Pogadajmy. Na przykład o tym, skąd masz pelerynę-niewidkę. Przysięgam, że od Nocy Duchów widywałam Cię tylko na treningach. - trudno było określić, czy była to krytyka jego frekwencji, czy rzeczywiście doceniała umiejętność radzenia sobie ze szkolnymi obowiązkami bez rzucania się w oczy. A może znikał po to, by odsypiać noce, podczas których pożerał dusze pozostałych mieszkańców szkoły? Rozkruszając bliżej nieokreślony składnik nad kociołkiem nie musiała się nawet przyglądać temu, co robiła. Idealnie łączyła w sobie mechaniczne i wyuczone działanie z kompletną niewiedzą w temacie mikstur. Ale właśnie dzięki temu mogła podczas tworzenia wywaru patrzeć rozmówcy w oczy.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Robię laleczkę:@Maximilian Brewer Wybieram włókno: rogogona węgierskiego Kość inkantowania:2 Wybieram suplement: sproszkowany kieł tebo - uspokoi, wyciszy Kość rzucania czaru: z drugiej części tworzenia
Tak, skupić się na obecnej laleczce, nie myśleć o przeszłości. Teoria brzmiała dobrze, gorzej było z praktyką. Szczęśliwie drugie podejście do stworzenia laleczki zaowocowało możliwością sięgnięcia po suplement. Było ich sporo. Nie chcąc wybrać złego, wsłuchiwała się uważnie w tłumaczenia starej wiedźmy, która omawiała właściwości każdego z nich. Ostatecznie dziewczyna sięgnęła po sproszkowany kieł tebo. Miał właściwości uspokajające, wyciszające, pomagające wygrać wewnętrzną walkę. Podejrzewała, że przed się chłopakowi taka pomoc jeszcze nie raz. Rzuciła niewerbalnie zaklęcie powielające go, po czym również przy pomocy różdżki, przeniosła suplement do porcelanowej misy. Mając pewność, że do tej pory wszystko wykonała poprawnie, a suplementu nie braknie, zaczęła szukać właściwego kadzidła. Ogrom wyboru nieco ją zaskoczył, ale w końcu sięgnęła po jeden ze swoich ulubionych aromatów. Zapaliła je ostrożnie, wciągając przyjemny zapach. Wierzyła, że nie zaszkodzi tym Maxowi. Ostatecznie chciała pomóc, więc naprawdę wściekłaby się, gdyby jedynie chłopakowi zaszkodziła. Wycelowała różdżkę w laleczkę i zaczęła spokojnie inkantować, starając się teraz nie zdekoncentrować, ani nie pomylić w wymowie.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
W momencie, gdy Loulou próbowała dalej dokończyć swoją laleczkę, Krukonka całkiem dobrze radziła sobie z własną. Potrafiła idealnie odciąć się od wszystkiego, co mogło ją rozpraszać i skupić się jedynie na postaci swojego kuzyna i wykonaniu zleconego jej przez babuszkę zadania. Kiedy wszystko miała już przygotowane przeszła po raz kolejny do inkantowania odpowiedniej formułki. Patrzyła jak z czasem z laleczki zaczynają wydobywać się strużki niebieskiego dymu, a stojąca niedaleko staruszka przygląda się jej poczynaniom. Czuła, że wszystko idzie w jak najbardziej dobrym kierunku. Jej magia dosyć dobrze współgrała z tym, co miała robić. Nie wiedziała czemu tak się działo. Być może miała naprawdę sporo wspólnego z voodoo choć nie zdawała sobie z tego sprawy.
