W wiosnę, kiedy cały dąb pokrywa się soczyście zielonymi liśćmi nie sposób zauważyć ukrytego między gałęziami domku, zrobionego właściwie z kilku drewnianych desek. Jest to za to idealne miejsce, żeby się ukryć. Z przyjacielem, chłopakiem, czy samemu, zawsze jest idealnie. Budowla jest na tyle duża, że spokojnie pomieści cztery osoby, a i miejsce na malutki stoliczek się znajdzie. Żeby dostać się do środka, trzeba się nieco po gimnastykować, bowiem gałęzie, szczególnie te dolne, są w znacznej odległości od siebie.
Autor
Wiadomość
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Zaciągała się raz po raz papierosem, kontemplując nad otaczającą ich przyrodą i tak naprawdę nie mając żadnej opinii na temat towarzystwa, które nagle jej się przydarzyło. Dziewczyna ani jej nie przeszkadzała, ani nie poprawiała nastroju. Ot, kolejna uczennica, która to postanowiła dokarmić małego potworka, który skutecznie wyniszczał ich płuca. Bo przecież nie robiły tego papierosy, tylko właśnie ta nikczemna, mityczna kreatura. Pokiwała głową, kiedy wspomniała jej własne imię i udała, że zdejmuje z platynowych włosów nieistniejący kapelusz. Zaciągnęła się ponownie papierosem, by po dłuższym czasie przechowywania dym w płucach, wypuścić go w eter. Strzepnęła nadmiar popiołu, jaki wytworzył się na jego końcu. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc jej słowa. Ileż to razy sama wcześniej była przekonana, że ten domek runie na ziemię kolejnym razem, kiedy tutaj przyjdzie? No właśnie, chyba za każdym razem. Dzisiaj była jakoś spokojniejsza o jego los, bo tłumaczyła sobie, że skoro ziemia zamarza to i domek przymarznie do drzewa. Nie miała pojęcia, na ile jej myślenie było logiczne a na ile zakrawało o kompletny absurd. - Czasami mam wrażenie, że ktoś użył na tym domku zaklęcie trwałego przylepca, żeby drzewo nigdy nie czuło się samotne - uśmiechnęła się w jej stronę, by po chwili ponownie zaciągnąć się nikotyną. Tym razem, kiedy wypuszczała dym z płuc, próbowała robić przy jego pomocy okręgi. Nigdy nie była w tym dobra. Najczęściej wychodziła tylko zwykła smuga, nic nie przypominająca. I tym razem było podobnie. - Pytasz czy długo palę w tym konkretnym miejscu, czy raczej od kiedy wiem o tym domku? - uniosła jedną brew do góry, ale zanim krukonka zdążyła coś odpowiedzieć, pospieszyła jej z odpowiedzią. - W zasadzie to z jakieś dwa lata wiem o tym domku - uśmiechnęła się szerzej w jej stronę. No bo przecież nie gryzła ludzi od razu przy pierwszym lepszym spotkaniu, wbrew temu, co niektórzy mogliby mówić na jej temat. Miała świadomość, jak wiele fałszywych opinii krążyło po szkole, które nie miały kompletnie żadnego pokrycia z rzeczywistością. Od razu zaciekawiła się, ile plotek musiała słyszeć na jej temat Arli. - Skąd w ogóle pomysł na Patonalia? - zapytała w końcu, bo właśnie sobie przypomniała, że to przecież w krukonki domu wtedy była. No, dom to zdecydowanie za łagodne określenie dla tamtego miejsca, ale z braku lepszego pod ręką, pozostawiła to w ten sposób.
Dym papierosowy drażnił ją odrobinkę, za to mugolski dym papierosowy był w tym obszarze wręcz irytujący, a jednak, raz na czas lubiła sobie przykurzyć takiego klasycznego, nieco mniej otumaniającego papierosa i to dziś był ten dzień. Jedyne, co przeszkadzało jej niezmiernie, niezależnie od humoru, to okropny zapach, jaki mugolskie fajki zostawiały na palcach. W tej chwili starała się jednak jeszcze o tym nie myśleć i po prostu wypalała papierosa buch, za buchem. Wypuściła powietrze przez nos i tą uniwersalną analogią cichego śmiechu skwitowała pomysł gryfonki, jakoby dom przyczepiony był do drzewa magicznie. A może jednak? Tylko czy wtedy nie byłby nieco bardziej stabilny i wzbudzający zaufanie? Coś tak chybotliwego i niestabilnego nie wydawało się dziełem magii. Nie miała pojęcia, czy mugole budują domki na drzewach i z jakiej techniki korzystają przy okazji. Musi zapytać Julkę. - Wow, ja go odkryłam dopiero pod koniec zeszłego roku i naprawdę nie mam pojęcia, ile czasu tu wisi. Wygląda jak gówno, ale może taki był zamiar, żeby odstraszał? - Spetowała papierosa o podłogę i szybko zmieniła go różdżką w opadły, czerwonawy liść. Wsunęła różdżkę na powrót do kurtki. Na pytanie gryfonki uniosła nieco wyżej brwi i przez krótką chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. - Wiesz, sama nie wiem. Miałam ochotę się trochę odstresować, a starzy zwolnili mi chatę na tydzień, no to mówię do Brooks: dawaj, zrobimy coś. - Odetchnęła głęboko i podciągnęła kolana pod brodę. Nie była pewna, jak Lara bawiła się na imprezie i w związku z tym nie wiedziała, jak dalej pociągnąć temat. - Poza tym, wiesz, jesteśmy na pierwszym studenckim, sporo osób odpadło rok temu i trzeba się z ludźmi poznawać trochę na nowo, a to była niezła okazja. - Spojrzała się w jej stronę z delikatnym, zaciekawionym uśmiechem. - A co, jakieś traumatyczne wspomnienia? - Miała nadzieję, że wręcz przeciwnie, sama zaś pamiętała naprawdę niewiele.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Mogłaby zaklinać siły nieczyste, że te nakazały jej tu wejść, jednak Olivia wiedziała, iż prawdziwym winowajcą była głupota, którą się kierowała próbując stawić czoła kolejnej słabości. Wysokość od zawsze była dla brunetki przeszkoda wręcz nie do pokonania, nieważne jak bardzo się starała, nie była w stanie wznieść się wyżej niż na odległość dwóch schodków od powierzchni, a teraz? Teraz tkwiła w domu na drzewie zawieszonym na wysokości kilku metrów licząc, że na horyzoncie pojawi się ktoś kto pomoże opuścić jej to miejsce. Nawet jeśli malujący się przed niebieskimi tęczówkami widok zapierał dech w piersiach, nie potrafiła się nim zbyt długo cieszyć, instynktownie zaciskając powieki kiedy tylko uświadomiła sobie, gdzie tak naprawdę się znajduje. Siedziała pośrodku drewnianej podłogi, na której ułożone były poduszki z podciągniętymi pod brodę kolanami. Objęła je rękoma, próbując w ten sposób dodać sobie otuchy, chociaż w myślach psioczyła na samą siebie. Czuła nieprzyjemny ścisk w żołądku, który potęgowało każde uderzenie drewnianej drabinki o pień drzewa. Coś na kształt strachu wywoływał w niej również każdy inny dźwięk, który zwyczajnie utożsamiała z nadchodzącą śmiercią, gdyby nagle domek pod wpływem jej ciężaru zwyczajnie się zawalił. Oczywiście było to niemożliwe, jednak zdradziecki umysł podsycany strachem podsuwał Olivii podobne myśli. Ukryła twarz w dłoniach, a cichy pisk opuścił malinowe usta, kiedy drewno jakby stęknęło, choć nie wiedziała, że odgłos ten zwiastował czyjeś nadejście. Prawdopodobnie jej wybawienia.
