Niedaleko centrum przez miasteczko przepływa niewielki strumyk, który jedynie nadaje uroku okolicy. W ciepłe dni, aż do późnej jesieni, często można zaobserwować ludzi piknikujących przy brzegu wody. Jest to okolica bardzo przyjemna do spacerów zarówno w dzień jak i wieczorami, tak urzekająca, że czasem nawet można zaobserwować tu, zachęcone przyjemnym cieniem i wysokimi trawami, dzikie zwierzęta podchodzące do wodopoju.
Kości wydarzeń:
1 - Nie ma nic przyjemniejszego jak spacer brzegiem rzeki w piękny dzień. Słoneczna pogoda, przyjemna cisza, błogość, której z jakiegoś powodu potrzebowałeś w ostatnim czasie… aż tu nagle ktoś włącza na cały regulator magiczny gramofon i puszcza najfatalniejsze z kawałków jakiegoś zespołu. Lubisz ten zespół? Czy zwrócisz uwagę na zakłócanie Twojego spokoju? Jeśli rozpoczniesz pogawędkę z tym kimś, uwzględniając ją w co najmniej dwóch postach - Twoja kolejna samonauka DA może być o 500 znaków lub jeden post - krótsza. 2 - Przechadzając się wzdłuż rzeki dostrzegasz, że w błocie przy samej wodzie straszliwie utknęła kaczuszka. Jeśli pomożesz Kaczce dziwaczce i napiszesz o opiece nad nią co najmniej dwie samonauki lub wątek, zdobywając odpowiednią ilość punktów do jej posiadania - możesz zatrzymać kaczkę. 3 - Akurat tego dnia gdy się tu wybrałeś/wybraliście przy rzece otwarto kącik relaksacyjny. Można spocząć sobie na wygodnych leżakach i napić się drinka zależnie od pogody - coś na ochłodę latem, czy rozgrzewającego zimą. Przyjemnie! Rzuć kostką na eliksir, by sprawdzić co wrzucili Ci do drinka! 4 - Podbiega do Ciebie jeden ze skautów, których dostrzegłeś sprzątających okolicę i z wielkim zaangażowaniem wciska Ci w ręce worek na śmieci mówiąc o tym, że w rzece jest wiele śmieci, a on jest za mały, żeby do niej wejść. Mógłbyś/moglibyście przywołać je zaklęciem, ale kto wie, co się czai na dnie? Wejdziesz do wody pomóc dzieciakom, czy grzecznie odmówisz i dasz nogę? 5 - A co to tak cuchnie! Przyjemny spacer zakłóca straszny odór dobywający się z wody. Czy coś tam zdechło?! (potencjalny wątek kryminalny, możesz poprosić o pomoc MG lub wymyślić samemu) 6 - Świetnie, akurat jak Ci sie spieszyło i chciałeś wracać do domu skrótem, okazało się, że większa część parku została zamknięta z powodu konieczności zapobiegania infestacji chochlików kornwalijskich, które zalęgły się w krzakach. Rzuć k100, by sprawdzić jak bardzo Ci przeszkadzają! 1 będzie, że ich nie widzisz, 100 - rzucają się na ciebie z każdej strony! Wiec im wyżej - tym gorzej. Co najmniej dwa posty w tym wątku masz z nimi kłopoty.
