Drzewo pozbawione jest korony, ale za to jego pień wzbudza powszechne zainteresowanie. Wypełnione jest nieustannie poruszającą się w środku... lawą, ogniem, magmą? Nie wiadomo co to jest dokładnie, ale zostało osłonięte skomplikowanymi zaklęciami dzięki którym po dotknięciu nie poparzysz się. Nie da się pobrać próbki tej cieczy magicznej ani w żaden sposób uszkodzić drzewa.
Nie zauważył małej, niskiej puchonki, bo te małe, niepełnoletnie dziewczynki trzymały się zwykle Benjamina. Ściągał je magicznie, jak pufka smarki do nosa. Wpatrywał się zresztą teraz w Fern w oczekiwaniu, ale Fern nie udzielała mu odpowiedzi – kolejny raz zresztą. Aż splótł ręce na piersi, żeby nabrać animuszu, choć nie trwało to długo, bo zaraz spomiędzy drzew zaczęło przebijać słońce. Choć początkowo mu nie przeszkadzało, wystarczyło kilka sekund, żeby rozdrażnić jego oczy na tyle, żeby chciał się przesunąć. Poruszył się ledwie dwa kroki przed siebie i normalnie nie było to do niego podobne, żeby tak po prostu tracić równowagę, ale byli w lesie, przed sobą miał dziewczynę delikatnej urody, której obserwowanie bylo znacznie ciekawsze niż patrzenie sobie pod nogi, dlatego potknął się i wyrył kolanem o glebę. — Ughh — charknął głucho, nie powstrzymując tego stęknięcia niezadowolenia, więc kiedy otrzymał karteczkę informującą o tym, że dziewczyna nie słyszy, kącik jego ust drgnął ironicznie w górę. Nie od razu jej odpisał, patrzył na nią jakoś inaczej niż jeszcze moment temu, z większą ciekawością i zaintrygowaniem. Otaksował spojrzeniem całą jej sylwetkę, gdzieś przy jej pasie dostrzegając także @Aiyana Mitchelson. — Hej, bomblu. Miał ochotę dodać coś jeszcze, ale krótki rzut okiem na Fern uświadomił mu, że te dwie prawdobnie się znają, a zresztą dziewczynka zaraz zdążyła odejść, dlatego ugryzł się w język, za to naskrobał niedbałe kilka słów na kartce, ledwie możliwe do odczytania: "Muszę? Tak zaczynasz rozmowę z nieznajomym, od rozkazów?" Oddał jej kartkę, teraz, kiedy i tak znajdował się tak blisko gleby, po prostu siadając na trawie, opierając przedramiona na kolanach, z dołu obserwując nową ślizgońską znajomą.
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Znalezione grzyby:3 i 1 oraz Gsame nie parzyste i Mleczaj rydz Scenariusz:3 i 1 oraz G za scenariusz 3 smardze
Carmen nie znała się jakoś lepiej lub gorzej na zielarstwie ale miała wrażenie że, ma do czynienia z czarodziejem inteligencją dorównującym gumochlonowi. Tymczasem, w myślach odbiło jej się jakimś słabym echem, wspomnienie, że ktoś może być na równi z umysłową amebą. Nieznajomość zielarstwa chyba Krukonkę jakoś usprawiedliwiała z porównywania smardza od zwykłego czerwonego muchomora. Nie wiedziała czy to dobrze, czy źle, że dzięki zwierzątku młodszej puchonce znalazła chyba całe kolonie grzybów. - Zobacz znalazłam tez w końcu się udałodzięki Henremu udaje ci się zdobyć trzy dodatkowe smardze. Kiedy tak przyglądała się Carmen koleżanką zaglądała pod każde drzewko, może jeszcze coś znajdę. Ciekawe czy można zabrać do szkoły dać w kuchni aby zrobili potrawkę jakąś co wy na to zapytała. Prawie całą polanę, była pewna, z ogromu możliwych do obrania kierunków gdzie szukać ale dalej szła za @Aiyana Mitchelson -Hej Aiyana znalazłam zgubę nasząpomogła mi ot tak i zobacz mam trzy grzybki.
Ostatnio zmieniony przez Carmen Seaver dnia Sro 11 Wrz 2024 - 19:48, w całości zmieniany 1 raz
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher uniósł lekko brwi, kiedy @Maximilian Felix Solberg zaczął się tłumaczyć, odnosząc wrażenie, że ten mógł nie żartować. Nie wiedział, co działo się teraz w życiu studenta i chociaż nie wyglądał teraz źle, nie sprawiał wrażenia, jakby działo się coś złego, mógł się mylić. Musiał również przyznać, że Solberg nie wyglądał na do końca zadowolonego, ale może chodziło o to, że musiał zerwać się z samego rana, a teraz nie umiał natrafić na żadne jadalne grzyby. - Borowikiem? Zdaje się, że będę musiał powiedzieć o tym Joshowi. I żeby lepiej nie jadł żadnej z twoich zup - stwierdził, uśmiechając się kącikiem ust, dając tym samym znać Solbergowi, że nie traktował całej tej sprawy zbyt poważnie, a później odwrócił się, gdy @Aiyana Mitchelson zwróciła się do niego z pytaniem, tym samym tracąc z oczu Ślizgona. Dostrzegł za to stworzenie, o którym mówiła dziewczyna i przez krótką chwilę mrużył oczy, starając się rozpoznać, czym dokładnie był ptak, który przed nią umknął. - Najpewniej kura bażanta, panno Mitchelson, choć trudno ocenić z tej odległości - wyjaśnił, uśmiechając się do niej lekko. - Widzę, że świetnie sobie pani radzi z grzybami - dodał, kiwając głową, by rozejrzeć się po pozostałych uczniach, ciesząc się tym, że na pierwsze zajęcia w tym roku wybrał jednak coś spokojniejszego, porzucając standardowy tryb nauczania.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Jeśli Fern ktoś by zapytał, dlaczego nie ma ani jednego grzyba w koszyczku, powiedziałaby, że daje fory pierwszorocznym. Tak naprawdę to była ściema, po prostu nie wiedziała, czemu jej tak słabo idzie w grzybobraniu, rozglądała się na wszystkie strony, może nie tak uważnie skoro weszła w pokrzywy. No, ale... starała się, czy to miało ją już skreślić na starcie, bo nie miała ani jednego grzyba w koszyku? Uważała, że nie chociaż zapewne ocena z zielarstwa zależała od ilości, a nie wielkości, bo właśnie, gdy Ike postanowił sobie upaść, ona zajrzała za niego i zdała sobie sprawę, że ślizgon prawie wpadłby na maślaka rdzawobrązowego i to pokaźnych rozmiarów. Young sięgnęła po rdzawego, po czym włożyła do koszyka, jeszcze dwa razy zerknęła na grzyba, aby się upewnić czy nie zniknie, dopiero wtedy odczytała to co naskrobał niewyraźnie Skylight, chociaż nie było to łatwe. Nie podoba Ci się? Odpisała mu szybko w notesie, pokazała kartkę, przy tym uśmiechając się z lekką złośliwością, ale nie oddała mu jej. Poprawiła kosmyk swoich kręconych włosów i założyła go za ucho, gdy niesfornie otarł się o jej prawy policzek. Musisz jeśli chcesz ze mną porozmawiać, czyli wybór należy do Ciebie. Dopiero wtedy oddała mu kartkę, nadal patrzyła na niego z góry, bo on siedział, przyglądała się jego włosom, aż pochwyciła jego spojrzenie niebieskich oczu, po czym spojrzała na jego kolano, którym wrył w ziemie. Możesz chodzić? Napisała na kolejnej kartce pytanie i wręczyła mu je, może trochę z troski o nieznajomego, a może dlatego, że przynosił jej szczęście, kiedy się potykał. W końcu maślak rdzawobrązowy to nie byle co!
