Jest to jedna z najbezpieczniejszych dróg prowadzacych przez mokradła. Kładka jest otoczona zaklęciami uniemożliwiającymi wpadnięcie do zielonkawej i gęstej wody. Ta bulgocze, wypluwa z siebie bańki, faluje po przekątnej i jeśli będziesz wpatrywać się non stop w jedno miejsce to możesz dostrzec ślepia aligatora. Nie prowokuj ich. To, że kładka jest zabezpieczona zaklęciami nie znaczy, że przy odrobinie samozaparcia aligator nie pokona czaru z drugiej jego strony.
Jeśli sobie życzysz możesz w tym temacie otrzymać akcję od MG związaną z aligatorami. Wystarczy się zgłosić w odpowiednim temacie.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Cassian sam nie wiedział co podkusiło go do tego by zgłosić się do jakiegokolwiek kółka zainteresowań, którego zajęcia odbywały się uwaga – w wakacje. A jednak, los tak chciał, że wylądował w nim i ba! Nawet realizował zadanie domowe, które zostało zadane uczniom. Szczęśliwie okazało się, że niewielki zalążek ambicji, który zapewne gdzieś tam głęboko wewnątrz niego jeszcze drzemał skierował go wprost w objęcia zajęć o nazwie “laboratorium medyczne”. Obie dziedziny, które wchodziły w skład programu sprawiały szkotowi przyjemność i to chyba właśnie to sprawiło, że nie stawiał on aż takich oporów, że mimo wszystko parł tak bardzo w tym kierunku.
Dzisiejszego dnia cel był jeden - uzyskać łuskę syreny błotnej. Od kiedy tylko chłopak zaczął pełnoprawnie funkcjonować w magicznej społeczności morze, na którym się przecież wychował, przestawało być tak bezpieczne jak mu się do tej pory wydawało. Miewał smutne i niepokojące wizje, wykreowane oczywiście jedynie przez jego wyobraźnie, odnośnie najróżniejszych magicznych zwierząt morskich zamieniających kutry rodziców w jedynie stertę trocin. Nigdy jednak postanowił im tym głowy nie zaprzątać, bo raz... oni sami nie chcieli własnego syna wysłuchać, a dwa mniejsza wiedza z tego zakresu niewątpliwie sprawiała, że tak Moray jak i Marie-Anne lepiej spali. To z pewnością.
Ubierając jedną ze swoich luźniejszych bluz, której rękawy podciągnął ponad łokcie i krótkie dżinsowe szorty stawił się w wyznaczonym miejscu i o wyznaczonej porze. Jak do tej pory Luizjana prezentowała się całkiem zacnie i aż szkoda mu było, że tak niewiele czasu poświęcił na jej zwiedzanie. Miał pewną listę aktywności, które z całą pewnością chciał odbyć i naprawdę nie zamierzał opuszczać tego miejsca nie realizując jej. Był tam między innymi seans spirytystyczny, na który do tej pory nie udało mu się jeszcze nikogo namówić. Pozostawało czekać, aż któryś z jego bardziej wyrywnych znajomych pozwoli porwać się aż tak bardzo Nowemu Orleanowi, ze ulegnie i tej pokusie.
Wiedząc, co może czaić się w gęstych szuwarach luizjańskich mokradeł Cassian trzymał w pogotowiu swoją różdżkę. Nie chciał wracać do Hogwartu bez nogi, bądź też ręki, tylko z tego powodu, że akurat wykazał się nadmierną i irracjonalną ignorancją i nieuwagą. Takie miejsca jak to miały swój czar, ale niosły ze sobą też ciężką i duszną atmosferę, która niczym powietrze Nowego Orleanu przepełniała wewnętrznie każdego z podróżników. Egzotyczny, nowy ląd dla osób, które niespecjalnie widziały świat - jak ten właśnie szkot, mógł wydawać się przytłaczający, pełen naszych doznań, nad którymi nie nadążały nasze zmysły. To właśnie przed tym chciał ochronić się chłopak i tak marnie mu to wychodziło.
