Skąd ona niby miała wziąć liść mandragory? Nie wiedziała, czy takie rzeczy się gdzieś kupuje, czy coś, ale nie robiło to większej różnicy, bo nawet jeśli, to szkoda by jej było galeonów na jakiś szajs do szkoły. Nie po to spieniężyła w pociągu podręcznik z astronomii, żeby to teraz na jakieś zielsko wydawać. Hogwart miał swoje cieplarnie i składziki na składniki, a uczniowie liście musieli se gdzieś narwać? Pomerliniło. Ewentualnie mogłaby podpirzyć z cieplarni i chociaż właściwie mogłaby to zrobić, to jej się niespecjalnie chciało. Pryskać z pierwszej lekcji w semestrze jakoś tak nie wypadało, więc zaryzykowała i poszła nieprzygotowana. Nie ma co się od razu spisywać na straty - może ktoś będzie miał dwa? A jeśli nie, to była mentalnie przygotowana na jakiś ochrzan. Od rana czuła, że dziś straci jakieś punkty. Takie już brzemię jasnowidza - znała przyszłość, ale nie mogła nic na nią zaradzić. Z niechlujnie podwiniętymi rękawami i byle jak zawiązanym krawatem weszła do klasy eliksirów, z zaskoczeniem stwierdzając, że jest pierwsza. W pierwszym odruchu chciała się cofnąć, ale jej wzrok padł na gabloty składników stojące pod ścianami. - No i kierwa, po problemie - rzuciła sama do siebie. Ostatni raz wyjrzała przez drzwi, sprawdzając czy na pewno nie zbliża się nauczyciel, albo jakaś menda, która mogłaby ją podkablować, pizła torbę pod nogi jakiegoś krzesła i podbiegła do półek. Byłoby łatwiej jakby wiedziała jak wygląda liść mandragory, ale tragedii nie było, bo pudełeczka i buteleczki były podpisane. Szybko ściągała kolejne, oglądając etykietki, po czym byle jak odkładała z powrotem, co jakiś czas zerkając na drzwi do klasy.
Autor
Wiadomość
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Eliksiry nie był najgorszym przedmiotem nauczanym w Hogwarcie, czasem też mogły się przydać. Zwłaszcza wtedy, gdy można na nich spotkać przystojnego asystenta. Ciekawe, czy dzisiaj też będzie, czy nauczyciel jednak poprowadzi lekcję sam. Poprawiła torbę na ramieniu i zbiegła po schodach do lochów, a szkolna szata łopotała za nią jak flaga. Nie przepadała za tymi szkolnymi szatami, ale czasem musiała się przemóc i ponosić je podczas lekcji. Zjawiła się przed drzwiami do klasy i rzuciła okiem na zegarek. Zdziwiona, uniosła wysoko brwi. No, tak wcześnie w klasie nie była już dawno temu. Myślała, czy może wrócić do pokoju wspólnego, ale co miałaby tam robić, kiedy zaraz musiałaby wyjść z powrotem na lekcję? Bez sensu. Nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. Nie spodziewała się tutaj zbyt wielu osób i tak też było. Nauczyciel też jeszcze się nie pojawił. Wzrok Chloé padł tylko na chłopaka z Ravenclawu. - Cześć! - powiedziała i ruszyła w jego stronę. Nie byłaby sobą, gdyby w milczeniu usiadła w oddalonej od niego ławce. Skoro byli tu tylko we dwoje to równie dobrze mogli poczekać razem. Rzuciła torbę na podłogę, a sama usiadła na blacie ławki, opierając stopy na wolnym krześle obok krukona. Wbiła wzrok w chłopaka i uśmiechała się wesoło.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Kolejna lekcja, kolejne użeranie się z chuj wie czym i chuj wie na co. Max chętnie by już odpoczął, czy coś, ale tak naprawdę wiedział, że chuja może i po prostu musiał łazić na wszystkie zajęcia. Poza miotlarstwem, bo nie było jebanej siły, która wsadziłaby go na miotłę i nawet Walsh już się o tym przekonał, więc Brewer miał nadzieję, że profesor nie postanowi odwalać kolejnych cyrków, przy nadarzającej się tylko okazji. Tak czy inaczej, poszedł na te eliksiry, nie bardzo przejmując się tym, co będą tam robić, czy cokolwiek takiego, pan każe, sługa musi, no i chuj, no i cześć. Nie chciało mu się jakoś bardziej zastanawiać nad tą sprawą, bo ostatnie czego potrzebował, to dojście do wniosku, że w gruncie rzeczy nauka nie jest wcale taka zła, a co więcej, niewątpliwie przyda mu się w przyszłości. Przynajmniej nie musiał użerać się ze zwyczajnymi przedmiotami, jakie miał w swojej mugolskiej szkole, a jakie nie miały właściwie żadnego związku z tym, co robił obecnie. Mówiąc inaczej - istniały pewne plusy chodzenia do Hogwartu i było ich w gruncie rzeczy całkiem sporo, ale nie chciało mu się w tym jakoś szczególnie mocno siedzieć. Tak czy inaczej, przyszedł na lekcję, bo nic innego mu nie pozostawało i miał nadzieję, że może tym razem wszystko nie wybuchnie, bo tak, i nikt nie postanowi zgubić się w jakimś pieprzonym lesie.
