Dużo miejsca, spora odległość od lasu i wyjątkowo krótka trawa - to sprawia, że jest to świetnie miejsce nie tylko do spędzania czasu wolnego (na przykład na kocu), ale też do małych pojedynków na zaklęcia czy ćwiczenia latania na miotle.
Impreza księżycowa:
Księżycowe zakończenie
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
Ilość pkt z Zaklęć: 22 + 2 = 24 pkt Para: Obojętne.
Zaklęcia z zakresu OPCM. Większość osób bała się tak naprawdę profesor Cortez ze względu na ciemność rodziny, którą to reprezentowała, on natomiast... był tą mrocznością zaintrygowany. Zainteresowany; doskonale pamiętał rozmowę z kobietą na temat nie tylko magii, lecz także trochę o sztukach zakazanych, a także oklumencji. Temat ten niezwykle go zaintrygował, a obecnie znajdował się na ostatniej prostej, by zdobyć umiejętność na własną rękę. Bez wsparcia z zewnątrz. Bez żadnej pomocy. Mógł być z siebie naprawdę dumny, bo od kiedy zaczął bardziej na poważnie brać temat nauki zaklęć niewerbalnych i ogólnie tych bardziej zaawansowanych, szło mu znacznie lepiej niż przed wakacjami. Jego potencjał magiczny w ciągu kilkunastu tygodni rozwinął się całkiem nieźle, z czego był sam nawet zadowolony, zważywszy uwagę na postęp, jaki robił. Co prawda okupowany licznymi utratami, niemniej jednak pod materiałem ciemnych spodni, bluzy i kurtki moro niczego tak naprawdę nie było widać. Tylko nieliczni wiedzieli o tejże stracie, ale niespecjalnie się nią już przejmował. Im tajemnica przeszła bardziej w podświadomość jako coś normalnego, otwartego, tym mniej zaczął się wstydzić. Akceptacja samego siebie pod tym względem to jedyna możliwa opcja. Prawidłowa. Na oczach miał okulary, na które to zastosował zaklęcie odpychające - a przynajmniej na soczewki, które to mogły z łatwością stawać się zamglone i zabrudzone poprzez kropelki wody padające od czasu do czasu na ich przezroczystą powierzchnię. Nie martwił się taką pogodą; nie przeszkadzała mu, kiedy to zastosował się do poleceń nauczycielki, przychodząc na lekcję wyspany, z czystym, skupionym umysłem. Akurat pod tym względem nie miał żadnych problemów; szło mu to wszystko gładko i całkiem nieźle - a, jak się okazało, był pierwszym, który się pojawił na zajęciach. Czyżby strach przewijał się przez ludzkie dusze i tym samym zniechęcał do udziału w lekcjach OPCM? A może tylko się mylił? Stał bez problemu i czekał na rozwój zdarzeń, wystosowując na dzierżonym przez siebie obszarze Aexteriorem.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
No i zaklęcia i machanie magicznym patyczkiem wróciły pełną parą. Najpierw lekcja z Papą Kruczkiem, a teraz z Profesor Cortez, której bogin zrobił jej ostatnio budyń z mózgu i przez kilka dni musiała się zbierać do kupy. W każdym razie OPCM była jednym z tych ciekawszych przedmiotów, a do tego zajęcia miały odbyć się na zewnątrz, co Julka odebrała jako plus pomimo niepogody. Ubrała się ciepło – narzuciła na siebie kurtkę przeciwdeszczową, na głowę założyła beanie, a na wiecznie zmarznięte dłonie wsunęła rękawiczki. Na lekcję nie szła sama, a w towarzystwie Arli, spadkobierczyni fortuny Forbesów i jednej z najbardziej zakręconych i pozytywnych duszyczek, jakie kiedykolwiek poznała.
- Może mały zakład? – zaproponowała. – Jeżeli będą dziś pojedynki i z tobą wygram, stawiam ci kremowe piwo do końca miesiąca. A jeżeli wygram ja… do końca miesiąca przychodzisz na wszystkie treningi i lekcje w koszulce Harpii. Co Pani na to, Pani Rzeźnik? – trąciła ją łokciem pod bok, rzucając jej wyzywające spojrzenie. Największa psychofanka Wędrowców w zielono-złotych barwach? To będzie piękny widok!
Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pon Lis 02 2020, 18:40, w całości zmieniany 1 raz
Spięła włosy w kitkę, oblała się wodą kolońską, narzuciła na siebie najcieplejszą z kolekcji niebieskawych, kruczych bluz i tak oprzyrządzona szła z Brooksiarą na kolejne zajęcia z zaklęć. Dzisiaj Merlin zesłał im w planie OPCM, a to mogło zwiastować naprawdę ciekawe uroki. Arla była co prawda trochę zaspana, bo poprzedniego wieczora do późna przypominała sobie niektóre rozdziały z Obrony przed ciemnymi mocami, poziomu zaawansowanego, ale podekscytowanie i dobra energia, które zawsze udzielały się jej w pobliżu Brooks rekompensowały krótki, czterogodzinny sen. - Właściwie, to spoko, bo ostatnio zgubiłam gdzieś bluzę Wędrowców i w ogóle jakoś tak, no nie wiem, zawiodłam się strasznie ich politycznymi deklaracjami podczas ostatniego meczu. Może to pora na zmianę barw? - Pozwoliła pytaniu zawisnąć w powietrzu, kiedy przypomniała sobie, jak kapitan dotychczasowej ulubionej drużyny Armstrong zdecydowanie wypowiedział się przeciwko partii promugolskiej. - W każdym razie, niech ci będzie, ja wygrywam, piwo do grudnia, ty wygrywasz, zostaję oficjalną szefową fanklubu Harpii. - Uścisnęła Julkową dłoń, niby przypadkiem miażdżąc ją nieco za mocno palcami. Puściła dopiero, kiedy dotarły na polanę. Przysiadła na ziemi, nie przejmując się wcale chłodem i wilgocią i zaczęła bawić się różdżką, obracając ją w palcach. Oparła głowę na ramieniu Brooks. - Masz na później jakieś plany? Może wbijemy do mnie? W sensie, wiesz, chciałabyś... Emm. - Zawiesiła się trochę, długo myśląc nad słowami. - Wbić do mnie na chatę? Mam fajny schowek z wódą w bibliotece. - Domyśliła się, że wspólna nauka połączona z libacją przekona Brooks. Wiedziała to, bo sama dałaby się namówić. Pod tym względem były bardzo do siebie podobne.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jego obecność na zajęciach profesor Cortez nie była dziś oczywista. Poprzedniego dnia trochę zbyt długo patrzył w oczy pluszakowi, którego dostał od Brooks i spał jak zabity. Niemrawo otworzył dziś oczy i kompletnie nie miał ochoty ruszać się z wygodnego materaca szczególnie, gdy zorientował się, że przespał śniadanie w Wielkiej Sali. W końcu jednak z wielką niechęcią podniósł swoje cztery litery i przyszykował się do opuszczenia zamku. Po drodze zahaczył o kuchnię, gdzie porwał skrzatom kilka tostów, by zjeść je po drodze. Gdy wyszedł na błonia, szczelniej opatulił się kurtką. Kolejna walnięta, która w taką pogodę kazała wychodzić im z zamku i o tyle, o ile na swoje ostatnie w tym roku zajęcia z kółka przyszedł w dobrym nastroju, tak co do lekcji Cortez miał mieszane uczucia. OPCM było bardzo przydatne, a po ich ostatnich perypetiach, Max chciał wiedzieć jak najwięcej o obronie przed czarną magią, jednak w głowie nadal miał spotkanie z boginem, o które częściowo obwiniał kobietę. W końcu to ona powinna lepiej pilnować tych stworów, prawda? Pokręcił głową, odganiając od siebie te wszystkie myśli i żałując, że nie może się przed zajęciami naćpać cudownymi oczyma lunaballi. W końcu dotarł na miejsce spotkania i schował się pod jednym z drzew, by chociaż trochę uchronić się przed lejącym z nieba deszczem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
- Ej, potrzebuję tych palców do trzymania miotły, Armstrong. - Zgromiła przyjaciółkę wzrokiem, gdy ta ścisnęła jej palce jak w szkockim imadle, ale ciężko było jej zachować powagę i już po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Kiedy Arla wspomniała o kapitan drużyny Wędrowców, pokiwała głową ze zrozumieniem. Sama uważała quidditch za świętość, której nie powinno się brukać polityką. Sport powinien być sportem, nie platformą dla poglądów, a sytuacja w kraju sprawiała, że konflikty czaiły się na każdym kroku, również na szkolnych korytarzach, zapełnionych ulotkami każdej ze stron politycznego konfliktu.
- Pamiętaj, Arli. Kibicujesz klubowi, nie jakimś idiotom, którzy latają w tym klubie na miotle. Powinnaś zawsze trzymać kciuki za „Wędrowców”, co nie zmienia faktu, że bardzo bym chciała zobaczyć cię w zielonej bluzie. Mogę ci jedną przynieść, jak chcesz. Zielony bardziej pasuje ci do oczu.
Czekając na przybycie Cortez, usiadły na ziemi, osuszonej oczywiście na ziemi, a Szkotka, jak to miała w zwyczaju, oparła głowę na jej kościstym ramieniu. Ostatni raz, gdy siedziały w takiej pozycji, pewien chochlik skończył w petem w dupie, dlatego przezornie rozejrzała się po niebie, w poszukiwaniu stworków. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Gdy Szkotka zaproponowała jej wizytę u siebie, uśmiechnęła się szeroko i nawet lekko się wzruszyła, wychwytując niepewność w głosie tak pewnej zazwyczaj osóbki.
- Bardzo chętnie. Tylko będziesz musiała mi dać jakąś mapę, żebym się w tym zamku nie zgubiła. I choć wódka z blibioteczki brzmi intrygująco, to niestety w tym miesiącu nie piję. Muszę więcej trenować, bo dostałyśmy w baty w lidze, a picie nie do końca idzie w parze z lataniem. Pomyślę za to nad „alternatywą” – puściła jej werbalne oczko – i może wezmę miotłę, co? Chętnie zobaczę twój pałac z góry.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kuferek: 61pkt Para: A pani, kogo pani przydzielisz.
OPCM z pewnością należał do jednego z jej ulubionych przedmiotów. I niejednokrotnie jej się przydały nauczane na nim zaklęcia w praktyce. Choć może lepiej, by do tego nie dochodziło. No, ale niestety stało się już tak, a nie inaczej. Na miejscu zbiórki znalazła się jak zwykle przed czasem. Rozejrzała się jedynie po znajdujących się w pobliżu innych uczniach i przystanęła gdzieś z boku, nie chcąc zbytnio angażować się we wszystkie rozmowy i tym podobne, w których i tak z wiadomych przyczyn nie mogła wziąć udziału. I o ile chwilowo jej to nie przeszkadzało tak jednak na dłuższą metę było niezwykle uciążliwe. Miała tylko nadzieję, że Cortez się wkrótce pojawi i będą mogli zacząć zajęcia.
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Kuferek: mocarne 8 Para: brak preferencji, raczej z każdym da radę się dogadać.
