Brzeg ciągnie się niemal bez końca. Im bliżej brzegu tym wilgotna trawa powoli ustępuje błotu i mokremu piachu. Fale szkolnego jeziora są niemal niewyczuwalne. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie wylegują się na słońcu zaś w zimie niejednokrotnie miłośnicy sportu urządzają sobie jogging.
Tak, gdyby oboje, a przynajmniej jedno z nich, znało sztukę oklumencji czy tam legilimencji (wybaczcie, nie rozróżniam ich, ale oj tam, wszyscy wiedzą, o co chodzi, o czytanie w myślach, no), żyłoby się dużo prościej, a teraz zapewne nie staliby w deszczu i wśród grzmotów, bredząc coś od rzeczy i uważając, by się nie zdradzić, a zapewne biegaliby szczęśliwi po łące, po jeziorze, po moście, wszędzie, ciesząc się jak głupi do sera ze swojej rozkosznej miłości i zarażając nią (ewentualnie wkurwiając, bo to zawsze jakaś opcja, hehe) innych, bo przecież all you need is love, tutututu. NIESTETY, nie było im to dane! Nawet mimo tego, że tyle ich łączyło (ale – czy na pewno tyle, ile nam się wydaje? Czy to nie tylko złudne złudzenie, czy nie poddajemy się emocjom chwili i złowieszczym grzmotom w tle? Czy to nie pozory? Czy naprawdę pasują do siebie jak dwie połówki selera? Jeśli uważasz, że tak, wyślij sms o treści… okej, nieważne, nieważne, nie wysyłajcie, niech sami do tego dojdą), mimo tego, że Nev bohatersko podniosła nogę w jeziorze, w celu bliżej niesprecyzowanym, ani o krok nie zbliżyło ich do tego odkrycia. Nie, zdecydowanie nie, Lashlo, mimo całego swego uroku, zdecydowanie nie był w typie Manu, bo a) był hetero, a kot Nevaeh to chyba facet, zatem odpada i b) był zbyt wielkim tchórzem, a on wolał hoże, odważne dziewoje, które nie bały się stać w burzy w jeziorze! A nawet jeśli się bały albo sprawiały takie wrażenie, nie uciekały pod łóżko w dormitorium. Toć to zawsze wyczyn, naprawdę, doceniał to i podziwiał. I w ogóle wielbił, hehe. No nie powiem, on też poczuł się co najmniej DZIWNIE, kiedy tak się do siebie zbliżyli, ale sam nie wiedział, czy w tym wszystkim dominuje podejrzana radocha, że, jak by nie patrzeć, się obejmują, czy przytłaczające przygnębienie, że co z tego, bo to niczego nie zmienia. Westchnął sobie zatem, z braku pomysłu na cokolwiek innego, a w międzyczasie do jego uszu dotarły słowa Nev. - TĘSKNIŁABYŚ ZA MNĄ? – wyrwało mu się zbyt radośnie i zbyt głośno, ale nie mógł się powstrzymać – To znaczy... no, mnie też będzie ciężko zostawić cię i… no, i wszystkich przyjaciół też. Chyba by wolał, żeby na niego nie patrzyła, bo jakoś go to rozpraszało, oj. Poza tym przestraszył się, że dostrzeże dwa cudowne wuby, które pojawiły się w jego rozanielonych oczkach, gdy dopuścił do siebie myśl, że może jednak coś zmieni się po tej rozmowie i może wcale nie będzie musiał wyjeżdżać, bo jednak wydarzy się cud i zostanie tutaj, ZOSTANĄ SOBIE RAZEM. Ach.
Och, chodzi o legilimencję! Ja zawsze jestem dobrze poinformowana. Ale właśnie, nie szkodzi, bo wszyscy wiedzą o co chodzi. Nie mniej jednak wniosek jest jeden - przydałoby się to któremuś z nich, zdecydowanie. Jednak Przeznaczenie przeokrutnie sobie z nich zakpiło! Cóż, ona w sumie jest całkiem bystra, więc mogłaby się tego nauczyć, ale teraz to już za późno. Nie ma kilku lat na przekonanie Manuela, by został. Tak naprawdę ma na to naprawdę niewiele czasu. Dlatego trzeba działać. Tylko jak? No właśnie. Ja byłabym gotowa wysłać takiego SMS-a, bowiem szczerze w nich wierzę, naprawdę! Są doskonałym selerem, a kto śmie twierdzić inaczej, to jest albo zazdrosnym bubkiem, albo jest ślepy na prawdziwą miłość, ot co. A uniesiona na chwilę noga Nev ku górze miała iście symboliczny przekaz, z którego Manu nie zdawał sobie sprawy, ona zresztą też nie, mianowicie, że chce wspiąć się wyżej w meksykańskiej drabinie kontaktów międzyludzkich. To wyrażało jej pełną aprobatę i gotowość! Ach, ona też wielbiła Rastamanu za jego odwagę. Brał udział w turnieju, ryzykując własnym życiem, a teraz stał tutaj z nią, w zimnym jeziorze podczas burzy, ryzykując porażenie piorunem, albo w najlepszym wypadku przeziębieniem czy zepsuciem fryzury! Naprawdę, nasza Nev się skrycie nad tym rozpływała. Równie dobrze mógł przejść obojętnie obok niej, przez ten półmrok pewnie by go nie zauważyła i robić coś mniej hardkorowego. Ech! Meksykanin zaczął mieć zdecydowanie zbyt dużo zalet, huehue! Jakby już nie miała wystarczająco dużo powodów, aby się przez niego ślinić, no naprawdę. Jej strasznie to obejmowanie się podobało, tylko wciąż miała wrażenie, że to takie typowo przyjacielskie, co jej nie do końca satysfakcjonowało. Trzeba coś z tym zrobić. Trzeba się dowiedzieć. Nev szybko przeanalizowała wszystkie za i przeciw. I wyszło jej, że musi podjąć stanowcze kroki. Bo chyba wolałaby, aby wyjechał nawet zły na nią, że ta odważyła się w nim zakochać i jeszcze mu to zakomunikować, aniżeli w błogiej nieświadomości. Bo tak przynajmniej miałaby informację, że między nimi wszystko skończone, nawet zacna przyjaźń, która z racji jej uczuć i tak naprawdę nie miała racji bytu. A gdyby nie próbowała, wciąż by się łudziła, że może coś... Dlatego tak. Kiedy zjadła do końca swojego zacnego kabanosa, wyciągnęła z kieszeni paczkę gum do żucia i wojowniczo wsadziła sobie jedną do buzi. Tak, plany tak poważne wymagają bardzo poważnego przygotowania, ot co! Więc kiedy upewniła się, że z jej oddechem wszystko w porządku (muhahah, wyję), wyrwała się z objęć Manuelka, by stanąć przed nim i lekko wspinając się na palcach, pocałować go delikatnie w usta. Awww, jakież to romantyczne! Chociaż bardziej obawiała się jakiegoś grubiańskiego huknięcia z jego strony, a potem trzaśnięcia drzwiami na jeziorze, ale oj tam. To była chyba już ostatnia deska ratunku, którą zamierzała wykorzystać. Zrobiło się nagle przyjemnie ciepło, pomimo lekkich kropel deszczu, wiatru i wszelakich błysków czy grzmotów. Ba, nawet miała wrażenie, że w sumie nic dookoła nie istnieje, ale oj tam.
