Dużo miejsca, spora odległość od lasu i wyjątkowo krótka trawa - to sprawia, że jest to świetnie miejsce nie tylko do spędzania czasu wolnego (na przykład na kocu), ale też do małych pojedynków na zaklęcia czy ćwiczenia latania na miotle.
Impreza księżycowa:
Księżycowe zakończenie
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
Dzisiejszy temat lekcji nie wiązał się z patologiczną rodziną i starym pijanym z kapciem w łapie, aczkolwiek nic dziwnego, że Lowell starał się nieco lepiej przytoczyć pewne rzeczy, na które to wcześniej nie zwracali uwagi. Umiejętności odpowiedniego wyprowadzania zaklęć są jednymi z najważniejszych, a sam - gdyby nie to, że chciał się zmienić i zdobywał coraz to większe doświadczenie, wykraczając zdecydowanie powoli również w dziedzinie Obrony Przed Czarną Magią - mógłby zostać kimś innym, gdyby tylko chciał. Wiązało się to mimo wszystko z rzeczą, której wolał uniknąć - uzależnieniem od adrenaliny. W Percivala nie pokładał nadziei, a prędzej podchodził do niego jak do drugiego człowieka. Nie to, że w ogóle w niego nie wierzył, a prędzej nie wywierał nacisku, przez który ten mógłby się czuć zobligowany do nieracjonalnych zachowań, jak chociażby wtedy, gdy rodzice starają się wpoić swoim dzieciom najróżniejsze lekcje, najróżniejsze umiejętności, choć te wcale tego nie chcą. Traktował tę relację po koleżeńsku, bo o ile mentorował, o tyle nie miał prawa nazywać się ani szefuniem, ani mistrzem, ani kimkolwiek innym, kto tam się zrodził pod burzą kędzierzawych włosów gryfońskiej żyrafy. Początkowy trening był lekki i przyjemny, a używanie zaklęć z zakresu znacznie wyższego pozwalało mu uzyskać informację o dobrej kondycji i dobrym podejściu do tematu. Sam nieco się obawiał pewnej rzeczy - albowiem przeszłość starała się nieco mu ponownie napsocić w życiu, napsuć krwi i pozostawić ponownie rozjebanego. Nie zamierzał do tego dopuścić, a więc gdy mógł różdżkę pozostawić w trybie nie bojowym, a zwyczajnie przygotowania, kontynuował swoje słowa. - Ogólnie tak - ostatnio bardzo dużo ćwiczyliśmy zaklęć, nie ćwiczyliśmy natomiast w ogóle celności, określania odpowiedniego celu, czasu reakcji i kontroli nad siłą magii. - założył ręce na piersi, samemu nie wiedząc, czemu w ogóle nie podjęli się wcześniej tego wysiłku, acz kontynuował. To nie był czas na zamartwianie się czy jakiekolwiek inne tego typu rzeczy - przyszli tutaj po to, by trenować. - Przygotowałem takie prowizoryczne pole. Pierwszym twoim zadaniem będzie utrzymywanie kontaktu wzrokowego z tarczą, a gdy ta zmieni kolor z zielonego na czerwony, będziesz musiał w nią trafić zaklęciem. Zbyt wczesne użycie uroku powoduje, że zadanie nie zostanie zaliczone, a musisz trafić prawidłowo co najmniej pięć razy z rzędu. Proste? - i tym samym zademonstrował, uaktywniając pierwsze z ćwiczeń, gdy tarcza wędrowała z zieloną barwą w odpowiedniej odległości, od czasu do czasu zmieniając kierunek bądź się nieco przybliżając, tudzież oddalając. Gdy ta zaiskrzyła na czerwoną barwę, Lowell od razu rzucił proste zaklęcie ofensywne. - O, w taki sposób. Śmiało, przygotuję od nowa, a gdy będziesz gotowy, to daj znać. - lekko podniósł kąciki ust do góry, by przejść do przygotowań pierwszej próby i pierwszych realnych ćwiczeń na celność.
Mechanika:
Zgodnie z tym, co powiedział Lowell - Twoim zadaniem jest trafienie w ruchomą tarczę tylko wtedy, gdy ta zmieni swoją barwę na czerwoną, pięć razy z rzędu. To, jak Ci poszło, określa wynik kostki k6 - musisz trafić 5 lub 6, by upewnić się, że zadanie zostało wykonane.
Na tym etapie nie obowiązują żadne przerzuty - rzucasz do skutku. Jeżeli trafisz mniej niż 5 razy (oczka 1-4), możesz uznać, że uderzyłeś tarczę albo za wcześnie, albo za późno, albo zaklęcie poleciało gdzieś dalej, mijając główny obiekt
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Sam lubiłem o sobie mówić, że jestem uzależniony od adrenaliny, choć stojąc obok Fellinusa z pewnością to stwierdzenie jest tak samo kuriozalne, jakby jedenastolatek na bazie jednego wzlotu w powietrze na miotle uznał, że jest najlepszym graczem Quidditcha. Ja po prostu lubiłem aktywne podejście do życia, często nieco pokropione niebezpieczeństwem i łamaniem zasad, jednak nie było to niczym nadzwyczajnym na tle innych tego typu uczniów. Nie miałem takiego problemu, jaki widział u siebie Felek. Swoboda na naszych wspólnych lekcjach czasami bywała złudna, ponieważ tak spokojne podejście sprawiało, że czasem mi się nie chciało, ale wystarczająco szybko budziłem się z takiego przekonania i wracałem na odpowiednie tory. Była to zdecydowanie zdrowsza praktyka, od nieustannego naciskania na czyjąś motywację, aspirację do bycia kimś. Tym bardziej, że ja takiej aspiracji nie miałem, ćwiczyłem zaklęcia, bo wreszcie znalazłem coś, co sprawiało mi frajdę w życiu i to cisnąłem dalej. Po rozgrzewce Felek przystanął i zaczął nieco określać dzisiejszą lekcję, która okazywała się nieco inna niż zazwyczaj i to dało się wyczuć już od samego początku, gdyż zazwyczaj określaliśmy, jakim zaklęciem zajmujemy się danego dnia. Dzisiaj nie było takiej rozmowy, a więc dało się zorientować, że lekcja uderzy w nieco inne tony. - Tak bezpośrednio to nie, choć wiele zaklęć, które omawialiśmy tego nie potrzebowały, jak chociażby Accenure, Lupus Palus, Expecto Patronum czy Turbonis, ale masz rację. – pokiwałem głową, pozbywając się nawyku sięgnięcia po paczkę fajek. Nie dlatego, że nie chciało mi się palić, co po prostu wiedziałem, że ostatniego papierosa wypaliłem dziś rano i nie było mnie jeszcze w Oasis, żeby zaopatrzyć się w kolejną. W tym czasie zaś słuchałem kolejnych tłumaczeń Felka odnośnie tego, co będziemy dzisiaj robić. Cały czas z tyłu głowy miałem to typowe zdenerwowanie, bardzo charakterystyczne z odstawieniem nikotyny, ale bardzo usiłowałem się mu zaradzić i o nim nie myśleć. - Dobra, powiedzmy, że proste, zawsze jak mówię, że coś jest proste, potem okazuje się tragiczne. Lecimy. – I jak się okazało, miałem rację. Przy pierwszych próbach odpadałem już przy pierwszych polach, później nieco się rozkręcałem, ale dezorientowała mnie myśl o papierosie. Ja pierdole, jak jedna używka potrafiła komuś wjechać na psychę. Po dziewiątej próbie w końcu się wkurwiłem i zdecydowałem się na ostateczność ostateczności. - Ej Felek, masz może szluga? Bo nie wytrzymie zara – powiedziałem, próbując nieco ubrać to w żart, który miał zakamuflować moje wkurwienie całą sytuacją. Wziąłem od niego, odpaliłem jego zapalniczką i już przy pierwszym buchu, poczułem, że znów mogę żyć. Uśmiechnąłem się do nieba, patrząc na chmury i jasny błękit pokryty szarościami. Specjalnie się nie odzywałem, w pełni napawając się szlugiem, a jak skończyłem od razu podszedłem do zadania kolejny raz… i za pierwszym razem się udało. - No to już wiadomo gdzie leży moja słabość. - Zażartowałem sobie, choć była to w stu procentach prawda.
Felinus może nie tyle był uzależniony w pełni od adrenaliny, a prędzej od bólu. Z łatwością był go w stanie przyswoić, jak i czerpać z niego siłę, co nie pozostawało w żaden sposób zdrowe ani prawidłowe. Dlatego też w większości przypadków był w stanie wytrzymać więcej, choć wiadomo - odbijało się to negatywnie na jego zdrowiu. Adrenalina była zazwyczaj z tym powiązana poprzez to, iż zawsze coś mu się działo w sytuacjach, gdzie serce pompuje krew bardziej, mocniej, intensywniej, a człowiek staje się wyczulony na najróżniejsze bodźce, będąc gotowym zarówno do ucieczki, jak i do ataku. Sam zauważył podczas nauki u Theo, że swoboda potrafiła spowodować liczne problemy. Gubiąc się we własnym zachowaniu, nauka transmutacji nie była dla niego zbyt korzystna, aczkolwiek czegoś się w końcu nauczył. Choć szczerze wątpił, czy uda mu się pewne rzeczy zastosować w praktyce, o tyle był w stanie stwierdzić, że coś jednak ostało się w tej główce. Jakoś, może w większym stopniu, może w mniejszym, ale ostało. Jego lekcje zawsze były luźne, Laboratorium Medyczne słynęło z pysznego kakao, a więc nic dziwnego, że starał się do tego podejść w sposób wyluzowany. - A to prawda, ale zakładając pewien scenariusz - możesz chcieć mur postawić w odpowiednim miejscu pod odpowiednim kątem. Wtedy też musisz trochę wycelować. Może jest to nieco dziwny przypadek, aczkolwiek istniejący. - to, że niektóre zaklęcia nie wymagały nakierowania, wcale nie oznaczało, że można było z nich skorzystać bez namysłu i bez pomysłu na dalsze działanie. Rozsądny czarodziej powinien tak władać urokami, by móc z każdego wykrzesać odpowiedni potencjał, doszlifować niczym najdroższy na świecie kamień. - Może nie będzie aż tak źle? - postanowił nieco poprawić jego podejście i humor, bo o ile samemu jakoś tak nijak się trzymał, o tyle jednak miał nadzieję, że inni będą się lepiej czuć. Po prostu, z czystej troski i czystego podejścia do bliskich - bądź też i tych mniej - w sposób protekcyjny. Jak się okazało, to, na co w ogóle nie zwracali uwagę, sprawiało problemy Percivalowi w znacznym stopniu. Pierwsze próby udowodniły, że z celnością chłopak niespecjalnie się lubi, w związku z czym Lowell dokładnie patrzył na jego starania, wiedząc, że w tym przypadku niewiele dopomoże. Prędzej będzie w stanie coś zasugerować, ale to od niego zależało, w jaki sposób będzie określał to, kiedy zareagować, gdzie rzucić i jak obliczyć czas, który będzie odpowiedni, zanim tarcza przetnie trajektorię lotu magicznego błysku. - Ależ oczywiście. Ale jakby ktoś pytał, to nie ode mnie. - puściwszy oczko, podsunął paczkę, dając szluga do zapalenia. Były to typowe, mugolskie papierosy, jako że wolał właśnie te, a nie podsycone czarodziejskimi elementami. Sam nieco bardziej czuł chęć włożenia go sobie do ust, wyciągnięcia zapalniczki z charakterystycznym klikiem i odetchnięcia pełną piersią, ale niespecjalnie mu się to obecnie widziało. Dopiero po tym, jak zakończą treningi. W przypadku d'Este'a zapalenie pomogło, bo następna próba po krótkiej przerwie zakończyła się sukcesem. - Idealnie, możemy przejść do kolejnego zadania. - machnąwszy różdżką, nieco zmienił całą scenerię, gdzie znajdowała się jedna tarcza, bardzo szybko przemieszczająca się, by ustać na dwie sekundy w innym miejscu, a potem znowu zmienić swoją pozycję. - Poprzednie ćwiczenie było bardziej płynne, tutaj musisz szybko trafić w tarczę, gdy przestanie się ruszać. Tak jak poprzednio - co najmniej pięć razy z rzędu bez chybienia, bez opóźnienia. - wytłumaczywszy, zademonstrował tym samym, jak to powinno wyglądać. Prosty świst uroku trafił tarczę, gdy ta się zatrzymała, a potem bardzo szybko zmieniła swoją pozycję, w mgnieniu oka wręcz, by czekać na kolejny rzut uroku. Pozwolił tym samym Percy'emu odpowiednio działać, czekając na jego kolejne efekty ćwiczeń.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
A to ja bólu akurat nie lubiłem, nie jarało mnie to. Może nie doświadczyłem go tyle, co Fellinus, żeby się od niego w pewien sposób uzależnić, ale wciąż – sama perspektywa tego jakoś nie wydawała mi się prawdopodobna, to nie jest coś, co ma dużą szansę na powstanie w moim życiu. W życiu miałem raczej luźno, nigdy nie miałem gadki typu „w twoim wieku to ja już Arabię Saudyjską zbudowałem”, ojciec raczej dawał mi swobodę wychowywania się w własnym zakresie. - Okej, okej, choć raczej do tego nie potrzebujesz jastrzębiego oka. – Przyznałem mu rację, jednocześnie nie uważając, że do wznoszenia muru potrzebuje celności snajpera czy szukającego. Cóż, słowa „może nie będzie aż tak źle” wcale nie zadziałały, bo było tragicznie. Nie chciałem się dłużej przy tym zatrzymywać, ale im większy pośpiech, tym było gorzej i dopiero papieros pomógł. - Jasne, teraz będzie mi dużo łatwiej. – Przyznałem i byłem absolutnie pewny tego, co powiedziałem. Będąc pałkarzem potrzebowałem nieco celności, tak samo w zaklęciach, nie mogło więc być AŻ TAK źle. Przyjrzałem się demonstracji Felka, uważając to za dość proste, acz przydatne zadanie, które z pewnością pomoże nie tylko w zaklęciach, ale właśnie w Quidditchu również. - No to do dzieła – dopowiedziałem jeszcze, kiedy przyszła moja kolej, unosząc różdżkę do góry i biorąc się do roboty. Tym razem poszło idealnie, już za pierwszym razem, wszystkie pięć prób poszły mi śpiewająco. - Mówiłem, że teraz będzie lepiej – powtórzyłem swoje słowa z uśmiechem na twarzy.