Robię laleczkę: Klaus Strauss (NPC) Wybieram włókno: z węża morskiego Kość inkantowania: 6 Wybieram suplement: pióro żmijoptaka Kość rzucania czaru:6
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
Pro musiał przyznać, że pomimo początkowej niepewności, miejsce, w którym się znajdowali, było coraz bardziej pociągające. Nawet jeśli nie był fanem voodoo i innych, pokrewnych temu gatunków magii, nie mógł mu odmówić klimatu. Ten zaś działał na niego magnetyzująco. Nie planował raczej korzystać z tego typu przedmiotów, ale i tak nie mógł się powstrzymać od przyjrzenia się wszystkiemu, co tylko wpadło mu w linie wzroku. Czytał kolejne opisy, przypisy i tym podobne, ale przede wszystkim starał się pomóc Moe w przygotowania owej mikstury, która miała jej pomóc w rozwiązaniu swojego problemu. Dlatego właśnie, słuchając uważnie jej poleceń, zaczął przygotowywać kolejne składniki. Z racji na to, że nie był zbyt dobry w tej dziedzinie, szło mu dość powoli, ale dzięki przyjętemu tempu, przyniosło to oczekiwane rezultaty. Właśnie dlatego, gdy w końcu wręczył jej spreparowane składniki, robił to z szerokim uśmiechem na ustach. Wyglądało to, jakby w niemy sposób chciał jej przekazać, że nawet on potraci co nieco, gdy przychodzi do pomocy przyjaciołom. Bo właśnie to było jego motywacją w tym wszystkim. Nie obchodziło go, jak bardzo nierealistyczne mogło być jej wyznanie. Istotne było to, jak mógł jej w tym pomóc. - Nie, żebym chciał coś sugerować, ale idzie Ci zaskakująco dobrze. Przygotowywałaś się do tego? - rzucił w jej stronę z ciekawskim spojrzeniem, które zaraz zastąpiło skupienie. Zaczęła mu wyjaśniać, co tak właściwie chciała tutaj osiągnąć, a to zdecydowanie była cenna informacja. - Okey... czyli w sumie nie wiemy za wiele. Powinienem się jakkolwiek przygotować z mojej strony, czy nie ma takiej potrzeby? Gdy zaś rzuciła komentarz na temat jego obecności, mimowolnie poczerwieniał. Nie ma co ukrywać, było mu szczerze głupio, a ona wiedziała, czemu. - Wspaniale byłoby mieć pelerynę-niewidkę, ale to niestety nie jest wytłumaczenie, jakie tutaj otrzymasz. Czego zresztą zapewne się spodziewałaś... Ostatnimi czasy po prostu miałem nieco na głowie. Odkąd w szkole nie ma Irony, czuję się nieco nieswojo. I jeszcze te koszmary z dziewczyną, która śpiewa mi nad kołyską, ostatnio pojawiają się częściej, co nieco mnie męczy. Nie mam bladego pojęcia, co mam z tym zrobić. To... frustrujące. Cholernie frustrujące. - wyrzucił z siebie, krzywiąc się przy okazji na samo wspomnienie sennych mar. Z jednej strony ów sen był niezwykle przyjemny i spokojny. Z drugiej jednak był smutny i jakby melancholijny, a fakt, że nie potrafił go rozgryźć, powodował jedynie fale irytacji i złości.
Jej z kolei większość dziedzin magii voodoo najzwyczajniej nie pasowała. Za każdym razem okazywało się, że za zyskiem stała jakaś strata, poświęcenie, ofiara, bądź cierpienie. Jasne, rozumiała, że to był najzwyczajniej taki rodzaj magii i dało się za jego pomocą osiągać nieosiągalne innymi metodami cele, jednak wizja rozważania ceny, jaką przyszłoby jej płacić każdorazowo za pożądane efekty zdecydowanie ją przerastała. Do tego dochodził aspekt duchowy, w mniejszym lub większym stopniu kontaktu ze śmiercią i światem pozaziemskim w postaci duchów - niejednokrotnie chytrych, złośliwych, płatających najróżniejsze figle. Takich, które już zbyt wiele nie miały do stracenia, a w zamian mogły poić się cudzą stratą. To nie była równa gra. - Kupiłam składniki. I fanty, które wszystko robią za mnie. - wyjaśniła początkowo swoją bardzo uproszczoną wersję, ale po tym, jak już skończyła rozdzielać porcje kwiatów jakiejś kaktusowatej rośliny wyprostowała się i uznała, że warto byłoby wtajemniczyć Pro w przedsięwzięcie. Bo i dlaczego miałaby cokolwiek kryć? - Być może to kwestia mojego ducha, albo jakiegoś błogosławieństwa po którymś z rytuałów. Efektem ubocznym całej tej wycieczki jest dla mnie łatwość w warzeniu wszystkiego, co znane ludzkości. I mam nadzieję, że szybko mi to minie, bo już mnie mdli od zaglądania w kociołek. - wszyscy raczej zdawali sobie sprawę, jak bardzo Davies nie nadawała się do takich prac. Czując luizjańską atmosferę oraz nowy wachlarz umiejętności postanowiła spróbować w tym swoich sił, ale zdecydowanie nie wiązała z tym przyszłości. Już przy drugiej tworzonej mieszance miała tego wszystkiego serdecznie dość. Na szczęście już skończyła, bo kilka kropel zwierzęcej krwi z fiolki kończyło cały eliksiziarski rytuał. Teraz pozostało wypić ten syf. I, być może, poznać choć część prawdy. - Może te całe szamańskie sztuczki coś zaradzą na Twoje koszmary. Albo przynajmniej odpowiedzą na któreś z Twoich pytań. Ja już skończyłam, możemy szyć i zaklinać. - odpowiedziała po krótkim namyśle, ruchem głowy wskazując mu dwuosobowy warsztat przeznaczony do tworzenia laleczek voodoo. Nie do końca przyszła tutaj po to, jednak bardzo ciekawił ją efekt, który można byłoby z tego uzyskać. I ewentualne tajniki, jakie stały za starą metodą prawienia uroków. - Zdrowie! - rzuciła prawie bez ostrzeżenia, unosząc fiolkę z miksturą ku górze, a następnie wypijając jej zawartość. Co się stało? Exsecratio sprawiło, że wargi Davies stały się natychmiast ciemne w swojej barwie, a z kolejnymi sekundami efekt jeszcze mocniej się zintensyfikował - w nieprzeniknioną czerń. Nie umknęło to uwadze cioci-wiedźmy, która na widok tego pokazu klątw rzuciła coś w rodzaju 'na kapelusz ghede, od roku jesteś przeklęta!', choć nie brzmiała przy tym na >aż tak< zaskoczoną. Ostatecznie ona też najwyraźniej potrafiła ujrzeć w Morgan 'zły wzrok'. Czyli co, klątwa sięgała poprzednich wakacji?
