To miejsce jest niezwykłe głównie w nocy, gdy zamieszkujące te okolicę ogniki oświetlają cały teren. Uwaga, wystarczy głośniejszy szmer, a wszystkie gasną. Po drodze można natknąć się na nieogrodzone i zaniedbane oczko wodne.
______________________
Autor
Wiadomość
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Działo się tu tak dużo, że w głowie Clementine zaczęło wirować. Najpierw od drinka, potem od spojrzenia Ike, a na samym końcu od kolejnych, pięknych ludzi, którzy przyszli na imprezę. To był pierwszy raz, kiedy otaczała się aż taką ilością, dlatego jej serce uderzało gwałtownie, a oddech spłycał się coraz bardziej i bardziej, byle tylko nie popełnić faux pas. - On się mieni... Sukienka ma nałożone zaklęcie transmutacyjne - dopasowuje się do koloru oczu patrzącego - lecz tego nie powiedziała na głos. Uśmiechnęła się natomiast przekornie, gdy jej tęczówki skrzyżowały się z tymi ślizgońskimi, a zaraz potem upiła spory haust alkoholu. Nagle jednak podeszła do nich dziewczyna. Ta sama, którą chciała uchronić na pomoście przed upadkiem i znalezieniem się w wodzie. Imogen, do której uśmiechnęła się rozbrajająco i bardziej pewnie niż podczas pierwszego spotkania. Była wtedy nieśmiała, niepewna, a dzisiaj w głowie szumiało jej coś, czego kompletnie nie znała, dlatego dała się temu ponieść. - Nietypowy?! - parsknęła na słowa Benjamina. - Na Merlina, ta historia nadaje się na żałosny melodramat - i tak też rozwiązał się język panience Bardot. Zapewne ojciec karciłby ją z przyjemnością za zuchwałość i bezczelność, lecz wreszcie czuła, że mogła być sobą(?), choć i tego nie była do końca pewna. Pomachała kolejnym przybyłym, przedstawiając się i starając się być otwartą ponad wszystko, co do tej pory zasmakowała. Obserwowała każdego po kolei, a jednocześnie zastanawiając się, jak mógł smakować kolejny drink, dlatego sięgnęła po niego bez zastanowienia i żadnych ograniczeń. Kate i Adela byłyby z niej dumne. - Clementine - odparła ciemnowłosej dziewczynie, uśmiechając się kompletnie rozbrajająco, po czym do jej uszu dotarły słowa Holly.- Magiczny twister? - zdziwiła się, bo nawet gry towarzyskie były dla niej kompletną abstrakcją. Znała się tylko na sztuce i transmutacji, ale postanowiła zaryzykować i od razu postawiła stopę w odpowiednim miejscu, mając nadzieję, że nie odpadnie jako pierwsze. Typowa gryffońska cecha - kochała prozę rywalizacji. I czuła, że świat wiruje, a jej serce wolniej bije. Oddech spłycił się i wreszcie wstąpił w nią ten prozaiczny spokój, którego nie zaznała przez osiemnaście lat życia. | Zapragnęła jednak zdradzić swój sekret, co wydało się kompletnie absurdalne. Walczyła z tym, dusząc w sobie potrzebę wydukania kilku słów; nieodpowiednich i abstrakcyjnych do okoliczności. Ta chęć minęła też szybko, dzięki czemu odetchnęła z ulgą, mimo iż ciekawość zdawała się być ogromna. - Holly, czy w tych drinkach coś jest? - zapytała asekuracyjnie, obdarzając wszystkich perlistym śmiechem.
Żądlibus został zaparkowany na uboczu polany świetlików, tuż pod lasem, dzięki któremu udało się złapać trochę przyjemnego cienia. Auto zostało wypucowane i obwieszone światełkami zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Przed autem znajduje się stolik z przekąskami i napojami, duży koc z poduchami, multum kolorowych puf i leżaków, na których można przysiąść oraz gramofon, z którego leci muzyka. Pomiędzy drzewami wiszą hamaki i generalnie jest chillera utopia. Dodatkowo rozłożone zostało pole do gry w magicznego twistera! W bezpiecznej odległości jest przygotowane palenisko i stos drewna, które wieczorem zmieni się w ognisko. Goście byli zachęcani do przyjścia w stylówkach boho/hippie, ale jest to oczywiście tylko luźna propozycja!
Każdy, kto chce, może wylosować kostkę na to, co spotkało go w autku. To magiczny camper, w dodatku świeżo nabyty, więc lubi płatać figle:
Przygoda w Żądlibusie:
A - boczne lusterko Żądlibusa od teraz skrzypiącym zdeformowanym głosem będzie wychwalać Cię pod niebiosa. Zawsze lśni w Twoją stronę, a gdy mocniej zaświeci słońce to nakierowuje światło na Twoją twarz. B - przez uchyloną kabinę prysznicową wymyka się szaro-srebny wąż prysznicowy i owija się wokół Twojej kończyny. Za nic w świecie nie chce się od Ciebie odkleić choć nie wyrządza Ci dotkliwej krzywdy. C - kojarzysz może szpitalne hogwarckie łóżka, które nie pozwalają opornemu pacjentowi opuścić materaca? Najwyraźniej ktoś takowe przerobił na fotele bo gdy tylko Ty i Twój towarzysz postanowisz tam usiąść… to pasy automatycznie Was ciasno oplatają w pasie i mocno trzymają. Nie puszczą, chyba, że je przetniecie lub… pocałujcie się. Magia! D - ilekroć zbliżasz się do jakiejkolwiek części campera, radio samochodowe zaczyna grać Twój ulubiony utwór. Jeden jedyny. Zapętlony. Cały czas. Głośno. Podaj link! E - niewielka figurka wilczka, dotychczas drzemiącą na desce rozdzielczej, własność Holly, dostaje na Twój widok szału - od teraz będzie notorycznie próbować Cię gdzieś ugryźć. Drobny napastnik ale jaki upierdliwy! F - drzwi Żądlibusa nie chcą się otworzyć… ale dopiero gdy jesteś w środku. Do tego wszystkie okna zamykają się, rolety zasłaniają, światła gasną i musisz tu siedzieć po ciemku tak długo aż ktoś Cię znajdzie. G - czujesz na sobie wzrok. Gdziekolwiek nie staniesz, nie opuszcza Cię wrażenie, że ktoś się w Ciebie wpatruje. Dopiero po 2 postach spostrzegasz, że to światła przednie, tylne i kierunkowskazy Żądlibusa wodza za Tobą maleńkim światełkiem. Jeśli dotkniesz pojazdu to zamruczy silnikiem niczym dziki zwierz. Będziesz mile widziany w camperze! H - uciekają przed Tobą wszystkie poduszki, zasłonki, szklanki, sztućce… najwyraźniej czymś im podpadłeś! Zaleca się uwiązanie naczyń do ręki bądź spowolnienie ich ruchu odpowiednim czarem. I - przy najbliższej okazji rura wydechowa z Żądlibusa opluje Cię bardzo dużą ilością dymu spalinowego, który osiądzie na Twoim ubraniu i twarzy. To okazja, aby odkryć, jak ciężko jest to wszystko domyć… J - od teraz przez najbliższe kilka postów na każde zadane przez Ciebie pytanie - nawet retoryczne - dowolny element wyposażenia campera wybucha chichotem.
Jedzenie, napoje i alkohol
Impreza nie jest może wydarzeniem na bogato, ale gospodarze (w tym Pani Savage) zadbali o to, by goście nie byli głodni, a już na pewno, żeby nie zabrakło niczego do picia. Na prawo od campera ustawiony jest magicznie wydłużony stolik turystyczny zastawiony przekąskami, alkoholem oraz zwykłymi napojami. Nałożone zaklęcie chłodzące sprawia, że wszystko utrzymuje niską temperaturę idealną na tak ciepły dzień jak dzisiaj. Poza wegetariańskimi przekąskami znajdują się tu również wywalczone przez Trevora kiełbaski przygotowane do upieczenia przy ognisku.
Jedzenie • Alko-arbuz i alko-żelki – solidnie nasączone alkoholem. Najesz się, napijesz i upijesz, a potem pewnie jeszcze potańczysz, jeśli zjesz zbyt wiele. • Malinowy zawrót głowy – letnia sałatka składająca się z lodowej sałaty (odmiana syberyjska), malin kongijskich, które po rozgryzieniu dosłownie zamrażają język, i jabłek. Koniecznie polać olejkiem z pykostrąku i dodać imbiru. • Krakersy korsarza – pieprzne krakersy, doprawione odrobiną magii wyostrzają język nawet największemu kulturalnemu dżentelmenowi. • Czekoladowe żaby • Babeczki czekoladowe Verki - poczciwe, kulturalne, bez magicznych dodatków; • Warzywa, szaszłyki z tofu i kiełbaski– do upieczenia na ognisku
Napoje • Tonic espresso – bardzo odświeżające i orzeźwiające, postawi na nogi nawet najbardziej zmęczonego czarodzieja i zapewni przyjemne poczucie chłodu na najbliższą godzinę. • Herbata mrożona Arbuzowa - orzeźwia jak nic innego, ale niestety jedynie wzmaga pragnienie i często trzeba poprzestać na jednej szklance. Cytrusowa - należy wybrać poziom kwaskowatości - łagodny, mocny lub ekstremalny. W swojej najkwaśniejszej wersji jest doskonałym lekiem na kaca! Klasyczna - niektórych rzeczy po prostu nie trzeba ulepszać. Klasyczna mrożona herbata pomaga znosić najgorsze upały.
Alkohol • Piwo – zwykłe, owocowe oraz bezalkoholowe. • Shoty wszystkich smaków – wódka z fasolką wszystkich smaków, która po zblendowaniu nadaje szotowi swojego smaku. Czasem to dobrze, a czasem nieszczególnie. Co ciekawe, zawartość wszystkich kieliszków wygląda tak samo - jest trochę mętna, szarawa. Rzuć literą, żeby przekonać się, jaki trafił*ś smak:
smaki:
a - jabłko, b - trawa, c - czekolada, d - wątróbka, e - mango, f - mydło, g - jagoda, h - pasta do zębów, i - arbuz, j - pieprz.
• Różowy druzgotek – różowe wino z domieszką blekotu, który rozwiązuje języki. Wypity w nadmiarze sprawia, że gada się okropne głupoty i zaczyna się bełkotać. Tu podawany z lodem i owocami. • Miętowy memortek – przygotowany przez Holly, która w ostatnim czasie stała się specjalistką od miętowych memortków. Nigdy nie wiadomo, na co się trafi. Jeśli chcesz, możesz rzucić kością k6: 1,2 - drink jest okropnie mocny, jakby składał się z samego alkoholu; 3,4 - drink jest tak słaby, jakby był zrobiony na wodzie; 5,6 - mięta jest tak wyraźna, że przez moment dosłownie zapiera ci dech w piersiach. • Skrzydlaty Merlin – drink składający się z tradycyjnej wódki uścisk merlina i redghulla. Pijący go czuje lekkość, jakby coś rzeczywiście dodało mu skrzydeł, chociaż nie lewituje. Przy zbyt mocnym upojeniu alkoholowym sprawia, że do głowy wpadają głupie pomysły i skłania do ich realizacji. Skok na bungee? Potrzymaj mojego Merlina. • Mocarny Kociołek Morgany – ustawiony na samym środku stołu, należy nalać go sobie tak jak poncz. Stworzony ze wszystkich alkoholi, jakie były pod ręką, wliczając w to wódkę, szampana, piwo, whisky oraz absynt, a także reghulla i syrop żurawinowy. Z jakiegoś powodu smak jest całkiem niezły, choć czuć, że kopie. Aby przekonać się, jaki daje efekt, rzuć kością eliksiru.