W życiu Lowell też nie miał żadnych tego typu słów, ale wynikało to głównie z tego, że matka pozostawała mugolką, w domu nie było pieniędzy na nic, a do tego jednak szkoda było sobie psuć nieco krwi w jedynej rodzinie. Co jak co, ale tylko z Lydią miał okazję utrzymać te więzy, w związku z czym próba zniszczenia tego z jakiejkolwiek ze stron nie wiązała się z niczym dobrym. Może potrzebował impulsu, pchnięcia, by się za siebie wziąć; dlatego dopiero teraz znajdował się na takim etapie, że mógł pomagać innym i ich douczać poza lekcjami. Wcześniej? Zamknięty w sobie introwertyk z cichym spojrzeniem w kierunku otoczenia. - A to prawda... choć też, lepiej jest mieć, niżeli nie mieć. - jastrzębie oko było naprawdę precyzyjne, pozwalając z ogromnej odległości określić położenie obiektu, wraz z szybkim odświeżaniem obrazu, ale zaklęcia poniekąd także wymagają odpowiedniej dynamiki. W przypadku stresu umiejętności zanikają, człowiek staje się mniej widoczny na tle narastających konfliktów, a dłoń potrafi drgnąć w najmniej odpowiednim momencie, sprowadzając swoistą porażkę. Woleliby raczej tego uniknąć, więc nic dziwnego, że Felinus starał się nauczyć go czegoś, czego raczej w szkole nie organizują. A szkoda, na pewno by się to przydało. Mimo to nie zamierzał wchodzić w drogę Alexowi - to nie było coś, na co powinien zwracać uwagę. Wyszczerzywszy się na kolejne słowa - lekko, acz widocznie - trudno było nie odmówić dobroczynnego działania papierosów i zawartej w tytoniu nikotyny. Działając niczym zastrzyk, potrafiła często wnieść nieco więcej pozytywnych rzeczy, choć wiązało się to z wydawaniem gotówki i dodatkowymi problemami w postaci zniszczonych płuc. No cóż, lżejszy portfel nie był ulubieńcem Lowella, ale od momentu, gdy nieco zaoszczędził pieniędzy, nie musiał się o to martwić. Szkoła dobrze płaci. Obserwując poczynania Percivala, tym razem poszło mu wręcz śpiewająco. Zaklęcie trafiało dobrze, w odpowiednim czasie, nie za późno, nie za wcześnie - no ba - nawet nie unikało problemów powiązanych z ewentualnym świstem gdzieś w pizdu daleko, byleby nie tam, gdzie trzeba. Poklepanie po ramieniu, ściągnięcie ruchomych celów, przygotowanie do kolejnego ćwiczenia. - No już już, wierzę ci, gryfońska żyrafo. - uśmiechnąwszy się, przeszedł do dalszej części ćwiczeń, by kolejnymi zaklęciami pozwolić na coś podobnego, co teraz miało miejsce, aczkolwiek z pewną, drobną modyfikacją. - Widzisz te tarcze? Pojawiają się one w różny sposób, mają różne kolory. Czerwone to te, w które masz uderzać, zielone - tych nie tykamy, to takie święte krowy. Musisz w mgnieniu oka określić, w kogo chcesz trafić, bo te też znikają po paru sekundach, choć wiadomo, doszedł element potencjalnego błędu. Pięć sukcesywnych działań z rzędu. - wytłumaczywszy, tutaj również zademonstrował, jak to powinno wyglądać. - Jeżeli zrozumiano, to zaczynamy. - pozwolił mu działać, by tym samym przyglądać się z boku kolejnym próbom.
Mechanika:
Tutaj tak samo, jak poprzednio - musisz rzucić k6, wynik większy lub równy 5, a jeżeli Ci się nie uda, to dorzucasz na to, jaki błąd popełniłeś.
1, 2 - trafiasz w nie tę tarczę, co trzeba, w związku z czym zielona obrywa świstem uroku. No, jeżeli to byłby człowiek do ratowania, to nie byłbyś z siebie jakoś specjalnie dumny...
3, 4 - zaklęcie leci w pizdu daleko, w ogóle nie trafiasz, jakbyś miał chyba zeza czy coś w ten deseń. Przyłóż się nieco bardziej, rozpoczynając od nowa, bo z takim ruchem nadgarstka zbyt wiele nie zdziałasz.
5, 6 - Twój czas reakcji teraz nieco ubolewa, bo działasz tak, jakbyś nie spał całą noc - nie potrafisz zareagować wystarczająco szybko. Musisz ponowić próbę, by nieco bardziej się wykazać.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Ja za to jestem bananowym dzieckiem, które miało wszystko, z tym nawet szacunek ojca, jego zainteresowanie. Nie przesadzajmy z ilością tego, wciąż dla niego najważniejsza w życiu była praca, ale nie było momentu, w którym poczułbym się niekochany. Teraz zdecydowanie oszukiwany przez całe życie, ale to dopiero teraz, nie miałem o tym pojęcia jeszcze dwa miesiące temu. Teraz natomiast miałem też brata, z którego istnieniem coraz mocniej się oswajałem i powoli mu… wybaczałem? Tak jakbym miał za co mu wybaczać, pomimo dość agresywnej sprzeczki między nami, to miał on w jednym racje, to nie jego wina, że mój stary (w sumie jego też) nie powiedział mi o jego istnieniu i kłamał odnośnie przeszłości. - Prawda została wypowiedziana. – Uśmiechnąłem się, zgadzając oczywiście z ex-puchońskimi słowami. Czy takie „jastrzębie oko” miałem czy nie, trudno było mi powiedzieć. Okularów nigdy nosić nie musiałem, widzieć dobrze, widziałem, nie poczułem nigdy nagłej utraty w jakości widzenia. Byłem już na tyle uzależniony od nikotyny, że niektórzy stwierdziliby to za totalną patolę, być zależny od używki w wieku siedemnastu lat. A do takiej skłonności do palenia wcale nie wystarczy wypalić jednego czy dwóch papierosów, ich ilość liczona już zdecydowanie była w setkach, o ile nie tysiącach. Nie zamierzałem jednak rzucać, zbyt lubiłem samą kulturę palenia i nawet sam smak, który lubiłem sobie modyfikować najróżniejszymi papierosami. Wysłuchawszy treści kolejnego zadania, przytaknąłem mu, wiedząc jednocześnie, że tym razem sam bym się zdziwił, gdyby mi poszło za pierwszym razem. Miałem za duży ping w mózgu, żeby za każdym razem reagować idealnie. I jak zostało powiedziane, tak się też stało. Pierwsza próba skończyła się na trafieniu nieodpowiedniej tarczy, zielonej. No, niefajnie, niefajnie, wcale nie tego oczekiwałem po tym zaklęciu, ale… spróbujmy jeszcze raz! Druga próba wcale nie była lepsza. Chociaż może była, ale niewystarczająco, ponieważ po prostu za wolno zareagowałem, co przyczyniło się na pudło. Well, zdarza się. Trzecia również się nie udała, już przy ostatnim zaklęciu adrenalina mi za bardzo skoczyła z podniecenia, że możliwe, że to już skończę i wystrzeliłem zaklęciem gdzieś w pizdu, na pewno nie tam, gdzie było trzeba. Zaśmiałem się z tej kolejnej porażki, nie czułem już złości nieudaną próbą, z reguły nie byłem osobą, która nie potrafiła przegrywać. Czwarta próba zaś była już idealna, tak jakby to już trzecia była całą wykonaną robotą, a czwarta tylko formalnością. - Zrobione, szefie, jeszcze trochę i mój ping z stu spadnie do sześćdziesięciu! – Zaśmiałem się, oczywiście mając świadomość, że ludzki mózg ma raczej większy ping niż sto czy sześćdziesiąt.
W sumie sam nie wiedział, co by zrobił, gdyby okazało się, że ma brata bliźniaka. Serio, czasami mógł się nad tym bardziej pochylić, nieco powyobrażać, ale Lydia raczej nie oddałaby drugiego z rodzeństwa do domu dziecka, gdyż znał jej wartość i wiedział, że niezależnie od tego, jak do dupy by było, zawsze starała się pchać wszystko naprzód. Nawet jeżeli miało ją to boleć, nawet jeżeli pozostawiało to na niej oznaki zmęczenia i bezsilności, nie pozostawiała innych za sobą dla wygody. Bananowym dzieckiem nie był, był nieco bardziej patologicznym, aczkolwiek przepracowanie tego, co od wielu lat ciążyło na jego duszy, pozwoliło na zrzucenie niepotrzebnego balastu. Jakby mógł teraz odetchnąć pełną piersią, choć nadal przygaszony przez fakt minięcia miesiąca. Przyłożywszy szluga do ust, jakoś tak łatwiej było mu funkcjonować. Jastrzębie oko w jego przypadku funkcjonowało w znacznym stopniu, gdy miał okulary - i zazwyczaj je posiadał, o ile nie okazywało się, że nagle postanowił pozostawić ten element garderoby gdzieś indziej, na przykład na krześle, gdzie usadowiłby własne cztery litery. Pech co prawda nie ciążył mu aż tak na duszy, aczkolwiek musiał brać pod uwagę najróżniejsze scenariusze pod tym względem, jeżeli chciał nie stracić na swojej wartości względem pojedynków. Wiele faktów musiał przyswoić, aczkolwiek raz po raz, z miesiąca na miesiąc, gdy ćwiczył zaklęcia, by nieco też odreagować wewnętrzne zdenerwowanie, szło mu coraz lepiej. Na to nie pomagały aż nadto papierosy, choć nieco pozwalały spojrzeć jaśniej na daną sytuację. Jeżeli chłopak miał za duży ping w mózgu, oznaczało to zapewne korzystanie ze słabej jakości łącza. Sam zazwyczaj cenił sobie światłowody, ale nie zawsze miał do nich dostęp. Na szczęście mózg obsługiwał już tajemniczą sieć 5G, dzięki czemu mógł cieszyć się super jakości reakcją; miał nadzieję, że Percivalowi też uda się upgrade'ować do lepszej specyfikacji, co w sumie to ćwiczenie miało nieco przyspieszyć. Ping na wysokim poziomie zawsze stanowił problem, no ba - bez zmniejszenia czasu reakcji można nabawić się nie tylko kłopotów, ale także ciągnących się za nimi wpierdoli bądź zaklęć przyczyniających się do skrępowania sylwetki. Obserwował zatem poczynania Percivala i tym razem nie udało mu się dopełnić ćwiczenia za pierwszym razem. Nieco się nie dziwił, skoro obecna forma wymagała nie dość, że trafienia, to jeszcze trafienia w odpowiedni cel. Na szczęście chłopak nie przejmował się porażkami, prędzej znajdując ambicje do poprawienia własnego podejścia względem kolejnych prób. Takie ćwiczenia powinny być jednak w programie, bo szczerze tylko dzięki czemuś takiemu można naprawdę się podszkolić. Co ze znajomości uroków, jak nie można nimi uderzyć? No właśnie. - Będziesz mógł nawet walić headshoty, jak ci tak dalej pójdzie. - nieco się uśmiechnął, pozwalając tym samym na przygotowanie innego ćwiczenia, tym razem na czas reakcji, celność i określenie celu. - Okej, dobrze, teraz jedno z ostatnich ćwiczeń. Tarcza będzie wędrowała swobodnie w powietrzu, nie przyjmując żadnej barwy. Musisz ją obserwować, a gdy się zapali na czerwono, to wtedy musisz w nią odpowiednio uderzyć. Całkiem podobne do wcześniejszego, ale z małym haczykiem. - nieco się uśmiechnął, choć nie było to godne jakiejkolwiek pochwały. - Obiekt będzie miał losowo barwę. Raz czerwoną, raz zieloną. Nie wiesz, w jakiej kolejności, więc musisz być przygotowany, by przypadkiem nie trafić w tę nieodpowiednią. Proste, co nie? - spojrzawszy na niego, zademonstrował kolejne ćwiczenie, gdzie początkowo obiekt pozostawał bez konkretnych cech, a potem zmienił się na zielony, gdzie mocniej przetrzymał różdżkę. Potem barwa powróciła do poprzedniej, ponownie zapalając się na zielono. Za trzecim razem tarcza stała się czerwona, uderzona odpowiednim urokiem; dał tym samym wykazać się Percivalowi, czekając na rezultaty jego treningu. - Pięć razy pod rząd prawidłowo. - zasady były proste i przyjemne.
