Brzeg ciągnie się niemal bez końca. Im bliżej brzegu tym wilgotna trawa powoli ustępuje błotu i mokremu piachu. Fale szkolnego jeziora są niemal niewyczuwalne. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie wylegują się na słońcu zaś w zimie niejednokrotnie miłośnicy sportu urządzają sobie jogging.
Igiś tylko zaśmiał się szczerze, widząc jej ogromne zamyślenie. W ogóle Summer sprawiała, że ciągle się śmiał i zapominał o wszystkim, co się działo. - No to idziemy do lasu. - Igor założył na siebie koszulkę, chowając różdżkę do nogawki spodni. Cóż, w Zakazanym Lesie jednak lepiej było mieć ją przy sobie, więc od razu w myślach postanowił sobie wyjąć ją i trzymać w pogotowiu, gdy tylko tam dotrą. Od razu ruszyli w stronę lasu, bo i po co czekać?! Oh, może Igorowi w tym czasie uda się dowiedzieć czegoś więcej o tej uroczej dziewczynie...?
Ciepły wieczór, młody czarodziej pełny weny twórczej siedzi nad brzegiem jeziora, w ostatnich dziś promieniach słońca niedługo przed zachodem słońca. W jego zgrabnych rękach spoczywa gitara akustyczna, lekko oparta na kolanach. Mike udając wzrokiem w stronę drugiego końca jeziora uderza w pierwsze struny. "Tak" pomyślał, "to była struna G, idealnie pasuje". Powoli rozbrzmiewają coraz to różniejsze dźwięki uderzania palcami o poszczególne struny. Zapada na chwilę dłuższa cisza Mike się rozgląda, czyżby, i dalej już ponownie słychać piękne dźwięki. Chłopak szuka natchnienia w jego ulubionym miejscu, a może po prostu gra dla siebie, starając pozbierać myśli.
Jak nigdy... miał strasznie zły humor. Pewnie gdyby ktoś znajomy go zobaczył, rozejrzałby się zdziwiony, czy to ukryta kamera, czy coś, bo to było naprawdę nienormalne. Siedział, głupi, nad głupim brzegiem głupiego jeziora, wrzucając do niego głupie kamienie, puszczając co rusz głupie kaczki. Było już zimno, a mimo to ubrał na siebie jedynie cienką kurtkę. Niby miał na szyi szalik, ale był on przewieszony luźno, więc ni jak nie chronił go od wiatru i chłodu bijącego od jeziora. Głupie kamienie... Głupie jezioro, głupie to miejsce. Czemu nie mogli zostać w Hiszpanii? Tak było tak faaaaaajnie... A tu było ziiiimno... I w ogóle nudy. Nic do roboty, na każdym kroku spotykał się z zakazami. Imprezy? Jakie imprezy?! Nic, null! Ani jednej okazji, co by się zabawić! Tak mega fest super uper hiper! No, ale nic! Koniec emowania się! Trzeba być twartym a nie miętkim! - Fak. - zaklął jeszcze pod nosem, biorąc się w garść, przywołując na myśl jakieś miłe wspomnienie i od razu się uśmiechnął. W głowie miał obraz swojego zwycięstwa jednego z konkursów tanecznych, sprzed paru lat. O reeety! Jak się wtedy cieeeszył! No, i już od razu jesienna chandra poszła precz i wsjo! Teraz jeszcze by się tylko jakieś towarzystwo przydało...
Mijały dni, mijały noce, a Florka ma nogi gorące. Dobra nie ma gorących, ale chciałam ładnie zacząć posta z rymowanką, lecz ogarnę się i zacznę piać normalnie tego posta. Po ostatniej imprezie z okazji Halloween, nic nie działo się w tej szkole. Zupełnie nic. Poza lekcjami, których panna Florencja szczególnie nie lubiła i unikała. Po jakie gówno będzie jej to potrzebne? Żeby zaszpanować inteligencją u jakiś mądrych opryszków? Stanowczo nie! Mijając na korytarzu uczniów miała ochotę jednego po drugim walnąć w nos. A czemu? Bo wszyscy zaczęli z byle powodu denerwować. I tu widzimy, że panna Nebojsa ma dziś zły humorek. Ma ochotę dziś kogoś walnąć, żeby tylko dał jej spokój. I takim oto cudem doszła do malowniczych pół, gdzie cała chorda dzieciaków się zwoływała i robiła przedziwne rzeczy. Z niechęcią patrzyła na ich radosne twarzyczki. Szczególnie kiedy Florence wyglądała jak noc listopadowa. Potargane włosy, porozciągany sweter oraz byle jaka kiecka. A i jeszcze, po rozszarpane buty, których szczerze nie lubiła.Dziewczyna doszła na samiutki brzeg jeziora, wymachując przy tym rękoma jak wariatka. Nagle z oddali ujrzała pewną osobę. Ooo! Będzie źle, szczególnie kiedy Florka jest zła. Mała ochotę coś tej osobie zrobić, nie zważając na to, że jej nie zna. -Czego tu chcesz, ty opryszku z piekła rodem? - zapytała z oddali głośno do chłopaka, po czym pchnęła go do jeziora. Omójboże! Co ona robi? Czy ona aby nie powinna odwiedzić munga?
