W wiosnę, kiedy cały dąb pokrywa się soczyście zielonymi liśćmi nie sposób zauważyć ukrytego między gałęziami domku, zrobionego właściwie z kilku drewnianych desek. Jest to za to idealne miejsce, żeby się ukryć. Z przyjacielem, chłopakiem, czy samemu, zawsze jest idealnie. Budowla jest na tyle duża, że spokojnie pomieści cztery osoby, a i miejsce na malutki stoliczek się znajdzie. Żeby dostać się do środka, trzeba się nieco po gimnastykować, bowiem gałęzie, szczególnie te dolne, są w znacznej odległości od siebie.
Sam tez miałem mieszane uczucia na temat tego spotkania. Jednak jestem w głębi duszy chyba zbyt miłym i dobrym gościem żeby mieć z kimś taki stosunek, tym bardziej że wydawało mi się że nic nie spieprzyłem. Owszem, byłem dość nieprzewidywalny w swoim zachowaniu. To jednak chyba nie powód żeby tak mnie zostawiać na lodzie, prawda? Może jednak się mylę i jestem jakiś dziwny? Mniejsza z tym, trzeba działać. Nie ma możliwości żeby była lipa! Siła! Masa! Agresja! Kurde, moja auto motywacja brzmi jak bym szedł na wojnę a nie na spotkanie z kobietą która mi uciekła -Cześć Vivi. Uroczo dziś wyglądasz- Powiedziałem podnosząc się spod ściany i delikatnie acz czule przytulając ją. W sumie nie było w tym objęciu żadnej głębszej idei pokroju przekazania uczucia czy coś. Proste przywitanie. Nawet tak naprawdę nie zauważyłem żeby była niepewna. Raczej odczułem to jako delikatny chłód. Coś jakby kobieta próbowała mi przekazać jakąś podświadomą niechęć lub zażenowanie. No cóż, mam na to swoje sposoby, ale będę delikatny. -Co u Ciebie? Dawno nie rozmawialiśmy- rzuciłem niezobowiązująco, jednocześnie opierając się na barierce obok niej. Kompletnie nie wiedziałem co zrobić. Przez ostatnie dni przemyślałem sobie wszelkie możliwe scenariusze co mogło pójść nie tak i nie widziałem w tym swojej winy niestety. Gdybym coś zawalił było by łatwiej jakoś to wynagrodzić. A tak? To błądzę po omacku. Szkoda bo naprawdę się starałem żeby było okej. Próbując ukryć swoje zakłopotanie zacząłem bawić się wyciągniętym przed sekundą z kieszeni galeonem
Zdziwiło mnie, że mnie przytulił, zaskoczył mnie również ten komplement. - Ja... - wyjąkałam niepewnie - Przepraszam za tamto. Spojrzałam na niego z prawdziwą, nieudawaną skruchą - było mi naprawdę głupio, że tak wyszło, bo to ja zachowałam się jak idiotka. Moja duma nie pozwalała mi jednak przyznać tego na głos, ani tym bardziej powiedzieć jak głupi powód skłonił mnie do opuszczenia jego mieszkania. Może byłam uroczą, miłą dziewczyną, ale nie potrafiłam stać się z minuty na minutę strasznie chłodna, jeśli miało to w jakiś sposób naruszyć moją opinię. - Słuchaj - powiedziałam cicho - Wiem, że jestem winna Ci wyjaśnienie, ale niestety nie mogę Ci powiedzieć dlaczego uciekłam. Oczywiście, że mogłam mu powiedzieć, ale zwyczajnie wstydziłam się - ta sytuacja strasznie mnie krępowała. Było mi głupio, że zaczął się bawić galeonem - w końcu to on mnie tu zaprosił, a zachowywał się jakby niezbyt chciał gadać. Starając się na niego patrzeć postanowiłam przynajmniej przyznać się do winy. - To moja wina - powiedziałam, lecz po chwili się poprawiłam - To znaczy wina przyczyn niezależnych ode mnie.
Galeon nie był najkulturalniejszym rozwiązaniem, ale przynajmniej pozwolił mi ukryć to że nie wiem co zrobić z dłońmi. Bo tak naprawdę nie wiedziałem czy mam ją przytulić czy schować ręce do kieszeni. Jeszcze nie dawno się całowaliśmy a teraz jest mega dziwnie. -Wiesz, nie gniewam się- rzuciłem delikatnie uśmiechając się do niej. Nic tak naprawde złego poza zranieniem mnie. Czy to jest jakieś wielkie przewinienie? Myślę że w sumie nie. Trochę wygląda to jak usprawiedliwianie jej mimo całej tej furii i złości którą wylałem. Zdarza się, pewnie mnie nie chce albo obrzydza ją wilowatość. Zdarza się -Trochę mnie to przeraża, to znaczy bardzo się starałem żeby było okej- mówiłem jak gdyby nigdy nic, jak gdybym nie był wściekły-Staram się, wychodze z inicjatywą i otwieram się żeby zostać odtrąconym. Trochę to przerażające-rzuciłem odwracając się do niej przodem i rozczochrałem jej włosy-Chce tylko żeby było normalnie- Nie wiem jak to dalej ciągnąć. Najchętniej pocałowałbym ją tu i teraz ale dopóki ona nie zrobi pierwszego kroku to raczej kiepski plan.