Mechanika:
Tutaj tak samo - rzucasz k6, wynik większy lub równy 5, jeżeli będzie poniżej, to nie trafiasz albo uderzasz za późno, albo uderzasz w zieloną tarczę. Następny etap - ostatni - będzie nieco inny.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Z tego co poukładałem już nieco klocki w głowie, to w całej sprawie pomiędzy mną, Ashleyem i naszymi starymi to po drodze nie pojawia się żaden dom dziecka. Zanim jeszcze poznałem Asha, to moją wersją wydarzeń, którą przekazał mi ojciec była sprawa sądowa o opiekę nade mną, którą wygrał ojciec, teraz się zapewne okazuje, że sprawa w sądzie miała zupełnie inny wydźwięk, w którym matka została z jednym dzieckiem, a ojciec z drugim. Cóż, oczywiście, że udało mi się otrzymać sieć 5G, którą szybko zaimplementowałem do swojego mózgu, lecz jak wiadomo, w Hogwarcie łącze bywało nieco utrudnione przez całą tą magię nas otaczającą, co doprowadzało do spięć i spowolnień połączenia, a to już wpływało na mój przysłowiowy ping w mózgu. Po tylu porażkach jednego dnia, trudno przejmować się każdą kolejną, z biegiem czasu zdobywasz pewną tolerancję na swoje potknięcia, aż do momentu, w którym nie spodziewasz się niczego innego. Ja jeszcze do takiego stadium nie doszedłem, ale wiadomo, powoli do tego dążyłem. Co też miało swoje plusy, dużo przyjemniej się przyjmowało sukcesy, nie były one czymś standardowym, a wyjątkowym. Z takimi zajęciami ciężko było w programie, gdyż średnio byłoby to jakkolwiek umieścić w grafik. I nie chodzi mi o to, że innych przedmiotów jest za dużo, tylko o to, że jeśli będziemy się rozdzielać na takie szczegółowe zajęcia obowiązkowe, to pojawią się ich dziesiątki. Tego typu aktywności pasują bardziej właśnie do jakiegoś kółka pojedynkowego, do czegoś w tym stylu. Oczywiście nie odbieram sensu tego typu aktywnościom, bo są niezwykle przydatne. - Headziki zawsze smaczne! – Odpowiedziałem, odwzajemniając się uśmiechem. Wysłuchawszy zadania na teraz, pokiwałem głową na znak zrozumienia. Im dalej w las, tym lepiej, oswajałem się z tego typu ćwiczeniami i sprawiały mi one coraz mniej trudności. Chwilę poczekałem, aż Felek sam zademonstruje jak to powinno wyglądać, następnie ja przeszedłem do działania i jak się okazało, faktycznie szło mi coraz lepiej, bo wyszło za pierwszym razem. Odwróciwszy się do Felka, wzruszyłem ramionami z uśmiechem. - Może już bym klepał headshoty
Być może to dobrze, że nie posiadał aż tak skomplikowanych spraw rodzinnych - koniec końców mógł skupić się na samym sobie, a nie na bracie bliźniaku, który sprawiałby mu ewentualne kłopoty. Jedno było pewne - z ojcem kontaktu mieć nie zamierzał, w związku z czym o ewentualnych innych dzieciakach nie wiedział, ale nie tliły się one w drzewie genealogicznym jako istniejące. Mógł zatem być pewien, że jest jedynakiem, chyba że ktoś postanowił sobie zrobić z niego mały żarcik i naprawdę zademonstrować niespodziankę, jakiej to wolałby jednak uniknąć. Zaimplementowana funkcja 5G, sieci najnowszej generacji, nieco szwankowała w miejscu, jakim jest Hogwart. Za mało wież nadawczych powodowało, że korzystanie z niej nie było do końca możliwe, a bojkot starych bab spod zamku zdawał się nie tyle nieść echem, co być realnym problemem dzisiejszego świata. Nic dziwnego, skoro z pokolenia na pokolenie inne rzeczy uznawane są za szatańskie, niebezpieczne i w ogóle. Jeżeli jednak Percivalowi miał spaść ping w mózgu, to lepiej by było, gdyby te jednak jakoś się nie wzdrygały taką możliwością i takimi osiągnięciami techniki. Człowiek łatwiej docenia to, czego nauczy się po porażkach, aniżeli to, co przyjdzie mu od razu na początku, niczym prezent od Świętego Mikołaja. Jak to wcześniej był świadom tego po wyścigu - to nie łatwa wygrana powoduje, że człowiek się z niej cieszy. To ta, której droga jest znacznie trudniejsza, gdzie inni mogą wyprzedzić, a pot leje się strumieniami, powoduje realne szczęście. Gdyby było prosto, byłoby ewidentnie nudno. Tak to mogli nieco bardziej skupić się na tym, by doszlifować własne umiejętności do perfekcji, z czego był dumny, bo dzięki ambicjom mogli naprawdę pod tym względem wiele osiągnąć. - Gorzej, jak nie trafisz. - heady zawsze były lepsze od uderzeń w pozostałe części ciała, aczkolwiek też - sztuka ich wyprowadzenia wiązała się z poprawieniem aima, a takie rzucanie zaklęć miało nieco zwiększyć prawdopodobieństwo na przeżycie, gdyby ten znalazł się w ogniu krzyżowym. Życie nie zawsze jest kolorowe i choć o tym wiedział, musiał też nieco bardziej przystopować pod względem odsuwania się emocjonalnie; przyglądając się zatem kolejnym poczynaniom chłopaka, nie mógł nie odnieść wrażenia, że w sumie dopiero takie lekcje, organizowane z własnej inicjatywy, są w stanie wnieść trochę więcej pożytecznych rzeczy. I nie szło mu źle. W sumie, szło mu całkiem dobrze, gdyby miał być szczery. Błędy się zawsze zdarzają i nie zamierzał z tym jakkolwiek walczyć, ale dopiero ostatnia próba miała sprawdzić, jak mu pójdzie określanie sytuacji, wybór zaklęcia i wycelowanie. - Okej, ostatnia próba... Tym razem nieco bardziej skomplikowana. Tarcze zielone znajdą się wyjątkowo blisko tarcz czerwonych, niektóre czerwone będą w grupie. Część z nich się przemieszcza, część nie. Za każdym razem, jak trafisz prawidłowo wszystko, pojawi się kolejna, taka sama bądź podobna kombinacja. Musisz określić, kogo byś zdjął najbardziej, dlaczego i wykonać to w jak najszybszym czasie, tak jakbyś znajdował się w sytuacji, gdzie musiałbyś działać wręcz instynktownie. To co, gotów? - zapytawszy się, przygotował kolejną kombinację, czekając na to, aż ten oznajmi, że tak, jest gotów. A gdy to nastąpiło, ruch różdżki wyzwolił pełny potencjał przygotowanych ćwiczeń.
Mechanika:
Percy, rzuć jeden raz kostką k6, by przekonać się, jak Ci poszło to ćwiczenie. Za każde 15pkt z Zaklęć możesz wykonać jeden przerzucik.
1 - jak się okazuje, tak kolorowo nie jest. Starając się szybko wyeliminować czerwone tarcze, trafiasz zaklęciem obszarowym w tę znajdującą się stosunkowo blisko zielonej. I cyk, musisz rozpocząć ćwiczenie od nowa, bo bez tego ani rusz, musisz wiedzieć, gdzie chcesz trafić, z jaką siłą i jakim urokiem. (Ponownie rzuć k6)
2 - no, mogło być lepiej, bo trochę za często traktowałeś grupki zaklęciami nastawionymi na działanie względem jednej osoby. Co prawda nie jest źle, ale musisz zwracać na to uwagę - może to są tylko tarcze, ale gdyby byli to prawdziwi przeciwnicy, od razu by zareagowali! (Ponownie rzuć k6)
3 - idzie Ci ładnie, gładko i elegancko, ze stylem i klasą. Nie masz na co narzekać, celowanie masz jak w małym palcu, sprawnie uderzając w czerwone tarcze i zostawiając te zielone w świętym spokoju. Gratulacje! (Brawo, nie musisz rzucać ponownie!)
4 - co prawda nieco Ci zajmuje określenie kolejności, ale gładko udaje Ci się pokonać złe i głupie tarcze, by te radosne i szczęśliwe mogły żyć w radości i braku zagrożenia. Jedno zaklęcie, drugie zaklęcie, nie ma do czego się przyczepić, a samemu jesteś dumny z tego, co udało Ci się osiągnąć. (Brawo, nie musisz rzucać ponownie!)
5 - no idzie Ci tragicznie, nie możesz się skupić w ogóle na tym wszystkim, a na domiar złego w ogóle nie trafiasz. Co za jastrzębie oko! Prędzej krecie, no ale jakaś ironia musi być, co nie? Może jesteś za bardzo spięty, może musisz zapalić szluga - niezależnie od przyczyny, poćwicz trochę jeszcze. (Ponownie rzuć k6)
6 - sam nie wiesz, co w Ciebie wstąpiło, ale tak zajebiście sobie dajesz rady, że mógłbyś naprawdę wykonać to ćwiczenie z zamkniętymi oczami. Trafiasz z odpowiednią siłą i idealnie wręcz, w związku z czym możesz odetchnąć z ulgą i spojrzeć na swoje małe arcydzieło z widoczną dumą w oczach. (Brawo, nie musisz rzucać ponownie!)
