Na łące rośnie kilka samotnych drzew i jakiś czas temu ktoś postanowił to wykorzystać. Do jednej z grubszych gałęzi zostały przymocowane dwie liny, na końcu połączone drewnianą deseczką. Tworzą prowizoryczną huśtawkę, ale czy czegoś więcej potrzeba, żeby na niej usiąść i trochę się pokołysać? Jest zrobiona na tyle solidnie, i zapewne wzmocniona jakimiś zaklęciami, że nie ma obaw, by można było spaść.
Poczynania maleńkiej Stelli nie przyniosły absolutnie żadnego rezultatu. Oczy Arieny dalej były zamknięte, a orzechy laskowe w dalszym ciągu spoczywały w kieszeni jej szortów. - Nie zemną takie numery moja panno.. - mruknęła pod nosem Ariena, gdy poczuła, że fretka daje za wygraną. Uśmiechnęła się przy tym triumfująco, a jej myśli zaczęły powoli uciekać. Robiła się coraz bardziej senna. Nic jednak z tego nie wyszło, gdy z zamroczenia wybił ją znajomy głos. Panna Ariena uchyliła wówczas jedno oko, marszcząc przy tym nieznacznie czoło rozejrzała się dookoła. Najpierw ujrzała tylko korony rozłożystego drzewa, jednak później dostrzegła na ich tle słodką twarzyczkę młodego de La Valette. - Yves.. Nie wiesz, że każda pora jest dobra na drzemkę? - odpowiedziała półgłosem i podniosła się z ziemi, tak aby móc w pełni spojrzeć na Puchona. - Ah tak.. Nie ma za co Yves. Pomyślałam, że któreś z nas powinno w końcu się odezwać. Z racji, że Tobie się nie spieszyło, uczyniłam to ja.. - dodała z uśmiechem, ale za chwilę odwróciła wzrok od chłopaka i spojrzała na kieszenie swoich spodni. Zmarszczyła nos, pokazując Stelli, że jest wyjątkowo niezadowolona z jej niesubordynacji. - Eh.. Co się z Tobą dzieje gagatku? Chyba Cię za bardzo rozpuściłam, nie? - mruknęła do zwierzaka i dała mu niewielki pstryczek w nos. Miała ochotę pociągnąć ją jeszcze za wąsy, ale zrezygnowała z tego pomysłu. - Wracając do listów Yves.. - dodała dziewczyna, widząc, że młodzieniec nie może powstrzymać śmiechu. - Nic w nich nie podkoloryzowałam. Vaysha zdecydowanie przybrała parę kilogramów. Sam zobacz.. - mówiąc to wskazała na niebieską kulę do kręgli, leżącą w zielonych zaroślach.
Usiadłem naprzeciwko Ariette i wsłuchałem się w jej głos, tak bardzo mi brakowało takich chwil, kiedy sobie siedzieliśmy, a czas płynął wolno i przyjemnie. Przy tej dziewczynie zawsze się uspokajałem...miała rację w liście, jakoś nie potrafiłem się na nią zdenerwować...no przynajmniej do tej pory to mi się nigdy nie zdarzyło. - No dla ciebie na pewno każda pora jest dobra. - skomentowałem z uśmiechem na twarzy, jakoś dobry humor ze mnie promieniał i nie chciał zniknąć. Jak dla mnie takie leżakowanie było stratą czasu...choć w obecności Ari myślałem całkowicie inaczej. No prawda że się nie odezwałem listownie jeszcze do nikogo, odpisywałem na listy, ale odkąd powróciłem do szkoły sam z siebie jeszcze niczego nie napisałem. Powody były w sumie dwa, pierwszy to dość napięty harmonogram, oczywiście nie aż tak bym nie mógł do kogoś napisać, ale jednak. Drugim była obawa jak zareagują na mnie znajomi, czasami zachowywałem się zgoła inaczej, stałem się bardziej wybuchowy, czasami także ponury i to moje spojrzenie czasami sam siebie straszyłem. Choć to może tylko moje odczucia przecież życie aż tak nie dało mi po głowie lub innej części ciała..aaaaaa! Koniec tego! - Wybacz...nie miałem głowy do pisania, ale ciesz się że znów się widzimy. Następnym razem to ja się pierwszy odezwę możesz na to liczyć. - złe wspomnienia, czy myśli nie miały racji bytu kiedy byłem w pobliżu przyjaciółki. Ponownie się roześmiałem kiedy zobaczyłem przekomarzanie się Ariette i jej pupilki, no rozbrajały mnie momentalnie! A kiedy puchonka wskazała kulę i uważnie przyjrzałem się jej odpowiedziałem. - Chyba też urosła, czy mi się tylko wydaje? - powiedziałem pogodnie – Ile już ich masz?
Wydęła wargi słuchając uważnie Yves'a i lustrując bacznie jego twarz. Był uśmiechnięty i na pozór pogodny, ale mimo wszystko czuła, że coś jest nie tak. Coś go gnębiło.. No tak. Można było się spodziewać, że Ariena od razu dopatrzy się jakichś nieprawidłowości. Zawsze, gdy humor jej znajomych ulegał jakimś zmianom, Fealivrinówna od razu potrafiła wyniuchać, że coś nie gra. Tym razem było podobnie. - Nooo, Tobie wyjątkowo mogę wybaczyć blondasie.. - zaświergotała Ariena i uśmiechnęła się serdecznie do chłopaka, uciekając troszkę od swoich myśli. Brakowało jej go. Zdecydowanie tak. Młody de La Valette był jedną z nielicznych osób, które w pełni akceptowały Arienę. Nie przeszkadzały mu jej dziwactwa i kuriozalne podejście do rzeczywistości. Nie wyśmiewał się z jej absurdalnych pomysłów, strojów, zachowań. - Uhhh.. Trzymam Cię za słowo. Następnym razem będę czekała na jakąś wiadomość. Mam nadzieję, że się jej doczekam.. - powiedziała nieco złośliwym tonem, unosząc prawą brew ku górze. Wyglądała teraz jak mały chochlik z potarganymi perlistymi włosami, któremu na ramieniu siedzi mała futrzana kulka. - Eee.. Ile to by ich było.. - mruknęła Ariena i przeniosła ponownie wzrok na niewielką kulę do kręgli. Chwyciła się opuszkami palców za brodę i zaczęła delikatnie drapać po niej kciukiem. Tym razem wyglądała jak myśliciel, zgłębiający najbardziej skryte tajniki tej planety, któremu towarzyszy odwieczny kompan w postaci maleńkiej fretki. - Vaysha, Patsy, Zaida i Harry póki co pozostali bez właścicieli. W tym Harry wracał już do mnie z trzy razy. Nie wiem czemu nikt nie chce pokochać tego brązowego Olinka Okrąglinka. On jest naprawdę uroczy.. Po pozostałej dziewiątce ślad zaginął. Może komuś się naprawdę spodobały?- dodała po dłuższej chwili milczenia, swoim przesiąkniętym powagą głosem. Słuchając dziewczyny mogłoby się wydawać, że to co mówi jest śmiertelnie ważne i każde jej słowo ma naprawdę znaczenie. Jednak racjonalne myślenie człowieka przy zdrowych zmysłach, nie pozwalało nawet na dopuszczenie do siebie podobnego wariactwa, jakimi były ochrzczone kule do kręgli. - No ale nie mówmy o Okrąglinkach.. Potem będzie na to czas, jak pójdziemy do Dervisha w poszukiwaniu kolejnej zdobyczy. Teraz pomówmy o Tobie.. - zaczęła odrobinę nieśmiało. Nieśmiało? Tak właśnie, nieśmiało! Wiem, że to do niej w ogóle nie podobne. Przecież Ariena nie należała do osób wstydliwych, nieśmiałych i skrytych. Chociaż może należała? No nie ważne. W każdym bądź razie, gdy z jej ust wyrwały się te słowa, nagle zapanowała taka niezręczna cisza. - Yves.. Ja wiem, że jestem dziwaczką i ciężko jest ze mną porozmawiać o rzeczach poważnych i naprawdę istotnych. Wiem, że moja egzystencja to jeden wielki bałagan i wielu wydaje się, że nie potrafię sobie z nim poradzić. Oh.. Nic bardziej mylnego. Czyż nie jest powiedziane, że tylko geniusz potrafi zapanować na chaosem? I czy istnieje drugi taki geniusz, jak ja? - odparła nieco żartobliwie, aby rozluźnić odrobinę atmosferę, po czym uśmiechnęła się zachęcająco do chłopaka. - Możesz mi o wszystkim powiedzieć Yves. Wiesz o tym, prawda?
