W wiosnę, kiedy cały dąb pokrywa się soczyście zielonymi liśćmi nie sposób zauważyć ukrytego między gałęziami domku, zrobionego właściwie z kilku drewnianych desek. Jest to za to idealne miejsce, żeby się ukryć. Z przyjacielem, chłopakiem, czy samemu, zawsze jest idealnie. Budowla jest na tyle duża, że spokojnie pomieści cztery osoby, a i miejsce na malutki stoliczek się znajdzie. Żeby dostać się do środka, trzeba się nieco po gimnastykować, bowiem gałęzie, szczególnie te dolne, są w znacznej odległości od siebie.
Autor
Wiadomość
Eli Rosley
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 164
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
Eli z pewnością był... interesującym wyborem w przypadku ćwiczeń zaklęć. O ile nie jednym z najgorszych, ale o tym Shimazu nie mogła wiedzieć, aczkolwiek wcale też nie miała się przekonać, bo Krukon nie zamierzał odmówić czy też pokazać się ze złej strony. Owszem, o Rosleyu w kwestii magii można byłoby powiedzieć wiele złego, w kwestii bycia społecznym - tak samo - najwyraźniej jednak coś ostatnio weszło mu na ambicję wystarczająco mocno, bo zagadany, przytaknął niemal natychmiast, nie zastanawiając się nawet dogłębniej nad tym, w co się pakuje.
Naciągnął rękawy wysłużonej marynarki, kiedy chłodniejszy wiatr nieprzyjemnie dał mu do zrozumienia, że nie każda wiosna jest miła i fajna, do czego powinien się już przyzwyczaić. Za dziewczyną podążał po swojemu, wyprostowany niczym struna, wyjątkowo w dłoniach poza notesem - mając również różdżkę. Widok zadziwiający proszę państwa, czyżby Eli przechodził jakąś wewnętrzną przemianę?
Zatrzymał się więc i obok niej, w stosownym dystansie, przekrzywiając odrobinę głowę po usłyszeniu zadanego pytania. Przyznać się przyjezdnemu, że jest się nieco pajacem apropo własnej szkoły, szczególnie kiedy już zdecydował się zgodzić na pomoc, byłoby bardzo głupiutkim posunięciem. Dlatego też zaraz otworzył notes, obracając go w jej stronę po naskrobaniu kilku słów. "Możemy spróbować z protego, to brzmi rozsądnie. Nie jestem pewien, co dokładnie macie za zadanie. Mogę przećwiczyć z tobą podstawowe zaklęcia ochronne, jeśli to ci pomoże."; zaoferował w tym wszystkim, choć fakt faktem - trzymał się podstaw. Głównie dlatego, że ograniczały go zaklęcia niewerbalne, a to nieco utrudniało sprawę.
Byłam świadoma problematyczności, jaka wiązała się przy pracy z Elim. Zdążyłam zauważyć, że nie mówi. Był zarazem miłą odskocznią od osób, którym usta rzadko kiedy się zamykały, ale też mocno utrudniało to wszelką komunikację. Odczekałam chwilę, którą potrzebował do napisania wiadomości, po czym ją przeczytałam, przekrzywiając nieco głowę. - Oh, nie mówiłam? - zapytałam, podnosząc wzrok na jego twarz ze zdziwieniem. - Mamy wzmocnić barierę magiczną otaczającą zamek. Wiesz, przed atakiem z zewnątrz, nieproszonymi gośćmi, mugolami, którzy by się tu zabłąkali... - zaczęłam wymieniać na palcach rzeczy, które mi przyszły do głowy. Przy szóstym punkcie zrobiłam przerwę, patrząc się nieco skonsternowanym wzrokiem na drzewo. Tak na dobrą sprawę, w które miejsce powinniśmy byli inkantować? Jedno konkretne, dookoła? - Protego, no dobra. - Kiwnęłam głową, robiąc kilka kroków w bok i unosząc różdżkę. Rzuciłam parę razy zaklęcie tarczy, czując się nieco jak głupek. Brakowało magicznych wybuchów, czy pojawiającego się paska, który pod wpływem przyjmowanych zaklęć by się naładował. Było to na tyle denerwujące, że nie wiedziałam, czy w ogóle cokolwiek robię. - Em, no dobra. - wróciłam do Eliego po zakończeniu swojej pierwszej próby. - Jakie inne zaklęcia ochronne? Może "Żelaznego Stróża"? - zapytałam, ciekawa opinii krukona.