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Sytuacja nieco się skomplikowała w mojej rodzinie, to fakt, samo już to, że miałem perspektywę odezwania się do matki sprawiało, że nieco bolała mnie głowa od nawału potencjalnych pytań, które chętnie bym jej zadał. Zaś z ojcem obecnie rozmawiać w ogóle nie chciałem, ciągle zraniony tymi kłamstwami, które tak długo istniały między nami, a wcale nie musiały, przecież co by się stało, gdybym o tym dowiedział się nieco wcześniej? No pewnie nic, nie byłoby takiego szoku i złości między mną, a Ashleyem. Najgorzej jednak jest, kiedy dowiaduje się, że ten prezent od Świętego Mikołaja tak naprawdę nie był od niego, on zaś nie istniał, a to wszystko sprawka twoich rodziców, którzy akurat sobie postanowili, że tym jednym gestem wynagrodzą ci cały rok nieszczęść, jakie doznałeś w domu. Oczywiście to nie moja historia, ale ile takich było na świecie, setki, o ile nie tysiące. Ale sama teza wypracowania czegoś poprzez upadanie i podnoszenie się była prawdziwa, nie było to łatwe, ale zdecydowanie przynosiło owoce. - No i przyszedł pan maruda. – Skrzywiłem się i uśmiechnąłem sekundę później, bo to fakt, trafienie headshota nie należało do najprostszego zadania, a na dodatek w ich przypadku, czyli w świecie magii, przynosiło tylko satysfakcję z własnych umiejętności, bo najczęściej działanie zaklęcia pozostawało niezmienne. Avada zabija obojętnie czy trafiłeś kogoś w głowę czy w palec, tak samo Petrificus Totalus i tak dalej. No, taka Bombarda mogła przynieść zupełnie inny skutek, jeśli zostałaby trafiona w nogę, bądź głowę, druga opcja wyglądała dużo bardziej spektakularnie. Wysłuchałem „ostatniej próby” i przytaknąłem głową, bowiem powoli już czaiłem o co w tym wszystkim chodziło i łatwiej mi było się zaadaptować do sytuacji. Przystąpiłem do próby, dając ówcześnie znać, że jestem gotów i… Wszystko poszło idealnie, szczerze powiedziawszy. Ładnie, nie musiałem niczego poprawiać, trafiałem ze stylem te czerwone tarcze, zaś do zielonych słałem tylko buziaki. Było to ostatnie zadanie, więc po jego ukończeniu, pożegnałem się z Felkiem i poszedłem w swoją stronę, szczęśliwy z dzisiejszych zajęć z ex-puchonem.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Dziś zdecydował się nieco ‘rozruszać’ swojego Yajirushi – jego główną miotłą niezmiennie pozostawała Błyskawica, ale nie chciał, żeby to japońskie cacko za bardzo się zastało. Dawno go nie ruszał, więc najpierw upewnił się, że pozostaje w nienagannym stanie technicznym – czy warstwa lakieru nigdzie się nie starła, albo czy któraś z witek w ogonie się nie odkształciła, co mogłoby mieć negatywny wpływ na osiągi sprzętu. Z aprobatą stwierdził, że wszystko jest w należytym porządku, więc przerzucił nogę przez trzonek i płynnie poderwał Yajirushi ku górze. Zaczął powoli i ostrożnie, musząc najpierw oswoić się z tym, że japoński model miał nieco inną sterowność i inaczej też reagował na ruchy ciała niż jego niezawodna Błyskawica. Na wstępie zrobił sobie kilka okrążeń, nie rozwijając przy tym pełnej prędkości, żeby po prostu wyczuć odpowiednio sprzęt; mniej więcej przy trzecim pozwolił sobie bardziej przyspieszyć, choć nadal nie przekraczał pewnej granicy, nie chcąc stracić zupełnie panowania nad miotłą, której możliwości tak na dobrą sprawę dopiero się uczył. Pokusa była, wiadomo, ale wolałby nie skasować ani siebie, ani sprzętu przez zwyczajne niedopatrzenie. Kilka kolejnych kółek później zaczął nieco urozmaicać swój lot prostymi manewrami, jak chociażby ostra nawrotka niemal w miejscu. Sprzęt spod japońskiej bandery okazywał się nad wyraz zwrotny, porównywalnie – albo i nawet jeszcze bardziej – od Błyskawicy, przez co przy kilku pierwszych powtórzeniach musiał wchodzić w skręty nieco ostrożniej niż robił to normalnie, ale tyle wystarczyło, żeby się z tym oswoił i powrócił do normalnego trybu. Nie zabrakło także beczek czy korkociągów – kiedy już te najprostsze manewry miał mniej więcej opanowane, to znaczy wychodziły mu bez żadnego zarzutu – przy których Yajirushi sprawdzał się naprawdę dobrze – wszystko wychodziło mu płynnie, nie musiał się z niczym szarpać ani nic; jedynie z początku parę razy wypadł z trajektorii lotu, ale zawiniła tutaj niezbyt jeszcze dobra znajomość miotły, a nie sprzęt latająco-zamiatający sam w sobie. Kolejnym elementem, który chciał sobie sprawdzić, była sterowność miotły przy rozwinięciu niemal maksymalnej prędkości. Ograniczył się tutaj póki co do lotu po linii prostej – po przybraniu maksymalnie aerodynamicznej pozycji wystartował, stopniowo przyspieszając aż pęd powietrza zaczął mu wyciskać łzy z oczu pomimo nasuniętych na nie gogli. Starał się utrzymać tak jak najdłużej, zaczynając wytracać tą prędkość, kiedy odczuł, że traci panowanie nad miotłą. I tak pomimo szybkiego czasu reakcji zarzuciło nim mocno na bok oraz obróciło częściowo wokół własnej osi. Na błoniach na szczęście nie miał w co przydzwonić, więc mógł sobie na podobne testy pozwolić tutaj. Powtórzył to jeszcze co najmniej kilkukrotnie, za każdym razem biorąc poprawki na wcześniej popełniane błędy aż zaczęło mu wychodzić wprawdzie nie idealnie, ale akceptowanie. Pełna perfekcja przyjdzie zapewne z czasem, bo jak wiadomo – praktyka czyni mistrza. I tak podczas dzisiejszych ćwiczeń zdołał się całkiem sporo dowiedzieć na temat japońskiego modelu, czego z pewnością nie zdołałby nigdzie przeczytać, co z bez dwóch zdań zaowocuje na przyszłych tego rodzaju rozruchach.
| eot
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Od nieszczęsnej przygody nad szkolnym jeziorem, miała nieco więcej czasu niż zwykle. I nic dziwnego, ranna noga sprawiła, że całkowicie odpadło jej poranne bieganie po parku oraz wiele innych aktywności, wymagających od niej pełnej sprawności w obu kończynach. Mając więc do wyboru siedzenie na dupie, oglądanie „Peaky Blinders” i wcinanie pistacji albo produktywne spożytkowanie tego czasu, wybrała pierwszą opcję. W tydzień skończyła wszystkie sezony, nadrobiła też „Wikingów” i… tego było jednak za wiele. Nie przywykła do takiego obijania się, tak więc stwierdziła, że podszkoli się nieco w zaklęciach. Nie miała sobie nic do zarzucenia, ale też zdawała sobie sprawę, jak wiele brakuje jej do Darrena czy Strauss. Postanowiła to zmienić. Wybór nauczyciela nie był trudny. Jak już się uczyć, to od najlepszych, a więc zwycięzcy ligi pojedynków aka Darrena Shaw aka Vanilla Face. Napisała do niego na wizzengerze, zapytała grzecznie, czy byłby w stanie nauczyć ją jednego z cięższych zaklęć i gdy się zgodził, ustaliła z nim miejsce spotkania oraz godzinę. Stojąc na polanie i czekając na chłopaka, rozciągnęła się porządnie, poprawiła czapkę z daszkiem, dzięki której grzywka nie wpadała jej do oczu i podwinęła rękawy niebieskiej bluzy z wielkim herbem najlepszego hogwarckiego domu. Z uśmiechem na twarzy obserwowała również zmagania małych miotlarzy, którzy pod bacznym okiem Limiera poprawiali swoje miotlarskie umiejętności. Ile to już czasu minęło, odkąd to ona była takim niewinnym dzieciaczkiem ze starą miotłą między nogami?
- Kolejny rok szkolny zakończył się się. Był on trudny i wymagający dla nas wszystkich. Mierzyliśmy się z wieloma niebezpieczeństwami i osobiście jestem dumna z tego w jaki sposób poradziła sobie nasza szkoła. W tym roku puchar domu należy do Gryffindoru, gratuluję owocnego roku! Szczególnie chcę podziękować wszystkim, którzy wspólnie z panem Lancasterem uratowali nasz księżyc! Aby uczcić jego powrót na nieboskłon, zakończenie roku nie odbędzie się w Wielkiej Sali, tylko na błoniach! Dyrektorka klasnęła w ręce, a wszystkie stoły oraz potrawy zniknęły i przeniosły się na błonia. Z oddali zaczęła grać muzyka, zapraszająca wszystkich na zewnątrz. Jako pierwsza z piedestału zeszła sama dyrektorka, odziana w długą, srebrzystą sukienkę. Ujęła pod rękę Pattona Craine'a, który wyglądał na bardzo dumnego z siebie po raz pierwszy od ery dinozaurów. Taka to pierwsza para poprowadziła hogwardzki korowód na błonia.
Te zaś rozświetlone są jedynie delikatnie, większość lamp to przedmioty magiczne, które odbijają światło księżyca. Ten dumnie świeci na nieboskłonie (na szczęście dla wilkołaków - nie w pełni). Wcześniej już wisiała informacja, by wszyscy na zakończenie roku ubrali się w świetliście. Cekiny, brylanty, świecidełka, a może faktyczna poświata albo magiczne mienienie się kolorami - interpretacja mogła być dowolna. Pod rozłożystym drzewem znajdował się parkiet, a dyrektorka poprosiła Archie Darlinga wraz z Anthonym Moosem, by przygrywali im podczas uroczystości. Odrobinę dalej stoją hogwardzkie stoły z jedzeniem, więc uczniowie nadal mogą zwyczajnie usiąść i porozmawiać. Pogoda trafiła się idealna, bo noc po raz pierwszy od dawna jest bardzo ciepła i przyjemna. Zaś rozglądając się po całym evencie, można znaleźć naprawdę wiele niesamowitych atrakcji. Pamiętajcie, że napoje na stołach są jedynie bezalkoholowe, więc jeśli próbujecie przemycać coś innego - robicie to na własną odpowiedzialność, dodatkowo rzucacie literką. Jeśli wylosowujecie samogłoskę - jakiś nauczyciel was złapał i na początku następnego roku czego was szlaban. Możecie uznać, że to półfabularny bądź zaczepić kogoś z kadry by was przyłapał!
Stół z przekąskami
Stoły uginają się pod najróżniejszymi daniami, prosto z kuchni. Skrzaty włożyły dziś bardzo dużo pracy w to, by wszystko wyglądało perfekcyjnie. Każde danie ma w sobie coś magicznego. Rzućcie literką, by dowiedzieć się co wybraliście i jakie są skutki waszej potrawy! Jeśli chcecie wiedzieć co jecie, musicie zajrzeć do spisu. Pamiętajcie, że będą one miały tylko jedną magiczną właściwość, opisaną poniżej. W niektórych literkach są podane dwie potrawy, wtedy zwyczajnie wybieracie którą wolicie by wasza postać zjadła. Nie częstujecie się obydwiema.
Potrawy:
A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. | Skaczący garnek - W kolejnym wątku postać może rzucić jedno zaklęcie z poziomu wyżej. B - Plumpki smażone - Działa jak amortencja na jeden wątek dla osób, które zjadły przyrządzoną potrawę. Uczucie odczuwają do osoby obok. | Smocze naleśniki - Każda postać, która skosztuje potrawy, przez dwa posty nieustannie płacze. C - Czarodziejskie Bliny - Danie sprawia, że postać w trakcie jednego wątku dużo częściej myśli o ukochanej jej osobie, niemal każda myśl jest jej poświęcona. Jeśli nie masz ukochanej/ukochanego wybierz sam o kim myślisz. | Stek z kołkogonka - Bąbelki faktycznie wypływają z ust postaci, kiedy mówi. D - Dahl - Przez cały wątek postać jest pełna energii i kreatywnych pomysłów. | Boodog - Twoja postać czuje otaczające je przyjemne ciepło. Przez cały wątek uszy postaci są zaczerwienione. E - Zupa ogonowa z Reema - Zupa znacznie zwiększa pewność siebie na jeden wątek. | Reem w kwiatkach - Przez jeden wątek, postać jest poddana nieznacznym efektom halucynogennym. Wydaje jej się, że niektóre przedmioty falują, inne się ruszają, bądź też zmieniają barwy. F - Płonocę pierożki - Postać przez ten wątek zionie ogniem, a także jest w dużym stopniu odporna na ostre potrawy. | Wściekłe kałamarnice - Do końca wątku, postać jest w stanie wytrzymać trzydzieści minut pod wodą. G - Gram Masala - Do końca wątku postać jest bardziej skłonna do próbowania nowych rzeczy, ryzykowania etc. | Grtis - Postać ma większą skłonność do mówienia o drastycznych rzeczach i lekką chęć do przemocy bądź widoku krwi. H - Hopki Ukropki - Postać ma ochotę na gry zręcznościowe. Sama zręczność postaci również wydaje się większa. | Kurczak z tindą - Postać czuje, jakby jej ciało samo się wyrywało do tańca. Ma wielką ochotę poddać się temu uczuciu i zacząć tańczyć. I - Złocisty feniks - przez jeden wątek, na postać oddziałują efekty eliksiru „Felix Felicis”, choć nie są one tak mocne, jak w przypadku zwykłego eliksiru. J - Omdlały Merlin - Postać przez wątek pachnie jednym ze składników potrawy. | Zapiekane paluszki - Postać do końca wątku ma ochotę coś podgryzać. Jedzenie lub towarzyszy.