No i pięknie, ja jestem niedoinformowana, ty poinformowana i uzupełniamy się i pasujemy do siebie niemalże tak idealnie jak nasz seler czyli Heaven i Leunam (niestety, jak się właśnie okazało, jego imię od tyłu nie znaczy niczego efektownego i brzmi raczej jak nazwa lekarstwa na biegunkę, no cóż, musimy się z tym pogodzić!). A skoro ona wykazuje chęć nauczenia się tejże sztuki, to proszę bardzo, bo on teoretycznie również jest zdolny, chociaż tak naprawdę jest kompletnym idiotą, a wszelkie swe przejawy głupoty tłumaczy lenistwem, bo to podobno jest teraz w modzie i tak dalej. No, mniejsza o to! Jejku, owy symboliczny przekaz Nev, wyrażony przez podniesioną nóżkę, zostałby zapewne prawidłowo zinterpretowany przez Żaka, będącego obecnie w aż za bardzo filozoficznym nastroju; na szczęście/niestety (niewłaściwe skreślić: bo z jednej strony przydałaby się do czytania między wierszami, z drugiej natomiast zdecydowanie psułaby romantyczną scenę) jej tu nie było i musieli radzić sobie sami, bez niczyjej pomocy wspinać się po drabinie. W istocie, wrodzone męstwo i zdolność do poświęceń, które cechowały Manuela, zdecydowanie mogły powalać na kolana, tak samo jak jego rola w turnieju, do którego został wytypowany, bo Gaspar zrezygnował, a Lotta się nie pojawiła, he-he-he. Nawiasem mówiąc, to chyba wyjaśnia te wszystkie jego porażki! Ale nie szkodzi, nie szkodzi, przemilczmy to i z zapartym tchem podziwiajmy go za to, że stał tu w deszczu, psując sobie zdrowie (i tak już wystarczająco zniszczone, yeaaaaah, hardkorowy koksu z niego) i misterną fryzurę, która, choć to pozornie niemożliwe, przez deszcz skręciła się jeszcze bardziej! Mimo tego warto wspomnieć, iż Rosadowski wciąż wyglądał jakby właśnie zszedł z planu filmowego jakiegoś ekskluzywnego szamponu dla panów. Zresztą sama Nev prezentowała się nie gorzej, bowiem coraz bardziej mokre włosy i stylowe ciuszki również wyglądały zacnie! Jak zawsze, nawiasem mówiąc. Natomiast gdyby Rastamanu wiedział, jakie to dramatyczne przemyślenia odbywają się właśnie w rozkosznie rozczochranej główce Rastanev (!!!), zapewne aż by go zatkało z wrażenia, bowiem on nie był w stanie podejmować takich strasznie ważnych decyzji w takim ultra szybkim tempie, to naprawdę sztuka godna pozazdroszczenia i Bronisław bardzo chciałby się jej nauczyć. Chociaż w sumie to nie, po co, u boku Nev nie musiał się o to martwić, bo ona zajęła się wszystkim! Początkowo trochę się zdziwił, widząc jej bojową minę, z jaką wkładała do ust ową gumę do żucia, aż z wrażenia upuścił do wody kabanosa, którego nawet nie zaczął jeść, no co za pech. NIE SZKODZI JEDNAK, nie gniewamy się, bo zostało mu to w bardzo niespodziewany sposób zrekompensowane przez cudowny pocałunek! Oczywiście nie miał zamiaru hukać grubiańsko (wspomnę, że potrafił robić to wcale nieźle, a nauczył go tego dość dawno znajomy pirat Bogdan, bowiem może nie wiesz, ale Manu się z nim przyjaźni i był na jego ślubie!!!) ani tym bardziej trzaskać drzwiami w jeziorze, już raczej wolałby opcję wesołego fiknięcia albo chociaż radosnego okrzyku HEJ-HO. Chwilowo jednak się powstrzymał i wybrał bardziej przystępną i oczywistą opcję, jaką było no niemalże odruchowe przyciągnięcie jej bliżej siebie i objęcie mniej-więcej w talii (nie wiem dokładnie, jest ciemno i mroczno, więc ciężko sprecyzować!) i rzecz jasna niezmiernie ochocze odwzajemnienie jej pocałunku, wyrażające zapewne więcej niż tysiąc słów!
Ach, cudownie! Powinniśmy stworzyć zatem równie rozkoszną co oni parę, ale cholerka, obiecałam sobie, że już się z nikim wiązać nie będę. Jaka szkoda! Ale dobrze, że chociaż Heaven i Leunam (co Ty chcesz, brzmi bardzo zacnie, prawie jak legwan, tylko w trochę innej wersji, ale oj tam), mieli na to poniekąd ochotę. To znaczy, mogę tylko ręczyć za nią, za niego już nie, ale tak sobie tylko snuję nadzieję, nie przejmujcie się tym. Och, powinni się jej uczyć razem! To byłoby bardzo romantyczne. Naprawdę. Wtedy mogliby się rozumieć bez słów, porozumiewać w myślach. Mogliby to wykorzystać niecnie przy kradzieży bigosu z gara, albo w czymś równie uroczym. Ich więzi by się zacieśniały i byłoby zupełnie rewelkowo. No właśnie. Mogłaby się po prostu pojawić, wyczytać jakże rozbudowane znaczenie podniesionej nóżki, a potem sobie pójść! Wiem, że to egoistyczne i nikczemne, ale czasem trzeba poświęcić kogoś dla dobra ogółu. A przecież ich związek byłby dobrem ogółu, niech nikt nie próbuje zaprzeczać! Och, jego uczestnictwo w turnieju, a raczej fakt, jak się do niego dostał jest bez znaczenia. Równie dobrze mógł się obrazić i nie brać w nim udziału, spychając obowiązek na kogoś innego! Ale nie, dzielnie stawił czoła przeciwnościom losu i zawstydził tym wszystkich. Bo niby taki niepozorny Manuel, który ma wszystko w poważaniu, bierze sprawy w swoje ręce i ryzykuje życiem dla swojej szkoły! Tak, przynajmniej takie było zdanie Nev. Bo ona w niego wierzyła i ogólnie podziwiała. Może mu to nawet niedługo powie, kto wie! Tak, mimo złośliwej pogody, która za wszelką cenę chciała sprawić, by Rastamanu stał się brzydszy, to jej się to nie udało! Ba, wyglądał równie cudownie jak wcześniej, a kto wie, czy nawet nie bardziej! Szczególnie w oczach Rastanev (!!!), bo właśnie stał tutaj z nią, dla niej i przez nią. To było wspaniałym doświadczeniem i sprawiało, że dziewczyna była bardzo szczęśliwa. Cóż, Nev podejmuje decyzje niezbyt szybko, to znaczy, szybciej od Meksykanina, ale w ogólnym rozrachunku nie tak bardzo. Szczególnie, że zazwyczaj najpierw robi, a dopiero potem myśli, no cóż. Nic dziwnego, że nie ma czasu na rozważania! Jednak! Kiedy jest pod presją, ma silny bodziec motywacyjny, robi wszystko w zastraszającym tempie. Tak było i tym razem. Desperacka chęć, aby Manuel został z nią tutaj! Chociaż... gdyby jednak oznajmił mimo wszystko, że wyjeżdża, to pewnie cichaczem spakowałaby swoje walizki i w konspiracji pojechała za nim! I nikogo nie powinno to dziwić, naprawdę. Gorzej byłoby z faktem, co miałaby tam robić? Śledzić go? Haha! Cóż. To byłaby kolejna zbyt impulsywna decyzja! Tak, kabanos malowniczo chlupnął do wody, jednak Nev i tak tego nie słyszała, nie tylko przez warunki pogodowe, ale głównie dlatego, że... cholera! Nie huknął grubiańsko (co w sumie byłoby mile widziane, szczególnie, że nauczył się tego od zacnego Bogdana, ale może niekoniecznie w tych okolicznościach!), nie trzasnął drzwiami, tylko jeszcze ją objął i odwzajemnił pocałunek! Poczuła urocze motylki w brzuchu i to, że serduszko drastycznie przyspieszyło, aż się trochę bała, że jej zaraz wyskoczy, ale szybko odgarnęła takie myśli, bo to nie czas, by się nad tym zastanawiać! Tak, pocałunek nagle zrobił się dużo bardziej namiętny, prawie jak szalejąca dookoła burza z piorunami. I jeszcze ten deszcz! Naprawdę romantyczna sceneria. Doskonale opisująca ich burzliwe (!) uczucia! W końcu jednak oderwała się od niego na chwilę, by spojrzeć na jego usta, a potem powoli przenieść wzrok na oczy. Rany, to wszystko było aż takie nieprawdopodobne! - To może... jednak zostaniesz? - spytała cicho, by jeszcze opleść rękoma jego szyję. Nie, żeby myślała, że zamierza uciekać! Ale bliskości nigdy za wiele, proszę państwa.
