W wiosnę, kiedy cały dąb pokrywa się soczyście zielonymi liśćmi nie sposób zauważyć ukrytego między gałęziami domku, zrobionego właściwie z kilku drewnianych desek. Jest to za to idealne miejsce, żeby się ukryć. Z przyjacielem, chłopakiem, czy samemu, zawsze jest idealnie. Budowla jest na tyle duża, że spokojnie pomieści cztery osoby, a i miejsce na malutki stoliczek się znajdzie. Żeby dostać się do środka, trzeba się nieco po gimnastykować, bowiem gałęzie, szczególnie te dolne, są w znacznej odległości od siebie.
Autor
Wiadomość
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Liczba zebranych osób na pierwszy trening w nowym roku szkolnym przebiła jej najśmielsze życzeniowe przypuszczenia, a i powinna na zawodników wywrzeć dodatkową motywację. Ostatecznie nie było nawet mowy przecież o tym, by wszyscy zmieścili się do pierwszego składu, zatem by do niego trafić, trzeba było prezentować należyty poziom sportowy i mentalny. Nie miała zamiaru jednak nikomu o tym przypominać, zdając się na ich własne zaangażowanie i entuzjazm względem zdrowego konkurowania. - Zaczynamy rok od powtórki ze znajomości zasad. Ale mam nadzieję, że w formie z którą nikt się nie będzie specjalnie nudził, hm? - po tych słowach skinęła głową w kierunku drzewa, spod którego wyłoniła się piątka skrzydlatych gadów, do której chwilę później dołączył ten ze smoków, który wcześniej postanowił przycupnąć na ramieniu Hope. - Wasze zadanie jest bardzo proste - dosiadacie mioteł, wznosicie się w powietrze, wymijacie slalomem te kilka tyczek w górze i wrzucacie kafel do wybranej pętli. Modele smoków i tłuczki będą ponad wszystko usiłowały Wam w tym przeszkodzić, dopuszczając się niekiedy różnych przewinień. - oznajmiła z uśmiechem, jednocześnie używając niewerbalnego Engorgio na każdym z ognioplujów, by te osiągnęły mniej więcej wzrost małej Callahan. - Będę Was obserwować z domku i odgwizdywać każdy faul. Pamiętajcie jednak, że gwizdek nie kończy Waszej próby, a jest wyłącznie sygnałem, że ktoś złamał zasady. Swoją akcję musicie mimo wszystko doprowadzić do końca. - Po przeciwnej stronie tego dębu mamy trzy ułożone w rzędzie świerki. Na potrzeby zajęć uznajmy, że to trybuny. - napomknęła, upewniając się, że wszyscy usłyszą całość wyjaśnień, najwyraźniej uznając również kibicowski element za bardzo istotny. - Macie dwie minuty na dogadanie się z miotłami i ustalenie, kto zaczyna. Ja spadam na drzewo. - entuzjastycznie ogłosiła rozpoczęcie pierwszego w roku szkolnym treningu i skierowała się na swojej miotle ku domkowi na drzewie, niekiedy przeskakując z Błyskawicy na konary dębu i z powrotem, by nieco przyspieszyć swoją podróż.
Trening Gryfonów - etap 1
To, co spotkało Was podczas próby określają kości: 1x K100, 2x Litera, 1x K6.
K100 określa tempo pokonania zadania, w tym wypadku im mniejsza wartość, tym szybszy mieliście czas!
Litery - przewinienia, jakich dopuściły się smoki, aby zatrzymać Was w drodze do bronionych przez nie pętli. Jeżeli dwukrotnie trafiliście tę samą literę, zdecydowanie ją przerzućcie (nie zużywając przerzutu z posiadanej puli)!
Litera:
A - jeden ze smoków w pewnym momencie chwyta ogon Twojej miotły i rozpościera skrzydła, dość skutecznie Cię zwalniając (wynik K100 0-50), czy nawet całkowicie zatrzymując (K100 powyżej 51). Rozlega się gwizdek, po którym smok wypuszcza Cię ze swoich objęć. +10 do K100 B - w odpowiedzi na Twój rzut, nadlatujący zza boiska smoczy obrońca rzuca się naprzód i przekłada łeb przez pętlę, przez którą powinien właśnie przelatywać kafel, blokując strzał i chwytając piłkę w zęby. Rozlega się gwizdek, ale rzut możesz uznać za trafiony, a swoją próbę - za zakończoną (smok i tak porwał kafel do zabawy). [przerzuć tę literę, jeżeli nie trafiasz do pętli] C - najwyraźniej uparł się na Ciebie tłuczek, bo nijak nie odpuszcza Ci ani na moment w zasadzie od początku do końca trasy. Dorzuć 3x K6 na trzy spotkania z zaklętym tłuczkiem:
K-6:
Pierwsza: 1-5 daje udany unik Druga: unik przy 2-4 Trzecia: unik przy wyrzuceniu 6
Każde oberwanie to +5 do K100. Po ostatnim ataku, Twój tłuczek zostaje odczarowany i okazuje się być pluszowym dementorem. Twoim dementorem, jeżeli zdecydujesz się go przygarnąć.
Po trzecim ataku gwizdek wybrzmiewa dwukrotnie. D - stało się coś dziwnego, bo... trybuny, znaczy świerki, zaczęły przeraźliwie buczeć i szumieć jakimiś pogrzebowymi rytmami. Jakby tego było mało, nastrój, który zaczęły tworzyć dość szybko wszedł Ci do głowy, osłabiając morale, wolę walki i skuteczność. Dodaj +10 do wyniku K100, a potem otrząśnij się i leć dalej! Tym razem obyło się bez gwizdka. E - jeden ze smoków ordynarnie wtrynił się w Ciebie od boku całym ciałem. Dorzuć K6:
K6:
1-3 - udaje Ci się zareagować, gdy tylko poczułeś kontakt - zmieniasz kierunek lotu lub wykonujesz w powietrzu jakąś paradę, by uciec od poważniejszej stłuczki 4,5 - od impetu uderzenia kafel wypada Ci z rąk, więc pospiesznie po niego nurkujesz, zanim zajmą się nim pozostałe gady. +10 do K100 6 - po zderzeniu z łuskowatym nie tylko piłka, ale i Ty spadasz w dół na zbity pysk, ale przecież ktoś Ci pomoże... Raczej. Kiedy już ktoś Cię posadzi z powrotem na miotłę (inny Gryfon lub któryś z opiekuńczych smoków), otrzymujesz +20 do K100 i możesz lecieć dalej.
Po akcie smoczej agresji było słychać gwizdek. F - zabawa zabawą, ale któryś smok wziął sobie zadanie do serca i bez namysłu wykonał szarżę w Twoim kierunku. Dorzuć K6 i sprawdź, czy przeżyjesz :
K6:
1-3 - as lotnictwa to Ty! Udało Ci się wykonać unik tak, że zmutowany jaszczur nawet Cię nie musnął. 4,5 - zderzasz się z gadem barkiem/kolanem. Będzie siniak, ale co to dla Ciebie! 6 - umierasz. Smok musiał pod koniec ostro wyhamować, żeby nie zmienić Cię wraz z Twoją miotłą w czarodziejskie puzzle. Zderzacie się, lecz na tyle lekko, że jedynie Cię wyhamowało. Gad niecierpliwie prycha na Ciebie dymem z nozdrzy, po czym przepuszcza Cię dalej. Wstyd i +20 do wyniku K100.
Po zderzeniu ze smokiem wybrzmiewa gwizdek. G - podczas lotu zauważasz, że w kierunku jednego ze smoków nadlatuje tłuczek. Bestia wykonała silny wymach, sprawiając, że agresywna piłka pomknęła w kierunku świerków. Choć całe wydarzenie nijak nie dotyczyło Ciebie, słyszysz odgłos gwizdka. H - smok, który miał Cię powstrzymywać podczas slalomu trochę się rozkojarzył jakimś błyszczącym obiektem, który fruwał mu przed nosem. Najpierw potraktował go więc płomieniami, a potem chwycił w zęby. W locie udaje Ci się rozpoznać złote skrzydełka uszkodzonego przez smoka znicza. Gwizdek wybrzmiewa dwukrotnie. I - tym razem to chyba nie był smok. Podczas lotu jedna z Twoich kończyn na kilkanaście sekund zmienia się w lwią łapę. Gwizdek wybrzmiewa dwukrotnie, po czym Twoje członki wracają do pierwotnego stanu. J - na polanę wdarło się kilka sztuk magicznych maskotek, aby z miejsca wprowadzić coraz bardziej narastający chaos. Rozbijały się o Ciebie oraz smoki, wykonywały najróżniejsze akrobacje i odwracały uwagę od wszelkich boiskowych wydarzeń. Zabrzmiał gwizdek po którym większość z intruzów została sparaliżowana, a Ty, oprócz otrzymania +5 do wyniku K100 przez chwilowe rozkojarzenie, możesz ruszać dalej.
K6 - określa, czy na koniec udało Wam się trafić do pętli.