Nigdy nie pomyślałabym, żeby uczyć się się w trakcie wakacji. Wkuwanie na koniec roku szkolnego, żeby jako-tako zdać egzaminy jest dostatecznym zakończeniem dziewięciu miesięcy nauki i w trakcie wypoczynku nie mam zamiaru nawet kiwnąć palcem, żeby coś sobie przypominać. Inna sprawa, że eliksiry nie są znowu taką tylko nauką. Lubię je robić i warzenia mikstur nie traktuję jako nauki szkolnej a taką, dzięki której sama się rozwijam a nawet odpoczywam. Trochę jak z lataniem na miotle, tyle że eliksiry pomagają w wyciszeniu się. Również kółka do których się zapisałam to takie na które mam ochotę chodzić a nie zajęcia, które wpisuję do swojej książeczki osiągnięć, żeby móc powiedzieć, że byłam. Więc zadanie wakacyjne z kółka medycznego wydaje się ciekawym urozmaiceniem, szczególnie, że Maxa od pewnego czasu już nie widziałam i nie zapowiada się, żeby miał zamiar coś zorganizować. Może nawet w ogóle nie ma go na wyjeździe? Szukanie składników w nieznanych sobie terenach brzmi jak wyzwanie. Wydaje mi się, że dużo prościej byłoby coś znaleźć w Zakazanym Lesie w którym mimo wszystko jakoś tam się orientuję. Tutaj wiem, że mogą występować zupełnie inne stworzenia czy rośliny na których temat nie mam żadnego pojęcia. Poza tym nie jestem raczej ekspertką w zielarstwie, nie mówiąc już o wiedzy na temat magicznych stworzeń. Udaje mi się gdzieś znaleźć książkę o stworzeniach i roślinkach występujących na tych terenach i tak uzbrojona zmierzam na mokradła. Zastaję tam @Cassian H. Beaumont, którego w sumie niespecjalnie znam ale kojarzę, że jest chyba z Gryffindoru. - O cześć. Tylko ty jesteś? Myślałam, że będzie nas więcej - stwierdzam, trochę tylko nie kryjąc rozczarowania, że nie przyszedł nikt kogo bym znała, w końcu było w kółku parę takich osób z którymi chętnie wybrałabym się na magiczne mokradła czy gdziekolwiek indziej. - No trudno. Idziemy? W ogóle to jestem Sophie. Czy wiesz co my w ogóle powinniśmy znaleźć? Jakoś nie przychodzi mi do głowy nic co można wykorzystać w eliksirze a równocześnie powinno być możliwe do znalezienia tutaj - zaczynam od razu gadać, żeby nie było, że cisza i w ogóle. Nie jestem pewna jak rozpoznamy cokolwiek. Będziemy szukać pogubionych włosów, mając nadzieję, że zostawił je jakiś magiczny zwierzak a nie po prostu kuguchar czy może wyciągniemy z wody krokodyla i wyrwiemy mu łuski?
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Cassianowi wydawało się, że większość tak uczniów jak i studentów przebywających na wyjeździe właśnie tak do tego podejdzie – jak do wyzwania. Nie codziennie bowiem zdarza się okazja, w której można wyruszyć w kompletnie nieznaną gęstwinę i szukać z jednej strony niesamowicie niebezpiecznych stworzeń, ale z drugiej strony bardzo ciekawych i niezaprzeczalnie egzotycznych – takich, których spotkanie chociażby na starym kontynencie byłoby niemożliwe. Tak samo podszedł do tego również szkot, który wciąż, nieustannie napawał się Nowym Orleanem i samym klimatem Luizjany. Z jednej strony, faktycznie czuł się dziwnie nie pomagając tego roku rodzicom, a z drugiej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego życie w końcu nie będzie tak wyglądać cały czas i dobrze byłoby przyszykować się tak mentalnie jak i praktycznie do zmian, które mają w niedalekiej przyszłości nastąpić, a taki wyjazd i obcowanie z kompletnie nową kulturą jak i nowym środowiskiem niezaprzeczalnie zapewniały odpowiedni klimat zmian.
