Dużo miejsca, spora odległość od lasu i wyjątkowo krótka trawa - to sprawia, że jest to świetnie miejsce nie tylko do spędzania czasu wolnego (na przykład na kocu), ale też do małych pojedynków na zaklęcia czy ćwiczenia latania na miotle.
Impreza księżycowa:
Księżycowe zakończenie
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
tropienie6 (wytropiona od razu) wydarzeniaH > E (niepowodzenie przy wabieniu) > H > J łapanie13 + 10 (k6) - 15 (literka) + 20 (literka) = 28 sowa złapana za drugim razem
Nie była to kwestia gabarytów Ślizgona, a raczej skupienia uwagi na lekturze, chociaż po obrzuceniu go uważniejszym, ukradkowym spojrzeniem musiała przyznać, że musiała mieć wyjątkowego pecha, by zawadzić o tak rosłą przeszkodę. Niemniej nie było nic, co mogłaby na to poradzić poza rzuceniem oczywistych przeprosin, dlatego zamiast rozczulać się nad sobą, skupiła się na czekającym ich zadaniu. Nim to jednak nastąpiło, Mo stanęła przed kolejnym problemem, bo chociaż zakodowała sobie w pamięci nazwisko swojej partnerki, w pierwszej chwili za nic nie potrafiła dopasować do niego odpowiedniej twarzy… Brzmiało co prawda znajomo, ale wcześniejsza wpadka z Maximilianem sprawiła, że nie potrafiła odpowiednio się skupić. Nie była jednak w stanie przeoczyć gwałtownej reakcji ucznia na jej mały pokaz podstawowych, transmutacyjnych umiejętności, które postanowił głośno skomentować. Maureen zamrugała z zaskoczeniem, próbując nadążyć za potokiem słów i powstrzymać kolejny rumieniec zawstydzenia, który - o czym była pewna - sięgnął właśnie jej zmarzniętych dotąd uszu. — Dziękuję — wykrztusiła, kierując tą odpowiedź zarówno do przewodniczącego, jak i zasypującego ją pytaniami nastolatka (@Terry Anderson). — To właściwie kombinacja dwóch zaklęć — podjęła wyjaśnienia, bo bez względu na to, jak niekomfortowo się czuła, nie potrafiła odmówić dzieciakowi podzielenia się z nim wiedzą. — Najpierw zamieniłam kamień w ptaka, a potem od razu nadałam mu wygląd pójdźki. Są całkiem popularne w Ilvermorny — zdradziła i przygryzła wargę, nieco przytłoczona podziwem, który dostrzegła w jego oczach. — Na pewno sam też byś sobie z tym poradził. Wybacz, muszę omówić z Anną od czego zaczniemy i… — urwała, rozglądając się po pozostałych na polanie uczniach. — Powodzenia — dodała, posyłając chłopakowi nikły uśmiech i ostatecznie wyminęła go, by jak najszybciej odnaleźć swoją towarzyszkę. Rany, czyżby naprawdę uciekała przed piętnastolatkiem? Co za idiotyzm. Pytał ją tylko o zaklęcia, a nie rozmiar biustonosza, skąd więc wzięła się ta panika? Poirytowana własnym zachowaniem, zatrzymał się obok kolejnej Puchonki i dopiero rozpoznawszy w niej dziewczynę, którą miała już wcześniej przyjemność poznać podczas jednej z wizyt w Skrzydle Szpitalnym, połączyła wreszcie kropki. No tak, @Anna Brandon, jak mogła zapomnieć? — Cześć — przywitała się, wzdychając z ulgą i odgarnęła z twarzy kilka niesfornych kosmyków. Udało jej się w końcu zapanować nad własnym ciałem i już bez przeszkód skupiła się na sówkach. — Wydaje mi się, że każde miejsce tutaj będzie dobre żeby zacząć — zauważyła, bo doprowadzając ich na polanę, Jamie odwalił już część roboty i nie musieli krążyć po całych błoniach, by zlokalizować potencjalne siedlisko małych uciekinierów. Wstępna pogadanka dostarczyła im również niezbędnych informacji, więc reszta to była tylko formalność. — Robiłaś już wcześniej coś takiego? — zagadnęła, przeszukując wzrokiem najbliższą okolicę.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Sparowanie z młodym Puchone zdawało się czymś przyjemnym i o wiele bardziej interesującym niż same zajęcia. Kolega z młodszego rocznika miał w sobie coś, co sprawiało, iż jego towarzystwo w zespole dodaje jakiejś takiej pozytywnej energii, a samo bycie na zajęciach zdaje się takie znośnie. Przynajmniej nie jest już jak krew z nosa czy chęć jak najszybszego opuszczenia miejsca, w którym dzieje się cały performens. - Mam dziś skupienie na poziomie złotej rybki - rzucił w stronę @Terry Anderson, kiedy ruszyli na poszukiwania przyziemnych ptaszorów. Ton miał nieco przepraszający, jakby poczuwał się do dziwnej winy, że sam nie stanowi świetnego kompana do tejże eskapady. Cóż, nie stanowił. Na ONMSie znał się tyle, co alkoholik na wróżeniu z gwiazd. - Ale to mi w prawie niczym nie przeszkadza - z naciskiem na prawie, bo mimo przejścia kilkunastu metrów Wacław nie wykazał krztyny zainteresowania tematem obecnego spotkania.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
tropienie1 wydarzeniaH (w następnych postach) łapanie31 - 10 = 21 sowa nie złapana
Był pod ogromnym wrażeniem umiejętności Krukonki, nie mieli jednak zbyt wiele czasu, by wdawać się w rozmowy na temat zaklęć transmutacyjnych – przyszli tu w końcu dla sówek, które potrzebowały ich pomocy! Terry zanotował w pamięci, by po spotkaniu zaczepić raz jeszcze dziewczynę, by na spokojnie podyskutować o zastosowanej przez nią kombinacji, a następnie zwrócił się do przydzielonego mu towarzysza. Kąciki lekko mu drgnęły na widok starszego Puchona, doskonale pamiętał bowiem jego propozycję, rzuconą w trakcie niedawnej lekcji eliksirów. Cokolwiek miało się więc wydarzyć podczas dzisiejszego spotkania, przynajmniej nie groziła mu nuda. - Nie przejmuj się, na pewno jakąś znajdziemy. – odparł ani trochę niezniechęcony – A nuż pójdźki mają słabość do złotych rybek? – posłał Wodzirejowi łobuzerski uśmiech, jak gdyby próbując go przekonać, że wcale nie ma mu za złe złego samopoczucia (jak mógłby mieć?). W gruncie rzeczy cieszył się z możliwości spędzenia z chłopakiem więcej czasu, miał o nim bowiem najlepsze zdanie, uważając go za okaz chodzącej zajebistości, o której Terry mógł jedynie pomarzyć. Wacław zdawał się mieć absolutnie wyjebane w to, co inni sobie o nim pomyślą, idąc przez życie z lekkością i ogromnym dystansem do siebie – coś, czego młody Puchon ogromnie mu zazdrościł. Skupiwszy się bardziej na towarzyszącym mu chłopaku, niż na zleconym im zadaniu, nic dziwnego, że przez pierwsze kilkanaście metrów Terry nie spostrzegł żadnych śladów po ptasich uciekinierkach. Prawdopodobnie nadal szedłby wpatrzony niemal nabożnie w górującego nad nim Wacława, gdyby zupełnym przypadkiem nie wpadł stopą w jedną z sowich norek. - Jasna cholera! – zaklął, gdy ziemia osunęła mu się spod nóg, a on wylądował na klęczkach wśród mokrej trawy. – Jezu, mam nadzieję, że w środku nic nie było. Jamie chyba by mnie zabił.
