Dużo miejsca, spora odległość od lasu i wyjątkowo krótka trawa - to sprawia, że jest to świetnie miejsce nie tylko do spędzania czasu wolnego (na przykład na kocu), ale też do małych pojedynków na zaklęcia czy ćwiczenia latania na miotle.
Impreza księżycowa:
Księżycowe zakończenie
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
Pamiętała Valerie, głównie przez jej energiczne przywitanie. Odmachała dziewczynie niemal od razu, aby ponownie rozejrzeć się po członkach drużyny. Było tu wystarczająco dużo znajomych twarzy, aby jedenastolatka poczuła się pewnie. Niemniej jednak, nie pchała się od razu do pełnoprawnego treningu. I to z kilku powodów. Pierwszy z nich dotyczył nieznajomości zasad. Drugi, zdecydowanie najważniejszy - braku umiejętności poruszania się na miotle. Mimo wszystko też chciała z tego treningu coś wynieść i gdy tylko zaproponowano jej naukę latania, zgodziła się na to bez zastanowienia. Gdy wzięła do rąk miotłę, nie miała zielonego pojęcia, jak należy się z nią obchodzić. Nie pojmowała napędzającej jej magii. W oczach dziewczynki, wyglądała jak najzwyklejszy przedmiot. Mogłaby dostać jakąś z kantorka woźnego, a i tak nie zauważyłaby różnicy. Na całe szczęście dla niej, @Anna Brandon służyła młodej puchonce, pomocą. Wbrew pozorom, sam start nie był aż taki trudny, przynajmniej jeśli wziąć pod uwagę zmuszenie miotły do lotu, bo z zachowaniem równowagi, jedenastolatka miała już pewien problem. Choć przypominało to poniekąd jazdę na rowerze, różnica w balansowaniu była znacząca. Zwłaszcza, że miotła miała jeszcze dwie, niezależne od podłoża, osie. Chwiała się raz w jedną, raz w drugą stronę, próbując zachować stałą wysokość. Kiedy już to, dzięki pomocy starszej dziewczyny, miała opanowane, zaczęła ćwiczyć nad skrętami. Miotła wydawała jej się dość sztywna, jeśli chodzi o manewry. Nie miała jeszcze wyczucia. - Jesteś świetną nauczycielką! Myślałaś, by zostać jakiś w przyszłości? - zapytała Annę. I już chciała pochwalić się przed Terrym, że załapała latanie, gdy podleciała do nich krwawiąca Lily. - Ten sport wygląda niebezpiecznie... Teoretycznie, jak każdy. Nawet w tym mugolskim nie brakowało kontuzji czy wypadków. Niemniej jednak, widok dobrze jej już znanej dziewczyny, poddał w wątpliwość dalsze uczestnictwo jedenastolatki w ćwiczeniach. - Jak się czujesz? - zapytała @Lily Blackwood. - Bardzo cię boli?
Lily była w absolutnej rozterce. Przede wszystkim nie było jej nic poważnego. Ania w trymiga uleczyła krwawiący nos, który nie był przecież niczym poważnym. A jednak gdyby okazała się trochę bardziej cierpiąca, mogłaby spędzić całkiem miło czas sam na sam z Gaelem, który sam się oferował. Posłała pannie Brandon dyskretnie błagalne, wiele mówiące spojrzenie, a potem jak na aktorkę przystało pobladła na zawołanie. - Ależ skąd, wszystko dobrze - powiedziała ciut słabszym głosem niż przed chwilą, odwracając się do Terrego. - To wspaniały trening, ale chyba nie powinnam ćwiczyć na czczo... Do kółka teatralnego należała od czwartej klasy i już wtedy zdobywała wysokie noty. Grała nawet księżniczkę w spektaklu na scenie New Magic Theatre! A od tej pory praktykowała nieustannie udawanie, że w jej małżeństwie wszystko jest jak należy. Spojrzała na Gaela jakby z płochością i nieśmiało opuściła wzrok, przysłaniając oczy wachlarzem ciemnych rzęs. - Nie, oczywiście że nie... - zachwiała się, niemal upadając w ramiona przystojnego puchona. - Och! P-przepraszam, Gael! Nie chcę, żebyś przerywał przeze mnie trening, tak doskonale ci idzie!
Zmartwił ją stan zdrowia @Lily Blackwood. Zwłaszcza, że dziewczyna się zachwiała, niemal wpadając na kolegę z drużyny. - Może powinnaś trochę odpocząć? Albo udać się do szkolnej pielęgniarki, bo jeśli to uraz głowy, to można nawet tego nie widzieć... Nie znała się zbyt dobrze na medycynie. Ani tej mugolskiej, ani tym bardziej magicznej. Spojrzała jedynie na Annę, szukając w niej jakiegokolwiek potwierdzenia swych słów. Nie potrafiła rozpoznać zaklęcia, rzucanego przez panią prefekt, dlatego też chciała się upewnić czy ta wzięła - bądź nie, pod uwagę także takiego typu obrażenia. Mimo wszystko, z Lily chyba nie było aż tak dobrze, skoro miała problemy z utrzymaniem równowagi. Jedenastolatka aż straciła cały swój dotychczasowy zapał. Zdrowie puchonki stanowiło większy priorytet, niż jej małe sukcesy. Jeszcze zdąży poinformować resztę drużyny o tym, że chyba zaczęła opanowywać latanie. Jej wzrok powędrował w kierunku kolejnej osoby - kapitana (@Terry Anderson). - Może niech trochę odpocznie? Kierowała się czystą troską o zdrowie starszej koleżanki. - Mogę pójść z nią do pielęgniarki - zaproponowała. - Chociaż... Chyba jestem z byt drobna... Jeśli straci równowagę, mogę nie uchronić jej przed upadkiem... To był ten moment, w którym wręcz przeklinała swoje drobne, dziecięce ciałko. Gdyby była starsza, mogłaby z nią pójść bez ryzyka tego, że nie zdoła jej utrzymać. Wtedy reszta drużyny kontynuowałaby rozpoczęty trening, dzięki czemu inni gracze nie straciliby tych cennych godzin. W końcu nie grała. Ale Anna również. Z drugiej strony, prefekt pełniła tutaj rolę pomocy medycznej. Gdyby doszło do podobnego wypadku, podczas jej nieobecności, mogłoby być gorzej. Decyzja jednak należała do kogoś zupełnie innego.