Tańcząc z luaballami
Przebudzone istotny magiczne zrobiły wyjątek i dzisiaj również zaczęły tańczyć na parkiecie. Wynurzają się ze swoim nor, wychodzą z zakazanego lasu i uczestnicy imprezy mogą się do nich dołączyć. Jeśli znajdą sobie parę do tańcowania. Każda osoba z pary rzuca literką. Dotycząc was efekty zarówno waszej kostki jak i waszego partnera.
Tańce:
A - Lunaballa zaciąga was na parkiet i razem z wami tańczy, miziając się do waszych nóg. Ewidentnie próbuje połączyć was w bliskim uścisku. Musicie przetańczyć piosenkę nienaturalnie blisko siebie, bo inaczej lunaballa będzie smutno zawodzić, a tego chyba nie chcecie! B - Tańczycie tak niesamowicie, że aż kilka lunaballi was otacza i naśladuje wasze ruchy! Czy jest coś lepszego niż taka przygoda? Na pewno nie! Jesteście tak natchnieni, że macie jeden dodatkowy przerzut na tym evencie. C - Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. D - Dziwna magia unosi was w powietrzu i nagle walcujecie sobie nad ziemią. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile metrów nad ziemią szybujecie przez kolejne 2 posty. E - Tak pokracznie tańczycie, że nadepnęliście na lunaballę... No naprawdę, to trzeba być pierdołą albo potworem! Jeśli możecie co najmniej 10 punktów z ONMS możecie jej pomóc. Jeśli nie - znajdzie kogoś kto jej pomoże. Jeśli pozostawicie ją samej sobie, zajmie się nią profesor Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, jak tylko zauważy wypadek. Ale pamiętajcie, że karma wraca. F - Lunaballe, świecący księżyc, niesamowity partner u boku... To wszystko sprawia, że aż chce się żyć! Przez następne dwa posty nie śmiejecie się po każdym wypowiedzianym zdaniu. Najwyraźniej co za dużo księżyc, to jednak niezdrowo. G - Jedna z lunaballi dosłownie próbuje was nauczyć swojego godowego tańca. Pokazuje dokładne ruchy i stara się wam zaprezentować sposób w jaki powinniście machać nogami. Rzućcie k100 - kto będzie miał wyższy wynik dostanie punkt z DA. Możecie też sami ustalić kto miałby lepsze szanse podłapać coś od lunaballi. H - Lunaballa wyraźnie chce, żebyś nie tylko tańczył - ale i zaśpiewał. Napisz, że to robisz i wstaw dwa wersy piosenki, którą wyśpiewujesz, a dostaniesz od niej prezent - liść lulka. I - Magiczne stworzenie coś wyraźnie od was chce. Kiedy się do niego pochylacie lunaballa znienacka liże wasze powieki. Może to słodkie, może niehigieniczne, ale orientujecie się, że widzicie znacznie wyraźnie niż zwykle do końca imprezy! Macie - 10 do wyścigu patronusów, jeśli będziecie w nim uczestniczyć. J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole.
Nocna kąpiel
Powróciła do nas woda księżycowa! Po długim zaniku księżycu wielu czarodziei rzuciło się na poszukiwania je i okazało się, że dostała ona jeszcze bardziej magicznych właściwości! W uroczym zakątku postawiona jest klimatyczna balia, do której możecie wejść. Jeśli spędzicie tam odpowiednią ilość czasu czyli mniej więcej 20 minut (w przeliczeniu na czarodziejowe - 2 posty), możecie rzucić kostką, bo do końca eventy i w kolejnym wątku (jeśli jest to po imprezie max. dzień) macie magiczne właściwości. Rzuć by dowiedzieć się jaką genetykę posiadasz: 1 - Hipnotyzer 2 - Pół - wila 3 - Animag 4 - Metamorfomagia 5 - Jasnowidzenie 6 - Legilimencja
Jeśli wylosujesz genetykę, którą już masz - możesz przerzucić kostkę.
Wyścigi patronusów
Co jakiś czas Edwin Harrington zaprasza uczniów na tor przeszkód dla patronusów. Musicie wyczarować swojego pomocnika i przebiec nim skraj zakazanego lasu, po drodze zaliczając jak najwięcej obręczy powieszanych na gałęziach albo lewitujących między drzewami. Oczywiście w jak najlepszym czasie. Nagroda jest warta świeczki, bo wygrany wyścigu otrzymuje własną, spersonalizowaną maskotkę w kształcie waszego patronusa! Za drugie miejsca - macie magiczną lunaballę na pocieszenie. • Rzucacie kostkę k100. Im mniej tym krótszy czas pokonania trasy. Do tego rzucacie k6, by sprawdzić ile obręczy zauważyliście. Za każdą obręcz odejmujecie sobie 6 punktów w k100. Czyli jeśli wyrzucicie 6, odejmujecie sobie aż 36 punktów. • W tym wypadku siła waszego czaru nie ma znaczenia, nie macie więc modyfikatora kuferkowego. Za to odejmijcie sobie 20 punktów z k100 za cechę Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość). • W wyścigu uczestniczą 4 osoby. Koniecznie umieśćcie kod, który mówi o tym, że uczestniczycie w zawodach i napiszcie którą osobą jesteście. Kiedy 4 osoby podejdą do zawodów i macie najniższy wynik - wygrywacie. Edwin prosi byście poczekali i wkrótce dostaniecie waszą zabawkę. Kiedy dostaniecie ją do kuferka - możecie uznać że Edwin wam ją przyniósł. • Atrakcja tylko dla osób, które nauczyły się patronusa. Trzeba było odwiedzić Darrena jak robił ćwiczenia, leniwce.
Kod
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Trwające efekty:</zg> <zg>Wyścigi patronusów:</zg>Pozostawiasz to tylko jeśli chcesz uczestniczyć w wyścigu. Wpisz tu: Pierwszy/drugi/trzeci/czwarty uczestnik. Sprawdź osoby nad Tobą by zorientować się który jesteś. Kiedy zobaczysz, że jesteś czwarty - wszyscy mogą rzucić. W kolejnym poście umieście tutaj: swoje k100 - odpowiedni wynik k6 - ewentualne modyfikatory = wynik
Atrakcja: Wyścig Trwające efekty: - Wyścigi patronusów: Pierwszy
W końcu koniec roku. Po raz kolejny długie miesiące nauki przeplatane z dosyć niebezpiecznymi wydarzeniami dobiegły końca. No... Przynajmniej na dwa miesiące do czasu zaczęcia nowego roku szkolnego. I to tak tylko w teorii, bo na wszelkich szkolnych wyjazdach studenci i uczniowie wręcz pchają się w niebezpieczeństwa. Świadomie, bądź nie. Kiedy tylko Dyrektorka ogłosiła że to Gryffindor wygrał puchar domów, jego serduszko wypełniła niewypowiedziana radość. Całoroczne staranie i odrabianie punktów niektórych osób w końcu dało owoce. Oczywiście nie było to nic wielkiego, ale ktoś ostatnio mówił mu że powinno się cieszyć z każdej drobnostki. Nie miał wielu świecidełek, ale założył między innymi bransoletę wielkiej wezyrki, która była dosyć widowiskowa w swoim misternym wyglądzie. Nie był jeszcze głodny, a do tańca go nie ciągnęło z dosyć oczywistego powodu. Za to wyścig z patronusami u boku? To zdobyło jego zainteresowanie niemalże natychmiast. Ruszył więc gotowy do wzięcia udziału, a po wyścigu... może dopiero coś zje i porozmawia z kimś znajomym.
Atrakcja: Tańcząc z lunaballami (do czasu zebrania się chętnych na patronusy) Trwające efekty:J - Jedna z lunaballi nie odstępuje was na krok, nawet po tym jak skończyliście tańczyć. Jeśli macie, 2 punkty z ONMS, napiszecie 3 posty na tym evencie, a potem dwie jednopostówki w której się nią opiekujecie - lunaballa może być wasza. Pamiętajcie, że będzie mieszkać w waszym mieszkaniu lub domu rodzinnym, nie w szkole. Wyścigi patronusów: Drugi
Victoria właściwie miała pewien problem z tym, by uwierzyć w to, że wszystko, co złe, dobiegło końca. Nie wierzyła w to, że to, co się działo, minie jak ręką odjął, że wszystkie niepokojące wydarzenia i efekty zniknąć, że nie pozostanie po nich żadne wspomnienie. Bała się, jak będzie czuła się Viola i być może właśnie z tego powodu postanowiła wyciągnąć ją na obchody zakończenia roku szkolnego. Wierzyła w to, że mimo wszystko Strauss nie powinna siedzieć sama, że nie powinna chować się po kątach, że nie powinna dalej rozglądać się dookoła siebie, szukając nie wiadomo czego i nie wiadomo kogo, nie wiadomo po co i nie wiadomo z jakiego powodu. Brandon uznała, że w najbliższym czasie będzie mimo wszystko uważnie obserwować przyjaciółkę, by w razie problemów móc się nią zająć, by móc ją osłonić albo zaciągnąć siłą do Munga, tym razem nie próbując słuchać żadnych wykrętów. - Jesteś mi to winna, po tej złamanej ręce - stwierdziła poważnie, ujmując Violę pod ramię, zadrżawszy lekko, kiedy poczuła chłodny powiew na częściowo odsłoniętych plecach. Wciąż jeszcze nie wierzyła w to, że ostatecznie dała się przekonać Lei, że sukienka, która niezmiernie jej się podobała, nie była w żadnej mierze przesadnie odważna. Czuła się w niej jednak dobrze, mając jednocześnie wrażenie, że z jej pomocą łamie kolejne zasady, co z jakiegoś powodu niesamowicie ją bawiło. Była również pewna, że jeszcze kilka kolejnych, jak na nią, wyskoków, i naprawdę obudzi się w jakiejś innej rzeczywistości, zastanawiając się, kim tak naprawdę była. Ostatecznie jednak właśnie teraz decydowała o swojej przyszłości, decydowała o tym, czego chce od życia, toteż nie wahała się aż tak bardzo, gdy w niektórych sprawach była skłonna rzucić się na głęboką wodę i szaleć. - Chodź - dodała, rozbawiona, kiedy dostrzegła lunaballe. - Jestem bardzo ciekawa, czy zdołasz je oczarować - dodała, uśmiechając się do Violi, rzucając jej wyraźnie wyzwanie. Nie miało żadnego związku z zaklęciami, z walką, z szaleństwem tego typu, ale mimo wszystko nie uważała, żeby ich życie się do tego ograniczało, a skoro już raz zbłaźniła się w czasie przedstawienia, równie dobrze mogła błaźnić się teraz, tańcząc po prostu z przyjaciółką i w ten sposób świętować koniec kolejnego roku szkolnego, świętując to, że mieli wiele powodów do radości.