Dee stała z boku, nie rozmawiając w zasadzie z nikim stojącym obok. Na wieść o dobraniu się w pary poczuła rosnącą niepewność. Rzuciła spojrzenie w kierunku pięknej Puchonki, ale ona już kręciła się w okolicach Marcelli. Okej, więc dwie w miarę znajome osoby odpadły. Grupka rozchodziła się, każdy w swoją stronę, aż na polanie bez pary została ona sama i... @Maximilian Felix Solberg. Na gacie Merlina, czy to musiał być akurat on? Nie miała z chłopakiem absolutnie żadnej relacji, chyba nawet nigdy nie zamienili słowa, ale cała jego osoba przerażała ją. Sposób, w jaki swobodnie mówił o perwersjach i wiązaniu na Labmedzie... Sposób, w jaki bezlitośnie rzucał silne zaklęcia w Cleopatrę na ostatnim ONMS... Niepokój stał się wręcz dławiący. Do tego był taki wysoki... Czuła się jak mały robaczek. - Cześć - wymamrotała, chociaż chłopak w sumie się nie przywitał. - Szukamy sów... - zaczęła, a dopiero po chwili zorientowała się, jak strasznie cringowa jest ta sytuacja. Westchnęła. - Mamy znaleźć zgubione sowy. Grzechoczą i kopią nory - dodała, po czym ruszyli na poszukiwania jakiejś dziury, w której może siedziała jedna z sów. DD natrafiła na trop piór i niewielkie ślady ptasich stópek. - Tu coś jest - powiedziała i wskazała na nie palcem.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Obok mnie zatrzymała się jedna z nieznanych mi jeszcze dziewczyn - @Maureen Stern. Aby nie wyjść na buraka uniosłam lekko do niej dłoń, chociaż nie powiedziałam wprost "cześć". Z racji na nieśmiałość nie inicjowałam żadnych interakcji między nami, ale w pewnym momencie zobaczyłam wyczarowaną przez nieznajomą sowę. Może i nie krzyknęłam jak Terry, może i nie zalałam autorki zaklęcie tyloma pytaniami, ale mnie też przepełnił ogromny podziw. O bogowie, ale te Krukonki są szalenie utalentowane. Najpierw Dee, która sobie na wszystkich zajęciach dobrze radziła, teraz ta nieznajoma z perfekcyjnym... hologramem sowy? Nie miałam pojęcia co to. Ale byłam jej niezwykle wdzięczna, bo dopiero co martwiłam się, że nawet nie wiem, jak pójdźki wyglądają. Jako że stałam w całkowitej ciszy obok to na pewno i tak nie zauważyła moich rozszerzonych oczu. Mimowolnie spojrzałam też na resztę i zestresowałam się na widok profesora, który ani słowem nie obwieścił swojej obecności na kółku. Los tak chciał, że nie trafiłyśmy do jednej pary. Usłyszałam o Marcelli Hudson i rozglądałam się, a jakaś groza ogarnęła mnie, gdy już połączyłam imię z twarzą. A więc tak nazywa się moja oprawczyni z OPCMu? Atakująca mnie trzy razy z rzędu i prawie rozbijająca mi głowę o kamienie na brzegu... Gdy tylko Krukonka zrobiła kilka kroków w moją stronę, aby się przywitać, ja odruchowo cofnęłam się. Przełknęłam ślinę, słuchając słów dziewczyny z mocno niepewną miną. Zaskoczyło mnie, że poruszała tamte wydarzenia. O wiele łatwiej byłoby jej to wszystko zignorować i zbagatelizować fakt, że mogłam się poczuć źle. Chyba to dlatego była z Ravenclawu, a nie Slytherinu. Pokręciłam powoli głową na pytanie czy się gniewam. Czułam, że tego oczekuje, więc zamierzałam zapewnić Marcellę, że przecież to tylko zajęcia, nie ma się czym przejmować, a nie mówię dlatego, że... że... Nie, nie. Znowu pokręciłam głową, bo moje gardło miało się wyśmienicie. Ale z monologu panny Hudson coraz mniej rozumiałam. Popatrzyłam na nią z wyraźniejszym strachem, gdy mówiła o ganianiu węży. Okej... czyli ona naprawdę nie posiadała jednej z klepek, to nie był jednorazowy wyskok z udawaniem hipokampusa na OPCM. Z drżącymi od pełznących mi po kręgosłupie dreszczy palcami wyciągnęłam notes oraz długopis. Jestem Cleopatra. Ja tak po prostu nie mówię. Nakreśliłam to krzywo, niezdolna do sklecenia bardziej logicznego czy poprawnego zdania, pokazując słowa towarzyszce. Ruszyłyśmy w poszukiwaniu pójdźki, a ona rzucała mi co jakiś czas spojrzenia, przez co myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Czy w takiej jamie pójdźki mogłabym się sama zmieścić? Trawa na łące była jeszcze gdzieniegdzie zielona. Malowniczy widok, ale ani śladu po jakichkolwiek dziurach w ziemi. Raz już mi się wydawało, że widzę jakąś ciemną jamę, ale była całkowicie zasypana piachem. Ciągle towarzyszyło mi spięcie, że jestem sam na sam z Marcellą. Przeżyłam szok, jak dostrzegłam, że Dee z kolei idzie ramię w ramię z tamtym Ślizgonem. Jakieś zrządzenie losu... czy on też wyjaśnił swoje zachowanie czy też nie? W gruncie rzeczy może ją później o to zapytam. Miałam cichą nadzieję, że obie nie umieramy teraz w podobnym stopniu z cringe'u. Wybacz, pewnie zanudzisz się na śmierć ze mną. Napisałam, gdy kroczyłyśmy dalej.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Czasami Polak miał do siebie pretensje, głównie związane z byciem amoralnym wobec młodych pęków kwiatów, soli tej ziemi czy jakkolwiek określić pokolenie, do którego przynależy Terry. Jeszcze GenZ czy już pokolenie Alfa? Zresztą, nieistotne, gdyby Wacław miał przy sobie piersiówkę nawet z nędzna wodą to zmieniłby ją w ajerkoniak, aby uraczyć siebie i borsuczego brata. - Podoba mi się to podejście - wyznał, pomijając cała logikę, do której jakkolwiek dało się odwołać. Poczynając od tego, że sowy może i polowały na ryby, ale te złote nie zdają się być łakomym kąskiem. Zwłaszcza dla ptaszków, mających w nazwie gatunkowej odnośnik do materii, która jest ziemia. To rozmyślanie o ptakach, rybach i ajerkoniaku pochłonęło Wodzireja w swojej niesforności na tyle mocno, iż ocknął się dopiero w momencie, kiedy Młody Puchon wydobył ze swych niewinnych ust przekleństwo. - Kurwa - krzyknął niemal, zakrywając swoje usta, będąc w szoku i niedowierzaniu, co się właśnie odczynia. Przez kilka sekund, które dłużyły się w głowie bruneta niczym minuty, stał jak słup soli, zdolny jedynie przyglądać się całej sytuacji. Później dopiero zorientował się, że wypadało udzielić uczniakowi jakiejś pomocy. - Nie ruszaj się, bo będzie gorzej - zaznaczył w pierwszej kolejności, podchodząc bliżej chłopaka. - Czy coś cie boli? - to było takie zamarkowane pytanie, bo zwykle w takich dołach to kryją się węże, a nie sowy a nie miał zamiaru dziś walczyć z takim pytonem. Po czym z dziury w ziemi wybiegła jedna ptaszyna i Wacław obrócił się już w jej stronę, gotów za nią pobiec zanim ta odleci w znanym tylko sobie kierunku. Zrobił krok w przód, po czym zawrócił i pomógł się wydostać Terremu z klęczek. - Myślę, że złote rybki je odstraszają - dodał ze smutkiem swoją obserwację.