Malakai O'Malley
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Czuć od niego często papierosy, nosi nieśmiertelnik (dane: Roark Tiarnáin Ó Mháille), irlandzki akcent
To nie tak, że zaspał, ale taka wczesna godzina na trening była absurdalna, więc... więc może wstał odrobinę za późno i guzdrał się odrobinę zbyt długo, ostatecznie po prostu musząc pogodzić się z myślą, że będzie lekko spóźniony. Od powrotu do Hogwartu nie miał za dużo możliwości sprawdzenia, kogo w Hufflepuffie jeszcze zna czy kojarzy, więc podejrzewał, że trening najlepiej się przyda właśnie do takiego zacieśnienia więzi. Mimo wszystko na posiłkach wszyscy już byli w swoich grupkach, na korytarzach wszyscy się spieszyli, a na zajęciach występował taki misz masz, że Malakai wolał już nie kombinować. Zresztą, trochę ruchu by mu się przydało, a do quidditcha zawsze miał słabość - czasem nawet dosłownie. Udał się w stronę polany ziewając i fantazjując już o zgarnięciu na wynos kawki z Wielkiej Sali (wychodziło na to, że musiał się nieźle kręcić w tę i z powrotem) i wypiciu jej przy bramie Hogwartu, z odpalonym papierosem i natłokiem własnych myśli. Ciekaw był kto zorganizował trening i jak miał wyglądać, ale kompletnie nie spodziewał się takiego zamieszania, jakie zastał, z prześliczną panną zalaną krwią i młodzieńcami (i jedną bardzo młodziutką młodzinką?) lecącymi jej na pomoc. - ...to co, już po treningu? - Zainteresował się, zgarniając na wszelki wypadek jedną szkolną miotłę, by wskoczyć na nią i jeszcze blisko ziemi zacząć się nieco rozgrzewać, ciekawsko kontrolując co tam się właściwie wydarzyło. Przynajmniej tym razem to nie on był ofiarą, chociaż z drugiej strony, dzień był jeszcze tragicznie młody...
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Jak się okazało, podanie Val było za mocne, aby kafel mógł to wytrzymać. Pomimo tego, że był „świeży” wybuchnął chłopakowi w rękach. Na co Lloyd rzuciła mu przepraszające spojrzenie. Zupełnie, jakby miała za co go przepraszać. Przecież Terry nie zaczarowałby kafli w taki sposób, żeby komukolwiek stała się krzywda. Zmieniła szybko zdanie, gdy kafel dotarł do Lily i zaczęła lecieć jej krew z nosa. Val, jako, że póki co nikt jej nic nie podrzucał, zerknęła z miotły na Blackwood, mocno zastanawiając się, czy nie zlecieć, aby jej pomóc. Była rozdarta pomiędzy tą myślą a chęcią kontynuowania treningu. Trochę znała się na magii leczniczej, toteż widziała, że krwawienie było w gruncie rzeczy bardziej upierdliwe niż groźne. Choć oczywiście na pewno też bardzo nieprzyjemne. Na więcej dygresji czasu nie było, bo nagle piłkę podał jej Terry, a jako że kafle wybuchały – musiała się jej szybko pozbyć. Z braku laku podała ją do nowo przybyłego Puchona, który sumie mógł się tego nie spodziewać. Toteż Valeria tym razem ostrzegła, choć lakonicznie i chaotycznie. - Nie! Orientuj się! – i rzuciła piłkę w jego stronę, tym razem z większą ostrożnością. Miała szczerą nadzieje, że nie wybuchnie w mu rękach, a z nosa nie zacznie mu lecieć krew jak Lilce. Chociaż może… nie cieszyłaby się jego nieszczęściem, ale był tak powalająco przystojny, że m y ś l o udzielaniu mu pierwszej pomocy sprawiła, że nieco się zarumieniła. Z tego wszystkiego zapomniała przecież poinformować o jednym, drobnym szczególiku… - Podaj dalej, nie oddawaj! Kafle wybuchają!
Ledwo zdążył wskoczyć na miotłę i nieco się rozgrzać, a już w jego stronę leciał kafel. Złapał go z łatwością, dziewczyna miała niesamowitego cela, a on też był teraz wybitnie czujny, bo próbował się połapać w sytuacji, której do końca nie rozumiał. Złapał piłkę, spojrzał na zarumienioną - zapewne ze względu na wysiłek fizyczny - Puchonkę i zamrugał tylko w totalnym braku zrozumienia. - Jak to wybuchają? - Wyrzucił z siebie tylko, nie zamierzając jednak czekać na dodatkowe wyjaśnienia. Za jego czasów piłki nie wybuchały, co więcej - akurat kafla wszyscy chcieli łapać i mieć... ale ominął wstęp treningu, nie znał się, nie było co kombinować. Wybranie ofiary nie było zbyt proste, bo jednak część uczestników zajęła się dość mocno wcześniejszym wypadkiem, ale Kai też nie zamierzał tracić czasu, podlatując wreszcie bliżej i ostrożnie rzucając bombę do kolejnej osoby.
Nie taguję nikogo konkretnego, wybaczcie - pogubiłam się kto jest zajęty Lily, a kto jeszcze gra XDDD Więc jeśli ktoś potrzebuje napisać posta, to niech śmiało zakłada, że Kai do niego rzucił; na pewno nie wybrałby osoby, która jest zaaferowana wypadkiem!!!
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Na krótką chwilę wydawać by się mogło, że niebezpieczeństwo minęło, bowiem Ani udało się zatamować krwotok z nosa koleżanki, który – ale o tym mógł wiedzieć tylko Terry – zapewne sam z siebie ustałby tylko jakieś pięć minut później. Nie był sadystą i nie chciał zrobić nikomu krzywdy, toteż starannie dobrał zaklęcia, które rzucił na kafle, testując je uprzednio na samym sobie. Coś jednak musiało pójść nie tak, bowiem pomimo zatamowanego krwotoku Lily chwilę później zachwiała się na nogach, niemal mdlejąc, prosto ramiona Gaela. - O kurwa. – wyrwało mu się, kiedy dostrzegł całą scenę i czym prędzej wylądował wśród i tak już całkiem niezłej gromadki – Lily, co Ci jest, słabo się czujesz? Kręci ci się w głowie? – dopytywał głosem coraz to bardziej piskliwym z przejęcia. Chryste Panie, a co jeśli naprawdę zrobił jej krzywdę? Obejrzał się po zebranych dookoła Puchonach, myśląc gorączkowo. – Ania? – rzucił niewypowiedziane pytanie, bo kto jak kto, ale panna Brandon znała się na uzdrawianiu lepiej niż on, może więc zauważyła coś, co jemu umknęło. – To nie powinno tak być… - mruknął, czując narastającą gulę w gardle. – To bardzo delikatne zaklęcie, poza krwotokiem z nosa nie powinno ci nic być, więc jeśli gorzej się czujesz to może faktycznie lepiej, żeby obejrzała cię pielęgniarka – ocenił, przyglądając się z troską słaniającej się na nogach koleżance. – Mogę Cię zaprowadzić, chyba że wolisz żeby Gael albo Aiyana… - zaproponował, nie był wszak pewien, czy dziewczyna miała ochotę oglądać go w tej chwili na oczy. Nie zdziwiłby się, gdyby była na niego zła i nigdy więcej nie odezwała się do niego słowem. Ledwo zarejestrował, że na polanie pojawił się ktoś nowy, dopóki kafel nie świsnął mu przed nosem. Zamrugał, zastanawiając się, czy nie powinien aby przypadkiem zakończyć treningu tu i teraz, jednak część zawodników nadal latała w górze… Póki co poza Lily nie wydarzyło się nic strasznego, może więc po prostu miał do czynienia z jakąś nadwrażliwością albo co… Po chwili, która zdawała się trwać wieki podał piłkę do Ceda (@Ced Savage ) modląc się w duchu, żeby reszta treningu obyła się bez niespodzianek. – To co? Potrzebujecie noszy albo czegoś zimnego? Mogę coś wyczarować jeśli trzeba.