Czekając praktycznie w nieskończoność, bo akurat w tamtym momencie nie dało się zarzucić czasowi tego, że płynął wyjątkowo szybko, zdążył już dziesięć razy poddać myśl o tym, że ktokolwiek z grupy zamierzał z nim wyruszyć dziś na poszukiwania. Wszelkie wątpliwości rozwiała jednak smukła sylwetka przebijająca się na tle zielonej gęstwiny luizjańskich mokradeł. Kojarzył dziewczynę jedynie z imienia i wymieniana nazbyt zbędnych, przynajmniej w rozumieniu Cassa, uprzejmości. Niemniej jednak, nie chciał tego komentować głośno, ale był jej bardzo wdzięczny, że przynajmniej ona stawiła się podług tego co ustalali jeszcze wcale nie tak dawno temu.
- Cześć. I tak... - Westchnął lekko. - Myślałem tak samo, ale biorąc pod uwagę, że już chwilę tutaj czekam to raczej nie powinniśmy spodziewać się już nikogo więcej. Nie wiedział czy jego słowa nie zabrzmiały trochę szorstko, biorąc pod uwagę, że wcale nie minęło tak dużo czasu i przecież zawsze ktoś się może spóźnić, ale nie chciał też po pierwsze tak marnować czasu jak i odwlekać nieuniknionego – czyli akceptacji tego, że reszta najzwyczajniej w świecie poradziła sobie w inny sposób. - Tak, jasne. - Przytaknął ślizgonce i puścił ją przodem. - Tak dokładniej to nie mam bladego pojęcia. Początkowo myślałem, że warto byłoby pozyskać coś co wpisze się w unikatowy klimat Luizjany. Wiesz, jakieś stworzenia, które występują tylko tutaj. Ale to też wiąże się z ryzykiem... - Zmarszczył lekko czoło ściągając swoje różowe usta w wąską linię. - W sumie, to jak zawsze. - Dodał z lekkim parsknięciem mającym oznaczać coś w rodzaju wydzierającego się z niego śmiechu.
Notatki po jakie udało mu się sięgnąć przed wyjazdem wcale nie były najbardziej rzeczowymi odnośnie tego, co faktycznie mogłoby tutaj na nich wyskoczyć. O tyle o ile na zwykłego aligatora podziała byle zaklęcie, o tyle na magiczne kreatury, które niewątpliwie czaiły się w szuwarach gdzieś nieopodal siedlisk ludzkich, takich właśnie jak Nowy Orlean, to już kompletnie inna para kaloszy.
- Cassian jestem. - Dodał chwilę później, kompletnie przeoczając moment, w którym dziewczyna przedstawiła się jemu. Głównie ze względu na to, jak rozgadał się o ich potencjalnych poszukiwaniach. - Myślę, że jak już znajdziemy to czego szukamy, to będziemy wiedzieli, że to znaleźliśmy. Brzmiało to bardzo cynicznie, ale na dobrą sprawę reprezentowało swego rodzaju punkt widzenia młodego Beaumonta, na tę wyprawę. Byli po środku niczego, szukając nie wiadomo czego i byli zdani jedynie na swoją widzę, która najpewniej w tej materii byłą nikła oraz na swój instynkt, który jak to instynkt, lubił płatać figle. Niemniej jednak był przekonany, że będą wiedzieli o co tak właściwie chodziło w tym zadaniu, kiedy już je zrealizują.