W ostatnim czasie dosyć mocno przekonała się odnośnie tego, jak ważnym przedmiotem były zaklęcia oraz obrona przed czarną magią. Postanowiła więc, że będzie w nich solennie uczestniczyć, aby poprawić swoją wiedzę. Skoro zamierzała dokładniej bawić się z bardziej zakazanymi formami rzucania czarów, to i te podstawowe powinna dokładnie przyswoić. Kiedy więc profesor Cortez ogłosiła, że odbędą się zajęcia, pod jej przewodnictwem, wiedziała, że musi się na nich pojawić. Brała pod uwagę, że na dworze od dawna nie było już tak ciepło, jak za czasów letnich, słonecznych dni. Założyła więc czarne rurki, ciężkie, glanopodobne obuwie i skórzaną kurtkę, pod którą miała gruby sweter. Odpowiednio ubrana udała się na błonia, rozpoznając dookoła już kilku uczniów. Nie wchodziła jednak z nimi w jakieś większe dyskusje, wolała skupić się na jak najdłuższym utrzymywaniu odpowiedniej temperatury ciała. A w tym celu trzymając różdżkę w dłoni, rzucała na samą siebie zaklęcie calefieri. Czuła, jak rozkoszne ciepełko rozchodzi się po całym jej ciele, poprawiając samopoczucie. Nawet deszcz nie był jej obecnie straszny, bo nie był w stanie przebić się przez rzucone na samą siebie zaklęcie. Zamierzała w taki sposób stać i czekać do momentu przybycia nauczycielki, bez względu na to, co kto mógł sobie pomyśleć.
/Jak ktoś chętny, to zapraszam do rozmowy.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Czas przyswoić jakieś przydatne praktyczne umiejętności. Może i w dziedzinie zaklęć powoli stawała się coraz lepsza jeśli chodziło o zaklęcia użytkowe, ale jeśli przychodziło do defensywnych czy ofensywnych to aż tak kolorowo nie było. Choć przez walkę z chochlikami w zamku nabrała pewnej wprawy w niektórych. Przynajmniej tyle dobrego wynikło z tej całej sytuacji. Rozejrzała się uważnie po błoniach, przyglądając się temu kto właściwie postanowił zawitać na zajęciach. W końcu jeśli miało się pojawić jakieś ćwiczenie w parach to wolałaby zdawać sobie sprawę z tego do kogo mogłaby się zwrócić jeśli sami będą się dobierać w dwuosobowe zespoły. No i... wolała mieć oko na niektórych uczniów.
Czy ktoś ostatnio mu coś mówił o wysypianiu się i o powrocie do żywych, gdzie istnieje świat bez zarywania nocek i bez życia tylko i wyłącznie dla szkolnych zajęć i pracy? Właśnie to robił. A przynajmniej starał się bardzo. Poszedł na bal halloweenowy? Poszedł. Wyrwał się z Solbergiem do Hogs popływać? Zaprosił Alinę na randkę? Czego chcieć więcej? Może więc teraz z czystym sumieniem popylać na zajęcia. A było tego ostatnio multum. Ale nie chodził na wszystkie, bo zabrakłoby mu doby. Coś za coś. Choć OPCM jest ważnym przedmiotem, więc tego nie mógł darować. Ubrany w ciepłą bluzę i grubą kurtkę, zarzucił kaptur na głowę i ruszył na błonia, gdzie miały zacząć się zajęcia. Nie wiedzieć czemu Cortez wybrała właśnie lekcje na zewnątrz, kiedy robiło się coraz zimniej i zęby same szczekały, kiedy dłużej siedziało się na świeżym powietrzu. A tego dnia do tego padał drobny deszcz, więc w ogóle nie widział sensu, ale jak mus to mus. Wsunął więc ręce do kieszeni, kiedy przechodził przez dziedziniec i kilka minut później dotarł na miejsce. Akurat kiedy rozglądał się za znajomymi twarzami, dostrzegł @Maximilian Felix Solberg, który przystanął pod jednym z drzew. - Dobra miejscówa, stary. Pozwól, że skorzystam z Twojego patentu. - przywitał go tymi słowami, pojawiając się obok niego - Ale dzień na lekcje w plenerze nam się udał. Prawie tak jak ostatnio na lab-medzie w Hogsmeade. - dodał, wspominając ostatnie spotkanie kółka, które zorganizował Lowell. Ale tam przynajmniej ganiali po lesie, a tu było praktycznie łyse pole...