Eliksiry nie były największą miłością jej życia, to trzeba było powiedzieć od razu, ale mimo wszystko nie zamierzała opuszczać lekcji. Było niewiele zajęć, które zupełnie jej nie zajmowały, jak chociażby kwestie gotowania, z tym miała się zupełnie nie po drodze i nawet nie bardzo chciała brać w tym udział, bo jedzenie było, owszem, przyjemne, ale jego szykowanie już niekoniecznie. Przynajmniej dla niej, ale z drugiej strony, szykowanie ciastek ze Sky'em było czymś całkiem miłym, ale zaliczało się na pewno do osobnej kategorii. Nie było jednak na razie sensu się nad tym zastanawiać i gdybać, bo ostatecznie szła na zupełnie inne zajęcia, ciekawa tego, co ich dzisiaj czeka. Na razie nie zebrało się tutaj zbyt wiele osób, ale to jej nie zniechęcało, w końcu to nie miało znaczenia, jeśli patrzyło się później i tak na ogólny przebieg zajęć i ich podsumowanie. To, że pojawią się jakieś trudności, było dla niej właściwie oczywiste, ale ostatnio próbowała się z tym pogodzić, w końcu nie szło jej jakoś wybitnie, ale przynajmniej nadal zdobywała wiedzę i starała się uparcie poszerzać własne horyzonty. Nie wiedziała zupełnie, co z tym zrobi, ale liczyła na to, że w końcu odkryje właściwą drogę.
Jedyne co zachęciło ją do tej lekcji, to prowadzący. Albo raczej to, kto nim nie był. Skoro miała unikać zajęć z Bloodworthem, wypadało pojawić się na innych. Zwłaszcza, że prowadzone były przez nową opiekunkę Slytherinu, więc pewnie wypadało jej się pojawić. Oczywiście, nadal nie był to jej ulubiony przedmiot i modliła się, żeby nie zrobić czegoś głupiego, ale przy takim nadzorze, byłoby to znacznie mniej bolesne, niż pod jego okiem. Zebrała ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy i weszła do klasy, rozglądając się za wygodnym miejscem. Tym razem nie usiadła aż tak bardzo z tyłu, znalazła neutralną ławkę po środku, z której może nie rzucała się w oczy, ale też nie wyglądała jakby uciekała przed spojrzeniem. Wyjęła pergamin na ławkę i stukając piórem, spokojnie czekała na rozpoczęcie zajęć. Nie pchała się do nikogo, bo wiedziała, że w razie pracy w grupie, nikomu nie życzy swojego towarzystwa. Widząc, że nie zapowiada się na szybkie rozpoczęcie zajęć, wyciągnęła książkę do zaklęć i zaczęła leniwie ją przeglądać, próbując zająć czymś myśli. Ostatnio nie potrafiła usiedzieć nie robiąc czegoś konkretnego. Zajmowała swoją głowę bez przerwy, czy to potrzebnymi, czy niepotrzebnymi rzeczami. Tak było zdecydowanie łatwiej.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zajęcia z eliksirów mogą być fajne i zabawne. Przynajmniej tego starała się trzymać. Zresztą może przyuczenie się tego nie było takie głupie? Zwłaszcza, że może jej się to pewnego dnia przydać. Może by tak zainwestować w naukę jakiś odtrutek lub leczniczych potionków, co by się potem móc samodzielnie leczyć? To w zasadzie nie był taki głupi pomysł. Ewentualnie mogła nakłonić też Dunię do tego, żeby sama zajęła się takimi sprawami, bo w końcu ona uwielbiała eliksiry i wszystko, co z nimi związane. Oczywiście, że z dormitorium znajdującym się w najwyższej komnacie w najwyższej wieży jak zwykle nie mogła być jedną z pierwszych w sali, która znajdowała się w samym podziemiu. Ktoś naprawdę powinien pomyśleć nad rearanżacją zamku i przeniesieniem kołatki na niższe piętro. Nieważne, że prawie milenium znajdowała się w jednym miejscu. Ewentualnie mogła zawsze zacząć zlatywać wzdłuż Wielkich Schodów na miotle, bo to zdecydowanie sprawiłoby, że szybciej przemieszczałaby się po zamku. Byłoby też cholernie nierozważne i niebezpieczne, ale kto by się tym przejmował, prawda? W sali znajdowało się już kilka znajomych twarzy, z którymi się oczywiście przywitała. Posłała też może nieco zakłopotany uśmiech w kierunku @Emily Rowle jak przystało na przykładną przyszłą i miejmy nadzieję niedoszłą bratową. Wszystko po to, by zająć wolne miejsce przy jednym ze stanowisk, licząc na to, że wkrótce dołączy do niej także @Avdotya A. Grigoryeva. W końcu ona nie przepuściłaby lekcji eliksirów, prawda?