Lęk i niepewność — nie dostrzega tego, a tym bardziej nie powiązuje reakcji Seaver ze swoją osobą. Tylko sobie tak myśli, że wypada powiedzieć, przepraszam. W końcu lekcja obrony przed czarną magią, niektórym nie dawała żadnych szans na obronę. Ładna dziewczyna tylko kiwa głową, chociaż za chwile wyjmuje notes i w końcu Hudson się dowie, nie tylko, jaki puchonka ma charakter pisma. - Boziu Cleopatra brzmi, tak wiesz, jak królowa Egiptu, Twój tata był jakimś królem? A nie... Faraonem? - Ma ochotę wypytać ją o ten ciepły, egzotyczny kraj. No i skąd się wzięła tu w Anglii, przecież tu pada i nie ma tak dużo piachu, jak z tam skąd pochodzi? Na szczęście Seaver, nie pyta jej o nic, zastanawiając się, jak można tak po prostu nie mówić. Pewnie się taka urodziła. - To bardzo przykre nie zostaniesz piosenkarką, ja bym chciała śpiewać. - Tak ona nie posiadała jednej z klepek. Czasami słowa Hudson są tak dziwne, jak umysł fantazyjnego pisarza. Szukając dziury w ziemi i sowy, Marcella nadal nie rezygnuje z obserwacji Cleo. Tropienie po śladach pójdźki idzie im jakoś beznadziejnie. Puchonka też nie krzyczy, że coś znalazła, ale przecież nawet jakby znalazła, to by nie oznajmiła tego krzykiem. - Nie no co Ty. To, że nie mówisz, nie oznacza, że nie jesteś ciekawa i interesująca. - Mówienie wprost to wielka moc Marcelli Hudson, królewny zaskoczenia i absurdu. - Masz ten woreczek z żuczkami? Pokażesz mi? - Otwiera swój i spogląda do środka. - Lubię żuczki, ale te chyba są obiadkiem dla sowy. Masz jakieś kolorowe żuczki? - Przenosi swoje spojrzenie na Cleopatre, tym razem wpatrując się w nią, dość nachalnie, oczekując, że i ona zajrzy do woreczka z przekąskami dla pójdźki.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyczuł dziwną atmosferę ze strony @DeeDee Carlton. Nie wiedział czemu była taka spięta, ale zdecydowanie się tym nie przejmował. Próbował raczej połapać się w tym, co mieli zrobić, bo w końcu to był priorytet. -Szukamy sów... - Powtórzył, jakby te słowa były dla niego totalną abstrakcją, ale w końcu połączył kropeczki. Chyba odleciał bardziej niż mu się wydawało, a przecież był trzeźwy! -No tak, sów! Dobra, to gdzie zaczynamy? - Zapytał, bo miejsce było wielkie, a jeśli mieli brać też pod uwagę całe błonia... Cóż, mieli zdrowo przejebane. -Czekaj, czy Ty powiedziałaś, że kopią nory. To nie wydaje mi się normalne! - Ruszył za nią, beztrosko i z uśmiechem na ustach. Dzień był ładny, zadanie nawet przyjemne, a i sowy nie brzmiały na istoty, które mogłyby ich zabić. Przynajmniej nie tak łatwo jak inne żyjątka, które Max wiedział, że panoszą się po tych okolicach. -Pokaż. - Nachylił się, by zobaczyć ślady. -Faktycznie. I chyba prowadzą do tej nory! - Wskazał na niewielką jamkę nieopodal i zaczął się do niej zbliżać, ale w ostatniej chwili się zatrzymał. Pióra owszem, leżały wokół, ale nie było nigdzie kup, które ponoć miały być wyznacznikiem. To jednak nie ten fakt sprawił, że wielkolud Max zatrzymał się i zamarł. -W środku jest wąż i zdecydowanie nie jest zadowolony. - Dzięki pierścieniowi na swoim palcu, wyczuwał nastroje tych gadów i to właśnie biżuteria dała mu znać o niebezpieczeństwie, które znajduje się w okolicy. -Jeśli sowa też tam jest, to nie wiem czy bym pchał do środka łapska. - Wyznał szczerze, nie wiedząc do końca co robić. Liczył na to, że krukonka na coś wpadnie. W końcu to oni, na tej swojej wieży, mieli być największymi mądralami w zamku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Organizm Dee działał instynktownie. Ciało pamiętało traumy równie mocno co umysł, w związku z tym ciężko było jej się wyluzować, skoro sam widok @Maximilian Felix Solberg przywoływał wspomnienia autentycznego strachu, który czuła podczas lekcji OPCM w jeziorze. Na pewno będzie musiało upłynąć znacznie więcej czasu, by jej mózg wykształcił nowe skojarzenie dla jego osoby - może ich dzisiejsza współpraca będzie temu sprzyjała? Odwróciła się w jego stronę, gdy dopytał o kwestię dziur. - Tak, tak mówili. Też mi się to wydaje dziwne - przyznała i wzruszyła ramionami. Pierwszy raz była na spotkaniu tego stowarzyszenia i nie miała wielkiego pojęcia o zwierzętach, magicznych czy też niemagicznych. Nie zwykła też kwestionować czyjejś wiedzy, skoro powiedziano jej na zajęciach służących edukacji, że sowy kopią nory, to sowy kopią nory. Zbliżyła się razem z Maxem do wypatrzonej nory, poszukując dokładnie tych samych poszlak co on. Pióra były, ślady były, brakowało odchodów, ale może dopiero się zadomowiła i nie zdążyła ich nanieść? Miała zamiar pochylić się bardziej, ale słowa Ślizgona sprawiły, że zastygła w miejscu. - Wąż? - zapytała zaskoczona. - Jesteś pewien, że jest tam wąż? - dodała kolejne pytanie do puli. Kto wie, może go usłyszał? Może nawet mówił w ich języku? Nie wiedziała nic o postaci Solberga, mógł mieć zdolności, o których nawet jej się nie śniło. Do jej uszu doleciał grzechoczący dźwięk... - Chwila, masz ma myśli to grzechotanie? Bo jeśli tak... To oni mówili, że te sowy wydają takie dźwięki - powiedziała. Pewnie patrzył na nią jak na idiotkę, najpierw mu wmówiła, że kopią nory, a teraz, że grzechoczą. Zaczęła szukać po omacku woreczka z żuczkami, który dostała na samym starcie od organizatora i zorientowała się, że musiała go zgubić. - Szlag! Nie mam żuczków...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czy zdziwiłby się, gdyby ktoś mu powiedział, że jest źródłem jakiejkolwiek traumy? Absolutnie nie, choć na pewno tutaj kontekst mógłby nieco wyprowadzić go z tego przeświadczenia. W końcu tylko wykonywał wtedy polecenia nauczycielki. Mądre? Niekoniecznie. Ale nadal. Dzisiaj mieli jednak zostawić tamtą część błoni za sobą i skupić się na sowach, a Solberg kompletnie nie łapał się w tym, czego Norwood od nich chciał. Łapał się natomiast w oślizgłych gadzinach i był pewien, że jedna kryje się w norce, do której doprowadziły ich ślady. -Dwieście procent. Nie podchodź lepiej. - Sam nieco bardziej pochylił się w stronę nory, ale wyciągnął swoją nienaturalnie długą rękę, by przyblokować nieco @DeeDee Carlton, jakby chciał w ten sposób ochronić ją przed tym, co może się stać.