Jak mogłaś to sobie obiecać! Chociaż, teraz przynajmniej już wiem, dlaczego tak usilnie odrzucasz moje zaloty i nie reagujesz na ten podryw, jakim obrzucam cię na gg! Tak, to naprawdę miło się złożyło, że oni planowali zabrnąć nieco dalej w swej relacji i co z tego, że Manu też planował dać sobie spokój ze związkami; on z reguły nieczęsto trzymał się swoich postanowień, a co za tym idzie, zmieniał je tak często jak Kolin zmienia swoją orientację no, niech będzie, że te przysłowiowe rękawiczki, chociaż osobiście nie znam nikogo, kto ma więcej niż dwie pary, w tym te jedne z reguły awaryjnie, gdyby tamte się zgubiły. No, miejmy też nadzieję, że pozostanie wierny Rastanev! I będzie aż po wieki wieków porozumiewał się z nią w myślach, kradł bigos (ciotce Peli oczywiście?!) i w ogóle wiódł życie zielone jak trawa(!), hehe. Nie no, myślę, że zdesperowana Żak nie miałaby nic przeciwko, by szybko się zmyć, bo okazywanie sobie miłości i czułości przez naszą parkę zapewne tylko przyprawiłoby ją o mdłości, zatem nie, nie miałaby ochoty przebywać z nimi dłużej niż to konieczne, co nie zmienia faktu, że na pewno chętnie by im pomogła. Jaka szkoda, że już za późno! OJEJ jestem naprawdę podekscytowana i wzruszona faktem, jak mężnie bronisz jego męstwa i dzielnie wmawiasz nam, jaki jest dzielny, a także pięknie wyolbrzymiasz jego cudowne zasługi. To doprawdy rozkoszne, że dostrzegłaś nawet, że był w stanie wyrzec się swojego luzactwa i ogólnej postawy „mam wyjebane”, oczywiście dla dobra ogółu, zresztą, jeśli już jesteśmy przy zachwalaniu cudownego Bronisława, wspomnę, że on w ogóle robił wszystko dla dobra ogółu i broń boże nie był egoistą, nie, skądże! Poświęcał się dla innych, nie dla własnej chwały i szpanu. Ale może tak dla odmiany powinniśmy z niego zejść (ehe) i zająć się zaletami i urokami Neveah, która przecież miała ich wcale niemało, a nawet jeśli nie, to nie szkodzi, bo Manuel był nią absolutnie zafascynowany i podobałaby mu się nawet z szeregiem samych wad, czyż miłość nie jest ślepa piękna? Awwww. W dodatku ta jej postawa „najpierw rób, potem myśl” była zdecydowanym plusem, chociaż Manu wolał raczej najpierw coś sobie tydzień rozkminiać w spokoju, by potem coś postanowić, a podczas konfrontacji błyskawicznie, nie do końca świadomie zmienić zdanie i zrobić zupełnie na opak, hehe. Tak, może to nie całkiem korzystne, ale zawsze to jakiś element zaskoczenia, czyż nie? Takim samym zaskoczeniem zapewne byłoby dla niego, gdyby Nev postanowiła wyjechać za nim – nooo, nie powiem, to byłoby coś! Chociaż może lepiej, gdyby go nie śledziła, bo czasem bywał na podejrzanych gej party albo gonił po lotniskach za Krzysztofem Ibiszem, więc widok takiej sceny mógłby skutecznie dziewczynę do niego zniechęcić, HEHE. Więc może to i lepiej, że nie widziała go w naturalnym środowisku? To zaskakujące, ale w międzyczasie jego serduszko też zdążyło przyspieszyć, i bynajmniej nie spowodował tego nikczemny, chlupiący kabanos, a właśnie to, co działo się miedzy nim a panną Campbell, i co wydawało mu się zu-peł-nie nieprawdopodobne, dzikie i w ogóle jakieś takie nie z tej planety. A może śnił? Albo był na takim haju, że ma urojenia, i stoi teraz sobie wesoło, całując się z powietrzem, które, nawiasem mówiąc, właśnie zadało mu pytanie! Ach. - No wiesz, w zaistniałych okolicznościach chyba nie mam wyjścia – odparł, udając, że wzdycha RADOŚNIE, a tak naprawdę chciał się trochę ponapawać jej słodkim zapachem, hihi, cwaniaczek.
Nie wiem, to chyba wywołane jest moją ogólną frustracją! Ale spoko, może kiedyś zmienię zdanie! Szkoda, że do tego czasu się mną znudzisz i wyjdziesz za mąż i urodzisz gromadkę uroczych dzieci, NIEWAŻNE! Grunt, że Rastamanu i Rastanev jakoś sobie poradzą. Dzięki temu właśnie, że Meksykanin nie trzyma się swoich postanowień! To w tym momencie niezaprzeczalna zaleta, albowiem gdyby nie to, nie całowaliby się tutaj teraz, nie byłoby tego romantycznego nastroju, a oni wciąż wzdychaliby do siebie w ukryciu, co byłoby okrutne dla wszystkich. Ale i ja i ona mamy nadzieję, że wierny pozostanie! No, w każdym razie nasza Brytyjka się już o to postara, żeby nie musiał się interesować kimś innym, o ile wiecie, co mam na myśli, HUEHUE. Tak, ułożyła już sobie cały nikczemny plan, ale może podarujmy sobie szczegóły, bo to tylko dla ludzi o mocnych nerwach, zdecydowanie. Och, no tak, Żak przeżyła nieszczęśliwą miłość, to zaiste smutne, więc ją rozumiemy. Ale w sumie racja, nie ma co rozmyślać, skoro już wszystko wiadomo, a na interpretacje zdecydowanie za późno. Ależ te słowa płyną prosto z serduszka mojego i Heaven, naprawdę! Obie jesteśmy o tym przekonane, ot co. Jeżeli ktoś ma inne zdanie na ten temat, to jest po prostu kilofem, kartoflem czy kalesonem, nie wiem które określenie jest teraz najbardziej obraźliwe! A może i tym wszystkim na raz? Tak, to brzmi wystarczająco obelżywie! W każdym razie jestem pod wrażeniem jego miłosierdzia, Nev była nadzwyczajną egoistką! O tym świadczy chociażby fakt, że nie pozwoliła mu sobie po prostu wyjechać do Meksyku, nie, skądże! Chciała, żeby został, więc go do tego poniekąd przymusiła. To dopiero nikczemne zagranie! Ale czyż nie warto, dla miłości? Rastanev wolałaby z niego nie schodzić (ehe), no ale skoro już musimy, to niech będzie! Ona owszem, posiada całe szeregi wad, ale przynajmniej kilka zalet musi mieć, skoro Manu w ogóle się nią zainteresował, prawda? Więc tak do końca beznadziejna być nie mogła! Mimo, iż od naszego dzielnego reprezentanta dużo gorsza. Ale oj tam, nie uświadamiajmy jej tego! Niech żyje złudną nadzieją, że jest cudowna. Co w sumie stwierdziła po tym, że Rastamanu odwzajemnił jej uczucia. Bo chyba w byle kim by się nie zadurzył, nie?! Ach, jego taktyka była naprawdę urocza! I właśnie, przynajmniej nie mógłby się z takim sposobem bycia nudzić! Bo wszystko co rusz by go zaskakiwało, włącznie z Nev, i w sumie o to chodzi! Rutyna to okrutna sprawa. Ale ona jest w niego tak zapatrzona, że zapewniam, że by się nie zniechęciła! Chyba, że obściskiwałby się z jakąś Jessicą Albą czy coś, to tak, serduszko by jej pękło i natychmiast wróciłaby do domu. Słysząc jego słowa, dziewczyna uśmiechnęła się jakże promiennie, w zupełnej opozycji do panującej na zewnątrz pogody i z tej radości pocałowała go raz jeszcze, jakże gorąco. Tak, właśnie, zrobiło się całkiem duszno, według niej! To z emocji. Nie mniej jednak trzeba temu jakoś zaradzić. A że panna Campbell ma durne pomysły, które przychodzą znienacka, ten również pojawił się w jej głowie zgoła szybko. Odsunęła się od Manuelka i przywdziewając iście szatański wyraz twarzy, ponownie spojrzała mu w oczy. - Co powiesz na... ożywczą kąpiel w jeziorze, nago, podczas burzy i deszczu? - spytała zdecydowanie, unosząc jedną brew w geście "wyzywam cię!". Tak, jeżeli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, czy Nev jest stuknięta, teraz na pewno się ich wyzbył! BO BYŁA STUKNIĘTA. Ale co jej szkodzi? Ma ochotę na zabawę, to się bawi. Proste! Gorzej tylko, jeżeli w Rastamanu odezwie się teraz zdrowy rozsądek. Bo jednak taka zabawa w pojedynkę jest bez sensu. I dziewczyna z pewnością będzie zawiedziona!