Przypominam, że żeby dostać 2 pkt do kuferka trzeba napisać dwa posty związane z treningiem (tzn postać musi w nich brać udział w ćwiczeniach). Poniżej lista postów treningowych na ten moment.
Sytuacja wyglądała poważnie. Jedenastolatka nie wiedziała, czy nadaje się do eskortowania poszkodowanej dziewczyny. Teoretycznie nie było w tym niczego wielkiego, praktycznie - w tym stanie mogło pojawić się naprawdę wiele problemów, z którymi pierwszoroczniaczka mogła nie dać sobie rady. Wszak nie należała do tych najsilniejszych osób. Nie znała także żadnych przydatnych w tej sytuacji, zaklęć. Mogła za to zrobić coś nieco innego. Gdy @Terry Anderson podszedł do rannej Lily, młoda puchonka postanowiła się do niego odezwać. - Hej, Terry, Anna nauczyła mnie latać, więc mogę kogoś na chwilę zastąpić - zaoferowała. Trening wyglądał dość brutalnie, ale jeśli mogła jakoś pomóc, nawet jeśli dotyczyłoby to jedynie podawania kafla, zamierzała to zrobić. - Ja wezmę! - poinformowała, nim @Ced Savage zdołał się do nich zbliżyć. Wzięła kafla do ręki, przez moment ważąc go w dłoni, po czym skupiła się na reszcie latającej drużyny. To właśnie @Malakai O'Malley stał się celem jej podania. - Leci! Przy okazji poćwiczy sobie rzucanie i łapanie, choć zdecydowanie wolałaby nie paść ofiarą kolejnego wybuchu. Zastanawiało ją, czy one rzeczywiście są takie groźne, czy Lily po prostu miała niesamowitego pecha. Jakby nie patrzeć, wybuchały już dużo wcześniej i tylko ten jeden okazał się naprawdę feralny.
Malakai O'Malley
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Czuć od niego często papierosy, nosi nieśmiertelnik (dane: Roark Tiarnáin Ó Mháille), irlandzki akcent
Kafel: 65 - 78, ka boom! Efekty:C, czyli farba zmienia mi kolor włosów na neonowy róż
Był to jeden z bardziej chaotycznych treningów, ale z drugiej strony całkiem sporo pokazywał... cóż, puchońskości. To, jak wszyscy dali się zaaferować mimo wszystko dość drobną (chyba?) kontuzją jednej zawodniczki i przekierowanie na to większości uwagi, było znaczące. Samo podawanie kafli nie było najważniejsze, a jednocześnie grupa doskonale wiedziała, że oblepienie rannej Puchonki ze wszystkich stron nikomu nie pomoże i czasem lepiej... podawać sobie dalej kafle? - Dzię-... - zaczął, ledwo łapiąc piłkę od @Aiyana Mitchelson, a już czując, że jego szczęście się wyczerpało. Z donośnym "puff" kafel wybuchł w jego rękach, a rozbryzg różowej farby dodał Kaiowi bardzo dużo uroku - nie tylko był cały w drobnych plamkach, ale też jego normalnie ciemne włosy szybko pochłonęły magiczną farbę i teraz były całe neonowe. Z tym, że Kai nie miał o tym jeszcze pojęcia. - ...-ki. Różowy to mój kolor - stwierdził, uśmiechając się do pierwszoklasistki, żeby przypadkiem nie poczuwała się do tego wybuchu, w końcu nic się nie wydarzyło. - Ej, masz chwilę po treningu? Chcesz skoczyć na jakiegoś papierosa, czy coś? - Zaproponował ciszej, bo już tylko do @Terry Anderson, do którego zgrabnie podleciał bliżej. Najwyraźniej to on prowadził ten trening, nawet jeśli jakoś nikt nie nazywał go kapitanem i to głównie o to O'Malley chciał chłopaka zagadać.
Kafel: 1 - 32 (nie linkuję, bo to rzut pro forma xD) → PUFF Litera:I – śpiewanie
Trudno było powiedzieć, co chodziło mu po głowie, kiedy przyglądał się całej misji ratunkowej z boku, bo nie wypowiedział się, ani nie zdradził swoją aparycją żadnych emocji. Od Lily trzymał się na dystans, jakby samo znajdowanie się blisko innej wili niż Holly uznawał za zdradę. Albo po prostu dlatego, że Lily miała już wokół siebie odpowiednią ilość osób zainteresowanych i zatroskanych, a trening dalej trwał, kafle dalej latały w powietrzu i dalej mogły wybuchnąć. Jeden z nich Ced złapał w roztargnieniu, ale zanim zdążył nawet dobrze się zorientować, że coś dotknęło jego rąk, kafel wybuchł mu w dłoniach, a on momentalnie zaczął coś nucić pod nosem. Nie wiedział co – marsz żałobny, albo weselny. Margines błędu był wysoki. Może czekał jeszcze na dzwony dla siebie i Holly, albo to wieża go wzywała. Tak czy inaczej, teraz trzymał się bardzo na uboczu od wszystkich. Magia, która zmuszała go do robienia rzeczy, na które nie miałby normalnie ochoty to była magia, przez którą czasem zastanawiał się czy nie łatwiej byłoby urodzić się mugolem.
___ wybaczcie jakość, nie ma mnie, czas mnie goni
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
To był pierwszy i ostatni organizowany przez niego trening. Nie przypuszczał, że sprawy mogą się skomplikować do tego stopnia, że konieczne będzie eskortowanie kogokolwiek do skrzydła szpitalnego. Takie jednak jego szczęście i choć nie obyło się bez małych sukcesów – Yanka śmigająca na miotle jeszcze przed pierwszą lekcją latania zdecydowanie była jednym z nich – to koniec końców Terry oceniał trening jako osobistą porażkę. - Dobra wiecie co, starczy tego dobrego. – wyjął różdżkę i rzucił zaklęcie, a chwilę później wszystkie kafle, które pozostawały w powietrzu eksplodowały, zamieniając się w chmurę kolorowego proszku, nie czyniąc przy tym nikomu żadnej krzywdy. Cóż, przynajmniej zakończy ten poranek ładnym widowiskiem. – Dzięki wszystkim, cieszę się że przyszliście, mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli za te kafle. – uśmiechnął się przepraszająco – Tak jak mówiłem na początku, nadal mamy wolne miejsca w drużynie, no i cały czas szukamy kapitana, więc gdyby ktoś z was był chętny, to droga wolna. Nim się rozeszli, obrzucił każdego uważnym spojrzeniem, upewniając się, czy nikt poza Lilką nie wymaga wizyty u pielęgniarki, z ulgą stwierdzając, że najwyraźniej tylko dziewczyna trafiła na felerną piłkę. – Zaprowadzisz ją do pielęgniarki? Lepiej, żeby ktoś ją przebadał, tak na wszelki wypadek. – poprosił Gael’a, a gdy i ta dwójka zniknęła im z oczu, na polanie zostali już tylko on, Malakai i jedenastoletnia Yanka. Słysząc pytanie, czy może bardziej propozycję chłopaka, Terry zmarszczył brwi, rzucając mu nieco zdezorientowane spojrzenie. - Wiesz co, ja nie p… - urwał w połowie, bo w zasadzie czemu miałby nie skorzystać z okazji? Pamiętał, że obiecał najmłodszemu borsukowi wycieczkę do zamku, ale przecież i tak nie uwiną się przed śniadaniem… - Daj mi chwilę. – rzucił w odpowiedzi i podszedł do młodziutkiej Puchonki – No i jak wrażenia? Mam nadzieję, że Cię nie zniechęciłem… Jeśli nadal chcesz, to po śniadaniu oprowadzę Cię po zamku tak jak obiecałem. Spotkamy się przed wejściem, okej? – odprowadził dziewczynę wzrokiem, po czym wrócił do przystojnego bruneta – Już jestem.