Nie rozmyślam za dużo o tym dlaczego reszta osób z kółka postanowiła się nie pojawiać. Nie ma ich to nie ma, do nieznajomej mi osoby podchodzę całkiem pozytywnie, chociaż równocześnie nie mamy się zaraz zaprzyjaźniać tylko wykonać razem zadanie. Nie zwracam za bardzo uwagi na ton chłopak, wzruszam tylko ramionami i postanawiam ruszyć przed siebie. Kładka jest dosyć niepokojąca. Wygląda tak, jakby bardzo łatwo można było wpaść w zielone odmęty w których nikt nie wie co się czai. Nie mam oczywiście pojęcia o magicznych zabezpieczeniach, które zostały tutaj nałożone, dlatego staram się iść w miarę ostrożnie, żeby nie musieć sprawdzać jak bardzo głęboko i nieprzyjemnie tam jest. Nie mówiąc o tym, że coś mogłoby mnie ściągnąć na dno albo zjeść. - Nooo, chyba o to chodzi - odpowiadam, kiedy mówi o czymś specjalnym dla Luizjany. Myślę sobie, że na pewno są tutaj gatunki żyjące jedynie na takich terenach a równocześnie, pewnie stworzenia można spotkać podobne do tych brytyjskich. - Myślisz, że to powinno być coś niebezpiecznego? Nie wiem czy jesteśmy w stanie wyciągnąć z tej wody aligatora. - Wpatruję się w wodę pokrytą zielonym czymś, przez co zupełnie nic nie mogę zobaczyć pod powierzchnią. W tej chwili wydaje się bardzo spokojna. - Ja bym nie podchodziła do tego tak optymistycznie, raczej musimy się chociaż trochę wykazać. Zabrałam książkę, zaraz ci powiem... - Otwieram cienką książeczkę w której jest trochę informacji o różnych stworzeniach. Są nawet obrazki co może nieco ułatwić całej zadanie. Przelatuję wzrokiem po pierwszy opisie. - Więc pierwszy jest bagnowyj. Luizjański odpowiednik naszego wilkołaka, żyje na tych bagnach i zjada ludzi. - Zerkam na Cassiana i śmieję się trochę nerwowo. Kiedy zaczynam czytać albo po prostu zastanawiać się co może zdarzyć się w niektórych miejscach to nagle okazuje się, że bywa naprawdę niebezpiecznie. Ba, nawet tam gdzie teoretycznie nie powinno stać się nic strasznego może tak być (patrz wieczorny spacer po mieście, kiedy spotkałam zbirów od których oberwałam czarnomagicznym zaklęciem). Jaka jest jednak szansa, że to naprawdę się wydarzy? Jakbym trochę poczytała, to mogłabym dojść nawet do absurdalnych wniosków, że nie powinnam zaglądać sama do Zakazanego Lasu - Brzmi super. Myślisz, że wyjdziemy z tego żywo? Ach, tutaj jeszcze napisali, że pojawia się tylko w pełnię - dodaję po tym, jak trochę więcej czytam opisu. Nie zagłębiam się w nie jakoś specjalnie, ale kto by się tym przejmował. Nigdy nie interesowałam się magicznymi stworzeniami i teraz czytam o nich tylko po to, żeby wykonać zadanie z innej dziedziny. - Co mamy dalej... gawial miłosny. To taki jakby aligator i jeśli dobrze rozumiem, to jest bardzo niebezpieczny dla zakochanych osób. - Spoglądam na chłopaka i się do uśmiecham. - Jakie szczęście, że nic nas nie łączy, prawda? Jesteś w kimś zakochany, Cassian? - pytam prostu z mostu, bo dlaczego nie. - To może mieć duży wpływ na nasze bezpieczeństwo - dodaję poważnie, niby to po to, żeby uzasadnić swoje pytanie.
Cassian mógł przyznać, że faktycznie... Trochę był zaciekawiony takim znikomym odzewem. Z drugiej zaś strony podejrzewał, że grupa mogła się po prostu rozproszyć na większym obszarze i w zdecydowanie mniejszych grupkach – to pewnie zwiększało efektywność w poszukiwaniu tych rzadko spotykanych stworów. Nie oczekiwał tego również, że przy pierwszej lepszej wyprawie już uda im się coś znaleźć... Niewątpliwie było to całkiem ciekawe wyzwanie i jakkolwiek nie byłoby zlecone przez szkolne kółko, to nadal wyzwanie.