Niemożliwe, jestem wierna jak pies i z pewnością nie porzuciłabym cię dla jakiegoś patałacha i gromadki rozwrzeszczanych bachorów, masz to jak w banku! To tak samo oczywiste jak to, że gdyby nie owa postawa Manu, który nie trzymał się postanowień, w istocie, nie byliby tu razem i nie byłoby tak miło! Chociaż, z drugiej strony, warto zaznaczyć też iż nie działoby się to, gdyby nie owa odwaga Nev, gdyby nie burza i kabanosy Irka. Ach! Świat jest uwarunkowany dziwnymi przypadkami, doprawdy, nie ma co zaprzeczać, bo to prawda stara i prawdziwa. I w sumie, gdyby nie odpadł z turnieju, nie miałby deprechy, nie chciałby wyjechać, nie przyszedłby tu i by jej nie powiedział, a ona by go nie pocałowała. No cóż za emocje, ja nie mogę! Szok! Ooooo, przyznam szczerze, że bardzo chętnie poznam tajne szczegóły nikczemnego planu Heaven, który to zamierza zastosować, by odwieść Manuela od równie nikczemnych zamiarów interesowania się kimś innym, hehe. Tym bardziej, że w jego główce również powstało coś podobnego, co by Nev nie miała zamiaru na przykład wracać do swoich eks chłopaków, będących jednocześnie jego kuzynami i eks chłopakami jej przyrodnich braci, których uprowadziły gęsi. Nie, żeby to było prawdopodobne, ale ostrożności nigdy za wiele! Tak, i radzę uważać, gdy odezwie się w nim zazdrość, bo wówczas będzie hukał grubiańsko, a to naprawdę wzbudza respekt, wierzcie lub nie; lepiej, byście nie byli zmuszeni się o tym przekonać, hehe. Nono, jestem pod wrażeniem owych obelg, które jesteś w stanie cwaniacko, chamsko i bezczelnie skierować w kierunku każdego, kto odważy się skrytykować ich cudowne uczucie, związek albo też wytykać wady, których przecież oficjalnie żadne z nich absolutnie, za żadne skarby tego paskudnego świata nie posiadało, bowiem w swoich oczach oboje byli tylko i wyłącznie skupiskiem miliona i jednej zalety, hihi. A tych, co twierdzą inaczej to albo na stos i spalić albo na taczki z gnojem i ze wsi wywieźć! Tak rzekę ja. Nawet ten egoizm Heaven wychodził im w tej chwili na dobre, cholera, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, ahh, te mugolskie przysłowia, jakże uroczo i boleśnie one są prawdziwe, aż się wierzyć nie chce! Z tego wrażenia aż straciłam pogmatwany wątek mojej bezsensownej wypowiedzi, dlatego pozwolę sobie teraz wrócić do Manuela i Nev i tego, co aktualnie działo się nad jeziorem. Szatański uśmiech na jej anielskim obliczu zdecydowanie zwiastował coś zaskakującego, jednak nie przeraził go na tyle, by uciekł z krzykiem, zatem spokojnie jak na wojnie! A może dlatego, że wciąż był pod wrażeniem tamtego pocałunku? Nieważne, ważne że jej dziki pomysł cholernie mu się spodobał, był taki głupi i w jego stylu!!! - ACH GDZIEŚ TY BYŁA CAŁE MOJE ŻYCIE – huknął grubiańsko, acz entuzjastycznie – Zasuwamy! Na potwierdzenie swych słów ruszył głębiej w stronę jeziora, pociągając Nev za sobą. Jebać burzę i deszcz, witaj naga przygodo!
Ach, w takim razie jestem wNIEBOwzięta, zupełnie jak Nev, z tym, że ona z innego powodu! Ale nieważne. Ważne, że w takim razie nasze uczucie ma jeszcze szansę rozkwitnąć! A to zdecydowanie dobra wiadomość. Tak, odwaga Rastanev zasługuje na oklaski! Nie wiadomo skąd dokładnie się wzięła i to w tak idealnym momencie, ale tak na dobrą sprawę, to po co się zastanawiać? Grunt, że wszystko się udało! I oczywiście burza oraz kabanosy Irka również zasługują na pochwałę. Ej, faktycznie! W takim razie pozostaje nam się cieszyć z tego całego turnieju, a nawet tego, że Manu szybciej odpadł i pogrążył się w smutku! Jednak nie ma tego złego, co by na dobre wyszło, skoro rzucamy mugolskimi przysłowiami. I wiem, że użyłaś go w dalszej części swojego posta, ale tak mi to podpasowało do tej części, że musiałam je tutaj umieścić. Musisz to jakoś przeboleć! Co się jednak zaś tyczy nikczemnego planu Heaven... czyżby Manu miał w planach interesowaniem się innymi?! Oj, to niedopuszczalne! W takim razie trzeba wdrażać go szybko w życie, co w sumie panna Campbell już uczyniła. O, to miło, że obydwoje się postarają w takim razie! Ale halo, czy to ma oznaczać, że to niemożliwe dlatego, że Nev jest za mało atrakcyjna?! Oj, bo się pogniewamy! Jakby chciała, to może by wróciła, o. Jakby odpowiednio się za to zabrała. Ale na szczęście nie chce, bo zakochała się totalnie w Manuelku, więc cóż zrobić. A w związku z tym nie będzie musiał być o nikogo zazdrosny, co najwyżej o Lashlo, którym trzeba się ciągle zajmować, bo inaczej chodzi obrażony po zamku i prycha na właścicielkę. O, dokładnie jest tak, jak napisałaś o ich cudownym związku i ich rozlicznych zaletach. I może takiej wersji się trzymajmy, co by się w tym wszystkim nie pogubić. Jeny, to dobrze! Jakby uciekł teraz z krzykiem, to byłaby żenada. Naprawdę. Nev chyba zapadłaby się pod ziemię ze wstydu, rozczarowania i zmieszania w jednym. Na szczęście nie musiała się o to martwić, albowiem Meksykaninowi podobał się jej pomysł! Hura! Od razu znowu się rozpogodziła. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, czy powiedzieć, ten ją zaczął ciągać do jeziora. Halo, ale wciąż mieli ubrania na sobie! Zatrzymała go zatem, kiedy stali sobie w wodzie po kolana i podprowadziła zachęcająco znów na brzeg, by wtedy zacząć go bezceremonialnie rozbierać. Na pierwszy ogień poszła oczywiście jego bluzka. Chociaż to nie był dobry pomysł, albowiem Heaven zagapiła się na jego cudowną klatę, co trochę opóźniło jakże urocze rozbieranki. Jednak po paru chwilach zebrała się w sobie i ściągnęła już z niego wszystko, wyrzucając ciuchy na brzeg i spojrzała na niego tryumfalnie. Ha!