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Mad weszła do sali bardzo wolnym krokiem. Nie lubiła lochów. Były ciemne, wilgotne i zimne. -Cześć wszystkim-przywitała się od progu uśmiechając się serdecznie. Może nie lubiła tego miejsca, ale przedmiot należał do jednego z bardziej przez nią lubianych. Zajęła swoje stałe miejsce i starannie przygotowała stanowisko pracy. Wyjęła swój kociołek i resztę rzeczy.Czekając na rozpoczęcie zajęć, przeglądała podręcznik, zastanawiając się jaki eliksir będą dzisiaj przygotowywać.
Gdybym mogła, najchętniej wypisałabym się z eliksirów. Jeśli miałabym wybrać swój najbardziej znienawidzony przedmiot, stanowczo byłyby to właśnie one. Mój mały umysł nie potrafi do dziś pojąć jak mieszanie ze sobą dziwnych rzeczy, jakiś serc, włosów i wątrób magicznych stworzeń i często smacznego jedzonka może powodować powstanie płynu, który faktycznie coś robi. I to potrafi nawet dużo. Choć może na podobnej zasadzie działało gotowanie? Tylko zamiast produkcji Wywaru Żywej Śmierci, produkowałeś pyszne przekąski. Ehh, ani na jednym, ani na drugim się nie znałam. Choć gotowanie wciąż wydawało mi się jakieś bezpieczniejsze. Na dzisiejsze eliksiry postanowiłam pojawić o czasie, co było w sumie nowością. I wcale nie chodziło tutaj o to, że wychodziłam za późno, czy po ludzku zdarzyło mi się zaspać. Nie, nie. Ja się po tylu latach wciąż gubiłam w tym zamku. Dziś ruszyłam na zajęcia godzinę przed czasem, jeszcze z kawałkiem chlebka bezglutenowego w łapce na drogę. Chwilę pokrążyłam po schodach, nie mogąc znaleźć najszybszej drogi na dół. Ile łatwiej by było, gdyby eliksiry nie odbywały się w lochach. W końcu zjawiłam się pod właściwymi drzwiami z paręnastoma minutami zapasu. - Tutaj wolne? - spytałam Emily, wciąż jeszcze przeżuwając ostatni kęs chlebka.
Nie mogła przepuścić eliksirów. Nie dość, że była to pierwsza lekcja prowadzona przez Beatrice, to jeszcze skoro wymagała od ślizgonów pilnowania frekwencji, to sama powinna pokazywać się z jak najlepszej strony. Z odrobiną podekscytowania zmierzała w stronę klasy, trzymając przy piersiach podręcznik, który przeglądała przed wyjściem, chcąc powtórzyć jeszcze najważniejsze informacje. W dłoni trzymała również swój złoty kociołek. Miała dobry humor pomimo zmęczenia malującego się na jej bladej, drobnej buzi. Odziana w regulaminowy mundurek i z odznaką przypiętą do piersi weszła do pomieszczenia, przesuwając spojrzeniem po przybyłych do tej pory uczniach. Mimowolnie zerknęła na tkwiący na nadgarstku zegarek, skoro tylko @Chloé Swansea siedziała w ławce, gotowa do nauki — z czego Lance była dumna, co pokazała w łagodnym uśmiechu skierowanym w jej stronę, gdy tylko ich spojrzenia się spotkały. Zajęła jedną z ławek na przodzie, siadając wygodnie i przewieszając torbę na haczyku, a kociołek umieszczając na razie z boku, aby jej nie przeszkadzał. Otworzyła opasłe tomisko, przesuwając spojrzeniem po spisie treści, aby zaraz odnaleźć właściwą stronę i zagłębić się w lekturze na temat eliksiru euforii, ruchem głowy zgarniając długi, holenderski warkocz na plecy. O dziwo długo nie przyszło jej zajmować miejsca samotnie, bo gwałtownym ruchem odsunął krzesło obok i opadł na nie @Boyd Callahan, którego obecności na kolejnych zajęciach była dla niej zaskoczeniem. Odwróciła głowę w jego stronę.- Cześć kujonku. Muszę przyznać, codziennie ostatnio mnie zaskakujesz. Chyba nawet Junior Cię nie poznaje. Przywitała się z zaczepnym uśmiechem, bo współlokator chyba wracał na dobrą drogę w swojej edukacji. Oczywiście było to rzucone dość pieszczotliwie. Nie miała zamiaru go obrażać czy aż tak mu dokuczać. Tam, gdzie był gryfon, to zaraz pojawi się i Fillin, więc mimowolnie odwróciła głowę w stronę wejścia do klasy i jak na zawołanie, pojawił się @Fillin Ó Cealláchain, którego obdarzyła pogodnym spojrzeniem, zastanawiając się, czy zajmie miejsce z nimi, czy może skieruje się w stronę @Victoria Brandon, w której stronę ostatnio dość często zerkał. Ness ponownie spojrzała na tkwiącą przed nią książkę, wzdychając cicho. Niebieski kolor i zapach cytryn zawsze sprawiały, że odrobinę odlatywała w innym kierunku myślami.