Magic Twist
Magiczny odpowiednik Twistera. Ze względu na swoje właściwości odurzająco-halucynogenne zalecany do gry dla starszej młodzieży, bądź dorosłych. Różnica między jego mugolską wersją jest taka, że każdorazowo wylosowane pole, którego czarodziej dotyka unosi w górę opary, o różnym efekcie magicznym. Pole losuje się specjalną różdżką, która po zakręceniu nią bucha kolorowym dymkiem z numerem pola.
Każda osoba w swojej turze (w dowolnej kolejności), rzuca 3 KOSTKAMI (Litery, k6 i k100)*.
'Litera' i 'k6' – określa, którego pola masz dotknąć i jaki działa efekt. 'k100' – określa kto wygrywa (najwyższa liczba).
*UWAGA:
Jeśli masz jedną z cech:
Zwinny jak lunaballa (zwinność) lub Silny jak buchorożec (siła) – rzucasz 2 x k100 i wybierasz lepszy wynik
Połamany gumochłon (zwinność) lub Rączki jak patyki(siła) – rzucasz 2 x k100 i wybierasz gorszy wynik
Osoba z najniższym wynikiem k100 przewraca się na osobę z drugim najniższym wynikiem (kilka osób, jeśli mają remis). Każdy ma 3 możliwe upadki, po czym odpada z gry. Gra kończy się, kiedy na polach zostanie jedna osoba.
Działa za każdym razem, niezależnie czy wygrywasz czy przegrywasz kolejkę. Nowy efekt wpływający na zachowanie postaci albo anuluje poprzedni albo działają oba, według Twojej woli.
Akromantula – z pola wyrasta magiczna wiązka pajęczyny, która oblepia Twoją kończynę, niezależnie od tego, co zrobisz, do końca gry będziesz się lepił do osoby, która w tej turze miała pole najbliżej Twojego.
Bogin – na jedną turę wyłania się przed Tobą Twój widmowy bogin, ale Tobie wydaje się, jakby był prawdziwy jeśli to np. stworzenie magiczne – jakby posiadało całą jego namacalną formę i zdolności magiczne.
Buchorożec – do końca gry odpala się w Tobie szalony duch rywalizacji o osobę, którą darzysz największą sympatią/uczuciem lub do której czujesz największy pociąg seksualny/jest w Twoim typie.
Czerwony kapturek – nad Twoją głową pojawia się magiczna pałka, która nabija Ci guza i kilka niegroźnych obtłuczeń, mających za zadanie utrudnić Ci grę. W następnej turze rzucasz 2 kośćmi k100 i wybierasz gorszy wynik (zignoruj jeśli już i tak masz cechę Rączki jak patyki lub Połamany gumochłon).
Demimoz – podczas tej tury stajesz się niewidzialny. Nawet jeśli miałeś najniższy wynik k100, nie możesz przegrać. Ochrona przed przegraną działa tylko na tą turę.
Dirikrak – opary odurzają Cię dziwnym eliksirem, który teleportuje Cię poza pola gry. Niezależnie od wyniku k100 innych graczy – to Ty przegrywasz tą rundę i gracz o najniższym rzucie k100, który upada, ale nie ściąga nikogo ze sobą.
Erkling – opary zniekształcają Twój głos na bardzo piskliwy (jeśli jesteś mężczyzną) bądź bardzo niski (jeśli jesteś kobietą), czujesz też niekontrolowane napady śmiechu, efekt ten działa do końca gry.
Feniks – Twoje pola stają w płomieniach, które parzą Cię w kończyny, ale jest to lekko szczypiący, drażniący, pozostawiający tylko lekkie zaczerwienienie i pieczenie ogień – nie wywołuje głębokich oparzeń. Jeśli określiłbyś się, jako osobę o czystym sercu, na koniec tury oblewa Cię przyjemny, leczący chłód, jeśli jesteś osobą o nieczystym sercu lub posiadasz punkty w Czarnej Magii, na koniec wykwita Ci mały pęcherz.
Ghul – do końca gry podąża za Tobą widmo ghula, który czasem na Ciebie pojękuje, czasem warczy, a czasem rzuca w Ciebie magicznymi widmami, które przelatują przez Ciebie pozostawiając uczucie chłodu.
Gumochłon – opary powodują, że do końca gry jesteś znużony i/lub senny.
Gromoptak – pojawia się nad Tobą burza z piorunami i prześladuje Cię do końca gry, raz na turę rzuć dodatkową kością litery – jeśli to samogłoska, uderza Cię piorun, który przechodzi prądem po ciele, elektryzuje ciało i na kilka sekund nastrasza włosy.
Hoo-hoo – odzywa się w Tobie zew tego starodawnego, japońskiego ptaka, który każe ci wskrzesić do gry jedną z osób, które już z niej odpadły (wskrzeszasz ją z tylko jednym możliwym upadkiem). Jeśli na ten moment nikt nie odpadł z gry, możesz wskrzesić siebie, jak odpadniesz.
Inferius – od oparów budzi się w Tobie światłowstręt, który trwa do końca gry.
Jackalope – opary powodują, że stajesz się skoczny i zwinny, jak Jackalope. Możesz dorzucić k100 i wybrać lepszy wynik (zignoruj dodatkowy rzut jeśli posiadasz cechę: Zwinny jak lulaballa lub Silny jak Buchorożec).
Jeżanka – z pola wysuwają się kolce, które kłują Cię pozostawiając wrażenie jak po ukłuciu pokrzywy.
Kelpia – pole gry zamienia się w płytki basen z wodą na 20 cm, z planszą na dnie. Każde kolejne wylosowanie tego pola przez jakiegokolwiek uczestnika gry pogłębia głębokość basenu o 10 cm.
Kołkogonek – zamiast z Twojego pola, tryskają opary z każdego innego w tej turze, powodując, że wszyscy inni mają złą passę. Rzuć k100 za każdego uczestnika gry (napisz która kość tyczy się, którego gracza np. 1 – Holly, 2 – Ced, 3 – Trevor). W tej turze każdy rozpatruje gorszy wynik.
Kwintoped – wyrastają Ci dwie dodatkowe, widmowe kończyny, które dotykają dwóch dodatkowych pól – rozpatrz 2 dodatkowe efekty pól. Jeśli, któreś z pól karze ci rzucać kostkami, zignoruj rzuty.
Langustnik – z pola wyrastają szczypce langustnika, który Cię gryzie. Do końca tego wątku (nie gry), będzie prześladował Cię pech.
Lelek wróżebnik – dorzuć kość na Tarota i zastosuj się do jej wyniku wg opisu Eksplodującego Durnia.
Lunaballa – do końca gry rozpościerasz wokół siebie urok prawie tak intensywny, jak urok wili (mimo wszystko nie aż tak porównywalny). Jeśli jesteś potomkiem wili, możesz przerzucić kość ‘k6’ (litera zostaje ta sama).
Marmite – przez całą turę masz wrażenie, jakby coś cię obmacywało w każdych miejscach na ciele, nawet tych najbardziej intymnych. To niewidzialne macki Marmite. Twoje ciało aż co jakiś czas emanuje światłem w miejscach, w których zostałeś dotknięty.
Memortek – opary powodują, że masz ochotę zdradzić swój największy sekret całej grupie (Twoje Veritaserum). Możesz (nie musisz), rzucić kością ‘k6’ na oparcie się tej pokusie. 1, 2, 3 – zdradzasz sekret, a słyszy cię co najmniej tyle osób, ile masz oczek na kostce. 4, 5, 6 – udaje Ci się opanować.
Nargle – nargle wyłaniają się z gry i kradną 3 dowolne elementy Twojej garderoby.
Oni – Twoje ubrania transmutują się w tradycyjny ubiór japońskiego demona Oni – przepaska na biodrach i piersiach (jeśli jesteś kobietą), wykonana z tygrysiej skóry i uzbrojenie w żelazne maczugi kanabō, oraz tatuaże wojenne na całym ciele w kolorze Twojej rangi na forum.
Pikujące licho – na jedną turę kurczysz się i zwijasz w kolczasty, zielony kokon, przypominający skorupę kasztana. Tracisz tą kolejkę niezależnie od wyniku.
Reem – zyskujesz nowe pokłady siły, możesz dorzucić 2x kością ‘k6’ na zwiększenie swojego wyniku k100.
Sfinks – z oparów dochodzi Cię zagadkowy głos sfinksa, który zadaje Ci łamigłówkę. Jej treść nęci Cię w takim stopniu, że nie możesz skupić się na zabawie. rzuć kością litery, jeśli to nie samogłoska, odpadasz z gry. Zignoruj, jeśli jesteś krukonem, lub byłym krukonem – z automatu rozwiązujesz zagadkę.
Toksyczek – do końca wątku (nie gry), Twoje włosy będą zmieniały kolor w zależności od Twojego nastroju. Przygnębiony/smutny/melancholijny – niebieski. Zły/rozdrażniony/poruszony – czerwony. Rozbawiony/szczęśliwy/zadowolony – zielony. Podekscytowany/podniecony – żółty. Wstręt/obrzydzenie/wstyd – różowy. Inne – fioletowy.
Wozak – do końca gry rzucasz obelgami lub przekleństwami, nawet jeśli nie towarzyszą Ci przy tym żadne negatywne emocje.
Kod do posta
Kod:
<zg>Tura I</zg> <zgss>Pole:</zgss> k6 i litera lub nazwa pola np. Demimoz <zgss>Efekt:</zgss> skrócony opis efektu pola <zgss>k100:</zgss> wynik k100 <zgss>Upadki:</zgss> ilość upadków/3
* imprezka fabularnie dzieje się 30 sierpnia
Teraz w istocie sukienka zmieniła kolor z czerwonego na chwilę na srebrno-błękitny, ale jak Ike na chwilę oderwał od niej wzrok, żeby spojrzeć na Clementine, wróciła znów do mienienia się na różne odcienie. Ciekawe, może powinien spróbować podobnej garderoby, kiedy metamorfomagia mu się znudzi. Na razie jednak nie osiągnął jeszcze tego stanu. Nawet teraz, kiedy był już trochę podpity, a także rozproszony uwagą pomiędzy wielu ludzi, na jego piersi przy koszuli widać było gładką skórę, chociaż wczoraj wieczorem zaciął się przy goleniu. Kontrolował to, jak kontrolował także długość spojrzenia poświęconego gryfonce. Do oderwania wzroku zmusiłą go jego siostra. — Hej. To nie było "Hej, witam Cię kochana siostro", tylko "Hej" – ostrzegawcze – "co do diabła robisz z moim drinkiem?" Było to tym śmieszniejsze, że już zdążył pochylić się nad planszą do gry i stopą dotknąć pola, więc dźwięk, jaki wydobył się z jego gardła w żadnym stopniu nie przypominał jego głosu. Przez moment miał wrażenie, że to jakaś dziewczyna zawtórowała jego słowom, ale dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że musi być to efekt gry. Nie pozostało mu nic innego, jak cmoknąć z niezadowolenia i wraz z przewróceniem oczami pochłonąć całą pozostałą resztę Benowego drinka – a nie było go nawet tak wiele, jakby tego oczekiwał. To było jednoznaczne z tym, że nie posłał już żadnego komentarza do Clementine, chociaż nie przeszkodziło mu to w milczeniu wodzić za nią spojrzeniem, kiedy akurat nie posyłał siostrze jego znacznie chłodniejszej, braterskiej wersji. Takiej, która mówi: "grasz czy pierdolisz głupoty?".