Jak zwykle potrafiła prowadzić rozmowę, lekką zwiewną, a jednocześnie poważną. Moglibyśmy rozmawiać o najbanalniejszej sprawie śmiertelnie poważnie, a jednocześnie nie było przeszkód by o tych naprawdę poważnych rozmawiać w miłej i niezobowiązującej atmosferze. Choćby dlatego puchonka była tak niepowtarzalna ta atmosfera którą roztaczała koło siebie jednych odpychała, a mnie właściwie przyciągnęła. - Nie martw się, zazwyczaj dotrzymuje danego słowa. - powiedziałem rozbawiony, przy niej czułem się jakbym jednocześnie był łajany i chwalony. Do tego jeszcze ten „blondas” nie przypominam sobie by ktoś wcześniej zwracał się do mnie w taki sposób, ale w ustach Ariette brzmiało to naturalnie. - To całkiem prawdopodobne że ktoś jednak postanowił przygarnąć którąś z kul, są przecież wyjątkowe. To nie jakaś pierwsza lepsza na którą si można natknąć, tymi ty się opiekowałaś. - odpowiedziałem z pogodnym wyrazem twarzy, czy tak myślałem? Oczywiście! Nigdy nie negowałem tego co powiedziała przyjaciółka, mogłem tego w całości nie rozumieć, ale to tyle. Zaskoczyła mnie lekko kiedy wspomniała że kolejnym tematem będę właśnie ja i w dodatku jej ton wskazywał że....no gdyby nie ten ton to od razu bym się spiął. Ale tak się nie stało, więc spokojnie czekałem aż podejmie na nowo temat. - Jesteś jedną z nielicznych z którymi wiem że mogę porozmawiać o wszystkim. - powiedziałem całkiem poważnie by szybko dodać żartobliwym tonem. - Tak masz rację takiego geniusza jak ty to nigdzie na tym świecie nie ma...poza tym jak dla mnie wydźwięk słowa dziwaczka w stosunku do twojej osoby jest całkowicie inny Ariette. Ale...- zatrzymałem się na chwilę i dopiero po spojrzeniu na przyjaciółkę byłem w stanie kontynuować. - Przez całe swoje życie szukałem akceptacji mojego ojca, w dodatku uważałem go za wzór do naśladowania, ale to wszystko prysło jakiś rok temu. Zostałem wyrzucony jak niepotrzebną zabawkę. Z tym jakoś sobie daję radę, choć nie jest łatwo, podobnie z tym że się zmieniłem odkąd się nie widzieliśmy. - obawiałem się reakcji właśnie na tą zmianę swoich znajomych, ale na pewno to nie dotyczyło Ari – Ale tak naprawdę jestem tu ponieważ ojciec mnie o to poprosił w liście, załatwił przeniesienie, opłacił wszystko i nie wiem co o tym wszystkim myśleć, to wszystko to trochę za dużo dla mnie. - nie byłem smutny, ale też nie radosny...to i tak było sukcesem! Popatrzyłem na starsza przyjaciółkę...czasami zapominałem jaki ze mnie szczyl.
Yves jak zwykle sprawił, że Ariena czuła się wyjątkowa. Jej dziwactwa o których wiedziała, a które jednocześnie tak bardzo lubiła, przestawały być dziwactwami. Stawały się czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym. Czymś, z czego mogła być dumna i w żadnym razie nie powinna się wstydzić. To nie tak, że przy innych była zażenowana tym co robi, tym kim jest. Po prosty przy nim było jej zdecydowanie prościej akceptować siebie. Nie musiała nikomu udowadniać, że nie mają znaczenia jej ekscentryczny wygląd i irracjonalne nawyki. Nie musiała na siłę pokazywać jaka jest w środku, ponieważ Yves po prostu to widział. Widział tą prawdziwą Arienę, której od zawsze towarzyszyło nietuzinkowe zachowanie. Nie wiadomo do końca, co siedzi w jej głowie. Wielu zastanawiało się, dlaczego taka jest. Niektórzy twierdzili, że po prostu brakuje jej piątej klepki. Inni znów szukali drugiego dna, mówiąc, że swoim zachowaniem próbuje coś ukryć. Ja jednak jestem innego zdania. Panna Fealivrin to dość osobliwa persona. Selekcjonuje osoby, które może dopuścić do siebie i otworzyć się przed nimi. Robi to jednak w niebanalny sposób. Jeśli ktoś jest naprawdę wartościowy, nie będzie zwracał uwagi na jej dziwactwa, tylko dojrzy jej wnętrze. Tak właśnie to wygląda. Nie twierdzę jednak, że nie lubi swoich upierdliwych i chorych nawyków. Jak już powiedziałam wcześniej, wręcz je uwielbia. Przywykła do nich i są one po prostu nieodłączną częścią jej osobowości. Tej barwnej i niebanalnej osobowości. - Oh Yves.. Gdyby tylko każdy myślał, tak jak Ty. Wtedy Harry nie lądowałby u mnie aż tyle razy.. - szepnęła nieco przygnębiona, ale zaraz uśmiechnęła się do chłopaka. Tak promiennie i radośnie, jak to potrafiła najlepiej. Kto by pomyślał, że ten zaledwie o rok młodszy Puchon, będzie w stanie zaskarbić sobie jej sympatię. O co naprawdę było ciężko. Co w tym jednak dziwnego? To był zaledwie rok, a Aria w żadnym razie nie odczuwała tej różnicy. Yves był nad wymiar dojrzałym i poukładanym młodzieńcem. Miał również swoje nawyki, które nieco odbiegały od normy. Ale, kto ich nie miał? - Uh.. Miło mi to słyszeć. Naprawdę miło słyszeć, że rozmowa ze mną przychodzi Ci z taką łatwością. W końcu jestem geniuszem, nie? I bardzo lubię słuchać.. - powiedziała żartobliwie, jednak jej słowa nabrały nieco wznioślejszego tonu. Zwykle słowa przychodziły jej z taką łatwością, a teraz po tym co usłyszała od młodego de La Valette w jej głowie zagościła pustka. Nie na długo. Nie wiedząc wszystkiego, postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o zniknięciu chłopaka. - Więc to przygnębienie jest spowodowane Twoją nieobecnością? Co było powodem Twojej nieobecności? I dlaczego mówisz, że zostałeś porzucony jak niechciana zabawka?
Zadziwiające, ale potrafiliśmy się wyśmienicie dogadywać, nie było dla nas barier, poruszaliśmy każdy temat. Czy to dotyczący kul którymi opiekowała się dziewczyna, no czasami i ja. Zdarzyło się że przez miesiąc gościłem jedną czy tez dwie u siebie, po całkiem poważne rozmowy dla większości osób jak szkoła, czy tez przyszłość. Choć ten drugi temat zawsze był okraszony sporą dawką humoru i śmiechu. Przy takich rozmowach zawsze padło jedno czy dwa zdania które wszystko zmieniały. - Wiesz mi się zdaje że ląduje tak często u ciebie, bo właśnie przy tobie jest mu najlepiej. Zazwyczaj starasz się znaleźć opiekunów, ale przecież któraś mogła wybrać właśnie ciebie. Może tak jest z Harrym? - temat kul nigdy nie sprawiał mi problemów, choć czasami nie wiele byłem w stanie powiedzieć...choć wydawało mi się że moja teoria jest całkiem słuszna. - Świetnie ci wychodzi słuchanie Ari, podobnie jak mi. - powiedziałem z lekkim rozbawieniem – Więc teraz trochę szczegółów, pochodzę z nieprawego łoża. Choć mój ojciec miał już żonę, przespał się z moją matką i owocem tego krótkotrwałego związku jestem ja. Jako jedyny męski potomek rodu de La Valette byłem akceptowany i nigdy nie zaznałem wcześniej nie zaznałem przykrych konsekwencji mojego pochodzenia. Rok temu narodził się prawowity następca rodu, więc ja stałem się zbędny. Ojciec odesłał mnie do matki i przez to musiałem opuścić Hogwart, nie powiem bym się najlepiej zachowywał przez ostatni rok. Określenie delikwent idealnie do mnie pasuje. Teraz ojciec mnie tu wysłał z powrotem i nie mam pojęcia dlaczego. - z mojej sytuacji nie było wyjścia, ale powiedzenie tego właśnie Ariette nie było takim złym pomysłem. Zawsze potrafiła powiedzieć coś co zmieniało spojrzenie na dane sprawy, to w niej ceniłem.