Przyszła dzisiaj nienagannie przed czasem, dodatkowo do jej stroju również nie można było się przyczepić. Szok i niedowierzanie. Zwyczajowo spódnica była za krótka, a koszula rozpięta, krawat nigdy nie był zawiązany. Uwielbiała pokazywać za dużo, a dzisiaj? Chociaż nie zrezygnowała z długości swojej spódniczki, cała reszta nie była na swoim miejscu. Usiadła przy wolnej ławce, spoglądając co jakiś czas na drzwi, jakby czekała na osobę, która mogłaby dzisiaj jej potowarzyszyć. Dlatego postawiła na siedzeniu obok swoją torbę, sama zajmując miejsce przy przejściu, jakby to miejsce szczególnie jej służyło. Cóż, przynajmniej w pełni mogli wszyscy podziwiać jej nogi, z których była szczególnie duma. Uśmiechnęła się do siebie, wyciągając wszystkie potrzebne rzeczy do dzisiejszej lekcji. W środku krzyczała, żeby ktoś ją stąd zabrał. A "stąd" wcale nie miała na myśli klasy. Wyraz jej twarzy się nie zmienił, nie był zmącony żadną nieprzyjazną myślą. O co więc chodziło?
Constance S. Sherwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Szeroki uśmiech, dwa małe tatuaże i znamię na obojczyku
Na prawdę nie wiedziała co ją podkusiło żeby przyjść na eliksiry. Chyba jakaś nadmierna ambicja dobrej frekwencji na lekcjach bo przecież ona nie lubiła tego przedmiotu z wiadomych powodów. Mimo wszystko grzecznie założyła mundurek i ruszyła do klasy z nadzieją, że jej cudowne umiejętności które były żadne nie spowodują jakiegoś wybuchu, który przyniesie ofiary śmiertelne. Weszła do sali, a jej oczom od razu rzuciła się Lucia. I nawet kochana zajęła jej miejsce. Więc podeszła w stronę krukonki, zrzucając z krzesła jej torbę i usiadła na tym miejscu. - Rozumiem, że ty już tak podświadomie wiedziałaś o mojej obecności na tych zajęciach? - Rzuciła wesoło zaczynając się rozpakowywać. A potem zlustrowała ją wzorkiem i uniosła brew. - Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś... - Urwała szukając dobrego słowa. - Zbyt grzecznie. - Dodała marszcząc brwi jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Kiedy pochylała się nad pergaminem, aby zapisać na nim coś istotnego, zapewne potrzebnego na dzisiejsze zajęcia... Poczuła podmuch powietrza na policzku, dlatego uniosła głowę i spojrzała na dziewczynę, która zajęła miejsce obok niej. Nawet powieka jej nie drgnęła, a twarz pozostała niezmieniona. Nie skomentowała jej nieładnego zrzucenia jej torby, a gdyby miała tam coś naprawdę ważnego? Nie potrafiła jednak długo utrzymać takiego wyrazu, uśmiechnęła się szerzej, pokazując rząd białych zębów. Torba mogła się walić, nieważne co byłoby w środku. -Wyczuwam Cię na odległość, słońce.-Puściła w jej kierunku perskie oczko i odwróciła się w jej stronę, aby móc się jej lepiej przyjrzeć. Ostentacyjnie zlustrowała ją wzrokiem, jakby coś w tym obrazku jej nie pasowało. Nie skomentowała jej słów, a jedynie założyła nogę na nogę, co jasno dało do zrozumienia, że grzeczny strój to nie był.-Nawet nie chcesz wiedzieć, co jest pod spodem.-Powiedziała, ujmując w dłonie krawat i bawiąc się jego materiałem.