Tura I Pole: 2C Efekt: piskliwy głos do końca gry k100: 74 Upadki: 0/3
Widział jak Clementine rozwiązuje się język, a chłodny ton jakim potraktował Ike'a na wzmiankę o Olivierze, nie spowodował, że dziewczyna zaniechała tematu. Tak więc mówiła, a on nie komentował. Ike najwyraźniej też doszedł do wniosku, że lepiej będzie urwać temat, dlatego Ben poczuł pewną ulgę, że komentarz dziewczyny pozostał tylko ciekawostką bez odpowiedzi. Zwłaszcza, że ślizgon miał już na karku własną siostrę do której obecnie poczuwał się mocniej niż Benjamin do Clementine. Następnie przyszła Valeria, której co prawda się tu nie spodziewał, ale ją zawsze dobrze było widzieć. Sądził, że to nawet nieźle się złożyło, że poznaje Clementine i całą resztę, bo zanim wyjechała na wakacje była w nienajlepszym nastroju. W dodatku ze znajomych został jej tylko Ben, a to nie był dobry i pewny kapitał w jego mniemaniu. - Piłem memortka, który w magicznych okolicznościach wyparował. - skomentował ścieżkę, którą wykonał pierwszy jego drink nie podając imion i nazwisk. Nie musiał więcej mówić o napojach, bo kolejne pytanie wydawało mu się, że jest jej prawym sierpowym. Co miał jej teraz powiedzieć? "Odwaliłem szopkę taką, że aż trzej królowie mi przyklasnęli, ale już wszystko jest ok."(?) To byłoby w jego stylu, ale rodziłoby masę pytań na które przecież nie chciał odpowiadać w tak licznym gronie. Zdecydował się więc odrobinę ten temat wyminąć. - Wszystko pod kontrolą. - odezwał się prawie zgodnie z prawdą, bo przecież obecnie tak było. Holly zawołała na twistera, a on nie był na tyle głupi by odmówić gospodyni przewidzianej atrakcji. Co prawda w taką grę jeszcze nie zdarzyło mu się grać, ale zdawało się, że kręcenie tarczą i wykonywanie zgodnie z nią ruchów, nie jest zadaniem nie do wykonania. Wstał więc z puffy i dołączył do reszty, gdzie odkrył, że w międzyczasie do grona imprezujących dołączył Nicholas, co nie wywołało uśmiechu na jego twarzy. Za to sprawiło, że miał minutę więcej by zobaczyć, że twister poza oczywistym rozrywkowym walorem, ma też działanie magiczne. Każdy jak na razie reagował inaczej, spodziewał się więc, że i jego nie ominie cudowny wpływ magii. Podszedł do planszy, poczekał na werdykt zakręcenia, po czym stwierdził, że dotarcie do pola nie będzie aż tak trudne jakby to mogło się wydawać. Obszedł planszę by znaleźć się w odpowiednim miejscu, po czym przyłożył lewą stopę do intensywnie czerwonego pola. Poczuł jak przechodzi go zaklęcie w tym miejscu zawarte, a jego spojrzenie mimowolnie pognało w stronę nienaturalnie milczącego Ike'a, już znajdującego się na planszy. Uśmiechnął się lekko w jego stronę, ale najwyraźniej ślizgon dalej był zajęty sukienką i innymi szczegółami Clementine. Poczuł lekkie ukłucie zazdrości, ale nic więcej. Najwyraźniej zaloty dla głuchoniemych nie były aż takie skuteczne by sprawić, że poczuje coś złego względem panny Bardot.
Tura I Pole: Hoo-Hoo Efekt: mogę się wskrzesić jak odpadnę k100:53 Upadki: 0/3
— Nazwałaś auto Pedro? Jej, jak uroczo. Może też powinniśmy nazwać jakoś żądlibusa... — zerknęła na chłopaków, ale był to najwyraźniej temat na potem, bo obaj byli zajęci swoimi sprawami. W busie coś huknęło, ale Ced wykazał się większą przytomnością niż ona i Trevor, i od razu poszedł to sprawdzić. I całe szczęście, bo w środku jakimś cudem znajdował się JEJ gość. Rozpromieniła się na widok Nicholasa, bo choć już w liście zapewniał ją, że przyjdzie, to jednak miło było się przekonać, że słowa dotrzymał. — Nico! Żądlibus Cię zeżarł? Chyba cieszy się na widok tylu nowych osób, bo strasznie dzisiaj żartobliwy. — O tak, nie umknęło jej uwadze, że wcześniej słuchawka prysznicowa zaatakowała Ike. Swoją drogą, nie miała pojęcia, że rozwijała się na taką długość. Ciekawe o jak wielu funkcjach Żądlibusa mieli się jeszcze przekonać? — Musisz zagrać koniecznie. Cieszę się, że przyszedłeś, rozgość się — dodała jeszcze do mężczyzny, uśmiechnęła się do Valerie, która właśnie przyszła i przeniosła wzrok na Ceda, który podał jej drinka. Alkohol był chyba dobrym rozwiązaniem, chociaż gdyby wypiła za dużo akurat skrzydlatego merlina, to jej szaloną potrzebą wymagającą zrealizowania mogło okazać się przyłożenie Benjaminowi w twarz. Trzeba było więc uważać. Zajęła miejsce na pufie i grzecznie czekała na swoją kolej w zakręceniu różdżką Twista. — Nie smakuje Ci? — zmartwiła się, kiedy Clementine zapytała, czy coś było dolane do drinków. W rękach miała memortka, więc wcale nie zdziwiłaby się, gdyby uznała go za paskudnego drineczka. — Omijaj kociołek morgany, tam jest wszystko. I w shotach są fasolki wszystkich smaków. Ale tak poza tym to sam alkohol. Nie tłumaczyła się już dalej, tylko zakręciła różdżką, a chwilę potem kładła rękę na jednym z żółtych pól. — Jesteś pewien, że działa? — mruknęła do Ceda, bo nic szczególnego się nie stało... nawet jeśli czuła delikatne łaskotanie magii.
Czy Ced był pewien, że działa? Czuł nieprzyjemne pieczenie i jak oderwał jeden palec od pola, dostrzegł także zaczerwienienie na skórze, więc skinął głową z absolutnym przekonaniem: — Jestem pewien, że działa — potwierdził. — Chociaż nie wiem czy dobrze. Czy kogoś jeszcze magia szczypie? Jeszcze nie wszyscy wzięli udział w grze, więc większość pól była stosunkowo wolnych, dlatego wykorzystał luźną przestrzeń do tego, żeby kucnąć bliżej pola "C" niż "E", a tym samym stanowić na ten konkretny moment oparcie dla Holly, gdyby chciała z niego skorzystać i dmuchnął jej zaczepnie powietrzem w twarz. Chciał we włosy, ale na chwilę zapomniał się, że te były na to mało podatne. To musiał być jeden z głupich pomysłów, jakie miał po wypiciu Skrzydlatego Merlina, którego dalej sączył, korzystając z faktu, że ma jeszcze wolną jedną rękę i może sobie na razie na to pozwolić.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Efekt kociołka Morgany: Eliksir, który powoduje przypływ energii wypełniającej ciało i usuwający na krótki czas zmęczenie. Oprócz tego, że uzależnia, ma też inne skutki uboczne. Powoduje on nadmierny, trudny do opanowania chichot i chęć chwytania ludzi za nosy.
Tura I Pole:H2(O wystarczy kropla) - Ghul Efekt: do końca gry podąża za Tobą widmo ghula, który czasem na Ciebie pojękuje, czasem warczy, a czasem rzuca w Ciebie magicznymi widmami, które przelatują przez Ciebie pozostawiając uczucie chłodu k100:91 Upadki moralne: 0/3
Powitanie Ceda było bardzo zachowawcze, co w sumie nie przeszkadzało Nicholasowi, który znał go tak samo jak Trevora wyłącznie z podróży świstoklikiem. Przyszedł tu przede wszystkim dla Holly, choć oczywiście gratulacje z powodu żądlibusa zamierzał złożyć wszystkim jego mieszkańcom. Był spięty i ciut zdezorientowany, dlatego nieszczególnie przyglądał się pozostałym uczestnikom, zamiast tego skupiając się na Verze, której głos wyłapał spośród wszystkich innych. Ależ ulga... Podszedł do niej i przejął szklankę z drinkiem, wypijając go duszkiem. Może i nie było to szczególnie eleganckie, ale gdyby nie to, zapewne by się rozsypał. Tylko że poczucie fizycznej lekkości to jeszcze nie był ten stan, w który zamierzał się wprawić. - Chętnie zagram, La Volpe - powiedział, choć tak naprawdę chciał powiedzieć cokolwiek, szukając wzrokiem mocniejszego alkoholu niż merlin. Czy to był zdrowy objaw? Z całą pewnością nie. Ale nie to stanowiło obecnie zmartwienie Nicholasa. - Masz ochotę spróbować Morgany? Nalał sobie do opróżnionej przed chwilą szklanki potężnie kopiącą mieszankę, a jeśli Vera też chciała, to nalał również jej. Upił i od razu poczuł to, czego potrzebował - napływ energii, który w połączeniu z lekkością po merlinie i ogólnym kopnięciem alkoholu dał efekt doskonały. Wreszcie mógł się rozluźnić - w sam raz na przyjście Holly. - Witaj, chochliku - Nico uśmiechnął się do Wood, wyciągając pudełeczko z prezentem. - Przyniosłem miód pitny, ale widzę, że przyniesienie tu alkoholu, to jak wożenie drzewa do lasu. Za to dla ciebie mam coś jeszcze. Podał jej ozdobne pudełeczko i z ciekawością przyglądał się twarzy półwili, sprawdzając jaki efekt wywrze na niej jego puchate dzieło. A widząc, że wszyscy kierują się na twistera, dołączył do nich, z coraz mniej pełną szklanką Morgany w ręce.