Osz ja cię! for ril?! Chyba tak... Zlądował normalnie w wodzie, aż mu się wierzyć nie chciało. W zimnej wodzie! Na szczęście, nie poleciał daleko, choć pchnięcie było celne, i jak na tak szczupłą dziewczynę, naprawdę silne! - Czego ja chcę? - krzyknął, zmuszając się do poważnego i groźnego wyrazu twarzy, co pewnie wyglądało niesamowicie zabawnie - A cóż taka niewiasta śliczna wyprawia! Żeby prawego człowieka do wody wrzucać? Toż to się nie godzi! - zrobił usta w dziobek, zadzierając wysoko nos. "Arystokratycznie" miało wyjść, a pewnie wyszło niesamowicie komicznie. Wyciągnął różdżkę z kieszeni kurtki, rzucając szybkie zaklęcia, które go wysuszyło. Nie będzie przecież mokry chodził, helloł. Umiał rzucić takie zaklęcie, chociaż autorka posta aktualnie nie pamięta jego nazwy i nie chce jej się go szukać. - Cóż, to, nadobna dziewko, się stanęło, że taka złość tobą wstrząsnęła? - spytał, przyjmując juz w miare normalny wyraz twarz... to jest uśmiech, i przekrzywił nieco głowę w bok, przyglądając się jej zaciekawiony. Była ładna... nie dało się ukryć przecież, że Jimmy, co jak co, ale urodę nadobnych dziewek umiał docenić!
Rhea bierze swój szkicownik, porywa szybkim ruchem płaszcz i wybiega z zamku. Kieruje się do swojego ulubionego miejsca, nad brzeg jeziora. Siada zaraz przy wodzie i zaczyna rysować nie zwracając uwagi czy ktoś jest w pobliżu. "Dobrze by było gdyby kogoś tu znała" - myśli, robiąc pewne ruchy ołówkiem. Patrząc na jezioro, stara się oddać jego piękno.
Przechadzałam się nad jeziorem ot tak, z nudów, nie spodziewając się że kogoś spotkam. Ale jakież było moje zdziwienie gdy natknęłam się na jakąś dziewczynę. I o dziwo! Rysowała w jakimś szkicowniku. Jakże często ja sama siedziałam dokładnie w tym miejscu robiąc to samo...Podeszłam bliżej dziewczyny by jej nie spłoszyć. Jako prawdziwa maniaczka rysowania chciałam poznać osobę która interesuje się tym samym. Spojrzałam jeszcze na kolor szat nieznajomej. No nie...czemu ja zawsze natykam się na Puchonów? To jakieś fatum. Ale skoro zajmuje się tak zajebistą czynnością jak szkicowanie to nie może być aż taka zła prawda? -Cześć. - powiedziałam niepewnie kucając obok Puchonki. Zdaje się że jest ode mnie młodsza. -Co szkicujesz?
Rhea podskoczyła słysząc nieznany głos. Obejrzała się szybko i widząc nową twarz przyglądnęła się dziewczynie. - Hej - powiedziała niepewnie a słysząc pytanie zarumieniła się delikatnie. - Takie tam bazgroły. - uśmiechnęła się - Próbuję narysować to jezioro ale coś mi nie wychodzi - zaśmiała się i uśmiechnęła do dziewczyny. - Jestem Rhea - wyciągnęła rękę w geście powitania. Dziewczyna była ślizgonką, prawdopodobnie starszą.