K6:
1, 2 - lewa pętla 4 - środkowa pętla 5, 6 - prawa pętla 3 - pudło i +20 do wyniku K100
Przerzuty: 1 za każde 10 pkt GM, wliczamy tylko prywatny sprzęt (pierwszaki mogą wliczać szkolny) Termin: 19.09, godz. 19:09.
Kod:
<zg>K100, Litery, k6, przerzuty:</zg> [url=link]kostki[/url] <zg>Końcowy czas i nabytki:</zg> K100 + wydarzenia <zg>Punkty i wykorzystane przerzuty:</zg> # GM, X/Y
K100, Litery, k6, przerzuty:23, B, D, 6 Końcowy czas i nabytki: 23 + 10 = 33 Punkty i wykorzystane przerzuty: 21 GM, 0/2
Uśmiechnęła się na powitanie do Mulan i odwróciła wzrok od smoczka, bo ewidentnie w takim składzie bardziej gotowi być już nie mogli. Mogło to oznaczać tylko to, że trening w końcu się rozpocznie i po długiej przerwie znów poczuje charakterystyczny chłód angielskiego powietrza na twarzy, efekt, który dało się osiągnąć wyłącznie latając. Stęskniła się za tym uczuciem, a więc niezrażona rozmiarem powiększonych przez Moe smoków, chwyciła za miotłę jako pierwsza, uśmiechając się łobuziarsko do reszty drużyny. — Żeby Cię smok w dupsko chapnął! — Rzuciła jeszcze ze śmiechem do Percy'ego i wystrzeliła naprzód. W zeszłym roku slalom nie był jej mocną stroną... w ogóle nie miała zbyt wiele mocnych stron, jeśli by się nad tym zastanowić, żadnych poza niebywałym talentem do spadania z miotły. Tym razem nie mogła na to pozwolić. Włożyła w wyminięcie przeszkód wszystkie umiejętności, jakie nabyła na drużynowych treningach i poszłoby jej naprawdę wspaniale, gdyby nie dziwne dźwięki wydawane przez drzewa, które skutecznie ją rozproszyły. Rozejrzała się z wyraźnym zdziwieniem i na moment zwolniła. Po chwili uświadomiła sobie co wyprawia, zamrugała intensywnie i z jeszcze większą determinacją ruszyła w stronę pętli. Wybrała prawą, bo lepiej dwa razy w prawo niż raz w lewo podobno i oddała naprawdę piękny rzut, dochodząc do wniosku, że chyba warto było pograć trochę w mugolskiego kosza. Smok bez mała zeżarł piłkę, ale celny rzut był celnym rzutem i byłaby skłonna się kłócić, gdyby go jej nie uznano. Wylądowała w pełni chwały; tak przynajmniej sobie to wyobrażała. — Niezła faza tam na górze, ja nie wiem, czy to były zaklęcia, czy co... — powiedziała z przejęciem, podejrzliwie pozerkując na Moe. Azor zeżarł piłeczkę, pani kapitan!
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
K100, Litery, k6, przerzuty:20, I, I>B>D, 3 Końcowy czas i nabytki: 20 + 10 + 20 = 50 Punkty i wykorzystane przerzuty: # GM, 0/0
Dobrze że pierwszoklasiści interesowali się grą w quidditcha już tak młodym wieku. Wychodziło na to że rośli im kolejni zawodnicy, którzy może niedługo wskoczą im do drużyny. A kiedy Moe zaprezentowała im smoki, to aż prawie westchnął. Ostatnio te fruwające cudne bydlaki dały mu nieco popalić. Chociaż nie aż tak jak paru innym osobom które jednak zleciały wtedy z mioteł albo przynajmniej się na nich zachwiały. Na pierwszy ogień szła Hope, a Drake'owi pozostało tylko liczyć na to że ta tym razem nie spadnie z miotły. No i na szczęście nie spadła. Kiedy wylądowała, a Moe skołowała nową piłkę, ruszył zaraz po niej. Początek nie był aż taki zły i szło mu nawet szybko. Zwolnił jednak kiedy drzewa zaczęły mu wygrywać pieśni żałobne. Uderzyło go to delikatnie. Psychicznie oczywiście, dlatego nieco zwolnił lot. Pewnie kierował się w stronę pętli i już celował w lewą pętlę i nawet się zamachnął, kiedy... Ręka mu się zmieniła w lwią łapę. Pazury z niej zaś ładnie się wbiły w piłkę podczas rzutu, więc kafel zamiast polecieć utknął mu w łapie. Przynajmniej dopóki chłopak nie ogarnął jak schować pazurów i ta po prostu zleciała na ziemię. Posiadanie lwiej łapy było nawet przyjemne. ZWŁASZCZA TE GIGANTYCZNE KOCIE OPUSZKI! Nie nacieszył się tym zbyt długo, bo po gwizdku efekt został wycofany. Szkoda... Wylądował i ruszył do reszty. Zapomniał o naprawie piłki myśląc jeszcze o tej chwilowej lwiej łapie, którą mu doprawiono. Jak był młodszy to czytał trochę i myślał nawet o animagii, ale z drugiej strony nie dość że transmutacja wychodziła mu mocno średnio, to jeszcze nie wiedział jak to miałoby się pogodzić z byciem wilkołakiem. -To kto teraz?- Spytał się już stojąc przy reszcie.
Ruth Callahan
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 138cm
C. szczególne : Kasztanowe włosy, multum piegów, krzywe zęby - sepleni z irlandzkim akcentem
K100, Litery, k6, przerzuty:7 | D, G | 4 Końcowy czas i nabytki: 7 + 10 = 17 Punkty i wykorzystane przerzuty: 10 GM (+10 za sprzęcior), 2/2
Skruszona uśmiechała się głupawo, kiedy @Morgan A. Davies ewidentnie piła do jej występku z pierwszej lekcji miotlarstwa. No dobra, wiedziała, że nie powinna, okej? Już tyle ludzi jej to mówiło, że musiałby być naprawdę albo głucha albo głupia, żeby nie zrozumieć... A oczywiście nie była ani taka, ani taka - a wśród Gryfonów czuła się tak dobrze, że ostatnie czego by teraz chciała to żeby znowu przez nią oberwali po klepsydrze. — Hejka Caesar! — przywitała się jeszcze radośnie ze swoim rówieśnikiem z pierwszej klasy (@Caesar U. Badcock), szczerząc się wesoło - a oczy jej zabłysły, gdy ten oświadczył, że byłby pierwszy. Wszelkie wyzwania do rywalizacji działały na małą Callahan jak płachta na byka. — Ha! Stawiam dwie czekoladowe żaby, że to ja będę pierwsza! — Podniosła rękawicę, unosząc zadziornie piegowaty nos. Kiedy Moe przedstawiła im plan treningu - powiększając przy tym smoki do PRAWIE naturalnych rozmiarów (kucyka przynajmniej) - Ruth omal nie wysadziło z butów z ekscytacji; musiała aż zakręcić się w miejscu. — WOAH MOE ALE EKSTRA!!! — skomentowała głośno, piszcząc z zachwytu - aż jej piegowate policzki nabiegły rumieńcami. — Boyd mówił, że jesteś super, ale to jest doje... eee... PRZESUPER! — zreflektowała się szybko, czym prędzej gnając do drużynowego sprzętu, żeby zarzucić na siebie wszystko co tylko mogła. Koszulka z powodzeniem mogłaby jej służyć za sukienkę, ale młodej to nie przeszkadzało - koniecznie chciała ubrać wszystko co tylko upodobniłoby ją do GRACZA QUIDDITCHA. W tym czasie swoje rundy zdążyli skończyć już Drake i Hope - toteż na pytanie Lilaca kto teraz, Ruth momentalnie wyrwała się przed szereg. — Teraz ja! — zarządziła, dziarsko zbliżając się do miejsca startu, zgrabnie wtryniając się na szkolnego Nimbusa i przechwytując nowego kafla. Widać, że była już w piłką zaprzyjaźniona, bo zgrabnie zgarnęła ją sobie pod pachę i wystartowała w górę jak rakieta, rechocząc przy tym dziko z rozsadzającego ją szczęścia. WŁAŚNIE NA TO CZEKAŁA!!! Pomknęła niczym mała kometa, jedynie na chwilę wytrącona z równowagi, gdy świerki zaczęły na nią... buczeć? Spodziewała się raczej dziarskiego dopingu - przez co aż musiała zerknąć w ich stronę chwilowo tracąc na prędkości (i pewności). Zaraz jednak prychnęła bojowo przez nos i ruszyła dalej, przemykając zgrabnie przez slalom. Kątem oka widziała jeszcze jak jeden z łuskowatych przeciwników ciska tłuczkiem w kibicujące świerki, co zostało odgwizdane przez Moe. Rutka znała to zagranie (w końcu czasem robili to pałkarze!) - stłuczka! Jednak nie musiała się martwić o widownię, którą stanowiły drzewa, toteż przerzuciła kafla do swojej ręki i cisnęła go prosto w środkową pętle. Zakończyła swoje tournee tryumfalnym okrzykiem, po czym sfrunęła na ziemię, zeskakując na nią z przytupem. — HA!!! — wyrzuciła ramionka w górę, podskakując radośnie - energia ją rozpierała. — MARLA, HOPE, WIDZIAŁYŚCIE? — musiała się upewnić, że na pewno nie przegapiły jej popisu. Zielone oczy śmiały jej się, puszczając wesołe iskry, kiedy poprawiała na sobie za dużą koszulkę.