Jeśli Drake miałby wskazać swoje ulubione miejsca w Hogwarcie, to zdecydowanie domek na drzewie byłby jednym z nich. Był w końcu całkiem niezły widok na błonie i można było w nim odpocząć od gwaru panującego w szkole. Miał ze sobą torbę w której miał książkę, kilka notatek do przeczytania oraz kilka innych drobiazgów. Kiedy tylko doszedł do drzewa, zaczął się wspinać. I szczerze. Gdyby ktoś się go zapytał czy spodziewa się spotkać w domku na drzewie prefekta tulącego poduszki, to odpowiedź brzmiała "nie". Dlatego nieco się zdziwił, kiedy po wejściu do środka spostrzegł Olivię. Nie do końca wiedział jak się ma zachować. Może potrzebowała trochę prywatności, tak jak on czasem? Chyba po prostu zacznie od przywitania się i zobaczy co z tego wyniknie. -Um... Cześć? - Oczywiście nie wiedział nic o jej lęku wysokości, bo niby skąd miałby? -Wszystko w porządku? - Spytał się dla pewności. W końcu wyglądała na nieco... Przejętą.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Deski na których siedziała niebezpiecznie zadrżały pod ciężarem wchodzącego do środka chłopaka, wywołując u Olivii napad paniki. Oddech dziewczyny przyspieszył, a ona sama zaczęła się delikatnie trząść, czekając aż znajdzie się po tej drugiej stronie, wszakże w jej odczuciu koniec był już bliski. Mimo tragicznych wizji rozgrywających się w jej umyśle odgłos walącego się domku nie nadszedł, zamiast niego powietrze wypełnił przyjemny dla ucha baryton; zdziwiona otworzyła oczy, początkowo nie mogąc uwierzyć, że widzi przed sobą Draka. Rozdziawiła delikatnie usta, które mimowolnie ułożyły się w literę "o", a następnie ze zbyt dużym entuzjazmem rzuciła się na niego, mocno przytulając. Runęli na podłogę. - Merlinie! - zawołała wyraźnie ucieszona widokiem niespodziewanego gościa, dopiero po chwili zdając sobie sprawę w jakim położeniu przypadkowo się znaleźli, a raczej za sprawą rozpierającej ją radości. - Kurcze, przepraszam - wyjąkała, próbując się podnieść, a tym samym umożliwić chłopakowi stanięcie na nogach, jednak kiedy podparła się ręką opierając ją na poduszce, miękka podpora przesunęła się, sprawiając, że brunetka ponownie wylądowała na Gryfonie. Dodatkowo uderzyła czołem o jego brodę, cichy jęk opuścił jej usta. - Jak widzisz, jest średnio - odpowiedziała w końcu na jego pytanie, podejmując kolejną próbę doprowadzenia się do porządku - na szczęściem tym razem jej to wyszło. - Nie zrobiłam ci dużej krzywdy? - zapytała lekko zawstydzona, wyciągając w jego kierunku dłoń, by pomóc brunetowi wstać. Przez całe to zamieszanie i towarzyszący Oliv stres, dopiero po kilku sekundach tak naprawdę uświadomiła sobie z kim ma do czynienia, delikatnie się przy tym rumieniąc. Drake - przystojny, starszy o rok Gryfon, do którego jakiś czas temu wzdychała z daleka. Czy naprawdę musiało paść akurat na niego?
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Tak... Bardziej niż siedzącej w domku na drzewie i otoczonej poduszkami prefekt, nie spodziewał się tego, że się na niego rzuci przytulając. Nie zareagował w żaden sposób, kiedy wylądował z nią na podłodze. Jego umysł był zajęty próbą ogarnięcia tego, co się właściwie wydarzyło.-Nic się nie st...- Urwał w momencie w którym uderzyła go z czółka. Na szczęście niezbyt mocno. Kiedy już stanęła i po przelotnym spojrzeniu upewnił się że znowu go czymś nie walnie, również spróbował stanąć na nogi. Oczywiście skorzystał z jej pomocy. Na jej pytanie, kącik jego ust delikatnie się uniósł.-Nic mi nie jest. Bywało gorzej. - Gorzej, bardziej krwawo i zdecydowanie dużo, dużo boleśniej i tragiczniej w skutkach. -Tylko trochę mnie tym zaskoczyłaś.- Rzucił błogo nieświadomy potencjalnych uczuć dziewczyny w jego kierunku. Wyglądała na szczęśliwą kiedy się na niego rzucała, więc chyba nie jest zła na to że tu przyszedł. Nawet mu do głowy nie przychodziło że dziewczyna bała się zejść z drzewa. -Właściwie, to co tu robiłaś? - Spytał siadając na jednej z poduszek.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Splot następujących po sobie zdarzeń sprawił, że poczuła się jak kompletna kretynka. Czuła, jak poliki palą ją ze wstydu, który sprawiał że unikała spojrzenia Gryfonowi w oczy, bojąc się zobaczenia w nich złości. Oczywiście reakcja dziewczyny była nagła i niespodziewana nawet dla niej samej, lecz radość jaką czuła, gdy zobaczyła swojego potencjalnego wybawiciela przesłoniła zdrowy rozsądek. Wszakże logicznym wydawało się, że jeśli wpadnie na niego z impetem, mogą wówczas wylądować na podłodze. Rozmasowałam obolałe czoło, schowają swój wstyd za kurtyną brązowych włosów do momentu,gdy Drake oznajmił, że nic mu nie jest. Wówczas pierwszy raz od kilkunastu sekund spojrzała na niego z szerokim, aczkolwiek niezwykle uroczym uśmiechem, zwyczajnie się ciesząc. - To dobrze, nie stać mnie by zapłacić odszkodowanie - zaśmiała się w odpowiedzi, chociaż tak naprawdę czuła dużą ulgę. W ten sposób maskowała delikatną nerwowość, jaką odczuwała w jego towarzystwie, tylko skąd się wzięła? - Jeśli mam być szczera to samą siebie też, normalnie nie rzucam się na ludzi, naprawdę - odpowiedziała, marszcząc przy tym w zabawny sposób nos, jednocześnie głośno wzdychając kiedy z jego ust padło pytanie. Wzięła głębszy wdech, również siadając na jednej z poduch, która leżała nieopodal, a drugą chwyciła wyciągając palcami jej rogi. - Jak brzmi to, że walczyłam z własnymi słabościami? - zapytała, chociaż brzmiała w tym odpowiedź. Oczywiście Drake nie mógł wiedzieć o jej strachu, zdziwiłaby się gdyby cokolwiek wiedział na jej temat poza znajomością imienia, za to ona mogła powiedzieć o chłopaku nieco więcej - zawsze robiła coś na kształt wywiadu o chłopaku, który wpadł jej w oko, a Lilac należał do tego grona.