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
No, nie oszukujmy się, to raczej coś, co zauważa się dość szybko; ale to dobrze, dobrze, przynajmniej zawsze można zrezygnować w miarę szybko, gdy uznajesz, że towarzystwo jednak nie pasuje. Na całe szczęście Shimazu spasowało, więc i Eli nie powinien narzekać. (Chociaż, między nami, znając życie i tak będzie - chciałbym, żeby ten pajac przetrwał przynajmniej jeden dzień bez marudzenia na każdą rzecz, jaka się dookoła niego dzieje!)
Oh... No, to nie tak, że nie mówiła, skoro wiedział mniej więcej o jaki temat zahaczyć, ale uznał, że już nie będzie się tak rozdrabniać. Rosley nigdy też szczególne nie przejmował się barierą szkolną i tego typu rzeczami, niemniej załapał o co chodzi i- patrząc na skonsternowanie drugiej studentki, chyba wypadałoby tę kwestię rozjaśnić, po jej rzuconych w przestrzeń (ale przynajmniej skutecznie rzuconych!) protego. "Warto zaryzykować, ale nie jestem pewien, czy zawieszenie go w powietrzu coś da."; uśmiechnął się krzywo, za sprawą czego jego morda przyjęła nieco nieprzyjemny wyraz. To akurat nie było celowe: ot, konsekwencje bycia antyspołecznym pajacem. "Myślę, że nie chodziło o celowanie w samą barierę, a wzmocnienie jej potencjału czy załatanie poprzez samo rzucanie zaklęć obronnych." zasugerował to, co wydawało mu się... mieć nieco więcej sensu; chociaż kto tam wie, nie on należy do kółka. "Mogę porzucać na ciebie jakieś proste zaklęcia do odparcia.", zaproponował ostatecznie. Bo jasne, defensywę też mogą na siebie porzucać, ale czy to będzie szczególnie ekscytujące? No nie bardzo no.
Narzekanie i marudzenie to podobno cecha naturalnie występująca u wszystkich ludzi. Lubimy mówić, co nam nie pasuje, co byśmy chcieli zmienić, a jeszcze chętniej robimy to w kwestii drugiej osoby. Amaya, przebierz się...Amaya, jedz mniej...Amaya, nie podnoś głosu na brata...tak, ciągła pretensjonalność o wszystko i o nic była bardzo męcząca. Zapewne dlatego starałam się robić to jak najrzadziej i po prostu przyjmować wszystkie rzeczy, jako normalną kolej rzeczy. Bywało to pomocne, szczególnie w sytuacjach, kiedy nikt nie powiedział, co mam dokładnie robić, a oczekiwał wyników. Dość podobnie czułam się w chwili obecnej. - No dobra, można spróbować. Poćwiczę przy okazji refleks. - odsunęłam się na paręnaście kroków od Eliego i ustawiłam w pozycji bojowej, gotowa na przyjęcie ataku. - Tylko miej dla mnie litość, dobra? - powiedziałam jeszcze, wystawiając nieco język. Raczej mi nie wyglądał na kogoś, kto wykorzystuje każdą sytuację, by poznęcać się nad innymi uczniami, ale pieron go tak wie, co dokładnie skrywało się w jego umyśle. Jakich rzeczy nie pisał, mogąc dość łatwo manipulować przekazem. Słownie można było dość łatwo zaliczyć wpadkę, na tekście pisanym już niekoniecznie.