Jeszcze raz spojrzała w kierunku, gdzie chwilę temu znajdował się ptak, gdy @Christopher Walsh podzielił się swoimi przemyśleniami, dotyczącymi jego gatunku. Rzeczywiście, zarówno odległość, jak i padające słońce, mogły skutecznie utrudnić identyfikację gatunku. Za to na wzmiankę o ilości znalezionych grzybów, uśmiechnęła się promiennie. - Henry pomaga mi szukać. Wygląda na to, że wie, gdzie rośnie najwięcej grzybów - wyjaśniła. I tutaj, jak na zawołanie wkroczyła @Carmen Seaver ze swoją rewelacją. Pojawiła się we wręcz idealnym momencie. - To świetnie! Mówiłam, że Henry będzie pomocny! Jeżeli będziemy za nim podążać, wkrótce zapełnimy koszyczki! Zamyśliła się przez chwilę, słysząc pytanie starszej koleżanki. - A nie zbieramy ich przypadkiem dla pani Honeycott? - zaptyała. Tak przynajmniej zrozumiała słowa nauczyciela. Poza tym wątpiła w to, że pozwolą tym zbiorom się zmarnować. Byłoby to olbrzymim marnotrawstwem grzybów. Nawet, jeśli znajdą ich zbyt mało, aby wykarmić cały zamek. - Jak myślisz, na następnych zajęciach z gotowania, będziemy robić coś z grzybami? Ponownie postanowiła skupić się na podążaniu za Henrym. Tym razem zamierzała zwrócić uwagę nauczyciela (@Christopher Walsh) na swojego małego przyjaciela. - Proszę pana, Henry to samiec czy samica? - zapytała, wskazując palcem na odnalezioną traszkę. Poczekała chwilę, by mężczyzna mógł się jej bliżej przyjrzeć. Dopiero po tym ruszyła w kierunku zwierzątka, które - jak czyniło to do tej pory, doprowadziło ją do kolejnych grzybów. Tym razem pięciu pieczarek, które dołączyły do całej reszty. Nie była ani traszkomową, ani tej traszki nie wytresowała. Nawet nie miała pewności, czy była to ta sama traszka. Ale miała swój mały, szczęśliwy talizman i przy okazji, bardzo dobrze się bawiła. Znowu zaczęła się kręcić przy Fern, jak to miała w zwyczaju. Jednak tym razem to nie dziewczyna zwróciła na siebie jej uwagę, a towarzyszący ślizgonce @Ike Skylight. - Cześć. - przywitała go krótko. Nie wiedziała, jak ma zareagować na użyte przez niego określenie. Postanowiła założyć tą optymistyczną wersję, w której Ike nie miał nic złego na myśli.
Znalezione grzyby: 6 pieprzników, 1 opieńka miodowa (od Lyssy) = 7 Scenariusz: tracę kolejkę na suszenie butów
Nie do końca spodziewała się dostać tego grzyba, w każdym razie nie bez walki. Trochę żartowała, kiedy to mówiła, ale tylko trochę, bo najbardziej to była jednak ciekawa, co może przynieść im to leśne spotkanie, skoro już do niego doszło. Ta mała, błyszcząca plakietka miała chyba większą moc, niż ją o to podejrzewała. Ewentualnie Lyssie nie zależało na zbieraniu grzybów. Mimo oczywistej przewagi jednej z tych opcji, Wood dla własnej uciechy postanowiła wierzyć, że bliżej prawdy jest ta pierwsza. — Holl..era Spojrzała pod nogi dopiero pod wpływem jej słów i również dopiero wtedy poczuła, że woda zaczęła już przedzierać się do środka. Czym prędzej zrobiła krok naprzód i z ciężkim westchnieniem usiadła na wilgotnej trawie. — Hollywood — dokończyła, tym razem z sukcesem przedstawiając się, zamiast kląć — przeziębienie przynajmniej znika w tydzień. I nie śmierdzi. Czy zasugerowała właśnie, że Ślizgonka śmierdzi? Cóż, można było to tak odebrać i Wood była tego wyraźnie świadoma, bo z chochliczym rozbawieniem doszukiwała się w niej jakiejś reakcji. Zdjęła buta, popatrzyła z niesmakiem na mokrą skarpetkę w tuptające szpiczaki i wysuszyła ją zaklęciem tak samo, jak chwilkę później zrobiła to z pierwszym butem. — Ja bym ci dała, takiego czerwonego to dawno nie widziałam. Podobno suszone muchomory są halucynogenne... jeśli jesteś wystarczająco odważna. To mogłaby być najlepsza bania w życiu, tyle że ostatnia.