Szkot przyjżał się uważniej mętnej wodzie, która paradoksalnie nieruchomo starała się zagarniać coraz dalsze połacie błotnistego lądu. Mokradła bywąły niebezpieczne i nie wątpił w to nawet przez chwilę, że tak było i tym razem. Pomijając już całkowicie kontekst zagrażających życiu i zdrowiu kreatur, wystarczyło tąpnąć w niekorzystne miejsce by zagrzebać się do połowy w mule i torfie, a resztę mogły już dokończyć nawet warunki atmosferyczne. W takim przypadku stracenie różdżki mogło równać się utracie życia. Myśląc o tym zacisnął mocniej rękę na uchwycie różdżki czując jak zdobienie wżyna się i maluje swoje lustrzane odbicie formując skórę na podobną sobie.
- Myślę, że im bardziej niebezpieczne tym bardziej pożądane. - Podsumował w skrócie to co na dobrą sprawę wiedzieli oboje. - Jednak... Jeśli uda się znaleźć coś co niekoniecznie zechce nas zabić wyczuwając tylko nasz zapach to też będę zadowolony. - Zażartował by rozładować lekko atmosferę.
Często reagował żartami na stresujące sytuacje, jakkolwiek nie rozbiegałyby się one po całym spektrum zdenerwowania. Niektórych to denerwowało, innych ciągnęło ku górze, ale najbardziej pomagało jednak Cassianowi zachować zimną krew. Nie, żeby jakoś bardzo przerażało go to, co może tutaj spotkać... Po prostu powinniśmy przyjąć, że szykował się na każdą możliwość, zwłaszcza w momencie, w którym Sophie zaczęła wymieniać istoty żyjące na okolicznych terenach. - Muszę ci przyznać, że... Bagnowyj nie brzmi specjalnie zachęcająco. - Powiedział wykrzywiając się delikatnie na samo wspomnienie o zjadaniu ludzi. Skoro mieli już czegoś szukać oponowałby za czymś, co niekoniecznie żywi się ludzkim mięsem.
Oczywiście wiedział, że takich stworzeń żyje również całe gro chociażby w okolicach jego rodzimego domu. Nie wspominał nawet o trytonach, które nie zawsze zachowywały się fair wobec żeglarzy, ale taka kelpia, która miejmy nadzieję, nigdy nie stanie na drodze jego rodzinie, mogłaby narobić trochę szkód. - Kamień z serca... - Westchnął słysząc o pełni. - Znaczy: ups, szkoda... Chyba jednak szukamy czegoś innego. - Po raz wtóry zażartował. Wiedział, że nawet gdyby okoliczności sprzyjały szukaniu Bagnowyja żadne z nich nie porwałoby się na to biorąc pod uwagę skalę zagrożenia. - To brzmi zdecydowanie lepiej. - Dodał nieco wchodząc dziewczynie w słowo. Miał nadzieję, że nie odebrała tego w żaden sposób negatywnie. Jednak równie szybko jak się tym zestrofował, tak szybko pozbawił się tego uczucia na skutek pytania dziewczyny. Momentalnie jego blada jak porcelana cera przybrała czerwony wykwit podobny do tego, jaki ukazuje wianowłostka, podczas swojego kwitnienia. Nie dało się ukryć, że pytanie było mocno... Personalne. Zdziwiło go też to, że wybrzmiało ono tak bezwiednie z ust dziewczyny. Najwidoczniej dla niej nie stanowiło to, żadnego problemu by tak otwarcie mówić o swoich emocjach. Do tego grona jednak niestety nie zaliczał się Cassian. - Em... Nie. - Wymamrotał głośno wzdychając. - Znaczy... Powiedzmy, że czekam na odpowiedni typ. A jak u ciebie prezentuje się ta kwestia? - Odetchnął przekierowując pytanie do ślizgonki. Nie wiedział czy zauważyła, ale po tej reakcji, którą sobą zaprezentował zdecydowanie powinna się domyślić, że emocje to nie jest jego ulubiony temat.