C. szczególne : Charakterystyczne pieprzyki rozmieszczone symetrycznie pod oczami. Nieproporcjonalnie długie i nieco krzywe palce. Niezwykle bogata mimika twarzy, bo i łatwiej mu się tak komunikować.
W sumie to była tylko luźna sugestia, którą po prostu nieszczęsny Krukon chciał nieco pomóc Amayi... albo przynajmniej ją naprowadzić. Bo jak już było mówione, prawda była taka, że sam bladego pojęcia nie ma, o co w tym wszystkim chodzi. Może wypadałoby się zainteresować i zapytać potem Victorię? Ona zwykle jest świetnie poinformowana w tej kwestii...
Uśmiechnął się tylko blado, kręcąc głową z rozbawieniem. No, to doprawdy był przerażający przeciwnik jeśli chodzi o czary, buhahaha... ale ostatnio udawało mu się nawet za pierwszym razem trafiać, tak więc po dziewięciu latach w Hogwarcie powiedzmy, że zrobił postępy. Poza wyciągnięciem różdżki, podniósł też odrobinę drugą z dłoni, odginając na niej trzy, dwa, jeden palec - żeby dać ciemnowłosej znać, kiedy powinna się tego ataku spodziewać i kiedy go odbić. Comperosa było zaklęciem, które użył jako pierwsze-- bo i dawno go nie słyszał, a skoro już odkopał z głowy, to dlaczego nie? Liczymy, że koleżanka wyrobi się z odbiciem, zanim zasypiemy ją kilkoma jednocześnie.
Chociaż, w chwilę po tym pierwszym, pozwolił sobie też na rzucenie ceruisam, krzywiąc się nieco, gdy pod własnymi palcami poczuł ciepło. Całe szczęście, że jego różdżka czasem jednak myślała za niego - inaczej niejednokrotnie w swoim życiu Eli byłby w paskudnej sytuacji, a strasznie żałosnym byłoby nie móc poradzić sobie nawet z podstawowymi zaklęciami... na najzwyklejszym sparingu.
Przygotowałam się do obrony, zerkając na jego palce. Było to dość miłe ułatwienie, dzięki któremu mogłam użyć zaklęcia tarczy w idealnym momencie. Sama miałam dość duży problem z zaklęciami niewerbalnymi, co w przypadku pojedynków stawiało mnie na nieco gorszej pozycji. Słyszałam też o takich, które można było rzucić tylko i wyłącznie niewerbalnie. Tego typu magia zapewne pozostanie poza moim zasięgiem. Oby tylko nie dotyczyło to zaklęć transmutacyjnych, a szczególnie, tego odpowiedzialnego za animagię. Byłoby mi bardzo przykro, gdyby po tych wszystkich przygotowaniach i wyrzeczeniach dowiedzieć się, ze nie jestem w stanie poprawnie się przemienić przez taką głupotkę. Odpłynęłam nieco myślami od teraźniejszości, i co dziwne, nie oberwałam za karę. Spojrzałam pytająco na Eliego, zastanawiając się, czy moje roztargnienie było aż tak widoczne. - Wszystko w porządku? - zapytałam, nie będąc świadoma jego małego problemu. Skorzystałem z tej chwilowej przerwy na rozejrzenie się. Wciąż żadnej reakcji, czy bariera została wzmocniona, czy po prostu robimy tu z siebie idiotów. Podrapałam się końcem różdżki po potylicy, dość mocno skonsternowana. - Mogłam bardziej uważać w Mahoutokoro... - głośno pomyślałam, nieco żałując, że nie przykładałam większej uwagi przy stawianiu tamtejszej bariery. Nigdy nie grałam pierwszych skrzypiec, a będąc jedynie siłą wspomagającą, nie przykładałam większej uwagi co i jak. Był to duży, cholerny błąd. Próbowaliśmy jeszcze dłuższą chwilę różnych sposobów na wzmocnienie szkolnej bariery. Próbami prób i błędów ostatecznie daliśmy radę wykonać zadanie oraz zdobyć nowe przeżycia i doświadczenia. W moim przypadku były one nawet większe - dowiedziałam się, że da się współpracować z osobą niemą i nie jest to wcale takie trudne, jak by się mogło wydawać.