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
W dzień zakończenia roku jestem szczególnie pobudzony i szczęśliwy. Księżyc w końcu wrócił na miejsce, co oznaczało w końcu luźniejsze dni w Skrzydle Szpitalnym oraz Perpę, która nie martwiła się swoim wyglądem; ponownie świeciła blaskiem, jak to ona. No i oczywiście, gryfonom w końcu udało się zdobyć puchar domów! Tak dawno już po niego nie sięgnęli, że już myślałem, że chwała jest już dawno za nami. A jednak! Kiedy dyrektorka zaczyna mówić o tym kto wygra, uderzam w stół, udając werble, a potem unoszę zwycięsko pięści do góry kiedy mówi nazwę naszego domu i macham do Gryfonów, by żywo skandowali nazwę czerwono - złotych. Oczywiście, ja również się świecę w złotej barwie Gryffindoru. Dziś mam na sobie kompletnie nieskromny garnitur, a nawet buty tego samego koloru. Gdybym nie był sobą, może ktoś mógłby być zaskoczony takim ubraniem nauczyciela z kadry. Świecę się jak milion galeonów (zarówno przez materiał jak i magię nałożoną na garnitur), a do tego obok siebie mam swoją partnerkę, która wygląda na co dzień jak te miliony. Nie muszę nic mówić i jej komplementować, nimi obsypałem ją w domu, teraz jedynie cieszę się w jej towarzystwie szczęściem moich uczniów. Całuję dłoń @Perpetua Whitehorn kiedy wychodzimy pod rękę na błonia. Zanim jednak porywam swoją ukochaną do tańców, idę do stołu Gryffindoru, sprawnym zaklęciem zmieniam swój głos na donośniejszy. - Gryfoni! Do mnie na chwilę - krzyczę i równocześnie wskakuję na stół przy którym zazwyczaj siedzą; do ręki natychmiast przylatuje mi czarna torba. - Po pierwsze, gratuluję wam tego roku, byliście niesamowici. Mam nadzieję, że za rok będzie dokładnie tak samo, a póki co, macie coś żebyście o mnie nie zapomnieli w wakacje! Zaklęciami posyłam każdemu gryfonowi lwią maskotkę. Mruczy ona natychmiast jak kot kiedy tylko znajduje się w rękach właściciela. Jeszcze nie wiedzą, że będzie piszczeć słodkie roar gdy ktoś za długo nie będzie jej tulić. - Szczególne wyróżnienie należy się chłopakowi, który nabił chyba połowę tych punktów. Najlepszemu prefektowi! Drake! Jesteś w tym roku bohaterem Gryffindoru! To Twoja peleryna! - mówię i zakładam na plecy Lilaca czerwony kocyk z lwem gryfów na plecach (może być mu teraz odrobinę za ciepło, bo to transmutowany przez Perpę kocyk sygnalizujący, nie taki zwykły). Całe szczęście, że stoję na stole, to nie muszę stawać na palcach, by mu założyć ten nowy, królewski ciuszek. Plus mogę przytulić Drake'a, poklepać po plecach i nawet pocałować po ojcowsku w czubek głowy. - Dziękuję wam jeszcze raz wszystkim, byliście boscy. Jestem bardzo dumnym gryfońskim ojcem! Bawcie się dobrze, należy wam się - mówię i wznoszę toast za moich podopiecznych bezalkoholowym ponczem. Zeskakuję ze stołu żwawo, by podejść do Perpy, która nadal była w zasięgu mojego wzroku i położyć jej dłoń w pasie.
@gryffindor jak ktoś przyjdzie pyrgać mnie najlepiej najpierw na priv po zabawkę!
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Niezależnie od wszystkiego, noc z księżycem była o wiele przyjemniejsza niż noc bez niego. Było to ostatnie zakończenie roku szkolnego dla Larkina, jakimś cudem udało mu się zaliczyć egzaminy i to z nie całkiem kiepskimi ocenami. Wciąż żałował nędznego z uzdrawiania, ale miał przed sobą wiele czasu na spokojne studiowanie ksiąg, bez stresu, że musi zdążyć z nauką na egzamin. Ostatnie zakończenie, więc powinien się zabawić, skorzystać z możliwości rozmowy ze znajomymi, upewnić się, czy z niektórymi będzie się widzieć na wakacjach szkolnych, na które chciał jeszcze pojechać. Kierując się do Wielkiej Sali zastanawiał się, dlaczego mieli ubrać się błyszcząco. Nie pamiętał ogłoszeń o organizowanym balu, ale skoro nie trzeba było mieć ubranego mundurka, nie zamierzał narzekać. Założył czarną koszulkę, która stanowiła proste tło dla marynarki obszytej cekinami na klapach. Miał nadzieję, że będzie to wystarczająco błyszczące. Nie spodziewał się jednak, że poza obserwowaniem księżyca na magicznym sklepieniu sali, zostaną nagle powiadomieni, że zakończenie będzie jednak na błoniach. Uśmiechnął się lekko pod nosem, kierując się za pozostałymi ku wyjściu z zamku, kiedy dostrzegł znajomą twarz w tłumie. - Jess! Wróciłaś już? – zagadał, gdy tylko udało mu się zrównać krok z dziewczyną. Przesunął jasnym spojrzeniem po jej twarzy, przechodząc w końcu niżej na sukienkę i nie próbował nawet ukrywać lekkiego uśmiechu pełnego uznania. Podobało mu się, jak prosta wydawała się na pierwszy rzut oka, a jednocześnie jak sugestywna była. Zanim jednak zostałby posądzony o lubieżne myśli wycofał się spojrzeniem do oczu dziewczyny, wystawiając ramię w szarmanckim geście w jej kierunku, gdy tylko wyszli na zewnątrz. - Idziemy zatańczyć, skoro już formalności są za nami? Zobacz, tam są lunaballe – zaproponował, wskazując na parkiet, przy którym bujały się stworzenia do rytmu przygrywanej muzyki. Uśmiechnął się odrobinę szerzej, widząc @Anthony 'Moose' Grant na scenie, przypominając sobie, że miał go ściągnąć do pracowni, żeby mu pozował.
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Kolejny rok szkolny minął jak z bicza strzelił - Perpetua ani się obejrzała, a miała za sobą już... 3 lata w Hogwarcie. Oczywiście, jako członek kadry, w końcu spędziła w nim znacznie więcej czasu jako uczennica, a potem studentka. Tego dnia nie chwytała jej jednak melancholia, nie dumała nad przeszłością, ani nie oglądała się za siebie - bo absolutnie całą swoją uwagę skupiła na @Huxley Williams i na tym, że to był jego dzień. I Gryfonów, rzecz jasna. Gwoli ścisłości - bynajmniej, wcale nie przejmowała się swoim wyglądem, kiedy Księżyc spowił tajemniczy mrok! ... W porządku, może odrobinę, choć i tak na dobre im to wyszło - Williams przez cały ten ciężki okres spoglądał na nią identycznie jak zawsze, niezmiennie z tym samym zachwytem. W kość więc dała im Florence, która jako ćwierćwila miała wyjątkowo ciężkie humorki. Dlatego też Perpetua była ostatnimi czasy nieobecna - ale nie dzisiaj. Dzisiaj nie mogła nie promienieć dumą obok Huxleya; nie mogła nie wpatrywać się w niego bez autentycznej radości - z prawdziwą i namacalną nieskromnością pyszniła się u boku swojego ukochanego, gdy ten świętował razem z Gryfonami wygrany Puchar Domów. Niemniej z resztą entuzjastycznie przyjęła ten wynik - pomijając fakt, że Hux był rodowitym Gryfonem, Gryffindor zwyczajnie zasłużył sobie na ten Puchar, tak powód był jeszcze jeden: sercem była Puchonką. Niemal płynąc w powietrzu u boku Williamsa, gdy zmierzali na błonia, ciągnęła za sobą mieniący się tren sukni. W przeciwieństwie do błyszczącego garnituru swojego partnera - jej kreacja zdawała się być jedynie woalem dla jej własnego blasku, subtelnie jaśniejącej od światła Księżyca skóry, migającej tu i tam spod delikatnego tiulu i licznych cyrkonii. — Leć do nich, Papo Gryfie — zachichotała, gdy Hux wyrwał do stolika Gryffindoru - chichot jednak szybko przeszedł w perlisty śmiech, kiedy mężczyzna wskoczył na stół, żeby złożyć swoim podopiecznym gratulacje. Naprawdę uwielbiała ten jego wigor i autentyczną otwartość. Obserwowała czerwono-złotych nieco z boku, a jej czerwonych ust ani na chwilę nie opuścił pełen dumy uśmiech - cieszyła się też, że mogła pomóc Huxleyowi w przygotowaniach tych drobnych upominków. I nieco większego dla @Drake Lilac, któremu jeszcze puściła zaczepne oczko, gdy Williams mu gratulował. Razem z nimi wzniosła toast, a potem ułożyła roziskrzone spojrzenie na Huxie, gdy do niej dołączył. Trąciła go figlarnie biodrem. — Jak to jest, że z każdą chwilą ubóstwiam Cię coraz bardziej? — rzuciła rozbawiona - oczywiście retorycznie. Uniosła swój kubek z ponczem, szykując się do kolejnego toastu. — Piękny prezent na pierwszą rocznicę od twoich lwów. Puchar Domów — podjęła, rozświetlając się w absolutnie uroczym uśmiechu. — To może za kolejny taki rok? — Przekrzywiła delikatnie głowę, pozwalając by złote loki spłynęły jej na jedno ramię. Łypnęła na Huxleya spod ciemnozłotych rzęs. — Albo kolejne dwadzieścia.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Ze znudzeniem słucham dyrektorki rozpływającej się nad każdą pierdołą, gratulującej każdemu i czekam spokojnie na koniec tego wszystkiego. Chociaż wiedziałem, że dziś jest jakiś motyw przewodni imprezy, jestem strasznym bucem jeśli chodzi o kwestie ubierania się elegancko. Dlatego wszystkim powinien wystarczyć fakt, że mam na sobie wyprasowaną, białą koszulę i tylko odrobinę za luźne spodnie od garnituru. Wstajemy od stołu by udać się na błonia, a jakaś nauczycielka zaczepia mnie by zauważyć, że niespecjalnie przejąłem się motywem imprezy. Zaczyna mnie zagadywać mówiąc o tym jak ważne są takie rzeczy i nie daje mi spokoju, chociaż udaję że rozglądam się uparcie. W końcu by pozbyć się starej prukwy od numerologii, oznajmiam że miałem zamiar potem się przemienić. Używam metamorfomagii , skupiając się na swojej skórze i sprawiam, że od czasu do czasu lśnię delikatnie, jakby obsypany brokatem albo światełkami. Nauczycielka chwilę jeszcze jest pod wrażeniem (sam jestem swojej kreatywności) i w końcu mnie zostawia. Ja zaś już znajduję się obok @Julia Brooks, którą chyba szukałem w tłumie. Wystawiam lekko swoją rękę tak by zaproponować złapanie mnie pod ramię i zerkam pytająco na dziewczynę. W ten oto dżentelmeński sposób zapraszam ją by ze mną się wybrała na ten super bal. - Widzę u Ciebie nic nowego - zauważam tylko, że znowu coś narobiła na tyle, że jest pomarańczowawa. - Wyglądasz nadal spoko - dodaję jakże niesamowity komplement i rozglądam się po tej całej polanie, by nie było mi niezręcznie, że mówię miłe rzeczy. - Co chcesz robić? - burczę gotów tak naprawdę na wszystko co tylko powie, nawet na tańce z lunaballami, które trzeba przyznać, nawet dla mnie wyglądały uroczo. Aż zagapiam się na nie chwilę i ogarniam, że obok mnie stoi @Jessica Smith i @Larkin J. Swansea podaję rękę LJowi na przywitanie, kiwam głową do Jess. - Pójdziesz jutro z Vinim i Tommym do tego domu, co? Powiesz że bierzemy jeśli jest ok? - pytam bo mieli ogarnąć nam dom i sprawdzić czy wszystko z nim w porządku, a totalnie nie ufałem żadnemu z ziomków. - Ja muszę do starych jechać - dodaję prędko tłumacząc się z mojej jutrzejszej nieobecności. Ale w końcu moje zadanie to było wyprosić o pieniądze na naszą nową posiadłość, jako że tylko ja miałem wystarczająco bogatych rodziców. Takie to trudne to dorosłe życie, osób które nie są sławnymi sportowcami. Wracam do rozglądania się wokół i wtedy zauważam jakieś szalone bale z wodą nie tak daleko od nas. - Może pomoże Ci... na cerę - żartuję już w zwracając z powrotem uwagę na Brooks i nawet uśmiecham się krzywo z tego przedniego dowcipu. Żeby się nie zdążyła zezłościć na mnie wskazuję pytająco na parkiet czy nie chce potańczyć jak lunaballa w moim doborowym towarzystwie.