Znalezione grzyby:5 x gąska zielonka → 3 z nich wrzucam do koszyczka Fern Scenariusz: n/d
Obserwował ją uważnie, zresztą perspektywa była dla niej całkiem korzystna. Nawet z samego faktu, że jak się do niego pochylała, włosy opadały jej na twarz, a jej gest ich odgarnięcia, magnetyzując ściągał jego spojrzenie. Zerknął w przelocie na podsuniętą mu kartkę i był gotów już odpowiedzieć, ale ta zniknęła mu jeszcze na chwilę. Nie narzekał, nigdzie im się nie śpieszyło, profesor też nie wyglądał, jakby próbował kogokolwiek poganiać. Lekcja zielarstwa okazała się zaskakująco przyjemna, dla kogoś, kto zwykle w takich monotonnych czynnościach nie odnajdował nic emocjonującego. Tym razem było jednak inaczej. Siedząc tak, czekając na odpowiedź, nawet dostrzegł skupisko grzybów obok siebie, wychylił się w przód, bo w pierwszym momencie nie przypominały ich wcale, schowane pod kępką liści. Wziął sobie pro forma dwie sztuki, a trzy dorzucił do koszyka Fern, wracając do niej spojrzeniem, kiedy odzyskał kartkę. "@alike, mój wizbook, masz go ze sobą?" Pokazał jej pergamin, samemu przechylając się leniwie na bok, żeby z tylnej kieszeni spodni wyciągnąć podręczny notesik z wizbookiem i machnąć mu jej przed oczyma zaczepnie. Zawsze wizbook był wygodniejszy od kartek, bo litery znikały po jakimś czasie. — Mogę – odpowiadając jej, podźwignął się w górę, żeby mogła sama podejrzewać, jakiej odpowiedzi udzielił i kiwnął na nią głową, idąc za puchonką, jaka tu się przed chwilą kręciła. Może podążanie za nią nie było głupie, widział w jej koszku bardzo owocne zbieranie. Zwolnił kroku, kiedy pisał coś na jednej z kartek, chociaż pogubił się już która to była która, w jego metodzie nie było raczej porządku odpisywania. "Jesteś nowa, czy z młodszej klasy?" Nie znał jej. Młodsza klasa mogłaby wiele wyjaśniać. Chociaż, kiedy tak się jej przyglądał, zastanawiał się, czy faktycznie dało się ją przegapić.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Chris daleko nie był od poznania źródła Maxowego niezadowolenia. Zazwyczaj, jeśli wstawał przed świtem, to albo nie wróżyło to dobrze jego zdrowiu, albo miał robotę do wykonania, a na tę nie mógł narzekać. Nie lubił jednak być zmuszany do budzenia się przed dziesiątą tak samo, jak nie był fanem tych nocnych eskapad na wieżę astronomiczną. Uważał, że takie rzeczy powinny być zabronione statutem studenta, chociaż dobrze wiedział, że ten statut wcale nie ma na celu dobra uczących się w Hogwarcie czarodziejów i czarownic. -To akurat dobra rada nawet, jak nie mam przy sobie nic trującego. - Uśmiechnął się jeszcze, bo z gotowania był w najlepszym wypadku mierny. Poza pierniczkami, te robił zajebiste. -To ja ten, może sprawdzę, czy jakiś grzyb mnie nie szuka. - Dodał i ruszył dalej, żeby nie było, że się opierdala, ale też liczył po cichu, że może znajdzie jakiś krzak, w którym mógłby się drzemnąć na pięć minut. Niestety, zamiast dorodnego zielonego łóżka znalazł kilka smardzy. Grzyby wyglądały na jadalne, to wrzucił je do koszyka, który do tej pory marnie świecił pustkami, podczas gdy inne zapełniały się w błyskawicznym tempie.
Zawartość jej koszyka była zatrważająco biedna w porównaniu z koszykiem przemykającej obok pierwszoroczniaczki, która niedługo prawdopodobnie chwyci za drugi, bo w pierwszym nie będzie miała wystarczająco miejsca, by pomieścić wszystkie zebrane dary lasu. Gdyby zbierali kamienie, może byłaby w stanie jej dorównać, ale trzy marne, leżące na dnie smardze wołały o pomstę do niebios. Nie miała zbyt dużego szczęścia w tych zbiorach i nawet nie chodziło o kwestię godziny czy przemoczonych butów - po prostu nie nadawała się do tego. Jej spostrzegawczość zawodziła ją w chwili, gdy najbardziej jej potrzebowała. Zaszyła się w jakichś krzakach, zupełnie nieświadoma, że za drzewem w okolicy czaiła się śpiąca na stojąco @Clara Hudson. Doznała objawienia w postaci czterech malutkich pieczarek moszczących się ciasno w leśnym runie, więc z zadowoleniem schyliła się po nie. Wywołany tym ruchem hałas szeleszczących kniei sprawił, że Puchonka wystrzeliła zza drzewa jak z procy, stając w wyjątkowo defensywnej pozycji, a DeeDee w całym tym zamieszaniu postawiła nogę nie tam, gdzie powinna i jedna z pieczarek ze smutnym skrzypnięciem zginęła pod podeszwą jej buta. - O - rzuciła, mało odkrywczo, z lekkim zawodem spoglądając na pozostałe trzy grzybki. - Danielle - przestawiła się, od niedawna przyzwyczajając się do brzmienia jej pełnego imienia. - Nie wiem w sumie - stwierdziła, wzruszając ramionami. Schyliła się, by wyciągnąć pozostałe znaleziska z ziemi. - Może wszyscy chodzą rano, żeby być pierwszymi? Wiesz, zbiorą i dla późniejszych grzybiarzy nie ma już co zbierać? - zasugerowała, zastanawiając się, czy rzeczywiście to mogło być powodem ich pogańskiej zbiórki? Z drugiej strony nie widziała w ciągu dnia zbyt wielu chętnych na leśne grzybobranie. Powiodła wzrokiem do wskazanego przez Puchonkę miejsca. - To chyba kurki - stwierdziła, bo akurat te grzyby były dość rozpoznawalne. Podobnie jak muchomor, jego by poznała bez problemów. - Zbierz je lepiej, bo nie wiem, co jest wyznacznikiem zaliczenia dzisiejszej lekcji - dodała.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Znalezione grzyby:nic | 3 x zielone gąski od tego dżentelmena @Ike Skylight Scenariusz:F (- 1 x maślak rdzawobrązowy)
Zajęta pisaniem, nie dostrzegła w pierwszej chwili, że postanowił dorzucić do jej koszyka część swojego znaleziska w postaci zielonych gąsek. Dopiero kiedy zerknęła na swój koszyk, zauważyła, że grzybów jej przybyło, a chłopak przed nią również miał przy sobie ze dwie gąski. Wystarczyło dodać dwa do dwóch i połączyć fakty, ale nie zamierzała mu dziękować, w końcu to tylko grzyby. Jeśli Walsh miał wystawiać oceny za szczęście w lesie, to obiecała sobie, że głęboko się nad tym zastanowi czy nadal przychodzić na jego lekcje. Przeczytała wiadomość, ale nadal z jej strony nie było żadnej reakcji. Po chwili wyciągnęła wizbooka, dając mu tym samym znać, że ma go przy sobie. Poczekała, aż wstał, a gdy to zrobił, zasłonił całym sobą prześwity słońca, które przed chwilą wydostawały się przez drzewa i padały na nią. Ruszyli, chociaż powoli, bo gdy on męczył się z odpisaniem dla niej, ona szukała jego profilu wizbookowy @alike, a gdy go znalazła wysłała mu zaproszenie. Zerknęła na kartkę, na której znowu nabazgrał, chociaż tym razem chyba się starał.
Z młodszej klasy.
Dla Ciebie jestem widocznie nowa.
Wysłała mu wiadomości przez wizzengera, a kiedy spojrzała w jego stronę, ślizgon zrobił krok do przodu i pozwolił słońcu oślepić ją na chwile. Potknęła się o jakiś kamień, lecąc wprost na spotkanie z leśnym podłożem, gubiąc maślaka rdzawobrązowego. No i po szczęściu, wystarczyło, żeby wstał.