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
KUFEREK 1pkt zaniżam z całej grupy PARAkto kol wiek
Rudzielec ubrany na czarno lubił ten kolor. Szczególnie w dniach, kiedy humor najzwyczajniej chłopakowi nie dopisywał biegł jak oszalał. Może w sumie to dobrze, że zerknął w plan zajęć bo dalej był by przekonany o tym, że nie ma żadnych lekcji już..a tutaj takie zdziwienie, Obrona. Tak też chciał czy nie zebrał rzeczy z dormitorium wpakował wszystko do plecaka i po prostu poleciał prosto na polane. Jak się okazało Puchon wcale nie był ani ostatni ani pierwszy. -Cześć wszystkim Wiktor nie czekając długo stanął obok @Lara Burke W sumie może i nawet dobrze, że nie było dużo ludzi bo mógl sobie spokojnie miejsce wybrać.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Zajęcia w plenerze zawsze bardziej go zachęcały. Wolał wymarznąć i przemoknąć do suchej nitki, niźli wynudzić się w tych ponurych murach starego zamczyska. Zarzucił na siebie ciepły sweter (bo przecież trzeba korzystać z tej sposobności, póki sezon jesienno-zimowy się rozkręca), schował różdżkę w wewnętrzną kieszeń płaszcza, zarzucił go na ramię i... ruszył schodami w dół. W Sali Wejściowej odział się we wspomniany płaszcz i wyszedł, kierując się na błonia. Łąka o tej porze roku wydawała się nienaturalnie wyludniona. Brakowało widoku tych wszystkich czarodziejów i czarownic, którzy pomiędzy zajęciami siedzieliby na kocach lub bezpośrednio na trawie. Aż zatęsknił za wiosną! Szczęśliwie szybko odnalazł grupkę ludzi, którzy gromadzili się już na lekcję Obrony Przed Czarną Magią. I nie był ostatni! Szok... Pierwszą osobą, na którą zwrócił uwagę, była... @Lara Burke. Mijali się przecież w zamku, w Pokoju Wspólnym lub na zajęciach, ale... jakoś nie rozmawiali. Czy była pomiędzy nimi niezręczność po rozmowie w opuszczonym wesołym miasteczku? Czy... wręcz przeciwnie? Uśmiechnął się lekko, kierując się w jej stronę i finalnie przystając nieopodal. Nie zauważył młodego Puchona, dziewczyna pochłaniała całą jego uwagę. - Dzień dobry, moja partnerko w zbrodni. A potem dostrzegł chłopca z Hufflepuffu, któremu skinął uprzejmie głową na powitanie. Umilkł, wyciągnął różdżkę z kieszeni płaszcza i... zaczął obracać ją w palcach. Z nudów. Albo... żeby zająć czymś ręce. I nie myśleć za wiele.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Pierwsza informacja o tym, że zajęcia z Obrony przed Czarną Magią odbędą się w terenie wywołała na jego twarzy dość silna konsternacje. Niemniej jednak w żadnym wypadku nie zamierzał podważać metod nauczania profesor Cortez. Czuł względem niej ogromny szacunek, a co za tym idzie i respekt. Nie chciał za żądne skarby jej podpaść, a że wiedział, jak kończy się u niej spóźnianie - w wyznaczonym miejscu był już dwadzieścia minut przed czasem. Nie zamierzał ryzykować nawet jednego punktu do straty.
Ubrał się dość ciepło biorąc pod uwagę panującą wokół nich aurę, przeziębienie chyba byłoby jedynym czego obecnie mogło mu brakować, dlatego też nie zamierzał go ryzykować. Jednocześnie uważnie rozglądał się wokół siebie pragnąć zauważyć jakiekolwiek znaki, które mogłyby zwiastować co właściwie będzie tematem dzisiejszych zajęć. OPCM od kiedy pamiętał był przedmiotem, który potrafił zmrozić krew w żyłach i sprawić, że momentalnie chciało się zweryfikować swoją wiedzę. Liczył jednak skrycie w duchu, że nic podobnego się tym razem nie stanie, a temat będzie dość... Przystępny.
Rozglądał się również za bliżej znanymi mu twarzami, które raz po raz pojawiały się wokół niego. Tym których kojarzył, posyłał przyjazne spojrzenie i skinięcie głową. Sam przed sobą nie chcąc się przyznać, że szuka tej jednej, konkretnej osoby...
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
KUFEREK: mocarne 8 PARA: Jak to nie problem, to ja chcę jednak @Bruno O. Tarly
Ludzi powoli przybywało na zajęcia. Jedni byli Larze bardziej znanymi personami, inni trochę mniej. Nie przejmowała się tym jednak, bo zbyt zajęta była utrzymywaniem odpowiedniej temperatury swojego ciała poprzez rzucane zaklęcie. Uśmiechnęła się w kierunku @Wiktor Krawczyk kiedy ten pojawił się obok i kulturalnie przywitał ze wszystkimi obecnymi. Skupiona jednak na swoich własnych głębokich rozważaniach na tematy kompletnie egzystencjalne, nie zwróciła uwagi na cokolwiek. Dopiero, kiedy usłyszała dosyć charakterystyczny głos, odwróciła się w jego kierunku. Nic nie mogła poradzić na to, że na jej twarzy dosyć szybko zawitał szeroki uśmiech z tego powodu. - Bruno! - przywitała się dosyć entuzjastycznie, pomimo panującej wokół atmosfery, która nie mogła zwiastować niczego dobrego. Od razu uściskała chłopaka bardzo zadowolona ze spotkania.- Gdzie byłeś, jak potrzebowałam ostatnio jeszcze raz te same zbrodnie popełniać? - zmarszczyła brwi, chociaż na jej ustach wciąż błąkał się uśmiech. Doskonale wiedziała, że on od razu załapie, do czego konkretnie piła, a cała reszta nie, więc kompletnie jej to odpowiadało. Mimo wszystko nie zamierzała tak wprost chwalić się swoimi niezbyt odpowiednimi dokonaniami z wyjazdu w Luizjanie. W sumie, gdyby tak nad tym pomyśleć, to znacznej większości swoich odbytych w tym miejscu historii, nie powinna nikomu opowiadać. - Co, czyżbyś też zamierzał uczyć się czegoś od profesor Cortez? - zagaiła dopiero po chwili dostrzegając, że chłopak pewnie za niedługo będzie marznął. Od razu wzięła go pod rękę. -Chodź, może da się rozszerzyć to zaklęcie - powiedziała, przytulając się delikatnie do jego boku i celując różdżką również w jego ciało. Poczuła, że ciepło, które dotychczas do niej docierało zmniejszyło się, jednak wciąż było odczuwalne. Czyli oznaczało to, że teraz nie tylko ona korzystała ze swoich umiejętności. No, przynajmniej nie będzie go miała na sumieniu, jak przez nią będzie chory, bo przemarznie.