Zwierzę:DWA wozaki Łapanie:2+3=5 Modyfikatory: Pani Hudson, Pomocy! 6 Sukces
Kolejna sytuacja była co najmniej zaskakująca. Najpierw jeden wozak ją wyśmiał, bo nie miała szkolnego mundurka. Potem trafiła na @Bridget Hudson, która zmaterializowała się dokładnie w momencie, w którym Lils potrzebowała pomocy i udzieliła jej dość oryginalnej wskazówki. Przeklnąć? Najbardziej spektakularnie, jak tylko potrafi? Blackwood nie była pewna, czy potrafi użyć naprawdę spektakularnej obelgi. Chodząc po błoniach rozmyślała wciąż o tym, co takiego może powiedzieć, żeby zbić wozaka z tropu, kiedy nagle dosłyszała jakąś awanturę w domku na drzewie. Wspięła się tam, zaintrygowana awanturą, a kiedy zobaczyła dwa przerzucające się obelgami stworzenia, miała ochotę parsknąć śmiechem. Może nie była na to wybitnie przygotowana, ale główną rolę zagrało zaskoczenie. - Twoją starą zapylają wróżki! - wypaliła, a kiedy skonsternowane wozaki obejrzały się w jej stronę, sprawnym machnięciem siatką złowiła oba naraz. Nie była pewna, czy właśnie o to chodziło pannie Hudson, ale to nic nie szkodzi. Grunt, że misję ukończono sukcesem i to spektakularniejszym niż zmyślona na poczekaniu obelga.
Poszła dalej, szczerze wkurzona tym, że idzie jej niekoniecznie tak, jakby sobie tego życzyła. Co prawda dwa wozaki bluzgały teraz radośnie w transporterach lewitujących obok Imogen, jednak w jaki sposób ona to przypłaciła, to już tylko sama dziewczyna mogła wiedzieć. Nie było to łatwe zadanie i szczerze mówiąc miała już serdecznie dość. Chciała wrócić do zamku, umyć się, przebrać i odpocząć od tego wszystkiego, bo w tym momencie to było jej jedynym marzeniem. Niestety, zajęcia się jeszcze nie skończyły i Imogen musiała dalej szlajać się po błoniach szczerze zaintrygowana tym, jak idzie poszukiwanie magicznych stworzeń innym ludziom. W końcu, będąc w okolicy domku na drzewie, trafiła na kolejne magiczne stworzenie. Zaklęła siarczyście sama do siebie, kiedy zauważyła, że jest to kolejny wozak. Niemniej, wzięła głęboki oddech, uspokoiła się i ponownie wyczarowała sieci. Skoro już wiedziała, w jaki sposób poradzić sobie z tymi nicponiami, to postanowiła użyć tej samej metody. I dobrze, bo w końcu bez większego problemu go złapała a potem zapakowała do kolejnego transportera. I tak Imogen w towarzystwie trzech bluźniących ile sił w płucach wozaków wróciła na miejsce, gdzie odbywały się dzisiaj zajęcia.