-Serio? Pojebane to, kurwa. - Uniósł brwi w geście zdziwienia, ale nie zmienił pozycji i miał rację, bo choć nie spotkali groźnego grzechotnika, to zaraz z norki wypełzł wkurwiony, ale zdecydowanie nie śmiertelnie groźny zaskroniec. -Czyli obydwoje mieliśmy co nieco racji. - W końcu wstał, otrzepując się z ziemi, gdy gadzina odpełzła daleko, na tyle, że pierścień sidhe nie wyczuwał jej emocji. To oznaczało względne bezpieczeństwo. -Żuczków? o zwabienia? - Zapytał, mimowolnie patrząc, czy przypadkiem on czegoś ze sobą nie zabrał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Ze względu na swój wiek, drobną posturę i blond loczki aniołka Terry często postrzegany był jako niewiniątko nieskalane ani jedną niecną myślą. I choć z pewnością daleko mu było do chuligana czy brutala, to chłopiec potrafił zadziwić łobuzerską naturą, słabością do psot i niebywałym talentem do pakowania się w kłopoty. Prawdę powiedziawszy wśród przyjaciół piętnastolatek miał opinię zgoła inną niż tu, w Hogwarcie, gdzie utarło się traktować go jak nieporadnego dzieciaka, które wiecznie wymaga specjalnej opieki. Nie ulegało natomiast najmniejszej wątpliwości, że młody Puchon posiadał bogaty zasób przekleństw wszelkiej maści, który to mógłby wprawić w osłupienie niejednego starszego kolegę. Koniec końców chłopak wychowywał się na osiedlu robotniczym, gdzie nie szczędzono wymyślnych epitetów. Co drugi jego sąsiad klął jak szewc, zaciągając przy tym w sposób charakterystyczny dla szkockiej klasy robotniczej, sam Terry natomiast podłapał nieco łaciny kuchennej od starszych chłopaków, z którymi grywał w piłkę na osiedlowym boisku. Na co dzień chłopak starał się co prawda panować nad językiem, jednak w przypływie silnych emocji zdarzało mu się mimowolnie czerpać z nabytego przez lata rezerwuaru przekleństw. Sądząc po jego żywej reakcji, Wacław najwyraźniej nie był na taką okoliczność przygotowany, co zapewne bardzo rozbawiłoby piętnastolatka, gdyby nie znajdował się akurat na klęczkach, pokryty błotem, z jedną nogą w sowiej norze. – Nie, chyba nie. Tylko duma ucierpiała. – odpowiedział na zadane przez chłopaka pytanie, ratując się humorem, by nie wypaść na totalnego frajera. – Ty, patrz! – wskazał ręką uciekającą sówkę, której całe szczęście nie zabił, kiedy bez zaproszenia wprosił się do jej podziemnego domku. Żadne z nich nie ruszyło jednak w pościg za ptaszkiem, który wkrótce zniknął im z oczu, zapewne w innej norce. – Myślę, że tę tutaj mógł odstraszyć intruz, który nie dość, że wpierdolił się jej do domu, to jeszcze go rozjebał. – rzucił z ironią, obserwując kątem oka reakcję kolegi. Zrobi na nim wrażenie, czy może tylko mu się wydawało? Desperacko chciał zyskać w oczach starszego Puchona. Przeszli kawałek dalej, kierując się w miejsce, gdzie przed chwilą zniknęła im sówka, licząc być może, że uda im się wytropić raz znalezioną zgubę. Rozglądając się dookoła, Terry dostrzegł wreszcie niewielki dołek w ziemi, dobrze schowany wśród wysokiej kępy trawy. Trącił Wacka i wskazał mu znalezisko, nie chcąc spłoszyć zwierzaka, które i bez tego miało już dość stresu na dziś. Ostrożnie podszedł do norki, wyciągając z woreczka jednego żuka, by następnie wystawić robaczka na pożarcie i tym samym skusić sówkę, by wystawiła główkę z kryjówki. Zadziałało. Sówka faktycznie połasiła się na darmową przekąskę, ale zrobiła to tak nagle i tak szybko, że nie było mowy o złapaniu jej, bez obawy, że przypadkiem wyrządzi się zwierzęciu krzywdę. – Skubana! – syknął, czując ostre dziobnięcie, nim sówka powtórnie schowała się do norki.
Z jednej strony miałby w tym stwierdzeniu rację - wykonywał polecenia. Mógł je jednak wykonać na milion różnych sposobów i ten, który wybrał, nieszczególnie przypadł jej do gustu. Nie miała jednak czasu roztkliwiać się nad tą sprawą, zresztą im dłużej przebywali w swoim towarzystwie (choć można było ten czas prawdopodobnie policzyć na palcach obu rąk), odnosiła coraz wyraźniejsze wrażenie, że nie do końca był taki, jakim go sobie wyobraziła. Może miał na to wpływ sposób, w jaki się do niej zwracał - zupełnie neutralny, momentami wręcz przyjacielski, w żaden sposób kpiący. Mimo że górował nad nią wzrostem, nie wywyższał się, a wręcz pytał ją o kwestie związane z zadaniem. Jasne, może było w tym odrobinę wyrachowania - pozwolić młodszej Krukonce wykonać zaleconą robotę, ale w rzeczywistości poznała, że nie jest taki zupełnie bezduszny. Wszak wystawił rękę, by powstrzymać ją przed zbliżeniem się do nory, tak więc chyba nie pragnął jej zguby? Z jamki istotnie wypełzł wąż, na szczęście niegroźny. Spojrzała na niego z nieskrywanym zaskoczeniem. - Skąd wiedziałeś? - zapytała, w tym samym momencie czując się głupio, że owe pytanie zadała. Niekoniecznie musiał się chcieć z nią dzielić tymi informacjami, szczególnie jeśli był wężousty. Skoro jednak wąż wydostał się z nory, a ze środa wciąż dobiegał co jakiś czas stłumiony dźwięk grzechotania, sowa prawdopodobnie też tam była. Ale dziwna sprawa... Niestety upewniła się, że nie miała przy sobie woreczka z żuczkami. - Tak, dawali na początku, żeby mieć czym wywabiać sowy - powiedziała, po czym westchnęła z rezygnacją. To co, pozostało jej wygrzebać jakąś dżdżownicę? - Dobra, zaraz zorganizuję jakiegoś robaka... Poszła kilka kroków dalej i wsadziła rękę w lepką ziemię, krzywiąc się przy tym.