Ignis C. Hodel
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.74 m
C. szczególne : powolne flegmatyczne ruchy, blada skóra, puste spojrzenie
Wzdryga się, kiedy wychodzi na dziedziniec i kieruje się na błonia. Już świat dawno nie widział bezchmurnego nieba. Nie lubi zimna, tuli się w sobie, jakby czarna kurtka mogła uchronić ją przed chłodnym wiatrem. Kilka kropel deszczu może mała mżawka ozdobiła ciemnobrązowe włosy, rozpuszczone i lekko poruszane przez powietrze. Chowa się bardziej w sobie, patrząc jedynie pod nogi. Obserwuje, jak jej stopy, ubrane w czarne sneakersy, stawiają powolne kroki w stronę polany. Zapadają się co jakiś czas w grząskim gruncie, ale tylko trochę. Dociera do miejsca, gdzie mają odbyć się zajęcia prowadzone przez profesor Cortez z Obrony przed Czarną Magią. Nim postanawia się rozejrzeć, przygląda się jeszcze chwile swoim butą. Unosi wzrok, rozgląda się po twarzach zebranych i wypatruje @Yuuko Kanoe. Ma śliczne długie czarne włosy. Jest puchonką. Trochę niska i jej uroda azjatycka. Wszyscy ją znają. Ignis na pewno wie, że to pani prefekta Hufflepuffu. Idzie wprost w jej stronę. Staje obok dziewczyny. Nic się nie dzieje. Po chwili szturcha ją ramieniem. - Oj, bardzo przepraszam. - Mówi szczerze, widocznie perfidnie zaplanowała to. Nie patrzy na Kanoe. Jej wzrok tępo skierowany jest w dal. Piwne oczy nawet nie drgną.
Cóż, można spokojnie powiedzieć, że nie spodziewała się zajęć z obrony na świeżym powietrzu, nie kojarzyły jej się za mocno z czymś podobnym, chyba że brać pod uwagę prawdziwy pojedynek, od którego z całą pewnością by nie uciekła. Dla pewności założyła nieco cieplejszy płaszcz, który nie krępował jej ruchów, upewniła się, że ma przy sobie różdżkę i ruszyła pewnym krokiem na miejsce spotkania, by pozdrowić wszystkich zebranych i uśmiechnąć się do nich nieznacznie, po czym stanęła gdzieś z boku, nie chcąc ingerować w cudze rozmowy. Była nieco zmęczona, zapewne przez nadmiar obowiązków, jaki ciążył na jej barkach, nic zatem dziwnego, że nie pchała się nigdzie w większą socjalizację, chociaż widziała doskonale zebranych Krukonów, co zawsze ją bardzo cieszyło, bo dzięki temu była w stanie spokojnie stwierdzić, że nie obijają się i pracują nie tylko nad własną wiedzą, ale również nad sukcesem całego domu, to zaś było dla niej niesamowicie istotne, musiała przyznać, że bardzo liczyła na to, iż tym razem uda się im wygrać. Świetnie szło jednak Puchonom i nie była pewna, czy zdołają ich wyprzedzić, nie zamierzała jednak zostawać gdzieś w tyle, tak więc ambitnie starała się robić wszystko, by zwyciężyć.
Nie miał za bardzo ochoty tego dnia wstawać z łóżka. Tego dnia i każdego innego też. Jednak, zbliżała się powoli dwunasta. Tak, leżał jeszcze w pościeli, pół godziny przed tym jak miało wybić południe. Uwielbiał spać. I choć często właśnie przez zbyt dużą dawkę snu był jeszcze bardziej przemęczony, nie obchodziło go to. Dla niego był to rytuał, którego nie mógł odebrać mu nikt. I nie przemawiały do niego argumenty, że mógłby zrobić milion rzeczy w tym czasie, kiedy marnuje go pod ciepłą pierzynką. Cóż, nadrabia ilością obowiązków w ciągu reszty dnia. Ale zwlekł się z łóżka, kiedy zegar wskazywał dwadzieścia dwie minuty do rozpoczęcia zajęć z OPCM. Dobra, nie jest źle. Szybki prysznic, wdzianko i minuta dwie, będzie na polanie. Zajęło mu to oczywiście trochę więcej niż "minuta dwie", ale koniec końców pojawił się na miejscu prawie idealnie z dźwiękiem wielkiego, starego zegara na wieży, który obwieszczał wybicie dwunastej. Niech ta lekcja się już zacznie, przecież jest tyle ciekawy tematów do obgadania... Gdzie ta Cortez? Chyba się nie spóźni! To przecież oznaka złego wychowania...
OPCM mieści się gdzieś w czołówce moich ulubionych zajęć, może nie zaraz na podium, ale powiedzmy, że w pierwszej piątce, zajęcia odbywają się w południe a nie o jakiejś chorej godzinie przed wschodem słońca, więc czy mogą być jakiekolwiek wymówki, żeby na nią nie przyjść? Ano akurat tego dnia nie mam, nawet udaje mi się wyjść z dormitorium (już nie tego krukońskiego tylko mojego własnego, więc jest mniej schodów do przejścia) i pójść na błonia. Co prawda już jest te parę minut po wyznaczonej godzinie, ale nauczycielki jakimś cudem nie ma, więc udaje mi się nie spóźnić. Ewentualnie jest animagiem i siedzi zamieniona w kruka na jednej z gałęzi. Nie przejmuję się jednak spóźnieniem, szczególnie, że nawet gdyby Cortez już tu była, to pamiętając jaka była miła pewnego dnia na błoniach bardzo wierzę, że jednak nie odjęłaby wielu punktów Slytherinowi. Może co najwyżej z pięć - symbolicznie. Ubieram się dosyć ciepło, akurat na taką pogodę. Wymyślam też sprytnie, ze rzucę na swój płaszcz zaklęcie Impervius, dzięki czemu jest zupełnie nieprzemakalny, więc kiedy zarzucam kaptur na głowę to żaden deszcz mi niestraszny. Staję sobie obok reszty ślizgonów, słuchając o czym gadają.