Mogłam nie skradać się tak bo biedna dziewczyna się przestraszyła. Miała dość ładną, pogodną twarz a gdy spytałam co rysuje zarumieniła się. Niepotrzebnie, naprawdę! -Spokojnie, jestem z Domu Węża ale nie gryzę.- Wyszczerzyłam zęby do dziewczyny. -Na pewno ładnie rysujesz, więcej pewności siebie kochana!-mrugnęłam do niej. -A tak swoją drogą, ja też rysuję, głównie ołówkiem i węglem. Robię to już od 7 lat i to jest całe moje życie. Ty jak widzę też kochasz rysować. Zauważyłam po tym z jakim skupieniem pochylasz się nad pracą. To się czuje...Na gacie Merlina, ja tu gadu gadu a nawet się nie przedstawiłam!- już wyciągałam rekę ku dłoni Rhei, gdy zauważyłam na palcu czarny ślad od węgla. Szybko wytarłam go o spodnie. -Sorry, jeszcze pięć minut temu trzymałam w dłoni swoje narzędzie pracy. Victoria. Tori. Masz ciekawe imię Rheo. Skąd pochodzisz?
Uśmiechnęła się. -Mam pewność siebie, tylko po prostu nie lubię komuś nieznajomemu pokazywać swoich rysunków. Ale my się już mniej więcej znamy - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Nagle dziewczyna wykonała szybki ruch, i wytarła swoją rękę o spodnie. Rhea zaśmiała się i powiedziała - Oh, nie martw się, też często mam brudne ręcę po węglu, farbach i pastelach wodnych, tym zazwyczaj rysuję. -Miło mi Tori, lubię imię Victoria, zawsze kojarzyło mi się tak dostojnie. Co do mojego imienia, jestem z Francji, tam to imię jest aż nadto pospolite. Usiądziesz obok mnie ? - poklepała miejsce obok siebie.
Odwzajemniłam uśmiech. -No to dobrze. Ja tam nikomu żyjącemu nie pokazałam jeszcze żadnego z rysunków. Miło poznać kogoś o podobnym zainteresowaniu. Dostojnie? Czy ja wiem... -Mi to imię wydaje się pospolite, no ale skoro tak uważasz to dziekuję. Francja...tak mi się właśnie wydawało. Swoją drogą, zawsze chciałam nauczyć się francuskiego. Ja urodziłam się, oraz mieszkałam ponad połowę dotychczasowego życia w Chorwacji skąd pochodzi mój tata, ale imię mam po angielskiej babci. - spojrzałam na ruch dziewczyny i uśmiechnęłam się. -Chętnie. - usiadłam obok Rhei z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy. Zauważyłam, że ostatnio prawie ciągle się uśmiecham. Cieszyło mnie to ale i...martwiło. Sama nie wiem dlaczego.
- Ależ chérie, jesteś pierwsza osobą, którą znam o tym imieniu - zaśmiała się. Rhea popatrzyła na nową koleżankę, zauważyła nieodstępujący jej ani na chwilę uśmiech. - Jesteś wesołą osobą, lubię takie - powiedziała robiąc kolejne ruchy na papierze. Interesujesz się muzyką ? To znaczy, spiewasz, grasz na czymś czy coś w takim stylu ? - Popatrzyła na Victorię uważnie czekając na odpowiedź.
-Pierwszą? To dziwne, na mojej dzielnicy w Londynie jest aż pięć dziewczyn o tym imieniu. -zaśmiałam się. Gdy usłyszałam stwierdzenie że jestem wesołą osobą myślałam że ze śmiechu upadnę na trawę i przykryję się nogami. Ale na szczęście nic takiego się nie stało i jedynie zatrzęsłam się od tłumionego chichoty. -Hahahahaha...ja wesoła...Merlinie, szkoda że nie spotkałyśmy się przez ostatnie trzy lata. Albo to i dobrze...Jeszcze bym cię do siebie zraziła i zryłabym ci psychikę. Przez ostatnie lata wesołość to był ostatni przymiotnik jakim można było mnie określić! Wredna? Tak. Oschła? Jasne. Niemiła? Jak najbardziej. Cyniczna, dumna, pyszna? Zdecydowanie. A zrobiłam się taka przez pewne smutne, niemiłe wydarzenie na końcu czwartej klasy, ale o tym potem. Jak widać trochę ta deprecha mi przeszła.- spojrzałam na Rheę, która powoli dokańczała swój rysunek. Pod tym kątem nie widziałam go ale miałam nadzieję, że ujrzę gotowe dzieło. -Muzykę ogólnie kocham. Ale tylko słuchać. Śpiewam jakby darło się prześcieradło. A grac to chciałabym się nauczyć. Najlepiej na gitarze. A ty, grasz na czymś?-wbiłam w dziewczynę pytające spojrzenie.