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher skinął głową, kiedy tylko Jamie ponownie się odezwał, ale podobnie jak wcześniej, nie powiedział nic. To nie on organizował spotkanie, a jedynie się mu przysłuchiwał, ciekaw tego, co dokładnie może mieć tutaj miejsce, ciekaw tego, w jaką stronę Norwood zamierzał się skierować. Był dla zielarza kolejnym, interesującym przypadkiem, którym na pewien sposób należało się zająć, chociaż oczywiście nie zamierzał mu się narzucać. Nie zamierzał pomagać mu na siłę, czy robić czegoś podobnego, bo nie o to w tym wszystkim chodziło. Na razie po prostu obserwował go z boku, jednocześnie pilnując dzieciaków, wiedząc, że nawet w czasie poszukiwania zwierząt, może spotkać ich coś mało przyjemnego. Było to coś, do czego przywykł, bo sam wiecznie pakował się w jakieś kłopoty. Teraz jednak nic na to nie wskazywało, a kiedy się rozejrzał, dostrzegł odchody, które był w stanie rozpoznać, ale nie zamierzał o tym oczywiście mówić na głos. Znajdowały się w miejscu, które sugerowało, że nie były całkowicie przypadkowe i Christopher był pewien, że znalazł jedną z sów. - Zdaje się, panie Norwood, że tutaj również może znajdować się jeden z uciekinierów. Jak pan sądzi? – odezwał się do przewodniczącego koła, uśmiechając się do niego łagodnie na znak, że dawał mu możliwość poprowadzenia tego zgodnie z własną wolą. Ciekaw był również, tak zwyczajnie, jak młody mężczyzna sobie poradzi i czy jego zainteresowanie magicznymi stworzeniami miało przełożenie na głębszą wiedzę, czy ją dopiero zbierał, wciąż rozbijając się gdzieś w życiu.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Zachciało mi się śmiać na samą myśl, że mój ojciec mógłby siedzieć na tronie. O nie, o wiele bardziej w tej roli widziałam swoją matkę - niezwykle silną, kobiecą, ale z zaciętością stawiającą na swoim. Ona była po prostu fascynującym człowiekiem. Nie potrafię wciąż pogodzić się z tym, że już z nią nigdy nie porozmawiam. Pytania Marcelli skłoniły mnie do udzielenia obszerniejszych odpowiedzi. W końcu miałam tutaj faktycznie coś do powiedzenia. Zaczęłam pospieszenie pisać, pozwalając jej zerknąć na tę powstającą w czasie rzeczywistym wypowiedź, jeśli tego chciała. Nie... po prostu mam takie samo imię jak ostatni faraon Egiptu, a właściwie tak się ogólnie uznaje, że Kleopatra jest ostatnia. Tak naprawdę ostatni był syn jej i Cezara, Cezarion, który przejął w teorii rządy po jej samobójstwie, ale miał tylko trzy latka, więc został Urwałam gwałtownie i to nie dlatego, że właśnie pisałam o brutalnym morderstwie trzylatka, ale dotarło do mnie, że zdecydowanie za dużo niepotrzebnie pisałam o starożytnym Egipcie. Jeden z niewielu tematów, gdzie byłam skarbnicą wiedzy, ale zazwyczaj ludzie zaczynali umierać z nudów. Dlatego spojrzałam przepraszająco na Hudson, gotowa zgnieść ten kawałek papieru, jak już oderwała od niego wzrok. Zrozumiałam aż za dobrze jej słowa o śpiewaniu. Uwielbiałam to i chyba nie wychodziło mi najgorzej, ale teraz już nie pamiętałam brzmienia swojego głosu. Nigdy nie sądziłam, że mógłby mi wrócić, więc całkowicie wykluczałam tę opcję. I tak bym się nie nadawała na piosenkarza, za to głos Marcelli był taki słodki i uroczy, że pewnie wiele osób by się w nim zakochało. Próbowałam poświęcać pełnię uwagi szukaniu sów, ale szło mi to średnio. Rozpraszałam się wszystkim dookoła, a już zwłaszcza swoją towarzyszką. Nieśmiało spuściłam wzrok, kiedy powiedziała coś tak szczerego i ważnego. W poprzedniej szkole jednak dużo częściej spotykałam się z wyśmiewaniem, a taka wyrozumiałość i otwartość ze strony Krukonki bardzo mnie zaskoczyły. I to pozytywnie. Zaczęłam nerwowo grzebać w plecaku, gdzie tymczasowo włożyłam woreczek z żukami, a przynajmniej wydawało mi się, że to zrobiłam. Materiału wraz ze zwierzątkami nie było nigdzie widać. Zrobiło mi się szalenie głupio i cała się zaczerwieniłam, a w głowie huczała mi myśl, że teraz to już w ogóle uzna mnie za przygłupa. Pokręciłam tylko niemrawo głową. A niech to! Totalnie nic mi nie wychodziło na tym kółku. Cała nadzieja w Marcelli i jej woreczku z żukami. Sięgnęłam po notes. Musiałam go zgubić. Ale tam chyba jest nora! Otworzyłam szerzej oczy, gdy wskazałam długopisem pobliskie wzgórze, gdzie widać było ciemną dziurę. Może akurat siedzi tam pójdźka?
tropienie3 wydarzeniaF łapanie90 sowa złapana (niezależnie od k100 dzięki literce)
Obserwował przez chwilę wszystkich, gdy w parach ruszali na polanę, przeczesując ją dokładniej. Widzial, że nie wszystkim od razu udawało się porozumieć z drugą osobą, ale nie bardzo się tym przejmował. Upewnił się, że klatka, do której mieli schować znalezione pójdźki jest otwarta i miał nastawić uszu na to, czy ktokolwiek potrzebuje jego pomocy, kiedy usłyszał głos profesora, który zwracał się bezpośrednio do niego. Było to w pewnym stopniu zaskakujące, choć pewnie nie powinno, a gdyby tylko wiedział, że mężczyzna zastanawia się nad poziomem jego wiedzy, nie wiedziałby, co miałby zrobić. Szczęśliwie nie znał się na legilimencji, więc z zaciekawieniem spojrzał w stronę wskazaną przez profesora, dostrzegając po chwili także ruch kawałek dalej, który mógł świadczyć o kolejnej sowie w pobliżu. - Wydaje mi się, że nie tylko jedna, chyba że mieszkanka znalezionej przez profesora nory biegła w tamtym kierunku - odpowiedział, kierując się z mężczyzną we właściwym kierunku, spoglądając na niego kątem oka. - Możemy sprawdzić. W końcu chodzi o to, żeby znaleźć wszystkie - powiedział, przeczesując spojrzeniem teren, w którym dostrzegł wcześniej ruch, próbując wypatrzeć norę, jednocześnie zastanawiając się, czy profesor przyszedł, aby sprawdzić, jak mu idzie prowadzenie spotkań koła, czy może sam chciał pomóc przy odnajdywaniu uciekinierów z sowiarni. - Mam nadzieję, że wszyscy sobie poradzą z zadaniem, choć wyjaśnienia mogły brzmieć jednak mgliście… - mruknął jeszcze, mimowolnie dzieląc się z profesorem swoimi przemyśleniami z początku zajęć.