Pomimo tego, że najchętniej odpowiedziałby "Nie panować", musiał przyznać, że słowa Trevora miały wiele sensu. Zapamiętał uwagę skierowaną w swoją stronę, rozumiejąc, że musi być bardziej przytomny jeśli mieli dalej się poznawać na tym polu. W końcu takie narzucił sobie zadanie i choć bardzo w tym momencie nie lubił swojej racjonalnej, logicznej i przemyślanej części to nie mógł jej podważać. Zamiast tego oddychał coraz spokojniej zapachem deszczu za oknem, patrzył kątem oka na ich splecione razem nogi i dawał ustabilizować się emocją i instynktom, które jeszcze chwile wcześniej uchodziły z niego intensywnie w pocałunkach. Benjamin mógł przyznać Trevorowi, że pamiętał o czym rozmawiali, od czego zaczęła się ta intensywna wymiana pocałunków między nimi, ale w tym momencie wolał nie kusić losu, że coś między nimi zepsuje, przypominając swoje słowa. Zrozumiał pierwszą reakcje Trevora, ale czy każda kolejna będzie taka sama? Nie był pewien. Ciężar głowy Trevora na swoim ramieniu przyjął bardzo naturalnie. Miał poczucie, że tak mogliby spędzić resztę wieczoru i nie żałowałby ani minuty tego czasu. Wolną dłonią delikatnie zaczął gładzić jego włosy, jakby pewniejszy dotyk mógł go spłoszyć. Słuchał wypowiedzianego przez niego pytania z pewną dozą ostrożności. Niejednokrotnie usłyszał już od Trevora, że ten nie chciał go widzieć przed pełnią, pewien, że mogłoby to popsuć coś między nimi. Nie zamierzał mu tego utrudniać, od razu odrzucając w myśli pierwszy termin. Dzień po pełni był dużo bezpieczniejszy, nawet jeśli jego obecność sprowadzałaby się do oglądania jak Collins śpi. - Odwiedzę cię dwudziestego. - nie potrzebował zapewnień, że wszystko będzie w porządku, często nie było i jakoś mimo wszystko potrafili się dogadać. W tym momencie wierzył, że po prostu jakoś się ułoży, choć było to zapewne naiwne i spowodowane sporą dawką uszczęśliwiających hormonów, która wydzielała się jeszcze w jego mózgu po niedawnych pocałunkach. - Mogę nie iść tego dnia na zajęcia. - zaproponował całkowicie przekonany, że tak powinien zrobić. Jeden dzień w jego oczach nie sprawi, że będzie lepszym lub gorszym studentem. W zasadzie nie spodziewał się by w ogóle kogokolwiek interesowała jego obecność w Hogwarcie. O ile trafiał regularnie do pracy to wszystko było w porządku. Nie wiązał z nią wielkich planów, ale w tym momencie to ona zapewniała mu większą stabilizacje niż kontynuowanie nauki. - Masz już wszystko przygotowane? - nie pytał oczywiście o prace domowe. W kontekście wcześniejszego nawiązania do pełni, jasne było, że pytał o eliksiry. Wiedział, że było jeszcze trochę czasu by uwarzyć wszystko co przydatne. Wciąż zastanawiał się nad tym jak efektywniej mógłby pomóc mu przechodzić przez ten czas w miesiącu. Wiedział, że eliksir tojadowy był trucizną, którą ciężko było kolejnego dnia zneutralizować z organizmu. Takie rozważania zawsze przywodziły mu na myśl, że mógłby w tym kierunku poprowadzić swoje badania. Nie był pewien czy miał do tego zaplecze. Tak samo nie wiedział czy z Trevorem jakoś znajdą wspólny język na dłużej. Przez to odsuwał te rozważania od siebie, przynajmniej na jakiś czas. - Nie ruszajmy się stąd. - wiedział, że jest to nierealne do spełnienia życzenie. Każde z nich wcześniej czy później będzie musiało powrócić do swoich zajęć. Chciał być mimo wszystko jak najdłużej z nim. Musnął wargami delikatnie jego czoło, nie chcąc zmieniać pozycji w której aktualnie się znajdowali by dać mu pełniejszy pocałunek.