- Naprawdę? - Rhea odwróciła głowę do Vicotrii - teraz zupełnie nie przypominasz tej osoby,wręcz przeciwnie. Nie będę się wtrącać do twojego życie rywatnego, a przynajmniej nie teraz - zaśmiała się - "Ale mnie zżera ciekawość" - pomyślała i popatrzyła na Tori zaciekawionym spojrzeniem. Puchonka zaśmiała się na uwagę o śpiewie. - Przestań, napewno tak źle nie jest - uśmiechnęła się. - Ja brzdąkam na gitarze basowej i trochę podśpiewuję pod prysznicem.
Uśmiechnęłam się krzywo. Każdy chciał poznać tą historię. Tak, z zewnątrz. Ale jakby miał przechodzić to samo to już nie byłoby tak fajnie. Ale przecież nie będę czepiać się nowej koleżanki. -Tak, wiele zrozumiałam i trochę się zmieniłam. A tą historię na pewno kiedyś usłyszysz, nie ominie cię to-pogroziłam jej żartobliwie. -Nie no, może aż tak źle to nie. Czasem sobie coś zanucę i jakoś to tam brzmi nie powiem że nie. -gdy usłyszałam, że dziewczyna gra na basie rozszerzyłam oczy z podekscytowania i ze zdziwienia. -O rany, rany, rany! Nauczyłabyś mnie? Prooooooszę! - zrobiłam do niej słodkie oczka.
/Boże, słodkie oczka...Ślizgonka. Hehe, dobre sobie
Gdy dziewczyna zobaczyła reakcję nowej koleżanki wybuchła śmiechem. - Jestem złym nauczycielem,prędzej wprowadzę Cię w błąd niż czego nauczę, ale skoro rak chcesz mogę spróbować ale nie teraz, chwilowo mi się nie chcę iść po gitarę - uśmiechnęła się do Victorii. - A tak w ogóle, słooodko wyglądasz z takimi oczami - wybuchła śmiechem.
Roześmiałam się w głos. -"Przestań, na pewno tak źle nie jest". -zacytowałam dokładnie imitując głos nowej koleżanki. -A tak na serio to nieważne. Wynagrodzi to fakt, że ja jestem świetną uczennicą. -wyszczerzyłam zęby. -I oczywiście, że nie teraz. No przecież nie będę cię wykorzystywać już na samym początku naszej znajomości. - mrugnęłam do niej. -Dzięki. -zachichotałam w reakcji na hmm...komplement. -Powiedz mi lepiej coś więcej o sobie. -przechyliłam się opierając wyprostowane ręce za sobą na trawie i spojrzałam na Puchonkę w oczekiwaniu na jej zapewne długą, ciekawą historię.
- Puchonka zaśmiała się na imitację jej głosu - Dobrze to robisz - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Cóż mam Ci powiedzieć o moim życiu ? Moja matka umarła podczas porodu, nie mam rodzeństwa i wychowywał mnie ojciec, który ma talent do malowania, i tak właśnie zarabia na życie. Zanim poszłam do Hogwartu uczyłam się grania na basie, co podobno dobrze mi wychodziło, uczyła mnie moja najlepsza przyjaciółka Amy. Tata uczył mnie malowania, wyrażania uczuć ruchami ręki z ołówkiem lub pędzlem. Może ty teraz opowiesz o sobie ? - Popatrzyła na Vicorię zaciekawiona, czekając na jej opowieść.