zt dla chętnych
*** dzięki za trening kochani!
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Stopień wypoczęcia 5 bo ZAWSZE można pospać więcej Forma fizyczna 6+ Kuferek59
Złapanie @Terry Anderson jak gdzieś się spieszył przypominało łapanie skaczącego jackalope. Swansea nie był pewien, czy ten się tak miota, bo sie cieszy lekcją mioteł, czy może najadł się szaleju na podwieczorek, ale kumulatywnie przebierał nogami na tyle szybko, że ślizgon nawet nie musiał szczególnie zwalniać kroku, kiedy wychodzili na błonia. Zamówił nową piękną błyskawicę, ale oczywiście sowia poczta opóźniała się z przesyłką, więc na lekcje szedł ze swoją wysłużoną, szkolną Zamiataczką. - To ta legendarna polana, na której prawie żeś pozabijał swoich kolegów? - zainteresował się, bo mu sie przypomniało, jak Puchon ostatnio mu pomarudził, że mu trening nie wyszedł i ktoś wylądował w skrzydle szpitalnym. Osobiście uważał, że trening miotlarski, po którym nikt nie wyjdzie z guzem albo wybitym zębem, to trening miotlarski zmarnowany. Może dlatego wykazywał sie taką inwencją twórczą podczas tworzenia swoich tłuczków węża, by dopełnić tej luki w uczniowsko-studenckim doświadczeniu na miotle - dodać szczyptę cierpienia. Zatrzymał się gdzieś na uboczu polanki, obserwując niecodzienny widok, czyli drzewa, których tu chyba wcześniej nie było.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Stopień wypoczęcia 3 - dużo imprezek i wgl Forma fizyczna 5 - od ponad roku w drużynie, stara się ćwiczyć, ale nie zawsze wychodzi Kuferek10
Val ubrana w wygodny puchoński dres przytargała szanowne cztery litery na polanę, gdzie nie tak dawno temu jej drużyna zaliczyła kolejny jakże udany trening. Nie chciało jej się, ale starała się nie opuszczać lekcji profesora Walsha, bo nigdy nie zapomni mu, jak podsunął jej cynamonkę na otarcie łez, gdy po raz pierwszy wyznała mu, że ona tu chyba nie pasuje. Teraz była już młodą kobietą, a nie zagubioną nastolatką. Choć czy w kwestii “zagubienia się” nie było jeszcze gorzej? Zignorowała nieprzyjemną myśl, dopalając papierosa. Transmutowała peta w guzik, schowała go do kieszeni i wyszła na połacie, które jeszcze wczoraj było polanką. Dzisiaj był tu las. Rzuciła okiem, dostrzegła Terry’ego w towarzystwie wytatuowanego Ślizgona. Pomyślała sobie, że w ogóle nie spędza ostatnio czasu z Andersonem, jakby stało się z nimi coś… złego. On miał swoje sprawy, ona swoje problemy. Może bała się, że nie zaakceptuje nowej Val. Być może bezpodstawnie. A może nie. Stanęła daleko od nich, choć nieśmiało mu pomachała. Musiała śmierdzieć jeszcze arbuzowymi kameleonami, wolała nie podchodzić za blisko nikogo.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Cieszyła się, że te zajęcia miały odbywać się z profesorem Walshem, bo ze wszystkich nauczycieli, którzy zajmowali się miotlarstwem, przez jego lekcje przechodziła najłagodniej (chyba). Liczyła, że będą zajmowali się czymś realnie przydatnym w grze, zamiast "tańczyć" i przerzucać błoto łopatami. Nawet nie pytała koleżanek, co działo się dalej na tej absurdalnej lekcji Baxtera, bo samo wspomnienie tamtego dnia budziło w niej jakieś niestworzone pokłady agresji. Oczywiście wiedziała, kogo spotka na polanie, bo jednak pula sportowców w Hogwarcie była ograniczona i rzadko kiedy widywała nowicjuszy ochotniczo biorących udział w tych treningach. Sama jednak dość dobrze przygotowała się na to przedsięwzięcie, krocząc przez błonia z wypolerowana miotła pod pachą, z ochraniaczami, z włosami związanymi w wysoką kitkę, która swobodnie opadała falami na jej ramiona i podskakiwała przy każdym jej energicznym ruchu. A energii miała tego dnia sporo! Nauczona doświadczeniem, poprzedniego wieczoru położyła się wcześniej, a rano poszła na śniadanie wcześniej, by nie latać z wypełnionym po brzegi żołądkiem. - Zakład, że znów będzie jakiś stół zawalony jedzeniem? - rzuciła do @Maximilian Felix Solberg, którego dostrzegła po wyjściu na błonia i którego ledwie dogoniła, bo tak długimi susami je przemierzał. - Myślisz, że ta nowomoda to po to, żeby nas utuczyć? Może uznali, że za dużo w tych drużynach chuderlaków? - dodała, szturchając go lekko w ramię, oczywiście sugerując, że to o nim mowa, mimo że rzeczona łapa wcale do najmniejszych nie należała. Ale gdy zjawili się na miejscu, polana nie wyglądała tak, jak zazwyczaj. Kate z lekkim zaskoczeniem omiotła wzrokiem "nowe drzewa". - To tu? - mruknęła, choć dobrze wiedziała, że tak, bo Swansea też już tu sterczał. No i nie było jedzenia, więc przegrała zakład na własnych zasadach.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Stopień wypoczęcia 2 Forma fizyczna 6 Kuferek109pkt.