Zt. x2
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Już wiedział, czego się w tym roku spodziewać po zajęciach z działalności artystycznej, jak tylko Swansea wręczył im szkicowniki. Mistrzem plastyki Max nie był zdecydowanie. Coś tam ogarniał jeśli chodziło o ołówek, ale w reszcie był całkowicie beznadziejny. Na pierwsze zadanie wybrał miejsce, które lubił, ze względu na bardzo przyjemne wspomnienia. Domek na drzewie kojarzył mu się jednoznacznie i często też wymykał się tutaj, by w inny sposób złamać szkolny regulamin, niż tylko przez cudzołóstwo. Usiadł gdzieś pod krzakiem, otworzył notes i naostrzył ołówek, a następnie przystąpił do pracy. Oczami wyobraźni widział, jak powinien wyglądać gotowy rysunek, ale to, co pojawiało się na papierze było ogromnie dalekie od tej pięknej wizji. Kreski były lekko nierówne, tak samo jak bryły, a o perspektywie, to nawet nie było co wspominać, bo nic dobrego by z tego nie wyszło. Siedział dobre półtorej godziny nad tym szkicem, nim zabrał się za jedyne, co w miarę mu wychodziło, czyli detale. Postanowił sprawdzić się w cieniowaniu, skoro przy innych technikaliach nie miał co nawet startować. Czuł, że jak faktycznie będzie zmuszony grać artystę aż do czerwca, to przynajmniej jeden Troll na jego świadectwie się pojawi. Ujebać z rysowania, to było coś, co do niego pasowało. Mimo, że nie wiązał z tym nadziei i szczerze patrzył na swój wątpliwy talent, ostatecznie uznał, że rysunek mógł wyjść o wiele gorzej i nie ma co tak od razu płakać nad kawałkiem ołówka. Postawił ostatnią linię, podpisał te bohomazy i polazł, bo jeszcze kilka minut i magia tego miejsca wzbudziłaby w nim ochotę na coś idiotycznego.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Zwierzę: szpiczak, wybieram bo byłam na zajęciach z tropienia Łapanie:3 Modyfikatory: tak, mam 10+ z ONMS, więc mam 4 Sukces
Podążanie za śladami zaprowadziło Adelę w okolice domku na drzewie - tym razem jednak nie planowała się tak wspiąć w celu planowania kolejnej psoty, bo jej uwagę zajmowało coś zupełnie innego. Powoli szła do swojego celu, aż w końcu w oddali dostrzegła szpiczaka. Dobrze pamiętała, że te zwierzęta uwielbiają mleko, dlatego nalała je do miseczki i korzystając z nieuwagi stworzenia, ustawiła je nieopodal. Przyciągniecie szpiczaka to jedno, ale jak bezpiecznie go złapać? Na to Adela też miała sposób. Z pomocą kilku lin i siatki do łapania zwierząt stworzyła opadającą pułapkę - wystarczyło jedno zaklęcie, by ta spadła na szpiczaka. Czekając, aż zwierzę podejdzie do mleka, Honeycottówna skryła się między drzewami, a gdy ten moment w końcu nastąpił - przecięła zaklęciem odpowiednią linę, dzięki czemu pułapka opadła i uwięziła biednego szpiczaka. Na całe szczęście - nikt nie zamierzał mu zrobić krzywdy.
Zwierzę:Szpiczak Łapanie:3, a następnie parzysta Modyfikatory: Nie Sukces
Domek na drzewie przykuł uwagę jedenastolatki już z daleka. Zaciekawiona konstrukcją, postanowiła przyjrzeć się jej bliżej, na moment zapominając o zadaniu, jakie przydzielił nauczyciel. Nie miała odwagi, aby wspiąć się na górę. Szczególnie, że nigdzie nie mogła dostrzec Pani Hudson. Kobieta najprawdopodobniej została zatrzymana przez innego ucznia. Zadarła główkę, aby lepiej przyjrzeć się konstrukcji, gdy do jej uszu doleciał delikatny szelest w pobliskiej, bujnej roślinności. Nie był on intensywny, więc kryjące się za liśćmi stworzenie, nie mogło mieć wielkich gabarytów. Szybko spostrzegła winowajcę tego całego hałasu. Nie musiała długo zastanawiać się nad tym, czy ma do czynienia ze szpiczakiem czy może jeżem, gdyż zwierzątko niemal natychmiast ukazało jej swoją prawdziwą, magiczną naturę. Obserwowała go uważnie, a on nie pozostawał dziewczynce dłużny. Niemalże mierzyli siebie wzrokiem. Kiedy Aiyana zrobiła krok w jego stronę, ten momentalnie się cofnął w sposób nietypowy dla zwykłego jeża. Jedenastolatka ruszyła, a spłoszony Szpiczak postanowił spróbować ucieczki. Czy to doświadczenie zdobyte podczas łapania poprzednich okazów, czy też zwykłe szczęście dziewczynki, jednak siatka opadła prosto na magicznego jeżyka, uniemożliwiając mu dalszą ucieczkę. I on trafił do transportera.