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Cóż... Gdyby nie był aż tak zaskoczony, to może jeszcze by zdążył zareagować i ją złapać. Wtedy raczej na ziemi by nie wylądowali. Wyjął z torby książkę, którą otworzył gdzieś na środku. Nie było to coś nadzwyczajnego, jak zwykły podręcznik do Obrony Przed Czarną Magią z którego w tym roku korzystał szósty rok. Oczywiście nie zaczął czytać od razu, bo byłoby to dosyć niegrzeczne w stosunku do Olivii, która jednak do niego coś mówiła. O dziewczynie wiedział tylko kilka rzeczy. Mianowicie że jest w tym samym domu co on, jest rok niżej i została prefektem. Nic ponadto. Jako prefekt na pewno wiedziała, że co jakiś czas może nocą opuszczać dormitorium, ale na to miał wymówkę. I to dosyć wiarygodną. -Jak coś normalnego. Ludzie czasami to robią. - No... On musiał się przemóc przez okropny i gorzki smak eliksiru tojadowego, którego niestety nie można było w żaden sposób posłodzić. I udało mu się... Po tym jak ciotka kazała mu pić flakon codziennie, żeby się przyzwyczaił. Podziałało. Wzrok przeniósł na książkę i już miał zabrać się za czytanie, ale jednak ciekawość z nim wygrała. Wrócił do niej wzrokiem. -A jaką słabość próbujesz zwalczyć?- Może będzie w stanie jej pomóc.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Gdyby ją złapał nie mieliby prawdopodobnie czego wspominać za jakiś czas, jeśli wstyd nie strawi tak mocno każdego atomu ciała Olivii i ta nie zacznie unikać Gryfona. Rzeczy, które dzieją się przypadkowo często wprowadzają do życia człowieka miłą odmianę, nawet jeśli z dzisiejszego zrządzenia losu brunetka nie była do końca zadowolona, głównie dlatego że to ona wyszła na głupka. Widząc, jak Drake wyciąga książkę skrzywiła się delikatnie zdając sobie sprawę z tego, że jest tu elementem, który nie pasuje. Zapewne nie bez powodu wybrał domek na drzewie, bo ten odwiedza dość wąskie grono osób, więc mógł liczyć tu na spokój. Przygryzła dolną wargę znowu się denerwując, czego oznaką były również różowe plamy na policzkach. Oczywiście nie chciała mu przeszkadzać, była nawet gotowa w tej chwili opuścić drewnianą konstrukcję, jednak istniał jeden, niezwykle istotny kłopot. - Lęk wysokości - przyznała otwarcie, bo akurat z tym nie miała problemu, znacznie trudniej mówiło jej się o uczuciach, na szczęście w tym przypadku nie musiała się z nimi zdradzać. Nie przypuszczała, że i chłopak musiał mierzyć się z własną słabością, która nie była tak błaha jak lęk przed wysokością czy wodą. - Wspięłam się tu, ale kompletnie nie potrafię zejść i tak wiem, brzmi to jak jakiś banał - stwierdziła - Ale to jest trudniejsze niż sądziłam. - dodała, dodatkowo komentując swoje słowa cichym westchnieniem. W tym momencie chciało jej się krzyczeć z niemocy, bo w towarzystwie Drake czuła się znacznie pewniej, ale była na siebie jednocześnie zła, zwłaszcza, że zawsze uważała się za silną osobowość.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Cóż... Spodziewał się że nie chodziło o lęk przed poduszkami albo drewnianymi chatkami. Zastanowił się przez moment i schował książkę do torby. Następnie wstał. Mógł jej pomóc na dwa sposoby. Albo podnosząc morale i namawiając albo sprowadzając ją na ziemię.-Myślę że mogę Ci z tym pomóc. Z zwalczeniem lęku. - W końcu każdy się czegoś boi. On na przykład swojego największego lęku nie jest w stanie do końca zwalczyć. Zawsze go gdzieś tam w środku będą zżerały przez to nerwy. Najlepsza za to była ulga, kiedy okazywało się że wszystko jest w porządku. Poza tym trafiła do Gryffindoru, którego jedną z cech jest odwaga. Powinna dać radę zwalczyć swój strach jeśli się postara. -Albo mogę Cię znieść na dół zaklęciem.- Mobilicorpus powinno dać radę ją bezpiecznie przenieść na ziemię. W końcu drzewo nie było aż takie wielkie. Tak czy siak to od niej zależało czy i jaką pomoc chciała od niego otrzymać. Chociaż szczerze? Nawet jeśli odmówi pomocy, to spróbuje ją jakoś namówić.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Uniosła do góry brwi, co sprawiło, że czole na brunetki pojawiały się dwie poziome kreski, wskazując na jej zaskoczenie, kiedy Drake postanowił jednak odłożyć książkę i skupił uwagę na jej osobie. Czuła się odrobinę winna, a jednocześnie zachwycona. W innych okolicznościach, ale również czasie zapewne teraz rozpływałaby się ze szczęścia, bo przecież Gryfon kiedyś bardzo się jej podobał. Ba! Olivia była nim wręcz zauroczona i choć obecnie pozostało po tym głównie miłe aczkolwiek wywołujące również rozbawienie wspomnienie to w żadnym wypadku nie umniejszało rozczulenia, jakie w niej wywołał. Oczywiście nie bez powodu Callahan trafiła do domu Godryka, chociaż w jej przypadku odwaga często graniczyła z głupotą, czego przykładem było chociażby rozdrażnienie harpii. I lepiej by Drake nie miał o tym pojęcia, bo jeszcze ta lekkomyślność jemu by się udzieliła, czego jako prefekt Liv kompletnie nie chciała. - A dobry jesteś w te zaklęcia? - zapytała jakby z nieufnością. Ta chociaż nie rozbrzmiewała tak bardzo w tonie głosu dziewczyny, to widoczna była w niebieskich tęczówkach, które teraz z niepewnością wpatrywały się w postać bruneta. Czy potrafił poradzić sobie z lękiem drugiej osoby skoro prawdopodobnie go nie rozumiał? Nawet nie przypuszczał, że i on może mierzyć się ze strachem, którym była jego drugą natura. Sam pomysł użycia zaklęcia w zasadzie nie do końca jej się podobał, czego nie zamierzała przed nim ukrywać. Bałaby się nawet wtedy kiedy któryś z nauczycieli chciałby użyć właśnie tego sposobu - Może po prostu odwróć jakoś moją uwagę, a ja zejdę sama? - czy to było możliwe do osiągnięcia? To również budziło pewnego rodzaju wątpliwości, jednak Oli czuła się pewniej. Założyła kosmyk brązowych włosów za ucho.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Odwaga i głupota mają niesamowicie cienką granicę, którą można nieopatrznie przekroczyć. Cóż... Szczerze to czasem nawet i jemu się zdarzyło parę razy ją przekroczyć. Zwłaszcza jeśli było to działanie pod wpływem chwili, gdzie nie miał wiele czasu na myślenie. Kiedy zadała pytanie odnośnie jego umiejętności, delikatnie uniósł kącik ust do góry. Był nieco skromny, więc jego odpowiedź nie była zbyt rozbudowana. -Wiesz... Całkiem nieźle sobie z nimi radzę.