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
Pro wsłuchał się w wyjaśnienie przyjaciółki, chociaż przy okazji starał się skupić na przygotowywanych w danej chwili składnikach. Nie, żeby był aż takim trollem, żeby nie potrafił totalnie nic, ale nie chciał niczego popsuć, gdy w grę wchodziło coś faktycznie istotnego. W tej chwili działał jednak w zasadzie na trzy fronty, z racji na co jego uwaga była wystawiona na wyjątkowo trudną próbę. Z jednej strony wsłuchiwał się w to, co mówiła Moe. Z drugiej zajmował się tym, co zleciła mu ta sama osoba. Z trzeciej zaś czuł coraz większą pokusę obserwowania otoczenia, co było chyba największym utrudnieniem całej tej sytuacji. - W takim razie sam chyba powinienem się nieco bardziej postarać. Chyba nie doceniłem przygotować. No, chyba że bardziej prawdopodobna jest cała reszta wersji. Wtedy... chyba niekoniecznie chciałbym zyskać takie błogosławieństwo, skoro istnieje ryzyko, że w pakiecie zostajesz przeklęty. Nie, żebym coś sugerował, ale chyba powinnaś pomyśleć nad reklamacją, jeśli dowiedziemy tutaj prawdziwości Twoich podejrzeń. - rzucił, gdy Moe skończyła mówić, odrywając się tym samym spojrzeniem od najbliższych półek. Teraz jego uwaga skupiła się na niej. Szczególnie dlatego, że eliksir zdawał się zmierzać ku końcowi, a więc zdecydowanie zaraz miało zacząć się dziać. Wciąż jednak w powietrzu wisiało pytanie, jak dokładnie. Zastanowiła go również jej sugestia, co do jego problemu. Bo co, jeśli miała rację? Sny męczyły go w zasadzie odkąd pamiętał i równie długo nie potrafił znaleźć żadnych odpowiedzi. Czuł, że gdzieś tam są, ale nie wiedział, jak po nie sięgnąć. Co, jeśli ten nowy gatunek magii mógł okazać się użyteczny? - Okey. Muszę przyznać, że to ciekawe. W sensie, nie wiem, jak to działa, ale obstawiam, że pani Horbel mogłaby nam pomóc...? - rzucił, końcówkę nieco niepewnie, zerkając przy tym na właścicielkę, która ku jego radości pokiwała twierdząco głową. Całe to zaaferowanie zniknęło jednak równie szybko jak się pojawiło, gdy Moe wypiła eliksir, a efekty tego czynu skomentowała właścicielka przybytku. - Zaraz, roku? Jakim cudem w ogóle? - rzucił lekko przestraszony, patrząc zaniepokojonym spojrzeniem na obie kobiety. - Może... może te laleczki voodoo mogłyby pomóc i mi i Tobie? Może faktycznie warto by tego spróbować? - dodał jeszcze, patrząc z równą uwagą na swoich rozmówców, chociaż w szczególności na gryfonkę. Zdecydowanie nie spodobała mu się informacja, którą otrzymali.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
- Przecież świetnie Ci idzie. A jakbyś coś zepsuł, to mój czujny zmysł eliksirowego geniusza da nam o tym znać. Przynajmniej dopóki się go nie pozbędę. - pochwaliła McGregora, widząc jego starania, ale i zaangażowanie w pomoc. Doskonale sobie zdawała sprawę, że w zwykły szkolny dzień, gdyby obydwoje połączyli siły do przygotowywania dowolnej mikstury oprócz owocowej herbaty, pewnie doprowadziliby do jakiejś tragedii. Ale teraz taki scenariusz nie miał prawa bytu. - Chyba musiałabym zgłosić reklamację całych poprzednich wakacji. A za dobrze je wspominam. - odezwała się na słowa dotyczące 'objawienia' obecności klątwy, nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć, bo przecież nadal nie była pewna, czy potrafiła stwierdzić, czego dokładnie dotyczyło przekleństwo. Czarowania? Pewnie po części tak. Pecha? Biorąc pod uwagę wydarzenia z końcówki roku szkolnego, zwłaszcza boiskowe, miała prawo tak przypuszczać. Ale z drugiej strony jeszcze jesienią łapała te cholerne znicze. Czy całość miała jakiś opóźniony zapłon i zaczęło się od zakazu meczowego a trwało do teraz? - Spokojnie, skoro tyle trwa, to znaczy, że da się z tym żyć. Zresztą Brigitte dopilnowała, żebym otrzymała jakąś lżejszą wersję tego wszystkiego. - na wspomnienie o wpływie loa, wiedźma przyjrzała się czujnie Gryfonce, a potem, chyba nawet z jakimś rodzajem uznania, pokiwała głową. Bogowie voodoo mieli udział w osłabianiu przekleństwa, jakie ciążyło na Davies. Być może nie potrafili sobie z nim poradzić całkowicie ze względu na czas trwania i 'zasiedzenie' efektów. A może chodziło o to, że Morgan wcale o to nie poprosiła. Ostatecznie kompletnie nie po to spotkały się z Maman. - Włóko z szyi lunaballi. Może powinnam Ci z tego zrobić szalik, a nie laleczkę