Warzenie eliksirów nie należało do najłatwiejszych zajęć. Podczas ich tworzenia, istniało naprawdę wiele złożonych procesów, w których coś mogło pójść nie tak. Dbanie o prawidłową temperaturę wywaru, było jednym z nich. Choć nie jedynym. Korespondencja z Benjaminem, uświadomiła jedenastolatce, ile istotnych etapów musi sobie utrwalić. I to też zamierzała uczynić. Uzbrojona w rośliny oraz niezbędne przyrządy, udała się w nieco bardziej odosobnione miejsce, aby móc podszlifować swoje podstawy w spokoju. Dzięki zaklęciu Aquamenti, wypełniła przyniesiony kociołek czystą wodą. Swoją naukę zaplanowała na kilka kroków, z potencjalnymi powtórzeniami. Na początek, niepozorne podgrzewanie wody. Niepozorne, bo to właśnie ten etap był główną przyczyną niepowodzenia, podczas warzenia eliksiru Po-Zatruciowego. Zamierzała wynieść lekcję z tej porażki. Nawet, jeśli lekcja ostatecznie zakończyła się pełnym sukcesem. Pierwszym elementem nauki była prosta obserwacja gotującej się wody. Choć z pozoru samo zajęcie wydawało się mało pasjonujące, pierwszoroczniaczka zdawała sobie doskonale sprawę z tego, jak bardzo istotnym elementem jest odpowiednia temperatura. Zamierzała zatem poświęcić swój cenny czas, by uważnie obserwować, a następnie notować, zachowanie wody w zależności od przyjętej temperatury. Zdawała sobie sprawę z tego, że owe doświadczenie, nawet jeśli z pozoru dość absurdalne, mogło mieć znaczący wpływ na warzenie eliksirów w niedalekiej przyszłości. Dzięki tak zdobytej wiedzy, znacznie szybciej reagowałaby na potencjalne przegrzanie cieczy, co uchroniłoby ją przed zniszczeniem składników lub wytworzeniem się niepożądanej substancji, jak w przypadku wcześniej warzonego eliksiru. Cierpliwie zatem patrzyła, jak dotąd spokojna woda, powoli zaczynała się burzyć. Najpierw pojawiały się delikatne, pojedyncze bąbelki, pękające tuż po wypłynięciu na powierzchnię. Z czasem jednak, zaczęło ich przybywać. Podobnie jak ulatniającej się z kociołka, pary. Notowała wszystko z uwagą, każdą najdrobniejszą zmianę. Coś prozaicznie prostego, darzyła naprawdę dużym szacunkiem. Gdy woda zaczęła już wrzeć, przystąpiła do punktu drugiego - ochładzania. Nie posiadała jeszcze dostępu do bardziej złożonych zaklęć, postanowiła zatem podejść do tego w nieco bardziej klasyczny sposób. Zaczęła od przeniesienia kociołka w bardziej chłodne miejsce, aby dłużej się nie nagrzewał. Dopiero po tym, próbowała chłodzić ciecz za pomocą dolewania chłodnej wody. Po czasie zauważyła jeden mankament z owym sposobem. O ile w tej sytuacji zaklęcie sprawdzało się fenomenalnie, tak w przypadku powstającego eliksiru, doszłoby do jego rozcieńczenia. Musiała zanotować swoją własną uwagę. Dopisała za to kilka dodatkowych uwag, między innymi to, czy dorzucenie roślin rozwiązałoby ów problem, czy zanurzenie kociołka do chłodnej wody okazałoby się bardziej skuteczne - o ile nie uszkodziłoby przedmiotu. Nie miała komu zadać tych pytań, jednak nie odczuła zniechęcenia. Wręcz przeciwnie. Nawet, jeśli bawiła się jedynie wodą, robiła to z typową dla siebie ciekawością. Pozwalała sobie eksperymentować. Teraz bez lęku o to, że zatruje się powstałymi w wyniku własnych działań, oparami. Mogła pozwolić sobie na błędy, tak