W pudełku znajduje się pluszowa mleczucha, która biega i mruczy jak prawdziwa krówka. W pudełeczku była malutka, ale kiedy poczuła przestrzeń, urosła do rozmiarów szczęśliwej, prawdziwej mleczuchy. Jest mięciutka, ma błyszczące oczka i miły w dotyku nos, a jej wielkość zmienia się w zależności od woli czarodzieja od gabarytów breloczka do metra wysokości.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Podczas chwilowego pobytu przy stole zdążył zabrać z tacy Ceda shota o smaku arbuza, co ozdobiło jego facjatę szerszym uśmiechem. Nie był w stanie współczuć Holly mydlanego alkoholu wszak to głównie ona zajmowała się napojami wysokoprocentowymi. Śmiał się gdy Ike został oplątany słuchawką prysznicową, przeskakiwał spojrzeniem po pięknych dziewczynach - zawsze znajdował moment aby wzrokiem zahaczyć o Benjamina, który dużo rozmawiał z Clementine - a potem zajął się najedzeniem się. Wilczy apetyt na dobre się uaktywnił więc kilkanaście minut zajmował się delektowaniem wszelkich kolorowych pyszności. Dopiero uścisk Imogen oderwał go od stołu. - Wpadasz tu jak burza, Martuś. - skomentował i z rozbawieniem świadkował kradzieży drinka. - Te, IKE! Też jesteś metamorfomagiem jak Imogen?! - zapytał głośno więc każdy mógł usłyszeć jego pytanie. Czy celowo zwracał uwagę wszystkich na bliźnięta? Oczywiście, że tak. Liczył, że i sam zdobędzie parę spojrzeń. Zaraz to znalazł spośród tłumu... - Danielle! - odstawił talerz na stół, wytarł usta, popił wodą... alkoholem, bo nie zauważył, że wypił czyjegoś shota (chyba o smaku wątróbki ale nijak się nie skrzywił, jakby było to dla niego chlebem powszednim) i lawirował między rozgadanymi ludźmi prosto do DeeDee. - Zajebiście wyglądasz. Siema. - uściskał ją lekko, bo nie bardzo wiedział jak miałby się za to inaczej zabrać. Zerknął znad głowy DeeDee na Valerie i pomachał jej energicznie, a buzia sama się szczerzyła. - Polecam ci krakersy korsarza. Zjesz trochę to nawet Ike położysz na łopatki. - z rozbawieniem zobaczył jak Holly obdarowuje dziewczynę drinkiem. Wyciągnął rękę po "swój przydział" ale ta obłędnym krokiem ruszyła z powrotem do swoich przyjaciółek. Wywrócił oczyma, tak widowiskowo pominięty. - Zagrasz z nami w twistera? - zapytał miękko Danielle i odwrócił głowę do rozłożonej planszy.
-------- twister ---------
Tura I Pole: 5 + H (Nargle) Efekt: nargle wyłaniają się z gry i kradną 3 dowolne elementy Twojej garderoby <- ZOSTAJĘ W SAMYCH CZADERSKICH BOKSERKACH k100: 88 Upadki: ilość upadków 0/3
- Niezła poza, Ced! - zawołał. Uścisnął ramię Danielle, jakby chcąc przekazać, że zaakceptuje każdą jej decyzję lecz jego nie zatrzyma - Ben tam był, przyciągał wzrok, miał ochotę zrobić mu cokolwiek, co wprowadzi do jego spojrzenia więcej pasji. Parsknął gromkim śmiechem widząc za plecami Nicholasa (kiedy on się tu znalazł?!) widmo ghula. Kilka osób poszło naprzód, w tym Holly, na którą nie patrzył za długo wszak była gibką półwilą i przyglądanie się jej w trakcie twistera nie było wskazane. - Dobra, zamierzam znów wygrać w tę grę. - roztarł ręce i zakręcił planszą, a następnie stanął na wyznaczonych polach. Ledwo jego ręka dotknęła fioletowego pola a magia połaskotała całe jego ciało. Zniknęła jego rozpięta koszula, jeszcze fajniejsze spodenki i naszyjnik wszak nie miał na sobie nic innego... został w samych bokserkach. Ryknął śmiechem. - CED, JESTEŚ ZAJEBISTY. TA GRA MNIE ROZBIERA. - trząsł się nad planszą kiedy stawiał nogę na innym polu i nie potrafił przestać się śmiać. Nie czuł się zażenowany, nie miał do ukrycia niczego specjalnego - ot, ludzie mogli podziwiać duże znamię na jego prawym barku i brzydkie, stare ugryzienie na prawej łydce. - Ktoś idzie do mnie na pole H? - zapytał zaczepnie a jego śmiech cały czas przecinał muzykę. - DANIELLE? Przyniesiesz mi jakiegoś drinka? Nie chce mi się w takiej pozie i negliżu tkwić o suchym pysku. - zawołał do cichej dziewczyny, celowo zwracając na nią uwagę innych ludzi. Nie pozwoli jej stać w cieniu. Zaraz to jego wzrok przemknął po twarzy Imogen - doskonale pamiętał jej podlaskie myśli - a zatrzymał się na Benjaminie.
Tura I Pole: 3E Efekt: światłowstręt do końca gry k100: 48 Upadki: 1/3 (ale to Ced spada na mnie)
- No tak, jest taka jedna głupia piosenka. Mugole ciągle jej słuchają. To miał być taki żart, wiesz. Zresztą, kiedyś ci ją może puszczę – Vera uśmiechnęła się do Holly. Z jednej strony działo bardzo się dużo – zeszło się wiele osób i każdy z każdym rozmawiał. Z drugiej zaś oprócz Nico na tej imprezie miała zaledwie kilku znajomych. A jednym z nich był z pewnością Ced i choć rzeczywiście nie odpowiedziała na jego przywitanie, to raz po raz na niego zerkała. Odszedł jednak za daleko, a ona była zbyt zajęta kuzynem, aby wyłapać takie niuanse jak to, jak delikatnie jego ręka musnęła ją w talii. Czy byłaby o to zazdrosna? Teraz już nie. Zresztą, Vera była teraz zajęta Nico. - Hola, hola. A gdzie delektowanie się czy coś? – zażartowała, trącając go delikatnie łokciem. Na jego propozycję odpowiedziała przecząco, bo… w sumie swój też wypiła bardzo szybko. No, może nie aż tak. Ale jeśli faktycznie mają grać w twistera, miło by było się nie porzygać.
Słysząc słowa Ceda, uśmiechnęła się do niego z taką pogodą ducha, jaką była z siebie w stanie wykrzesać. Dobrze, że minęło już tak wiele czasu od tego, co się między nimi działo i chociaż Ricky nie był już na nią zły o cały ten szajs, czuła się trochę dziwnie… będąc tak blisko niego. No dobra, chyba za dużo tym myślała. Nie ma zresztą co rozdrapywać starych ran. - Jasne, czemu nie – przystała na jego propozycję i w milczeniu oczekiwała na pierwszy ruch. Był dość… płomienisty. Ale grunt, że nikomu nic się nie stało. Kolejne nie były już takie… widoczne. Vera nie była do końca, czy cokolwiek się stało. Jej wątpliwości na głoś wyraziła Holly, której szybko odpowiedział Ced. I wtedy zobaczyła, jak filuternie ją zaczepia. Aha. Okej. Spoko. W sumie naprawdę spoko, ale trochę była w szoku. Szybko jej uwaga została jednak odwrócona, bo nagle na magiczne pole wkroczył Trevor. Któremu nie zajęło długo… pozbycie się niemal wszystkich części garderoby. Vera zachichotała, starając się raczej nic nie podziwiać. Nie żeby była cnotką, ale nie dla niej takie numery – jej obiekt zainteresowań był stąd daleko i choć leżał pod kołderką, z czerwonym nosem i pewnie dla większości świata teraz zupełnie nie-sexy, Vera poza nim świata nie widziała. I w sumie to, co zszokowało w tym momencie Seaverównę to fakt, że Collins tak bardzo wywołuje DeeDee z tłumu. Krukonka znała trochę koleżankę z domu i z tego, co zdążyła się o niej dowiedzieć wynikało jedno. Nie ma lepszego sposobu, żeby ją spłoszyć. - Dobra Trevor, suń dupę, teraz ja. - Śmiało wkroczyła na pole bitwy. Lewa ręka na zielone i jazda. Czy nie jazda? Nagle poczuła się strasznie dziwnie, zupełnie jakby światło potwornie ją irytowało. Choć było go tak niewiele, a zmrok zbliżał się wielkimi krokami. - Wow, co tu tak jasno? – zapytała jeszcze, mrużąc oczy jak szalona. Wolną ręką osłoniła twarz od światła – w sumie to dobrze. Dzięki temu nie będzie spodziewać się nachodzącej k a t a s t r o f y.
Przygoda żądlibusa: A - światło reflektorów oraz komplementy
Tura I Pole: I5 - ONI Efekt: ubrania Lily zamieniają się w tygrysie bikini, na ciele ma żółte wzory, a w ręku wielką pałę. k100: 66 Upadki: 0/3
Nagle światła reflektorów (dosłownie) skierowały się na nowego gościa, bowiem cała na biało pojawiła się Lily. Na wstępie posłała powłóczyste, słodkie spojrzenie wszystkim zebranym, ostatecznie skupiając się na Holly, którą przywitała pierwszą, jako gospodynię. - Najmocniej przepraszam za spóźnienie, słoneczko. Spędziłam szalenie przyjemną godzinę słuchając koncertu słowika. Upodobał sobie miejsce przy tej samej fontannie, przy której umówiłam się z Val! Tu spojrzała na pannę Lloyd w sposób, który był dostatecznie intensywny, by wzbudzić w puchonce poczucie winy, ale też wystarczająco przelotny, by podkreślić ogólny brak nie tylko żalu, ale i jakiegokolwiek zainteresowania czy przejęcia osobą puchonki. Valery ją zawiodła, a że Blackwood lubiła się dąsać, dała wyraźny sygnał, że ojej względy i wybaczenie trzeba było zabiegać. - Fiu fiuuu, jaka szprycha! - wypalił metalicznym głosem camper. - Fajne masz felgi, mała! Piękne jak kanister bezołowiowej! - Pewnie mówisz to każdej! - skomentowała Lily ze śmiechem, a potem wróciła uwagą do Holly. - Czaruś z tego waszego autka. Spytała, czy może jeszcze dołączyć do twistera, a kiedy się dowiedziała, że tak, włączyła się do gry, stawiając nogę na fioletowym polu. Zaraz też jej sukienka zmieniła się w coś na kształt bikini z tygrysiej skóry, a w rękach pojawiła się kolczasta maczuga. Wzory w miodowym kolorze pokryły jej odsłonięte ciało, a cała jej postać wciąż oświetlona była reflektorami, rażąc ją na tyle, że puchonka nie widziała większości gości, w tym również Very, ale nie dość, by przegapiła to, jak chłopak na sąsiednim polu został w samych bokserkach. - Ta gra wie co robi - uśmiechnęła się czarująco do @Trevor Collins. - Zakrywanie niektórych ciał to grzech.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Tura I Pole: 6E Efekt: sfinks zadaję mi zagadkę, a ja głupieję k100: 51 Upadki: póki co odpadam z gry bez ani jednego
- W magicznych okolicznościach? To brzmi jak zagadka nie do rozwiązania – roześmiała się Val, słysząc uwagę Bena. Gdy odezwał się po raz kolejny w jej oku zalśniła ulga, ale mimo wszystko starała się nie pokazywać jej bardziej, niż było to koniecznie. Bo skoro jej przyjaciel mówił, że wszystko jest pod kontrolą, to nie stało się nic złego, prawda? Nie mogło, nie. To niemożliwe. Szybko okazało się, że Nico nie pamięta jej wcale, co spowodowało ukłucie żalu w jej sercu. Ale Val była do tego już przyzwyczajona. Porwała kubek, napełniła go sowitą porcją Kociołka Morgany i wypiła drinka relatywnie szybko. Niby starała się go sączyć, ale w sumie nie do końca – łyki były spore, jakby dorwała się do studni wody na pustyni. Odeszła też na chwilę w bok, by zaraz w ruch poszedł papieros. Akurat truła już swoje płuca, gdy Trevor zwrócił na nią swoją uwagę. Nieśmiało mu odmachała, czując się w tej całej sytuacji dziwnie przytłoczona, choć z drugiej strony… nagle w jej ciało zalała fala nietypowego jak na nią spokoju. Jakby wszystko, co powoduje jej przykrość było odległe i nieważne. Nawet pojawienie się Lily, z którą… o kurwa mać. Była przecież umówiona. Val podeszła do pani Blackwood chwiejnym krokiem. Nic dzisiaj nie jadła, bo nie miała za co i chyba powinna posłuchać porady Trevora i opchnąć pusty żołądek krakersami. Póki co alkohol i fajki musiały wystarczyć. - Na cycki Morgany, zapomniałam na śmierć. Przepraszam, Lilianno, cna panno, królowo słowików i wszelkich leśnych zwierząt. Czy istnieje scenariusz, w którym wybaczysz mi ten afront? – powiedziała pół-żartem, pół-serio, czując się z jednej strony potwornie źle, zaś z drugiej eliksir spokoju zaczął już działać i tak po prawdzie część niej miała ostro wyjebane. A potem spojrzała ze zdziwieniem w kierunku vana, który mówił. I odstawiła pustą szklankę po drinku, myśląc w pierwszej chwili, że już przegięła.