Słuchając Yves'a Ariena przymrużyła nieco oczy. Jej usta wygięły się zabawnym grymasie, a dłoń powędrowała na głowę, delikatnie ją drapiąc. Młody Puchon znowu pokazał niezwykłe zrozumienie dla jej wariactw. To co mówił chłopak wydawało się bardzo prawdopodobne, zupełnie jakby tak naprawdę myślał, jakby to czuł. Przecież odkąd pamiętam Panna Fealivrin miała Harry'ego i żadna próba oddania go w dobre ręce nie przyniosła pożądanych rezultatów. Inne kule odchodziły i zdarzyło się im wrócić, ale nie tyle razy. Ta brązowa piłeczka niewielkich rozmiarów próbowała już zatrzymać się u czterech nauczycieli i nic.. - Wiesz blondasie, może masz racje. Może temu Okrąglinkowi faktycznie jest u mnie dobrze? Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Może jednak nie jestem takim geniuszem? - rzuciła pytanie niemalże w niebo. Westchnęła przy tym głęboko, jakby próbowała nabrać powietrza na następną godzinę lub dwie. Często tak robiła, był to jej naturalny odruch. Wzdychanie. Reagowała nim niemalże w każdej sytuacji. - Więc od roku masz brata, tak? - powiedziała Ariena odbiegając zupełnie od swoich Olinków Okrąglinków i spojrzała z uśmiechem na chłopaka. - Czy to nie powód do szczęścia? Czy fakt, że spędziłeś z matką, cały rok również nim nie jest? A koniec końców, Twój ojciec najwidoczniej zrozumiał swój błąd, tak? Jeśli chcesz wiedzieć, czym się kierował.. Może po prostu go o to zapytaj? Będzie Ci łatwiej.. Naprawdę. W innym wypadku nie ma sensu snuć jakichś domysłów, prawda? Zapytaj go o to wprost, albo napisz list. Poczujesz ulgę Yves.. - dodała Ariena niemalże jednym tchem. Chciała za wszelką cenę pomóc chłopakowi. Widziała, że ta całą sytuacja go trapi i nie jest on w stanie sobie z nią do końca poradzić. Przecież rodzina jest najważniejsza.. Ile ona by dała, aby móc porozmawiać ze swoimi rodzicami. Niestety ta możliwość została jej odebrana i Panna Ariena nie chciała, aby jej bliscy zaprzepaszczali również swoje szanse.
Cicho zachichotałem kiedy zauważyłem jak Ariette przymruża oczy, a na jej twarzy pojawia się zabawny grymas. Wiedziałem że właśnie rozważa moje słowa lub nad czymś głęboko się zastanawiała właśnie w takich chwilach wyglądała uroczo...w sumie to słowo bardzo dobrze określało przyjaciółkę, najczęściej właśnie ono przychodziło mi na myśl w stosunku do niej. - Nie zawsze można dostrzec wszystkie możliwości. Dlatego tak ważne są inne osoby, dzięki nim więcej dostrzegamy. Wiesz zatrzymaj Harry'ego i sprawdź jak się zachowa, tylko mu nie mów że to tymczasowe! - dodałem pogodnie by po chwili wsłuchać się w słowa Ari...początkowo buntowałem się przeciwko temu co mówiła. Ale w jej obecności szybko się uspokajałem i właśnie ta dziwna aura którą roztaczała wokół siebie pomogła mi otworzyć się na to co przyjaciółka chciała przekazać. - Masz rację, nie wiem jak długo zajmie mi przeskoczenie nad tym...ale jeśli nic w tej sprawie nie zrobię to wszystko pozostanie tak jak do tej pory, Dziękuję. - powiedziałem zdecydowanym tonem i obdarzyłem Ariette radosnym uśmiechem. - Napiszę do ojca...no i do siostrzyczki tylko ona się ode mnie nie odwróciła. - tak zdecydowanie musiałem to zrobić, spojrzałem z wdzięcznością na dziewczynę i zapytałem. - A co u ciebie? Znów czegoś szukasz lub rozmyślasz nad czymś? - miałem nadzieję usłyszeć kilka ciekawych historii, ale także ważnych faktów z życia Ari.
Dojrzałość Yves'a czasami naprawdę zaskakiwała. Jego rozważania, wnioski do jakich dochodził i pomysły jakimi dzielił się z innymi były naprawdę na wysokim poziomie. Przyjemnie się go słuchało, a jeszcze przyjemniej wdawało się z nim w dyskusję. Dlatego właśnie Ariena tak za nim tęskniła. Za rozmowami i skrajną wyrozumiałością, za jego uśmiechem i wszechobecną akceptacją. - Tak właśnie zrobię.. Harry zostaje! - oznajmiła bardzo zdecydowana, po czym spojrzała zadowolona na chłopaka. Cieszyło ją, że jej słowa do niego trafiły. Tego właśnie pragnęła. Pragnęła aby chłopak przemyślał to wszystko i podjął jedyną słuszną decyzję. Cóż.. Udało jej się. - Nie dziękuj Yves.. Naprawdę cieszę się, że mogłam Ci coś doradzić - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się serdecznie do młodego Puchona. - Siostra? Czyli to dziewczynka? Ależ ze mnie głupek.. - dodała spuszczając głowę, jak skarcony pies, żeby zaraz spojrzeć na młodzieńca i udzielić mu odpowiedzi na jego pytanie. - Oh.. U mnie.. - zamyśliła się na chwilę, uciekając gdzieś wzrokiem, po czym spojrzała na zwierzaka, który dalej siedział jej na ramieniu. - Stello.. Może Ty opowiesz co się u Nas działo? Albo lepiej nie, jeszcze naopowiadasz jakichś niestworzonych rzeczy, a potem ciężko będzie mi to sprostować.. - dodała rozbawiona. - Otóż widzisz Yves, u mnie bez zmian.. Ciągle jestem tą samą ekscentryczną dziewuchą z troszkę skrzywionym światopoglądem, z tymi samymi problemami i dziwactwami. Zresztą.. Nie trudno zauważyć..