Idąc obok niej, wydawało się, że poświęca jej całą swoją uwagę i istotnie tak było, przez co, nie rozglądał się też za grzybami, bardziej skupiony na swojej towarzyszce. Jednak nawet przez jego koncentrację przebijało się lekkie zniecierpliwienie. Ukrył je, chowając ręce do kieszeni spodni, przewieszając sobie kosz z grzybami przez przegub ręki. Wtedy poczuł lekkie iskrzenie magii z wizbooka, na którego zerknął, od razu zabierając się za odpis. Nie zdążył jednak napisać więcej niż kilka slów.
A to z_______
I nic więcej, wysłał to przypadkiem. Zawijas przy "z" znacząco się wydłużył, kiedy widząc, jak dziewczyna traci równowagę, spróbował ją złapać. Chwycił ją w pasie, zanim uderzyła o ziemię, ale utraty grzyba nie zauważył, to było ostatnie za czym teraz patrzył. Szczęśliwie jego dwa wesoło przewróciły się w koszyczku, ale w nim zostały. Odstawiając ją na miejsce, uśmiechnął się pod nosem rozbawiony i przystając, tym razem z nią przy boku, podsunął sobie jej przedramię przed siebie, na nim opierając notesik, kiedy pisał:
Zdobyczne za ratunek?
Zmienił kierunek dyskusji na wizzengerze, wyraźnie wyczuwając korzyści z okoliczności. Coś jednak cały czas ich rozpraszało. Szli nikomu nie wadząc, nie oddalając się nawet daleko od uszkodzonego pnia, kiedy ni stąd ni zowąd jakiś ptak zaskrzeczał na nich z krzaków, czym spowodował, że Ike ciaśniej przycisnął Fern do swojego boku. — Dajcie żyć – skomentował sam do siebie, podejrzliwie podążając spojrzeniem za pierzastym bażantem – jak podsłyszał z rozmowy profesora z puchonką. Rączkę koszyka ścisnął w ręce tak, że aż zaskrzypiało, ale i tak tylko on to słyszał.
Wstawanie tak wcześnie rano powinno być zabronione w regulaminie szkoły - przynajmniej taką myśl miał w głowie Ben, gdy zwlekał się powoli z łóżka na zajęcia. Czuł, że powinien się na nich pojawić, bo by warzyć najlepszej jakości eliksiry, musiał umieć zbierać do nich samemu odczynniki. Grzyby należały do jednych z nich, choć zastanawiał się, czy poza muchomorami znał jakieś inne wykorzystywane do warzenia w kociołku. Po udaniu się na miejsce spotkania, wysłuchał słów nauczyciela. Kontem oka dostrzegł, że @Nicholas Seaver idzie w jego stronę. Wiedział, że powinni porozmawiać, a luźna lekcja z chodzeniem i zbieraniem grzybków wydawała się do tego idealną okazją. Naokoło było wystarczająco dużo ludzi by nie martwić się, że gryffonowi ponownie przyjdzie myśl o rzucaniu zaklęć, ale na tyle są rozproszeni i zajęci swoimi zbiorami, że nikogo za pewne nie będzie interesowało o czym tak dokładniej będą rozmawiać. - W końcu musieliśmy na siebie trafić. - zwrócił się do gryffona, któremu nie pamiętał czy powiedział w końcu, że zaczyna w tym roku studia w Hogwarcie. Z drugiej strony byli na jednej imprezie. Wiedział, bo Ike był nawet zazdrosny o jakąś wspólną fajkę. Mógł się równie dobrze dowiedzieć od kogoś tam na miejscu. - Chodź dalej, tam porozmawiamy. - stwierdził, robiąc pierwszy krok w kierunku gdzie mieli zbierać grzyby. Nie był jakiś wybitny w tej dziedzinie, ale uważność i cierpliwość do patrzenia pod nogi, sprawiły, że kilka metrów dalej pod jednym z drzew znalazł kilka podgrzybków. Wykroił z grzybni cztery, które jego zdaniem nadawały się do spożycia, po czym wrzucił je do swojego koszyka. - Przynajmniej jeden problem z głowy. - rzucił w eter, wiedząc, że na pewno z tego jak im poszło zostaną rozliczeni na koniec zajęć. Co prawda nie kojarzył nauczyciela, który w tym roku prowadził zielarstwo, ale to, że z czegoś musi wystawiać oceny było wręcz nierozerwalnym elementem edukacji.
Nie oddalała się za bardzo od osób, z którymi rozmawiała. Zawsze znajdowała się gdzieś w pobliżu, starając się nie spłoszyć całkowicie Henry'ego, bo choć zależało dziewczynce na tej małej traszce, nie chciała za bardzo oddalać się od grupy. Nie znała terenu, a perspektywa zagubienia się w lesie, nie napawała optymizmem. Niezależnie od tego, jak bardzo natura potrafiła urzekać swym pięknem. Z całą pewnością nie miała powodów do narzekań, pomimo kilku potknięć. Pogoda zdecydowanie dopisywała, las wydawał się spokojny - nie wliczając w to hałasy generowane przez uczniów, a poranny spacer zdołał ją już rozbudzić. Nie ulegało też wątpliwości, że po takim spacerze, będzie miała wręcz wilczy apetyt na dzisiejszym śniadaniu. Przeczesywała pobliskie krzaki, od czasu do czasu zerkając też na swój traszkowy talizman szczęścia, w poszukiwaniu kolejnych grzybów. Tym razem natrafiła na pojedynczego podgrzybka. W koszyczku miała już niemały mix grzybowy. Nie przejmowała się tym, że niektórych kapeluszy było bardzo mało, wiedziała bowiem, że nie zbiera ich sama. Reszta uczniów zapewne nadgoni zaległości w Podgrzybkach i Pieprznikach. Ciekawiło ją, jak bardzo były one rzadkie w tym lesie. I jakie jeszcze grzyby mogła tutaj znaleźć. Czy powinna zapytać o to nauczyciela?