- Oczywiście nie zaliczał do tego zaklęć gospodarskich z którymi miał delikatne trudności. Tragicznie oczywiście nie było, ale mogło być lepiej. Ucieszył się nieco jak Oli zdecydowała się jednak zmierzyć ze swoim lękiem, a nie iść na łatwiznę. Nie będzie żadnego ryzyka że z jakiegoś powodu spartoli zaklęcie i dziewczyna zleci na ziemię. Podszedł do niej nieco bliżej. -Mogę spróbować. - Po powiedzeniu tego skierował się w stronę wyjścia z chatki. Jeśli zacznie spadać, to spróbuje ją jakoś ocalić zaklęciem. Ma jednak nadzieję że do tego nie dojdzie. Na wszelki wypadek przygotował już różdżkę.-Stawiaj stopy ostrożnie i nie patrz za długo w dół. - Tyle to i ona wiedziała ale lepsze to niż nic.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Tak, zdecydowanie odwagę od głupoty oddzielała zbyt cienka granice, dlatego tak łatwo było ją często przekroczyć; Olivia miała w tym spore doświadczenie. I podobnie jak Drake najczęściej robiła to pod wpływem chwili, kiedy konsekwencje nie dawały o siebie jeszcze znać, bo człowiek jeszcze nie zdawał sobie z nich sprawy. - Całkiem brzmi tak trochę… w styluuu wcale mnie to nie uspokaja, więc znajdźmy inny sposób - zaśmiała się, chociaż nie było wcale tak, że nie wierzyła w umiejętności Gryfona. Odłożyła poduszkę na bok, idąc w ślady bruneta podniosła się z ziemi. Wciąż przygryzając dolną wargę rozważała w myślach czy na pewno jest gotowa podjąć to wyzwanie, jednak to był jedyny sposób, by znaleźć się na dole - w inny wypadku, będzie zmuszona spędzić tu noc, kolejny dzień i noc… w zasadzie życie, jeśli nic nie zrobi. Była jeszcze opcja sprowadzenia przez Drake pomocy ze strony jakiegoś nauczyciela, ale była już kompletna kompromitacja. - Wiesz, że kiedy mówi się, by nie patrzeć w dół to ta druga osoba właśnie będzie to robiła? - zapytała, patrząc na niego wymownie, jakby z nikłym przebłyskiem złości, lecz po prostu zaśmiała się. Zakasała rękawy bluzki zaraz stawiając stopę na pierwszym stopniu drabinki, która lekko się zabujała wywołując panikę u brunetki. - Cholera, nie dam rady - jęknęła, zaciskając dłonie, niezdolna wykonać kolejny krok. - Może opowiedz jakiś dowcip czy coś? - zapytała, skupiając na nim wzrok.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
No przecież nie pobiegłby do nauczyciela i nie powiedział "Panie Profesorze! Prefekt utknęła na drzewie i nie może zejść!". Sam by się poczuł z tym niesamowicie głupio. Bo szczerze to brzmiało tak niedorzecznie, że aż komicznie. Na jej komentarz uśmiechnął się nieznacznie. A i na to znajdzie się rada. -W takim razie pod żadnym pozorem nie patrz w górę.- Rzucił dla śmiechu. No i przy okazji robi to, o co go prosiła. Odwraca jej uwagę od tego że właśnie powoli zmniejsza odległość od ziemi. Niestety teraz popisać się nie mógł. Opowiadanie żartów nie było jego najlepszą stroną. Zwłaszcza tych magicznych. Znał kilka mugolskich od dziadka, ale nie opowie ich przecież. Nie ma w końcu pewności że dziewczyna je zrozumie. W końcu nie każdy czarodziej miał styczność z mugolami, a jej czystości krwi z chmur nie wywróży. Zwłaszcza że z wróżbiarstwa, jego skromną opinią, jest do bani. Znał parę żartów miotlarskich, ale w tej sytuacji to prawie najgłupsze co mógłby zrobić. Chociaż zna jeden, który może zrozumieć.-Um... Żona wchodzi z mężem do restauracji. Ona: -Stek, pieczone ziemniaki i wino. Kelner pyta: -A warzywo? -A on zje to co ja. Nie wie czy to było zabawne, ale ma nadzieję że tak.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Podobne słowa wypowiadane na głos brzmiały jeszcze gorzej, niż gdy opuszczały wyimaginowane usta, a jedyną reakcją, jaka wydawała się być odpowiednia był po prostu śmiech. To był prawie jak udany żart, chociaż tak naprawdę był rzeczywistością dla Oliv, jak i dla Drake, który postanowił jej jednak pomóc - była mu za to niebywale wdzięczna. Zaśmiała się w głos słysząc jego odpowiedź, która chociaż brzmiała banalnie, wykonała swoje działanie, ponieważ brunetka zeszła kolejne dwa stopnie w dół, wciąż wpatrując się w Gryfona. Musiała przyznać, że nawet z tej perspektywy wyglądał przeuroczo. Oczywiście ona, jak niewielu innych poznałaby się na dobrym, mugolskim żarcie. W zasadzie wychowywała się wśród nich, a i krew dziewczyny nie była do końca czysta, choć tym akurat się nie chwaliła, podobnie jak statusem finansowym swojej rodziny. Niestety Drake nie mógł tego wiedzieć, podobnie jak ona nie miała pojęcia o tym, w jaki sposób podchodził do osób takich jak ona. Pokonała kolejne stopnie, wciąż kurczowo na każdym szczeblu zaciskając mocno palce. - Całkiem zabawne - stwierdziła śmiejąc się, chociaż bardziej bawiło ją to, jak kiepski w żartach był Gryfon - Jednak słaby z ciebie komik - oznajmiła, kiedy drobna stopa dotknęła w końcu trawiastej ziemi - Ale za to świetny bohater - dodała - Nie wiem tylko, jak ci się odwdzięczę - przyznała z lekkim zawstydzeniem, znowu przygryzając dolną wargę.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Dokładnie obserwował jak dziewczyna schodzi coraz to niżej i niżej. Całkiem nieźle sobie radziła. I dobrze. Olivia wydawała się już nie zwracać uwagi na to że jest na wysokości. Udowodniła właśnie że tiara dobrze zdecydowała przydzielając ją do Gryffindoru. Chociaż z drugiej strony zastanawiał się jak czuła się dziewczyna wchodząc codziennie na siódme piętro. I to na pewno więcej niż raz. Nie spytał się jednak. Już i tak się nie stresowała, więc wolałby jej nie przypominać że ma jeszcze schody do pokonania. Słów o komiku nie skomentował. Znał swoje słabe strony i wymyślanie żartów od tak, było jedną z nich. Co innego jeśli chodziło o natychmiastowe nawiązanie do sytuacji. To czasem mu wychodziło.-Nie musisz się odwdzięczać. - Rzucił delikatnie się uśmiechając. Lubił pomagać innym. Ostatecznie nie poczytał za wiele, ale równie dobrze może to zrobić u siebie w dormitorium. Prawda? -Jak będziesz jeszcze czegoś potrzebowała, to daj znać. - Po tych słowach ruszył w kierunku zamku.