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Może nie powinien ingerować, może powinien skupić się również na innych, ale prawda była taka, że Christopher jak na coś się uparł, to się uparł i nigdy nie umiał i nie chciał odpuszczać. Tak, jak nie zamierzał zostawiać samego Solberga, tak nie chciał w tej chwili pozwalać na to, żeby Norwood pogubił się w swoich planach, założeniach i możliwościach. To nie było coś, na co mógł pozwolić, jako profesor i zwyczajnie jako człowiek, który miał już doświadczenie w życiu, który po prostu wiedział, co czasami się działo i jakie wybory potrafiły wszystko zmienić. Chciał również dowiedzieć się, czy faktycznie fascynacja Jamiego magicznymi stworzeniami miała jakieś pokrycie w rzeczywistości, czy była raczej, jak można by to powiedzieć, bardziej papierowa. - Nie widziałem jej i sądzę, że wciąż znajduje się w norze. Zdaje się, że powinniśmy to sprawdzić, skoro, jak mówisz, musimy złapać je wszystkie - odpowiedział z łagodnym uśmiechem, sięgając po żuki, jakie miały być przynętą, żeby zaraz zaśmiać się cicho, kiedy ten uciekł i wbiegł jakimś cudem pod jego sweter. Nie było to nieprzyjemne, raczej komiczne i tak Christopher to potraktował, nie czując się z tego powodu jakoś szczególnie źle. Zdał sobie również sprawę z tego, że mimo wszystko zdołał wywabić sowę z jamy, bo żuk, jak to żuk, kręcąc się po jego ciele musiał ją zwabić. - Wyjaśnienia to jedno, a praktyka to drugie, panie Norwood. Nie da się czegoś nauczyć, jeśli się nie spróbuje, taka jest prawda. Może pan teoretycznie świetnie wiedzieć, jak hodować psy, ale trafi się panu taki z charakterem, którego pan nie pojmuje, z lękami, które wzięły się Merlin wie skąd. Może pan wiedzieć, jak sadzić miętę, ale popełni pan jednak błąd, którego pan nie przewidział. Jedynie praktyka czyni mistrza - odparł bardzo spokojnie, mając nadzieję, że student zrozumie, co chciał mu przekazać, jednocześnie próbując ściągnąć żuka na dłoń, żeby sowa wychynęła nieco mocniej z nory, w jakiej obecnie się znajdowała.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Musiał przyznać, że obecność profesora nieznacznie go stresowała, zupełnie, jak wtedy, gdy szef patrzył mu na ręce w trakcie pracy. Nie wiedział, co miał o tym myśleć, ale nie zamierzał udawać, że nie widzi mężczyzny, czy też unikać rozmowy z nim. Z tego powodu bez problemu skierował się za nim, aby szukać sów, po chwili rozglądając się uważniej za tą, którą zdołał dostrzec. Kręcił się przez to pośród trawy, próbując nie robić zbyt dużego hałasu. Pójdźki miały do nich przyjść, nie zaś wystraszyć się ich obecności, a skoro jedna biegała obok nich, musiał zachować większą ostrożność. - W takim razie mogą być dwie obok nas. Jedna w norze i jedna gdzieś tu biega… Może to parka - odpowiedział z lekkim namysłem, przeczesując spojrzeniem okolice wokół nowy, którą dostrzegł profesor Walsh. Zaraz spojrzał na mężczyznę, gdy ten zaczął się śmiać, zastanawiając się, co się stało. Dopiero po chwili dotarło do niego, że najprawdopodobniej jeden z żuków wbiegł pod ubranie mężczyzny, skoro to po nie sięgał. - Jednak odpowiednio przekazana teoretyczna wiedza wpływa na pewność siebie w trakcie podejmowania prób. Próbuję odpowiednio przygotować się do spotkań, żeby móc odpowiedzieć na większość pytań, ale i tak teraz nie jestem pewien, czy to wystarczy… - odpowiedział całkowicie szczerze, starając się jednak nie patrzeć na mężczyznę, nie czując się dobrze, gdy pokrętnie przyznawał się do braków wiedzy, które na szybko uzupełniał przed kolejnymi spotkaniami. - Tam się ruszyła znowu sowa… Zdecydowanie mamy tutaj dwie, więc ja spróbuję tę biegającą zwabić do siebie - powiadomił jeszcze profesora, kucając w trawie i sięgając po żuka.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Całkiem trafne spostrzeżenie - odpowiedział Christopher, kiwając głową, zastanawiając się, czy tylko mu się wydawało, czy znowu wyczuwał u Jamiego niepewność. Nie wiedział, czy go płoszył, czy powodował, że ten czuł się niekomfortowo, czy może chodziło o coś zupełnie innego, ale wiedział, że powinien dać mu czas. Skoro młody mężczyzna potrzebował pomocy, skoro potrzebował kogoś, kto pomoże znaleźć mu właściwą drogę, należało faktycznie jakoś go ukierunkować, a nie tylko rzucać mu rozwiązania, licząc na to, że któreś mu się spodoba. To również nie było rozwiązanie i Chris zdawał sobie z tego w pełni sprawę. - Nie od razu każdy jest wspaniałym mówcą, zdaje pan sobie z tego sprawę? Jestem pewien, że moje pierwsze lekcje były gorsze, niż okropne - przyznał gładko, kiedy w końcu udało mu się złapać niepokornego żuka, a co za tym idzie, przestać śmiać. Nic już go nie łaskotało, a sówka najwyraźniej była jeszcze bardziej zaciekawiona tym, co się działo. Owad bowiem znajdował się bardzo blisko niej, w sposób niemalże nęcący, czego nie dało się tak naprawdę zignorować. Na razie jednak stworzenie wolało się nie wychylać, co właściwie było całkiem normalne, a oni musieli wykazać się cierpliwością. - Nie wszystko również zawsze się pamięta. Zazwyczaj skupiamy się na ogóle, na podstawowych zasadach, ale kiedy przychodzi co do czego, musimy zagłębić się w tym, o czym chcemy mówić, żeby na pewno się nie pomylić. Ja też wielokrotnie przygotowuję się dodatkowo przed lekcją.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Ciekawość jest tym, co rozbudza się w każdym pod wpływem czegoś interesującego. Każdy jednak wie, że w duszy prawdziwego krukona ciekawość jest wypisana grubymi literami z benzyny i należy tylko postawić smoka, karząc mu chuchać. Dlatego zagląda niemal nachalnie za ramię Cleopatry, ciekawa co tam dziewczyna piszę. To przykre, że ostatnia królowa Egiptu popełniła samobójstwo i zostawiła syna. Chce o to zapytać, ale Seaver nie dokańcza swojego ciekawego eseju. - Co z nim zrobili? - Uroczy głos wyrywa się z marcellinowych ust, nie mogąc się doczekać dalszych jej pisanych słów. Jakby to nie było oczywiste. Interesujące jest też to, co sądzi Cleo o swoim imieniu, skoro zostało ono nadane po samobójczyni to chyba nie najlepszy omen, zwłaszcza jakby miała trzyletnie dziecko — a jednak nie pyta już o to. Hudson dzisiaj chce być piosenkarką, może zauroczyłaby cały świat albo zirytowała. Jutro pewnie zapragnie rzucić to wszystko i wyruszyć w kosmos. Ciężko jest ustatkować się w swoich marzeniach, nie do końca rozwiniętych pragnieniach dziecka, które chce wszystkiego, ale kiedy się chce wszystkiego, to nie ma się nic. Ukierunkowanie na konkretny cel jest ważne, ale może to jeszcze za wcześnie dla siedemnastolatki. Patrzy, jak ręce Seaver grają chaotyczną melodię po wnętrzu plecaka. Już zaraz miała się dowiedzieć, jakie ma żuczki, ale ona nagle sięga po notes. Oho coś jest nie tak! Nie ma — zgubiły się! Jeśli Cleopatra myślała, że Marcella uzna ją za przygłupa, to pewnie musiała się zdziwić, kiedy worek z żuczkami Hudson upada na trawę. - Ups, a moje uciekły. - Wzrusza ramionami, nie wiadomo czy uczyniła to specjalnie, czy jest aż taką niezdarą. Szybko jednak kieruje swoje spojrzenie brązowych, lecz jasnych oczu na długopis dziewczyny, wskazujący pobliskie wzgórze z norą. W tej samej chwili wyskakuje pójdźka z koleżanką. - Łapiemy je! - Krzyczy, chociaż zaraz zatyka sobie usta dłonią. Stara sobie przypomnieć co mówił Jamie o łapaniu sów, ale teraz jedynie co przychodzi jej do głowy to, to że trzeba za nią biec!