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Nie doczekał się odpowiedzi na pierwsze pytanie. Mogłoby być uznane za retoryczne jednak coś w spojrzeniu Benjamina skłoniło go do zastanowienia się czy aby chłopak nie pomyślał, że prośba wypowiadana była na poważnie. Zaczął rozważać co ten Benjamin w nim widzi, że mimo setek pocałunków leży tak obok, cały czas rozgrzany, czuły choć jego usta były znów zbyt milczące. Zajrzenie do głowy chłopaka musiałoby być nie lada przeżyciem. - O czym tak intensywnie myślisz? - dopytał, a to był znak, że wracał stary dobry Trevor, który lubił odkrywać odpowiedzi w najprostszy z możliwych sposobów - pytając. Delektował się tym stanem. Leniwie przesuwał koniuszkami palców po skórze jego pleców, jakby jeszcze się upewniał czy przypadkiem Ben nie wpada na durny pomysł oddelegowania się poza kanapę. Na całe szczęście nie wyczuwał w nich tych chęci, choć zapewne i jemu zaschło w gardle. Nie chciał się stąd ruszać więc zamykał oczy i chłonął to, o czym tak na dobrą sprawę pragnął przez ostatnie pół roku - czuć kogoś obok siebie, móc okazać mu zainteresowanie, przyjąć odwzajemnienie i dzielić się tym ukojeniem. Westchnął z ulgą, a był to dźwięk na tyle głośny, że wywołał w jego gardle krótki cichy śmiech. Słysząc termin odwiedzin skinął głową, uznając ten za najbardziej logiczny. Nie powinien proponować osiemnastego skoro jest wówczas wytrącony z równowagi. Takowe spotkanie mogłoby kiepsko wpłynąć na ich kruchą, dopiero budowaną i stabilizowaną relację. Pogładził go od kącika ust aż do dolnej części policzka, jakby dziękował tym za zgodę. - Przynajmniej do południa będę spał jak zabity. - uprzedził go, gdy ten zaproponował nawet opuszczenie wykładów, mimo że rok studencki dopiero się rozpoczął. To było... miłe, usłyszeć, że gotów był narazić się na przykre konsekwencje aby przy nim być. - Niemniej przyjdź o której chcesz. Nie będę się stąd ruszał do soboty. - nie on jeden będzie potrzebował odespać. Niejako skłaniał Holly do zarywania nocy i zaczynało go to powoli mierzić. Co innego bracia czy ojciec, a co innego przyjaciółka, która nie planowała się skarżyć na niewyspanie z jego powodu. Będzie musiał pomyśleć nad wprowadzeniem zmian do comiesięcznej rutyny. - W środę idę do O'Malleya po tygodniowy zapas eliksirów. - westchnął i nienachalnie przyglądał się jego twarzy. Podobało mu się leżenie w takiej odległości i ciche rozmawianie, kiedy za oknem padał deszcz. Nie doskwierał mu chłód bo był rozgrzewany półnagim Benjaminem. Nie oddałby tej chwili za nic w świecie. - Ojciec płaci mu krocie bylebym miał co miesiąc odpowiednią ilość. I ja, i ojciec wiemy, że po studiach sam zacznę na to zarabiać. Mierzi mnie, że cały czas potrzebuję finansowego wsparcia choć nie dziwi mnie cena tych eliksirów. - podzielił się swoją troską, którą w ciągu najbliższych paru lat zamierzał wyeliminować. Zarabiał zbyt mało aby być w stanie zaopatrzyć się w odpowiednią ilość akonitu. Sytuacji nie poprawiał fakt, że planował zmienić pracę w Miodowym Królestwie. - Ceda nie będzie. Będę tylko ja i Holly... - położył się na plecach, tym samym robiąc Benjaminowi więcej miejsca na kanapie. Sięgnął sobie po jego rękę i położył pod mostkiem, zakrywając ją zaraz swą dłonią. - Nie odstąpię jej chyba na krok aż do świtu. Niby to ona ma mieć na mnie oko ale gdy przychodzi co do czego to ja mam na nią oko. Uwierzysz, że jej wilowatość ma zapach miodu? - odkąd uzyskał od Benjamin zalążek akceptacji tej mniej przyjemnej strony jego jestestwa... język sam mu się rozplątał i dzielił się niuansami, które zazwyczaj nie oglądały światła dziennego. Czuł się teraz tak przyjemnie, był zrelaksowany i zachęcony do zrobienia wszystkiego. Nic dziwnego, że otworzył jeszcze trochę furtki do przeżywania wilkołactwa. Podniósł głowę aby zobaczyć reakcję Benjamina, gotów zamknąć usta gdyby zobaczył w nim cień niechęci. Nie oparł się pokusie więc sięgnął po jeszcze jeden pocałunek lecz tym razem ciepły, kojący, wdzięczny. Gorączka powoli z niego opadała, uspokajał się i czerpał z tej chwili, gdy Benjamin chciał słuchać.