bardzo typowe dla początkujących. Gdy woda odpowiednio wystygła, pierwszoroczniaczka wylała ją na zewnątrz, aby rozpocząć cały proces od nowa. Tym razem przy udziale małoistotnych roślin. Nie zamierzała skupić się dzisiaj na uwarzeniu eliksiru, a samej obserwacji zachodzących procesów. W tym, jak temperatura działa na poszczególne elementy przyniesionych "składników". Notowała swoje uwagi dotyczące tego, które części rozpuszczały się szybciej, choć nadal nie do końca wiedziała, dlaczego tak się dzieje. Przynajmniej w niektórych przypadkach. Zachowanie innych było dla niej bardziej oczywiste. Kawałek kory zdecydowanie trzymał się lepiej od pojedynczego liścia. Postanowiła zanotować swoje spostrzeżenia, aby podzielić się nimi podczas praktycznej nauki przyrządzania eliksirów. Tutaj zabawa jeszcze się nie kończyła. Tak przygotowany napar, śmiało mógł posłużyć do dalszej części lekcji - rozcieńczania, zagęszczania oraz porcjowania. Zaczęła od prostszej części - rozcieńczania. Ostrożnie porcjowała czystą wodę, aby uzyskać konkretny poziom rozcieńczonej cieczy. Patrzyła, jak uzyskany wcześniej kolor, po prostu mętnieje. Stawał się zdecydowanie mniej wyraźny, przez co nierozgotowane fragmenty roślin, znacznie bardziej odznaczały się w szkle. Zanotowała uzyskane proporcję, zanim przystąpiła do zagęszczania, poprzez wyparowanie części wody. Zanotowała cały proces dodając od siebie kilka dodatkowych uwag, które będzie musiała poruszyć. Między innymi to, na jakie składniki najlepiej wpływa zagęszczanie i gdzie odparowywanie wody bardziej szkodzi, niż pomaga. Oprócz tego znalazło się jeszcze kilka dodatkowych zagadnień. Na tym jednak zakończyła swoją dzisiejszą naukę. To, co ugotowała, po prostu wylała przed domek, zabrała swoje rzeczy i wyszła. Była z siebie bardzo zadowolona, choć z perspektywy bardziej wprawnych alchemików, nie dokonała niczego wielkiego.
/ZT
+
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wacław siedział w cieniu starej wierzby, na brzegu Zakazanego Lasu, przewracając stronę w opasłej księdze zaklęć zaawansowanej transmutacji. Jego uwagę przyciągnęło nietypowe zaklęcie, zapisane drobnym, niemal niedbałym pismem między innymi czarami. Zaklęcie pozwalało na przekształcenie dowolnej części ciała – nogi, ręki, a nawet palca – w inną część ciała, niekoniecznie taką, która pochodziła od człowieka. Wacław, znany ze swojego zacięcia do transmutacji, poczuł przyjemne dreszcze. To było coś, czego jeszcze nie próbował. Z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku zaczął studiować zaklęcie. Księga wyjaśniała, że Crura wymaga doskonałej koncentracji i wizualizacji tego, w co dany fragment ciała ma się przemienić. Choć brzmiało to jak najczystsza zabawa, autor księgi przestrzegał przed konsekwencjami błędów – transmutacja mogła pójść w nieoczekiwanym kierunku, zostawiając niefortunnie przemienioną część ciała w dość osobliwym kształcie, dopóki nie uda się rzucić zaklęcia odwrotnego. Wacław odchrząknął, zamknął księgę, odstawił ją na trawę obok i wyciągnął różdżkę. Przypomniał sobie, jak profesor Któryśtam mawiał, że nie wolno rzucać żadnego zaklęcia bez pełnego skupienia, szczególnie tych, które ingerują bezpośrednio w ciało. Ale tu, na