Mógł być na łożu śmierci, a za nic nie opuściłby latania z Joshem. Dawno nie mieli okazji się widzieć, a lubił tę mordę wbrew trudnym początkom ich znajomości. Zarzucił więc sobie na ramię Pioruna, podtrzymując go dłonią, by się nie wyjebał, drugą rękę włożył do kieszeni i pogwizdując pod nosem ruszył na błonia. Szedł żwawo, choć jego umysł był zamglony ze zmęczenia, które coraz bardziej odbijało się na jego twarzy. Z opóźnieniem zorientował się więc, że u jego boku pojawiła się @Kate Milburn . -Mam nadzieję, że nie. Chociaż po Joshu bym się spodziewał. - Znał Walsha na tyle dobrze, że był pewien swoich słów, jednak nie kojarzył, by cynamonki czy inne przysmaki często pojawiały się na jego lekcjach. Jakby nie patrzeć sport był sportem i były rzeczy ważniejsze od pełnego żołądka. -Co to za prześladowanie chuderlaków? Zobaczymy, jak wtedy spodobają Ci się moje same kości, jak spotkamy się na boisku. - Zagroził jej żartobliwie. Szkolny sezon zbliżał się wielkimi krokami, a jego strasznie ciągnęło do prawdziwego meczu. Towarzyski, który rozegrali przed paroma tygodniami dał mu przedsmak, ale nie było nic lepszego niż walka z nabuzowanymi nastolatkami, którzy chcą się wzajemnie na sobie powyżywać. Stanął obok Milburn, gdy zwątpiła w ich lokalizację. Jak chuj szli w dobrym kierunku i jak chuj nie było tu wcześniej tych drzew. -Już wiem, co kara robi po godzinach. Sadzi drzewa. Co to jakiś program "Zielone płuca czarodzieja"? - Uniósł brew w zdziwieniu, jakby to mogło pomóc mu rozwiązać zagadkę. Zaraz też zasalutował do @Lockie I. Swansea , którego dostrzegł nieopodal. -Siema Val. - Dodał jeszcze w stronę @Valerie Lloyd , która wyglądała jakby nie miała ochoty na interakcje społeczne, ale Solberg nieczęsto się podobnymi znakami przejmował.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Stopień wypoczęcia 5 Forma fizyczna 6 Kuferek24 + 6 (za miotłę) = 30
Po ostatnich rozgrywkach bludgera bardzo wkręciła się w miotły i miała zajawkę na to, żeby grać w pierwszych składach, dlatego dużo ćwiczyła i nie opuszczała żadnych treningu, ani lekcji, wierząc, że właśnie dzięki temu jest w stanie zachować świetną formę. Tak było i tym razem - choć najchętniej wylegiwałaby się w ciepłym łóżeczku, bo tak wspaniale jej się spało, to ubrała się ciepło i ruszyła na miejsce lekcji. Jej uwagę od razu przykuł dziwny las, a raczej jak się okazało - jego atrapa, który widziała po raz pierwszy.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Stopień wypoczęcia 5 Forma fizyczna może 5 bo... członek drużyny, nie unika treningów drużynowych oraz dopiero zaczyna z quidditchem, ale czy ćwiczy po zajęciach eeee Kuferek7 pkt
Nie mogła przepuścić żadnej lekcji związanej z grami miotlarskimi odkąd wstąpiła do drużyny. Stawiała się na każdy trening, dopiero zaczynała, ale nie zamierzała tak po prostu sobie odpuścić, zwłaszcza że drużyna na nią liczyła. Zresztą Fern znalazła w lataniu na miotle nowe hobby. Nie rozumiała jak wcześniejsze robienie zdjęć czy granie na gitarze mogło przynosić jej tyle frajdy, skoro sunięcie w górze sprawiało, że można było dostać dużego kopa adrenaliny, a kiedy jeszcze coś uderzyło cię tak, że poczułeś wszystkie kości, o których nie miałeś pojęcia, zaczynałeś naprawdę żyć. To było to coś, czego zalążek zaznała na swoim pierwszym treningu u Locka, kiedy cała jej gęba zalała się krwią. No i te rozgrywki bludgera, może kolorowały w różnych odcieniach, ale ten duch rywalizacji na pewno był lepszy niż stanie na uboczu, kibicowanie i pstrykanie fotek. To było dopiero coś! Stawiła się na polanie wypoczęta, może nie był to jeden z tych dni, gdzie zaczyna się żyć od nowa, ale na pewno zjadła dobre śniadanie i wypiła przed spaniem eliksir na słodki sen, co skutkowało takim samopoczuciem, a nie innym. No i znalazła swój nowy cel w przybyciu na ulubioną lekcję, latania na miotłach. Stanęła sobie gdzieś na uboczu, nie za bardzo mogąc się do kogoś odezwać, z drugiej strony nikt nie wyglądał na kogoś, kto ma ochotę na towarzystwo głuchej. Podeszła bliżej @Valerie Lloyd, a nie będąc pewna czy naprawdę poczuła arbuzowe kameleony zrobiła ze dwa kroki bliżej puchonki, aby złapać ten zapach, ze zwykłej ciekawości i tego, że jej zmysł powonienia był bardziej rozwinięty, niż słuch to było niemalże pewne na sto procent.
Stopień wypoczęcia 5 Forma fizyczna 1 (Postać tylko raz siedziała na miotle) Kuferek5
Przybyła na polanę, gotowa do zajęć. Jak zawsze, nie wiedziała czego może się spodziewać. Nie zniechęciło jej to jednak, a wręcz przeciwnie. Była ciekawa, czy na tych zajęciach nauczą się latać na miotłach. Gdyby nie przybyła na trening Puchonów, zapewne do tej pory, nie miałaby żadnego doświadczenia z miotłami. Anna była naprawdę dobrą nauczycielką, choć według niektórych, Aiyana miała naturalny talent. Przynajmniej do samego latania. Niezależnie jednak od tego, co było przyczyną jej szybkiego opanowania miotły, wynik pozostawał niezmienny. Rozejrzała się uważnie za znajomymi Puchonami. Ostatecznie jednak podeszła do swojej ślizgońskiej przyjaciółki. @Fern A. Young chciała czy nie, ale znowu była na nią skazana. "Hej, gotowa na trening?" napisała, po czym uśmiechnęła się do niej promiennie. Nie brakowało dziewczynce tej typowej dla niej, energii. Nawet, jeśli zajęcia odbywały się wcześnie rano. O czym z resztą starsza dziewczyna mogła się już przekonać. Aiyana wyzbierała chyba połowę lasu na grzybobraniu. Teraz przynajmniej będzie miała szansę na to, aby jakoś spożytkować swój nadmiar energii. "Myślisz, że dziś też będziemy tańczyć?" Kiedy Fern przeczytała wiadomość, jedenastolatka wykonała kilka gestów, jakby kopała coś łopatą w ziemi. Cóż, chyba jako jedyna potraktowała poprzednie zajęcia bardzo poważnie.
Lily była rannym ptaszkiem i rozruch poranny miała zrobiony już dawno. Potem prysznic, śniadanie, przebranie się w strój sportowy, dlatego na zajęcia przyszła rześka i świeża, pozytywnie nastawiona do zajęć. Nie przyniosła swojego sprzętu, bo go nie posiadała, a musiała mocno zacisnąć pasa z tytułu rozluźnienia więzów małżeńskich, jak nazywała półroczną już, nieoficjalną separację z nieszczególnie szanownym małżonkiem. Tak zamyślona zupełnie nie patrzyła na to, dokąd zmierza i na wewnetrznym autopilocie dotarła do @Valerie Lloyd, z którą trzymała się najbardziej ze wszystkich. Rzuciła jakieś średnio obecne powitanie, nie mając pojęcia kto znajduje się w ich najbliższym otoczeniu, po czym zawiesiła wzrok na jakimś punkcie przed sobą, nie myśląc o tym, czy jest tam drzewo, osoba, czy nic.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Stopień wypoczęcia 5 Forma fizyczna 6 Kuferek34+6(miotła)=40
Hastingsówna szła na lekcję ciągnąc ze sobą ukochanego kuzyna, @Christian Hastings, dzierżąc w ręku swoją dumę, Pioruna VII, mając nadzieję, że miotła pomoże jej się wykazać na lekcji. Nie miała pojęcia, co nauczyciel ma w planach i prawdę mówiąc nie interesowało jej to. Cokolwiek to będzie, dowie się na miejscu i da z siebie wszystko. Po ostatnim złapaniu znicza nabrała wiatru w żagle i zapałała chęcią sprawdzenia się na pozycji szukającej nie tylko w meczu towarzyskim, ale i w krukońskiej drużynie. Tym bardziej że zaczęła wątpić w swoje pałkarskie predyspozycje po sromotnej porażce na rozgrywkach bludgera. Kiedy dotarli na miejsce, stanęła sobie z boku i zaczęła rozmawiać z Christianem przyciszonym głosem, póki nie pojawił się na miejscu profesor Walsh.