Zapachu roztaczającego się po bagnach z pewnością nie można było określić jako przyjemny. Smrodowi zastałej wody czy dzikich roślin z mokradeł towarzyszył słodkawy zapach zgnilizny, którego źródła bezpieczniej było nie szukać zbyt dokładnie. Para wypoczywających w Luizjanie młodych ludzi spacerowała chronioną odpowiednimi przeciwzaklęciami kładką - były tam zarówno uroki dźwiękowe, który miały jednocześnie powiadamiać wędrujących mostkiem czarodziejów o nadpływającym niebezpieczeństwie oraz odganiać wodne gady czy proste czary tworzące nieprzekraczalne - zazwyczaj - bariery. Pękające jednak tu i ówdzie bąble powietrza, a także ruchy stojącej zazwyczaj wody przypominały podróżnym o tym, że jeden niewłaściwy krok mógł skończyć się nie tylko kąpielą w niezbyt przyjemnie pachnącej wodzie, ale także odwiedzinami w żołądku uzbrojonego w łuski mieszkańca mokradeł.
Rzućcie kostkami k6 - każde z was.
Spoiler:
1, 2 - ciche buczenie zamieniające się w pisk informuje Cię, że coś próbuje przerwać barierę kilka metrów za wami. Kiedy się odwracasz, widzisz tam pędzącego w waszą stronę aligatora - zwykły, znany także mugolom postrach bagien, jednak ten jest nie tylko półtorej razy większy od normalnego okazu, ale też bardzo głodny. Rzuć dodatkową kostką. Parzysta - decydujesz się na ucieczkę, ciągnąc za sobą swojego/ą towarzysza/szkę. Rozpęd zwierzęcia pomaga mu Cię dogonić i dziabnąć w łydkę, którą potem - razem z nogami - bierzesz za pas. Jeśli Ty lub Twój towarzysz ma co najmniej 15 punktów z uzdrawiania, będziecie w stanie w odpowiedni sposób zająć się raną. Jeśli nie - powinieneś odwiedzić lekarza. Nieparzysta - ucieczka? Skądże, jesteś przecież czarodziejem nie od parady! Decydujesz się użyć swej różdżki. Dzięki paru zaklęciom bez problemu przeganiasz niebezpiecznego intruza. Dzięki takiemu praktycznemu treningowi, otrzymujesz 1 punkt kuferkowy z Zaklęć&OPCM. 3, 4 - ku Twojemu zdziwieniu, obok was pływa miłosny gawial. Nie jest on na szczęście agresywny - a nawet gdyby był, to i tak wyraźnie widać, że jest zajęty czymś innym niż wasze osoby. Rzuć dodatkową kostką. Parzysta - zauważasz, że na długim pysku zwierzęcia zaciśnięty jest jakiś przedmiot. Przy doborze odpowiedniego zaklęcia i - przede wszystkim - ostrożności, być może będziesz w stanie pomóc gawialowi uwolnić się z okowów miłości starej, metalicznej siatki na ryby. W nagrodę otrzymasz nie tylko czułe ochlapanie wodą ze strony zwierzęcia, ale też 1 kuferkowy punkt do ONMS. Nieparzysta - niestety, kiedy tylko przystanąłeś na chwilę by bliżej przyjrzeć się zwierzęciu, to rzuciło się na Ciebie - na szczęście zaklęcia wytrzymały. Tobie zostało uspokojenie bijącego serca, obserwowanie jak niezadowolony drapieżnik odpływa w swoją stronę oraz zorientowanie się, że kiedy szybko odsuwałeś się od wody, z kieszeni wypadło Ci 5 galeonów. 5, 6 - głośny, natarczywy dźwięk ostrzega was, że coś przebiło zaklęcia i znalazło się na kładce przed wami, dobrych kilkadziesiąt metrów dalej. Jednak gdy sprawdzasz owe miejsce - jeśli w ogóle - oprócz kałuży mulistej wody znajdujesz jedynie... Rzuć dodatkową kostką. Parzysta - ...pokrytą wymiocinami jakiegoś zwierzęcia bransoletkę, która najprawdopodobniej jeszcze niedawno znajdowała się na dłoni jakiegoś nieszczęśnika. Być może zdecydujesz się ją przygarnąć - na pierwszy rzut oka jest warta jakieś 15 galeonów. Nieparzysta - ...pokrytą dziwnym śluzem, rozpadającą się laleczkę voodoo. Na pierwszy rzut oka jesteś w stanie ocenić, że wykonana była z wyjątkowym kunsztem - nawet jeśli teraz wygląda tak, że z pewnością można powiedzieć iż pewien nieszczęśnik umierał w męczarniach. Zanim woskowa figurka rozpada się do końca, jesteś w stanie obejrzeć ją na tyle długo, by móc zwiększyć swoją Czarną Magię o 1 punkt kuferkowy.