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przez posturę i plotki, które o nim krążyły, mógł sprawiać wrażenie kogoś zupełnie innego, bardziej zadufanego w sobie i mającego wyjebane na wszystko wokół. Tak naprawdę zupełnie taki nie był, co można było zrozumieć, jak się nieco lepiej chłopaka poznało. Albo przynajmniej w dobrych okolicznościach, a dziś były one zdecydowanie lepsze niż podczas OPCM. Uśmiechnął się na widok jej zaskoczenia. -Swój do swego ciągnie. - Odpowiedział żartobliwie, jednocześnie mimowolnie bawiąc się pierścieniem na swoim palcu. Wężousty nigdy nie był i raczej ciężko byłoby to zmienić, choć ciekawiła go ta umiejętność. -Grzechocząca sowa. Już wiem, co będzie mi się śniło po nocach. - Westchnął jeszcze, a mając pewność, że nie ma już w norze węża, zajrzał do środka. -Muszę zacząć słuchać Norwooda, na prawdę. - Prychnął rozbawiony, bo nie miał żadnego robala, a że dziewczyna zaoferowała się, że znajdzie, to jej też nie przeszkadzał. Gorzej, że sowy żadnej nie złapał, bo ta widząc jego mordę w norze, chyba się przestraszyła i przeleciała mu tuż nad głową. -Spierdoliła! - Zawołał do @DeeDee Carlton, żeby dać jej znak, by szukała raczej w powietrzu niż ponownie na ziemi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Dotychczas jawił się w jej oczach jako zimny i nieczuły, prawie dwumetrowy olbrzym o sercu z kamienia, który bezdusznie rzucał zaklęciami w jej... no właśnie, w kogo? Cleopatra nie była nawet jej przyjaciółką, zamieniły ze sobą może cztery słowa w przeciągu miesiąca. I w sumie może nie powinna tak personalnie odbierać jego ataków na Puchonkę, nie mogła jednak nic poradzić, że mimo tak ograniczonego kontaktu czuła do niej trudne do wytłumaczenia przywiązanie, a rzadko kiedy miała okazję poczuć jakąś więź z drugim człowiekiem. Gdy więc czuła coś, co nosiło znamiona sympatii, trzymała się tej osoby kurczowo jak wierny pies. Ale Max wcale nie był taki straszny, jak jej się wydawało. Budził respekt i na pewno nie chciałaby nigdy wylądować z nim na prawdziwym pojedynku, lecz nie drżały jej już kolana, gdy na nią spojrzał. Grzebała w ziemi szukając między wilgotnymi grudkami jakiegoś śladu obecności dżdżownicy czy innego robaka, a w międzyczasie Ślizgonowi skutecznie udało się wypłoszyć sowę z nory. DeeDee zdążyła się tylko odwrócić i zobaczyć odlatującą niewielką sówkę. - Wspaniale - skwitowała kwaśno, wyrzucając z ręki trzymany kawałek gleby. - I co teraz? Szukamy innej nory czy czekamy, aż ta wróci do swojej? - zapytała, czekając na jakąś decyzję z jego strony. Jej samej żadna z opcji się nie podobała. Powrót ptaka do nory mógł trwać wiele godzin, a prawdę mówiąc mógł się nigdy nie wydarzyć, bo chyba bardziej prawdopodobne byłoby, że wykopie sobie nową dziurę w ziemi, niż że wróci do tej obleganej przez hogwartczyków. Z kolei szukanie kolejnej nory i wywabianie innej sowy też mogło zająć im dużo czasu. Z tą tutaj im się upiekło, kolejna mogła nie być tak łatwo dostępna.
Prowadzenie komuś korepetycji było dla bruneta czymś nowym, a co dopiero z mioteł. Choć już był po przeprowadzeniu swojego treningu to nie wiedzieć czemu stresował się przeprowadzić coś podobnego nowej uczennicy. Może po prostu nie miał pojęcia czego się spodziewać? W końcu ludzie są różni, a on z ludźmi wcale nie dogaduje się tak dobrze jak mogłoby się to wydawać podczas treningu.
Przez cały dzień rozmyślał o tym, co tak w zasadzie mógłby przygotować dziewczynie. Może też tor przeszkód? Albo jakiś wyścig? Koniec końców coś tam nabazgrał sobie na kartce z nadzieją, że wena najdzie go jak już faktycznie na tej polanie będzie. No i miał farta! Gdy dotarł na miejsce gdzieś tam na uboczu leżały pieńki i patyki pozostawione przez nie wiadomo kogo, jednak Hyung był za to wdzięczny. Przy pomocy zlepu, accio i innych podstawowych zaklęć zdołał ułożyć coś na wzór obręczy w powietrzu, a kawałek dalej parę pieńków ułożył w linii prostej tak, aby mogły robić za płotki. Za pozwoleniem szkoły, zabrał z magazynku sprzęt drużyny oraz skrzynię z tłuczkami i choć nie miał zamiaru wypuszczać ich wielu, to nie chciał, aby nowa dziewczyna miała zbyt wielkiego ułatwienia.
Po przygotowaniu miejsca na trening, zasiadł na jednym z pieńków i czekał na nową towarzyszkę. Już po chwili stanęła przed nim wysoka bruneta. - Witam serdecznie - wstał z pieńka i przywitał się z nią z lekkim uśmiechem na twarzy, przynajmniej takim aby nie wyglądać nadto groźnie. Nieco zdziwiony wziął od niej pergamin i go rozwinął. Przeczytał po czym zwinął kartkę z powrotem. - Całkowicie rozumiem, Panno Seaver. Myślę, że nie będzie to problemem, choć szczerze mówiąc się tego nie spodziewałem - starał się wyjaśnić swoją perspektywę jak najlepiej i równie spokojnie. - W razie czego ja sam zawsze noszę ze sobą czysty papier oraz pióro. - Dopowiedział jeszcze po czym wyjął ze swojej torby rzeczy o których wspomniał.
Odłożył kartki wraz z piórem z powrotem do torby po czym odwrócił się w stronę rozłożonych przez niego przeszkód. - Pozwól, że wyjaśnię Ci od razu co będziesz dzisiaj robić, tak aby nie przedłużać. - zerknął przez ramię na nastolatkę po czym odchrząknął. - A więc, pierw sprawdzę twoją kondycję poprzez bieg przez płotki, mam nadzieję, że nie będzie to dla ciebie zbyt trudne gdyż nie wiem czy masz jakieś choroby serca lub płuc, a jeśli masz to napisz mi proszę jakie. Po płotkach masz krótką przerwę na wzięcie łyku lub dwóch wody i następnie wskakujesz na miotłę i twoim zadaniem będzie zrobienie trzech okrążeń przez tamte obręcze, a utrudnieniem będą tłuczki, na które także będziesz musiała zwracać uwagę. - Tłumaczył jej co będzie robić w międzyczasie gestykulując i wskazując co jakiś czas na niektóre pieńki.