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
K100, Litery, k6, przerzuty:42, C (1, 1, 2) J, 6 Końcowy czas i nabytki: 42 + 10 (za dwa nieuniknięte tłuczki) + 5 (za maskotki) = 57; dostaję pluszowego dementora! Punkty i wykorzystane przerzuty: 0 GM, 0/0
Odetchnął z ulgą, kiedy Ruby go przytuliła, bo może po niej nie spodziewał się niczego innego, ale jednak wiedział, że na przykład jedna z jego sióstr nieszczególnie chciała się przyznawać do reszty rodzeństwa, co jakoś stawiało pod znakiem zapytania rodzinne relacje w szkole. Od razu poczuł się trochę mniej nie na miejscu, więc też łatwo było mu się radośnie zaśmiać na podchwycony przez @Ruth Callahan zakład. - Dobra, to po treningu się ścigamy! - Zarządził, bo teraz już chyba nie było czasu, a on musiał się grzecznie uśmiechnąć do witającej ich kapitanki. Nie przechwalał się już jakoś supermocno, bo skoncentrował się na słuchaniu, co takiego mają zrobić. Czekał na swoją kolej, ekscytując się, ale trochę też stresując, bo nie miał jakiegoś wielkiego doświadczenia na miotle - ale przecież nie planował pchać się do drużyny, tylko trochę się pobawić i może wesprzeć gryfońskie morale! Wpakował się wreszcie na miotłę, odepchnął się mocno od ziemi i wzniósł się nieco powoli, by śmignąć dopiero na odpowiedniej wysokości, kiedy poczuł się już stabilniej. Szybko okazało się, że jego głównym utrudnieniem ma być tłuczek, który nie chciał się od niego odczepić - Caesar uniknął go raz, a potem zapiał z zachwytu nad swoją niesamowitą akrobacją, by zaraz usłyszeć solidne łupnięcie, gdy tłuczek odbił się od jego szczęki, a później ramienia. Nie przejął się tym, nie czując przecież bólu, więc tylko próbując ręką odgonić intruza, który zmienił się nagle w jakąś pluszankę. Gryfon bezmyślnie wcisnął zdobycz za pazuchę, gnając dalej, teraz przez tłum innych maskotek, dużo bardziej rozpraszających od tłuczka. Wreszcie przyszedł czas na rzut do pętli i Caesar wyszczerzył się dumnie, wracając na ziemię z ładnie trafioną prawą obręczą na koncie, nie wiedząc o eleganckim zaczerwienieniu na policzku, które pozostawił nieuniknięty tłuczkentor. - Ja nie wiem, jak ty to tak szybko zrobiłaś, Ruta! Mega akcja! - Doskoczył do dziewczyny, chyba trochę oczekując, że jak on skomplementuje ją, to ona jego też, bo był pewien, że poradził sobie bardzo przyzwoicie, nawet jeśli jego czas nie powalał.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
K100, Litery, k6, przerzuty:przez klątwę 28, F (4 na dorzucie), I Końcowy czas i nabytki: 28 Punkty i wykorzystane przerzuty: 12 GM, 1/1
Latanie z modelami smoków wcale nie mogło być takie trudne. Przynajmniej tak wydawało się Huang, która należała do wielbicieli podobnych zabawek. Poprawiła jedynie spięte w niezbyt solidny sposób włosy, aby cała konstrukcja nie rozpadła się w czasie lotu po czym wdrapała się na wypożyczoną miotłę, aby odbić się od ziemi i wzbić w przestworza. Nie zamierzała próżnować i rozpędziła się niemal od razu do całkiem sporej prędkości, starając się pokonać trasę w jak najszybszym czasie. Zaskakująco dobrze prowadziło jej się tego Nimbusa pomiędzy tyczkami, a wymijanie smoków też nie było jakoś zanadto skomplikowane. Cóż z wyjątkiem jednego, który znalazł się na kursie kolizyjnym i uderzył ją w kolano. Bolało, siniak będzie, ale lecimy dalej. Piłka w dłoni, pętle przed nią, pora przygotować się do rzutu... W tym też momencie spostrzegła, że jej ręka trzymająca trzonek miotły zmieniła swój kształt i wygląd na bardziej zwierzęcy... co do chuja? Pamiętajmy tylko, że to dziwne coś przydarzyło się Mulan, a ona nie miała czasu na analizowanie. Wolała działać. Przynajmniej dzięki temu udało jej się zdobyć dwa piękne gole na prawą pętlę, a ręka wróciła dosyć szybko do swojego stanu oryginalnego. Przynajmniej tyle dobrego.
Ruth Callahan
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 138cm
C. szczególne : Kasztanowe włosy, multum piegów, krzywe zęby - sepleni z irlandzkim akcentem
Z nieukrywanym zaciekawieniem obserwowała zmagania @Caesar U. Badcock, kiedy ten wskoczył na miotłę. Żyła póki co w przeświadczeniu, że to ona z pierwszaków jest najbardziej miotlarsko doświadczona - przez co naturalnie winna radzić sobie ze wszystkim lepiej. W końcu z miotłą i w ogóle z quidditchem to ona się praktycznie wychowywała! Quidditch jej ojcem, a miotła matką, no zdecydowanie tak właśnie było. — UWAŻAJ CZAREK!!! — wydarła się jeszcze, kiedy dostrzegła tłuczki lecące w stronę rówieśnika. No gdyby tylko ona była w powietrzu z pałką! Aż wstrzymała oddech, kiedy jedna z agresywnych piłek grzmotnęła Gryfona w szczękę. Sapnęła zaskoczona, gdy na Badcocku widocznie nie zrobiło to ŻADNEGO wrażenia. Aż nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przecież no, nawet ją bolały uderzenia tłuczków! Kurczowo trzymając szkolną miotłę w drobnych łapkach, momentalnie podbiegła do kolegi, kiedy ten wylądował już na ziemi po swoich zmaganiach. Chłopak kompletnie nie przejmował się czerwonym śladem po piłce - no nawet go nie roztarł! — Dziena — wyszczerzyła się jeszcze, gdy ten skomentował jej błyskawiczny przelot - choć zielonymi ślepiami wręcz wwiercała się w jego policzek. — Ciebie mama w dziupli żelazodrzewa znalazła, czy co? — zażartowała głośno, z istną delikatnością jednak dotykając opuszką palca szczękę Caesara. — Nie czułeś? Toż tłuczek Cię zdrowo pieprznął! — nie mogła dalej wyjść z szoku. — Caesar Ironside Badcock! — zachichotała głośno, będąc wyraźnie pod wrażeniem.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
K100, Litery, k6, przerzuty:14, E, F, 3 + dorzuty do literek – 6 i 3 Końcowy czas i nabytki: 14 + 20 + 20 = 54 Punkty i wykorzystane przerzuty: 8pkt GM, 0/0
Skupiła się tylko i wyłącznie na treningu. Niespecjalnie chciała myśleć o wszystkich smutkach i czymkolwiek innym, kiedy mogła udowodnić, że przez wakacje wcale jej kondycja nie ucierpiała, choć niespecjalnie wiedziała ile w tym prawdy. Kiwnęła głową na znak, że wszystko zrozumiała i mimowolnie jednak zerknęła na przyjaciółkę, czując okropny ścisk w sercu. Zacisnęła jednak zęby, uznając, że ma to w nosie i to przecież nie jej wina, kiedy wystartowała i zajęła się tylko i wyłącznie zadaniem. Właściwie wszystko szło całkiem w porządku, początek miała niezły i pozwoliła sobie myśleć, że z dobrym startem już wszystko pójdzie jak bułka z masłem. Nie bez powodu jednak nie powinno się chwalić dnia przed zachodem słońca. Nagle poczuła mocne uderzenie w swój bok, a przekleństwo ułożyło się na jej wargach, gdy okazało się, że to jeden z zaczarowanych smoków. — Szlag, nie! — jęknęła, gdy piłka zaczęła spadać w dół, a kilka chwil później zbyt rozkojarzona Ruby także widowiskowo zsunęła się z miotły, gdy tylko próbowała ją złapać. Chyba w tym roku zamieniły się z Griffin rolami. Jedyne o czym myślała, to fakt, że traciła cenny czas, nawet gdy krótkie dzięki wyszło spomiędzy jej warg w stronę tego, kto okazał się jej rycerzem na białym koniu i uchronił przed rychłą śmiercią. Przy kolejnym razie, gdy chciano jej przeszkodzić w zadaniu – była mądrzejsza, kiedy zgrabnie ominęła napastnika, choć celowała w pętle tragicznie rozkojarzona praktycznie wszystkim co działo się w jej życiu. Nie trafiła do pętli, straciła masę czasu. Cóż, przynajmniej nie była ścigającym, czyż nie?