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Znalezione grzyby:3 i 5 g Mleczaj rydz Scenariusz:3 i 5 g za scenariusz trzy dodatkowe smardze. + poprzednie trzy dodatkowe smardze to 6
Carmen ruszyła wreszcie w stronę drzew, które już wcześniej zwróciły jej uwagę. Kilka szybkich i długich kroków sprawiło, że od razu zawiła się tuż obok jaszczurki. Krukonka obserwowała spod zmrużonych powiek, część zgromadzonych uczniów rozpoznając jedynie niewielką jej część. Może w ten jeden dzień coś udało mi się znaleźć i to nie za dużo i nie za mało. -Aiyana - znowu mi Henry pomógł to się nazywa mieć szczęście i trafić na kolonie grzybów, po czym zdobyła jeszcze trzy dodatkowe smardze. Tutaj potrzebny był talent do znajdywania grzybków. -Wież co może zabierzmy Henrego do nauczyciela i nam powie czy to on czy ona? spojrzała na młodsza koleżankę i się do niej uśmiechnęła. W takich starciach jak szukanie grzybków to drobnostka nawet ci lepsi nie znajda nic. Zielarstwo dla Carmen było przedmiotem jej zainteresowania, ale nie martwiła się tym szczególnie. Wiedziała, że ma dość wiedzy i umiejętności z których coś nabyła przez te wszystkie lata nauki, na których siedziała przeważnie w bibliotece z książkami miała czas. Jednak gdy przychodziło do zielarstwa prawie, cała reszta świata znikała. Przemierzała za puchonką z nią ścieżkę pomiędzy krzewami w dalszym szukaniu.
Uśmiechnęła się promiennie do @Carmen Seaver, gdy ta podzieliła się z nią swoją rewelacją. - Niedługo twój koszyczek wypełni się po brzegi! - zawołała optymistycznie. Zajęcia jeszcze się nie kończyły, a Henry zdecydowanie miał dryg do odnajdywania grzybów. I zaczął dzielić się nimi ze wszystkimi. Zachowanie godne prawdziwego Puchona! Gdyby ta traszka była uczniem, bez wątpienia trafiłaby właśnie do tego domu. Zamyśliła się przez chwilę, słysząc słowa przyjaciółki. Posłała krótkie spojrzenie traszce, by ponownie skupić się na dziewczynie. - Nie wiem, czy mu się to spodoba. Może zacząć się stresować. Słyszałam, że nie wszystkie zwierzątka lubią być brane na ręce. Co jeśli Henry się na nas przez to obrazi? To był dla niej najgorszy scenariusz. Nie chciała spłoszyć traszki całkowicie. A takie wzięcie na ręce, najprawdopodobniej najmilsze - przynajmniej z perspektywy zwierzątka, nie będzie. Dziewczynka podchwyciła jednak temat na kolejną dyskusję. - Jeśli mowa o nauczycielach, może opowiesz mi trochę o nich? Nie zdążyłam jeszcze wszystkich poznać... Masz swoich ulubionych? Ruszyła na poszukiwanie grzybów, tym razem próbując znaleźć coś na własną rękę. Gdy tylko odchyliła gałęzie jednego z krzaków, usłyszała głośny skrzek. Niemal natychmiast odskoczyła od rośliny, wystraszona nie na żarty. Uspokoiła się dopiero w momencie, gdy jej umysł zarejestrował źródło przerażającego dźwięku - spłoszonego ptaka, który postanowił odlecieć. Zaśmiała się wesoło, rozładowując powstałe napięcie. - Ale się wystraszyłam! - przyznała, teraz już bardziej rozbawiona tym faktem. - To chyba był ten sam gatunek, co ten twój. Gdyby poszła za Henrym, zapewne nie natrafiłaby na to stworzenie. Nie dlatego, że traszka miała jakieś nadnaturalne zdolności, a z samego faktu, iż najprawdopodobniej robiłaby wszystko, aby uniknąć kontaktu z drapieżnikiem.
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
Znalezione grzyby:2, 4, D - w tej kolejce cztery pieprzniki jadalne, w sumie: 5 Scenariusz: -
To była bardzo chaotyczna lekcja, wiele się działo i każdy niemal przeżywał większe lub mniejsze przygody. Ale nie te były dzisiaj w głowie Valerie, a rozmowa. Szczera, niby niezobowiązująca, a jednak… ważna chyba rozmowa. Bo nagle okazało się, że życie Lily wcale nie jest takie usłane różami jak myślała Val. Zamurowało ją. Akurat podniosła ostatniego grzybka, gdy dotarło do niej, że pani Blackwood się rozwodzi. Powoli podniosła się z kucków, w których aktualnie była i spojrzała na dziewczynę, z całej siły starając się, aby w jej oczach nie iskrzyło się współczucie. Nie tego teraz potrzebowała. - Przykro mi słyszeć, że tak wyszło. Ale bardzo chętnie pomyślę o współlokatorce, gdy już uzbieram na jakieś lokum – Posłała jej pokrzepiający uśmiech i również niby neutralnym tonem kontynuowała wątek. - Sky? Jaki Sky, nie jestem pewna, czy kojarzę. Ale kurde, słyszałam o tej komunie, wiesz, nie sądziłam, że to dalej istnieje. Możemy spróbować przejść się tam dzisiaj po zajęciach. I dalej już Val zagajała Lilkę, żeby zbieranie grzybków przebiegało im jak najmilej, bezproblemowo i bez zbędnych łez. W końcu trza im działać, a nie płakać na rozlanym mlekiem jakimi były ich życiowe porażki.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas nie miał pewności, czy Bazory miał w tym roku studiować. Tak podejrzewał, ale jednoznacznej informacji nigdzie nie uzyskał, bo nawet nie szukał. Gdyby chciał się z nim spotkać, wystarczyłoby odwiedzić sklep Dearów w Dolinie. Ale Seaver nie chciał widzieć się z Benem. Nie po tym dziwnym, oschłym pożegnaniu, które mężczyzna mu zaserwował rankiem po imprezie w żądlibusie. Od tamtej pory nie widzieli się nawet na uczcie powitalnej, więc Nico zakładał, że nie zobaczą się też na szkolnych korytarzach. Rzeczywistość jednak szybko zweryfikowała poglądy gryfona, chociaż prócz świadomości wzajemnej bliskości żaden z nich nie zrobił kroku w stronę drugiego. Nie było warunków, nie było okazji, nie było woli. Nie mogli jednak się wiecznie unikać, dlatego Seaver zdecydował się wreszcie przełamać niepisaną zasadę dystansu między nimi dwoma. Ben zaś przełamał milczenie. - Na to wygląda. - odpowiedział dość chłodnym tonem. Niby sam do niego podszedł, ale tak po prawdzie miał mu za złe to, jak został potraktowany. I to po tym wszystkim, co między nimi zaszło. - Choć prawdę mówiąc nawet nie wiem o czym z tobą rozmawiać. Wyszedłeś niemal bez słowa, tak jakby nic, co się tamtej nocy wydarzyło, nie miało dla ciebie znaczenia. Emocje w nim narastały, ale starał się trzymać je na wodzy. Zatrzymał się przy kolonii smardzów i zebrał trzy najładniejsze, mając nadzieję, że to dziwne coś jest w ogóle jadalne. Gdyby nie mały atlas grzybów, który miał ze sobą, prawdopodobnie wziąłby je za coś trującego, albo niebezpiecznego. Teraz jednak grzyby stanowiły zaledwie tło do rozmowy, która interesowała Seavera więcej, niż potencjalnie ciężkostrawny obiad.