Gdy twister zaczął się na dobre, przez dłuższą chwilę nie działo się nic gorszącego. Ot, trochę wygibasów i magicznych efektów – tu przysmaliło rękę, tam nastąpiła podmianka głosów, aż wreszcie… ubrania Trevora niemal całkiem zniknęły, pozostawiając go prawie w całości nagim. Val zakrztusiła się dymem, myśląc sobie, że to fatalny pomysł, żeby to grać. Lecz wtedy stało się coś, czego mogła się spodziewać, a jednak nie przewidziała – na pole wkroczyła Lilka, która już roztaczała swój urok w kierunku Collinsa. Ja pierdolę, pomyślała Val i myśląc sobie, że czego nie robi się dla przyjaźni postanowiła zainterweniować. Zakręciła różdżką i położyła lewą nogę na odpowiedniej planszy. I nagle w całym tym natłoku ludzi i ciał w jej głowie pojawił się również natłok myśli w reakcji na sfinksa, który zadał jej niesamowicie trudną zagadkę. Val nie była głupia, ale nie była też również trzeźwa, a alkohol zabija przecież szare komórki. Może trochę za dużo ostatnio piła, kto wie. W każdym razie od tego rozmyślania poczuła, że… - Ale mi dałeś zadanie… – mruknęła do Sfinksa, którego zresztą być może słyszała tylko ona. I w nerwach zaczęła przebierać nogami, aż wreszcie oderwała stopę od pola co jednoznacznie oznaczało, że opada z gry. - Kurwa, ale kaszana – mruknęła tylko i już była gotowa zejść z planszy.
Tura II Pole: 5A, Lunaballa Efekt: rozpościeram urok prawie, jak wila :) k100:67/30 Upadki: 0/3
Nie odpowiedział Trevorowi werbalnie. Po prostu na oczach wszystkich przemienił się w prezencję, której poświęcał ostatnio wiele swojego czasu, co było też dla niego dobrą próbą sprawdzenia, czy osiągnął w tym już kunszt. Przemiana przebiegła w kilka sekund, przez co wydawała się znośniejsza dla oka, bardziej "naturalna", mógł to zrobić tak szybko tylko dlatego, że setki razy wcześniej przemieniał się w tę samą osobę. Jak tylko to zrobił, włosy opadły mu kaskadą na ramię, a koszula, która wcześniej nie opinała się na torsie, ale leżała na nim idealnie, teraz wydawała się dużo za duża. Jej rozcięcie odsłaniało bardzo dużo biustu, ledwie przysłaniając strategiczne punkty. Ike, nieprzyzwyczajony jednak do pilnowania biustu, jako czegoś seksualnego, nie czuł się roznegliżowany, chociaż w twisterze koszula w każdej chwili mogła odsłonić za dużo. Uśmiechnął się ironicznie do Trevora. Teraz, kiedy był już w tej postaci, niegłupio było mu się nawet odezwać, pierwsze co, to jednak zachichotał, dalej pod wpływem magii twista. — Nie jak Imogen – poprawił go – Imogen może się ode mnie uczyć. Oczywiście żartował, chociaż kontrolnie zerknął na siostrę, wiedząc, że ten temat kiedyś nie był kwestią żartów. Zawiesił na niej wzrok na chwilę, a skoro już skupił na niej uwagę spytał: — Nie grasz? Nawet w swojej żeńskiej przemianie, jego preferencje seksualne pozostawały takie same, więc kiedy Lily, pół-wila, otarła się o niego na moment przed tym, jak sama miała ustawić się na swoim polu, przeniósł na nią wzrok. zlustrował nim jej bardzo odważny strój. Nie powiedział nic, ale kąt jego ust wyraźnie drgnął, choć nie uniósł się ku górze. Czy na pewno tak było z tymi preferencjami? Bo za moment wrócił uwagą do Trevora, krzyżując swoje spojrzenie z jego, a przynajmniej próbując złapać jego uwagę. — Trev – jego głos wydawał się dość wysoki, za wysoki, ale w obecnej pozycji nie mógł sięgnąć do tylnej kieszeni swoich spodni po różdżkę, więc zamiast tego spróbował wymacać różdżkę z kieszeni Benjamina, którego miał na polu niewiele przed sobą. Odchrząknął, na moment przed tym, jak rzucił zaklęcie modulujące głos. Normalnie, kiedy by się odezwał, jego głos przypominałby do złudzenia głos Imogen – który był mu najbliższy i najłatwiejszy w imitowaniu. Jednak pod wpływem twista Diversis Voce zadziałało inaczej, a jego intonacja znajdowała się gdzieś pomiędzy tą narzuconą przez grę, a głosem Imogen. — Jak bardzo wnikliwy jest Twój umysł? – prowokował go do wnikliwości, do ciekawości, jak bardzo wiernie przetransmutował wszystkie kobiece wdzięki. Uśmiech jaki wstąpił na jego usta był wyraźną wskazówką, że może jego wnikliwość łatwo zaspokoić. Nie wiedział tylko, że razem z tymi słowami szło także działanie twista i imitacji wilego uroku.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Tura II Pole: D1 - bogin Efekt: pojawia się bogin Nicholasa k100:99 Upadki: zrezygnował z dalszej gry
W momencie w którym ubrania Trevora zniknęły, Nicholas zorientował się, że to nie była gra dla niego. Ghul rzucający dziwne rzeczy w jego plecy budził lekki dyskomfort, ale to nic w porównaniu z perspektywą odsłonięcia blizn w takim tłumie częściowo obcych ludzi. Twister potrafił jednak zaskakiwać, w tym wypadku akurat bardzo negatywnie. Kiedy kombinował jak położyć rękę na czerwonym polu, zauważył Bena i zagapił się na niego przez chwilę. Zamiast podeprzeć się ręką zrobił duży rozkrok, starając się nie popchnąć Bazorego, a potem otworzył usta, żeby się przywitać. I wtedy przed nimi pojawiła się Wiedźma, którą po przygodzie w chacie rozpoznali już obaj. Seaver był przodem do Bena, tyłem do reszty uczestników, więc tylko on mógł widzieć, jak bardzo blednie gryfon. Walczył z boginem już wielokrotnie, ale pierwszy raz ten wziął go z zaskoczenia podczas dobrej zabawy. Różdżka pojawiła się w jednej chwili, a "Riddiculus" zamieniło mroczną postać w brykającą małpkę, ale Nicholas miał już dość. - Odpadam - powiedział, po prostu schodząc z planszy, nie odwracając się do pozostałych. Musiał się napić. Musiał odejść gdzieś na bok, musiał się zresetować, by wrócić do zabawy. I przede wszystkim musiał zejść z widoku, odnaleźć spokój gdzieś za pobliskim drzewami.
— Jesteś pewien, że to nie ty myślą się rozebrałeś? — Ced zdążył powiedzieć tylko tyle do Trevora, zanim zniknął mu za sylwetkami innych osób. Nie rozglądał się za innymi, bo dłoń coraz bardziej zaczynała mu doskwierać. Miał jedynie widok na najbliższe mu osoby: Nico i Benjiego, czy Holly i stopę Trevora, których lokalizacji akurat szukał spojrzeniem, chociaż Trevora zasłoniła mu Lily w bardzo nietypowym, jak na boho stroju. Nie wiedział jak to się stało, że stracił równowagę, ale w jednym momencie poczuł w końcu przyjemny chłód oblewający mu opuszki palców i resztę skóry, z którą stykał się z powierzchnią planszy do gry, a za moment dogniótł go jakiś ciężar. Ostatnie co zobaczył przed upadkiem to znajoma czupryna rudych włosów, które na pewno poznałby wszędzie. Próbował nie upaść na nią, starał się. Podparł się dopiero co poszkodowaną i zregenerowaną dłonią o ziemię i próbował wesprzeć się też kolanem, ale jedynie nieznacznie odciążył swój ciężar, kiedy razem z Verą spadli na ziemię. Miał nawet wsunąć ramię pod jej plecy, żeby upadek bolał mniej, ale zawiesił ten ruch. Miał na to co najmniej kilka racjonalnych argumentów, żeby powstrzymać ten odruch. — Przepraszam – rzucił od razu. — Nic ci nie jest? Verka? Dlaczego nie mógł upaść na faceta? Albo inną kobietę, jeśli miał być szczery. Wpatrywał się teraz z wymuszonej, niewielkiej odległości w jej oczy i miał wrażenie, że jego, z tej odległości są bardzo łatwe w odczytaniu, dlatego zaraz spróbował poderwać się znów w górę. Nawet kiedy się podnosił czuł jeszcze echo ciepła jej ciała na swojej skórze, a także to dziwne uczucie skrępowania i dyskomfortu, z uwagi na ich historię i fakt, że jeszcze do końca nie przeszli od tego do normalności. Rezon odzyskał dopiero, kiedy z powrotem skupił się na grze, o dziwo, wtedy odnajdując w sobie pokłady... znużenia?