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Zdecydowanie, cała Wielka Brytania odetchnęła głęboko i z ulgą, kiedy Księżyc wrócił na nieboskłon. Kto by się spodziewał, że jego brak wprowadzi tak wiele chaosu na wyspach? Smith jednak nie zdążyła mocno odczuć na swojej skórze reperkusje z tym związane - w przeciwieństwie do jej własnych zwierząt. W każdym razie - Księżyc wrócił, egzaminy (podwójne!) zdała bez większych problemów, pierdolnik zwany jej życiem powoli łapał w miarę stabilny poziom. Nie śmiała narzekać, także zamierzała korzystać z tych drobnych promyczków słońca... albo raczej księżyca. Nie zamierzała w końcu chować się po kątach i przemykać w cieniu, robiła to już wystarczająco długo. Wyszarzała Jessica Smith znów zaczęła nabierać kolorów - choć na dobry początek: stonowanych i iście krukońskich. Nawet ona wzięła sobie do serca informację o ubiorze - i założyła dość skromną, ale na pewno nie pruderyjną sukienkę o ciężkim (acz zwiewnym!) materiale i misternych haftach, które zaczarowała zawczasu, by delikatnie migotały. Żadna z niej gwiazda - ale nocne niebo było przecież równie urokliwe. Po uroczystym rozpoczęciu zakończenia, razem z resztą hogwartczyków ruszyła orszakiem za Wang z Crainem (!), rozglądając się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Daleko z resztą wzrokiem nie musiała sięgać, bo zaraz obok znikąd pojawił się @Larkin J. Swansea. — LJ! — Uśmiechnęła się do - jeszcze! - Krukona, kiedy się z nią zrównał. — Wróciłam, jak widać — przytaknęła, z pewnym rozbawieniem wyłapując wcale nieukrywane spojrzenie Swansea, którym przesunął po jej sylwetce. Może to kwestia tego, że wiedziała, że był artystą - i zdarzało mu się ją szkicować ukradkiem (głównie okulary) - ale nie odczuła nawet krzty zakłopotania. Wykręciła teatralnego młynka, kiedy LJ wrócił wzrokiem do jej oczu - ale i chętnie ujęła proponowane przez niego ramię. — Też dobrze wyglądasz — przyznała, w odpowiedzi na niewerbalny komplement mężczyzny z lekkim uśmiechem czającym się w łuku warg - i wolną dłonią poklepała go przyjacielsko po cekinowej klapie marynarki. — Ale mało się mienisz. Zgubiłeś Gwiazdę? — zapytała, sprytnie unosząc jedną brew - oczywiście mając na myśli Victorię. Jeśli pamięć jej nie myliła, to jakieś końskie zaloty między nimi miały miejsce. Szybko jednak Larkin strącił ją z pantałyku - bynajmniej, nie propozycją tańca: a lunaballami. — Ah můj Merline! Prawdziwe lunaballe! — zachwyciła się, omal nie potykając się o własne nogi, zagapiwszy się na pląsające stworzonka. Widok księżycowych tancereczek przysłonił jej jednak @Augustine Edgcumbe z @Julia Brooks pod ręką. I dopiero teraz dopadło ją małe zakłopotanie - wiedząc, że Julia z Darrenem to w końcu dobrzy kumple. Tak jak ona z Augustem, z resztą - o czym Szkot szybko przypomniał, niejako ratując ją od niezręcznie idiotycznego uśmiechu, który już powoli przybierała. — O. Tak, jasne, pójdę — rzuciła niemal na wydechu, chrząknięciem przywracając sobie nieco kurażu. Skarciła się w myślach, że już nie było co płakać nad rozlanym mlekiem. Albo sake. Jak kto woli. — Nie weźmiemy żadnej rudery, słowo — zapewniła Auggiego, nim ten z Julią nie obrócili się w innym kierunku. — Pamiętaj, że ja połowę mogę zapłacić! — rzuciła jeszcze - nie będąc jednak pewną, czy chłopak w ogóle ją usłyszał. Wtedy też westchnęła i wróciła spojrzeniem do LJ'a, ściskając lekko jego ramię. — Wspominałeś coś o tańczeniu? — przypomniała się, z przepraszającym uśmiechem. — Mam nadzieję, że umiesz prowadzić, bo żadna ze mnie wdzięczna lunaballa — zażartowała, ponownie zerkając na pląsające z gracją zwierzęta.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Na dzisiejsze zakończenie roku przygotowała się jak nie ona. Nie tylko odwiedziła sklep Madame Malkin, żeby kupić jakąś wyjątkową stylizację, ale i odwiedziła makijażystkę, żeby ta przygasiła pomarańczową buźkę młodej Krukonki. Julka całkowicie zrezygnowała przy tym ze wszelkich cekinów i innych błyskotek, w których nie czuła się po prostu dobrze. Na nos założyła jeszcze ciemne okulary i tak wystrojona ruszyła za Dyrektorką i towarzyszącej jej mordercą uśmiechów w postaci nauczyciela transmutacji. Choć wybrała się tu sama, to sama długo nie była. Z tłumu wypatrzył ją August, co nie było szczególnie trudne, kiedy potrafiło się dowolnie modyfikować swoje ciało i wydłużyć nogi bądź szyję. Przywitała go z uśmiechem, zanim ten chwycił ją pod ramię, eskortując ją w kierunku polany.
- Ah, to? Zgadnij, kto się pomylił przy inkantacji i zamienił swoją głowę w dynię? – Oczywiście chopak wiedział, że zgadywać nie musi, gdyż sama zainteresowana winę miała wypisaną na twarzy, i to całkiem dosłownie. Podziękowała skinięciem na nieco koślawy, choć miły komplement i zastanowiła się chwilę nad tym, co tak właściwie chciałaby robić. – Na pewno bym coś zjadła.
Menu na szkolny bal znała już od kilku dni. Była to jedna z zalet trzymania sztamy ze skrzatami z kuchni – była na bieżąco z każdą potrawą i nawet udało jej się spróbować niektórych smakołyków przygotowanych na dzisiaj. Miała nawet swojego faworyta, czyli zupę ogonową z reema, której nazwa nie zachęcała do spróbowania, a mimo to była wyborna. Jej kulinarne przemyślenia przerwało pojawienia się @Larkin J. Swansea z @Jessica Smith. Pałkarka uśmiechnęła się delikatnie do dwójki Krukonów, przyglądając się z uznaniem wybranych przez nich na ten wieczór stylizacjom.
- Smith – rzuciła na powitanie jasnowłosej dziewczynie. – Cześć, LJ. Jak tam ramię? – zapytała, nawiązując do ich ostatniego spotkania pod znakiem krwawienia, halabard i wściekłych pancerzy.
W czasie, kiedy Smith i @Augustine Edgcumbe dogadywali sprawy związane z mieszkaniem, ona rozglądała się dookoła, zastanawiając się, jakie to atrakcje przygotowano dla nich w tym roku. Zdążyła dostrzec jakąś balię z wodą i tor do wyścigów. Gdyby nie zakaz spożywania alkoholu, to byłoby tu naprawdę super.
- Na bycie żywą ozdobą na Halloween raczej nie pomoże. Ale może za to Ty będziesz mniejszym dupkiem? – Odcięła się wesoło, po czym pokiwała przecząco na propozycję tańca i wskazała na stoły z jedzeniem. Taniec może poczekać. Szamka nigdy.
Uśmiechnął się lekko, kącikiem ust, ale jego jasne spojrzenie błyszczało zaczepnie. Przyłapany na przyglądaniu się jej, nie musiał komentować na głos jej wyglądu, domyślając się, że jego spojrzenie mówiło zdecydowanie więcej niż słowa. Za skomplementowanie jego stroju jedynie skinął lekko głową, aby od razu zgubić krok, gdy został zapytany o swoją Gwiazdę. Ton głosu Jess, jej spojrzenie, wszystko mówiło, że nie zapomniała niczego, co tyczyło się jego i Brandon, choć w jego opinii niczego tak naprawdę nie było, ale wyraźnie dla innych szybciej niż dla niego było jasne, że nie jest mu obojętna, że nie była tylko upierdliwym prefektem. Nie zdołał jej jednak odpowiedzieć, szukając odpowiednich słów, gdy Jessica zwróciła uwagę na wskazane przez niego wcześniej lunaballe. Nie wiedział, że aż tak uwielbiała te stworzenia i stał przez chwilę uśmiechając się nieznacznie, nie wiedząc, czy powinien się śmiać, poklepać ją po ramieniu, czy też pociągnąć od razu na parkiet. Szczęśliwie tuż obok nich pojawił się @Augustine Edgcumbe i @Julia Brooks. Uścisnął chłopakowi rękę, niemal w tym samym momencie dostrzegając dziwny kolor skóry Krukonki. - Powiedzmy, że sprawne, a jak noga? Chyba nie było tak źle, skoro dałaś radę na wyprawie. Dobra robota – powiedział w stronę Julii, nim ponad jej ramieniem dostrzegł Victorię kierującą się na parkiet. W jednej chwili znieruchomiał, zupełnie tracąc zdolność myślenia, skupiając się jedynie na sukience, jaką blondynka na sobie miała. Światło załamywało się na niej, sprawiając, że mieniła się jak najpiękniejszy z diamentów, podkreślając jej figurę i grację, z jaką ta zawsze się poruszała. Dostrzegł kryształowe szpilki, przypominając sobie od razu zdobienia na tych, które miała na imprezie u Julii. Jednak tym, co właściwie wbiło Larkina w ziemię, było rozcięcie na plecach w sukience @Victoria Brandon. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego włosy zaczynają powoli zmieniać kolor, stając się bardziej rude, ogniste, kiedy on miał problem przestać myśleć, że każdy, absolutnie każdy mógł w tej chwili widzieć całe nagie plecy Brandon. Każdy mógł myśleć o tym, żeby położyć na nich swoją dłoń, a on miał ochotę zakryć je swoją marynarką. Pragnął dopilnować aby nikt inny nie mógł tego zrobić, nie miał podobnych myśli, co on. Drgnął, kiedy poczuł zaciskające się palce na swoim ramieniu i usłyszał słowa Jess. Tak, proponował jej taniec, chcąc się zabawić na swoim ostatnim zakończeniu roku. Odchrząknął, przeczesując włosy palcami, dopiero teraz dostrzegając ich zmienioną barwę, szybko doprowadzając się do porządku. - Nie pozwolę ci zgubić rytmu – odpowiedział cicho, uśmiechając się blado, ale bez wahania poprowadził Smith na parkiet, gdzie już po chwili zaczął prowadzić ją w tańcu. Powoli zblizały się ku nim lunaballe i podejrzewał, że to właśnie za sprawką stworzeń nagle zaczęli się unosić na trzy metry nad ziemią. - Lepiej nie puszczaj – powiedział do Jess, nie przerywając tańca, starając się nie uciekać spojrzeniem do zupełnie innej osoby.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Atrakcja: Taniec z lunaballami - C - Koło Tłuczkowej Zagłady: szczęka Może nie jesteście najlepszymi tancerzami? Niestety podczas tańca wywalacie się niefortunnie, to pewnie wina parkietu! Rzućcie kołem tłuczkowej zagłady, by zobaczyć co sobie uraziliście i poszukajcie kogoś kto ma co najmniej 11 pkt z uzdrawiania, by was naprawił. Trwające efekty: jeszcze nic