voodoo. - właściwości jasno dawały do zrozumienia, że chodziło o zrozumienie swoich uczuć i tego, co siedziało w nas głęboko w środku. Czy to nie brzmiało obiecująco? - Diffindo zostawiam Tobie. - zadeklarowała po zajęciu miejsca przy stoliku do laleczkowania i dobrała pierwsze składniki, które wydały jej się najlepiej pasować. Już nawet nie mówiła głośno, że postanowiła zrobić maskotkę dla Pro, to wydawało się dla niej aż zbyt oczywiste. Czy mieli je ostatecznie robić dla siebie nawzajem? - Nie byłam przygotowana na jego fotkę. - uśmiechnęła się bezradnie do Horbel, ale ta najwyraźniej miała swoje sposoby na zorganizowanie wszelkich potrzebnych składników, więc i jakiś magiinstax się znalazł w tej chatce na jednej nóżce. - Bez głupich min, bo moje paskudne klątwy już na Ciebie czekają. - zagroziła ze śmiechem, po czym wstała, ustawiła się, by złapać jakieś względnie sprzyjające ujęcie i światło, po czym usłyszała klik spustu. Gotowe.
Robię laleczkę:@Procrastination McGregor Wybieram włókno: włókno z szyi lunaballi wspomaga cel w zrozumieniu swoich uczuć Kość inkantowania: in progress Wybieram suplement: Kość rzucania czaru:
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
Jej słowa nieco go pocieszyły, dodając nieco otuchy, co poskutkowało nieco pewniejszymi ruchami, którym było nieco dalej do tempa ślimaka niż poprzednim. - Może powinnaś skorzystać z okazji i wygrać jakiś magiczny teleturniej. Zyskałabyś co nieco sławy i pieniędzy. Akurat na drugą miotłę. - odparł z lekkim uśmiechem, nieco rozbawiony tą wizją. - Poprzednich? Co takiego się wtedy stało? Nie było mnie na nich, a nie kojarzę żadnych sytuacji, w których zakończeniem było coś pokroju "i wtedy zły czarownik mnie przeklął". - dodał jeszcze, patrząc na przyjaciółkę ze zdziwieniem, które wciąż mieszało się z zaniepokojeniem. Pocieszające było tutaj jednak reakcja Horbel. Co prawda przejęła się tym, czego się tutaj dowiedzieli, ale nie wyglądała na kogoś, kto miałby zaraz zacząć panikować, czy zastanawiać się, co powinien powiedzieć na jej pogrzebie. Istniały więc dwie opcje. Klątwa nie była z tych śmiertelnych lub też wiedźma wiedziała, jak sobie z nią poradzić. Obie opcje brzmiały względnie pocieszająco. Wciąż jednak nie potrafiło go uspokoić, tak samo zresztą jak słowa samej dziewczyny. Nawet, jeśli była to lżejsza klątwa to wciąż nią była. Skąd się wzięła, kto ją nałożył, o co dokładniej w niej chodziło? Mimo wszystko wolał być z tym ostrożny, ale tak naprawdę nie wiedział, co powinni zrobić w tej chwili. Mógł jedynie się domyślać i strzelać, co było frustrujące. Był tu z nią, a jednak nie potrafił nic zrobić. Zacisnąwszy dłonie w pięści śledził gryfonkę wzrokiem, dopiero po chwili orientując się w tym, co do niego mówiła. Dopiero co sam zasugerował takie rozwiązanie, ale przez chwilę jakby o tym zapomniał. Jak widać jego sugestia się przyjęła, chociaż nie do końca byli do tego przygotowani. Na szczęście jednak Hordel była przygotowana na wszystko. Jak widać nie byli pierwszymi, którzy przyszli zapomniawszy o podstawach podstaw. - Ty za to spróbuj wyjść mądrze, żebyś nie wypadła gorzej od lalki, którą Ci zrobię. - odparł gładko, tuż po tym uśmiechając się lekko, aby mogła zrobić mu zdjęcie, zaraz po tym samemu robiąc jedno jej osobie. Zaraz po tym zaczęły się jednak schody, powoli robiło się coraz ciężej. Używszy Diffindo zaczął wycinać materiał na lalkę, najpierw dla przyjaciółki, a później dla siebie. Kusiło go skomentować jej lenistwo w jakiś uszczypliwy sposób, ale finalnie z tego zrezygnował. - No dobra, a teraz... to się chyba nada. - rzucił, spomiędzy dostępnych włókien wybierając włókno ze skóry węża. Następnie, ogarnąwszy kilka kolejnych detali, zaczął nucić pod nosem inkantację, którą wskazała mu właścicielka. Qui accipit munera cordis. W pierwszej chwili połamał sobie na tym język, gdy próbował to powtórzyć, ale już po chwili udało mu się to opanować. Pozostawało jednak pytanie, jak dobrze. I faktycznie poszło mu nie najgorzej. No chyba, że spytasz o to, czy równo zszył wszystkie boki przedmiotu. Wtedy mogłoby się okazać, że niekoniecznie wyglądało to tak, jak powinno, ale chyba nie powinno stanowić problemu. Tak przynajmniej rzekła Horbel, chociaż widać było, że jego dotychczasowe poczynania oceniała co najwyżej na marne.