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Trevor przedzierał się do niej przez roześmianych imprezowiczów z tak szerokim uśmiechem, że jej własne usta niekontrolowanie rozciągnęły się w czymś, co chciało uśmiechem być, ale przypominało prędzej jakiś nerwicowy grymas, gdy z nagła dopadła ją trema. W głębi duszy mimo wszystko ucieszyła się, że tak szybko dostrzegł jej przybycie i porzucił swoje zajęcia, (zważywszy na to, jak długo pozostawała dla wielu niewidzialna) by natychmiast zgarnąć ją pod ramię i wprowadzić zarówno do towarzystwa, jak i do głównej rozrywki wieczoru. - To spódnica mojej ciotki - odpowiedziała, za późno gryząc się w język i topiąc jakieś urwane jęknięcie zażenowania samą sobą w jego ramieniu, kiedy przygarnął ją na tę krótką chwilę, by zamknąć jej drobne ciało w uścisku. Nie miała pojęcia, co zrobić z rękami, więc instynktownie klepnęła go nimi gdzieś w okolicach łopatek, sama nie wiedziała, gdzie dokładnie, bo za późno zorientowała się, że jej policzek został przyciśnięty do kompletnie nagiego torsu chłopaka. Dobrze, że samo przytulenie nie trwało zbyt długo, bo Krukon mógł poparzyć się od jarzącej się czerwonym rumieńcem twarzy dziewczęcia, zbyt onieśmielonego, by cokolwiek powiedzieć. Obrzuciła nieco zdziwionym wzrokiem tacę z shotami, wykonując polecenie i po prostu biorąc jeden z nich do ręki, ale nie wypiła go od razu tylko objęła go dłonią, drugą niezręcznie kładąc na tej pierwszej, zupełnie jakby malutki kieliszek wymagał wsparcia wszystkich dziesięciu z jej palców. - O, nie, wiesz co... Chyba na razie tylko popatrzę - odpowiedziała na pytanie o twistera, wciąż jeszcze strzelając na boki oczami jak dzikie zwierzę. Widziała przekąski, jakieś babeczki, wspomniane przez Trevora krakersy. Powiodła po twarzach zebranych osób - przekrój przez wszystkie domy. Mignęła jej Clementine, której skinęła w odpowiedzi głową i uśmiechnęła się lekko kącikiem ust, zbyt onieśmielona by dołączyć do niej i do reszty osób, z którymi rozmawiała. Valerie stała w towarzystwie Lily, która też była zbyt piękna, by miała odwagę do niej podejść. Holly z kolei stała już na planszy z Cedem, Beniaminem i Ślizgonem, który teraz był Ślizgonką, choć jeszcze parę chwil temu prezentował się na tyle męsko, że wątpiła, by krakersy korsarza dały jej siły, by pokonać go w pojedynku. I wtedy na planszę wkroczył Trevor, a wraz z tym krokiem zniknęły prawie wszystkie jego ubrania. Wrzawa i śmiech, które rozbrzmiały wkoło zagłuszyły skutecznie szybko bijące w piersi serce Dee, która niewiele myśląc właśnie wtedy postanowiła przełknąć czekoladowy shot. Taki paskudnie lepki i ciepły. Skrzywiła się, bo mimo czającej się w tle kakaowej słodyczy wciąż nie było to miłe doświadczenie. Piekł ją przełyk, lecz zanim zdążyła cokolwiek z tym zrobić, Trevor wykrzyczał jej imię tak głośno, że mogła przysiąc, że nieopodal spłoszone ptaki wyrwały się do lotu z kniei. A może to tylko jej wyobraźnia? Sama nie wiedziała - zesztywniała pod ciężarem spoglądających na nią oczu, mierzących ją spojrzeniami, jakby zastanawiając się dlaczego Krukon tak mocno wyróżniał ją z tłumu? Trwało to dosłownie kilka sekund, gdy w końcu skinęła głową i ruszyła ciężkimi jak ołów nogami, by czmychnąć do ustawionego na środku kociołka. - Trzymaj - powiedziała cicho, wychylając się i podając mu kubek z zaczerpniętym z kociołka morgany trunkiem, uważając, by przypadkiem nie nastąpić na żadne z pól...
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Tura II Pole: 6 i A - Pikujące Licho Efekt: na jedną turę kurczysz się i zwijasz w kolczasty, zielony kokon, przypominający skorupę kasztana. Tracisz tą kolejkę niezależnie od wyniku. k100: 69 Upadki: ilość upadków 1/3
Obserwował z tej niewygodnej pozycji jak Valerie odpada, jak Nicholas blednie na widok zjawy przybierającej postać dziwnej wiedźmy... kolejna osoba zeszła z planszy ale za to pojawiła się... - Do jasnej avady, Ike?! - wybałuszył na niego oczy i widać było, że został zbity z pantałyku bo nie wiedział czy ma patrzeć na jego twarz czy metamorfomagicznie podkreślone walory. Oto więc nadszedł ten moment kiedy Trevor Collins zrobił się trochę czerwony... nie zmieniło to jednak rozmiaru jego uśmiechu jaki widniał na jego twarzy. - To jest zajebiste ale psychiczne, stary. - oznajmił i potrząsnął głową. - Imogen! - zawołał jej imię i rozejrzał się za nią po okolicy, co było utrudnione zważywszy, że był na planszy. - Ty tak nie zrobisz, prawda? Nie zmienisz się w faceta? - zapytał rozbawiony i zaraz to zupełnie zapomniał co się dzieje na świecie bo oto wkroczyła Lily. Powiewała w jego stronę powabem, ponętnością, gracją, a kusząco zasłonięte kobiece wdzięki wyczyściły trevorową głowę ze wszystkich zbędnych myśli. Zagapił się na nią, niezwykle podatny na wilowy urok. - Taak... zgadzam się z tobą całkowicie. - odparł lekko nieprzytomnym wzrokiem i nie potrafił przestać wpatrywania się w nią. Była olśniewająca. Piękna. Kusząca. Patrzyła na niego... i został z tego wyrwany gdy podeszła Danielle, wręczając mu w dłoń drinka. Popatrzył na nią zaskoczony, a gdy zdał sobie sprawę co się z nim działo, posłał jej spojrzenie pełne wdzięczności - jakby właśnie go przed czymś uratowała. - Dzięki, Danielle. Nie wiem czy na trzeźwo wytrzymam te efekty magiczne. - roześmiał się i wypił kilka łyków alkoholu, co było podkreśleniem potrzeby wstawienia się w ten pierwszy stan upojenia. Znienacka spłynął na niego spokój, hormony wyciszyły się, stracił czerwony odcień twarzy, bicie serca uspokoiło się w tym samym momencie co oddech. Momentalnie rozluźnił się i kiedy tarcza zakręciła się dla niego, leniwie i bezwiednie stanął nogą na polu A, cały czas blisko powabnej i gładkiej skóry Lily. Nie patrzył już na jej twarz bo jeszcze znów utonie w jej aurze. Ledwo jego stopa dotknęła pola zaczął porastać dziwną naroślą. - Oho, będę przepoczwarzać się w... - nie dokończył bo kokon zamknął go w ciemnościach w kilka sekund. Upadł twardo na planszę - przygniatając też nogi Lily - i mimowolnie zasnął. Słychać było ze środka jego chrapanie.
Tura II Pole:4F, widmowe H6 Efekt: tęczowe włosy k100: 27 Upadki: rezygnuje z gry
Gra zaczęła się na dobre, wszyscy chcący wziąć udział zajęli wylosowane miejsca na planszy. Pierwsze efekty dało się już zobaczyć bez większego problemu. Ike jakoś dziwnie gadał, bo czym zaczął macać go po tyłku, co nie wiedział sam czy mu się podoba czy nie, po czym wyciągnął mu z kieszeni różdżkę. Benjamin odetchnął ciężko, ale nic nie komentował, bo przecież taka uwaga kumpla była lepsza niż żadna, prawda? Oczywiście wysłuchał jeszcze tego jak Ike'a się przechwala co w normalnych warunkach uznałby za pajacowanie, ale teraz w pełni się z tym zgadzał. Następnie wszystkich uwagę zwróciło stracenie ubrań przez Trevora. Gdzie tu sprawiedliwość? Gdy raz działo się coś co naprawdę mogłoby go rozbawić, on dalej wbijał wzrok w Ike'a, próbując zrozumieć jego reakcje na te nową sytuacje. Część logicznie myślącej głowy przypomniała sobie, że przecież Ike'a nie interesują mężczyźni i nawet jeśli rozmawiali to było to na pewno nie groźne. Po czym Ike zmienił się w "Izunie" i szczery uśmiech zagościł na ustach Benjamina. Nie wyglądał już jak naestrogenowany transwescyta z ich wcześniejszego spotkania. Ruchy mijały, doszła nowa, bardzo piękna dziewczyna, którą chyba wszyscy znali poza nim, a Ike i Trevor wybałuszali na nią oczy. Pewnie walnąłby scenę zazdrości, niesiony magią twistera, ale zaraz po tym pojawił się bogin Nicholasa, co dla jego psychiki było jak strzał w policzek. W pierwszej sekundzie zdał sobie sprawę, że przecież w kolejnej rundzie może wylosować bogina, co skutecznie zabije zabawę wszystkim. Następnie pomyślał, że nie chce oglądać więcej tej starej kurwy. Widząc, że Nicholas ma podobne wnioski, postanowił również odejść z planszy. - Ja również odpadam. Idę zapalić. - Stwierdził najnormalniej jak w tamtym momencie potrafił, po czym nie czekając na czyjekolwiek słowa, poszedł sobie nalać drinka z kociołka Morgany. Potrzebował to zalać najmocniejszym alkoholem jaki jest na stole. Przy okazji szturnchną Nicholasa łokciem i wskazał w stronę, w którą zamierzał pójść, zapraszając tym samym do zapalenia. Z drinkiem w ręku udał na tył żądlibusa, obok tylnich drzwi, po czym wychylił go na hejnał. Szklankę postawił obok stopy, by nie zapomnieć jej odstawić potem w normalne miejsce. Wyciągnął paczkę z papierosami i zorientował się, że... nie ma różdżki. Sytuacje miał opanować Nicholas, który również zbliżał się z drinkiem w ręce, zapalić. - Odpalisz mi fajkę? Zrobiłbym to różdżką, ale w trakcie twistera wyciągnął mi ją z tylnej kieszeni Ike, co może by mi się podobało, gdybym nie kochał go jak brata. Teoretycznie mógłbym poszukać czegoś w żądlibusie, ale strasznie chce mi się palić, a to zajęło by sporo czasu. - zaczął mówić, co momentalnie go przeraziło. Taki wylewny i prawdomówny nie był od czasów jak mu Beverly podała krople veritaserum na język by dowiedzieć się który pies sąsiada zostawił mu krwawy odcisk zębów na tyłku. Momentalnie zamarł. Stał sobie o to przy Nicholasie, któremu obiecał nie wyjawić jego sekretów po drinku z veritaserum. Świetny duet, nie ma co. Momentalnie zapomniał o potrzebie zapalenia. - Kurwa słuchaj, jestem prawie pewien, ze w tym drinku było veritaserum. Wystarczy kropla bym wyśpiewał wszystko o co się mnie zapyta, a ja wychyliłem przed chwilą całą szklankę. Mam przejebane. - kontynuował słowotok, który pewnie u normalnego człowieka brzmiałby jak atak paniki. - Zagaduj mnie, zmieniaj temat, w najgorszym razie mnie pobij jak ktoś będzie taki zabawny by mi teraz zadawać niewygodne pytania, a uwierz mi, sporo ich się zdążyło nazbierać. - czuł jak grunt osuwa mu się pod stopami i miał nadzieje, ze twister będzie trwał jeszcze z pięćdziesiąt tur, a po nim wszyscy będą już tak zmęczeni, że każdy rozejdzie się w swoją stronę.
Źle ocenił sytuację. Kiedy Ben zszedł z planszy i on spróbował oprzeć się urokowi Lily i rzucił do towarzystwa krótkie: — Zaraz wracam. Szkoda mu było co prawda uroku, jaki wyraźnie zyskał dzięki Twiscie, więc zanim zszedł z planszy pochylił się nad Lilką i jeszcze w swojej kobiecej formie pochylił się nad Lily, jednocześnie bezkarnie ocierając się o jej nagą skórę i składając bardzo prowokacyjny pocałunek na ustach Trevora bez ostrzeżenia i bez wyjaśnienia. Trochę w niesmak była mu tylko obecność siostry, który mogłaby to opacznie zinterpretować, nawet mimo tego, odsuwając się od krukona, na jego usta wstąpił enigmatyczny uśmiech, na chwilę przed tym, ja zszedł z planszy i przeciągnął się, w trakcie tego gestu z powrotem wracając do swojej pierwotnej, męskiej sylwetki, zaklęciem przywracając też głos. Odchodząc posłał jeszcze przeciągłe spojrzenie Clementine, ale nie odezwał się wiele, na tym poprzestał, patrząc na nią podczas nalewania sobie drinka z kociołka Morgany, bo chwilę później szedł już w stronę tyłów kampera, gdzie miał spotkać Benjamina. Sięgał do kieszeni spodni po obłą fiolkę, ale najpierw zza busa wyłoniła się mu sylwetka krukona, a dopiero później za nią doszedł też ktoś kolejny – Nicholas. Można było zaobserwować jak z lekkiego, kpiącego wyrazu na jego twarzy, jego twarz zmienia się na bardziej statyczną, może trochę znużoną, kiedy dołączył do nich i z obojętnym odetchnięciem mruknął: — Dołączę. Nie wyciągał jednak dłoni z fiolką ze spodni, choć palce aż go do tego świerzbiły. Drugą rękę z drinkiem zamiast tego podniósł do ust, zadowalając się zawartością szklanki.