Gdybym słyszała jego myśli najprawdopodobniej uderzyłabym go w twarz. Jasne, mógł mnie obwiniać, bo zachowałam się chamsko, ale robienie z siebie ofiary był zwyczajnie śmieszne. Nie chodziło o to, że go nie chciałam, ani tym bardziej o jego wilowatość (typ miał zdecydowanie obsesję na punkcie robienia z siebie ofiary z powodu tego daru), a jedynie o to że naprawdę było mi głupio się przed nim przyznać co się stało - to była drobna rzecz, ale w moim mniemaniu na tyle wstydliwa, że mogłabym to powiedzieć co najwyżej przyjaciółce albo mojemu chłopakowi, a nie gościowi, który teoretycznie aspirował do tej roli, ale zachowywał się jakby sam nie wiedział czy tego chce. - Nie chciałam Cię odtrącić - powiedziałam z lekkim zrezygnowaniem w głosie, bo zauważyłam że do chłopaka nie dotarło zupełnie to co powiedziałam - Już mówiłam, że to nie Twoja wina, po prostu ja zachowałam się głupio. Nie chciałam, żebyś poczuł się odtrącony, bo to zupełnie nie tak. Jasne, może zachowywałam się trochę idiotycznie, nie zmieniało to jednak faktu, że ten układ odrobinę mnie męczył - zastanawiałam się czego chłopak oczekiwał. Od kilku tygodni trwaliśmy w dziwnym zawieszeniu - nasza relacja nie była ani związkiem, ani spotykaniem się bez zobowiązań. Potrzebowałam jego inicjatywy, potrzebowałam faceta, który przejmie kontrolę i podejmie jakąś decyzję. Spojrzałam na niego poważnie i zapytałam: - Czego ty właściwie chcesz? I co rozumiesz przez słowo "normalnie"?
Byłem zmęczony wszystkim, a normalność była pewnym wyidealizowanym obrazem w którym poznawaliśmy się stopniowo. Klasyczny przykład nie śpieszenia się z niczym i upewniania się sto razy że obojgu nam będzie pasować. Tylko jak to tak naprawdę ubrać w słowa żeby nie brzmiało kiepsko? Mniejsza z tym, kto by się tym przejmował -Spoko, to już mi przeszło chwilę temu. Trochę podkopało to moje ego ale daje rade- Zaśmiałem się delikatnie. Tak, moje ego mogą pozdrawiać kosmonauci. Ale my nie o tym prawda? Ponoć próbuje załagodzić jakoś sytuacje to pomogę jej. W sumie co tu jest do pomagania? Przecież się nie gniewam w sumie już, tylko chciałem pogadać. Męczyło mnie to że nie gadamy nie? Więc git, gadamy i jest spoko. -Dobra rozumiem, miałaś swoje powody. Rozumiem. Co nie znaczy ze mnie to nie ciekawi- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale co mnie to obchodzi. Jestem ciekawski i nic tego nie zmieni- Nie zamierzam naciskać, sama mi powiesz jak cię zwiluje- Rzuciłem w żarcie całkowicie losową groźbą której nie mam zamiaru zrealizować. Chyba... Dobra, można przejść chyba do formułowania normalności. -Co rozumiem przez normalność? Na bank nie zrywanie kontaktu przez jakąś głupotę. Chyba że masz tajnego narzeczonego- Zaśmiałem się znów- A tak serio to wiesz, zaczynałem myśleć o tobie mega poważnie. Chciałem cię lepiej poznać i usidlić. Tak trudno zrozumieć? Oczywiście zdaje sobie sprawę że podchodzę do tego od dupy strony ale już taki jestem.