Robię laleczkę:@Morgan A. Davies Wybieram włókno: włókno ze skóry węża morskiego wspomaga siły witalne celu, uzdrawia Kość inkantowania:5 Wybieram suplement: wpisz który Kość rzucania czaru: z drugiej części tworzenia
Ostatnio zmieniony przez Procrastination McGregor dnia Pon Wrz 28 2020, 01:28, w całości zmieniany 1 raz
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
- Idealnie, miałabym na czym posadzić mój drugi tyłek. - zakpiła prześmiewczo, nie wyobrażając sobie za bardzo posiadania dwóch mioteł, bo już o jedną należało zbyt intensywnie dbać, a tego akurat robić, ze wszystkich okołoquidditchowych czynności, ponad wszystko nienawidziła. Wśród wszystkich osób zachwyconych zapachem miotlarskich mazideł i świństw do konserwacji drewna, Davies była raczej wygodnicką fanką latania i jasno się w tej kwestii określała - Błyskawicę miała do latania, nie do ślęczenia nad smukłością jej witek. Czy co tam się z nimi robiło. - Jakby to eliksiry kiedykolwiek przyniosły mi sławę to użyłabym obu mioteł do wyfrunięcia ze wstydu na Księżyc. - nie tylko nie była zbyt dobra w warzeniu mikstur, ale i nie była tego fanką, więc nawet nie brała pod uwagę wykorzystywania przypadkowo nabytych umiejętności do czegokolwiek poza najbardziej prywatnymi, czy intrygującymi ją sprawami, w których miałaby pewnie duże obawy przy upominaniu się o nie u kogokolwiek. - Ukradłam coś z ogródka pustynnego uzdrowiciela. - pustynia i ogródek w jednym zdaniu zdecydowanie brzmiały dziwnie, ale były niczym w towarzystwie przyznania się do kradzieży. Teoretycznie 'pożyczenie' kilku listków, kwiatów, owoców, czy innych części roślinek nie brzmiało jak największe zwyrodnialstwo i podłość na świecie, ale jednak Moe nie należała chyba do ludzi, po których, zwłaszcza bliskie jej osoby, by się tego spodziewały. A jednak istniały sytuacje, gdzie Gryfonka nie musiała się nad tym zastanawiać dwa razy. Ba, potrafiła wręcz snuć plany na takie wyskoki. Co prawda później też miała wiele okazji na podpadnięcie druidom, szamanom, wiedźmom i innym wyroczniom, ale skoro klątwa trwała około roku, milczący uzdrowiciel był jej najlepszym i najbardziej prawdopodobnym tropem. To musiał być on. Zgrzybiały pierdziel. - Do dzieła. Koszmary won. - zarządziła wreszcie, po czym zabrała się za wszystkie posiadane materiały, ułożyła zdjęcie, pokryła je lunaballowym włóknem i podczas procesu zszywania zaczęła hipnotycznie powtarzać inkantację, której nauczyła ich Horbel. Po chwili wszystko było już gotowe, przynajmniej w kwestii podstawy. Co więcej, było cholernie idealnie. Takim tworem to można byłoby się chwalić rodzinie i bliskim, albo wciskać im, że to pamiątka wykonana przez prawdziwą profesjonalistkę. Oby tylko działała tak, jak wyglądała. - Wybrałabym pióro żmijoptaka, ale nie wiem, czy zapomnienie jest tym, czego szukasz. - zamiast tego przeniosła do misy powieloną wcześniej zaklęciem smoczą łuskę. Czy ukojenie i szczęście w magii łączyły się w pożądany sposób? Jeżeli nie, zawsze pozostawały bardziej konwencjonalne metody. Na przykład przegadanie problemu nad kremowym piwem. Wycelowała różdżką w Pro. Tylko po to, by zasugerować mu gotowość do ewentualnej pomocy z zaklęciem Geminio.