Lilian Eldridge
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : unikatowy styl ubioru, artystyczny makijaż, wymyślne fryzury, przekłute septum, unoszący się za nią zapach Błękitnych Gryfów
Krukonka może jakimś orłem powietrznym znowu nie była - potrafiła utrzymać się na miotle i znała jakieś podstawowe chwyty, ruchy i zwroty, ale nie pomyślała kiedykolwiek, żeby inwestować swój prywatny czas w rozwój w tym zakresie. Jej oderwanie od ziemi było bardziej metaforyczne aniżeli fizyczne. A jednak, postanowiła pojawić się na zajęciach z gier miotlarskich. Ot tak, dla zabawy. Może odwali coś zabawnego i zapamięta tę lekcję pozytywnie. Była nietypowo wypoczęta, jak na nią, co sprzyjało ewentualnej trzeźwości umysłu w powietrznych przestworzach. Sprzyjał jej też dobry humor, ostatnimi czasy prawdziwa rzadkość w jej wykonaniu. Miała przeczucie kolejnej nadchodzącej wizji i to napawało ją niepokojem i spinało całe ciało w panice. Dzisiejszy dzień miał być jednak wyjątkiem. Na miejsce Krukonka przybyła jako jedna z ostatnich; tradycyjnie przystanęła na uboczu, kiwając głową do pozostałych na przywitanie.
Stopień wypoczęcia 5 Forma fizyczna 6 Kuferek16 +4 (miotła drużynowa)=20
Od kiedy został zawodnikiem, nie trzeba go było ciągnąć na lekcje miotlarstwa ani na treningi. Quiddith zastąpił mu treningi sztuk walki, na które mógł teraz chodzić jedynie, kiedy miał wolne od zajęć. I tak samo jak w przypadku poprzedniego sportu, tutaj też szybko się zaangażował. I do tego dzielił tę pasję z Jenn, co było równie ważne dla niego. Bardzo zazdrościł jej posiadania własnego pioruna, chociaż drużynowe nimbusy też były świetne, ale nie aż tak. Powoli zbierał z kieszonkowego na kupno swojej własnej miotły, a tata powiedział, że może dołoży mu trochę, jeśli będzie miał dobre wyniki w nauce. Ale to i tak jeszcze potrwa, może na grudniowe święta dostanie. Kiedy dotarli na miejsce, zauważył dziwny las, którego nie było tak naprawdę. - Ciekawe, do czego będą potrzebne te drzewa. - Zagadnął do @Jenna Hastings w trakcie rozmowy.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Od kilku dni dobry humor go nie opuszczał, co odbiło się nie tylko w jego coraz rzadszych napadach paniki, ale najwyraźniej także w energii, którą tego dnia zdawał się wręcz emanować. Trudno powiedzieć, czy był podekscytowany z powodu czekającej ich lekcji miotlarstwa, faktu, że Lockie znowu z nim rozmawiał, czy może chodziło o coś zupełnie innego, w każdym razie Terry niemalże biegał dookoła Ślizgona, kiedy wspólnie zmierzali w kierunku polany. Pomimo dobrego humoru, co chwilę zerkał ukradkiem na Swansea, jak gdyby chciał się upewnić, że ten nie padnie mu zaraz nieprzytomny na ziemię, jak to miało miejsce podczas ich ostatniego wspólnego treningu. - Legendarna? – zamrugał, jakby Lockie właśnie wymierzył mu policzek dla opamiętania - Ktoś coś o tym mówił w szkole? – na piegowatej twarzy pojawił się cień zmartwienia, bo choć od organizowanego przez niego treningu nikt nie robił mu żadnych przytyków, to jednak Puchon nadal obawiał się, że drużyna ma mu za złe, że zaczarował kafle, z którymi ćwiczyli. – Ej ale te drzewa to nie moja sprawka. – zaprzeczył, choć przecież nikt o nic nie oskarżał. W międzyczasie na polanę przybywało coraz więcej uczniów, w tym garstka Puchonów, spośród których tylko Val nieśmiało się z nim przywitała – fakt, który tylko utwierdził go w przekonaniu, że najwyraźniej nie cieszył się aktualnie dobrą opinią wśród borsuków. Chociaż jeśli się nad tym zastanowić, to atmosfera na polanie w ogóle była jakaś taka… dziwna. – Max ma nową laskę? – zapytał Lockiego, kiedy Solberg pojawił się w towarzystwie Gryfonki i ku absolutnemu zdumieniu Puchona, nie podszedł do drugiego Swansea, jak to zazwyczaj miało miejsce.