Constance S. Sherwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Szeroki uśmiech, dwa małe tatuaże i znamię na obojczyku
Uśmiechnęła się do niej szeroko. Całe szczęście, że tu była. Zawsze te lekcje lepiej znosiła z kimś bliskim obok. A w szczególności z Lu. W końcu liczyła, że jeżeli coś wysadzi w powietrze a przy tym nikt nie zginie, poprze ją że to był nieszczęśliwy wypadek spowodowany tym, że Cons jest najzwyczajniej w świecie debilem z eliksirów. I to dosłownie. - A widzisz. Całe szczęście, że nie zmieniłam perfum. - Zażartowała, ukazując jej rząd białych ząbków w szerokim uśmiechu. Następnie parsknęła śmiechem kręcąc głową. - Oszczędź mi tych widoków bo chce jeszcze spać po nocach. - Mruknęła rozbawiona i położyła głowę na ławce, jednocześnie nie odwracając od niej wzroku.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Gdyby eliksiry mogły być człowiekiem, byłyby pierwszą osobą na świecie, której Nancy by nienawidziła. Nic i nikt nie był w stanie zepsuć jej humoru tak jak ten przedmiot z piekła rodem. Już samo umiejscowienie sali przywoływało na myśl salę tortur i tak też było przez puchonkę traktowane. Weszła do sali niechętnie i rozejrzała się za jakimś najmniej rzucającym się w oczy miejscem. Pocieszał ją jedynie fakt, że tym razem zajęcia miała prowadzić nowa nauczycielka, która jeszcze nie wie na co stać tą niepozorną brunetkę, jeśli chodziło o eliksiry. Co prawda ostatnio wchodziła na zajęcia z Bloodworthem z dokładnie taką samą myślą, a wyszło jak wyszło. Mimowolnie zerknęła na sufit, gdzie jeszcze niedawno znajdował się eliksir jej autorstwa. Mimo wszystko uśmiechnęła się do siebie na to wspomnienie. Cóż, oby tym razem nie okazało się, że historia lubi się powtarzać. Zresztą nauczona doświadczeniem z poprzednich zajęć, tym razem wypiła kubek mocnej kawy zanim wyszła na zajęcia, by tym razem nie zasnąć, kiedy prowadzący będzie tłumaczył co mają robić. Usiadła gdzieś na końcu sali, w rogu i postanowiła jak najmniej rzucać się w oczy.
/Zapraszam do dosiadania się, jak ktoś odważny xD
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Ostatnio coraz bardziej coś ciągnęło ją do eliksirów. Może dlatego, że przesiedziała nieco czasu przy zielarstwie i chciała sprawdzić działanie niektórych roślin i specyfików z nich wykonanych w praktyce? Bo jedno to wiedzieć, że z piołunu powstaje nalewka, której używa się w eliksirach, a drugie to faktycznie użyć tego w czasie warzenia. Dlatego też postanowiła pojawić się w czasie eliksirów i wziąć udział w lekcji prowadzonej przez nową nauczycielkę. Trzeba w końcu zrobić dobre wrażenie i jakoś dobrze przywitać nowego członka rady pedagogicznej, prawda? Dlatego też tego dnia ruszyła w kierunku sali eliksirów, która znajdowała się całe szczęście całkiem blisko lokum Puchonów. Co prawda w pomieszczeniu znajdowała się już słuszna grupka uczniów, ale niestety zobaczyła tylko jedną osobę z Hufflepuffu. Chyba naprawdę osoby z jej domu jednak nie były aż tak ambitne i potrzebowały nieco zachęty do tego, by brać udział w zajęciach. Dlatego też nie bardzo myśląc podeszła do stanowiska, przy którym siedziała @Nancy A. Williams. - Hej. Można? - przywitała się po czym spojrzała na wolne miejsce tuż obok dziewczyny, pytając ją o przyzwolenie na to, by dosiąść się do niej.
Eliksiry wydawały mu się być dość głupim i niepotrzebnym przedmiotem, bo średnio widział sens w uczeniu się warzenia mikstur, które zamiast tego można było po prostu kupić; poza tym raczej nudziło go żmudne miażdżenie ogonów salamander, krojenie wodorostów a potem mieszanie całego tego syfu tylko po to, by na koniec przekonać się czy wybuchnie i osmali mu brwi czy może niekoniecznie (z gotowaniem miał podobnie). Nie był Ślizgonem, więc nie wisiał nad nim wewnętrzny przymus przyjścia na zajęcia pod groźbą podpadnięcia szalonej prefekt naczelnej oraz nowo nabytej opiekunce domu, mimo tego stawił się grzecznie na lekcji, nadal wiedziony chęcią udowodnienia Nessie, że wcale nie jest głupim cepem i obibokiem. - Stara, obudziłaś we mnie demona edukacji – oznajmił, wyjmując z plecaka podręcznik i kładąc go na blacie obok kociołka – Jak zobaczysz moje świadectwo w tym roku to ci będzie wstyd za twoje własne – dodał jeszcze, szturchając ją zaczepnie, z silnym postanowieniem, że tak właśnie będzie i jednoczesną świadomością, że dorównanie pannie Lanceley w tej kwestii jest nieosiągalne – no, ale próbować nie zaszkodzi.