- A co jeśli mam tajnego narzeczonego? - zapytałam spoglądając mu w oczy z lekkim napięciem. Niby to co mówiłam wypłynęło ze mnie dość żartobliwie, jednak z drugiej strony w tym zdaniu było dość sporo powagi, w gruncie rzeczy miałam świadomość, że jeśli do rodziców dotrze informacja o moich wybrykach mogą mnie wpakować w jakieś niechciane narzeczeństwo. Po chwili jednak zreflektowałam się - to zdanie o usidleniu mnie zabolało. To że lubiłam sobie poflirtować jeszcze nie oznaczałam, że należało się o mnie wypowiadać jak o jakiejś zwierzynie, zdobyczy. Byłam normalną dziewczyną - miałam uczucia, czułam potrzebę bliskości, ale nie za wszelką cenę - preferowałam relacje oparte na partnerstwie, a nie na czyjejś władzy, a Benny za wszelką cenę chciał się czuć zdobywcą, chociaż nie miał nawet tyle odwagi by pokierować te znajomość w konkretnym kierunku - w mojej opinii stanęliśmy w miejscu, byliśmy dokładnie na tym samym poziomie co w czasie naszej pierwszej randki, może odrobinę dalej. - Usidlić? - zapytałam z goryczą w głosie - A ja myślałam, że spotykamy się, bo mnie lubisz i chcesz, żeby coś z tego było. Zagryzłam wargę ze złością, a po moim policzku potoczyła się samotna łza, którą niemalże od razu otarłam. Nie była to jednak łza smutku, ale gniewu i rozgoryczenia. - Nie jestem trofeum, ani zwierzakiem. - rzuciłam spokojnym, chłodnym tonem - Mówiąc o mnie w ten sposób w ogóle nie pokazujesz, że myślałeś o tym poważnie.
W tym momencie nawet jeśli miała by go mieć to schodziło to na dalszy plan. Słowo usidlić które wywołało u niej taką reakcje nie miało jej urazić. Zwykłe słowo które tak naprawdę nie powinno być tak postrzegane. Skrót myślowy lub jak zwał tak zwał. Chciałem otrzeć jej łzę jednak nie zdążyłem. Szybka jest. Może to przez to że się zawahałem czy mi wypada? W końcu to nasza pierwsza rozmowa od dawna -Za bardzo analizujesz- powiedziałem ze skruchą choć w głębi serca uważałem że Vivi dramatyzuje.-Spotykaliśmy się bo mi na tobie zależy, nie spotykałbym się z kimś kogo nie lubię. To logiczne-Dodałem po chwili spuszczając wzrok. -Słuchaj, chciałem trochę rozluźnić atmosferę, ciężko cokolwiek zdziałać gdy jest tak chłodno między nami. Nawet przez głowę nie przeszło mi że może cię urazić takie niefortunne słowo. Jednak gdy mówisz że nie myślałem o tobie poważnie to mnie obrażasz. Wszystko co robiłem w stosunku do ciebie było poważne od pierwszego pierwszego buziaka gdy nie byłaś pod wpływem.- Rzuciłem spoglądając w jej smutne i chłodne już oczy. Może się gniewać ale nie może obarczać mnie całą winą. To tylko słowo, użyte w kiepskim momencie. -Chciałem żebyś poczuła że chcesz być ze mną zanim zdecyduje się na cokolwiek bardziej stanowczego. Wiem, nie mam w tej kwestii jaj i nie wiem jak się zachować ale przynajmniej próbuje- Rzuciłem nie spuszczając już wzroku- Może choć raz powiesz czego ty ode mnie oczekujesz? Nie jestem jasnowidzem Vivka. Może brak mi odwagi, ale ty za to też nie mówisz czego pragniesz
- Cały czas próbuję Ci pokazać, że oczekiwałam od Ciebie więcej stanowczości - westchnęłam szczególnie artykułując końcówkę wskazującą na czas przeszły w słowie "oczekiwałam", po czym dodałam z ironią - Ale ty uważasz, że ja po prostu"za bardzo analizuję". W ogóle mnie nie słuchał - mimo, że twierdził, że tak bardzo mu na mnie zależy, swoim zachowaniem pokazywał, ze w gruncie rzeczy jest mu totalnie wszystko jedno. Zastanawiałam się czy ta relacja ma jakąś przyszłość skoro chłopak miał totalnie w tyłku to co do niego mówiłam. - O Boże, nie mam jaj, o Boże, mam tak przejebane, bo jestem wilem i muszę nad sobą panować, o Boże nie wytrzymam jak się nad sobą nie poużalam - wyrzuciłam z siebie złośliwym tonem przedrzeźniając chłopaka. Może to było chamskie, ale byłam zmęczona zachowaniem chłopaka. Znałam innych wilów, którzy nie traktowali tego daru jako czegoś okropnego, znałam też wielu nieśmiałych chłopców, którzy potrafili wziąć się w garść. Zachowywanie się jak cipa nie miało nic wspólnego z nieśmiałością, w mojej opinii było po prostu objawem niezdecydowania, tudzież niedojrzałości. - Nie uważasz, że bardzo robisz z siebie ofiarę zamiast się ogarnąć? - zapytałem zimnym głosem doprawionym nutką uszczypliwości. - Nikt nie każe Ci się nagle stać pewnym siebie bad boyem, oczekiwałam od Ciebie, że zwyczajnie weźmiesz się w garść i przejmiesz w tej relacji inicjatywę. Te słowa wypowiedziałam już spokojniejszym, milszym tonem. Nie chciałam sprawić chłopakowi przykrości, pragnęłam tylko, żeby w końcu się ogarnął.