Po odbiór wszelkich zdobyczy zapraszam do tematu z upomnieniami. Jakiekolwiek pytania proszę kierować do @Darren Shaw.
______________________
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Bagna nie zdawały się być najlepszym miejscem do wypoczywania w Luizjanie, a jednak zdawały się być głównym towarem, którym a mamiła swoich turystów. Zdecydowanie niespotykane krajobrazy kształtujące się na podtopionych terenach były niewątpliwie wręcz czymś czego Cassian uświadczył dopiero pierwszy raz w swoim życiu. Duchota i mocno wilgotny klimat nie należały do czegoś co będzie dobrze wspominał, ale nawet to było po stokroć pobite w porównaniu do smrodu unoszącego się w okolicach większych rozlewisk. Wszędobylska zgnilizna, która zań była odpowiedzialna skutecznie uniemożliwiała oddychanie w tym miejscu pełną piersią.
Spacerując z Sophie kompletnie skupił swoją uwagę na rozmówczyni, z którą toczył dość ciekawą konwersację. Ciekawą i niewygodną. Nic więc dziwnego, że gdy tylko usłyszał trzask oznaczający coś niepokojącego wręcz z zadowoleniem zmienił temat. - Co to było? - Zapytał entuzjastycznie, jednak mimo wszystko w głosie słychać było jakaś przenikliwość i delikatne zaniepokojenie. Momentalnie zaczął się rozglądać wokół siebie chcąc zauważyć, zlokalizować w jakikolwiek sposób to co najbardziej mogło odpowiadać niepokojącemu dźwiękowi. Dopiero po chili skojarzył, że na okolicznych terenach, z racji tego, że te udostępnione są do swobodnego przebywania nałożone zostały zaklęcia ochronne. Od razu w jego głowie wyklarował się obraz tego co właściwie mogło się stać. Zacisnął mocniej rękę na różdżce, a jego usta zsunęły się w wąską bladą linię.
Nie udało mu się zauważyć żadnego ruchu, nawet najmniejszego, ale coś zdawało się leżeć na kładce dobrych kilka metrów od niego. Nie był pewien co to takiego, dlatego spokojnym i wyważonym krokiem, nadal bacznie obserwując otoczenie ruszył w jej kierunku. Co prawda przedmiot generalnie nie leżał w najlepszym otoczeniu. Ewidentna treść żołądkowa rozmazana była na całym kawałku drewnianego podestu, po którym stąpał. Wolną ręką zakrył nos, ponieważ odór w tym miejscu był nie do zniesienia. Zaczynało go już nawet kręcić w brzuchu, który ewidentnie zareagował na mocny zapach. Pochwycił drugą z rąk bransoletkę delikatnie przepłukując ja w wodzie z mokradeł, po któą wystarczyło się jedynie schylić. Nie chcąc jednak nadszarpywać cierpliwości całego organizmu od razu się wycofał do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą się znajdował.