Spojrzał na niego wyrozumiale, gdy usłyszał pytanie o swoje myśli. Wiedział, że za żadne skarby nie chciałby go zarażać swoimi ciągłymi wątpliwościami i nie kończącymi się uwagami. Jego zawsze poszarzała perspektywa musiała zostać w nim, jeśli mieli się dogadać. Nie zastanawiał się więc długo nad odpowiedzią, skupiając się na tym na co patrzył, co mu się podobało i skojarzeniach z tym związanych. - Pocałunkach, naszych splecionych nogach i tym deszczu w tle. - w zasadzie każdą z tych rzeczy byłby mu w stanie uargumentować bez problemu, dlatego wypowiedział je dość pewnie, jednak wciąż w ten cichy sposób, który towarzyszył ich rozmowie. Podobała mu się budowana w ten sposób intymność. Czuł delikatny dotyk na swoich plecach, który nie pobudzał wcześniej zaistniałego pożądania, a jedynie umilał czas. Odpoczywał, obserwując jak tym razem Trevor odpływa w zamyślenie zakończone znaczącym westchnięciem. Nie potrzebował wiedzieć co działo się za zamkniętymi powiekami, wyraz twarzy mężczyzny mówił mu, że wszystko w porządku. Niezależnie od tego czy to on wywołał w nim takie zadowolenie, marzenia czy coś jeszcze innego mu nie znanego, był zadowolony, że mógł obserwować te emocje. Zakończone westchnięciem ulgi, tylko końcowo przekonały go, że dobrze zrobił nie przeszkadzając Trevorowi z tym krótkim trwaniu w nich. Rozmowa wznowiła się, wracając do tematu spotkania, które miało odbyć się na nieco ponad tydzień. To było wiele czasu by zdążył się tego wszystkiego dowiedzieć, ale skoro mężczyzna chciał mu to powiedzieć już teraz, pozwalał mu na to. - Dobrze, przyjdę rano. - nie sprecyzował godziny, ale nie był pewien czy Holly po zarwanej nocy nie zdecyduje się na krótką drzemkę i mimo wszystko nie pójdzie na zajęcia. Wiedział, że tego dnia nowy nauczyciel prowadzi zajęcia z quidditha, a ostatnio gryfonkę spotkał idącą na trening lub z niego, nie skupiał się wtedy zbytnio na szczegółach, zwłaszcza, że nie o tym rozmawiali. Przez to Benjamin wolał mieć pewność, że ledwie podnoszący się z łóżka, nie zostanie sam ze swoim problemem. Odpowiedź na pytanie Benjamina pojawiła się dość szybko, zaskakująco wyczerpująca. Nie zdziwił go fakt, że w tej rozmowie padło nazwisko O'Malley, niewiele było miejsc gdzie eliksiry były pewnej jakości, a w jednym z nich pracował. Wiedział tej jak wyglądają ceny od fiolki i nie dziwił się, że Trevor był tym nieco przybity. Sam na co dzień nie odczuwał tak tego, bo jemu warzenie sprawiało przyjemność, a składniki na eliksiry kosztowały spokojnie połowę mniej. W dodatku lubił szwendać się po składniki, co sprawiało, że temat zamieniał się naturalnie w pewnego rodzaju przyjemność. Zastanawiał się chwil nad rozwiązaniem finansowego problemu choć po części. Może przez to rozmowa nie była tak niesamowicie płynna, jakby mogła być, gdyby mógł lepiej skupić myśli, ale leżenie na kanapie z nim, skutecznie rozmywało ścieżki myśli w jego głowie. - Stypendium rozważałeś? Zaklęcia całkiem nieźle ci idą jak mówiłeś. - pamiętał jeszcze z Podlasia jak wstępnie umawiali się na trening i teraz w jakimś stopniu z tych informacji skorzystał. Wiedział, że szkoła nie daje dużych kwot za osiągnięcia w nauce, ale sądził, że nawet mały postęp mógł