______________________
without fear there cannot be courage
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Jego smutek po znikniętej już lwiej łapie nie trwał na szczęście za długo. W sumie powinno mu już wystarczyć to że raz w miesiącu jest w połowie wilkiem. Obserwował więc jak reszta gryfonów po kolei lata i popisuje się na miotłach. Mała Callahan zasuwała w powietrzu jak piorun, a Cesar ku jego zdziwieniu ani trochę się nie przejął tym że tłuczek go trzasnął dwa razy. Drake sam był w miarę odporny na ból przez to że jest wilkołakiem i mimowolnie do niego przywyknął, ale nawet on czasem łapie chociażby ten nieprzyjemny grymas na kilka sekund. Prawdopodobnie widział właśnie kolejnych zawodników drużyny gryffindoru, którzy możliwe że dołączą do drużyny już za rok. A jeśli przebłagają Huxa, to może i nawet w tym roku ich puści. Podobno takie sytuacje gdzie pierwszaki grały w drużynie miały już miejsce. Chciał już podejść do Badcocka, ale @Ruby Maguire postanowiła wziąć przykład z Hope i zrobiła to co na większości treningów. Szybko wyjął więc różdżkę i rzucił na nią niewerbalne Arresto Momentum zamrażając ją w powietrzu po to żeby na spokojnie pomóc jej wrócić na miotłę, a następnie samemu na ziemię.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
K100, Litery, k6, przerzuty:k100: 99>88, litery: C (4,2,6), E(6) Końcowy czas i nabytki: 88 + 20 = 108 Punkty i wykorzystane przerzuty: 14 GM, 1/1 wykorzystanych przerzutów
- Jak nie mógłbym być debilem, skoro zadaję się z wami, Ruby? – Odpowiedziałem na pytanie, pytaniem, uśmiechając się szeroko. Następnie przyjaciółka przypomniała mi o czymś totalnie bardzo ważnym i aż wstyd, że ja sam o tym zapomniałem. - Ha! Dzięki, że mi o tym przypomniałaś! Trzeba będzie gremlinowi złożyć wizytę! – Odrzekłem dziarsko i z uśmiechem, wyobrażając sobie w głowie to zmieszanie Harringtona, kiedy się okaże, że te fajki to sam wypalił. - No chyba ty. – Odpowiedziałem na zarzut Hope, udając zdziwienie i wzburzenie tak nieprawdziwym oskarżeniem. Przytuliłem ją, ciesząc się, że kłótnia Ruby z Hope nie wpłynęła w żaden sposób na moje relacje, że żadna z nich nie pomyślała sobie, że stoję po którejś stronie i się ode mnie odetnie. - Siemasz, młoda, Marla mnie już odpowiednio przedstawiła, więc ja już chyba nie muszę – wyszczerzyłem się do niej, nieco się schylając, opierając swoje dłonie o kolana w nieco dziwnym przykucu. Pomimo żarcików skierowanych w Hope, sam nie wiedziałem jak wyjdę w tym roku na miotle – całe wakacje nie wzbiłem się ani razu w powietrze, ciężko więc orzec czy forma się nieco nie pogorszyła przez te wakacje. Moje pierwsze występy były nadzwyczaj dobre, zdecydowanie lepsze niżbym się kiedykolwiek spodziewał i co by tu rzec, nałożyły na mnie lekką presję, żeby to nie okazało się tylko dobrym sezonem. Wysłuchałem wszelkich słów pani kapitan odnośnie treningu i skinąłem głową. Był to dobry trening dla mnie jako pałkarza na starcie, więc powinienem się cieszyć i tak też było. Zaśmiałem się jeszcze jak Hope przed startem mnie jeszcze zaczepiła, na co jeszcze odkrzyknąłem: - Żebym ja cię nie chapnął w dupsko, Hope! – Powiedziawszy to, również wystartowałem, lecz od samego początku nie czułem się dobrze na miotle. Jednak te ponad dwa miesiące bez jakiegokolwiek odbicia się od ziemi odzwyczaiło mnie od tego uczucia, co też przyczyniło się do tego, że średnio sobie dawałem radę z szybkością. Żeby tego było mało, smoki naprawdę dawały mi popalić. Najpierw tłuczek, który jednak uniknąłem za każdym razem, kiedy próbował mnie ugodzić z spotęgowaną przez prędkość, siłą, lecz nie na mnie takie numery. Co prawda, do czasu, gdyż nagle, ze strony, z której się nie spodziewałem wleciał we mnie smok… No i spadłem. Poczułem jak upadek wypycha całe powietrze z moich płuc, nie mogłem przez kilka sekund oddychać, krztusząc się z bólu. Patrząc, nie widziałem niemalże niczego, ból zasłaniał całą rzeczywistość. Dopiero po chwili doszedłem do siebie, wciąż obolały po upadku i zobaczyłem, że jeden ze smoków przyleciał mi pomóc i wsiąść ponownie na miotłę. Skinąłem mu ostrożnie głową, nie wiedząc czy to nie ten sam, który mnie zrzucił. Po chwili znów wybiłem się w powietrze i zakończyłem całą przejażdżkę, wrzucając piłkę do pętli, lecz jako ostatni, z najgorszym wynikiem. Cóż, czasem najlepszy bywa najgorszym, prawda?
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
Szybko zapomniał o dręczących go tłuczkach, bo te też przecież nie uderzały z jakąś niemożliwą siłą - taką by bardziej odczuł, bardziej w formie odrzutu, niż bólu, ale jednak. Skoncentrował się na tym, że jego czas był średni, ale jakoś sobie dał radę, a teraz mógł już w ogóle opiewać Rutę, której poszło super. Zresztą, adrenalina się go trzymała i pewnie ciężko byłoby go teraz tak całkowicie uspokoić. - Coo? - Zdziwił się, by zaraz parsknąć śmiechem, gdy koleżanka dotknęła jego policzka. Podwinął też rękaw, by pokazać drugie zaczerwienienie na przedramieniu, nim również niezbyt się przejmując. Jego rodzice nie wiedzieli, że pójdzie na trening quidditcha - i całe szczęście, bo wtedy pewnie napisaliby list do kapitanki, żeby go odesłała natychmiast do Skrzydła Szpitalnego. A teraz? Teraz mógł sam zadecydować, czy chce tam iść, czy nie! - E tam, wszystko jest spoczko - zapewnił Rutę, szczerząc się dumnie, bo teraz to już w ogóle czuł się jak jakiś niezniszczalny bohater. - Caesar Ironside Badcock! To się powinno przyjąć - zadecydował, obrastając w piórka. - I Ruth Lightning Callahan!
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
— Drake, czy to była lwia łapa?! Ja pierniczę, jesteśmy tak gryfońscy, że zaraz wszyscy przejdziemy pełna transformację. I niech nam wtedy Patton naskoczy, ha! — odpaliła się pełna ekscytacji, kiedy tylko Lilac wylądował zaraz po niej na tabilnym gruncie. Rany boskie, zaczęli ten trening tak dobrze jak chyba nigdy dotąd, zwłaszcza kiedy chodziło o nią. — Brawo! — zawołała jeszcze do Rutki i... świat na moment się zatrzymał. W pierwszej chwili zatrzymał się, bo kątem oka dostrzegła, że w czasie lotu z Ruby dzieje się coś niedobrego. W drugiej zatrzymał go Drake, ratując jej przyjaciółce tyłek, dosłownie i w przenośni. Znieruchomiała, absolutnie przerażona, ale nie pchała się na siłę do pomocy, skoro ich kolega zdążył tak sprawnie uratować sytuację. Odetchnęła z ulgą, bo choć udawała, że jest inaczej, wcale nie życzyła Maguire spadnięcia z miotły. Persowi tym bardziej nie. Pisnęła, gdy uderzył o ziemię, wypuściła z rąk swoją miotłę, która bez życia upadła na mokrą trawę i popędziła do przyjaciela, którego w przeciwieństwie do Ruby nikt nie zdążył uratować. Z całkiem imponującym ślizgiem wylądowała przy nim na kolanach, łapiąc go za ramie. — Pers. Pers! Ja tylko żartowałam z tym smokiem — wczepiła palce w patykowatą rękę, nie wiedząc jak zareagować. Patrzyła więc na niego, blada jak ściana, czekając aż uda mu się złapać powietrze, bo i tak nie znała żadnego zaklęcia, którym mogłaby mu w tym pomóc. Kiedy mu się to udało, zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła z całych sił, niezbyt mądrze, zważywszy na jego upadek. — Wszystko dobrze? Co cię boli?