Rozumiał zimne i w zasadzie niechętne powitanie, samemu nie pokazując lepszego. Trudno było mu określić czy w zasadzie są kumplami, znajomymi czy jednak woleliby się nie znać. Wszystko komplikowało się w oka mgnieniu. W dodatku śladowa ilość informacji z ostatniego spotkania nie działała na jego korzyść. Był pewny poranka, podczas którego wyszedł zmieszany, zdenerwowany i w zasadzie Nicholas powinien się cieszyć, że nie rozmawiali wtedy, gdy nie wiedział co może o obudzeniu się w obcym łóżku myśleć. - To nie był dobry moment na rozmowę. - nie rozumiał czego w zasadzie powinien się spodziewać. Nie podobał mu się ton, otwarcie sugerujący, że postąpił źle. Tamtego poranka miał ochotę ciskać gromami w niego, a zamiast tego wrócił do siebie. Postąpił lepiej niż Nicholas postąpiłby na jego miejscu, był tego niemalże pewny. Szedł chwilę w milczeniu, udając skupienie na grzybobraniu, patrząc pod nogi i próbując wyciszyć gniew na to, że jedyne na czym mógł opierać ich rozmowę to kilka wiadomości wymienionych ze Skylightem. Patrzył tak "uważnie", że mało brakowało, a wszedłby w pieczarki, które porastały jeden ze starych, ściętych nisko pni. Wiedział co to za grzyby, postanowił więc odciąć trzy największe od grzybni i schować do koszyka, zanim Seaver nabierze podejrzeń, że to grzybobranie nie było powodem jego zamilknięcia. - Wieczór wcześniej wypiłem za wiele, widziałeś jaki byłem gdy odprowadzałeś mnie do siebie. - mówił, ale nie był przekonanym czy jego kilkumiesięczny pociąg do alkoholu był tym co wywołało konflikt. Testował teorie. Zasłaniał się procentami, które na pewno pił, bo kolejnego dnia rano oddech na to wskazywał. Miał też podejrzenia, że jego stan mógł być spowodowany nocnymi odwiedzinami w rezydencji rodziny gryffona. Emocje w nim jednak już nie szalały jak tamtego poranka i mógł spróbować przynajmniej wybadać sytuacje zanim kogoś o coś oskaży.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
- Może nie był. - odpowiedział Benowi, dając znać, że nie zamierza się o to spierać, ale jednak pozostawia tę kwestię nierozwikłaną. Zebrał jeszcze jednego smardza i ruszył dalej z Bazorym w las, oddalając się od innych jeszcze bardziej. - Wiem ile i czego wypiłeś, Ben. Komu jak komu, ale mi tego przypominać nie musisz. Dopilnowałem, żeby Ike nie wykorzystał tego, w jakim byłeś stanie, nawet jak żartowałeś przy nim z tego, że mi się podobasz. Wiem, że nie mogłeś nad tym zapanować, nie mam ci za złe. Denerwowała go ta wymiana zdań, bo rozmową trudno to było nazwać. Miał wrażenie, że krukon nie traktuje go poważnie, że rzuca półsłówka i obchodzi naokoło kluczowy temat. Myślał, że Ben jest inny, że doceni jego starania, ale cóż. Najwyraźniej się wobec niego pomylił. - Tak. Widziałem, jaki byłeś i właśnie dlatego cię do siebie zabrałem. Przecież nie mógłbym tak po prostu cię puścić, kiedy byłeś pod wpływem tego świństwa. Nicholasowi w głowie się nie mieściło, że Bazory może podchodzić do całej tej sytuacji w taki sposób. Może mówił niewiele, ale z całej jego postawy Seaver dośpiewał sobie o wiele więcej, interpretując wszystko przez pryzmat własnych emocji. Tylko dlaczego się aż tak denerwował? Dlaczego tak mu zależało? Może dysbalans w tej relacji właśnie przekraczał ostateczne granice i należało postawić sprawy jasno, bezpiecznie dla własnego zdrowia. - Słuchaj, Ben. Co się stało, to się nie odstanie. Musimy żyć z tą świadomością i tyle, nie zamierzam ci się więcej narzucać ze swoją pomocą. Jeśli to odwet za tę cholerną piwnicę z Podlasia, to jesteśmy kwita. Tylko następnym razem zastanów się dwa razy, zanim wypijesz coś niepewnego, bo wtedy już nie będziesz miał mojego wsparcia w tuszowaniu Verity. I tyle. Dla niego ta rozmowa mogła się skończyć w tym miejscu. Był zbyt rozżalony, żeby brnąć w to wszystko bardziej i starać się to naprawiać. Tak naprawdę pałeczka była obecnie po stronie Bena, a on sam mógł się już tylko ośmieszyć, jeśli będzie usiłował dalej w to brnąć.