Robię laleczkę:@Procrastination McGregor Wybieram włókno: włókno z szyi lunaballi wspomaga cel w zrozumieniu swoich uczuć Kość inkantowania:6 Wybieram suplement: smocza łuska Kość rzucania czaru: będzie w ostatnim poście
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
- Ejże! Nie to miałem przecież na myśli. Proszę mi tutaj nie dodawać tego, czego nie mówiłem. Nie będę później za karę robił 50 okrążeń wokół boiska i to jeszcze bez miotły! Ja naprawdę nie rozumiem, co Cię wzięło na tego typu ćwiczenia w takiej skali. Nie sądzisz, że lepiej będzie zwiększyć naszą płynność w powietrzu? Nie, żeby coś, ale raczej nie będę miał okazji do tego, żeby bronić obręczy z ziemi. - rzuciwszy to, zaśmiał się sam z takiej wizji. Nie, żeby nie wiedział, czym jest piłka nożna, ale zdecydowanie nie czuł tego typu sportu. Pomiędzy nim a quidditchem była ogromna przepaść, której raczej nigdy nie uda się zasypać. - No wiesz Ty co. Uciekłabyś i zabrała obie ze sobą? Nie chcę nic mówić, ale z naszej dwójki ja jeszcze własnej nie mam. Niestety. Będę chyba musiał w końcu wziąć się do roboty, bo z takim tempem w przyszłości latać będę na co najwyżej miotle ze szkolnego schowka. - odparł, nieco krzywiąc się na tę wizję. Tak, zdecydowanie powinien jakkolwiek zadziałać, skoro aż tak to lubił. Jego aktualny brak poczynań był wręcz absurdalnie bezsensowny. - Ale dobra! Koniec na temat quidditcha. Jak tak dalej pójdzie, zapomnimy całkowicie, po co tutaj przyszliśmy. Z tego, co słyszałem o tych laleczkach, lepiej się skupić przy ich robieniu. Naprawdę nie chciałbym niczego zepsuć. Szczególnie gdy nie odbiłoby się to na mnie. - dodał jeszcze na koniec, krzywiąc się na samą myśl takiej sytuacji. Ostatnim, czego chciał, było skrzywdzenie Moe, która i tak miała już problemy przez tę klątwę. - Co takiego było warte kradzieży? Bo obstawiam, że nie było nigdzie tabliczki "uwaga, kradzież grozi klątwą" i nie naraziłaś się na coś takiego świadomie? - rzekł, rzucając jej uważne spojrzenie. W sumie to nawet nie byłby jakoś mocno zaskoczony, gdyby potwierdziła taki przebieg wydarzeń. Kto jak kto, ale Moe... cóż, była gryfonem, a dom zobowiązywał. Do męstwa, odwagi, ale przy okazji głupich i nieprzemyślanych uczynków. Następnie, czekając na odpowiedź, ponownie wrócił do tworzenia laleczki. Nie chciał, aby cokolwiek więcej wymknęło mu się spod kontroli. Już sam kształt, który nie był do końca taki, jaki powinien, wprawiał go w zakłopotanie. Głównie przez to poczuł ogromną ulgę, gdy Moe postanowiła mu lekko pomóc w kwestii zaklęcia Geminio, z czego skorzystał, kontynuując dalsze prace nad swoim tworem. Tyle dobrego, że na ten moment były to ich główne problemy. - No dobra. Muszę przyznać, że obawiałem się czegoś gorszego. Chociaż może lepiej nie będę zapeszał, póki pracujemy. - rzucił w jej stronę, posyłając jej przy tym lekki uśmiech. Nawet, jeśli laleczka miałaby okazać się chybionym strzałem, który wcale mu nie pomoże, chyba nie czułby aż takiego rozczarowania. Sam fakt, że Moe tutaj była i chciała mu pomóc, dawał mu swoistą siłę, która poprawiła mu nieco nastrój, rozganiając ciemne chmury, które nagromadziły się w jego głowie.
Robię laleczkę:@Morgan A. Davies Wybieram włókno: włókno ze skóry węża morskiego wspomaga siły witalne celu, uzdrawia Kość inkantowania:5 Wybieram suplement: sproszkowany kieł Tebo - uspokoi, wyciszy, pomoże odnaleźć ukojenie Kość rzucania czaru: będzie w ostatnim poście
Caelestine rzeczywiście pogubiła się w swoim zadaniu. Nie mogła ukończyć zadania bez rzuconego zaklęcia. Okazało się, że nawet tworzenie laleczki Voodoo co wydawało się zadaniem technjczno-artystycznym, było poza zasięgiem jej możliwości. Odetchnęła, gotowa odmówić sobie przyjemności skończenia swojego dzieła (nie żeby kiedykolwiek miała okazję się przekonać czy zadziałało), ale w tym samym momencie Keyira przyszła jej z pomocą. Powielając suplementy za nią, umożliwiła dokończenie ostatniego etapu tworzenia, który zakończył się sukcesem. Mimo to, Shercliffe, która przyszła po panience Swansea, uporała się ze swoją robótką wcześniej. Ces, widząc jej oddalające się plecy, wyrwała się z miejsca, z laleczka pod pachą i pobiegła za nią. Miała próbować krzyczeć żeby poczekała, ale ostatecznie truchtem zrównała się w końcu z dziewczyną, w milczeniu podążając razem z nią w drogę powrotną do obozu.