Tura II Pole:B5 - Lunaballa Efekt: Lily jeszcze bardziej ocieka wilowatością k100:74 Upadki: 0/3 (chyba xD)
Olśniewająca aura żądlibusa wciąż utrudniała Lily obserwację otoczenia, ale nie na tyle, by olać Valerię, a tym bardziej przegapić falę zacnych tytułów, które w obecnej sytuacji z całą pewnością jej się należały. - W łaskawości swojej odpuszczę twoje winy, jeśli po twisterze zadbasz, by kieliszek mój nigdy nie świecił pustką - odpowiedziała Królowa Lilianna do swojej prawie-podczaszej. Wciąż się trochę gniewała, ale panna Lloyd stanowiła jedną z niewielu istotek, z którymi Blackwood... No własnie, z którymi co? Trudno powiedzieć, żeby się przyjaźniły, bo znały się zbyt krótko i to głównie na płaszczyźnie drużynowej. Z jakiegoś powodu trzymały się razem i Lily czuła się w jej towarzystwie po prostu dobrze, choć nie miała pewności, czy w tym aspekcie występowała u nich wzajemność. Ot, przekleństwo wilowatych. Nigdy nie wiadomo, co jest naprawdę, a co jest skutkiem uroku. Bliska obecność chłopaków na planszy działała na półwilę równie mocno, co ona na nich, choć w nieco inny sposób. Drażnili ją, a jednocześnie przyciągali, irytowali tym, jak łatwo ulegali jej urokowi, a jeszcze bardziej tym jak obojętni byliby na nią, gdyby nie czar wili. Flirt, przyciąganie uwagi, błyszczenie wśród innych, wszystko to maskowało jej ogromne kompleksy, z którymi nie potrafiła nijak sobie poradzić. A sytuacja z jej mężem jeszcze bardziej pogłębiała problemy. Z tego powodu, paradoksalnie ucieszyła się z tym, że jeden z chłopaków zasnął, pozostali poszli, a ten jeden, który wciąż był aktywny, darzył niepodzielną uwagą Holly, której Lils zazdrościła, jednocześnie współczując, bo sama przechodziła ten etapjeszcze nie tak dawno. Czy Savage i Wood rzeczywiście łączyła prawdziwa miłość? Czy wystarczy dłuższa rozłąka, by związek runął jak domek z kart, odzierając bezlitośnie relację ze wszystkich złudzeń?
Tura II Pole:gromoptak Efekt: wisi nade mną burza, co turę rzucam kostką (w tej spółgłoska, nic się nie dzieje) k100: 9 XD Upadki: 1/3
Pluszowa mleczucha była jak najbardziej trafionym prezentem i Nicholas mógł to z doskonałą łatwością wyczytać z jej twarzy, która po otwarciu pudełka dosłownie rozpromieniła się tak, jak potrafią tylko twarze osób z genami wili. Pluszowe zwierzątko wyskoczyło z pudełka i urosło do rozmiarów, o które by go nie podejrzewała. — Nazwę ją Krystyna — oznajmiła radośnie i wypuściła krówkę; postanowiła dać jej pochodzić i pomuczeć radośnie, gdy będą grać w Twista. Przywitała też oczywiście Lily, swoją współlokatorkę z Podlasia, która okazała się być bardzo sympatyczną osóbką. Przynajmniej ta jedna rzecz miała szansę być w twiście radosna. O ile początek był niezły, tak szybko wszystko zaczęło się psuć. Ledwo zdążyła oznajmić Trevorowi, że „musi wprowadzić miesięczny limit na oglądanie jego gaci”, zaśmiać się, gdy Ced dmuchnął jej w twarz i przywrócić Valerie do gry, bo takie okazało się działanie jej poprzedniego pola, a już na planszy pojawiała się jakaś baba, która była chyba boginem Nicholasa. Do jasnej avady, czy żadne ich spotkanie nie mogło mieć pozytywnego wydźwięku? Odprowadziła go spojrzeniem, gdy ten odchodził na bok i miała się już za nim zrywać, kiedy uprzedził ją Benjamin. Uznała, że tłum wokół siebie to nie jest coś, czego mógłby chcieć Nico, więc odpuściła i jedynie raz po raz zerkała w bok, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Ale na planszy działo się tak dużo, że trudno było jej nadążyć za tym i za tym. Skąpo ubrana Lily wyraźnie rzucała wokół urok, Trevor zamieniał się w pięknego motylka, a Ced upadał na Verkę. Chciała zapytać, czy wszystko w porządku, bo w końcu dziewczyna była dużo drobniejsza od Puchona, ale ten ją ubiegł, postanowiła się więc nie wtrącać. Chwilę potem Ike również zrezygnował z gry. — Przynajmniej mamy więcej miejsca... — próbowała znaleźć jakiś pozytyw — myślicie, że Trevor ma tam wygodnie? — z powątpiewaniem zerknęła na kokon, w którym zniknął Krukon, a potem wzruszyła ramionami i zakręciła różdżką. Miała szczęście, wylosowała pole obok. Ułożyła na nim stopę, zgodnie z sugestią planszy i... jakoś pociemniało jej nad głową. Popełniła błąd i zadarła głowę, by zobaczyć co to. Straciła wtedy równowagę i poczuła, że leci w dół...
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas bez słowa dał się wyciągnąć na fajkę, czując wdzięczność do Bena, że dał mu niezłą wymówkę na odejście od grających na większą odległość. Zgarnął kolejną porcję Morgany, żeby alkoholem zalać emocjonalny spadek, a potem wyciągnął różdżkę, by spełnić proźbę mężczyzny. Odpalając papierosa westchnął w duchu na myśl, jak miło byłoby zrobić to samym pstryknięciem palców, i że musi mocniej przyłożyć się do swoich ćwiczeń nad bezróżdżkowością. Wtedy też dotarło do niego, że Bazory ma zadziwiający słowotok, który nie był dla niego normalnym zjawiskiem. Podniósł na towarzysza pytający wzrok, ale dalsze słowa szybko wyjaśniły tę nietypową rozmowność. Po oczach Nico dało się rozpoznać wiele emocji, jeśli tylko było się uważnym obserwatorem, a Ben do takowych należał. Mógł zatem rozumieć, co się działo w głowie gryfona, kiedy twarz mu stężała, a ręka szybkim ruchem wylała w krzaki zawartość własnego drinka. Nie zamierzał pić Morgany, skoro mogła mieć AŻ TAKIE efekty. Poważnie, czy cały świat czarodziejski zmówił się, by rozgrzebywać ich prywatne sprawy na forum publicznym? Zaraz też kiwnął głową na znak, że zamierza spełnić życzenie Bena. - Znam mniej drastyczne sposoby uciszania, niż pobicie - rzucił, starając się żartem trochę rozluźnić sytuację. Potem przyszła mu do głowy dość niestosowna myśl, przez którą zawiesił na chwilę spojrzenie na ustach Bazorego, szybko jednak przywołał się do porządku i zapalił własną fajkę. Nie chciał powiedzieć kilku słów za dużo, bo z doświadczenia wiedział, jak łatwo jest w takich warunkach powiedzieć więcej, niż by się chciało. A potem dołączył do nich ktoś jeszcze. Nico nie znał Ike i wiedział o nim tyle, że był znajomym Holly, metamorfomagiem i jeśli dobrze zrozumiał z rozmów, to rodziną Imogen. Miałoby to sens, ale nie zamierzał się nad tym jakoś szczególnie zastanawiać. Wszystko mogło wyjść w dyskusji, a ponieważ najlepszym, co mógł teraz zrobić, było niedopuszczanie Bena do głosu, postanowił przejąć na siebie ciężar konwersacji. - Też na hogsa? - zagadnął, wyciągając swoją paczkę i częstując Ike. - Nie mieliśmy okazji się poznać. Nicholas Seaver. Podał ślizgonowi rękę, zamierzając przypieczęstować znajomość stanowczym, męskim uściskiem dłoni.
Tura II Pole: 5C Efekt: mam poczucie, że ktoś mnie maca i się świecę k100: 31 Upadki: 2/3
Czy była mowa o katastrofie? Tak? To nagle wydarzyły się trzy. Bo pośród gości Veronica dostrzegła dobrze znaną sobie twarz. Pani Blackwood z rodu Thicket zaszczyciła wszystkich swoim towarzystwem, na co panienka Seaver musiała powstrzymać metaforyczny odruch wymiotny. Niewiele osób darzyła aż tak wielką niechęcią, toteż wcale tego nie kryła i na jej widok po prostu wywróciła oczami. A potem uświadomiła sobie, że oślepia ją światło reflektorów i że Lily na samo wejście zrobiła takie zamieszanie, że Trevor z tego wszystkiego skulił się w sobie i poszedł spać. O c z y w i ś c i e, że musiała wiłować na prawo i lewo, ona chyba nie znała ludzkich sposobów za zyskanie sympatii innych ludzi. Pojawienie się Lilki-tarzanki dość skutecznie odwróciło uwagę Very od reszty wydarzeń, przede wszystkich od tego, jak na jej oczach chłop stał się kobietą.
Jednak jej kuzyn miał swoje, o wiele większe problemy. Verze wydawało się, że wie o nim wszystko, bo znali się przecież całe życie. Była jednak jedna luka w jego historii, która do tej pory pozostała dla niej czarna. Jego zaginięcie. A bogin, który ujrzała na własne oczy… kim tak właściwie była ta kobieta? Jaką dokładnie rolę odegrała w jego życiu i czy… Verka mgliście pamiętała, to co wydarzyło się jesienią, mniej więcej rok temu i co Nico mówił, ale… wiele z tego przecież wyparła. Nie, nie może teraz o tym myśleć. Kimkolwiek była, ewidentnie wstrząsnęło to Nicholasem i to na tyle, że aż odszedł z gry. W jego ślad poszedł jakiś bliżej nieznany jej chłopak, chyba się jej przedstawiał… Benjamin? Tak i po chwili już raczyli się papierosami. Fuj. Nie da się wyrazić, jak bardzo nie lubiła tego gówna.