W sumie nie wiem, jak do tego dochodzi - czas, który powinien służyć, wraz z jego biegiem staje się tylko i wyłącznie elementem służącym do określania, ile dana jednostka posłuży, ile będzie musiała się martwić, jak również ile razy będzie musiała przecierpieć - bo życie ludzkie nie jest niczym innym jak nieustanną drogą, ścieżką niby wydeptaną poprzez wszystkim znane schematy, ale nie do końca przewidywalną. Jednego dnia przyniesie uśmiech na ustach - szczery, ciepły, powodujący to samo uczucie wewnątrz duszy, pod sklepieniem żeber, gdzie serce chce się miotać na lewo i prawo z uczuć pozytywnych. Drugiego dnia... miota się tylko po to, by uciec. Zniknąć, stać się zapomnianym, oddać w ramiona bezpiecznego zapomnienia i izolacji. Nie ulega wątpliwości to, iż zakończenie roku jest w pewnym stopniu cichym gwarantem bezpieczeństwa. Cichym, przypominającym stuknięcie laski bądź podeszwy obuwia o twardy grunt, ale z drugiej strony - wyjątkowo krótkim, trwającym mrugnięcie oka, łatwym do zapomnienia, przenikającym w ciszę wspomnień i zapisywanych przez umysł informacji. Nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. Nawet jeżeli ta daje jakieś konkretne znaki, nie zawsze można je prawidłowo odczytać, ponieważ nie wszystko znajduje się wypisane czarno na białym na pergaminie. Być może dlatego delektuję się chwilą przed wejściem na teren szkoły, zapalając papierosa w domu. Cud zdecydowanie się uspokoił, jakimś cudem i od kiedy zawsze był energiczny, robiąc innym psikusy, o tyle teraz - zapewne wymęczony poprzednimi tygodniami nietypowej aktywności - wydaje się korzystać z drzemki w pełni poprzez lekkie wylegiwanie się w promieniach zapalonej lampki. Czas płynie, sekundy odliczają momenty, w których to znajdowanie się wśród większej grupy będzie konieczne. Pozwalam na to, aby dym zapełniał płuca, strzepując popiół do znajdującej się na stole popielniczki - do końca, do ostatniego tchu, uderzenia serca. Dostanie się przed bramę Hogwartu poprzedza świst teleportacji z Migotką. Rekompensowanie jej trudu i wysiłku włożonego w działanie na każde wezwanie, jak również opiekę nad magicznymi stworzeniami, przekłada się przede wszystkim na szacunek. Bobo o wdzięcznym imieniu Klusek, będący tym samym prezentem, nadal ma tendencję do rzucania rzeczami, gdy jest głodny, ale, otrzymując za każdym razem jedzenie, staje się trudnym do zakwestionowania sojusznikiem. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę. - Dori! - mówię, gdy po czasie udaje mi się zauważyć Puchonkę, która, zapewne poprzez element własnych trosk i wewnętrzną dobroć, byłaby w stanie wykarmić każdą znajdującą się dookoła duszę. Uśmiecham się lekko, nie wątpiąc w to, że zakończenie roku - mimo że pełni funkcje prefekta i posiada pod swoimi skrzydłami znacznie młodsze roczniki - raczej przebiega spokojnie. Raczej, bo zawsze coś potrafi wyjść kompletnie inaczej, z czego zdaję sobie sprawę. Kiedy mija tłum młodszych rocznikiem (i wzrostem) dzieciaków, udaje mi się do niej dotrzeć i tym samym przytulić na przywitanie. - I... jak oceniasz ten rok szkolny? - pytam się, bo w sumie, jakby nie było, na to wpływa wiele rzeczy. Inaczej postrzega się szkołę przez pryzmat nauki, a inaczej przez pryzmat obowiązków, nauki i opieki. - Nie przeszkodziłem m-może w czymś? - dodaję jeszcze niepewnie, rozglądając się nieco dookoła. Wobec imprez nie mam nic przeciwko, ale nie chciałbym swoim zachowaniem przysporzyć jej jakichś problemów. W tym momencie wzrok przyciągają lunaballe. A przynajmniej mój, kiedy to po takim czasie oglądanie ich pyszczków jest na swój sposób urokliwe. W końcu, jakby nie było, wszystkim poprzednie wydarzenia dawały w kość. - H-Huh... - biorę głębszy wdech. - ...rzadko kiedy się zdarza, żeby były tak śmiałe wobec ludzi... - mówię pod nosem, zauważając, jak inni dołączają do tańca, korzystając z uroków obecności tychże magicznych stworzeń. Może to jest ten jeden, specyficzny wyjątek. Odstępstwo od podręcznikowych zakazów i nakazów. Spoglądam kątem oka na Sheenani, posyłając jej tym samym ciche zapytanie skryte za źrenicami okalanymi przez jasne tęczówki. - Chciałabyś może zatańczyć? - propozycja wspólnej zabawy nie może wyjść źle, prawda? Albo inaczej - nie powinna. Wszystko w końcu zależy od tego, jak postawimy kolejne kroki i jak postanowimy zadbać o balans.
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Atrakcja: żarcie Trwające efekty: A - Podstępna nóżka - Postać staje się zdecydowanie bardziej gadatliwa niż zazwyczaj. Efekt trwa jeden wątek. !!!!
Nie mogę uwierzyć, że znowu to jej się przytrafiło coś takiego. Kręcę głową z niedowierzaniem z ustami w półuśmieszku. Jak zwykle nie wypytuję jednak o nic, póki sama nie mówi. Czytałem w gazecie co nieco o jej wyczynach podczas poszukiwań księżyca. Pamiętam nawet, że parsknąłem jednosylabowym śmiechem na jej wypowiedź. - A potem do jacuzzi? - zgaduję jej plan imprezy, może pokrywającym się z tym który mieliśmy w jej rezydencji. Zanim jednak wybierzemy jakąkolwiek rzeczy, zagaduję do @Jessica Smith i @Larkin J. Swansea. Zauważam, że jesteśmy znacznie bardziej stonowaną dwójką niż para obok. Brooks przywitała się z Jess bardzo uprzejmie, więc jestem ukontentowany tym zderzeniem dwóch dziewczyn z którymi spędzam więcej czasu. Głównie dlatego, że obyło się bez obelg i spojrzeń pełnych urazy. - Nie zesraj się - radzę uprzejmie LJowi, bo ten nagle aż płonie rumieńcem, takim charakterystycznym dla metamorfomagów, gdy widzi Victorię Brandon zamiatającą po parkiecie. Rzucam Jess jeszcze na odchodne mhm, kiedy ględzi o jakimś hajsie, ale już odwracam się ku Brooks. Jednak zanim przejdziemy dwa kroki para za nami nagle szybuje kilka metrów na ziemią. Zdumiony unoszę głowę do góry i parskam pojedynczym śmiechem. - Smith! - krzyczę z dołu i wskazuję palcem ku niebu, by dać jej znać, że zaraz zobaczę jej gacie, jeśli zacznie tańczyć nad nami. Może ogarnie o co mi chodzi. Przy stole spotykamy jeszcze @Thomas Maguire, z którym też się witam ziomeczkową piąteczką. - A gdzie Twoja partnerka? Halo, Ruby? - mówię z poważną miną rozglądając się za @Ruby Maguire w prześmiesznym żarcie. Tak mnie on bawi, że aż uśmiecham się lekko. Świetny mam dziś humor, naprawdę. Moja dłoń wraca gdzieś na talię Julki, żeby zakomunikować, że możemy już skupić się na próbowaniu jakiejś potrawy. I podkreślić, że ja nie przyszedłem z Tadeuszem czy innym kuzynem. - Nawet magiczna woda nie zmyje ze mnie bycia dupkiem. Tobie daję większe szanse na cud - komentuję jeszcze w stronę Brooks po tym jak poszkalowałem tym razem biednego Tomka. - Wszystko wygląda dziwnie - wyrokuję już przy stole z jedzeniem i zasłaniam jej oczy tak jak ostatnio na pikniku. Drugą ręką, biorę jedną z potraw i karmię Julkę łyżką, starając się przy tym nie rozpaćkać jej kompletnie makijażu, a tym bardziej nie ubrudzić stroju. - Zgadnij co to - oznajmiam, zdejmując dłonie z jej oczu. Łapię jakieś udko (mylnie myśląc że z kurczaka) i biorę parę gryzów. W tym momencie przypominam sobie o czymś i zaczynam grzebać po wewnętrznych kieszeniach garniaka. - Mam coś dla Ciebie. Na urodziny, bo nic Ci nie dałem. Nie wiedziałem co kupić i wiem, że to średnio praktyczne, bo biżuteria chyba niezbyt dla sportowca; chociaż czy to biżuteria?... ale no... uznałem że wygląda spoko - zaczynam nagle gadać jak nakręcony i podaję dla Julki niewielkie pudełeczko. W nim jest wisiorek w którym lata wiedźma, dość lekki, aczkolwiek spory, zaś kiedy się go otworzy jest w nim tarcza zegarka. Zamykam buzię gwałtownie, bo nie wiem co tak rozprułem się jak worek. - Działa też jak budzik. Jeśli wybierzesz godzinę, to zacznie latać o tej porze i Cię zaczepiać - gadam nagle ponownie jak idiota i to wygląda jakbym krępował się dawaniem prezentu, a zwyczajnie nie mogę powstrzymać się od mojego słowotoku. - To na pewno te jebane w dupy potrawy - mówię elokwentnie, bo na pewno nie trudno zauważyć, że mówię więcej niż zwykle. Jeszcze w takim momencie, żeby wyglądać na zestresowanego. Żenada.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Ostatnio zmieniony przez Augustine Edgcumbe dnia Wto Cze 21 2022, 23:56, w całości zmieniany 2 razy
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Oficjalne zakończenie roku akademickiego tym razem połączone było dodatkowo z fetą związaną z przywróceniem księżyca na nieboskłon. Darrenowi - ubranemu w jakiś wyciągnięty z szafy piżamo-garnitur - kątem oka mignęło mu stadko lunaballi, które po długim śnie miały najwyraźniej tyle zaoszczędzonej energii, że postanowiły potańczyć wspólnie z hogwarckimi uczniami i studentami. Do klapy marynarki przypięty miał - po raz ostatni - odznakę prefekta naczelnego, na krukońskiej części dość zgrabnie wpasowującą się do kolorystyki stroju, czego nie można było niestety powiedzieć o kolorach innych domów. Dziś akurat to było najmniej ważne. - Myślisz, że w środku są langustniki? - spytał idącej obok Lei, wskazując na sporą balię, w której moczyło się już parę osób. Co dziwniejsze jednak, jedna z nich zamieniła się w orła bielika zaraz po opuszczeniu owej wanny, chwilę potem wracając do ludzkiej - nawet jeśli nieco bardziej skrzekliwej - postaci - Stawiam, że co najmniej dwa. Shaw zatrzymał się na moment przy wyścigach patronusów - nie po to by wziąć w nich udział, ale po to tylko by przyjrzeć się uczestnikom. Widmowe zwierzęta galopowały, fruwały i pełzły po torze, Darren nie miał jednak - hih - swojego konia w tym wyścigu, decydując się na "po prostu bycie" na tej ostatniej, szkolnej imprezie.
Rzeczywiście, była zaaferowana lunaballami - uwielbiała te stworzenia, podświadomie być może nawet bardziej, kiedy okazało się, że forma takiego zwierzaczka to również jej własny patronus. Nie była jednak na tyle skupiona na lunaballach, żeby nie przenieść swojej uwagi na Augusta i Julkę - a tym bardziej na nabierającego rumieńców Larkina. Nie trzeba było być orłem, żeby nie połączyć tej nagłej zmiany kolorów z metamorfomagią. Smith z resztą znała aż 3 metamorfomagów - Elio, Augusta i LJ'a właśnie. Na tym ostatnim zawiesiła uważne spojrzenie - sprytnie podążając za jego wzrokiem, aż sama nie natrafiła na Victorię. Siłą woli musiała powstrzymać cisnący jej się przez gardło chichot - nic dziwnego, że Krukon poczerwieniał po same końcówki włosów. Zastanawiała się tylko, czy był to celowy zabieg Brandon... Choć szczerze wątpiła. — Dobrze wiedzieć — rzuciła jedynie na zapewnienia Swansea - choć ten miał teraz w głowie coś ewidentnie innego niż taniec z nią. Nie, żeby miała mu za złe - aż za dobrze go rozumiała. Niemniej, podążyła za mężczyzną na parkiet i całkiem nawet zgrabnie podchwyciła rytm - ze szczerym zachwytem klucząc z Larkinem między pląsającymi lunaballami... aż nagle nie zaczęli się unosić. I chociaż wysokość lubiła, latać również - tak z reguły na czymś, co dawało jej poczucie stałości. Więc odrobinę spanikowała, przysuwając się w tym iście motylim tańcu do LJ'a, jakby miał być balonikiem, który utrzyma ją w powietrzu. — Tego się nie... — zaczęła, ale szybko przerwała, gdy dosłyszała śmiech @Augustine Edgcumbe i zerknęła na niego w dół. W dół. Momentalnie doszło do niej o co przyjacielowi chodziło - i równie momentalnie sama zarumieniła się po czubki uszu. Zachowała jednak zimną krew i szybko zwróciła się do Swansea: — LJ, sukienka w spodnie, błagam — wypaliła na wydechu, jednocześnie nieco przyspieszając ich powietrzne kroki, żeby spódnica jej sukienki nie zawisła smętnie w miejscu, prezentując jednocześnie jej figi.