ZT
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
- Jak nie będziesz to poślę moją drugą miotłę na obronę. I skończą się treningowe pluszaki. - zagroziła, odnosząc się jeszcze do swojej niedoczekanej w życiu miotły numer dwa. Uśmiechnęła się bezdusznie, zupełnie jakby naturalnie była ruda, po czym trochę spoważniała. - Problem z miotłami jest taki, że koniec końców nie zapewniają zbyt wiele ruchu, a wymagają dobrego znoszenia przeciążeń i całej masy gimnastyki. Jak Was nie będę rozgrzewać i rozciągać to skończy się tragedią. - wyjaśniła mu już całkiem poważnie, a przynajmniej przybliżyła, skąd u niej takie przywiązanie do ćwiczeń, które nie wymagały ani magii, ani mioteł, ani tym bardziej wznoszenia się w powietrze. Być może z treningów za małego szczyla wyniosła całe to przywiązanie do utrzymania kondycji i zwrotności. - Mogę z Ciebie zrobić wymiatacza, ale już załatwienie Ci miotły leży poza moimi możliwościami. - przyznała całkiem szczerze, wcale nie tracąc jednak humoru. Ostatecznie nie samym miotlarskim wyposażeniem człowiek żył. I nie ono jedno świadczyło o reprezentowanej klasie. - Może mnie te Twoje gusła jednak nie zabiją, co? - rzuciła z powątpiewaniem, chcąc dodać mu trochę otuchy i wsparcia, jednocześnie dając do zrozumienia, że powinna być w stanie przyjąć na klatę wszelkie przeszkody, które przyniosłaby jej przyszłość. Również ta sztucznie wywołana, o ile coś takiego mogło w ogóle mieć miejsce. Czy swoimi słowami rzeczywiście mogła pomóc? A może wręcz przeciwnie i McGregor miał poczuć na sobie rosnącą jeszcze presję? - W sumie to był trochę przypadek. Po prostu jedna z roślin mi się spodobała. A potem się okazało, że okradłam najbardziej wpływowego rozsypującego się starca jakiego znała Sahara. No i mam. - streściła w dużej mierze całość tamtejszych wydarzeń, skracając je do kilku wartkich zdań. Czy postąpiła wtedy mądrze? Z perspektywy czasu zdecydowanie nie żałowała. Zwłaszcza, że ostatni rok tak mocno przybliżył ją do jednego z najjaśniejszych celów, jakie przed sobą postawiła. Et veniet tibi gratia mea sententia. Jej ulubionym zapachem w towarzystwie Pro okazał się pergamin i, nie wiedzieć czemu, sok dyniowy. A po blisko czterech minutach inkantowania okazało się, że twór rozbłysł błękitami, najwyraźniej dając znać, że nie poszło tak źle. Czyżby jej się udało?
Robię laleczkę:@Procrastination McGregor Wybieram włókno: włókno z szyi lunaballi - wspomaga cel w zrozumieniu swoich uczuć Kość inkantowania:6 Wybieram suplement: smocza łuska Kość rzucania czaru:5 - Pro odnajdzie w swoim najbliższym wątku 1 porcję eliksiru Felix Felicis.
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
No cóż. Jak widać jego przyjaciółce zaczęła się udzielać jego rudość, gdyż groźba była iście zatrważająca, a do tego niezwykle skuteczna. Starczyło, żeby wspomniała o zastąpieniu go na pozycji obrońcy, a także (o zgrozo) usunięciu treningowych pluszaków. Na coś takiego nie mógł przecież pozwolić! - Ej ej, dobra. Nie decydujmy się na aż tak drastyczne kroki! Rozumiem, że moja sugestia mogła być odebrana negatywnie, ale aż tak?! - Dziewczyna jak nic robiła się mistrzem zła i knowań. Brakowało już chyba tylko tego, żeby za sprawą jakiejś magicznej umowy posiadła dusze całej drużyny i przerobiła je na piegi. Wtedy byłaby w rudości potężniejsza nawet od niego samego! -...chwila moment. Że niby nie wymiatam w tej chwili? Może i nie zawsze szło mi idealnie, ale nie zaprzeczysz chyba, że miałem całkiem sporo dobrych akcji! - rzucił z teatralnie zawyżonym tonem oburzenia, tuż po tym robiąc urażoną pozę, przykładając przy tym dłoń do czoła. Zaśmiał się ze swoich czynów, na chwilę pozwalając samemu sobie się rozluźnić, ale nie trwało to zbyt długo. Już po chwili przypomniał sobie, że powinien skupić się na czymś bardzo konkretnym, o czym dobitnie uświadamiał go lodowaty wzrok Horbel, która chyba nie była zachwycona takim podejściem, gdy przychodziło do sztuki tworzenia laleczek voodoo. - Wolałbym, żeby Cię nie zabiły. Nie wydaje mi się, żeby którekolwiek z nas miało równie ognistego ducha kapitana w swoim ciele co Ty. No i szkoda byłoby stracić tak dobrego szukającego. Chociaż... tak czysto teoretycznie, komu zapisałabyś swoją miotłę w testamencie? - dokończył, posyłając jej przy tym bardzo uważne spojrzenie, które udało mu się jednak utrzymać ledwo kilka sekund. Tuż po tym znowu zaśmiał się głośno, czując coraz większe rozluźnienie. Czy był to dobry pomysł? Z jednej strony tak, im mniej stresu, tym łatwiej o uniknięcie pomyłki. Z drugiej jednak, im więcej luzu, tym mniej skupienia i chyba tak właśnie stało się w jego przypadku. Gdy bowiem zaczął inkantować. Et veniet tibi gratia mea sententia. W pierwszej chwili myślał, że idzie mu dobrze, ale bardzo szybko zorientował się, że tak nie było. Bo materiał nie powinien raczej tak sczernieć, prawda? Horbel nie wyglądała na przerażoną, a więc raczej nie podpisał na Moe wyroku śmierci, ale z jego miny jasno można było wyczytać, że był zdruzgotany tym, jak mu to finalnie wyszło.