A potem nadeszła katastrofa numer trzy, czyli bliskie spotkanie z Cedem i to dosłownie. Z powodów, których teraz nie rozumiała stracił równowagę i zwalił się na nią całym ciałem, choć mówiąc szczerze asekurował upadek, jak mógł. Coś nawet wybąknął, ale Vera nie wiedziała co odpowiedzieć, bo w tej chwili najbardziej ucierpiała tu jej duma. - Yyy… tak, wszystko okej – mruknęła wreszcie, poprawiając włosy, jakby to miało jej dodać odwagi. Z jakiegoś powodu czuła się nieco winna, zupełnie jakby zrobiła coś złego. A nikt nie miał tu złych intencji i nieczystych myśli, po prostu – głupio wyszło. Szybko podniosła się na nogi i skupiła ponownie na grze. Raz po raz zerkała na Nico, ale póki co nie podchodziła do niego, bo z twistera zrezygnowało już kilka osób, co chyba nieco psuło morale. Poza tym – nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć. Przy tylu ludziach? Patrząc praktycznie – pewnie niewiele.
Potem gra toczyła się dalej, Lily była jak zwykle potwornie irytująca (Veronica spojrzała na nią ze źle skrywaną nienawiścią, ale nic nie powiedziała), a Holly zagaiła niepewnie całą resztę. Gdzieś w międzyczasie Seaver wykonała swój ruch i poczuła… jak nagle coś zaczyna ją oblepiać. Dotykać, macać, obłapiać. Przymknęła oczy, czując niesamowity dyskomfort, ale jak na sprytnego Krukona domyśliła się, że to efekt magiczny związany z grą a nie jakiś zboczuch w pelerynie niewidce. Niemniej, trudno było jej się skupić i cała się świeciła, co w połączeniu ze światłowstrętem było okropne. - Myślę, że na jakiś czas ma chwilę wytchnie... o kurwa – zaczęła i skończyła bardzo elokwentnie, czując jak znowu upada na planszy. Tym razem to Holly się na nią zwaliła, oczywiście niespecjalnie, ale czemu akurat na Verkę. Co ona, połamany gumochłon? Będąc już na ziemi ciężko westchnęła, a potem się roześmiała. Całe szczęście, że ubrała spodnie a nie spódnicę. - Ojoj, no i została mi jedna szansa – zaśmiała się melodyjnie wstając i pomagając wstać Gryfonce. Zerknęła przy okazji odruchowo na resztę graczy, nie zatrzymując wzroku tylko na Lilce. Ta niezmiernie ją wpieniała.
Opierając się o blachę auta, starając się nie pamiętać, że kamper próbował go wciągnąć słuchawką prysznicową do środka, wydawał się mocno zrelaksowany. Spoglądał z podobnym rozluźnieniem na Benjamina, który był mu znany, jak i na jego kolegę. — Liczyłem na coś mocniejszego od hogsa, ale hogsem też nie pogardzę – przyznał ostatecznie wyciągając rękę z kieszeni spodni, po to żeby poczęstować się fajką. Nie wiedział dlaczego to powiedział, normalnie nie chwalił się pierwszemu lepszemu typowi, co porabia w wolnej chwili i czego nowego próbuje, ale na razie nie powiedział jeszcze wcale aż za dużo, więc nie czuł się tym zaalarmowany. Przyłożył fajkę do ust, odpalając ją z różdżki prostym Incendio, a chwilę potem obserwował tę dwójkę bardziej w milczeniu, niż próbował zagadywać. Miał w sobie jednak na tyle przyzwoitości, żeby odpowiadać na zadane mu pytania. — Ike – przedstawił się — poprawka, nie szukałem okazji się poznać, okazja sama by się znalazła, gdybym szukał. Zmarszczył brwi po tych słowach, zapijając dziwne wrażenie braku kontroli alkoholem... i wtedy go oświeciło. — Kurwa, veritaserum.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Gdy Holly przywróciła ją do góry, bardzo się ucieszyła. Choć po pojawieniu się bogina Nicholasa wielu osobom zrzedły nieco miny... Wtedy Benjamin poszedł w ślad za kuzynem Remy na fajeczkę, a Val choć poczuła ukłucie zazdrości, nic nie powiedziała. Ciekawe skąd się znają, czy w ogóle a jeśli tak – to jak dobrze? W każdym razie widok wiedźmy, kimkolwiek była był tak nieprzyjemny, że otrząśnięcie jej chwilę zajęło. Pomógł jednak eliksir spokoju, choć ziarno niepewności zostało zasiane w sercu dziewczyny. Podczas, gdy Lilka wdzięczyła się na planszy (bez ani jednej skuchy, jak ona to robi?), Trevor postanowił uciąć komara w kokonie. Ta gra była bardzo dziwna… ale to nie szkodzi! Była o niebo ciekawsza od zwykłego twistera. Wielka szkoda, że nad głową Holly zaczęła się zbierać burzowa chmura (i to dosłownie!) bo mimo przeciwności losu, Val bawiła się zacnie. - No co ty, Holly. Ich strata. Niech wygra najlepszy – stwierdziła z lekkością w głosie, której wcale nie miała w sercu. I udając, że wcale nie odpadła jako pierwsza, wykonała swój ruch zaraz po tej rudej, która cała się świeciła jak lampki na choince. I w momencie, gdy jej noga dotknęła pola zrozumiała… jak tu jest jasno! Przysłoniła odruchowo oczy rękoma, w pierwszej chwili absolutnie nic nie widząc. A potem ze śmiechem dodała. - Widzę świetlaną drogę ku wygranej, heh. – W pierwszej chwili nie kumając, że nikt nie zrozumie jej wspaniałego żartu, bo nikt zapewne nie ogarnia, że w tej chwili ma światłowstręt.
Sytuacja z trefnym drinkiem zaczynała się nieźle. Nicholas przyjął do wiadomości jego prośbę, nie próbował wykorzystać tej wiedzy na swoją korzyć, przynajmniej nie teraz, i dodatkowo pozbył się swojego drinka. Jedna trzeźwo myśląca osoba - tyle Benjaminowi w tym momencie było potrzeba. Słowa Nicholasa o mniej drastycznych sposobach uciszania nie zwróciły by mocno jego uwagi, gdyby nie chwilowe zsunięcie się wzroku chłopaka na wysokość jego ust. Widział już wcześniej ten odruch gdy rozmawiali nad jeziorem i nie był głupi by nie wiedzieć do czego nawiązywał. - Tak, jeśli taka będzie konieczność, to też możesz zrobić. - odpowiedział na niemą sugestię, choć nie była to wizja tego co chciał robić na imprezie camperowej Trevora. Z drugiej strony, jeśli zajdzie taka konieczność, zrzuci to na barki tej przeklętej Morgany i wcale nie będzie to kłamstwo. Ot zwykłe niedopowiedzenie. Niedługo po tym doszedł do nich Ike, którego Benjamin z tego grona najmniej się obawiał. Wcześniej sądził, że świetnie się bawił na twisterze, więc nie spodziewał się go tak szybko za samochodem. Nicholas przejął momentalnie konwersacje, przez co on mógł zauważyć subtelny ruch nadgarstkiem ślizgona. Euforia tłumaczyła jego nagłą obecność. Obserwował przedstawiających się mężczyzn, palą papierosa, który był mu teraz w ustach potrzebny bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. W momencie w którym Ike powiedział kolejny raz za wiele jak na swoje standardy, wyrażając swoją obojętność do nowej znajomości, zakrztusił się dymem. Otwartość nie była w jego stylu i każdy kto choć trochę Skylighta poznał to wiedział. To było preludium do śmiechu jakim zaniósł się gdy usłyszał, że kolejne veritaserum pojawiło się w drinku. Obrała sobie za cel najlepsze osoby, nie ma co. Benjamin śmiał się serdecznie, chyba pierwszy raz tak naprawdę na tych wakacjach. Dopiero po dłużącej się minucie, udało mu się opanować. - Też się w to wpakowałem, witaj w klubie bratku. - stwierdził dalej lekko radośnie. Co prawda zwrócił przez to na nich uwagę, ale przynajmniej wyglądali jakby się całkiem dobrze bawili więc nie mogli wzbudzać niczyich podejrzeń, prawda? - U Drearów veritaserum jest trudno dostępne i szczegółowo rozliczane, a oni wpakowali tam przynajmniej z dwie fiolki. Chciałbym znać historię tworzenia tego kociołka. - powiedział do obojga mężczyzn, chcąc dać im jakiś w miarę nie inwazyjny temat do rozmowy. Ike na pewno doceni, że skupią się na eliksirach zamiast na przykład na jego planach względem Clementine.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Kąciki ust Nicholasa drgnęły lekko, kiedy usłyszał tak otwarte przyzwolenie. Korciło go, by spytać, czy prócz konieczności nie jest wskazana również profilaktyka, ale nieuczciwie byłoby zmuszać Bazorego do jakiejkolwiek odpowiedzi, a zwłaszcza przeczącej. Milczenie szło mu całkiem dobrze, póki nie wparował Ike, o którego stanie zbliżonym do benowego żaden z nich jeszcze nie wiedział. - Doprawdy? - Seavera zdziwił tak jawnie lekceważący stosunek do narkotyków. Nie oceniał. Po prostu był ciekaw. - W czym zatem gustujesz? Palenie było odprężające, dlatego nawet jawny afront Skylighta nie mógł go zirytować. - Wygląda na to, że chcąc czy nie, i tak ją znalazłeś - zauważył Nico, pijąc do tego, że to nie on podbił do Ike, tylko Ike do nich. Zaciągnął się hogsem i podjął luźny temat, który w tej chwili zdawał mu się neutralny. - Miałem przyjemność poznać Imogen na wyjeździe. To interesujące jak bardzo bliźnięta mogą się różnić, nie sądzisz? A potem nadeszło wyjaśnienie całej sytuacji i Nicholasowi znów mina stężała. Pięknie. Wszystko wskazywało na to, że miał niebywałe szczęście, że na niego kociołek podziałał inaczej niż na towarzystwo. Zaciągnął się hogsem mocniej, patrząc uważnie na Ike, a potem na Bena, temu drugiemu poświęcając więcej czasu, czekając przy tym, aż skończy się śmiać. Jemu wcale nie było do śmiechu. - Jeśli marzy wam się braterski wieczorek szczerych wyznań, to macie problem. Nigdzie się stąd nie ruszam - powiedział, nie próbując zamaskować oschłości, która pobrzmiała delikatnie w jego głosie. Wziął sobie do serca życzenie Bazorego i zamierzał je spełnić również przez wzgląd na siebie samego. - Ale mam nadzieję, że nie będę musiał sprawdzać, czy metamorfomagia poradzi sobie z moim repertuarem uciszających zaklęć.
Tura III Pole: B6 - Pikujące Licho Efekt: poszła spać z Trevorem w kokonie, znika na kolejną turę k100: 57 Upadki: 1/3
Lily musiała zmienić pozycję. Przez to jak upadł na nią Trevor, zrozumiała, że szpagat jest średnio bezpieczną pozycją na tych rozgrywkach i że trzeba przejść do planu B. Plan B obejmował pola z rzędu B, w dodatku sąsiadujące ze sobą. W ten sposób jedną ręką dołączyła do pola lunaballi, by obiema nogami wylądować tym początkowym. Zachwiała się, opierając lewą dłoń na Pikującym Lichu, lądując tym samym w pozycji planka. A że była wciąż w tygrysich opaskach odsłaniających większość ciała, zebrani mieli okazję podziwiać jej napięte mięźnie, zarysowane wyraźnie dzięki regularnym treningom. No i wciąż padało na nią światło reflektorów! Tylko że koleżankom (bo koledzy zwiali) nie było dane zachwycać się Blackwood długo, bo już po chwili zwijała w się w mały kokonik, sąsiadujący z podobnym kokonem Trevora. W końcu jak leżakowanie, to tylko razem!