-Za bardzo analizujesz było odniesieniem się do tego jak obruszyłaś się na słowo usidlić- Odparłem spokojnie, przecież nie miałem się o co spinać. Jednak z każdym słowem Vivi bardziej pulsowała mi żyłka. Cholera nie cierpię tego gówna i tyle. Mogła by tak do tego nie wracać? Bo miałem wrażenie że widzi mnie tylko jako wila który się kaja bo ma moc. To ona najczęściej o tym wspominała i to ona ciągle zwracała mi uwagę jaki biedny jestem w jej oczach. -Musisz ciągle wspominać o tym kim jestem? Kiedy się teraz użalałem? Bo stwierdziłem że chce cię szanować to nie mam jaj? Zajebiście!- Zacząłem mimowolnie krzyczeć. Serio miałem dość tego jak mnie przez to atakowała. Jestem sobą, nie innym wilem lub wilą. Gdyby chociaż chwilę nie porównywała mnie do kogoś innego było by lepiej. - No popatrz! Jak próbowałem być odważniejszy to co? Uciekłaś a potem się nie odzywałaś!- Czułem to... po prostu czułem jak moja twarz zaczyna się wykrzywiać -Tak cię to boli że nie chce opierać na wilowaniu znajomości? Myślisz że nie mam pojęcia jak twoi znajomi bawią się korzystając z tych mocy? Gratulacje jeśli sądzisz że mam zamiar być tacy jak oni!- Tak to już jest jak wpadnę w furie, zero zahamowań. Bo ona zna innych i ją to bawi! Świetnie! Ale jak wychodzę do niej z sercem na dłoni, sercem którego najwidoczniej chce, to nie potrafi zrozumieć że każdy potrzebuje innej ilości czasu! -Tak! Chce być z tobą ale jak masz zamiar ciągle uważać że hamowaniem robie z siebie ofiarę to po chuj my tu stoimy?!
- Dzisiaj wyjątkowo się nie użalałeś, racja - powiedziałam z przekąsem podkreślając słowo "wyjątkowo", by po chwili dorzucić z gniewem - Nie życzę sobie, żebyś na mnie krzyczał. Wybitnie mnie wkurzył przekręcając moje słowa, więc również podniosłam głos. - Sam powiedziałeś, że nie masz jaj, ja to tylko powtórzyłam - zaczęłam krzyczeć. Bez problemu go przekrzyczałam - on jako wil raczej nie panował nad emocjami, mnie było wybitnie trudno wyprowadzić z równowagi, ale gdy to już się działo byłam okropna i nieposkromiona. - Do cholery jasnej, wolałeś, żebym nakrwawiła Ci na spodnie? - rzuciłam dość dosadnie, po chwili dodając uwagę związaną z moim okropnym samopoczuciem, gdy dostałam krwawienia - A może żebym puściła Ci pawia na twarz? Nie wiem skąd wziął uwagi o moich znajomych, ani o tym, że nie chciałam być szanowana. Zrobił ze mnie straszną szmatę, co jeszcze bardziej mnie zabolało - tym razem po moich policzkach łzy spłynęły ciurkiem, sama nie wiedziałam czy były to łzy złości czy rozpaczy. Zastanawiałam się czy jest o czym w ogóle jeszcze gadać. - Szacunek nie ma nic wspólnego z byciem cipą - wrzasnęłam nawet nie ocierając łez - To że nie potrafisz się określisz czego ode mnie chcesz świadczy o Twoim braku szacunku do mnie. Dopiero pod koniec lekko się uspokoiłam, ale mój głos był wciąż pełen rozpaczy i gniewu. - Ty chyba nie za wiele wiesz o moich znajomych i o mnie. Miałam ochotę wygarnąć mu, że nie tylko on ma ciężko w życiu, że też mam swoje problemy i trudności, ale w przeciwieństwie do niego nie zamierzałam robić z siebie ciepłej kluski. Byłam silną kobietą. Na co dzień nie paliłam, ale w tej sytuacji byłam tak roztrzęsiona, że wyciągnęłam z torby Słodkie Pufki i odpaliłam jednego. Zaciągnęłam się i trochę spokojniej zapytałam chłopaka: - Skoro uważasz, że nie ma sensu ze mną gadać to czemu tu jeszcze stoisz?