Słuchał słów Nicholasa i powoli rozumiał, że w posiadanych informacjach i tym, co teraz jest mu przedstawiane, nastąpiła pewna sprzeczność interesów. Ślizgon najwyraźniej pisał pół żartem, pół serio, że był lekko zazdrosny o rozmowę z Seaversem. Z drugiej strony Ike wykorzystujący go pijanego, był ostatnim co mógł sobie wyobrazić. Miał z nim długą historię różnych używek, wiedzieli o sobie zdecydowanie za wiele, a w żaden inny sposób by Skylighta po prostu nie interesował. Sprawdził już to, kilka dni po tym jak na dobre osiadł w Londynie. Przez to Bazory dalej nie rozumiał co było na rzeczy, ale wiedział już przynajmniej, że wypił tyle, że nawet Seaver wybaczył mu dość niewybredny humor, o który wcześniej by siebie nie podejrzewał. Słuchał dalej, zatrzymując się na łące przy kolejnych pieczarkach, ścinając je i wkładając do koszyka zanim udał się w głąb lasu za Nicholasem, zastanawiając się co takiego musiał odjebać, że dosłownie każdy po tej imprezie miał do niego przynajmniej jeden problem. Rozmowę z Holly przetrwał pierwszego dnia zajęć, Trevora łatwo było owinąć wokół palca gdy miał do niego swoje żale, Skylight okazał się odrobinę bardziej zaborczy niż można było podejrzewać, a Nicholasowi najwyraźniej najbardziej napsuł krwi swoim stanem. Potrzebował dojść do wniosku, że chyba kolejnym razem najlepiej będzie jak zamknie się w domu na cztery spusty, jak to miał w zwyczaju zanim skończył szkołę. Dopiero ostatnie słowa i nakreślenie nazwy eliksiru rozwiały przynajmniej dlaczego na imprezie mógł zachowywać się jak kretyn. Nie podejrzewał by siebie o świadome wypicie veritaserum niewiadomego pochodzenia wśród grupy znajomych, ale może to co odebrało mu pamięć jednocześnie sprawiło, że pozamieniał się z głupim na rozumy? W świetle tego co już się dowiedział, nie mógł robić pokerowej miny. Nicholas nie sprawdził jego kart, ale miał na ręku wyższe stawki i dalsza rozgrywka nie miała głębszego sensu. - To bardziej skomplikowane niż myślisz. - zrzucił na chwilę chłodną maskę, którą narzucał na siebie, gdy rozmowa była trudna lub niewygodna. Wiedział, że czujne oczy Nicholasa pochwycą odrobinę szczerości na którą się zdobędzie. - Na imprezie możliwe, że byłem dupkiem. Sądzę, że nie miałbyś do mnie pretensji wyssanych z palca. - formułował zdania tak, by wprost sugerować, że choć rozmawiają to on nie jest niczego pewien. Dotknął Nicholasa w ramię, by go na chwilę zatrzymać w tej leśnej wędrówce. - Gdy obudziłem się rano u ciebie, ostatnie co pamiętałem to wyjście na imprezę. Byłem wściekły, miałem różne myśli, ale wróciłem do siebie. Nie chciałem cię o nic posądzić. W domu szukałem sposób by sobie przypomnieć. Bezskutecznie. - czuł się cholernie niekomfortowo mówiąc o tym, bo lawirował między rozmowami o spotkaniu już dobrych kilka dni. Nie czuł ulgi, że mógł z kimś o tym porozmawiać, a jedynie pretensje do siebie, bo najwyraźniej był sam źródłem swoich problemów. Jak zwykle zresztą.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas ledwo powstrzymał prychnięcie. Niby co tu mogło być skomplikowanego? Czuł się odtrącony i tyle. I to przez Bena, dla którego odtrącenie było czymś więcej niż dla przeciętnego człowieka. A jednak dalsze słowa zaburzyły tok rozumowania Seavera. Spojrzał na Bazorego czujnie, zastanawiając się, czy ten mówił poważnie, czy stroił sobie z niego jakieś okrutne żarty. Ostatecznie znali się od niedawna, nie mogło być zatem pewności w tym, czy prawidłowo ocenił intencje i szczerość krukona. - Nie byłeś dupkiem, byłeś do bólu prawdomówny, a to co innego. Nie mam pretensji o rzeczy, które powiedziałeś, nie będąc panem swojej woli. Bazory naprawdę powinien to wiedzieć. Do stu czortóe, był krukonem, powinien kojarzyć fakty! A tych w piwnicy naoglądał się pod dostatkiem. Jak osoba, nad której umysłem pastwiono się równie mocno, co nad ciałem, mogła mogłaby mieć za złe rzeczy wypowiedziane za sprawą magii? Na chwilę żal wzrósł jeszcze mocniej, tym razem za tak niesprawiedliwą zdaniem Seavera ocenę, kiedy Ben wykonał już znany Nicholasowi gest. Gryfon zatrzymał się i spojrzał na niego z wahaniem, niepewny jak powinien się teraz zachować. Wiedział, że nie może odtrącić Bena i nawet tego nie chciał. Bał się za to, że zostanie to wykorzystane przeciwko niemu. Czy słusznie? Nie. Nie tym razem, bo kiedy Ben mówił dalej, w czarnych oczach Seavera wreszcie błysnęło zrozumienie. - Nie pamiętasz imprezy? - spytał cicho, upewniając się, że nikt nie słucha. Dla niepoznaki zebrał trzy kolejne smardze, do których miał dziś wyjątkowe szczęście, a potem zwrócił się przyciszonym głosem do Bena. - Żadnych rozmów? Drinka z veritaserum, bogina, przez którego zeszliśmy z planszy? Pokręcił głową z niedowierzaniem, zszokowany, że coś takiego mogło się Bazoremu przytrafić tak po prostu. Zrobiło mu się gorąco z nerwów na samą myśl o tym, że zdrowa osoba mogła tak po prostu stracić wspomnienia z całego wieczoru. - Myślisz, że to ten drink? Nie piłeś aż takich ilości, żeby klasycznie urwał ci się film. To niepokojące. Nie brałeś niczego, paliliśmy Hogsy. Mam pewność, bo gwarantuję, że nie odstępowałem cię wtedy na krok.
Bycie prawdomównym nie wyklucza bycia dupkiem, a w przypadku Benjamina może wręcz to wrażenie potęgować. On o tym wiedział, chowając wiele swoich myśli za zasłoną milczenia. To nie była pretensja czy nietrafiona uwaga w stronę Nicholasa, jak mogło mu się wydawać. Nie szukał zwady, zauważając, że nie jest idealny, przez co często jego myśli były przepełnione cieniem. Jego krukońska inteligencja nie szwankowała, a chodziła jedynie innymi ścieżkami myślenia. Wiedział wiele o Seaversie, ale jego przeszłość nie mogła być gwarantem obecnych zachowań, których w pełni Bazory nie mógł być pewny. Wciąż mu nie ufał, niezależnie od tego jak czyste i szlachetne myśli gryffon miał w głowie. W tym stanie tej znajomości trudno było rozmawiać otwarcie o zaistniałych problemach w komunikacji. Gdy Nicholas ściszył ton głosu, zastanawiał się czy to już w ogóle miało znaczenie. Jeśli ktoś ich podsłuchiwał to Benjamina słowa już powiedziały mu wszystko, a jeśli nie, to ciche rozmowy były zbyteczne. Las, który zawsze był cichy i mógł nieść dźwięki, tego poranka był wypełniony przez uczniów i studentów Hogwartu, mogli więc mieć pewność, że dźwięk nie ujdzie zbyt daleko. - Nie, mam dziurę w pamięci. - w zasadzie nie byłoby to takie uciążliwe, gdyby nie kolejna rozmowa o tym co działo się podczas spotkania. Oczywiście, mógł się nie odezwać na początku zajęć, ale ile by to dało? Życie nie raz mu pokazało, że nie rozwiązane sprawy wracały jak bumerang w najgorszym możliwym momencie. Zdecydowanie bezpiecznej było je rozwiązywać na bieżąco. - Gdybym wiedział czego to sprawka, znałbym rozwiązanie. - ponownie ruszył wolno przed siebie, patrząc pod nogi i próbując skupić uwagę na czymś innym niż na tym, że w całej tej sytuacji czuł się bezbronny. Jeśli teraz Seaver zacząłby łgać, miałby niewielkie możliwości zweryfikować jego słowa. W dodatku potrzebował chwili by wyjść z tej szczerości, którą wprowadził między nich. To było wiele jak na te znajomość i po prostu potrzebował wrócić w dobrze znane sobie, skryte rejony swojej osobowości. - Wydarzyło się coś co powinniśmy... Omówić? - ostatnie słowo wypowiedział w sposób, który jasno sugerował jakiekolwiek formy zbliżenia. Podejrzewał, że wszystko było po staremu, ale wolał usłyszeć Nicholasa wersję zdarzeń. Mieli w końcu omówione pewne warunki ich znajomości i sądził, że gryffon będzie się ich trzymał. Słuchał odpowiedzi Nicholasa, gdy zauważył grupkę opieniek miodowych, które rosły na drzewnej korze. Nachylił się na siebie, a następnie trzy z nich uciął i wrzucił do koszyka. W tym momencie wydawało mu się, że nigdy w życiu nie miał aż tylu grzybów w tak krótkim czasie. Poszukiwania były owocne, ale za ich powodzenie szybciej doceniłby wyjątkowy las i pola przy szkole niż swoje umiejętności.