Jego myśli teraz zaczęły ponownie krążyć w okolicach niespotykanego do tąd dźwięku. Nie było w takim razie tutaj bezpiecznie, a skoro podejrzane stworzenia krążyły wokół nich było tylko jedno możliwe rozwiązanie - należało się ulotnić. - Sophie... Myślę, że jednak. Powinniśmy zmienić miejsce. - Po czym wydał z siebie dość zaniepokojony jęk. - Po prostu... Coś mi tutaj nie gra.
Nie ukrywał, że nie chce spędzać już tutaj więcej czasu. Nie wiedział czy jakkolwiek zyska to aprobatę dziewczyny, bo gdyby nie poszła z nim to zostawiłby ja kompletnie na lodzie, a nie lubił stawiać takich ultimatów. Wydawało mu się jednak, że i ślizgonka jest tym zdenerwowana, dlatego spokojnie skierował swoje kroki w kierunku zejścia z podestu. W innym miejscu może będą mieli więcej szczęścia.
Czytając kolejne opisy magicznych stworzeniach coraz bardziej nie mam pojęcia co właściwie mamy znaleźć. Szczerze mówiąc, trochę mam nadzieję, że ostatecznie znajdziemy leżące sobie na pomoście piórko, które wystarczy i nie trzeba będzie jakoś bardziej się angażować, czy też urządzać polowania. Uśmiecham się pod nosem, kiedy Cassian żartuje. Nie, nie jestem osobą, którą by coś takiego zdenerwowało, nawet wręcz przeciwnie, dzięki temu trochę bardziej wydawało mi się, że tutaj nie umrzemy. - Ja postanowiłam się nie zakochiwać - odpowiadam na jakiego pytanie, niespecjalnie przejmując się tym, że brzmi na zdecydowanie zmieszanego (nie wiem jak wygląda, bo nie patrzę - zbytnio jestem zainteresowana czytaniem a czasem nawet patrzeniem pod nogi, czy aby nie schodzę z kładki). - Przynajmniej na razie - dodaję z dużą pewnością siebie. Tak naprawdę również nie lubię rozmawiać o emocjach - a przynajmniej nie o swoich i o tych najprawdziwszych. Przeważnie pytania na ten temat zbywam albo ewentualnie, już zagoniona w kozi róg, kiedy nie mogę wykręcić się od odpowiedzi - reaguję aż nazbyt emocjonalnie. Nie udaje nam się kontynuować jakże ciekawej pogawędki, bo zaczyna dziać się mnóstwo dziwnych rzeczy. Najpierw przed nami rozbrzmiewa dziwny hałas a kiedy się na nim skupiam nie zauważam, że również z tyłu coś się dzieje. Dopiero kątem oka widzę tam jakiś ruch i po odwróceniu okazuje się, że właśnie przerośnięty aligator przygotowuje się do zjedzenia nas. Ponieważ Cassian już zajmuje się tym, co wywołało hałas gdzieś przed nami, ja próbuję stawić czoła aligatorowi. Co prawda nie mam pojęcia czy jestem w stanie zrobić to z powodzeniem... ale kto by myślał o takich rzeczach, kiedy w ciele zaczyna szumieć adrenalina? Na pewno nie ja. Rzucam kilka zaklęć unieruchamiających ale widać na takie bestie przez ich grubą skórę coś gorzej działają, dopiero kilka czarów odpychających sprawia, że aligator wpada do wody i być może stwierdza, że jestem zbyt ciężkim przeciwnikiem, bo już się nie pojawia. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie zamierzam na niego czekać. Odgarniam włosy z czoła, które w trakcie tej walki poprzylepiały się mi się do skóry. - Racja - mówię do gryfona, ciągle trochę sapiąc z tych emocji. Też wydaje mi się, że lepiej jak sobie stąd pójdziemy, kto wie czy aligator nie przygotowuje się, żeby zaraz zaatakować ze zdwojoną siłą. - Jestem pewna, że znajdziemy lepsze miejsce. I idziemy w jakieś inne miejsce na mokradłach.