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Nie mogło mnie zabraknąć i na eliksirach, którymi interesowałem się niemal najbardziej ze wszystkich szkolnych przedmiotów. Zafascynowany byłem jak mogły wpłynąć na percepcję człowieka, na jego psychikę. Odpowiednio podany eliksir potrafił wygrywać konflikty i zapewne tak było, nie znałem się na historii magii, ale zakładałem, że tak właśnie było. Proxima drzemał sobie na mojej szyi, skutecznie odstraszając ode mnie przestraszone dzieciaki, bijąc go oczach białymi łuskami. Odrobinę się cieszyłem, że tę lekcje zamierzał on najpewniej przespać. Nie miałem ochoty teraz słuchać jego wywodów, z pełną świadomością, że byłem jedyną osobą na sali, która była w stanie go zrozumieć. Tym razem nie pogubiłem się w lochach, co często miewało miejsce i szybko trafiłem pod wskazane drzwi klasy eliksirów. W środku było już parę osób, nikt jednak, z kim chciałem obecnie rozmawiać. Usiadłem sobie pod ścianą i dumałem, co dziś będą robić i jak dużo z tej lekcji będę mógł wynieść. Miałem nadzieje, że jak najwięcej, słyszałem też, że to miała być pierwsza lekcja z nową nauczycielką, co jedynie podsysało moją ciekawość, jak całe zajęcia będą wyglądały. Proxima ciążył mi trochę na szyi, która już powoli mnie bolała od ciągłego ciężaru cielska, dlatego bezceremonialnie zdjąłem go z karku, dośc ostentacyjnie, tak by ten się obudził z mocnego snu. - Co jest?! Po co mnie budzisz, miałem cudowny sen o tym, że jestem smokiem, a ty wszystko zepsułeś! Miałem skrzydła, takie piękne, jedwabne błony i szpony! Och, jakie ja miałem szpony... - Zamknij się, nie chce mi się ciebie słuchać. Zaraz będę mieć lekcje, ty w tym czasie... idź poluj na myszy czy coś, ale idź sobie na razie. - Odpowiedziałem, nie interesując się tym jakim smokiem Proxima był. Wąż ociężale opadł z ławki na ziemie i posunął przed siebie poza klasę, by popolować na gryzonie, których w Hogwarcie co nie miara. Ja mogłem się wreszcie delektować ciszą i spokojem, które rzadko miałem w towarzystwie tego cholernego węża.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Chyba najbardziej w tej lekcji ciekawiła ją nowa pani opiekun Żmijek, bo same eliksiry niczym jej do siebie nie przyciągały nawet w wybuchowym wydaniu Browna, a przebywanie w piwnicach od momentu, gdy miała je już w całości przygotowane na mapach nijak do niej nie przemawiało. - Pora zrobić ten wielosokowy dla Duni. - zadeklarowała ze śmiechem, odnosząc się do wizbookowego wpisu, który teraz wydawał się już dla niej jakąś prehistorią i zamierzchłymi czasami sprzed tych wszystkich trzęsień ziemi wśród opiekunów. Nie zajęła jednak miejsca w ławce Violki, a tuż za nią. Wiedziała, że gdyby się dosiadła, zaczęłaby się dyskusja o jakichś pieprzonych wiwernach i innych czarnych magiach. Jasne, miała zamiar dowiedzieć się z pierwszej ręki, co się wtedy podziało w jej życiu, ale zdecydowanie nie na pierwszej lekcji pani psor, po której kompletnie nie wiedziała, czego miała się spodziewać.
Poranek był okropny, wciąż męczył ją ból głowy na co nawet nie pomógł eliksir, może był on tylko wyimaginowany? A tak naprawdę bardziej przytłaczał ją fakt, że obudziła się w mieszkaniu Woodsa z czarną dziurą? Co by to nie było, wizja lekcji eliksirów wcale nie napawała ją optymizmem, choć znacznie łatwiej trawiła fakt, że będą one prowadzone przez pannę Cortez niżeli przez Nathaniela. Trochę rozmemłana, z delikatnymi cieniami pod powiekami od niewyspania weszła do klasy, mając na sobie standardowy mundurek szkolny i od razu zajęła pierwszą ławkę, przy której siedział @Shawn A. McKellen II. - Hej, podekscytowany? - zapytała, obdarzając chłopka uroczym uśmiechem. Wciąż nie mogła uwierzyć, że jest on jej przyjacielem z dzieciństwa, a jeszcze bardziej absurdalnym wydawał się fakt, że odkryła to stosunkowo niedawno, kiedy tak naprawdę mieli siebie pod nosem.