Pięknie, widzę zatem, że zapanowała iście niebiańska, anielska, radosna i w ogóle jupi jupi jej atmosfera, która rzecz jasna udzieliła się też Manu, który z każdą chwilą spędzoną tutaj był coraz bardziej entuzjastyczny i dumny, że udało mu się wyrwać (czy raczej sam został wyrwany, ale okok, mniejsza o to, tamto brzmi bardziej reprezentacyjnie) taką cudowną laskę, której nie powstydziłby się nawet największy koksik, a co dopiero taki Rosado! W dodatku owa panna poza przymiotami tak oczywistymi jak niezwykle powalająca prezencja i nadzwyczaj godna podziwu i zazdrości elokwencja i inteligencja, miała też świetne wyczucie chwili i dziwne przypływy dzikiej odwagi, objawiające się w najmniej spodziewanych i zarazem najtrafniejszych mometach, o szalonych pomysłach nie wspominając! Tak, w tych kwestiach wiodła zdecydowany prym, reszta może się schować, hehe. W związku z tym nie, broń Merlinie nie miał zamiaru oglądać się (choć w sumie, kto mu tam zabroni popatrzeć, he!!!), okej, interesować obiektami innymi niż Nevaeh Gęś Campbell, jest to tak jasne i oczywiste jak to, że i ja cię nie opuszczę, masz zatem podwójną gwarancję. NO I SPROSTOWANIE, bo to o niemożliwości wcale nie miało umniejszać atrakcyjności Heaven, skądże! Chodziło tylko i wyłącznie o to, że Manu nie byłby w stanie podejrzewać jej o taki nikczemny czyn i miał do niej duże zaufanie, czyż to nie rozkosznie z jego strony? Tak, zdecydowanie może się obawiać o to, że ten nieszczęsny eks zacznie się do niej przywalać jak ten pajac z reklamy coca-coli (kojarzycie?), był jednak przekonany, że ona by mu nie uległa! A jeśli tak, to szykuje się trzecia wojna światowa, yeaaaah. I poznacie gniew Wielkiego Manu. Ej (na ej reaguje gej, hoho) no, spoczko, aż takim frajerem, by uciekać z wrzaskiem po byle propozycji nagiej kąpieli w jeziorze podczas burzy (która była już coraz efektowniejsza, nawiasem mówiąc), no helooooł. Chociaż z drugiej strony, generalnie to z nim nigdy nic nie wiadomo. Czasem faktycznie robił głupie rzeczy, jak na przykład to, że zapomniał, że mają na sobie ubrania i cisnął do wody! Oczywiście był tym odkryciem załamany, dlatego nie pozostał dłużny Nev i również pozbawił ją ciuszków, z tym że z niego był taki cwaniak, że potrafił się jednocześnie gapić na jej klatę (ahahahah, jaka umięśniona!!!) i rozbierać, tak, ćwiczył to latami (na Rocio oczywiście, mweheh) i opłacało się! Bowiem już po chwili oboje byli gotowi, by zaznać owej rozkosznej kąpieli w, na chwilę obecną, lodowatej wodzie pomieszanej z deszczem, nad którą grzmoty huczały bardziej grubiańsko niż Bogdan i nad którą błyszczały pioruny jaśniejsze niż cudowne blond loczki Colina, aaaaach, rozkoszne porównania, prawda?
Tak, dokładnie tak! Zapanował pokój na świecie i nikt już nie jest głodny (to akurat bardziej za sprawą cioci Peli i jej bigosu, ale oj tam), a to wszystko to zasługi tej uroczej parki, która postanowiła podzielić się swoim szczęściem w jeziorze podczas burzy i deszczu z całym światem! Doprawdy rozkosznie, jestem z nich dumna, naprawdę. Tak samo jak z panny Campbell, która w rzeczy samej ma tyle zalet, że aż sama o nich nie wiedziałam! Jak dobrze, że Manuel Rosadowski mnie w tym uświadomił, no i zacna Marta, chociaż ona może przede wszystkim, ale dobra, pogubiłam się już w tym, nie miejmy mi tego za złe, staram się! Och, to cudownie się składa, bowiem Nev również nie zamierzała się już oglądać za innymi, zresztą po co, skoro ma takiego boskiego Rastamanu na wyciągnięcie ręki? To byłaby kompletna bzdura i nieporozumienie, dlatego daruje sobie i dzięki temu spędzą wiele cudownych chwil razem u swego boku, ach, to brzmi tak romantycznie, czyż nie? Cieszymy się zatem jego zaufaniem, bo w takim razie Krukonka odwzajemni mu się tym samym i w związku z tym będzie im się wieść cudownie i sielankowo, ale jednocześnie z durnymi pomysłami i ciekawymi zwrotami akcji. Idealnie. Właśnie, nie rozwódźmy się już nad tym, czy Manuel byłby zdolny, aby uciec przed nią z krzykiem, skoro tego nie zrobił i ba, nawet ochoczo zdjął z niej ubrania i cisnął je na brzeg. I nawet nie był załamany jak już wspomniano powalającą prezencją! Dlatego tym razem to nasza Nevaeh chwyciła go za rękę, by podprowadzić coraz dalej w głąb jeziora, by ostatecznie zacząć płynąć i śmiejąc się ze swej głupoty. Bo przecież nikt normalny nie pływa podczas burzy w jeziorze i to nago! Ale z takim cudownym towarzystwem, jak obecność Meksykanina, no po prostu się nie dało! W ogóle spodobało jej się do tego stopnia, że nawet podpłynęła do niego blisko i ochlapała, głównie jakże szykowne afro reprezentanta. A teraz pytanie: Czy Manuel się zemści? Czy puści jej to płazem? Tego dowiemy się w następnym odcinku!
O Jezu, gdy to przeczytałam, zgłodniałam podwójnie, bo pierwszą fazę spotęgowała już fota Manuela, na której ochoczo i cwaniacko opycha się czymś wyglądającym jakże smakowicie (w jego towarzystwie wszystko tak wygląda, hihi), a po wzmiance o bigosie Peli to już w ogóle. Tak sobie myślę, że Nev powinna się z nią zapoznać, wszak to siostra ojca jej brata, no więc wypadałoby, a poza tym Manu chętnie by skosztował jej słynnego dania i podzielił się z nami kozacką fotką! Przemyśl to, kochanie. Tym bardziej, że byłaby to już kolejna sprawa, którą mogliby rozgłosić na cały świat, tak samo jak ich miłość, awww! Jejku, jejku, cieszę się bardzo, że nie ma zamiaru go zostawiać dla jakichś innych przypadkowych frajerów, a faktycznie, gdyby to zrobiła, zapewne znaczyłoby to, że coś w jej główce jest nie tak, no bo kto normalny rzuca takiego kolesia jak Rastamanu?! Nawiasem mówiąc, to by wskazywało na to, że wszystkie jego osiemnaście dziewczyn, w których to posiadaniu był, musiały mieć nierówno pod sufitem, jako że wszystkie one po kolei, rach ciach, z nim zrywały. Oby ta historia nie powtórzyła się w tym wypadku! Ach, zatem to obecność Bronisława tak wpływała na Nev, że aż w jej główce kiełkowały nienormalne pomysły? SUPER, to naprawdę dobry znak i sygnał, że w takim wypadku mają niewielkie szanse na rutynę i znudzenie się sobą. Zresztą, taki duecik jest iście wybuchowy i trzeba być równie walniętym, by się w takim związku nudzić i marudzić, ot co. Ale o tym po przerwie, chwilowo czas wrócić do napiętej akcji, bo Nev wprowadziła element godny filmu z Jamesem Bondem. (nawiasem mówiąc, Manuel Bond brzmiałoby lepiej!) - NEVAEH CAMPBELL NIE JESTEŚ UPOWAŻNIONA DO TAK NIKCZEMNYCH CZYNÓW – huknął grubiańsko, bo afro naprawdę ucierpiało po tym ochlapaniu i nie wyglądał już jak szykowny Rastamanu, a raczej jak mokry pudel Bruka (pozdrawiam). Zgroza. W związku z tym postanowił się jej odpłacić i ochlapał ją równie szczodrze, a nawet bardziej, bo miał większy zamach dłoni, jakkolwiek to brzmi. W każdym razie, teraz ona była jeszcze mokrzejsza i w ogóle, a Manu śmiał się szatańsko ze swej mrocznej zemsty!