//zt x2
+
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Może i była teraz prefektką, ale zgodnie z tym co naobiecywała Boydowi, nie zamierzała ani trochę odpuścić Quidditcha, a wręcz przeciwnie – postanowiła sobie, że siódma klasa będzie dla niej rokiem sukcesów również w sporcie. To nie tak, że postanowienie przekładało się na jakieś szczególne treningi w czasie wolnym, niezależne od wezwań Morgan i to nie tak, że miało się to zmienić. Hope była optymistką, a więc wystarczało jej głębokie przekonanie, że jak się czegoś bardzo chce, to się to osiągnie. No więc z zupełnie nową energią wyszła przed zamek, kompletnie nie przejmując się siąpiącym od tygodnia deszczem i będąc totalnie gotową na nowe przygody w drużynowym gronie. Co wydarzy się tym razem? Czy znów spadnie z miotły i tym razem jednak się zabije, czy zostanie nową gwiazdą, zagrażając pozycji Morgan? Było tak wiele możliwości... no i oczywiście stęskniła się już za tymi mordami. Kiedy przemknęło jej to przez myśl, odruchowo pomyślała o Ruby i o tym, że to właśnie ona dwukrotnie ocaliła ją od rychłej śmierci albo przynajmniej kalectwa... no i o tym, że tym razem pewnie nie będzie jej się spieszyło do ratowania jej dupska. Mina nieco jej zrzedła, toteż kiedy tylko zauważyła dwie charakterystyczne głowy osadzone na ciałkach odzianych w gryfońskie barwy – jedną rudą, a jedną blond, przyspieszyła kroku, aż dogoniła @Ruth Callahan i @Marla O'Donnell i objęła obie w pasie, stając pomiędzy nimi. Nie było to łatwe, bo dziewczyny dzieliło jakieś pół metra; możliwe, że Ruth na moment delikatnie zadyndała w powietrzu nogami. — Gotowe na trening? — zawołała, ostatecznie ustawiając się przy boydowej siostrze, coby nie zaburzać pierwotnego szyku. — Założę się, że będzie niezły wycisk. Morgan pewnie każe nam biegać jak ten cały Swansea opuścił szkołę, z zemsty albo tęsknoty. Może obu? — Zaśmiała się pod nosem, bo zemsta do ich kapitan nie pasowała ani trochę, ale zawsze zabawnie było sobie wyobrazić, że mogłaby się jej dopuścić. — Przynajmniej z treningu nikt Cię nie wyrzuci, Rutka, nawet jak nam natłuczesz. Ale nie rób tego lepiej, jeśli mamy się czegoś dzisiaj nauczyć.
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
No nie powiem, żebym był w najlepszym humorze. Ba, rzekłbym, że bliżej mi do bycia smutnym simem niż tym szczęśliwym, a to wszystko tylko przez żarcik w liście do Williamsa, który się zachowuje jakby ostatnio połknął całkiem długiego kij. No, ale może zmiana dyrekcji tak na niego wpłynęła, albo postanowił sobie, że w tym roku chce osiągnąć coś ambitnego z naszą szajką gryfońskich przegrywów. Ale nie ma co o tym myśleć, bo jeszcze zacznę sobie wyolbrzymiać problem i chuj z tego wszystkiego będzie. Przede wszystkim wybierałem się na trening Gryfonów, więc w tym morzu gówna można było znaleźć perełkę i powód do szczęścia. Jak to ostatnio nierzadko się zdarza, i tym razem na lekcje nie szedłem sam, a w towarzystwie. I to nie byle jakim, @Ruby Maguire szła zaraz obok mnie, przy niej więc nie chciałem wyjść na tego najsmutniejszego, wiedząc jednocześnie, że u niej też nie jest najlepiej. Tak czy inaczej wolałem poruszyć swój temat teraz, żeby nie było, że widać u mnie oznaki smutku z bliżej nieokreślonej przyczyny. - Chuj w dupę Williamsowi, coś mu się w głowie poprzekręcało odkąd się nowy rok zaczął – powiedziałem, otulając się płaszczem, pod którym założone miałem najbardziej typowe sportowe ciuchy, czyli dres i bluzę z kapturem w beżowym kolorze. – Nie dał mi zgody na wycieczkę na te wykopaliska, o których niedawno mówili. – Przedstawiłem sedno problemu przegryzając wargę i wkładając ostatniego papierosa z paczki do buzi. - I to wszystko przez nic tak naprawdę! Jeszcze pół roku temu wcale by się nie obraził, jakbym do niego napisał w liście „szefuńciu”. – Parsknąłem, pociągając dym nikotynowy, obracając się co jakiś czas przez ramię wychwytując czy może nie ma w zasięgu wzroku nikogo kto mógłby dać mi po dupie za palenie na terenie szkoły. Tym bardziej jako niepełnoletni czarodziej, choć w gruncie rzeczy siedemnaste urodziny kończyłem za niecałe dwa dni, więc do tego przyczepić się nie powinni. - A u ciebie jak tam, co tam, gadałyście może? – Zapytałem, oczywiście jasnym było o kim mówiłem. Chwilę nam zajęło zanim doszliśmy na miejsce spotkania, w tym czasie spaliłem całego papierosa, więc pod domek przyszedłem całkowicie czysty i niewinny. Choć mówią, że najczęściej siedzi się za niewinność, więc może nie powinienem być taki beztroski? Podbiłem do @Hope U. Griffin i całej gromadki i pacnąłem rudowłosą w czubek głowy uśmiechając się na przywitanie. Mimo, że pomiędzy Ruby, a Hope pojawiły się niedawno pewne zgrzyty, ja nie zamierzałem wybierać stron i się odcinać od którejkolwiek. - Siemasz piękna, co tam, jak tam? Nie mówiłaś, że masz dzieciaka, gratulacje! Nawet całkiem podobna. – Zażartowałem sobie, patrząc na @Ruth Callahan i dodałem jeszcze zza pleców, wracając już w kierunku Ruby: - Jakbyś potrzebowała ratunku, to jestem w pobliżu! – Oczywiście to była przyjacielska zaczepka, nawiązująca do poprzedniego roku, gdzie na treningach czasem się zdarzało, że Hope trzeba było ratować przed upadkiem z kilkudziesięciu metrów nad ziemią. Pomachałem jeszcze do Morgan, która stała nieopodal. - Jak myślisz, ona dalej jest z tamtym białowłosym? – Zapytałem, niby nie ściszając głosu, ale mówiąc na tyle cicho, żeby przypadkiem moje słowa nie doszły uszu tej, o której mówiłem. Jakoś tak będąc już na tej polance kompletnie zapomniałem, że jeszcze kilka minut temu buzowały we mnie negatywne emocje skierowane w opiekuna mojego domu.