Miał ogromną nadzieję, że nagle nie będzie zmuszony zmieniać czegoś czy co gorsza wymyślić w 5 sekund inne ćwiczenie w razie gdyby ta miała jakąś chorobę. Oczywiście chodziło o sam fakt jakiejkolwiek choroby, bo każda nawet z wierzchu najlżejsze podczas treningu może się ukazać. - Póki co jeśli jeszcze się nie rozgrzałaś to możesz zrobić sobie krótką rozgrzewkę głównie stawów skokowych, kolan oraz bioder. No i oczywiście jeśli masz jakieś pytania to śmiało możesz mi je zadać nawet jeśli byłoby to w trakcie twojego treningu, chociaż wolałbym abyśmy nie byli zmuszeni przerywać ćwiczeń... Ale to w zasadzie tylko dlatego, że te tłuczki się ciężko łapie - zaśmiał się pod koniec wypowiedzi z nadzieją, że ta zrozumie o co mu chodziło.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Uśmiechnął pogodnie, jak to tylko Puchon potrafi. - Nieraz straciłem dumę w tym zamku i jakoś nie jest mi przykro - kąciku ust uniosły się dziwnie, kiedy Wacław usiłował powstrzymać śmiech. - Nie uważam tego za cechę, do której trzeba się przywiązywać, także spoko - po czym rzucił w stronę Terrego zaklęciem mające mu wyczyścić szkolny mundurek czy też załatać jakieś ewentualne dziury na spodniach. Wszak nikt nie chce, aby małolat się przeziębił. - No... Może odbudujemy jej domek? - Zaproponował niewinnie, głosikiem jakby zachował do tej pory wszystkie swoje cnoty niewieście. Wacław czuł się nieco winny, że mimo przypadku to i tak fakt zniszczenia schronienia zwierzaka się wydarzył. Nawet jeśli mieli za zadanie złapać ptaka to tego już szukać się nie opłaca. A tak przynajmniej miałby szansę gdzieś wrócić i nie zamarznąć w ten listopadowy wieczór. - Jakim repero? Reparp? - Wiedział, że podobne zaklęcie istnieje, ale jak ono brzmiało? Czy zadziała? Pytania, które za sprawą lenistwa mogą nie zyskać odpowiedzi. No i po tym ruszyli na dalsze łowy, na których Młody Puchon wykazał się spostrzegawczością. Jak słodko jest mieć młodzieńcze zmysłu, ostre i niezawodzące. - Może weźmy ją na przeczekanie? - Zaproponował.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Ja od zawsze musiałam uczęszczać na różnego rodzaju korepetycje, chociaż zdecydowanie najwięcej dotyczyło nauki zaklęć. Niestety nie należałam do tego gatunku ludzi, którzy nawet nie muszą się uczyć, a i tak dostają wysokie oceny. U mnie było odwrotnie. Choćbym uczyła się kilka dni i nocy z rzędu przed egzaminem, to i tak mogłam go nie zdać. Ale korepetycje z gier miotlarskich i dla mnie stanowiły kompletną nowość. Spotkanie napawało mnie ciężkim do przełknięcia stresem, bo po prostu niczego o kapitanie Hyungu nie wiedziałam. Czułam się rzucona na głęboką wodę i tylko fakt, że chodziło o moje ukochane miotły mnie pocieszał. Nie mogła to być bowiem całkowita katastrofa, jeśli oznaczała możliwość polatania, odetchnięcia świeżym powietrzem i chwilę oderwania od rzeczywistości. Ja podczas lotu czułam się wyzwolona. Jak jaskółka wyfruwająca ze swojego gniazda utkanego pod sklepieniem domu. Zmierzając na polanę nie spodziewałam się, że specjalnie dla mnie przygotuje różne obręcze oraz poustawia pieńki. Przecież byłam tylko jedną osobą! Równie dobrze mógł machnąć ręką i kazać mi robić tyle kółek, aż kompletnie zakręciłoby mi się w głowie. Poczułam się więc na tyle lepiej, że delikatnie uśmiechnęłam się na powitanie do chłopaka. Trochę dziwnie mi było z tłumaczeniem, że nie mówię, ale i tak przyjął to dobrze. Największym problemem mogłaby stanowić komunikacja podczas meczy, ale jeśli wypracujemy prosty system pokazywania różnych znaków dłonią to nie powinno nam przeszkadzać. Czasami i tak było na boisku za głośno, aby dało się usłyszeć krzyki zawodników. Stanęłam wyprostowana obok kapitana, starając się skupić na każdym słowie Puchona. Bardzo mi zależało na zrobieniu dobrego wrażenia, więc zamierzałam wykonywać wszystkie polecenia co do joty. Pokiwałam głową, gdy wyjaśnił dwa ćwiczenia. Nie, nie mam żadnych chorób. Jestem zdrowa jak ryba. :) Napisałam i pokazałam mu notatnik. Na słowa o rozgrzewce ponownie skinęłam głową. O tak, zawsze je wykonywałam. Rozpoczynanie treningu bez porządnego rozciągnięcia mięśni zawsze wydawało mi się ciut głupie. Wszystko rozumiem, dziękuję za tłumaczenie, Kapitanie. Odłożyłam moją cudną miotłę na bok, kiedy zabrałam się za rozgrzewkę. Nie zamierzałam się wstydzić, więc wybrałam sobie od razu różnorodne ćwiczenia, nawet jeśli na mnie w tym czasie patrzył. Z pewnością dało się dostrzec, że mam naprawdę zwinne ciało i dobrą kondycję, bo nawet minuta pajacyków w ogóle nie wytrąciła z równowagi mojego oddechu. Teraz weszłam w stan takiego skupienia, że nawet początkowy stres nieco mnie opuścił. Zgodnie z poleceniem zaczęłam biec przez płotki, a raczej przez pieńki. Przeskakiwałam każdy w podobnym tempie, uważając, aby żadnego nie potrącić. Nie udało mi się to w pełni, o jeden zahaczyłam łydką, ale po zachwianiu się pozostał prosto. Przyszedł czas na przerwę, więc sięgnęłam po butelkę z wodą. Po wypiciu paru łyków otarłam usta wierzchem dłoni i przechyliłam głowę, spoglądając na kapitana. Byłam ciekawa czy uważał moją dotychczasową pracę jako całkiem przyzwoitą czy może oczekiwał więcej.
– No skoro tak… – prychnął rozbawiony, od razu czując się trochę lepiej z całym tym żenującym zajściem. Może i wyszedł na ciamajdę i przy okazji cały umorusał się w błocie, ale skoro Wacław mówi, że nie ma się czym przejmować, to Terry zamierzał tej rady posłuchać. Po raz kolejny tego dnia spoglądał na starszego chłopaka z nabożnym wręcz podziwem. Ile by dał, żeby móc nie przejmować się tym, co inni sobie o nim pomyślą…. – Dzięki. – mruknął, kiedy jego ubrania w magiczny sposób zostały wyczyszczone i połatane. No tak czary, dlaczego sam na to nie wpadł? Miał ochotę pacnąć się dłonią w czoło. – No…możemy. Tylko jak? Reparo tu chyba nie pomoże. – pochylił się nad zasypaną norką, przyglądając się szczątkom wykopanej w ziemi dziurce. O ile się nie mylił, zaklęcie naprawiające działało raczej na przedmioty, a wyrwę w ziemi ciężko nazwać przedmiotem. Ale co on tam wiedział, w końcu zdecydowanie bliżej mu było do cyrkowca niż czarodzieja. - Jest jakieś zaklęcie do kopania dziur? No, chyba że zupełnym przypadkiem masz przy sobie łopatę? Swoimi pomysłami nie zbliżali się ani o cal w kierunku wykonania zleconego im zadania, ale hej, przynajmniej towarzystwo było ciekawe. Terry odpychał od siebie wizję niezadowolenia na twarzy Jamiego, kiedy wrócą z poszukiwań bez sówki. To byłby kolejny raz, kiedy dał ciała na spotkaniu koła i chłopak miał wrażenie, że nie wróży mu to świetlanej przyszłości. Może dlatego spróbował skupić się na wytropieniu zbiegłej sówki i sprowadzeniu jej bezpiecznie do zamku. – Mhm… albo ona weźmie nas na przeczekanie. – odarł, nadal rozmasowując miejsce, w którym ptaszysko go ugryzło.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Oczywiście, że jakieś zaklęcie do kopania dziur było, ale żeby je znać należało mieć dwie rzeczy: 1) szacunek do profesora Volberga 2) obecność na jego zajęciach. Wacław nawet nie śnił o jednym czy drugim, więc wolał już iść w zaparte, że zawsze ma przy sobie łopatę, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będzie potrzeba pochować zwłoki nieprzyjaciół swoich przyjaciół. - Jeśli chodzi o zaklęcia żywiołów to ja znam jedynie takie na wodę i erekcję - przyznał, obserwując dół jak wujek-majster szafkę do skręcenia. Przeczesał się po wąsie, podpierając jeden bok ręką, aby mruknąć coś w zastanowieniu. - Jasne, że mam łopatę - rozejrzał się w pośpiechu po okolicy, szukając jakiegoś patyka, który łatwo da się zmienić w proste narzędzie względem jego budowy. Po czym z uśmiechem przekazał łopatę Młodemu Puchonowi - działaj śmiało - dodał z uśmiechem. - Nie weźmie nas na przeczekanie. Przyszliśmy tu pomóc, dziwnie będzie odejść bez pomagania. Chodź. - Wskazał przypadkowy kierunek marszu.- Tam z pewnością będzie ptak, który będzie chciał zostać uratowany! - Orzekł z takim przekonaniem, że sam sobie był gotów w to uwierzyć.