-Wow! Dziękuje jaśnie pani za afirmacje!-Rzuciłem z przekąsem. Wcale nie zamierzałem ustępować w tej kwestii, nie użalałem się nad sobą. -No nie mogę jak słyszę co do mnie mówisz. to jest coś komicznego. Fakt, powiedziałem że nie mam jaj ale chodziło mi o sformalizowanie nas! Bałem się ze wystrzelę z tym wszystkim za wcześnie- Starałem się! Naprawdę starałem się kontrolować gdy zobaczyłem łzy na jej policzkach- Świetnie, przynajmniej wiem co było powodem. Spotykaliśmy się i było naprawdę milion sposobów żeby inaczej to załatwić. Masz mnie za kretyna? Jak bylibyśmy parą to też byś uciekła? Jak mam zachowywać się pewnie gdy nie chcesz się na nie otworzyć? Przecież nie robiłbym z tego awantury! Nie mamy po 12 lat- No serio?! Czułem się jak by mnie miała za gówniarza w tej kwestii. Oboje jesteśmy normalnymi ludźmi a coś takiego jest normalne. Skoro nie potrafi powiedzieć o czymś takim to co będzie jak coś naprawdę będzie jej się działo niedobrego? Też zacznie uciekać i nie odzywać się aż zacznę za nią biegać jak głupi? Bez sensowne podejście. -Jestem cipą dla ciebie tak? Cieszę się że wreszcie powiedziałaś co o mnie sądzisz. Tylko co ja ci wcześniej powiedziałem?! Że chce z tobą być! Tylko spójrz na mnie bez pryzmatu swoich uprzedzeń!-Jestem dla niej cipą. Jestem dla niej cipą. Świetnie, cudownie, normalnie radość się ze mnie wylewa. Jak mogła tak powiedzieć po tym jak zawsze starałem się żeby było jej przy mnie dobrze i bezpiecznie?! Nie mam nawet zamiaru już wycierać jej łez. Ja naprawdę starałem się żeby było okej, żebyśmy się pogodzili i spróbowali znów. Tylko jak to zrobić w takiej sytuacji gdy jestem obrażany? -O tobie akurat wiem tyle ile mi o sobie powiedziałaś! Tyle się na mnie otworzyłaś!- Wcale się nią przez te wszystkie spotkania nie interesowałem. Wcale nie pytałem jak tam u niej, co słychać, co sądzi o danej sytuacji. Naprawdę w takim razie byłem beznadziejnym gościem. Żart. Nie uważałem żebym był złym gosciem. -Bo mi na tobie zależy!- Aż mnie korciło żeby wyrwać jej tego papierosa i wyyjebać go gdzieś w kosmos ale kim ja byłem żeby taką akcje robić teraz?
Jasne, ze miałam go za gówniarza, bo tak się zachowywał. Był ode mnie starszy, a czułam się jakbym spotykała się z jakimś dzieciakiem. Gdybyśmy byli parą to nie uciekłabym - w związku pewne rzeczy przestają być tematem tabu, ale to, że byliśmy w tak dziwnej relacji dość mnie krępowało - jak miałam powiedzieć facetowi, który zachowywał się jakby sam nie wiedział czego ode mnie chce o czymś co w moim mniemaniu było dość wstydliwym doświadczeniem? - Chyba nie potrafisz zrozumieć, że trudno mi się otworzyć przed kimś kto sam nie wie czego chce. Nie powiedziałam, że jest beznadziejnym gościem i że nie pytał co u mnie, chodziło mi raczej o to, że żył w swoim świecie i nie był w stanie pojąć moich trudności, a tym bardziej oczekiwań względem relacji międzyludzkich. Nazwanie go cipą było jedynie krzykiem złości, naprawdę nie miałam tego na myśli. W tym konkretnym momencie byłam jednak zbyt smutna i zdenerwowana, żeby go przepraszać i naprostowywać to wszystko co sobie powiedzieliśmy. - Widać po Twoim zachowaniu jak Ci zależy i jak bardzo chcesz ze mną być - rzuciłam z sarkazmem, bo czułam się naprawdę podle. W moim mniemaniu chłopak zupełnie zatracił kontakt z rzeczywistością. - Wiesz co - rzuciłam po raz kolejny ignorując strugi łez spływających po moich policzkach wraz z tuszem - Odezwij się jak dorośniesz, nara. Odwróciłam się na pięcie i popalając papierosa opuściłam miejsce zdarzenia.
- Z pewnością ale no przecież ciebie nie zjem, a czekoladę tak.- Rzuciłem żartobliwie i widząc jej torbę odrazu ją od niej odebrałem. Tuż po opuszczeniu altany ruszyłem odrazu w tylko mi znanym kierunku. Wkońcu jeśli nie usłyszałem od niej gdzie idziemy to musiałem sam go wybrać. Zdecydowałem się skierowanie swoich kroków w stronę wielkiego dębu, a dokładnie domku na nim. Wnioskowałem że jeśli dziewczyna chce stąd iść to znaczy że nie ma ochoty na towarzystwo kogokolwiek (no oczywiście po za mną, co zresztą nie jest dziwne.) stąd też właśnie na to miejsce padł wybór. - Wskakuj do góry. - Powiedziałem stojąc już pod odpowiednim drzewem i odkładając na chwilę torbę by móc łatwiej pomóc dziewczynie jeśli tego by chciała lub potrzebowała. Kiedy już ona weszła na górę sam zrobiłem to sam tyle że już razem z torbą. - A twoi znajomi nie będą źli że sobie poszliśmy? - Zapytałem się dopiero teraz bo jakoś wcześniej na to nie wpadłem. Czekając na odpowiedź wyjąłem ostatni kawałek czekolady i z bólem serca podzieliłem go jeszcze na pół. - Proszę. - Powiedziałem odając jedna z połowek kawałka czekolady. Nie bardzo to mi się uśmiechało ale nie chciałem wyjść na sknerę.