Znalezione grzyby:nie, ale mam 3 smardze ze scenariusza Scenariusz:G
Niektórzy ludzie, określając coś nudnego, używają powiedzenia "emocje jak na grzybach". Adela, mimo iż uwielbiała emocjonujące przygody, to widziała szansę na wspaniałe emocje także podczas grzybobrania. Zasadniczo lubiła wszelkie aktywności, które wymagały biegania po lasach i krzakach, a jeśli do tego dochodziła jeszcze nutka rywalizacji, to wszystko układało się dla młodej dziewczyny wprost idealnie. Zgodnie z poleceniem profesora wyruszyła do zbierania, lecz na początku szło jej bardzo marnie - za każdym razem, gdy dostrzegała grzyba, okazywał się on trujący. Już mina zrzedła jej całkowicie, gdy nagle dostrzegła wspaniała kolonię grzybów, z której wyciągnęła wspaniały skarb - trzy dorodne smardze!
Dobra passa nie opuszczała pierwszoroczniaczki, niezależnie od tego, czy jedenastolatka podążała za Henrym, czy próbowała szczęścia na własną rękę, gdyż zaraz po strasznym spotkaniu, udało jej się odnaleźć sześć podgrzybków. Koszyczek Aiyany coraz bardziej wypełniał się grzybami, choć zdecydowanie dominowały w nim dwa rodzaje: Pieczarki Łąkowe oraz Podgrzybki. Do tej pory udało jej się znaleźć tylko jednego pieprznika jadalnego. Zerknęła na Carmen, patrząc jak znajoma z mugolskiego życia, zajmuje się swoimi poszukiwaniami. Miała do niej dołączyć, gdy ujrzała samotną już @Fern A. Young. Podeszła do niej z uśmiechem. Położyła swój koszyczek, aby napisać na kartce. "To był twój przyjaciel?" Była ciekawa chłopaka, który do tej pory się przy niej kręcił. Oboje byli z tego samego domu, wiec zapewne bardzo dobrze się znali. Przynajmniej w odczuciu jedenastolatki. "I jak ci idzie z grzybami?" Zerknęła do jej koszyczka. Był prawie pusty. Podrapała się po główce, zastanawiając się nad tym, czy dziewczynie nie dopisało szczęście, czy nie specjalnie przykładała się do szukania. "Pomóc ci?" naskrobała na karteczce. Nutka rywalizacji nie była zła, ale przecież w tym wszystkim, najważniejsza powinna być dobra zabawa. A tej nigdy nie brakowało w towarzystwie przyjaciół. A skoro jej dopisywało takie szczęście, jako dobra przyjaciółka, niewątpliwie powinna się nim podzielić. O ile Fern wykaże zainteresowanie tym małym, puchońskim pomysłem.
Po znalezieniu trzech smardzy, Adela była dobrej myśli i miała nadzieję na owocne grzybobranie. Początkowo przemierzała błonia z dużą energią, jednak napotykając kolejne osoby, które miały więcej grzybów niż ona, powoli traciła werwę. No i nie dało się ukryć - choć bardzo się starała, to nie należała do najbardziej uważnych osób na świecie, więc masę grzybów po prostu przegapiła, poza tym obrana przez nią ścieżka była już dość mocno wyeksploatowana przez innych uczniów. Na domiar złego, nagle usłyszała przeraźliwy wrzask. Dopiero po chwili, gdy już niemal zeszła na zawał, dotarło do niej, że to zwykły ptak, który ociężale zerwał się do lotu. Honeycott nie należała do specjalnie strachliwych osób, niemniej ten dźwięk odrobinę zbił ją z tropu i utrudnił poszukiwania.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Znalezione grzyby:3 x opieńka miodowa, oddaje Ike 2 | czyli mam 3 x zielone gąski od Ike i 1 opieńke miodową Scenariusz: -
Była pewna, że zaryje w ziemie, jak młoda łania, która dopiero uczy się chodzić. Poczuła jednak jak Ike łapie ją w pasie i podtrzymuje. Wydawało się, że codziennie robi takie rzeczy. Zjawiał się na grzybach i chwytał w ramiona przewracające się panny. Była na siebie zła, że pozwoliła sobie na nieuwagę. Nie dość, że głucha to niezdara, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Uśmiechnęła się do niego i nie miała nic przeciwko, gdy podsunął sobie jej ramie, aby napisać wiadomość.
Dzięki.
Odpisała krótko, zauważając jego wcześniejszą niedokończoną wiadomość, ale nie zareagowała na nią od razu, bo właśnie natknęła się na opieńki miodowe, które ładnie rosły przy jednym z drzew. Nie było ich za wiele, zaledwie tylko trzy. Fern zerwała je, przekazała Ike dwa.
Zdobyczne za ratunek.
Powtórzyła jego wcześniejszą wypowiedź i kiedy chciała, jeszcze coś dopisać on nagle docisnął ją do swojego boku. Nie zrozumiała tego gestu, bo nie usłyszała, jak jakiś ptak zaskrzeczał z krzaków na nich. Spojrzała na ślizgona, widząc, że coś powiedział, szybko jednak i podążyła za jego wzrokiem, który łypał podejrzliwie na bażanta. Uśmiechnęła się pod nosem.
Tchórz.
Skomentowała krótko i delikatnie wyrwała się z jego uścisku, zostawiając go samego, a może to on ją zostawił. Nie była jednak długo sama, bo zaraz podeszła do niej Aiyana i chyba obrabowała las! Nie. Właściwie to go nie znam. Odpowiedziała szczerze, bo właściwie co ona mogła wiedzieć o Ike Skylightcie? Zerknęła w swój koszyk z grzybami, kiedy odczytała kolejną wiadomość od puchonki. Nie najlepiej. Chętnie przyjmę pomoc. Uśmiechnęła się do dziewczynki, licząc na to, że mała może odda jej jakieś znaleźne, bo i tak tyle grzybów było jej niepotrzebne. W końcu mogła obdarować pół klasy, jak nie całą na dzisiejszych zajęciach. Zdecydowanie mały borsuczek miał dzisiaj szczęście.