świeżym powietrzu, otoczony śpiewem ptaków i szumem drzew, czuł się na tyle swobodnie, że postanowił spróbować od razu, bez długiej rozgrzewki. – No dobrze, chłopie, skup się – mruknął do siebie, unosząc różdżkę i starannie przygotowując się do pierwszej próby. Zdecydował, że dla początku dobrze byłoby spróbować przemienić jedynie palec. To najbezpieczniejsza opcja. Zacisnął usta, przyglądając się swojemu wskazującemu palcowi i wyobrażając sobie, że zamiast ludzkiego paznokcia, ma pazur, długi i ostry jak u sowy. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech i skupił się, wypowiadając miękkim, pełnym skupienia głosem. – Crura. - Przez chwilę nic się nie działo. Wacław zerknął na palec i poczuł ukłucie rozczarowania, widząc, że wciąż był taki jak wcześniej. Nie zraził się jednak – wiedział, że pierwsza próba mogła się nie udać. Jeszcze raz zamknął oczy, głęboko się skoncentrował i spróbował ponownie, wizualizując długi, zakrzywiony pazur sowy, wręcz czując go pod skórą. – Crura. - powtórzył, tym razem z większym naciskiem. W palcu poczuł delikatne mrowienie. Gdy otworzył oczy, uśmiechnął się szeroko. Paznokieć zaczął się zmieniać, nabierał kształtu pazura, ostry i błyszczący w świetle popołudniowego słońca. Wacław poczuł euforię – udało się! Wpatrywał się w swój pazur z dumą, obracając palec na wszystkie strony. Choć nie wyglądał jeszcze dokładnie jak swoi pazur, była to obiecująca pierwsza próba. Chcąc pójść o krok dalej, zdecydował się przekształcić całą dłoń. Tym razem jednak chciał, by przypominała bardziej łapę wilka, z ciemnym futrem i ostrymi pazurami. Wacław zamknął oczy, wizualizując wilcze łapy, które widział w książkach o magicznych stworzeniach. Zakaszlał lekko, po czym skupił całą uwagę na swojej ręce, wyciągnął różdżkę i z cichym, lecz pełnym pewności siebie głosem wypowiedział zaklęcie: – Crura. - Tym razem efekt był niemal natychmiastowy. Poczuł ciepło na dłoni, a palce powoli zaczęły się wydłużać, pokrywać ciemnym futrem. Paznokcie wydłużyły się w ostre pazury. Wpatrywał się w swoją nową, wilczą dłoń z zachwytem, powoli zaciskając palce w pięść. Przez moment poczuł, jakby naprawdę miał łapę wilka – mocną, zwiną, gotową do użytku. To doświadczenie przeniknęło go dreszczem przyjemności. Jednak po chwili zaczął odczuwać dziwne mrowienie – dłoń zaczęła drżeć i zmieniać kształt, jakby zaklęcie próbowało działać dalej. Nagle poczuł przerażające ukłucie w nadgarstku, jakby coś zaczęło ciągnąć rękę w nieoczekiwanym kierunku. Skupił się mocno, wiedząc, że jeśli teraz utraci kontrolę, może mieć problem. – Finite Incantatem – wymówił pospiesznie, unosząc różdżkę. Dłoń zaczęła wracać do normalności, futro znikało, pazury się cofały. Oddychał ciężko, czując zarówno ulgę, jak i ekscytację. Zaklęcie miało ogromną moc, ale wymagało o wiele większej precyzji, niż początkowo przypuszczał. Patrząc na swoje ręce, wciąż nieco zdrętwiałe, Wacław uśmiechnął się szeroko. Crura nie było zaklęciem dla początkujących, ale dawało ogromne możliwości. Musiał nauczyć się kontrolować tę moc, precyzyjnie ją kierować. Już wiedział, że spędzi nad tym zaklęciem wiele popołudni, testując na różnych częściach ciała, może i w końcu wypracowując pełną kontrolę.