Chociaż byłam bardzo samodzielna i rzadko korzystałam z pomocy innych to z wielką chęcią oddałam torbę Puchonowi - trudno ukryć, że była bardzo ciężka i niespecjalnie chciało mi się ją nosić. Całkiem nieźle umiałam się ustawić. Miejsce do którego mnie zabrał w ostatnim czasie kojarzyło mi się dość negatywnie, ze względu na moją kłótnię z Benddickiem, miałam więc nadzieję, że spotkanie z Gregorym pozwoli trochę odczarować to miejsce - w końcu chłopak był bardzo miły, więc ten czas zapowiadał się raczej miło. Weszłam po drabinie bez jego pomocy (no bez przesady) i usiadłam w głębi domku przyjmując od chłopaka kawałek czekolady. - Dziękuję - powiedziałam obdarzając go promiennym uśmiechem. Spałaszowałam kawałek czekolady i dodałam: - Theo dopiero dzisiaj poznałam, a Blaith jest moją kuzynką i raczej jest jej wszystko jedno. Byłam ciekawa czy Fire da się sportretować Krukonowi, ale stwierdziłam, że dowiem siętego później - szczerze powiedziawszy nie miałam teraz szczególnej ochoty na przebywanie w jej towarzystwie.
-Nie ma za co.- Rzuciłem z zadowoleniem w głosie. Wysłuchałem jeszcze do końca Vivien gdy mówiła o swoich znajomych. -Jeśli źli nie będą to nie ma czym się przejmować.- Dodałem uśmiechając się do dziewczyny. Chyba przez całe popołudnie to robiłem i jakoś nie czułem się z tym źle. -Wiesz teraz mi trochę głupio się zrobiło.- Zrobiłem chwilową pauzę by nadać trochę napięcia. No cóż może to co za chwilę chciałem zrobić nie było niczym złym ale czy była by w tym jakaś frajda gdy bym tego właśnie w taki sposób rozegrał? Nie bardzo więc postanowiłem zacząć wdrażać swój plan w życie. -Bo wiesz... Ja chyba nie zapytałem się ciebie nawet oto na jakiej... Pozycji grasz w quidditcha.- Przy ostatnich słowach oniemal nie wybuchłem śmiechem ale nie mogłem sobie na to pozwolić. Wkońcu chciałem by z ust dziewczyny nie schodził uśmiech.
Trudno ukryć, że bawiliśmy się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze i tego popołudnia uśmiechałam się i śmiałam niemalże cały czas - Greg był naprawdę sympatycznym chłopakiem i cieszyłam się, że spędzałam ten czas z nim, a nie z marudzącą Fire - nie żebym miała coś do niej, uwielbiałam ją, ale dzisiaj dość mocno mnie zirytowała uwagami dotyczącymi mojego życia uczuciowego. Trochę zaniepokoiły mnie pauzy w tym zdaniu, ale po chwili dotarło do mnie, że najprawdopodobniej się wygłupiał, więc odrobinę się wyluzowałam i gdy w końcu sprecyzował pytanie wybuchnęłam śmiechem. - Jestem ścigająca. Nie zapytałam o jego pozycję - w końcu wiedziałam, że jest pałkarzem. W sumie trudno powiedzieć skąd - zanim Lope nauczył mnie grać i zaciągnął do drużyny nieszczególnie interesowałam się Quidditchem. Możliwe, że takie rzeczy po prostu wpadały do głowy. Usiadłam po turecku i po chwili uspokoiłam się i spojrzałam chłopakowi w oczy.
Przymknąłem powieki i uniosłem lekko głowę do góry. Moja mina mówiła sama za siebie, a wyrażała dumę której ani przez chwilę nie ukrywałem. No co poradzę że gdy ona wybuchła śmiechem ja osiągnąłem co chciałem. Po chwili jednak wróciłem już do poprzedniego stanu i na moje usta wskoczył uśmiech. -Czegos szukasz?- Zapytałem kiedy zauważyłem tylko że dziewczyny spogląda mi prosto w oczy. Nawet postanowiłem się nie ruszać za bardzo ale gdy zauważyłem pasemko włosy spadające jej na policzek odrazu sięgnąłem po nie by zaczesać je za ucho. Szczerze powiedziawszy nawet było mi na rękę ze te blond pasemko postanowiło być niesforne. No cóż, ludzie byli różni i równie różnie potrafili reagować na takie zachowania.