Uśmiechnęłam się. Zastanawiałam się czy powiedzieć jej wszystko czy nie ale w końcu postanowiłam mówić co tylko na język mi przyniesie. -Hmmm...-Obie rodziny, zarówno ze strony matki jak i ojca mają czystą krew. Nie wiem czy można by znaleźć jakiego mugola. Moja mama pojechała od razu po skończeniu szkoły do Chorwacji i spotkała tam mojego ojca. No i wzięli ślub a dziewięć miesięcy potem urodziłam się ja jako Victoria Ivette Pavelic. Rodzina ze strony mojej matki odwróciła się od niej gdy tylko wyszła za mojego tatę. Ale rodzina chorwacka była dla nas bardzo dobra. Gdy miałam dwa latka urodził się mój braciszek Nate. Był najukochańszym braciszkiem na świecie. Gdy miałam dziesięć lat wydarzyła się tragedia. Nate utonął. Od tamtej pory już nie byłam taką beztroską, wesołą dziewczynką jak kiedyś. Rodzice zdecydowali że aby uciec od wspomnień wyjedziemy z Chorwacji i osiedlimy się w Anglii skąd pochodzi moja mama. Zmieniliśmy też nazwisko by zacząć nowe życie. Rodzina mamy nadal nie chce nas znać więc nawet nie znam i pewnie nigdy nie poznam swojej babci i dziadka, który tak jak ja mieszkają w Londynie. Pierwszego dnia po przyjeździe do Anglii, niedługo przed moimi jedenastymi urodzinami poznałam Marie. Była mugolką, ale wiedziała kim jestem ja i moi rodzice. Była moją najlepszą przyjaciółką. Moi rodzice, ci dumni czystokrwiści czarodzieje nigdy jej nie zaakceptowali ale ja kochałam ją nad życie. Dzięki niej poznałam cały niemagiczny świat a jej opowiadałam o Hogwarcie i innych rzeczach bo wiedziałam że nie wypapla nikomu. Byłyśmy nierozłączne. Ale pewnego dnia w wakacje po czwartej klasie gdy spotkałyśmy się na mieście zaczęła uskarżać się na złe samopoczucie. Do dziś wyrzucam sobie że nie wysłałam jej do lekarza, do domu! Na drugi dzień już nie żyła. Może gdybym tego nie zbagatelizowała Marie nie umarłaby. Obwiniałam i wciąż obwiniam się o jej śmierć. Parę razy próbowałam popełnić samobójstwo. Raz by mi się udało gdyby nie dyrektor. Po śmierci przyjaciółki zupełnie się zmieniłam. Byłam taka jak ci przed chwilą opowiadałam. Oschła, zimna, niemiła, cyniczna. Dopiero niedawno zrozumiałam że takie zachowanie nic mi nie da. Nigdy nie zapomnę Marie, czasem mam takie dni że mam ochotę zaszyć się gdzieś i płakać. Ale staram się pozytywniej patrzyć w życie choć tamtego, letniego dnia dwa lata temu byłam pewna że moje życie się skończyło. Ale żyję. Dzięki rysunkowi i fotografii. Tym wyrażam siebie i swoje cierpienie. No i to chyba wszystko, cały mój życiorys. -zachichotałam na koniec i spojrzałam na Rheę. Wyglądała na wstrząśniętą i patrzyła na mnie ze współczuciem.
Z otwartymi oczami i ustami Rhea patrzyła na koleżankę. - Nie będę mówiła że mi przykro,bo to przereklamowane, powiem tyle: To, że poradziłaś sobie z tyloma rzeczami, oznacza, iż mam przyjemność silną emocjonalnie osobą, która jak widać nic nie może dostatecznie złamać, ażeby się nie podnieść. To że próbowałaś - skrzywiła się - popełnić samobójstwo - zamknęła oczy, po jej po jej plechach przebiegła ciarka - mnie zdziwiło, ale każdy może o tym myśleć, a czasem nawet próbować to spełnić z, ymm - zawahała się - ciężkim życiem, że tak powiem. Ja tu gadam, a nie powinnam kazania prawić - zaśmiała się . - Dziękuję, że podzieliłaś się ze mną tymi informacjami, ja na pewno bym Ci nie ujawniła moich, gdybym miała takie problemy - wystawiła jej język i roześmiała się beztrosko.
-Uwierz mi, było ciężko. Pomyślałam sobie, że nie warto się ciągle smucić, życie toczy się dalej. Trzeba pamiętać o przeszłości ale skupić się też na teraźniejszości. Jest to ciężkie ale jakoś mam nadzieję, daję radę. -zaśmiałam się. Rozejrzałam się dookoła. Fajnie mi się tu siedziało z tą dziewczyną. Cicho, spokojnie, szum wody...Raj. Chyba będę przychodzić tu częściej, takie urocze miejsce.-Spokojnie, nie odebrałam tego jako kazania. Sama się zastanawiałam czy ci o tym powiedzieć, wciąż ciężko mi o tym mysleć. Ale jak widać moja podświadomość wiedziała lepiej czy ci zaufać czy nie.-pokazałam Puchonce język i również się zaśmiałam. Robiłam to dziś częściej niż kiedykolwiek wcześniej i nawet mi się podobało.