Niektórzy mieli jakieś nie wytłumaczalne problemy jeśli chodzi o rozmowę z Ariette, krępowali się i zamykali w sobie by w ich mniemaniu nie zrobić czegoś głupiego. A przecież przyjaciółka sprawiała ze mogłem się otworzyć i śmiać tak często jak przy nikim innym! Dlatego przez prawie całą nasza rozmowę uśmiech nie znikał z moich ust, a nawet ca jakiś czas przemieniał się w radosny chichot lub najzwyczajniej pogłębiał się. Na to obwieszczenie z Harry'm skinąłem głową będąc pewnym że u niej będzie mu najlepiej. - Tak jak i ja. - odparłem szybko kiedy wspomniała że nie mam jej dziękować, też się cieszyłem że ktoś jest w stanie mi doradzić i to w tak ciężkim dla mnie temacie. Poza tym wyłożyła mi to wręcz łopatologicznie kiedy tak się teraz nad tym zastanowiłem...tylko przez mój nastrój i uczucia nie mogłem zrozumieć tego co miała na myśli, ale tylko na samym początku. - Oh Ari! Nie masz co się tak strofować, dobrze zrozumiałaś i w tamtym roku urodził się mi brat. Ale mam też siostrę o dwa lata młodszą. Nawet po tym jak się cała rodzina od strony ojca odgrodziła ode mnie, ona zawsze pisała do mnie listy tak jakby nic się nie stało. - tak kochałem za to swoją małą siostrzyczkę, nawet jeśli wściekałem się na to że cały czas do mnie pisała nie wiadomo poco!? Przecież jej nie odpisywałem, ale teraz to się zmieni i to dzięki Ari...Kiedy przyjaciółka wspomniała że Stella opowie o wszystkim spojrzałem z zaciekawieniem i wyczekiwaniem na zwierzątko. No co?! To było naturalne i całkiem prawdopodobne! - No na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniłaś, ale...- nawet nie musiałem tego wypowiadać na głos, przecież upłyną rok i choć Ariette mogła tego nie zauważyć to jednak jakieś zmiany mogły przecież nastąpić - Choć masz rację nadal jesteś sobą! Uśmiechnięta, troszcząca się o swoje Olinki Okrąglinki i przyjaciół, zabawna i jednocześnie poważna...innym słowem urocza. - mówiłem to całkiem szybko i z wyraźną radością w głosie, po króciutkiej chwili dodałem. - Mogę się przywitać z Vaysh'ą?
Rozmowa mijała bardzo przyjemnie i bezproblemowo. Tych dwoje naprawdę się ze sobą dogadywało. Yves traktował dziwactwa Arieny jak coś naturalnego i był w stanie się do nich ustosunkować. Ariena natomiast wysłuchiwała tego wszystkiego co trapiło młodego Puchona i również potrafiła odnieść się do wszystkiego o czym mówił. Doradzić i pomóc, na tyle na ile tylko mogła. Ich widok naprawdę sprawiał, że robiło się cieplej na sercu. Widok przyjaźni i wzajemnego zrozumienia był doprawdy pięknym widokiem. - Ależ ze mnie głupek do kwadratu.. - mówiąc to blondyneczka sprzedała sobie delikatnego kuksańca w głowę. Była jakaś dziwnie rozkojarzona. Nie wiedziała co jest tego powodem. Może radość wywołana spotkaniem z Yves'em? Istniało takie prawdopodobieństwo.. Przecież doskonale wiedziała, że młody de La Valette ma siostrę, a teraz usłyszała o bracie i nie wiadomo czemu zaczęła łączyć te dwie sprawy. - Miło mieć kogoś takiego. Rodzeństwo. Ah, ile bym dała.. - zamyśliła się na chwilę, spuszczając wzrok i wzdychając jakby teatralnie. - Wybacz, ale moje dzisiejsze przyswajanie wiedzy obiektywnej sięga dna.. - skwitowała nieco niezadowolona z siebie. Nie przywykła do strzelania gaf, chociaż na dobrą sprawę nic sobie z tego nie robiła.. Zawsze było tak, że wolała milczeć niż palnąć jakieś głupstwo. No cóż, była dziwaczką, ale nie idiotką. W zasadzie nigdy nie obraziłaby się, gdyby ktoś nazwał ją wariatką, dziwaczką, a nawet chorą psychicznie. To świadczyłoby tylko o ograniczeniu osoby, która rzuca w nią takimi oszczerstwami. Jednak, gdyby ktoś powiedział o niej idiotka, kretynka, debilka.. Uh.. Nawet boję się pomyśleć jaka mogłaby być wtedy jej reakcja. Ale mogę się zarzec, że nie byłaby ona przyjemna. - Urocza? Chyba jesteś jedyną osobą, która tak myśli.. Dziwna, po prostu dziwna - dodała bez szczypty smutku. Wiedziała jak odbierają ją inni i w żadnym stopniu jej to nie przeszkadzało. Ale jakby nie było, tylko Yves wiedział o jej personifikacji kul. Nigdy inny nie był świadom, że ma taką przypadłość. - Oczywiście.. Nawet nie wiesz ile Vaysha na to czekała.. - zaśmiała się nieco i przysunęła w jego stronę niebieskiego Okrąglinka.
Jak zawsze taka naturalna, ehh spędzanie z nią czasu zawsze było takie przyjemne i zabawne, choć były wyjątki..przynajmniej z tym zabawnie, ale nie były one zbyt długie na szczęście. Kiedy dała sobie kuksańca potrząsnąłem przecząco głową by dać przyjaciółce do zrozumienia że nie musi czegoś takiego robić, szczególnie z takiego powodu...ale jednocześnie uśmiechałem się do niej. Choć po chwili na mojej twarzy można było wyczytać głównie troskę i czułość. Chwyciłem delikatnie dłoń puchonki i lekko ścisnąłem by po chwili powiedzieć przyciszonym głosem. - Masz rację, ale pamiętaj nie jesteś sama choć nie jesteśmy bratem i siostrom to muszę przyznać że dogadujemy się podobnie. - puściłem oko do Ari i uśmiechnąłem się zabójczo jednocześnie uwalniając przyjaciółkę z uścisku. Przyjaciółka nie posiadała najbliższej rodziny, a ja tu rozprawiałem o bracie, siostrze, ojcu...gdybym teraz przeprosił zapewne oberwałbym, albo co gorsza pogorszył samopoczucie Ariette. Dlatego nic takiego nie mówiłem. Na szczęście tematy na które rozmawialiśmy zmieniały się błyskawicznie. - Urocza po prostu urocza! - powiedziałem podniesionym głosem – Dziwna? Może i tak ale przede wszystkim UROCZA! - ostatnie słowo wykrzyczałem pełną piersią, rzadko kiedy zachowywałem się podobnie, ale przy Ari nie miałem przed tym żadnych oporów. Kiedy niebieski Okrąglinek pojawił się przede mną pochwyciłem ją i podniosłem uważnie przyglądając się jej. - Masz rację...przytyła i to całkiem sporo, chyba za mało ruchu miała. Jak coś pomogę ci od czasu do czasu je wyprowadzać...co ty na to?
Miał rację. Byli troszkę dla siebie jak brat i siostra. Wyrozumiali i czuli względem siebie. Troszczyli się jeden o drugiego i pomagali sobie nawzajem. Takie właśnie były ich relację.. Któż by mógł pomyśleć, że to wszystko się tak ułoży. - Czasami nie wiem jak mam Ci dziękować za to, że jesteś.. Wiesz blondasie? - rzuciła żartobliwie dziewczyna. Próbowała jakoś odgonić ta dziwną atmosferę, która naglę się jakby zagęściła. Ariena widziała, że mina Yves'a się zmienia. Dotarło do niej, że mówiąc o braku rodzeństwa, mogła wyglądać jak ktoś kto rozczula się nad sobą. A tak nie było! Aria ma tak ogromną zdolność psychicznej regeneracji, dzięki której potrafi podnieść się po niepowodzeniach, które innych dawno by załamały, że nie słowa rzadko potrafią jej wyrządzić krzywdę. Poza tym nie z ust przyjaciele, który opowiadając o sobie wcale nie miał nic złego na myśli. Aria nie była głupia, rozumiała wszystko. - Urocza? - powiedziała retorycznie, tak jak poprzednim razem. - Yves, to określenie chyba do mnie nie pasuje. Nie chce być urocza.. Urocze się małe niemowlaki, które ciągle płaczą i robią pod siebie. Aż tak bardzo przypominam takiego oseska? - zaśmiała się sama do siebie, słysząc jakie głupoty wygaduje. - Nie chce być urocza. Wolę być dziwna, niespełna rozumu, albo osobliwie niereformowalna.. Tylko nie urocza - powiedziała bez przekonania. W sumie nie wiem czemu tak upierała się przy tym, że nie chce być urocza. Czyżby to słowo kojarzyło jej się z czymś złym? Może nie chciała być nazywana uroczą, ponieważ tak nazywane są wszystkie słodkie blondyneczki, które nie potrafią powiedzieć ile jest dwa plus dwa. Możliwe, że to był jednej z powodów.. - A nie mówiłam.. - Ariena zmieniła temat, gdy tylko zobaczyła jak chłopak bierze Vayshę na ręce. - Brak jej ruchu, może to racja. Jestem jak najbardziej za, żebyś chodził ze mną i moimi Olinkami Okraglinkami na spacery. Jednak nie będziemy ich wyprowadzać. Nawet Stelli nie wyprowadzam, chociaż to nieznośny zwierzak i przydałaby się jej smyczka.. - szepnęła rozbawiona, widząc reakcję małej futrzanej kuleczki. Fretka słyszą słowa dziewczyny otrzepała się i zeszła pospiesznie z jej ramienia. Usiadła w trawie i czekała na przeprosiny. Gdyby nie ten biały łepek, to prawie nie byłoby jej widać. - Pohuśtasz mnie Yves? - zapytała Fealivrinówna, wskakując na huśtawkę, zawieszoną tuż obok nich. - Odłóż Vayshę na miejsce i chodź mnie pohuśtać.. - dodała zadowolona z siebie. Jej dziecinne zachowanie było naprawdę dziwne, ale ona taka już była. Nieprzenikniona. Zatracona w swoich skrajnościach. Jednego razu absolutnie inteligentna i dojrzała, innego bardzo dziecinna i małostkowa.