- Wydaje mi się, że patrzenie ludziom w oczy gdy się z nimi rozmawia jest całkiem naturalnym zachowaniem dobrze wychowanej osoby - powiedziałam z lekko ironicznym uśmieszkiem. Nie mówiłam tego złośliwie, wręcz przeciwnie - odrobinę przekomarzałam się z Puchonem, ale w tych słownych potyczkach było mnóstwo serdeczności. Gdy odgarnął mi włosy z twarzy nie zarumieniłam się, ani nawet nie speszyłam - w gruncie rzeczy to było dla mnie dość normalne zachowanie. Filtrowanie było dla mnie czynnością hmm.. może nie codzienną, ale na tyle częstą, że zdążyłam się z tym oswoić. Byłam świadomą swojej wartości kobietą, co jeszcze bardziej potęgowało moją słabość do chłopców - mimo wszystko gdy ma się powodzenie to łatwiej obcować z mężczyznami i przyzwyczajać się do ich zachowań. Skoro zaczął flirt już wiedziałam, że mogę sobie pozwolić na więcej - uśmiechnęłam się do niego zalotnie, po czym obróciłam się i oparłam głowę o jego ramię. - Wiesz już co będziesz robił po Hogwarcie? - zapytałam niezobowiązująco.
-Zgadza się ale mówią że oczy to zwierciadło duszy.- Odbiłem piłeczkę do dziewczyny z równie chytrym uśmieszkiem co wcześniej. - Więc co tam ujrzałaś? - Nie zamierzałem jej odpuścić tego pytania bo jak inaczej dowiedzieć się czegoś więcej o drugiej osobie. Jej brak reakcji dał mi do zrozumienia że muszę się odrobinę bardziej się postarać by pokryła się pąsem. A widok jej zalotenego spojrzenia tylko utwierdziło mnie w tym że mogę sobie na to pozwolić. - Nie bardzo ale w sumie nie ma co się dziwić bo ja nawet nie wiem co jutro będę robić.- Nie byłem z tych osób co planowała wszystko. Robiłem to tylko wtedy kiedy musiałem, a na to akurat jeszcze miałem rok czasu. - A ty? Masz już plany? - W sumie to ciekawe jak ona podchodzi do tego tematu.
Niespecjalnie wiedziałam co odpowiedzieć na tak zadane pytanie - w gruncie rzeczy nie chciałam jeszcze zwierzać się Puchonowi jakie jest moje zdanie na jego temat, więc finalnie postanowiłam podejść do tego tematu lekko przekornie. - Chłopaka, który zadaje głupie pytanie - rzuciłam lekko zgryźliwie, chociaż to był tylko głupi żart. Na szczęście chłopak wyglądał na osobę, która zna się na żartach, więc raczej nie obawiałam się niezrozumienia z jego strony. Poprawiłam się lekko, ale moja głowa wciąż spoczywała na jego ramieniu. Z tej pozycji nie widziałam jego twarzy, aczkolwiek jego głos wydawał mi się radosny, więc uznawałam, ze się uśmiecha. Moje plany na przyszłość były dość skomplikowane - jako jedna z nielicznych osób w rodzinie zainteresowanych eliksirami mogłam pozostać wierna ideałom Dearów i przejąć rodzinne imperium albo iść za głosem serca i robić karierę muzyczną. Mimo wielkiej miłości do eliksirów, muzyka zawsze była na pierwszym miejscu. To wszystko było jednak zbyt skomplikowane, by tłumaczyć do Gregowi, więc rzuciłam krótko: - Skończę studia, a potem albo będę śpiewać albo warzyć eliksiry.
- Masz mnie. - Rzuciłem robiąc na chwilę smutną minę i przyjmując znacznie inny ton. Nie przeszkadzała mi jej głową oparta o moje ramię, a nawet było to miłe. Ale mimo że było miło długie siedzenie w takiej pozycji było nie wygodne. - Mogę? - Zapytałem ruszając lekko ramieniem dając znać że chciałbym inaczej przełożyć rękę i jeśli się zgodzi, obejme ją tą samą ręką. Wysłuchałem dziewczynę nie przerywając jej ale już miałem kolejny plan. - Jeśli myślisz o śpiewaniu to musisz dla mnie zaśpiewać. Nie odpuszczę ci tego. - Powiedziałem znów przyklejonym uśmiechem do twarzy. - Chyba nie dasz się prosić tak uroczemu chłopakowi? - Dodałem po chwili z prośbą w głosie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego jak jestem odbierany przez kobiety to też byłem pewny że uda mi się ją namówić na prywatny koncert.