Ja to w ogóle przed chwilą zjadłam swój pierwszy posiłek, więc wyobraź sobie, jakie męki przeżywałam przez fotę Manuelka i bigos cioci Peli! Ale już zjadłam obiad, więc mogę rześko odpisywać na Twoje zacne posty. I tak, uważam, że Nev powinna poznać ową kobiecinę, tylko nie jestem pewna, czy ta by jej nie wyrzuciła z domu, w związku z tym, jak zachował się jej ojciec w stosunku do Colina. A że bardzo lubię pannę Campbell, to wolałabym, aby jeszcze nie umierała. Taki kaprys. Ale jeżeli nic tak nikczemnego by się nie stało, to koniecznie po wakacjach jadą do niej wraz z Rastamanu, by wspólnie mogli się opychać bigosem. Ach, jak cudnie. Właśnie, ona jest nienormalna, ale nie w ten sposób. Jak już ktoś ją ujmie, to jest ujęta i nie ma bata! A te dziewczyny (swoją drogą, niezła kolekcja panie Casanova!!) to naprawdę miały nie po kolei w głowie. Ale tym lepiej dla Rastanevaeh, cóż, bo ona bynajmniej nie narzeka! I znów ten egoizm, co za życie. Tak! On jest jej inspiracją i motywacją jednocześnie. Wszak jej na nim zależy, więc musi robić wszystko, by go uszczęśliwić! I jeżeli to oznacza robienie z siebie debila, to trudno, nie szkodzi, ona i tak już jest z tego znana, więc co za różnica. Ach, więc taką nikczemną drogę wybrał pan Rosado! Ach, cóż to była za siła wody, proszę państwa. Nev aż zamknęła oczy i wstrzymała oddech, bo wiadomka, jak taka fala leci na ciebie, to możesz się zachłysnąć i utonąć, jak ja prawie w pepsi, chociaż nie siedziałam w wannie. Nieważne. W każdym razie ona również zaczęła się śmiać, ale kiedy usłyszała Manuela i do tego jakże mroczny piorun przeciął niebo, a zaraz po nim huknęło coś równie grubiańsko jak Rastamanu i Bogdan razem wzięci, to dziewczyna się przeraziła nie na żarty, naprawdę. Dlatego w ramach impulsu przytuliła się do dzielnego reprezentanta, co by przy nim nabrać nieco odwagi... a tak naprawdę to była podpucha, po prostu chciała się ogrzać, hehe. Nieźle to sobie wykoncypowała, nikczemnik okrutny!
Mam gorzej, bo pierwszy i ostatni posiłek pocisnęłam jakoś rano, a w dodatku było to jedzenie wyjątkowo niesmaczne i w ogóle obleśne, dlatego mój żołądek przeżywa katusze tak straszne jak serca Nev i Manu, gdy jeszcze nie wiedzieli, że odwzajemniają swoje cudowne uczucie. Nie wiem, czy będę w stanie odpisać sensownie, bo mój mózg aktualnie myśli na przemian o bigosie Peli i tej zapiekance (TO JEST TAMALE, MÓWIĘ WAM) w rękach żarłocznego Rosadowskiego. Może w takim razie zabiorę się razem z nimi do cioci Peli, co by mnie poratowała? Ach, i zaręczam, że to wybitnie przyjazna i pogodna kobieta, czasem tylko miewa gorsze dni, kiedy na przykład goni Colina z siekierą po wybiegu dla kur… Ale poza tym, na pewno byłaby zachwycona Nev! Tak samo, jak Manu jest zachwycony i w ogóle, tą jej nienormalnością! Tym bardziej, że objawiała się ona w wyjątkowo zacny, pasujący mu sposób, hehe. I naprawdę, nie żałował teraz że wszystkie z jego casanovskich osiemnastu(!!!) podbojów go rzuciły, bo gdyby nie, to pewnie nie byłby tu teraz z nią, cóż to byłaby za strata! Koszmarna, doprawdy. Prawie tak straszna, no okej, większa, niż to, że jego misterna fryzura godna Mistera Meksyku 2011 (są w ogóle takie zawody? Bo on by chętnie wystąpił!) i prawie tak nikczemna jak jego zemsta i plan Nev, w którym to bezczelnie udawała, że się boi, hehe, cwaniara! Ale mistrz dedukcji Manuel Bronisław Rosadowski się na niej poznał, ot co. - Hehe, wiem że udajesz! – poinformował ją cwaniacko, ale nie przeszkodziło mu to w objęciu jej bo a) był miłosierny b) lubił się przytulać c) było mu zimno d) bał się pioruna, ale głupio mu się było przyznać, ehe.
Ach, no to faktycznie, nie zazdroszczę! Ale chyba już wszystko w porządku, mam nadzieję?! Bardzo się przejmuję Twoim zdrowiem, naprawdę!!! W końcu musimy dożyć szczęśliwych chwil razem, kiedyś tam, gdzieś tam, hehe. Ale muszę przyznać, że porównanie tego do niepewności uczuć naszej uroczej parki mnie kompletnie wzruszyło, ach. W ogóle Twoje metafory są tak zacne, że aż zapiera mi dech w piersiach. To na pewno jest tamale, zresztą nie przyjmuję innej opcji! Przecież wiadomo, że każdy porządny uczeń Tequali musi jeść tamale, to jest tak oczywiste, jak błękitny dresik należący do Beauxbatons. Ale tak, zróbmy zbiorową wycieczkę do cioci Peli, jestem absolutnie za! Hm, to jednak się trochę boję o pannę Campbell, ale zawsze można mieć nadzieję, że w razie czego dzielny Rosadowski ją uratuje! Dobrali się pod względem nienormalności, mówię wam. Tyle, że to oznacza mieszankę wybuchową i istny terror wśród innych uczniów, ale co tam. Poradzicie sobie jakoś! Tak, to zdecydowanie byłaby większa strata i nikt nie ma prawa myśleć inaczej, ot co. Ale na pewno są takie zawody, Manu bezapelacyjnie powinien wziąć w nich udział. Bo przecież by wygrał. Nev wydęła usta w podkówkę i zmrużyła oczy, patrząc na Meksykanina. - Dlaczego ty musisz mnie tak dobrze znać, co? - spytała nadąsana, chociaż i tak była pod wrażeniem tego faktu! To w gruncie rzeczy było rozkoszne, że on tyle o niej wiedział! W każdym razie chciała mu pokazać, co traci, namiętnie całując. I nawet jej się to udało, ale po chwili trzasnął taki piorun, że obydwoje aż podskoczyli ze strachu. Wspólnie uzgodnili, że czas się jednak zbierać. I rozgrzać gdzieś w jakimś ciekawszym miejscu, hihi. Dlatego trzymając się za rączkę wydobyli się na brzeg, gdzie się ubrali, a potem wesoło pohasali do Hogwartu, by się ocieplić!