Kiedy wspomniała że nie wie jak ma mi dziękować uśmiechnąłem się nieśmiało, to było bardzo miłe, ale także dość krępujące. Przecież nie zrobiłem nic wielkiego...po za tym nawet boję się pomyśleć jak bym się zachowywał gdybym nigdy nie poznał Ari. Pewnie byłby ze mnie kolejny ślizgon...a nawet jeśli nie to i tak stałbym się bardzo nieprzyjemną osobą. - Ariette daj spokój ja mogę powiedzieć dokładnie to samo! - po tych słowach szybko się uspokoiłem, jakoś nie pasowało do mnie podnoszenie głosu. Tak mi się przynajmniej zdawało, dlatego powinienem się kontrolować...ale robić to przy przyjaciółce? Nie zdecydowanie tego nie chciałem! - No...raczej nie...- powiedziałem z wielkim ociąganiem się tak jakbym się głęboko zastanawiał czy puchonka rzeczywiście wyglądała na takiego małego oseska czy też nie. Po tych słowach uśmiechnąłem się rozbrajająco. - No daj spokój Ari, jesteś UROCZA, przynajmniej w moim mniemaniu, to jak inni cię postrzegają to ich sprawa. Oczywiście jesteś dziwna, niespełna rozumu i osobliwie niereformowalna. - na te epitety cicho parsknąłem. Oczywiście niektórzy używali ich by dokuczyć przyjaciółce, ale jak dla mnie to były tylko i wyłącznie pochwały kierowane w jej stronę. - Ale nadal pierwsze słowo które przychodzi mi namyśl kiedy myślę o tobie to...urocza. Odpuść w tym temacie nie zamierzam odpuścić. - moje oczy były całkowicie rozbawione, ale jednocześnie zdeterminowane. Można było zmieniać moje zdanie i nawet nie było to aż takie trudne, ale czasami potrafiłem być bardzo uparty szczególnie w takich sprawach... - No nie miałem na myśli smyczy i tego typu spraw, no a Stella chyba nie jest aż tak niesforna? - wypowiedziałem te słowa choć znałem to małe inteligentne stworzonko nie od dziś i dobrze wiedziałem że lubiło postawić na swoim jednocześnie sprawiając przy tym masę kłopotów, ale taki był jej urok. Uwielbiałem te ich przekomarzania, zazwyczaj byłem tylko obserwatorem i to chyba było błogosławieństwo. No chyba że mała fretka uznawała mnie za swojego obrońce i chowała się za mną... - Jasne, przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie w tym miejscu, pamiętasz jak mnie nadepnęłaś, a następnie oberwałem kopniaka od ciebie? - na samą myśl się roześmiałem, cóż to drugie to moja własna wina bo nie uważałem. Ledwo kontaktowałem po kilku nie przespanych nocach, ale to nieistotny szczegół. Położyłem Vayshę i stanąłem za huśtawką czekając na przyjaciółkę.
Był uparty. Uh, był tak uparty jak Panna Ariena. Trafił swój na swego. Jeśli któremuś z tej dwójki coś utkwiło w łepetynie, nie sposób było tego z niej wybić. Ariena upierała się, że nie jest uroczą osóbka, natomiast Yves powtarzał to aż do znudzenia. I jak tu twierdzić, że ta dwójka Puchonów nie jest do siebie podobna? Hah! Nie można tak twierdzić i już.. - Dobrze.. Odpuszczam.. - mruknęła pod nosem i podniosła do góry ręce, jakby poddawała się jakiemuś zamachowcy, który grozi jej bronią. Fealivrinówna nie zamierzała wałkować w kółko tego tematu. I tak wiedziała, że młody de La Valette będzie spamował słowem "urocza", aż do jej skrajnej wytrzymałości. Nie chciała aby doprowadził ją tym do szewskiej pasji, więc postanowiła odpuścić. Tak po prostu? Wiem, że to dziwne. Z innymi zapewne kłóciła by się aż do rozlewu krwi, tak po prostu..dla zasady. Ale Yves? Z nim nie musiała. Nie było jej to do niczego potrzebne. Za bardzo go lubiła, żeby nie powiedzieć uwielbiała. - Powiedzieć, że Stella jest grzeczna i spokojna, to tak jakby stwierdzić, że kobietom nigdy nie towarzyszy niezdecydowanie.. - skwitowała z szerokim uśmiechem na ustach i spojrzała na jeszcze bardziej naburmuszoną fretkę. Ariena wprost to ubóstwiała. Kochała ją denerwować. Twierdziła, że dzień bez poirytowanej Stelli, jest dniem straconym. - Pamiętam.. Oh Yves, doskonale to pamiętam - powiedziała Ariena tłumiąc śmiech. - Do tej pory jest mi troszkę głupio.. No ale w końcu to nie była tylko moja wina.. - dodała wskakując na huśtawkę i czekając aż Puchon zacznie ją huśtać. - Gdybyśmy mieli wspominać wszystkie krzywdy jakie Ci wyrządziłam, nie starczyłoby nam dnia, prawda? Zresztą, Ty też nie jesteś święty blondasie. Pamiętasz jak testowałeś na mnie swój eliksir do zmiany koloru włosów? Matko kochana! Wtedy to naprawdę wszyscy uznawali mnie za absolutną wariatkę. Mimo, że jestem kobietą nie potrafię stwierdzić jaki kolor miałam na głowie.. - parsknęła śmiechem, przypominając sobie kolejne komiczne sytuacje w jakie się razem pakowali.
Potrafiłem postawić na swoim, choć często nie starałem się o to. Lecz w tym przypadku zdecydowanie nie mogłem się poddać! Czemu? Czy ja wiem? Jasne że wiem, ponieważ ta sprawa tyczyła się Ariette, a więc była dla mnie bardzo ważna! Roześmiałem się niezbyt głośno kiedy podniosła ręce do góry...czyżby uważała mnie za jakiegoś bandziora który ją do tego zmusza?... Raczej się nie pomyliła jeszcze jakiś czas temu całkiem spora liczba osób uważała mnie za kogoś takiego. - No tak, ale bez niej byłoby nudno...prawda szkrabie. - spojrzałem na małe naburmuszone zwierzątko, miałem nadzieję trochę załagodzić tą sprawę. Stella potrafiła się dać we znaki szczególnie po tym jak przyjaciółka pogrywała z nią. Mi raczej nic nie groziło, ale...to tak na wszelki wypadek. Zająłem się huśtaniem przyjaciółki, lekko i równomiernie tak jak za pierwszym razem. - Nie przejmuj się tym Ariette, to moja wina że nie uważałem, ale do tej pory zastanawiam się jako mogłaś mnie nie zauważyć gdy leżałem pod drzewem. - mówiąc o tym byłem całkowicie rozbawiony...no jeszcze nie rozbrojony bo przecież nie leżałem na ziemi. Kiedy wspomniała o moim nie udanym eksperymencie, no na wpół nieudanym bo przecież zmieniał kolor włosów...problemem było tylko to że trudno było nazwać ów kolor był.....no właśnie... - Masz rację, ale przez to wszystko nie możemy powiedzieć że było nudno, a co do tego eliksiru....to zgodziłaś się, choć muszę przyznać że podziwiam cię za to. Jestem znany z tego że coś wysadzam lub psuję, choć miałem też kilka sukcesów. - nie moja wina że tyle razy coś partaczyłem, zazwyczaj działałem bez zastanowienia....albo zwyczajnie lekkomyślnie. Ale przyjaciółka zawsze mnie w tych staraniach wspierała nawet zgodziła się wypróbować mój następny eliksir po tej porażce. - Właśnie jak tam twoje obrazy? - zapytałem z zaciekawieniem, przed wyjazdem udało mi się stworzyć farbę która przyjmowała kolor rzeczy której dotknęła. Jeden z moich sukcesów z których byłem naprawdę dumny, choć rzadko o nich wspominałem. Udało mi się uzyskać tylko jedne niezbyt duży słoiczek, ale powinien wystarczyć na kilka niewielkich prac. Poza tym Ariette ładnie malowała, czasami zastanawiałem się czy nie użyć niektórych jej prac jako tatuaży. Jej twory były naturalne i często przedstawiały motyw natury, gdzie bardzo lubiła przebywać.