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Eliksiry... cóż nie znam i nie lubię. Chyba, że piwka i inne alkohole, to naprawdę dobrze mieszam w swoim barze. Jednak uznaję, że może warto się na nie ruszyć, skoro mamy poznać swoją nową opiekunkę domu. Cóż teoretycznie ja już ją poznałem i nawet próbowałem na prędko zeswatać z Boydem, ba nawet znam plotkę z kim sypia! I chyba tylko z powodu tak bliskich koneksji postanawiam się udać na eliksirki. Idę sobie za Boydem, nie rozumiejąc za bardzo czemu mój najlepszy ziomek zaczął biegać bo szkole na każdej lekcji, jakby miał jakiekolwiek inne zdolności oprócz machania swoją pałą. Wypominam mu to oczywiście po drodze, dopóki nie wchodzimy do klasy. Rozglądam się po zebranych i najpierw automatycznie kieruję się za przyjacielem, który oczywiście wali się obok Nessy. Staję chwilę nad ziomkami i wodzę wzrokiem po klasie, a kiedy znajduję to czego szukam, pukam po ławce moich przyjaciół. - I tak wam nie pomogę - oznajmiam o moich słabych zdolnościach w warzeniu eliksirów, pochylam się by pocałować Neskę zarówno na przywitanie jak i pożegnanie i już mknę w kierunku wolnego miejsca obok nieźle mi znanej Krukonki. Rzucam torbę na ławkę obok niej i uśmiecham się uprzejmie. - Wolne? - pytam, ale przecież widzę, że tak więc dosiadam się do Viks, zwalając swoje rzeczy na ziemi i nie wyjmując jeszcze nic, bo i tak nie wiem co. - Jak tam? - pytam radośnie, mierzwiąc automatycznie swoje loki.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Eliksiry były jednymi z najbardziej ukochanych przez Solberga zajęć. Nie mógł się doczekać kolejnych minut spędzonych w tej zimnej klasie w lochu. Z uśmiechem na twarzy wszedł do pomieszczenia, ze zdziwieniem zauważając ile osób zebrało się tak wcześnie. Nigdy chyba nie spóźnił się jeszcze na te zajęcia. Rozejrzał się szybko i postanowił dosiąść się do ławki, w której siedzieli już @Fillin Ó Cealláchain i @Victoria Brandon. -Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - Max nie oczekiwał odpowiedzi i zaczął wypakowywać swoje graty na blat. Był ciekaw, co ciekawego będą warzyć dzisiaj. Miał tylko nadzieję, że nikogo nie wysadzi. Na tę chwilę miał dosyć eksplozji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mogła się nie martwić o nieszczęśliwe wypadki podczas zajęć, w razie czego mogły zwalić winę na kogoś innego. Lub na Lu, która raczej nie obawiała się minusowych punktów (sorry domu Kruka), czy innych konsekwencji, które mogłyby wiązać się z "przypadkowym" wrzuceniem czegoś do kociołka. Posłała lekki uśmiech w kierunku przyjaciółki, rozglądając się spokojnie po sali. Jej wzrok spoczął na dwóch panach, którzy umili jej pewien wieczór w pubie. Posłała im szeroki uśmiech, aby wrócić do dziewczyny. -Żadne perfumy Ci nie pomogą, wiesz o tym, prawda?-Uniosła wysoko brwi, a powaga, która wypisana była na jej twarzy, szybko zniknęła. Dźgnęła dziewczynę palcem pod żebra, jeszcze zanim ta zdążyła wygodnie ułożyć się na ławce. Wywróciła teatralnie oczyma, słysząc jej uwagę.-Jesteś zwykłą zazdrośnicą... Spokojnie, zostawię Ci trochę hogwardzkiego mięska.-Zagryzła wargę, aby nie wybuchnąć śmiechem, który niemal dosłownie rozsadzał jej twarz. Dopisała coś pospiesznie na pergaminie i skupiła się na Grynce.
Constance S. Sherwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Szeroki uśmiech, dwa małe tatuaże i znamię na obojczyku
Powędrowała wzrokiem za tym jej i widząc jak uśmiecha się do dwóch chłopaków, przekręciła rozbawiona oczami. Ale to była cała Lu i za to ją kochała. A kiedy ta dźgnęła ją palcem w żebra pisnęła odchylając się i prawie spadając z krzesła. - Rączki przy sobie. - Powiedziała niby poważnie, patrząc na nią spod zmrużonych powiek ale zaraz uśmiechnęła się wesoło. - Nie dźgamy moich czułych miejsc. - Przypomniała to co ostatnio wykrzykiwała na błoniach jak była bezczelnie torturowana przez przyjaciółkę w postaci łaskotek. Do dziś ciarki ją przechodzą kiedy o tym myśli. - Wiem. W końcu po tylu latach przesiąkłam twoim zapachem. - Rzuciła rozbawiona i pstryknęła ją w nos. Przez chwilę patrzyła na nią rozbawiona , jednak po chwili przeniosła go na resztę sali. - Oh dziękuję łaskawco. - Mruknęła, skanując wzrokiem uczniów w klasie. - W takim razie Pani znawco, na którym na dłużej zawiesiłabyś nasze oczy? - Spytała cicho, jednak cały czas z wesołym wyrazem twarzy.