Przechadzając się po zamku David zauważył pewne jezioro, przysiadł przy brzegu po czym położył głowę na trawie, która błyszczała od porannej rosy. Po pewnym czasie zauważył pewnych czarodziejów, których znał tylko z widzenia. Przyglądał się czarodziejom, którzy rozmawiali o pewnych sprawach. W końcu postanowił do nich podejść i się przywitać. Lecz nim stanął, czarodzieje odeszli w stronę Hogwartu, a David został i zapatrzył się na jezioro, które przypominało mu rodzinne strony. Po chwili przypomniał sobie iż dzisiaj jest bal, więc szybko pobiegł w stronę Hogwartu.
Nowa szkoła! Esmee sama nie wiedziała czego się spodziewać. Jeszcze nie potrafiła wrócić do 'normalnego' trybu, jakim określała ten, kiedy chodziła do szkoły. Na wakacjach była przyzwyczajona do tego,że mieszka z 10 osobową 'rodziną', którą stanowili jej przyjaciele. Teraz było tak cicho, spokojnie. Brak całotygodniowych imprez- jak na razie, zobaczymy jak to tutaj się rozkręci. Na pewno podobało jej się nieco bardziej niżeli w Hiszpanii, bo średnio przepadała za ciepłym klimatem. Musiała chować się przed słońcem, co raczej średnio jej wychodziło, a nie chciała chodzić z różową buźką. Postanowiła pozwiedzać to co ją najbardziej fascynowało, a mianowicie tereny zielone. Tak, uwielbiała spędzać czas na świeżym powietrzu. Przypadkiem, kiedy wyszła z zamku dostrzegła jezioro. Nie mogła się więc powstrzymać od tego,żeby nie zobaczyć go z bliska. Szła sobie w jego stronę powolnym krokiem. Ubrana była w szerokie, jeansowe spodnie, z niewielkimi przetarciami i zwyczajny, obcisły t-shirt, do tego czarne trampki. Dredy miała dosyć niechlujnie związane niemalże na czubku głowy. Kiedy już dotarła do brzegu jeziora zdjęła z szyi sporą apaszkę no i sobie na niej usiadła, coby tyłka nie upaprać. Obserwowała taflę wody i promyki słońca, które się od niej odbijały. Co jakiś czas przenosiła wzrok w stronę chmur, które tworzyły na niebie dziwne wzory. Odetchnęła głęboko i wygrzebała z kieszeni spodni papierosa- odpaliła go no i ponownie uniosła spojrzenie. Była chyba szczęśliwa.
Śledził ją, odkąd tylko zauważył, ze cichaczem próbuje wymknąć się z zamku. I to bez niego?! Karygodne! Co prawda... spędzanie z nią czasu sam na sam nie uważał Jimmy za zbyt bezpieczne... Ale póki byli trzeźwi, nic mu nie groziło. Śledzenie to dobre określenie... Szedł za nią na palcach, co by się nie kapnęła. Bo gdyby się zorientowała, nie było by zabawnie! Kiedy już tak chwilę siedziała nad brzegiem jeziora a właśnie zaczynała palić papierosa, podbiegł do niej, już nie tak całkiem bezszelestnie, kolanami szorując po trawie (chrzanić spodnie, kupi nowe!) ślizgiem podjechał do niej od tyłu, obejmując ją za szyje z krzykiem - Eeeeesmeeee! Co jest, samotności Ci się zachciewa? Nie ma mowy! - zaśmiał się głośno, uśmiechając się szeroko - Jak tam Ci się podoba nowe miejsce? Lepsze, niż Espania?
Esmee podskoczyła. O tak, najwyraźniej nie przyszło jej nawet na myśl to,że ktoś może za nią podążać. Zaskoczył ją! - Co Ty sobie wyobrażasz!- Rzuciła z udawanym zdenerwowaniem. - Kiedyś przez ciebie zawału dostanę.- No wyobraź sobie,że się tak chillujesz, a tu ni z gruszki ni z pietruszki, ktoś ci wyskakuje.. - Nie no, przyszłam wybadać jak to wszystko na zewnątrz wygląda.- Pociągnęła jeszcze jeden buszek i wyciągnęła niewielką, przenośną popielniczkę z kieszeni. Ona jest eko! Esmee nie śmieci, ona po sobie sprząta.. Tak, to bywało dziwne, ale co tam, taka już jest. - Szczerze mówiąc, po tych kilku chwilach wydaje mi się,że jest tu nieco inaczej, jednak jak dla mnie na plus. - Każde miejsce miało swój urok, no, ale wiadomka w pewnych człowiek po prostu czuł się lepiej. - Nie ma takiego słońca, co jak dla mnie jest chyba czymś w rodzaju zbawienia.- Przestanie unikać wyjść w godzinach rannych i popołudniowych. - A jak tam twoje pierwsze wrażenia?- Esmee chyba czuła się nieco niezręcznie będąc z Jimmy'm sam na sam, no ale wiadomo,że takie rzeczy się zdarzały, no nie? To co się wydarzyło było typowym, ludzkim zachowaniem, także teraz trzeba było stawiać czoła temu co się wtedy wydarzyło, no i próbować, by wszystko wróciło do normy.
- A tam, zawał od razu! Ja po prostu uszczęśliwiam z zaskoczenia! - zaśmiał się, układając się wygodnie na trawie obok przyjaciółki. Jimmy obejrzał się na zamek... Cóż, z tej perspektywy wyglądał naprawdę fajnie! Taki wieeeeeeelki! - Nooo, na pewno tu jest zimniej! Eh, słoneczna Hiszpania to na pewno to nie jest. W ogóle, rozwala mnie to, jak w różnych częściach Europy jest kompletnie inny klimat! A przecież Anglia i Hiszpania nie są znowu tak daleko od siebie! - zaśmiał się, spoglądając na jezioro. Widok był nieziemski! - Szczerze mówiąc... straszna nuda! Liczyłem na jakieś huczne przyjecie na naszą część a tu takie pustki, nawet nauczycieli nie ma! Żadnych fajerwerków, muzyki, żarełka, wódki! Chyba sami będziemy musieli to sobie zapewnić. Cóż, na daną chwilę mogę zapewnić fajerwerki! - wstał szybko, sięgając do kieszeni, wyjmując małą mugolską petardę. Wyjął z dłoni Esmee papierosa, od żarzącej się końcówki odpalając lont, po czym rzucił fajerwerkę wysoko w niebo, która nagle rozbłysnęła na wszystkie kolory tęczy przy akompaniamencie niedużego huku. - No! Może nie za dużo, ale jak na naszą dwójkę chyba akurat!
- Fakt, liczyłam na to,że kogoś tu spotkam..- Esmee być może i czasami lubiła sobie posiedzieć sama, nie był to jednak ten moment. Miała ochotę na towarzystwo. - Nom, Europa chyba ma to do siebie,że jest cholernie zróżnicowanym kontynentem, a to chyba dobrze, nie?- Sama nie wiedziała, czy to zaleta, czy wada. Chociaż w sumie jeśli miałeś ochotę, to zupełnie niedaleko mogłeś zobaczyć całkowicie odmiennie klimaty, a to chyba mogło być całkiem ciekawym doświadczeniem. - Zawsze możemy sobie zorganizować jakąś imprezę, ogólnie to nie wiem czemu tutaj są takie pustki.- tak, ona również była nieco zawiedziona. Liczyła na to,że ich przybycie to będzie BUM! że ludzie będą nimi zaciekawieni, no i że nawiążą sporo nowych znajomości,a tutaj jak na razie nic się nie działo. Uśmiechnęła się widząc jak Jimmy odpala fajerwerkę. Zastanawiała się często skąd on ma w sobie tyle energii. - Łaa! Specjalne powitanie..- spoglądała na te kolorowe niebo, cóż wyglądało całkiem ładnie. - Nie no, jak na dwie osoby jest oke.- No i zaczęła myśleć. - Zróbmy coś głupiego! - Tak, miała ochotę coś odwalić, tylko jeszcze nie wiedziała co konkretnie. Miała ten dzień, w którym mogła zrobić z siebie konkretnego idiotę no i by się z tego śmiała. Także pozostaje tylko znaleźć jakiś pomysł.