- No to teraz wszyscy musimy być tak niesamowici jak Ty, żeby wygrać szkolny Puchar. A Ty musisz być na treningach i dawać nam przykład, prawda? - jak to tak grać bez wzoru i przykładu w postaci złoto-rudego dziecka McGregora, króla pętli i kaflorządcy. Pomijając już kwestię tego, kto jaki w drużynie reprezentował poziom, Davies najzwyczajniej chciała widzieć ich wszystkich w jednym miejscu w czasie organizowanych ćwiczeń - zgranych, zżytych, zdeterminowanych. - Ojcu. - wypaliła bez dłuższego namysłu, po czym zaśmiała się, a ten śmiech dodatkowo nabrał na sile, kiedy ujrzała jak jej laleczka czarnieje, wróżąc zapewne jakieś potworności. No pięknie i cudownie. Chyba powinna już faktycznie rozważać, co i komu przekazać po zgonie wywołanym wróżbą voodoo. - Dziękujemy. - skinęła głową na wiedźmę, która miała chyba co do nich ostatecznie mieszane uczucia, ale rzeczywiście nie wyglądała na przejętą niczym oprócz ich lekceważącego podejścia. Czy to oznaczało, że ciemna laleczka oznaczała krótkotrwałego pecha zamiast śmierci, czy nabierającej na sile klątwy? Spojrzała na Pro z uśmiechem, ruchem głowy wskazując mu wyjście. Mieli już wszystko, po co tutaj przyszli. Teraz tylko stawić czoła nadchodzącej wielkimi krokami przyszłości.
// z/t. x2
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Najwyraźniej to nie był jej dzień i zdecydowanie nie powinna była robić laleczki dla kogoś innego, ale w tej chwili nie mogła się już wycofać. Kiedy wszystko było skończone, pozostał ostatni moment, czyli inkantowanie zaklęcia przez trzy i pół minuty. Zdecydowała się sięgnąć po małą klepsydrę, chcąc mieć pewność, że nie rzucała zaklęcia krócej, niż powinna. - Et veniet tibi gratia mea sententia – wymawiała raz po raz, aż cały piasek nie przesypał się w klepsydrze. Miała już powiedzieć, że w końcu skończyła, że wszystko jest już w porządku, gdy nagle suplementy, na których leżała laleczka, zaczęły się palić. Szybko rzuciła aquamenti, orientując się, że dziwne uczucie, jakie miała w trakcie inkantowania musiało być oporem ze strony laleczki, przed przyjęciem jej magii. Pozostawało jedynie wierzyć, że nie doprowadzi do śmierci Maxa. - Mam nadzieję, że tobie poszło lepiej – rzuciła do Violi, kiedy wyszły już przed chatkę wiedźmy i zaczęły kierować się w stronę pensjonatu.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Najwyraźniej nie był to dzień Loulou. Z drugiej strony dopiero pierwszy raz próbowały robić coś takiego, więc naturalne, że nie dało się uchronić od błędów, które mogły wynikać praktycznie ze wszystkiego. Niemniej nikomu nic się nie stało i chyba to było najważniejsze. Sama skończyła nieco szybciej i przyglądała się temu jak Moreau podpala swoje własne dzieło, które stawiało pewne opory przed przyjęciem jej magii i dokończeniem całego procesu. Cóż... bywało i tak, prawda? Niemniej widząc jej kłopoty jakoś dziwnie byłoby jej przyznać się do tego, że sama wykonała laleczkę w zasadzie idealnie bez większych komplikacji. Wyglądało na to, że jednak Klaus nie ucierpi z powodu jej małych zabaw z magią. - Nie było tak źle. Możemy spróbować zrobić kolejne laleczki sposobem twojej babci jak wrócimy do Hogwartu - zapewniła ją jeszcze, bo może wtedy pójdzie im o wiele lepiej. Niemniej jednak nie było co się nad tym zbytnio rozwodzić. Miały już za sobą pierwszą próbę stworzenia laleczek i właśnie wracały do domków, żeby je tam odłożyć.