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Zajęcia w terenie zawsze wydawały się o niebo atrakcyjniejsze niż te odbywające się wewnątrz murów zamczyska i to nawet jeśli pogoda niespecjalnie zachęcała do ich opuszczania. Tak jak chociażby dzisiaj – mokro, zimno i generalnie paskudnie. Były to jednak zdecydowanie zbyt trywialne powody, żeby miał sobie odpuszczać lekcję obrony przed czarną magią, zwłaszcza, że był to jeden z tych przedmiotów, na które uczęszczał z własnej i absolutnie niczym nieprzymuszonej woli, bo go zwyczajnie interesowały poruszane na nim zagadnienia. A fakt, że te konkretne miały się odbywać dla odmiany na zewnątrz stanowił – przynajmniej dla niego – jeszcze większą zachętę, bo zapowiadało to coś naprawdę nietuzinkowego. Przeczuwał, że może być spóźniony, bo do Hogsmeade teleportował się będąc już dość mocno na styk, a stamtąd miał przecież jeszcze kawałek na szkolne błonia. Nie biegł wprawdzie, ale dość żwawym krokiem ruszył ku miejscu, gdzie miały się odbyć zajęcia, dłonią przez całą drogę przytrzymując kaptur swojej kurtki, żeby mu nie spadł, bo oczywiście zadbał o ubiór adekwatny do panujących warunków atmosferycznych. Szybki rzut oka na polanę wystarczył, żeby stwierdzić, że profesor Cortez jeszcze nie ma na miejscu, więc może jednak wcale nie był po czasie. Albo to sama nauczycielka była spóźniona. No nieważne w sumie. Rudzielec spokojnie zbliżył się do grupki Ślizgonów, w których stronę wykonał krótki salut na powitanie, by następnie przystanąć gdzieś w pobliżu z rękoma skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Większą część drogi biegłam jak na złamanie karku. Kompletnie nie wyobrażałam sobie, żeby iść na zajęcia z obrony przed czarną magią i w zasadzie do tej pory nie jestem w stanie wyjaśnić co zawyrokowało, że ostatecznie podjęłam taką a nie inną decyzję. Jednak byłam. Znaczy się, biegłam na te zasrane zajęcia. Czarne kalosze za każdym razem wydawały obrzydliwe cmoknięcie w zetknięciu z namoczonym gruntem. Rodzaj obuwia to była chyba jedyna dobra moja decyzja tego dnia. Kurtka przemokła niedługo po przekroczeniu zamkowych wrót. Sweter pod nią był zdecydowanie za cienki. Chyba jednak powinnam sobie darować te zajęcia, ale przecież moja wrodzona ambicja mi na to nie pozwalała. W końcu dostrzegłam w oddali grupkę ludzi, którzy czekali na coś. Co oznaczało, że nauczycielka chyba jeszcze się nie zjawiła. Pośród tłumu ludzi wyhaczyłam jedną, bardziej sobie znaną twarz, co automatycznie przywołało szerszy uśmiech na moich ustach. -Hunt, imbecylu! Nie mogłeś mnie obudzić?! - krzyknęłam w jego stronę ze znacznej odległości. Wyhamowanie w takim obuwiu nie było wcale łatwym zadaniu, więc pięknym wślizgiem zatrzymałam się na jego osobie. Gdyby nie to, że w ostatnim momencie złapałam jego ramię, prawdopodobnie moje pośladki poznałyby się w bardzo bolesny sposób z murawą. Ale chłopak był dzielny. I przede wszystkim większy. Miał siłę, żeby utrzymać na nogach siebie i moją mizerną sylwetkę. Kiedy w końcu stanęłam na własnych nogach, ponownie wyszczerzyłam się w jego stronę. Z torby przewieszonej przez ramię wyjęłam standardowe dla mnie pióro i pergamin z nadzieją na wyłapanie jakichś ciekawych kąsków, odpowiednich do opisania na wizzbooku. -Przewidujesz jakąś dramę? - szepnęłam konspiracyjnie w jego stronę, zerkając kątem na jego twarz. Nie, to chyba nie ten rodzaj zajęć, żeby doszło do jakiejś bójki czy czegoś...
Kuferek: 5pkt Para: niech będzie kałamarnica Roberta @Robin Doppler
Nikt nie lubił się spóźniać, on też. Jednak co miał poradzić na to, że uwielbiał spać do południa? Tym bardziej, kiedy z rana nie miał żadnych zajęć, po co miałby się zmuszać do opuszczenia łóżka wcześniej niż pół godziny przed pierwszą lekcją. Przecież nikomu tym krzywdy nie robił. A to, że czasami spóźni się kilka minut - przecież każdemu się może zdarzyć, prawda? Ale tym razem był punkt dwunasta na polanie i był z siebie dumny, bo mógł w duchu wypominać niepunktualność komuś innemu. Kolejny raz spojrzał w stronę zamku, skąd mogła nadejść nauczycielka, jednak zamiast ciemnowłosej czarownicy w oddali zobaczył Ślizgonkę, która już z daleka krzyczała coś do niego. Wywrócił oczami i uśmiechnął się pod nosem, nie mogąc wręcz doczekać się, aż Robin do niego dołączy. I to zrobiła kilka chwil później; w pięknym stylu podjechała na śliskim trawniku, zmieszanym z mokrą ziemią i wylądowała wprost na nim, wieszając się w ostatnim momencie na jego ramieniu, aby nie zaliczyć spektakularnego finiszu na zadku. Odruchowo podtrzymał sierotę, bo przecież jeszcze się kaleka zabije na jego oczach i będzie ją miał na sumieniu. - Chyba zapomniałaś wziąć ze sobą łyżew - rzucił, zaraz po tym jak się wyprostowała, aby zacząć grzebać w torbie, w poszukiwaniu niezbędnika młodej reporterki - A co do budzenia: wybacz, następnym razem wrzucę Ci łajnobombę do dorma przez dziurkę od klucza - dodał, w odpowiedzi na jej wcześniejsze wrzaski, po czym uśmiechnął się łobuzersko, świecąc ząbkami. Uniósł nieco prawą brew, zerkając na nią z ukosa, kiedy spytała o dramę. - Przewiduje sensację roku - Doppler przyklejoną tyłkiem do mokrego trawnika. Umiesz w ogóle chodzić w tych butach, tak żeby Twoje uzębienie było bezpieczne? - dopytywał się ze śmiertelną powagą, chcąc nieco dogryźć koleżance.