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Serce jej rosło, obserwując @Ruth Callahan, niemalże frunącą na swój pierwszy trening Gryffindoru. Kiedy Moe ogłosiła spotkanie, wiedziała, że to małe lwiątko pewnie posra się ze szczęścia, gdy zaproponuje, iż weźmie ją ze sobą i przedstawi pani kapitan. Szły beztrosko w kierunku dębu, dzierżąc w dłoniach szkolne miotły; Ruci gęba się nie zamykała, natomiast Marla, po raz pierwszy od dłuższego czasu milczała, przysłuchując się rozczulona wesołemu szczebiotowi dziewczynki. - Ruth, pierdoło, ale pamiętaj, że... - nie zdążyła dokończyć, bo znienacka dorwała je @Hope U. Griffin, zadając tak oczywiste pytanie, iż z trudem powstrzymała się od przewrócenia oczami. - Czy jestem gotowa na pot, wpierdol i gorzkie łzy? I TO JESZCZE JAK! - krzyknęła radośnie, nie spodziewając się niczego innego, jak ostrego wycisku ze strony naczelnej latawicy Hogwartu. - No właśnie, do tego zmierzałam. Pamiętaj, że Morgan cię sponiewiera tak, że będziesz przez tydzień łaziła tak żwawo jak ghule - kontynuowała myśl, przerwaną nadejściem prefektki, pstrykając Callahan w nos. - Więc lataj tak szybko, jakbyś goniła Swansea, gotowa, aby przynieść jej jego głowę - odparła z udawaną powagą, nakręcając Gryfonkę na danie z siebie wszystkiego. Liczyła, że trening zużyje choć 1% jej dziennej energii i zminimalizuje szanse na wykorzystanie jej na spranie po mordzie jakiejś Krukonki. Zachichotała, słysząc nawiązanie do pierwszego dnia szkoły Ruth. - No, Hope ma rację, jak już masz kogoś tłuc to nie nas - stwierdziła mało pedagogicznie, nieszczególnie przejęta swoją gadką. - Za uderzenie Krukona albo Puchona jest minus sto punktów, za uderzenie Gryfona wydalenie ze szkoły, a za uderzenie Ślizgona plus dwieście punktów. Wybierz mądrze - spojrzała na Rutkę, niemalże od razu parskając śmiechem. - Żartuję, oczywiście - dodała szybko, znając temperament Ruci; oczami wyobraźni widziała jak ta zapierdala szpagatami do lochów i tłucze każdego napotkanego Węża, bardziej podekscytowana niż podczas obchodów dnia świętego Patryka. Zaraz potem podbiegł do nich @Percival d'Este, gadając jakieś farmazony do Hope i żartując z podobieństwa Ruth do Griffin. - Percy, zjebie, przedstawiłbyś się młodszej koleżance! - krzyknęła za nim, dając mu uprzejmą radę, kiwając przy okazji @Ruby Maguire na powitanie. Gdy dotarły na miejsce, od razu pociągnęła dziewczyny do @Morgan A. Davies. - Moe, przyprowadziłam ci nieoszlifowany diament - wskazała z dumą na Ruth.
______________________
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Pierwszy w tym roku trening gryfonów. Gdyby się na niego nie stawił, to równie dobrze mógłby stwierdzić że puchar quidditcha może sobie wziąć jakiś inny dom. W końcu każdy zawodnik musiał być w jak najlepszej formie. Przyszedł więc w odpowiednim stroju i z miotłą w dłoni. - Cześć. - Rzucił krótko do wszystkich, zawieszając jednak na krótki moment wzrok na młodej frytkowej terrorystce. Żartu Perciego odnośnie młodej terrorystki Callahan nie skomentował w żaden sposób, ale kiedy już przeszedł na upadki Hope z miotłu, to ciężko mu było się nie odezwać. - Myślę że na to każdy tu obecny jest gotowy. - Odpowiedział do odchodzącego kawałek Percivala. A Drake całkowicie przypadkiem nauczył się w maju albo czerwcu arresto momentum, żeby tym razem nie łapać jej jak rzuconego kafla tylko zatrzymać w locie. Wzrok całkowicie przeniósł na Moe.-No to co nam na dziś przygotowałaś pani kapitan? - I w sumie powinien się modlić o to żeby wie wiedziała o tym jak mu poszło na egzaminie z miotlarstwa, gdzie szybkość osiągnął ogromną... ale na teście zwinności wjebał się we wszystkie przeszkody jak leciało.
Ruth Callahan
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 138cm
C. szczególne : Kasztanowe włosy, multum piegów, krzywe zęby - sepleni z irlandzkim akcentem
Marla miała rację - Ruth prawie posrała się ze szczęścia, kiedy dowiedziała się, że NAPRAWDĘ może przyjść na PRAWDZIWY TRENING Gryfonów!!! Taki najprawdziwszy, gdzie każdy tam latał - a nie tylko się uczył - i to w szkolnej drużynie! Wszyscy mieli tam już swoje pozycje, no i w ogóle, Ruth będzie mogła TRENOWAĆ razem z nimi. Energia ją totalnie rozsadzała i gdyby to tylko było możliwe - to zapewne latałaby w tym momencie bez miotły pod dupą, napędzana samą swoją ekscytacją. Chociaż Boyd jej zawsze mówił, żeby nie pierdoliła od rzeczy, to teraz fandzoliła trzy po trzy, prawieże zagadując biedną@Marla O'Donnell na śmierć. Na szczęście jej siostra z innej matki i chyba innego ojca nie narzekała na taki obrót spraw, a była doskonałą wręcz słuchaczką! Jej radosne wywody przerwała jednak @Hope U. Griffin, która poderwała ją na krótko w powietrze, a rudowłosa zarechotała przy tym wesoło. — I TO JESZCZE JAK!!! — zawtórowała Marlenie, drąc się bez żadnego skrępowania na całe błonia. Dosłownie paliła się do potu, wpierdolu i gorzkich łez. Kompletnie nie była jednak w temacie miłosnych perypetii pani kapitan. — Eee... Ehe — skomentowała jedynie, ni to potwierdzając, ni to przytakując, pozwalając by tematy sercowe płynnie przeszły na powrót w temat wpierdolu. I to serwowanego przez nią samą. Chociaż powinna się chyba zakłopotać, tak nie zrobiła tego, uśmiechając się dumnym półgębkiem pod piegowatym nosem. — Was nie będę biła, chyba, że tłuczkiem — uśmiechnęła się szeroko, ciągnąc zaraz za rękaw szaty Hope, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. — Ja ten... Dzięki za list. Bałam się, że mnie znielubisz, bo jesteś teraz prefektką i musisz bronić naszych punktów, a ja je przewaliłam. To było ekstra miłe! Prawdziwie oburzyła się, kiedy podbiegł do nich jakiś żyrafowaty, piegowaty i z dziwnymi włosami Gryfon (@Percival d'Este) - na szczęście jej wzburzenie wyraziła Marla, wyrzucając konkretny brak kultury koledze. Boyd też by tak zrobił, na pewno. Zaraz też dołączył do nich @Drake Lilac, którego Rutka kojarzyła z Wielkiej Sali - bo to jej frytka wylądowała w soku olbrzyma. Musiała dosłownie zadrzeć głowę, żeby w ogóle zmierzyć się spojrzeniem z jednym czy drugim chłopakiem. Byli nawet wyżsi od jej brata! — HEJ MOE! — wyszczerzyła się szeroko do rudowłosej kapitan (@Morgan A. Davies), do której podprowadziła ją Marla. Wypięła dumnie pierś i wyprostowała się, wyciągając przed siebie dłoń - napuchła z dumy pod słowami O'Donnell. — Ruth Callahan! Boyd mnie uczył! — przedstawiła się i dodała jeszcze niezwykle istotny fakt - i to tonem jakby była już zdobywczynią Pucharu Ligi co najmniej. — Umiem już latać! W Shuntbumps jestem najlepsza w całym Cork!