Jakiś czas po treningu, chłopak udał się na swoje pierwsze zajęcia z eliksirów. Była to okazja do przetestowania wiedzy nabytej niedawno w kąciku eliksirów. Gdy wszedł do sali, zauważył kilkoro uczniów, jednak nie dosiadł się do nich, wybierając miejsce przy wolnym stole. Krótko po przyjściu i rozgoszczeniu się w pomieszczeniu wyciągnął czerwoną książkę, którą pożyczył na dłuższy czas z biblioteki. Nie pozostało mu nic innego jak czekać na nauczycielkę prowadzącą naukę tego przedmiotu. Miał nadzieję, że pomoże mu odpowiednio przygotować się, by ten mógł dobrze zdać ten przedmiot na egzaminach.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Planowała podszkolić się z eliksirów, przykładając się bardziej do lekcji, gdyż obecne jej umiejętności były bliskie zeru. Próbowała podejść do tego z optymizmem, ale cóż, nie wychodziło. Kiedyś łudziła się, że może wszystko zależy od kociołka, jakiego się używa, ale obawiała się, że to tylko marzenia. Raczej powinna po prostu skupić się na lekcjach i więcej czasu poświęcić na ćwiczenia. Być może wtedy udałoby się przyrządzić coś dobrego? W Riverside była raczej jedną z najgorszych osób na roku, ale hej, w Hogwarcie nikt o tym nie wiedział, prawda? Dotarła do klasy i rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego miejsca obok kogoś znajomego. Dostrzegła Viks, która już miała towarzystwo w postaci Fillina. Aż uśmiechnęła się krzywo pod nosem, dochodząc do wniosku, że najwyraźniej udało mu się ją udobruchać. Gratulacje, ale teraz nie miała ochoty dosiadać się do niej i słuchać flirtów. Rozejrzała się po pozostałych osoba, a widząc wolne miejsce obok Maxa, jęknęła w duchu, ale skierowała się w jego stronę. W końcu, gdy zacznie się lekcja, będzie mogła skupić się myślami na czymś innym, prawda? Ewentualnie była masochistką. - Czekasz na kogoś, czy mogę się dosiąść? - spytała, choć po jej tonie i minie mógł się domyślić, że nie zmieni miejsca.
Katherine podążała wolnym i leniwym krokiem w stronę klasy do eliksirów. Pokój Wspólny Slytherinu był w Lochach,a więc daleko nie miała. Co ona obiecała swojemu ojcu? Kiedyś pewnie by o tym zapomniała, ale teraz nie mogła, jego ponura mina widnieje jej przed oczami, gdy tylko je zamknęła. Ojciec był okropny, ale na pewien sposób miał on rację. Rodzice zawsze mieli rację. Miała zacząć zachowywać się jak na Russeau przystało i nie przynosić ojcu wstydu. To pierwsze mogła zrobić, ale drugie bardzo się kłóciło w jej wnętrzu. Ojciec w jej mniemaniu nie zasłużył niczym na jej szacunek, dosłownie niczym. Nawet fakt, że ją wyciągał z każdego bagna nie sprawił, że zaczęła go cieplej traktować. Co innego Nadia, ona nie potrafiła się nigdy na nikogo długo gniewać, ani też żywić nienawiści i wybaczała każdego. Ona gotowa byłaby wybaczyć nawet swojemu mordercy, gdyby po śmierci dane jej było z nim porozmawiać. Nie miała serca z kamienia, zaś lód w sercu Kattie tylko raz stopniał, ale potem znów na nowo serce dostało chłodu. Obiecała, więc ubrała się jak na prawdziwą ślizgonkę przystało. Strój godny uczennicy samego Salazara Slytherina. Wygodne w jej mniemaniu buty, czarne seksowne pończochy, spódniczka, która tylko podkreślała jej smukłe i długie nogi, na górną część ciała nałożyła idealnie wyprasowaną białą bluzkę, nie myląc się przy zapinaniu guzików, by były równo. Na szyję nałożyła damski krawat i szatę z godłem Slytherinu. Była dumna z domu do którego przynależała. Weszła bez słowa do klasy praktycznie nie zwracając na nikogo zbytnio uwagi, jej wzrok zatrzymał się tylko na kilku wybranych losowo uczniach, tylko dlatego iż szukała wolnego miejsca by móc usiąść. Jeżeli ktoś będzie chciał to się do niej dosiądzie, przecież ona nie gryzie. Uśmiechnęła się lekko bardziej sama do siebie, aniżeli do kogoś i klapnęła lekko na wolne krzesło na samym szarym końcu sali.
Avdotya A. Grigoryeva
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 154cm
C. szczególne : Blizna pod lewym nadgarstkiem; dość nietypowy akcent (mieszanka rosyjskiego i japońskiego)
No więc, jest taka niepisana zasada, że gdzie się warzy jakieś eliksiry, tam gdzieś w okolicy powinna zrespić się dzika Dunia. Tak na wypadek, gdyby warzono bimber. Nie spodziewała się co prawda takich dobroci na lekcjach eliksirów, zwłaszcza u chyba nowej nauczycielki, ale nie wypadało jej opuścić przedmiotu, który zwyczajnie był bliski jej sercu. Czasami też bliski jej wątroby, wiadomo, jednak tym razem chodziło tylko i wyłącznie o eliksiry w wersji dla czarodziejów. W sali uczniów jak mrówków, aż trochę chciało jej się wyjść, ale nie po to stoczyła się do podziemi. Całe szczęście znalezienie w tłumie dwóch znajomych mordek nie było zbyt kłopotliwe, to też podeszła bliżej @Violetta Strauss oraz @Morgan A. Davies. O, akurat usłyszała swoje imię! - Od razu trzy fiolki poproszę. - rzuciła na przywitanie. Tylko do czego jej ten wieloso.. A, NO TAK! To jej super evil planu, żeby Moe wystawić na boisko. - Ten mecz ze Ślizgonami to był już czy jeszcze? - bo kurde nie wiedziała, no takie były już te Dunie, które bez innych pytań zajęły miejsce obok Violi.