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Ignacy wiedział, że prawdopodobnie nie uda mu się dotrzeć na czas na zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Było to spowodowane przede wszystkim tym, że miał już wcześniej parę zajęć, a przejście praktycznie całego zamku nawet z użyciem skrótów nie gwarantowało mu tego, że uda mu się zjawić na lekcji przed czasem. Musiałby się zdarzyć prawdziwy cud, aby dotarł do celu o odpowiedniej porze. Gdy dostrzegł na horyzoncie całą grupę uczniów, którzy najwidoczniej już zaczynali zajęcia, zaczął już w głowie układać swoje usprawiedliwienie, co do opóźnień. Czy mógł zrzucić odpowiedzialność na innych nauczycieli? A może na zapchane korytarze, przez które nie dało się przejść, nie klucząc wśród innych ludzi, jakby to była jakaś lekcja gimnastyki? Zawsze mógł też schować się gdzieś na tyle i udawać, że był tam od samego początku, tylko nie rzucał się w oczy. Tak, to by mogło przejść... Szczęście najwidoczniej mu tego dnia sprzyjało, ponieważ kiedy dobiegł już na miejsce, okazało się, że profesor Cortez jeszcze się nawet tutaj nie zjawiła! O ile nie chowała się gdzieś w okolicy, spisując na kawałku pergaminu spóźnialskich, to może nawet uda mu się uniknąć reprymendy słownej? – Istny cud, panie Beaumont – mruknął z uśmiechem, zatrzymując się za plecami gryfona. – Zjawił się pan przede mną na lekcji. Święto po prostu. Puchon zaczął się rozglądać na boki, zastanawiając się, co w takim razie zatrzymało nauczycielkę, skoro udało mu się zdążyć pomimo tego, że musiał pokonać co najmniej kilka pięter, nie wiadomo ile korytarzy i jeszcze przebiec się po błoniach.
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
W ostatniej chwili przypomniała sobie o lekcji OPCM, toteż wystrzeliła z dormitorium jak oparzona. W biegu narzuciła na siebie płaszcz i czapkę i zapierdalała na błonia, żeby nie spóźnić się aż tak. Nie zależało jej na punktach dla domu, ale dla świętego spokoju wolała nie robić wejścia smoka i nie podkurwiać Cortez już od samego początku. Gdy dotarła na polanę, z ulgą zauważyła, że nauczycielki jeszcze nie ma. Uśmiechnęła się, kiedy dostrzegła Sophie i podeszła do niej. – Hej – przywitała się z przyjaciółką, ciężko dysząc. – Chyba jeszcze nigdy w swoim życiu nie biegłam tak szybko, ale było warto, bo Cortez jeszcze nie ma. Nie ma, prawda? – upewniła się, jeszcze raz ogarniając wzrokiem okolicę. Oparła głowę o ramię Ślizgonki i wsunęła rękę pod jej ramię. – Robienie zajęć na zewnątrz w taką pogodę powinno być karalne – westchnęła, chowając skostniałe dłonie w rękawach.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Pierwszy raz od dawna zdarzyło mu się zapomnieć o jakiejś lekcji. Nadmiar prac domowych, pierdylion dyżurów w Mungu i chroniczne niewyspanie spowodowały, że ostatnimi czasy był mocno rozkojarzony i roztrzepany. Gdy spojrzał na zegarek, okazało się, że zajęcia z OPCM zaczynają się dosłownie za kilka minut. W wielkim popłochu ubrał kurtkę, zgarnął ze stolika różdżkę i wybiegł z kruczej wieży, modląc się w duchu o to, aby nauczycielki nie było jeszcze na miejscu. Nie chciał, aby Krukoni stracili punkty przez jego roztargnienie, ale nie mógł sobie również pozwolić na to, aby na lekcji w ogóle się nie pojawić. Ogromnymi susami przemierzał kolejne piętra zamku, klnąc pod nosem na ruchome schody, które dzisiaj wyjątkowo mu nie sprzyjały. Na polanę dotarł zmęczony i zmachany, z rozwichrzonymi od wiatru włosami i kolką (wyglądało na to, że nie miał tak dobrej kondycji jak myślał). Okazało się jednak, że nie jest aż tak wielkim pechowcem, bo Cortez jeszcze nie było na błoniach, co przyjął jako niespodziewany dar od losu.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kufer: 25 Para: może być jakaś inna spóźnialska flądra, ale przyjmę każdego
Pomimo spóźnienia nawet niekoniecznie było po niej widać pośpiech - jasne, kiedy już zorientowała się, że właśnie zaczynają się kolejne zajęcia to rzuciła wszystko, czym dotąd się zajmowała, spakowała smocze figurki do torby i niezwłocznie pomaszerowała na OPCM. Zdawała sobie sprawę, że punkty za spóźnienie i tak ją nie ominą, więc nawet nie biegła. Trzy minuty czy pięć w którąś ze stron nie miało większego znaczenia - Cortez i tak pewnie będzie się na nią pieklić. A mimo wszystko omijanie lekcji nie leżało w jej naturze.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Kuferek: 3 XD Para: Morgan jeśli by chciała, skoro już na nią wpadłam
Z pełnią życia biegnę na zajęcia z OPCM, chociaż kompletnie nie rozumiem dlaczego niby są na zewnątrz. Najwyraźniej Hogwart i ludzie w nim nie zmądrzeli ani trochę odkąd wyjechałam i znowu Gareth nie pilnuje swojej posesji. Nic nowego. Na mundurek zakładam więc swoją wielką, srebrną kurtkę, a na głowę wciskam czapkę, kiedy biegnę na swoje pierwsze zajęcia w tym roku. Jestem beznadziejna ze wszystkiego, wiec mój entuzjazm jest bezcelowy, bo na pewno zaraz będę się złościć jak beznadziejna jestem we wszystko. Ale co tam. Przybiegam na polanę gdzie jest całkiem duży tłok, chcę pomachać do moich ziomków, ale Brooks widzę znowu pod rękę z lady Armstrong, Hunter podrywa jakąś dupeczkę, a ja z roztargnienia, obracając się w mojej zajmującej dużo miejsca kurtce, pyrgam stojącą obok Gryfonkę, która najwyraźniej również się trochę spóźniła. - Ojej, kurwa, pardon - mówię uprzejmie do @Morgan A. Davies, przepraszająco podnosząc rączki do góry i uznając, że po prostu zostanę obok dziewczyny i nie będę wszystkich tu zmiatać ze swojej drogi (wyjątkowo).