Wakacyjna przerwa od sportu nie wszystkim wyszła na dobre. To jedynie upewniało ją w swoim stanowisku, że wakacje w kraju pozbawionym miotlarskich tradycji - przynajmniej pod kątem Quidditcha - były dużą stratą czasu. Na szczęście nie wszyscy postrzegali to tak, jak ona i potrafili się dobrze bawić również podczas korzystania z dywanów, czy przywdziewania tradycyjnych strojów, by móc poznawać atrakcje i tajemnice miasta Jamal. Po zakończeniu ćwiczeń przez pierwszaków podbiegła w ich kierunku, aby w pierwszej kolejności obejrzeć obitą gębę Badcocka. Jej surowy - a może po prostu zmartwiony? - wzrok szybko jednak ustąpił uldze, gdy upewniła się, że maskotkowy tłuczek nie okazał się wcale zabójczy w swojej sile. Ale i Caesar udowodnił wszystkim dookoła, że nie znalazł się w ich grupie przez przypadek. - To już stałe zęby? - zapytała ze śmiechem, po czym potrząsnęła barkiem chłopaka, a z jej mimiki bez trudu dało się odczytać uznanie. - Twardziel i Wichura? Gryffindor będzie w dobrych rękach. - podsumowała wysiłki obydwojga młodocianych lotników, do każdego z nich wystawiając pięść do zbijania żółwi. I kiedy już było tak miło i pięknie, a co do zarówno Ruby, jak i Hope miała pewność, że przetrwały pierwszą część treningu, to d'Este sprawił, że Davies najadła się strachu. - Miało być grzecznie! - zrugała wyraźnie zmartwionego incydentem smoka, po czym poklepała go po grzbiecie, nakazując uciekać z powrotem w powietrze. - Masz dość? - zapytała Percy'ego, posyłając czujne spojrzenie najpierw na jego twarz, próbując wychwycić coś z obolałej miny, a potem na Hope, której uścisk mógł albo podnieść nieco morale pogruchotanej żyrafy, albo przyczynić się do pogłębienia ewentualnej kontuzji. Skwitowała to jedynie uśmiechem, zwłaszcza, że chłopak zdecydował się wrócić do gry i dokończyć etap. Zresztą - przy tym, jak zachował się po tłuczku Caesar, wierzyła że nawet z otwartym złamaniem byłby zbyt dumny na okazywanie słabości przy małolatach. - A teraz spróbujemy współpracować z gadzinami. Uznajcie to za wyjątek od reguły. - zapowiadając drugą część treningu odniosła się z zadowoleniem do niezbyt pozytywnych relacji między dwoma domami. Nawet, jeżeli nie każdy brał całe te międzydomowe konflikty na poważnie, to na co dzień dało się zazwyczaj choć w pewnym stopniu odczuć swego rodzaju napięcie. I Davies nie miała zamiaru ze swojej strony w żadnym stopniu go zagaszać.
Etap II
Wraz z częścią smoków tworzymy jeden duży zespół, a pozostałe pełnią rolę rozpraszaczy, czy innych utrudnień. Ale po wcześniejszych wydarzeniach są już grzeczne.
Wybierzcie swoją docelową/preferowaną rolę na boisku (mogą być max. dwie, ale wtedy musicie napisać w tym etapie dwa osobne posty), a następnie postępujcie zgodnie z instrukcjami w spoilerach:
Ścigający:
Pełnicie rolę rozgrywających. Trzykrotnie otrzymujecie kafel od smoczego obrońcy i Waszym zadaniem jest przerzucić piłkę wszerz boiska ponad dwoma smokami, by ta trafiła w zęby szarżującego w stronę pętli gadziego partnera. Rzucacie 3x K6:
K6:
1, 3 - kafel gubi się gdzieś po drodze, odbijając się od grzbietu jednego z gadów lub po prostu nie dolatując do sojuszniczego jaszczura. Za słaby rzut? 2, 4 - poszło solidnie, kafel został dostarczony bez przygód i wypadków po drodze. Bo i co się miało stać? 5 - niby bestia całkiem żwawo mknęła przez boisko, ale tym razem chyba zaskakujesz sam siebie - kafel miał trafić do smoka, a nie prosto do pętli! Jeżeli nie możesz uwierzyć własnym oczom, że zdobyłeś właśnie gola z kilkudziesięciu metrów, z pomocą nadlatuje pluszowa śmierciotula, aby całkowicie przysłonić Ci na moment jakiekolwiek widoki na świat. Jeżeli chcesz, możesz przygarnąć ją na stałe. 6 - no i tyle ze smoczej grzeczności. Smakowicie rzucony kafel musiał wyglądać na tyle kusząco, że w locie został spopielony przez któregoś niesfornego stwora.
Obrońca:
Wygląda na to, że gady nigdy nie przestały być Twoimi rywalami - teraz musisz bronić pętli, gdy smoki spróbują do nich trafić... tłuczkami. Na szczęście nadal nie są one metalowe. Dwukrotnie wykonaj po 3 rzuty K6, gdzie pierwszy rząd odnosi się do atakującego, a drugi do Twoich reakcji.
Smocze K6:
1 - 5 - celne uderzenie w kierunku pętli 6 - uderzenie prosto w Ciebie
Twoje K6:
Jeżeli liczba oczek na kości pokrywa się lub wynosi +1/-1 w stosunku do wyniku gada, udaje Ci się odbić piłkę na bok. Przykład: gdy smok wylosuje 4, skuteczną obronę będą oznaczały wyniki 3, 4 i 5. Jeżeli smok wylosował 6: parzysta - unikasz obrażeń nieparzysta - obrywasz tłuczkiem w wybraną część ciała, a piłka zmienia się w pluszaka - w tym wypadku kwintopeda, który natychmiast rozmasowuje uraz, o ile mu na to pozwolisz.
Pałkarz:
Po tłuczku 'podanym' w Twoim kierunku przez jednego ze smoków, masz za zadanie odbić piłkę w kierunku pętli. Do wykorzystania masz trzy próby. Wykonaj 3x rzut K100:
K100:
Liczby podzielne przez 5 - trafiasz w sam środek! Suma cyfr w wylosowanej liczbie wynosi wynosi 7 lub więcej - tłuczek odbija się od krawędzi pętli... Suma cyfr w wylosowanej liczbie wynosi 3 lub mniej - fatalnie się zamachnąłeś, a tłuczek poleciałby gdzieś w kosmos, ale po uderzeniu zmienia się w pluszową akromantulę i postanawia wczepić się odnóżami w Twoje ramię Pozostałe wyniki - udało Ci się posłać piłkę w kierunku pętli, ale to by było na tyle.
Szukający:
Choć w reakcji na zgłoszenie się do treningu szukających zauważasz u Davies duży entuzjazm, możesz być pewien, że nie będzie łatwo. Twoim zadaniem jest pochwycenie pięciu skrywających się wśród otaczających polanę drzew złotych wstążek. Rzuć 5x literą.
Litera:
Samogłoska - dostrzegasz i łapiesz jedną ze wstążek Spółgłoska (bez J) - za mało czasu? Zbyt duża przestrzeń do przejrzenia? A może to oczy na starość już nie te? Nie udaje Ci się znaleźć żadnych poszlak J - miała być wstążka a jest chyba złocący się liść. Ale kiedy podlatujesz, by się upewnić, ten zmienia się w pluszowego bzyczka.
Przerzuty: 1 za każde 10 pkt GM, wliczamy tylko prywatny sprzęt (pierwszaki mogą wliczać szkolny) Termin: 15.10, godz. 21:00, trzeba to zamknąć!