Dokładnie. Gdyby nie Stella, Ariena zapewne wparłaby już w jakąś zapaść maniakalno - depresyjno - konwulsyjną. Czasami to właśnie ona była jej jedynym kompanem, jej kamratem, który zawsze był przy niej. Mimo, że czasami wywoływała ona w Panie Fealivrin falę wspomnień. Przyjemnych, aczkolwiek otwierających jej nieco zabliźnioną zadrę w sercu. Były to wspomnienia sprzed tragedii, która dopadła jej rodzinę.. Bowiem dzień przed tym potwornym morderstwem, które dokonało się na Rose i Williamie, rodzicach Arieny, mała Stella zawitała do domu Fealivrin, upamiętniając tym samym czwarte urodziny małej Arii. - Nudno? To mało powiedziane.. Ona jest moim organizatorem czasu wolnego, gdy sama sobie z jego organizacją nie radzę.. - mruknęła, a na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. - I mimo wszystko kocham tego małego szkraba.. - powiedziała już nico głośniej, aby Stella to usłyszała. No i usłyszała.. Od razu małe zwierzątko ożywiło się i zaczęło wierzgać pełne radości, aby po chwili znaleźć się na kolanach Puchonki. Nie była ona huśtana za mocno, więc fretka nie miała problemu ze skokiem. - Ja też się nad tym zastanawiam Yves i nie mogę nic wymyślić. Po prostu zlałeś mi się z otoczeniem i prawie na Ciebie wlazłam.. - skwitowała rozbawiona Ariena. - I wiem, wiem, wiem.. Wiem, że się zgodziłam. Wiem też, że jesteś jakimś popapranym alchemikiem, który wiecznie próbuje coś wysadzić w powietrze.. - to określenie może nie było zbyt miłe, ale za to wypowiadane z taką czułością, że de La Valette nie miał absolutnie żadnych powodów do złości. - Obrazy? - powtórzyła pytanie Ariena. - Jeśli pytasz konkretnie o farbę, to już się skończyła.. - syknęła dziewczyna z teatralnym smutkiem i niemalże płaczem. Czy chciała wzbudzić litość w tym uroczym Puchonie, aby ponownie przygotował jej taki preparat? Oczywiście, że właśnie to było w jej zamiarze. - Ostatnio w końcu zaczęłam tworzyć bijącą wierzbę.. Przez długi czas nie mogłam się do tego zabrać - westchnęła. - Zobaczymy co z tego wyjdzie..
Słuchając przyjaciółki można było dostrzec jak ważna jest dla niej ta mała złośnica z jasnym futerkiem. Kompan który prawie zawsze jest przy ttobie i co ciekawe naprawdę dobrze cię rozumie nawet jeśli jest to małe zwierzątko...ciekawe. Przyglądając się tej dwójce byłem w stanie pojąć choć trochę taką relację i musiałem przyznać przed samym sobą że musiało być to miłe uczucie, być w takim związku. Kiedy Ariette powiedziała że „prawie” na mnie wlazła to cicho się zaśmiałem, cóż mój brzuch w tamtej chwili na pewno nie zgodziłby się z tymi słowami, ale przecież było to takie kuriozalne! - Nie zawsze mi wszystko wybucha! - powiedziałem z rozbawieniem i lekkim wyrzutem....teatralnym oczywiście. Ariette miała rację często moje eksperymenty wybuchały i sam nie wiedziałem dlaczego! Przecież wszystko wykonywałem sumienie, odpowiednio kroiłem i miażdżyłem, a nawet zbytnio nie zmieniałem receptur....no chyba że to był ten błąd który zazwyczaj popełniałem. - Ale muszę przyznać że te moje zmiany w recepturach to nie najrozsądniejszy pomysł....ale miło słyszeć że uważasz mnie za alchemika, choćby od siedmiu boleści. - uwielbiałem jak czas tak spokojnie płynął, było to możliwe dzięki Ari która potrafiła odegnać wszystkie rozterki, no prawie wszystkie. Czasami martwiłem się o swoją przyjaciółkę i właśnie taka chwila nastąpiła kiedy usłyszałem o bijącej wierzbie...to o czym myślałem było raczej mało prawdopodobne, ale nie zamierzałem zostawiać tego moim domysłom. - Więc przygotuję ci kolejny słoik. Wystarczy mi jeden dzień i będzie gotowa...ale pod jednym warunkiem Ariette. Nie będziesz próbowała tak szalonej rzeczy jak pobieranie pigmentu do farby bezpośrednio od bijącej wierzby, zgoda? - problemem jest to że to właśnie różdżką trzeba pobrać kolor w jaki ma się zmienić farba, wystarczy prosta formuła i bezpośredni kontakt. I właśnie o ten kontakt tak się obawiałem, choć pewnie niepotrzebnie. - Jeśli będziesz chciała coś takiego zrobić to użyj innej wierzby lub zgłoś się do mnie. - mi się mogło powieść, ale przyjaciółce? Wątpiłem i dlatego się tak martwiłem. Choć Ariette zazwyczaj była bardzo spokojną osobą to czasami miała dość szalone pomysły.
Nie zawsze mi wszystko wybucha! Rozbrzmiało w myślach Arieny. Czuła jakby odbiło się to echem w jej głowie i nie może ucichnąć. Międzyczasie te słowa wywołały atak panicznego śmiechu u Fealivrinówny, który ledwo była w stanie powstrzymać. Robiła co mogła. Zatykała usta rękami, wstrzymywała powietrze tak, że niemalże się dusiła. Gdy w końcu opamiętała się choć odrobinę spojrzała za siebie i usiadła bokiem na huśtawce, którą lekko bujał młody Puchon. - Przepraszam.. To było niekontrolowane - wykrztusiła w końcu z siebie, nieco stłumionym głosem. Czasami tak właśnie wyglądało zachowanie Arieny. Absolutnie odklejone od norm i nieco zwariowane. Można nawet pokusić się o stwierdzenie..chore. - Yeeeeey.. Więc czekam z niecierpliwością na kolejny słoiczek, mój alchemiku od siedmiu boleści - powiedziała zacierając dłonie i uśmiechając się przy tym chytrze. Takiej odpowiedzi właśnie oczekiwała od młodzieńca.. Ah, ta jej siła perswazji! - Oh bijąca wierzba.. Zaprzyjaźniłyśmy się ze sobą, nie musisz się o mnie martwić - mruknęła troszkę urażonym tonem, który po chwili troszkę złagodniał. Czyżby chłopak w nią nie wierzył? - Poza tym.. Zgłosić się z tym do Ciebie? - powiedziała z przekąsem w głosie i zmarszczyła nieco brwi. Wyglądała na niezadowoloną. - Czyli ja mam sobie z tym nie poradzić, a Ty jak najbardziej? - rzuciła na koniec, wywracając przy tym oczami. Tak, tak.. Rozumiała, że młody Puchon się o nią martwi. Tylko dlaczego? Przecież zanim Yves sporządził dla niej tą zaczarowaną farbę, radziła sobie doskonale bez jej pomocy. Więc na dobrą sprawę nie byłaby aż takim szaleńcem, żeby pobierać pigment od bijącej wierzby. Ale teraz? Yves podsunął Arienie emocjonujący pomysł i tak jakby postawił jej wyzwanie. Właśnie.. Przy Arii trzeba było uważać na każde wypowiedziane słowo, bo jej pogmatwane ambicje interpretowały słowa innych na opak, co mogło czasami przynieść niewyobrażalne szkody..