To były pierwsze zajęcia po wakacyjnej przerwie, dlatego też profesor Cortez, nietoperzyca z Hogwartu(tak, tak, doskonale wiedziała jak nazywają ją po kątach uczniowie) postarała się,aby te zajęcia był dla uczniów wyjątkowe, a zarazem zadbała o to, by cokolwiek z nich wynieśli. Niekoniecznie siniaki i połamane kończyny, aczkolwiek jeżeli takie coś będzie miało miejsce to jakoś temu się zaradzi. -Dzień dobry uczniowie! - przywitała się dziarsko, tutaj nie miała dostępu do swojej ulubionej jak zwykle sali i biurka ze skórzanym czarnym fotelem, więc musiała się zadowolić tym co jest. Tutaj pióro w powietrzu wypisywało imiona i nazwiska uczniów, którzy zjawili się na obecnych zajęciach, później Cortez przeczytała listę. -Na podstawie listy i nazwisk, które wyczytam proszę ustawić się parami blisko siebie. Dzisiejsze zajęcia będą miały na celu nauczyć was obrony przed tym co może nagle pojawić się na waszej drodze i zaatakować. Poćwiczymy przede wszystkim wasz refleks. Jako, że to są wasze pierwsze zajęcia z OPCM po jakze zjawiskowych wakacjach, pozwolę sobie, by nie męczyć was wyjątkowo okrutnie. Jednakże w przyszłym miesiącu ruszamy z zaklęciami niewerbalnymi i tylko takie będę pozwalała rzucać. Żaden szept nie przejdzie obok mnie obojętnie, mam genialny słuch - Cortez mówiła tym swoim ponurym aczkolwiek wpadającym do głowy uczniów głosem. Jak to ona, uwielbiała swoje długie przemowy. Najpierw tłumaczenia, czyli teoria, a później wchodzimy w praktykę. Teraz też spojrzała na mężczyznę, który z nią tutaj przyszedł. -Pan @"Reginald von Berger będzie mi pomagał w czasie zajęć, tak żeby nikt z was krwią się nie zalał, a przede wszystkim, żeby zajęcia w tak dużej grupie przebiegły przede wszystkim bezproblemowo. Bądźcie dla niego łagodni- powiedziała po czym o dziwo delikatnie się uśmiechnęła. Wskazała ręką na manekiny, które wcześniej zasłonięte prześcieradłami, teraz zostały odkryte. Były to zaczarowane przez profesor Cortez kukły, które rzucały w ucznia delikatnym zaklęciem atakującym, podczas, gdy zadaniem ucznia należało się tylko obronić. -Kukła będzie w was rzucać prostym zaklęciem, wasze zadanie to odpowiednio rzucić Protego, zrozumiałe? Jeżeli się nie uda, cóż, można być odrobinę poobijanym, także życzę powodzenia. Na początek każda osoba z pary pracuje z jednym manekinem. Proszę niech każda para stanie przy manekinie z numerem, który przynależy do jej grupy- powiedziała po czym poczekała, aż uczniowie ustawią się każdy przy swojej kukle. -Może być to wasze znienawidzone rodzeństwo, nauczyciel, dziewczyna, bądź chłopak, który zranił wasze uczucia, bądź po prostu przypadkowa osoba, wyobraźnia jest przeogromna, najważniejsze to macie wyjątkowo skupić umysł i rzucić poprawnie zaklęcie, by nie oberwać. Powodzenia! - tymi słowami zakończyła i teraz już tylko obserwowała jak uczniowie wykonują swoje zadanie, tym samym czasem rozmawiajac z Reginaldem, albo głaszcząc swojego białego kruka po piórach.
KOSTKI DO PRZERZUTU NA ZAKLĘCIE PROTEGO Kukły ustawione są na wyjątkowo silne zaklęcia, jednakże nie czyniące uczniom, krzywdy poza odrzuceniem ich do tyłu. Osoby 0-15 pkt - 1 dodatkowy rzut jeśli pierwszy uznamy za nieodpowiedni Osoby 16 wzwyż - 0 dodatkowych rzutów, liczy się 1 kostka(te osoby będa mieć prościej w drugim etapie zajęć) @Violetta Strauss nie rzuca, z taką ilością pkt jej zaklęcie wychodzi poprawnie za pierwszym razem.
2,6 - nie udało ci się rzucić poprawnie zaklęcia tarczy, dlatego odrzuca cię do tyłu(wylosuj na jakiej części ciała lądujesz: parzysta: plecy bądź tyłek, nieparzysta: robisz fikołka w powietrzu i lądujesz siedząc plecami do kukły lekko oszołomiony)
1,3,5 - zaklęcie rzucone poprawnie, idealna obrona, nawet ręka ci nie drgnęła. +1pkt dla domu.