Był ciekaw, jak do zajęć podejdą dzieciaki. Pamiętał, że kiedyś, gdy nie robił ich tak “typowych”, bywało sporo kontrowersji na ten temat, ale ostatecznie młodzież była zadowolona. Jednak większość tamtych uczestników już opuściła Hogwart… Przychodziła pora sprawdzić nowych. - Witam wszystkich, cieszę się, że dotarliście na polanę i nie zrezygnowaliście, widząc drzewa - powiedział od razu, gdy tylko zbliżył się na tyle do uczniów i studentów, aby mieć pewność, że będą go słyszeć. Uśmiechnął się do wszystkich szeroko, zaraz dodając, że miotły i ochraniacze mogą z siebie zdjąć, gdyż tego dnia nie miało być latania. - Skupimy się trochę na waszych ramionach i celności, jak zapowiadałem. Bez względu na pozycję, jaką zajmujecie na boisku, wasze ramiona muszą być silne. Czy po to, żeby odpowiednio jedną ręką uderzyć w tłuczka, czy żeby złapać kafla i rzucić nim mocno, czy żeby szybciej od przeciwnika pochwycić znicz. Mam nadzieję, że jest to dla was dość oczywiste, ale jak będziecie mieć pytania, to śmiało zadawajcie w trakcie zajęć, a teraz chodźcie. Każdy z was niech wybierze sobie pałkę i stanie przy dowolnym drzewie. Osoby dopiero rozpoczynające przygodę z miotlarstwem niech zostaną jeszcze na chwilę przy mnie - powiedział, stawiając na ziemi worek z pałkami treningowymi i gestem zaprosił wszystkich do zajęcia dowolnie wybranego stanowiska. Jednocześnie wyłowił nowych w miotlarstwie i tych, dla których sport nie był szczególnie ważny i poprowadził ich w część polany, gdzie drzewa były nieco mniejsze, a ich pnie o wiele węższe od pozostałych. - Dobrze, nie wiem, czy orientujecie się, czym jest siekiera, albo kim jest drwal. Możecie o to popytać na lekcjach z mugoloznawstwa, nad interesuje teraz jedynie to, w jaki sposób ścianją drzewa - mówiąc to, złapał pałkę w dwie dłonie i wykonał zamach, celując w najbliżej stojący pień. - Ten ruch. Chcę, żeby każdy z was spróbował uderzyć mocno w drzewo, skupiając się jednak, aby ten ruch wychodził nie tylko z ramion, ale z całego waszego korpusu. Jednocześnie nie możecie ruszać biodrami - w końcu te w trakcie meczu mają za zadanie utrzymać was na miotle - dodał, spoglądając uważnie na każdego uczestnika. - Unosicie ramiona i wykonujecie zamach. Jak najmocniej potraficie. Po czym poznacie, że uderzenie było silne? Zaczniecie ścinać drzewo. Komu się uda, będzie mógł przejść do kolejnego zadania - mówił, po czym sam uderzył jeszcze dwa razy w drzewo, a to wydało z siebie trzask i pękło. Kora zamieniła się w brokat, który opadł na Josha, jednocześnie ujawniając dwie rzeczy - pilki w dolnej części pnia i balony unoszące się coraz wyżej. - Po ścięciu drzewa, musicie po prostu złapać piłki i trafić w balony, tym samym je zbijając - ćwiczymy celność i szybkość tak naprawdę. Jak nie zbijecie, nie przejmujcie się, na odpowiedniej wysokości same się rozbiją, więc sowom nic nie grozi - dodał, nie mając pewności, czy nie ma pośród uczniów szalonych ekologów. Dla pokazania złapał za jedną z piłek i rzucił, rozbijając jeden balon, który ponownie rozsypał brokat, a pozostałym pozwolił unieść się do wysokości, na której same się rozbiły. - Dobrze, to zaczynamy! W razie problemów jestem, więc po prostu wołajcie, brokatu po zajęciach bez problemu się pozbędziecie, więc jeśli macie transmutację z Pattonem, nie musicie się martwić o wyrzucenie z zajęć przez te drobinki - dodał, po czym klasnął w dłonie, dając sygnał startu. Sam podszedł jeszcze do @Fern A. Young, aby korzystając z różdżki i pisania w powietrzu upewnić się, że zrozumiała po jego ruchać co mają zrobić, po czym z uśmiechem odsunął się od niej, dając pole do ćwiczeń.
mechanika Lekcja składa się z dwóch etapów, których opis macie podany. Aby dostać za lekcję 2 punkty, należy napisać minimum 2 posty. Wystarczy jeden post na jeden etap. Najlepiej nie pisać swoich postów jeden pod drugim - sytuacja wyjątkowa to tuż przed rozliczaniem lekcji.
SPÓŹNIENIA są dozwolone w tym przypadku, więc jak ktoś chce dołączyć, to śmiało - OBOWIĄZKOWO trzeba jednak napisać post wchodzący na lekcję, gdzie wskazujesz punkty w kuferku oraz poziom wysportowania i wypoczęcia (zgodnie z kodem z ogłoszenia lekcji), dopiero po nim można wstawiać posty dotyczące etapów.
etap I - drzewa Każdy z was uderza w drzewo, starając się zrobić to jak najmocniej. Dla ocenienia siły uderzenia należy rzucić kością sześcienną trzy razy. Drzewo “pęka” dopiero po osiągnięciu wyniku zależnego od waszych zdolności. Więcej szczegółów poniżej
Poziom łatwy - forma fizyczna w przedziale 1-3:
Rzuć trzy razy kością: 3-5 - zdecydowanie nie masz sił i powinieneś pomyśleć o częstszych treningach; czujesz ból w mięśniach, ramiona ci drżą - przy kolejnym etapie odejmij 2 od wyniku rzutów
6-8 - nie jest najgorzej, ale jednak trochę zabrakło, aby drzewo pękło, widzisz już obsypujący się brokat, ale nie było słychać charakterystycznego trzasku, więc konieczne jest znów uderzyć
9+ - uderzasz trzeci raz w pień i słyszysz trzask drewna, po którym brokat w kolorze twojego domu sypie się na ciebie - część pada na twoje usta i odkrywasz, że jest nie tylko jadalny, ale niezwykle słodki - oto nagroda za przejście pierwszego etapu lekcji, teraz prędko łap za piłki!
Jeśli nie udało ci się osiągnąć wyniku 9, dorzuć kością, ale obowiązuje efekt wyrzucenia pierwszych trzech kości.
Poziom trudny - forma fizyczna w przedziale 4-6:
Rzuć trzy razy kością: 3-8 - zdecydowanie nie masz sił i powinieneś pomyśleć o częstszych treningach; czujesz ból w mięśniach, ramiona ci drżą - przy kolejnym etapie odejmij 3 od wyniku rzutów
9-14 - nie jest najgorzej, ale jednak trochę zabrakło, aby drzewo pękło, widzisz już obsypujący się brokat, ale nie było słychać charakterystycznego trzasku, więc konieczne jest znów uderzyć
15+ - uderzasz trzeci raz w pień i słyszysz trzask drewna, po którym brokat w kolorze twojego domu sypie się na ciebie - część pada na twoje usta i odkrywasz, że jest nie tylko jadalny, ale niezwykle słodki - oto nagroda za przejście pierwszego etapu lekcji, teraz prędko łap za piłki!
Jeśli nie udało ci się osiągnąć wyniku 15, dorzuć kością, ale obowiązuje efekt wyrzucenia pierwszych trzech kości.
Etap II - balony Obsypani jadalnym brokatem musicie złapać szybko za piłki i trafić w balony. Są trzy piłki i trzy balony. Możecie nimi rzucić, ale możecie też próbować odbić przy użyciu trzymanej pałki. Rzucacie kością sześcienną trzy razy a efekt sprawdzacie zgodnie z poziomem trudności (dla poziomu łatwego balony unoszą się wolno i prosto, dla trudnego lecą szybko i chaotycznie).
Poziom łatwy - forma fizyczna w przedziale 1-3:
Rzuć trzy razy kością: 3-5 - mięśnie zdecydowanie są zmęczone po poprzednim etapie zajęć i trudno ci się rzuca, jeden balon udało ci się zbić i brokat znów na ciebie się posypał, jednak dwa pozostałe balony uciekły za wysoko, a ty nie masz już piłek, aby w nie rzucać
6-8 - czujesz zmęczenie, a może po prostu masz problem z celowaniem, zdecydowanie jednak nie idzie ci tak, jakbyś chciał - udaje ci się zbić dwa balony, ale ostatni ucieka spoza twojego zasięgu
9+ - brawo! Jeśli nie jesteś fanem sportu, może jednak po tych zajęciach nabierzesz chęci do treningów, ponieważ zbijasz trzy balony, zanim te zdążą unieść się za wysoko, gratulacje!
Poziom trudny - forma fizyczna w przedziale 4-6:
Rzuć trzy razy kością: 3-8 - mięśnie zdecydowanie są zmęczone po poprzednim etapie zajęć i trudno ci się rzuca, jeden balon udało ci się zbić i brokat znów na ciebie się posypał, jednak dwa pozostałe balony uciekły za wysoko, a ty nie masz już piłek, aby w nie rzucać
9-14 - czujesz zmęczenie, a może po prostu masz problem z celowaniem, zdecydowanie jednak nie idzie ci tak, jakbyś chciał - udaje ci się zbić dwa balony, ale ostatni ucieka spoza twojego zasięgu
15+ - brawo! Jeśli nie jesteś fanem sportu, może jednak po tych zajęciach nabierzesz chęci do treningów, ponieważ zbijasz trzy balony, zanim te zdążą unieść się za wysoko, gratulacje!