Kiedy usłyszałem reakcję Ari na moje słowa, przemknęło mi przez głowę że sam jestem temu winny, ale tak naprawdę to nie miałem nic przeciwko. Wyglądała przy tym tak uroczo w dodatku próbowała się powstrzymać z grzeczności do mojej osoby. No tak przyjaciółka z natury była miłą osobą...co nie oznaczało że zawsze. Więc mi pozostało tylko lekko się uśmiechnąć bo i mnie ta sytuacja powoli zaczęła bawić, po chwili moje usta rozszerzyły się jeszcze bardziej kiedy zauważyłem radość Ari kiedy usłyszała że przygotuję dla niej kolejny słoik. A kiedy usłyszałem że zaprzyjaźniła się z Bijącą Wierzbą podniosłem brew w zdumieniu, ale nic nie powiedziałem...mała puchonka była jedyną osobą którą znałem zdolną do czegoś takiego! I choćby ze względu na to nie zamierzałem poddawać w wątpliwość jej słów. Po wysłuchaniu kolejnych słów przyjaciółki powinienem znaleźć ścianę i walnąć o nią kilka razy głową...ja i moje głupie gadki teraz to z samej ciekawości będzie chciała coś w tym temacie zrobić! Tylko co?! Fakt to moja...MOJA wina! Dobra uspokój się Yves trzeba coś wykombinować coś rozsądnego i w dodatku inteligentnego..tylko jakoś nic nie przychodziło mi do głowy jak na złość! Ariette trudno było odwieść od pomysłów które pojawiły się w jej ślicznej główce, choć zapewne powinienem powiedzieć prawie niemożliwe, ta fraza zdecydowanie lepiej obrazuje zaistniałą sytuację! Ale trzeba wziąć odpowiedzialność za to co się robi i mówi, więc nie mogłem tego tak zostawić... - Dobra przyznaję...mój błąd. Jestem zbyt ograniczony. - powiedziałem to z lekką skruchą w głosie, w sumie nie pomyślałem o jednej oczywistej rzeczy! Przyjaciółka potrafiła dokonać naprawdę wiele i przecież miała swoje własne sposoby! Co oznaczało że nie musiała skakać przewracać się i w pewien sposób walczyć z Bijącą Wierzbą by pobrać pigment. - Ale mam prośbę. Jeśli będziesz chciała pobrać barwy z właśnie z tej wierzby chciałbym być przy tym. Proszę cię o to z dwóch powodów...pierwszy dlatego że martwię się o ciebie i chciałbym się normalnie wysypiać, a nie ślęczeć nocami i zastanawiać czy nic ci nie jest...a drugi jest dość samolubny jestem ciekawy. - kiedy wymawiałem te zdania napięcie znikło i byłem w stanie w miarę normalnie rozmawiać, ale nadal wyczekiwałem na słowa przyjaciółki. - Chciałbym ci puścić pewną piosenkę. - dodałem to po kilki sekundach...w sumie sam nie wiedząc czemu właśnie teraz.
Nie lubiła, gdy ludzie byli w stosunku do niej nadopiekuńczy. Zdaję sobie sprawę, że jej szaleństwa nie wskazywały na to, że mogłaby zadbać o samą siebie. Jej bliscy martwili się o nią, to dość naturalne. Mimo wszystko Fealivrinówna tego nie znosiła. Nienawidziła i doprowadzało ją to do szału. Czuła się wtedy, jakby ktoś chciał ją ograniczyć, zamknąć w klatce, uwięzić i zapieczętować.. A ona przecież tak kochała wolność, swobodę.. Czymże jest więc dla niej pojęcie granica? Bariera? Otóż, niczym! Nie zna takiego pojęcia. Nie występuje ono w jej słowniku, nie posługuje się nim więc i nie ma zamiaru sprawdzać, jak inne osoby starają się testować na niej znaczenie tych słów. Nie chcę nawet myśleć, czym mogłoby się to wtedy skończyć. Na pewno niczym dobrym.. - Przemówiła do mnie Twoja samolubna strona. Wiesz, że sama jestem skrajnie ciekawską osobą i kocham wiedzieć wszystko. Nie mogłabym być tak okrutna i nie pozwolić Ci być przy tym ekscytującym wydarzeniu.. - dodała dyplomatycznym tonem głosu, po czym uśmiechnęła się szelmowsko do chłopaka. Po raz kolejny mogę stwierdzić, że siła perswazji i werbalizacja opanowana niemalże do perfekcji, mogą zdziałać cuda. Kim byłaby Ariena bez tych cech? Hmm.. Zapewne nieco inną osobą. Uboższą o te wspaniałe zalety, które tak w sobie ubóstwiała. Czy była narcyzem? Oczywiście, że nie. Narcyzm nie idzie w parze z inteligencją. Była egocentrykiem.. Tak, to już prędzej. Nie zawsze, nie dla wszystkich, ale była. Kolejna cecha jednej z jej osobowości.. Kurdę, sama nie wiem ile ich jest. Nieskończenie wiele? Zaczynam myśleć, że to może być prawda. - Piosenkę? Ale na czym? Ale jak? - zastanowiła się przez chwilę. - Elektroniczne urządzenia w Hogwar.. - przerwała nagle przypominając sobie o tym, że Yves zawsze miał przy sobie swoją mp3, mp4, ipoda, iphone'a, czy to tam jeszcze nauka i technologia nie wymyśliła.. Jakoś nigdy nie zgłębiała tego: Jakim cholera cudem? Widocznie tak miało być. - Dobra Yves, słucham więc.. Wiesz przecież jak uwielbiam muzykę..
Uff uratowała mnie samolubna część mojej natury, a jednak się przydaje i to zaskakująco często! A niby powinienem być taki altruistyczny i takie tam...cóż prawdą jest że czasami pomagam i nawet sprawia mi to przyjemność, ale wszystko ma swoje granice. I właśnie w tym momencie moja ciekawość wygrała nad obawą o przyjaciółkę...co z tego że to Ariette o tym decydowała grunt że cel został osiągnięty! Będę przy tej próbie i to jest najważniejsze. Nawet nie mogę się tego doczekać, lubiłem eksperymenty co z tego że głównie dotyczące eliksirów...inne też mnie interesowały szczególnie jeśli dotyczyły osób które znałem i w dodatku zależało mi na nich. A tak właśnie było w przypadku Ari, byliśmy przyjaciółmi i to świetnymi, trudno powiedzieć czy rozumieliśmy się bez słów....ale zdecydowanie pojmowaliśmy to co druga osoba powiedziała lub zrobiła, a to się liczyło! Zatrzymałem huśtawkę i przykucnąłem przy młodej pannie...myśli wypowiedziane przez dzieciaka, skwitowałem własne myśli z lekkim cynizmem. Kiedy już skończyłem rozważania nad własną osobą, a dokładnie nad tym co mi w tym łbie się kotłuje, podałem słuchawki Ari i zacząłem wyszukiwać odpowiedniego utworu. - Nie wiem czy ci się spodoba, ale szczerze kiedy usłyszałem ta piosenkę przyszłaś mi na myśl. Nie wiem jak to wytłumaczyć, może zrozumiesz jak usłyszysz..- nie miałem pojęcia jak Ariette zareaguje na właśnie ten utwór, był dziwny, trudno było go zdefiniować. Miał coś w sobie....Magię? Przesłanie? Drugie dno? Nie dawał mi spokoju i bezsprzecznie kojarzył mi się z przyjaciółką. Byłem ciekawy jej reakcji i tego czy oberwę po nosie czy też nie...spokojnie czekałem na opinie Ari.