Zmieniliśmy pozycję - pozwoliłam się chłopakowi objąć. W gruncie rzeczy tak było dużo bardziej komfortowo, a przy okazji zdecydowanie przyjemniej. Nie miałam żadnych oporów w kwestii tego typu ruchów - dla mnie to nie było nic niezwykłego, ani jakoś oburzającego. Bardzo lubiłam się przytulać, nawet do ludzi z którymi nie miałam zbyt głębokich relacji. Dotyk i bliskość były dla mnie czymś naturalnym. Co do śpiewania - no cóż, chwilę się zawahałam. Nie dlatego, że się wstydziłam, zwyczajnie nie lubiłam się popisywać. Wielu ludzi słysząc mój głos milkło i było pod wrażeniem, a mi było zwyczajnie głupio, że wzbudzam, aż takie zainteresowanie. - Jesteś zbyt pewny siebie - żartem skwitowałam ten tekst o "uroczym chłopaku". Mimo to jednak postanowiłam przystać na jego propozycję i zaczęłam śpiewać piosenkę, której nauczył mnie niedawno mój mugolski znajomy.
-Co ja poradzę? Taki już jestem. - Powiedziałem i gdy bym mógł to zapewne wzruszył bym ramionami. Nigdy nie przeszkadzało mi to że aż tak pewny siebie. Kiedy jednak dziewczyna się skusiła na to aby zaśpiewać zamilkłem skupiając się na tym co dokładnie śpiewa. Nie miałem najmniejszego zamiaru jej przeszkadzać bo było by to nie grzeczne, a po za tym kto normalny zrezygnował by z wysłuchania tak pięknego głosu? Poczekałem jeszcze chwilę po tym gdy skończyła i odezwałem się: - Masz piękny głos i po szkole zdecydowanie musisz iść w tym kierunku. - Nie wiem czy dobrze zrobiłem wyrażając moją opinię ale takie właśnie było moje zdanie. Zawsze wychodziłem z założenia że jeśli ktoś ma talent to powinien z nim wiązać przyszłość bo to wkońcu sprawi że będzie prawdziwie szczęśliwy.
W gruncie rzeczy żartowałam - sama byłam bardzo pewna siebie i nieszczególnie przeszkadzała mi ta cecha u innych, ale gdy ktoś okazywał ją w tego typu sposób to lubiłam sprowadzić tę osobę (chociaż na moment) do parteru - niekoniecznie złośliwie. Skończyłam śpiewać i z uśmiechem odebrałam pochwałę chłopaka. - Dziękuję - szepnęłam lekko melancholijnym głosem. Tak bardzo wczułam się w klimat piosenki, że teraz miałam problem by wrócić do rzeczywistości. Taki był mój związek z muzyką - odczuwałam ją całą sobą i potem trudno było wyjść mi z letargu. Było mi odrobinę niewygodnie, więc podniosłam głowę z ramienia chłopaka i usiadłam naprzeciwko niego. - Eliksiry też podobno robię całkiem niezłe - rzuciłam à propos tego co będę robić po szkole. Nie byłam pewna, w którą stronę tak naprawdę chcę podążyć.
Trochę się zmartwiłem słysząc w jaki sposób Viven wypowiada to słowo. Miałem nadzieję że to nie było przezemnie czy coś w tym rodzaju. Ale znałem jeden sposób na to i gdy dziewczyna zmieniła pozycję, sam też ją poprawiłem po czym mocno ją przytuliłem. Oczywiście jeśli zobaczę jakąś dezaprobate w jej zachowaniu nie zrobię tego. Wkońcu nie chciałem by na mnie się obraziła. - Czyli mówisz że mam sprawdzać napoje przed wypicie? - Zapytałem unosząc lekko brew do góry i chytrze się uśmiechnąłem. - Ja aż tak utalentowany nie jest od co.- Dodałem po chwili cały czas starając się patrzeć dziewczynie w oczy.
Gdy chłopak mnie przytulił zupełnie naturalnie się w niego wtuliłam. Bardzo ładnie pachniał, a po za tym miał w sobie coś co sprawiało, że przytulając się do niego czułam się niezwykle komfortowo, tak jakbyśmy znali się latami. - Pewnie - parsknęłam śmiechem - W wolnym czasie rozlewam veritaserum do losowych napojów. Po chwili wahania zażartowałam: - Zdradzę Ci sekret - moją amortencję pije cała szkoła, dlatego wydaje im się, że jestem ładna. Byłam świadoma swojej urody i często słyszałam komplementy, ale lubiłam sobie z tego wszystkiego kpić. Miałam do zaoferowania o wiele więcej niż ładna buzia, aczkolwiek bycie urodziwą miało swoje zalety. - Na pewno jest coś w czym jesteś świetny - powiedziałam z lekkim uśmiechem utrzymując kontakt wzrokowy.