psychicznie przynieść Trevorowi jakąś satysfakcję. Przysunął się bliżej, gdy Trevor ponownie odwrócił się w jego stronę twarzą. Powoli zaczynało mu brakować namiętności, która jeszcze niedawno między nimi była, ale nie zamierzał narzekać na to głośno. Słuchał ciekawostki o zapachu Holly, której choć nie spodziewał się usłyszeć to przyjął ją momentalnie. Willowaci ludzie mieli swój urok i pewnie to, co wyczuwał od niej Trevor było częścią tego. Wolał nie pytać czy od O'Malleya czułby taką samą słodką nutę, ale ta myśl sprawiła, że lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nie czuł się oceniany czy obserwowany przez Trevora, ale łagodny, nieśpieszny pocałunek był pewną wskazówką jak bardzo Collins potrzebował akceptacji. Momentalnie wolna ręka Benjamina znalazła się na wysokości łopatek mężczyzny, by delikatnie na nie naprzeć. Zaznaczyć, że wciąż go chce, takiego jakim mu siebie przedstawia. Dopiero po dłuższej chwili odstąpił od pocałunku, a swoją rękę przesunął niżej, opierając palce na zrolowanym już lekko kocu. - Ciekawe, że nie wolisz wtedy zapachu potencjalnej kolacji. - nawiązał do rozmowy, traktując temat całkowicie normalnie. Nie mógł czuć się w nim pewnie, ale kto znał Benjamina to wiedział, że on w zasadzie w wielu tematach lawirował i nuty niepewności już dawno nauczył się w sobie tłumić by rozmową uzyskać zamierzony efekt, a nie to co mu podpowiada psychika.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Odpowiedź na pytanie była tak wyczerpująca, że tylko się uśmiechnął. Ochoczo poprawił ułożenie ich nóg, wsuwając swoje aż do wysokości jego kolan. Widział, że Benjamin również odpoczywa. Wyjątkowo nie miał tak zmarszczonych brwi, a wydychane przez niego powietrze było ciepłe i spokojne. To były całkiem wygodne okoliczności aby porozmawiać o wszystkim i o niczym. Umawiali się na spotkanie na konkretny dzień i na samą myśl, że gdy się ocknie to wyjątkowo spotka Benjamina podnosiła go na duchu. Doceniał wsparcie jakie otrzymywał od Holly i Ceda lecz do nich nie mógł się tak bezwstydnie przytulić. Odkąd zamieszkują Żądlibusa to ani razu nie był w swoim rodzinnym domu więc ponownie będzie okupował pojazd przez kilka dni, nie dając przyjaciołom pełni tej swobody, którą mogliby mieć, gdyby przykładowo zniknął na cały dzień. Musi nad tym popracować i zabrać gdzieś Benjamina. Czyżby w jego głowie kształtowała się całodniowa wizja... randki? - To też jest opcja ale wciąż mi brakuje do absolutnego minimum w stypendiach. Ćwiczę je względnie regularnie tylko manekiny treningowe do mnie nie przemawiają. Będziesz chciał kiedyś ze mną je potrenować? - zapytał jednocześnie bawiąc się jego palcami, które od kilku minut trzymał pod swoją dłonią. O dziwo, ten gest był bardziej intymny niż półnagość. Nawet eliksirowarowi przyda się podszlifować nieco ofensywę. Był już umówiony z Cedem, ćwiczył już z Lyssą i Valerie. Miał parę osób do przekonania do wspólnych ćwiczeń lecz zaczynał od Benjamina. Podobało mu się ile czasu ze sobą spędzali. Nie czuł przesytu. Pocałunek miał być docelowo krótki i czuły lecz za sprawą uśmiechniętego Benjamina dosyć szybko ewoluował w niego silniejszy i głębszy. Reagował na jego odpowiedzi odruchowo, często