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
Było mu trochę głupio, że znowu idzie na jakieś zajęcia sam - zdecydowanie nie odpowiadała mu ta durna "samodzielność" i wolałby się po prostu pod kogoś podczepić... ale akurat na trening Gryfonów nie mógł zabrać ani Olivera, ani nikogo ze swojego rodzeństwa, więc po prostu zebrał się w sobie i wyruszył na poszukiwania Domku na drzewie, przy którym miał odbyć się trening. Z tego co słyszał, to mógł przyjść każdy, a nie tylko gracze ze szkolnej drużyny - raczej takich wielkich ambicji nie miał, żeby od razu pchać się na jakąś konkretną pozycję, no i jednak był pierwszakiem, więc pewnie w ogóle nie miał na to szans. Nie zmieniało to faktu, że Caesar lubił ruch, kochał wysokości i w dodatku dostrzegał w tym perfekcyjną okazję do lepszego zapoznania się z innymi Lwami, a to już w ogóle mega go kupowało. - Hej! - Przywitał się, machając entuzjastycznie, cóż, wszystkim. Wyszczerzył się do swojej kuzynki i to właśnie @Ruby Maguire została przez niego wyróżniona przytulasem, który częściowo mógł zdradzać, że Caesar jednak się stresuje. Wesoło zerknął też w stronę @Ruth Callahan, którą przecież już kojarzył (chociażby z miotlarstwa!), ale na jej widok zrobiło mu się trochę głupio, bo rudowłosa wyraźnie lepiej odnajdywała się w Gryffindorze, niż on. Ale może to normalne? Jeszcze kilka tygodni temu Caesar był święcie przekonany, że trafi do Hufflepuffu i dopiero teraz mógł zachwycać się gryfońskimi urokami. - To taki otwarty trening, nie? Bo ja też jestem pierwszakiem, jak Ruth - pochwalił się, przy okazji podczepiając się pod ostatnie słowa dziewczynki, które udało mu się wyłapać. - Ale też już latałem, a poza tym kooooocham wysokości i w ogóle na bank bym się wspiął do tego domku najszybciej ze wszystkich - dodał jeszcze z zaczepnym uśmieszkiem, trochę się przechwalając, ale trochę też faktycznie rzucając wyzwanie.
Ostatnio zmieniony przez Caesar U. Badcock dnia Czw Wrz 09 2021, 22:52, w całości zmieniany 1 raz
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Widok tak licznej i tak roztrajkotanej grupki przyjaciół napawał ją niewytłumaczalnym początkowo ciepłem i rozczulał ją do tego stopnia, że prawie dopuściła do siebie myśl, by może dzisiaj trochę im odpuścić okaleczanie i rozlew krwi. Doskonale zdawała sobie jednak sprawę z tego, że taką postawą najwyżej zawiodłaby ich oczekiwania względem tego, po co tu przyszli. - Dzisiaj latamy - dla odmiany. - odparła enigmatycznie na zaczepkę Drake'a, nie chcąc jeszcze zdradzać szczegółów. Choć teoretycznie była to oczywista deklaracja, tak przecież zdarzały jej się treningi pozbawione używania mioteł. Ale kto by chciał rozpocząć rok szkolny od biegania i wałkowania zasad? Dużo lepiej było wszcząć bójkę... - Oh, nosy naszych diamentów będą dzisiaj piłowane. - obiecała Marli po jej deklaracji, by następnie przyjrzeć się sylwetkom dwojga pierwszorocznych, choć wcale nie potrzebowała dużo czasu, by ocenić ich zaangażowanie i entuzjazm. - Mam szkodliwy nawyk obserwowania niektórych lekcji miotlarstwa z dachu. - nawiązała do świeżo obgadywanych w szkole boiskowych wydarzeń zanim ktokolwiek miał zacząć snuć domysły o tym, czy dotarły już do niej plotki, czy skupiała się wyłącznie na rozpaczy za wybyłym z Hogwartu Swansea. Jej znaczące spojrzenie zmieniło się po chwili przytłumiony chichot. Ostatecznie dopóki chodziło tylko o kwestie sportowe to przecież całkiem nieźle im poszło! - Zanim przejdziemy na 'Ty', pamiętajcie, że po wejściu na boisku Waszymi jedynymi argumentami powinny być umiejętności. - odpuściła sobie dalsze przemowy, bo nikt już ich więcej po tych kilku intensywnych dniach z pewnością nie potrzebował. - Cześć, Caesar, cześć, Ruth. - witała się, kolejno podając dłoń nowym rezydentom szkarłatnych dormitoriów. - Ja nazywam się Morgan, ale wszyscy zgodnie mówią mi Moe. Kapitanuję, krzyczę, przytulam i gnębię Was treningami. Będziecie musieli się do tego przyzwyczaić. - zakończyła przedstawianie się z łagodnym uśmiechem, który w perspektywie całego roku szkolnego wcale nie musiał oznaczać dla nich niczego dobrego. A już na pewno niczego związanego z pobłażliwym traktowaniem. - Jak widzicie, mamy coraz większą konkurencję w walce o pierwszy skład, więc lepiej się przykładajcie! - rozpromieniona atmosferą gęba zagroziła zebranym zawodnikom tuż przed tym, jak zaczęła się kolejno witać uściskami z każdym z nich. Nawet niespecjalnie przejmowała się tym, że chyba było trochę widać, jak się za wszystkimi stęskniła. Czas srogiego wpierdolu nadchodził jednak wielkimi krokami, czego zwiastunem miał być lądujący na ramieniu Griffin seledynowy model smoka - w żaden sposób nie przypominający żadnego z tych, które były znane światu czarodziejów.