Kod:
<zg>K100, K6, litery, przerzuty:</zg> [url=link]kostki[/url] <zg>Rezultaty i nabytki:</zg> <zg>Punkty i wykorzystane przerzuty:</zg> # GM, X/Y
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
K100 do pałowania:40, 10, 15 Rezultaty i nabytki: sam środek! Punkty i wykorzystane przerzuty: 1, ale niewykorzystany
Współpraca z gadzinami brzmiała oczywiście zajebiście. Pomijając fakt, że smoki raczej zaliczać można było do stekowców biorąc pod uwagę fakt, że wykluwały się z jaj i żywiły mlekiem, ale to już jest temat na zupełnie inną dyskusję, w którą nie zamierzała się angażować. Zamiast tego po prostu chwyciła w dłoń pałkę i przystąpiła do akcji, wzbijając się w powietrze. Teraz musiała jedynie poczekać, aż któreś ze smoczków zapoda do niej podanie, które miała wybić do celu. Nic trudnego, prawda? Uroczy spiżobrzuch wykonał w jej kierunku podanie, a znajdująca się na miotle Huang zaczęła przymierzać się do ciosu, aby następnie z całkiem sporą siłą wybić tłuczka, który przeleciał przez sam środek pętli. Dziesięć punktów dla Gryffindoru. Nie było jednak czasu na to, żeby jakoś szczególnie to świętować, bo już kolejna piłka mknęła dokładnie w jej kierunku. Po raz kolejny wyprowadziła uderzenie, które trafiło w cel i posłało go ponownie przez widoczną w pewnym oddaleniu obręcz. I podobnie też stało się z trzecim tłuczkiem. Sama Mulan nie posądzałaby się o podobną celność. No, ale przynajmniej była to bardzo miła niespodzianka.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Ścigający:1,3,5 Rezultaty i nabytki: dwa słabe rzuty oraz 1 gol z darmową śmierciotulą pluszakiem Punkty i wykorzystane przerzuty: 6GM, bez przerzutek
Szczerze będzie tęsknił za lwią łapą. Raczej nie na długo bo podczas następnej pełni będzie miał wilkołaczą, która mu to troszkę zrekompensuje. Mimo to uśmiechnął się do Hope. - Nie no... Lwi łeb bym sobie akurat zachował. - A zwłaszcza taką puchatą grzywę. Jedynym minusem byłoby to że Mulan skakałaby na niego ze schodów byleby ją pogłaskać, ale chyba byłby w stanie to znieść. Kiedy naszła pora na następną część treningu, ponownie poczuł lekki niepokój... Niezbyt podobała mu się wizja lotu przy tych małych skurkowańcach, ale chyba źle być nie może, prawda? Kiedy nadeszła jego kolej, wystartował i w sumie nie szło mu na początku najlepiej. Dwa razy kafel zgubił mu się gdzieś po drodzę, co leciutko go zirytowało i za trzecim razem po prostu rzucił w smoka z całej siły na jaką mógł się zdobyć na miotle. Szkoda że nie trafił w smoka, a do cholernej pętli. No szkoda że nie udaje mu się tak rzucać podczas gry. Na dodatek coś mu widzenie przysłoniło. Kiedy to ściągnął, okazało się że to pluszowa śmierciotula, którą chyba sobie zachowa. No ładnie.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
K100, K6, litery, przerzuty:13,80,43 Rezultaty i nabytki: Tłuczek odbija się od krawędzi Punkty i wykorzystane przerzuty: 14 GM, 0/1
Było dość… boleśnie. Upadek z takiej wysokości nigdy do najprzyjemniejszych nie należy, a co dopiero w momencie, kiedy jest się na ostatnim miejscu. Chociaż, może jak się jest na pierwszym, to taki fail boli jeszcze mocniej? Bo się w końcu traci wygraną, a tutaj przynajmniej nie miałem nawet szans po nią sięgnąć. W każdym razie powoli dochodziłem do siebie, kiedy przyleciała do mnie ruda torpeda z dużo bardziej zmartwionym wyrazem twarzy niż nawet mój. Najpierw tylko otworzyłem buzię, chcąc coś powiedzieć, ale zakrztusiłem się, bardziej z samego zaskoczenia jak klatka piersiowa zaczęła mnie boleć przy samej próbie wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Zamiast tego podniosłem więc kciuka w górę i się uśmiechnąłem, dysząc nieco bardziej niż zazwyczaj. I uwierzcie mi, przytulas od Hope wcale nie pomógł, jeśli chodziło o ból fizyczny, wręcz przeciwnie, acz samo uczucie, jakie w tym momencie poczułem, gorąc rozprzestrzeniający się po całym moim ciele sprawił, że serce mi się roztopiło jak gorąca czekolada i czułem się jak młody bóg. Bóg starców i kalek. - Dobrze, dobrze, nieco boli, ale zapach twoich włosów działa znieczulająco – powiedziałem, zanim zastanowiłem się nad samymi słowami i jak Merlina kocham (chociaż nie kocham) w miarę możliwości strzeliłbym sobie teraz potężnego facepalma. Well, jakbym usłyszał taki tekst w filmie to uznałbym go za cringe jak chuj, zapewne tutaj też się zdradziłem, moje policzki bowiem zapłonęły od rumieńców i jedyne co mnie uratowało to Morgan, która również przyszła sprawdzić czy wszystko okej. - Może troszkę Harringtona, ale jeszcze daję radę – odpowiedziałem z uśmiechem, cały czas czując w sobie ten wstyd za taki żałosny tekst, ale w końcu wstałem i wróciliśmy do gry. Wzleciałem w powietrze, od czasu do czasu przeklinając na ból od upadku, ale wolałem skupić się na kolejnym ćwiczeniu, który powiązany był już z moją profesją, czyli grą jako pałkarz. Jeden ze smoków „podał” mi tłuczka, którego miałem wycelować w pętle i gdy odbijałem, miałem pewność, że się uda, choć w ostatnich milisekundach poczułem ból w przedramieniu i nieco zmieniło to kąt uderzenia, co finalnie skończyło się tym, że trafiłem tylko w krawędź pętli. No cóż, czasem tak się zdarza.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
K100, K6, litery, przerzuty:6, 3, 1 → 3 → 6 Rezultaty i nabytki: palo mi kafle Punkty i wykorzystane przerzuty: 2/2
Przeżyła chwile absolutnej grozy. Cała umierała w środku, czekając, aż ten da jakiś znak życia, coś więcej niż durnowaty, stanowczo zbyt długi jak na człowieka kciuk, a kiedy się odezwał to... prawił jej jakieś komplementy?! Cóż za skończony kretyn. Zamarła z rozchylonymi nieco ustami, próbując poradzić sobie z przetworzeniem tej informacji, a potem zgromiła go spojrzeniem, pewna, że stroi sobie z niej żarty. Byłaby pacnęła go w głowę, gdyby nie to, że przed momentem ziemia zrobiła to za nią, no więc nie miała innego wyjścia jak przytulić go raz jeszcze, wyraźnie godząc się z nieuleczalną głupotą przyjaciela. W końcu wstała i otrzepała wilgotne od trawy kolana, ewidentnie wybita z treningowego trybu. No ale nikt jej przecież nie pytał, czy chce jej się jeszcze ćwiczyć, a i nie przyszła tutaj po to, żeby siedzieć na gryfońskim dupsku, toteż ani myślała marudzić. Pozerkując co i rusz na Percivala, złapała znów za swoją miotłę i wzbiła się w powietrze, zamierzając dać z siebie wszystko. Nie było to jednak łatwe, zważywszy na to, że dwa kafle zniszczyły jej smoki, a trzeci poleciał gdzieś indziej niż planowała. No to zupełnie jak na meczu.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
K100, K6, litery, przerzuty: G, F, A, I, J Rezultaty i nabytki: bzyczek Punkty i wykorzystane przerzuty: wszystko poszło
Po ogłoszeniu przebiegu zajęć przez jakiś czas obserwowała wysiłki swoich zawodników, ale w pewnym momencie sama zdecydowała się na odrobinę praktyki - tęskniła za lataniem, które miałoby jasno określony sens i cel, zresztą po minionych wakacjach zdążyła również się stęsknić za miotlarstwem w jakiejkolwiek formie. Nie byłaby sobą, gdyby nie spróbowała swoich sił w próbie dla szukających. I... poszło jej tak sobie, bo skończyła z zaledwie dwiema wstążkami oraz pluszakiem. - Jak wygramy pierwszy mecz to załatwię Ci grzywę i lwie łapy nawet na tydzień. - zaczepiła Lilaca z obietnicą, którą mimo wszystko nie tak trudno powinno być jej spełnić, choć pewnie łącząc ze sobą kilka magicznych metod. Ba, gdyby się udało, może nawet byłaby gotowa robić za chłopaka notatki z lekcji, podczas których nie byłby zdolny używać pióra. Z drugiej strony... od czego były samopiszące? - Znam większe przeszkody niż Edwin. - nawet nie planowała kpić sobie ze wzrostu nauczyciela, początkowo mając w głowie jedynie wyzwania sportowe, ale w pewnym momencie sama się złamała i dało się ją przyłapać na nieco zakłopotanym uśmiechu. - Na dzisiaj to koniec, chyba najwyższa pora się rozejść! - skwitowała jeszcze, kiedy już każdy miał za sobą swoją część zadań i zdążyli zebrać się na polanie, oczekując głównie na ogłoszenie, po którym mogliby zająć się sami sobą. - Pluszaki - jak zawsze - są Wasze. - choć wolałaby aby nie stały się one jednocześnie ostatnim poważnym sportowym trofeum tego sezonu.
Odkąd wróciła do Hogwartu sny stały się coraz bardziej uciążliwe. Miewała je już wprawdzie wcześniej, zanim dowiedziała się o tym, że ostatnie 1,5 roku było fikcją zbudowaną przez jej rodzinę - ale powrót do miejsc i ludzi z przeszłości sprawił, że teraz pojawiały się codziennie... To nie jest normalne, że człowiek bardziej się męczy gdy śpi, niż gdy o godzinie 5:00 czy może 6:00 rano spaceruje przez błonia (ubrana w dżinsy, rozpiętą kurtkę i ciepłą bluzę z napisem "Zamknij się i przynieś mi kawę!") oczekując na zajęcia w szkole – a dobre kilka godzin czekania jej pozostało. W normalnej sytuacji zapewne prędzej by na nie zaspała (Tori lubiła sobie wstać o około południa), ale nie gdy każda noc jest okupiona próbami odkrycia choć skrawka swoich dawnych wspomnień. Z jednej strony bardzo chciała przypomnieć sobie kim jest. Powoli jej myśli biegły w stronę bardziej radykalnych i niebezpiecznych metod przeciwdziałania z amnezją. Z drugiej jednak strony słuchanie o tym co było kiedyś i ta nadzieja w oczach ludzi, którzy powinni być jej bliscy – a których nie pamięta... Zawodziła Maxa raz za razem gdy ten wspominał o ich dawnym życiu, a jej to nie mówiło zupełnie nic. Nic więc dziwnego, że w nocy nawiedzały ją różnego rodzaju koszmary będące niezrozumiałym zlepkiem przeszłości i teraźniejszości. Pogrążona we własnych myślach szła przez siebie pozwalając, by prowadziła ją pamięć mięśniowa i przeczucie. Nogi poniosły ją do domku dla drzewie, który choć kiedyś był miejscem wielu przyjemnych i szczęśliwych wspomnień, tak teraz stanowi po prostu drewnianą chatkę w której można się było schować przed światem. Brzmi jak dobra opcja, prawda? Vitt złapała pierwszej gałęzi od razu oceniając odległość między następnymi i zauważając, że jest dość duża – z jej niezdarnością to zdecydowanie nie było mądre by tam włazić. Kiedyś to jednak robiła i teraz też nie miała jakichś ogromnych problemów by dostać się na górę i usiadła na zimniej, drewnianej podłodze wewnątrz. Nie zauważyła jednak, że z tylnej kieszeni wypadł jej notatnik. Dość istotny obecnie w jej życiu przedmiot, ponieważ dziewczyna zapisywała w nim wszystko to, co mówili jej ludzie – żeby usystematyzować to jakoś, stworzyć pewnego rodzaju oś czasu, która pomoże umiejscowić różne zdarzenia sprzed wypadku. Leżał na dole wyraźnie odznaczając się na białym śniegu.