z nawiązką. Nie musiał długo czekać aż wzdłuż kręgosłupa przebiegł przyjemny ekscytujący dreszczyk. Gdy Ben się lekko odsunął, usta Trevora opadły na jego bark, spacerując tam sobie leniwie z lekkimi pocałunkami. Nie przeszkadzało mu to w mówieniu wszak musiał się odrywać ledwie na jeden cal aby coś powiedzieć, a potem mógł wrócić do kolejnego całusa. - Zazwyczaj na coś poluję aby się czymś zapchać i zrobić się bardziej sennym. - odparł, zatrzymując usta przy płatku jego ucha. Następnie odsunął się z powrotem na poduszkę i wpatrywał się w wyraz jego oczu bo jednak to było dziwne, że o tym wspomniał. Nie podejrzewał, że ktoś na to wpadnie. Holly i Ced byli zaskoczeni, gdy im o tym mówił. - Będę próbował od tego odejść. Jeśli Holly nie będzie mi tańczyć przy pysku to dam radę. - uśmiechnął się na te wyobrażenie. Póki panował nad sobą to przeżywanie nocy jako wilkołak nie było takie złe - najgorsze było przeobrażenie, a później... - Zdziwiłbyś się jak czasami potrafię nad sobą panować. Wiem, że się tym zazwyczaj nie wykazuję ale kto jak kto, ale ty to potrafisz rozpraszać i kusić... - uśmiechnął się do niego wymownie, aby wiedział, że kwestia braku opanowania wywodzi się z jego przyciągania. Tak wygodnie mu się leżało więc nic dziwnego, że zaczęła go morzyć senność. Przeciągnął się na tyle, na ile nie musiał odsuwać się od Benjamina a kostki i barki strzyknęły, gdy się rozprostowywał na łóżku. Na jego twarzy pojawiało się zmęczenie przesłonięte leniwym uśmiechem.
Perspektywa spędzenia z nim kilku godzin na ćwiczeniach wciąż nie wydawała się złym pomysłem. Nie sądził by jego obecność wniosła wiele w spotkanie, bo zaklęcia opanował w stopniu podstawowym i tyle mu na co dzień wystarczało. Jeśli tylko Trevor wiedział jak wykorzystać jego obecność to Benjamin nie zamierzał mówić "nie". - Pewnie, mam już pewną wprawę w obrywaniu zaklęciami. - zażartował by pokazać jak bardzo jego poziom w tej dziedzinie nie jest wysokich lotów. Uśmiechnął się kącikiem ust, zastanawiając się, czy wcześniej tak luźno ironizował przy Collinsie. Lubił to robić, ale wydawało mu się, że w jego towarzystwie przeważnie tematy na to nie pozwalały. Odrobinę go to zmartwiło, ale utrzymał zrelaksowany wyraz twarzy by nie alarmować swoją postawą Trevora. Już zdążył się przekonać, że on był w stanie rozmawiać na każdy temat zawsze, w odróżnieniu od Bena. Nieśpieszny pocałunek sprawił, że Trevor skupił część swojej uwagi na jego barku, muskając go ustami raz po raz. Rozmowa jaką prowadzili w tle nie specjalnie pasowała do sytuacji, ale Benjamin nie zamierzał na to zwracać teraz uwagi. Podejrzewał, że wręcz ta delikatna sprzeczność mogła dawać Collinsowi więcej swobody w mówieniu. Bądź co bądź rozmawiali o tym dopiero od tego dnia w ten sposób. Bazory potrzebował jeszcze kilku takich rozmów by wyczuć na ile będzie on swobodny między nimi. W tym momencie traktował go jeszcze dość ostrożnie, choć starał się nie dać po sobie tego zauważyć. - Jak każdy drapieżnik. - to wydawało się naturalną koleją rzeczy. Benjamin nie był miłośnikiem zwierząt, jednak ukształtował sobie w głowie jakiś obraz ich naturalnych zachowań. Jeśli akurat nie spały lub kopulowały to najprawdopodobniej