Modyfikatory Obowiązkowe * za wyspanie poniżej 4 - odejmujesz jedno oczko od wyniku rzuconych trzech k6 w obu etapach
Dla chętnych * za każde 10pkt z miotlarstwa (bez dodatku za miotłę, ochraniacze ponieważ ich nie używacie) - przysługuje przerzut jednej kości, ale to on później obowiązuje * za bycie członkiem drużyny - możecie jednorazowo dodać jedno oczko do wyniku rzuconych trzech k6 w dowolnym etapie * za wyspanie równe 5 - możecie jednorazowo dodać jedno oczko do wyniku rzuconych trzech k6 w dowolnym etapie * za wyspanie równe 6 - przysługuje przerzut jednej kości, ale to on później obowiązuje
Kod do etapu I
Kod:
<zgss>poziom</zgss> łatwy/trudny <zgss>ścięcie drzewa</zgss> podlinkuj wynik trzech k6 + modyfikatory <zgss>ile uderzeń</zgss> tu wpisz w ilu uderzeniach ściąłeś drzewo, czyli min. 3 albo więcej, jeśli dorzucałeś do osiągnięcia odpowiedniego pułapu, aby przejść do dalszej części <zgss>modyfikatory</zgss> wpisz, jeśli korzystasz
Kod do etapu II
Kod:
<zgss>poziom</zgss> łatwy/trudny <zgss>zbicie balonów</zgss> podlinkuj wynik trzech k6 + modyfikatory <zgss>ile zbitych</zgss> podaj ile balonów strąciłeś 1-3 <zgss>modyfikatory</zgss> wpisz, jeśli korzystasz
Można tagować Josha, w razie zadawania pytań, czy problemów.
Termin pisania: 30 października do północy, następnego dnia będzie rozliczenie, ale nie wiem o której godzinie, więc jeśli ktoś się nie wyrobi i będzie próbował wrzucić swoje ostatnie posty, zanim ja rozliczę lekcję - będzie wrzucał w stresie czy zdąży
poziom trudny ścięcie drzewa14 + 1 = 15 ile uderzeń 3 modyfikatory za wyspanie równe 5 - możecie jednorazowo dodać jedno oczko
Stała może zbyt blisko @Valerie Lloyd i tak powąchała ją, to z pewnością były arbuzowe kameleony. Szybko jednak odsunęła się od dziewczyny, nie chcąc zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. W końcu Valerie miała towarzystwo w postaci Blackwood, którą Fern niezbyt dobrze znała, ale dziewczyna wydawała się spoko, w końcu dała jej odpisać notatki z Astronomii czy czegoś tam, a Young z chęcią skorzystała, dlatego kiwnęła z uśmiechem do @Lily Blackwood tak na powitanie. Zaraz to zjawiła się obok ślizgonki Aiyana, dlatego Young skupiła się tylko i wyłącznie na małym borsuku. Kiwnęła jej w odpowiedzi, bo była gotowa jak nigdy, jeszcze energia Mitchelson jej się udzielała. Puchonka nie musiała nic mówić, wystarczyło, że się pojawiała, a Fern wydawało się, że świat stawał się lepszym miejscem. Mam nadzieje, że nie. Nie chciała tańczyć, po pierwsze nie słyszała muzyki i to było dla niej przykre, że buja się w rytm ciszy, czując się jak idiotka. Uśmiechnęła się, kiedy Aiyana wykonała kilka gestów, tym samym pokazując kopanie łopatą. Nie rozumiała, o co chodzi z tymi drzewami, ale przecież wszystko zaraz miało się wyjaśnić, kiedy Walsh zaczął prowadzić zajęcia. Samopiszące pióro jak zwykle jej pomagało. Najbardziej jednak zdziwiło ją to, że nie będą dzisiaj latać, dlatego rzuciła szkolną miotłę na ziemie i zdjęła ochraniacze, jak nakazał nauczyciel. Wzięła pałkę, stanęła przy jednym z drzew, zerkając jeszcze w stronę Aiyany, która dopiero rozpoczynała swoją zabawę z grami miotlarskimi czy też lataniem nic dziwnego, że profesor podzielił lekcje na zaawansowanych i początkujących. Fern jednak nie czuła się szczególnie zaawansowana. Obserwowała nauczyciela w akcji i jak wyjaśnia im zadanie. Właściwie nie musiała korzystać już samopiszącego pióra, więc je zostawiła tam, gdzie szkolną miotłę i ochraniacze. Była głucha, ale nie ślepa, więc nie musiała go słyszeć, aby zrozumieć, co należy zrobić. Dzięki ciszy, jaka wokół niej trwała od jakiegoś czasu, spostrzegawcze oko pozwalało jej wiele wyłapać i zrozumieć. Dlatego tylko pokiwała głową @Joshua Walsh, że wszystko jest jasne, kiedy do niej podszedł. Właściwie niepotrzebnie, ale musiała się przyzwyczaić, że nauczyciele upewniali się, że wszystko jest dla niej zrozumiałe. Ustawiła się, tak jak pokazywał i machnęła pałką pod kątem drwala. Jeśli pod jej uderzeniami słychać było jakieś trzaski, to nie mogły do niej dotrzeć, ale czuła wibracje, które rozchodziły się po jej dłoniach. Wykonała trzy mocne ciosy, a drzewo się rozleciało, zostało teraz tylko chwycić piłki i zbić balony.
poziom łatwy ścięcie drzewa3 + 4 + 4 = 11 ile uderzeń 3 modyfikatory -
Po przybyciu Walsha i wysłuchaniu jego poleceń Krukonka miała w głowie wizję stereotypowego mugolskiego drwala o gęstej brodzie w kraciastej koszuli, który ścina drzewka i zostaje obsypany kolorowym brokatem. Uznała to za dość śmieszne, więc mimowolnie cicho prychnęła, co inni mogli uznać za ewentualną arogancję. Tak naprawdę jednak zadanie jej się spodobało i czuła, że jest gotowa do działania. Wszystko poszło szybko i sprawnie, sama Lilian nie spodziewała się po sobie takiego efektu. Ostatnimi czasy nieustannie siebie zaskakiwała swoimi możliwościami, aż dziwne, że tak się ograniczała do konkretnych pól czarodziejskiego świata. Wybrała jedną z pałek i przystąpiła od razu do roboty. Jej ruchy były żwawe, zgrabne, acz zdecydowane, a uderzenia mocne. Już przy trzecim uderzeniu obrane przez nią drzewo ułamało się, a piękny, niebieski brokat opadł na nią fantastyczną mgłą i osiadł na każdym kawałku jej ciała. Machinalnie oblizała wargi, przez co odkryła, że brokat ma wyjątkowo słodki, a co za tym szło, wyjątkowo jej odpowiadający smak. Skorzystała jeszcze z tej dobroci, która wylądowała na jej palcach, po czym nie tracąc czasu, ruszyła w tany kolejnego etapu lekcji.