Ta Puchonka zawsze wiedziała jak podejść młodzieńca, aby ten był w stanie zgodzić się niemalże na wszystko. Czasami zastanawiałam się jak ona to robi? No dobra, ja też potrafiłam wymuszać na innych wiele rzeczy, ale nie było to aż tak perfekcyjnie rozegrane. A może jednak było? No nic.. W każdym bądź razie Aria była w tym mistrzynią i mało kto potrafił się zorientować, że to właśnie Puchonka nim manipuluje. No ale nieważne. Przejdźmy do fabuły. Eh, Yves i jego piosenki. Gdyby tylko Ariena mogła mieć tu swoją skarbnicę muzyki, wtedy zarzuciłaby go nieziemskimi utworami. Tak, tak. Jej gust muzyczny był naprawdę fenomenalny i nie ukrywała się z nim. Lubiła zarażać innych swoją muzyką. Często dziwną i niszową, ale przy tym nieziemsko wyjątkową. Teraz jednak była kolej Yves'a ma popisanie się swoim gustem. Ariena odebrała od niego słuchawki i założyła je na uszy, a chłopak gdy puścił jej w końcu wspomniany kawałek przymknęła oczy. Zawsze to robiła. Nic ją wtedy nie rozpraszało, czuła wtedy lepiej muzykę. Oh! Jak ona komicznie wyglądała. Na jej twarzy gościło tyle min podczas przesłuchiwania utworu, że pewnie Yves teraz konał ze śmiechu. Oj tam.. Trudno.. Gdy Ariena skończyła słuchać piosenki ściągnęła słuchawki i oddała je Yves'owi. - Też nie wiem.. Przecież ja nie jestem tak wyjątkowa. No, a ta piosenka zdecydowanie jest. Chociaż.. - i tu Fealivrinówna zmarszczyła nos. - Ma ta dziewczyna dwa momenty, gdzie troszkę skrzeczy. Jednak to nic.. Chcę jeszcze raz. Za drugim razem zawsze lepiej wczuwam się w utwór.
Przyjaciółka wyglądała komicznie ze swoimi minkami które tworzyła podczas słuchania utworu...komicznie, ale i uroczo! Tego nigdy bym jej nie mógł odmówić. Może nie tarzałem się po ziemi ze śmiechu, ale zakryłem dłonią usta i powstrzymywałem się jak tylko mogłem, głównie po to by nie przeszkodzić Ari w odbiorze piosenki. Byłem świadom niezwykłości tego utworu, nie koniecznie nazwałbym go idealnym, może pięknym w swej niedoskonałości...tych określeń mogłoby się znaleźć jeszcze trochę, ale moja opinia mnie nie interesowała bo ją przecież znałem. Dlatego kiedy Ariette postanowiła podzielić się ze mną swoim zdaniem uważnie jej słuchałem... - Właśnie że jesteś, jak wspomniałem od razu pomyślałem o tobie i nie zamierzam zmieniać zdania. Przecież uznałaś że miło będzie pobawić się z hipogryfem jak ze zwyczajnym kotkiem! Może większość uznałaby to za dowód szaleństwa, ale ja uważam że to dowodzi twojej wyjątkowości...w końcu to przeżyłaś. - wypowiedziałem to wszystko z lekkim rozbawieniem, ale nadal pamiętałem ile nerwów wtedy zżarłem! Że nie osiwiałem to był cud. - Puszczę jeszcze raz, a potem się zbieramy w końcu nowy braciszek lub siostrzyczka ma dołączyć do rodziny. - po tych słowach puściłem ponownie utwór i ponownie cieszyłem się obserwując miny przyjaciółki.
Wyjątkowa? Tak, Yves chyba miał rację. Tak można było o niej powiedzieć. Była naprawdę wyjątkową osobą, ale przy tym była też dziwaczką. Nie możemy o tym zapominać. Wyjątkowa w swej dziwności? Czy dziwna w swej wyjątkowości? Czasami zastanawiam się, które słowa lepiej opisują Arienę. Zastanawiam się, czy to ona jest tak wyjątkowa i tylko posiada swoje niekiedy olbrzymie dziwactwa. Czy może właśnie te dziwactwa czynią ją tak wyjątkową? Nie jestem nadto obiektywna w tej sprawie, ale wydaje mi się, że Arię można byłoby postawić gdzieś na granicy. Jest wyjątkowa, jej dziwne dziwactwa również. - Ale przecież on był milusi jak kotek.. Więc nie rozumiem gdzie w tym jakieś szaleństwo.. - mruknęła niby poważnie, ale za chwilę zaczęła się śmiać. No była wariatką, co tu dużo mówić. - Już musimy iść? - powiedziała już nieco smętnie. - No dobrze, skoro musimy - Aria założyła ponownie słuchawki, a Yves puścił jej piosenkę. I znowu powtórka z rozrywki. Jej komiczne miny i dziwne grymasy. Po jakichś czterech minutach piosenka dobiegła końca. Ariena tylko westchnęła oddając Puchonowi słuchawki. Potem zeskoczyła z huśtawki, sadzając sobie fretkę na ramieniu. - Ale zaraz, zaraz.. Jaka siostrzyczka? Braciszek? W jakim sensie dołączyć? Bo ja chyba dziś nie bardzo kontaktuje.. - zapytała, odwracając się jeszcze w stronę chłopaka.
Czasami zastanawiałem się które z nas jest bardziej odpowiedzialne lub mówiąc trochę nad wyraz, dorosłe. Jakiś czas temu poświęciłem sporo czasu by dojść do jakiejś sensownej odpowiedzi i zamiast takową uzyskać pojawiło się nowe pytanie. W jakiej sytuacji? W pewnych przypadkach to ja zachowywałem się jak ten starszy, a w innych to właśnie Ariette...wolałem nie wnikać których było więcej, poza tym domyślałem się odpowiedzi. Teraz możemy śmiać się razem z wielu wydarzeń z przeszłości, ale zdarzało się że w tamtych chwilach tylko jedno z nas było rozluźnione i w dobrym nastroju. - To nie tak że musimy już iść, ale lepiej by było. - powiedziałem kiedy usłyszałem jej smętny głos, szczerze chciałem tu jeszcze pobyć, ale w sklepie możemy spędzić całkiem sporo czasu. Pamiętam jak było ostatnio....kilka godzin spędzonych na zapoznawaniu się z Olinkami. Lubiłem to, było zabawnie i ciekawie tylko czasami zapominaliśmy o upływie, a nie chciałbym byśmy mieli z tego powodu kłopoty. Już się nie mogłem doczekać jak sklepikarz nas zobaczy i przewróci oczami że te świrusy ponownie nawiedziły jego renomowany lokal....Ariette słuchała utworu, a ja tak rozmyślałem jednocześnie powstrzymując się ponownie od wybuchu śmiechu...no nie mogłem praktycznie tak zabawnie i jednocześnie uroczo wyglądała. Kiedy zeskoczyła z huśtawki i zapytała to na moich ustach pojawił się konspiracyjny uśmiech. - Chodzi mi o Olinki Okrąglinki Ariette! - powiedziałem z rozbawieniem – Myślę że one wszystkie traktują się jak rodzeństwo, spędzają ze sobą sporo czasu i pozostają pod twoją opieką, aż nie znajdziesz dla nich odpowiedniego miejsca gdzie mogliby pozostać....można to porównać do zastępczego domu który dla nich tworzysz. A w takich miejscach nie rzadko wszyscy traktują się jakby byli jedną wielką rodziną. - może to nie było najlepsze porównanie, ale właśnie takie pojawiło się w mojej głowie, więc się z nim podzieliłem. Czy byłem dziwny mówiąc takie rzeczy? Możliwe, ale jakoś mnie to nie obchodziło...nie przy Ari. - Więc jak zabieramy Harrego, Vayshę i resztę kompani i idziemy? Tak w sumie ile zabrałaś ze sobą dzisiaj? - miałem na dzieję że nie za dużo, przecież Olinki nie były lekkie!