szukały jedzenia, polowały na jedzenie, przeżuwały jedzenie bądź gromadziły jedzenie. Instynktownie wykonywały to co w danym momencie gwarantowało im przetrwanie. Gdyby nie znał swoich myśli, tego jak skrajnie nieinstynktownie potrafił się zachowywać, pewnie ludzi też by tak zaklasyfikował. Patrzenie w zaciekawione spojrzenie Trevora dało mu pewien sygnał, że poruszył temat po który nie powinien sięgać. To, że Trevor z nim rozmawiał, nie było wystarczający dowodem na to, że poruszony wątek był bezpieczny. Wiedział, że stąpa po cienkim lodzie i choć nie mógł się już z niego wycofać, to każdy kolejny krok musiał być szczególnie wywarzony. Sięgnął do policzka Trevora, by go pogładzić, odciągnąć swoją uwagę od poplątanych myśli o tym, co w tej rozmowie mogłoby się nie udać. Słuchał o jego chęci zmiany zwyczaju polowania, nie rozumiał jej, ale sądził, że ma ona jakieś podstawy. Jakiekolwiek by one nie były. Pokiwał głową ze zrozumieniem tego, że jest to rzecz jaką będzie chciał zmieniać Collins w najbliższym czasie. Nie spodziewał się, że w kolejnej części tej wypowiedzi usłyszy o sobie. Lekko uniósł brew, nie dowierzając w pewien sposób w słowa Collinsa. Wiedział, że nie zawsze tak między nimi było, a teraz jest to wszystko dość spontaniczne i racjonalna część Benjamina podpowiadała, że ulotne. Choć bardzo by chciał to nie mógł sądzić, że za tydzień czy dwa również tak między nimi będzie albo, że wciąż będzie dla Trevora równie kuszący i rozpraszający. - Może kiedyś się przekonam. - nie mówił tego ciężej niż wszystkich słów wcześniej, ale miał świadomość, że jeśli tak będzie to dlatego, że coś między nimi się zmieni, uleci i możliwe, że już nigdy nie wróci. Scenariusz w jego oczach bardziej pewien niż każdy inny.
+
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Wywrócił oczyma choć nie był pewien czy Benjamin to dostrzeże. Słychać było w jego głosie nutę rozbawienia zmieszaną z pewną dozą stanowczości. - Nie będziesz obrywać tylko rzucać piękne, gładziutkie Protego. - zastrzegł, oznajmiając na przyszłość niechęć do traktowania go jakimikolwiek czarami ofensywnymi. To, że uwielbiał je praktykować nie znaczyło, że kierował je w trakcie spotkań w przyjaciół. Poczuł wyraźnie, że rozmowa o likantropii zostaje zakończona. Wylewność nie została dostatecznie pociągnięta w swoją stronę więc jak zdążył poznać Benjamina, w zaciszu swojego umysłu wyciągał wnioski i póki co nie planował się nimi dzielić. Odetchnął nieco głębiej i wyjątkowo pozwolił tematom na wyczerpanie. Zmęczenie dniem, aura deszczu i bijące z boku ciepło morzyło go. Walczył ze snem bo nie chciał tracić reszty wieczoru na drzemkę. - Znajdziemy na wszystko czas. Nigdzie się przecież nie spiesz...ymy. - w ostatniej chwili zmienił końcówkę słowa, aby nie podkreślać jak to samodzielnie hamuje swoją zachłanność czerpania pełnymi garściami. Jeśli Benjamin coś odpowiadał, to słuchał jego głosu i przegrywał walkę ze snem. Czuł się zbyt dobrze aby wrócić do rzeczywistości. Nim się zorientował, oddychał już inaczej, spokojniej i spał. Popołudnie było jednym z tych, które można zaliczyć jako udane. Pozostanie kwestią na ile uda się je ponowić skoro obaj mają tak skrajnie odmienne charaktery.