Rhea położyła się na trawie zginając nogi w kolanach. Ręce założyła za głowę i zamknęła oczy. -Mmmm, uwielbiam takie miejsca, a jak pomyślę o tym, że za niedługo spadnie śnieg,ciarki mnie przeszywają ... Nienawidzę zimna brrr. Wstała,wzięła swój szkicownik, znów się położyła,a na twarzy umiejscowiła kartki zaczynając przy tym chrapać. - W sumie mogłabym tutaj spać, ta ziemia jest miększa niż niektóre łóżka,w których miałam przyjemność , albo i nie - dodała cicho spać. - zaśmiała się przelotnie i pociągnęła za Szatę Victorię. -Sprawdź sama.
Z rozbawieniem patrzyłam na poczynania Rhei. Najpierw się położyła uginając nogi w kolanach i zamknęła oczy. Na chwilę pogrążyła się w rozmyślaniach i już myślałam że zasnęła ale gdzie tam! Wstała, wzięła swój szkicownik, rozłożyła go na twarzy i ponownie zamknęła oczy tym razem ciągnąc mnie za bluzkę (napisałaś że szatę ale Tori nie ma jej ubranej ale nieważne :D ) bym również się położyła. -Ok.-zachichotałam kładąc się obok niej. -Masz rację, całkiem miło się leży. -było co prawda trochę chłodno, z północy nadciągało już chłodne powietrze ale co tam! Od leżenia na zimnej ziemi się nie umiera. -To co teraz robimy? Śpimy?-otworzyłam jedno oko zerkając na leżącą obok Puchonkę z radosnym uśmiechem, którego co prawda nie widziała bo miała przymknięte powieki ale uśmiechanie się chyba weszło mi już w krew. Cóż ze mnie za Ślizgonka! Zadaję się z Puchonką, wesoło z nią chichoczę! No normalnie zdrada domu! Ale w tej chwili było mi bardzo dobrze i miałam wszystko gdzieś. Liczylo się tu i teraz.
Rhea zdjęła z twarzy szkicownik, i otworzyła czy. Dziewczyna zaśmiała się, gdy poczuła że Ślizgonka kładzie się koło niej. - Hmm, no nie wiem mi się raczej spać nie chcę, możemy poszukać biedronek, jak byłam mała często to robiłam z tatą - znów roześmiała się wesoło. "Nie rozumiem tego podziału domów, przecież Ślizgoni nie są tacy straszni (czasem ...) a Puchoni nie są znowu takimi kujonami (czasem ... )" Puchonka zauważyła, że od dłuższej chwili rozmyśla, więc szybko się otrząsnęła i zapytała : - To co ? - popatrzyła na koleżankę rozbawionym wzrokiem.
No cóż, nie mam weny ale postaram się coś sklecić. Szukanie biedronek...Może być ciekawie. Gdy usłyszałam co Rhea mówi usiadłam gwałtownie otwierając oczy ze zdziwienia. -Biedronki mówisz? No dobra...- wstałam i zaczęłam się -rozglądać. -Cip, cip, cip, cip, cip, cip biedronkiiiiii!-wykrzyknęłam po czym roześmiałam się. -To gdzie zaczynamy poszukiwania?-spytałam dociekliwie.- Nigdy tego nie robiłam. Chociaż...z Marie kiedyś łapałyśmy polowałyśmy na żaby w moim ogrodzie. Ale to chyba co innego,nie?- mruknęłam wesoło i spojrzałam wyczekująco na dziewczynę.
Bein zaśmiała się na widok Vicotorii cipciającej na biedronki ( XD ). - Nie tak się woła biedronki - wystawiła jej język - w sumie sama nie wiem jak je się woła - uśmiechnęła się szeroko. - Prawdopodobnie nadwyrężymy sobie kręgosłupy, no ale trzeba jakoś je poszukać. - Żaby to bardzo mądre stworzenia, uciekają przed nami i trudno na nie polować, tak to jest zupełnie co innego - Rhea znów się zaśmiała, tak jak często przy Tori