Spoiler:
Kostki na to czy się Tori zabije 1,2 – potknęła się i spadła na dół obijając sobie pupę 3,4 – z niewielkimi problemami, ale udało jej się wejść na górę, ale po drodze wypadł jej notatnik 5,6 – prawdziwa małpka, weszła tam bez żadnego problemu
Choć naprawdę nie chciał tego robić, to w końcu przywykł do paskudnej temperatury i atmosfery jaka notorycznie panowała w Wielkiej Brytanii. Nie lubił zimna, nie lubił wilgoci a tym bardziej nie lubił tego kraju, jednak w końcu jakby pogodził się z faktem, że czy tego chciał, czy nie, kolejne lata na pewno tutaj spędzi. Nie miał więc innego wyjścia jak po prostu przejść obok tego do porządku dziennego, choć kiedy tylko miał możliwość, głośno na to narzekał każdemu kto tylko chciał go wysłuchać, a że najczęściej okazywała się to być jego siostra, to powoli zaczynała go unikać. Ile można słuchać podobnego narzekania? Każdy w końcu ma dość, nawet jeśli przebywało się przez pewien okres czasu w tej samej macicy. Pewnie właśnie z tego powodu, zamiast od razu napastować od bladego świtu Aurorę, postanowił udać się na spacer. Jak zwykle obudził się na wiele godzin przed rozpoczęciem zajęć, a widząc innych chłopaków, śpiących w najlepsze w dormitorium, uznał że ewakuuje się, nim narobi wystarczająco hałasu aby ich obudzić. Zły na śnieg i mróz które panował poza kamiennymi murami zamku, ubrał się odpowiednio ciepło, by poranny spacer nie zamienił się w tygodniowy katar. Wyszedł przez wielkie wrota i od razu przeklął się w duchu za ten pomysł. Jednak skoro powiedział A, należało powiedzieć również inne literki alfabetu… Szedł przez siebie za towarzyszą mając jedynie skrzypiący pod butami śnieg. Mróz szczypał jego policzki choć na to nie zwracał szczególnej uwagi. Naciągnął mocniej czapkę na czoło i schował dłonie do kieszeni puchowej kurtki. Kierował się w stronę dozwolonej części lasu, mając nadzieję że pośród drzew będzie cieplej niż na otwartej przestrzeni którą właśnie przemierzał. Nie chciał rezygnować ze spaceru ale jeśli nie znajdzie cieplejszego miejsca to na pewno będzie musiał to zrobić. Nim się obejrzał dotarł do wielkiego dębu gdzie faktycznie wiatr nie trzaskał tak po policzkach co przyjął z błogim westchnieniem. Zatrzymał się na chwilę aby odetchnąć. Zimne powietrze wywołało dreszcze na jego ciele gdy dostało się tak głęboko do płuc. Dopiero wtedy zauważył coś na ziemi. Schylił się i odgarnął nieco śniegu z czegoś co okazało się być jakimś dziennikiem. Zmarszczył lekki brwi. Nie przywykł do tego aby czytać cudze rzeczy. Dlatego podnosił wzrok i próbował kogoś dostrzec. - Jest tu kto? - zawołał, z nadzieją że jednak znajdzie kogoś. Naprawdę nie chciał czytać cudzych prywatnych rzeczy, nawet jeśli była to tylko książka, choć definitywnie nie wyglądała w taki sposób. Jakoś nie pomyślał aby spojrzeć do góry, może wtedy dostrzegłby domek na drzewie.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Vitt ostatnie miesiące spędziła w ciepłej Argentynie, więc nawet jako osoba wychowana w Anglii (czego nie pamiętała) odczuwała skutki tego, że pogoda jest tu zupełnie inna. Przez to doskonale rozumiała czyjekolwiek niezadowolenie z tego, że pół roku pada, a drugie pół roku albo jest śnieg albo chociaż chłodny wiatr. I szczerze mówiąc sama chętna była na to obecnie narzekać, choć jeszcze 2-3 lata temu była jedną z tych osób, które nie widziały w tym żadnego problemu. Teraz jednak z przymkniętymi oczami siedziała i zamiennie wciągała zimne powietrze i wypuszczała ciepłe. Napawała się spokojem, ciszą, dźwiękami jeszcze nie do końca przebudzonego lasu. Kiedy nie masz nic, nawet wspomnień, to uczysz się doceniać nawet takie chwile. Uczysz się czerpać szczęście z takich podstawowych spraw jak wolność, kiedy przez ostatnio 1,5 roku było się niemal więzionym w domu rodzinnym – z obawy, że jakiekolwiek wyjście może się skończyć kolejnym wypadkiem... Nie zmieniało to jednak faktu, że była wyjątkowo towarzyską osobą i gdy usłyszała głos na dole otworzyła oczy i postanowiła sprawdzić skąd dobiega. Nie miała zamiaru udawać, że jej tu nie ma, bo i po co? Może właściciel głosu był tu z kimś umówiony i tak czy siak wszedł by na górę? Jej blond głowa wychyliła się zza progu patrząc w dół. Włosy luźno opadały po bokach jej twarzy. - Kto normalny łazi po dworze w zimę tak wcześnie rano? – Spytała uśmiechając się szeroko do przybyłego gryfona. Znali się? Nie znali się? Jego reakcja na jej osobę powinna dość szybko dać jej do zrozumienia jak było w tym przypadku. Szczerze? Miała ogromną nadzieję, że widzą się po raz pierwszy w życiu. Nie wiem czy psychicznie wytrzymałaby towarzystwo jeszcze jednej osoby, która ma z nią mniej lub bardziej rozbudowane wspomnienia i skora będzie do tego by do nich nawiązywać - a Vitt zostanie jedynie zakłopotane przytakiwanie.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Naprawdę, nie spodziewał się tego, że ktokolwiek mu odpowie. Prawda była taka, że poza murami zamku było zimno, ciemno i na domiar złego, na ziemi zalegało mnóstwo śniegu, który właził do butów, topniał i moczył skarpetki. Tylko tak zdeprawowane dusze, jak on sam, mogłyby łazić po dworze w taką pogodę no i jeszcze o takiej godzinie. Tak, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Dlatego mocno się zdziwił, gdy usłyszał coś nad swoja głową. Instynktownie uniósł wzrok, próbując wypatrzeć coś pośród ciemnych gałęzi wielkiego drzewa. Jego zdziwienie tylko się powiększyło, gdy nie dość, że dostrzegł burzę jasnych włosów pośród gałęzi, to jeszcze całkiem spory rozmiarów domek na drzewie! Merlinie, kto by się tego spodziewał… Na pewno nie on. - A kto powiedział, że ja jestem normalny? - odpowiedział pytaniem na pytanie, uśmiechając się przy tym szeroko. Tak, zdecydowanie musiał mieć nierówno pod sufitem, skoro robił coś takiego. Ten fakt nie pozostawiał żadnych wątpliwości. - A ty, co tam robisz? - zawołał jeszcze w stronę dziewczyny, szczerze zaintrygowany. Ludzie przywykli do tego, że on wstawał niemiłosiernie wcześnie, ale rzadko kiedy zdarzało się, by ktokolwiek podzielał jego pasję. Nic dziwnego, że był tym zainteresowany. Silny podmuch wiatrem wstrząsnął jego ciałem, przyprawiając skórę chłopaka o porządne dreszcze. Kiedy cały czas się przemieszczał, nie odczuwał tego ogólnego zimna. Był rozgrzany od szybkiego marszu, który sobie narzucił. Teraz jednak okazywało się, że wokół niego było naprawdę nieprzyjemnie! - Mogę wejść tam na górę? - spytał jeszcze, bo w sumie z chęcia schronił by się we wnętrzu tego domku (no i nie należy zapominać o fakcie, że jak już odkrył, że on tam jest, to był zwyczajnie ciekaw, jak wygląda w środku) i posiedział chwilę, napawając się ciszą i spokojem, które panowały wokół nich.