- No, zorganizowanie imprezy to podstawa! - krzyknął. Właściwie, to często krzyczał, głównie dlatego, że nie mógł powstrzymać tej rozpierającej go energii i euforii, więc krzyczał. Kiedy zapadła taka dziwna cisza, nie był pewien, co za chwilę się stanie. Nie lubił ciszy, starał się jej unikać, nawet w nocy chrapie jak koń, żeby tylko zagłuszyć ciszę! ... I już miał coś powiedzieć, kiedy usłyszał to magiczne ,,Zróbmy coś głupiego!'' i na jego twarzy wykwitł ogromny uśmiech. - Dobra! - rozejrzał się uważnie. Pustki jak cholera, serio, gdzie podziali się Ci ludzie?! Co by tu zrobić, hm? I nagle jego wzrok padł na, o tak! jezioro! - Chodź! - krzyknął znowu, podbiegając do brzegu jeziora i zdejmując bluzkę. Co prawda kiedy czytał o Hogwarcie pamiętał wzmiankę o jakiś wodnych stworzeniach zamieszkujących jezioro, ale... ale to na pewno gdzieś głębiej, nie przy samym brzegu!
- No! Zróbmy imprezę! Żeby wóda lała się strumieniami.. ciastka też by się przydały..- Esmee ostatnimi czasy stała się wielką fanką wyrobów cukierniczych, no ale jej zdolności kulinarne były raczej nie za wielkie. Miała od tego ludzi, nie? Tyle dobrego. Kiedy usłyszała,że Jimmy najwyraźniej się z nią zgadza promiennie się uśmiechnęła. O tak, ona lubiła robić głupie rzeczy, no bo lubiła się z siebie śmiać. Także było to całkiem fajne, jak dla niej. Podniosła się z ziemi kiedy tylko usłyszała głos chłopaka, bez słowa ruszyła za nim. Zobaczyła co ten kombinuje. Kiedy ściągnął bluzkę, zrobiła to samo, a co! Nie będzie przecież inna. Jak się bawić to się bawić. No i zaczęła ściągać swoje szerokie spodnie, przez co nawet się potknęła, no i w nich zaplątała. - Chwilaa!- Rzuciła w sumie chyba nawet bardziej do siebie i zaczęła się z nich wyplątywać. Po dłuższej chwili stała w sumie w samym staniku no i bokserkach, stała przez krótką chwilę, bo teraz w zasadzie biegła stronę wody. Tak, wbiegła do jeziora nie przejmując się tym,że woda nie była ani najcieplejsza, ani najczystsza. - Mam nadzieje,że nie ma tu czegoś na kształt potwora z Loch Ness.., a jakby coś powiedz,że zginęłam śmiercią prawdziwego bohatera..- Odparła no i zaczęła pływać. Może nie była najlepszym pływakiem, ale się nie topiła, zawsze to jakiś tam plus.
Zabawa! Nareszcie! Już naprawdę zaczynał umierać z nudów! Jimmy błyskawicznie pozbył się reszty ciuchów i butów, zostając oczywiście w bokserkach. Nie to, że sie wstydził przed Esmee, ale trzeba bylo zachować pozory przyzwoitości! Wbiegł do wody zaraz za nią, dając nura i wypływając kawałek dalej. Kiedy wypłynął, w iście filmowy sposób pokręcił głową, starając się odgonić mokre włosy z oczu, jednocześnie pryskając naokoło kropelkami wody. Podpłynął do przyjaciółki, zamachując się i opryskując ją wodą, a co tam! - Potwór? Myślisz, że nas zje? Eeee tam, udławiłby się Twoimi dredami i moimi kiepskimi żartami! - zaśmiał się głośno, dopiero po chwili uspokajając się... Tak, spędzanie czasu z Esmee mogło byś nawet bardzo fajne, póki byli całkiem trzeźwi. Jakoś Jimmy obawiał się przebywać z nią, kiedy była na haju, ale... teraz nie miał żadnych oporów.
Tak, tak, tak. Nareszcie coś się działo. Esmee nie miałaby oporów,żeby pływać nago, no ale zdawała sobie sprawę,że niektórym mogłoby to przeszkadzać. Także coby nie było w tym wypadku postanowiła się dostosować. - Myślisz? A jak nas zje, to co? Rozwalimy mu żołądek? - Liczyła jednak na to,że nie ma tu żadnego potwora. Być może było to z ich strony nieco lekkomyślne, że tak sobie bez praktycznie żadnej wiedzy wskakują do jeziora, no ale bez ryzyka nie ma zabawy. Czyż nie? - Chociaż masz rację, nas pewnie nawet by nie tknął.- Wyszczerzyła zęby i się zanurzyła. Pod wodą popłynęła do chłopaka i złapała go za jedną z nóg, no i pociągnęła za nią pod wodę. Może nie była jakoś specjalnie silna, jednak pewnie nie miała z tym większych problemów. Coraz bardziej jej się tutaj podobało. Tym bardziej,że za towarzysza miała Jimmy'ego, któremu to energii nie brakowało. Jak na razie nie musieli trzymać się od siebie z daleka, że też życie na trzeźwo mogło być całkiem fajne! Kto by uwierzył..
Zanim Jimmy zlądował pod wodą, wziął głęboki wdech, domyślając się już, co Esmee planuje... I dobrze zrobił, bo już za chwilę był pod wodą. Otworzył niepewnie oczy... wokół było ciemno, woda najczystsza nie była, jednak dostrzegł wśród plątaniny włosów twarz Esmee. Oh, gdyby tylko mógł, zaśmiałby się głośno! Chwycił ją za rękę wyswobadzając kostkę z jej uścisku, po czym trzymając ja mocno, pociągnął na powierchnie. Niestety, dno nie wyglądało zbyt sympatycznie, więc nie miał zamiaru zbytnio się zbliżać, ale to inna sprawa. Gdyby było czystsze, mógłby tam nawet zatańczyć! Odetchnął głośno, zaczerpując powietrza. - Łooooł! - wykrzyknął, rozgarniając włosy, przyklejone do czoła i wpadającemu do oczu. - Ty maaaałaaa! - zamachnął się, mocno ochlapując ją wodą... Cóż, bardziej mokra już nie będzie!
Esmee w tym momencie powiedzmy,że całkiem zapomniała o tym gdzie się znajduje i chyba nawet ile ma lat. Czuła się w sumie jak taka dwunastoletnia dziewczynka. Cóż, jak dla niej było to na prawdę fajne doświadczenie. Brakowało jej takiej beztroski, nie przejmowania się niczym. Była cholernie zadowolona z siebie,że udało jej się wciągnąć chłopaka pod wodę. Miał za swoje! To,że chwilę później był już na powierzchni wcale jej nie zniechęciło. I tak ciągle się szczerzyła. - Ej, ej! - Cofnęła się, coby nie dawać mu zbyt wielkiej możliwości do chlapania. Jednak po krótkiej chwili, to w zasadzie co jej tam zależało.. - Będziesz miał za swoje!- Podpłynęła do niego i zrobiła to samo. Zaczęła chlapać w jego stronę wodą tak mocno, jak tylko potrafiła. Mało istotne to,że już chyba sama nic nie widziała, no i nie miała pojęcia w którą stronę chlapać.. No bo z Esmee się nie zadziera!