— Och, no co ty, nie mogłabym Cię tak po prostu znielubić! — Zapewniła dziewczynkę, do cna rozczulona jej prostolinijnością, szczerością i zaangażowaniem. No bo gdyby nie zależało jej na Gryffindorze, to nie przejmowałaby się tym, że ktokolwiek mógłby jej nie lubić. Zaczerwieniła się, bo nigdy nie spodziewałaby się, że mogłaby być prefektką choćby delikatnie powyżej przeciętnej, a tymczasem dostała pochwałę, która sprawiła, że poczuła się najlepsza na świecie, nawet jeśli tylko na kilka minut. I nie wiadomo już było, czy to Hope ratowała humor Ruth listem, czy może było na odwrót i to mała Callahan ratowała teraz właśnie nią. Wyszczerzyła się głupio, gdy dopadł do nich Pers. Nie musiała się nawet odwracać w jego stronę. — Prawda? — odpowiedziała, patając Rutkę po głowie jakby była jej prywatną pociechą. — Zrobiłam ją z yyy Krawczykiem którymś, albo z Moe chyba, dlatego jest taka płomienna na i w głowie — wypaliła bez zastanowienia, a potem wybuchła gromkim śmiechem. W następnej kolejności zmarszczyła dość komicznie, choć niezamierzenie nos. — Percy, śmierdzisz — oznajmiła bez ogródek. Dopiero w drugiej kolejności odwróciła się i przytuliła go na powitanie, bo bez względu na to jak wielu fajek by nie wypalił i jak bardzo by przez nie nie śmierdział, to pozostawał Percivalem, którego – choć głupawy – z jakiegoś powodu darzyła najszczerszą przyjaźnią. Może dlatego, że wszyscy oni byli głupawi, cała ich trójka. Trzeci muszkieter miał aktualnie wolne... dyskretnie zerknęła w kierunku Ruby i poczuła, jakby ktoś uwiesił jej u szyi ciężki kamień. Przygryzła wargę, ale nie zrobiła w kierunku przyjaciółki najmniejszego gestu, no, poza odwróceniem wzroku w zupełnie przeciwną stronę, kiedy tylko pojawił się przy niej pierwszak. Po jednym dla każdej, huh? Już chciała zażartować, że jej dziecko jest przynajmniej do niej podobne w przeciwieństwie do Ruby, ale nic na temat Maguire nie chciało przejść jej przez gardło, więc odpuściła, zamiast tego skupiając się na drużynowych szyderstwach. — Ależ Ci dokopię, d'Este, a nawet nie jestem pałkarką — przymrużyła oczy w udawanej groźbie, po czym otworzyła je zdecydowanie zaskoczona. — I Ty, Brutusie? — Miała ochotę powygrażać się trochę obu Gryfonom, ale do akcji wkroczyła Moe, witając ich mieszanką gróźb i domowego ciepła, co stanowiło chyba najlepszą definicję Gryffindoru. Uścisnęła ją z uśmiechem, a kiedy poczuła na ramieniu ciężar smoczka, podsunęła mu palec wskazujący, by mógł na niego przejść... lub dziabnąć go, jeśli miał taką ochotę. Modele smoków były jej zdaniem absolutnie rozczulające, kiedy próbowały cokolwiek gryźć.
Jakiś taki humor miała nietęgi z wiadomej przyczyny, chociaż jej ponury dzień przynajmniej rozjaśniała wizja treningu. Nie latała zbyt dużo w wakacje, gdzieś kompletnie o tym zapominając, kiedy uroki Arabii pochłonęły ją całkowicie. Szła więc, ze szkolną miotłą przerzuconą przez ramię i w pełni przygotowana do odbicia się od ziemi, nareszcie, mając nadzieję, że zapomni też o wszystkich żalach, które skrywało jej serce. Niemniej, nie chciała dać po sobie poznać, że wciąż między nią i @Hope U. Griffin zgrzytało – nie na treningu, gdzie praca zespołowa była najważniejsza. I nawet jeśli z Griffin nie rozmawiała, to była gotowa ratować jej cztery litery, jeśli znowu postanowi spadać z kilkudziesięciu metrów. Nie odzywały się do siebie, ale Ruby wciąż kochała ją jak własną siostrę, której przecież nigdy wcześniej nie miała. — Percival, ty jesteś debilem strasznym, wiesz o tym, prawda? — rzuciła i wyszczerzyła do @Percival d'Este zęby w uśmiechu, kiedy wyrwał ją z zamyślenia o rudowłosej — Bo jakby… używasz mózgu czasem, nie? — zapytała jeszcze, podrzucając pałkę i zgrabnie ją łapiąc w powietrzu. Skrzywiła się kiedy dym poleciał w jej stronę i pokręciła głową na te całe szlugi Percy’ego. — Ej wiesz, że zaraz będziesz mógł odebrać fajki od Harringtona? Co ci zabrał na celtyckiej wtedy. — zaśmiała się, kiedy przypomniała sobie starcie d’Este i profesora w Dolinie Godryka, co rzecz jasna zamierzała mu wypominać do końca jego, lub jej, dni. Dobry humor prysnął w mgnieniu oka, gdy Percy poruszył temat Hope i mina zrzedła jej w ułamku sekundy, gdy nie odpowiedziała, jedynie kręcąc przecząco głową i zaczynając nerwowo obracać pałką. Bo co jeśli ona postanowiła schować dumę do kieszeni na czas treningu, ale o Griffin nie można było tego powiedzieć? Stresowała się, nie samym lataniem na miotle, co tym co może się wydarzyć jeśli obie za bardzo uniosą się honorem, a co jak co, ale ten miały gryfoński. Dotarła z przyjacielem na miejsce i pomachała do @Marla O'Donnell i małej rudowłosej, której chyba poznać okazji nie miała, choć podejrzewała, że to przez nią Gryffindor zaczynał na minusie. Nie miała jej tego jakoś bardzo za złe, Ruby miała kompletnie w nosie ten cały puchar domów, za to Quidditcha… Merlinie, musieli pracować ciężej i nareszcie go wygrać! Przygryzła całkiem nerwowo wargę, gdy jej zielone tęczówki na chwilę połączyły się z tymi Hope i odwróciła – tak jak przyjaciółka – wzrok. Chwilę potem poczuła uderzenie, gdy @Caesar U. Badcock dosłownie zmaterializował się pod jej nogami. — Caesar! — odwzajemniła uścisk, dodatkowo lekko klepiąc go po plecach — Pewnie, że tak, postaraj się tylko za bardzo nie spadać z miotły i będzie gitara! — rzuciła wesoło, raczej nie wspominając o tym, że kiedyś ktoś podobno zniknął na kilka tygodni. Nachyliła się mu do ucha i dyskretnie wskazała palcem na @Morgan A. Davies. — To jest nasza kapitan, idź się pochwal, że wszystkich zmiecie z planszy jak zobaczą jak latasz. — mruknęła i mrugnęła do niego jednym okiem. Oparła trzonek miotły o siebie, nieco pogrążając się w kolejnych myślach, z których – ponownie – wyrwał ją przyjaciel. Spojrzała na niego zdezorientowana, gdy próbowała zrozumieć o co dokładnie mu chodzi, a potem przypomniała sobie, że przez te swoje wieczne choróbska mógł wiele stracić. — Co? A nie, nie jest, typ okazał się dupkiem strasznym, jak go jeszcze zobaczę, to ty go trzymasz, a ja daję w mordę, Ryan mi pokazał kilka fajnych sztuczek. — mruknęła, będąc całkiem świadomą i pewną własnych słów. Bo przecież zawsze była pierwsza do bronienia swoich przyjaciół.
______________________
without fear there cannot be courage
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Sama nie wiedziała czemu jeszcze łaziła na treningi Quidditcha, ale jakoś jej się to spodobało. Cóż przynajmniej miała jakieś konstruktywne zajęcie, na którym mogła spędzać czas. Dlatego też przyszykowała sobie jeden z nowszych dresików w kolorze purpury, który ostatnio stał się motywem przewodnim jej życia po czym ruszyła na błonia, aby stawić się na wyznaczonym przez Morgan miejscu. Jak to już bywało miała ze sobą wypożyczoną ze szkolnego sprzętu miotłę. Nie była jakąś szczególną fanką miotlarstwa, aby posiadać własną. Na miejscu przywitała się tak pokrótce ze zgromadzonymi i oparłszy wypożyczonego Nimbusa o ramię, czekała na jakieś instrukcje.