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Zdeprawowana dusza – to określenie zdecydowanie pasowało do niej sprzed lat. Teraz? Ciężko powiedzieć czy jeszcze taka była. Jeśli jednak chodzenie o tak wczesnej porze wystarczyło by nazwać się „zdeprawowaną”, to wychodzi na to, że tak. Choć prędzej przypisałaby tą cechę sobie gdyby właśnie wracała do szkoły z całonocnej imprezy, nie do końca trzeźwa. Tymczasem lekko podkrążone oczy były jedynie wynikiem niewyspania się, a nie hucznej popijawy. - Uciekłeś z zamkniętego oddziału w Mungu, bo tak naprawdę jesteś psychopatą zabijającym kobiety wcześnie rano i będę Twoją następną ofiarą? – Spytała patrząc na niego z udawaną podejrzliwością, choć nie koniecznie widział jej mimikę twarzy z takiej odległości. Jednak było to też słychać w jej głosie wraz z lekkim rozbawieniem. - Strzelam z łuku do chodzących po błoniach uczniów. Za brzuch jest 5 punktów, za głowę 10, a za duży palec u stopy 25 – Ta odpowiedź wydawała jej się dużo lepsza niż „A, bo wiesz. Miałam wypadek, teraz mam amnezję, nie mogę sobie nic przypomnieć – za to miewam sny, które nie pozwalają mi spać”. Vitt owszem, była łatwa w odczytaniu. Jednak nie zmieniało to faktu, że nie była typem osoby, która przy pierwszym poznaniu zalewa wszystkich swoją frustracją, problemami czy boleściami. - Biorąc pod uwagę, że miałam przypuszczenia, że możesz być psychopatycznym mordercą... Pewnie, zapraszam – Właściwie to we wszystkich mugolskich horrorach zawsze ucieka się w dokładnie tą stronę w którą poszedł zbir, więc jej reakcja była jak najbardziej racjonalna.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Wodne przeżycia z udziałem jeziornej fauny wpompowały w nią taką dawkę adrenaliny, że nie zasnęłaby, choćby nawet bardzo chciała. A właściwie to nie chciała, noc była przepiękna i bardzo żałowała, że ich zajęcia dobiegły końca wcześniej, niż mogły. To dlatego kilkanaście metrów przed zamkiem zmieniła zdanie, złapała Jinxa za rękę i wciągnęła go za pień najbliższego drzewa, tak żeby na pewno nie zostali zauważeni. — Nie chcę jeszcze wracać — oznajmiła konspiracyjnym szeptem, uśmiechając się niewinnie — Zresztą mamy do ułożenia puzzle — potrząsnęła trzymanym w ręce prezentem od Kerseya, nagrodą pocieszenia, która wyraźnie miała im wynagrodzić traumatyczne przeżycia. Odgarnęła z twarzy wciąż wilgotny kosmyk włosów, które swoją drogą pod wpływem przyjętej wilgoci i w miarę schnięcia lada moment miały zacząć nabierać niebywałej objętości, puściła Jinxową rękę i zrobiła kilka kroków w tył. — Chodź, nie każ się namawiać. Znam fajne miejsce — z błąkającym się na wargach uśmiechem odwróciła się i ruszyła w dobrze znanym jej kierunku, ani razu nie odwracając się, aby sprawdzić, czy na pewno za nią podąża. Doskonale wiedziała, gdzie szukać domku na drzewie, w dawnych latach była jego stałą bywalczynią, odnajdując w jego wnętrzu spokój i samotność, których potrzebowała do skutecznej nauki. Zatrzymała się pod odpowiednim drzewem i choć w mroku i gęstwinie liści domek był właściwie niewidoczny, z absolutną pewnością siebie wskazała na koronę drzewa. — Panowie przodem. Cholernie zazdroszczę Ci tych butów — no bo w takiej sytuacji zdecydowanie ułatwiały sprawę. Puszczenie go na górę jako pierwszego było posunięcie cokolwiek sprytnym, bo nie tylko gwarantowało, że nie będzie mógł po raz drugi tego wieczoru zupełnie przypadkowo oglądać jej bielizny, ale i zapewniało, że w razie komplikacji po prostu wciągnie ją na górę. Bądź co bądź, nie wspinała się po tych gałęziach od paru ładnych lat i nie wierzyła, że pójdzie jej to jak z płatka.
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
W przeciwieństwie do Lei, ja odrobinę przygasam na skutek przygody z wodnymi stworzeniami; wyrzut adrenaliny nie jest w stanie od razu zrównoważyć mi faktu, jak traumatyczne i psychicznie męczące było to przeżycie. Jakbym potrzebował dodatkowych powodów, aby trzymać się daleko od zbiorników wodnych... Skoro jednak Lea trzyma nerwy na wodzy, to i ja nie chcę po sobie dać poznać, jak silny lęk złapał mnie w momencie zanurzenia, nawet jeśli trwało to tylko moment, nim profesor nadszedł z pomocą. Nie przychodzi mi do głowy, aby się urywać z kończących się zajęć, ale bez protestów daję się pociągnąć Krukonce za drzewo, a potem i w fajne miejsce- traumy traumami, ale priorytety w moim życiu są dobrze ustawione i kiedy atrakcyjna dziewczyna mówi mi "chodź", to nie zastanawiam się, tylko po prostu to robię. - Ledwo pamiętam czasy, kiedy ich nie miałem. Wymagały trochę praktyki, żeby przestać rąbać głową w ziemię albo inne rzeczy... Może kiedyś dam ci się przelecieć - proponuję luźno, posyłając jej rozbawiony uśmiech. Dostałem je w spadku dopiero na siedemnaste urodziny, to mam wrażenie, jakby płynny chód, gdy ledwie muskam podeszwami ziemię, był jedyną właściwą formą poruszania się. I choć chęć popisania się jest we mnie duża, staram się pamiętać, że przede wszystkim jestem dżentelmenem, więc zamiast przeskoczyć gładko po gałęziach, zatrzymuję się w oczekiwaniu na Leę, gotowy wyciągnąć do niej rękę, gdy odległość jest zbyt duża. Nie muszę być mistrzem podrywu - nawet jeśli mimochodem mi to wychodzi - żeby wiedzieć, że każde dłuższe przytrzymanie dłoni czy zaczepne mrugnięcie da mi więcej punktów niż wyczekujące spoglądanie na nią z góry. - O, przytulnie - komentuję z uznaniem, gdy stąpamy już bezpiecznie po drewnianych deskach konstrukcji. Trudno mi przewidzieć, co siedzi w głowie Krukonki, jednak już teraz jestem w stanie przewidzieć, że nie będę żałował nocnej ucieczki. - Teraz to by się przydał ten grzaniec... - zauważam, mając na myśli jego inne właściwości niż tylko rozgrzewające. Wtedy też przypominam sobie o drobnej fiolce, którą impulsywnie zapakowałem i która - o dziwo - nie została znaleziona przez wścibskie skrzaty. - Ale możemy improwizować. Chciałem tego kiedyś użyć na wróżbiarstwie, bo podobno może dać dobrą fazę - zdradzam i podaję dziewczynie fiolkę z eliksirem otwartych zmysłów, by zastanowiła się, czy w ogóle jest czymś takim zainteresowana. W zamian biorę się za rozsypanie na stoliku magicznych puzzli; nie jest to może mój typ rozrywki, ale zawsze warto próbować czegoś nowego.
Słysząc o zadaniu zleconym dla członków koła, nie byłabym sobą, gdybym się nie dołączyła. W swojej rodzimej szkole wielokrotnie musiałam brać udział we wzmacnianiu barier i utrzymywaniu ich w najlepszym stanie i jakości. Tam mieliśmy do czynienia z ciągłym zagrożeniem żywiołów, nie mogliśmy sobie pozwolić na najmniejszy błąd, nawet ślad pęknięcia w całości sieci. Wystarczyłby moment, by szkoła poszła w gruzy. Czy właśnie to się stało? Bariery ostatecznie nie wytrzymały? Miałam szczerą nadzieję, ze się mylę. Do pomocy w wykonaniu zadania zaprosiłam innego studenta z Ravenclawu. Ta ich cała tiara przydziału ogłosiła na początku roku, że w normalnych warunkach należałabym właśnie do tego domu. Przez ten niecały rok szkoły zdążyłam zauważyć, że występuje tu wiele ambitnych i inteligentnych osób, które wolą pracować indywidualnie. Częściowo podzielałam to stanowisko, woląc za ewentualne niepowodzenie winić tylko siebie samą. Równocześnie wiedziałam, że stawianie bariery nie jest czymś, co jestem w stanie zrobić sama. Dlatego też podchodząc do drzewa z wybudowanym na nim domkiem, jeszcze nie zakrytym przez liście, złapałam się rękami za biodra, obserwując teren. - Jakieś sugestie, od czego powinniśmy zacząć? - Obróciłam głowę w kierunku Eliego, uśmiechając się kątem ust. Stawianie bariery jednym, znajomość zaklęć, które wchodzą w jej skład to zupełnie inny temat.